Dango Kyojuro
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Dango Kyōjurō

Wto 12 Gru - 0:51
Dango Kyojuro
24.12.2019 — 23.12.2036

Miejsce urodzenia
Tashirojima
Miejsce zamieszkania
Karton w Nanashi

Grupa
Kyoken
Stanowisko
Maskotka
Zawód
wolny strzelec (zrobi wszystko, prawie)

Kolor włosów
Czarne
Kolor oczu
Niebieskie | Żółte
Wzrost
182
Waga
85kg

Znaki szczególne
♥ Zwykli ludzie oraz urządzenia widzą go jako ciało jako człowieka. Wszelkie widzące dusze istoty takie jak medium, duchy, yokai oraz Kami postrzegają jego żywe ciało oraz duszę jako hybrydę człowieka i kota, co jest wynikiem pochodzenia ojca oraz klątwy, która ostatecznie doprowadziła do jego śmierci.
♥ Babcia nauczyła go paru inkantacji, które pamięta do dziś (nie wykorzysta jednak żadnej, póki ich nie wykupi i ktoś mu nie przypomni że potrzeba do nich pentagramu)
♥ Do dziś ma koszmary z Nekomata, która go zaatakowała.
♥ Nie umie jeździć autem. Dlatego popierdala wszędzie na deskorolce
♥ Nielegalnie łowi ryby własnymi łapami, które potem rozdaje. Tak. Płaci tak czynsz.
♥ Tęskni za rodziną, ale nie chce się im pokazywać w tym stanie. Nie chce żeby poczuli się przez niego źle.
♥ Podejmie się każdej pracy. Od mieszkańców Nanashi nie weźmie pieniędzy. Od nich bierze zapłatę w miłości i okazjonalnym przenocowaniem w wolnym kącie.
♥ Nie wie że ma konto w banku, które mu się odblokuje po ukończeniu 21 lat. Spadek po babci.
♥ Jest beksą, ale jak trzeba to potrafi przywołać przypływ odwagi. Ta klucha nie jest aż tak miękka!



₊˚。⋆❆⋆。˚₊

Grudzień 2018
Wcale nie aż tak dawno temu, na kociej wyspie w mieście Hamaya żyła młoda dziewczyna. Nekomiya Reiko. Prosta i niby niczym sie nie wyróżniająca. Rodziców straciła jeszcze za dziecka w wypadku samochodowym. Żyła więc jedynie z babką i młodszą siostrą. Od urodzenia, tak samo jak babcia widziała jednak więcej niż inni. Było to praktycznie rodzinne i mogło mieć związek z tym że od pokoleń zajmowały się kocią kapliczką. Chlubą całej wyspy. Zwłaszcza że babcia była kapłanką. Starą, mądrą i trochę straszną. Niektórzy nawet nazywali ją wiedźmą, co dalekie też od prawdy nie było.
Mieszkańców w większości nie nękały yokai ze względu na mieszkające na każdym kroku Bakeneko, które dbały o mieszkańców wyspy tak samo, jak oni dbali o każde kocię. Jedynymi istotnymi trudnościami były jedynie Nekomaty. Stworzenia łatwo pomylić, ale różnica między nimi była diametralna...
Mniej więcej tydzień przed Bożym Narodzeniem, Reiko spotkała młodego chłopaka, chociaż... Nie. Spotkała to źle dobrane słowo. Dosłownie na niego wpadła biegnąc do kaplicy. Przedstawił się jako Dango Nigiri i tylko chyba jej dobre wychowanie nie pozwoliło na wybuch śmiechu. W końcu nie łatwo o kogoś, kogo imieniem i nazwiskiem było jedzenie, prawda? Rozmawiali długo i zanim się zorientowała, nastał już wieczór.
Wpadała tak na niego dzień w dzień aż w końcu... Zaczęli być parą. Jednak prędzej czy później chłopak na randkach zawsze się ulatniał podając takie, bądź inne wymówki. Dzień bożego narodzenia spędził razem nią, jej siostrą i babcią. Zapytany o swoją rodzinę nigdy nie odpowiedział.

₊˚。⋆❆⋆。˚₊

Kwiecień 2019
Moi rodzice, Nigiri i Reiko byli parą już kilka miesięcy. Do tej pory nie udało się jej poznać jego rodziny, chociaż ten upierał się że na pewno ich gdzie nie gdzie już widziała. Działało jej to na nerwy, a on w magiczny sposób ja uspokajał. Tego samego dnia poczynił coś, czego młoda kobieta się nie spodziewała. Oświadczył się jej, a pierścionek który jej wręczył wyglądał co najmniej na wiekowy. Jednak jakie to miało znaczenie? Zgodziła się i jeszcze tej samej nocy obydwoje przyczynili się do mojego powstania. Nigiri wprowadził się do domu babci. O ile można to tak nazwać, ponieważ tak naprawdę nie przyniósł żadnych swoich rzeczy. Zupełnie jakby żadnych nie posiadał. Ale na bezdomnego żula czy menela nie wyglądał i nie pachniał, więc ciężko było jej zrozumieć czemu tak było. Babcia miała podejrzenia, ale nic z tym nie zrobiła. Czasem na jakiś czas znikał z domu, potem nieoczekiwanie wracał. Mama jednak była nieco naiwna, dlatego nie widziała w tym niczego złego. W dodatku w okolicy zaczął kręcić się jeden konkretny kot. Nic specjalnego na tej wyspie, ale był to szczegół ciężki do przeoczenia.

₊˚。⋆❆⋆。˚₊

Grudzień 2019
Przez kilka ostatnich miesięcy otaczało mnie ciepło, nie rozumiałem niczego i było ciemno. Czasem kopnąłem przestrzen przede mną, a z każdej strony dochodziły dźwięki. W końcu rozpostarło się przedemną wrota piekielne i oślepiło światło. Zostałęm pochwycony i... Urodziłem się. Innymi słowy najgorszy dzień mojego życia. Zwłaszcza że już podczas narodzin, poddusiłem się pępowiną i czekała mnie reanimacja. Inaczej umarłbym w momencie narodzin. To znaczy umarł na dłużej niż na tę parę chwil. Obecni by przy tym byli prawie wszyscy. Szkoda że... Go nie było. Nigiri nie pojawił się tego dnia w szpitalu. Nie mogłem być na niego o to zły. W końcu nawet nie znałem wtedy tego uczucia. Zostałem Ciepło powitany w domu przez Ciocię i Babcię oraz kota. Stworzenie czarne i piękne jak noc. Nocą spał przy mnie. Nawet inne koty się do tego zleciały. Tylko tak dziwnie miałczały...

₊˚。⋆❆⋆。˚₊

Grudzień 2025
Mam już sześć lat i niedługo urodziny. Szkoda tylko że są w ten sam dzień co święto, bo nie oznacza to wcale więcej prezentów. Taty nie ma prawie w ogóle, ciocia wyjechała niedawno do Fukkatsu, mama pracuje... Więc siedzę z babcią!  Według niej nie powinna pracować, ponieważ będzie mieć niedługo kolejne dziecko! A to znaczy że będę miał się z kim bawić. Za ileś tam lat, bo te małe dzieci to tylko żrą, piłują ryja i srają pod siebie. Z tym nie dało się bawić, dopóki z tego nie wyrośnie. Tak więc siedziałem z babcią i oglądałem telewizję. Czasem przez domek przechodziły zjawy, ale nie wydawały mi się straszne. W końcu widziałem je od kiedy tylko otworzyłem oczy po raz pierwszy. Były wszędzie. Chociaż jest to czasem nieco krępujące. W końcu jednak babcia zauważyła że widzę sylwetki drugiej strony. Wtedy zamiast siedzieć z nim przed telewizorem, zaczęła uczyć nie o tych istotach. Zaczęła oczywiście od Yurei, Borei, Bakeneko i Nekomata. Tych o które na ich wyspie było najłatwiej. Chłonąłem tę wiedzę jak gąbka. Było to znacznie ciekawsze niż nauka kanji i cyferek. Po po co mi wiedzieć czemu Jiro znalazł 40 arbuzów i ile mu zostało gdy zjadł połowę. Próbowała też mi pokazywać magiczne sztuczki! Dziwne gesty palcami jak w Naruto i magiczne słowa. Narysowała na ziemi gwiazdkę i zrobiła tak że ognisko same się odpaliło. Gwiazdka była ważna i słowa! Gesty też, ale mniej. Babcia mówiła żebym nie ćwiczył tego sam, ale nie mogłem się powstrzymać!
Prosząc się tym samym o tragedię. - Kotoba wa ken yori mo yoku kireru - Wypowiedziałem uprzednio rysując kredkami na kartce taką samą gwiazdkę jak babcia. Następnie moje piąstki uderzyły o siebie, a z moich ust wypłynęły kolejne słowa. - Hōka - Jak żałuję że to powiedziałem. Strzała płomienna wydobyła się z moich dłoni zmierzając wprost w pieniek, a usta zaszły obcym, nieprzyjemnym mi smakiem. Poczułem słabość. Zupełnie jakby ktoś mnie uderzył w głowę. Jednak to nie było najgorsze. Moja strzała zawróciła uderzając mnie. Kurtka zaczęła płonąc, a ja czułem narastające gorąco. Babci nie było, ponieważ wyszła na zakupy. Jednak coś innego mnie ocaliło. Poczułem nagłe szarpnięcie. Uścisk czyjejś puchatej łapy, która miotnęła mną w śnieżną zaspę skutecznie gasząc wyczarowany ogień. Zapłakany wyszedłem ze śniegu i wtedy też ujrzałem ją... Wielka kocica stojąca na dwóch łapach i oblizująca się na mój widok. - Nie lubię pieczonego jedzenia, a ty na dodatek jeszcze jesteś niedojrzały... - Zlizała... Moją słoną łzę z policzka po którym spływała. Uśmiech który wpełznął na jej pysk wprawiał mnie w przerażenie, więc naturalnie odwróciłem od niego wzrok. Spełznął on na dół. Na ogon. Chciałbym aby się to nie wydarzyło. To... Nie był Bakeneko. Tylko Nekomata.- Boisz się? Masz jego oczy. Jesteś tak słodki, że mogłabym Cię schrupać. - Chwyciła mnie za rękę i podniosła. Wysoko. Ścisk był tak silny, że czułem jak  moje kości powoli pękają. Jednym ruchem zdarła moją kurtkę i rękaw koszulki. - Miałam zaczekać, ale... Od jednego kęsu nie umrzesz. - Poczułem przeszywający ból, kiedy moją rękę wbijają się kły Yokai, krew zostawała wysysana, a jej plugawa magia wnika we mnie jak trucizna. Skończyła i oblizała się. Nie miałem sił po tym felernym zaklęciu, a teraz zrobiło mi się jeszcze gorzej. -Tak jak myślałam... Smakujesz inaczej niż maluch którego kiedyś skosztowałam. Może nawet nie będę musiała czekać aż dojrzejesz? Smacznego... - Jeden przypływ odwagi, której nie mam w sobie wiele sprawił że wypowiedziałem modlitwę do jednego z kocich bóstw. - Opiekunie nasz. Błagam przegnaj maszkarę, która do mnie się dobiera. - Mój głos był słaby i chwiejny. Nekomata wyglądała jakby miała wybuchnąć śmiechem, ale... To nie nim wybuchła. Zerwał się wiatr. Potężny tak że rzuciło nią o ścianę domu. Mną jedynie szarpał niewiarygodnie. Wichrowi towarzyszył śnieg. Na podwórku panowała istna zamieć. Za nią widziałem sylwetkę. Podobną człowiekowi, ale jednak nie do końca. Wicher przybrał na sile, a na ciele Nekomaty pojawiły się cięcia jakby pazurami zadane. Uciekła krzycząc. - Jeszcze Cię dorwę. Ludzkie szczenię. - Widocznie naprawdę była zła, skoro porównała mnie do psa. Wicher nieco się uspokoił, chociaż i tak ciężko mi było przez niego widzieć. Dostrzegłem jednak jak tajemnicza postać podchodzi do mnie i nachyla się. Poczułem ciepły dotyk na czole. Pocałunek. Ból jaki czułem osłabł, jednak moja ręka nadal krwawiła. Wkrótce straciłem przytomność z wyczerpania nieustannie wpatrując się w wybawcę. Obudziłem się w środku. Jednak w domu nadal nikogo nie było. Miejsce wokół ugryzienia było czarne i wyglądało jakby miało się rozrastać, ale nagle się zatrzymało. Krew leciała powoli. Na szczęście Babcia z mamą wróciły z zakupów kiedy tylko wstałem. Strach i panika jakie nastały chwilę później były ogromne. Równie wielka była wściekłość mamy, kiedy wrócił tata. Obwiniała go za to, ponieważ włóczył się nie wiadomo gdzie. Prychnął jednak na nią i wyszedł na zewnątrz. Obraził się panicz...

₊˚。⋆❆⋆。˚₊

Maj 2027
Siostra. Naprawdę mam małą siostrę. Jest już z nami trochę i chociaż nie potrafi jeszcze ani chodzić, ani mówić, to jest niesamowicie urocza. Robi głupie miny i się śmieje za każdym razem jak mnie widzi. Dziś zostaliśmy sami z tatą, który przypadkiem zbił już chyba 10 kubek, a siostra drzemała. Tego kotka nigdzie w pobliżu nie było, ale mnóstwo innych kręciło się w okolicy. Poszedłem się więc z nimi bawić. W końcu zaczęło się ściemniać, a nauczony ostatnim wypadem bez opieki, szybko zacząłem biec do domu w nadziei że nic mnie tym razem nie dorwie. Może i było to dawno, ale do dziś trzęsę się ze strachu na samą myśl. Szukał taty jednak, go nie znalazł. Odrazu. Po cichu jednak myszkowałem po pokojach i znalazłem go. W pokoju siostry na krześle siedział ogromny czarny kot. Jedną łapą bujał kołyskę, a w drugiej trzymał butlę Sakę którą popijał. W rogu pokoju leżał mój ojciec. Żywy, ale bez życia. Jak jakaś kukła której marionetkarz akurat przez moment nie używał. Oddychał, jego wzrok był pusty, a ślina ciekła bez ustanku jakby mózg ktoś wziął i mu wyjął. - Do dalej... Zaśnij wreszcie. Tatusia omija ostry melanż ze znajomymi. Powiedział lejąc sobie sake do pyska. Wycofałem się powoli spoglądając na jego ogon. Moja mama poślubiła Nekomatę. Poczułem jak ślina podeszła mi do gardła, a następnie się wycofałem. Pamiętam bajki o Pani Żuraw oraz o Yuki onnie. Może tata nie był często obecny, ale nie chciałem żeby nas zostawiał. Mimo wszystko był fajny kiedy... Był w ogóle i był nie upity.
Nie wiem czemu mama aż tak za nim szaleje. Babcia wydaje się go nie trawić... Cokolwiek to znaczy.
I chociaż starałem się przezwyciężyć ciekawość, kusiło mnie żeby wiedzieć więcej. Raz cały dzień chodziłem za tatą, ale w końcu spuściłem go z oka i zniknął. Tak dzień w dzień... Babcia to zauważyła, tata z resztą też. Jak żałuję że tamtego dnia wszedłem do jej pokoju... Gdybym go wtedy nie zobaczył, może nie byłbym tak ciekawski i może nadal miał ojca? Gdyby z nami został, to może wszystko inaczej by się potoczyło?
To był ostatni dzień maja. A raczej ostatnia noc. Gwiazdy na niebie świeciły jasno, tata zajmował się siostrą, mama odpoczywała po powrocie z pracy. Ja... Siedziałem z babcią na zewnątrz, jedliśmy arbuza i wypoczywaliśmy na świeżym powietrzu. Od tamtego ferelnego spotkanie nie spotkałem tej paskudnej Nekomaty ani razu. Chociaż mógłbym przysiąc że czuję jej wzrok z ciemności za każdym razem gdy jestem sam. Jej oddech na swoim karku, kiedy tylko przymknę oczy. W końcu... Obiecała że wróci. Po mnie. Wpatrywałem się w miejsce zaspy, w którą mną wtedy rzuciła. Nawet nie wiem kiedy... Zacząłem się trząść, a moja dłoń powędrowała do blizny. Od tamtego dnia było coś ze mną nie tak. Bardziej niż zwykle. Babcia niby poddawała mnie oczyszczającym rytuałom, ale pomagały tylko na moment. To dziwne uczucie wracało. Zawsze wracało.
Poczułem na sobie dłoń babci, która musiała dostrzec jak reaguję. Tęsknię za nią. Zawsze była dla nas dobra. Nawet jesli średnio przepadała za tatą, dbała nawet o niego. -Coś Cię trapi? Mnie możesz powiedzieć. - Nie byłem pewien czy o tym powiedzieć, ale miałem tę nadzieję że babcia zachowa to dla siebie. Wdech. Wydech.- Chodzi o tatę. Jak was nie było, to podejrzałem go i... - Język jakby sam ugrzązł mi w gardle. Moja rodzina zawsze widziała więcej niż jest to dane zwykłym ludziom. Więc to co miałem powiedzieć to nie było tylko dziecięce bajanie. Babcia złapała mnie za ramiona i lekko potrząsła. - Powiedz. Co zrobił. - Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Wdech. Panika. Wydech... Spokój. - To Nekomata. Steruje ludziem jak kukiełką. - Bałem się że będzie identycznie jak z Tsuru nyōbō. Czaplą czy też Żurawiem, która musiała odlecieć kiedy jej sekret ujawniono. Babcia nie powiedziała nic. Jedynie wstała i weszła do środka. Próbowałem od razu pobiec za nią. Wiedziałem co chce zrobić. Bałem się że to zrobi. Bałem się bo nie wiedziałem co się wydarzy.  Jednak mnie zatrzymała. Kiedy tylko usłyszałem "Słowa tną lepiej niż miecz" już wiedziałem że coś się wydarzy. Wskazała na mnie palcem, a następnie na ziemię. -Osuwari. - Moje ciało zrobiło się ciężkie tak jakby mnie przywiązano do kotwicy. Upałem na ziemię i nie mogłem się ruszyć. Babcia weszła do środka, z domu dobiegały krzyki. Głównie babci i mamy. Krzyczały na siebie. Bardzo chciałem tam pobiec, ale nie mogłem... Oddech na karku i znajomy śmiech. - Biedne dziecko. Jak to jest że za każdym razem jesteś porażony zaklęciem gdy mnie spotykasz? - Nekomata wróciła. A ja nie miałem siły żeby się poruszyć. Zupełnie jakby leżało na mnie kowadło. Jej szorstki język smyrnął moją szyję. Objęła mnie i zaczęła szeptać do ucha. - Jakże wielkie masz szczęście że jestem najedzona. Widzisz, twój ojciec i ja znamy się bardzo dobrze i baaardzo długo. A jednak zostawił mnie dla tej suki twojej matki. - Uścisk zacieśnił się, a od jej oddechu dostałem ciarek. Śmierdział krwią.- Widzisz... Gdybyś siedział cicho przez jeszcze parę lat i nie wpadłby przez własną głupotę, mógłby z wami zostać do końca. Taką umowę zawarł. - Nagle poczuł jak ciężar zaklęcia babci znika. Nagle i niespodziewanie. - Nie tylko stare krowy znają się na magii. Idź. Szansa na to że go jeszcze spotkasz jest jak na wyłowienie z oceanu tej samej kropli. Ale nie martw się. Pocieszę go najlepiej jak mogę. Szyneczko. - Demonica zaśmiała się i niemalże rozpłynęła w powietrzu. Pobiegłem więc przez całą długość podwórka do domu otwierając je z hukiem. W środku byli moi rodzice i babcia. Instynkt i strach spotęgowany przez Nekomata, kierował moimi słowami. - Tato, przepraszam że podglądałem. Proszę, zostań z nami i nie odchodź z tym głupim kociskiem. - Tymi właśnie słowami rozbiłem naszą rodzinę na długi czas. Pili tylko herbatę i o czymś dyskutowali. Matka patrzyła na mnie z niezrozumieniem, babcia z szokiem, a tata... Jednocześnie ze smutkiem i przerażeniem. - Dlaczego? - Łza spłynęła po jego policzku, a potem jakby jego ciało zwymiotowało czarną masę, która uformowała się ukazując ogromnego czarnego kota. Samo ciało padło tak samo jak widział je wcześniej. Było tylko kukłą. Człowiekiem w stanie Katatoni. Mama wyglądała jakby zobaczyła ducha. Oczywiście przysłowiowo, bo widziała je od zawsze. - Kocham was. Reiko, dbaj o nie. - Ze łzami w oczach wybiegł przez otwarte przeze mnie drzwi i zniknął w mroku nocy. A z niego dobiegał tylko ten wredny, kobiecy, koci śmiech.

₊˚。⋆❆⋆。˚₊

Czerwiec 2027
Nie sądziłem że brak taty tak w nas uderzy. Mama przestała chodzić do pracy, zaczęła pić i nie odzywała się do mnie ani słowem. Najgorsze było jednak jej spojrzenie. Wystarczyła jedynie sekunda spojrzenia w jej oczy, abym poczuł się jak najgorsza osoba na świecie. W końcu czy jest coś dla człowieka bardziej bolesnego niż utrata kogoś kogo kochał ponad życie? Najgorsze jest to że nie skrzywdziłem w ten sposób tylko mamy. Pozbawiłem moją siostrę ojcowskiej miłości. W końcu nawet jeśli pił... To był najmiększą i najcieplejszą kluchą na wyspie. Napięcia pomiędzy mną i mamą nie mogła rozładować ani babcia, ani nawet będąca jeszcze szkrabem siostra. Najgorzej jednak było, gdy za wszelką cenę próbowałem zwrócić na siebie jej uwagę. I... Krzyknąłem że sprowadzę tatę z powrotem. Tego dnia mama po raz pierwszy raz w życiu mnie uderzyła. Siarczystym liściem wyprowadzonym prosto z nadgarstka. Odleciałem kawałek wpadając na komodę. Ocknąłem się w białym pokoju, z czymś podpiętym do ręki. Leżałem w łóżku, a obok mnie siedziała babcia. Byłem w szpitalu. Wpadając na mebel, uderzyłem się o niego głową. Mój stan był stabilny, ale musiałem pozostać w szpitalu na parę dni. Mama nie odwiedziła mnie ani razu.

₊˚。⋆❆⋆。˚₊

Lipiec 2034
Znacie może legendę o święcie Tanabata? Dwie zakochane gwiazdy, Wega i Altair zazwyczaj rozdzielone przed drogę mleczną w tę jedną noc, mają szansę się ze sobą spotkać. Tak też było z moimi rodzicami. W to jedno święto ojciec mógł nas odwiedzić. Ja jednak pogrążony w poczuciu winy i niemalże traumie ani razu nie wyszedłem się z nim spotkać. Jedyne na co było mnie stać to rozmowa przez zamknięte drzwi. Byłem tchórzem. Nie miałem odwagi spojrzeć mu w twarz po tym jak rozdzieliłem go z rodziną. Nie mogłem patrzeć na łzy szczęścia które spływały z jego oczu widząc jak jego córka rośnie. Łez szczęścia Mamy, które roniła w tę jedną noc mogąc spotkać się z Yokai, którego pokochała. To było dla mnie za dużo wiedząc że to wszystko tylko i wyłącznie wina moja i mojej głupoty. Najgorsze było te jedne słowo, które tata mówił do mnie co roku przez zamknięte drzwi. - Kocham Cię Kyo. - Nadal byłem młody i głupi. A do tego w najgorszym możliwym wieku.
Po cichu wymknąłem się przez okno odziany tylko w kimono i wybiegłęm. Nasz dom znajdował się idealnie pośrodku drogi pomiędzy kaplicą a miastem. Wszędzie więc miałem tak samo daleko. Więc biegłem jedynie przed siebie co jakiś czas przenosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo. Oczywiście jestem beksą i ciepłą kluchą. Kiedy uciekałem, to płakałem. Chciałem dobiec do kaplicy. Nie ważne czy kociej, czy tej w mieście. Chciałem tylko uciec i mieć spokój. Być sam. W końcu z jakiegoś powodu źle skręciłem. Potem znowu i tak oto stałem. Sam w lesie. Czułem na sobie wzrok z każdej strony, ale nie mogłem na to poradzić nic. Plątałem się w tę i we w tę aż w końcu przebiegając pod mostem stojącym nad niewielką rzeczką, trafiłem w miejsce tak dziwne że do dziś wydawałoby się snem. Wielka kaplica, a pod nią stragany i stoiska. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt że wszędzie były Bakeneko, a gdzie nie gdzie między nimi Nekomata. Moim pierwszym odruchem była chęć ucieczki, jednak drogi powrotnej nie było. Te pierwsze mi nie wadziły, ale na myśl o tych z rozdwojonych ogonach do dziś robię się blady. Starałem się przemykać miedzy nimi zasłaniając twarz, ale oczywiście nie był to najlepszy sposób na poruszanie się. W końcu wpadłem na Bakeneko tak wielkiego że mógłby mnie złamać w pół. Ten jednak zasłonił mnie przed resztą i dał kocią maskę. - Nie wiem jak tu trafiłeś, ale lepiej to załóż. Niektórzy tu obecni chętnie zjedli by człowieka. - To spotkanie wykorzystało chyba jego limit szczęścia ko końca życia. Kiedy tylko założył maskę poczuł okropne pieczenie w miejscu blizny, ale poza tym wszystko wydawało się być w absolutnym porządku. Niektóre kicie rumieniły się na jego widok zupełnie jakby sam był Bakeneko. Bał się i chciał jak najszybciej wrócić do domu. Nawet jeśli oznaczało to stanięcie twarzą twarz z kotem, który go spłodził. W końcu jednak usłyszał za sobą głos zbyt znajomy, by mógł go zignorować. Ona. - Oi. Ty, nie kojarzę cię. - Górowała nad nim i chyba tylko dzięki masce go nie rozpoznała. Jednak mimo wszystko zbliżyła się niebezpiecznie i nachyliła do niego. Serce było mi jak oczalałe mając wspomnienia z ostatnich dwóch spotkań. -Jak Cię zwą? - Panika nadeszła szybko. Musiałem więc podjąć taktykę obronną każdego dzieciaka. Bajdulki gębulki! - Jestem Kokos. Ja... Jestem nowy. - Szmata, bo tak mogę ją obecnie nazywać, parsknęła z rozbawienia. Chociaż nie. Szmata to złe określenie, bo nawet taki skrawek materiału można było jeszcze jakoś zastosować. - Nowy? Oooo... Niedawno więc się obudziłeś, co? Chodź oprowadzę Cię. Powiedz, dobrze Cię traktowali? - Mogłem łatwo się domyślić do czego piła. W końcu Bakeneko stają się długo żyjące koty. - N-nie. Nie trzeba, dziękuję. I tak. Dobrze mnie traktowali. - Syknęła na mnie, jednak nie rzuciła się. Miałem więc szczęście, prawda? -Nie, to nie. Twoja strata gnojku. Jedyne co musisz wiedzieć, to to że tamta tam... Mikazuki. Rządzi na tej wyspie. Każdą ważną sprawę kieruj do niej. - I tak oto odeszła zostawiając mnie samego. Wtedy też wpadłem na najgłupszy pomysł na jaki mogłem. Jeden z wielu gwoździ to trumny. Zacząłem biec w jej kierunku wymijając wszystkie kociska po drodze. Wyskoczyłem i wylądowałem przed nią na kolanach robiąc z tego nie małe widowisko. Nawet władczynia wydawała się zaskoczona. - Mikazuki-sama. Mam do pani ogromną prośbę. Błagam. Niech mnie pani wysłucha. - Padł na ziemię kłaniając się niej. Praktycznie dotykał czołem podłogi. -Wstań proszę młodziaku. Z czym do mnie przychodzisz? - Nawet nie zwracałem uwagi na jej ogon. Skoro już zacząłem robić scenę, to przynajmniej spróbowałem być jak Hayate. Cały na zwycięsko! Zerwałem maskę z twarzy, chociaż dziwne uczucie nie minęło. Iuzja pękła. - Rządzisz każdym kocim duchem na tej wyspie, prawda? Błagam, pozwól mojemu tacie znowu z nami zamieszkać. Nie wiedziałem o jego umowie. Ona, mnie podpuściła! - Wskazałem na stojącą na skraju tłumu znajomą Nekomata, która wręcz kipiała gniewem. Rzuciła sie w moim Kierunku, jednak Mikazuki szybko ją poskromiła. - Ach. A więc to twoim "ojcem" jest Nigiri. Chłopcze... Nie nawykłam do odstępstw, ale jeśli jednak jest tak jak mówisz i nie była to wina Nigiriego, to mogę to rozważyć. Jednak wiedz też że nie mogę Ci ślepo uwierzyć i po prostu dać mu zezwolenie. Możemy zawrzeć nową umowę, ale ostrzegam że nie będzie to nic przyjemnego. Dałam twojemu ojcu dziesięć lat do przeżycia z wami ukrywając swoją prawdziwą postać. Poległ po ośmiu - jak mówisz - z winy Sadayuki. Dwa lata kalendarzowe pozostały. Zajmiesz jego miejsce na ten czas. Z daleka od rodziny. On zajmie twoje, blisko niej. Po tym czasie obydwoje możecie robić to, na co się zdecydujecie. Jest jednak jeden warunek. Nie możesz mieć żadnego kontaktu z matką, babką, siostrą i "ojcem" przez ten czas. Ostrzegam że jeśli złamiesz umowę, to rozłąka z rodziną będzie twoim najmniejszym problemem. - Jej słowotok spadł na mnie jak ściana. Miałem dopiero czternaście lat. Jak miałem przetrwać sam z daleka od rodziny? Jednak była to opcja na odkupienie krzywdy wyrządzonej rodzicom i siostrze. Byłem zbędny i tak się czułem od dawna. Więc jeśli było to coś co mogłem dla nich zrobić, to zrobiłem to z całą miłością w sercu. - Zgoda. - Podałem jej dłoń pieczętując umowę. Ponownie dziwne uczucie mnie uderzyło, a mi się zrobiło słabo. Blizna piekła. Ku zaskoczeniu kotów straciłem przytomność. W końcu nawet ja nie wiedziałem, że zostałem przeklęty na długo przed dniem umowy. Przekleństwem zrodzonym z zazdrości i nienawiści.
Ocknąłem się sam w lesie. Nie mogłem jednak iść do domu. Ruszyłem więc zatem biegiem do portu. Był on daleko, ale półtorej godziny marszu wystarczyło bym dotarł na miejsce. Bilet kupiłem zdalnie z oszczędności na telefonie. Cel. Fukkatsu. Znaleźć ciotkę i postarać się przeżyć dwa lata rozłąki. No co? Umowa nic nie wspomniała o ciotce? Przynajmniej tak wtedy myślałem.

₊˚。⋆❆⋆。˚₊

Grudzień 2035
Znalezienie jednej osoby w całym mieście okazało się być dla mnie czymś niemożliwym. Fukkatsu było gigantyczne, a ludzie mnie zbywali gdy tylko próbowałem zagadać. I nawet pomimo tego że chwytałem się każdej pracy jaką mogłem, nie było mnie stać na mieszkanie. Ledwo starczało mi na jedzenie. Moim domem został karton w Nanashi. Gdzieś w jakiejś starej alejce. Nie chronił przed zimnem, ale przynajmniej nie sypał się na mnie śnieg. Kyoken próbowali mi pomóc, ale średnio to wychodziło. Gdzie nie poszedłem i czego nie zrobiłem, nieszczęście szło za mną. Próbowałem do nich dołączyć, ale nigdy nie czułem się prawdziwym członkiem. Próbowałem. Byłem uprzejmy, pomagałem jak mogłem. Śmiałem się z nimi i dobrze bawiłem. Ale jednak... Nadal tęskniłem za moją rodziną na kociej wyspie. Jeszcze gorzej zrobiło się gdy ujrzałem ogłoszenie policyjne w telewizji odnośnie mojego zaginięcia. Nie byłem jedyną osobą która je widziała. A niby jak miałem wytłumaczyć reszcie to że nie mogę wrócić do rodziny która mnie kocha i która się o nie martwi? Nie mogłem. Jedna rzecz mu się tylko nie zgadzała. Skoro ojciec był z nimi, to musiał wiedzieć o umowie. Chyba... Dlaczego więc mnie szukali? Wtedy nie wiedziałem że mój układ z Mikazuki to jedna wielka Farsa. Swoje urodziny i święta spędziłem samotnie. Względnie. Kilka osób z Nanashi złożyło mi życzenia. Jednak nie przyjąłem żadnego z prezentów. Oni potrzebowali ich bardziej niż ja. Tego miesiąca niemalże zamarzłem na śmierć. Trafiłem do szpitala na ostry dyżur. Nieszczęście przybyło razem ze mną. Nastąpił wypadek karetki, którą wcześniej jechałem. Umarło 7 osób.

₊˚。⋆❆⋆。˚₊
Grudzień 2036
To ostatni rok... I dobiegał on końca. Nie sądziłem że dotrwam, a jednak. Niemalże codziennie płakałem ze szczęścia. Znowu będzie tak jak dawniej. A nawet lepiej, bo moja siostra jest już nieco starsza. Nadal nie udało mi się spotkać cioci, ale chyba to dlatego że nie mieszka w Nanashi gdzie tak naprawdę spędziłem większość czasu. Zwłaszcza że do niedawna za moją mordą rozglądało się wiele osób. Zaginione dziecko poszukiwane przez całą rodzinę... Jeszcze tylko kilka dni i do nich wrócę...
Tak też myślałem. Los był jednak przerworny. Pewnego dnia idąc przez miasto wpadłem na kogoś. Młodą dziewczynkę. Na oko dziesięcioletnią oraz na kobietę z którą szła za rękę. To... Była moja siostra z Ciotką. Poczułem jak blizna zapiekła, a wszystko jakby zaszło mrokiem. Dostałem ataku duszności. Jednak ten przeszedł po chwili. Już wtedy byłem pewien że umowa dobiegła końca. Złamana. Zaledwie tydzień przed jej końcem. Z tyłu głowy słyszałem śmiech. Ten obrzydliwy koci śmiech. Blizna piekła nieustannie, a ból zdawał się rozrastać na całe ciało.
Rzeczywistość uderzyła we mnie jednak błyskawicznie. Siostra od razu mnie poznała i przytuliła. Tak samo ciotka. Jedna mnie przytuliła, druga dała zjebę i zadzwoniła do rodziców. Kto by pomyślał że dzieci w tym wieku już mają takie telefony. Wtedy też dowiedziałem się że ojciec został. Tym bardziej mnie to bolało. Nie wspomniałem jednak nic o umowie czując że jeśli to zrobię, to stanie się coś naprawdę złego. Moja młodsza siostra zamieszkała u cioci ze względu na lepszą szkołę. Rodzice zostali na Kociej wyspie by opiekować się słabnącą powoli babcią. W końcu taki był obowiązek jednej z córek. Tata pozostał z nią nie chcąc ponownej rozłąki. Nie żałuję tego co zrobiłem. Nawet jeśli ostatecznie kosztem okazały się moje życie oraz kalająca duszę klątwa. Ugryzienie, maska, umowa... Pieprzone koty. A zwłaszcza ta jedna Nekomata, która wprawiła te wszystkie klocki domina w ruch po prostu siejąc w moim umyśle niepewność. Gdybym był tylko bardziej opanowany tego dnia...
Z każdym dniem czułem się gorzej. Nie pomagały żadne leki, a według lekarzy byłem oznakiem zdrowia. Tylko... Niektórzy zaczynali na mnie dziwnie patrzeć. Nawet Ciocia z siostrą. Podobno czasem dziwnie im migałem. Chociaż dało się to zrzucić na wadliwe oświetlenie. Samo mieszkanie u ciotki było czymś wspaniałym. Dawno nie mieszkałem w miejscu innym niż karton, bądź waląca się rudera. Bez obrazy dla walących się ruder oczywiście, to te portafiły być naprawdę porządne. Przed świętami i zarazem moimi urodzinami, czułem się jakby coś miało mnie spalić od środka. Mimo wszystko wyszedłem tego dnia na spacer z moją siostrą. W końcu kto mógłby odmówić tak uroczej klusce, kiedy się o coś ubiega. Po ojcu zdecydowanie miała tę małą kocią mordę, a nie tylko od interesowania się wszystkim czym nie powinna. Park w Asakurze był naprawdę pięknym miejscem o tej porze roku. Rzucaliśmy się śnieżkami, a nawet ulepiliśmy bałwana. Powoli zaczynało się ściemniać. Powinniśmy wracać, ale ona nalegała że chce jeszcze. Powinieniem był wtedy być asertywny i jej odmówić. Nieszczęście ściągnęło na nas istną zamieć i chociaż byliśmy w parku, nie mieliśmy jak uciec. Burza śnieżna była za silna i zdecydowanie niespodziewanna. Zupełnie jakby jakaś Yukionna przyłapała męża na zdradzie z Rokurokubi, bo ma dłuższą szyję. Co mogłem zrobić innego niż ochronić siostrę własnym ciałem? Miałem pomysł, który spełzł na niczym. - Kotoba wa ken yori mo yoku kireru. Hoka. - Nic się nie wydarzyło. Nie miałem przy sobie pentagramu, a od momentu spotkania z Nekomata, nie próbowałem go rzucić ani razu. Trzymałem siostrę i trzymałem chroniąc przed śnieżną nawałnicą. Numer pomocy chodź wybrany, to żadna nie nadciągała. Myślałem tylko o jednym chronić ją, ogrzać, stworzyć szczęśliwą rodzinę. Minuta do północy. Poczułem jak moja dusza opuszcza ciało. W przekształconej, przeklętej formie uwiązane na łańcuchu na ziemi przez sny i pragnienia. Moje ciało nadal ją chroniło, nawet jeśli już opuściło je życie. Pomoc przybyła. Za późno dla mnie. Dla niej... Chyba w dobrym momencie.
Następnego poranka kiedy tylko spojrzałem na moje ręce, ogon... Miałem pewność w stu procentach, to klątwa mnie mordowała przez ostatnie pare dni. Klątwa rzucona przez oszalałą z zazdrości i gniewu Nekomata. Wzmocnioną przez kocią maskę, pochodzenie ojca i złamany pakt. Ja... Nie czuję się na siłach żeby im się teraz pokazać. Wróciłem więc do starego, dobrego kartonu w Nanashi. Takie klątwy można było zdjąć serią długich ciągnacych się latami rytuałów bądź czyniąc sto tysięcy dobrych uczynków z rzędu. A żadnej z tych rzeczy nie podołam. Czemu ten pech musi prześladować właśnie mnie, powiesz mi? W końcu ja... Tylko chciałem żebyśmy wszyscy znowu się kochali. *szloch* Wiem że Cię nie dotknę, ale... Możesz mnie przytulić? Proszę?


Ostatnio zmieniony przez Dango Kyōjurō dnia Nie 7 Kwi - 15:06, w całości zmieniany 4 razy
Dango Kyōjurō

Munehira Aoi and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Dango Kyōjurō

Nie 17 Gru - 2:28
Yūrei
Dango Kyojuro

Keiyaku Suru
-
Poziom kontraktu
-

Neko no Fuun
Dango może rzucić niewinny koci pech zerowego stopnia. Niczym przy wykonywaniu inkantacji musi wymówić jego nazwę oraz może złożyć gest, by wzmocnić jego działanie.

Machigai- Wymusza na celu nieszczęście w postaci pomyłki bądź nieszkodliwego pechowego zdarzenia. Na przykład cel: Otrzymał złe zamówienie bądź czegoś w nim brakuje, pomylił adresatów wiadomości, autokorekta zmieniła jej treść, rzucił granat który okazał się niewypałem, pomylił butelki ze związkiem chemicznym, złapał gumę, ptak narobił mu centralnie w oko, zgubił portfel…
Ten koci pech użyty na poziomie 0 działa na trzy pierwsze lepsze pechowe zdarzenia. Każdy poziom chikary to jedno pechowe zdarzenie więcej. Można przekląć przedmiot, by  ściągnął nieszczęścia na osobę go dzierżącą. (Gest: klaśnięcie w dłonie. Podwaja ilość pechowych zdarzeń)

Cel
Dopilnować by jego rodzina miała szczęśliwe życie. Zyskać ciało i samemu takie przeżyć.

Forma yūrei
Hybryda człowieka i kota. Czarne futro i żółte oczy.


Kondycja

Stan fizyczny
W normie.

Stan psychiczny
Depresja.


Umiejętności

— Parkour — średniozaawansowany — 400 PF
— Siła Woli —  podstawowy — 200 PF
— Cichość —  podstawowy — 100 PF
— Egzorcyzmy —  podstawowy — 200 PF
— Urok —  podstawowy — 100 PF
...


Wady

— Alergia(ostrygi) - niewielki
— Brak Wykształcenia(liceum) — niewielki
— Lęk(Nekomata) — ciężki
— Lęk(Odrzucenie) — znaczący
— Lęk(Ogórki) — niewielki
— Lęk(Węże) — niewielki
— Naiwność — niewielki
— Uraza(Nekomata) — ciężki
— Uraza(Boże Narodzenie) — niewielki
— Urojenia(Wszystko będzie dobrze) — niewielki
— Uzależnienie(przytulanie) — niewielki
— Cykliczne Migreny - niewielki
...


W posiadaniu

Mityczne przedmioty
WYPISZ MITYCZNE PRZEDMIOTY
Shikigami
WYPISZ SHIKIGAMI
Technologia
WYPISZ TECHNOLOGIĘ
Inne
WYPISZ INNE


Historia zmian

[+] 500 PF na start
[+] 500 PF za dodatkowe wady (8 x wada niewielka i 1 x cieżka)
[−] 1000 PF - Karta Postaci

OBECNA ILOŚĆ PF: 0

Postać sprawdzona przez: Ye Lian.


Ostatnio zmieniony przez Dango Kyōjurō dnia Pon 8 Kwi - 21:22, w całości zmieniany 3 razy
Dango Kyōjurō
marzec-kwiecień 2038 roku