Las Fukayama
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Pią 14 Kwi - 16:22
Las Fukayama


Fukayama to włączona w dzielnicę Asakury zalesiona część Kakure, stanowiąca idealną alternatywę dla osób łaknących odrobiny relaksu. Powiew świeżej natury tuż obok zgiełku miasta ściąga uwagę każdego, kto pragnie szybko odciąć się od dymnych oparów i uporczywych hałasów. Do strefy zainteresowani przedostają się przez utrzymaną w drewnianej architektonice bramę - stamtąd już tylko krok od trzech wydeptanych ścieżek, rozgałęziających się na sprzeczne od siebie strony. Im dalej w trasę, tym większy spokój. Nie można jednak zapominać, że wyłącznie najbliższe Asakurze rejony objęte są stałą ochroną i pielęgnacją ze strony ludzkich rąk. Większość to połacie nietknięte ingerencją człowieka. Nie dziwi zatem, że ci, którzy wdarli się zbyt głęboko w lokację, natrafiali na zwierzęta i dzikorosnące rośliny.

Nie zmienia to jednak faktu, że na terenach bambusowego lasu znajdują się nie tylko soczysta zieleń i szum liści - napotkać można sporadyczne, wyłączone z użytku świątynie, czerwone bramy torii, posągi zapomnianych dawno bóstw oraz piękne, odrestaurowane mosty zawieszone nad potokami. Obszerność Fukayamy wpływa także na małe prawdopodobieństwo natrafienia na innych zwiedzających.

Haraedo
Hirai Masayuki

Nie 16 Kwi - 22:01
13.04

Rzadko kiedy wyjeżdżał poza Sawę, lecz kiedy już to robił cała podróż rosła do rangi wydarzenia. Przeważnie mało przyjemnego bo związanego z wizytami kontrolnymi w szpitalu, lecz tym razem było inaczej - były to interesy. Wiosna przedzierała się też przez górskie szczyty rozgaszczając się zuchwalej w wiosce. To był dobry moment aby zaplanować rozsad, zdobyć nowe sadzonki oraz nasiona, jak również sprzedać własne szczepy roślin oraz suszu. Hirai miał podobnego sobie pasjonata medycyny tradycjonalnej z którym w tym temacie zawierał interesy. Był to stary mnich mieszkający w Asakurze. Na co dzień jedynie z nim korespondował widując się z nim osobiście jedynie kilka razy do roku. Dziś zamierzał go odwiedzić.
Dzień wcześniej wieczorem wszystko przygotował. Delikatne sadzonki zapakował w słoiczki spryskując wnętrze wilgocią.   Każdy był opisany etykietą oraz obtoczony bibułką by uniknąć potłuczenia oraz stłumić nieprzyjemnie szczękające o sobie szkło. Podłużne naczynia z wrażliwą zawartością zostały ciasno spakował do dużej drewnianej skrzynki z przytroczonymi ramiączkami - ta przypominała starodawny, mało wygodny plecak. Bez wątpienia coś takiego mogło pochodzić jedynie ze "skansenu" jakim była Sawa. Suszone zioła podzielone były na wiązanki. Owinięte w lniany materiał wypychały wielki wór. Nie był on ciężki, lecz pękaty pakunek zdecydowanie nie należał do poręcznych. Zmielone w moździerzu na proszek różne mieszanki schował do swojej podręcznej torby.
Rano wyczekiwał przybycia Shina. Nie było szans by samemu bez jego pomocy z tym wszystkim dostał się na stację kolejową. Nudę zabijał przeglądając księgi rachunkowe pensjonatu. Był ubrany w tradycyjne wyjściowe kimono w biało-błękitnych kolorach z ciemnogranatowym haori z motywem kwitnącej wiśni. Włosy miał rozpuszczone. W takim stroju zamierzał też się udać do Asakury.
- Dobrze, że jesteś. Na plecy weź sadzonki, jak będziemy w pociągu staraj się mimo wszystko trzymać skrzynkę w pionie i nie przechylać jej o ile nie będzie to konieczne. W worze są jedynie suszone zioła więc z nimi nie musisz być już taki delikatny, jednak staraj się ich też nie zmielić ocierając o wszystkich dookoła na dworcu - Kiedy Shin się już pojawił w pensjonacie Hirai poprowadził go w stronę przygotowanych panków instruując o tym jak obchodzić się z bagażem. Właściciel pensjonatu należał do osób bardzo praktycznych i zorganizowanych więc takiego też powitania należało się z jego strony spodziewać. Słodkie i entuzjastyczne szczebiotanie o tym że jak tam, co tam, dawno się nie widzieliśmy to nie do końca jego para kaloszy - Ja wezmę resztę. Myślę, że powinniśmy ruszać. Ścieżki są nieco wilgotne jak pewnie zauważyłeś więc droga na dworzec pewnie nam się wydłuży - zaciągnął za ucho pasło luźnych włosów odsłaniając lewe ramię przez które przewiesił lamię skórzanej aktówki. Wychodząc rzucił jeszcze słowo w stronę pozostałej w willi recepcjonistki i mogli ruszyć.
- Zastanawiałem się czy będziesz miał czas by przyjechać na tydzień lub dwa. Właściwie zaczyna się sezon i trzeba byłoby dokonać kilka napraw po zimie. Potrzebowałbym też pomocy przy ogrodzie - oznajmiał idąc ramie w ramię z martwym człowiekiem. Spojrzał na jego profil ściągając nieco brwi na spojrzenie jego nienaturalnie wyglądających oczu. Prawdopodobnie nigdy się do nich nie przyzwyczai.
Hirai Masayuki
Nakashima Shin

Nie 16 Kwi - 22:53
Shin nie był typem podróżnika, przynajmniej od momentu jak zawitał do Nanashi i tam zamieszkał otwierając studio. Po wszystkim co się wydarzyło tez nie chciał tego faktu zmieniać, nawet ze względu na Hiraia, któremu był wdzięczny. Chłopak dał mu szansę w miarę sensowny sposób zatuszować wszystko co się zadziało i niejako udostępnić możliwość spotkania z bratem. Sprawy jednak się pokomplikowały nieco.  Teraz musiał skrzętnie ukrywać przed nim czym się stał. Nie był martwy, żywy do końca też nie, po prostu był i tyle. Przelotnie wyjrzał za okno by  zobaczyć, że pogoda nie byłą najlepsza. Musiał więc ubrać się nieco cieplej, stwarzać ludzkie pozory, chociaż zimna nigdy nie odczuwał, nie od momentu gdy  wrócił z zaświatów. Zrobił szybkie rozeznanie po studio, czy nie zostawił czegoś istotnego na wierzchu i był gotowy do drogi, musiał wyruszyć do Sawy.  Hirai go potrzebował a on nie miał zamiaru odmówić.   Do kieszeni schował małe zawiniątko z ręcznie robionym łapaczem snów, był on niewielkich rozmiarów i schowany w drewniane pudełko. Nie widział jednak żądnego powodu by robić coś większego, chodziło w zasadzie o gest, tak? Odwrócił kartkę by teraz widniał napis "closed", obok też widniała jakaś data. Pozamykał na klucz i był gotowy do drogi.

Dworzec przywitał go nie lepszą pogodą i niemniejszą ilością ludzi dookoła, którzy dziwnie zerkali w jego kierunku. Shin jednak ignorował wszystkie spojrzenia, idąc w konkretnym kierunku. Dłonie schował do kieszeni sunąc między tłumem, zręcznie co niektórych wymijając. W końcu udało mu się dotrzeć na obrzeża a tym samym  leśną drogę, którą zapewne przyjdzie mu, pokonać raz jeszcze, nie miał jednak z tym żadnego problemu, liczył się czas. Idąc leśną drogą zamyślił się, co i rusz podgryzając usta i bawiąc się kolczykiem w języku. Dziwny zwyczaj, ale taki niestety już miał. Tak samo jak i względem tatuaży, te jednak miały na celu ukrycie jego wszystkich blizn.  Sunąc ścieżką przymknął oczy wsłuchując się w odgłosy lasu, wyciszając. Miejsce tak inne od miastowego zgiełku, w końcu nawet Nanashi nie było ciche i pozbawione życia, prawda? Dotarł jednak na miejsce i spojrzeniem objął to co stało przygotowane przez Hiraia, tak. Rzeczy było mnóstwo ale go to nie zniechęciło.
-Masayuki-san jak zwykle wszystko przygotowane idealnie, jak i twoje przemowy, jestem pod wrażeniem, zanim jednak ruszymy mam coś dla Ciebie- Powiedział czarnowłosy, dzisiaj ubrany był o dziwo w miarę normalnie. Miał na sobie czarny golf oraz cienką kurtkę na to narzuconą, na nogach zaś miał glany  i zwykłe czarne rurki z przetarciem na jednym z kolan. Podszedł bliżej chłopaka by podać mu mały pakunek, drewnianą szkatułkę z łapaczem snów. -Nie wiem na ile to działa, ma jednak chronić przed złymi snami.- Dopiero wtedy chwycił za pakunek i ów skrzynię delikatnie założył na plecy. Poprawił zmoczone włosy, które teraz się pofalowały, nie były takie proste jak zazwyczaj. Wystarczył spacerek po lesie. - Tak jest. Zrobię jak mówisz, Hirai-Sama- Dodał gdy już miał jeden pakunek na sobie, zaś drugi chwycił dopiero potem. Wiedział, że sama droga im trochę zajmie, w końcu było mokro, ślisko i pełno błota.  Panicz Hirai będzie musiał uważać, jeśli nie ma sensownego obuwia. Wolał mu tutaj jednak nic nie mówić, chłopak był dorosły i powinien wiedzieć jak o siebie zadbać, przynajmniej w tej kwestii. Następne słowa przyjął ze spokojem, jedynie pokręcił głową zanim odpowiedział. - Jasne, nie ma z tym żadnego problemu, zamknę studio na ten czas, zrobię sobie mały "urlop". -W momencie gdy rozmawiali ich pochód szedł do przodu i nie zapowiadał się specjalnie szybki, chyba mieli czas do pociągu czy co tam wymyślił Senkensha. Widział też jak spogląda w jego stronę, wiedział też o co chodzi. Jego oczy potrafiły przerażać. Spoglądał jednak na Hiraia łagodnie i spokojnie. - AA nie patrz  tak na mnie, wybacz ale nie miałem już odpowiednich soczewek by je ukryć na tę wizytę. Miło by było jakbyś też do nich przywykł, w końcu to część mnie. Hirai-San. - Poniekąd potrafił odgadnąć jego myśli, nie zawsze były przyjemne, ale też nie przesadzajmy, nie był aż taki delikatny. Zwyczajnie chciał by chłopak czuł się swobodnie w jego towarzystwie, najswobodniej jak się da.

Ubranko: Coś takiego


@Hirai Masayuki[/b]


Las Fukayama 9TmQhG4
1-2-
Nakashima Shin
Hirai Masayuki

Pon 17 Kwi - 0:19
Hirai nigdy nie oczekiwał od towarzyszących mu duchów by byli na każde skinienie jego palca. Może popełniał błąd luzując wiążące go z nimi sznury do granic możliwości, lecz naprawdę nie widział potrzeby uzależniania bardziej ich indywidualności od własnego dość ograniczonego sposobu życia. Nie chciał unieszczęśliwiać innych. Jak na swój stan był i tak zaskakująco samowystarczalny więc jedyne, czego potrzebował to to by od czasu do czasu spełnili jedną czy dwie przysługi, których mógł się podjąć właściwie każdy zdrowy człowiek. Korzystanie ze zobowiązania które nadawał kontrakt było w końcu naturalnie wygodniejsze oraz godniejsze niż sięganie po litość innych. Nie widział więc przeciwskazań co do tego by Shin żył tak jak to robił za swojego życia o ile będzie miał na uwadze sporadyczne potrzeby swojego Medium. A nawet gdy te się pojawiały, Hirai starał się zorganizować wszystko tak by całość przebiegała jak najsprawniej i szybciej. Jak więc duch pojawił się w drzwiach omówił wszystko rzeczowo i skrupulatnie. Podniósł w zaskoczeniu wyżej brwi. Nie spodziewał się prezentu. Czuł się nieco nieporadny, kiedy przyjął szkatułkę. Nie był przyzwyczajony do podobnych scen. Rozchylił wieczko. Zawartość uniósł po zaplątaniu palców w górę, nieco ponad własną linię wzroku. Sporządzony artefakt prezentował się dość wyszukanie - Och... Nie jestem zaznajomiony za bardzo z zachodnim mistycyzmem. Czy powinienem trzymać to pod poduszką by działało? - prezent od ducha i to o tak sugestywnej nazwie potraktował wyjątkowo poważnie. Ten w końcu wiedział, że miał problemy ze snem więc prezent wydawał się bardzo dopasowany.- Dziękuję - wdzięcznie podsumował podarek zamykając wieczko. Jednocześnie poczuł pewien dyskomfort na myśl, że jemu samemu nie przyszło do głowy by wykonać prezent dla któregokolwiek z duchów. Powinien?
Kiedy ruszyli w drogę Hirai poprawił haori, które było wierzchnim okryciem szaty tak, by szczelniej go opatulało. Nie było mu zimno. Czuć było wiosnę, lecz powietrze tu wciąż było dość chłodne sprawiając, że oddech skraplał się na wietrze. Prawdą było, że nie szli szybko ale tak tez miało być - dzień dla Hiraia miął być długi, nie chciał się poganiać by nie ryzykować żadnego incydentu. Doceniał to, że Shin dostosował się do jego prędkości poruszania się.
- W porządku. Jeżeli jest czas jaki ci nie odpowiada o daj mi znać. Jeszcze nie zadecydowałem o konkretach ponieważ musze przemyśleć jeszcze kilka rzeczy. Osobiście myślałem o początku maja lub przełomie kwietnia z majem, choć ten drugi czas to może być zbyt nagłe - dziś w końcu mieli już 13 kwietnia. Na uwagę by nie patrzył przeniósł swoje spojrzenie przed siebie. To nie tak, że specjalnie to robił. Prawdą było, że początkowo cały wygląd Shina wzbudzał w nim niepokój, a nawet wywoływał koszmary. Obecnie ilość tatuaży na jego ciele już go tak nie onieśmielała, potrafił też w sumie utrzymać jakikolwiek kontakt wzrokowy, którego wcześniej nie był wstanie się nawet podjąć. Było lepiej, lecz... - To wciąż trochę dla mnie niekomfortowe. Potrzebuję jeszcze czasu - wyznał szczerze - Nie widzimy się znów tak często więc wszystko się nieco wydłuża w czasie. Myślę, że nie jest to już dla mnie takie straszne, lecz jednak wciąż... - dłuższe przyglądanie się wprawiało w poczucie skrępowania i niepewności - czemu tak właściwie sobie to zrobiłeś? Chciałeś się wyróżnić?
Hirai Masayuki
Nakashima Shin

Pon 17 Kwi - 10:26
Właśnie za tę swobodę życia był chłopakowi wdzięczny, nie tylko za to z resztą. Poszczęściło mu się, że tak szybko po śmierci się z nim skontaktował a teraz razem współpracują. Shin bowiem nie mógł powiedzieć, że czuł się specjalnie związany kontraktem, co nie znaczyło iż ignorował bo nie. Zawsze gdy Hirai potrzebował pomocy był do jego usług i robił to z chęcią.  Poza tymi momentami żył swoim, normalnym "ludzkim" życiem. Starał się chłopaka też odwiedzać mimo wszystko.
Z zaciekawieniem więc przyglądał się jego reakcji na prezent. Widząc jego reakcję i fakt, że chłopak miał problemy ze snem, podarek powinien być  trafiony, o ile to działało. Sam Nakashima nigdy tego nie sprawdzał. Słysząc pytanie jedynie delikatnie się uśmiechnął i podrapał po poliku. -Wiesza się w pobliżu łóżka, najlepiej nad nim. Są jednak różne wielkościowo wersje. Sam czerwonooki nie zrobił tego podarku, oczekując czegoś w zamian, nie. Zwyczajnie miał taką ochotę, więc tak zrobił. Nie był fanem prezentowania w odwecie.  Ciemnowłosemu nie przeszkadzało tempo jakie narzucał Senkesha, nigdzie mu się nie śpieszyło a spacerek też dobra rzecz, nie cały czas siedzenie w zamkniętych pomieszczeniach, klaustrofobii można się nabawić. - Wiesz, nie mam konkretnych planów, skupiam się głownie na studio, ostatnio po długim czasie spotkałem brata. Prosił bym odwiedził Sawę i naszą matkę, ale.. - Tutaj uciął w półzdaniu i szedł patrząc się w ziemię, to był ciężki dla niego temat. Nawet teraz, od czasu do czasu znajdywał w necie artykuły o własnym zaginięciu. - Sam widzisz jak wyglądam, ona by mnie nie poznała, jeszcze ataku serca by dostała albo coś. Śmiało więc podejmij decyzję na spokojnie i daj mi znać wtedy. - Szli ramię w ramię a on uważał na to co miał na plecach i w rękach. Zioła nie były ciężkie, ale też nie mógł sobie nimi rzucać jak chciał. Starał się obchodzić delikatnie.  Następne słowa go nie zdziwiły, jakby nie były on i Masayuki pochodzili z dwóch innych światów, aż dziw był, że potrafili się tak dobrze dogadywać, przynajmniej bezkonfliktowo. - Tak.. Jest duża różnica, pamiętam jak się mnie bałeś. W zasadzie nie dziwiło mnie to, dalej nie dziwi twój dyskomfort. Jesteśmy jak ogień i woda, niebo i ziemia, różnimy się bardzo. Cieszę się, że przynajmniej zaufałeś mi na tyle, że nie mam zamiaru krzywdzić ludzi. No.. Z małym wyjątkiem. - Wymamrotał przypominając sobie tamten dzień jak pędził z Yosu na rękach do szpitala a potem swoją własną śmierć. Kogo miał winić? Może tak właśnie miało, tak zweryfikował los. - Wyróżnić? Nie, nie o to chodziło Hirai-San. Bez tego i tak się już wyróżniałem. To chodzi o to, co to wszystko przykrywa...Nigdy się nie przyglądałeś? - Zapytał zaskoczony i uniósł brwi, na moment się zatrzymując, patrząc na niego z lekkim niedowierzeniem. Podszedł bardzo blisko niego, lekko się nachylając. - Przyjrzyj się dokładnie...- Pod tatuażem widniała paskudna blizna po tym gdzie miał poderżnięte gardło, to samo tyczyło się reszty jego tatuaży. - Chodziło bardziej o odwrócenie uwagi od tego i zbędnych, niewygodnych pytań.- W końcu ludzie zalewali  go gradem pytań, teraz dalej tak jest, ale mają one inny wydźwięk, bardziej znośny..



[/b] @Hirai Masayuki


Las Fukayama 9TmQhG4
1-2-
Nakashima Shin
Hirai Masayuki

Pon 17 Kwi - 22:57
Był trochę ignorantem jeżeli chodzi o inne kultury, zwłaszcza te zza oceanu. Małomiasteczkowość Sawy oraz duch Minamoto w cieniu którego się wychowywał bardzo sprzyjały utrzymaniu podobnej postawy. On sam nie miał w sobie też krzty ciekawości wobec świata poza którym żył. Nie ciągnęło go do podróży, poznawania oraz doświadczania "nowości", nie miał też listy rzeczy którą chciałby zrealizować za życia. Może dystansował się od tych potrzeb nie chcąc wiedzieć co traci posiadając takie, a nie inne ciało. A może była to zwyczajna niechęć przed nieznanym? Trudno powiedzieć. Nie ciągnęło go też do technicznych nowinek. Smartfon w zasadzie służył mu do odbierania i oddzwaniania. Tyle. Nie korzystał z komputera, nie oglądał telewizji, nie posiadał kont w mediach społecznościowych, czasem jedynie słuchał radia. Zupełnie jak miasto w którym żył - zatrzymał się w przeszłości.
Podarek zostawił w swoim pokoju i ruszyli w drogę. Hirai w zasadzie nieustannie doświadczał pewnego dysonansu przebywając z Shinem. Jego usposobienie kompletnie nie pasowało do wyglądu. Przynajmniej to, które prezentował przed swoim shenkensą. Bo pragnienie tego ducha było już spójne z jego pragnieniem.
- Cóż, co do tego możesz się nie mylić - Nie mógł nawet się kłócić z przypuszczeniem Shina o tym, że mógłby przerazić. własną matkę. Nie był jednak na tyle taktowny by też przemilczeć tę myśl - Jeżeli lubią rozrywki poza miastem możesz ich zaprosić do uzdrowiska. Przygotowanie pokoju lub trzech nie jest problemem, ich obecność nijak nie miałaby na mnie i tak wpływu. Nie muszą wiedzieć że się znamy. Możemy zaaranżować to tak jakbyś po prostu wynajął pokoje - zaproponował lekko bo mógł sobie na taką deklarację pozwolić. Rezydencja którą zarządzał nie emanowała splendorem. Miała jednak swój małomiasteczkowy klimat pozwalający odpocząć od trosk cywilizacji, zrelaksowanie się w gorących źródłach, powdychać górskiego powietrza, popodziwiać wiosenne gwiazdozbiory. Był zarządcą więc nie zajmował się trudem gotowania czy sprzątania. Od tego byli zatrudnieni pracownicy.
Och, jak poetycko. Pomyślał cierpko z nutą rozbawienia chowając dłonie w głębokie rękawy kimona. Ale cóż... Tak.. Jeżeli chodzi o wygląd to stojąc obok siebie na pewno wyglądali już dość osobliwie. Nie było co też zaprzeczać, że Shin mógłby robić w Sawie za atrakcję cyrkową. Ludzie tu żyli dość skromnie, cicho, oddając się tradycji. Rzadko kto miał pofarbowane włosy, a jeżeli już to wszyscy znali delikwenta z imienia i nazwiska. Nie mówiąc o kimś, kto miał wytatuowane oczy. Sama myśl budziła nieprzyjemne ciarki i zachęcała babcie do wypalenia dodatkowego kadzidła w pobliskiej świątyni. Hirai nie był specjalnie inny od miejscowych zastanawiając się "po co?".
Uniósł nieznacznie jedną z brwi wyżej kiedy jego towarzysz się zatrzymał. Sam zrobił po chwili to samo.
- Przyglądać się...? - starał się nie robić za bardzo zdegustowanej miny. Czy nie mówił przed chwilą, że to wciąż dość ciężkie? Zważywszy na to - faktycznie się nie przyglądał. Właściwie chętnie odwracał spojrzenie. Przyjrzyj się dokładnie. Instynktownie zrobił pół kroku w tył nieznacznie wyciągając w stopującym geście jedną z dłoni. Czuł się jakby wielki, ubłocony pies próbował entuzjastycznie władować mu się na kolana. Trochę przytłaczające. Cień niezadowolenia pojawił się na jego twarzy - Przyjrzę, przyjrzę, nie musisz tak się nachylać... - zapowiedział markotnie zaciskając po chwili w niechęci usta w wąską kreskę. Jakby nie mógł po prostu odpowiedzieć. I gdzie właściwie powinien patrzeć...? Pełne samozaparcia spojrzenie Hiraia w pierwszej kolejności padło na świdrujące czarno-białe Shina. Ale to chyba nie to. Zmusił się by przesunąć spojrzenie niżej, by uważniej przyjrzeć się mozaice linii. Samemu pochylił się dostrzegając pod tuszem niejasne zgrubienia skóry. Blizny. Zmarszczył w konsternacji brwi - Nie łatwiej byłoby po prostu dostosować odpowiednie ubranie? Lub zastosować maści na blizny które sprawiłyby ze nieco by wypłowiały...? Wciąż taka decyzja... nawet jeśli to tatuaże by nie wystarczyły? Te oczy... warto dla tego komfortu "barku pytań" było tak się dodatkowo oszpecić wpędzając się właściwie w nowy problem - tego, jak zareaguje twoje matka...? - Być może trochę marudził jak stary człowiek nie rozumiejący czemu wnuk zrobił sobie kolczyk w uchu, może był przy tym dość bezpośredni a może nawet okrutny w doborze słów o czym zdał sobie sprawę dopiero, gdy sam siebie usłyszał - Chociaż pewnie się nie znam. Nie jestem na bieżąco ze współczesną estetyką - dodał chcąc załagodzić swój osąd. Zaczął iść dalej przed siebie.
Hirai Masayuki
Nakashima Shin

Wto 18 Kwi - 13:32
Troszkę znał swoją matkę i wiedział co się może wydarzyć, zwłaszcza iż te wszystkie drastycznie zmiany zaszły w nim po tym jak opuścił dom rodzinny i wylądował w Nanashi. Dlatego cały czas opierał się przed wizytą w domu, nie chciał zrobić im złego piaru, ten zaścianek niewiele były wstanie przyjąć bez oceniania z góry. Ludzie zapewne zaczęli by węszyć. Shin również nie był osóbką, która na co dzień otaczała się techniką jako taki. Co prawda nie był z nią na bakier, ale zwyczajnie go nie ciągnęło. Telefon miał bo potrzebny był mu w pracy, starego laptopa zaś odpalał raz na ruski rok. Mieszkał też w Nanashi, nie był tak bogaty by pozwolić sobie na wszystko co by chciał. Nieraz ledwo wiązał koniec z końcem. Cicho zaśmiał się na jego potwierdzenie, Mimo, że był niegroźny ludzie i tak chętnie by przegnali gdzie pieprz rośnie. Do dzisiaj był zdziwiony czemu Hirai zgodził się na to wszystko pomimo tego, że się go obawiał. Dzięki niemu odzyskał ciało, to mogło być niebezpieczne jeśli Shin okazałby się być złą istotą.
- W zasadzie, mogę ich zapytać, wątpię jednak by mieli czas, zwłaszcza mój brat. On ma bardzo dużo zajęć, zawsze gdzieś śpieszy. - Uśmiechnął się pod nosem delikatnie by znowu spojrzeniem wrócić na rozmówcę. Co fakt to racja, poetycko, ale w końcu Shin jest artystą tak? Nie jest mu więc to obce, czy dziwne w użyciu. Masayuki powinien akurat do tego już przywyknąć, nie raz i nie dwa Nakashima wyjeżdżał z podobnymi tekstami. Gdy znalazł się blisko niego, na moment zapominając o przestrzeni osobistej, nie spodziewał się aż tak, "gwałtownej" reakcji. Zamrugał oczami, ale jakoś nie skomentował tego. Skupił się bardziej na obserwacji chłopaka i widział to, jak ciarki mu przeszły po plecach a to wywołało delikatny uśmiech na twarzy Shina, który powiększył się w momencie gdy Hirai dostrzegł źródło tak mocnych zmian. Przez chwilę się zastanowił nad odpowiedzią, jednocześnie wycofując się z jego przestrzeni jeszcze bardziej niż zrobił to sam. - Już za życia miałem dużo tatuaży, te kilka modyfikacji mnie nie przeszkadzało, a działa. Ludzie bardziej przywiązuję uwagę do moich oczu jak do reszty ciała, a o to chodzi..- Tutaj wziął głęboki wdech i poprawił pakunek na plecach jak trzymane w rękach zioła.- Mama.. Ja nigdy nie zamierzałem wracać do domu, w dalszym ciągu nie wiem czy to zrobię. Jedynie co mnie trzymało przy życiu to brat. Może jestem złym synem, ale oni też nie byli najlepszymi rodzicami.. - Czerwonooki nie robił tego dla Estetyki, ani dla innych temu pochodnych. Robił to dla siebie i własnego komfortu, a że taki miał styl, trudno ludzie musieli się z tym pogodzić albo trzymać od niego z daleka. Yurei nie widział jego słów jako okrutnych czy, nawet w tym guście. Taką miał opinię i to akceptował, tak jak wiele innych rzeczy, nawet takich, których nie powinien. Dlatego pewne ugody przychodziły mu łatwiej niż innym.
- Tu nawet nie chodzi o "współczesność", każdy po prostu powinien być sobą. Tak długo jak nie godzi to w inną osobę. - Ich podróż nie trwałą o dziwo tak długo, jak się Shin spodziewał, przynajmniej nie odczuł tego. Gdy znaleźli się na dworcu. Teraz tylko musieli zapakować się do pociągu i w drogę. Pomogł więc najpierw wejść Hiraiowi z tym co miał, a potem sam się władował. stawiając swój ładunek w bezpiecznym miejscu a potem stanął przy nim, by jakiś idiota nie zainteresował. Raczej to miejsca nie będzie mieć, gdy tylko zobaczą osobliwego Shina. Normalnie ludzie raczej trzymają się z dala od niego.


@Hirai Masayuki


Las Fukayama 9TmQhG4
1-2-
Nakashima Shin
Hirai Masayuki

Czw 20 Kwi - 22:53
Milczeniem okazał zrozumienie. Większość żyjących zawsze żyła w pośpiechu goniąc lub uciekając przed rzeczywistością. Nie miał oczekiwań oferując miejsce na wypoczynek. Była to zwyczajowo taktowna uprzejmość. Nie zamierzał się wtrącać w życie prywatne ducha. Właściwie znał jego pragnienie, lecz również nie zamierzał przykładać dłoni co do jego realizacji. Nie miał żadnych planów względem siebie na przyszłość, a co dopiero mówić o tym by miał je względem innych. Nie potrzebował szczególnie ufać lgnących do niego duszom. Jeżeli dobrowolnie chciały pakować się do śmietnika którym był to w porządku. W końcu stan jego zdrowia nie był tajemnicą. Kontrakt był więc hazardem. Rok, trzy, dekada...? Ile będzie wstanie żyć na przysłowiową kreskę? Nie wiedział. Nie miał powodu by starać się ten czas usilnie wydłużać.
Jak na Japończyka przystało bardzo sobie cenił własną przestrzeń prywatną i nie czuł się swobodnie, kiedy spontanicznie ją naruszano. Wybity z rytmu nie wiedział jak się zachować. Do tego może Shin nie zdawał sobie z tego sprawy, lecz przytłaczał jaskrawą prezencją. Może młodzi ludzie żyjący w mieście byli przyzwyczajeni do bliskości, większej swobody w okazywaniu entuzjazmu, lecz Hirai nie należał do tego grona. Można byłoby powiedzieć, że był młodą skamieliną - zdecydowanie łatwiej znalazł by nić porozumienia ze starszym, konserwatywnym pokoleniem niż z własnym. Być może dlatego pomimo tłumaczenia ciągle nie mógł zrozumieć "dlaczego" Shin zrobił ze swoim ciałem...to co zrobił - Ciekawa opinia - mruknął więc jedynie na koniec względnie domykając temat, chociaż przedstawiona opinia wydawała mu się czymś abstrakcyjnym. Jak bowiem "bycie sobą" miałoby się odnosić to niszczenia i zamazywania swojego pierwotnego kształtu.
Nie lubił podróżowania pociągiem. Nie był stworzony do tego by stać, a przedłużające się przesiadywanie odrętwiało ciało. Ludzie chrząkali, mieli mocne perfumy lub było ich za dużo. Znosił jednak cierpliwie niedogodności marszcząc lekko nos w niezadowoleniu. Wysiadanie też było dość frustrujące. Wystarczyło jedynie usłyszeć sygnał postoju, a ludzie wypychali się wszelkimi możliwymi otworami - Złapmy taksówkę i na litość boską wydostańmy się stąd... - zamarudził mając minę tak, jakby kazano mu się co najmniej czołgać brzuchem po błocie - Zawsze byłem niechętny, lecz może zrobię prawa jazdy nie byłoby takim złym pomysłem - jeżeli miałoby to sprawić, że uniknąłby dyskomfortu komunikacji miejskiej to może było warto?
Podróż taksówką  pod las fukayama nie była długa. Wraz z zostawianą w tyle cywilizacja humor Hiraia się poprawiał, jednak w zamian zaczynało wzmagać się zmęczenie, któremu się przeciwstawiał idąc już dobrze znaną sobie wydeptaną ścieżką w głąb bambusowego lasu.
- Myślę, że nie będę wracał dziś do Sawy - nie chodziło o kaprys, wiedział, że fizycznie będzie to ponad jego siły. Nie powiedział tego wprost, lecz wystarczyło na niego spojrzeć - Myślę, że zatrzymam się na dzień lub dwa w Asakurze by odpocząć. Może odwiedzę tutejsze termy, a potem krewnych - zamyślił się bardziej zastanawiając się nad tym, jak zagospodarować nadmiar czasu by nie zabrzmiało to tak, że przenocuje tylko po to by wrócić z rana pociągiem do Sawy. To by było lekkie marnotrawstwo - Jak załatwimy sprawunki schodząc zatrzymajmy się coś zjeść. Zobaczymy też w ile rzeczy się zaopatrzę u Takuyi. Może nie będzie potrzeby byś mi towarzyszył w powrocie. Mógłbyś zostać już w mieście.
Hirai Masayuki
Nakashima Shin

Pon 24 Kwi - 10:39
Nie było co dumać, czemu i dlaczego. To nic już nie zmieni. Z resztą nawet jakby, to jaki ma to sens skoro sam Shin nie miał takiego zamiaru.  Pokręcił głową nic już na ten temat nie mówiąc. To nie miało większego znaczenia w ich relacjach czy życiu. Doceniał jednak fakt, że Hirai godnie stara się znieść dyskomfort podróży. Sam czarnowłosy, nie miał z tym większego problemu. Pociągi czy autobusy mu nie przeszkadzały. Nie miał jakiejś klaustrofobicznej niechęci względem nich. Zdziwiony był jednak jego kolejnymi słowami. Chłopak do takich nie należał, samochody? Nie pomyślałby zatem, że zechce zrobić prawojazdy. - No, to zawsze wygodniej, ale szczerze, jakoś Cię nie widzę za kółkiem, jeszcze w korkach... - Chłopak zjadłby więcej nerwów, niż byłby to sobie w stanie wyobrazić.
Słysząc, że nie chce wracać dzisiaj tylko pokiwał głową, mu to było obojętne właściwie. Mógł wrócić a mógł zaczekać i na niego. Nie widział  najmniejszego problemu.- Nie taki zły pomysł skoro i tak już tutaj jesteś, warto skorzystać. - Powiedział, cały czas starając się trzymać pieczę nad pakunkami, w końcu nie chciał by coś lub ktoś je uszkodził. W zasadzie nie miał nic przeciw jakiemuś posiłkowi, a już na pewno przyda się on Hiraiowi. - A na co masz ochotę zatem? - Spytał spokojnie, nigdy w sumie nie pytał o jego preferencje w jakimkolwiek kierunku. Może to czas by go lepiej poznać? Przynajmniej trochę bardziej wnikliwie, niż zna aktualnie. Czasem zastanawiał się jak to możliwe, że jeszcze nie podarli kotów ze sobą, nie żeby tego chciał generalnie. - Niczym się nie martw, ja się dostosuję do Ciebie. W końcu po to tutaj jestem. - Dodał ze spokojem a na ustach pojawił się uśmiech, szczery i spokojny.

@Hirai Masayuki / ps wybacz, ale jakoś strasznie nie miałam weny na tego posta x/


Las Fukayama 9TmQhG4
1-2-
Nakashima Shin
Raikatsuji Yuzuha

Sob 5 Sie - 23:05
05.08.2037

Lasy o poranku miały w sobie skrytą magię, o której ludzie często zapominali. Współcześnie mało kto zapuszczał się w tak odludne miejsca, oczywiście wykreślając wszelakiego typu psychopatów, co uprawiali joggingi o piątej nad ranem i grzybiarzy. Grzybiarze bywali najgorsi. Byli gotowi zaszlachtować innego grzybiarza tylko dlatego, że ten miał większego prawdziwka od niego. Z takimi to lepiej nie zadzierać i trzymać się od nich z daleka. Albo pogonią cię, bo chodzisz po ich grzybiarskim terenie. Brrr.
Yuzuha nienawidził grzybów.
Ale za to lubił lasy. Chodzić do nich na spacery, głównie z samego rana po nieprzespanej nocy, bo przecież nocami nie mógł spać, ale nie po grzyby. A po to, by porobić zdjęcia. Martwym zwierzętom. Ich kościom. Flakom. Nad ranem można było tutaj odnaleźć prawdziwe skarby.
Przykucnął przy jednym ze znalezisk - martwej wiewiórce w trakcie rozkładu. W oczach chłopaka zamigotały zafascynowane ogniki, gdy sięgał po telefon komórkowy. Oczywistym było, że musiał upamiętnić skarb, który odnalazł. Być może nawet podzieli się nim z Kanaem i rzecz jasna - Maurą. Z nią musiał. Zawsze się z nią dzielił zdjęciami. Wszystkiego. Po martwe zwierzęta w lesie  czy rozjechane psy, poprzez ciekawe groby i trumny, na martwych ludziach w jego pracy kończąc. Czy jej się to podobało? Nie wiedział.
"Dziel się z bliskimi swoimi zainteresowaniami", głos Kamiyi, jego zmarłego psychiatry, aż do teraz, wręcz boleśnie, brzmiał w jego głowie.
To się dzielił. Odgórne zalecenia, a on musiał się ich słuchać, by nie skończyć w zamknięciu. Znów.
Po jakże interesującej sesji zdjęciowej wiewiórce, która za życia być może miałaby szansę w karierze modelingu, wsunął urządzenie do kieszeni za dużej o dwa rozmiary bluzy, a następnie nałożył na dłoń gumową rękawiczkę. Bo czystość to podstawa. Bez jakichkolwiek oporów wsunął palec w rozerwane bebechy, na których gęsto gnieździły się larwy. Chciał ujrzeć więcej. Więcej tego, co kryła w sobie już zimna, zwierzęca jucha.
Śmierć była fascynująca. Brudna. Śmierdząca. Ludzie uwielbiali portretować ją jako coś pięknego, nieuniknionego lecz wciąż pięknego. Mało kto wiedział, że gdy człowiek umierał, to zazwyczaj szczał i srał pod siebie, bo wszystkie zwieracze puszczały. Że puchnął. Że siniał. I wcale tak pięknie nie wyglądał.
Dlatego tak bardzo fascynowała.
Bo była brudna, a ludzie karmili się fałszywą ułudą. Zabawne.
Być może w ten sposób starali się karmić własne ego bądź stłamsić strach przed nieuniknionym. Bo przecież wszystko przemija.
Vanitas vanitatum et omnia vanitas.
Wyciągnął palec z wiewiórki i ponownie sięgnął po telefon, drugą dłonią. Klik. Pierwsze zdjęcie. Klik. Kolejne.
Jednakże te zdjęcia pozostaną do wglądu tylko i wyłącznie dla niego samego.
Do jego małej, prywatnej kolekcji.

@Kyōki Yul
Raikatsuji Yuzuha

Kyōki Yul ubóstwia ten post.

Kyōki Yul

Pon 7 Sie - 3:28
Śmierć była początkiem i końcem, wolnością oraz niewolą złożoną z ciasnej klatki własnego strachu. Była pięknem wieczności i brzydotą śmiertelności. Stałością w przemijaniu, kresem w bezruchu cyklu istnienia. Śmierć była wszystkim i niczym. Sprzecznością samą w sobie, niepojętnym bytem, który za byt uchodzić nie mógł. Czasem wydawało się mu, że jest ona złudzeniem. Ostatni oddech nie był ostatni, jeśli miało się dostatecznie silną wolę, przypominała stan przejściowy. Poczekalnie, gdzie czas płynął nieznośnie długo, a mimo to podświadomie czuło się, że się spóźnia. Ale też widział ją, jak lśni pięknem przerażenia w obcych oczach, jak odbiera koloryt z czyjegoś oblicza, słyszał ją w krzykach oraz bełkotliwych błaganiach. Wyczuwał w smrodzie zgnilizny i rozkładu, w zakażonych ranach i połamanych duszach. Czuł ją w składanych pocałunkach i odpowiednim pchnięciu noża. Śmierć była myślą, śmierć była czynem. Była, była, była. Wciąż była, niezależnie od tego, jak się ją interpretowało. Cóż za słodko irytujące utrapienie. Długie, szczupłe palce wsuwają się między sprane, zielone kosmyki, opuszkami masują napięty skalp, kiedy twarz ku słońcu kieruje, pozwalając porannym promieniom tańczyć na cienkich powiekach. I kiedy się przeciąga, a kości strzykają lekko, wydaje mu się, że jego własne ciało szepce o urlopie, zrobieniu sobie przerwy. To był problem fizyczności, ba, samego życia. Szybko się męczyło, a przecież rewolucja nie czekała na nikogo. Tak, nie można pozwolić sobie na nawet minutę wytchnienia, musiał nieść to brzemię ciężkiej pracy, by niczym kochający ojciec otwierający swe ramiona w stronę swych niesfornych dzieci, mógł sprowadzić oczyszczenie. Najpierw na miasto, wyspę, cały kraj, aż wreszcie świat. Wielkie były to marzenia, lecz kto zabroni mierzyć wysoko, gdy zdołało się upaść na samo dno? Zaiste król głupców, mistrz podziemi yada, yada, yada. Nie pamiętał dokładnie tego całego pierdolenia. Część uważała go za geniusza, część za niezrównoważonego pojeba, ale każdy zapominał, że tak jak i cała reszta jest jebaną marionetką Tairy. Sądzono, że przez ostatnie miesiące się wyciszył odkąd zajął pozycję Kapitana IV dywizji, lecz on obserwował. Patrzył, jak należące doń osoby kruszeją, inne jeszcze stoją na trzęsących się nogach i przez jakiś czas było to nawet zabawne, siedzieć w pierwszym rzędzie spektaklu zwanego trwaniem. Wnioski były proste, niewystarczający. Żałośni. Śmierć przecież była, była, była, a oni powinni stać się jej częścią. Czy jakoś tak. Było zbyt wcześnie, a może nazbyt późno na podobne rozważania. Słońce zdążyło wznieść się ponad horyzont i Jakkaru przez moment, ledwie ułamek sekundy zastanawiał się, czy się ich wszystkich nie pozbyć. Wyrwać chwasty ze swojego małego ogródka destrukcji, zasiać nowe ziarna na nowo. Z drugiej jednak strony musiałby się sam odwieźć do Kakufuruny i jakby...nah. Nie było warto. Westchnienie ciche, krótkie wymyka się spomiędzy wąskich warg i nie ma w nim irytacji, niechęci, agresji, a mimo to osoby pracujące w tle zamierają na moment, letnie poranne powietrze nosi w sobie raptownie posmak napięcia. Ruchy nagle stają się skrupulatniejsze, szybsze, cichsze, głowy schylone są nisko, postawne sylwetki kulą się, a przecież nawet nie sięgnął po swój mały chichot losu. Zaczynało go to niemal nudzić. Mrucząc pod nosem tylko sobie znaną melodię, niespiesznie naciąga na ręce czarne, skórzane rękawiczki nim machnięciem lewej nakaże wracać do pracy, sam natomiast rusza przed siebie. W kolejną gęstwinę drzew, w leśną ciszę, bo o tej porze, na tym konkretnym szlaku nie powinni natknąć się jeszcze na nikogo. A jeśli ktoś się przypałęta, to najpewniej dołączy do ich słodkiej niespodzianki. Kącik ust drga mimowolnie. Haha. Hahahaha. Ach, samo wyobrażenie otwierających się szeroko oczu z przerażenia, krwi odpływającej z twarzy, pierwszego szoku, który zmusza stopy do przywarcia do ziemi, nim instynkt samozachowawczy nakaże uciekać. Jedna z piękniejszych scen, nie może tego przed sobą ukrywać. I nie zamierza, w końcu Yul był wzorowym obywatelem Fukkatsu, szczerym, pomocnym, nawet jeśli forma jego pomocy potrafiła być nader kontrowersyjna dla co poniektórych.
Być może widok, który rozpościerał się przed złotem, nieruchomych — jak u gada, powiedział ktoś kiedyś, zanim kula trafiła w czoło po prawej stronie. Pamięta, że z frustracji połamał komuś palce, ponieważ nie trafił w sam środek. Miał chujowego cela, cud, że pistolet nie wystrzelił w niego, niemniej niesmak pozostał — tęczówek. I chyba go to bawi. Młody chłopiec, dzieciak ledwie, pochylający się nad zwierzęcym truchłem, grzebiący w jego trzewiach paluchem jakby miał ledwie kilka lat, a nie naście. Robiący zdjęcia, jakby miał przed sobą światowej klasy nagą modelkę, której fotki sprzedadzą za grube miliony. Och, powinien zadzwonić do Mariko swoją drogą, kurwa chyba poczuła się lepsza sądząc po tabloidach, że prawdopodobnie zapomniała komu zawdzięcza to wybicie w ich uroczym grajdołku. Tak czy inaczej, nie zamierzał stać w krzakach jak jakiś zboczeniec podglądający nieletnio letnich gówniarzy, stąd nie kryjąc swojej obecności wysunął się z zarośli, za swój cel obierając drzewo z szerszym pniem. Bardziej stabilne, twardsze, łatwiej na nim rozbija się czaszki.
Na lewo przy głazie masz lepsze światło — ton ma spokojny, znudzony niemal, kiedy wyciąga papierosa i podpala go zapalniczką. Fedora oraz marynarka została przy podwładnych, więc został w zasadzie w samej koszuli, spodniach od garnituru i ciężkich buciorach z podeszwą na tyle grubą, że aż miło się kogoś deptało. Nie miał na sobie neonowej maski, jednak biel scenicznego makijażu nadal zdobiła jego lica, czerń wokół oczu podkreślało kruszec otaczający czerń źrenic, a czerwień wykraczająca poza wargi, przeciągnięta w krzywym uśmiechu mogła być albo efektem szminki, albo też krwi. To pozostawiał domysłom, nigdy nie odpowiadając jednoznacznie. Niemniej klaun opierający się o drzewo pośrodku niczego nie był dziwniejszym obrazem niż Yuzu babrający się w martwym ciele gryzonia. A może było? Cóż, życie. I śmierć. Haha.






I can't decide whether
you should live or
die
Kyōki Yul

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Raikatsuji Yuzuha

Sob 12 Sie - 22:43
Zapewne niejedna osoba na jego miejscu, ta o zdrowszych zmysłach rzecz jasna, odwróciłaby się i zaczęła uciekać przed siebie, być może sięgając po telefon komórkowy aby wykonać telefon alarmowy. A przynajmniej, wręcz na pewno, w trybie ekspresowym oddaliłaby się od podejrzanego jegomościa.
Bo kto normalny o godzinie szóstej nad ranem chodzi po lesie w creepy makijażu jakiegoś klauna po roku w Rosji?
No właśnie.
Nikt.
Nie licząc nieznajomego stojącego niemal przed samym Yuzuhą.
Chłopak, jak na zwolnionym filmie, powoli, wręcz leniwie, odwrócił głowę, by bezczelnie zmierzyć klauna(?) od góry aż po same buty, niczym prawdziwy koneser zewnętrznego piękna; główny sędzia zasiadający w składzie jurorskim w podrzędnym talent show - aby ocenić jego aparycje. Albo i zamiary. Albo i jedno i drugie.
Na bladej twarzy przemknął cień niezadowolenia, bo ktoś śmiał zakłócać jego ciszę, spokój i randkę z martwą wiewiórką. Niespiesznie podniósł się z pozycji kucającej i spojrzał w lewo, w stronę głazu, ale nie odczuwał wewnętrznej potrzeby aby posłuchać mężczyznę, nawet, jeżeli ten mówił prawdę. Bo rzeczywiście było tam o wiele lepsze światło. Ale w jasnowłosym odezwała się wewnętrzna chęć buntu, zrobienia wszystkiego na przekór słów nieznajomego.
Dlatego też zignorował jego radę, niech wsadzi ją sobie głęboko w dupę, i na powrót spojrzał na długowłosego.
Nie odczuwał strachu. Takie emocje były mu obce. Nie, nie, nie. Nie z powodu arogancji czy też pewności siebie. Po prostu. Nie odczuwał tego, co każdy inny, zdrowy człowiek.
Niczego nie czuł.
A to z kolei przysłaniało czasami zdrowe myślenie i logikę, pozwalając na to, aby Yuzuha kierował się instynktem i zrywami, które, oczywiście w jego mniemaniu, przynosiły mu korzyści i przyjemności. Gorzej z osobami z jego otoczenia. No ale cóż.
Pech.
- Plac zabaw jest w drugą stronę. - odpowiedział beznamiętnie, jednocześnie sugerując w bezczelny sposób zamiary, jakimi kierował się nieznajomy.
Kto go tam wiedział.
Nagle, zupełnie niespodziewanie drgnął, kiedy uświadomił sobie zupełnie inną możliwość. Przecież... przecież on mógł być-
- Jesteś grzybiarzem?

@Kyōki Yul



„Strach. Nie ma nic wspanialszego. Uwielbiam na niego patrzeć, uwielbiam wdychać jego zapach.
A już najbardziej lubię go słuchać. Lubię też jego smak.”


Las Fukayama 2Ml7
Raikatsuji Yuzuha
Kyōki Yul

Nie 13 Sie - 21:50
Na wszystko przychodzi czas. Na strach również. Ale tutaj, pośród drzew rzucających cień oraz promieni słońca przebijających się przez zieleń liści, z powietrzem smakującym latem oraz rozkładającymi się zwierzęcymi zwłokami, nie było po nim śladu. Nie oczekiwał go, nie rozsiewał go — jeszcze — żadnym czynem ni gestem. Pozwalał, by rozleniwienie niosło się po ciele opierającym się o pień, by znudzenie osiadło na muśniętych scenicznym makijażem licach. Nie było w nim gniewu, rozsadzającego członki, nakazującego mięśniom spiąć się, zębom wyszczerzyć w uśmiechu zwiastującym ból, krew oraz nieposkromione wody cierpienia. Nie było też irytacji względem chłopięcej bezczelności, butności przeplatanej z obojętnością. Widział ją, znał ją. Była w zasadzie całkiem zabawnym elementem ludzkiego istnienia, ta brawura, to świadome pozbawienie się instynktów samozachowawczych. Jednak ponownie, nie było się przecież czego bać, był piękny poranek, las również wydawał się całkowicie sympatyczny i nic nie zapowiadało żadnej pogoni, zrywu nagłej brutalności. Nawet jeśli za złotem tęczówek wciąż to było, coś co wężowymi splotami gnieździło się we wnętrzu mężczyzny, czujne, głodne, łapczywie wyczekujące na jeden fałszywy ruch. Gotowe pokonać niewielki dystans, wpleść smukłe palce między jasne kosmyki, odchylić głowę na tyle boleśnie, żeby jabłko adama drgnęło podczas przełykania śliny, a srebrne ostrze noża zakosztowało delikatności skóry gardła. Na wszystko przyjdzie czas, na Yuzuhę także.
Zaciąga się niespiesznie papierosem, biało szary dym wymyka się spomiędzy ust pojedynczym wydechem, kiedy to wysłuchuje wybitnie niezadowolonej i w teorii zmyślnej odpowiedzi chłopca. Nie jest pod wrażeniem, w zasadzie stopniowo tracił zainteresowanie, a to już bywało niebezpieczne. Dla niego, innych, świata. Dłonie zaczynają swędzieć, pierwsze nuty rewolucji, oczyszczenia, peany wolności echem wybrzmiewają w przestrzeni umysłu. Nawołują, by zesłał uwolnienie, żeby ukoił śmiertelną samotność oddając żywot nieskończoności, czułym objęciom śmierci. Ale jeszcze nie, jeszcze nie teraz.
Wręcz przeciwnie — odpiera spokojnie. Plac zabaw, jego plac zabaw miał zupełnie inne położenie, niż wyobrażał to sobie młodzieniec. Był jednak równie zabawny. Każdy się śmiał, chociaż raczej nie miał wyjścia, kiedy rozcięte policzki nie pozwalały na inny grymas. Brwi marszczą się delikatnie, subtelnie, niemal niezauważalnie, gdy lewy kącik ust unosi się nieznacznie — Gorzej — zdradza, jakby właśnie miał przekazać największy sekret tego uniwersum. Jednak bez dramatycznej pauzy, złożenia dłoni na piersi dla podkreślenia teatralności jego własnych słów — Artystą — strzepuje nagromadzony popiół, raz jeszcze zawieszając złociste spojrzenie na niezbyt szczęśliwym, przypadkowym towarzyszu — Co masz do grzybiarzy? — pyta, bo może za tym pytaniem krył się jakiś głębszy sens, niezrozumiana logika, której nie zamierzał poznawać, acz rozbawienie jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Było lepsze niż znudzenie.






I can't decide whether
you should live or
die
Kyōki Yul

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Raikatsuji Yuzuha

Nie 20 Sie - 21:27
Wiatr poruszył drzewami, a liście zaszeleściły nieśmiało, jakby w obawie, że ściągną na siebie uwagę dwójki osób. Z ust jasnowłosego wydobyło się westchnięcie pełne znużenia. Już nawet nie krył się z faktem, że obecność drugiej osoby wcale a wcale nie była mu na rękę.
A czy kiedykolwiek tego nie krył?
Dalszy spacer jak i eksploracja w poszukiwaniu zwierzęcych trucheł wydawała się teraz zaskakująco niechcianą i nieprzyjemną perspektywą. Najwidoczniej był to znak, aby zawrócić i wrócić do siebie. A może do Maury.
W sumie dawno u niej nie był.
U Kaname również.
Ach, to niezdecydowanie. Którą podjąć decyzję? Która będzie najbardziej... odpowiednia?
"Artystą"
Z zamyślenia wyrwał go dźwięk melodyjnego głosu nieznajomego. Chcąc czy też nie, niemal bezwiednie, powędrował spojrzeniem w jego stronę, zatrzymując się dłużej na jego oczach, jakby to z nich mógł odczytać prawdziwe znaczenie tego słowa. Bo artystą można było być na wiele sposób. Tych bardziej ekscytujących, niesamowitych. Ale również tych nudnych i bezbarwnych.
- Ach, artysta. - odpowiedział jakby ze zrozumieniem, choć ostatecznie mało co go to obchodziło. Jego głowę wypełniały inne myśli, zupełnie oddalone od tego miejsca, a bardziej skupione na ciemnowłosej dziewczynie i pewnym albinosie.
- Znałem jednego artystę. - podjął niespodziewanie temat, sprawiając wrażenie nieco ożywionego, choć w rzeczywistości było to jedynie ułudną iluzją. Grą świateł i cieni na jego twarzy. Bo w oczach na próżno było szukać czegokolwiek.
- Choć nie sądzę byś w jakikolwiek sposób mu dorównał. - dodał zupełnie szczerze, nawet nie siląc się na fałszywą empatię i takt, bo przecież mógł u r a z i ć nieznajomego. - Jego specjalizacją były... lalki. Manekiny. - usta drgnęły, ale ostatecznie pozostały na swoim miejscu. Wspomnienia cofnęły się o wiele lat, do miejsca, w którym pierwszy raz podziwiał dzieło Lalkarza. Sam mu je pokazał. Zaprowadził do chłodni, gdzie stał piękny manekin przyodziany w zwiewną, czerwoną sukienkę.
Tak, jak jego matka.
O obsydianowych oczach.
Jak jego matki.
O długich, i lśniących włosach. I skórze miękkiej, lecz chłodnej w dotyku.
Bo to była jego matka.
Wsunął palce w jasne włosy i podrapał się po karku, walcząc sam ze sobą, aby nie zanurzyć paznokci nieco głębiej, przerywając stałą tkankę i nie poczuć ciepła krwi na paliczkach.
Chciał już wracać.
Nieznajomy nie przypadł mu do gustu. Nic a nic.
- Bo ich nie lubię. - odparł mu znużonym tonem i z taką manierą, która jasno sugerowała, że przecież to co mówi jest niezwykle logiczne i oczywiste.
Bo kto w ogóle ich lubi?

@Kyōki Yul



„Strach. Nie ma nic wspanialszego. Uwielbiam na niego patrzeć, uwielbiam wdychać jego zapach.
A już najbardziej lubię go słuchać. Lubię też jego smak.”


Las Fukayama 2Ml7
Raikatsuji Yuzuha

Kyōki Yul ubóstwia ten post.

Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku