Mieszkanie nr 4
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Kitamuro Eri

Pon 5 Gru - 21:44
Mieszkanie nr 4


Chińska sąsiadka z naprzeciwka, która mieszkała pod numerem trzecim przez ostatnie trzydzieści lat, wciaż spogląda na nią krzywo. Straciła rękę, mąż zginął - według niej to mieszkanie, które często stoi puste, jest przyczyną całego nieszczęścia w życiu Eri. Ulokowane na drugim piętrze, pod numerem czwartym, od prawie dziesięciu lat zaniedbane.
Mieli dwie sypialnie - jedną przekształcając na gabinet z kanapą do spania dla gości. Nie pamięta, kiedy ostatni raz tam zaglądała; nie pamięta już, kiedy wyniosła z niej rzeczy. Śmietnik w kuchni ma wciąż jakieś kartony i plastiki, ale rzadko je w domu. Woli wyjść... Kiedy ostatni raz gotowała?
Naczynia w szafkach stoją zakurzone. Najczystsze tutaj były kubki. A pościel? Ostry zapach pralni chemicznej. Nie robi go w domu, nie ma takiej potrzeby - tym bardziej, że zapachy jej nie rażą... nie tak jak niektórych.
Meble nowoczesne, wygodne, od lat nie używane już tak często. Brak jest na mieszkaniu większych bibelotów - choć kiedy Kitamuro mieszka tutaj przez dłuższy czas, można zauważyć walające po powierzchniach płaskich ubrania czy kosmetyki.



Mieszkanie nr 4 P2Y5Skr
Kitamuro Eri
Asagami Sora

Pon 5 Gru - 23:40
18.11.2036r.

Sora rzadko wychodził poza Nanashi. W jakiejkolwiek kiepskiej kondycji nie byłaby ta dzielnica, to właśnie tam odzyskał stały grunt pod stopami, tam czuł się paradoksalnie bezpieczniej niż w innych miejscach w mieście, tam miał poczucie tego, że faktycznie jest potrzebny, że może pomóc. Dla jego wypełnionego zmartwieniami umysłu było to bardzo ważne. Nie oddalał się zbytnio od swojego miejsca zamieszkania również z bardziej prozaicznego powodu: zbyt długie spacery nie wpływały najlepiej na jego kolano. Zazwyczaj i tak wystarczająco nadwyrężał je w pracy, nie chciał dokładać sobie dodatkowego bólu, bo choć zwykł nosić ze sobą laskę cały czas, wolał z niej korzystać tylko w ostateczności.
Dzisiaj jednak był wyjątkowy dzień. Sora przemierzał uliczki Fukkatsu miękkim krokiem, ostrożnie, jak gdyby nie był pewny gdzie się znajduje i dokąd dąży, a tak naprawdę chciał po prostu jak najlżej wpłynąć na cudem odratowane kolano, pragnąc oszczędzić sobie bólu, żeby humor mu dopisywał przez resztę wieczoru. Wiedział dokąd zmierza: do jedynego mieszkania w całym Fukkatsu, w którym naprawdę ulegał wrażeniu bycia w domu, którego atmosfera sprawiała, że czuł rozlewające się po ciele wewnętrzne ciepło, gdzie smutki schodziły na dalszy plan, a on zawsze, zawsze był mile widziany. Za wszystkie jego odczucia odpowiadała właścicielka mieszkania, niezastąpiona i jedyna w swoim rodzaju Eri. Eri, która wiedziała, wiedziała wszystko, przy której nie musiał niczego udawać, a uśmiech i tak sam pojawiał się na ustach. Czasem co prawda bywał przytłoczony jej troską, ale nie zmieniało to faktu, że uwielbiał przebywać w towarzystwie Kitamury, bo zawsze wprowadzała do jego życia tyle ciepła. Szczególnie dzisiaj chciał się odwdzięczyć za wszystko, co dla niego zrobiła: dzisiaj Eri miała urodziny. Osiemnaste z ogonem.
Nie należał do najbogatszych, właściwie wręcz przeciwnie, nie mógł zaoferować zbyt wiele, ale Kitamura zawsze mogła liczyć na kwiaty z jego strony – to było bardziej niż pewne, że zjawi się z bukietem w rękach. Niemal zawsze zjawiał się z bukietem. Ten obecny był znacznie bardziej okazały niż poprzednie: większy, bardziej pękaty, miał przyciągać wzrok i wypełniać swoją obecnością całe pomieszczenie. Sora uważnie dobierał swoje kwiaty tak, żeby osiągnąć konkretny efekt, wywrzeć odpowiednie wrażenie: teraz celował w przytulność, w podkreślenie ciepła, którego nieustannie doświadczał w mieszkaniu Eri, miał być miły, ale nie przytłaczający. Dwóm pokaźnym różowym anastazjom towarzyszyły zabarwione na fioletowo astry oraz białe i pudrowe róże - bukiet był bogaty, owinięty w ochronny papier ledwo mieścił się na ramieniu Sory. W drugiej ręce trzymał torbę na prezenty, zawierającą czekoladę, wino i papierosy, czyli wszystko, co mogło umilić Eri chwile wolne od pracy.
Kiedy stanął w końcu pod drzwiami jej mieszkania, zadzwonił do drzwi. Wiedział, że nie musiał tego robić, mógł wejść jak do siebie, szczególnie, że przecież się zapowiedział, ale wolał dać przyjaciółce tę chwilę przygotowania, zanim do środka wkroczy gość.
Eri! – Sora uśmiechnął się do niej znad kwiatów najpiękniej i najszerzej, jak tylko potrafił, kiedy tylko otworzyła drzwi. - Odmłodniałaś odkąd wiedzieliśmy się ostatnim razem. Młodniej mi dalej, żyj sto lat i przeżywaj je dokładnie tak, jakbyś tego chciała. – Nie był najlepszy w życzeniach, dlatego jego zazwyczaj były krótkie, ale płynęły z samego serca, co z pewnością można było zauważyć w roziskrzonych, ciemnych oczach Sory.

@Kitamuro Eri
Asagami Sora
Kitamuro Eri

Wto 6 Gru - 14:01
Kolejny zestaw ubrania wylądował na kanapie. Nie mogła się dzisiaj jakoś zdecydować, przeglądając wszystko, co miała eleganckiego w szafie - a było tego sporo. Uwielbiała klasyczne sukienki, w odcieniach bardziej uniwersalnych jak czernie czy czerwienie, choć nie ograniczała się wyłącznie do nich. Może właśnie dlatego było jej tak trudno podjąć dzisiaj decyzję? Nie chciała w końcu wyglądać źle czy płoszyć gości, którzy mieli wraz z państwem Nakajimą i Randim przyjść do restauracji na kolację. Chociaż czy jej wygląd i tak wystarczająco tego nie robił? Nie miała nad tym kontroli, może dlatego tak dawno już się nie martwiła takimi drobnostkami? Jak jej wygląd, jak jej brak ręki. Nie mogła zatrzymać wieku, tym bardziej nie przy pracy, którą wykonywała - a przecież wiedziała doskonale o tym, że nie było to bezpieczne. Z czasem, z latami które mijały, zdawała sobie z tego sprawę coraz lepiej...
Dzwonek do drzwi mimowolnie wywołał jej uśmiech. Nawet jeśli miała na sobie starą koszulkę, kiedyś należącą do jej męża i dresy - włosy spięte w kok, bez makijażu, bez wszelkich ozdobników, o które zawsze dbała. A i tak wcale się nie krępowała, z uśmiechem kierując się, żeby otworzyć drzwi i wpuścić swojego gościa do środka. Kiedy tylko drzwi się zamknęły, przygarnęła go do piersi, tuląc.
- Dobrze cię widzieć... Dziękuję! Wiesz, że nie musiałeś, prawda? Chociaż świeże kwiaty dobrze zawsze mieć w domu - przyznała z uśmiechem, z cichym choć chrapliwym śmiechem, który stanowczo zaliczał się do tych lekkich i przyjaznych, nawet jeśli jego brzmienie nie było tak piękne i melodyjne. Niektóre rany jednak nie goiły się dobrze - a poparzenia przed lady powodowały, że Eri nie tylko czasem miała problemy z wymową, ale również i z zapachami.
- Piękny bukiet jak zawsze. Proszę, proszę, wchodź do środka. Napijesz się czegoś? Możemy zamówić coś do jedzenia... Mam nadzieję, że nie nadwyrężyłeś nogi? Jak się czujesz? - dopytała, wręcz od razu zwracając uwagę na chłopca - może to jej intuicyjna? Może podświadomie chciała otoczyć go opieką? Może niektóre porażki bolały jeszcze bardziej niż powinny, kiedy wiedziało się, że można było im zaradzić? Może niektóre sytuacje...
Starała się o tym nie myśleć. Może z początku chciała mu pomóc i otoczyć opieką tylko przez to co się stało, co nie było jego winą, a po części błędami oddziału. Ale dzisiaj nawet o tym nie myślała - wręcz przeciwnie, cieszyła się za każdym razem, kiedy go widziała tutaj.
- Paliłam dzisiaj kadzidła, więc mam nadzieję, że nic się nie zjawi, ale jeśli coś zauważysz, od razu mi mów, zajmiemy się tym. Jak kwiaciarnia? Mieszkanie? - dopytała spokojnie, kierując się z bukietem do salonu. Wazon już czekał, opróżniony i wypełniony świeżą wodą. Spodziewała się tego - wiedziała, że jeśli Sora zjawi się w mieszkaniu, nie zjawi się bez kwiatów. Ale to nie znaczyło, że tego oczekiwała po nic, bardziej się spodziewała. Znała go na tyle, wiedziała że lubił jej uśmiech, kiedy otrzymywała kwiaty. Może to głupia próżność? Ostatnie resztki estetyki, aby zadbać o mieszkanie w ten sposób?
Zgarnęła z jednego miejsca swoje ubrania, przerzucając je na jedną kupkę, robiąc w ten sposób miejsce na fotelu dla chłopaka. Chłopca? Młodego mężczyzny? Może miała odruch względem każdego, aby go nieco odmładzać i traktować jak dziecko? Intuicja? A może coś jeszcze innego?
Ale i tak cieszyła się, że mogła być obok. Tak po prostu. Może tego potrzebowała na stare lata? Może o tym prawiła jej i matka, i babka, i ciotki? O dzieciach w tym kontekście?
Tylko czy ona sama, jako córka, często odwiedzała swoją matkę? Z kwiatami, z plotkami? Z chęcią spędzenia po prostu czasu? Nie, ale nie wierzyła też w to, aby ta tak bardzo cieszyła się na te wizyty jak ona na wizyty Sory, nawet jeśli on nie był jej dzieckiem, nie był z nią w żaden sposób powiązany. Byli po prostu przyjaciółmi. Może to chęć pomocy w niej wciąż była tak silna? Tej bezwarunkowej, nie oczekującej niczego w zamian - gdyby nie to, czy dałaby radę tak długo pracować w wojsku jak pracowała?
To była brudna robota, którą ktoś musiał wykonywać.
Przeszła do kuchni, włączając ekspres.
- Kawa? Herbata? Ostatnio dostałam pani Nakajimy owocową herbatę... wszystkie jagody, maliny i temu podobne, ale nie pijam zbyt często. Jakiś leśny mix czy jak to tam nazwali. Chyba była z czerwoną herbatą... a może sam susz? - rzuciła w pół do Sory, w pół do siebie, otwierając szafki i wyciągając z nich dwa kubki. Jeden z nich był nieco ubity, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Jej kubek na komendę, który dostała zaraz po zdaniu egzaminów... Nie piła z niego kawy długi czas, bo nie pracowała na komisariacie przez długi czas. Ale towarzyszył jej w szpitalu, a później był jej pierwszym kubkiem na ich własnym mieszkaniu...

@Asagami Sora


Mieszkanie nr 4 P2Y5Skr
Kitamuro Eri
Asagami Sora

Nie 15 Sty - 10:11
  Gdy tylko znalazł się w objęciach Eri, natychmiast poczuł rozlewające się po całym ciele ciepło. Było obecne nie tylko na jego skórze – odczuwalna różnica temperatur po odbytej przechadzce – ale również w środku niego, wypełniające szczególnie jego klatkę piersiową. Jakby był w domu, witany przez członka rodziny, mile widziany. To uczucie, które przez większość czasu trwało uśpione, sądził nawet, że zostało na dobre wymazane z jego życia, a które zdawało się wychodzić na wierzch ilekroć znajdował się w towarzystwie Eri: emocjonalne ciepło, jakim go obdarzała, odczuwał na poziomie fizycznym. Nie mógł się nie uśmiechać, nie przy Kitamurze, nie kiedy czuł się tak dobrze. Nawet pobolewajace kolano nie zdoła zetrzeć uśmiechu z jego ust.
  – Oh, ależ musiałem. Każdy powinien mieć od czasu do czasu świeże kwiaty w domu. Poza tym to twoje urodziny, czy istnieje bardziej odpowiednia okazja? – Nieważne, czy uczesana i umalowana, czy nie, czy schludnie ubrana, czy w starych dresach, uśmiechnięta Eri nabierała blasku, który ukrywał każdą zmarszczkę, każdą oznakę zmęczenia. Naprawdę odmłodniała. Jej dobry humor automatycznie udzielił się również i Sorze, który postanowił nie zawracać jej głowy swoimi zmartwieniami, nie dzisiaj, kiedy ten dzień miał być w całości poświęcony tylko jej.
  – Z nogą jest w porządku – skłamał gładko, przykrywając swoje kłamstwo zmrużonymi oczami i szerszym uśmiechem. Właściwie nie minął się daleko z prawdą, kolano wcale nie dokuczało mu jakoś strasznie, odległość od jego mieszkania tutaj i ostrożne tempo, które obrał, sprawiły, że może nawet obejdzie się bez masażu. Ból nie był dotkliwy, Asagami mógł go zwyczajnie zepchnąć gdzieś na granicę świadomości i bez problemu funkcjonować razem z nim. – Zamówmy coś do zjedzenia, dzisiaj nie jest dzień na gotowanie – zadecydował, ostrożnie ściągając buty i odwieszając swoją kurtkę na wieszak. – Na co masz ochotę? To w całości twój wybór. Ja zapłacę. – Nie mogło być inaczej, skoro to jej urodziny i Sora miał zamiar bardzo naciskać w tej kwestii. Ruszył za nią do salonu, wciskając jej w rękę torebkę z resztą prezentów, kiedy tylko umieściła bukiet w wazonie.
  – Właśnie czuję – Sora wziął głęboki oddech, wypełniając nozdrza charakterystycznym zapachem kadzideł, który jednym przeszkadzał, a dla niego był wygodną pomocą w unikaniu obecności tych, którzy już od dawna nie należeli do świata żywych. – Mieszkanie i kwiaciarnia to wiesz… typowe zmartwienia przed zimą – odpowiedział wymijająco, wzruszając lekko ramionami. Nie przyszedł tutaj, żeby żalić się, że martwi się o ogrzewanie, dostawy prądu i same rachunki za prąd, bowiem musiał przecież utrzymać stałą temperaturę w kwiaciarni, żeby nie zabić wszystkich swoich roślin. To często wiązało się z korzystaniem z elektrycznych grzejników, to rozwiązanie było najprostsze, ale jednocześnie zdecydowanie bardziej kosztowne.
  – Jeśli masz nową herbatę, a w dodatku jeszcze owocową, to ja jestem za. – Sora należał do tej grupy osób, które zawsze wybiorą herbatę ponad kawę. Pijał kawę, ale tylko rano i tylko jeden kubek, resztę dnia zawsze wypełniały niezliczone kubki rozmaitych smaków herbat i ziołowych naparów. – Wezmę każdą herbatę, jaką masz – dodał jeszcze, rozglądając się powoli po salonie. Nie usiadł w fotelu, jak pewnie spodziewała się Eri, zamiast tego rozpoczął przechadzkę po pomieszczeniu w celu uporządkowania co bardziej porozrzucanych rzeczy. Nie było to nic osobistego, Asagami nigdy nie komentował i nie oceniał porządku, albo i jego braku, jaki ktoś miał w swoim domu, ale skłamałby, gdyby powiedział, że mu to nie przeszkadzało. Nie, jeśli miał spędzić w danym miejscu dłuższą chwilę. Nie potrafił pozostać spokojny i skupiony, jeśli wokół niego panował bałagan, niepodzielnie rządził chaos. Nieprzyjemnie drapało go to gdzieś z tyłu umysłu, budziło niepokój, ułatwiało przedostanie się do świadomości myślom, które normalnie trzymał na uwięzi na krótkiej smyczy. Fizycznie odczuwał podskórne drapanie, jeśli miejsce, w którym aktualnie przebywał, było skrajnie nieuporządkowane – musiał coś z tym zrobić, nie mógł tak tego zostawić, czuł wręcz przymus, żeby wszystko naprawić tak, żeby spełniało chociaż minimum jego standardów. Nie chciał jednak ze swojej przypadłości robić innym problemu, dlatego starał się, żeby jego ruchy były jak najmniej inwazyjne, subtelnie porządkował otoczenie, jakby od niechcenia, jakby przestrzeń, w której obecnie przebywał, należała do niego, a on musiał dokonać tylko parę kosmetycznych poprawek. U Eri czuł się nieco bardziej swobodnie ze swoją skłonnością do wszechobecnego porządku, starał się zostawiać po sobie błysk, ilekroć u niej nocował. Niemniej w jej obecności Sora starał nie robić tego ostentacyjnie.
  – Jak tam ci nowi sąsiedzi? – zagaił, zabierając się za składanie ubrań, które Kitamuro uprzednio zrzuciła na jedną kupkę. – Ilekroć tu bywam, jeszcze ich nie spotkałem, musimy się wyjątkowo mijać – mówił dalej, pilnie dbając o to, żeby koszulka nie miała żadnych zagnieceń, nawet, jeśli za chwilę trafi do pralki. – Mam nadzieję, że nie odbiegają standardem od reszty sąsiadów? Uwielbiam ciastka od pani Takahashi. – Odkąd tylko wdowa po pułkowniku poczęstowała Sorę swoimi wypiekami i wysłuchała jego zachwytów nad nimi, zdawała się idealnie trafiać w momenty, w których Asagami przebywał u przyjaciółki i przynosiła więcej słodkich wypieków. Bardzo lubił te momenty.
  – Powiedz mi też, jak w pracy? Jakieś ciekawe przypadki?

@Kitamuro Eri
Asagami Sora
Kitamuro Eri

Pią 20 Sty - 5:09
Czasami odzwyczajała się od tego, że inni dbali o swoje mieszkanie - o jego wystrój, o atmosferę w nim. Kiedy ona sama rzeczywiście przykładała do niego większą wagę? Kiedy mogli celebrować z mężem we dwójkę wyjątkowe dni? W jeszcze innych wypadkach? Nie często miało to miejsce, choć stanowczo przez wzgląd na ich pracę - nie mogli przewidzieć wezwania, chociaż zawsze starali się planować swoje dni. Niektórych rzeczy... czasem po prostu nie byli w stanie określić czy i coś mogło się wydarzyć, czy nie. Może dlatego, nawet w mieszkaniu, była pewna tego gdzie znajdywał się jej pistolet. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby komuś z jej bliskich stała się krzywda tylko i wyłącznie przez jej nierozwagę - może aż za dobrze rozumiała żal i winę, którą odczuwał jej mąż? Że w dzień ich zaręczyn zostali zaatakowani, że pozwolił sobie na moment odwrócić własny wzrok i własną uwagę? Że nie skupił się na tym, na czym powinien? Zarzucał sobie wielokrotnie, że mógł temu zapobiec? Była niemalże pewna, mając samej podobne obawy.
- Och, no nie będę się wykłócać, bo to akurat fakt - zaśmiała się ciepło i przyjaźnie, w końcu ciesząc się na widok i bukietu, ale przede wszystkim Sory. Może czasem potrzebowała rzeczywiście zajmować się innymi?
- Cieszę się... Ale jeśli będzie coś się działo, od razu masz mi mówić o tym, dobrze? - poprosiła, chociaż była wręcz pewna, że podobne wyznania będzie musiała z chłopca wyciągać wręcz siłą. Chłopca, a może młodego mężczyzny? Nawet jeśli starał się być zaradny we wszystkim, był już przecież dorosły i utrzymywał się sam, radził sobie z własnymi problemami i tym co rzucał mu los, wciąż nie do końca potrafiła na niego spojrzeć inaczej niż na dziecko. Może to jej odruch, że martwiła się jego stanem? Nie chciała, aby musiał się martwić tak wieloma kwestiami - a dodatkowo, sama przecież doskonale znała widomo niepełnosprawności, widmo że ciało nie chciało współpracować tak jak powinno i wszystko wydawało się trudniejsze. Blokady nie tylko fizyczne, ale i psychiczne pojawiały się w tym stanie. Może czuła potrzebę, żeby mu pomóc? Żeby wiedział, że niezależnie co się działo - i jakie myśli pojawiały się w jego głowie, była obok? W końcu nie musiała tego mówić na głos, o myślach które pojawiały się w jej własnej głowie na przestrzeni tak wielu lat.
- Zapłacisz tylko jeśli dasz mi opłacić wszystkie rachunki za zimową elektronikę w sklepie, i w mieszkaniu - odpowiedziała zupełnie spokojnie, znając w końcu doskonale ceny ogrzewania, i tego jak niepopularne było ogrzewanie gazowe. Sama widziała własne rachunki...
Ale mogła mu przecież dać wybór. Przynajmniej pozorny.
- Właściwie to jakikolwiek udon brzmi dobrze, tak - przyznała z uśmiechem, kierując się do kuchni, w której zaraz zabrała się do przygotowania ciepłych napojów dla nich. Dwa kubki, w jednym rzeczywiście zaraz znalazł się susz owocowy. Owoc granatu, hibiskus, wydawało jej się, że była tam również skórka pomarańczy i może coś jeszcze? Kardamon, cynamon? Nie była pewna, bo i herbata znajdywała się w szczelniejszym pojemniku, a po etykiecie już dawno nie było śladu. Węch ją zresztą zawodził, i to nie pierwszy, ale i nie ostatni raz. Już dawno przyzwyczaiła się do tej ślepoty w zapachach.- Jestem prawie pewna, że to herbata owocowa, ale sam będziesz musiał ocenić po zapachu, bo wyrzuciłam opakowanie jak przesypywałam - powiedziała spokojnie, przygotowując w swoim kubku kawę. Może nie wyobrażała sobie dnia bez niej, może piła ją niemalże za każdym razem, kiedy parzyła dla siebie napój - ale często bardziej z przyzwyczajenia niż rzeczywistej potrzeby.
Zauważyła jego ruch, jak ostrożnie zaczynał zbierać niektóre z jej rzeczy, niektóre z leżących w niewłaściwym miejscu przedmioty, ale nie ganiła go ani nie gapiła się, właściwie to niemalże nie reagowała. W końcu chciała, żeby traktował to miejsce również jak swój dom - dlatego miał do niego klucze, dlatego był zawsze mile widziany niezależnie od jej obecności w tym miejscu. Mógł tutaj przychodzić, zjawiać się niezapowiedzianie i zostawać na długie godziny, a nawet tygodnie czy miesiące, jeśli tego właśnie potrzebował. Nie wyobrażała sobie go wyrzucić z mieszkania z jakiegokolwiek powodu - bo może wiedziała, że potrzebują w pewnym sensie siebie wzajemnie? Oczywiście, że czuła sympatię w jego kierunku, ale i poczucie winy, że nie zdołali wtedy zadziałać inaczej - prędzej lub skuteczniej. Nie byli w stanie, nie powiodło się... Ale dostał drugą szansę, niezależnie od tego jak ciążąca ona by nie była.
- Nowi? - rzuciła, zerkając na niego, zaraz sobie jednak przypominając. Zmarszczyła brwi na moment, wahając się, jak wiele powinna powiedzieć chłopakowi. - Na razie spokojnie... chociaż to lepiej, że nie miałeś z nimi do czynienia jeszcze - powiedziała, wpatrując się w blat przed sobą, odkładając czajnik z wodą. Nie była pewna jak wiele powinna zdradzić i jak wiele opowiedzieć - może nic? Może w taki sposób, zatrzymany w niewiedzy, byłby bezpieczniejszy? Ale czy trzymanie kogokolwiek w ciemnogrodzie kiedykolwiek uratowało przed czymś? Nie była pewna - jej na pewno nie. Czy wiedza potrafiła być zbawienna? Również trudno było jej odpowiedzieć na to pytanie.
Zerknęła na blat, na którym leżał list, otwarty choć spakowany z powrotem do koperty. Informacje o przewinieniach jej nowego sąsiada. Nie bała się o siebie, nie bała się o to jacy ludzie mieszkali dookoła niej. na tym świecie chodziły o wiele gorsze potwory od niektórych ludzi, z którymi dawała sobie radę - w niej samej, niektóre podszepty i słowa, które wpadały do jej głowy, były dużo bardziej przeraźliwe. Ludzie? Nie, nie bała się ich. Częściej była bardziej... zniechęcona. Z różnych powodów. Czasem zaciekawiona, czasem zainteresowana, ale najczęściej po prostu zmęczona, szczególnie kiedy ktoś patrzył tak krótkowzrocznie.
Chociaż to kusiło, spoglądanie na coś z niewielkiej perspektywy i zachowywanie się dziecinnie, ale i samolubnie. Nawet teraz musiała z tym walczyć.
Chwyciła kubki w dłoń w pewnym chwycie, kierując się w stronę salonu. Uśmiechnęła się do Sory, chcąc go uspokoić, że przecież da radę donieść głupie kubki. Nie robiła tego pierwszy raz, kiedy odkładała te na jedną, a później i drugą podkładkę.
- Wydaje mi się, że są parą, może tylko jakimś kuzynostwem... Raczej więcej czasu ich nie ma niż są - powiedziała spokojnie, jeszcze przez moment się zastanawiając. - Isayama Shūsei to... były wojskowy. Wydalony po tym jak podpalił jeden z baraków, a w wypadku zginął człowiek - powiedziała w końcu na jednym tchu, sięgając po swój kubek z kawą. Zatrzymała go jednak na wysokości ust, przesuwając wzrok na Asagami. - Nie muszę chyba mówić, że będę się martwić, jeśli zaczniesz do niego zachodzić? Albo zagadywać... - rzuciła, choć bardziej z troską i zmartwieniem zarówno w głosie, jak i wymalowanych na twarzy. Nie chciała, żeby coś mu się stało...
- Dostałam zawiadomienie z korpusu, kiedy tylko się przeprowadził, abym była ostrożna i na niego uważała. Ale... nie, na razie nie sprawiał kłopotów z tego, czego się orientuję - powiedziała, a po tym przesunęła wzrok na blat stołu, kręcąc głową.
- Ciekawe? Hmmm... - zawahała się, po czym lekko uśmiechnęła. - Jakiś tydzień temu, mieliśmy problemy z kawataro, który kłócił się z jedną z mieszkanek Sawy o jej ogórki. Nie był aż tak agresywny... ale na pewno się zakochał we właścicielce małego ogródka, to ci mogę powiedzieć na pewno. Chciał, żeby dzieliła się z nim ogórkami, a w zamian, on jej będzie pomagał w gospodarstwie i wychowa jej dziecko... - powiedziała z uśmiechem, chociaż była pewna, że sama historia miała dużo głębsze dno. Nie dowiedzieli się ostatecznie, dlaczego yokai w ogóle zainteresowało się młodą kobietą, ale Eri była wręcz pewna, że nie było to bez jej własnej winy. Ludzie po prostu uwielbiali zrzucać wszystko na byty, których do końca nie rozumieli. W końcu tak było łatwiej...
- Ostatecznie nic się nie stało... ale kobieta była przerażona swoim adoratorem. No i kappe udało się uprosić, żeby jednak odpuścił pomysł wprowadzania się do jej domu i wychowania jej dzieci... - stwierdziła z lekkim uśmiechem, upijając nieco kawy.

@Asagami Sora


Mieszkanie nr 4 P2Y5Skr
Kitamuro Eri
Haraedo

Czw 1 Cze - 22:19
ZAKOŃCZENIE WĄTKU

W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
Haraedo
Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku