Uliczka Ikigai
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Pon 3 Paź - 1:02
Uliczka Ikigai


Jest to jedna z wielu bocznych uliczek w kolorowym Karafuruna Chiku, która tylko pozornie nie odstaje od reszty sobie podobnych. Jest wąska i obskurna, a oświetlają ją jedynie neony, w większości przepalone bądź w połowie zepsute. Mokry beton pokrywają różne kartony, śmieci i pojedyncze kałuże, które nie zawsze są wodą czy moczem. Sklepy czy niegdyś bary są tutaj zamknięte dla przeciętnego mieszkańca, oprócz jednego, niewinnie wyglądającego i znajdującego się na samiutkim końcu, budyneczku, którego neon przedstawia kota siedzącego przy dużym napicie "IKIGAI". Właśnie stąd wzięła się nazwa całej uliczki, która wzbudza lęk i niechęć tych, których desperacja pchnęła do zapoznania się z usługami właścicielki tego miejsca. Nikt o zdrowych zmysłach się tutaj nie zapuszcza. Obdarte z farby ściany, duszący zapach wilgoci, nieciekawe towarzystwo czy zagubione yūrei - nikogo normalnego się tutaj nie spotka. Skąd ta okropna renoma? Właśnie w słodkim budynku na samym końcu wspominanej uliczki, Noroi prowadzi swój biznes, a handel narządami kwitnie w najlepsze. Ironiczna nazwa tego miejsca jednych przyprawia o chichot, drugich o mdłości. Chcesz coś kupić? Zapraszamy na Ikigai. Chcesz opchnąć cudze organy i dostać pieniądze? Drzwi stoją otworem. Chcesz sam, dobrowolnie poddać się operacji usunięcia narządu, by spłacić długi i uratować rodzinę przed konsekwencjami? Proszę bardzo. Musisz jednak wiedzieć jedno - nie ma odwrotu, a ten kto się zdecyduje na odwiedziny u Noroi, może już nigdy z nich nie wrócić. Nie panują tu żadne etyczne zasady, nikt nie pyta skąd masz towar i po co go kupujesz - jedyne co ma się zgadzać to pieniądze. Głuche jęki, błagania o litość, błąkające się dusze czy... Koty, a właściwie cała masa pozornie bezdomnych kotów, to tutaj codzienność. Wejście do tej uliczki to głupota, wynik paniki albo czysty biznes. Pytanie jest jedno - po co tu przyszedłeś?

Haraedo
Miyashita Ruuka

Pon 31 Paź - 15:16
25/09/2036

Słońce powoli wyłaniało się zza horyzontu, dając tym samym kres nieszczęsnej nocy. Pełnia atrakcji w parku z pewnością nie współgrała ze spokojną egzystencją, którą preferował ciemnowłosy. Na domiar wszystkiego, sama żarłoczna mara nie stanowiła największego problemu.
- Tsunami, ha... - mruknął tylko sam do siebie, mijając kolejną z bezimiennych uliczek. Nie miał pojęcia, czy owa groźna organizacja rzeczywiście stanowiła jakiekolwiek zagrożenie dla jego pośmiertnej egzystencji. Z pewnością pokaz lekkomyślności i ignorowania własnego otoczenia niekoniecznie tworzył obraz czegoś, przed czym sam ex-policjant musiałby się ukrywać. Mimo wszystko, nie stanowiło to dla niego teraz aż takiego problemu. Znacznie gorsze doznania przyniosło mu używanie swoich mocy, czy delikatny - potencjalnie wyimaginowany - ból głowy. Gdyby nie jego niematerialna forma, to głód i zmęczenie z pewnością dałyby mu się we znaki. Być może właśnie dlatego, bądź wiedziony chęcią podtrzymania pewnej formy "normalności", Ruuka postanowił przysiąść w jakiejś osamotnionej uliczce, po której to biegało kilka kotów, coby w tym skromnym gronie pozwolić sobie na namiastkę bezsennej drzemki i odpoczynku. Nie żeby wiedział, gdzie dokładniej zawędrował. To mogło jednak teraz poczekać...


Uliczka Ikigai 3TGCubZ
Miyashita Ruuka
Ōnuki Noroi Chihiro

Pon 7 Lis - 17:15
To nie był najlepszy dzień ani miejsce na jakąkolwiek formę odpoczynku dla kogokolwiek, czy ów ktoś był żywym człowiekiem, czy ledwo jego pozostałością pod postacią duszy. Ten, kto świadomie się tutaj zapuszczał, musiał wchodzić do Ikigai tylko w jednym celu; a ten, który nieświadomie zabłądził, nie mógł liczyć na łagodne traktowanie. To nie była jedna z tych spokojnych, lekko zapuszczonych uliczek na których największym zagrożeniem był bezdomny czy naćpany nastolatek. Nie była to również jedna z tych żywych i zapełnionych kolorowymi neonami, uliczek, gdzie szło słyszeć pijackie ballady, a po ulicach toczyły się butelki. W Ikigai poza kotami grasowała prawdziwa, dwumetrowa bestia o zdolnościach przekraczających ludzkie pojęcie, dlatego duszki zatrzymane na granicy nie miały szans by ukryć się bystremu spojrzeniu jednookiej. Chłopaczyna który zdecydował się na przycupnięcie w kocim towarzystwie na cudzym terenie, miał zagwarantowane spotkanie z właścicielką niechlubnego zaułka, a jak się okazało — ta przyszła stosunkowo szybko. Była to pora karmienia jej włochatych podopiecznych, więc chcąc nie chcąc, musiała rzucić wszystko co robiła, chwycić w łapska karmę i zaopiekować się kotami, które tak licznie zalegały w Ikigai. Zrobiła to z nieskrywaną przyjemnością, zostawiając swojego nieszczęśliwego klienta z otwartym brzuchem i zaschniętą pianą na ustach. Był martwy, nie krzyczał ani nie próbował się wyrywać. Ledwo parę godzin wcześniej przyszedł by sprzedać wszystkie swoje organy tym samym chcąc załatwić pieniądze dla swojej dziewczyny. Cóż za wzruszający gest! Chciał, by ta uciekła, wyrwała się z Nanashi i rozpoczęła normalne życie gdzieś indziej. Sądząc jednak po tym jak ów dziewczynie zaświeciły się oczy na widok wręczanej gotówki, spierzchniętych ust, czarnych paznokci i bladej jak trup cery — pieniądze nie pójdą na ubrania, jedzenie czy bilety, a narkotyki i alkohol. Ten biedny i zakochany chłopiec właśnie oddał się w całości za paczkę magicznego proszku. No trochę żałosne, ale Noroi miała co chciała; niewiele ją obchodziło czy dziewczyna w ogóle dożyje wydania całej kwoty i czy nie znajdzie jej zwłok na następny dzień. Organy się zgadzały? Jak najbardziej. Z rozmachem otworzyła drzwi i wyszła zgarbiona przez zdecydowanie za małe drzwi, ubrana w luźną, białą koszulkę na ramiączkach i równie luźne bojówki, mając na stopach niewinnie wyglądające adidasy. Wyprostowała się i wetknęła w zęby papierosa, rozglądając się czujnie za kotami, które jak za dotknięciem magicznej różdżki powychodziły zza śmietników, stert śmieci i spod kartonów, miaucząc wesoło i głośno na jej widok.
— Moje słodkie, puchate aniołeczki! — odparła wesoło, biorąc na ręce pierwszego kota, który do niej doskoczył. Pogłaskała go po głowie i uszach, ostatecznie gładząc go palcem pod brodą na co ten zamruczał wesoło. — Mamusia bardzo, bardzo tęskniła, wiecie? Przyniosłam wam smaczne jedzonko! Będziecie mieć po nim silne kiełki i zdrowe kości, a do tego śliczne futerka. Nie żebyście już teraz ich nie miały, pysiaczki, ale będą jeszcze piękniejsze. — odparła, odstawiając białego kociaka na ziemię, czując jak przy jej nogach gromadzą się jeszcze dwa inne, ocierając się o nie i głośnym miauczeniem, domagając się o jedzenia jak i o pieszczoty. Łącznie zjawiło się około pięciu kotów, którym Noroi nałożyła odpowiednią ilość karmy do czterech, średniej wielkości miseczek. Gdy koty zaczęły jeść, wyprostowała się i zaciągnęła papierosem, uśmiechając wesoło. Jak ona je kochała! Gdyby tylko mogła, wzięłaby je do swojego mieszkania — no co do jednego. Sprawdziła wzrokiem listę obecności, a gdy zabrakło jej jednego kota, zerknęła przez uliczkę i wtedy rzuciła jej się w "oczy" czyjaś sylwetka. Ekspresja na jej twarzy natychmiast się zmieniła; uśmiech zamienił się w lodowatą obojętność, a mięśnie na jej ramionach i karku napięły się jak u dzikiego zwierzęcia. Praktycznie natychmiast ruszyła w kierunku mężczyzny, po drodze zgarniając swoje zagubione dzieciątko, biorąc małego, czarnego kociaka na ręce. Pogłaskała go czule i pozwoliła wdrapać się na barki, by mieć wolne ręce. Pstryknęła karkiem i palcami, gotowa na odrobinę zabawy z nieszczęśnikiem przed sobą, a gdy podeszła bliżej w pozornie śpiącym chłopaku poznała yurei, na co parsknęła pod nosem. Jeszcze lepiej. Nachyliła się nad duchem i... Uderzyła pięścią w ścianę tuż przy jego głowie, a gdy ten otworzył oczy, mógł dostrzec przed sobą skrzywioną twarz Noroi, bardzo blisko tej własnej.
— Zapytam tylko raz nim ściągnę ci na łeb coś, co zmiażdży ci tę śliczną mordkę.— szepnęła. — Czego tu?
Ōnuki Noroi Chihiro
Miyashita Ruuka

Pon 14 Lis - 1:08
Punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia. Niektóre osoby uznawały czarne koty za te, które przynoszą sobą różnego rodzaju pecha. Inni twierdzili zaś, że wszelkie nieszczęścia chadzają parami. Nie powinno więc dziwić, że ciemnowłosy borykał się z niemałym problemem w trakcie swojej wyimaginowanej drzemki. Niewielki kot o stosunkowo ciemnym ubarwieniu namiętnie uprzykrzał mu chwile przeciągłym miałczeniem. Nie oznaczało to jednak tego, że jakkolwiek mu to przeszkadzało. Przynajmniej nie na tyle, co działania pewnej 'szanowanej' organizacji względem parkowej mary.
- Shh... - rzucił tylko do drobnej kulki futra, która postanowiła igrać z ogniem pod postacią losowych kropel wody skapujących z włosów, czy ubrań chłopaka. Z jednej strony stworzenie zdawało się zainteresowane niecodziennym zjawiskiem, z drugiej... niekoniecznie musiało go nawet widzieć.
- Mamusia bardzo, bardzo tęskniła, wiecie? - dotarło tylko do jego świadomości, kiedy huk otwieranych drzwi definitywnie pokrzyżował jego półsenne plany. Myśli dawnego policjanta zaczęły zalewać jego mózgownice, a wszelkie możliwe instynkty zdawały się kłócić o to, jaka reakcja w zaistniałej sytuacji byłaby tą odpowiednią. Mógł próbować wymknąć się z zaułku, unikając tym samym możliwej konfrontacji. Mimo to, ciekawska strona miała ochotę poznać źródło zamieszania, a leniwe ja skrywane gdzieś w środku narzekało na to, że nawet po śmierci nie dadzą człowie... yuurei odpocząć.
- H-Huh? - odbąknął tylko nieskładnie, gdy z zamyślenia na miarę teorii spiskowych wyrwało go wyrośnięcie sporych rozmiarów osoby przed jego twarzą. Niemal nie dostał z tego powodu wyimaginowanego zawału! Na szczęście skończyło się to tylko na zszokowanym wzdrygnięciu i odsunięciu do tyłu, wbijając tym samym plecy w ścianę za nim. I w przeciwnym kierunku do ręki kobiety. - A dziękuję, nie trzeba. To tylko, em... poranna drzemka? - odpowiedział pytającym tonem, jakby nie do końca pewien tego, czy gigant zamieszkujący wąskie uliczki uznał odpowiedź tego kalibru. Niemniej spojrzał zagrożeniu prosto w twarz, aby po kilku sekundach przenieść uwagę na zdradziecką kulkę futra, która wydała jego obecność w tej okolicy. - Twój? Przypomina mi jednego takiego z dzieciństwa... - zaczął tylko, jakby próbując zagaić jakkolwiek rozmowę. Nie żeby posiadał sam kota, jednak samemu nie miał z nimi większego problemu. Gorzej jego rodzina, ale aż tak raczej nie chciał zanudzać kogoś, kto groził mu sprasowaniem jego czaszki.
Nie uzyskując jednak odpowiedzi, postanowił skorzystać z okazji coby spokojnie opuścić okolicę i znaleźć nieco spokojniejsze otoczenie na spędzenie swojej nie-egzystencji.

/zt


Ostatnio zmieniony przez Miyashita Ruuka dnia Sob 28 Sty - 17:11, w całości zmieniany 1 raz


Uliczka Ikigai 3TGCubZ
Miyashita Ruuka
Tsukuda Ruben

Wto 6 Gru - 19:52
Wierzę, że losem rządzi przypadek i żadna siła wyższa nie przekona mnie, że jest inaczej. Nie mam szczęścia w miłości, ani w kartach. Nie mam jena przy duszy. Los nie uśmiecha się do mnie zbyt często. Nie mam nic. Wszystko, co przy sobie mam, ukradłem, zabrałem komuś innemu. Czasem nie mam nawet dachu nad głową. Mijam przechodnia. Zagaduję go o godzinę. Moje zwinne palce natrafią na portfel w kieszeni kurtki. Dziękuję mu za okazaną uprzejmość, po tym jak z wypisaną na twarzy odrazą udziela mi odpowiedzi. Czuję na karku jego spojrzenie, kiedy z rękami w kieszeni pokonuję kolejny metry kwadratowe chodnika. Sprawdzam zawartość portfela dwie przecznice dalej, kiedy mam pewność, że nasze spojrzenia nie skonfrontuje się ze sobą. Na widok kilku banknotów satysfakcja nie nadchodzi. Małe kradzież nie sprawiają mi takiej radości jak kiedyś, nie wywołują ani dreszczyku emocji, ani tym bardziej wstydu. Stały się zwykłą, szarą codziennością, w której egzystuję, bo nie wiem jak to jest żyć inaczej. Tych kilka banknotów nie sprawia też, że jestem bogatszy. Do kurwy nędzy, nie naruszam przecież dóbr materialnych innych, by się wzbogacić i uciec z tego kraju gdzie pieprz rośnie. To miasto jest moim domem i w nim sczeznę. Nie wymieniłbym go na żadne inne. Oswoiłem się dawno z tą myślą, dlatego bez żadnych subtelności sięgam do obcych kieszeń i zerkam do cudzych domów, dlatego biorę co nie moje i co mi się nie należy. Spieniężam zdobyty nieuczciwie dobytek i, zamiast spłacić długi, w których tonę, sumiennie przeznaczam go na hazard. Rzadziej wygrywam, częściej przegrywam.  Szkoda, myślę, to ostatni raz, dodaję, ale odpalam papierosa za papierosem i brnę w to dalej. Nie na mojej warcie. Muszę opróżnić kieszenie. Taki jestem zmotywowany i zawzięty, chociaż wyczuwam w tym udział także desperacji.
Dzisiaj też nie jestem wybrańcem fortuny. Automat bezlitośnie obwieszcza, że kolejny raz przegrywam. Dwa sukcesy na siedem porażek. Bilans zysków i strat w normie.
Kurwa — wyrzucam z siebie, ale frustracja nie wybrzmiewa z tych słow. Nie jestem zły. Nie jestem rozczarowany. Nie jestem nawet w połowie tak wkurwiony, jak być może powinienem. "Kurwa" to odruch. Słowo, którym operuje na co dzień. Używam go profilaktycznie. Budzę się z "kurwą" na ustach i zasypiam z "kurwą" na ustach. Przyległa do mnie jak dodatkowy płat skóry i towarzyszy mi na każdym kroku. Gdzie ona, tam ja. Nawet żaden kochanek nie był mi nigdy tak wierny, jak ta mała, poczciwa „kurwa”, którą wciąż mam na języku.
W kieszeni, poza paprochami, zostało mi jeszcze kilka monet. Moja ostatnia szansa, by zaznać dzisiaj szczęścia. Zerkam na automat z napojami. Waham się przez chwile, ale w końcu się rozmyślam. Nie będę przecież marnować pieniędzy na kawę, która nawet nie smakuje jak kawa. Zapominam o porażce, która wydarzyła się kilka chwil wcześniej. Z papierosem jarzącym się między zębami zatapiam się kolejny raz w przyjemności. Po moich wargach błądzi grymas, który, gdy zmrużysz oczy, może uchodzić za uśmiech.

@Tohan Herena


Tu śmierć pewna jest, tam myślą, że nie wyginą
Tu przyjaźń jest chwilą, wina miesza się z winą
Łzy z tequilą, Cîroc z kokainą
Tsukuda Ruben

Hattori Heizō ubóstwia ten post.

Tohan Herena

Wto 6 Gru - 20:41
Nie powinna dzisiaj tutaj być - wiedziała, że wciąż miała kilka tekstów do przetłumaczenia, i zakupy do zrobienia, a tutaj jeszcze musiała zorganizować piekarnik, bo w końcu w akademiku nie mogła upiec piernika! A zależało jej na upieczeniu pierników, a może nawet i na tym, żeby przygotować małe domki dla tych, których chciała obdarować w święta? Wiedziała, że pójdą ze znajomymi zjeść KFC, a może tylko z Nissą zamówią do pokoju? Może klubowo uda im się coś małego zorganizować...
Ale piernik musiał poleżakować kilka tygodni, taki dobry i tradycyjny. Chociaż czy lepiej było zrobić puszysty i delikatny? A może taki, który bardziej się nadawał do budowy konstrukcji? Ah, nigdy ich nie próbowała wycinać! Może powinna dzisiaj...
Kolejne kroki, znów chłodniejsze powietrze zawiało, a ona nieco przytrzymała bordowy płaszcz. Żałowała, że dzisiaj nie ubrała grubych rajstop, a takie estetyczne, które pasowały jej bardziej do kreacji. Delikatne, wydziergane musztardowe gwiazdki nie tylko ładnie wyglądały na jej nogach, ale również i ładnie prezentowały się z brązowymi botkami, jak i bordowym płaszczem.
Poprawiła na ramieniu torebkę, czując że jedna z książek źle się w niej ułożyła. Jeszcze dwie uliczki i znajdzie się na jednej z głównych dróg, a stamtąd powinna całkiem łatwo trafić do 7eleven, a po tym jeszcze szybko do księgarni, chociaż nie była pewna czy ta będzie otwarta...
Ale do jej uszu dobiegł nie tylko czyjś głos, bo tym by się nie przejęła aż tak. Ale właśnie, dlaczego go słyszała? Zaraz sięgnęła do uszu, dostrzegając że jej słuchawki bezprzewodowe się rozładowały. Westchnęła cicho, zaraz je wyciągając, a wzrok przenosząc na kolorowe pudło, automat do gier. I mężczyznę, któremu wyraźnie nie szło...
Zbliżyła się ostrożnie, starając się aby mały obcas botek nie był aż tak głośny w okolicy. Nie potrzebowała zwracać na siebie większej uwagi niż teraz to już robiła, prawda?
Dostrzegła jak patrzył na automat z napojami, zaraz jednak podejmując się kolejnej próby. Brakowało mu drobnych? Sama to dobrze rozumiała...
Kiedy mężczyzna podjął się kolejnej próby, ruszyła do automatu, zakupując z niego dwie mrożone kawy z mlekiem. Co z tego, że było jej już wystarczająco zimno? Że powinna cieplej się ubrać, że powinna może dzisiaj ubrać spodnie lub cieplejsze rajstopy? Albo znacznie cieplejszy sweter? A może już kurtkę zimową, a nie jesienny płaszczyk? A może po prostu dzisiaj była dziwnie zmarznięta?
Otworzyła puszkę ostrożnie, stając za ramieniem mężczyzny. Gra zręcznościowa, a może bardziej zręcznościowo losowa? Wiedziała odrobinę o tego typu automacie, chociaż nie to jak był skonstruowany. Może powinna na ten temat porozmawiać z Nissą? Może mogłaby jej podać kilka wskazówek, jak łatwiej oszukać te wszystkie gry?
Chociaż ważniejsze było, że jej błękitne oczy padły na ekran gry, a zaraz zagryzła wargę, widząc jak blisko mężczyzna był wygranej. Jeszcze chwila, jeszcze odrobina... wystarczyło teraz kliknąć przycisk, odrobinę wcześniej niż wszyscy inni powinni...
Nawet nie zauważyła, kiedy jej dłonie, w których cały czas znajdywały się dwie puszki z zimnymi latte, zwiesiły się nieco na jego ramieniu w ekscytacji.
- Teraz, teraz, teraz! - zawołała prędko, nieco podskakując, wbijając cały czas ślepia w ekran, oczekując wyniku - tym razem wygranej! Tym razem pozytywny! A na sam widok napisu, podskoczyła w zadowoleniu, orientując się dopiero po tej dłuższej chwili, gdzie znajdywały się jej dłonie. Odchrząknęła cicho, odsuwając się znów na krok - a po tym wyciągając w stronę mężczyzny dłoń z napojem.
- Skończyły ci się drobne? Powinnam trochę jeszcze mieć... - rzuciła, chociaż sama również chciałaby zagrać. Ale to za moment mogła, prawda?

@Tsukuda Ruben


Uliczka Ikigai Dq3ChDC
Tohan Herena
Lionel Beaufort

Czw 13 Kwi - 16:55
[02.04.2037]

Otaczający świat nieustannie mu się przyglądał – tak czuł, gdy któryś z kolei przechodzień wbijał w niego natarczywe spojrzenie. To niewygodne, krępujące, myślał. Nie przywykł do czegoś takiego, ale doskonale wiedział, że musiał się wpasować w tłum, nawet jeśli jego rysy odznaczały się innością pośród rdzennych mieszkańców miasta.
    Szedł jedną z głównych ulic, z rękoma skrytymi w kieszeniach luźnych spodni. Wciągał nosem spaliny przejeżdżających obok samochodów, zręcznie wymijając obce sylwetki miastowych. Oczy miał skupione, już od jakiegoś czasu za czymś wodziły, bacznie obserwowały bliżej nieokreślony, poruszający się punkt, znajdujący się pod drugiej stronie ulicy. Żeby go nie zgubić specjalnie zwolnił – poruszał się na równi, wyluzowany jak zawsze, żeby nie wzbudzać jakichkolwiek podejrzeń.
    Od zawsze uważał, że okazję trzeba wykorzystać, gdy sama pcha się w ręce. A właśnie tak było w tym przypadku.
    Celem, za którym tak cierpliwie wędrował okazała się kobieta. Jej nogi wydawały się znacznie dłuższe, bo miała na sobie czerwone szpilki częściowo odsłaniające stopę. Ubrana była w kieckę do połowy ud – pod kolor butów. Na jej ramieniu wisiała czarna torba. Złota klamra błyszczała, odbijając blask wszechobecnych neonów. Mały, błyszczący element najbardziej skupiał na sobie wzrok blondyna. Jakby nic więcej się nie liczyło.
    Na najbliższym skrzyżowaniu udało mu się przejść przez pasy – żeby znaleźć się bliżej swojego celu. Przyspieszył na chwilę, by czarnowłosa nie zniknęła mu z zasięgu wzroku, a następnie usadził się za nią, kilka metrów dalej, zakrywając się dodatkowo jakimś innym przechodniem. Wyglądał zza niego, śledząc niczego nie świadomą kobietę. Uśmiech mimowolnie rozgościł się na jego ustach. Aż odsłonił zęby, a wargi zadrżały mu z ekscytacji. W głowie układał cały plan działania, dbając o każdy, najmniejszy szczegół.
    Kaptur przydużej bluzy opadł mu na łeb, przysłaniając czoło i pełne ekscytacji oczęta. Jego ciało napięło się jak struna i wystrzeliło przed siebie. Natychmiast wyminął faceta, który był jego przykrywką, by chwilę później znaleźć się przy niej. Jednym, brutalnym szarpnięciem wyrwał jej torbę – uchwyt złożony z delikatnych łańcuszków runął na ziemię. Malutkie części rozsypały się po chodniku, ale on był już kilka metrów dalej. I biegł naprawdę szybko, zostawiając w tyle poszkodowaną i jej ciągnący się w nieskończoność krzyk.
    Sunął przed siebie, wymijając wszystkie przeszkody. Torbę trzymał pod pachą, jak swój największy skarb.
    Bo już była jego, prawda?
    Odwrócił się za siebie raz, w momencie, w którym goniący go głos wydawał się bardzo daleko. Nie zauważył młodzieńca chłopaka, który niemal wyrósł przed nim. Próbował wyhamować, ale wysłużone podeszwy tenisówek straciły swoją doskonałą przyczepność lata temu, więc nie udało mu się zareagować w odpowiednim momencie. Uderzył w niego z impetem, ale wiedział, że tym razem na ucieczkę jest za późno, dlatego chwycił go silnie wolną dłonią i wciągnął w jedną z bocznych uliczek. Od razu cisnął nim w pobliską ścianę, by poleciał na nią plecami. Skradzioną torbę rzucił na ziemię, by mieć swobodną również drugą dłoń, którą od razu przytknął do jego ust, żeby go uciszyć. Kolejny krzyk naprawdę nie był potrzebny.
    — Shhh — wyszeptał, kiedy twarz miał na tyle blisko, że ich spojrzenia nie mogły się nie napotkać. Dłoń ułożona na twarzy nieznajomego stopniowo słabła. Luzował uścisk. W tamtej chwili chodziło mu jedynie o to, by kolejny krzyk nie skupił na sobie uwagi przechodniów. Jeśli ktoś go wcześniej gonił, to prawdopodobnie dał już sobie spokój.
    Kątem oka zerknął na walającą się między stopami zdobycz.
    Była jego.

ubiór + przyduża, czarna bluza z kapturem. Na nogach ciemne znoszone tenisówki z zabrudzonymi czubami.
Ekwipunek: nóż myśliwski przy pasku spodni. Skradziona torba.



Uliczka Ikigai 0K2Xw6c
Lionel Beaufort

Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei and Shirotani Kaname szaleją za tym postem.

Seiwa-Genji Enma

Sob 15 Kwi - 0:58
Wiosna.
W końcu cieplejsze promienie słońca spływały na mieszkańców miasta Fukkatsu, rozpraszając zimową senność. Co prawda Enma w sam sobie nie należał do zwolenników spacerów czy też wychodzenia z domu bez powodu, aczkolwiek w takie dni jak te z pewnością nie narzekał na fakt konieczności przebywania na świeżym powietrzu. Uniósł dłoń do ust, aby ukryć szerokie ziewnięcie spowodowane ciężką nocą. Zresztą, tak samo jak i poprzednią. I jeszcze wcześniejszą...
Kiedy właściwie się wyspał? Nie pamiętał.
Może jak wróci do domu to łyknie parę tabletek i pozwoli Morfeuszowi na złożenie słodkiego pocałunku na jego powiekach. To brzmiało jak bardzo solidny i dobry plan, który zamierzał bezzwłocznie wprowadzić życie. Problem pojawił się zaledwie parę sekund później, bo przecież los nie lubił być łaskawy i kochał maczać swoimi obleśnymi paluchami w życiu innych.
Uderzenie.
Nie było aż tak bolesne jak mogło się wydawać, ale na tyle silne, że drobniejsze ciało ciemnowłosego poleciało do przodu i chyba tylko dzięki swojemu refleksowi, albo po prostu niebiosom, zdążył wyciągnąć nogę przed siebie aby w ostatniej chwili oprzeć na niej swój ciężar i złapać balans aby nie wyjebać się na swój zakazany pysk.
Nim Enma zdołał jakkolwiek inaczej zareagować, choć spomiędzy ust wyrwało się głuche warknięcie, to poczuł wpierw szarpnięcie za ramię, by zaraz potem niczym wypchana kukiełka zostać ciśniętym o ścianę. Uderzenie sprawiło, że kilka drobinek piasku i kamienia posypało się z leciwej budowli a włosy chłopaka uniosły nieznacznie, a potem opadły w zupełnie innej kompozycji niż parę sekund wcześniej. Jak można było się spodziewać - taki obrót spraw z pewnością nie przypadł mu do gustu, choć bólu się nie bał.
To była chwila, instynkt, kiedy dłonie jeden dłoni złapały za nadgarstek nieznajomego, a z kolei drugiej - za jego gardło, wbijając coraz mocniej palce w miękką i rozgrzaną od biegu skórę. Palce niczym imadło zaciskały się sukcesywnie na ciele jasnowłosego, wyraźnie nie chcąc odpuścić. Enma nie zamierzał zrobić mu krzywdy, ale też nie chciał odpuścić. A jeżeli będzie trzeba - to pozbawi go życia. Przecież nie miał problemu z zabijaniem innych, a śmierć nieznanych mu osób już dawno przestało ciągnąć za sobą efekt wyrzutów sumienia.
Rozpalone złotem oczy mówiły tylko jedno: Puszczaj.
Jeżeli Enma poczuł, że ten zabiera rękę z jego ust z zamiarem puszczenia go - ciemnowłosy momentalnie zabiera swoje dłonie, żeby poprawić kurtkę, która w trakcie uderzenia o ścianę nieznacznie zsunęła się z jego ramienia.
Wzrok mimowolnie pomknął w stronę leżącej torby, a wargi ugięły się pod ciężarem krzywego uśmiechu.
- Ach, teraz rozumiem. Złodziej. - odwrócił wzrok, by ponownie skonfrontować się z blondynem.
Obcokrajowiec.
No tak, zapewne nic nie umie po japońsku oprócz standardowego "ohayo" i "konnichiwa".
- Ju ar tifu. Didintu anyłone ticzu ju guudo manneru? - zapytał, przechylając głowę w bok jakże dumny ze swoich zdolności języka angielskiego.

@Lionel Beaufort


Uliczka Ikigai Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Lionel Beaufort and Fukai Ichigo szaleją za tym postem.

Lionel Beaufort

Sro 19 Kwi - 20:39
    Chciał go tylko uciszyć.
    Pozbycie się wędrujących za nim spojrzeń było dla niego priorytetem, dlatego zanurkowanie do którejś z bocznych uliczek było najrozsądniejszym pomysłem, na jaki mógł wpaść. Zdecydowanie łatwiej byłoby mu bezpiecznie zbiec, gdyby chociaż trochę kojarzył rozkład ulic, którymi się poruszał. Po Fukkatsu poruszał się jak turysta, który zboczył ze ścieżki w mglistym lesie. Otaczający krajobraz wydawał się być pozbawiony charakterystycznych elementów – wszędzie wisiały neony, a wszystkie budynki miały po kilka wejść (od frontu i z boku). Dla kogoś nowego w mieście rozeznanie się w terenie nie należało do najprostszych zadań. Całe szczęście, że Lionel potrafił improwizować w każdej możliwej sytuacji. Z każdą napotkaną ścianą do jego głowy wpadało przynajmniej kilkanaście pomysłów jak przebić się przez przeszkodę. Najtrudniejszy był moment, gdy trzeba było wybrać jeden z nich.
    Nie spodziewał się, że trafi akurat na kogoś, kto zaskoczony w taki sposób ośmieli się w jakimkolwiek stopniu przeciwstawić. Zdumienie to nie trwało długo, bo momentalnie zastąpiła je ekscytacja. Przyjemne mrowienie przemknęło mu po plecach jak smukłe palce kreślące linię wzdłuż kręgosłupa.
    Wszystko stało się naprawdę szybko. Najpierw przyciskał go do ściany, niemalże napierając na niego własnym ciężarem, zatykając mu dłonią usta, ale konfiguracja zmieniła się w mgnieniu oka. Kątem oka dostrzegł ruch jego ręki. Kiedy poczuł na nadgarstku, a później również na szyi zaciskające się palce na jakąkolwiek reakcję było za późno. Ale nawet po tym nie był zbyt przesadny w reakcjach. Owszem, taki obrót spraw zaskoczył go, ale nie kierował nim strach. Był pewny, że gdyby chciał, to udałoby mu się znaleźć wyjście z tej sytuacji. Zamiast tego jego ciało zastygło, choć dłoń słabła, wkrótce całkowicie odpuszczając, bo już nie musiał go dłużej uciszać.
    Kiedy już obaj wyswobodzili się, można było uznać, że jest po wszystkim, ale czy nie byłoby głupio tak po prostu odejść? Schylić się po torbę, zacisnąć na niej swoje lepkie łapska i czmychnąć szybko wzdłuż uliczki, by ostatecznie zniknąć w którymś z rozwidleń.
    Stał dość blisko nieznajomego, ale tym razem nic nie ograniczało jego ruchów. Stopą przesunął po ziemi skradzioną torebkę – nie zdążył nawet dobrze zapoznać się ze swoim łupem, ale wydawała się umiarkowanie ciężka, więc faktycznie mogło być w niej coś cennego. Wkurwiłby się, gdyby okazało się, że okradziona miała przy sobie jedynie śmieci i masę niepotrzebnych kosmetyków. Ale był dobrych myśli.
    Przekręcił głowę delikatnie w bok, przerzucając swoje spojrzenie na nieznajomego. Uśmiechnął się usłyszawszy jego głos. Już na samym początku uznał, że i tak nic nie zrozumiał, bo nie był tutejszy, ale jedno z wypowiedzianych przez niego słów wydało mu się znajome. Nic dziwnego, w końcu niejednokrotnie był określany mianem złodzieja. Słyszał to przezwisko w co najmniej kilku językach. Cóż, idealnie go opisywało, o to nie mógł się wykłócać.
    — Tu te fous de moi? — zagrał głupca, który nie zdaje sobie sprawy co się do niego mówi, ignorując to jedno, zrozumiane słowo. Właściwie to mógł się tylko domyślać, że został oskarżony o kradzież, ale tak naprawdę temu Japończykowi mogło chodzić o wszystko. I tego miał zamiar się trzymać. On nic nie wie, nic nie rozumie i proszę się odczepić. A początek tego spotkania to jedno wielkie nieporozumienie. Zdarza się!
    Ostrożnie zgiął nogi, leniwie opuszczając sylwetkę, by móc swobodnie sięgnąć po to, co mu się należało.
    — Shhh — kolejny raz chciał go uciszyć, tym razem na odległość, bez rzucania się z łapami. Palec prawej dłoni przytknął do swoich ust, a lewą ostrożnie złapał za materiał torby, próbując ją do siebie przyciągnąć. — Halte!



Uliczka Ikigai 0K2Xw6c
Lionel Beaufort

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Seiwa-Genji Enma

Sob 22 Kwi - 17:19
Enma nie ruszył się nawet o milimetr, wciąż klejąc się plecami do chropowatej nawierzchni ściany za nim. To nie tak, że odczuwał jakikolwiek strach przed nieznajomym, jednakże gestem tym chciał mu pokazać, że nie zamierzał atakować go do momentu, aż ten nie wykaże ofensywnych zamiarów w stosunku do Japończyka. Zachowanie dystansu było podstawą, zwłaszcza, kiedy samemu nienawidziło się jak ktoś bezczelnie przekraczał granicę przestrzeni osobistej.
A tego Enma wyjątkowo nie lubił.
Ponadto ostatnie czego chłopak potrzebował teraz, to użeranie się i szturchanie z jakimś gaijinem. Miał wrażenie, że ostatnio zaskakująco wielu obcokrajowców namnożyło się w Fukkatsu, mieście, które powinno być ostatnim spotem w przewodniku młodego turysty po Japonii.
Jego uwadze nie umknęło spojrzenie jasnowłosego, jakim obdarzał torbę. Nawet Enma był w stanie dodać jeden do jednego i połączyć ze sobą kropki, aby zrozumieć, że ów skarb został skradziony i nielegalnie przywłaszczony przez obcokrajowca. Miał dwie opcje. Pierwszą - po prostu oddalić się z tego miejsca, zapomnieć o sprawie i nie mieć nic więcej wspólnego z nieznajomym. Oraz opcja numer dwa-
- Ha?! - - odlepił spojrzenie od torby i przeniósł je na stojącego na przeciwko niego chłopaka, kiedy usłyszał składankę jakiś dziko brzmiących słów. Nie do końca był pewien czy angielski czy jakiś inny mongolski język. Ale Enma zrozumiał jedno słowo. A przynajmniej tak mu się wydawało. F o u s brzmiało podobnie do angielskiego f u c k.
Czy ten facet właśnie próbował go obrażać?
- Nie wiem co mówisz, ale wiesz co? Ju kan fakju jorselfu! - warknął i w momencie, w którym tamten łapał za torbę, Enma zrobił identycznie to samo. Chwycił w palce torbę z drugiej strony, a gdy wyprostował się, szarpnął zdobytą rzeczą w swoją stronę, jednocześnie kładąc otwartą dłoń na jego klatce piersiowej i zaczął napierać, chcąc tym samym odsunąć go od siebie i zmusić do puszczenia torby.
Nie, ta rzecz w żadnym stopniu go nie interesowała, aczkolwiek Enma uznał, że nie będzie tak łatwo, że zamknie oczy i odwróci głowę w drugą stronę.
Robił to z nudów. I czystej, ludzkiej złośliwości.
Lewy kącik ust uniósł się nieznacznie ku górze, kiedy spojrzał w jasne tęczówki nieznajomego.
- No co? Du ju wona faito? Ha? I wontu givu ju dis... dis.... torebka! - uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, a jego głowa zadarła się w zaczepliwości.
Bawił się z nim, niczym bezpański kot, który znalazł interesującą zabawkę.

@Lionel Beaufort


Uliczka Ikigai Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Sugiyama Nobuo, Ejiri Carei and Fukai Ichigo szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku