Teatr kabuki
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Pon 2 Sty - 18:05
Teatr kabuki


Największy teatr w dzielnicy, w którym można zaznajomić się z tradycyjną japońską sztuką kabuki. Seanse odbywają się regularnie, przeważnie dwa razy w tygodniu, i cieszą się dużym uznaniem. Wpuszczani są goście wyłącznie w stroju formalnym - dotyczy również yukat. Bilety należy rezerwować najlepiej z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Dostanie się na pokaz z dnia na dzień jest niemal niemożliwe, jeżeli nie jest się w towarzystwie kogoś z klanu Minamoto, który wspiera rozwój teatru.
W pozostałe dni można uczestniczyć w mniej zobowiązujących oraz szerzej dostępnych wydarzeniach, jak prelekcje dotyczące rozwoju japońskiej sztuki teatru na przestrzeni epok, spektaklach teatru cieni dla dzieci, pokazowych ceremoniach parzenia herbaty oraz innych.

Haraedo
Ejiri Carei

Pią 6 Sty - 2:16
stąd

Uśmiech, którym ją obdarzył, niósł w sobie ciepło, obce lakoniczności wymienionych wiadomości. Przypominały bardziej śmiech mężczyzny z balu, którego poznała. I nawet jeśli rozumiała znaczenie powinności, w jakich nietuzinkowo się znalazła, pozwalała sobie na czerpanie przyjemności, którą przypisywała natchnieniu. To, często przychodziło z nowym obliczem, jeszcze nie odzwierciedlonym na kartkach rysowniczego bloku, czy płótnie malarskim. To tam umieszczała ujmującą ją fascynację, odejmując zachowaniu bezczelności, którą - nie znając artystycznych zapędów - czasem jej przypisywano.
Z urzeczonym westchnieniem przyjęła świadomość, że była w posiadaniu czegoś tak pięknego. I z tym samym, ciepło wyginającym czerwieniejące wargi uśmiechem, pokręciła głową, dając upust czarnym pasmom włosów, które, zatrzymały taniec na barku, by finalnie rozsypały się luźno na ramieniu. Słuchała w skupieniu, nie dając uciec wiedzy, którą jej towarzysz tak chętnie się dzielił. I nim sama pojęła naturę swojego działania, z torebki wysunęła prosty, grafitowy rysik, by wraz z krótką opowieścią, którą chłonęła, naszkicować kilka pierwszych linii, które w tak bezpośredniej wizji, mogła odzwierciedlić z męskiej twarzy, na bielącą się kartkę szkicownika - Lubię nadawać własnych interpretacji do nawet znanych już linii - nie tylko tych tych rysowanych. Do tych pisanych ręką melodii, czy... tańca - odpowiadała, wciąż zapełniając powstający rysunek kolejnymi kreskami cieni, nie przerywając nawet, gdy mówiła. Natura sama podpowiadała, gdzie, kiedy i kogo znaczyła kreślarskim gestem.
Z lekkością urwała płynące natchnienie, płynnie wracając na ścieżkę celu ich spotkania. Jeszcze nim auto zatrzymało się, wsunęła szkicownik do torby, sam rysik, wsuwając do kieszeni płaszcza.  Była pewna, że widoki, których miała doświadczyć, pociągnął dłonie szybciej, niż można byłoby po widzach oczekiwać - Dziękuję - wysunęła się z auta, pozwalając poprowadzić się ścieżką, której znać nie mogła, raz jeszcze chłonąc rzeczywistość dla niej nową, jaśniejszą, w której otaczano ją pewnością, że była kimś wyjątkowym, daleko różnym od brzydkich szeptów, że nie tylko nie zasługiwała na takie traktowanie, że towarzysz litował się nad jej żałosnością. Ale - nie słuchała. Nie znał jej winy. I chciała czuć wyjątkowość własnej pozycji. Nawet, jeśli tylko dziś.
Urzeczona obecnością, traktowaniem i wydarzeniem, nie była w stanie powstrzymać unoszących się lekko warg. W ciszy należnej rozpoczęciu sztuki, dała się poprowadzić ścieżką opowieści, przypominając sobie słowa Noriakiego, samej, zgodnie z własną interpretacją, kreśląc w głowę własną historię. I chociaż początkowa ciemność, należycie pociągała uwagę, skupiając się na scenie i tańcu, zdążyła wysunąć szkicownik na nowo, kładąc bezpiecznie na kolanach i korzystając z każdej, jaśniejszej sceny, by ołówek podążył liniami na kolejnej stronie rysunku, znacząc kroki tancerki, doprawiając historią, którą wyobraźnia zaprezentowała.
- To naprawdę jest piękne - tylko raz, nachyliła się bliżej męskiej sylwetki, chcąc szeptem podążyć za własną fascynacją. W tym samym momencie też, upuszczając z drobnych palców rysik. Znieruchomiała, ale nie pochyliła się w poszukiwaniu zguby. Uwagę pozostawiła na przedstawieniu, wierząc, ze zdąży odzyskać narzędzie, które tak niezdarnie z niej zażartowało, przelotnie chwytając rys męskiej twarzy, zanurzony, tak jak jej własna w cieniu widowni.
- Jeśli mogę zapytać, skąd u Pana takie zainteresowanie sztuką jiutamai - zapytała powtórnie dziś, gdy szum zakończonego przedstawienia ucichł, a światło wróciło do pełnej jasności. W ciemnym spojrzeniu źrenic, tańczyła żywa ciekawość.

@Yōzei-Genji Noriaki
Ejiri Carei
Yōzei-Genji Noriaki

Sob 7 Sty - 18:58
Zaskakujące było to, jak swobodnie oddawała się swoim pasjom. Tak po prostu zaczęła ciągnąć grafitową końcówką linie na pergaminie nie bacząc na okoliczności. Było w tym zachowaniu doza ekscentryzmu. Naturalnego, niewymuszonego. Być może dlatego właśnie nieświadomie w niektórych gestach odsłaniał się bardziej niż powinien. Zarażała swoją swobodą do tego stopnia, że jego "ja" przelewało się przez skorupę powagi którą na co dzień przywdziewał.
- Jest Pani artystką. Szlifuje może Pani swój warsztat na Uniwersytecie, czy ten etap ma Pani już za sobą? - a może nigdy nie nastał? Dociekał stwierdzając fakt. Ktoś o tak artystycznym spojrzeniu do życia nie mógł nie być artystą.
Odwiedzanie tego miejsca było dla niego pewną codziennością. Znajome twarze obsługi kierowały do dedykowanych patronom balkonów. Noriaki z wyuczoną kurtuazją prowadził swoją towarzyszkę wieczoru przy swoim boku. Jeszcze nim sztuka się zaczęła wyjaśnił pochodzenie tytułu sztuki, jak i streścił historię samej artystki ją odtwarzającej. Głos miał zniżony, spoglądał przy tym na szykowaną scenę z której co jakiś czas przeskakiwał ciemnym spojrzeniem w stronę Carei by sprawdzić, czy przejawia zaciekawienie tym co mówi. Był nieznacznie przechylony w jej kierunku by dobrze go słyszała, jednak nie na tyle by odniosła wrażenie, że nad nią "wisi". Zamilkł, gdy przedstawienie się zaczęło samemu chcąc się nim cieszyć.
Uniósł brwi wyżej kiedy niespodziewanie powieliła się swoim zachwytem. Ciepły oddech niósł ze sobą równie ciepłe wrażenia - Owszem, jest - przyznał z lekkim rozbawieniem jej ekscytacją, jak również zadowoleniem. Sam bardzo miłował ten rodzaj przyjemności więc też zadowolony był z tego, że ktoś podzielał jego gust. Kiedy sztuka się skończyła nie podnosił się z miejsca, czekając aż pierwsze fale zebranych się rozejdą. Założył nogę na nogę i splótł przed sobą dłonie w nieco dystyngowanej pozie.
- Moja matka bardzo ceni sobie japońską sztukę klasyczną i uważa się za prekursora w jej propagowaniu. To jej mała krucjata. Trudno być wychowywanym przez taką kobietę i nie przyjąć jej pasji, jak swojej własnej. Jest bardzo przekonywująca dlatego między innymi współzarządza tym budynkiem - był przywiązany do matki, jak również ją szanował co też dało się wczuć po tym, w jaki sposób o niej opowiadał - Stąd też na balu mój kostium. Nie musiałem daleko szukać inspiracji - zdradził powoli podnosząc się z krzesła po to by pochylić się po opuszczony rysik - Zgubiłaby Pani rysik - podał go, lecz nie cofnął od razu dłoni po tym jak się zetknęły. Czuł na sobie jej spojrzenie te śmiesznie ostentacyjne do tego stopnia, że aż niegrzeczne którym obdarzała go w trakcie spektaklu, jak i teraz pełne zaciekawienia. Nie było w nim nic niewłaściwego. Świadomość tego sprawiała, że czuł nieprzyjemne swędzenie. Powinien chcieć to zmienić...? - Zastanawiam się, czy... czy byłaby Pani skłonna dać się zaprosić do restauracji i wymienić się przy posiłku wrażeniami. Chciałbym posłuchać co Pani sądzi o sztuce klasycznej oraz w jakim nurcie najchętniej Pani tworzy bo do chwili obecnej nie dane było mi zgłębić tej wiedzy - a chciał. Wyraził intymną intencję poznania jej bliżej.


Ostatnio zmieniony przez Yōzei-Genji Noriaki dnia Nie 2 Kwi - 0:49, w całości zmieniany 1 raz
Yōzei-Genji Noriaki
Ejiri Carei

Czw 19 Sty - 0:40
- Jestem - przyznała z naturalną sobie szczerością, z głosem tylko trochę drgającym. Gdyby temat dotyczył jakichkolwiek innych przymiotów jej dotyczących, prawdopodobnie spłonęłaby rumieńcem równym barwie muśniętych kolorem ust. Była jednak prawdziwa w przekonaniu, że wszystko co robiła, wpisane było w jestestwo bycia artystą. Nie mniej nie więcej. Bez nadmiernej chełpliwości, czy fałszywej skromności. Tej jednej wartości, przeszłość nie była w stanie z niej zedrzeć - Wróciłam tu właśnie na studia - przyznała, zerkając na oblicze towarzysza - ale i pracuję... w tym kierunku - dodała ciszej, przygryzające wargę w krótkim wahaniu. Mgliście pamiętała rozmowy koleżanek, które szczebiocząc radziły, by w analogicznej tematyce, choćby symbolicznie nawiązującej do wieku, droczyć się z mężczyzną. Tu jednak zbrakło jej śmiałości, w tym samym momencie, na równie krótki moment, unosząc grafit ołówka znajd kreślonego rysunku. Spokojność jednak, jaka panowała i cicha otwartość, nie wybiła jej w zakłopotaniu, a dłoń, prędko pociągnęła kolejną linię, kończącą szkic i werbując uwagę już ku wyjściu.
Kierowane ku nim spojrzenia, traktowała raczej za oczywistość, którą pociągać mógł towarzyszący jej Noriaki. Wydawał się tak swobodnie poruszać ku wybranej szczęście, że pewność przelewał i w jej drobne kroki. Podobało jej się wrażenie uwagi, jaką jej poświęcano. Odsuwała na bok wszelkie nieprzyjemne głosy, łatwo wędrując ścieżką słów i opowieści, jakie malował przed nią towarzysz. I chłonęła ich treść z przyjemnością, przejmując i entuzjazm, który pomiędzy głoskami, chwytała, niby melodię równie przyjemnie wpisującą się w ton męskiego głosu. Równie, lekki pochylona, odnosiła ulotne wrażenie, że dzielili tajemnice, które dla innych były niedostępne.
Cieszyła ją tak wyrazista forma zainteresowania sztuką. Nie było tak prosto trafić na kogoś wrażliwego na artystyczne odsłony. To, o czym słuchała, nawet na własnym wydziale, zbyt wartko kręciło się wśród płytkich okoliczności, wśród których to karaoke wiodło prym popularności. Być może to ona zbyt mocno wrosła w tradycję i wychowanie, które prezentowała jej babcia. Westchnęła cicho, gdy oddech i krótka odpowiedź owionęły jej policzek, wywołując ujmującą dozę ciepła. Nie tylko wstępującego na oblicze i utrzymującym, aż do zakończenia spektaklu. I momentu, gdy zostali niemal sami.
- Jeśli mogę tak powiedzieć, Twoja matka, musi być wyjątkową kobietą - ciemne źrenice kropliły się od ciepłych iskier, przeskakujących na słowa, jak płomyk świecy - Dziękuję, że pozwoliłeś mi o tym usłyszeć. I podzieliłeś się pasją - skłoniła lekko głowę, pochylając się i fotelu, kątem tylko oka, zerkając w dół, szukając spojrzeniem zguby - Teraz wydaje się to bardziej... - urwała, mimowolnie śledząc ruch męskiej sylwetki, a potem moment, gdy długie palce odnalazły grafitowy ołówek. Zamrugała, unosząc spojrzenie - dziękuję - nie była pewna, dlaczego zatrzymała spojrzenie dokładnie na czarnych oczach. I nie była równie pewna powodu, dla którego serce zabiło nierówno, hałaśliwie, gdy uniosła dłoń, sięgając opuszkami zguby, otrzymując jednak coś więcej. Zamarła, obejmując napływający impuls, gdy dłonie spotkały się w tym jednym punkcie.
- Oh - wiedziała już, że ciepło wypłynęło na lica, zdradzającą emocję. A jednak - nie chciała odmówić. Była ciekawa osoby, która przyprowadziła ją na sztukę - dziękuję, z przyjemnością - delikatnie zgarnęła rysik, mimowolnie, muskając opuszkami wnętrze męskiej dłoni - ale to będzie wiązało się na pytania i z mojej strony. Czy jest Pan na to gotowy? - przechyliła głowę na bok i dopiero wtedy odjęła własne spojrzenie od oczy towarzysza. Przytknęła rękę wraz z rysikiem najpierw do piersi, potem wsuwając pod jedną z kartek szkicownika, wciąż odnosząc (kolejne)wrażenie, że na palcach czuje pozostawiony ślad dotyku, a serce nadal nie wyrównało śpiesznego rytmu emocji. A może, karmionego natchnienia? - Pozwolę się Panu poprowadzić i tym razem - dodała, unosząc się  z własnego miejsca.
Ejiri Carei
Yōzei-Genji Noriaki

Nie 2 Kwi - 19:13
- Owszem - nie miał co do tego wątpliwości. Jego rodzinne więzi były bardzo silne. Chociaż na pewno szacunek który nosił do klanu był kwestią wychowania to jednak jego matka, jak i ojciec byli ludźmi wobec których ciężko było nie czuć krzty uznania oraz podziwu. Jego rodzicielka zaś miała szczególne miejsce w sercu. Nie było w tym raczej nic niespodziewanego. Będąc wychowywanym w surowym środowisku Yozei delikatności można było szukać jedynie w spojrzeniu matki - Mam nadzieję, że zrobiłem to z wyczuciem nie sprawiając, że będę postrzegany jako syneczek mamusi - zauważył żartobliwie, kiedy wyjawiła radość z podzielenia się pewną dozą intymności. Może ta doza delikatności i ciepła, które przejawiała było tym czego potrzebował, a z czego nie do końca zdawał sobie sprawę. Przynajmniej do chwili obecnej. Chcąc jak gdyby przekonać się o tym postanowił spróbować wydłużyć ten czas.
- Jeżeli to tylko pytania to myślę, że nie będzie to coś z czym bym sobie nie poradził - zapewnił z nieskrywaną pewnością i zadowoleniem z jej zgody. Następnie również się uniósł kierując się wspólnie w stronę wyjścia. Elegancki, czarny samochód stał pod teatrem, a w następnej chwili kierował się w stronę restauracyjnej części Asakury.

/zt x2 (Eji i Nori)
Yōzei-Genji Noriaki
Asami Kai

Sro 17 Maj - 22:27
7 kwietnia

- Hahaha... haha.. Nie wierzę...! HAHA!! - pękał ze śmiechu - Serio to są twoje trofea, czy po prostu wyciągnęłaś z kieszeni co miałaś? - przyłożył dłoń do ust by stłumić ich nadmierne szyderstwo. Oczy jednak miał wygięte w wąskie półksiężyce. - A ja się cykałem, że będzie ci łatwiej, a tu proszę. Wychodzi chyba na to, że bawić będziemy się za moje. Ale to nic, to nic, twój żebraczy senpai zapewni ci tego wieczora odpowiedni wikt i opierunek - zapowiedział z dumą mierzwiąc jej czuprynę. Pękał z zadowolenia. Nie chodziło tu tylko o same zwycięstwo. Nagroda - tak, to to ekscytowało go najbardziej. Nie mógł się doczekać. Nie musiał tego nawet eksponować. Każda komórka jego ciała dawała się piszczeć z zadowolenia - Więc jak, masz coś już ułożonego w głowie? Jeżeli nie masz pomysłu mogę wyeksponować swoje zalety by ułatwić. Nikt jeszcze recytował dla mnie poezji... może dla wzmocnienia efektu powinienem stać na ziemi, a ty na dachu...? - genialne?
Asami Kai
Akiyama Toshiko

Sob 8 Lip - 21:46
 Stała ze spuszczoną głową, pocierając ramię w wyrazie wstydu i speszenia. Nie spodziewała się aż takiego wyśmiania z powodu swojej tragicznej klęski przy wypełnianiu zakładu. Trochę ją coś zabolało na dnie serduszka – zapewne duma próbowała wygryźć sobie drogę na zewnątrz, żeby ją jeszcze na dobicie kopnąć w dupsko. Prychnęła z lekkiego niezadowolenia, próbując uciec spod jego dłoni.
 – Nie moja wina, że ludzie bardziej przejmowali się potrąconym przez samochód menelem, a potem trafiałam na nieczułych drani niewrażliwych na los zabiedzonej sierotki – burknęła pod nosem. Musiała zaakceptować porażkę i wypłacić się ze swojego zobowiązania. Teraz była to sprawa honoru, a tego nie mogła tak po prostu zignorować. Nie dość, że poszłaby fama o jej przegranej to jeszcze o tym, że nie dotrzymuje słowa.
 – Coś tam myślałam w drodze powrotnej, ale jeśli masz ochotę to proszę, eksponuj się. Znaczy swoje zalety. Możesz się też wypiąć, żebym cię z pełnią gracji kopnęła w szlachetny żebraczy zad. – Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej zaraz po tym, jak schowała swoje nędzne „zdobycze”. Nie wróciła z kompletnie pustymi rękami, ale jednak kilka cukierków, lizaków i parę drobnych było dalekie od wielkiej uczty na dachu.
 – Jeśli będziesz stał na dole to nikt nie zobaczy tego wspaniałego, opiewanego wierszem bohatera. Twoje miejsce zdecydowanie jest tam na górze. Jeśli już to ja powinnam płaszczyć się blisko ziemi, w twoim cieniu. – A przy okazji musieć mówić głośniej, co będzie jeszcze bardziej poniżające. Nienawidziła publicznych wystąpień i unoszenia głosu powyżej swojej komfortowej granicy niemal szeptu.
Akiyama Toshiko
Itou Alaesha

Czw 18 Sty - 13:02
Wiedziała, że się spóźni. Jak zwykle przyjście na czas na jakiekolwiek wydarzenie graniczyło dla Itou z cudem. Niemniej, przynajmniej czasami musiała w nich uczestniczyć. Czasami też chciała, jednak akurat na dzisiejsze została zaproszona. Podejrzewała więc, że skoro sama nie dowiedziała się wcześniej o serii wykładów, to będzie musiała przez większość czasu pilnować się, aby jej wiercenie się na krześle nie było zbyt widoczne. Nie wypadało jej jednak odmówić. Teatr Kabuki mieścił się w Asakurze, gdzie mieszkała, a tematyka dotyczyła bezpośrednio malarstwa. Był też inny aspekt, dla którego chciała pojawić się na spotkaniu. Jej stosunki z wydziałem sztuki w Fukkatsu były napięte, bo nie wszystkim podobało się jej podejście do sztuki. Przede wszystkim jednak — niektórym nie podobał się jej sukces, który osiągnęła ponoć w zbyt młodym wieku i nader szybko. Dlatego pokazywanie się na różnego rodzaju wydarzeniach i bycie publicznie docenianą przez instytucje kulturalne stało się jej tymczasowym hobby — które za jednym zamachem ucierało nosy sceptykom i ścierało uśmiechy z ich twarzy.

Wiedziała, że nie ma co już liczyć na taksówkę. Zanim przebije się przez korki, to ona już będzie prawie na miejscu. Problem stanowił jednak leżący śnieg, który z pewnością utrudni jej tę stosunkowo krótką trasę. Wpakowała do torebki najpotrzebniejsze rzeczy i wyszła z domu. Tak, jak się spodziewała, obcasy jej kozaków rozjeżdżały się na śliskim chodniku, a długa spódnica i płaszcz szamotały się wokół nóg, utrudniając jej szybki marsz. (Ubiór) Nie minęło jednak wiele czasu, jak znalazła się przed budynkiem teatru. 

Wykłady miały obejmować ujęcie motywu teatru kabuki w malarstwie przez różne okresy w sztuce japońskiej. Z tego względu nie mogłoby być lepszego miejsca na ich wygłoszenie niż sam Teatr Kabuki. Wiedziała, że teatr jest wspierany przez klan Minamoto. Wychowywała się  w dzielnicy Asakura od wczesnej młodości, dlatego była niejako przyzwyczajona do bliskiej obecności klanu. Osobiście jednak nigdy nie spotkała ją żadna krzywda ze strony jego członków. Tym samym starała się nie interesować poczynaniami organizacji. Mimo tego, że niektóre doniesienia były naprawdę makabryczne. 

Weszła do środka i poszła szybkim krokiem w kierunku strzałki na tabliczce informacyjnej. Nie chciała ryzykować większego spóźnienia, więc minęła szatnię, jedynie przewieszając swój płaszcz przez ramię. Szczęśliwie drzwi wciąż były otwarte, a pierwszy wykład jeszcze się nie zaczął — kolejne spóźnienie uszło jej na sucho. Dla pozorów zwolniła kroku, wchodząc powoli do przestronnej sali konferencyjnej. Zdecydowana większość miejsc z przodu była zajęta, niemniej i tak nie chciała zwracać na siebie większej uwagi, aniżeli było to konieczne. Wypatrzyła pyszne miejsce w ostatnim rzędzie, z samego brzegu, obok długowłosego mężczyzny. Nie miała ochoty tego miejsca odpuścić, ale kierując się podstawowymi zasadami kultury osobistej, zagaiła do nieznajomego. 

— Czy to miejsce jest wolne? — Zapytała, kładąc już jednak dłonie na oparciu fotela. Słysząc twierdzącą odpowiedź, zajęła miejsce. Prawdopodobnie wyglądałaby na poważną osobę, gdyby nie płaszcz, który zawisł jak wyrzut sumienia na podłokietniku. 

Skoro już siedzimy obok siebie, to się przedstawię. Itou Alaesha. — Wyciągnęła do przywitania wciąż zimną od mroźnej pogody dłoń. W przypadku spotkań „służbowych” wolała witać się w ten sposób, aniżeli ukłonem. Taki gest, szczególnie jako kobiecie, przydawał jej więcej siły i kontroli w następującej później rozmowie. Szczególnie że uścisk dłoni Alaeshy zawsze był mocny i stanowczy. Rysy twarzy poznanego człowieka były ostre, acz przyjemne dla oka. Podczas krótkiego przywitania zwróciła uwagę na to, że mięśnie na jego twarzy nie działały symetrycznie, dodając mu nieoczekiwanie jakby leniwej nonszalancji. Dopiero po chwili spostrzegła znaczący detal. Mężczyzna miał przy sobie maskę lisa, symbol przynależności do klanu. 

Chwilę jej zajęło wygodne usadowienie się w fotelu. Założyła nogę na nogę, ułożyła spódnicę, poprawiła kołnierzyk i wetknęła włosy za uszy. Ludzie dookoła wciąż rozmawiali, jednak wyczuwalne było ogólne napięcie wywołane oczekiwaniem. Miała nieodparte wrażenie, że mężczyzna spoglądał na nią podczas jej zabiegów, jednak na razie nie chciała tego sprawdzać. Gdyby tak nie było, okazałoby się, że to jednak ona się w niego wpatruje. 

Wykład rozpoczął się i gdyby Alaesha stała, to nogi ugięłyby się pod nią. Na mównicę wyszedł znajomy jej profesor z uczelni — znany niestety z najnudniejszych wykładów. Wiedziała już, że z jego prezentacji nie wyniesie nic, czego już by nie wiedziała i musiała przetrwać do następnego prelegenta. Niemniej i tak nie miała co robić, więc próbowała się skupić i zapamiętać cokolwiek, podrygując przy tym nogą. Po kilkunastu minutach poddała się, zapadając się mocniej w wygodny fotel. Zerknęła na swojego towarzysza i zauważyła, że jego policzek delikatnie drga. Zaczęła się zastanawiać, czy długowłosy chciał być na tym wykładzie, czy może uczestniczył w nim jedynie z woli klanu, który jak wiadomo, kładł duży nacisk na tradycję.
Rany, ale nudy... — Westchnęła pod nosem, jednak trochę zbyt głośno, niż miała w zamiarze.

@Yōzei-Genji Setsurō
Itou Alaesha

Kurō Satō and Satō Kisara szaleją za tym postem.

Yōzei-Genji Setsurō

Pon 22 Sty - 12:26

   Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że miejsca takie jak to są przedmiotem zainteresowania Setsurō. To prawda, że dla każdego członka klanu kultura – przede wszystkim własnego kraju – stanowiła znaczącą część życia, lecz… teatr – jako medium – nie był w stanie karmić wszystkich zmysłów jednocześnie, a co za tym idzie, w pełni zaspokoić głodu Yōzeia. Istniała jednak rzecz, która w jego hierarchii wartości znajdowała się ponad pragnieniem wrażeń – praca. To właśnie w związku z nią pojawił się dzisiaj tutaj jako straż Sagi. Nie robił tego wbrew swojej woli; służenie rodzinie uważał za honor, a kwestia honoru była dla Minamoto przecież równie ważna co ideologia bushidō dla samuraja. Utrzymanie bezpieczeństwa Shizuru było jednym z jego obowiązków, przed pełnieniem których Setsurō nie miał zamiaru się bronić, niezależnie od swoich uczuć. Być może po tych wszystkich latach spędzonych razem zaczął również lubić obecność Sagi w swoim pobliżu, ale temu już nie poświęcał myśli; wolał je zachować na odparcie wymierzonego w niego ataku. Trudno byłoby mu zachować przytomność umysłu jako osobie, która z taką łatwością oddaje się we władanie emocjom. Bez względu na ich relację, nie buntował się przeciwko “woli swojego pana”, życie w zgodzie z którą już Tsunetomo w Hagakure określił jako wartość samą w sobie. Shizuru nie przygotowano do walki – nie w takim jej znaczeniu w jakim trenowano Setsurō. Psychicznie umiał zdominować swojego przeciwnika, jednak fizycznie, zwłaszcza biorąc pod uwagę ograniczenia jego własnego ciała, musiał ulec konieczności szukania oparcia w rodzinie Yōzei. Przeszkoda na drodze jego światła rzucała cień, którym Setsurō był zarówno w przenośni, jak i dosłownie – idąc teraz za nim w odpowiedniej odległości; takiej, którą nie zmniejszał sobie pola widzenia. Shizuru znajdował się w jego środku, ale to nie na niego patrzył; niebezpieczeństwo zawsze przecież musiało przyjść z zewnątrz; z kąta oka. Tygrysie spojrzenie zatrzymało się na sylwetce nieznajomego, który stanął przed Sagą, żeby się z nim powitać. Shizuru nie musiał odwracać do niego wzroku, żeby wiedzieć, jak zareagował na to Setsurō; uniósł dłoń w geście, którego znaczenie można było zamknąć w jednym słowie: “nie”. Tak więc czekał, nie ruszając się, aż ich rozmowa naturalnie przejdzie do pożegnania.
   Wszedł za mężczyzną do teatru, zajmując miejsce obok niego. Był jednym z honorowych gości – przez co Saga zmusił go do założenia garnituru – ale nie wiedział, na co go w ogóle zaproszono. Sztukę? Nie było po nim widać żadnej związanej z tym ciekawości; wręcz przeciwnie, ze znudzeniem oparł rękę na podłokietniku, a kość policzkową – na wierzchu jednej z dłoni, drugą kładąc na udzie. Nie udało mu się zamaskować w ten sposób drżenia policzka; nie przed okiem Shizuru, który spojrzał na niego, niczego jednak na ten temat nie mówiąc. Nie rozmawiali ze sobą – bo wymian zdań, jakie prowadzili, nie mógł nazwać rozmową – odkąd po raz ostatni spotkał się z Ryomą. Miał wrażenie, że Saga... przestał mieć do niego zaufanie. Tylko dlaczego? Przecież nie mógł wiedzieć o tym, że widział się z Bakinem. Miał z nim kontakt tylko we śnie, a – o ile mu było wiadomo – Shizuru, pomimo imponującego wachlarza umiejętności, nie potrafił czytać w myślach.
   Jego uwagę odwróciła zadanym przez siebie pytaniem kobieta, której odpowiedział ruszając twierdząco głową. “Tak.” Nie spojrzał na nią; nie obchodziło go, kto siedzi obok… w przeciwieństwie do niej, bo przedstawiła mu się, wyciągając do niego dłoń. Dopiero teraz zasłużyła na jego wzrok, a przede wszystkim na błysk zainteresowania, który można było dostrzec w oczach Yōzeia. Czy nie widziała maski lisa? Nie. Musiała ją widzieć, a więc być może – jak wielu ludzi, zwłaszcza pochodzących z innych dzielnic – uważała istnienie klanu w jego dawnej formie za formę atrakcji turystycznej, potęgę Minamoto sprowadzając do legend opowiadanych obcokrajowcom. Cokolwiek o nim myślała, czekała teraz na jego ruch… więc go wykonał, wymieniając z nią uścisk dłoni i imię, swoje nazwisko (średnio popularne) zostawiając dla siebie:
   — Setsurō.
   Wykorzystał czas, który mu dała, szukając wygodnej dla siebie pozycji, na przejście spojrzeniem po jej ciele. Nie wyróżniała się niczym wśród innych gości jej płci; kobiet takich jak ona w Japonii było pełno – średniego wzrostu, z czarnymi? (ciemności rzędu, który zajmowali, nie było w stanie sięgnąć sceniczne światło, więc miał problem z dokładnym określeniem ich koloru) włosami i brązowymi oczami. Była ładna, oczywiście, nie miał zamiaru zaprzeczać temu stwierdzeniu, ale wśród zaproszonego tu towarzystwa wiele kobiet miało podobną do niej urodę. Nie była więc, ujmując rzecz łagodnie, niczym specjalnym pod tym względem, a ostrzej – musiało mu się bardzo nudzić, żeby w tak przeciętnej osobie szukać sobie rozrywki. Zmarszczył brwi, a następnie zwrócił wzrok z powrotem na scenę, na której, ku jego rozczarowaniu, pojawił się mężczyzna, jakiego znał już z jego rozmów z Sagą. Potrafił godzinami opowiadać mu o uczelni, na jakiej wykładał, o swoich studentach, o technikach malarstwa… – słowem: o wszystkim, o czym Setsurō nie był w stanie słuchać przez dłużej niż kwadrans. Nie wiedział, czy Shizuru rzeczywiście jest aż takim wielbicielem sztuki, czy też utrzymywanie kontaktów z osobami ze środowiska akademickiego było dla niego zwyczajnie użyteczne jako polityka. Jeśli to drugie, to według Yōzeia płacił za to zbyt wysoką cenę. Ale czy jakakolwiek mogła być wystarczająco niska?
   Kobieta jednak nie miała zamiaru potulnie zgodzić się na bycie przez niego ignorowaną. Nie mógł się powstrzymać przed zwróceniem uwagi na to, jak Itou zapada się w fotel niczym studentka na wykładzie. Skąd się tu wzięła? Nie miał pewności, czy wejście tu dzisiaj wymagało formalnego zaproszenia – Saga i tak zawsze otrzymywał je od swoich przyjaciół – ale siedziała na miejscu, które na ogół, jak było powszechnie wiadomo, było zarezerwowane dla Minamoto. Być może nie była tego świadoma. Shizuru z westchnieniem podążył za jego wzrokiem, chcąc dowiedzieć się, co tak bardzo odciąga jego spojrzenie. Yōzeiowi nie udało się zobaczyć w jego oczach żadnego zdziwienia faktem, że ta kobieta siedzi obok. Znał ją więc, ale skąd? Setsurō nie miał pamięci do twarzy. Itou Alaesha. Nie umiał sobie przypomnieć, gdzie już widział ten podpis. …podpis?
   Rozszerzył powieki w reakcji na jej stwierdzenie, za chwilę jednak zwężając je w rozbawieniu. Czy zawsze mówiła to, co myślała? Nie wiedział oczywiście, jaka była między nimi różnica wieku, ale przez takie postępowanie nie mógł na nią patrzeć inaczej niż na szczeniaka, który nie wiedział jeszcze, że nie zachowuje się właściwie. Była w tym – pozytywnie według niego, jednak z pewnością negatywnie według niej – w jakimś sensie urocza. I potwierdzał to tylko sposób, w jaki uścisnęła mu dłoń – z siłą, która wyrażała chęć kontroli nad sytuacją. Dla kogoś takiego jak on wydawał się być wręcz zaproszeniem do zniszczenia iluzji, jaką sobie stworzyła, ale aktualnie sam był przecież na smyczy Shizuru, a ta była dość napięta.
   — To jakaś forma masochizmu, że tu wciąż jesteś? — pytanie ledwo zeszło z jego warg – nie wiadomo, czy dlatego, że zostało jej zadane tak leniwie, czy dlatego, że uważał podnoszenie głosu w teatrze za brak taktu. To było oczywiste, że nie chciała tu być już od początku, więc nie mogło chodzić o fakt, że to konkretne przedstawienie nie spełniało jej oczekiwań – a jednak siedziała na miejscu, zdaje się że z zamiarem dotrwania do samego końca.
Yōzei-Genji Setsurō

Satō Kisara and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Itou Alaesha

Sro 24 Sty - 13:00
Nie miała zamiaru zwracać na siebie uwagi. Najzwyczajniej w świecie usiedzenie w miejscu, gdy była znudzona, było dla niej horrendalnie trudne. Jeśli byłaby zmuszona usiąść na widoku, spięłaby się z całych sił, aby było to jak najmniej widoczne. Mimo wszystko i tak co chwilę zmieniałaby subtelnie pozycję, poprawiała włosy, skubała rąbek materiału z ubrania lub bawiła się wisiorkiem naszyjnika. Wiele osób uznałoby tego typu gesty za zaczepne, a może nawet zachęcające do flirtu. Prawda jednak była taka, że pewnego rodzaju nadaktywność towarzyszyła jej na co dzień, a nasilała się wtedy, gdy musiała się w niej ograniczać lub gdy dopadał ją stres. Zdawała sobie sprawę z tego, że inni ludzie potrafili skupiać się dłużej, bez większego problemu, nawet na niezbyt interesujących rzeczach. Niemniej Itou nigdy tej sztuki nie opanowała i przestała się za to ganić. Była taka, jaka była.

W ostatnim rzędzie prawdopodobieństwo szybkiego rozpoznania było dla niej niewielkie. Tym samym, przynajmniej do pierwszej przerwy w wykładach, mogła zrezygnować z części konwenansów. W trakcie przerwy z pewnością się to zmieni, gdy ludzie uformują się w małe grupki dyskusyjne, w które raz po raz będzie wciągana. Kto wie, czy wtedy też ktoś uprzejmy nie przekona jej do zmiany miejsca. Póki mogła, cieszyła się odrobiną swobody, choć jednocześnie marzyła o końcu bieżącego wykładu.

Celem Alaeshy nigdy nie było bezpośrednie stanie w światłach reflektorów, ponieważ ceniła sobie prywatność i względny spokój swojego życia. Mimo tego niejednokrotnie przekonała się o tym, że musi dbać o bycie rozpoznawaną w kulturalnym półświatku, ponieważ gwarantowało jej to stały przypływ klientów. Obecnie jej malarstwo było na fali popularności, jednak nie o to jej chodziło. Nie chciała, aby jej sztuka została potraktowana jak intensywny, ale krótki błysk supernowej. Itou zależało na możliwości tworzenia, ponieważ nie wyobrażała sobie bez tego życia. Do tego natomiast potrzebowała zbudować renomę utalentowanej malarki — dla swojego celu była skłonna się natrudzić, choćby i na nudnych wykładach. Wbrew pozorom było to dla niej cięższą pracą niż malowanie obrazów od świtu do zmierzchu. Na szczęście pewna doza ekscentryczności skutecznie wspierała jej artystyczny wizerunek. Zresztą ekspresję jej osoby łatwo było znaleźć również w jej obrazach, co w nietypowy sposób uwiarygodniało sztukę Alaeshy.

Przywitanie mężczyzny było krótkie i zdawkowe. Itou poczuła chłód płynący od czarnowłosego, tak, jakby by niezadowolony, że wyrwała go z zamyślenia. Zaoferował jej jedynie swoje imię, co jednak sprawiło, że Ala uśmiechnęła się nieznacznie pod nosem. Zazwyczaj to ona przedstawiała się w taki sposób, jednak w mniej formalnych okolicznościach. Był z niego cwany lis, co zresztą zgadzałoby się z noszoną maską. Gdy dostrzegła ją u boku Setsuro, jak przedstawił się siedzący obok mężczyzna, przeszło jej przez myśl, czy maski przypadkiem nie są przydzielane według cech charakteru. Po powitaniu Setsuro wrócił do swoich rozmyślań, a Itou na rękę był brak dalszej, wymuszonej pogawędki.

W trakcie wykładu rozmyślała nad tym, że usiadła akurat koło członka klanu. Cóż dziwnego było spotkać osobę ze zwierzęcą maską w teatrze wspieranym przez Minamoto? W zasadzie nie było w tym absolutnie nic nadzwyczajnego. Choć próbowała się przekonać, że to nic takiego i przecież niejednokrotnie na ulicy widywała członków Minamoto, to pełna powagi postawa mężczyzny wzbudzała w niej drgający pod skórą niepokój. W zasadzie jak to było możliwe, że mieszkając całe życie w Asakurze nie znała osobiście nikogo z klanu?

Odsunęła od siebie niespokojne myśli, próbując wrócić do słuchania wykładu. Niestety, było to naprawdę trudne zadanie, bo prelegent nie dość, że przedstawiał materiał w nużący sposób, to jeszcze co chwilę gubił wątek i zaglądał do notatek. Ledwie skończyła swoje westchnienie i już wiedziała, że było ono zbyt głośne.

Setsuro poruszył się na krześle, by w chwilę potem sam się do niej odezwać. Przysunął się w jej kierunku i zadał pytanie na tyle cicho, aby tylko ona mogła je usłyszeć. Z początku myślała, że próbował ją zdyscyplinować, jednak drobne zmarszczki w kącikach oczu wskazywały na rozbawienie. Mimo tego poczuła się przeszyta spojrzeniem głęboko brązowych oczu. Czy na pewno chciała wdawać się w rozmowę z członkiem klanu Minamoto? W zasadzie sama ją zaczęła, więc chyba powinna sobie odpuścić ocenianie ludzi po klanie. Nawet jeśli chwilę porozmawiają, to po wykładach każde rozejdzie się w swoją stronę i natychmiast o tym zapomną. Zresztą Alaeshy zdawało się, że Setsuro przyszedł tutaj z kimś. Niestety jego dosyć postawna sylwetka zasłaniała większość prześwitu pomiędzy wąsko ustawionymi rzędami konferencyjnych krzeseł.

Przechyliła się w jego stronę, patrząc jednak w przód. W ten sposób mogli wymienić kilka zdań, wciąż sprawiając wrażenie, że słuchają wykładu.
Hmm, być może... — Powiedziała z widocznym grymasem uśmiechu i zrobiła pauzę. — Choć tak naprawdę, to nie. Temat wykładu leży w moich zainteresowaniach. Problem stanowi nieprzygotowany prowadzący, który właśnie ten temat zabija.

@Yōzei-Genji Setsurō
Itou Alaesha

Kurō Satō and Saga-Genji Shizuru szaleją za tym postem.

Yōzei-Genji Setsurō

Pią 2 Lut - 6:00

   — To nie kwestia tego — odpowiada, nie odwzajemniając przy tym jej wyrazu twarzy. Dlaczego ma to robić? Przecież nie uśmiecha się do niego. Właściwie to nie uśmiecha się do nikogo poza sobą, a ściślej rzecz ujmując – poza swoimi potrzebami, które w ten sposób spełnia. Uśmiecha się, bo tak trzeba – a Setsurō, w przeciwieństwie do niej, nie zachowuje się jak trzeba. W ciągu swojego życia za dużo czasu spędził na uwięzi, żeby nie wiedzieć, kiedy wolność jest warta ceny, jaką musi za nią zapłacić. Bo płaci – w walucie, którą jest liczba osób, jaka jest w stanie z nim rozmawiać. Daje kobiecie pozwolenie na zrobienie tego samego, co on; pozwolenie, które ludzie – zderzeni z brakiem oczekiwanej przez nich, odpowiedniej socjalnie reakcji – na ogół odbierali jako zakaz. — People are either charming or tedious — uzupełnia swoje poprzednie zdanie, dochodząc do wniosku, że nie jest wystarczająco zrozumiałe same w sobie. — Wilde.Są ludzie, którzy – bez względu na to, co robią – nie mogą zainteresować sobą drugiego człowieka. Jak będzie z nami, Itou? W świetle scenicznego reflektora ta myśl kładzie się na twarzy Yōzeia ledwo widocznym dla oka cieniem.
   Swoboda wypowiedzi jest dla niego ponad wszelkimi ograniczeniami, które chce na nią nałożyć społeczeństwo, dlatego odczuwa zadowolenie, widząc, że jego rozmówczyni musi uważać podobnie; również przecież nie używa wobec niego żadnych zwrotów grzecznościowych. Setsurō ludzi spoza klanu traktuje tak, jak rodzina cesarska traktuje swoich poddanych – z uprzejmością, która, przez różnicę w ich statusie, musi dla nich brzmieć pobłażliwie. Zdaje się nie doceniać ich wartości, ale jednocześnie – paradoksalnie – jego postawa wyraża szacunek w pochylonej w ukłonie głowie. W końcu żadne cesarstwo nie może istnieć bez poddanych, czyż nie? Tylko jego spojrzenie spod na wpół zamkniętych powiek nadaje temu wszystkiemu zmęczonego wyrazu.
   — Itou Alaesha — powtarza, przeciągając literę za literą. Pierwsza część schodzi z jego ust miękko, nie broniąc się przed tym; druga przeciwnie – tnie powietrze ostrością głosek. Dawno już nie było mu dane słyszeć takiego imienia. Słowa walczą ze sobą w sposób, jaki mu się podoba. Chce je powiedzieć raz jeszcze. — Znam cię.
   Wygląda na zadowolonego z faktu, że udało mu się sobie przypomnieć, skąd. Teraz już wie, dlaczego miał taki problem ze znalezieniem jej obecności w swoich wspomnieniach – nie mógł tego zrobić, bo w życiu jej nie widział. Nie miał zamiaru dzielić się z nią tą informacją, ale poczuł na sobie jej wzrok, a w nim – nieme pytanie, na które nie może już nie odpowiedzieć:
   — Miałem na myśli, że znam twoje imię — wyjaśnia — z obrazu w moim domu — a technicznie rzecz biorąc, domu Shizuru. Nie on go kupił – o ile zaszła tu w ogóle jakakolwiek sprzedaż. Możliwe, że dała mu go w formie prezentu. Jest tyle powodów, dla których mogła to zrobić, że mężczyźnie nie chce się o nich myśleć. — Być może jednak to rzeczywiście znaczy, że cię znam – a przynajmniej że znam cię bardziej niż przeciętną osobę — mówi żartem, z każdym słowem jednak coraz bardziej poważniejąc. — Jeśli sztukę tworzą emocje, to dzielenie się nią ze światem to już forma wspólnego doświadczania życia.
   Przechyla głowę na bok, jak pies, którego coś zainteresowało, wracając tonem do poprzedniego rozbawienia:
   — Bo to chyba nie była kopia „Jelenia na rykowisku” zrobiona dla kolejnego bogatego idioty? — Uśmiecha się połową ust. Saga kładzie dłoń na jego ramieniu, zwracając mu uwagę na to, że nie powinien tu mówić. Oczywiście.Uważaj teraz na to, co odpowiesz, bo ten idiota jest tu ze mną.
   Patrząc na scenę, nie słuchał już wcale prowadzącego. Po wykładzie będzie mógł robić co chce – a wśród robienia co chce nie było wracania do domu. Jeżeli zamierza się bawić, potrzebuje jednak towarzystwa. Dlaczego nie znaleźć go już teraz? Teatr nie jest odpowiednim miejscem do rozmów – co do czasu ostrzeżenia Shizuru ignorował – lecz będzie musiał w jakiś sposób przekonać Itou, żeby zgodziła się mu go dotrzymać po wyjściu. To wyzwanie w ogóle mu jednak nie przeszkadza. Lubi tę zabawę w drapieżnika i ofiarę, która zwykła wywiązywać się z kontaktu między mężczyzną z kobietą. W porównaniu z tym, co robi na co dzień, taka forma presji jest dla niego… komfortowa. To jej brak wywołuje u niego niewygodne uczucia jako właśnie coś niecodziennego. Poza tym, ostrzenie sobie zębów na czymś takim nie naraża go na ich złamanie, a bardzo ich potrzebuje.
   A więc kiedy nadchodzi przerwa – po westchnieniach wśród widowni zdaje się, że upragniona nie tylko przez niego samego – odnajduje wzrokiem kobietę. Jest obecna, ale wygląda tak, jak gdyby nie chciała tu być. Dlaczego? Wymienia kilka słów z Shizuru, upewniając się, że nie jest w tym momencie obiektem jego zainteresowania – zaczął rozmowę z jednym z wielu zapewne bardzo-wpływowych-politycznie ludzi (nie obchodzi go to) – i podchodzi do Itou, zachodząc ją w sposób, którego mogła się nie spodziewać, tak bardzo zajęta unikaniem kontaktu.
   — Została połowa. — Opiera się plecami o ścianę obok niej. — Jak myślisz, ile razy jeszcze powie “proszę państwa, ale to jeszcze nic”?
   Nie interesuje go to wcale; mówi cokolwiek, co ślina przyniesie mu na język, w tym czasie obserwując Alaeshę. Właściwe dla niej zachowania. To, jak na niego reaguje. Zbiera na jej temat informacje tak, jak robi to w przypadku swoich celów. Taki już jest; nie umie przestać. Dla niego to poznawanie kogoś – dla innych prześwietlanie ich wzrokiem. Ale być może ona, jako sławna osoba, była do tego przyzwyczajona.
   — Wiesz — zniża głos do szeptu — powinnaś mi dziękować. Dzięki mnie nie musisz rozmawiać z nimi — Wskazuje głową grupę kilku mężczyzn, którzy zatrzymali na niej wzrok, ale, dostrzegając Setsurō, nie podeszli. Odwzajemnia wzrok jednego z nich spomiędzy kosmyków czarnych włosów, które spadły mu na oczy, kiedy pochylił głowę w typowym dla Kubricka spojrzeniu. — A może przeze mnie? Czy to część twojej pracy, Itou? Robienie tego, co trzeba?
   Zdanie jest na pozór jednoznaczne, jednak – znowu – to w oczach Yōzeia można znaleźć drugie dno; w nich i w kąciku ust uniesionym w uśmiechu. Odpycha się od ściany, żeby stanąć przed Alaeshą.
   — Chcę kupić czas, który byś im sprzedała.
   Oczywiście nie chodzi mu o pieniądze, ale przecież Itou jest wystarczająco inteligentna, żeby to wiedzieć. Mimo że nie zamienili ze sobą zbyt wielu słów, i tak zdążył odnieść wrażenie, że nie ma do czynienia z kimś głupim. Oferuje wykonanie jej pracy za nią. W środowisku takim jak to, uznanie Minamoto – patrona sztuki – miało swoją wartość.  
   — A jeśli w związku z tym poczujesz do mnie wdzięczność, to pokażesz mi w zamian, jak to powinno wyglądać.
   Nie mówi ani o dacie, ani o miejscu spotkania – zdaje się więc, że zaproszenie jest niezobowiązujące. Komplementuje ją nim przy tym. Ale jest coś, przez co jego rozmówczyni ma wrażenie braku możliwości odmowy – czy to przez jego ton, czy lisią maskę zawieszoną u boku. Ta władczość ogranicza się jednak tylko do samego sposobu bycia Setsurō. Fizycznie wciąż utrzymuje między sobą a Alaeshą dystans, woląc, zdaje się, wejść jej do głowy; doprowadzić ją do myśli, że nie ma dokąd uciec, niż rzeczywiście odbierać jej tę drogę ucieczki. W przypadku kiedy dzieliła go od niej aż taka różnica wzrostu i wagi, była to jedyna opcja, która pozostawiała tej zabawie jakikolwiek sens. Nie żeby rzeczywiście miał zamiar ją do czegokolwiek zmuszać; gra była zabawna tylko wtedy, kiedy grało w nią dwoje osób.
Yōzei-Genji Setsurō

Satō Kisara, Itou Alaesha and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.

Itou Alaesha

Sob 3 Lut - 20:49
Czy w innych okolicznościach dyskusja z nieznajomym by ją wciągnęła? Być może, choć nie miała takiej pewności. Niemniej, w tym właśnie momencie i tym konkretnym miejscu, rozmowa wydawała się ekscytująca — i przyjemnie nieodpowiednia. Słuchając wypowiadanych po cichu, jednak jak najbardziej wyraźnych słów Setsuro, poczuła dreszcz zaciekawienia. Zignorowała pierwsze słowa mężczyzny — raz powiedziała, co sądzi i nie miała zamiaru tego udowadniać — przechodząc do ciekawszego dla niej tematu. Zamyśliła się nad przytoczonym aforyzmem.

Charming or tedious...  — Głucho powtórzyła angielskie wyrazy, wymawiając je czysto i bez japońskiego akcentu.  — Nie, wcale nie... To by było zbyt proste. — Dokończyła, wciąż nie będąc do końca obecną tu i teraz, jakby myślała na głos. Nastała cisza i w momencie, w którym wydawałoby się, że to wszystko, co miała do powiedzenia, spojrzała na Setsuro i zaczęła kontynuować. 
—  W jaki sposób mielibyśmy podzielić ludzi na czarujących i nudnych? Jaki miałby być uniwersalny klucz? Autor podał inną propozycję na podział ludzi, poza byciem dobrym i złym, lecz to po prostu kolejne mylne podejście. Co dla Ciebie będzie nudne, dla mnie może być szalenie ciekawe. Wszystko jest zależne od człowieka i jego upodobań. Tak więc... tworzenie kolejnego sztucznego podziału jest bezcelowe. — Skończyła mówić i rozejrzała się, czy jej przemowa nie wzbudziła większego poruszenia. Okazało się, że tak, jednak nie było ono negatywne. Dostrzegła kilkoro ciekawie nadstawionych uszu, prawdopodobnie próbujących się rozerwać w trakcie śmiertelnie nudnego wykładu. Przyparła plecy do fotela i wróciła wzrokiem do rozmówcy. Nie wiedziała, jakiej odpowiedzi się po nim spodziewać. Zebrała jeszcze zbyt mało informacji i wrażeń na temat swojego oponenta w słownej szermierce.  — W imię rozrywki będzie za wszelką cenę trzymać się swojego zdania, czy podejmie się polemiki? — Zastanawiała się. 

Usłyszała swoje imię i nazwisko i w pierwszym odruchu zdziwiło ją, że mężczyzna je wymawia. Nawet przebiegł jej przez głowę podziw nad jego pamięcią. Alaesha, w odróżnieniu, prawie nigdy nie była w stanie zapamiętać rzuconych niedbale personaliów. Niemniej ostre i jakby triumfalne znam cię, przeszyło ją jak sztylet. Czyżby zabawa skończona? 
Och, czyli to tyle z mojej anonimowości? — Szepnęła bardziej do siebie niż rozmówcy. On jednak kontynuował, a kontynuował całkiem interesująco. — Ma mój obraz? Niemożliwe. Pamiętam, komu sprzedaję moje dzieła. — Przyjrzała mu się uważniej, dając dokończyć nieoczekiwanie rozwiązanemu językowi. 
W takim razie znasz mnie już całkiem dobrze, ponieważ moja sztuka jest wyjątkowo emocjonalna. W zasadzie mogłabym nic więcej nie mówić, bo wszystko o mnie wiesz. — Powiedziała słodko, z uśmiechem, w którym jednak błąkały się cyniczne nuty. Setsuro jednocześnie miał rację i wcale jej nie miał. Obrazy Itou były w całości jej odczuciami. Zawsze, każdorazowo. Jednak to jeszcze nie znaczyło, że ją znał. Jeden obraz mógł co najwyżej odrobinę przybliżyć go do jej punktu widzenia świata. O ile przynajmniej naprawdę mu się przyjrzał.

Kolejne słowa mężczyzny mocniej wstrząsnęły Alaeshą. Z początku nie rozumiała, o kim mówi, po czym dostrzegła osobę siedzącą obok niego. Patrzyła na jasną i poważną twarz — twarz, którą z pewnością znała... Przeszedł jej po plecach dreszcz. Saga-Genji Shizuru, polityk. Nie darzyła polityków sympatią, a ten rodzaj profesji, choć był w jakiś sposób potrzebny, zawsze pozostawiał w niej nieprzyjemny, fałszywy ton. 
W wyniku gestu Shizuru poniekąd również poczuła się uciszona. Schowała się za sylwetką Setsuro, wracając myślami do jego wcześniejszych słów. Obraz w moim domu... Rzeczywiście, kiedyś sprzedała obraz, ale... Sadze. Zatrzymał się kiedyś przed jej galerią, po czym wszedł do środka i kupił za gotówkę największy (i najdroższy) obraz z wystawy. Tak po prostu. Zajęło to nie dłużej niż 15 minut, przy czym większość czasu poświęciła na zabezpieczenie płótna. Saga wtedy zostawił przed wejściem do galerii jakiegoś mężczyznę. Czyżby...?
Jeżeli mówimy o tym samym obrazie, to nie był on robiony na zamówienie. — Nic więcej nie była w stanie powiedzieć i zamilkła. Z dziwnej sytuacji wyratowała ją upragniona przerwa. Tak spokojnie, jak była tylko w stanie, poderwała się z fotela i skierowała kroki w stronę formującej się grupki osób. Alaesha była całkiem dobra w udawaniu, że pilnie słucha swoich rozmówców, dlatego pozwoliła sobie na odpłynięcie myślami.

Rozum Alaeshy niezbyt pojmował, dlaczego musiała się tak zerwać, niemal uciec od tamtej rozmowy. Aczkolwiek trzewia podpowiadały jej coś innego. Poczuła się prześwietlona, przykuta do fotela, na który został skierowany ostry snop reflektora. Jak to możliwie, że przypadkowo usiadła koło polityka i... kogo właściwie? Kim on był? Stanęła w taki sposób, aby móc znad ramienia jednej z osób zerknąć na Setsuro. Widziała w nim wiele sprzeczności. Elegancki garnitur nie pasował do buntowniczej, długiej fryzury. Rozbawiony ton jego słów nie odpowiadał wypowiadanej treści. Początkowy chłód, wręcz ignorancja przy powitaniu, miał się nijak do nagłego zainteresowania, którym ją teraz obdarzył. — Czyżby mieszkał w domu Sagi? Jest jego kochankiem? — Pomyślała, jednak szybko odsunęła od siebie tę opcję. Być może, jednak to mało prawdopodobne, aby polityk z tradycyjnej linii mógł sobie na to jawnie pozwolić. Może był jego obstawą? Jednak jak śmiałby nazwać go idiotą, gdy ten siedział tuż obok? 

Mężczyzna był dla niej wielką niewiadomą i gdy zdążyła uspokoić myśli, zapragnęła dowiedzieć się więcej. W pośpiechu, jakby w akcie autosabotażu, i tak zostawiła swoje rzeczy na fotelu, więc po przerwie musiała tam wrócić. 
Jedną z jej cech będącą zarówno przywarą, jak i zaletą, był pociąg do inności — ludzi nietypowych i wyróżniających się. Dzięki temu potrafiła znaleźć nieoszlifowane diamenty, ale też nie raz natknęła się na nieodpowiednie osoby. Jeszcze nie wiedziała, do jakiej kategorii może należeć Setsuro i czy w ogóle do którejkolwiek  będzie należeć. 

Jej grupka dyskusyjna w końcu się rozpierzchła. Zanim zaczęła rozglądać się za nowym towarzystwem, stanęła pod ścianą i wzięła głęboki oddech. W poszukiwaniach ubiegł ją sam Setsuro,  znienacka oferując swoje towarzystwo.
Ponownie ją czymś zaskoczył — nie pomyślałaby, że z własnej woli do niej podejdzie. W tym momencie już przyglądała mu się z zaciekawieniem, lustrując ruchy, gesty, ubranie i sylwetkę. Nie spodziewała się, że jest na tyle wysoki — nawet w obcasach był od niej wyższy o więcej niż głowę. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że mężczyzna po prostu chce z nią rozmawiać. I nie było to spowodowane jedynie nudą. 
O, proszę państwa, czyżby ktoś jednak słuchał wykładu? — Nie odpowiedziała na jego pytanie, przechodząc od razu do zaczepki. Kątem oka zauważyła, że w ich kierunku zmierzała grupka mężczyzn, wśród której był nieprzychylny jej krytyk. Co jednak było ciekawe, po spojrzeniu na Setsuro lekko skinęli głowami i poszli dalej. — Rany, kim jest ten człowiek? Czy tylko ja go nie znam i właśnie popełniam jakieś faux-pas? A może chodzi tylko o maskę? — Przebiegło Itou przez myśl.
Dlaczego zakładasz, że nie chciałabym porozmawiać z tymi miłymi panami? — Na jej wargach zadrgał uśmiech. Musiałaby samą siebie oszukiwać, gdyby powiedziała, że chce. Niemniej miała ochotę podroczyć się z nadto pewnym siebie okazem mężczyzny. 
Dziękować? To raczej mi ludzie dziękują — gdy kupują moje obrazy. Może właśnie odstraszyłeś moich potencjalnych klientów... lub załatwiłeś mi nową klientelę. Tego jeszcze nie wiem. — Spojrzała na niego badawczo i dodała. 
Cóż, jeśli chce się robić to, co się kocha, to czasem warto dla tego zrobić coś, co trzeba. Ty nigdy nie robisz tego, co należy? Wydawało mi się, że masz, i to nawet w tym momencie, pewne zobowiązania. — Wskazała czubkiem brody w kierunku Shizuru. 

Obserwowała, jak brunet odsunął się od ściany i staną naprzeciwko. Górował nad nią, co jednak było dla Alaeshy przyjemnym odczuciem. Lubiła wysokich mężczyzn i pomimo własnego średniego wzrostu, rzadko kiedy ograniczała się do jedynie akceptowalnych różnic w centymetrach. Im wyższy, tym lepiej, chyba że potencjalny jegomość był w stanie nadrobić wzrost okazałością charakteru. Dla Itou osobowość była kluczowa, aby mogła obdarzyć kogoś zainteresowaniem.
Propozycja kupna jej czasu była śmiała, przyprawiona szczyptą bezczelności, jednak również najzwyczajniej miła. Człowiek stojący przed nią był nietypowy i wzbudzał w niej na zmianę różne reakcje: freeze, flight, fight... Był niebezpiecznie wciągający.
Chcesz kupić mój czas, jednak to ja mam okazać Ci wdzięczność? Ciekawa to transakcja — czyżby barter? — Nie poczuwała się do żadnej konkretnej odpowiedzi. Powolnie oparła się łopatkami o ścianę, patrząc cały czas w oczy Setsuro. Czuła presję, jaką chciał na niej wywrzeć, jednak najwyraźniej jego zabiegi miały na nią odwrotny efekt. Wcześniej, gdy próbował z nią żartować, wystraszył ją, lecz teraz Itou pożerała ciekawość. Czego może od niej chcieć? Czemu zależy mu na rozmowie właśnie z nią? Wątpiła, by chodziło o jeden obraz, który kojarzył. Jej nazwisko nie był aż tak znane, by robiło takie wrażenie — a już z pewnością nie na mężczyznach. 

@Yōzei-Genji Setsurō
Itou Alaesha

Satō Kisara, Yōzei-Genji Setsurō and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.

Yōzei-Genji Setsurō

Sro 7 Lut - 8:55

   Lubi sposób, w jaki brzmi jej głos, kiedy mówi do niego w innym języku; jak śpiew, w którym nie ma fałszu. Ponieważ znaczenie słów nie przychodzi do niego tak naturalnie, jak w przypadku japońskiego, przez chwilę może – zamiast zdania – słyszeć melodię, którą kobieta gra na swoich strunach głosowych jak na instrumencie. Mimo tego, że sam uczył się angielskiego od dziecka – co być może było wbrew związanym z przeszłością wartościami klanu, ale za to jak najbardziej zgodne z przyszłością, z którą przecież będą musieli się zmierzyć – wciąż brzmi jak cudzoziemiec. Nie potrafi uwolnić się od tonicznego akcentu; intonuje odpowiednią sylabę w wyrazie, ale robi to, wypowiadając ją wyższym lub niższym tonem. Ona nie ma takiego problemu. Przez moment zastanawia go w jaki sposób zdołała nauczyć się angielskiego w takim stopniu w kraju Dalekiego Wschodu, tak przecież zamkniętym na zachodnią kulturę, ale myśl ta przechodzi mu przez głowę bez żadnego następstwa w postaci słów. Treść wypowiedzianych przez nią zdań przyciąga jego uwagę bardziej niż ich brzmienie. Kobieta zachowuje się jak kot, który atakuje go, nie mając przy tym wyciągniętych pazurów. Mimo wszystko postanawia się bronić, uznając, że tego właśnie od niego oczekuje. Spełnia się więc jedna z dwóch wersji wydarzeń przygotowanych przez Itou. Mężczyzna lubi bowiem bawić się słowami tak bardzo, że umie kłócić się również na temat, na który nie ma żadnej opinii. Wybiera po prostu stronę przeciwstawną do tej wybranej przez swojego przeciwnika.
   — Cóż. Właśnie w tym rzecz – to moje zdanie — odpowiada tonem, w którym – mimo powagi – da się usłyszeć zapowiedź śmiechu. — Dlaczego ma mnie w tym kontekście obchodzić to, co myślą inni? A dla mnie — mówi po przerwie dalej, zwracając ku niej spojrzenie oczu, których tęczówki – przez półmrok – zdają się być pozbawione koloru, zlewając z czernią źrenic – he is tedious – and you are charming – przechodzi na angielski; drżenie jego głosu, pochodzące z głębi klatki piersiowej, zdradza, że teraz już z całą pewnością tłumi w niej śmiech. — Nie sądzę, że może zrobić coś, przez co moja opinia o nim ulegnie zmianie. Ty też już nie możesz. Przykro mi. — Przechyla głowę, tym razem na drugi bok, wciąż wyglądając przy tym… szczenięco. — Kłamiesz, twierdząc, że jesteś ponad to. Wiesz, jaka jest prawda? Jesteś człowiekiem jak ja, a ludzie nie umieją się powstrzymać od dzielenia na kategorie, świadomie lub nie. — Uśmiecha się – nie w pełni jednak, bo znowu, jak zawsze, połową ust; druga, przez paraliż mięśni twarzy, nie jest w stanie odpowiednio zareagować. — Sama już to ze mną zrobiłaś. Nie jest tak, Itou? — zwraca się do niej właściwie przecież normalnie, tak jak powinien, ale w nacisku, jaki kładzie na jej imię, jest jakaś forma agresji, którą zdaje się chcieć wziąć je sobie na własność, mimo że to niemożliwe. — To sposób na organizację złożonej rzeczywistości wokół siebie; fragmentację jej. Strategia przetrwania tak podstawowa, że… wręcz na poziomie id, jeśli lubisz Freuda. Ja nie lubię. W każdym razie – tak, subiektywne odczucie. Więc jeśli chodzi o mój brak obiektywizmu, to oczywiście masz rację.
   Wbrew wnioskowi, jaki można wyciągnąć na podstawie jego tonu, w ogóle nie zależy mu na tym, żeby Alaesha zgodziła się z jego zdaniem na ten temat. Wręcz przeciwnie, chce, żeby dalej mu zaprzeczała. To chęć doświadczenia jej reakcji powoduje, że chce kontynuować prowadzoną z nią rozmowę; odpowiedź na pytanie, co powie, kiedy odda jej atak.
   — Ach. Więc nie chciałaś być znaleziona? — Już może się śmiać, więc to robi, wciąż jednak dostosowując się głośnością do miejsca, w jakim się znajdowali. — Możesz się znowu schować, jeśli chcesz, jednak po co grać w grę, która nie jest fair? Znajdowanie ludzi to moja praca. — W jego głosie wciąż słychać echo śmiechu, które nadaje słowom niewinnego brzmienia. — Tak jak mówisz, nie mamy już po co ze sobą rozmawiać. Ale lubię twój głos, Itou, więc jeśli chcesz mówić, to możesz powiedzieć mi wszystko to, co już o tobie wiem, a ja i tak będę słuchać — również ironizuje, tak jak ona. Zdaje sobie sprawę z faktu, że znajomość jednego jej obrazu – zakładając przy tym, że w ogóle właściwie go zinterpretował  – to zaledwie kawałek jej życia. A to, jak ciasto, kusiło smakowaniem następnego. — Sprawdzimy moje zdolności aktorskie, bo specjalnie dla ciebie będę udawać, że nie wiedziałem niczego.

   Stojąc obok niej – już na przerwie – zdaje się nie patrzeć na nią, lecz na ich otoczenie; przechodzi się wzrokiem po tłumie, szukając, ale nie znajdując, bo nie zatrzymuje się na żadnej z widzianych przez siebie osób. Poznaje jednak przy tym ich położenie w terenie. To informacja, która dzisiaj pewnie będzie dla niego zbędna, ale potrzeba jej znajomości wynika z uczonego przez niego latami odruchu. Zachowuje przy tym podzielność uwagi, skupiając się nadal na swojej rozmówczyni.
   — Dlaczego odniosłaś wrażenie, że tego nie robiłem? — Ponownie się uśmiecha, teraz sarkastycznie, bo i zdanie ma taki wydźwięk. — Hm. Myślałem, że unikasz kontaktu z nimi, ale może źle odczytałem język twojego ciała. Mogę się tylko zastanawiać, co autor miał na myśli. — Robi pauzę na westchnienie, którym teatralnie wyraża swoją bezsilność. Jestem na twojej łasce, Itou. Proszę, zdradź mi ten sekret.Oni? — Uśmiech poszerza się do kłów, nabierając dzikiego wyrazu. — Tak, kupią od ciebie obraz. A później powieszą go na ścianie nad telewizorem, tam, gdzie na co dzień nie sięga ich wzrok. — Ostrość słów przechodzi gładko w miękki komplement, którym otula psyche Itou jak szalem. Ten jednak okazuje się szorstki przez łatwość, z jaką go rzuca; nieodpowiednią dla niego, a więc w swojej naturze fałszywą — Galerie sztuki wydają mi się być bardziej w twoim stylu.
   Kiedy wraca do niej spojrzeniem, dostrzega, że tu, w świetle, jej kolor oczu się zmienił. Teraz jest taki sam jak barwa rzeźbionego w jadeicie smoka stojącego w ogrodzie cesarskiego pałacu. Ta zmiana odcienia zaciekawia go tak bardzo, że przez chwilę musi walczyć z samym sobą, żeby nie ująć jej palcami za linię szczęki, przechylając głowę w przeciwnym kierunku. Czy wówczas staną się znowu brązowe? A może ta zieleń przechodzi w niebieski, jak labradoryt? Jaki rodzaj iryzacji w nich zachodzi? Nie ma to znaczenia, ale przez sam fakt, że się nad tym w ogóle zastanawia, koncentruje się na jej oczach za długo, żeby mogła tego nie zauważyć.
   — Mm. Bardzo spostrzegawcze. Mam. Do końca wykładu. — Jest w tym zdaniu pochwała, lecz z rodzaju tych, które kieruje się do dziecka, nie dorosłego, a więc z pozoru lekceważąca jej osiągnięcie. W rzeczywistości, poza ich abstrakcyjną walką na słowa, docenia jednak fakt, że nie musi jej wszystkiego mówić wprost. — Wydawało mi się, że prace kreatywne są z definicji bardziej wolne od mojej. Popełniłem swoją naiwnością błąd nie do wybaczenia, ale pozwól mi chociaż podjąć próbę przeproszenia cię kolacją — idzie nagle w dosłowność, jak drapieżnik zmniejszając koła, jakie wokół niej zatacza. — Lepiej? Wiem, że to niewystarczająca rekompensata, ale– et cetera. Oszczędzę ci dalszej części tego przemówienia, chociaż w połowie robi się naprawdę dobre. Zasłużyłem na szansę na odkupienie swoich win?
   Nie ma żadnej dalszej części, oczywiście.
   — Tak. Zainteresowana?Ale… To oferta ograniczona czasowo.
   Wzrokiem ucieka ku sali; mają jeszcze chwilę. Chwilę, w której wraca do poprzednio zostawionego przez konieczność tematu:
   — I jak tam moja kategoria? — Brakuje w jego głosie poprzednio obecnego w nim przecież przekonania o własnej racji. Wynik tej dyskusji go nie obchodzi; może ją przegrać, bo wygraną dla niego jest możliwość zobaczenia wyrazu jej twarzy, kiedy z taką pasją mówi mu o tym, co myśli. — Wciąż uważasz, że do żadnej nie należę?
   Wykorzystuje to, że kobieta oparła się plecami o ścianę. Pochyla się nad nią, lewą ręką opierając o ścianę obok. Ugina również delikatnie lewą nogę, przerzucając ciężar ciała na biodro. Dzięki temu znajduje się chociaż minimalnie bliżej poziomu jej oczu – może dla własnego komfortu, a może jej, chociaż nie wydaje mu się, żeby ta różnica była dla niej jakkolwiek przytłaczająca.
Yōzei-Genji Setsurō

Satō Kisara, Itou Alaesha and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.

Itou Alaesha

Nie 11 Lut - 23:33
Ściągnęła gniewnie brwi, przysłuchując się kontrze swojego rozmówcy. Wybrał obóz przeciwny do jej stanowiska, czego w zasadzie się spodziewała. Choć Itou lubiła myśleć o sobie jak o otwartej na różne punkty widzenia, to w rzeczywistości nie cierpiała, gdy ktoś zbijał jej racje. Jednak to, co wydawało jej się, że lubi lub nie, nie miało się specjalnie do tego, co ją pociągało. Do kategorii „interesujący” z pewnością nie mogła zaliczyć łagodnych baranków, woląc już być pożartą żywcem, aniżeli znudzoną. Czuła jak krew uderza jej do głowy w chęci obrony własnego zdania. Reakcja była tym silniejsza, że w głębi ducha... mogła przyznać Setsuro wiele racji. W sumie chuj ją obchodzi wyimaginowane zdanie nieosiągalnego, obiektywnego ogółu? Wciąż łapała się w stare pułapki swojego myślenia, sidła skrupulatnie zastawiane od najmłodszych lat w jej umyśle. Być może byłoby jej łatwiej, gdyby potrafiła się jasno zdeklarować po jednej stronie — w głowie Itou stale walczyły dwie racje: te wyniesione z domu i jej własne, z którymi potrafiła się jednocześnie zgadzać lub im zaprzeczać. Zależnie od sytuacji, zależnie od potrzeby
W tym momencie nie chciało jej się miksować bieli i czerni w poszukiwaniu wyważonej szarości. Szarość była mdła, a kobieta czuła, że odrobina więcej braku wyrazistości na tym wykładzie przyprawi ją o prawdziwe mdłości. Zmrużyła oczy i przygryzła wnętrze policzka, gotowa do odpowiedzi, gdy tylko kłótliwy jegomość skończy swoją wypowiedź, która jednak przyniosła nieoczekiwane zakończenie.  — You are charming...  — Wszystkie mięśnie na jej twarzy uległy rozluźnieniu — poza tymi, które poprowadziły jej brwi wysoko ku górze, pozostawiając na chwilę twarz Itou w całkowitym zdumieniu. Nie spodziewała się flirtu. Nie wiedziała, czy sobie tego w tym momencie życzyła
Och...  — Z jej płuc, wraz z resztką wydychanego powietrza, wypłynął krótki dźwięk, który nie przeszkodził mężczyźnie dokończyć wywodu. Całe szczęście, ponieważ jego kolejne słowa przyniosły treść, wobec której już mogła stawić opór.
Nie nawykłam kłamać i mi tego nie wmówisz. — Ruszyła ostro, zapominając, że przecież się nie znają. Najwyraźniej Alaesha była dużo bardziej wrażliwa na to, co mogą myśleć o niej inni, aniżeli deklarował to jej rozmówca.  — Gdybym oceniła Cię po pierwszym wrażeniu — Zerknęła przeciągle w kierunku maski leżącej w tym momencie na jego udzie. - to sądzisz, że byśmy teraz rozmawiali?

Coś w podwójnej naturze Setsuro objawiającej się mieszaniem powagi z rozbawieniem, a nawet dualizm wyrazu jego w połowie sparaliżowanej twarzy, drażniło ją — ale również przydawało rozrywki. Sama była zlepkiem wielu przeciwieństw, więc konfrontacja z kontrastową osobą było dziwnie niekomfortowa. Niemniej, będąc w tym aspekcie zupełnie pozbawioną skromności, Alaesha darzyła własną osobę wielką sympatią, dlatego w tym przypadku nie mogłoby jej zabraknąć również wobec Setsuro. W rzeczywistości niczym jej nie uraził ani nie była na niego zła. Miała jednak ochotę dokładniej zbadać granice i ustalić je tuż przed jego progiem bólu.
Tak, w ten sposób działa mózg. Jednak to się sprawdzało dawno, dawno temu. W obecnych czasach kategoryzowanie jest zbyt prymitywne, aby mogło działać bezbłędnie. Dlatego, nawet jeśli Twój mózg z radością stworzy jakąś kategorię, to warto sprawdzić, czy się nie pomylił. Być może, gdybyś zrewidował swój osąd o mnie, wcale nie byłabym już taka czarująca. — Mówiła powoli i cicho. Niemniej ani na moment nie zerwała połączenia spojrzeń, jakby starając się przewiercić do umysłu przedstawiciela Minamoto i samodzielnie wyrwać szufladę, do której włożył jej osobę i wywrócić ją do góry nogami, wysypując całą zawartość.
— Również nie przepadam za Freudem. Myślę, że to niezły dewiant, który chciał zastosować swoje wypaczone pojmowanie rzeczywistości do wszystkich ludzi. A jak się już pewnie domyślasz, według mnie nie ma narzędzi i teorii, które można zastosować do wszystkich.

Przyglądała się rozbawionemu wyrazowi twarzy nowo poznanego mężczyzny, nie wiedząc do końca, z czego on wynika. Pomyślała, że to całkiem ciekawa twarz do stworzenia portretu.
—  Setsuro, gdybym chciała być od razu znaleziona, to usiadłabym w pierwszym rzędzie. Tu nie chodzi o fakt odnalezienia, a o jego czas. O to, jak długo wytrzymam na widoku. Bo to, że odnaleziona będę, wiedziałam od samego początku. — Teatralnie przewróciła oczami.  — Nie spodziewałam się tylko, że tak szybko. Choć... tak niewielka publika jest w zasadzie dla mnie całkiem komfortowa. — Uśmiechnęła się niemal przyjaźnie. Dalej jednak czuła się obnażona i zbyt szybko odarta ze swojej chwili spokoju, której przecież szukała w ostatnim rzędzie. Wtem prelegent powiedział sztampowe „Dziękuję za uwagę”, a na sali włączono więcej świateł.
—  Jakie to miłe i łaskawe z Twojej strony, że specjalnie dla mnie chciałbyś odegrać ten mały teatrzyk! — Lekko klasnęła w dłonie. — Ale skoro lubisz słuchać mojego głosu, to będziesz musiał chwilę poczekać. — Po czym zerwała się z fotela.

Podszedł do niej sam z siebie i zaczął ją zagadywać. Była już pewna, że mu się spodobała. Oddanie tej wiedzy w ręce Alaeshy było nieroztropne. Choć hipotetycznie to nie ona była w tej sytuacji drapieżnikiem — a ten silniejszy i wyższy od niej mężczyzna — to zwęszyła krew i rozpoczęła polowanie. Były to jednak łowy na tyle subtelne, aby ofiara wciąż mogła myśleć, że jest u steru. 
Może dlatego, że przez większość wykładu rozmawiałeś ze mną? — Roześmiała się. — Nie dość, że czytasz z moich obrazów, to również z mojego ciała? — Zrobiła krótką pauzę, po czym zaczęła mówić dalej. — Ale cóż, masz rację, akurat z nimi nie miałam ochoty rozmawiać.
Tak, kupią od ciebie obraz. A później powieszą go na ścianie nad telewizorem, tam, gdzie na co dzień nie sięga ich wzrok.  — Kolejne jego słowa Setsuro zakłuły Alaeshę gdzieś głęboko. Sama wielokrotnie się nad tym zastanawiała, jednak cóż miała z tym zrobić?
Liczy się dla mnie tylko możliwość tworzenia. Bez takich jak oni nie mogłabym tego robić. Jakkolwiek, dziękuję za komplement. — Odparła spokojnie, blado się uśmiechając, przy okazji pokazując trochę więcej z prywatnej siebie. Jego słowa, a w zasadzie szczerość, sprawiła, że na chwilę się odsłoniła i przestała snuć wokół niego swoją sieć, co on natychmiast wykorzystał. Zauważyła jego intensywne spojrzenie wbite w jej własne źrenice. Spostrzegła, że ma długie rzęsy, które miękko okalały obrys oczu, co sprawiało, że oczy Setsuro wyglądały dużo delikatniej niż reszta twarzy, tworząc ładny kontrast. Dostrzegła też jakby pomarańczowe błyski w tęczówkach, jednak nie była tego pewna, ponieważ źródło światła było tuż za nim. Wytrzymała przez chwilę jego spojrzenie, jednak po chwili spuściła wzrok, a do naczynek krwionośnych w policzkach nabiegło odrobinę pulsującej krwi. Czemu tak patrzy? Dopiero co powiedział komplement, a teraz już chce mnie zawstydzić? Choć musiała przyznać w głębi serca, że te drobne przepychanki o dominację, były całkiem ekscytujące. 

Nie wiem, czy istnieją jakiekolwiek zawody, które są całkowicie wolne... — Początkowo zlekceważyła wplecione w zdanie czarnowłosego informacje o jego pracy i kolacji, udając, że wciąż zastanawia się nad kwestią zawodów. W rzeczywistości myślała o tym, czy na pewno chce wiedzieć, czym zajmuje się Setsuro. Jaką rolę w klanie może mieć osoba od „znajdowania ludzi"? Zabrzmiało to nietypowo, a w tym momencie chyba nie chciała ani dowiedzieć się więcej, ani postawić samodzielnie żadnej diagnozy. Szczególnie że właśnie dostała zaproszenie na kolację od intrygującego mężczyzny. Ewentualnej weryfikacji może dokonać później.
Przyjmuję zaproszenie. Jednak chcę, żebyś wiedział, że nie potrzebuję przysługi. Jestem już dużą dziewczynką i umiem sobie poradzić bez wsparcia silnego mężczyzny— Uśmiechnęła się zaczepnie, ale zupełnie szczerze, dając mu jasno do zrozumienia, że interesuje ją spotkanie z nim, a nie ewentualna korzyść ze spotkania z przedstawicielem Minamoto.
Nie wiem, czy dobrze mnie zrozumiałeś. Nie chodzi o to, czy jesteś lub nie w jakiejś kategorii. Ja po prostu odmawiam przypisywania ludzi na stałe do jakiejkolwiek z nich. Ludzie są zbyt złożeni, aby ich szufladkować w jednej kategorii. Ty również.

Setsuro oparł się dłonią o ścianę za jej plecami, stając na tyle blisko, że mogła wyczuć jego perfumy. Jego garnitur był uszyty z dobrego materiału o splocie nadającym mu faktury i gęstości przyjemnej dla oka, i zapewne rozkosznej w dotyku, o czym jednak Itou nie miała zamiaru się teraz przekonywać. Niemniej szybko oceniła, że był on ubrany z klasą i w dobrym guście. Atmosfera między nimi ulegała powolnemu zagęszczaniu, z czego czerpała sporą przyjemność. Niemniej znajdowali się trochę zbyt blisko siebie jak na te okoliczności. Nie potrzebowała takiego rozgłosu. Choćby kiedyś miała z niego zrywać ubrania zębami, a on przytrzymywać ją za nadgarstki, byłaby to sprawa między Alaeshą i Setsuro, a nie malarką i członkiem Minamoto. 
Zgrabnie odbiła się od ściany, znajdując się na krótką chwilę jeszcze bliżej jego twarzy. Zrobiła to jednak tylko po to, by wyciągnąć wyprostowaną lewą nogę w bok i opaść na nią ciężarem swojego ciała. Niemal tanecznym krokiem dociągnęła po ziemi prawą nogę do lewej, stojąc już w zasadzie obok mężczyzny. 
Zaczyna się druga część wykładów. — Delikatnie go wyminęła, kierując się prosto do ich rzędu krzeseł, nie oglądając się za siebie.

@Yōzei-Genji Setsurō
Itou Alaesha

Satō Kisara, Saga-Genji Shizuru and Yōzei-Genji Setsurō szaleją za tym postem.

Yōzei-Genji Setsurō

Sro 14 Lut - 8:12

   Zdaje mu się, że widzi wręcz toczącą się w głowie Itou walkę. To wojna, jaką prowadzi sama ze sobą, nie wie więc, która z jej stron zbliża się do wygranej, a która się od niej oddala. Ma nadzieję, że nie przegra jej ta, jaka była nastawiona do niego pozytywnie – o ile w ogóle była strona, która miała o nim negatywne zdanie. Bardzo by chciał być w pełni świadkiem tego wszystkiego, co działo się w miejscu, które nie jest dla niego dostępne, bo znajduje się przecież w jej myślach – nie zaś częściowo, mogąc tylko obserwować, jak zmienia się wyraz jej twarzy. Dzieląca ich odległość zaczyna mu… przeszkadzać.
   Jest coś, co go dziwi – mimo że ich rozmowa wraz z każdym wypowiedzianym przez nich słowem coraz bardziej przechodzi w kłótnię, Alaesha wciąż panuje nad swoimi uczuciami. Nie podnosi na niego głosu – wręcz przeciwnie, Yōzei ma wrażenie, że go zniża, nadając mu tonu, który przechodzi po plecach dreszczem. Kontrola, jaką ma nad swoimi emocjami, prowadzi do niczego innego jak tego, że jeszcze bardziej chce ją jej odebrać.
   Nie jesteś już zmęczona, Itou? Po prostu zgódź się ze mną. Przecież wcale nie chcesz mi zaprzeczać.
   To bardzo… zwierzęce pragnienie – ta chęć dominacji nad osobą, która nie ulega – i jest tego świadom, więc trzyma je na smyczy. Nie ma pewności, co je w nim obudziło – siła, z jaką ona wyraża swoje uczucia? Jak atak, przed którym się nie broni. Wbrew sobie chce, żeby uderzyła go nimi raz jeszcze, karmiąc głód życia, którego nie może zaspokoić – może dlatego, że już umarł. Wie, w jaki sposób działa jego psychika, i dlatego właśnie nie może pozwolić jej na to, żeby sobą – jak ostrzem – sięgnęła jego serca chociaż raz. Bo teraz jeszcze jej obecność go syci; teraz jest w stanie pamiętać o niej… dopóki nie zapomni następnego dnia, bo zostanie zastąpiona przez inną, ale taką samą osobę – dla niego bez imienia, z twarzą, której nie zobaczy pod zamkniętymi powiekami. Nie chce uzależniać się od tego smaku na języku. Nie chce prosić o więcej, wiedząc, że żadna ilość nie będzie satysfakcjonująca.
   „...to sądzisz, że byśmy teraz rozmawiali?”
   Przez chwilę jeszcze musi patrzeć na nią oczami, które, mimo że zdają się nie widzieć niczego, odbijają jej obraz, zanim uda mu się wydostać z uścisku, jakie jego własne myśli mają teraz na jego gardle. Skup się, Setsurō. Do czego się odnosi, mówiąc to? Dostrzega jej spojrzenie, które swoją wymownością opiera się na lisiej masce, jaka należała do jego matki. Do tego. Z uśmiechem kręci głową.
   — Sądzę, że tak. Myślę, że lubisz… — Waha się. Jakiego słowa powinien użyć w tym przypadku? Jest jedno, które chce zejść z jego ust – możliwe, że w stosunku do niego odpowiednie, ale z całą pewnością nie z punktu widzenia Itou. Bo przecież dla niej jest tylko członkiem klanu; nie wie, czym się w nim zajmuje. Czy gdyby wiedziała, jaką rolę gra w tym przedstawieniu, jakie z życia zrobiło Minamoto, to by się go bała? Może i powinien chociaż ją ostrzec; zrobić to w ramach zachowania tej moralności, która mu jeszcze została. — …niebezpieczeństwo. — Mimo wszystko, to też nie tak, że cokolwiek jej groziło z jego rąk; nie dostanie na nią zlecenia. Jest przecież taka… codzienna. Dopiero teraz uświadamia sobie, jak bardzo brakuje mu właśnie tej codzienności; że to dlatego tak chce mieć ją przy sobie. Możliwość spędzenia normalnego — cóż, może nie od razu normalnego, bo to życie Itou, nie ona sama, wydaje mu się utrzymane w granicach przeciętności – wieczoru z nią wydała mu się po tym jeszcze bardziej pociągająca. — Dlaczego tak jest? Nudzisz się?

   Tak jak ona nie odwraca wzroku, kiedy do niego mówi. Nie jest to… naturalne zachowanie, bo nie zostawia sobą żadnej przestrzeni w rozmowie – ale wygląda na to, że Alaesha jej nie potrzebuje. Nie zamierza już kłócić się z jej zdaniem; dała mu za dużo argumentów, których odparcie byłoby wbrew niemu, bo sam uważa je za logiczne. Jest jednak jedna rzecz, którą zwraca jego uwagę.
   — Chcesz tego? — Widzi, że ma problem ze zrozumieniem, co ma na myśli – nic dziwnego, to jest przecież tak losowe – więc postanawia siebie ujednoznacznić, marszcząc przy tym brwi — Nie być dla mnie czarująca. Nie, to nie to. Bo przecież nie chodzi o strach przed tym, że przestaniesz? — ironizuje, zostawiając jej tym samym pole do odpowiedzi w podobnym tonie, jeśli nie będzie chciała o tym rozmawiać.

   Odwzajemnia jej uśmiech.
   — Masz mnie — odpowiada, pozwalając jej na to jedno zwycięstwo. Niech ma. — Szczerze mówiąc, nie. Żeby mieć z czego czytać, muszę to zobaczyć, prawda? A patrzenie przez ubrania to jak patrzenie na książkę przez okładkę. — Nie, nie myśli tak. Bawi go jednak bardzo drażnienie się z nią, więc to robi. — Things get lost in translation — wyjaśnia już po angielsku, bo, używając innego języka, łatwiej mu zachować powagę. A jest to dla niego bardzo trudne, kiedy tak ewidentnie żartuje. — …so to speak.
   Czuje, że rzecz, którą powiedział odnośnie jej sztuki, zraniła ją, mimo że nie miał takiego zamiaru. Zanim jednak jest w stanie cokolwiek powiedzieć – przeprosić za swoje zachowanie – kobieta ucieka wzrokiem ku ziemi. Zamyka dopiero co otwarte usta, uznając, że lepiej będzie, jak się na ten temat w ogóle nie odezwie.

   Po tym, co mówi, ma już pewność, że jest właśnie tak, jak sądził – Itou musiała tu być ze względu na swoją pracę, nie dlatego, że tego chciała. Cóż. Jest ich dwoje.
   — Jesteś? — nie zaprzecza temu, ale jednocześnie, nie potwierdzając, podaje to przecież w wątpliwość. — W takim razie chcesz spotkać się ze mną… dla mnie? Schlebiasz mi, Itou. — Przekazała mu tę informację z pełną świadomością, że to robi, ale bardzo możliwe, że jeszcze będzie tego żałować po tak sarkastycznym jej odbiorze. — Nie twierdzę, że nie jesteś złożona. Zajmujesz wiele kategorii jednocześnie. Oczywiście, że to by było za proste – włożyć cię do jednej z szuflad z napisem „artystka”, „malarka”, „piękna kobieta”, „interesująca partnerka do rozmów”... — rzuca te wszystkie wyrazy zadowolenia z niej zupełnie beznamiętnie. To właśnie przez swój ciężar są takie lekkie – jak skrzydła motyla, który, mimo że swoją powierzchownością przyciąga spojrzenie, może przelecieć obok Itou, wcale nie zwracając jej uwagi na, cóż, rzeczywistą istotę prawionych jej komplementów.

   Ucieka, ale nie przeszkadza mu to; robi to w sposób, którym zdaje się mówić: goń mnie. Więc słucha się jej, idąc po chwili – bo przez tę chwilę odprowadzał ją wzrokiem – za nią z powrotem do sali. Jeśli wcześniej przejście przez wykład miało stanowić dla niego problem, to teraz, ze świadomością, że mógłby robić zamiast tego coś znacznie ciekawszego, ta nuda stanie się istną torturą. Może powinien myśleć o tym jak o czymś, po czym czeka go nagroda? Nie wie, do czego zmierza ta znajomość Ale to właśnie to wzbudziło w nim takie zainteresowanie. Na początku miał zamiar po prostu spędzić noc, mając ją za towarzystwo – może upić się wzajemnie alkoholem, żeby w jej mieszkaniu zapomnieć, że się nie znają – jednak po rozmowie z nią odniósł wrażenie, że nie była to wcale opcja, która dostarczyłaby mu najwięcej zabawy. Siada znowu obok niej, w końcu dotykając ramieniem jej ramienia.
Yōzei-Genji Setsurō

Satō Kisara, Saga-Genji Shizuru and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku