Jedna ze starych fabryk cukierniczych znajdująca się w porcie, zamknięta przed kilkoma laty po wielkiej aferze w związku z przestrzeganiem (a raczej ich brakiem) zasad sanepidowskich, w ostatnich miesiącach przeżywa drugą młodość. Tydzień za tygodniem, po wykupieniu przez młodych i kreatywnych państwa Satō, miejsce zaczęło ożywać i przyciągać coraz to nowszych artystów przedstawiających własne instalacje - często wyłącznie przez jeden lub dwa dni. Zbierają się tutaj tłumy, kiedy na następny dzień wszystko zdaje się znikać jakby nic nigdy nie zjawiło się na miejscu.
Wokół magazynu powstało wiele legend - trudno jest dostrzec momenty rozkładania instalacji czy to, kiedy właściwie są one zbierane. Dużym znakiem zapytania również zdają się zarobki na podobnej działalności, z racji że większość instalacji jest dostępnych za darmo dla każdego chętnego, zjawiającego się przy jednym z dwóch par obszernych drzwi, które zamykają się kiedy tylko wszyscy goście zamkną się w środku.
Nikt również do końca nie wie kiedy, ani dokładnie jaka instalacja pojawi się następna w tym miejscu - młode małżeństwo stara się utrzymać wszystko w jak najściślejszej tajemnicy, co wśród młodzieży jest uznawane jako udany chwyt marketingowy, mający na celu zbudowanie zainteresowania i fascynacji tym miejscem. Sama tematyka pojawiających się tutaj instalacji jest różnorodna - co budzi często wiele kontrowersji wśród odwiedzających i tych, którzy jedynie słyszeli o wystawach. Jedne są niezwykle infantylne, kiedy inne poruszają kontrowersyjne i odważne tematyki - masowych morderstw, gore czy różnorodnych erotyków.
Ejiri Carei, Keita Gotō, Ivar Hansen
- Nikt, poza obcą duszą, nie jest waszym wrogiem tutaj... - przypomniał surowym głosem, jakby chcąc przywrócić ich do porządku. - Kakuriyo jest moim domem, rzadko ingeruję w wasz świat żywych. Nie należę do żywych, więc nie powinienem tego robić, kiedy nie ma samej potrzeby - dodał mężczyzna, wciąż spokojnym tonem - zupełnie niewzruszony agresją wylewającą się z rozmówcy, który zaczynał rzucać na oślep wszystkimi emocjami dookoła, nie będąc w stanie sobie z nimi poradzić.
Ciało Rajki zdawało się być spokojne, jakby nie mogło zdziałać niczego, poza wydobyciem z siebie dość piskliwego i drwiącego rechotu, w momencie w którym Goto spojrzał na dziewczynę. Dusza, która tkwiła w ciele dziewczyny wyraźnie widziała całą sytuację jak pewnego rodzaju żart.
Szkaradny yokai ze znużeniem oglądał się po wszystkich zgromadzonych. Przesunął wzrokiem pierw po Keicie, a później po kobiecie, o której wspomniał Ivar, którego modlitwa tutaj przywołała.
- Zjeść to co dręczy jego mogę, ale co chcesz z nią? Mam zjeść to co w niej siedzi? - zapytał, jakby upewniając się, że dobrze rozumiał. Trudno jednak było odgadnąć mimikę pomarszczonego i zniekształconego pyska zakończonego krzywym i krótkim dziobem.
Skierował swoje małe i podkurczone ciało w stronę Keity, zaraz unosząc jedną łapę i na moment grzebiąc przy swojej głowie, na której znajdywała się jakby wodna bańka. Oderwał jeden z listków, maczając go jeszcze ówczesnie w tej cieczy, a po tym wyciągnął go w stronę mężczyzny.
- Mogę z tym pomóc... Chociaż to nie zabije. Ale pierw ten szlam co cię męczy. Jak będziesz chciał to później ciebie się pozbędziemy - stwierdził yokai ochrypłym głosem, nie wykonując jednak żadnego ruchu póki Keita, nie sięgnął po liść. Jeśli szukałbyś potwierdzenia - wasz towarzysz skinął głową potwierdzająco, że liść w istocie był bezpieczny.
Nakadai Kyoko, Yōzei-Genji Noriaki, Aomine Toshiro
- Ningen-kai, mhm... - zastanowił się przez moment, chociaż jego ślepia zaraz przeszedł w stronę Noriakiego. Yokai wydał się zafascynowany jego słowami, milcząc jednak przez dłuższą chwilę. Wbił spojrzenie w stół, opierając ostre i owłosione pazury na swoim wydłużonym pysku, drugą ręką wskazując na jednak ze swoich lisich posłańców, a ten prędko zniknął.
Nim się zorientowaliście, kilka lisów zaczęło wam znosić zarówno niewielkie książki jak i kilka zwojów, czy dzienników.
- Ungaikyō powiadasz? Brzmi to tak, naprawdę naprawdę... Ale nie do końca, nie tak do końca... Całkiem rzadkie jest, aby ludzie, a nie mówiąc już o ludziach którzy widzą!, zjawiali się tutaj. Coś tutaj... brzmi jak więzienie. Gdyby ktoś wykorzystał ungaikyō do stworzenia... - zaczął się zastanawiać, rozważać, samemu sięgając po jeden ze zwojów, który zaraz rozlał się po podłodze, a on zaczął przeglądać znaki i ryciny, które były zapisane jeszcze w bardziej nietypowy sposób.
Pazury sunęły po materiale, powoli i ostrożnie, a wzrok yokai szukał uważnie.
- Ah... ah, mam tutaj tutaj! Tylko gdzie to ono się zagubiło... mhmmm... - zastanowił się, sięgając zaraz po inny zwój, który dopiero co został przyniesiony. Prędko również został rozwinięty, a stworzenie zaczęło się mu przyglądać. - Podobno oślepiało tych, którzy byli spokrewnieni z rodziną cesarską... Nie tylko Minamoto... Ale gdzie teraz jest wasze boskie zwierciadło? - zapytał, zaraz podnosząc wzrok pierw to na Noriakiego, a po tym na Kyoko. - Może źródłem waszego ungaikyō jest yata no kagami? Potrafiło wchłaniać złe i zrozpaczone dusze... może stworzyło... może ktoś stworzył... - urwał, milknąć na moment, zaraz wydając się znacznie bardziej zainteresowany sytuacją. Sam podniósł się z własnej poduszki, zaczynając się rozglądać po własnym pokoju, sięgając po kolejne książki i notatniki, przeglądając się.
- Ta biblioteka? Jest moja dłużej niż oddychasz, mój drogi. I tak samo jest moja... choć nie w pełni moja - powiedział, podnosząc wzrok na mężczyznę na moment. Wyszczerzył do niego w przyjazny sposób swoje ostre kły. - To moja mała duma. Rzadko bywam w utsushiyo... mam od tego posłańców - stwierdził, zaraz spoglądając na jednego z lisów i skiwając na niego głową. - Zabierz ich, gdzie chcą. Zasłużyli. Coś za coś. Sami mi dali coś, więc skoro chcą coś innego to mogą dostać... - stwierdził, znów obracając łeb w stronę ksiąg i mrucząc sam pod nosem coś o lustrach.
Jeden z jasno umaszczonych lisów podszedł do was, czekając rzeczywiście na waszą decyzję, gdzie chcielibyście się znaleźć.
Hasegawa Jirō, Sugiyama Nobuo
- Mam!! Mam kiełki!! Ale słabe kiełki... Słabszy jestem niż ty, nawet jakbyś nie był duchem i nie miał tego całego tego. Ja nie mogę tak, wiesz? Znaleźć kogoś... kto mi da więcej mocy. Więc muszę jeść - odpowiedziała tuszowa postać jakby zupełnie niezrażona. Chociaż prędko się zatrzymał podbiegając do was.
- Nie zjem!! I byłbym... byłbym w stanie zabić niektóre yokai! Ale muszę zjeść dużo... Ale ciebie nie zjem! Ci co karmią to przyjaciele, a przyjaciół się nie zjada. Zjada się wrogów! - zapewniła mała tuszowa postać. - Venoma? Nie mam, ale możesz mnie nazywać Venoma! - stwierdził podekscytowany, wskakując jeszcze na stopę Jiro, jakby chciał się bardziej zaprzyjaźnić, zostawiając jeszcze więcej tuszu na jego ubraniu. Zaraz po tym jednak już wracając w odpowiednim kierunku samej trasy.
- A jaka jest różnica? Między tuszkiem a tuszką? - dopytał, znów zeskakując tym razem po przedziwnych schodkach w dół, jakby prowadząc do dziwnego rodzaju podziemi. Niekoniecznie byliście w stanie ocenić czy były jakkolwiek bezpieczniejsze niż miejsce, w którym znajdywaliście się aktualnie - ale na pewno nić jak najbardziej schodziła w ich kierunku.
Akiyama Toshiko, Yōzei-Genji Madhuvathi, Seiwa-Genji Enma, Warui Shin'ya
Samo zwierciadło wedle różnych podań zaginęło lub nie - w zależności od tego, komu chciało się uwierzyć na słowo, ale na pewno nie było dostępne dla oczu opinii publicznej. To przed nim było stanowczo wybrakowane w dwanaście elementów, a dłuższe wpatrywanie się w nie powodowało zarówno u Enmy jak i u Rajki bóle głowy.
W połączeniu z przebywającymi w tym miejscu innymi yokai, Enmie na myśl również przychodziło ungaikyō - choć z pewnością mogła to być bardziej wariacja na jego temat lub wiele dusz, jak i luster, zebranych w jedno, co również wyjaśniałoby cały gabinet luster. Innym jednak pytaniem pozostawało, kto mógł stać za tym wszystkim.
Dla Toshiko jednak istotniejszym stała się kwestia małej, delikatnie ciągnącej jej linki. A kiedy tylko światło latarki na nią padło, wszyscy mogli usłyszeć głos Jiro.
- Jak wyrzucić duszę z tego ciała żeby mogła wrócić Toshiko? Tak żeby nie zrobić jej krzywdy.
Głos był nieco zniekształcony, jakby niewyraźny i dochodzący z oddali, ale stanowczo po samej nici. - Co się stanie jak zjesz kamyczek? Widziałem, że masz kiełki. Zjesz nas? Urośniesz? Będziesz przepotężny jak Godzilla? Dasz radę zabić yōkai? Znasz Venoma? Jak masz na imię? Jesteś samcem, tak? Tuszkiem w sensie, a nie tuszką?
Keita ja widzę, że ci się psują oznaczenia w postach u mnie, ale nie jestem w stanie niczego z tym zrobić....
Czas na odpis będzie do godziny 22:00 dnia 30 stycznia.
W razie pytań śmiało piszcie, ale ostrzegam, że mój stan bycia on/off na forum może się wciąż utrzymywać
@Hasegawa Jirō @Akiyama Toshiko @Sugiyama Nobuo @Ejiri Carei @Aomine Toshiro @Seiwa-Genji Enma @Warui Shin'ya @Gotō Keita @Yōzei-Genji Madhuvathi @Nakadai Kyoko @Ivar Hansen @Yōzei-Genji Noriaki
Skrzywienie na ustach Waruiego było jednak niewidoczne - jak raz dziękował swojemu wyglądowi za to, że tuszował każdą emocję.
Uznał, że zignorowano go nie bez powodu, a ponieważ do Enmy wolał się nie zwracać nieproszony, większość swojej uwagi przeniósł na ściany, sufit, na tatami, po których chodził bez problemu. Bezszelestnie poruszał się wzdłuż pomieszczenia, sondując teren czujnym wzrokiem jasnych ślepi. Czy było tu coś, co mogło mu się przydać? Coś, co nie pasowało? Było wyszczególnione? Albo wręcz przeciwnie - schowane? Oczy prześlizgiwały się po wzorach po tuszu, zdobiących powierzchnie. Gapił się akurat na jakieś drzewo (to drzewo? - ocenił bezsensownie, kontemplując nad obrazem), gdy do uszu dobiegł znajomy dźwięk.
Głos, którego nie słyszał od dawna, a który raptownie obrócił go o niemal sto osiemdziesiąt stopni, torsem do miejsca, z którego dochodził.
"Tak żeby nie zrobić jej krzywdy..."
Shin rzucił spojrzeniem w stronę obecnych, zaraz ruszając w kierunku źródła echa. Nie wahał się. Może, podświadomie, tylko czekał na to, żeby wyrwać się z tego miejsca; zostawić ich dyskusję daleko za plecami.
- Sprawdzę to. - Tyle jeszcze rzucił na odchodnym, nawet nie biorąc pod uwagę faktu, że równolegle do niego biegnie cienka nitka łącząca stojącą obok dziewczynę z innym elementem.
— Co to? — Źrenice chwytające światło pozostawiane na plumkającej wodze skierowane zostają ku Ivarowi. Tembr głosu oddaje uspokojenie ciała oraz duszy, które w przedziwnej harmonii zaczynają koegzystować na zupełnie innym poziomie. Lek ląduje w kieszeni i pali obietnicą ukojenia. Ale to jeszcze za moment. Za moment, bo teraz pozwoli niepojętemu przejąć władzę.
Na wyciągnięty liść kiwa posłusznie głową, choć po ciele wciąż skaczą nitki wkurwienia. Struny, którym wystarczy słowo, by zagrały niesłuszną melodię. Odchyla więc głowę ku prawemu barkowi i wzrokiem wędruje ponad linię horyzontu i za chwilę, krótką, zbawienną chwilę, wysoko nad zebranych głowy. Niebo jest spokojne. Maźnięte kilkoma, ledwie widocznymi chmurami na tle ciemnego granatu. Księżyc usadowiony w miejscu jak gałka w oczodole. Szybsze wciągnięcie powietrza, zakleszczenie dłoni na schowanym w kieszeni blistrze.
— Już? — Już? Czy już jest wolny?
Wolniejszym, spokojnym krokiem podchodzi do Rajki. Jej ciało nie różni się od tego przytomniejszego. Jest spokojna i statyczna, tylko uśmiech nie jej. Keita spogląda na obcą dziewczynę, której obecność na dobre wtopiła się w rozgrywaną scenę. Kiwa ku niej głową i szeptem, jakby tajemnicę miała zachować dla siebie i tylko siebie, mówi:
— Keita — Imię gubi się w zachrypniętym głosie, ale to nie szkodzi. Nie szkodzi, bo na języku zaraz ląduje tabletka w blistrze wyrzucona przez Ivara na ziemię. Na zdrowie. Przełknięcie leku, raz jeszcze pozostawienie wzroku na twarzy Rajki, której policzek bada opuszkami lewej dłoni.
— Teraz ona — mówi głośniej. Twarz podnosi się do stworzenia, którego istnienie wolałby wymazać z pamięci. Mimo to, mimo niechęci i schowanego na drugim planie wstrętu, mimika mężczyzny pozostaje neutralną. — Jej prawdziwa dusza została… podmieniona? Chuj, nie wiem, coś się z nią stało. Dasz radę ją tutaj przywrócić?
– Tato? Słyszysz mnie? – odezwała się z nadzieją, że ten osobliwy „telefon” przypominający dwa kubki połączone ze sobą nitką zadziała w obie strony, a nie jedynie posłuży za podsłuch dla niej samej. Tata pewnie też się martwił, zwłaszcza, że przecież rozmawiał o niej z… czymś z kiełkami. Chociaż wizja, w której mogłaby doznać krzywdy przy próbie wsadzenia jej znowu w swoją cielesną powłokę, raczej nie była zachęcająca.
– Jesteśmy w jakimś pokoju. I mamy jakieś lustro. Jest tu w ogóle taka wysoka pani co mówi, że cię zna – ostatnie zdanie powiedziała cicho, jakby chciała przez nitkę przepuścić sekret. Wydawało jej się jednak, że jej pozostałe towarzystwo (przynajmniej te, które dostrzegała bez świecenia na nie latarką), zajęte jest ułożonymi już fragmentami i raczej nie zwróci większej uwagi na jej słowa. – Zabierz mnie stąd, proszę. Widziałam jakieś stworzenia, których normalnie nie widać i takiego jednego bardzo strasznego kogoś. – Dreszcz ją przeszedł na wspomnienie oświetlonej osoby, która wylądowała u jej stóp. Co, jeśli wciąż gdzieś tu był? Jeśli był wrogo nastawiony? Nie miałaby nawet jak walczyć – skrywany w kieszeni nożyk najpewniej i tak by nie zadziałał, skoro w kontakcie z innymi po prostu przez nich przenikała. Wcześniej po prostu wierzyła w istnienie wszystkich stworzeń z mitów, a teraz, jeśli coś nie pomieszało jej się w głowie od dziwnego dymu, przez który przechodzili na początku pokazu, to okazywało się, że to mogą nie być wyłącznie opowiastki. Na własnej skórze chyba jednak wolała się nie przekonywać.
Powinna była bać się bardziej, chować twarz w dłoniach. A mimo to, z oczami utkwionymi w zgarbionej emocją sylwetce, śledzi krok i rozłożenie dłoni przed ujawnionym stworzeniem, niby wojennej kapitulacji. Nie czuła jednak obrazy, nie widziała wyrzutu. Świat duchów, był jej bliski, znajomy nie tylko z opowieści, nie tylko z oglądanych cieni codziennie. Nie tylko i wyłaniających się postaci z papieru i czy płótna malarskiego. Podpisany kontrakt tak niedawno, wciąż wydawał się znaczyć jej ramię linią imienia, niewidoczną dla nikogo innego przecież. Cienie były jej bliskie, jak bliskie jej własnemu, zanurzonemu w przeszłości i jedynym przerażeniu, które potrafiło szarpać jej teraźniejszość na strzępy, do łez, do krwi, do paraliżującego łkania. Do śmierci. To nie tu, to nie dziś.
Tkwiła nieruchomo, trochę z boku wydarzeń, jak posadzona przy ofierze laleczka. Czekała wiec cierpliwie, śledząc rozgrywaną scenę, jak historię do opowiedzenia. Ile obrazów powstanie, gdy wróci... właśnie. Pragnienie powrotu, odszukania tego, kogo tak bardzo chciała znaleźć, zdawało się z niej kpić. Czy on w ogóle chciał ją znaleźć? Czy ktokolwiek chciał? Żałośnie bolesny dreszcz przenikał na nowo, ale odsunęła jego istotę tak prędko, jak niechciane myśli.
Męska obecność tuż obok, unosi spojrzenie wyżej, do oczu pełnych i pustych zarazem, z tarczą głębokiego uporu i zrezygnowania jednocześnie. I potem imię, wypowiedziane tajemnicą, którą chwyta wargami, gdy niemo powtórzyła - Keita - pochyliła głowę w tym samym geście, czując w końcu, jak ulotny strumień ciepła, osiada na wargach z ulgą. Już nie była mu obcą, ani uległą. Imię w końcu znaczyło kroplę zaufania, którą jej podsunął.
Nie podniosła się, wciąż pozwalając, by głowa kobiety opierała się na jej udach. Wsparta na klęczkach, naiwnie byc może, wierzyła, że jest w stanie zapewnić pieczę nad ciałem okradzionym z duszy. I dopóki nikt nie oderwał jej od pełnionej opieki - pozostawała wiernie, czy też statycznie - wierna.
— Oszczędź, proszę, wywodów, które do niczego nie prowadzą. Najpierw jej pomożesz, potem lustro — nazwanie tego, co wyrwało się z jej ust prychnięciem, byłoby wyraźna niesprawiedliwością. Bo choć nim było, to na tyle zabarwione wrogością, że z języka ześlizgnęło się już z trudem. Tuszowało to, czym przejmować się powinna, tym, że są zamknięci tu razem i, czysto teoretycznie, powinni współpracować. Ale gdyby mogła, gdyby tylko nadarzyła się okazja do ucieczki, żadne z bóstw, zasad moralnych i błagań nie powstrzymałoby ją przed tym, by zostawić go na pożarci, pociągnąć nawet i pozostałą z nią dwójkę, a jemu nie poświęcić nawet sekundy.
Ale przecież chce od niego pomocy. Nie komentuje więc dalej, zaciska zęby, rozgląda się ukradkiem, latarką w drugiej dłoni rozświetla pomieszczenie, dopóki z chwilowego zamyślenia nie wyrywa jej znajomy głos. Odwraca się, choć palce na rączce lustra zaciska mocno; szuka źródła dźwięku, nie ona jedyna, choć Toshiko jest szybsza. Kuca przy niej od razu, palcami próbuje dotknąć nici, choć to i tak nadal nie przynosi żadnego efektu. Ogląda się na dziewczynkę.
— Raja. To ja, Jiro — potwierdza jej słowa, choć wątpi szczerze w to, że ten będzie w stanie je usłyszeć. Ale co więcej im pozostało? — Jesteśmy w lustrze, dosłownie, tak myślę, chociaż te z sali po naszej stronie są zaciemnione. Wy w ogóle tam jeszcze jesteście?
@Seiwa-Genji Enma @Akiyama Toshiko @Hasegawa Jirō
- Nie. - odpowiedział krótko, przechylając głowę lekko w bok. Nienawidził, kiedy ktoś próbował wodzić go za nos, niczym niesfornego szczeniaka, któremu obiecywano cukierka.
- Mieliśmy umowę. Zgodziłem się na współpracę, ty jednak stawiasz kolejne warunki? Żebym mógł pomóc, najpierw muszę zapoznać się z tym, z czym się mierzymy. Dlatego podzieliłem się, jak to nazwałaś, wywodami, które do niczego nie prowadzą. Każda informacja o przeciwniku jest kluczem do wyjścia z tej sytuacji. - uśmiechnął się szerzej, rozkładając jednocześnie ręce na boki.
- Powodzenia. - dodał, a potem odwrócił się do niej plecami i oddalił na kilka kroków. Nie zamierzał zawracać sobie głowy jej osobą, przynajmniej nie teraz. Zamiast tego, wyciągnął na powrót latarkę i zaczął przyglądać się jej z większą uwagą. Skoro jej światło było w stanie wytworzyć barierę, która powstrzymywała yokai, to musiała być specjalnym przedmiotem nasyconym czystą energią. A żeby takowa znalazła się w takim przedmiocie, musi gdzieś być wyryte zaklęcie. Przynajmniej tak podpowiadała logika, dlatego też Enma zaczął skrupulatnie przeglądać ją milimetr po milimetrze. Gdyby udało mu się odnaleźć znaki, mógłby spróbować zorientować się, jakim rodzajem zaklęcia dysponują i co więcej mogą zdziałać z tym światłem.
Kiedy już skończył, bez znaczenia na wyniki, zaczął świecić po pomieszczeniu.
Skoro światło miało magiczne właściwości i tak działało na yokai, to musiało mieć też inne zastosowania na wszystko, co nie pochodziło z ludzkiego świata. Kto wie, być może dzięki temu odkryje jakąś tajemnicę tego pomieszczenia.
@Yōzei-Genji Madhuvathi
Szedł przed siebie w milczeniu, trzymając się nieco z tyłu – zaledwie kilka kroków od swojego towarzysza i jego małego zwierzątka. Szukanie jakichkolwiek kształtów w ciemnościach było bezcelowe – doszedł do tego wniosku po kilkunastu bezcelowych próbach wytężania wzroku i mrużenia oczu. Spojrzenie gubiło się tylko w tych ciemnościach. A nie śmiał unieść dłoni zaciskającej latarkę, bo przez całą drogę chciał mieć oświetlone swoje stopy, żeby się o nic nie przewrócić. Jakoś nie bardzo ufał swojemu przewodnikowi.
Nie wiedział ile dokładnie minęło już czasu, bo postrzeganie otoczenia i mijającym minut już dawno miał zaburzone. Obrał sobie jeden cel, do którego dążył – znalezienie tego cholernego wyjścia. Już nawet nie dopytywał kolejny raz kim jest Toshiko i z każdą chwilą spędzoną w tych ciemnościach tracił chęć pomocy nieznajomemu z zaginioną dziewczyną. Chyba sięgnął po wszystkie, niegdyś zakopane w głębi własnej podświadomości pokłady egoizmu, bo naprawdę bardzo chciał stąd wyjść i nic więcej się dla niego nie liczyło.
Zatrzymał się na chwilę, gdy pojawiły się przed nimi schody w dół. Podejrzewał, że nie prowadzą do wyjścia, bo tego szukałby raczej na tym samym poziomie, na którym się znajdował, ale nie mieli lepszych opcji. Bo co, lepiej byłoby zniknąć w ciemnościach?
Bez jakiegokolwiek wyminął Jiro i tuszkę/tuszka, decydując się na jak najszybsze zbiegnięcie ze schodów. To tam prowadziła nić, którą wcześniej widzieli na ziemi.
Ejiri Carei, Keita Gotō, Ivar Hansen
- Zdaje się, że... tak - odpowiedział Kin’u, wciąż uważnie obserwując stworzenie. Trudno było określić czy jego mimika wyrażała obrzydzenie i zniesmaczenie, czy raczej ostrożność względem yokai, które wyraźnie było pogrążone we własnym posiłku. Zdawało się, że stworzenie było nawet dużo bardziej zadowolone w tej chwili, kiedy już oznaki czarnej mazi zniknęły.
Kawatarō dopiero po tym zdawał się zareagować na jakiekolwiek słowa Keity, podnosząc ciężki łeb na niego. Wydawało się, że jego dziób wykrzywił się w uśmiechu - a tym bardziej za to można było uznać wyszczerzenie ostrych, poczarniałych od posiłku, zębów.
- Daj jej liść - wychrypiał, ruszając w jej stronę - a liść nawet nie musiał dotknąć kobiety, kiedy jej ciało skuliło się, a ona zaraz zaczęła silnie kaszleć, kuląc się na kolanach Ejiri i wymiotując podobną ciemną substancją, która jakby zaczęła pędzić do ucieczki od zebranych, zupełnie jakby wiedziała co ją czeka jeśli nie zdoła uciec.
Yatagarasu zbliżył się do was, kucając przy kobietach. Objął delikatnie ramieniem Carei.
- Wszystko w porządku? Jak się czujecie? - pytanie padło zarówno do kobiety, ale również i do Keity. Towarzyszący wam drugi yokai, rzucił się w pogoń za ciemną substancją, która coraz bardziej formowała się w człowieka i zaczynała uciekać. Nie zdołała jednak oddalić się znacznie, kiedy kappa rzucił się na nią pazernie, przystając do kolejnej uczty.
- Wasza przyjaciółka jest teraz... pustym naczyniem, które może skusić do siebie kolejnych, niekoniecznie właściwych, mieszkańców. Zaufałbym Inari, że sprowadzi jej duszę z powrotem, a na razie sugeruję, aby zabrać ją z tego miejsca - powiedział mężczyzna, pomagając stanąć na nogi Ejiri i samemu biorąc na ręce bezwładne ciało Rajki.
Sugiyama Nobuo, Warui Shin'ya
Wszystko wydawało się być niczym za zasłoną - mniej wyraźne, jakby dookoła znajdywały się ciężkie kłęby dymu i niewyraźne sylwetki - sylwetki, które z pewnością nie byłyby pięknym widokiem gdyby nie ten otaczający je dym. Zupełnie jakbyś znalazł się w jeszcze innym, może jeszcze gorszym miejscu niż początkowo ci się wydawało. Wszystkie cienie wydawały się jeszcze bliższe i jeszcze bardziej niebezpieczne niż to, co mogłeś dostrzegać na co dzień; zupełnie jakby te czekały jedynie na twój zły krok, aby móc cię zaatakować.
Jedynym wyraźnym przedmiotem okazywała się srebrna nić ora jedna z sylwetek, wyraźnie nadpalonych, wydawała się ruszać z naprzeciwka, nieopodal jasnej nici. Bardziej się wybijała, choć unoszące się obłoki wcale nie były przyjemnym widokiem, który można by było określić za bezpieczny.
Wydawało ci się, że podobnie do ciebie, również może podążać za nicią.
Akiyama Toshiko, Yōzei-Genji Madhuvathi, Seiwa-Genji Enma, Warui Shin'ya
Dla Waruiego odnalezienie się pośród echa i słów w tym miejscu było niemalże naturalne. Nie potrzebował ani zobaczyć, ani poczuć nitki, która odchodziła od dłoni Toshiko. Wiedział, skąd dobiega głos i wręcz intuicyjnie stawiał kroki, zaraz znikając z pola widzenia swojego towarzystwa, tuż po zapewnieniu, że to sprawdzi.
Shin'ya nie znajdując się już w niemalże sterylnie czystym pokoju, otaczające cię szumy i cienie, nie były niczym czego nie doświadczyłeś już w czasie swojego duchowego życia. Z łatwością byłeś w stanie nawigować pomiędzy swoim miejscem pobytu, choć nie czułeś takiej łatwości w sprawie samego wydostania się poza teren magazynu - zupełnie jakby coś cię blokowało. Jednak miałeś pełną swobodę w tym, aby podążać za głosem Jiro - lub skręcić w ścieżkę, która mogłaby cię doprowadzić do innych obecnych podczas wystawy luster.
Toshiko i Raja nie macie pewności czy słychać was po drugiej stronie nici, tam gdzie dochodzi was głos Jiro. Jednak na pewno, macie pewność, że głos należy właśnie do niego, a nie do innego yokai, które mogłoby jedynie chcieć się pod niego podszywać.
Delikatne pociągnięcie, słyszycie kroki które zdają się coraz bliżej dochodzić z nici. Nie wiecie, dokąd zniknął towarzyszący wam yurei, stojący w tym samym pomieszczeniu jeszcze kilka chwil wcześniej - choć wyraźnie widzieliście że zniknął w stronę nitki.
Do waszych uszu również dociera głos Keity.
- ...z nią stało. Dasz radę ją tutaj przywrócić?
Od dłoni Rajki również zaczęła biec jasna nić, prowadząca jednak w inną stronę niż ta u dłoni Toshiko.
Enma po uważnym przyglądaniu się latarce, zaczynasz nabierać podejrzeń co do przyczyny jej działania. W całym otoczeniu luster, tkwiący w środku dziwny i ciemniejszy, wyraźnie metaliczny fragment od razu przywodzi ci na myśl zaginione ośmioboczne zwierciadło - aby móc bardziej się przyjrzeć, i nabrać pewności że to właśnie to znajduje się w środku, musiałbyś jednak rozbić latarkę i potencjalnie pozbawić się pewnej broni przed yokai. Pozostaje pytanie, czy ewentualny fragment tkwiący w przedmiocie, nie może się przydać w zupełnie inny sposób. Decyzja należy do ciebie.
Póki co jednak światło latarki jedynie silniej oświetliło nici wychodzące z dłoni Toshiko i Raji. W samym pomieszczeniu nie wydawało się być wyjątkowego - jakby jedyną tajemnicą było lustro w posiadaniu Rajki.
WRÓCIŁAM. I trzymajcie kciuki, że zdrowie mi pozwoli być już znów w 24h po terminie z wami.
Czas na odpis będzie do godziny 22:00 dnia 22 lutego. Zmierzamy do końca - na odpisy czekam tych, którzy byli w poprzedniej turze i ewentualnie mój post pojawi się prędzej. Jeśli część z biblioteki zdecyduje się odpisać, odnosi się do poprzedniego posta.
W razie pytań śmiało piszcie.
@Hasegawa Jirō @Akiyama Toshiko @Sugiyama Nobuo @Ejiri Carei @Aomine Toshiro @Seiwa-Genji Enma @Warui Shin'ya @Gotō Keita @Yōzei-Genji Madhuvathi @Nakadai Kyoko @Ivar Hansen @Yōzei-Genji Noriaki
Warui Shin'ya and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Z drugiej strony jeżeli nic nie zrobi to kto wie, być może na zawsze tutaj utknie. Ponownie przyjrzał się uważnie latarce, wyraźnie coś w niej dostrzegając.
Uniósł głowę i spojrzał na Shin'ye, próbując nawiązać z nim nić porozumienia bez używania słów. @Warui Shin'ya Właśnie, przecież Shin miał latarkę, więc w razie czego mógłby-
Nie. Zdecydowanie nie. Nie mógł na nim liczyć, nie po tym, co wydarzyło się paręnaście chwil wcześniej. Na samą myśl tego, z jaką łatwością jego własny duch chciał się go pozbyć Enma czuł nieprzyjemny zawrót w głowie.
- No dobra. - mruknął sam do siebie, nabrał powietrza po czym uniósł latarkę na swoją głowę, a następnie cisnął nią z całej siły o podłogę. Żeby dodatkowo się upewnić, że ta rozbije się na drobne kawałki, przygniótł ją jeszcze nogą, mając nadzieję, że do jego uszu dojdzie dźwięk pękającego przedmiotu.
Jeżeli udało mu się to, kucnął przy rozwalonej rzeczy, a następnie palcami zaczął grzebać, by pochwycić to, co wcześniej przykuło jego uwagę. Uchwycił to w dwa palce, a następnie zaczął to oceniać i przyglądać się z uwagą.
Nagai Blotka Kōji ubóstwia ten post.
|
|