Technopolis
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Wto 30 Sie - 19:01
Technopolis


Centrum produkcji wysokich technologii. Ze względu na zajmowany obszar i ilość fabryk zajmujących się przemysłem m.in.: elektronicznym, motoryzacyjnym, optycznym, farmaceutycznym, czy biotechnologicznym, ta część dzielnicy bywa nazywana Doliną Krzemową w wersji mini, natomiast szerzej przyjęła się nazwa Technopolis. W samym jego środku znajduje się strefa mieszkalna, z której korzystają pracownicy oryginalnie mieszkający z dala od miejsca pracy, kursują tutaj również pociągi miejskie obsługujące wyłącznie osoby pracujące na terenie Haiiro Chiku.
Dla osób postronnych z pewnością ciężki do zniesienia jest nieustanny hałas; niezależnie od tego, czy akurat są godziny poranne, czy wieczorne, cały czas słychać działające maszyny. Również w nocy bywa tu stosunkowo jasno ze względu na mocne oświetlenie, a przez to osadzający się wszędzie pył (polityka ekologiczna Technopolis nie jest w stanie sobie poradzić z dymem spływającym z całej dzielnicy) sprawia wrażenie gęstej mgły.  

Haraedo
Mae Haneul

Wto 2 Sty - 21:36

29/12/2037
godz. 01:30
LEAR

   — Han... Han. Nie ma ludzi śmiesznych, złych ani odrażających. Między ludźmi nie ma żadnej różnicy, Han.

  Czerwień punktu na mapie wgryza się w spojrzenie. To tak samo zlane karmazynem, jak piksele zlepione w okrąg w alejce między masywnym kolosem fabryki a niskim magazynem. Telefon chrzęszczy w dłoni, marszczy pod naporem jego kształtu skórę rękawiczki. Pospolity; mości się na tyle czaszki, liże ją tak cholernie nieprzyjemnie. Pospolity. Nie mrugnie, niedrganie mięsień podtrzymujący w otwarciu powieki, kiedy przez ciało przebiegnie pierwszy impuls zdenerwowania. Zaciekle zacznie szarpać za wstęgi nerwów. Patrzy na samego siebie, na ten gorejący punkt, w światło bijące z ekranu. Jeszcze parę chwil. Kilka minut, nim wygasi urządzenie i schowa je w tylną kieszeń skórzanych spodni. Nim zaprze się plecami o blachę magazynu, najpierw z łagodna przypierając do niej tył czaszki. Pospolity wbija się głębiej, brnie do trzewi, rozkładając się w żołądku goryczą żółci. I głowa mocniej naprze na aluminium, mocniej przetrze się o falowaną jej powierzchnię. Zaśmieje się, dopiero teraz zamykając oczy; pozwalając chropowatości głosu wyszarpać się spomiędzy zaciśniętych zębów i napiętej szczęki, której nacisk, gdyby tylko jeszcze mocniej zaparł na sobie szkliwo zębów, rozbiłby je w drobną mączkę. Swędzi go świadomość, świerzbi każdy odcinek spaczonego rozumowania i cieszy to, że kontrola i jej ludzkie pojęcie nijak sprawdza się w jego istnieniu i działaniach. Bo jest ważniejszy, bo jest ponad innymi; Ci tylko epizodycznymi postaciami, wizualizacją, z której korzysta według własnego uznania. Dla własnej przyjemności. Choć teraz i nowe odczucia kołtunią się na wysokości tchawicy, gdy zaciąga się z sykiem powietrzem, pozwalając pyłowi zderzyć się z materiałem puszczonym przez rysy twarzy. Nie jego twarzy, a pożyczonej, do której nie może przywyknąć. Więc obsesyjnie zakrywa każdy element należący do Mae, wszystko, co kojarzy się z nim, wszystko, co na niego jakkolwiek się składa.
  Intuicyjnie, prowadzona przyzwyczajeniem dłoń, obejmuje nóż, jego smukły kształt, który zimnem zabranym grudniowej nocy przebija się przez skórę rękawiczki. Chłód przeziera się do samych kostek, między stawy, mrowiąc rozkosznie. Czuć. Czuć więcej niż w zamknięciu niż zepchnięty w bezczynność. Spogląda od niechcenia na matowość ostrza, widząc, w polu peryferyjnym wyłącznie, jak pod stopami cień drga nieznacznie, wije się jak zniecierpliwiony, śliski gad. Ten odzwierciedla wewnętrzne rozedrganie Leara. Jego zniecierpliwienie, ale i wzbierające na intensywności rozdrażnienie. Pospolity. Gówno prawda. Szczeniackie kłapanie pyskiem. Wolna dłoń w ruchu płynnym, na chwilę tylko przebiegnie przez skórzany pasek kolczastej uzdy, opuszką wskazującego palca napierając na jeden ze szpiców, nabijając się na niego z uporem. POSPOLITY. Nie wie, nawet kiedy ciemność liże już kolana, wspina się po udach, wkradając się na lędźwie. Nie wie nawet kiedy zaczyna się czuć „jak w domu", w tej parszywej dzielnicy, w tej mgle zmieszanej z fabrycznym kurzem, które łączą się z parą wypadającą z ust przy każdym spokojnym już oddechu.



Technopolis Tt6MuH5
Mae Haneul

Hyeon Yuushin ubóstwia ten post.

Hyeon Yuushin

Sro 3 Sty - 23:38
  Jadąc na miejsce spotkania – taksówką spod domu, bo chciał zostawić po sobie wyraźny ślad – ani przez chwilę nie zastanowił się nad faktem, czy to dobrze, że dał się Learowi wyciągnąć z łóżka, spod cieplutkiej kołdry i perspektywy złapania większej ilości snu. Odpowiedź była oczywista: nie, to bardzo niedobrze. Jednocześnie wiedział, tak jak i Lear wiedział, że nie odpuści sobie spotkania z nim za żadne skarby i zrobi każdy fikołek logiczny, byleby tylko usprawiedliwić swoją gotowość na pogawędkę. Główny: przecież zbierał przeciwko niemu materiał, a chciał mu naprawdę sporo udowodnić. Taka rozmowa mogłaby mu dać ważną wskazówkę gdzie szukać, jeśli tylko Lear chociaż przez chwilę straci na uważności, a on wytęży umysł – może uda mu się coś wyłapać. Na to liczył.
  Na razie był mocno pochłonięty analizowaniem w google maps lokalizacji udostępnionej mu przez muzyka. Nie odjęło mu rozumu już zupełnie i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, z kim właśnie szedł się spotkać i jaka była jego natura. Jak również miał świadomość tego, że Lear będzie czekał na niego wkurwiony, bo przecież podczas wymiany ich smsów z premedytacją uderzył w jego ego. Tylko wtedy nie przypuszczał, że niedługo po tym przyjdzie im stanąć twarzą w twarz. Jako że stawanie twarzą w twarz z wkurwionym seryjnym mordercą zaliczało się do jeszcze głupszych pomysłów niż samo spotkanie, chciał mieć jakiś as w rękawie, jakiś atut, który będzie mógł wykorzystać na swoją korzyść. Wiedział, że Lear wybrał dogodne dla siebie miejsce, prawdopodobnie ciemne i wystarczająco oddalone od innych ludzi, żeby nikt im nie przeszkodził/nie usłyszał krzyków Yuu, więc te same zalety, które muzyk widział w wybranej lokalizacji, chciał wykorzystać i on.
  Dlatego też właśnie wspinał się po kontenerze ustawionym przy magazynie, żeby dostać się na jego dach i najciszej, jak tylko potrafił, krokiem miękkim i pełnym kociego wdzięku, dostać się nad tę alejkę, którą wskazywała udostępniona przez Leara mapka. Przykucnął na krawędzi i ostrożnie spojrzał w dół, mrużąc oczy, żeby lepiej widzieć w panującym tu mroku.
  Powoli zaczął dostrzegać męską sylwetkę na dole, o tyle trudniejszą do wypatrzenia, że zdawała się ona chłonąć cienie wokoło, skutecznie maskując jego obecność. Ale czy na pewno maskując? To sugerowałoby chęć ukrycia się, a Lear stał w środkowym punkcie alejki, wcale nie dbając o faktyczne ukrycie. Po prostu… stał i czekał. Ciekawe, ile czekał. Yuu bezszelestnie schował się znów głębiej na dachu i wyjął telefon. 01:45. I tak dojechał tu całkiem szybko. Wysłał mu smsa o wdzięcznej treści boo i emotką ducha, zanim celowo narobił hałasu, siadając na krawędzi tak, że nogi swobodnie zwisały nad ziemią. Nie zamierzał stamtąd złazić, dochodząc do wniosku, że taka odległość między nimi gwarantowała mu bezpieczeństwo. Przynajmniej to złudne. Na dach było jednak trudniej wleźć niż zmniejszyć odległość, kiedy się stało na ziemi.
  — Promyczku najzłocieńszy — przywitał się, bo Lear był dokładną przeciwnością tych słów. — Ciekawe miejsce wybrałeś na spotkanie. Takie pozbawione świadków — zacisnął dłonie na telefonie, rozważając opcję zrobienia zdjęcia okolicy i wysłania go Rei, tak na wszelki wypadek. — A mogłem właśnie przeżywać noc swojego życia — westchnął teatralnie, kręcąc głową. — Ale chciałeś rozmawiać. Jestem. Słucham — przekręcił lekko głowę w jedną stronę, niejako dając mu znać, że właśnie tak przebiegnie ich spotkanie i za nic nie namówi go na zejście na dół.


@Mae Haneul
Hyeon Yuushin

Mae Haneul ubóstwia ten post.

Mae Haneul

Nie 14 Sty - 0:42

  Oddech nader spokojny przebija się nad czarnym welonem owiniętym wokół twarzy, formując się w grube, mięsiste białe kłęby pary. Miarowo. Powoli. Takt za taktem. Nawet kiedy przez zmarznięty eter przebija się głos, ten wiszący wysoko nad głową, łączący się z aluminiowym brzdękiem masywnej blachy, rozbijający się echem w kontenerze. Uśmiech zawija się na ustach Leara, ale tego nijak da się sięgnąć wzrokiem, kiedy cała twarz schowana pod materiałem. Tylko oczy, dwa jaśniejące krwistą czerwienią punkty, które rozlewają się neonowym pobłyskiem na kości jarzmowe, cienkim językiem uciekają ku skroni, pulsują żywo. Teraz skierowane w niebo, do góry, tam, skąd dochodzi dźwięk. Wędrują za nim tęczówki, poszukują go, choć zdają się nie ruszać nawet o milimetr, jakby zanim mężczyzna uniósł brodę, już doskonale wiedział, w którym miejscu jest. Jest. To było najważniejsze. Pojawił się. Sama ta myśl rozpycha się w klatce piersiowej, liżąc mostek przyjemnie, owijając się między żebrami nikłym uniesieniem. Głupi. Tylko który bardziej?
  Lear czekał — w tym był najlepszy. Przyczajony jak gad, obojętny na temperaturę, bo zbyt skupiony na celu. Każda komórka ciała, każdy neuron, każda najdrobniejsza nić w połączeniach nerwów wytężona i napięta. Czekał. Od zawsze. Na swój moment, na cienką szczelinę, przez którą mógł się wykraść i przejąć kontrolę. Czekał w ciemności i ciszy. Czasami podglądał, połowicznie jedynie, jakby wpływając w jedną tylko źrenicę, zerkał na zewnątrz. Na tyle mógł sobie pozwolić. Na tyle pozwalał mu Han. Ale teraz... Teraz Hana nie było. Nie było nawet najdrobniejszej jego namiastki, nawet pyłu, kurzu, niczego, ni jednego czerwonego włosa. Cisza... Ta w głowie buczy. Rozpycha czaszkę, bo na skórę napiętej szyi wdziera się ciepło rozrzedzonej, pędzącej krwi. Lear zaciska na moment zęby na koniuszku języka, żeby pohamować słowa, żeby te nie wypełzły zbyt szybko. Powoli. Wolniej. Chociaż pali go kręgosłup, na całej jego długości czuje przecież wibrujące impulsy.
  Prawa dłoń zamyka między paliczkami nóż, wprawnie wsuwając go w napiętą na udzie skórzaną opaskę. Tkwi między innymi, czeka... Bo wszystko w jego egzystencji skupia się wokół czekania. Czeka. Czeka... Czeka... Kiedy oddech zapada się na dno płuc, bo ile można kurwa czekać. Na wszystko. Na wszystkich. Na siebie. Głowa staje się cięższa. Tak przyjemnie ciężka. Przesuwa się subtelnie ku jednemu z ramion, ale wejrzenia nie spuszcza z sylwetki na skraju kontenera. Milczy jeszcze. Pozwala mu na to. Na wszystko. Jest cierpliwy. Bo tego właśnie uczy cisza i ciemność. Ta, która mu najbliższą, wije się wokół ud. Jak opasły, najedzony wąż, powoli zaplata swój korpus wokół talii, szeroką wstęgą. Pod ramionami, między łopatkami stykając się z metalem konstruktu, o który Lear się opiera. I wyżej, powoli nad głowę. Płasko przylegając do powierzchni. I tylko tępy huk pobliskiej faktorii, brzdęk metalu raz za razem wgryzał się w grudniowe, nocne powietrze, kiedy po słowach Yuushina, Lear nie śpieszył się do odpowiedzi. Nie, dopóki cień nie sięgnął ostrej krawędzi i nie polizał jej szczytu, znajdując się bliżej mężczyzny. Słowa opadały na język, zbierały się na nim naniesione gorącą śliną, ale ten uparcie dociskał je do podniebienia, dopóki pierwsze żachnięcie, niski gardłowy śmiech, zerwany, krótki, nie zderzył się z wargami.  — Nadal możesz ją przeżywać. Jeszcze jedną — westchnienie wpisane pod słowami, bardziej świszczące, jakby krtań na krótki moment zacisnęła się, żeby nie wypluć z siebie niczego więcej.



Technopolis Tt6MuH5
Mae Haneul

Hyeon Yuushin ubóstwia ten post.

Hyeon Yuushin

Sro 17 Sty - 0:10
  Wiedział, że powinien się bać. Że na myśl o nadchodzącym spotkaniu powinien czuć lodowatą kulę w żołądku, przyspieszone bicie serca i gęsią skórkę na rękach. Każdy normalny człowiek zacząłby pewnie szukać wymówek, żeby nie pójść, ewentualnie powiadomiłby każdego, kogo tylko mógł i poszedł z obstawą. Zaproponował inne miejsce, zabrał ze sobą broń, umieścił na sobie gps albo dyktafon, a najlepiej jedno i drugie. Każdy, tylko nie Yuu.
  Nie jestem samobójcą.
  Słowa, którymi ze znużeniem dzielił się z każdym, kto tylko wyraził obawę o jego życie. I zwykle właśnie to miał na myśli, bo przecież starał się nie pakować w sytuacje, w których stał na z góry przegranej albo przynajmniej bardzo trudnej pozycji. Teraz jednak to zdanie nieprzyjemnie go uwierało gdzieś z tyłu umysłu, wwiercało się boleśnie, nie dając się zignorować. Oczyma wyobraźni widział złość w spojrzeniu Reimi, dosadną dezaprobatę u Hana i głęboką zmarszczkę niezadowolenia Seiyi. I mieliby rację, bo okazał się skończonym hipokrytą. I być może idiotą. Okej, na pewno idiotą. Nie mógł się z tym nie zgodzić, skoro bez żadnej broni, żadnego wsparcia, żadnych pomocy śledzących ładował się prosto w łapy Leara, na jego terenie, na jego zasadach, w miejscu, które sam wybrał z wyprzedzeniem i które, o ile mógł wierzyć mapom, znajdowało się w bardzo wygodnym odosobnieniu.
  Wszystko krzyczało pułapką i sporymi kłopotami, w które na własne życzenie się pakował. A po co? Po parę wątpliwych odpowiedzi? Podejrzanych półsłówek, którym nie mógł przecież wierzyć? Lear był trudnym rozmówcą: ciężko było go podejść czy sprowokować do jakiejś wypowiedzi, dużo milczał, dużo pomijał, odpowiadał tylko na te pytania, które mu się podobały, bardzo często nie w kolejności pojawienia się i po sporym odstępie czasowym od ich zadania. Ogromnie to frustrowało Yuu, choć również nakręcało do dalszego grzebania, do większej cierpliwości, do czekania, aż się potknie, bo przecież kiedyś musiał. Nieopatrznie zostać mu ślad, trop, którym mógł podążać.
  Chyba właśnie ta myśl wpłynęła głównie na jego gotowość na spotkanie. Z samej rozmowy z Learem mógł się dużo dowiedzieć, właściwie chyba najwięcej, jeśli tylko muzyk będzie odpowiednio rozmowny, a Yuu odpowiednio skupiony, żeby móc czytać między wierszami.
  Być może było to głupie przekonanie i być może zamiast rozmowy czekała go tam śmierć. Nocne powietrze może i mogło go otrzeźwić, ale unoszący się wszędzie pył chyba skutecznie zaczadzał mu umysł, skoro był w stanie usiąść na skraju dachu i nazwać Leara “promyczkiem najzłocieńszym”. Musiał jednak sam sobie przyznać, że choć to bardzo zabawne, może nie było do końca odpowiednie w świetle powodu ich spotkania tutaj.
  Bo Lear milczy. Stoi i patrzy w górę czerwonymi ślepiami, skupiony, cierpliwy, łowca, wypatrujący najlepszej okazji na atak. Bo sidła już zastawił. Ciemność otaczająca mężczyznę była nienaturalnie gęsta, intensywna w sposób, w jaki zwykłe ciemne alejki nie bywają. Hyeon wiedział, że była to specjalna umiejętność yurei, doskonale oddająca fakt, że muzyk faktycznie zdawał się być postacią z cienia. Skrytą w najgłębszych ciemnościach.
  Yuu patrzył w tę ciemność i nie mógł oderwać wzroku. Jawiła mu się niczym bezdenna otchłań, której centrum stanowiły dwa czerwone punkciki, jeszcze bardziej upiorne od całej atmosfery tego miejsca. Otchłań mamiła, zdawała się przyciągać, hipnotyzowała niemożnością zaistnienia w normalnych warunkach — Yuu aż miał wrażenie, że gdyby się odpowiednio nachylił, mógłby ją zaczerpnąć w dłoniach, tak jak czerpał wodę. Gęsta, gęsta. Powinien chyba też pamiętać, że wędrująca, bo ciemność była na każde skinienie Leara, stanowiła przedłużenie jego ramion.
  Z tą myślą poderwał się z krawędzi dachu, z trudem odrywając spojrzenie od mężczyzny i odszedł dwa kroki w głąb dachu, znów sięgając po telefon. Zrobił szybkie zdjęcie widoku z dachu i udostępnił je w relacjach mediów społecznościowych deathwisha.
  — Tylko jedną? Daj spokój, nudziłoby Ci się beze mnie — rzucił znad klawiatury, niespecjalnie rozglądając się teraz wokoło. — Zapewniam Ci rozgłos. Masz też moją uwagę. Całą moją uwagę, jeśli mam być szczery — dodał, bo przecież w innym wypadku nie gnałby tutaj niemal jak na złamanie karku. — Czy to nie przyjemna władza? — zapytał niewinnie, uderzając w te nuty, które, jak mu się wydawało, zadziałają na Leara najbardziej.
  Następne wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Usłyszał jakiś głośny skrzek, po czym coś zaatakowało jego głowę. Niejasno zauważył, że to jakiś ptak, chyba mewa, którą musiał czymś przestraszyć? Nie miał jednak czasu na głębszą analizę całego zdarzenia, bo w jego wyniku podszedł zbyt blisko krawędzi dachu i zwyczajnie runął w dół. Upadek zamortyzował próbą chwycenia za krawędź blachy, jaką był pokryty magazyn, ale wiele mu to nie dało — szybko zwalił się całym ciężarem ciała prosto na Leara.
  Gdyby nie on, spotkanie z ziemią prawdopodobnie zaskutkowałoby jakimiś obrażeniami, a w tym wypadku jedynie twardo wylądował na stojącym pod magazynem mężczyźnie, przewracając ich obu na mokry beton. Z głową gdzieś w okolicach mostka muzyka, jęknął przeciągle z bólu.
  — O kurwa — wymamrotał, przewracając się na bok tak, aby nie leżeć już na Learze, tylko gdzieś w jego bliskim sąsiedztwie. Chciał się ruszyć, zebrać z ziemi i oddalić, ale ból obitych żeber i ramienia na razie unieruchomiły go w jednym miejscu.
  Miał tylko nadzieję, że pokrowiec telefonu spełnił swoją rolę i nie będzie musiał kupować nowej komórki w niedługim czasie.


@Mae Haneul
Hyeon Yuushin

Munehira Aoi ubóstwia ten post.

Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku