Wysypisko
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Wto 30 Sie - 19:05
Wysypisko


Cmentarzysko na miarę współczesnego świata; miejsce ostatecznego spoczynku najnowszych technologii, maszyn i ich elementów, które przestały być dłużej użyteczne dla społeczeństwa. Góry wykręconych metali, elementów konstrukcji złączonych jeszcze z ciężkimi płytami betonu, zmiażdżonych pod prasą samochodów i wszystkiego tego, czego kształtu czy funkcji nie da się dłużej rozpoznać ciągnął się aż po szary horyzont w każdym możliwym kierunku. Aż ciężko uwierzyć, że wysypisko równie obszerne jak to znalazło swoje miejsce w granicach miasta, jednak staroświecka infrastruktura nie przewidziała tak szybkiego rozrostu poszczególnych dzielnic. Ogrodzonego z każdej strony wysoką siatką wysypiska zwykli mieszkańcy zdają się nawet nie dostrzegać – lub może nie chcą, aby ogromna sterty metalu stały się tłem ich wspaniałego życia. Nie oznacza to jednak, że jest ono miejscem opuszczonym. Poza kadrą pracowników w smętnych, szarych kombinezonach na wzgórzach stali często można dostrzec odległe sylwetki poruszających się po cichu zbieraczy.

Haraedo
Nikko Ahane

Pią 9 Gru - 13:00
Nagai stanowił — w odartej ze wszelkich oznak skromności opinii Nikko — przeciwieństwo wszystkich talizmanów, które namiętnie wciskano naiwnym turystom podczas wakacji w celach czysto zarobkowych i wystarczyłoby dodać niepozornego blondyna o androgenicznej urodzie do tego równania, by otrzymać wynik naszpikowany katastrofą. To nie tak, że Ahane złapany w przejściu przez gadającego jak najętego od wejścia Blotkę, z trzymaną kurczowo dokumentacją ostatniego z przyjmowanych tego dnia pacjentów. Zupełnie nie spodziewał się tego najścia i zignorował wszystkie znaki na niebie, bo te odpowiedziałyby rozbłyskiem na poziomie fajerwerków, chociaż mógłby to zaćmienie zdrowego rozsądku, zwalić na osłonięcie tegoż widoku przez świecący szpitalną bielą sufit. Werbalna zgoda ze strony neurologa padła  dopiero po powrocie do gabinetu, w której to skład wchodziło: energiczne zarzucenie beżowego płaszcza na ramiona na ciemny garnitur i owinięcie wokół szyi szalika w odcieniu butelkowej zieleni, z muśnięciem palcami niby omyłkowo o złotą szpilkę do krawata. Ahane mógłby zrzucić taki, a nie inny obrót sprawy na urok osobisty jasnowłosego, który zdusił jego rozsądek w zarodku, tyle że Nagai chciał pokazać mu napotkanego w ostatnim czasie pogodnego yokai, a co dla człowieka znającego Nikko po zostaniu senkenshą, wiedział, że właśnie to zamyka wszystkie szuflady opatrzone etykietą wątpliwości — naukowa ciekawość zawsze z nim na tym polu wygrywała, włącznie z czynnikami pośredniczącymi i nawet się z tym specjalnie nie krył.
Chłodny wiatr mierzwiący z zapałem jego jasne włosy i czyhający tylko na wydarcie ciepła spod ich wierzchnich okryć — nie popsuł mu humoru, a już tym bardziej nie nakłonił do wycofania się. Niezbyt wielka rozmowność Ahane nie przeszkadzała wcale Blotce w rozgadaniu się w najlepsze, a co więcej — nie czuł się najwyraźniej zniechęcony tym, że bardziej prowadził monolog. Wynikało to z tego, że Nikko znajdował się jeszcze myślami gdzieś indziej: po trosze z pacjentem ze świeżo postawioną diagnozą w postaci miopatii, a po trosze z miękkim futerkiem Pana Miau, kotem jego przyjaciela, którego dokarmiał podczas jego nieobecności. Takim sposobem podążał właśnie ślepo za człowiekiem, który potrafił zrobić sobie krzywdę bez udziału osób trzecich i to dosłownie wszystkim, o czym miał okazję przekonać się, gdy został wyznaczony do świadczenia mu medycznych usług, kiedy Nagai znalazł się na granicy złamania. Może nie znał przebiegu dzisiejszych zdarzeń, lecz Ahane wiedział jedno: jeżeli cokolwiek pójdzie nie po ich myśli, to wyładują wszelkie frustracje słownie (bądź nie) na sobie, nie pozostawiając na sobie suchej nitki, a potem jak gdyby nigdy nic wrócą do siebie, tak jakby wcześniej nie warczeli na siebie jak dzikie psy walczące o pierwszeństwo do posiłku. W ostateczności Nikko może zawsze ponarzekać Tsukiko i wyrazić chęci najszczerszego mordu zaplanowanego z niemałą wręcz starannością na towarzysza dzisiejszej wyprawy, która przy najgorszym ze swoich humorów bez słowa wyjaśnienia wciągnie go w jakieś szalone śledztwo w efekcie czego, zapomni od razu, jak się nazywa.
Czy możesz zrobić sobie chwilę przerwy w swoim jakże porywającym monologu, ponieważ jak zawsze nie nadążam za tempem wystrzeliwanych przez ciebie słów — podjął bez cienia irytacji w głosie Ahane, odgarniając do tyłu jasne włosy i jednocześnie przy tym oto manewrze orientując się, gdzie Blotka go tak właściwie prowadzi. Brak przewrócenia oczami wypadało albo za zaskoczenie, albo uznać za dobry znak – trudno jednoznacznie orzec. — Może dla odmiany opowiesz mi coś więcej o yokai, który postanowił zamieszkać w miejscu o tak bogatym wnętrzu — podsunął spokojnie Nikko z lekką nutą ironii, zerkając na swojego towarzysza dłużej, aniżeli początkowo sobie zaplanował.


@Nagai Blotka Kōji


don't need you to tell me
i'm so cynical
Nikko Ahane

Nagai Blotka Kōji ubóstwia ten post.

Nagai Blotka Kōji

Pią 13 Sty - 15:24
Od zawsze był bardzo ekspresyjny i trochę zbyt impulsywny. Gdy miał chwilę wolnego, to rzadko kiedy zdarzało mu się tak po prostu odpoczywać - przeważnie albo pracował nad prywatą, albo standardowo próbował zdobyć jeszcze więcej informacji o yūrei, yōkai i ogółem o wszystkim, co się dzieje za zasłoną. Ten nadnaturalny świat jednocześnie go przerażał i fascynował, ale przede wszystkim jego mózg nieustannie koncentrował się na znalezieniu sposobu, by tworzony przez niego sprzęt mógł działać na istoty z drugiej strony. Zarówno by wspierać, jak i... cóż, ci, których ganiały rozwścieczone yōkai, wiedzieli, o co chodzi.
  A nie po raz pierwszy towarzyszem Blotki był Nikko, z którym dzieliło go mnóstwo różnic, ale łączyło z całą pewnością jedno... nierozważne narażanie swojego życia i zdrowia, gdy w grę wchodziło zdobycie informacji dotyczących ich delikatnych obsesji. Chociaż należy dodać, że Blotka nigdy celowo nie pakował się w kłopoty, unikał generalnie jak ognia sytuacji stresowych, ale z jakiegoś dziwnego powodu te zawsze same go odnajdywały. Miał po prostu pecha. Dużego Pecha, który mocno cieszył się z jego niezdarności i skłonności do mniej i bardziej randomowych ataków paniki.
  Natomiast tym razem naprawdę wszystko miało przebiec bezproblemowo. Nie powinny natrafić na żadne kłopoty, wszystko było dokładnie zaplanowane, więc Kōji bez cienia zawahania poleciał do swojego zaufanego towarzysza. Relacja łącząca go z medykiem z pewnością nosiła ślady "specyficznej", o pewnym ciężkim do skonkretyzowania stopniu zażyłości. Co nie zmieniało faktu, że mogli na siebie liczyć, a biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo urazowy był Blotka... wiedział, że chociaż Ahane zmyje mu głowę, a on będzie siedział na kozetce z miną zbitego psa, to przynajmniej nie będzie musiał sam sobie zakładać bandaży elastycznych.
  — Myślałem, że zainteresują ciebie medyczne aspekty wpływu znaków ochronnych umieszczonych na protezach kończyn górnych na organizm osoby badanej, nawet jeśli są to jak na razie głównie teoretyczne badania z powodu braku zasobów i skomplikowanych problemów etycznych — Blotka wydął wargi w udawanym oburzeniu, chociaż wiedział, że w międzyczasie zdążył też poruszyć pięć innych tematów w  randomowej kolejności. — Wiem, że uchodzę czasami za ekscentryka, ale wbrew pozorom akurat tego miejsca nie odwiedzam zbyt często. Nie mam już dwunastu lat, żeby tutaj szukać części umożliwiających mi pracę. A przynajmniej nie stanowi to już regularnego zwyczaju.
  Dodał lekko wymijającym tonem, chociaż zadziwiająco sprawnie odnalazł miejsce, gdzie akurat nie było żadnych ludzi, którzy mogliby zwrócić na nich uwagę.
  — Tak się jakoś złożyło, że... — Tutaj nastąpił natłok nazwisk, osób, zawiłych relacji, przerywanych co jakiś czas anegdotami, ale w końcu Kōji doszedł do sedna. — I w każdym razie przyszedłem tutaj z jednym yūrei, chociaż błagam, nie mów o tym nikomu z Tsunami, bo mnie zjedzą za to, poza tym tamten i tak już przeszedł na drugą stronę, był bardzo miłym starszym panem, który chciał się tylko pożegnać z córką, ale w każdym razie przedstawił mi to sympatyczne stworzenie, które z całą pewnością nie należy do świata żywych. Ale nie poluje, nie gryzie, mówić też nie mówi, wygląda trochę jak skrzyżowanie psa z lisem. I można go podrapać. No, a przynajmniej przy starszym panu można było, teraz tylko muszę mu przekazać, że już go nie spotka. Żal by było, jakby sterczał i czekał zawsze w tym samym miejscu. A wydaje się być w pewien sposób inteligentny.
  Czy Blotka miał słabość do zwierząt, a także istot zwierzopodobnych? Tylko trochę tak. Odrobinę. Teraz jednak nagle zatrzymał się na środku trasy i rozejrzał, bo... chyba jednak nie szedł tędy. Serce lekko mu podskoczyło, gdy skapnął się, że nie jest pewien, którędy do końca iść dalej, a milczenie z jego strony z pewnością było podejrzane.
  — Nikko — zaczął z podejrzliwą skruchą w głosie. — Wydaje mi się, że jednak źle skręciliśmy.
  Naprawdę był przekonany, że tym razem dobrze zapamiętał trasę, ale gdy rozglądał się po zagraconej przestrzeni... miał pewne niespokojne przeczucie, iż znowu jego orientacja w przestrzeni postanowiła spakować torby i pójść na urlop.
  Przynajmniej jeszcze nie zaliczył gleby na nierównym podłożu, ale nerwowość w niebieskich ślepiach świadczyła o tym, że z całą pewnością się zgubili. Na szczęście wystarczyło się tylko cofnąć, by wrócić do punktu wyjścia, chociaż przeczuwał, że medyk zmyje mu głowę za zbędne zawracanie głowy.
  — Możemy jeszcze potuptać i spróbować znaleźć właściwie miejsce... — Zasugerował, starannie unikając wzroku Akane, chociaż ten teoretycznie powinien być przyzwyczajony do tego typu sytuacji.

@Nikko Ahane


Wysypisko I3axZ7I
Nagai Blotka Kōji
Nikko Ahane

Wto 21 Lut - 17:39
Tego dnia zdecydowanie bardzo łatwo było mu odpłynąć myślami w zupełnie innym kierunku, co mogło wynikać z wielu czynników, z której część składową ścielące się równo zmęczenie, czy chociażby zużycie zasobów. Nic więc dziwnego, że podążał za Blotką bez poddawania obranej przez niego trasy w wątpliwości. Tyle że Nikko samoistnie przyłapywał się na tym, że niekoniecznie nadążał za zawiłymi meandrami torów myślenia swojego towarzysza — sam wykoleił się z tej podróży jakiś bliżej nieokreślony czas temu. W międzyczasie do pewnego snu, który wrył mu się w umysł tak gładko, jak nóż przechodził przez masło w temperaturze pokojowej, co więcej nie tracąc na tym ani na wyrazistości, a wyciągając na wierzch trupy z szafy. Tworzyło to u Ahane skomplikowany problem z ogniskowaniem uwagi i dawało podwaliny do mentalnego urwania głowy.
W rzeczy samej poruszane przez Blotkę medyczne aspekty zawsze przyciągały jego uwagę i utrzymywały ją na dłużej, choćby przez naukowe zacięcie Ahane, jednak tego dnia nie do końca był swoją lepszą wersją i zamiast hektolitrów kawy, przydałby mu się dłuższy sen. Cień przemknął prędko po twarzy neurologa, a krzywy półuśmiech usadowił się w jednym kąciku. Gdyby tylko wiedział, jak etyczne dylematy w pojmowaniu Ahane skruszały, rozbijając się, jak stare rzeźby przegrywające walkę z siłą grawitacji z kretesem. Zdawały się również przegniłe i w związku z tym jakoby naturalną koleją rzeczy — nieaktualne. To stawiało Nikko w nieco niekorzystnym świetle, przesuwając jego granice do tego stopnia, że byłby skłonny do wyrządzenia drugiemu człowiekowi krzywdy z mniejszych bądź większych pobudek.
Nikko mimowolnie uśmiechnął się wyraźniej, kiedy jego rozmówca dzielił się z nim historią o duchowym zwierzęciu, a może trafniej — stworzeniu? Kolejny spajający ich element — zamiłowanie i słabość do fauny, który usadowił się tuż obok, niemalże na równi ich współdzielonych obsesji, w których napędzali się wzajemnie. Z kolei w przypadku zwierząt i tolerancji na jakąkolwiek krzywdę wymierzoną w tym kierunku — zrównywała się ona z okrągłym zerem. Wprawdzie Nikko Ahane już dawno porzucił za sobą idealistyczne i naiwne fantazje o uczciwym świecie, a dokładniej wypadku, z którego wyszedł żywy. To co ich łączyło, to świeże spojrzenie na aspekty biologiczne ogołocone z ograniczeń, które jak okowy narzucał sobie człowiek, utrudniając dokonywanie postępów. Nie ulegało też wątpliwości, że natura ludzi wirowała przy próbach ugłaskiwania tego, co pozostawało dla nich niezrozumiałe, nawet jeśli za przykład wziąć tematykę metaforycznego pojmowania chorób — od romantyzowania gruźlicy, tworząc ze zmian nowotworowych powody do wstydu i izolacji, do demonizacji AIDS pod płaszczykiem fałszywej religijności i wymyślonych na poczekaniu świętości skończywszy.
Egocentryzm Kojiego stanowił coś, co z jednej wyróżniało go na tle pozostałych ludzi, z którymi na ogół w interakcje wchodził Nikko, a z drugiej pozwalało Ahane zejść w cień jego gadatliwości bez ryzyka wystąpienia niezręcznego milczenia. Neurolog był nawet przekonany, że siedzenie w ciszy jest dla jego kompana mogłoby okazać się po prostu awykonalne. Jasnowłosemu lekarzowi nie było wcale prędko do dzielenia się kotłującymi mu się z zaciekłością w głowie myślami — tym najpewniej nie podzieliłby się nawet z zaufanym Lianem. Pokuszenie się o stwierdzenie, że swoimi emocjonalnymi zagwozdkami i wynurzeniami innej kategorii podzieliłby się z Miyazaki, niezależnie od napotkanej w danej chwili wersji, nie byłoby wcale aż tak dalekie od prawdy.
Nikko. Wydaje mi się, że jednak źle skręciliśmy, zabrzmiało tak jak piskliwy dźwięk wzdłuż szkolnej tablicy. Do tej pory Ahane podtrzymywał milczenie, nie dorzucając nawet mrukliwego mhm, tak, czy aha, jednak nakreślenie ich sytuacji pod względem osadzenia ich w terenie, otrzeźwiła Nikko momentalnie, tak jakby Blotka właśnie chlusnął mu znienacka w twarz lodowatą wodą, a chłodny wiatr dodatkowo odzierał go z ciepłoty ciała. Posiadacz tatuażu z jedenastką na serdecznym palcu w pierwszym odruchu wciągnął powietrze do płuc, by nie odpowiedzieć czymś podgrzewającym atmosferę.
Co według ciebie ma oznaczać, że źle skręciliśmy? — Każde ze słów Nikko Ahane wymówił powoli, zatrzymując się momentalnie w miejscu i wbijając świdrujące spojrzenie w Blotkę. Wyciągnął aż ręce z kieszeni i podparł się pod boki z zacięciem wypisanym na twarzy. Owszem, był przyzwyczajony do tendencji jasnowłosego do gubienia się nawet na prostej drodze, jednak tym razem dopuścił do siebie myśl, że tym razem pójdzie gładko i pozwolił nadziei zapuścić korzenie, by teraz wyrwać ją z irytacją z jaką łapie się przeoczonego chwasta w ogrodzie. Ahane wiedział również ku uciesze ich małych obsesji, że nader często porywali się na zgubienie gdzieś po drodze czy niebezpieczeństwa wynikające z przypadku i braku przezorności łamanego na brak instynktu samozachowawczego. Teraz jednak neurolog skwitował to wszystko jednym, ciężkim westchnieniem. — Czy ty w ogóle wiesz, gdzie jesteśmy i gdzie tak naprawdę chcesz dojść? — Kolejne pytanie, które przed nim postawił było już spokojniejsze, choć wcale nie krył swojego zwątpienia, zamierzał najpierw wybadać grunt. Jeżeli Blotka nie miałby pojęcia, gdzie dotarli, to może bezpieczniej byłoby pociągnąć go w innym kierunku niż pchać się w nieznane z ryzykiem nie uzyskania niczego.




don't need you to tell me
i'm so cynical
Nikko Ahane

Nagai Blotka Kōji ubóstwia ten post.

Haraedo

Czw 1 Cze - 22:35
ZAKOŃCZENIE WĄTKU

W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
Haraedo
Jinnai Hisae

Pon 13 Maj - 21:58
12/04/38, godziny poranne i później.


"A wiesz, że Hideguchiego jednak przerosło?
Zrobić bachora potrafił, pobawił się w dom, przyszło znudzenie i jak znam życie, a znam życie, więcej się drań nie pokaże."
"Szkoda dziewczyny."
"Dzieciaka szkoda, nikomu niepotrzebny."

Przydarzają się takie dni, w których uwieszenie się utartych wzorców grzeczności urasta do rangi bez mała wybawienia. Pozwala złapać dystans, uskubnąć sekundę albo dwie namysłu na stonowanie następnej reakcji, przełknięcie przekleństwa i zachowanie przy tym kamiennego wyrazu twarzy.
Zdusza się zawieszone na języku Co wy kurwa wiecie? w imię niepalenia za sobą mostów.
Zasada nieprzegadywania starszych, niewcinania się w rozmowę, udawania, że cię nie ma, tego wiecznego "dzieci i ryby głosu nie mają", kiedy z jednej kategorii już się wyrosło, a do drugiej nie należało nigdy, sprowadza się do jednego - pokpij sprawę, a następnym razem nic użytecznego więcej nie usłyszysz. Przynajmniej nie od tych tutaj.
Kiedy nie masz nic wartościowego, to, jak żyjesz z ludźmi wokół, nabiera szczególnego znaczenia.
Czasami ceną jest żółć podjeżdżająca do gardła. Nie wypada splunąć na schody wydeptane setkami stóp tych, którzy byli tutaj wcześniej, dla ulotnej chwili radości schrzanienia nastroju plotkarom, skoro wiesz bardzo dobrze, że u tych samych plotkar można dość bezpiecznie przechować dzieciaka, któremu akurat zapaliło się pod dupą i potrzebuje zniknąć w trybie pospiesznym pilnym.
Unosi się brwi w wyrazie uprzejmego zainteresowania, zostawia paczkę ze zdobycznym żywnościowym wspomożeniem i opuszcza teren czym prędzej, żeby jednak nie kusiło. Z ulgą. Bardzo niewiele jest godności w takiej rejteradzie.
Coś za coś.
Cena za pamięć o dobrym człowieku dzisiaj niewysoka.
Poczucie, że Hideguchi Ruisei jest już trupem zagnieździło jej się w duszy stopniowo, wyciągając na powierzchnię wspomnienia sprzed paru miesięcy. Całego roku? Nie, rok by przecież tak szybko nie minął. A może jednak? Rok to w Kyōken potwornie wielka ilość czasu, jedne twarze się pojawiają, inne zapadają pod ziemię, dzieją się mniejsze i większe dramaty, utarczki, szarpaniny, gdzieś pomiędzy dzieją się także biblijnej miary katastrofy. Dźwięk śmiechu, radość utrwalona w głosie, widok jasnej, tlenionej czupryny, poblask szczęścia promieniujący z całej sylwetki młodego ojca. Kiedy to było? Dałaby głowę, że wtedy Nanashi nie pływało, i że przynajmniej parę razy gdzieś jej jeszcze mignął, dalej przepełniony dumą i uskrzydlony radością. Opowiadał o synu, jakby to było największe szczęście, jakie mu się mogło w życiu trafić.
Chyba naprawdę w to wierzył.
Wiara, że poniosło go gdzieś w świat, kiedy rodzina była tutaj nie miała racji bytu. Alternatywę trzeba było sprawdzić.
Uspokoić sumienie, niepogodzone z myślą, że zdradziło się tą pamięć za zupełnie bezdurno. Bez zabierania głosu, przemilczeniem i obojętnością.
Zakuło przecież serce, tak trochę, bo dawniej wyciągał z kłopotów. Zanim zmądrzał, postarzał się, zaczął układać sobie życie i żyć jak na odpowiedzialnego za rodzinę mężczyznę przystało, czyli całkowicie nie tak, jak narwana dzieciarnia. Z pewnością jutra? Jutro i tak nie było gwarantowane, ale zamknąć oczy i czasami można było w to uwierzyć.
Nogi same ją poniosły poza dzielnicę, na włóczęgę, bez celu, chwilami w transport publiczny i na gapę. Z dala od deszczu, w zdecydowanie ładniejszą pogodę. Zawilgocone ubranie zdążyło już przyschnąć, na długo zanim dotarła do Haiiro Chiku. Znaną trasą, bywała tutaj wielokrotnie.
Przez to samo ogrodzenie, o które lata wcześniej zdarzyło jej się zaczepić, zawisnąć, w czasach, kiedy jeszcze spieprzanie z miejsca zdarzenia nie szło jej tak dobrze, jak dziś.
Wtedy celem były fanty, odpady lepszego życia, z których wymuszona kreatywność zrośnięta z egzystencją w najuboższej dzielnicy wyczarowywała najprawdziwsze skarby.
Kable można było opalić, sprzęty porozbijać i wydobyć z nich coś ciekawego, niektóre części podobno odratować, naprawić komponentami podebranymi z innych, ostatecznie podepchnąć co ciekawsze znaleziska zdolniejszym i bardziej oblatanym w temacie. Albo tym, którzy nie znali się nic a nic, ale mieli pieniądze, które dało się z nich wyciągnąć odpowiednio przekonującym zachwalaniem śmieciowego asortymentu.
Lata wstecz.
Czego szukała tu teraz?
Daleko jej było do podjęcia decyzji.
Bo przecież nie namiastek przeszłości.
Wyczucie, kiedy zerwać się z zajęć, by nie narobić sobie nadmiaru kłopotów, za młodszych lat służyło jej dobrze.
Wagary spędzała, włócząc się z grupą małolatów za Hideguchim. Podpuszczając jedno drugie, które ośmieli się wejść wyżej i wydrze stertom żelastwa, plastiku i gruzu coś ciekawszego. Na wyścigi przynosili mu te znaleziska do oceny, oddawali za psie pieniądze na drobiazgi i dobre słowo. Więcej w tym było zabawy, niż pracy, albo to pamięć wybieliła część wydarzeń i odjęła grozy wypadkom.
Również krwawym.
Jak schować fanty przed pracownikami wysypiska, cóż to był za instruktaż.
Podłoże zachrzęściło pod naciskiem znoszonych, ale wciąż solidnych butów. Przyzwyczajenie, by bardzo ostrożnie stawiać nogi, trwało dalej, wspomaganie pamięcią dantejskich scen i wrzasków towarzyszących wydobywaniu przerdzewiałego gwoździa ze stopy mniej fartownego kolegi. Paskudziło się to strasznie, tego też nie zapomniała.
Błądziła spojrzeniem, szukała kami wiedzą czego, ale nie znalazło by się w jej sylwetce śladu zagubienia. Kolejny nawyk, na użytek obserwatorów. Druga skóra. Rozbicie wywołanie wiadomością o zniknięciu człowieka, którego obecność gdzieś w okolicy Jinnai przyzwyczajona była brać za pewnik, nie miało jeszcze jak się uzewnętrznić. Za wcześnie na to. Informacja zwietrzała, musiało minąć kilka dni, zanim zdążyła stać się beztrosko powtarzaną plotką.
Jinnai Hisae

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku