Bar Lavender Lounge
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Czw 8 Cze - 21:22
Bar Lavender Lounge


Nazwa oczywiście nie wzięła się znikąd. To właśnie neony w tym kolorze zalewają gości baru, kiedy ci zejdą do lokalu po schodach w obsydianowym kolorze. Chociaż innych kolorów również nie brakuje w okolicach lady, która poza sceną najbardziej rzuca się w oczy. Zarówno goście, jak i obsługa baru, to w zdecydowanej większości mężczyźni, z czego ci drudzy są z lekka skąpo ubrani. Znaleźć tu można wszystko czego potrzeba do dobrej zabawy. Na parkiecie zawsze ktoś tańczy, a w tle gra energiczna muzyka.
Nie da się też przeoczyć gdzieniegdzie rozstawionych donic z kwiatami lawendy. Bar zazwyczaj czynny jest całą dobę, jednak najbardziej zaludniony jest w środku nocy.

Haraedo
Mamoritai Akari

Nie 25 Cze - 1:49
22.06.2037, godz. 20:44

Szczupła kobieta o surowym wyrazie twarzy poprawiła okulary i westchnęła ciężko, spoglądając ukradkiem na stojącego chłopca obok niej. Po jej minie wyraźnie można było wyczytać, że nie jest zadowolona z faktu stania na pod jakimś zawszonym barem o tak późnej porze i do tego w taką pogodę. Ostre niczym szpony palce zacisnęły się mocniej dookoła rączki trzymanej parasolki. Bogowie jej świadkiem, że gdyby nie potrzebowała pieniędzy, to już dawno rzuciłaby pracę. Ale jej pracodawca płacił naprawdę sporą sumę, aby zająć się tym zasmarkańcem.
Nienawidziła dzieci.
- Jesteś na pewno pewny, że on tu będzie? - zapytała, w ostatniej chwili przełykając ostrość tonu.
Akari zadarł wyżej głowę i spojrzał na nią szeroko otwartymi, błękitnymi oczami. Brązowe, lekko zakręcone włosy wystawały spod płaszcze przeciwdeszczowego o uszach pandy.
- Tak! Słyszałem dzisiaj rano, jak wujek Orville rozmawiał przez telefon! I mówił, że tu będzie! I że kończy pracę przed dziewiątą wieczorem! I wie pani, wie pani, ale wujek nie zabrał ze sobą parapapola! I muszę mu dać, żeby nie zmógł i potem nie był chory! - odparł jej, odwracając wzrok i wbił go na powrót w drzwi budynku. Kobieta westchnęła, ponownie, spoglądając na zegarek oplatający jej szczupły nadgarstek. Tak naprawdę powinna szykować purchlaka do łóżka, a nie stać z nim na deszczu. Ale nie miała szans na wygraną z Akarim, kiedy ten uparł się na coś. Od południa chodził i płakał, że musi iść do pana Lacenaire, żeby dać mu parasol.
Idiotyzm.
- Wie pani, pani Kitaka, ja sam mogę tu poczekać, a pani może iść do domu! - zaproponował niewinnie, na co kobieta jedynie prychnęła pod nosem. Absurdalne. Oczywiście, że nie mogła go zostawić tutaj samego. Wtedy z pewnością musiałaby szukać nowej roboty.
Nagle drzwi się rozchyliły i z budynku wyszło parę osób, a wśród nich mężczyzna o charakterystycznym, jakże egzotycznym dla Japończyka, wyglądzie. Spojrzenie Akariego rozjaśniło się, a uśmiech poszerzył, kiedy ruszył biegiem w jego stronę, rozchlapując kałuże na około, kiedy wbiegał w nie w swoich żółtych gumowcach.
- Nie biegaj, bo upadniesz. - szepnęła pod nosem, choć trzeba przyznać, że widok Akariego, który upada, byłby dość satysfakcjonujący dla niej. Przynajmniej nauczyłby się nie biegać bez powodu.
- Orville! Przyszedłem! - powiedział rozradowany i wyciągnął w jego stronę dziecięcy parasol wyglądający jak głowa pandy.
- Masz! Pada a nie masz parapapola!

@Orville Lacenaire


Bar Lavender Lounge OxEBLvR
Mamoritai Akari

Orville Lacenaire, Saga-Genji Shizuru and Yōzei-Genji Naksu szaleją za tym postem.

Orville Lacenaire

Czw 29 Cze - 2:40
Szum ulewy synchronizował się z szumem rozsierdzającym jego czaszkę. Ból u podstawy był pulsujący, prawie nie do zniesienia; potęgowany bijącym blaskiem neonowych róży, wściekłych błękitów i podkręconych do jaskrawości zieleni. Wzrok w każdej jednej sekundzie szukał mniej inwazyjnych barw; osiadał na stonowanych czerniach blatu, na mdłym w złocie whisky, na matowych pierścieniach siedzącego naprzeciwko mężczyzny. Spotkanie przeszło zaskakująco płynnie; gdyby nie wszechobecne wizualne walory, dla Orville’a równie przyjemne co wżynane pod skórę igły, z całą pewnością rozluźniłby się przy dobrym alkoholu i przyjemnych, bo konkretnych odbiorcach. Rozmowę uwieńczył uściskiem dłoni; zwarte w uchwycie ręce rzuciły migoczący od świateł cień na zaplombowaną kopertę. Informacje zawarte wewnątrz stanowiły jedyną przyczynę jego, Lacenaire’a, obecności w rozhukanym barze.
- To była przyjemność.
Mężczyzna po drugiej stronie wybuchł serdecznym śmiechem, zsuwając przy tym tłuste palce na wybrzuszony od plików pakunek.
- Nie wątpię - rzucił z uśmiechem, oczyma wyobraźni dostrzegając to, za co byłby w stanie zapłacić choćby podwójną, rynkową cenę. Potrójną nawet, jeśliby trzeba. - Nie wątpię.
Powtórzone zapewnienie, wyrwane ze spierzchniętych warg klienta, wciąż dominowało uwagę Orville’a - być może dlatego nie zauważył prędzej szczupłej, wyprostowanej od kija kobiety i uczepionego jej dłoni chłopca. Wytaczając się na świeże, wilgotne powietrze, zdążył raptem nabrać rześkiego haustu - w trakcie deszczu nawet miasta zdawały się czystsze. Tlen utknął jednak w przełyku, zblokowanym na dźwięk własnego imienia.
Miał wrażenie, że ktoś sztyletem przebija mu mózg, kroi psychikę miękkim, chirurgicznym cięciem.
- Akari. - Stanowczość zawęziła mu źrenice; z rozlazłych czarnych plam zamieniły się w drobne kropki utknięte w morzu czerwieni.
Dotyk mężczyzny niemal instynktownie oparł się o mordę pandy, przechylając ją na tyle, by przyjrzeć się ukrytym za naciągniętym materiałem brązowym włosom. Jakby musiał się upewnić, że to, co kryje się pod parasolką, nie jest wytworem wymęczonej wyobraźni.
- Pani Kitako - odezwał się jeszcze nim podniósł na nią uwagę; znaczona wyraźnym, obcym akcentem angielszczyzna, zdawała się jednak zadziałać jak pociąganie za sznurek. Kobieta ruszyła w ich stronę, stukając obcasami o mokry bruk. - Miałem nadzieję, że umowa jest jasna.
- Akari bardzo chciał pana zobaczyć - przyznała, zatrzymując się w stosownej odległości.
O jej parasol z dźwiękiem setek tysięcy ziaren grochu odbijały się siarczyste krople.
- I postanowiła pani ulec sześciolatkowi.
Na wargach kobiety drgnęło zniesmaczenie. Przez krótki moment spoglądała w stronę chłopca, silniej zamykając pięść na uchwycie jedynego przedmiotu, który chronił ją przed paskudną pogodą. Gdy wracała koncentracją do Orville’a było pewne, że pragnęłaby również czegoś, co mogłoby ją osłonić przed groźnym chłodem pracodawcy.
- Najmocniej przepraszam - w posłusznym tonie czaiły się obelgi. - To się więcej nie powtórzy.
Nie wątpił w to.
- Zabierz go do domu.
Kobieta w pierwszym odruchu sięgnęła do ramienia chłopca, ale raptownie zamarła, zabierając rękę z powrotem. Przez chwilę tłumiła w sobie wiele sprzecznych emocji - odbijały się jednak w pełni w oczach; choć równie dobrze widok mogły mącić szkła okularów.
- Miał koszmary - odezwała się, przyglądając dziecku. - Jak w planie, o dziewiętnastej był już w łóżku, ale o dwudziestej dalej... - wzruszyła nagle barkami. - Wie pan jak kończą się jego senne problemy. Znów nalegał, aby móc panu poczytać książkę. A pan, ostatnim razem, powiedział mi, że jeżeli Akari ponownie wyrazi chęci, chce pan tego posłuchać.
Japoński.
Lacenaire był jak zbyt śliska, kulista powierzchnia - podstawy wschodniego języka kompletnie się go nie trzymały. Doszedł wpierw do wniosku, że w ogóle nie potrzebuje lingwistycznej zdolności, nie, jeśli chodzi o Kraj Kwitnących Wiśni, ale wtedy nie spodziewał się, że będzie zmuszony pozostać w Fukkatsu na dłużej. Że poza spotkaniami pokroju dzisiejszego, gdzie klient zawsze miał garnitur, a angielski stanowił punkt podparcia każdej szanującej się jednostki, życie popchnie go w meandry zwykłych tras. Do sklepów. Do urzędów. Zagubiony nie był w stanie zapytać o korektę drogi - tylko dlatego, że mało który Japończyk rozumiał międzynarodowy. A ci, którzy liznęli trochę słówek i niesamowitym cudem pojęli o co mu chodzi, nie dawali rady odpowiedzieć.
Skoro był już więc skazany na Akariego, zamierzał wyczerpać każdą korzyść, jaką gówniarz miał do zaoferowania.
- Mam książkę. - Kitaka jakby słyszała jego myśli, bo wsunęła dłoń w głąb torby i wyciągnęła tom, trzymając okładką do góry.
Orville patrzył na tytuł tylko krótki moment, nim nie sięgnął pod wątłe ramiona chłopca. Dźwignął go gwałtownie i stanowczo, opierając młode, chude ciałko na wyrobionej fizyczną robotą piersi.
- Podaj mi parasol, będę go trzymał. I...
- … pan Orville mówi, abyś czytał wyraźnie - tłumaczyła jednocześnie Kitaka monotonnym tonem znudzonej recepcjonistki.

Orville Lacenaire

Mamoritai Akari ubóstwia ten post.

Mamoritai Akari

Wto 4 Lip - 0:18
Kiedy jasnowłosy rozpoczął rozmowę z kobietą w niezrozumiałym, zapewne starodawnym, najpewniej elfickim języku, drobna i pulchna dłoń chłopca odszukała palce albinosa, żeby objąć jego serdeczny palec, za który złapał. Przesuwał spojrzenie to na mężczyznę, to na kobietę, zastanawiając się, skąd pani Kitaka rozumiała elficki. Wszakże elfem nie była, a zapewne najokropniejszą wiedźmą, która przybrała wygląd kobiety, aby szpiegować księcia z alabastrowego królestwa, którym był Orville. Akari wiedział, że pani Kitaka nie była dobrą osobą i tylko czyhała na życie mężczyzny, aby przejąć jego królestwo, dlatego też Akari już dawno nadał swemu życiu bardzo ważną misję - chronić Orvilla przed magią złej i okropnej czarownicy.
Patrząc na kobietę, zmrużył nieznacznie oczy i mocniej przyległ do nogi jasnowłosego, jakby chciał chronić jego osobę swym małym ciałkiem, choć w rzeczywistości to on skrywał się za mężczyzną w strachu, że kobieta wyciągnie w jego stronę swe szponiaste dłonie, złapie go i wrzuci do worka. Tak jak ta okropna Baba Jaga z bajki, którą ostatnimi czasy czytał dla Orville. A co jeżeli to ona była Babą Jagą?!
Kiedy jasnowłosy uniósł go, ten z automatu objął małymi rączkami jego szyję, choć wiedział, że nie grozi mu upadek. Nie z jego rąk. Lubił jednak jego ciepło. Było uspokajające. Kojące. I przywodziło jakiś taki sentymentalny, charakterystyczny dla niego zapach, który zabierał go w przeszłość, choć sam nie był w stanie określić jakie wspomnienia uwydatniały się za każdym razem, gdy woń jasnowłosego pociągała za odpowiednie sznurki.
Wyciągnął dłoń po książkę, choć zrobił to z wyraźnym ociąganiem, bo przecież zła wiedźma mogła zaatakować w każdej chwili, i otworzył ją tam, gdzie znajdowała się tekturowa zakładka.
- Jaaaa-ś i Mał-aasia tak się przez... przestu... przetrf...
- Przestraszyli. - odezwała się kobieta idąca tuż obok nich, w ogóle nie przenosząc swego chłodnego spojrzenia na chłopca, a zamiast tego wpatrywała się przed siebie, jakby to tam właśnie mogła odnaleźć zbawienie, o które niemo krzyczała.
- ... przechartyli, że upu... upu....ili w-w-s-y-tko, co mi... mi...ęli w ręk-ach. S-S...Stara po-po-kiwała głową i rze-e-k-ła: "Ach, ko-o-o-ch-ane d...d...d-z-i-a-t-e-c-z-k-i... dajetki!
- Dziateczki.
- Co to dajeteczki? - zapytał chłopiec, przechylając głowę na bok, spoglądając na Orivlle, ale nim mężczyzna zdołałby cokolwiek zdołałby powiedzieć, kobieta była szybsza:
- Dzieci. - skwitowała krótko, na dosłownie ulotną chwilę przenosząc wzrok na chłopca. Ten pod jej spojrzeniem momentalnie poczuł nieprzyjemny ścisk w żołądku, dlatego też bardzo szybko powrócił do książki.
-... K...K-to was tu przy... psu....p-r-z-y-p-r-o-w-a-d-z-i-ł? Pyporadzi!
- Przyprowadził. - Akari zmarszczył lekko brwi, ale tym razem zamiast się speszyć, odwrócił głowę i objął szyję Orville, chowając twarz w zgięciu jego szyi.
Kobieta westchnęła, i zabrała książkę, która prawie spadła na ziemię, kiedy Akari przestał zwracać na nią uwagę.
- To ta pora. Zaczyna być marudny. - westchnęła, chowając książkę do torby.
I to byłoby na tyle czytania.

@Orville Lacenaire

zt x2?


Bar Lavender Lounge OxEBLvR
Mamoritai Akari

Orville Lacenaire ubóstwia ten post.

Hasegawa Izaya

Wto 22 Sie - 0:49
Dziś jest ten wyjątkowy dzień... Pierwszy raz od dawna, gdy Izaya mógł bez wyrzutów sumienia udać się na miasto, aby zanurzyć poprzedni tydzień w procentach. Nie powinien, ale od czasu do czasu, czy to coś złego? Ach, jak bardzo mu brakowało obserwowania ludzi w ich chaotycznych ruchach tanecznych, zapachu alkoholu oraz jaskrawych kolorów.
Plan na wieczór był prosty. Na start mojito i gimlet. Jak dla Izayi i jego wybrednych kubków smakowych to połączenie idealne. Oba słodko-kwaśne, a jakie dobre! To początek wręcz idealny zanim przestanie rozróżniać smaki. W małej przerwie od drinków - shoty z kolorowej wódki, szczególnie tęsknił za cytrynową. W ten oto sposób będzie w stanie wlać w siebie jak najwięcej, jak najszybciej. Jest to znacznie "rozsądniejsze" niż sączenie drinków powolutku, aby rozkoszować się smakiem. To nie jest dzień na delektowanie się trunkami. Kolejnym punktem będzie negroni oraz soju.... Choć, pewnie na shotach się skończy, ale kto wie? To dopiero będzie mieszanka ekstremalna! Gin, rum, wódka, to brzmi znakomicie.
Myśl, że kolejnego dnia będzie odchorowywał nie przerażała go w najmniejszym stopniu. Okularnik niewątpliwie dążył do przesunięcia swojej granicy wytrzymałości. Stopniowo, krok po kroku. Choć, osobiście wolał tłumaczyć swoje intencje słowami "jestem tylko prostym człowiekiem".
Hasegawa odnalazł chwilowy obiekt westchnień. Barman, który go obsługiwał... Izaya się zwyczajnie nim zauroczył, albo alkohol zaczął działać. Raczej to drugie. Mógłby zwalić całą winę na barmana, w końcu, kto kazał mu być tak przystojny? Aż żałował, że to nie jest losowe spotkanie na ulicy, kiedy miałby aparat w dłoniach. Nie byłoby problemu uchwycić tego urodziwego mężczyznę na zdjęciu. Samo obserwowanie z bliska barmana było wystarczające, nawet jeśli jutrzejszego dnia nie będzie go zupełnie pamiętać.
To, jak ruszał dłońmi, jak mieszał alkohole - Hasegawie wydawało się, że właśnie przygląda się rzeźbiarzowi w pracy. Pomimo lekkiego wstawienia, starał się kontrolować. Nie patrzeć za często, nie okazywać fascynacji po sobie jego osobą. Po czymś mocniejszym ze wszystkim jest ciężej. Miał tylko nadzieję, że nie spyta gościa o numer telefonu, jak będzie składał kolejne alkoholowe zamówienie. To byłoby żałosne.
Dodatkowo, te cholerne leki tylko i wyłącznie pomagały Izayi upić się efektowniej i szybciej. Najważniejsze, aby się tylko powstrzymać przed wzięciem leku po zakończeniu picia. Miał świadomość, że kołyszący się świat wsypie mu do ręki więcej niż jedną pigułkę. Jeszcze nie marzy mu się odejście z tego świata.
W końcu odwrócił głowę w stronę tańczących ludzi. Może tam też dojrzy jakąś śliczność? Z tym może być mały problem. Im dłużej patrzył w dal, tym gorzej widział. To mu nie przeszkadzało. Jedyne co wypatrzył to fakt, że musi wyglądać na alkoholika pijąc samemu. Każdy z kimś przyszedł, a on? Sam dla siebie. Przynajmniej powrót do domu będzie ciekawszy, a nie, że ktoś będzie go odprowadzał pod samiutkie drzwi z troski o niego. Zero adrenaliny.
Westchnął cichutko przed wzięciem kolejnego łyku gimletu.

@Seiwa-Genji Enma
Hasegawa Izaya

Warui Shin'ya and Seiwa-Genji Enma szaleją za tym postem.

Seiwa-Genji Enma

Wto 22 Sie - 22:43
12.08.2037

Od czasu złamania nogi praktycznie nie wychodził z domu. Teraz, jak kość była zrośnięta, a Enma mógł poruszać się swobodnie - w końcu dał się znajomym wyciągnąć na miasto. Miało być kameralnie. Tylko ich grupa, jakaś mała knajpa, spokojna okolica.
Ale oszukali go.
Zaciągnęli do tego przeklętego baru, co jedynie pociągnęło struny irytacji w młodym Seiwie. I już pominąć fakt, że najzwyczajniej w świecie okłamali go. Nie był o to zły, a przynajmniej nie teraz, choć z pewnością na dniach wypomni im zachowanie. Kiedy już wytrzeźwieją, bo rozmowa z pijanym to jak uderzanie pomidorem o ścianę i potem zdziwienie, że ściana pozostaje nietknięta.
Był zły, bo wiedzieli o jego niepełnosprawności. Wiedzieli, że przebywanie w tak głośnych miejscach sprawia mu ból. Enma wytrzymał w barze zaledwie trzydzieści minut, może nawet i mniej. Pozostawił na stoliku niedopitego drinka i pożegnawszy się ze znajomymi, a przynajmniej z ich połową, bo reszta zaginęła w tłumie ocierających się o siebie i spoconych ciał tańczących, a następnie wstał i skierował kroki w stronę wyjścia. Już sama próba przedarcia się przez labirynt roztańczonej masy napawała go obrzydzenie, bo raz po raz poczuł na sobie czyjś dotyk czy lepką skórę.
Obrzydlistwo.
I kiedy jego oczy odszukały zbawienne światełko w tunelu oznaczone napisem "EXIT", uwagę chłopaka przykuło coś innego. A raczej ktoś. Znajoma sylwetka, która paradoksalnie odznaczała się na tle innych. Izaya. Ile to minęło od ich ostatniego spotkania? Tygodnie? Miesiące? Sporo.
Ciało zamarło, choć świadomość podpowiadała aby się nie zatrzymywał. Czuł jak głowa mu pęka a w uszach dudni. Wystarczyło odwrócić głowę i zignorować obecność znajomego. Skoro tutaj jest to z pewnością dobrze się bawi. Obecność Enmy do niczego nie jest mu potrzebna.
Nie. Zatrzymuj. Się.
- Wystarczy. - odezwał się, kiedy nieświadomie znalazł się przy ciemnowłosym, delikatnie kładąc dłoń na jego, w której trzymał drinka. Którego z kolei? Patrząc po jego oczach i wypiekach na bladych policzkach z pewnością nie pierwszego.
- Chodźmy. - zachęcił go, aby wyszedł z nim na świeże powietrze.
Tego mu było potrzeba.
A alkoholu z pewnością mu wystarczyło.
- Chyba że mam cię przeciągnąć za nogi przez cały parkiet?
Izaya wiedział, że Enma był gotów to zrobić, jeżeli sytuacja tego wymagała.
Nie prosił.


@Hasegawa Izaya


Bar Lavender Lounge Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Hasegawa Izaya ubóstwia ten post.

Hasegawa Izaya

Sro 23 Sie - 3:52
A co to za dotyk? Wyrwany z transu wpatrywania się w tłum spojrzał z lekkim opóźnieniem na osobnika obok. Początkowo nie skojarzył z kim właśnie ma do czynienia. Obraz rozmyty, jaskrawe światełka dookoła. Jak tu rozpoznać kogokolwiek znajomego? Dla Izayi to zadanie niemożliwe do wykonania.
Zmrużył lekko oczy. Ten głos i ton jest troszkę znajomy. Czyżby Seiwa? Seiwuś? No przecież takiego pięknego głosu w życiu by nie zapomniał.
Izaya uśmiechnął się wesoło, jak zwykle to miał w zwyczaju. Nie spodziewał się jego obecności tutaj. Miła niespodzianka, raczej.
Zaskoczyły go słowa kolegi. Takie brutalne i przykre. Dopiero tutaj do niego podszedł, a nawet się nie napiją razem? Nawet małego shota na powitanie? Co za rozczarowanie.
- To groźba? - Okularnik subtelnie odsunął rękę, aby dopić połowę drinka za jednym zamachem. Jak już ma wyjść lub zostać wyciągnięty siłą, to nie pozwoli, aby cenny alkohol się zmarnował. W końcu, tak rzadko go pije.
W prawdzie, nie zamierzał się kłócić czy przekomarzać z Enmą, choć jego propozycja była dość kusząca. To dopiero byłoby widowiskowe opuszczenie baru. Z drugiej strony, bycie zdeptanym przez szalony tłum nieszczególnie mu odpowiadało. Szkoda ubrań, szkoda buźki. A przede wszystkim byłoby Izayi żal, gdyby jego jedyna para okularów się rozbiła.
- Ale dobrze, nie będę się kłócić z takim ślicznym Panem.
Krótki zalotny uśmieszek i Hasegawa podniósł się z swojego stołka. Zachwiał się lekko. Jednak takie gwałtowne ruchy to za dużo na jego upity łebek. Bez zastanowienia złapał Seiwę za rękę i pociągnął go w stronę wyjścia. Oczywiście, że to przyjemna droga to nie była. Tyle ludzi, tak duszno. Na jakikolwiek dotyk nieznajomych Izaya uwagi nie zwracał. Wystarczyło zagryźć zęby i iść dalej.
Znacznie lepiej było przy barze... Oraz tam był ten przystojny barman. Nie szkodzi, teraz będzie miał nowy obiekt westchnień, na którym będzie mógł się skupić i nawet porozmawiać bez tak wielkiego stresu. Plusy są.
W końcu udało się mu wyjść na zewnątrz, dalej trzymając jego rękę w delikatnym uścisku.
- Co tam u Ciebie, Seiwuś? Sam tutaj przyszedłeś? - W końcu go puścił, aby się rozciągnąć. To był zły pomysł. W głowie zakręciło mu się po raz kolejny.
- Miałem cichą nadzieję, że się ze mną napijesz, jak już byłeś przy barze.

@Seiwa-Genji Enma
Hasegawa Izaya

Warui Shin'ya and Seiwa-Genji Enma szaleją za tym postem.

Seiwa-Genji Enma

Czw 7 Wrz - 20:33
Impuls ulgi przemknął przez jego twarz, kiedy pijany chłopak nie zamierzał stawiać oporu. Co prawda wzrostem Hasegawa był wyższy a kto nie był od Enmy, ale wagowo byli podobni. I chociaż przeciągnięcie po ziemi nieprzytomnego kumpla byłoby dość uciążliwe, a przede wszystkim upierdliwe, to koniec końców wyszarpałby go na zewnątrz. Na całe szczęście udało się uniknąć tego scenariusza.
Ruszył w jego ślad, choć bardziej pasowało określenie, że, o ironio, to on został wyciągnięty na świeże powietrze. Letnia, już nieco chłodniejsza aniżeli za dnia, temperatura działała jak kamfora. A cisza, która wreszcie zapanowała dookoła niego koiła ból głowy.
Właśnie tego było mu trzeba. Ciszy i spokoju.
Spojrzał na Izayę, który zdawał się stać w pionie tylko i wyłącznie dzięki jakiejś niewidzialnej dłoni, która go podtrzymywała. Miał wrażenie, że lada moment wywali się na chodnik, rozkwaszając przy tym swój pysk. A Enma go nie złapie. O nie, nie, nie. Nie było takiej opcji.
- Nie, byłem ze znajomymi. Ale doskonale wiesz, że tak głośne miejsca nie są dla mnie. - odpowiedział, sięgając do kieszeni bluzy po telefon komórkowy. Było późno, a do domu dość daleko. Zresztą, nawet jakby znajdowali się blisko, to Izaya z pewnością nie był w stanie przejść prosto nawet stu metrów.
- Usiądź na krawężniku czy gdzieś nim rozkwasisz sobie nos. Nie zamierzam zabierać cię na pogotowie, Hasegawa. - mruknął bardziej pod nosem, aniżeli do niego, choć doskonale wiedział, że z pewnością go dosłyszał. Przesunął palcem po wyświetlaczu w poszukiwaniu numeru na taksówkę. Nim jednak nacisnął zieloną słuchawkę, aby zadzwonić, wreszcie uniósł spojrzenie znad wyświetlacza odszukując wzrokiem chwiejącą się osobę obok.
- Nie ma opcji. Nie piję za często, to raz, a dwa... cóż, nie miałem tego w planach dzisiejszego wieczoru. Swoją drogą, Hasegawa, czemu piłeś sam? - skrzyżował ręce na klatce piersiowej, wpatrując się intensywnie dwubarwnymi tęczówkami w niego. Niemal całą swoją postawą ostrzegał go, aby nawet nie próbował skłamać. Bo będzie wiedział.
Wszakże Hasegawa był jak otwarta księga, z której można było wyczytać niemal wszystko.
Jeżeli Izaya miał jakieś problemy czy też wewnętrzne rozterki, to Enma był tu dla niego. Wysłucha go. Doradzi. Albo po prostu posiedzi z nim w milczeniu. Ale chciał, aby Izaya o tym wiedział. Zaufał mu.
Westchnął, robiąc krok do przodu.
- Wiesz jakie to niebezpieczne? Wałęsać się samemu po takich miejscach? Do tego wtaczać litry alkoholu do żył? Co, jeżeli ktoś postanowiłby wykorzystać takie chuchro jak ty? Przecież złamałbyś się w pół, jakbyś próbował jakkolwiek się bronić. - parsknął pod nosem, najwidoczniej wyraźnie rozbawiony ów wizją.
Izaya wyglądał niczym małe kocię, które potrafi jedynie syczeć i prychać, wymachując małymi łapkami.
Urocze.

@Hasegawa Izaya


Bar Lavender Lounge Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma
Hasegawa Izaya

Pią 8 Wrz - 4:03
malutki Emmuś jest słodki change my mind
  Izaya trzymał się na nogach prosto tylko przez moment, zanim poleciał na ścianę. Stał dalej! Elegancko się trzymał oparty o ścianę z uśmiechem na twarzy. Nie szkodziło, że kręciło mu się w głowie, a skąd. Nie chciał pokazać po sobie - szczególnie przy obiekcie swoich rozwijających się uczuć - że jest schlany jak świnia. Powtarzał sobie jak mantrę w myślach, żeby nie zrobił coś głupiego, choć tak bardzo tego pragnął. Prawdopodobnie miałby wyrzuty sumienia przez kolejne tygodnie. A pal to licho, raz się żyje!
  Wpatrywał się w Enmę jak w święty obrazek i grzecznie go słuchał. Słowo po słowie, choć ciężko mu szło z analizą co właściwie się do niego mówi.
  - Nie przejmuj się mną, Seiwuś. Nie ma o co, chociaż słodki jesteś jak się martwisz. - Zarechotał cicho. Nie przyjmował do świadomości, że coś może mu się stać. Siedział już tyle czasu w środku, więc tym bardziej nie miał ochoty siadać ponownie. Szczególnie nie na jakimś brudnym krawężniku.
  Trochę został zbity z pantałyku. Dlaczego pił sam? Aż ciężko znaleźć odpowiednie słowa na wytłumaczenie się. Sam dla siebie nie pił często, tylko w momencie, gdy miał okazję, na przykład dzień wolny od pracy - a zdarza się to rzadko. Tak dla zabawy? To brzmi jak alkoholizm. Dla utopienia smutków? To kłamstwo, w końcu nic złego obecnie się nie dzieje, nie zamartwia się niczym. Czyżby pozostało mu być szczerym? Westchnął cicho, błądząc po własnych myślach. I jak tu odpowiedzieć, aby nie zrazić go do siebie?
  - A wiesz, jak mam wolny dzień od pracy to czasem tu zaglądam. - Odpowiedział z niewinnym uśmieszkiem. Jednak padło na szczerość. - Poza tym, pracują tutaj ładne buźki. Aż miło popatrzeć. - Odpuścił wspomnienie o przystojnym barmanie. Wyjście z szafy w ten sposób byłoby żałosne.
  Gdy o tym pomyślał, trochę smutno mu się w serduszku zrobiło. Zaraz trzy dychy na karku, a pałęta się samiutki zazdroszcząc szczęśliwym parkom trzymających się za ręce. Raz gdy sam próbował wyznać komuś miłość skończyło się na obitej buźce. Było to niezręczne i lepiej, aby się to nie powtórzyło kolejny raz. Trzeba się chociaż nacieszyć znajomościami i przyjaźniami.
   Izaya się zaśmiał cicho na wzmiankę o wykorzystaniu. Sam o tym nie pomyślał, a planował powrót do domu na piechotę. Możliwe, że chciał się poczuć jak za licealnych lat, gdy łaził tu i tam z imprezy na imprezę i wracał z żołądkiem pełnym procentów. To dopiero było wyzwanie, aby nie dać się złapać stróżom prawa.
  - Oj tam, od razu wykorzystać. Pewnie tylko ktoś by mi ukradł telefon i portfel. - Pokiwał głową z lewej strony na prawą, uderzając przy okazji skronią o ścianę. - Ja taki łatwy na wykorzystanie nie jestem, Seiwuś! - Z tymi słowami duma go przepełniła. Pewnie, gdyby znalazł się w takiej sytuacji panikowałby jak nie wiadomo co. W tej chwili chciał wyjść na osobę, która dałaby sobie radę ze wszystkim, aby popisać się przed Enmą.
  Powolutku odepchnął się od ściany i zrobić krok w stronę Seiwy. Dłonią złapał go za rękę, żeby przypadkiem nie upaść. Uchylił głowę na jego ramieniem. Kilka kosmyków Izayi opadły bezwładnie na bark Enmy. Wszystko byle być bliżej ucha, wszystko, byleby móc powiedzieć coś ciszej i mieć pewność, że nikt inny tego nie usłyszy.
  - Nie dałbym sobie nic złego zrobić, bo wtedy... Pewnie... - Wymruczał i zastanowił się nad swoimi kolejnymi słowami. - Pewnie bym przez bardzo długi czas nie zobaczył Twojej ślicznej buźki, wiesz?

@Seiwa-Genji Enma
Hasegawa Izaya

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Seiwa-Genji Enma

Nie 17 Wrz - 23:56
Ignorował komplementy, jakimi Izaya go obdarowywał z bardzo prostej przyczyny: był pijany. A Enma wiedział, że kiedy alkohol wypełniał żyły i otumaniał umysł, to właśnie on zazwyczaj przemawiał i odpowiadał za gesty, słowa i spojrzenia. Nie warto było brać na poważnie pijanego. Jedna ze złotych zasad, którymi się kierował.
- Dobra, dobra. - wymruczał pod nosem, ostatecznie rezygnując w wykonania telefonu, aby wezwać taksówkę. Nie oznaczało to oczywiście tego, że zamierzał iść na piechotę i walczyć z Izayą, jeżeli odpaliłby mu się tryb marudy. Zamiast tego, wybrał metodę o wiele bardziej nowoczesną i już po chwili zamówił podwózkę do domu za pomocą aplikacji. Problem był jednak taki, że musieli poczekać z kilkanaście minut. Jak nie dłużej. Ale coś za coś.
Przynajmniej nie było zimno ani nie zapowiadało się na deszcz. Noc była zaskakująco piękna jak na tę porę roku. W sam raz. A świeże powietrze pomoże jego rozmówcy dojść nieco do siebie. Miał przynajmniej taką nadzieję. Sam oparł się o ścianę ze wzrokiem utkwionym w wątłej, wręcz wydawać się mogło rachitycznej sylwetce przed nim. I choć twarz chłopaka wydawała się pochłonięta powagą, muśnięta zdystansowaniem i chłodem, to w rzeczywistości Enma całkiem dobrze się bawił.
Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie oglądał w necie filmików o pijaczkach i ich staraniach utrzymania się w pionie bądź innych, zabawnych sytuacjach. Wargi mimowolnie uniosły się lekko ku górze.
- No nie wiem, ale jak dla mnie już sama perspektywa tego, że ktoś położyłby swoje łapska na mojej własności jest dla mnie mało zabawna. - skomentował jego słowa, mając wrażenie, że Izaya miał na myśli zupełnie inne wykorzystanie.
A w tym wszystkim wydawał się naprawdę naiwny i łatwowierny. Idealny cel dla tej bardziej szemranej społeczności miasta. Dlatego tym bardziej Enma musiał dopilnować, aby Izaya trafił dzisiejszego wieczoru do swojego mieszkania, bez przyciągania niepotrzebnych kłopotów.
Kto by pomyślał, że dzisiejsza noc miała wyglądać zupełnie inaczej. Jak zawsze pod górkę.
Znużenie niepewnie zaglądało w jego oczy, przypominając mu o wczorajszej, nieprzespanej nocy. Szczerze powiedziawszy to Enma najchętniej znalazłby się we własnym mieszkaniu, we własnym łóżku i zawinięty we własny koc. Niestety, nic nie wskazywało na to, aby jego pragnienie miało nastąpić tak szybko.
Kiedy Izaya niespodziewanie podszedł bliżej, przekraczając wręcz niemoralnie osobistą granicę Enmy, jego ciało automatycznie całe się spięło, nieprzyzwyczajone do tak nagłej bliskości. Momentalnie poczuł mieszankę lekkich, męskich perfum przemieszanych z silną wonią alkoholu. Jednakże nie odepchnął go, a przynajmniej nie od razu, dając mu czas na wypowiedzenie słów.
Westchnął cicho, unosząc lewą dłoń po czym poklepał go po plecach. Jak małe, niesforne dziecko, które narozrabiało i teraz to jemu przyszło po nim sprzątać.
- Tak, tak, wiem. - odpowiedział mu, jednocześnie wysuwając się spod jego objęcia i tym samym na powrót tworząc dystans między nimi, choć nie tak wielki jak kilka chwil wcześniej.
- Naprawdę powinieneś się uspokoić i stać w miejscu. Ledwo trzymasz się na nogach. Chcesz wody? Albo czegoś innego do picia? - odwrócił się bokiem i zrobił kilka kroków w przód, zatrzymując się przed jedną z maszyn pełną niezdrowych napojów. Wyciągnął z tylnej kieszeni kilka drobniaków i nacisnął przycisk z numerem 8. Maszyna po chwili wypluła z siebie czarną puszkę. Enma odwrócił głowę i spojrzał wyczekująco na decyzję Izayi.
- Tylko bez procentów.

@Hasegawa Izaya


Bar Lavender Lounge Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Hasegawa Izaya ubóstwia ten post.

Hasegawa Izaya

Czw 21 Wrz - 13:31
Izaya zinterpretował wszystko po swojemu. Całkiem prędko wypadło mu z głowy co sam mówił wcześniej. Trochę zgłupiał po słowach Seiwy, co było po nim widać. On? Jego własnością? Trochę go przytkało, ale poczuł się szczęśliwy. Normalnie na trzeźwo, pewnie by nie byłby zadowolony z uniżenia jego osoby do "własności" jakby był byle jakim przedmiotem w kolekcji Enmy. Przede wszystkim niczego by nie przeinaczył. W tej chwili jednak jego pijany łebek nie przejmował się taką głupotą, bo po co? W końcu, Enma nie byłby zadowolony, gdyby ktoś położył łapy na Izayi! Zawsze coś, choć faktycznie nie ogarnął za pierwszym razem, o co chodzi z tym całym wykorzystywaniem.
  W tej chwili był nawet bardziej skory do współpracy, jeśli chodzi o powrót do domu. Wystarczyło mu tylko coś źle zrozumieć i proszę. Mógł z uśmiechem na twarzy wykreślić plan tuptania przez pół miasta, tylko po to, aby Enmuś był spokojniejszy. W końcu, poczuł się zaszczycony, posiadając jego uwagę i troskę, a motylki w jego brzuchu tylko jeszcze bardziej szalały pijane, jak on sam.
  Mimowolnie puścił jego rękę, gdy się odsunął. To akurat troszkę zabolało, ale nie zamierzał się bardziej narzucać. W końcu, ryzykowałby tym dostaniem w pysk - co w obecnym stanie mogłoby Izaye nawet powalić - gdyby się posunął nieco dalej. Lepiej nie odstraszać obiektu swojego zainteresowania. Szczególnie, podczas stanu nietrzeźwości. Może wszystko pójdzie zgodnie z intencjami Hasegawy, gdy będzie trzeźwy, kto wie. Na tą chwilę widział, że nie ma żadnych szans. Na swoje szczęście, przecież pijany przez całe swoje życie łazić nie będzie. Jeszcze będzie miał okazję, aby z Enmą posiedzieć. I może powiedzieć co nieco? O ile zbierze się na odwagę.
  Westchnął spytany o coś do picia. Najchętniej wróciłby do baru i znów napiłby się jakiegoś drinka z wysoką liczbą procentów. Pobiegał wzrokiem przez moment po chodniku, zastanawiając się co innego może wypić. Na cokolwiek gazowanego ochoty nie miał, słodkie napoje również odpadały.
  - Woda brzmi w porządku. - Podreptał za swoim kolegą i oparł się ramieniem o maszynę z napojami. Siedzieć dalej nie chciał, ale stać gdzieś obok? To znacznie lepszy wariant.
  Tak się przyglądał przez moment Enmie i myślał. Oprócz miliona komplementów, które miał mu ochotę powiedzieć - głównie, chciał mu powiedzieć, że jest taki śliczny, uroczy - błądził po prozaicznych myślach. A mianowicie, jak go podejść. Ciężki temat, szczególnie dla kogoś niedoświadczonego. Siedzenie w szafie, to znacznie bezpieczniejsza i wygodniejsza rzecz, do pewnego momentu, gdy nie usłyszy się setnego pytania od rodziny, kiedy to się jakąś dziewczynę im przedstawi.
  W tym przypadku wypadałoby dogłębnie zbadać teren. Niby został już nazwany własnością Enmy, co źle zrozumiał. Co za utrapienie! Każdy mógłby mieć wypisane na twarzy co jest pięć. Byłoby wszystkim na świecie łatwiej.
  Ściągnął okulary, aby je przetrzeć skrawkiem swetra. Następnie założył je na głowę, jakby to były zwykłe okulary przeciwsłoneczne. Z bliska jeszcze jako-tako widział bez większych szczegółów, ale na dłuższą metę -7 dioptrii robi swoje. Nawet z tak niewielkiej odległości buźka Enmy była nieco rozmazana.
  - Wydaje mi się, że taki troszkę nie w sosie jesteś. - Przechylił głowę z lewej strony na prawą, uderzając lekko o maszynę z napojami.  - Taki zmęczony, wydaje mi się. Nie chcesz wrócić razem ze mną? Może? Kurde ten. No wiesz, pojedziemy razem, ja wysiądę wcześniej, czy coś. - Oczywiście, nie miał nic złego na myśli, ale jeśli miałby spędzić z nim odrobinę więcej czasu? Czemu by nie zaproponować mu czegoś takiego.

@Seiwa-Genji Enma
Hasegawa Izaya

Warui Shin'ya and Seiwa-Genji Enma szaleją za tym postem.

Seiwa-Genji Enma

Pią 6 Paź - 0:58
Woda brzmiała rozsądnie, biorąc pod uwagę stan, w jakim aktualnie był Izaya. Enma ponowne wrzucił monetę do automatu i wybrał odpowiedni numer, aby zdobyć produkt dla ciemnowłosego.
- Tak? - odpowiedział mu pytaniem, jednocześnie podając butelkę z krystalicznym napojem, kiedy maszyna wyrzuciła z siebie zamówienie - Czy ja wiem? To pewnie przez nadmiar dźwięków. Wiesz, że bywają dla mnie wyjątkowo uciążliwe. - westchnął i wzruszył lekko ramionami, bo w rzeczywistości Enma w żadnym stopniu nie czuł się zmierzły, zły czy jakoś szczególnie bez humoru. Może trochę zmęczony, ale było to rzeczą naturalną biorąc pod uwagę okoliczności w jakich się znajdował.
Zrobił dwa kroki do przodu i usiadł na wysokim krawężniku, prostując nogi przed sobą. Rzeczywiście odczuwał zmęczenie, jak się nad tym zastanowić. Najchętniej znalazłby się już w domu, w swoim łóżku owinięty kocem. I nawet, jeżeli miałby problemy z zaśnięciem, to przynajmniej znajdowałby się u siebie. Z dala od ludzi. Od nieznajomych twarzy. Głosów. I dotyków.
Tylko on sam pogrążony w samotności.
- W sumie to nie taki głupi pomysł. Odwieziemy cię pod drzwi a potem poproszę taksówkarza, aby zabrał mnie do mojego domu. - powieki wreszcie opadły, a ciało momentalnie zakomunikowało o swym zmęczeniu.
Jak szybko je zamknął, tak szybko otworzył, karcąc w duchu samego siebie, że zapomniał o jednej z najważniejszych, złotych rad: Nigdy nie zamykaj oczu, nawet na moment, jeżeli jesteś poza domem.
Uniósł dłoń i zaczął pocierać jej wierzchem powieki, jakby właśnie w ten naiwny, a nawet trochę dziecięcy sposób chciał odegnać obrzydliwie lepkie łapska senności i zmęczenia.
- Tylko musisz mi obiecać, że jak wreszcie znajdziesz się pod swoim domem to nigdzie nie uciekniesz, a wrócisz grzecznie do siebie. - w jego tonie było słychać pojedynczą nutę reprymendy odzianą w rozbawienie. Nie musiał tego robić. Pouczać. Machać palcem wskazującym. Karcić. Przecież Izaya był dorosły, i mógł sam decydować o swoim ciele i życiu.
A Enma miał w sobie tyle z matczynej troski, co nic.
Z drugiej zaś strony obserwowanie fal przeróżnych emocji, jakie muskały twarz drugiego chłopaka było na tyle intrygujące i zabawne, że Enmie nawet przez myśl nie przeszło, aby w końcu się powstrzymać.
- I co tak stoisz jak gwoźdź czekający na dobicie. Siadaj. Chociaż patrząc na ciebie to i tak się dziwię, że wciąż jesteś w stanie utrzymać się w pionie. - parsknął pod nosem, wreszcie sięgając po swoją puszkę. Wsunął palec pod metalową zawleczkę i pociągnął, a ciszę przeciął charakterystyczny dźwięk uciekającego gazu.
W przeciwieństwie do Izayi, Enma postawił na płynny cukier w postaci wiśniowej coli. Nie był największym fanem samego napoju, ale połączenie z tym owocem sprawiło, że ów cola uplasowała się na pierwszej pozycji ulubionych przysmaków chłopaka.
- Pomóc ci? - zapytał orientując się, że jego towarzysz wciąż stoi. Swoją drogą w stanie wysokiego upojenia alkoholowego było ciężko zapanować nad motoryką ciała, więc nic dziwnego, że było mu ciężko schylić się niemal do parteru, aby bezpiecznie usiąść bez ryzyka wywalenia się na gębę. Odstawił puszkę i podniósł się, wsuwając dłoń pod jego ramię, żeby go asekurować.
- Dajesz. Siadaj. Nie bój się, nie puszczę cię. - zapewnił go, tym samym zachęcając go, aby w końcu posadził tyłek.

@Hasegawa Izaya


Bar Lavender Lounge Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Warui Shin'ya and Hasegawa Izaya szaleją za tym postem.

Hasegawa Izaya

Nie 15 Paź - 3:00
  Jedyne na co Izaye było stać to pokiwanie głową w zrozumieniu na tłumaczenie swojego kolegi. Oczywiście, musiał przyozdobić swoją "odpowiedź" głupkowatym uśmiechem. Bez tego zdecydowanie nie byłby sobą. W końcu, stara się jak może, aby się nie smucić i tym bardziej tego po sobie nie okazywać. To też jest powód, aby nie pić samemu w domowym zaciszu. W takiej sytuacji łatwiej jest o pijane smuteczki i wypisywanie głupot do znajomych.
  Odebrał podarowaną butelkę z wodą. Szkoda, że jednak to piwo nie jest, ale trudno się mówi.
  Radocha wymalowała się na buźce Hasegawy. Ciężko ukryć szczęście, że jednak Seiwuś, obiekt westchnień przyjaciel Izayi spędzi z nim trochę więcej czasu. W końcu, odczuwał jawny niedobór obecności Enmy w swoim życiu. Sporadyczne SMSy nie zawsze potrafią wypełnić tej pustki błagającą o większy kontakt. Taki pożądany, a tak niemożliwy do wykonania. Zdecydowanie, będzie musiał poszerzyć swoje grono znajomych, aby nie narzucać się Enmie tak bardzo.
  - Oczywiście, oczywiście. - Odkręcił butelkę i wpatrzył się w gwint niemrawym wzrokiem. - Będę grzecznym chłopcem i wrócę grzecznie do domu. - Choć oczywiście, nie narzekałbym gdybyś mnie odprowadził pod same drzwi. Ha, ha. Dokończył w myślach. Och, jakże to byłoby romantyczne. Aż na same wyobrażenie tego scenariusza zarumienił się jeszcze bardziej. Czy to alkohol wirujący w żyłach, czy też niekontrolowane emocje?
  Kolejne słowa przyjaciela wyrwały Hasegawę z rozmarzeń. Zaśmiał się razem z Seiwą. Osobiście nie przeszkadzało mu stanie w miejscu, nawet w tym stanie jeszcze był w stanie utrzymać się na nogach jako-tako. Czasem chłodne powietrze potrafi orzeźwić umysł. Może nie w pełni, ale coś tam pomaga.
  Pierwszy łyk wody i omal się nie zakończył udławieniem. Na szczęście, tylko omal. Mózg mu się zwiesił, nawet nie zdążył złożyć sensownej odpowiedzi, a poczuł dotyk pod ramieniem. Teraz to wyboru większego nie miał. Na pewno odepchnąć Enmy nie zamierzał. Opcjonalnie mógł zrobić coś niesamowicie głupiego, a wiele durnych myśli przebiegło Hasegawie po głowie. Głupich i żałosnych, takich idealnych do posiadania klasycznego moralniaka na kolejny dzień.
  - No skoro tak ślicznie prosisz. - Z rozbawionym uśmiechem przewrócił oczami nonszalancko. Zakręcił butelkę i grzecznie usadowił tyłek na krawężniku. Postawił butelkę obok swojej nogi. Teraz pozostało tylko nie zapomnieć o wodzie.
  Z cichym westchnięciem ściągnął okulary z nosa, aby je przetrzeć rękawem. Nie tak dokładnie, jak to zwykle miał w zwyczaju. I tak to nie poprawiłoby w żaden sposób wyraźności otoczenia w obecnym stanie. Z tą myślą założył okulary na głowę.
  - Ej, Seiwuś? - Zawahał się. Miał na końcu języka parę niedorzecznych pytań. Znalazł drogę, którą mógłby iść naokoło. Pytanie typu idealne! - A Ty masz może kogoś na oku? Śliczną buźkę masz, młody jesteś, dobre nazwisko. Pewnie masz grono fanek, co? - Żałość oblała jego wewnętrzne "ja" po wypowiedzeniu zdania na głos. Dotarło do niego, jak głupio ono brzmi. Cóż, raz się żyje, nie? Jakieś tam carpe diem czy inne yolo.
  - Znaczy, wiesz. Nie musisz mi odpowiadać, nie? Zwyczajna ciekawość. - Krótkie sprostowanie i od razu poczuł się nieco lepiej. Poniekąd miał ochotę coś więcej dopowiedzieć, ale mogłoby to się zamienić w długi monolog i rozmyślenia pijanego człowieka.
  Lepiej aż tak się nie pogrążać.

@Seiwa-Genji Enma
Hasegawa Izaya

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Seiwa-Genji Enma

Czw 2 Lis - 22:19
Odetchnął lekko, z nieukrywaną ulgą, kiedy jego upojony alkoholem towarzysz nie robił żadnych problemów i posłusznie zajął miejsce na ziemi tuż obok niego. Przynajmniej ryzyko, że Izaya potknie się i wywali, przy okazji oczywiście rozwalając nos, zdecydowanie zostało zredukowane. Odgarnął kilka swoich ciemnych kosmyków za ucho, choć te i tak po chwili wróciły na swoje pierwotne miejsce, opadając na blady policzek Enmy.
- Na to liczę, Izaya. Że wrócisz grzecznie do domu i nigdzie nie będziesz się z niego ruszał aż do rana. Albo przynajmniej do momentu, jak wytrzeźwiejesz. - odpowiedział mu zaskakująco spokojnym tonem. Mimochodem zerknął na wyświetlacz telefonu, chcąc skontrolować godzinę. Miał wrażenie, że minuty wyjątkowo się ciągną i gdy myślał, że minęło już z dobre piętnaście minut, to w rzeczywistości okazywało się, że upłynęła zaledwie połowa tego. Westchnął, niemal cierpiętniczo. Teatralnie.
"Ej, Seiwuś"
Przez jego twarz przebiegł cień skrzywienia i niezadowolenia, choć było to tak ulotne, że niezwykle ciężkie do uchwycenia. Mimo wszystko ciężko było mu przywyknąć, gdy ktoś AŻ tak się spoufalał, że zaczynał zdrabniać jego nazwisko czy też imię w tak zagraniczny sposób. I nie miało najmniejszego znaczenia kto to robi. Znajomi, kumple, czy nawet bliska rodzina. Nic jednak nie powiedział. Zachowanie swojego towarzysza oraz sposób, w jaki się wysławiał zrzucił na jedynego winowajce tego wieczoru: alkohol.
- Hm? - zareagował niemal niemo na jego zawołanie, jednocześnie przechylając głowę lekko w jego stronę, lecz wzrok miał utkwiony w wyświetlaczu telefonu. Przesuwał kciukiem po jednej z wielu stron o tematyce paranormalnej, które oznaczył gwiazdką zapisując do ulubionych. Lubił czytać, wydawać się mogło, takie bzdetki. Najczęściej były wypełnione fejkowymi sytuacjami, sfabrykowanymi zdjęciami oraz zamazanymi filmikami, jakby ludzie kręcili telefonami sprzed dwudziestu lat. Typowe.
Rzeczy, których na pozór nie można było podeprzeć zdrowym rozsądkiem i logiką, których nie można było wytłumaczyć, od zawsze fascynowały i przyciągały do siebie tłumy. Działały niczym słodki lep na muchy. A zjawiska paranormalne z pewnością do takich należały, dlatego też miały tylu zwolenników na całym świecie. Niektórzy nawet wybijali w internecie na wymyślonych sytuacjach, aby zdobyć jak najwięcej wyświetleń.
Żałosne.
Ale wśród całego tego gówna, od czasu do czasu można było natrafić na prawdziwą perłę. I Enma właśnie takich szukał. Był gotowy spędzać długie godziny, zazwyczaj w nocy gdy bezsenność go męczyła, na przeszukiwaniu stron i innych form portali społecznościowych.
"... masz kogoś na oku?"
Czy on... dobrze usłyszał? Nie, zdecydowanie nie przesłyszał się.
Ciemnowłosy uniósł nagle głowę i spojrzał zaskoczony na Izayę, jakby do samego końca chciał głęboko wierzyć, że chłopak za moment zaśmieje się i powie, że żartował. Nic jednak na to nie wskazywało.
- Ha?! - jęknął zrezygnowany. Nie miał pojęcia czemu Izaya nagle zaczął interesować się jego życiem prywatnym. To nie tak, że Enma jakoś bardzo się z tym krył, bo przecież nie miał ku temu powodów, ale z drugiej strony nigdy też nie zaprzątał sobie głowy bzdurami typu dziewczyna czy chłopak. Żył sam. I cieszył się tą wolnością póki mógł.
- Co to w ogóle za pytanie? I tak nagle? Nie zaprzątaj sobie głowy takimi bzdetami. - pokręcił głowę, chcąc na powrót skupić się na telefonie, ale kątem oka dostrzegł w oddali zbliżający się samochód w ich stronę.
- Chyba taksówka jedzie.

@Hasegawa Izaya


Bar Lavender Lounge Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Hasegawa Izaya ubóstwia ten post.

Hasegawa Izaya

Wto 5 Gru - 15:28
  - No. Raczej, gdy wrócę do domu to się walnę na kanapę albo od razu do łóżka i nie będę miał siły, żeby wstać. - Zabujał głową z lewej do prawej, przy okazji raz trącając ramię Enmy. - Pewnie też będę oblężony przez Frotkę i tyle będzie z wstawania. - Na samą myśl o kotce uśmiech mu się poszerzył. Szczerze kocha tego kota. Ba, wszystkie kotki kocha, nieważne, czy są szalone czy nie. Najchętniej zabrałby wszystkie koty ze schroniska i siedziałby z nimi od rana do wieczora. Byłby męską wersją samotnej baby z stadem kotów o skrajnie lewicowych poglądach.
  W przeciwieństwie do Enmy, Izaya odczuwał ten czas inaczej. Szczerze cieszył się z towarzystwa Seiwy, przez co czas uciekał mu jak woda przez palce. Za szybko. Najchętniej zaprosiłby przyjaciela do siebie, aby spędzić z nim więcej czasu. A kto wie? Jeszcze by doszło do czegoś więcej i zwyczajnie byłoby mu głupio. Bardzo głupio.
  Wpatrywanie się w telefon innej osoby nie leżało w naturze Hasegawy. W prywatne rzeczy nie chciał się nigdy pchać, choć ciekawość zwykle przeważa w duszy człowieka. Mimochodem zerknął raz, aby dostrzec co tam Enma przegląda. Nie do końca ogarnął co tam szuka. Gdyby wiedział, to najpewniej znalazłby masę ciekawych tematów. W końcu, dziennikarz musi być obeznany w tym i owym. Masę tematów znać oraz masę zdjęć mieć. Ciekawe, czy znalazłby jakieś paranormalne "coś" na zdjęciach.
  Padło ważne pytanie. Dla Hasegawy, rzecz jasna. Sama reakcja Enmy była częścią odpowiedzi. Piękna, nietuzinkowa. Zabawna. Już dawno Izaya dostrzegał głupotki w swoim koledze, które najzwyczajniej go bawiły.
  Słodkie.
  Podniósł jedną brew, a uśmiech jak był na jego twarzy tak pozostał. Cudowna reakcja, a wpatrywanie się w buźkę kolegi tylko bardziej wprawiała w oczarowanie Izayę. On się prosi o buziaka jak nic.
  - Aa... Tak po prostu pytam, gdyby miało mi odbić w przyszłości i chciałbym Cię gdzieś zaprosić. - Zaśmiał się pod nosem. Jak coś, to wina alkoholu. - Wiesz no, chciałbym mieć pewność, że nie masz tam gdzieś za plecami jakiegoś zazdrośnika. - Z cichym westchnięciem, papugując kolegę również odwrócił głowę. Nieszczęsny transport już się zbliżał. Szkoda, że to nie jest chwila na robienie dalszych scen, aby zostać dłużej.
  Przed podniesieniem się z krawężnika sięgnął do kieszeni po listek leków, wycisnął jedną tabletkę i pochłonął ją szybciutko. Bez popicia, jak zwykle, choć wodę od Enmy dostał. Szybko o niej zapomniał, choć w przypadku brania leków to przyzwyczajenie. A powód czemu wziął? Również przyzwyczajenie oraz podświadoma chęć sponiewierania się jeszcze bardziej. Im dalej w las może być jeszcze gorzej, aczkolwiek uczucie jest boskie. Psychotropy w połączeniu z alkoholem tylko nasilają uczucie upojenia. Minus jest taki, że w pewnym momencie nie będą dawać nic w stanie trzeźwości. Trzeba będzie znaleźć sobie inny lek, inną odskocznię. Co prawda, już rozważał wcześniej innego typu używki, na przykład zioło. Problemem byłoby odnalezienie dobrego dilera. Stety-niestety Izaya obraca się w całkiem grzecznym towarzystwie, gdzie narkotyki nie występują.
  Schował listek do kieszeni i wstał. Otrzepał sobie tył spodni z niewidzialnego brudu. Momentalnie spojrzał pijanymi oczyma na Seiwę. Wyciągnął do niego rękę, oczywiście oczekując, że Enma skorzysta z jego propozycji pomocy przy wstawaniu. Najwyżej oboje się wywrócą. Takie tam, drobne pięćdziesiąt procent szansy na to. Osobiście Izaya by na to nie narzekał. Zbyt dużo romantycznych sytuacji sobie wyobrażał, aby skończyć na gruncie z obiektem swojej miłości przez głupi upadek.
  Jeśli z tego nie skorzystał - trudno. Mógł zawsze zrobić jeszcze jedną rzecz. Bardziej wymuszoną do wykonania.
  - Panie przodem. - Z zalotnym puszczeniem oczka otworzył przed nim drzwi do taksówki. Głupoty głupotami. I tak to "wszystko" wina alkoholu.

@Seiwa-Genji Enma
Hasegawa Izaya

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku