Kokuryū
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Sro 21 Wrz - 23:13
Kokuryū


Skromna, lecz zadbana "budka" z kurczakiem, to tak naprawdę stary budynek, wciśnięty na parterze punktu mieszkalnego gdzieś w okolicach centrum Fukkatsu. Pozornie dobre umiejscowienie i pyszne kurczaki od wielu, wielu lat zapewniały klientów drobnemu biznesowi założonemu przez rodzinę Sawa w niepamiętnych już czasach. Z pokolenia na pokolenie trafiał on w ręce coraz to innych potomków, aż nie został przekazany Furuko, za sprawą dobrych kontaktów z ostatnim właścicielem, starszym panem Kōji. Los chciał, że staruszkowi nie poszczęściło się w życiu rodzinnym i chcąc nie chcąc, nie miał komu przepisać biznesu, a że Furu sumiennie pracowała i zaskarbiła sobie jego zaufanie i przychylność, stała się niejako częścią rodzinnego dziedzictwa Sawa. Po tej długoletniej tradycji przekazywania sobie rodzinnego biznesu pozostały wszelakie pamiątki pod postacią licznych, starych zdjęć, certyfikatów czy ręcznie malowanych obrazów zapełniających ściany przybytku. W małym, ciasnym kantorku na tyłach budynku, który w ostatnich latach życia pana Kōji służył mu za mini mieszkanko, znajduje się wiele rodzinnych pamiątek, z czego najważniejsza - nieco podrapana, pozłacana figurka smoka - stoi na najwyższej półce i stała się małym oczkiem w głowie Furu. Poza nimi, na framudze przy wejściu widać tradycyjne zdobienia i wyryte w drewnie długie, wijące się cielska smoków, od których - zresztą - wzięła się nazwa tejże restauracji.
Oprócz wiekowości, drewnianych wstawek czy subtelnych dodatków, charakteryzuje się swoją niewielkością. W wejściu czekają na klienta trzy regulowane, obrotowe krzesła, drobny blacik przyozdobiony figurką wijącego się smoka umiejscowioną tuż przy kasie i tabliczką z małym menu, widok na równie małą i ciasną kuchnie, w której pomiędzy starymi garnkami i patelniami przewijają się śnieżnobiałe, nowoczesne sprzęty. Kuchenne ściany zdominowały liczne szafki przepełnione przyprawami, opakowaniami i innymi pierdołami, które służą bardziej Furu niż klientom. Za małą kuchnią, drobny korytarzyk prowadzi do malutkiej chłodni, gdzie znajdują się potrzebne składniki. Zaraz obok mieści się już wcześniej wspomniany pokój, który teraz został przekształcony na szatnie i pomieszczenie przerw dwójki innych pracowników, którzy mogą tam przycupnąć i zjeść. Przez fakt napchania wszystkiego, jest tam ciasno i raczej mało wygodnie, by pracować w grupie. Jedynie inna podłoga "dzieli" ową kuchnie od miejsca, w którym przyjmuje się zamówienia. We wspomnianym pokoju dla pracowników, znajduje się również tylne wyjście na zaplecze i śmietniki, gdzie Furu postawiła mały śmietniczek, wyglądem przypominający tygrysią głowę, a na jego czole nakleiła "można palić, ale nie śmiecić :)".
Na wyciągnięcie ręki gościa jest również nieco przybrudzona, malutka lodówka z wszelakimi napojami (również tymi procentowymi), a na jej szybie widnieje czerwony napis "DZIECIOM I PIJAKOM ALKOHOLU NIE SPRZEDAJE, MIŁEGO DNIA!" z rysunkiem małego, uśmiechniętego czarnego kotka tuż w rogu. Przed wejściem stoi prostokątna informacja z menu, drugi śmietniczek-tygrysek, a po prawej od smoczej budki rośnie stare, grube drzewo, przy którym Furu często stawia swój rower, którym przyjeżdża do pracy. Kawałek przed budynkiem znajduje się ławeczka i rozkładany, drewniany stoliczek przy którym zbiera się starsza część mieszkańców okolicy, gdzie często gra we wszelakie, stare planszówki. To z opowieści okolicznej starszyzny można się dowiedzieć chociażby tego, że ojciec zmarłego Sawy, kiedyś pomalował budynek na żółto, bo jego żona kochała ten kolor albo że jego dziadek zadławił się żabim udkiem i zmarł w fotelu, który został wrzucony do jakiejś rzeki i... cóż, wiele dziadkowych opowieści!

Haraedo
Tahibana Furuko

Czw 22 Wrz - 19:03
Tłok i zgiełk. To idealnie pasujące określenia na centrum ogromnego Fukkatsu. Mała, skromna i stara restauracyjka zachęcająca zapachem kurczaka i wijącym się, czarnym wężem u wejścia, kompletnie odstawała od neonów i barów w których tłoczyła się młodzież. Na całe szczęście w tej konkretnej lokalizacji było spokojniej, a sąsiedztwo nie skarżyło się na pijackie serenady czy głośną muzykę młodszego pokolenia; tu było w miarę spokojnie, chociaż powietrze dalej było przeżarte smrodem wydzielanym przez co starsze maszyny. Jedno trzeba było jednak przyznać - Kokuryū wyróżniało się i to bardzo, co działało na korzyść restauracyjki. Gdy Furuko zaczynała tutaj pracować, roboty z rozsławieniem tego przybytku było po same łokcie. Doskonale pamiętała gdy u boku Nakano rozdawała ulotki, praktycznie wciskając je w ludzkie dłonie. Robiła też małą reklamę w samym klanie, chociaż mało kto zwracał na nią wtedy uwagę. Sprawy się zmieniły gdy to młoda Japonka stała się głową biznesu i rozszerzyła jego działalność; dowóz, bogatsze menu, śmielsza reklama. Trochę się na tym wykosztowała, ale budka zarabiała na siebie zyskując nowych klientów i trzymając przy sobie tych starych. Pan Suwa na pewno był z niej dumny. Zatrudniła nawet nowego pracownika, co prawda pod postacią małolaty ze slumsów, ale... Dwie rączki i chęci miała, a to wystarczyło by Furu wręczyła jej fartuszek i uprawnienia do przyjmowania poczciwych staruszków i wydawania im posiłków na miejscu. Co prawda do kasy nie miała jeszcze dostępu, ale powoli budujące się zaufanie mogło coś w tej kwestii zmienić. Dzisiaj dzień zapowiadał się naprawdę dobrze; dwa z trzech krzesełek były zapełnione, w kuchni aż gryzło od przypraw, a chwile temu skwierczenie oleju przerwał dzwonek telefonu z nowym zamówieniem, którym miał się zająć Yuji, starszy stażem pracownik, który zjawił się w Kokuryū prawie na równi z nią, a jednak to jej się poszczęściło z przejęciem biznesu. Gdy ostatni staruszek dojadł swojego kurczaka, podziękował i wrzucił pare groszy napiwku, Furu pożegnała go wesołym machnięciem. Yuji wraz z Akiyamą wybyli by dowieźć pozostałe zamówienia i kobieta została sama. Przymknęła drzwiczki, wywieszając znak z napisem "jestem na przerwie, zaraz wracam", po czym udała się na tyły budynku, chcąc nieco odsapnąć i posprzątać. Gdy wyrzucała śmieci na zapleczu, kątem oka dostrzegła jakiś ruch. Gdy odwróciła głowę, dostrzegła...
— No proszę, kogo moje oczy widzą! — zawołała, otrzepując ręce. — Momoi we własnej osobie. Zgłodniałaś po ciężkiej pracy? — zagadnęła, opierając się plecami o ścianę budynku, przyglądając się dobrej znajomej. Wcale jej nie dziwiło, że ta kręci się po jakiś ciemnych zaułkach i śmietnikach; Tsunami... musiało wciskać nos w najgorsze zakamarki by zrobić robotę. Ona zresztą również.
Tahibana Furuko
Asami Kai

Wto 29 Lis - 21:40
16.listopada

Wiatr świszczał, kiedy zwinnie przeskoczył przez barierkę, a potem odbił się się niczym kauczukowa piłka w stronę odnowionej elewacji. Dłoń w naturalny sposób znalazła oparcie, a potem podciagnęła ciało wyżej. Serce dudniło mu w piersi, a usta wykrzywiała zawziętość i upór. Kątem oka dostrzegał towarzyszący mu od przeszło kilku set metrów cień, który krok krok podążał za nim, a momentami wyprzedzał na tej krętej ścieżce przeszkód. Wyzwanie. Nie mógł inaczej odczytać intencji, nie mógł w inny sposób zareagować. Ostatnimi oddechami przerzucał ciało przez niewielki betonowy murek na dachu mający chronić przed wypadkami. Kai był pewien, że gdyby był dwadzieścia centymetrów wyższy to w tym momencie przyczyniłby się do wypadku ale nie dziś! Chłopak przetoczył się przez  niego ciężko lądując na dachu pięciopiętrowego budynku. Stękną kiedy spotkał się z brudną nawierzchnią ale zaraz potem, przerwanym, łapczywym oddechem wydukał Pi-pier-wszy! W stronę równie zdyszanej Ciemności.
I tak to się wszystko zaczęło.
- Nie najgorzej, jak na kogoś kto już siedzi jedną nogą w grobie. Serio - moze dziesięć lat mniej i miałbyś nawet szanse - przymknął jedno oko, kiedy zaczesywał wilgotne włosy do tyłu. Schował je pod czapką przekraczając daszek bejsbolówki do tyłu by mieć dobry wgląd w Cienia. Żartobliwość i frywolność trzaskała praśnie w każdym wypowiedzianym słowie. Może ktoś uznałby jego zachowanie w normalnych okolicznościach za aroganckie, niewłaściwe, wyprute z szacunku ale jakie miało to dla niego samego znaczenie...? - Jesteś stad? Z Fukkatsu? Nie widziałem cię w okolicy do tej pory. Skąd pomysł na takie hobby? Zalecenia lekarza na zbicie cholesterolu? Mam nadzieję, że nie bo raz zasmakujesz Kurczaka Kokuryu to nie będziesz mógł przestać. Mówię ci - zapewniał z duma okolicznego znawcy okolicy. Nie trzeba było zresztą długo czekać aż pojawili się przy niewielkiej budce. Było późno w nocy ale światło ciągle się świeciło, a zapach przypraw kusił. Kai nie musiał nawet patrzeć w menu - zamówił z pamięci zapewniając swojego nowego, nie znającego definicji smakowitości, biednego człowieka. Do tego oczywiście po puszcze taniego, schłodzonego piwa. Po jego otwarciu uroczyście przechylił puszkę w stronę nieznajomego w geście toastu wykorzystując ten idealny moment na przedstawienie się - Kai, miło mi!
Asami Kai
Ivar Hansen

Pią 2 Gru - 0:41
16 listopada 2036

  Minęło całe wieki nim na nowo miał okazję pozwiedzać wysokie budynki Fukkatsu, podziwiając ukryte piękno tego miasta. Choć ulice bywały zaśmiecone, a niektóre dzielnice pozostawiały wiele do życzenia, tak Ivar czuł się cząstką tego miejsca i cieszył się, że ponownie mógł doświadczyć aurę tego miasta. Również to była idealna okazja do tego, aby sobie przemyśleć co nieco.
  Pogoda choć już wyraźnie chłodna, z uwagi na połowę listopada, nie odstraszała go. Zimny podmuch wiatru sprawiał, że łatwiej było mu oddychać przy tak intensywnym ruchu, choć w nozdrza czasami poczuł charakterystyczne szczypanie. Biegł ile sił w nogach, odbijał się od ściany lub przeskakiwał jakąś przeszkodę, przypominając sobie ulubione miejscówki do treningów. Nie żeby kiedykolwiek o nich zapomniał. Nie spodziewał się jednak towarzysza. Przynajmniej nie o tej porze, ani z podobnymi upodobaniami do samotnego skakania po budynkach. Dostrzegając werwę młodego, jak i nieme zaproszenie, zaakceptował chęć rywalizacji, nie myśląc ani o wygranej, ani o przegranej. Po prostu był ciekaw, dokąd ich to zaprowadzi w momencie, kiedy obaj znajdą się już na samym szczycie.
Pi-pier-wszy!
  Zaśmiał się do siebie, przecierając pot z czoła, który zgromadził się na jego skórze. Sam najpierw złapał kilka głębszych oddechów nim z jego ust uszły jakiekolwiek słowa.
  — Myślisz, że aż tak stary jestem? — rzucił w jego stronę, bo choć różnica wieku rzeczywiście była między nimi dostrzegalna, tak Ivar wyglądał całkiem młodo jak na swój wiek. Ciekawe, ile tak naprawdę szacował jego lat.
  — Nie do końca. Urodziłem się w Norwegii, ale od dzieciaka mieszkałem tu. Wyjechałem na długi czas i w zasadzie w zeszłym miesiącu powróciłem na stare śmiecie — odpowiedział tuż po tym jak udało mu się wyregulować swój oddech. Czuł, że dzisiaj jego kondycja miała się na nienajlepszym poziomie, może znowu wziął za dużą dawkę leków, a może którąś pominął.
  — Całkiem śmieszne, ale nie. Zabicie czasu, dużo też podróżowałem i przydało się do zwiedzania bardziej to ciekawszych zakamarków świata — przyznał z łagodnym uśmiechem na ustach kiedy to dał się zaprowadzić do niesamowicie ultra przepysznej knajpy Kokuryu — Wiesz, taki kryzys wieku średniego — zażartował, wykorzystując fakt, że już i tak wcześniej nieznajomy nabijał się z jego cholesterolu czy też rzekomego bycia jedną nogą już w grobie.
  — Ah, wierzę na słowo, wierzę — przyznał z uśmiechem, poklepując go po ramieniu. Z uwagi na to, że Ivar był wyższy, Kai mógłby odebrać to jako gest opiekuńczy i troskliwy. Również drugą ręką sięgnął do menu, a przelatując szybko spojrzeniem po karcie, poprosił o kurczaka Karaage w jakimś pikantnym sosie. Nic nie mówił na temat tego, że alkoholu to w sumie pić nie powinien, a jak już, to w niewielkich ilościach. W zasadzie nie zaszkodzi mu jedna puszka, prawda? Więc kiedy zamówili jedzenie, pragnienie wysiłkiem fizycznym mogli zapić kilkoma łykami piwa.
  — Mm, Ivar, mi również — przyznał spokojnie, dużo mniej entuzjastycznie czy energicznie. Dało się dostrzec, że Ci dwaj różnili się od siebie diametralnie, a Ivar tłumaczył to sobie młodzieńczymi latami — mimo że w jego wieku nie był taki energiczny i chaotyczny nawet w połowie — Więc rozumiem, że mam do czynienia ze znawcą Fukkatsu, co? — zagaił tuż po tym jak stuknął się z nim powiem i upił te pierwsze łyki alkoholu. Małe, bo małe, ale zawsze.

@Asami Kai
Ivar Hansen
Asami Kai

Nie 4 Gru - 0:16
- Trzydziestka lub chwilę przed więc...tak, pewnie. Młodszy już nie będziesz bez względu na to co powiesz - Dla kogoś kto miał 22 lata to i tak była spora przepaść. Świętujący swoje dwudzieste piąte urodziny żartowali z tego, że częściej kupują ibuprofen niż żelki, a nieznajomy wyglądał mu na starszego więc tu nadziei prawdopodobnie już nie było.
Zadumał się na chwilę patrząc na człowieka obok z nieco większą uwagą. Jasne, niebieskie oczy były zdecydowanie czymś mało typowym dla Japończyka. Cerę też miał nietypowa - jasne łaty(?) wydawały się szczególnie rzucać w oczy kiedy przechodzili pod latarnią. To pewnie te Norweskie geny czy coś - pomyślał nie kryjąc się się ze swoim ciekawskim spojrzeniem.
Wiesz, taki kryzys wieku średniego
- Wyobraź sobie, że nie wiem ale dam znać jak się dowiem. Powymieniamy się doświadczeniem - nie tracił entuzjazmu luźno zastanawiając się nad możliwościami życia poza Fukkatsu. Podróże, ciekawe zakamarki, świat poza - brzmiało to dobrze ale nie pociągało go za duszę. Pasowało to do nieco egzotycznie wyglądającego dorosłego ale nie Kaia.
Kai nie odczytał gestu jako troski, a raczej jako typowe zacieśnianie kumplowskich więzi. Zdecydowanie nie traktował Ivara jak kogoś, kto był starszy i mógł mu w czymś pomóc. W zasadzie odnosił wrażenie, że mogłoby być na odwrót. Uśmiechną się więc łobuzersko gdy ten uwierzył mu na słowo. Niedługo jego kubeczki smakowe miały się o tym dowiedzieć.
- Może jeszcze nie znawcą ale myślę, że niedługo będziesz mógł mi mówić Mistrzu - pochełpił się po tym, jak odjął od ust piwa - Żyję w mieście od zawsze więc orientuję się ale czasem zdarza mi się gubić w dzielnicach do których zaglądam rzadziej. Jeżeli interesują cię jakieś ciekawostki z okolic gdzie mógł się kręcić energiczny student to myślę, że mogę coś wiedzieć i trochę ci poopowiadać - no bo w końcu był właśnie takim energicznym studentem. Gdzie się kręcą podobni jemu tam musiał kręcić się też i on - Przykładowo wiesz, że otworzyli w Fukka cyber zoo? Super sprawa. Byłem wczoraj. Zresztą nie pierwszy raz ale tak się składa, ze niedawno otworzyli nową ekspozycję. Chodzisz sobie po budynku z okularami do wirtuala i w jednej chwili jesteś na sawannie i oglądasz lwy, a w następnej chodzisz za pingwinami na Arktyce - naprawdę uważał to za fajną sprawę. W pewien sposób imponowało mu tez wykonanie całego show pod kątem technicznym - W rodzinne strony sprowadza cię praca? Czy przejazdem odwiedzasz stare śmiecie? Jeżeli to drugie to serio, zaplanuj sobie dzień na zwiedzanie cyber zoo
Asami Kai
Ivar Hansen

Wto 6 Gru - 0:35
Nie zamierzam się nawet bronić — odpowiada rozbawiony, unosząc ręce w geście poddania się. Nie dało się ukryć, że między nimi różnica wieku istniała, Ivar bądź co bądź może pochwalić się zmarszczkami, które zaadaptowała jego twarz. Dłonie zmęczone 35 letnim stażem. Powiadają, że wiek widać właśnie po dłoniach oraz szyi, bo to właśnie o te fragmenty skóry najmniej dbamy.
  Dostrzegł na sobie spojrzenie pełen ciekawości, aczkolwiek nic nie mówił. Wiedział, że często przyciągał uwagę przechodniów chociażby z uwagi na swoje bielactwo. Też miał dosyć nietypową urodę, bo nie dało się całkowicie dostrzec w nim azjatyckich genów, raczej bardziej europejska uroda wybijała się przy mieszance krwi skandynawsko-azjatyckiej.
  — Koniecznie — odpowiada z cichym śmiechem, słysząc w głosie entuzjazm ze strony nieznajomego. O dziwo nie czuł się w żaden sposób przez niego osoczony, dostrzegł jakiś czas temu, że w kontaktach 1:1 radził sobie całkiem nieźle. Gorzej bywało w grupie, nie potrafił na każdego poświęcić tyle energii i szybko stresował się obecnością zbyt dużej ilości osób.
  — Aż taki pewny swego? — unosi brew w rozbawionym geście, starając się wyczytać z niego jakim typem człowieka był. W związku ze swoimi podróżami Ivar nauczył się sporo kultury z różnych zakamarków świata. Także poznał naprawdę sporą ilość osób, a z niektórymi utrzymywał kontakt po dziś dzień. Przez te lata zdążył nauczyć się akceptować przeróżne zachowania, dzięki czemu nabrał większego dystansu. Może właśnie dlatego nie miał problemu rozmawiać z kimś, kto był o te kilkanaście lat młodszy od niego, mając na świat zupełnie inne spojrzenie.
  — Czyli w których na przykład? — pyta zainteresowany tym, co mówił do niego, podczas gdy ten upijał łyki piwa. Jakoś dzisiaj łatwiej wchodził mu ten alkohol — W sumie dawno mnie nie było, nie zorientowałem się całkowicie jakie są tu nowe miejsca. Widziałem, że część pozamykała się, ale mój znienawidzony hotel w Nanashi dalej zipie — odpowiada żartem. Tak naprawdę nienawidził go, po prostu wkurwiał go ten nieświecący neon — Nie miałem pojęcia. Kiedy otworzyli? Chętnie zobaczyłbym jak bardzo upodobnił się do rzeczywistości — dopytuje zaciekawiony, odstawiając na blat puszkę z piwem. Na razie starczy popijania — A temperaturę też da się wyczuć czy tylko masz do czynienia z dziką naturą? — dodaje, naprawdę będąc zaintrygowany wynalazkiem, które zostało wprowadzone do Fukkatsu — A nie, po prostu stęskniłem się za domem, tak jakby. Mam w planach ustatkować się, chociaż od czasu do czasu pewnie nie odmówię sobie jakiemuś wyjazdowi — przyznaje całkiem szczerze, kątem oka spoglądając w stronę budki, czy przypadkiem ich zamówienia nie były już gotowe.
  — Skoro tak chwalisz się stażem studenta, to może opowiesz mi gdzie i na jakim kierunku studiujesz? — pyta, nie będąc mu wcale dłużny kiedy dostrzegł, że ich zamówienie nie jest jeszcze gotowe. Ivar kiedy miał dobry humor miał gadane, chociaż częściej wpisywał się do roli słuchacza. Również alkohol potrafił rozwiązać mu język, a mu nie potrzeba było dużo i długo żeby zaczął gadać od rzeczy.
Ivar Hansen
Asami Kai

Wto 6 Gru - 21:55
Aż taki pewny swego?
A jak myślisz? Uniosły się brwi w niemej odpowiedzi. Parsknął pod nosem i upił kolejnego łyka piwa. Och, pewności siebie mu nie brakowało do prezentowania siebie przed innymi. Nie był silny fizycznie, a więc musiał nadrabiać braki by nie zostać pożartym przez Nanashi. Sposób odnajdywania się w otoczeniu, wśród ludzi, to jak szybko się adoptował i przystosowywał było jego atutem. Słowa wartko cisnęły mus się na usta, nie bał się prowadzić rozmowy. Ćmił na tyle by przyciągać uwagę, lecz nie tak mocno by oślepiać, onieśmielać. Nie czuł się gorszy od Ivara, ani nie czuł że powinien sobie odejmować z powodu młodości - byli dwójką ludzi pod ciemnym niebem, którzy chwilę wcześniej prowadzili zażarty wyścig. Niczym mniej i więcej. Może i wyjątkowo upraszczał skomplikowany świat ale gdyby tego nie robił to nie byłby sobą.
- Hmmm... Haiiro chiku nie jest dzielnicą którą przykładowo lubię. Dużo fabryk, hal... dużo nudnych, przepastnych powierzchni, drapiące powietrze. Jeżeli już coś jest tam wartościowego to port. Ma swój urok i jest kilka ciekawych miejsc z potencjałem do poskakania i pobiegania, jeżeli wiesz co mam na myśli - uśmiechnął się chytrze - parkour - ...ale tak, to raczej nie jest to jakaś atrakcja. Jeżeli chodzi o coś jeszcze... - zamyślił się - Może nie rzadko ale ostrożnie zapoznaję się z Karafurą, wiesz - Kolorowa Dzielnica - westchną z lekkim zachwytem - Większość barów oraz głównych punktów widokowych mam obcykane ale to nie to jest takie intrygujące w tym miejscu - chodzi o te wszystkie pozostałe kąty kryjące się za kolorowymi reflektorami. To niebezpieczna dzielnica pełna ciemnych zaułków w których chcesz i nie chcesz być jednocześnie. Poznawanie tych uliczek to w gruncie rzeczy, jak zbliżenia z kochanką. Przy każdym kolejnym na jej twarzy jest mniej makijażu, widzisz coraz więcej wad, mankamentów, lecz to wcale nie sprawia, że czujesz się mniej podekscytowany przed kolejnym spotkaniem. Nie wiem czy wiesz, co mam na myśli - podparł łokieć na blacie, a brodę na ręce kiedy z pewna tęsknotą wpatrywał się w trzymane w drugiej ręce kurczęce udko. Może był popaprany, lecz kochał ten drobny dreszcz niepokoju, niepewności. To tak bardzo przypominało mu o Nanashi, które wznosiło się wokół jego serca. A propos właśnie tego miejsca...
Kai prawie wypuścił piwo nosem. Zachłyśnięty zakaszlał kilka razy a potem śmiejąc się klepną praśnie w swoje udo.
- Hotel w Nanashi!? HAHAH! Prowadzisz hotel w Nanashi? HOTEL?! Hahahaha... Bogowie, nie dziwię się, ze wyjechałeś z miasta...hahaha... haaa... Nie no, serio, prowadzisz hotel w Nanashi? Nie jesteś chyba rekinem biznesu, co...? - jeżeli cokolwiek zipało w Nanashi to były pchły na szczurzych grzbietach. I nie chodziło o szydzenie z miejsca w którym Kai się wychował ale taki był po prostu fakt. Chłopak za bardzo nie potrafił sobie wyobrazić kogoś, kto postanowił tam w cokolwiek zainwestować - Na pewno masz na myśli hotel? Taki... no wiesz, dla przejezdnych, a nie burdel...? Wiesz, jestem pełnoletni, nie musisz być pruderyjny - zapowiedział nie mogąc powstrzymać dozy niedowierzania.
- Nie, nie - to doznania tylko wizualne. A kiedy otworzyli to nie wiem kiedy konkretnie. Jak już zacząłem zapuszczać się do centrum to już było więc co najmniej 4 lata stoi - był znawcą przestrzeni, a nie historii. Co zrobić. Wgryzł się w udko i popił piwem.
- Na uniwerku Fukkatsu. Informatykę. Trochę snobistycznie, wiem, ale czego się nie robi by zadowolić matki, nie? - zażartował dopijając resztkę alkoholu i domawiając kolejną puszkę - Jest dość ciężko. Tak właściwie, nie powinno mnie tu być biorąc pod uwagę, że jutro mam wykłady ale są czasem chwile kiedy są rzeczy ważne i ważniejsze, a z młodości trzeba korzystać, nie? - wzniósł kolejne piwo w toaście. Za młodość.
Asami Kai
Ivar Hansen

Pią 23 Gru - 1:30
  On zdążył zapomnieć w jaki sposób Nanashi potrafiło być niewdzięczne, a w obliczu grupy Shingetsu, której kompletnie nie znał, nie wiedział jak niebezpieczną dzielnicą stała się na przestrzeni tych 6 lat. Powoli i mało subtelnie te różnice zaczynał dostrzegać. Po zachowaniu mieszkańców, których mijał na ulicach, jak i po bliskich, którzy ostali mu się w Fukkatsu. Dysonans ten dostrzegał jak przez mgłę, tak długo jak przewlekle brał swoje leki. Nie wiedział więc, że niektórzy pewnością siebie nadrabiali umiejętności, który nie zdołali nabyć. On nigdy nie potrzebował stać się na tyle silny fizycznie, by móc z kontratakować czyjś atak. Może powinien to zmienić w obliczu niebezpieczeństw, które niebawem mogą zacząć otaczać go, jak i jego bliskich.
  Mimo to nie czuł się źle przy temperamentnych charakterze. Mężczyźni rzadko kiedy potrafili go onieśmielić na tyle, że Ivar tracił wobec nich głowę. Rzadko również przytłaczał ich sposób bycia, raczej nie zwracając szczególnej uwagi na to, kto i jaki potrafił być. Może w związku z tym łatwiej było mu balansować na granicy kompletnego załamu jakim było Nanashi, a między ludźmi z wyżej sfery, pośród pracowników instytutu badawczego, jak i wiele więcej.
  — Może masz i rację, że miejsce te owiewa nudą, aczkolwiek czasami i taka nuda jest nam w życiu potrzeba. Chociaż dawno mnie tam nie było, ciekawe jak to miejsce się zmieniło — odpowiada z uśmiechem pełen nostalgii od wspomnień. To właśnie tam robił swoje pierwsze drygi jeżeli chodzi o parkour. Musiał przyznać, że to było doskonałe miejsce do różnego rodzaju ćwiczeń — Ostatnio słyszałem, że to właśnie w tej dzielnicy są robione rożnego rodzaju wystawy? Byłeś na jakieś? Temat ciągle gdzieś mi się przewija, zastanawia mnie kto wpadł na taki pomysł, by robić coś podobnego w opuszczonej fabryce — dodaje jako ciekawostkę i chęć nabycia więcej informacji w tym temacie. Ostatnio dużo zaczął przegląda na temat miasta, by poznać nowe miejsca i obyć się z okolicą. Między innymi rzuciły mu się artykuły i informacje o tym miejscu. Interesujący zbieg okoliczności, że akurat Kai o tym wspomina — Jak sobie przypomnę, to właśnie tam zaczynałem się uczyć parkour, wiesz? Ile sobie siniaków narobiłem, to nawet nie chcę liczyć — śmieje się na wcześniejsze wspomnienie, którym postanowił się z nim podzielić — A u Ciebie skąd przyszło to zamiłowanie do skakania po budynkach? Ulica nauczyła czy gdzieś zawsze to w Tobie siedziało? — dopytuje z dozą ciekawości w głosie nim zdążyli przejść do kolejnego tematu.
  A była nim kolorowa dzielnica. Mógł rozumieć tamtejszy urok, dzielnica pełna neonów, otwartych barów i tak dalej — coś, co młodych ciągnęło, zupełnie jak magnes do lodówki. Na słowa jednak o niebezpiecznej części, zmarszczył brwi w nieznacznej konsternacji. Ludzie w życiu szukali różnych wrażeń, o czym wiedział na własnym przykładzie. Inni woleli brudzić sobie palce w czymś nieczystym, Ivar natomiast wolał wyjechać, by nie dać się pożreć otchłani szaleństwu jakie oferowała ta niebezpieczna część miasta. A to właśnie z nią swego czasu miał najwięcej styczności.
  — Skądś to znam. Nie ukrywam, że moim strzałem adrenaliny był właśnie wyjazd. O rany, najlepsza kurwa decyzja w moim życiu — dodaje z nieco głośniejszym śmiechem, czując jak procenty przyjemnie szumiał mu w organizmie. To był ten moment, w którym chciał ulegać jego wpływowi. Nie pił często i nie miał ogólnie problemu z alkoholem, poza tym że miał wyjątkowo słabą głowę. Całe szczęście kawałek mięsa ratował sytuację, ponieważ prawdopodobnie bardzo szybko byłoby po nim.
  Słysząc parsknięcie, sam mimowolnie krótko prychnął, kręcąc w rozbawieniu głową na tak intensywną reakcję. Niby tak kochał Nanashi, a nie wiedział, że bywały tam tego typu miejsca?
  — Hotel to i może za dużo powiedziane, ale każda dzielnica ma swoje miejsce noclegowe. Tam jest jedno, stoi od dobrych kilku lat, z  pieprzonym, czerwonym neonem. Ale nie, młody, nie jestem jego właścicielem, źle mnie zrozumiałeś — odpowiada, śmiejąc się z niego z uwagi na to, że zrozumiał to jakoby on miał prowadzić takie miejsce. Stać było go na coś więcej. Raczej na coś bardziej ambitnego niż prowadzić coś podobnego. Zresztą, raczej nie miał ręki do własnych biznesów, wolał pracować dla firmy czy chociażby instytutu, zbijając z tego horrendalne pieniądze.
  — Zależy co masz na myśli, ale raczej "rekinem biznesu" to nie jestem — stwierdza, wciąż rozbawiony tą kwestią — Tak, na pewno. Wiesz, pewnie nie jedna osoba się tam rżnęła, ale jak mówiłem wcześniej, każde miejsce ma swoją noclegownię i Nanashi też. Ledwo trzymające, ale kurwa daje radę. Mozę jak właściciel zdechnie, to zamknął to miejsce — odpowiada, nie zauważywszy nawet to jak wypił ponad połowę swojego piwa.
  — Wizualne też zawsze coś. To może otworzyli to miejsce jakoś po moim wyjeździe, bo nie słyszałem nigdy o tym miejscu. Sobie potem sprawdzę — komunikuje, wyciągając z kieszeni telefon, by na szybko sprawdzić powiadomienia, które od jakiegoś czasu gnębiły jego kieszeń. Po wysłaniu szybkiej odpowiedzi, schował urządzenie z powrotem, ponownie swe spojrzenie kierując na młodego chłopaka.
  — Czy ja wiem, czy snobistycznie. Ja jestem po inżynierii biomedycznej między innymi, chociaż kurwa ta biologia zawsze była trochę moim nemezis. Ale od czego są współpracowników, by pomogli Ci pomóc odjebać projekt protezy i tak dalej. Chociaż ostatnio myślałem o tym, aby zrobić jakieś kursy na informatykę, by pobawić się w sztucznej inteligencji, ale kurwa nie wiem. Ciągle nad tym rozmyślam — dodaje dla ciekawostki i w zastanowieniu, by chłopak również nie czuł się przy nim inny z uwagi na studia, za którymi podążył. Czy to z uwagi na marzenie matki czy z innych pobudek.
  — A jak. Studia to ciekawy okres, odpierdalają Ci się w życiu niesłychane rzeczy, a i tak jesteś w stanie wstać na poranny wykład i ogarniać, co tam się w ogóle dzieje — przyznaje, a w toaście dopił swoje piwo, ponieważ aż tak szybkiego spustu jak młody nie miał. Za starość.
Ivar Hansen
Asami Kai

Sob 31 Gru - 21:41
- Nuda? Potrzebna? Proszę cię... jestem młodym dorosłym - złożył z gracją dłoń na piersi - Grałeś kiedyś w Simsy? Wiesz, ten okres jest bardzo krótki. Należy z tego korzystać, a nie biegać po śmierdzących rybą i pyłem halach. Może jak stanę się niedołężnym starcem będzie to ciekawsza rozrywka niż turlanie się po schodach równią pochyłą - może będzie to nawet zdrowsze, kto wie - Same wystawy to pewnie kwestia przycięcia na kosztach. Albo jest organizowana w porozumieniu z okolicznymi przedsiębiorcami. Wiesz, coś na zasadzie takiej, że dyrektorzy rozdają fancy bileciki na wydarzenie kulturowe i z główki dumanie nad świątecznymi premiami, a twórcy będą też mieli na bułki. Trochę jak wciskanie sensodyne przez dentystów - zakołysał znikająca zawartością puszki - I czy wyglądam na kogoś kto chodzi na wystawy artystyczne? - zaśmiał się do siebie, gestem prosząc obsługę o podanie kolejnego piwa. Pierwsze weszło jak woda. Kiedy podważał zawleczkę puszki paznokciem zastygł na chwilę w wyraźnym zawahaniu. To nie tak, że się wstydził, lecz nie chciał być traktowany z góry zwłaszcza, że czas z nowo poznanym mijał mu wartko. Potem jednak pomyślał, że mężczyzna jest starszy i właśnie pije z nim piwo, gdyby miał się wywyższać to już by tor zrobił. Rozluźnił się, opuszczając na nowo gardę - A czemu nie jedno i drugie? Wychowałem się w Nanashi więc skakałem zanim nauczyłem się poprawnie chodzić. - miał to we krwi, a talent oszlifowała ulica. Tylko kiedy znajdował się w powietrzu, będąc poza zasięgiem czegokolwiek, czuł chwilę wolności. Podsycone adrenaliną doznanie to uzależniało. Dlatego szukał krawędzi co wyraził kolejnym wyznaniem.
- Oj daj spokój, zgrywam się - zaczepnie, będąc ciągle rozbawionym, szturchnął mężczyznę łokciem w bok. Suszył przy tym zęby - Wiem, że Nanashi coś się kręci ale wiesz, to zazwyczaj ostatnie miejsce gdzie ktoś jest skłonny robić biznes jeżeli ma wybór - Wzruszył ramionami, które zaraz wyciągną w stronę podawanego przez kucharza kurczaka. Skórka udek i skrzydełek była smakowicie przyrumieniona, a mięsko pod nią soczyste. Jasne oczy podniosły się nieco w zadumie, kiedy próbował sobie przypomnieć podobną miejscówkę, lecz skoro nie korzystał z hoteli (bo kosztowały) to specjalnie nie zaskoczyło go to, że nie potrafił tego zrobić.
- Och, OCH, inżynieria... okej, cofam - ty to dopiero masz snobistyczny kierunek - zaśmiał się mocząc nóżkę kurczaka w sosie - Jeżeli się byś zdecydował byłbym twoim senpai - poruszył brwiami zachęcająco. Czy to nie byłaby korzyść sama w sobie?

Czas mijał przyjemnie na dokazywaniu i wartkich tematach. Nie wiedzieć kiedy z późnej godziny zrobiła się nieludzko wczesna. Właściciel sprawnym ruchem zsuną roletę sprawiając po tym, jak uregulowano rachunek. Jedynym źródłem światła stało się nocne niebo i odległe latarnie. Kai czuł się wstawiony. Przyjemna nieważkość towarzyszyła ruchom, lecz szczęśliwie myśli nadążały za rzeczywistością.
- Hej, Ivar, trzymasz się? Wracasz jakimś uberem? Czy mieszkasz w okolicy...? - podpytał wkładając ręce w kieszenie dresów zastanawiając się, czy znajomy nieznajomy da sobie radę. Nie był aniołem, lecz odniósł wrażenie, że trochę trudniej radził sobie z piciem. Kai miał nadzieję, że nie mieszkał w Nanashi bo wracanie tam w takim stanie nie było najmądrzejszym pomysłem - Hej, hej...?
Asami Kai
Seiwa-Genji Kamiko

Pią 6 Sty - 3:01
4.12.2036

Okej, może i była z Minamoto co siłą rzeczy wiązało się z byciem przy kasie, ale nie znaczyło to że nie doceniała niewielkich sklepików i budek z jedzeniem, które nie były mocno wystawne. Najważniejszy był smak jakim się obnosiło jedzonko oraz przyjazna atmosfera. Zazwyczaj zachodziła do Kokuryu po lekcjach wraz ze znajomymi, a o tej godzinie... Była po prostu głodna i miała smaka na kurczaka. No i miała całkiem sporo do przeczytania materiałów traktujących o Yokai i Kamich. Oczywiście w formie cyfrowej. Technologię w postaci aparatów w komórkach zdecydowanie można było nazwać błogosławieństwem. Dzięki temu w telefonie mogła trzymać sporo zdjęć tekstów Minamoto, które bardziej chciała niż musiała wykuć na blachę. Już raz przez demona umarła i nie za bardzo chciała żeby kiedyś to się powtórzyło. Zwłaszcza że może nie mieć tyle szczęścia w przyszłości żeby zdołać wrócić do życia. Klucz do spokojnego życia był więc prosty. Więdzieć o nich jak najwięcej, a zwłaszcza tego jak się ich pozbyć kiedy zaczną jej zawadzać.
Shina jednak nie zaprosiła na kolację żeby próbować na nim egzorcyzmów. Szczerze? Jakby spróbowała, to zapewne Enma urządziłby jej niemałe piekło, które skończyło by się dla niej miało przyjemnie. Bardziej chciała mieć kogokolwiek do pogadania, bo będąc sam na sam z zapiskami o Yokai i smażonym kurczaczkiem, przytyłaby za dużo. A tak to pogadają i nie skupi się na jedzeniu i dokładkach. Na szczęście w jej przypadku cena nie grała roli. Na samego Waruia przyszło jej jednak troszkę poczekać. W końcu napisała do niego jak była już niemalże pod budką. I w sumie dobrze że nie pojawił się nagle bo wyjechałaby do niego że nie musi się aż tak o nią martwić, a godzina jeszcze młoda. No i jednocześnie dał jej idealny przykład tego że dobrze zrobiła nie mówiąc nikomu o tym że została Medium, bo ją Yokai udusił na wyjeździe ze znajomymi. Paranoja jaka by ich ogarnęła nie dałaby jej żyć.
Kiedy Shin się zbliżał, ona beztrosko siedziała w telefonie czytając i popijając wodę z butelki. - Jeszcze nic nie zamawiałam. Na co masz ochotę? - Powiedziała do Yurei kiedy tylko ten przybył na miejsce. Może powinna zaprosić też Enmę? Nie... Niezbyt chciała mu przeszkadzać w pracy.

@Warui Shin'ya


Głos Kamiko
#a2006d
Seiwa-Genji Kamiko

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Warui Shin'ya

Pią 6 Sty - 4:43
Kłęby pary owiewały mu twarz z każdym wydechem; szedł szybko, ale ostrożnie, by nie poślizgnąć się na niepewnym gruncie. Śnieg skrzypiał pod podeszwami, trzaskając w niepowtarzalnym rytmie łamanych kości. Gdyby to od niego zależało, pewnie machnąłby ręką na wiadomość od członkini klanu, ale zbyt dobrze znał Enmę - dziedzic Minamoto byłby skory przetrząsnąć każdy metr kwadratowy Kakure, żeby tylko wytropić winowajcę. Kamiko nie musiała być w niebezpieczeństwie i nic nie wskazywało na to, aby stan rzeczy miał się zmienić, ale Warui pędził chodnikiem w myśl zasady, że lepiej dmuchać na zimne. Jeżeli doszłoby co do czego, wolał nie stanąć przed gniewem Seiwy, słuchając obelg o lenistwie i ignorancji; naprawdę nie mogłeś tam iść? Osiemnastoletnia dziewczyna, SAMA, w środku miasta, a ty nie możesz ruszyć bezrobotnego dupska, żeby jej potowarzyszyć? - głos Enmy odbijał się echem, zaskakująco realny. Żywy na tyle, by mieć przemożne wrażenie, że starczy zerknąć przez ramię, by dostrzec ściągnięte zirytowanym znużeniem oblicze Minamoto.
Mimo pokusy Shin nie odwrócił oczu od drogi - zwłaszcza, że wyhaczył już znajomy szyld, a wraz z chłodnymi podmuchami wiatru docierały do niego też lokalne zapachy. Wstęgi woni zadziałały jak sznur; wślizgiwały się przez nos i usta, przedzierały przez organizm i zaciskały na skurczonym żołądku, przypominając mu nagle o tym, że rzeczywiście był głodny.
Kiedy więc dopadł do budki, w pierwszym odruchu przełknął ślinę.
Jego okryta rękawiczką dłoń zaraz potem trafiła na blat - tuż po prawej stronie Kamiko - jakby próbował odgrodzić dziewczynę od świata zewnętrznego. Nawet siedząc na podwyższonym taborecie była od niego niższa i starczyło tyle, by stanął za jej plecami, by przysłonić sylwetką szczupłe ciało uczennicy.
- Na kurczaka - wychrypiał wreszcie, po zdecydowanie zbyt długiej chwili. - Oczywiście.
Natarczywe spojrzenie przesuwało się przez twarz ciemnowłosej jak terenowa sonda, jednak ostatecznie przestał naginać zasady przyzwoitości, w zamian omiatając podejrzliwym wzrokiem otoczenie - i samo wnętrze niewielkiej restauracyjki. Bywał tu rzadko, choć Kokuryū miało swój niepowtarzalny urok, podrasowany dobrze przyprawionymi zakąskami i przyjazną obsługą.
Obsługą, która przypatrywała się im wyczekująco, ale cierpliwie - i kiedy Warui zarejestrował ten fakt, zacisnął lekko usta, przysiadając sztywno na hokerze obok Kamiko. Zamówił standardowy zestaw - smażonego kurczaka w słodko-kwaśnym sosie, a potem poczekał, aż Seiwa podejmie własną decyzję.
Zdążył w tym czasie stworzyć setki scenariuszy zagrożeń, które mogły spotkać dziewczynę jej pokroju, więc kiedy obsługujący ich mężczyzna odwrócił się do patelni i garnków, Warui nie powstrzymał się przed zgryźliwym pytaniem:
- Nie za późno na takie wieczorne przechadzki? W domu nie brak ci jedzenia.



従順な


Warui Shin'ya
Seiwa-Genji Kamiko

Pią 6 Sty - 16:08
Cóż... W sumie ciężko było zamówić tu coś innego niż kurczaczek. Jedyne nad czym powinno się zastanowić to na jakiego kurczaczka właściwie miało się ochotę. Niby miała na to masę czasu, ale jednak wolała poczytać o Yokai który... miał oko w dupie. Nie pyta i nie ocenia. Świat jest pełen dziwacznych stworzeń. Szczerze ciekawiło ją jakie rodzaje duchów, demonów i bożków można natrafić w innych częściach świata. Ponoć w chinach są upiory które przemieszczają się skacząc ze względu na ich zdrętwiałe ciało. A uciec im można rzucając drobne pod nogi, ponieważ zatrzymają się żeby je przeliczyć... Janusze. I jeszcze pewnie o grosik by się wykłucały.
- Dla mnie kurczak w cieście z frytkami i surówką. - Jak już miała zamawiać, to pełnowartościowy posiłek. -O i zieloną herbatę poproszę. - Nie słodzoną oczywiście. O dip do kurczaka nie prosiła, bo ten był w zestawie. Jeszcze rok... Jeszcze tylko jeden rok i będzie mogła się powoływać na zniżkę studencką.
Przewijając zdjęcia w telefonie w końcu trafiła na opis Yamamby, co wywołało u niej krótki ale wyraźnie zniesmaczony wyraz twarzy. Uraz do tego gatunku Yokai będzie raczej miała przez długi czas, a na żaden wyjazd poza miasto nie pojedzie bez jakichkolwiek narzędzi do pozbycia się demona. Od umiejętności egzorcyzmów zaczynając, a na Shikigami kończąc. Z tymi drugimi miała taki problem, że te silniejsze od ziemniaków niezbyt będą chciały poddać się woli człowieka po dobroci. A to oznaczało jedno. Albo pertraktacje albo walka. Odłożyła telefon na blat uprzednio przewijając stronę na innego demona i popatrzyła się na Shina. - Nie przesadzaj, nie jest aż tak późno... - W końcu o późniejszych godzinach odwiedzam Nanashi. - Jedzenie jest zawsze, ale trzeba wspierać lokalne działalności. Poza tym domowy kurczak nie ma podejścia do tego którego serwują tutaj. - Ba, nawet KFC może się schować i ustąpić miejsca Kokuryu.
A jeśli chodziło o jej bezpieczeństwo, to była przygotowana. Już nawet nie mowa o gazie pieprzowym i paralizatorze. Oparty o jej krzesło i przywiązany, leżał jej czarny pokrowiec na kij bejsbolowy. Nieco rozsunięty, by mogła szybko skurczybyka wyciągnąć. Dziadek wiedział co robił prezentując jej taki prezent. Dbała o niego, nawet jeśli niedługo miał skończyć sto lat. -Jak tam w pracy? Macie sporo na głowie?

@Warui Shin'ya
Seiwa-Genji Kamiko
Ivar Hansen

Pon 9 Sty - 22:46
  Parsknął krótkim śmiechem na wzmiankę o młodym dorosłym. Faktycznie, czasami zapominał jak to jest być młodym. W zasadzie jak pomyśli, to nigdy w pełni tego nie doświadczył. Może z tego względu wyrósł na snobistycznego inżyniera, który lubił dłubać nad protezami różnej maści. Chociaż po powrocie nie potrafił odnaleźć swojego miejsca w Fukkatsu, więc szukał jakiegoś zaczepienia.
  — Nie, jakoś nigdy. Ale dobrze, korzystaj i nie biegaj po śmierdzących halach z rybami. Chociaż ja tam czasami lubiłem sobie pobiegać — odpowiedział, puszczając mu oczko, zostawiając go w cichym niedopowiedzeniu. Zdarzało się, że mając te dwadzieścia parę lat trochę psocił. W końcu pochodził z Nanashi, trudno aby nie miał jakiegoś charakteru. Aż taki snobem to jeszcze nie był. Raczej...
  — Wiesz, biegając z Tobą po budynkach nie powiedziałbyś, że jestem po studiach inżynierskich — zauważył, informując go o tym, że nie lubił oceniać książki po okładce. Ludzie różne rzeczy lubią. Ktoś, kto bawi się w komputerach i czerpie z życia wszystko, czasami również może chcieć pójść na wystawę. W tym rozmyśleniu w końcu wypił i swoją puszkę z piwem. Wyraźnie rozweselony poprosił o kolejną puszkę, dziś pozwalając sobie wypić trochę więcej.
  — A tam, nawet w takim miejscu trzeba robić biznesy. Inaczej rozjebaliby tą dzielnicę w drobny mak. Dlatego niech kręci się tam cokolwiek, bo jednak... jednak szkoda byłoby, gdyby ta zapchlona dzielnica całkowicie podupadła — stwierdził, może z lekkim sentymentem w głosie. To właśnie stamtąd Ivar ma najwięcej najgorszy, jak i najlepszych wspomnień, przez co to miejsce stało się jego domem. Od którego chce uciec i wrócić jednocześnie.
  — Mówisz? To musimy wymienić się social media, abym mógł odezwać się w przypływie weny. Wiesz, nie chcę stracić takiej szansy — zaśmiał się, choć wraz z tym śmiechem wyciągnął smartphone, by rzeczywiście móc wymienić się z nim jakimkolwiek kontaktem. W podróży nauczył się, by zbierać kontakty wszelakiej maści - zapewne właśnie dlatego miał tak dużo obserwujących czy znajomych na portalach społecznościowych.

  Czas mijał mu zawrotnie, nie wiedząc kiedy wypił zdecydowanie za dużo jak na jego możliwości. Tym samym pokazał się nieznajomemu od najlepszej strony, waląc jakieś głupie żarty, śmiejąc się, dokuczając czy potykając się czasami o własne nogi kiedy chciał wstać, by pójść za potrzebą. Bardzo przyjemnie zapamięta dzisiejszy spędzony czas z nim, z nadzieją, że uda im się spotkać w niedalekiej przyszłości. Chociażby z uwagi na to, że nadszedł najwyższy czas zebrać swoją zapitą mordę prosto do mieszkania, które wynajął.
  — Ta, ta, jest spoko — machnął ręką, podnosząc się z miejsca siedzenia, stając na równe nogi — Niedaleko, tak — odpowiedział, przecierając oczy palcami, by przez aplikację móc umówić sobie ubera. Gówno widział na oczy, a gdy stał, delikatnie chwiał się, zdecydowanie zbyt za bardzo otumaniony procentami.
  — Heeeej! Sokoły... — zaśmiał się do siebie, wciskając telefon z powrotem do kieszeni, przymulonym spojrzeniem spoglądając na Kai — Pięć minut i mnie nie ma. Będzie poof. Ty też zrobisz poof? — kolejnym, krótkim śmiechem ugościł chłopaka, gadając jakieś głupoty do czasu aż rzeczywiście Uber nie przyjechał.
  — O, to móój! Zadzieram kiecę i lecę — odpowiedział, salutując mu na drogę i niezbyt trzeźwym umysłem wsiadł na tył samochodu i po krótkiej chwili odjechał.

@Asami Kai

z/t
Ivar Hansen
Warui Shin'ya

Pią 20 Sty - 22:54
Jasne. Pewnie. Nie było aż tak późno dla wszystkich poza ledwie osiemnastoletnimi dziewczynami, których przeżycie ściśle łączyło się z przeżyciem Waruiego. Chłopak wydawał się niezbyt zadowolony z jej odpowiedzi - o ile rozumiał, że młode dziewczęta uwielbiają nocne życie, ten naturalny dreszczyk adrenaliny i przyciąganie spojrzeń facetów wyłażących ze swoich nor na wieczorne łowy - tak nie pojmował jej braku jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego. Wyglądała, jakby nic sobie nie robiła z ewentualnych niebezpieczeństw, jakie na nią czyhają. To, że miała pod ręką kij bejsbolowy - na którym mimowolnie zawiesił spojrzenie, zaraz z rezygnacją przewracając oczami - niczego nie zmieniało. Wciąż sięgała mu do ramienia, a jej ciężar, gdyby musiał go dźwignąć, byłby i tak mniejszy niż waga pretensji ze strony Enmy, jeśli coś by jej się stało.
- Pan Masashi ma pewnie inne zdanie - skwitował wreszcie, opierając łokieć o blat stołu. Policzek położył na wyciągniętej ręce, wzrok koncentrując od razu na twarzy dziewczyny; próbował doszukać się cech wspólnych, jakie mogli dzielić z dziedzicem klanu, ale prawdę mówiąc, nie było ich zbyt wiele. Może rysy się zgadzały, może odrobinę sposób, w jaki zostali wychowani. Poza tym stanowili swoje skrajne przeciwieństwa, ale obydwoje nastręczali takiej samej ilości kłopotów.
Czy więc miał sporo na głowie?
- Dzięki tobie jeszcze więcej. - Jakby na potwierdzenie tych słów westchnął, próbując doprowadzić się do porządku. Nie była niczemu winna, a jego irytacja stanowiła broń obosieczną. Wkurzył się na nią, bo szlajała się po przypadkowych lokalach po zapadnięciu zmroku, ale jednocześnie nie mógł się jej dziwić. Sam, gdyby zamknięto go w klatce wiecznych obowiązków i norm, pragnąłby zaczerpnąć świeżego powietrza przy każdej sposobności. Tym sposobem zdał sobie sprawę, że w równym stopniu zaczyna czuć złość na siebie - bo zachowywał się, jakby nie znał pojęcia obroży zadziergniętej zbyt ciasno na gardle. Jakby osobiście nie wymykał się z mieszkania i nie naginał praw. Kiedy stał się takim hipokrytą? Nie sądził, by udało mu się odpowiednio zreflektować, ale i tak spróbował.
- Poza tym raczej bez zmian - użył mniej pretensjonalnego tonu. - Co czytałaś, zanim ci przerwałem?
Postukał palcem w drewno blatu; tuż obok jej telefonu. Domyślał się, że - jak zwykle - wertowała strony, by przyswoić sobie nową wiedzę. Nie orientował się jednak na tyle w jej życiu, aby mieć świadomość, co próbowała przestudiować. Nie mieściło się to też szczególnie w granicach jego zainteresowań, ale jak raz postanowił nie wyjść na kompletnego dupka.



従順な


Warui Shin'ya
Seiwa-Genji Kamiko

Sob 25 Mar - 23:54
Naprawdę chciała powiedzieć że jeszcze nikt od chodzenia nocą samotnie po ciemnych uliczkach jeszcze nie umarł, ale nie byłaby to nieprawda. W końcu zdarzały się przypadki rabunków albo ataków duchów i demonów. Z czego z tymi drugimi wydawało jej się że poszłoby jej lepiej. W końcu przynależność klanowa poniekąd zobowiązuje. A na ludzkich rabusiów też ma swoje sposoby. Mało humanitarne, ale nadal.
Zamówiony napar oczywiście otrzymała jako pierwszy, a kurczaczek na którego oczekiwała dopiero się robił. Na szczęście zapach z budki z powodzeniem wylatywał i uderzał jej nozdrza. A to tylko pobudzało jej kubki smakowe oraz narastający głód. Ślina prawie jej ciekła na samą myśl obiecującego jedzonka. Może kiedy pójdzie na studia powinna się tu zatrudnić żeby nauczyć się przepisów? Zdecydowanie by jej się opłaciło. -Jeśli oczy nie widzą, to serce nie boli. - No chyba że dziadek postanowi wysłać za nią jakiegoś yokai albo yurei, które będą ją śledzić, a ona sama będzie musiała udawać cały czas że ich nie widzi. Nie żeby do tego przywyknęła. Do ignorowania tego co niematerialne żeby nie jej nie męczyło, albo nie chciało zawiązywać kontraktów. W sumie jak tak pomyśli, to dopiero co czytała o yokai który nieustannie za kimś podąża, dopóki ta osoba nie nie powie do niego bezpośredniej frazy prosząc go by odszedł i poszedł przodem. Nazywał się chyba Betobeto-san, o ile dobrze pamiętała. Ten konkretny byłby dla niej wyjątkowo upierdliwy żeby się go pozbyć, bo nawet jeśli by go przegnała to ten wygadałby się dziadkowi. Wtedy ona musiałaby się tłumaczyć i skończyłoby się tym że obstawa lazłaby za nią dosłownie wszędzie. Prawie ostatnia rzecz której jej do szczęścia potrzeba. -Szczerze to nic ciekawego. Troszkę klanowych zapisków które "Minamoto powinna znać" i rzeczy do szkoły. Zbliżają się egzaminy, więc jest jest masa rzeczy do powtórzenia. Z resztą sam wiesz jak jest. - W końcu kurde Shin mimo wszystko wyglądał młodo. Więc prawdopodobnie też przechodził przez piekło egzaminów w szkole. A przynajmniej tak przypuszczała.

@Warui Shin'ya
Seiwa-Genji Kamiko

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku