Hatsuyuki
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Czw 8 Wrz - 20:48
Hatsuyuki


Kompleks gorących źródeł należących do rodziny Yamashiro już od niepamiętnych czasów. W ciągu ostatnich dziesięcioleci rozrósł się niemal dwukrotnie, ze zwykłego ryokanu stając się dwoma, niemal bliźniaczymi budynkami trwającymi naprzeciw siebie, coraz bardziej pożerając znajdującą się między nimi ulicę. Obecnie Hatsuyuki stanowi jedną z najpopularniejszych atrakcji turystycznych miasta, stawiając przede wszystkim na tradycyjny wystrój całego przybytku. Pokoje hotelowe rozrzucone są po obu budynkach, zawsze na górnych piętrach. Dół wschodniego budynku zajmują dwie sale jadalne, zachodniego zaś jedna z wewnętrznych łaźni. Druga z łaźni znajduje się w podziemiach, które to umożliwiają również przemieszczanie się między budynkami bez potrzeby wychodzenia na zewnątrz. Hatsuyuki największe oblężenie przeżywa zwykle zimą w momencie, gdy spadnie pierwszy śnieg. Wszystko za sprawą dodatkowych czterech zewnętrznych źródeł.

Haraedo
Kitamuro Amaya

Sob 17 Gru - 1:55
28.11

Obcas buta stukał miarowo o chodnik. Mijała ludzi, lokale zza których dobywał się gwar zabawy lub kłótni. Był wieczór, lecz Hatsuyuki tętniło życiem. Czy to kaprys, czy nie - nie miała za bardzo nastroju do tego by w nim uczestniczyć. Poprawiła ramiączka skórzanego plecaka, a potem kołnierz płaszcza. To wtedy wydało jej się, że dostrzegła kątem oka nienaturalny ruch. Zupełnie, jakby zobaczyła cień pozbawiony właściciela. W pierwszej chwili chciała to zignorować, lecz było w tym coś dziwnego - zauważyła ciemne znaki, którym daleko było do przypadkowości. Przypominały niedbale spisane słowa. Gdy to do niej dotarło poczuła nieprzyjemny dreszcz na karku.
Pomóż.
To był ten moment, kiedy bohater horroru powinien zignorować dziwne znaki na niebie, a w tym konkretnym przypadku, na ziemi i się oddalić. Amaya stała głupio w miejscu, westchnęła i sztywno ruszyła w stronę praktycznie niezaludnionej alejki, gdzie jedna latarnia paliła się przerywanym światłem.
- Co ja wyprawiam...
Kitamuro Amaya
Touya Kiryuu

Pon 19 Gru - 17:15
Rutynowe przechadzki po starych rewirach z biegiem czasu stawały się ubogie w bodźce i tym samym sprawiały wrażenie, że czas na dobre zatrzymał się w miejscu. Dla kogoś przebywającego na granicy światów z możliwościami przeciętnego dzieciaka z zimnego chowu - "patrz, ale nie dotykaj" - taka stagnacja była nie do zniesienia. Te same twarze, odtwarzające swoje trasy i nawyki zapętlone w nieskończoność ciężko nazwać było rozrywką i choć Touya lubił sporadycznie śledzić byłych znajomych, na dłuższą metę była to tylko marna namiastka dawnego żywota.
Dlatego od czasu do czasu powłóczył nogami w nieco bardziej zaludnione rejony miasta, by karmić swoją nienawiść do świata widokiem zrelaksowanych i bawiących się żyjących. A gdzie łatwiej było o takich jeśli nie w gorących źródłach? Okazjonalnie poza pijaną zgrają młodzieży, można było natrafić na skąpo odziane kobiety udające się albo już wracające z kąpieli. Wszystko to przypominało lizanie miodu przez szkło, ale i do tego szło się przyzwyczaić.
Do faktu, że od wielkiego dzwonu ktoś zdawał się przyuważyć jego rozwianą i niewyraźną sylwetkę już niekoniecznie. Większość widzących przesuwała swój wzrok o sekundę za długo po jego osobie, ale zwykle unikała jakiejkolwiek interakcji. Nie mógł ich za to winić - chociaż i tak to robił - bo przyszło mu umrzeć w wydaniu, które z estetyką niewiele miało wspólnego. Przemoczona bluza, rana wykrwawiająca się przez pół twarzy i przedramiona sharatane niczym po ataku rozwścieczonego kota to nie był najprzyjemniejszy widok, nawet jeśli nakładał się na elementy krajobrazu będące za yureiem.
W związku z powyższym Kiryuu czuł się bezkarny równając swój bezszelestny krok z podążającą ulicą kobietą, której najwyraźniej się gdzieś śpieszyło. Szybkie oględziny otoczenia tylko utwierdziły go w fakcie, że wcale nie uciekała przed nachalnym adoratorem czy innym niebezpieczeństwem, to też już tracił zainteresowanie niezaistniałą jatką...
Ale kobieta wyhamowała rejestrując spojrzeniem coś, co nie było przeznaczone dla przeciętnego śmiertelnika. Mało tego, skręciła w niezbyt uczęszczaną uliczkę, która całą sobą reklamowała się jako Zaułek Pewnej Zguby. Touya ponownie podjął trop, krocząc zaraz za panią detektyw. I nawet poczuł się w obowiązku jej odpowiedzieć.
- Myślę, że szukasz kłopotów. - Odezwał się tuż przy jej uchu, stojąc tuż za swoją towarzyszką. Nie spodziewał się żadnej reakcji, przyzwyczajony do prowadzenia monologów sam ze sobą, niczym zniecierpliwiony widz kiepskiego kina akcji. - I świetnie ci idzie.

@Kitamuro Amaya
Touya Kiryuu
Kitamuro Amaya

Sob 24 Gru - 0:29
Obcy głos zawibrował jej przy uchu. Nie było ciepłego oddechu. Nie było poczucia obecności. Tylko dźwięk. Jej sylwetka spięła się, a drobne włoski na karku stanęły dęba. Przygładziła je dłonią sztywno odskakując przy tym o krok w bok. Gdy opanowała strach, wlepiła oskarżycielskie i pełne niezadowolenia spojrzenie w winnego. Półprzezroczyste, sfatygowane ciało młodego człowieka. Nienawidziła tego i zdecydowanie doświadczała podobnego zachowania ostatnio za często - bycia straszoną z zaskoczenia.
- Czy kiedy się umiera trzeba zdać jakiś powalony egzamin z bycia creeperem? Co jest z wami wszystkimi nie tak - fuknęła wyciągając dłoń przed siebie, w stronę Kiryuu tak, jakby chciała rozwiać jego egzystencję niczym nieprzyjemny zapach. Oczywiście bezskutecznie - dłoń niedbale przechodziła na wskroś. Fuknęła robiąc kilka kroków przed siebie by przykucnąć w miejscu gdzie zdawała się widzieć pełzające znamię. Teraz pod palcami poczuć mogła jedynie nieco wilgotny, brudny kamień.
- Nie wydawało mi się, prawda? Wiesz co to było...? - będąc ciągle na kuckach zadarła nieco podbródek. Wspomniał o kłopotach. Czy kojarzył z czym wiązało się to co widziała...?
Kitamuro Amaya
Touya Kiryuu

Sro 28 Gru - 0:53
Cudze preferencje i wymagania odnośnie tego, jak chcieliby żeby ich traktować, nigdy Kiryuu nie obchodziły. Zarówno za życia jak i tym bardziej po śmierci. Niespecjalnie przejmował się, kiedy przyszło mu naruszać czyjąś strefę komfortu, ani uderzać w aroganckie tony w trakcie rozmowy. Z tym, że w swoim obecnym stanie nie miał nawet szans poczuć tego dreszczyku emocji, związanego z ewentualnymi konsekwencjami. Po takim czasie nawet spoliczkowanie jawiło się jako ekscytujące i przyjemne doświadczenie.
Niestety, to w wykonaniu kobiety obeszło go, czy może raczej przeszło przez jego niematerialną formę, nie czyniąc żadnej szkody w i tak sponiewieranej powłoce yureia. Touya nonszalancko wsunął dłonie do kieszeni, unosząc przy tym wymownie jedną z brwi. Był zadowolony z jakże teatralnej reakcji Kitamuro, włącznie z jej marną próbą ubliżenia mu w kwestii kultury osobistej. Tym oto sposobem ona wieczór miała najwyraźniej zjebany a on zrobiony. Idealnie.
- A co jest z wami nie tak, że wgapiacie się w nas jak sroka w granat a potem udajecie, że nie widzicie? Matka nie zdążyła wspomnieć, że to niegrzeczne? - Odpowiedział jej pytaniem na pytanie, nic sobie nie robiąc z tych nędznych prób odgonienia go na wzór natrętnego robactwa. Gdyby postanowiła go znokautować garścią magicznej fasoli to miałoby to jakiś sens. A tak, nie mieli nawet świadków na to, że Amaya gada sama do siebie. W obecnych warunkach, przy kiepskim oświetleniu prościej było go usłyszeć, niż zauważyć.
- Zwidy to zazwyczaj przejaw choroby psychicznej... - Kiryuu wzruszył ramionami, siląc się na nieco jadowity uśmiech. - Może wiem, może nie. Ale ty na prawdę szukasz kłopotów.
Yurei był na tyle skupiony na jej osobie, że pierwotnie nie zauważył, co tak na prawdę zaabsorbowało uwagę pani detektyw. Ale podobne anomalie widywał już wcześniej, poświęcając im równie tyle uwagi, co sam zwykle zbierał ze strony żywych. Czyli niewiele.
- Nie pomyślałaś, że to pułapka? - Touya nadal nie ruszał się ze swojego miejsca, nawet jeśli ciężko je było nazwać dogodnym. Co tak naprawdę badała Kitamuro mógł się tylko domyślać. - My trupy, nie wyglądamy zbyt dostojne z wielu powodów i nadmierna ciekawość się do nich zalicza.
Czy obchodził go los tej kobiety? Absolutnie nie. Miał wręcz nadzieję iż typowy, kryminalny scenariusz ziści się na jego oczach i będzie miał chociaż rozrywkę w postaci krwawego widowiska. Skoro jemu przyszło błąkać się bez celu to czemu inni mieliby mieć lepiej? Wykluczone.

@Kitamuro Amaya
Touya Kiryuu
Haraedo

Czw 1 Cze - 22:18
ZAKOŃCZENIE WĄTKU

W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
Haraedo
Satō Kisara

Wto 6 Cze - 19:43
20.04.2037 r.
20:01

 Oczywiście to nie pierwszy raz, gdy ktoś go wystawił. W filozofii randkowania, którą Kisara stosował już od lat — co najwyżej z okresami przerw, podczas których próbował trwałych związków na dłużej, ale które ostatecznie nie przeżywały tak długo — trzeba było mierzyć się z taką ewentualnością. Dzisiejsze spotkanie nawet nie miało być do końca randką, a przynajmniej nie w początkowym założeniu. Miało być za to zupełnie niezobowiązujące, gdzie dopiero w trakcie mogliby stwierdzić, żeby posunąć je w romantycznym kierunku, ale też byłoby zupełnie w porządku, gdyby pozostało na przyjacielskiej stopie. Głowę Kisary i tak zaprzątała jedna konkretna osoba w tym momencie — w teorii więc nie powinno być mu tak przykro, jak rzeczywiście było.
 Przyjaciół też jej nie brakowało, nie chodziło zatem także o samotność samą w sobie. Rzecz jednak była w tym, że mieli spotkać się z tą osobą w wyniku inicjatywy Kisary, którą podjął wreszcie po długiej przerwie, a w zasadzie pierwszy raz od swojego pobytu w szpitalu. Gdy po zebraniu odwagi i tych odrobinek chęci do poznania kogoś nowego całe te zapasy miały pójść na marne, poczuł się, jakby wyssano z niego całą pozostałą wewnątrz energię (a przecież od początku nie było jej dużo, nie tak jak przedtem).
 Czekał również wyjątkowo długo jak na swoje, na ogół dość wysokie, standardy, wciąż mając nadzieję, że to tylko kwestia opóźnienia i braku dostępu do telefonu — jakąkolwiek wymówkę by mu przedstawiono, z desperacją by ją łyknął. Wskazówki zegara miały jednak wkrótce wykonać pełną, okrężną wędrówkę przez tarczę, a w telefonie po wybraniu numeru był sygnał, mówiąc mu, że z urządzeniem tego, kto go wystawił, było wszystko w porządku. W końcu jednak nadszedł zenit jego cierpliwości, więc niedługo później zamówił taksówkę, aby dostarczyła go do domu, w którym miał zamiar otulić się szczelnie puchatym kocem z butelką wina… albo po prostu tak zasnąć przed telewizorem, którego tak naprawdę nawet nie oglądał, a jedynie śledził oczami przesuwające się obrazy bez świadomego przetwarzania informacji, co konkretnie w nich było.
 Takie momenty można byłoby uznać za realny odpoczynek, gdyby jednocześnie nie poddawał się w trakcie jego trwania takiemu… odrealnieniu. Wtedy nie miało znaczenia, czy tego wieczoru coś zjadł lub wypił, czy wziął prysznic; kiedy w trakcie takiego stanu musiał z kimś rozmawiać, jego usta jakby same się poruszały, a Kisara nie do końca był władcą słów, które spomiędzy nich się wydobywały — mózg działał, ale jakby na wolniejszym biegu i w dodatku na autopilocie.
 Rozmowa z kierowcą była poniekąd otrzeźwiająca — musiał rozejrzeć się po okolicy, potwierdzić, gdzie się znajduje, spojrzeć wzdłuż swojego ciała, by dzięki kolorowemu płaszczowi był bardziej rozpoznawalny. Reasumując: czynności te były uziemiające, pozwoliły na dobre jej duszy powrócić na nowo do ciała i porządnie się tam rozgościć.
 Czarne BMW podjechało w zadziwiająco szybkim tempie. Kisara miał wrażenie, że gdzieś już widział podobne, ale cóż… dla niego czarne auto było czarnym autem, a takich z kolei na ulicach była cała masa. Wszedł więc do środka przez tylne drzwi, ułożył wygodnie i wreszcie spojrzał w lusterko wsteczne, by złapać kontakt wzrokowy ze swoim tymczasowym kierowcą.
 A w nim: czarne jak pióra kruka oczy.
Znajome.
 — Znam cię — wypalił również na głos. Prawdopodobnie było to za dużo powiedziane, bo nie wiedział nawet, jak ma na imię. Co najwyżej to, że Yoshida nie martwił się wcale, że właśnie on miał ich gdzieś przewieźć. Przekrzywił głowę, nadal się w niego wpatrując. Kilka sekund później ogarnęła go elektryzująca każdy włosek na jego ciele, którą, bezmyślnie, impulsywnie, pewnie bezsensownie również wyartykułował: — On cię tu wysłał?




   
   

     WAS IT JUST A DREAM?
   

   

     AM I IN TOO DEEP?
   

Satō Kisara

Ye Lian and Shogo Tomomi szaleją za tym postem.

Shogo Tomomi

Sob 10 Cze - 16:50
Pod ciężką podeszwą buta zniknął niedopałek papierosa. Żarzący się jeszcze przez sekundę płomyk, pozostawił po sobie tylko strużkę, szybko znikającego dymu. Beton pod stopami pełen był podobnych, rozgniecionych zwitków, zupełnie, jakby jeden z podziemnych parkingów, plenił dodatkową funkcję, dedykowaną palaczom. I chociaż nie dostrzegł w okolicy nikogo podobnemu jemu, intuicyjnie wiedział, że między filarami, zapewne ukryci przez cudzym wzrokiem, kryły się inne cienie.
Zaczesał luźne pasmo, wysunięte z rzemienia trzymającego w ryzach ciężkość opadającej włosami czerni. Wibracja telefonu niemal z automatu, kazała mu sięgnąć do kieszeni kurtki. Na ekranie obcy numer, ale wyświetlona prośba bardziej niż znajoma. Zlecenie. Pora wydawała mu się podejrzenie wczesna, przyzwyczaił się do bardziej nocnego trybu funkcjonowania, ale sen bywał przewrotny. Nawet jeśli żaden z nawiedzających go koszmarów nie miał choćby minimalnego porównania do rzeczywistości doświadczenia z Mirai, sypiał krócej, płycej. Jego resztki uleciały z dymem dopalonego papierosa i szybko wystukaną informacją smsem. Na pierwszy rzut oka całość wydawała się prosta, ale dawna profesja niemal paranoicznie, kazała mu wierzyć, że za lakoniczną wymianą wiadomości i ich prostotą, kryło się coś więcej. Brakowało mu tylko kawy.
Odpalił silnik, krótko wsłuchując się w jego szum. Wyprostował się na siedzisku, sięgając do rzuconych w schowku, rękawiczek bez palców. Naciągnął obie na dłonie, rozcapierzając długie palce, które dawno temu ktoś porównał do tych, jakie miewają pianiści. Przygryzł język, w krótkiej, urwanej nici gniewu, która niepostrzeżenie, znowu chciała poprowadzić go w przeszłość. Nie potrzebował tego, nie, kiedy jego cel, wciąż pozostawał szczerzący się , zawieszony nieruchomo nad nim, jeszcze poza zasięgiem możliwości. Dociśnięcie gazu i pis opon, gdy wyrwał z miejsca i gwałtownie zakręcił, skuteczniej niż strzał, wyrwał go z niepotrzebnej zadumy. Skupiał się na tym, co miał aktualnie do działania. A było nim otrzymane zlecenie.
Zgodnie z wytycznymi, nie miał daleko, by znaleźć się w docelowym punkcie odbioru. Dawne nawyki i tu kazały mu początkowo zwolnić, by przejechać na zwolnionych obrotach okolicę, oceniająco, w poszukiwaniu ewentualnych punktów zaczepiania, czy - choćby czającego się niebezpieczeństwa. Ale kompleks źródeł i tereny je otaczające, zdawały się jakoś oderwane od tłumnych, bądź całkiem opuszczonych miejscach, jakie widywał. Kontrolując i własną spostrzegawczość, finalnie odnalazł sylwetkę, która pasowała mu do krótkiego opisu. Dopiero wtedy, zdecydował się dość widocznie zaznaczyć swoją obecność, wjeżdżając na prędkości pod schody i czekając, aż jego pasażer, wsiądzie do środka.
Lusterko, dawało doskonały podgląd na siedzącą za nim postać, ale oprócz raczej widocznego zmęczenie, być może zawody, nie dostrzegał niczego, co mogłoby sugerować kłopoty, jakie mogły się za nim ciągnąć. I niemal w tym samym momencie, w którym ruszył z podjazdu, ponownie zerknął na jasny profil. Znajomy z jakiegoś względu. Już wiedział dlaczego - Nie znasz - odezwał się spokojnie, z prostotą odpowiedzi, niemal w wojskowej manierze raportu. Dłonią okręcając kierownicę, gdy wyjeżdżali z wąskiego ronda. Przyspieszył - Po prostu pamiętasz - dodał, gdy maska auta płynnie znalazła się na szerszej uliczce, a Shogo, przyspieszył.
On cię tu wysłał?
Zmrużył czujnie powieki, zbierając wspomnienie nocnego zlecenia z początku kwietnia. Pamiętał, bo było z polecenia przyjaciela - Przypominam, że to ja otrzymałem wiadomość. Nie odwrotnie - podkreślił, wciąż kątem oka obserwując poruszenie, jakie odbiło się w jasności wpatrujących się w lusterko oczu. Jedną rękę trzymał wspartą na obręczy kierownicy, druga, opierała się o drążek skrzyni biegów, pozornie luźno - Zapytam o jedno. Skąd masz mój numer? - oddał chwilę milczenia i niejako przestrzeni do zastanowienia. Shogo przyzwyczajony był, że kontakt z nim, oprócz tych kilku prywatnych, służył komunikacji zadaniowej. A wysłana treść, dokładnie taki kontekst odsłaniała.

@Satō Kisara


You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
Shogo Tomomi

Ye Lian and Satō Kisara szaleją za tym postem.

Satō Kisara

Nie 18 Cze - 23:55
Próbowała uspokoić swoje serce, które przez dobrą minutę pompowało krew na zdecydowanie zbyt wysokich obrotach. Ta myśl… Była po prostu zbyt pochłaniająca, choć wpadła do jej głowy zupełnie znienacka. Czy było możliwe, że Yoshida w jakiś sposób ją śledził? Samo napomknięcie o tym wydawało się absurdalne, ale przecież… widziała jego mieszkanie; to, co było w środku. Mogła się z łatwością domyślać, jakimi narzędziami dysponował. Powinna zaufać instynktom już wtedy, a nie teraz, kiedy było już za późno…
 „…to ja otrzymałem wiadomość. Nie odwrotnie.”
 Gdy wreszcie słowa mężczyzny do niej dotarły, faktycznie zatrzymały strumień nieokiełznanych podejrzeń. Miał… miał rację. To ona napisała do niego wiadomość; nie zastanawiała się długo, wybierając jego numer, który zapisany był pod tak niewinną, zupełnie niewzbudzającą podejrzeń nazwą. Panikowanie do niczego jej nie doprowadzi, a na pewno nie do rozwiązania tej sytuacji.
 Przełknęła ślinę, trawiąc w głowie pytanie czarnowłosego. Sama próbowała sobie przypomnieć, jak dokładnie to było, ale tyle się działo tamtej nocy, że trudno było przywołać jej tak przesycone adrenaliną, rozmyte już nieco wspomnienia. Oparła się ciężko o fotel, zagłębiając wygodnie w skórzane obicie. Była wdzięczna, że po długim czekaniu na średnio wygodnym krześle mogła wreszcie zasiąść na czymś wygodnym; byłaby jednak jeszcze bardziej wdzięczna, gdyby teraz to siedzisko całkiem ją pochłonęło, żeby nie musiała podejmować się żadnej konfrontacji w związku z tym incydentem.
 Jako że było to niemożliwe, westchnęła cicho, ścisnęła dwoma palcami grzbiet nosa, po czym wychyliła się ku brunetowi w przypływie brawurowej wręcz odwagi. To była jej ulubiona taktyka na radzenie sobie ze stresem, gdy nie było innej opcji — parcie do przodu, na przekór, byle dalej. Co innego niby miała zrobić? Przecież nie wyskoczy z jadącego pojazdu…
 …Chociaż?
Nie, nie, Kisara. Bez wyskakiwania z auta.
 Z tego wszystkiego zapomniała zapiąć pasy. I, oczywiście, nie zauważyła tego.
 — Po telefonie do… — Musiała się zatrzymać, żeby przypomnieć sobie imię. — Do Shu—? Chyba. Żeby było jasne, nie mam pojęcia kto to. Ale po tym, jak Yoshida z nim rozmawiał, to z mojego telefonu też coś załatwiał. — Wzruszyła ramionami. — Jeśli mówisz prawdę i nikt cię tutaj nie podstawił za osobę, którą mam zapisaną w telefonie… uwaga — zaśmiała się, bo nie sposób było się powstrzymać; było w tej sytuacji trochę komizmu — taksa, to… niekoniecznie ciebie tu potrzebowałam. — Położyła dłoń na oparciu przedniego siedzenia pasażera, a niej z kolei swój policzek, obserwując, jak mężczyzna z uwagą prowadził pojazd. Umiejętności, jakie miał, były nie do zapomnienia; gdyby nie rozpoznała go po wyglądzie, to możliwe, iż pamięć odświeżyłby jej właśnie sposób, w jaki z łatwością kierował autem. — Ale nie narzekam.
 Różnił się nieco od osoby z obrazu, który miała zakodowany w głowie, a głównie dlatego, że tym razem widziała go w dziennym świetle. Choć może dziennym to było za dużo powiedziane, zważywszy na to, że na zewnątrz było już zgoła szaro…. W każdym razie — nie w środku nocy. I zdecydowanie z mniejszej odległości, niż wtedy, gdy na kolanach miała głowę ledwo żyjącego Yoshidy. Bliskość ta dała jej opcję przyjrzenia się jego twarzy; choć jedynie z profilu, wystarczające to było jednak, aby dostrzec bliznę pod prawym okiem mężczyzny.
 Zaciekawiło ją to.
 — Często przewozisz ranne ciała, które nie chcą leczyć się w szpitalu jak normalni ludzie? — wypaliła, zanim dogonił ją zdrowy rozsądek.
 Pakowała się w kłopoty. Znowu. Ech.


Hatsuyuki OFYT8mg



   
   

     WAS IT JUST A DREAM?
   

   

     AM I IN TOO DEEP?
   

Satō Kisara

Ye Lian and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Shogo Tomomi

Pon 17 Lip - 22:04
Cisza zawieszona zaraz po wypowiedzianym zdaniu, nie była przykra. Znaczyła tylko tyle, że postać za nim, zbiera konkluzję w całość. Jeśli nie należała do paranoików, powinna była dojść do właściwych wniosków. Nawet, jeśli w pamięci  miał informację, że ten, o którym wspominała, prawdopodobnie był zdolny do rzeczy, w które mieszała jego obecność. Milczał jednak, wciąż zerkając na sylwetkę na tylnym siedzeniu, jakby w oczekiwaniu na ewentualną konieczność szybkiego reagowania. Nerwowe zerknięcie w stronę drzwi, świadczyło wyraźnie o pomysłach, z którymi Shogo wolał się nie mierzyć. Wyskakujący z jego auta klient, nie był chwalebną okazją, na którą liczył podczas zlecenia.
Dłoń obleczona rękawiczką bez palców, a wciąż ułożona na drążku biegów, rozluźniła się, gdy jego pasażerka, opadła głębiej w fotelu. Czyli decyzja została podjęta. Na krótko zmarszczył brwi, dostrzegając kolejne, niemal rozpaczliwe (i zmęczone) spojrzenie w stronę klamki i zamkniętego wejścia. Cicho cmoknął z równoczesnym westchnieniem
- Przy takiej prędkości nie polecam - przekręcił lekko głowę, jakby wskazywał na prędkościomierz - ...mogę się zatrzymać, jeśli potrzebujesz zaczerpnąć powietrza. Chociaż, okolicy na to też nie polecam - niski ton odrobinę zelżał, chociaż naturalnie wpisana w mówienie chrypa, nadawała całości chłodniejszej szorstkości.
Odpowiedzi słuchał z uwagą, nie przerywając nawet, gdy nastąpiła krótka pauza. Zamrugał, marszcząc brwi, mimowolnie zerkając na Kisarę, po czym bezgłośnie, zaśmiał się. Uśmiech rozciągnął się szeroko, a błyski zieleni, zajarzyły się szczerym rozbawieniem. Pokręcił głową, westchnieniem przez nos, kończąc grymas - właściwie pomyłki w tym brak - zaczął, płynnie wchodząc autem w ciasny zakręt, zmuszając tym samym Kisarę, by wsparła się na boku siedzenia. Nie zwalniał - Z chwilą, w której wsiadłaś do mojego auta - dbam o Twoje bezpieczeństwo. To coś więcej niż taksa - zabrzmiał poważniej, bardziej rzeczowo. Chociaż całość mogła brzmieć lakonicznie, streszczała pełnioną przez niego funkcję, nie wdając się w szczegóły - ...ale też nie zapłacisz, jak za zwykłą taksę - kącik warg zakołysał się, chociaż uśmiechu nie posłał, gdy uchwycił wzrok w lusterku. Puścił oczko, dostrzegając zmienioną pozycję i malejący dystans, który dzielił - kierowcę i jego pasażerkę.
Na brak pasów, tymczasowo nie zwracał uwagi, chociaż zazwyczaj, proponował opcję bezpieczniejszej jazdy. Wydawało się, że jego zlecenia polegało jednak nie tylko na zwykłej podwózce, a klientka - rzeczywiście miała problem. Od standardowych - różniła ją tylko natura. Nikt jej nie ścigał, nikt nie zagrażał. Potrzebowała jednak uwagi. A tę - potrafił oferować całkiem skutecznie.
- Ze mną trudno narzekać - odezwał się pewnie, jakoś lekko, zahaczając niemal o arogancję, kwitując "wyznanie" Kisary. Migające w źrenicy iskry, stanowiły niemal widoczną przeciwwagę, oferując coś na kształt puszczonego naturalnie wyzwania - do sprawdzenia rzeczywistości słów.
- Odpowiem pytaniem na pytanie - zawiesił wypowiedź na moment - Często pilnujesz rannych, którzy nie chcą leczyć się w szpitalu jak normalni ludzie? - pamiętał wystarczająco dobrze wytyczne i tamtej nocy, żaden z pasażerów nie planował znaleźć się w sterylnych murach służb medycznych - być może mamy po prostu inne pojęcie tego co jest a co nie jest normalne u ludzi - dodał kończąc, jednocześnie dostrzegając na pustej ulicy przemykający cień. Stopa opadła na pedał gazu. Zahamował raz, zwolnił bieg i pulsacyjnie minimalizował odległość i potencjalność zderzenia, z czymkolwiek, co zaraz potem umknęło z pola widzenia. Niemal intuicyjnie, w tych kilku sekundach, wysunęła się w bok i do tyłu, chcąc zatrzymać upadek Kisary. Ręka zakleszczyła się pod szyją, wspierając przedramieniem ciężar przechylonego ciała, palcami zahaczając o bark - ...pasy czasem się przydają - skomentował, odwracając się za siebie i zaglądając ku pochylonej twarzy - nic ci nie jest?

@Satō Kisara


You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
Shogo Tomomi

Ye Lian, Satō Kisara and Saga-Genji Shizuru szaleją za tym postem.

Satō Kisara

Nie 3 Wrz - 20:38
 „Przy takiej prędkości nie polecam.”
 Zamrugał parę razy, złapany (niemalże) na gorącym uczynku. Prychnął cicho, odrobinę zażenowany, i nie poprosił także o zajechanie gdzieś na bok. Nawet jeśli pomysł ucieczki przyszedł mu do głowy, okolica faktycznie nie była najlepsza i przede wszystkim nie znał jej zbyt dobrze. Nawet nie mógłby się zdecydować, w którą stronę biec, nie mówiąc już o tym, że Kisara nie mógł być szybszy od mężczyzny, który podczas przewożenia swoich klientów zapewniał im także bezpieczeństwo bardziej złożone od sprawnej przejażdżki z miejsca do miejsca.
 Jako że bacznie go obserwowała, nie umknął jej uśmiech rozświetlający mu twarz, nawet jeśli widziała go tylko z profilu. Sama uniosła kąciki ust, nie mogąc się powstrzymać, a już szczególnie wtedy, gdy mrugnął do niej jednym okiem, czego już nie spodziewała się wcale. Nie było to jednak zdziwienie złego sortu, wręcz przeciwnie — zainteresowała się i, mimowolnie, rozluźniła. Musiało to być dość naiwne podejście, prawda? Dokładnie tego by chciała osoba, która chciałaby ją skrzywdzić — żeby się zrelaksowała i straciła czujność.
 No cóż. Skoro wyskoczenie z samochodu i tak nie wchodziło w grę, to Kisara mógł jedynie dać się zawieźć tam, gdzie kierowca sobie zażyczy. Póki co i tak kierowali się faktycznie w stronę jego mieszkania, co było dobrym znakiem. Poza tym nie zabrał jej telefonu, którym mogła skontaktować się z kimkolwiek z prośbą o pomoc, i w zasadzie to nie zrobił niczego innego podejrzanego.
 Na następne zuchwałe słowa już całkiem się roześmiał — nie by go z niego zakpić, ale z czystej radości osoby, która przebywa w otoczeniu pewnego siebie człowieka. Była to cienka granica do przekroczenia, między tym, kiedy ludzie wokół ciebie podziwiali cię za to, a tym, gdy zaczynali odbierać ją jako arogancję i zaczynali jej w tobie nienawidzić. Tym razem jednak granica nie została naruszona. Uniósł brew z żartobliwym powątpiewaniem, by w dobrym duchu się z nim podrażnić.
 — Ach tak? Przekonamy się w takim razie, czy jesteś wart swojej wysokiej ceny — odparł, przesuwając dłonią po przyjemnym w dotyku ciemnym materiale powlekającym przednie siedzenie. Miał sporo pieniędzy do wydania, lecz miał równocześnie nadzieję, że nie spłucze się całkiem. Oczywiście, nie dał poznać po sobie, że takie myśli krążą mu po głowie. (No ale ile może kosztować, co? Co?)
 Jako że w środku auta było przyjemnie ciepło, zaczął ściągać z siebie płaszcz o delikatnym liliowym kolorze. Już nawet otwierał usta, by odpowiedzieć mężczyźnie na — w jej opinii — uciekanie od prawdziwej odpowiedzi, dzięki wielkie, lecz w tej samej chwili jego poddane zjawisku bezwładności ciało poleciało do przodu, w przerwę między siedzenia. Zamachnął rozpaczliwie rękami — nie opierał się chwilowo o nic, co mogłoby zatrzymać go w miejscu — ale nic z tego, ześlizgnęły się.
 A może sekundę później twarz bruneta znalazła się centymetry od niego. Trochę zakręciło mu się w głowie, gdy krew uderzyła do mózgu w krótkim napływie paniki. Odetchnął i położył głowę na ramieniu mężczyzny, czerpiąc od niego trochę pocieszenia, że nic się nie stało. Wypadki samochodowe… przytrafiały się jego rodzinie.
 — Nic mi nie jest. Tylko trochę paniki — przyznał. Otrząsnął się z jej resztek i z uśmiechem, choć nieco słabszym teraz, dodał — ale właśnie może spadła ci jedna gwiazdka w dół! Czy ty chociaż chciałbyś leczyć się w szpitalu jak normalny człowiek, gdyby coś się stało, hm…? — chciał zakończyć pytanie imieniem, gdy uświadomił sobie, że przecież go nie zna. Na to, na szczęście, była prosta rada. — ...jak ci na imię, moja czterogwiazdkowa taksówko?




   
   

     WAS IT JUST A DREAM?
   

   

     AM I IN TOO DEEP?
   

Satō Kisara

Ye Lian, Shogo Tomomi and Yōzei-Genji Setsurō szaleją za tym postem.

Shogo Tomomi

Nie 24 Wrz - 16:30
Nie pamiętał, kiedy ostatni razem jechał jakimkolwiek pojazdem, którego - nie prowadził sam.  Czasem zdawało mu się, że przemieszcza się z miejsca na miejsce, niby teleportacyjną formą mocy, jaką w sobie odkrył po ponownym przebudzeniu. Zdarzało mu się nawet sypiać w aucie, jakoś łatwiej osiągając odpoczynek, wolny od koszmarów, w których rozbijał się o ziemi, gdy jak mitologiczne yokai, wzbił się za wysoko. Droga, którą pokonywał w towarzystwie Kisary, im bliżej celu, ty większą przyjemność sprawiała. Wpływ bezpośrednio samej, szybkiej jazdy to raz, ale obecność pasażerki, mimowolnie odwracała uwagę od mniej zajmujących bodźców. Rolę odgrywało wpełzające pod skórę rozluźnienie i obserwowane kątem oka reakcje, które malowały się na jasnym obliczu siedzącej za nim kobiety. Gdy początkowy dystans minął, Shogo kusiło, by przeskoczyć próg relacji na mniej profesjonalny i sprawdzić, jak radziła sobie z zagrywkami zupełnie innego kalibru. Pozwolił jednak myślom błądzić swobodnie, nie angażując niecierpliwej realizacji. Czekał. Zupełnie jak na misji w wojsku, chwytając nadarzającej się okazji i korzystając z improwizacji.
Śmiech, jaki w końcu wywołał i na jego wargach odsłonił szerszy uśmiech, błyskając zębami niekoniecznie przypominaj już polującego wilka. Przynajmniej, częściowo. Ale podjęta przez Kisarę gra, płynnie wpisała się poszukiwaną okazję, by wtrącić nieco więcej prywatnej perspektywy.
- Wartość tu nie ma wiele do powiedzenia. Są za to wymagania, jakie stawia klient i warunki ich przyjęcia - ciężko było do końca stwierdzić, o czym właściwie mówił yurei. Błysk zieleni, przeskakujący w źrenicy jak płomień na świecy, dostrzegany zapewne w lusterku, wydawał się sięgać czegoś bezczelnego. Niska tonacja głosu i wpleciona weń powaga, praktykowała za to rzeczową uwagę na temat pełnionej profesji. Pozostawiał wybór, którą ścieżką sugestii podążyć, nie naciskając na żadną ze stron.
Światło mijanych w półmroku latarni, odbijał się od szyby, załamując ich blask i osiadając na profilach, niby boska poświata. I ten sam promień, tak nagle, jak zajarzył się w w tarczy spoglądających oczu, tak zniknął, wpisując się migotaniem w wibrowanie hamującego pojazdu. Shogo jeszcze chwile pozostał w pozycji odchylenia, gdy auto drżało pomrukiem zwolnionych już obrotów silnika. Jedna dłoń zaciśnięta na kierownicy, druga, wspierając wspartą o niego sylwetkę. Z bliska, owiał go subtelny zapach poziomek, ale para jadeitów prześlizgnęła się przez jasność skóry i zaróżowione od emocji policzki, delikatny zarys szczęki i finalnie usta. I nawet jeśli wzrok podążył śmiałością, pozostał czujny i poważny. Nie poruszył się też, pozwalając, by głowa Kisary opadła na ramię, a czerń włso0ów spłynęła kruczą kaskadą, których pasma, chciał musnąć opuszkami. Nie zrobił jednak nic, po prostu słuchając, dając czas do złapania oddechu i uspokojenia rozedrganego serca, którego szum zdawał się słyszeć z takiej bliskości.
- Dobrze - odpowiedział w końcu - cóż, być może w tej gwiezdnej kontrze powinienem zasugerować zapięcie pasów, ale myślę całkiem nieźle sobie zamiast niego poradziłem. I spokojnie, nadrobię obecnością i samochodową akrobacją- skwitował luźno, chcąc rozproszyć napięcia, które kołysało się wokół czarnowłosej - Niekoniecznie - przyznał, pozwalając w końcu, by na wargi wrócił uśmiech - ale to mało prawdopodobne, by podczas jazdy naprawdę coś by się stało - odwrócił na moment spojrzenie - Tomomi. Shogo Tomomi, a Ty? - nie każdy klient zyskiwał rangę, dla zdradzenia tożsamości. Przesunął nieco ramię, tak, by zgiąć rękę w łokciu, a place wsunęły się za ucho Kisary, zgarniając jaśniejsze pasmo
- ...i być może to dobry moment, by jednak przesiąść się do przodu, albo zapiąć pasy - dopowiedział, odjął rękę i wyprostował się, wracając do pozycji kierowcy, jakby nie zrobił nic szczególnego - Ruszamy?.

@Satō Kisara


You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
Shogo Tomomi

Ye Lian and Satō Kisara szaleją za tym postem.

Satō Kisara

Nie 15 Paź - 23:03
 Nadal czuła przyspieszony puls w cienkich żyłkach na skroniach, choć ustawał z każdą minioną sekundą. Ona sama nigdy nie była ofiarą wypadku samochodowego, ale niejednokrotnie widziała subtelne wzdrygnięcia Kurou, gdy pojazd, w którym jechali, zachowywał się w trochę nieprzewidziany sposób. Doskonale jednak wiedziała, jakie skutki może mieć nieodpowiedzialna jazda kogokolwiek z uczestników ruchu — śmierć jej rodziców, gdy była mała, nie mogła być bardziej dobitnym przypomnieniem. Minęło od tego tragicznego zdarzenia już wiele lat i z tego powodu ból, jaki wywoływało, zdążył zmaleć do poziomu, który dało się znieść, a także lęk — w jej przypadku dość irracjonalny, jako że nie była uczestniczką tego wypadku; tylko czy lęk w ogóle kiedykolwiek był racjonalny? — przed podróżą samochodem w większości zniknął.
 Był zatem w stanie wywrócił żartobliwie oczyma na zupełnie sensowny komentarz co do zapięcia pasów. Przyglądał mu się z bliska, powoli odnajdując utracony spokój. Uniósł kącik ust zadziornie, gdy mężczyzna zaczesał białe pasemko za jego ucho, zachwycony takim obrotem spraw — ostatecznie nic im się nie stało, Tomomi najwidoczniej miał wszystko pod kontrolą i w dodatku zdawało się, że chce go podrywać? Wybornie.
 — Poradziłeś sobie świetnie, Tomomi, to prawda — odparła dźwięcznie. Miała nadzieję, że to jego prawdziwe imię, a nie jakiś kryminalny przydomek, bo, doprawdy, po poznaniu Yoshidy spodziewała się już wszystkiego. Odchyliła się w podobnym czasie, co mężczyzna się wyprostował. Rozejrzała się po tylnych siedzeniach, czy nie zostawiła na nich czegoś istotnego, po czym, biorąc jego zaproszenie bardzo dosłownie, z gracją nowonarodzonej łani zrobiła długi, trochę chwiejny krok nad skrzynią biegów i praktycznie wpadła na przednie miejsce pasażera. Liliowy płaszczyk zaplątał się jej w pasie podczas tylu nieskoordynowanych obrotów, więc musiała podnieść się jeszcze na chwilę, by uwolnić się z jego śmiertelnego uwiązania.
 — Satō Kisara — przedstawiła się również, gdy wreszcie zdołała się wygodnie ułożyć w siedzisku. Zerknęła na niego ukradkiem w poszukiwaniu reakcji na swoje absurdalne zachowanie. — Możemy ruszać. Tylko… wiesz, mam pewien problem. — To jej tonu wkradła się nuta rozbawionego dramatyzmu, choć starała się kontynuować z kamiennym wyrazem twarzy. — Nie mam pojęcia jak zapiąć pas. Chyba musisz mi pomóc?
 Po chwili dodała również:
 — W ogóle — zmieniłam zdanie, nie chcę póki co wracać do domu. Czemu mam psuć sobie wieczór, bo ktoś inny się nie pojawił? Znasz jakieś ciekawe miejsce, Tomomi? — Zagryzła wargę. — I, co ważniejsze, masz trochę czasu?




   
   

     WAS IT JUST A DREAM?
   

   

     AM I IN TOO DEEP?
   

Satō Kisara

Ye Lian and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Shogo Tomomi

Wto 2 Sty - 22:23
Prawdopodobnie musiałby być całkowicie nieprzytomnym, by doszło do wypadku samochodowego - z jego udziałem. I nie chodziło nawet o omylność, albo zadufanie. Znał swoje możliwości doskonale. Prowadzenie auta przychodziło mu równie gładko, co oddychanie. Naturalnie wręcz wczuwał się, gdy pod palcami czuł obręcz kierownicy, czy drążek biegów. I chociaż nikomu nie opowiadał, trenował nawet z zamkniętymi oczami. O nowej zdolności dowiadywał się dopiero po śmierci, niejako wspierając i odkrytą moc. Intuicyjnie chwytał więc nici podpowiedzi, zgrywające się z natchnieniem maszyny. Musiał jednak przyznać, że obecne towarzystwo, potrafiło całkiem skutecznie zagłuszyć dobiegające go szepty. Nie tylko te dobre. Szczęśliwie - naprawdę był dobry w tym co robił. Niezależnie od cudzej opinii. I te jednak rozbiegły się, opadając cieplejszym milczeniem, upstrzonym ledwie głośniej bijącym sercem i szumem w skroni, której jasny cień dostrzegał na profilu przejętej? nie-znajomej.
Opanowana sytuacja wspięła się przyjemną w odczuciu adrenaliną, żywo drgająca pod skórą, gdy kilka sekund zmieniło swój bieg, także w zastałej relacji. I czy mimowolnie reagował na obecność obok, sięgając gestu, który dla obcych byłby (powinien być?) zakazany. W zamian otrzymał równie nieoczekiwane przeniesienie, bo kobieta bez ostrzeżenia, pokonała dzielące ich siedzenia, przenosząc ciało na fotel z przodu. Z niejakim zaintrygowaniem obserwował, z jaką lekkością wcześniejsza nieufność pokonała szczyt odwagi, poddając się... czemu właściwie? Jego urokowi? Zastałej chwili? Czy po prostu, duszonej do tej pory, osobistej zachciance? Wszystko to traciło na ważności - Nieczęsto się zdarza, by zwracano się do mnie po imieniu, Kisaro - zabrzmiał dziwnie miękko, śledząc zarumienione lico podyktowane wysiłkiem. Nie było mowy o zawstydzeniu. O czym świadczyły kolejno wypowiadane wyrazy. Uśmiech Shogo powiększył się, wkradając w jego kąciki znajomą (niektórym) drapieżność. Tę narastającą. Proporcjonalnie do prowokacji, jaką otrzymywał.
Dłoń, ledwie raz uniosła się, gdy smukłe ciało zawisło chwiejnym krokiem gdzieś nad skrzynią biegów. Palce, protekcyjnie wsunęły się pod jasny materiał płaszcza, tuż przy biodrze, by zahamować niespokojny pęd ciała. Ale nie zatrzymać. Pozwolił, by dziewczyna usadowiła się względnie wygodnie, nie odzywając się długo, wystarczająco, by zyskać całkowitą pewność, co do wystosowanej intencji. Milczenie kontynuował nawet wtedy, gdy ciało Shogo odchyliło się płynnie w stronę Kisary. Jeszcze w momencie, gdy padała ostatnia prośba, tym razem zakroplona krztyną niepewności. Spojrzenie wspięło się dokładnie na jasność dwóch błękitów. Zamarł z obliczem pochylonym nad tym delikatniejszym, przesuwając się w bok, na policzek i oplatając wilgocią oddechu przy żuchwie, i szyi. Ręka płynnie zahaczyła o zapędzie pasa, przeciągając jego linię przez usadowione ciało. Klik zapięcia był ostatnim, finalnym gestem, nim w końcu - odezwał się - Domyślam się, że po takich przejściach, pasowanie naprawdę może być problematyczne - odetchnął, zapierając się tylko na jednym ręku. Zwiększył odległość dzielącą go od Kisary. Pozornie - Znam wiele miejsc - zaczął wolno, bezpośrednio krzyżując spojrzenie - ich wartość zależy od celu wizyty - ostatnie zdanie wypowiedział ciszej, bardziej dźwięcznie, wyzywająco. Zapach, unoszący się wokół pasażerki, działał rozpraszająco. Tylko po to, by odchylić się ponownie i wrócić na miejsce kierowcy. Tylko jedna dłoń opadła na obręcz kierownicy. Druga luźno opadła przy boku, przez kilka sekund uderzając lekko o skórę siedziska, o które opierała się towarzyszka. Uśmiech zgasł i rozjaśnił twarz na nowo, łobuzersko wręcz, odbijając się iskrą od źrenic, i opadając na szybę akurat, by uchwycić moment, w którym silnik zagrzmiał głośniej, wolna do tej pory ręka zmieniła bieg, a noga docisnęła gaz, puszczając sprzęgło - Nie wiem, czy to pomoże w podjęciu decyzji. - mrugniecie.
Koła gwizdnęły szumem pisku, gdy auto wyrwało do przodu. Ale zamiast pognać prosto, drogą, zrobiło pełen niemal obrót w miejscu, proporcjonalnie do zwrotu kierownicy i wykonanego niekonwencjonalnie driftu z miejsca. Nie zerknął na pasażerkę ani razu, ale - widział ją - To dopiero początek drogi

@Satō Kisara


You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
Shogo Tomomi

Ye Lian and Satō Kisara szaleją za tym postem.

Satō Kisara

Sro 14 Lut - 0:39
 Lekki prąd rozprzestrzeniał się powoli od miejsca na biodrze, w którym została dotknięta. Nie mogła powstrzymać uśmiechu - zawsze miło było jej, gdy ktoś po prostu działał zgodnie z jej dziwnościami i nieoczekiwanymi czynnościami, zamiast mówić jej, by się uspokoiła. Zerknęła na mężczyznę bystro, gdy ten pochylił się nad nią zgodnie z życzeniem. Póki co trzymała ręce przy sobie, podążając jedynie wzrokiem wpierw za ręką przecinającą jej tułów, a potem na policzek tak blisko jej twarzy. - Wystarczy słowo - zaczęła, poważnie pomimo lekkiego tonu - a przestanę się tak zwracać. Jeśli wolisz.
 Choć nie wydawało się jej, że mu to przeszkadzało. Wsiadając do auta, z pewnością nie spodziewała się takiej dawki ekscytacji - a było jej sporo. Czuła ją w pulsujących w rytm serca opuszkach palców, które luźno zaciskała na bokach siedzenia. Odczuwalna była również w konieczności wstrzymania oddechu, gdy miała go na tyle blisko, by poczuć zapach piżma i nuty czegoś, co kojarzyło się z podmuchem wiatru, dotychczas wydające się przykryte pod wonią tytoniu. Zapach wraz z zatrzymanym w płucach powietrzem lekko zawrócił jej w głowie. Następny wydech miał w sobie pewną wibrację, i to na pewno nie spowodowaną nerwowością, a czymś bardziej pozytywnym. Mimo że przecież nic takiego się nie działo, coś z pewnością zaiskrzyło, i było to… miłe. A z pewnością było to coś, co podobało się Kisarze.
 Spokojny głos ponownie rozbrzmiał w niewielkiej przestrzeni pomiędzy nimi. Skorzystał z niemego wyzwania i nie spuszczał wzroku z zielonych oczu. Nawet wtedy, gdy Shogo ostatecznie odsunął się z powrotem ku kierownicy - co Kisara przyjął wręcz z lekkim żalem. Cierpliwości, powiedział sobie jednak. Nie było powodu do pośpiechu. Cel wizyty powoli stawał się jasny; wyłaniał się jak słońce spomiędzy chmur po deszczowym dniu. Jednak sam proces przed, wymiana sugestiami, wzajemne zaczepki - to właśnie sprawiało, że Satou czuł, że żyje; że wydaje się bardziej obecny w swoim ciele. A że ostatnimi czasy nieraz czuł się od niego bardzo daleko, chłonął każdą chwilę tego doświadczenia.
 Ruszenie od razu z dużą prędkością na chwilę wbiło go w fotel, a następnie, w momencie zmiany biegu, odrzuciło nieco do przodu. W brzuchu od razu odczuł, jak plączą mu się wnętrzności - z naturalnego strachu przed potencjalnym niebezpieczeństwem, ale też przez irracjonalną euforię. Tylko kilka razy jeździł naprawdę szybko (nigdy to nie on prowadził) i było to naprawdę dawno. Być może takich sytuacji się nie zapomina - ale odzwyczaja już owszem. Obrót tylko podwoił wrażenia i dodał jeszcze szczyptę zdezorientowania do mieszanki. W którą stronę teraz…? Ochh.
 Gdy odzyskała wreszcie mowę, zaśmiała się i spojrzała na Shogo „oskarżająco”.
 - Ale się popisujesz! - zawołała, po chwili zerkając też we wsteczne i boczne lusterka, sprawdzając mimowolnie, czy nie zostawili… uhhh, opony na przykład. Wróciła uwagą do mężczyzny. - Ale okej, muszę przyznać, że to całkiem skuteczne. Jestem pod wrażeniem.
 Zsunął się bardziej w głąb fotelu, zasiadając wygodnie jak książę na swoim prawowitym miejscu. Dostrzegł kątem oka, jak ponownie dłoń ciemnowłosego porusza wajchą zmiany biegów, i tym razem płynnie porwał ją ku sobie, umiejscawiając ją - jak gdyby nigdy nic - na swoim udzie. Jej prawowite miejsce było tutaj. Oczywiście oprócz momentów, w których Shogo musiał faktycznie sterować pojazdem… ale to drobnostka.
 Tym samym zdecydował o delikatnej zmianie podejścia - czas na podjęcie bardziej dobitnych środków właśnie nadszedł.
 - Mam wytyczne co do naszego miejsca, oczywiście powiązane z celem wycieczki - powiedziała, przesuwając łagodnie palcami po knykciach męskiej dłoni. Patrzyła przed siebie, obserwując pozornie migające od prędkości latarnie, w rzeczywistości wyczulona na odpowiedź rozmówcy. - Na uboczu, nie za często odwiedzane przez innych ludzi… Albo jak już odwiedzane, to przez takich, kogo ani nie zdziwi, ani komu nie będzie przeszkadzać, jak ktoś… dajmy na to, będzie bardzo zajęty całowaniem się w aucie. - Ciekawskie zerknięcie. Błysk uśmiechu. - Jakieś propozycje?




   
   

     WAS IT JUST A DREAM?
   

   

     AM I IN TOO DEEP?
   

Satō Kisara

Shogo Tomomi ubóstwia ten post.

Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku