Most nad kanałem Tokegawa - Page 2
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Sob 3 Wrz 2022 - 15:27
First topic message reminder :

Most nad kanałem Tokegawa


Tokegawa to cieśnina w Nanashi o długości ponad 5 kilometrów. Ma kształt spłaszczonej litery "S" i przepływa przez Bezimienne Miasto leniwym, sennym nurtem. Początkowo zakładano, że będzie pełnić funkcję turystyczną, ale mętne widoki i nieczysta woda nie zachęciły potencjalnych odwiedzających do zapoznania się z tym kanałem. Stała się jednak punktem transportowym. Wiele tratew i łodzi przepływa między mało stabilnymi podporami postawionych tu i ówdzie mostów, skracając trasę o cenny czas.

Główny most, a raczej kilka połączonych ze sobą drewnianych konstrukcji, znajduje się w centralnym punkcie Nanashi. Cieśnina osiąga tu głębokość nawet do 18 metrów. Wokół panuje dość spory zgiełk, dzięki pootwieranym sklepom i barom. Po drewnianych, nieszczelnych deskach przechadzają się mieszkańcy, których buty wystukują takt tuż nad głowami tych, którzy pod przeprawą przepływają swoimi łajbami. Bez wątpienia most nad kanałem Tokegawa to jedna z najruchliwszych lokacji Nanashi, choć warto byłoby co jakiś czas zerknąć na solidność budowli, nie wspominając o jej reformie. Brakuje barierek, które zapewniłyby bezpieczeństwo, a niektóre dyle chyboczą się, gdy tylko postawi się na nich podeszwę. Obecnie jest to jednak jedyna droga z jednej części Nanashi na drugą. Niewielu więc narzeka.

Haraedo

Mistrz Gry

Wto 25 Kwi 2023 - 21:00
意識の衝動 - ISHIKI NO SHŌDŌ


Nienaturalną ciszę przerwał szelest przerzucanej wiatrem gazety - starego magazynu nieznanej treści. Po zmroku ulice pustoszały z ludzi jak z płoszonego światłem robactwa. Mieszkańcy jeszcze przed zmrokiem rozpierzchli się do domów; wątpliwych kryjówek o nieszczelnych dachach i wyłamanych okiennicach. Być może obserwowali błyskającymi w świetle wadliwej lampy ślepiami scenę w pobliżu mostu - dyskretnie i milcząc, wyczekując rozwoju. Nie znali jednak powodu, dla którego...

HANAA
Ujrzałaś cień na samej granicy; tańczący drgającą czernią niesprecyzowany kształt. Nie pasował do otoczenia, wyróżniał się mimo równie mrocznych odcieni. Nie miało jednak znaczenia, ile razy obróciłaś głową, jak silnie starałaś się złapać ostrość obrazu. Zbrudniałe ulice Nanashi były za każdym razem przeraźliwie puste - niczym stara, ujęta w stopklatce fotografia sprzed wieków. Przetarta do granic możliwości, popękana, z ani jedną barwą koloru, bo i nawet blask ulicznej lampy zdawał się pozbawiony tonów innych niż zimna, blada biel. Niepokój trawiący trzewia bił się o pierwsze miejsce z osłabieniem, które wstrząsało elektrycznymi impulsami tkanki drobnego, dziewczęcego ciała. Miałaś nastającą, paranoiczną świadomość bycia obserwowaną; świdrowaną parą ostrych jak noże źrenic.

YE LIAN
Widziałeś ją. Dostrzegłeś niemal w ostatnim momencie - ten dziwny, niesprecyzowany, podnoszący alarm w umyśle zarys postaci o kończynach po ziemię, o zgarbionym w swej nienaturalności grzbiecie chorej, bardzo chorej sylwetki. Stała niedaleko - dziesięć metrów od eleganckiego jaguara. Figurowała w cieniu blisko ulicznej latarni, niemal kompletnie zlewając się z mrokiem dookoła plamy światła. Może dlatego wpierw ciężko było wyłowić jej zniekształconą formę z pleneru - zbyt duży kontrast, zbyt mało informacji czego szukać. Im dłużej się jednak przyglądałeś, tym więcej szczegółów dało się wyodrębnić.
Uwagę ściągało ślepe spojrzenie o oczach przywodzących na myśl mętną wodę z dna studni - odbił się w tej tafli księżyc, gdy pozbawiona kręgów szyja naginała się, pozwalając głowie, niczym sekundowe przeskoki wskazówki zegara, przekręcać się ku barkowi; aż policzkiem opadła powolnie na ramię; w zaciekawieniu, w pełnej cierpliwości, nieruchomym wzrokiem wciąż śledząc wybrany obiekt.
Patrzyła w szybę samochodu, w ledwo widoczną przez powierzchnię szkła twarz Murayamy - mogłeś być tego pewien, bo jeśli nie fakty, to podpowiadała ci to intuicja. Wzmożona, bo do wyłapanych elementów dołączyłeś starość zjawy: skóra spękana jak wielowiekowy bruk drażniła umysł swoim ohydztwem. Przerzedzone włosy stłuszczonymi korzeniami okalały pobrużdżone oblicze.
Ocierała o siebie dłonie.
Ruchem metodycznym i cierpliwym tarła jedną rękę o drugą z drewnianym dźwiękiem - jak kora o korę, spróchniała deska o spróchniałą deskę. Świtało ci coś w głowie, ale nie potrafiłeś dopasować zmory do konkretnego yokai. Miała w sobie coś, od czego cierpły mięśnie pleców, spinały się ramiona, gotowe przyjąć obronny cios. Uśmiechała się w swej komiczności - przez całą twarz, jakby usta rozpoczęły zarys przy uszach, poszerzając łakomy grymas o nieludzkie centymetry. Po zębach krzywych jak wystające gwoździe ciekła krew konsystencji smoły.
Była głodna - czułeś to w pulsujących opuszkach, których uporczywe, swędzące mrowienie promieniowało wzdłuż twoich kończyn, jakbyś sam pragnął złączyć dłonie i pocierać je, pocierać, pocierać do nieskończoności. Znałeś ten ruch; przywodził ci na myśl japoński zwyczaj, w którym krańce palców stykają się ze sobą, zaraz potem śródręcza przywierają ciasno do siebie, by ponieść ku bóstwom modlitwę dziękującą za dobry posiłek.
Niepokój czułeś też przez wyraz pustych ślepi; choć ewidentnie nie widziały celu w dosłownym znaczeniu, doskonale zdawały sobie sprawę, gdzie się znajduje; to były łowcze odruchy. Kamienne, ale wyuczone dekadami, być może całymi wiekami, prób dorwania zwierzyny mimo percepcyjnej ułomności.
W analitycznym paraliżu nagle sobie przypomniałeś kompletnie niezwiązany z wątkiem moment, gdy jaskrawy blask z laptopa odbijał się na tobie niezdrową łuną, gdy po ekranie prześlizgiwały się kolejne wiadomości na temat...

Czym
była?


Dostrzegłeś kalkę dawnego wspomnienia - tekst, w którym się zaczytałeś. Nie potrzebowałeś tych informacji, nie pasowały do twoich poszukiwań, ale mimowolnie przemknąłeś po linijkach opowiadających o starej makabrze. Użytkowniczka była młodą dziewczyną - w chaotycznym bełkocie własnej historii mówiła o godzinie.

O bogowie, do licha, tu chodzi o północ, zawsze o północ. (...) Widziałam ją wczoraj, była dalej, za framugą drzwi, a teraz jest już w środku pokoju, jestem tego pewna, a parę tygodni temu majaczyła tylko na krawędzi, jak jakiś samobójca, jakby byle drgnięcie miało ją posłać w przepaść. Tak byłoby lepiej... (...) Myślałam, że to jakiś powidok, jakiś wytwór wyobraźni, ale nie, zdecydowanie nie, teraz jestem już pewna, bo widzę ją wyraźnie, bo ona jest tuż obok i ciągle bliżej, i nie wiem już co robić, bo przez cały czas stoi nieruchomo i patrzy. Nic więcej. Stoi. Patrzy. Gapi się wręcz. I tylko dłonie pociera o siebie jakby się na coś przygotowywała (...) Sama nie wiem. Ale potem, gdy nagle wybija północ, ta cholerna poskręcana fizjonomia ożywa. Wykonuje jeden ruch, JEDEN, zawsze w chwili, gdy zmienia się dzień w kalendarzu. (...) Spod tego jej zszarganego wilczymi kłami weluru ubrania wysuwa się bosa stopa i ta stopa jest paskudna, poskręcana jak korzenie drzewa i słyszę chropowate szuranie, gdy przeciąga nogą po ziemi. Ona wykonuje krok. Tylko jeden nieszczęsny krok na dzień, ale...

Tu pamięć się urywa, ale sam nagle zobaczyłeś oczyma wyobraźni wypisany przez użytkowniczkę wykonywany ruch, choć postać przed tobą nie poruszyła się o milimetr. A jednak miałeś nieprzemożone przeczucie, że gdy zegar wybije północ, pokraczna szkarada postąpi ledwie jeden niespieszny krok w stronę Hany.



HANAA
Gdy Ye Lian opuścił samochód, aby dla uspokojenia zszarganych nerwów poddać plener sondzie, poczułaś w kieszeni zbyt dobrze znajome drżenie; lekki dygot wibracji, uderzający o ciebie ponaglająco. Pamiętałaś, że komórka padła jakiś czas temu; ekran zgasł podobnie jak sama gasłaś dzisiejszego wieczoru. A jednak z niczym innym nie pomyliłabyś tych charakterystycznych astazji z głębin kieszeni.
Urządzenie nie działało, a mimo tego widniała wiadomość na pulpicie - zglichowana, mrugająca w sekundowych odstępach. Tylko krótkie:

Zamówiłaś
tort?

A.

Ta wiadomość zniknęła chwilę później.
Miałaś na jej przeczytanie 49 sekund.
Jakby ktoś niemo odliczał do twoich urodzin.

Warui

@Ye Lian  @Murayama Hanaa


Ze względu na porażkę przy rzucie na egzorcyzmy, Ye Lian nie był w stanie przypomnieć sobie, co to dokładnie za yokai.

Możecie:
1) przeszukać Internet w poszukiwaniu informacji na temat rodzaju yokai. Macie szansę zrobić to na własną rękę (jako gracze) bądź zdobyć gotową odpowiedź na PW, jeżeli któreś z was uzyska sukces w rzucie na dedukcję (przy założeniu, że postaci udało się wpisać w wyszukiwarkę odpowiednio dobrane słowa-klucze i wyłowiła ona dane na temat yokai);
2) skontaktować się z kimkolwiek, kto posiada umiejętność egzorcyzmów. Jeżeli tej postaci wypadnie sukces, otrzyma na PW szczegóły dotyczące yokai, które będzie mógł wam przedstawić;
3) cokolwiek innego, co założycie. W razie pytań o postęp wydarzenia proszę o kontakt na PW (na Mistrza Gry, w tytule wpisując: ISHIKI NO SHŌDŌ).

Ostrzegam jednak, że na temat tego yokai jest bardzo mało informacji. Jeżeli odgadniecie który to (bez mechaniki, tj. po prostu znajdując dane stworzenie w Internecie jako gracz/gracze) to proszę o napisanie mi nazwy tego yokai na PW (na Mistrza Gry, w tytule wpisując: ISHIKI NO SHŌDŌ). Podam wtedy sposób na rozprawienie się z nim (w sieci nie znajdziecie nic na ten temat).

HANAA
Z każdym dniem cień jest bliżej ciebie. Fabuły pisane szesnastego kwietnia i później będą oznaczały mus opisywania coraz gorszego stanu twojej postaci, która do końca kwietnia umrze w męczarniach, jeżeli nie postanowicie zmierzyć się z yokai. Po kolei Hanie będą padały wszystkie organy - na samym finiszu serce oraz mózg. Obecnie Murayama słabnie stopniowo, czuje też stały niepokój, po pierwszym kwietnia przeobrażony w obsesyjny lęk z powodu bycia obserwowaną. W nocy, idealnie punkt północ, słyszy mozolny dźwięk kojarzony z przetarciem drewna o ziemię/panele/posadzkę (w zależności od tego, gdzie się znajduje).

OD MG
Z mojej strony jest to koniec interwencji Mistrza Gry - możecie dalej kontynuować wątek bądź zakończyć go i zacząć kolejne. Przy okazji przypominam Hanie, abyś do 30 kwietnia zgłosił wszystkie wykonane zadania w temacie z misją.

"Rozprawienie" się z yokai nie zalicza się do zadań z listy z tematu z tanjōbi, zatem może zostać wykonane w późniejszym terminie. Fabularnie musisz to jednak odegrać do 30 kwietnia, gdzie już po szesnastym kwietnia stan Murayamy będzie się gwałtownie pogarszał. Pierwsze zaczną wysiadać płuca, powodując długie fazy bezdechu i braku odpowiedniej cyrkulacji powietrza. Później przestanie czuć nogi, dalej dłonie - wpierw lewą, później prawą. Zaszwankuje żołądek, jelita, nerwy umożliwiające jej swobodne widzenie, słyszenie, mowę. Ostatecznie trzydziestego kwietnia czeka ją śmierć, jeżeli ona sama bądź ktoś z jej towarzystwa nie rozprawi się z yokai.

NAGRODA
Z powodu waszych dopracowanych postów podwyższam nagrodę z 50 do 150 PF na gracza (w treści zadania naniosłam już poprawki).
Mistrz Gry

Ye Lian, Hasegawa Jirō and Sugiyama Nobuo szaleją za tym postem.

Murayama Hanaa

Sro 26 Kwi 2023 - 14:44
    To koszmarne i piękne, że nasze oczy rozmywają prawdę kiedy nie możemy znieść jej widoku. Jednak nie w każdej sytuacji jesteśmy w stanie dostrzec to co prawdziwe. Hanaa nie potrafiła, jednak całą sobą czuła, że coś z nią chodzi. Albo ktoś. I choć usilnie próbowała namierzyć źródło zagrożenia, to za każdym razem okazywało się, że wraz z odwróceniem głowy za siebie nieprzyjemne uczucie malało, by wkrótce uderzyć silniej, gdy tylko szyja wracała do swojej naturalnej pozycji. Jeden raz, dwa i trzy – za każdym razem nic, tylko ta przerażająca pustka, sprawiająca, że nawet w środku samochodu i jego właścicielem nieopodal czuła się kompletnie sama. Jak pozostawione w polu kukurydzy dziecko, szukające wyjścia z labiryntu.
    Otaczał ją chłód. Niby siedziała w środku ciepłego auta i powinna czuć się bezpieczna, ale atmosfera tego miejsca sprawiała, że szybko dostała dreszczy. Zadrżała jakby dopiero co wyszła spod lodowatego potoku, choć w rzeczywistości kuliła się jak znaleziona na ulicy sierota, której ktoś postanowił pomóc. To wyobrażenie nawet pasowało do całej sytuacji. Niekiedy czuła się osamotniona, a tego wieczora odczucie to wydawało się najprawdziwsze od momentu narodzin. Nie umniejszając mężczyźnie, który przyjechał do niej z ratunkiem. To jej umysł był odległy, przywidzenia, która ją nękały były niezwykle wyraziste. Czuła, że musi sobie poradzić z tym sama. Ale jak mogła samotnie rozprawić się z chorobą? Bo to przez swoje schorzenie miała wrażenie, że oczy wprawionego stalkera śledzą każdy jej ruch. Prawda?
    To wina choroby... PRAWDA?
    Chciała w to wierzyć z całych sił, każdą otaczającą dziwność mogła sobie usprawiedliwiać w ten sposób. Przywidzenia, przesłyszenia, zawroty głowy. Przecież była niezwykle słaba, omamy w takich sytuacjach są bardzo częste. Wszystko da się logicznie wyjaśnić.
    Tajemnicze spojrzenie było niezwykle bolesne, z trudem wytrzymywała. Na chwilę zamknęła nawet oczy – tak jak to robią dzieci, które myślę, że po ponownym uniesieniu powiek wszystkie problemy wyparują, a świat będzie tak samo piękny jak wcześniej. Ale kiedy obejrzała się wokół siebie ponownie, dziwne wrażenie nie ustąpiło. Tak jak pająk nie uwalnia złapanego w sieć owada.
Most nad kanałem Tokegawa - Page 2 JHWuAWl
    Nie poczuła, gdy telefon zawibrował pierwszy raz – drżenie w okolicach uda potraktowała jako jeden z nieprzyjemnych dreszczy. Dopiero gdy spojrzała na materiał spodni, przez który delikatnie prześwitywał jasny ekran telefonu, to wiedziała, że dostała wiadomość. Rękę od razu wsadziła do głębokiej kieszeni, by palcami chwycić urządzenie. Szybkim ruchem kciuka odblokowała ekran. Zabawne, że wystarczyły jedynie dwa słowa, by cała jej twarz pobielała jak ściana. Zaskoczona uchyliła delikatnie wargi. Nie wiedziała ile czasu minęło, ale kiedy mrugnęła oczyma kilkukrotnie, to wiadomości już nie było. Pospiesznie odpaliła nawet skrzynkę odbiorczą, by odnaleźć esemesa w historii, ale nie potrafiła go namierzyć. Jakby był jedynie gliczem, nie pasującym do tego świata.
    Gardło miała ściśnięte. Próbowała wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, ale nie była w stanie. Na szczęście przypomniała sobie o butelce wody, za którą złapała naprawdę szybko. Tym razem nakrętka puściła – nie miała problemu z pozbyciem się jej. Poczuła niesamowitą ulgę, gdy pierwsze krople zetknęły się z jej ustami, a później kolejne prześlizgnęły się przez gardło. Bez problemu mogła później przełknąć ślinę – uczucie przełykania popękanych skrawków szkła minęło.
    — Ye Lian — powiedziała najpierw, niestety nie na tyle głośno, by mógł ją dosłyszeć. Głos miała żałosny, gdyby ktoś ją usłyszał, to miałby problem z identyfikacją, bo brzmiała zupełnie inaczej. Jakby milczała naprawdę długo, a jej barwę trzeba było poznać po raz kolejny. — Ye Lian, n-nie chcę już.. już tu być — wydusiła z siebie, tym razem znacznie donioślej, podnosząc się z fotela i kierując swoją twarz w jego stronę. Wciąż był na zewnątrz. Czy coś właściwie znalazł? Nie była do końca pewna, może powinna go przeprosić jak przyjdzie. To co widziała było prawdopodobnie wytworem jej wyobraźni. To najprostsze rozwiązanie było jej na rękę i dlatego najbardziej w nie wierzyła. Przez chorobę różne rzeczy mogły się dziać w jej głowie.
    To wina choroby... PRAWDA?
    P R A W D A?
    Moment, w którym słabe ciało opadło bezwładnie na oparcie fotela nadszedł nagle, niespodziewanie. Straciła przytomność jakby ktoś strzelił do niej usypiającą strzałką z bambusowej rurki. Butelka wody, którą wcześniej trzymała w dłoniach wypadła, a jej zawartość rozlała się na samochodowy dywanik, na którym wylądował też telefon, którego nie zdążyła schować do kieszeni.

Murayama Hanaa

Warui Shin'ya and Ye Lian szaleją za tym postem.

Ye Lian

Sob 6 Maj 2023 - 14:19
Światło latarni bledło w ciemnościach; zamigotało kapryśnie tylko przez chwilę, aby zaraz potem na powrót rozjaśnić chodnik. Ściskająca klamkę dłoń zmarzła, a dziwne przeczucie uderzyło Ye Liana niczym kula wystrzelona z bliska w twarz. Coś było nie tak. Jeszcze nie wiedział co, ale miał tę niepokojącą pewność. Zwrócił czujne spojrzenie w kierunku amonali, nie zdając sobie sprawy, iż machinalnie wzmocnił uścisk, niewiele różniąc się teraz od rozbitka kurczowo trzymającego się kawałka deski. Powinien odpuścić i wejść do pojazdu, ale zamiast tego stał niczym skamieniały. Zamiast otworzyć drzwi, napinał ścięgna ukryte pod długim, jasnym rękawem odzienia, uwydatniał pobielałe knykcie, zagryzał zęby i patrzał w ciemność — w gradient mroku, w którym na próżno dało się dostrzec jakiekolwiek kształty. Poza jednym. Poza jedną okropną sylwetką, która przypominała zgarbioną, schorowaną, łysiejącą starą kobietę. Łykowate, zastane palce tarły skóra o skórę — w ciszy — a Ye Lian zwyczajnie nie potrafił oderwać stóp od popękanego asfaltu. Każdy ruch, który mknął w czarnej przestrzeni, powodował w nim zniecierpliwienie; paliczki mimowolnie poluźniły uścisk, puszczały klamkę, odwodziły od próby ucieczki. Jakby miał tu zostać.

I nakryć wreszcie do stołu.

Wystarczyło jedno spojrzenie, aby przekroczył próg i znalazł się w jej królestwie. Ociekającym krwią, ciasnym, dusznym królestwie, usłanym wiotkimi truchłami. Pełnym śmierci i mętnych wspomnień. Zimnym jak kostnica. Martwota wlepionych w szybę pojazdu ślepi ogłupiała. Nie patrzała na niego. Patrzała na Murayamę. Ten widok obudził przerażenie, lęk, który tak skrupulatnie krył pod dostojnym, opanowanym fasonem; teraz ta cała niepewność wyrwała się z wnętrza rozgrzanych organów i popędziła dreszczem na kark. Zmroziła żyły. Palce, które całkowicie puściły klamkę, pochwyciły ją ponownie – tym razem pewniej. Szarpnął za drzwi i usiadł na fotelu, czując absolutną pustkę. Tą jednak wypełnił chłodny, wilgotny zapach nocy.

Mara o błyszczących oczach chowająca się za pniem wysokiej śliwy. Pamiętał. Ta jednak była nieludzka. Śledziła wzorkiem Ye Lihua, gdy stała w ogrodzie i rozmawiała z koleżanką; przeskakiwała wtedy z jednej nogi na drugą, chwaląc się butami, o których tyle mówiła. Błyski jasnych oczodołów, migających jak lustra kocich patrzałek, sunęły w jednego pantofelka na drugi, pragnąc przyjrzeć się im bliżej.

Murayama?

A on stał przy oknie jak zaklęty. Skamieniałą twarz ciskało spięcie, a dłonie drżały, nawet kiedy zacisnął je mocno w pięści.

Murayama, słyszysz mnie?

Chłodny dotyk pozostawił blade wspomnienie; szczupłe palce odgarnęły opadająca na oczy grzywkę. Drugie tknięcie skoncentrowało się pod podbródkiem, na drgającej tętnicy szyjnej. To delikatne dudnienie przypominało...

...dźwięk nadbiegających kroków. Ye Lihua zatrzasnęła za sobą wejściowe drzwi; wesoła dziewczęca twarz, skierowała się w stronę dochodzących odgłosów. Właśnie wtedy zmartwiała, nabrała ostrożności:

— Ye Lian?-

— Zamknij drzwi. Szybko.

— Zamknęłam, przecież wiem, spokojnie. Wszystko w porządku? Powiedziałam, że zamknęłam, czemu po mnie sprawdzasz?... Ye Lian?

Koła uderzały o studzienkę kanalizacyjną; mruczący silnik drżał, gdy zatrzymali się na czerwonych światłach; błyski przejeżdżających pojazdów co jakiś czas oświetlały nieprzytomną, zmęczoną twarz.

— Znów miałeś zły sen?

Nie lubił tego, ale w pewnych sytuacjach, musiał naciągnąć rzeczywistość, aby móc kogoś chronić. Nikt z jego bliskich nie zdołałby tego zrozumieć. Nie dostrzegali momentu, gdy zjawa stawała się coraz śmielsza. Nie widzieli, jak zasiadała z nimi przy stole, powodując, że zaciskające w palcach pałeczki wypadały mu z dłoni i całkowicie tracił apetyt. Nikt nie dostrzegał cienia, który odprowadzał ich do szkoły każdego dnia.

Nikt.

Ale on tak.

Ye Lian zatrzymał się pod domem rodziny Murayama; zgasił światła, pogrążając okolicę w egipskich ciemnościach. Przez długi czas patrzał w szybę, nie potrafiąc uporządkować rozsypanych myśli. Miał wrażenie, że to, co dzisiaj dostrzegł, gdzieś już kiedyś widział. A może, gdzieś o tym usłyszał? Cokolwiek by to nie było, miał wrażenie, że los dał mu szansę. Pozwolił mu naprawić przeszłość. Znów wziąć za coś odpowiedzialność. Za kogoś. Raz jeszcze. Ale tym razem nie mógł zawieść. Wiedział, że nie mógł.

Oparł przedramiona o kierownice i przytknął kciuki do skroni. Wytłumaczenie się rodzicom, dlaczego przyprowadza ich córkę o tak późnej godzinie, w dodatku nieprzytomną i zmarzniętą na kość, zdawało się niczym w porównaniu z tym, co miało go dopiero czekać. Podjęte kroki były jednak konkretne. Dziewczęce ciało wpadło delikatnym ciężarem w jego ramiona, nie mając problemu z odnalezieniem punktu ciepłego podporu.  

Wiem, że zaufanie to coś, co się buduje przez lata; coś, czego nie można w żaden sposób kupić, ale zaufaj mi. Jedynie tyle w tym momencie potrzebuję.

— zt x2

 @Murayama Hanaa
Ye Lian

Warui Shin'ya and Lionel Beaufort szaleją za tym postem.

Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku