Punkt widokowy na miasto
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Pią 26 Sie - 23:54
Punkt widokowy na miasto


Wąska klatka schodowa i dwadzieścia par wspinających się na przemian schodów prowadzą na dach jednego z najwyższych budynków w mieście. Oficjalnie punkt widokowy funkcjonuje wyłącznie od wczesnych godzin porannych do zmierzchu i można wtedy zaoszczędzić sobie trudu korzystając za niewielką opłatą z szybkiej windy, lecz po godzinach wrota prowadzące na odpowiednie schody nie są wcale zamknięte. Sam dach jest odpowiednio zabezpieczony, choć w historii wieżowca są już odnotowane niechlubne, samobójcze skoki z jego szczytu. Aby spaść trzeba się jednak o to postarać, bo w innym wypadku pechowców wyłapią rozłożone dookoła sieci. Widok z tego miejsca zapiera dech w piersiach, szczególnie po zmroku, a kiedy w mieście mają odbyć się pokazy fajerwerków, miejsce oblegane jest przez otoczone aurą zauroczenia pary, które piknikują na betonie oglądając panoramę zza barierek.

Haraedo
Kiyama Ira Samuru

Pią 23 Wrz - 0:10
Noc z 22 na 23 września 2036 roku

TW: Autoagresja.

Zatrzymał się przy osiatkowanej barierce, przyglądając się z jednoczesnym zainteresowaniem i pogardą jej zabezpieczeniom. Ochrona przed samobójcami, parsknął w myślach. Metalowa konstrukcja drżała na wczesnojesiennym wietrze, wystarczyło ją tylko pchnąć, nieco mocniej niż pcha się drzwi na klatkę schodową. Gdyby tylko był nieco bardziej materialny, zrobiłby to, wyrwałby cienką siatkę i rzucił w dół. To przecież takie łatwe - i wcale nie było aż tak bardzo bolesne, jak próbowano wmówić żyjącym - raz już umarł. Mógłby umrzeć kolejny. I jeszcze jeden.
Lecz Irze wcale nie chodziło o pozbawianie się życia, a o ukaranie samego siebie. O przeniesienie na swoje ciało drzemiącej w nim agresji, bo tylko rozrywając się na strzępy mógłby znaleźć ukojenie na swojej duszy, bo skupiając się na szkarłacie spływającym po bladych przedramionach i gasząc papierosa na jasnej skórze, mógł na moment zapomnieć o bólu szarpiącym duszę, niewidocznych ostrzach przeszywających na wskroś serce. Jęk, jaki towarzyszył mu gdy rozżarzona końcówka papierosa spotykała się z ciałem, nawet stłumiony był w stanie zagłuszyć głosy w głosie.
Tych z kolei było coraz więcej i stawały się coraz bardziej natarczywe, aż w końcu zaprowadziły Samuru na dach, gdzie po raz pierwszy składał pocałunek na ustach swej miłości - nie pierwszej, lecz ostatniej, tej, która była przy nim, gdy wszyscy inni się odwrócili. Ale i ona wkrótce opuściła Irę, tak jak wszyscy po kolei w jego życiu.
Mógł tylko wpatrywać się w panoramę miasta tętniącego życiem, podczas gdy chude ramiona raz po raz unosiły się i opadały w cichych westchnieniach. Tylko tyle mu pozostało.
Nie czuł nawet wiatru we włosach.


@Ishida Hikaru
Kiyama Ira Samuru
Ishida Hikaru

Pią 23 Wrz - 21:03
    Wiatr od czasu do czasu owiewał mu twarz, rozwiewając niechlujnie ułożone włosy. Grzywka raz za razem łaskotała go w czoło, a niesforne, pojedyncze kosmyki wpadały mu do oczu, co przypominało mu, że zbliża się pora udania się do fryzjera. Niespiesznie wspinał się po kolejnych stopniach, pozwalając by dół długiego, czarnego płaszcza ocierał mu się o odsłonięte kostki. Krok za krokiem zbliżał się do upragnionego celu, chociaż z każdym kolejnym stopniem, jego tempo zwalniało, jakby ciało chciało dać do zrozumienia, że wychodzenie tutaj nie było dobrym pomysłem. Lek wysokości był bowiem czymś, co towarzyszyło mu od zawsze. Hikaru nie był nawet w stanie spokojnie spoglądać z okna (nie)swojego loftu. Psycholog zalecił jednak terapie szokową, a alkohol, płynący aktualnie w żyłach czerwonowłosego, skutecznie zachęcił go do wykonania zadania.
    Stojąc na dachu nie czuł absolutnie nic. Patrząc przed siebie był w stanie dostrzec kakofonię najróżniejszych barw, a widok rzeczywiście był piękny, chociaż pewnie nie mógł się równać z tym, co widziano tutaj za dnia. Nie przyszedł tutaj jednak by podziwiać widoki. Wyciągnął z kieszeni swojego płaszcza paczkę mentolowych papierosów, z których jednego wsadził sobie między wargi i odpalił, zaciągając się duszącym dymem. Jego usta szybko wypełnił smak mięty, który w połączeniu z dymem przywołał do oczu mężczyzny łzy. Przetarł twarz rękawem płaszcza, zaciskając zęby na papierosowym filtrze.
    Niechętnie zbliżył się do barierki. Wyciągnął palec i popchnął metalową konstrukcję, która skrzypnęła z dźwiękiem, jakby zaraz miała się poddać temu delikatnemu pchnięciu. Ishida wykonał krok do tyłu i usiadł na pobliskiej ławce. Cały czas spoglądał przed siebie, wiedząc doskonale, że terapię szokową najlepiej jest sobie dawkować z umiarem. Nie przepadał za adrenaliną.
    Wiedział, że nie był tu sam, jednak nie chciał dawać po sobie poznać, że świadomy jest czyjejś obecności. Sześć ostatnich lat nauczyło go nie ściągać na siebie uwagi niektórych bytów.

@Kiyama Ira Samuru
Ishida Hikaru
Kiyama Ira Samuru

Sob 24 Wrz - 22:17
Pojawienie się mężczyzny nie zrobiło na Irze większego wrażania; przywykł bowiem do bycia niezauważonym przez ludzkie oczy. I mógł się wysilać, mógł krzyczeć ile sił w płucach, lecz oni nie usłyszeliby nawet najcichszego szmeru. Jaki więc był cel w zwracaniu na siebie uwagi kogoś, kto i tak przejdzie obok niego obojętnie? Od czasu do czasu nachodziła go myśl, że bycie niewidocznym dla innych było swego rodzaju karą, pokutą za butne zachowanie w młodości. Samuru wszakże przez większość swojego życia patrzył na czubek własnego nosa.
Bywały jednak takie dni, gdy zdawało mu się, że ktoś zawiesza na nim pełne współczucia — uczucia, którego nader wszystko nie mógł znieść — spojrzenie. Gdy na krótki moment kiełkowała w nim nadzieja, że być może istnieje ktoś, dla kogo nie jest niewidoczny. Lecz gdy próbował podążyć za osobą, z którą, jak mniemał, udało mu się skrzyżować wzrok, jej pociąg odjeżdżał, zamykały się za nią drzwi windy, rozpraszała się w napierającym zewsząd tłumie.
Niektórzy są skazani na samotność.
Nie zwracał uwagi na przybysza do momentu, gdy ten podszedł do barierki oddzielającej ich od przepaści i sprawdził wytrzymałość konstrukcji, zupełnie tak, jakby czytał Irze w myślach. Nieznajomy nie zamierzał jednak posunąć się dalej i oddalił się od siatki równie szybko, jak znalazł się przy niej. Odwrócił się i spojrzał w ślad za mężczyzną w płaszczu.
Nie czujesz czasem potrzeby, by rozłożyć skrzydła? — zapytał, a zaraz potem gorzki uśmiech wykwitł na jego twarzy — Zresztą... nieważne, przecież i tak mnie nie słyszysz.
Podszedł do młodzieńca z rękami wsuniętymi w kieszenie kurtki i pochylił się nad nim, dokładnie lustrując jego twarz.
Co tutaj robisz, hę? — rzucił, gdy ich oczy znalazły się na podobnej wysokości — Czekasz na dziewczynę? Chłopaka? Dilera?


@Ishida Hikaru
Kiyama Ira Samuru
Ishida Hikaru

Nie 25 Wrz - 11:07
   Siedział spokojnie, wpatrując się prosto przed siebie na rozświetlony neonowym światłem, nocny nieboskłon. Było tak jasno, że doskonale widział kształty i kontury budynków. Światło docierało nawet tutaj. Doskonale widział kształt swoich czarnych butów, w których chyba nie powinien przychodzić tutaj. Ogólnie poza płaszczem nie był ubrany stosownie do okazji. Dosłownie wstał z łóżka i założył płaszcz, po czym zdecydował się na wyjście. Ostatnimi czasy dzień i noc zlewały się dla niego w jedno, bo poza tym, że brakowało Słońca, nie miało dla niego znaczenia, jaka pora dnia ma miejsce. Kiepsko spał o każdej porze, a jeśli już leki zaczynały działać, a on był w stanie zasnąć, to również robił to wtedy, kiedy miał okazję.
   Był przyzwyczajony do spojrzeń. Nie wtapiał się w tłum, kolorowe włosy zawsze go wyróżniały z szarego tłumu. Nigdy mu to nie przeszkadzało, dzięki temu od zawsze pozyskiwał klientów. Odkąd jednak obudziła się w nim zdolność zaglądania za zasłonę, która oddzielała żywych i umarłych, wzrok stawał się niepewny. Nie zawsze mógł jasno stwierdzić, z kim miał do czynienia. Teraz jednak był tutaj sam z nieżyjącym nieznajomym. Nie chciał się angażować. Ignorowanie przychodziło mu zawsze z łatwością i łatwość tą miał zamiar wykorzystać. Palił więc papierosa, rozkoszując się widokiem i rozważał powolny powrót do mieszkania.
   Nie było mu to jednak dane.
   Westchnął, słysząc męski głos. Zastanawiał się, jak to jest, że duchy zawsze rozmawiają i odzywają się do niego, a on nie jest w stanie ich tak całkowicie ignorować… albo przynajmniej udawać, że to robi. To nie powinno być przecież takie trudne, niemniej jednak zawsze wydaje mu się, że nie wychodzi mu to naturalnie. Wydmuchał dym papierosowy i powoli spojrzał na nieznajomego.
   – Dopalam papierosa – spojrzał na mężczyznę, gasząc papierosa na drewnianym siedzeniu ławki i przerzucając go przez ramie nieznajomego tak, aby papieros przeleciał przez barierkę. Niestety pet odbił się od metalowej konstrukcji i wylądował na dachu. Jak widać barierki sprawdzały się w swojej roli i nie pozwalały by cokolwiek przez nie przeleciało.  – A ty? – zapytał od niechcenia. Ciekawość zawsze była jego słabą stroną.

@Kiyama Ira Samuru
Ishida Hikaru
Kiyama Ira Samuru

Nie 25 Wrz - 13:02
Och, ileż by dał, by móc zapalić chociaż jednego papierosa, poczuć jak dym wypełnia płuca, a następnie opuszcza jego usta, czuć na palcach ciepło dopalającej się tutki, strzepywać popiół i klnąc pod nosem, gdy żar wypalał dziurę w kurtce. I choć nie czuł fizycznego bólu, ni przyjemności, odczuwał wielki głód, pragnienie ponownego zaznania rzeczy, które niekoniecznie były dla Iry dobre, lecz świadczyły o tym, że znów żył pełną piersią.
Podobno prawdziwą wartość rzeczy docenia się dopiero po ich stracie. Więc Samuru doceniał życie, które wcześniej traktował w sposób lekkomyślny.
Ale to nic już nie zmieni.
Zresztą, to nie pragnienie ponownego zaznania ziemskich przyjemności i trosk sprawiało, że wciąż tkwił w tym miejscu. Miał do wykonania misję, obietnicę złożoną matce na łożu śmierci. Miał uratować Jino, jego małą Jino, przed macochą-tyranką i nieobecnym ojcem, dającym ciche przyzwolenie na traktowanie dziewczyny w ten sposób. Tylko jak?
Nie spodziewał się, że mężczyzna mu odpowie. Zamrugał nawet kilkukrotnie i rozejrzał się po punkcie widokowym, w pierwszej chwili przekonany, że zwracał się do kogoś innego. Albo że rozmawiał przez telefon, ale w jego rękach nie było ani urządzenia, ani słuchawek w uszach. Może mu się tylko zdawało? Może osiągnął już ten poziom delirium?
Ponownie pochylił się nad nieznajomym i spojrzał w jego oczy, w których zobaczył własne odbicie; żałosnej istoty o trupiobladym obliczu, z błękitem sińców pod oczami. Cofnął się o krok, niezrażony noedopałkiem, który przeleciał mu przez ramię. Bardziej zaaferowany był tym, że po raz pierwszy od śmierci miał szansę z kimś porozmawiać.
A ja... – zaczął niepewnie, przyglądając się nieznajomemu z nielomfortową natarczywością – Potrzebuję ciała.

@Ishida Hikaru
Kiyama Ira Samuru
Ishida Hikaru

Nie 25 Wrz - 15:18
    Hikaru nie doceniał życia. Nie chciał go oczywiście tracić i chciał, żeby było ono jak najlepsze, niemniej jednak wszystko to, co dostał od życia uznawał jako rzecz, która mu się należała. Tak samo było też z samą egzystencją. Życie było czymś, co mu przysługiwało. Wszystko co robił, robił, bo uważał, że na to właśnie zasługuje. Sen, jedzenie, pieniądze czy papierosy. Wszystko to było dla niego i tak banalne, że nawet nie był w stanie zdać sobie sprawy z tego, że niektórzy nie mogą sobie pozwolić na te wszystkie rzeczy z taką samą łatwością, z jaką on je pozyskiwał. A przecież jeszcze nie tak dawno temu sam mieszkał na ulicy i sen był czymś, za czym łaknął z równą mocą, co narkoman za dawką ulubionego narkotyku. Jakże łatwo było wyprzeć to wszystko z pamięci. Nie zapomniał o tym, po prostu wybierał, by nie pamiętać. Przeszłość była ciemną plamą, którą on chciał zapełnić obecnie najróżniejszymi rzeczami.
   Pomimo tego, że umarł, nie docierało do niego to, że życie było kruche i ulotne. Nawet teraz, gdy przed oczyma miał ducha informacja ta nie była w stanie rozruszać jego umysłu, pozwalając mu dojść do wniosku, że życie należało traktować jak największy skarb.
   Przyjrzał się nieznajomemu. Nie wyglądał najkorzystniej, chociaż z pewnością za życia był przystojnym mężczyzną. Nie przypominał mu nikogo specjalnego, co z resztą nie było niczym dziwnym. Hikaru nie przykładał specjalnej uwagi osobom, z którym nie musiał wchodzić w jakiekolwiek relacje. Brązowowłosy wyglądał jak wiele osób, które Hikaru widział w swojej przeszłości. Narkomani nie byli rzadkim widokiem na ulicach Nanashi – bladzi z podkrążonymi oczyma. Niektórzy często zaciskali jeszcze w swoich skostniałych i pozbawionych życia palcach strzykawki albo torebeczki z białym proszkiem, którego czternastoletni wtedy Ishida bał się wyciągać.
   – Swojego ciała, czy nowego? – zapytał, chcąc się upewnić. Nigdy nie zastanawiał się nad tym, co duchy mogą chcieć i czego potrzebują, by przejść na drugą stronę. Z tego co było mu wiadome, niektóre dusze pozostawały na ziemi, pozbawione spokoju życia grobowego. – Niestety nie wiem, czy będę w stanie ci pomóc – skłamał, a na usta wkradł mu się lekki, łobuzerski uśmiech. Nie chciał prowokować ducha. Była to jednak gra, na której chciał coś ugrać.

@Kiyama Ira Samuru
Ishida Hikaru
Kiyama Ira Samuru

Sro 28 Wrz - 11:03
Jego dłonie nawykłe były do niszczenia.
Niejednokrotnie jego na jego knykciach wykwitały szkarłatne wybroczyny, gdy jego pięść kolejny raz spotkała się z cudzą twarzą lub zrobiła dziurę w ścianie. Nie miał swojej ulubionej gitary, bo żadnej nie był w stanie zatrzymać dłużej niż kilka miesięcy. Podobnie z relacjami z ludźmi - związek trwający pół roku to absolutne maksimum, jakie udało mu się osiągnąć. Zespół? Trwali przy nim ze względu na pieniądze z koncertów, kiedy więc wszystko zaczęło się sypać, a Ira był zbyt naćpany, by mógł wystąpić przed publicznością, zaczęli jeden po drugim go opuszczać.
Zdecydowanie nie był osobą, która zasługiwała na drugą szansę. Potrzebował jej jednak - nie dla siebie, a dla kruchej istoty, którą obiecał chronić. I obiecywał sobie, że jeżeli tylko się uda, jeżeli tylko dane będzie mu przeżyć swoje życie jeszcze raz i ochronić Jino, to weźmie się w garść, znajdzie normalną pracę, zabierze ją z domu rodzinnego i zamieszka z nią w normalnej dzielnicy, bez pokus dawnych nawyków i ludzi, którzy wciągali go na dno.
Czasem fantazjował o tym, jak wówczas wyglądałoby ich życie. Przygotowywanie dla Jino bento do szkoły (nauczyłby się dla niej gotować, może nawet odłożył trochę na ryżowar, żeby kolejny raz nie przypalić ryżu?), a później pomaganie jej przy lekcjach (wbrew pozorom nie był przecież głupi, przez jakiś czas był nawet prymusem) i celebrowanie każdej chwili razem. Być może wróciłby do koncertowania, ale tylko w okolicy i w miejscach, gdzie nikt nie będzie próbował mu wcisnąć dragów. Przynajmniej nie tak łatwo.
Nowego, własnego... To ma jakieś znaczenie? — wymamrotał wciąż nieco oszołomiony faktem, że ktoś go zauważałChcę tylko wrócić do materialnej postaci. Mogę być nawet emerytką ze sztucznym biodrem, nie zależy mi na tym.
Ramiona uniosły się i opadły bezwiednie w bezgłośnym westchnieniu. Dostrzegł jego uśmiech i domyślił się, że nieznajomy niekoniecznie mówi prawdę, że próbuje go przetestować, sprawdzić, gdzie leżą jego granice.
Te jednak było bardzo łatwo przekroczyć.
Ależ oczywiście, że możesz mi pomóc — pochylił się nad nim z szelmowskim uśmiechem — Musisz tylko uprowadzić nastolatkę. No dajesz, nic złego się nie stanie.



@Ishida Hikaru
Kiyama Ira Samuru
Ishida Hikaru

Czw 29 Wrz - 14:56
    Nigdy nie zastanawiałem się, jak to jest być po drugiej stronie. Nie byłem wierzący, niegdyś koncept zaświatów i błąkających się dusz był dla mnie czymś, czego nie potrafiłem pojąć. Nie dlatego, że było to za trudne do zobrazowania, ale nie wierzyłem w takie rzeczy. Wkładałem to wszystko w mity i opowieści starych ludzi, którymi straszy się małe dzieci. Ja natomiast w młodości musiałem wystrzegać się żywych, a nie yurei czy yokai. Po wypadku wszystko się zmieniło. I chociaż sam byłem bliski śmierci i odejścia na zawsze, to wizja bycia duchem i brak możliwości skontaktowania się z kimkolwiek był mi całkowicie obcy. Obecnie nie potrzebowałem bliskości, nie potrzebowałem z nikim rozmawiać. Zastanawiające było jednak dla mnie to, czy po śmierci, w swojej niematerialnej formie, nadal odczuwałbym to samo.
   – Dla mnie ma znaczenie – uśmiechnąłem się z faktu, że tylko ja mogłem domyślić się o co mogło chodzić. W końcu sam handlowałem swoim ciałem. Nie sądziłem jednak, żeby jakikolwiek duch mógł zrobić z tego użytek. Oczywiście doskonale rozumiałem, o co chodziło nieznajomemu. Kontrakty nie były mi obce, a przynajmniej ich pojęcie, bo doświadczenia nie miałem zbyt wielkiego.
   – To tak nie działa – prychnąłem, wywracając oczami, jakby to była informacja, którą każdy powinien znać i rozumieć. – Ciała nie można sobie wybrać – powiedziałem. Sam jednak nie byłem do końca pewny, jak to wszystko wyglądało. Zastanowiłem się nad tym chwilę…
   – Czy ja ci wyglądam na osobę, która potrzebuje kogokolwiek uprowadzać? – zaśmiałem się. Porywanie kogokolwiek, a tym bardziej nastolatki, nie wchodziło w grę. Miałem obecnie wszystko, czego potrzebowałem i nie miałem zamiaru robić nic, co mogłoby mi to odebrać. – Czego ty w ogóle chcesz? Coś musi cię tu trzymać, skoro nie jesteś po drugiej stronie – zapytałem, krzyżując ręce na piersi.

@Kiyama Ira Samuru
Ishida Hikaru
Kiyama Ira Samuru

Sob 1 Paź - 11:29
Samowystarczalność była złudzeniem.
Sam Ira do niedawna sądził, że nikogo nie potrzebuje, że poradzi sobie świetnie bez niczyjej pomocy. Zaczął więc odsuwać się od innych, reagował agresją na każdą próbę zwrócenia mu uwagi, że może powinien przystopować z ilością przyjmowanej trucizny, był uparty i opryskliwi. A później, gdy zdał sobie sprawę z tego, że jednak nie jest w stanie funkcjonować samodzielnie, że potrzebuje kogoś, kto wyrwie z jego ręki strzykawkę, zamknie w pokoju bez klamek i zmusi do terapii, nie było już przy nim nikogo.
Przecież wcale nie chciał umierać. Przecież w ostatnich chwilach walczył o każdy oddech, dopóki nie zapadła ciemność.
Nigdy nie lubiłem mojego ciała. Było takie... nijakie — odparł lekko, choć zapewne kobiety, które spotykał na swojej drodze, miały zgoła inne wrażenie. Słyszał przecież wielokrotnie komplementy na temat swojego wzrostu i dużych dłoni, umięśnionych ramion i brzucha (pod koniec życia stał się bardziej wiotki), tatuaży i kolczyków, zielonych oczu i prostego nosa, szerokich ust i linii szczęki. Ira natomiast nie przepadał za widokiem faceta w lustrze.
Wydawał się taki wybrakowany.
Szczerze? — rzucił bez większego przekonania. Nie spodziewał się bowiem, aby nieznajomy przejmował się jego opinią, zwłaszcza wygłaszaną w stanie narastającego gniewu — Nie. Wyglądasz na takiego, co byłby w stanie obciągnąć dzianemu oblechowi za garnitur od Armaniego. Pizduś plastuś jesteś i tyle.
To nie tak, że sam był w jakiś sposób lepszy od niego, ale... to, co działo się z dilerem w 2031 pozostaje sprawą pomiędzy nimi. Poza tym raz się nie liczy, a po trzech kasuje.
Zamierzał odwrócić się na pięcie odejść - jedną z przywar Iry było wszak szybkie poddawanie się, gdy sprawy nie szły po jego myśli - lecz pytanie, jakie padło ust mężczyzny kompletnie wytrąciło go z kruchej równowagi. Doskoczył do niego z gwałtownością podobną dzikiemu zwierzęciu polującemu na swą zdobycz i w pierwszym odruchu zapragnął chwycić go za poły płaszcza. Zapomniał jednak, że nie jest już człowiekiem, a jedynie mglistą wizją osoby, która niegdyś stąpała po ziemi, nim na dobre spoczęła dwa metry pod nią. Ręce Samuru więc na wskroś przeszyły obce ciało na wysokości obojczyków.
Kurwa — mruknął pod nosem, cofając się o kilka kroków do tyłu. Usiadł po turecku na zimnym betonie, wbijając spojrzenie w mężczyznę. — Nie zdążyłem dotrzymać pewnej obietnicy — wyjawił w końcu, bez wchodzenia w szczegóły.

@Ishida Hikaru
Kiyama Ira Samuru
Ishida Hikaru

Sob 1 Paź - 12:16
    Nie byłem samowystarczalny, daleko mi było od tego. Przez całe swoje życie polegałem na innych ludziach i na ich obrzydliwych rządzach. Moje ciało wykupiło mnie z ulic Nanashi i zaprowadziło do samego centrum miasta, do apartamentu, z okien którego mogłem spoglądać na szarych ludzi, przechodzących chodnikami. Lubiłem jednak być sam i w moim odczuciu samowystarczalność i samotność nie były pokrewnymi słowami.
   Spojrzałem na nieznajomego. Nie wyglądał zachęcająco ani też atrakcyjnie, niemniej jednak pod całym tym szkaradztwem, wynikającym z nadużywania narkotyków (mijałem na swojej drodze niejednego narkomana) pewnie krył się jakiś dziki urok, który mógł ściągać na siebie czyjeś spojrzenia. Na szczęście moja profesja już dawno wyzbyła mnie wszelkiego rodzaju pożądania względem ciała. Ludzki organizm był dla mnie niczym więcej, jak maszynką, która potrzebowała określonych rzeczy i szukała w nich spełnienia. Atrakcyjność była przereklamowana, w końcu kiedyś i tak wszyscy będą wyglądać tak samo.
   – I jak podoba ci się twoje ciało teraz? – zapytałem, a na usta wpłynął mi nieprzyjemny uśmiech. Nie było nic przyjemniejszego niż drażnienie się z duchami. To jak stukanie patykiem lwa, siedzącego w klatce. Nie było to rozsądne, ale moje życie nie należało do rozsądnych nigdy, a jednak dobrze mi wychodziło.
   – Mówisz jakby to było coś złego – prychnąłem. Słowa mężczyzny mnie nie uraziły, bo przecież stanowiły prawdę. Nie wstydziłem się tego, co robiłem w swoim życiu i nigdy nie miałem zamiaru pozwolić sobie na to, by ktoś czuł satysfakcję z próby poniżenia mnie w ten sposób. Uśmiechnąłem się więc. W końcu to ja żyłem, a on nie.
   Myślałem, że nasza rozmowa dobiegła końca. Chciałem nawet wyciągnąć kolejnego papierosa, niestety myliłem się. Miałem już doświadczenie w kontaktach z duchami, więc widok szarżującego na mnie mężczyzny, wyciągającego w moją stronę swoje łapska nie zrobił na mnie większego wrażenia, chociaż instynkt nakazał mojemu sercu szybsze bicie, jakby przyszykować ciało do ucieczki. Siedziałem jednak dalej, czując jak lodowate ręce rozsadzają moje ciało od środka. Nie było to przyjemne uczucie, ale całkowicie niegroźne.
   – Ochłonąłeś już byczku? – zapytałem, nawiązując oczywiście do jego dzikiej szarży, która od razu skojarzyła mi się z torreadorami i ich byczymi walkami. Moje czerwone włosy idealnie nadałyby się na płachtę na byka. Ostentacyjnie wstałem i przeszedłem przez mężczyznę. Oparłem się o skrzypiącą, metalową barierkę. – Może i mogę ci pomóc, ale co ja będę mieć w zamian? – zapytałem, nie odwracając się do niego. Bezinteresowność nigdy nie była moją cechą charakteru.

@Kiyama Ira Samuru
Ishida Hikaru
Munehira Aoi

Sro 23 Lis - 4:06
   I chociaż nie widział, gdzie idzie, tę trasę miał wyrysowaną w pamięci wyraźnie, podążając nią od lat. W miejsce, które przecież przeznaczone było dla osób, które chciały cieszyć oczy widokiem nocnego, chociaż nadal pulsującego życiem miasta — a co było daleko poza jego zasięgiem. Przychodził tu jednak już za życia, nie sam, a z kimś, kogo teraz nie pamiętał. Z kimś, za kim jeszcze przed śmiercią potrafił tęsknić, teraz posiadając jedynie nieme wrażenie o braku; dziwną pustkę, która towarzyszyła jak cień, przesuwając się przez myśli, zaciemniając co poniektóre klatki wspomnień. Widma ludzi, widma odczuć, widmo życia. Widmo, którym się stał.
   - Jak to się stało, że przypadła Ci ta wspaniała zdolność widzenia nas? - zapytał bez większych ogródek, pozwalając głosu nieść się łagodnie przez ciszę, kiedy sam zaczął pokonywać wysokie schody prowadzące do punktu widokowego, pamiętając, że bramka jest zawsze otwarta i Shura nie będzie miał problemu z podążaniem za nim. A on, cóż, po prostu przesuwał się przez przeszkodę, zadowolony z faktu, że chociaż teraz, dzięki śmierci, nie widząc kompletnie nic; równie „nic” może go uderzyć, wpaść na niego — lub inaczej, on już nie mógł o nic zahaczyć. Ani o nikogo; egzystując w chłodzie własnego wyjałowienia. - Oczywiście, jeżeli nie jest to jakaś gigantyczna tajemnica - dodał po krótkiej chwili, umyślnej pauzie, przyciszając głos i „spoglądając” na Shure znad ramienia, jakby naprawdę potrafił go dojrzeć.-... lub to bolesny dla Ciebie temat. O dziwo, nawet jako bezpański pies, jeszcze mam jakieś ludzkie uczucia i zrozumienie dla innych. Nawet dla tych żywych - uśmiechnął się na moment cierpko, odwracając ponownie twarz w kierunku swojego ruchu, obejmując zdrowy odcinek dolnej wargi zębami, nie wiedząc, czy powiedział właśnie prawdę, czy jednak skłamał...
   Cisza. Kompletna cisza. Ani żywej, ani martwej duszy. Miał wewnętrzną, bardzo cichą nadzieję, że jego towarzysz, przypadkowe medium, z którym nie wiązało go nic, poza prawdopodobnie obustronnym nadmiarem wolnego czasu; ma całkiem dobrą kondycję i nie umrze w trakcie wspinaczki na dach. I o dziwo Aoi poczuł ukłucie zazdrości, za czymś, czego za życia nienawidził, a teraz nawet głupia zadyszka, była powodem do tęsknego rozgniewania. Żałosne.
   Sylwetka yurei zbliżyła się do barierek i zabezpieczającej krawędź siatki, kierując twarz ponad zarys budynków, linię świateł, ciemnych obłoków pary i dymu, wzbijającej się wprost w kierunku nocnego, przepastnie czarnego nieba. Nie rozumiał, dlaczego właśnie to miejsce, jakie wspomnienie spowodowało skierowanie ich spaceru właśnie tutaj. Nietknięta powieka zacisnęła się na moment na mlecznej gałce ocznej, jakby Aoi starał się resztkami sił wygrzebać z czarnej dziury, która ciągle wsysała tylko coraz to nowsze wspomnienia w swoją przepastną próżnię, uratować, choć strzęp czegoś, co sunęło czule przez skroń, osiadając ciężkim uderzeniem serca w klatce piersiowej, ścieląc się w kącikach oczu uczuciem... smutku, pieprzonego, okropnego, tragicznie przepastnego smutku. Wiedział, że jeszcze kilka miesięcy w tym stanie i to, co teraz stanowiło wyraźną linię jego rzeczywistości, kilka wspomnień układających się na zdrowy rozsądek, przepadnie tak samo, jak świadomość istnienia osób, które były czymś więcej niźli jedynie posępnym złudzeniem bliskości. Świadomością, jakoby okłamywał sam siebie, że ktoś kiedykolwiek taki istniał.

@Seiwa-Genji Enma


Punkt widokowy na miasto 0YAOCnr
Munehira Aoi
Seiwa-Genji Enma

Sro 14 Gru - 1:58
Rzadko tu bywał, choć niewątpliwie było to błędem. Miejsce wydawało się spokojne, a przynajmniej takie się wydawało, kiedy byli tutaj tylko we dwójkę. Enma nie wątpił, że w czasie wakacji roi się tutaj od rodzin chcących spędzić niedzielne popołudnie na wspólnym pikniku, a wieczorami punkt widokowy przemieniał się w miejsce nocnych schadzek kochanków. Najważniejsze, że uporczywe szmery ludzkich rozmów ucichły i zabrały ze sobą irytujące dudnienie w głowie.
Pogoda dopisywała, aczkolwiek ciemnowłosy chłopak nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jeszcze dzisiaj, później w nocy miasto pokryją ciężkie, deszczowe chmury. Lubił deszcz. Jego zapach, dźwięk, chłód, który pokrywał skórę. Był z tych osób, które nie bały się zmoknąć, nawet jeżeli niosło to ze sobą nieprzyjemne objawy przeziębienia w późniejszych dniach.
- Hm? - spojrzał na swojego rozmówcy zdając sobie sprawę, że postanowił jako pierwszy przerwać milczenie. Wzruszył ramionami, jakby przyczyna, przez którą zaczął widzieć duchy nie była czymś nadzwyczajnym, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że było zupełnym przeciwieństwem jego odruchu. A znamiona przeszłości i tragedii, jaka go spotkała, wciąż stanowiły bolesne blizny nie tylko na ciele, ale również na duszy.
Zwłaszcza na duszy.
- Powiedzmy, że... - zaczął i zastanowił się przez chwilę, chcąc ubrać słowa najprościej jak tylko mógł, przy jednoczesnym nie zdradzeniu jakichkolwiek szczegółów zarówno odnośnie rytuału, jak i klanu, z jakiego pochodził. Enma uznał, że przecież Aoi i tak najpewniej za parę dni zapomniałby o tym. Zresztą, nie tylko o tym, ale i o Enmie samym.
- ... jestem przemyślanym produktem. - skończył zdanie i uśmiechnął się krzywo, mimo, że Aoi nie mógł tego dostrzec, z wiadomych powodów. Enma stanął obok niego, praktycznie zrównując się z nim i sam spojrzał po panoramie miasta, które z każdą kolejną, upływającą minutą układał się do snu.
- A ty? Jak to było z twoją śmiercią. Domyślam się, że ktoś ci pomógł. Wiesz kto? Czy raczej zostajesz w sferze domysłów z nadzieją, że kiedyś trafi się przełom w tej sprawie i dorwiesz swojego oprawcę? - zagadnął, wsuwając zmarznięte palce do kieszeni bluzy, nie odrywając wzroku od miasta.
- Wiesz, jestem detektywem. Mógłbym nawet ci pomóc w tej sprawie. Oczywiście za opłatą. - dodał z uśmiechem. Wszakże nie zamierzał pracować za darmo, prawda?

@Munehira Aoi


Punkt widokowy na miasto Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma
Munehira Aoi

Pią 23 Gru - 10:38
    — Produktem? — Głos Aoi przebił się łagodnie, niesiony z przyciszoną lekkością utkwioną w krótkim pytaniu, bez przymusu zdzierania martwego gardła, kiedy wokół nich buczała już wyłącznie cisza sennego Fukkatsu, szumiąca biegnącym w latarniach i neonach budynków prądem. Krótkie zwarcia niczym szepty, wirujące między fasadami szklanych wieżowców, wymazując na kilka kolejnych godzin wspomnienie wżawy i ulicznego hałasu; życia. Cisza, której wyuczył się na pamięć. — Widzisz, to trochę jak ja. Tylko akurat nie po śmierci i nie przez korzyści, jakie z niej mogły płynąć, gdybym oczywiście przeżył, a za życia, więc współczuję. — Produkt. Narzędzie, które miało być przydatne, poręczne, spełniać swoje zadanie, nie sprzeciwiać się, milczeć i wykonywać każde zadanie bez kręcenia nosem, że nie chce. Jeżeli rodzice chcieli, to on również musiał chcieć tego samego. Bez własnego zdania, poczucia wolności, okruchów świadomości, że jest oddzielnym organizmem, a nie częścią toczącej się pomalutku maszyny siejącej spustoszenie wśród tych, którzy postanowili się sprzeciwić komuś bardziej „znaczącemu"; komuś, kto uważał, że ich życia są absolutnie nieistotne, sprowadzając je do wagi pchlej egzystencji, którą należało jak najszybciej ukrócić, rozgnieść pod paznokciem w chrzęście kruchego pancerzyka. Wyplenić robactwo. I między strzępami pamięci, nie było już w umyśle Aoi wspomnienia o tym, kiedy on sam zaczął myśleć w ten sam sposób. Kiedy zaczął dzielić ludzi na gorszych i lepszych. Na tych, którzy mieli prawo żyć, a na tych, którzy nie mieli nawet praw do zagarnięcia w dłonie brudnej wody z kałuży, aby ugasić pragnienie. Ot, zwykłe robactwo, to prawda.
    Przez krótki moment dłonie Munehiry splotły się ze sobą, na wysokości ust, kiedy czujny słuch wyłapywał każde kolejne słowo Shury, wsłuchując się w jego barwę. Jego głos niósł w sobie coś kojącego, pewne zmęczenie i zniechęcenie, które odnajdywało schronienie w świadomości Aoi, traktując je poniekąd jak swoje własne. Bo czy właśnie nie było to coś, co ich łączyło? I czy nie powinien o tym zapomnieć, a przynajmniej nie roztrząsać takich detali, aby przetrwać kolejny dzień, kolejną dobę, tydzień... kolejno miesiąc, bez poczucia, że śpieszy mu się bardziej do żywych, niźli zdawało mu się początkowo. Samotność, chociaż pamiętana jako codzienność, w formie yurei zdawała się bardziej paskudna, bo wypełniona emocjami, których nie znał za życia. Dlatego też nieznacznie obrócił twarz w kierunku Shury, ślepym spojrzeniem przesuwając przez jego ciało, chociaż przecież nie będąc pewnym czy zaszroniona tęczówka łapie cokolwiek. Wiedział jednak, że jest obok, dopóki zgłoski wplatały się w ciasno utkaną noc.
     Słysząc pytanie o swoją śmierć, uśmiechnął się blado, zaraz podbijając ten, prawie że pozytywny grymas perlistym śmiechem, opuszczając dłonie sprzed rozszarpanych warg w swobodnym ruchu. Poruszenie ramieniem ucięło jednak wszelką, bardzo złudną radość, opierając się zamyśleniem na linii gładkiego czoła, wyglądającego alabastrowym pobłyskiem spod zlepionych posoką popielatych kosmyków włosów. — Mam swoje typy  — rozpoczął miękko, pozwalając ciału zwrócić się w stronę mężczyzny, odszukując pokrytymi ranami palcami kieszeni swoich spodni, do których to od razu połowicznie wsunął dłonie. Kolejne słowa znów osiadły na wargi łaskotliwym uśmiechem. Nie sądził, aby mężczyzna był w stanie w jakikolwiek sposób mu pomóc; nie jeżeli chodziło o środowisko, z którego pochodził. Znał to bagno doskonale. Lepkie, śmierdzące, chociaż przykryte przypudrowanymi policzkami i drogimi materiałami strojów. Stęchłe. Na wpół martwe, zlane ropą z zachłannych pysków. — Uwierz mi, że tutaj nawet najlepszy detektyw nie pomoże. W grę wchodzi zbyt wysoka stawka. Towarzystwo, że tak się wyrażę, w jakim się wychowałem, jest jak ruchome piaski. Musisz trwać w bezruchu, bo jeżeli zaczniesz się za bardzo miotać, przez myśl, że może uda ci się uwolnić, wchłonie Cię całkowicie  — zakończywszy zdanie, spiął się automatycznie, wyłapując szelest kilka kroków od siebie, instynktownie zwracając twarz ku głębi ciemności. Kot? Pies? Człowiek? Ponownie cisza. Yokai? Nie, nie tutaj... Inne yurei? Robisz się przeczulony...  — Pieniądze nie stwarzają problemu, a bardziej to, czy jesteś w stanie poświęcić swoje życie, goniąc za nimi, Panie egzorcysto-detektywie. Co jeszcze ciekawego potrafisz? Uczysz sieroty kaligrafii po tym, jak uda Ci się rozwiązać jakąś niesamowicie krwawą sprawę czy może raczej piszesz haiku o każdej wyegzorcyzmowanej duszy?  — zaczepne, podbite bardziej nonszalancką nutą tlącą się na czubku języka, z wywiniętym w szelmowskim uśmiechu, nietkniętym przez psie kły kąciku ust.

@Seiwa-Genji Enma


Punkt widokowy na miasto 0YAOCnr
Munehira Aoi

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Seiwa-Genji Enma

Sro 4 Sty - 1:42
- Ano. - przytaknął mężczyźnie, samemu opierając się plecami o siatkę zabezpieczającą, zaciskając palce na metalu za nim. I choć zdawało się, że takie wspomnienia oraz doświadczenia powinny permanentnie odcisnąć swe piętno na jego umyśle, Enma sprawiał wrażenie, jakby tak naprawdę rozmawiał o pogodzie bądź innym, trywialnym temacie. Nic ważnego, ot, kolejny dzień w klanie, w którym przyszło mu się urodzić.
A przecież prawda była zupełnie inna.
Głęboko zakopana w odmętach podświadomości, wciąż świeża niczym niegojąca się rana. Ropiejąca, brudna i pełna jadu. Wspomnienia każdej nocy kładły swe obślizgłe palce na nim, wgryzając się głęboko w jego umysł, niosąc ze sobą obrzydliwe obrazy, wykrzywione twarze yokai i yurei, które z dnia na dzień stały się nieodłącznym elementem jego egzystencji. Strach, niepewność i okrucieństwo towarzyszyło mu w każdym momencie od chwili, gdy ponownie uchylił powieki po tym, jak został zamordowany na oczach wszystkich członków klanu. Prawie wszystkich, bo wśród gapiów brakowało tej jednej, najważniejszej w jego życiu osoby. Tej samej, która parę miesięcy później pozostawiła po dzień dzisiejszy bolącą na szyi bliznę. Tej samej, której istnienie, choć niewątpliwie już nie było pośród żywych, wciąż paliło w sercu chłopaka. Tej samej, za którą tęsknił każdej nocy, i każdego dnia.
Ale Enma musiał żyć dalej. I udawać przed światem, że nic się nie stało. Przecież tak miało być. Przedstawienie nadal trwało a on niczym marionetka musiał grać tak, jak los pociągnął za swe sznurki.
- Można powiedzieć, że całe moje istnienie zostało zaplanowano. To, że się urodzę oraz to, że umrę. Ot takie rodzinne zabawy. - uśmiechnął się gorzko, czując nieprzyjemny posmak na języku, jakby jad, którym był wypełniony w końcu zaczął się przelewać.
Wysłuchał uważnie jego słów, choć wielokrotnie musiał zdusić w sobie chęć wejścia mu w słowo, gryząc się w ostatniej chwili w język. Zupełnie ignorował otoczenie, choć ciężkie treningi, których doświadczył przez lata nakazywały mu pozostać wciąż czujnym. Ataki mogły nadejść z każdej strony, w każdej chwili. Nie tylko ze strony yokai, ale również ludzi. Czasami bywało tak, że ci ostatni byli o wiele gorsi od demonów.
- Oi, Aoi. Nie doceniasz mnie. - usta wykrzywiły się w słabym uśmiechu odsłaniając przy tym nieznacznie zęby.
- Mam swoje źródła. Nie tylko wśród żywych. Jestem najlepszym detektywem w tym mieście. Nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych jak i spraw, których bym nie rozwiązał. A co do pieniędzy.... - odsunął się od siatki i podszedł bliżej jasnowłosego. I choć nie mogli fizycznie się dotknąć, to Enma wiedział, że yurei z pewnością wyczuwa jego obecność, która w normalnych warunkach klasyfikowałaby się jako bezczelne przekroczenie wszelakich granic przestrzeni osobistej.
- Nie potrzebuję pieniędzy. Wszakże zapłata może zostać zaoferowana w innej formie. - zmrużył lekko oczy, a odpowiedź na to, jakie inne formy chodził mu po głowie postanowił zostawić dla wyobraźni jasnowłosego.
- Nie będę jednak się narzucał ze swymi usługami. Wiedz jednak, że jak któregoś dnia postanowisz z nich skorzystać, to z łatwością mnie znajdziesz. - powieki lekko opadły, kiedy przyglądał się uważniej paskudnemu profilowi mężczyzny.
- Tak. Dodatkowo szyję na drutach szaliki i sweterki dla sierot. Chcesz jeden? - zapytał tonem przesiąkniętym sarkazmem.
- Może kiedyś się dowiesz, ale z pewnością nie dzisiaj. Mam jednak wrażenie, że moje życie jest o wiele nudniejsze od twojej... egzystencji, mój drogi. Ale wiesz, mogę napisać haiku o tobie. Wręczyłbym ci je osobiście ale, no cóż, mamy tutaj pewne ograniczenia.

@Munehira Aoi


Punkt widokowy na miasto Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Munehira Aoi ubóstwia ten post.

Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku