Salon gier Asaigawa - Page 6
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Pią 26 Sie - 23:49
First topic message reminder :

Salon gier Asaigawa


Był rok 1987, gdy pełen nadziei i ambicji Asaigawa Taichiro podjął się własnej działalności. Nie sądził wtedy, że okres świetności automatów rychło się zakończy. Przed erą prywatnych komputerów salon pękał w szwach od spragnionych adrenaliny młodych studentów, jednak wraz z rozpowszechnieniem technologii lokal zaczął popadać w coraz większe finansowe tarapaty. Było to powodem jego przeniesienia na skraj centralnej dzielnicy Fukkatsu, będąc o krok od zakwalifikowania do Nanashi.

Miejsce uparcie jednak funkcjonuje, choć Asaigawa dawno przewraca się w grobie. Ceny mocno poszły w dół, w środku jest zaduch i dziwny, niewygodny półmrok, kojarzący się z czymś złowieszczym i mrocznym. Nierzadko można odnieść wrażenie, że tylko kilka godzin dzieli firmę od splajtowania, ale przeszłość najwidoczniej wciąż walczy o swoje. Ten salon gier to terytorium stałych bywalców, którzy nie zapomnieli o istnieniu Street Fighter II. Pac-Man czy Ultimate Mortal Kombat 3. Zewsząd słychać charakterystyczne pikanie i mruczenie będących na chodzie urządzeń - prawdziwa muzyka dla wszelakich freaków.

Poza tym, jeżeli ktoś docenia stary klimat to z pewnością odnajdzie się w tym ciasnym, wypełnionym maszynami lokalu. Wiele można mu zarzucić, ale ci bardziej wytrwali odczują atmosferę zwykle spotykaną wyłącznie w gronie bliskich znajomych czy rodziny. Obecny właściciel oferuje kilka wysłużonych kanap, ekspres do kawy i stale uzupełniane papierowe kubeczki; jest też łazienka i sterta poszarzałych magazynów o grach do przejrzenia dla tych, którzy czekają na swoją kolej. Zamknięcie formalnie następuje o godzinie 20, ale prawda jest taka, że pan Kirishima, mimo podeszłego wieku, rozumie znaczenie słowa "zabawa". Zdarza się więc, że lokal cichnie dopiero grubo po północy, gdy ostatni z klientów odbierze telefon od rozwścieczonej, żądającej powrotu do domu żony.

Tu czas ma własny rytm.

Haraedo

Hecate Shirshu Black

Nie 17 Mar - 5:39
  — Więc tego chcesz — mojej desperacji?
  Nie musiała nic mówić — odpowiedź zawarła w kolejnym poruszeniu mięśni twarzy, w bardzo subtelnym acz dodatkowo podkreślonym przymrużeniem oczu uśmiechu. Czuła zresztą, że nawet i to było zbędne. Mimo iż znali się... Ile tak naprawdę? Piętnaście minut? Pół godziny? Może godzinę maksymalnie, to rozumieli się nierzadko bez słów. Czytali już ze swoich spojrzeń i to na tyle skutecznie żeby w pewnym momencie mowa stała się już tylko ozdobnym elementem. Skłamałaby mówiąc, że jej tym nie zaintrygował. Niewielu znała ludzi zdolnych do pojęcia swojej osobliwej natury, a co dopiero do świadomego wejścia z nią w kontakt.
  — Chcę wiedzieć z jakiej gliny zostałeś ulepiony — odparła, dodając po chwili: — Desperacja to forma najczystrzej prawdy. Sprowadź człowieka na jej skraj, a dowiesz się do czego tak naprawdę jest zdolny. Reszta to już tylko formalności.
  Nie mylił się, bo rzeczywiście nie drgnęła w reakcji na pełznącą ku szyi dłoń. Patrzyła mu wtedy nieprzerwanie w oczy ze stoickim spokojem zobrazowanym w swoich własnych; prócz niego błyszczało coś jeszcze, coś pełnego mroku i grozy odnajdywanych w przeciągłych skrzypnięciach odbijających sir echem od ścian opuszczonego domu — rozum podpowiadal, by odpuścić, mówił że to zły pomysł, z pewnością nieopłacalny. Ciekawość wychodziła mu jednak naprzeciwko, skutecznie pchając do dalszych kroków w głęboką ciemność.
  — Lubię wyzwania, a zaszczuty pies brzmi jak jedno z nich. W wolne dni oswajam wilki — Mógł uznać, że żartowała. Albo że używała jakiejś niepojętnej metafory, która dla każdego innego człowieka byłaby dziwna, jakaś taka nie na miejscu, bo niezbyt zabawna i średnio pasująca. Pomyślała wówczas, że chciałaby zobaczyć jego twarz na widok wściekłej bestii z którą żyła pod jednym dachem. Była pewna, że widząc tamtego potwora potwór tuż przed nią parsknąłby śmiechem albo wyszczerzył kły w rozbawieniu. Uznałby, że tak, mógł się tego po niej spodziewać — pozwoliła sobie na to podejrzenie bez zawahania, wyglądał jej na taką właśnie osobę. Nienormalną.
  Ciepło dłoni otulającej szyję było przyjemne. Do tego stopnia, że czysto podświadomie przechyliła się naprzód, wspierając na palcach mężczyzny niewielką część ciężaru ciała. Nie była zszokowana brakiem ingerencji mózgu, od zawsze ufała instynktom bardziej niż myślom. Jeśli więc te podpowiadały, by garnąć się do tego ciepła mimo iż mogło bardzo szybko przeobrazić się w parzące płomienie, to nie zamierzała oponować. Świadomość z jaką łatwością delikatny dotyk opuszków zyskałby moc imadła miażdżącego miękki owoc wydawała się dziwnie kojąca, gnałaa po ciele formą satysfakcjonującego mrowienia.
  Czy czuł się podobnie gdy to ona drażniła się z nim?
  — Wieczorami? Cóż... — zastanowiła się przez chwilę, chodź zwłoka była czysto teatralnym zagraniem — potwierdzał to wyraz jej twarzy. — Robię trucizny na które nie ma antidotum, zjadam dzieci które akurat postanowią opuścić bezpieczeństwo miasta, wabię mężczyzn, kobiety, starość i młodość do lasu, z którego już nigdy nie wracają, nikogo nie faworyzują, wszyscy dostają jednakowe szanse — Droczyła się z nim, oczywiście że tak. Miała to we krwi. — Ale nie lubię rutyny, więc czasem można mnie spotkać, tak jak dziś, w niego bardziej przyziemnych miejscach. Ghost Club to jedno z nich, ma swoją urokliwą nazwę — Postanowiła podzielić się z nim i tym skrawkiem informacji. Mimo iż nie była to żadna tajemnica — wszak w klubach bywała dość często — skrywana przed ludźmi, to mimo wszystko sława wiedźmy z Kinigami wygrywała nierówny wyścig z rzeczywistością. Zabieg był więc celowy, bo Black kierowała ciekawość — chciała wiedzieć jaką miał opinię, czy dotychczasowa magia mistycyzmu i tajemnic nie pryśnie pozostawiając go pełnego zawiedzenia. Tego samego które oboje poczuli, gdy jego ręka zahaczyła o kołnierzyk bluzy i spłynęła zaraz niezadowolona, nie odnajdując zamka za który mogłaby złapać.
  — A tobie z kagańcem.
  — Nie gryzę — Bezwstydna nuta sugestywnej naleciałości znalazła odzwierciedlenie nie tylko w odpowiedzi ale i zadowoleniu poruszającym strunami głosowymi drgającymi nieprzerwanie od satysfakcji. Słychać ją było gdy mówiła i gdy zblizała do niego ciało czując uścisk rąk oplecionych wokół talii. Mógł jej doświadczyć również w uśmiechu na moment rozciągającym stulone w pocałunku usta. Gdzieś w jego trakcie oddech przestał mieć znaczenie; charakterystyczny odgłos przytulonych do siebie warg warg na dłuższy moment przerwał rozmowy być może, a być może nie zwracając uwagi pracowników. Nie mieli wtedy znaczenia, tak samo jak nie miało go miauknięcie bakenego ani brzęczenie maszyn dookoła. Gorąco rozcapierzonych na plecach palców, które pchały bliżej Yozia oraz miękkość języka skutecznie skupiały uwagę na jednym — na nim. Doskonale wiedział co zrobić, by zgarnąć piedestał najważniejszej osoby w całym pomieszczeniu, a w tamtym momencie również i w całej Japonii. Świadomie czy nie, trafiał idealnie w odpowiednie upodobania; był jak doświadczonny latami nauki i obdarzony talentem pianista o dotyku zapierającym dech w piersiach całej widowni. Przysuwała się więc bliżej i bez zachęty, w ruchu pełnym gracji i subtelności unosząc nieco uda, by przytulić je do bioder mężczyzny. Musiała zrobić sobie do tego miejsce, więc dotychczas tkwiąca na boku dłoń przesunęła się naprzód, na brzuch który już wcześniej skrupulatnie przeskanowała palcami. Musiała jednak nie być dość zadowolona, bo opuszki znów odnalazły drogę pod jeden z czarnych materiałów kompletu jego ubrania. Smagnięte równie ciemnym lakierem paznokcie zadrapały zaczepnie, bo z odpowiednią lekkością skórę, zaraz nacisnęły na nią sprawdzając jakby jej fakturę, szukając kolejnych bruzd i nierówności. Nie musiała posuwać mu golfu, bo tym razem dotykiem sięgnęła okolic podbrzusza, celowo zatrzymując go tuż nad nim. Czuła na wierzchu dłoni ułożony pod niewygodnym kątem guzik spodni lecz nie sięgnęła ku niemu.
  Spojrzała na niego, gdy wypowiedział jej imię — przez umysł przebiegła myśl, że brzmiało zaskakująco dobrze wypowiadane jego głosem. Przez chwilę zastanawiała się, czy to nie kwestia tego jak niewielu ludzi używało jej prawdziwego imienia, a nie wygodnej dla rodzimych mieszkańców nazwy, lecz szybko doszła do wniosku, że nie w tym tkwił szkopuł. — Bo lubisz igrać ze śmiercią — odpowiedziała mu bez zawahania, znów znajdując się tak blisko, że ponowne sięgnięcie wciąż ciepłych od pocałunku warg było kwestią najdrobniejszego drgnięcia. Rozważała to w zasadzie dłuższą chwilę. Wolała słuchać ich przyśpieszonych oddechów niż zachcianek kogoś z góry, kto wciąż nie do końca wiedział z czym ani z kim miał do czynienia. Zdążyła więc cofnąć już obie ręce, opierając je wygodnie po bokach szyi Yozeia. Nie przeszkodziła mu jednak, gdy sam ulokował własne pod ciepłym materiałem bluzy — gdy jej część podjechała wraz z nadgarstkami mężczyzny, Black odczuła zimno Salonu na odsłoniętej skórze pleców. Nic dziwnego, że był taki zimny. Z drugiej zaś strony nie mogła narzekać na chłód, gdy kontrastem naprzeciw wychodziło mu cudze ciepło dotyku.
  — Nie musisz, czy może nie chcesz? — odpowiedziała mu pytaniem naznaczonym lekkością śmiechu. Odchylona na bok głowa odłoniła więcej szyi — widać było, że kolejne pieszczoty do niej przemawiały i wobec nich była gotowa słuchać o rzeczach, które niezbyt ją akurat wtedy interesowały. Wciąż uważała klimat sprzed chwili za zmarnowany potencjał.
W końcu westchnęła, powoli opuszczając nogi w dół, z powrotem go wygodniej pozycji, gdzie nie opierała już ud na biodrach mężczyzny. Dłonie trzymała jednak w tym samym miejscu, po chwili przemykając kciuki po linii zarysowanej szczęki z obu jej stron.
  — Korzystną współpracę — powtórzyła za nim, jedną z brwi unosząc nieco wyżej od drugiej. Nie musiała mu chyba mówić by się domyślił, że nie należała do grona pałającego szczególnym zaufaniem wobec... Kogokolwiek, tak naprawdę. Zaraz jednak ściągnęła dłoń z jego twarzy.
  — Daj mi telefon — zaczęła, drugą ręką — tą którą cały czas głaskała mu policzek — przemykając na tył głowy mężczyzny, by z lekkością podrapać go po karku. — Podam wam adres. Obyście wiedzieli na co się piszecie wchodząc do lasu nocą — No tak, za oknem było już ciemno. — If you look into the face of evil, evil's gonna look right back at you.

@Yōzei-Genji Setsurō



Salon gier Asaigawa - Page 6 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Shirshu Black

Satō Kisara ubóstwia ten post.

marzec-kwiecień 2038 roku