Kawiarnia Oishī
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Pią 26 Sie - 21:32
Kawiarnia Oishī


Nie dziwi, że lokal cieszy się popularnością o każdej porze roku. W zimę zziębnięte dłonie otulają gorące od kawy kubki, w lato zaś firma oferuje świeże ciasto i mrożoną herbatę serwowaną na wystawionych na zewnątrz stolikach. Kawiarni nie sposób zresztą przeoczyć; znajduje się w samym centrum Fukkatsu, jednak zadbano z należytą pieczołowitością, by poza łatwym dostępem zagwarantowano również klimat. Aby znaleźć Oishī należy odbić w jedną z bocznych uliczek, ale już wtedy rzuca się jej charakterystyczny design, kojarzony z przytulnością i wieczornym odpoczynkiem.

Kelnerzy w schludnie wyprasowanych koszulach uwijają się przy gościach z wystudiowaną uprzejmością. W tle rozbrzmiewa odgłos mielonej na bieżąco kawy i dźwięk żywych rozmów klienteli. To składa się na sielski obrazek, tworzony głównie podczas wakacji albo niespiesznej przerwy w codziennych obowiązkach. Choć kawiarnię Oishī otworzono w sercu miasta, wydaje się zupełnie odporna na wszechobecny popłoch. Prawie tak, jakby starczyło przekroczenie progu tego lokalu, aby czas gwałtownie przyhamował, odmierzany nie naglącą listą rzeczy do odhaczenia, a leniwym tykaniem zawieszonego w rogu zegara.

Oferowane są tu kawy o szerokiej palecie smakowej. Od mocno palonych, po orzechowe, czekoladowe i owocowe w posmaku. Personel raczy gości również tym, co tak przyciąga zwłaszcza młodszych przechodniów - wzorkami na kawie. Latte art jest tu na bardzo wysokim poziomie i poza podstawowymi szablonami - sercem, tulipanem czy rozetą - pojawią się bardziej zaawansowane twory; od uśmiechniętych piesków po uproszczone podobizny samych zamawiających.

Haraedo
Warui Shin'ya

Pią 23 Wrz - 1:43
23 września 2036 roku; 6:03

Zaczynał się powoli stresować; miejsce naprzeciwko wiało przeraźliwą pustką, wokół panowała cisza jak makiem zasiał, przerywana sporadycznym stuknięciem obcasa młodej, wciąż zamroczonej snem kelnerki. W ruch co dwie sekundy szedł nadgarstek, unoszony nerwowo na tyle, by spomiędzy przymrużonych powiek zerknęły na tarczę zegarka skrzące się w niecierpliwości oczy. Szósta zero trzy. Jeszcze minuta, a oszaleje.
Czy naprawdę tak trudno było odebrać jedną wiadomość? Albo połączenie telefoniczne? Jakby na zweryfikowanie powodu swoich pretensji chłopak sięgnął do kieszeni bluzy i wyciągnął z niej cienki, wielokrotnie upuszczony sprzęt. Ekran komórki wyglądał jakby starczyło go przetrzeć, by pozbyć się zalegających na powierzchni pajęczyn, ale prawda była taka, że nie miało to nic wspólnego z tego typu siecią. Warui skrzywił się lekko, przeciągając opuszką palca po rozbitym szkle.
Ostatniego maila wysłał do Enmy dokładnie siedem minut temu - a przedtem jeszcze kilkadziesiąt innych, słanych jeden po drugim w przeciągu ostatniej godziny z coraz większym hakiem. To nie tak, że sprawa była szczególnie nagląca; nie paliło się do stopnia, w którym potrzeba poruszyć wszystkie kontynenty, aby zbudzić wielkiego dziedzica rodu Minamoto.
Po prostu była szósta rano, a Shin'ya nie mógł spać.
Z bluzgania na Enmę wyrwał go znużony, dziewczęcy ton.
- Ciężka noc?
Źrenice Waruiego padły na twarz kelnerki; jej długie, czarne włosy upięte zostały w niedbały, choć urokliwy kok na samym czubku głowy. Nie nosiła szczególnego makijażu. Może była jedną z tych osób, które stawiały na pełną naturalność, gdzie jedynym odstępstwem jest smagnięcie rzęs tuszem i przesunięcie błyszczykiem po wargach.
Shin'ya wyprostował się pospiesznie na krześle, zdając sobie sprawę z tego, że kubek kawy, który zamówił jakiś czas temu od dawna stoi pusty.
- Dość intensywna - przyznał bezsensownie, odkładając telefon na blat stolika. - Czekam na kogoś.
- W porządku. Dolewki kawy?
Przylgnął plecami do oparcia, wypuszczając powietrze z płuc jak ktoś, kto się poddał. Informacje jakie zdobył dla Enmy mogły poczekać do godziny czternastej, dwudziestej albo w ogóle na następny dzień, ale Warui nie mógł odpędzić się od przeświadczenia, że w powietrzu wisi coś intensywnego. I naglącego. Udzielało mu się i nawet teraz, gdy widział tuż obok całkowicie spokojną, niemal znudzoną dziewczynę, z tyłu głowy miał oskarżycielskie: nic nie jest jeszcze pewne w tej sprawie. Może zaraz rozszerzy swój repertuar. Co jeżeli padnie na ciebie, ty bezmyślna owco?
- Jasne. Dolewka brzmi świetnie.
Odeszła bez słowa, zabierając pustą filiżankę.
Shin'ya nie odprowadził jej wzrokiem; usłyszał tylko odgłos odpalonego młynka do kawy akurat w momencie, w którym machinalnie sięgnął po komórkę, odblokował ją i wystukał następną wiadomość do Minamoto.

AKTUALNY UBIÓR: czarna bluza z zombie-Stitchem zakładana przez głowę; czarna maseczka zasłaniająca dolną część twarzy; czapka z daszkiem; spodnie; buty za kostkę.


従順な


Warui Shin'ya
Seiwa-Genji Enma

Sob 24 Wrz - 1:10
Przesunął kciukiem po ekranie telefonu, kiedy przeglądał kolejną stronę z artykułem o nowej, niewyjaśnionej śmierci. Tak naprawdę praktycznie każdy portal pisał to samo. Nawet na grupie paranormalnej, do której dołączył jeszcze parę miesięcy temu nie pojawiło się nic, czego sam by nie wiedział. Westchnął, blokując telefon i wsunął go do kieszeni, a następnie uniósł dłoń do aparatu w uchu i go włączył. Dźwięki świata zewnętrznego wyostrzyły się, a głośna fala zalała go z taką siłą, że na jego ustach pojawił się grymas niezadowolenia. Przystanął ze zmarzniętą ręką na klamce tuż przy wejściu głównym do kawiarni, kiedy jego spojrzenie powędrowało w bok. W cieniu alejki wpatrywała się w niego para jarzących oczu, jakby chciała przewiercić Enmę na wylot.
Zacisnął usta mocniej w wąską linię, a ciało mimochodem wyprostowało się, a twarz spochmurniała.
Wiem, że tam jesteś.
Spojrzenie po sekundzie zniknęło w ciemności, a chłopak pchnął drzwi wchodząc do środka. Przetarł zmęczone oczy, pod którymi wydawało się, że ma jeszcze większe sińce nić zazwyczaj. Nie musiał długo szukać Shin'a. Jego ruda czupryna rzucała się w oczy i nawet ślepy w swej ciemności dojrzałby rdzawy kolor włosów ducha.
Podszedł do stolika i usiadł ciężko na krześle, kładąc telefon na blacie stołu, wpatrując się w Waruia. Uśmiechnął się promiennie.
- Aww, tęskniłeś? - zapytał uroczo sięgając po jego kubek a następnie bezczelnie wziął spory łyk kawy. Gdy odstawił naczynie, skrzywił się niemal z obrzydzeniem.
- Blewhhh jak możesz pić to świństwo?! Niedorzeczność!- jęknął rozpaczliwie i sięgnął po cukierniczkę, a następnie wrzucił do kawy sześć kostek cukru.
- Zbyt gorzką ją pijesz. Staniesz się przez to zgorzkniały i wypadną ci wszystkie włosy.- uniósł spojrzenie i przyjrzał mu się uważniej, po czym zakrył sobie usta dłonią, by powstrzymać śmiech.
- Pfft- kekekekeke. - mieszał dalej chichotając pod nosem na samą myśl łysego Shina.
W sumie pasowałoby mu.
Mógłby robić za księżyc w ciemne noce.
Albo latarkę w mroku.
- MOŻE ZNALAZŁBYŚ SWOJE WŁASNE PLANETY, KTÓRE ZACZĘŁYBY KRĄŻYĆ DOOKOŁA CIEBIE PFFTFTAYDGUADA. - uderzył dłonią o stół niemal krztusząc się własną śliną.
- Podać coś? - nagły, kobiecy głos momentalnie sprowadził Enmę na ziemię. Spoważniał przyglądając się atrakcyjnej dziewczynie.
- Tak. Podwójne frytki, jajecznica oraz dwa tosty. I kawę. Swoją drogą... - złapał ją za dłoń i przechylił lekko głowę w bok.
- Gdyby wystawała ci metka, to na pewno byłoby na niej napisane Made in Heaven - powiedział cicho. Dziewczyna zamrugała kilka razy, po czym zaśmiała się nerwowo.
- T-to ja przyniosę zamówienie za moment... - wyrwała dłoń i pospiesznie uciekła w stronę kuchni. Enma podparł policzek na dłoni odprowadzając ją wzrokiem. Uśmiechnął się zawadiacko.
- Leci na mnie.


Kawiarnia Oishī Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma
Warui Shin'ya

Sob 24 Wrz - 14:14
Bywał w tym lokalu od czasu do czasu; kelnerki go kojarzyły, bo gdy ściągał kaptur, ich podejrzliwe spojrzenia natychmiastowo łagodniały. Po umysłach tłukły się pewnie pytania na temat tych rudych włosów i dziwnego nawyku maseczki, którą zawsze nosi. Kiedyś zastanawiał się intensywnie, co zrobić, aby nie wypadać podejrzanie - w końcu łażenie w niewymiarowych, rozciągniętych ciuchach, zasłonięta twarz i obowiązkowe nakrycie głowy to wypisz-wymaluj złoczyńca z pierwszego lepszego filmu akcji. Machnął na to ręką. Nie było sensu na siłę wciskać się w wymierzone ramy; i tak do nich nie pasował. Podobnie jak nie pasował do nich Enma.
Dzwoneczek nad drzwiami zagrał; do lokalu wpadł powiew wrześniowego wiatru... i on. Warui zdążył tylko podnieść wzrok z blatu, a potem lekko drgnął i odsunął się, jakby Enma samą swoją obecnością zajmował za dużo miejsca. W plecy yurei werżnęło się twarde oparcie kawiarnianego krzesła.
Czy tęsknił?
- Wiesz, że nie mogę bez ciebie żyć, Shura. - Jad jaki wylał się spomiędzy jego zębów z powodzeniem zastąpiłby słodzik do kawy, choć nie dało się wyczuć od Waruiego rzeczywistej niechęci; był raczej rozbawiony, gdy dostrzegł, jak Minamoto chwyta za kubek z zimną już kawą i wsypuje do niego pół tony śmierci. Pewnych rzeczy nie dało się przewidzieć.
- Zbyt gorzką ją pijesz.
- Jest słodzon...
- ... i wypadną ci wszystkie włosy!
Shinyi drgnęła powieka, gdy tylko w pomieszczeniu zagrzmiało od rechotu Enmy. Jak na dziedzica rodu zachowywał się szczeniacko; jego lekkoduszne podejście i głupawy charakter w niczym nie przypominały postawy reprezentowanej w chwili, w której przekraczał próg swoich terenów.
Waruiemu wielokrotnie opadały ramiona na ten poziom docinek, ale z drugiej strony - nie mógł go winić. Widział ile kosztuje bycie dziedzicem; znał z historii ciężar wymagań nakładanych na wątłe ramiona kogoś, kto być może wcale tego nie chce. Reszty się domyślał. W chwilach takich jak obecna, normalnie wybuchłby emocjami; skandal rozniósłby się po całej kawiarni, wypełniając serca kelnerek przerażeniem, że lada moment klienci skoczą sobie do gardeł. Ale Enma w żadnej materii nie był normalny.
- Mi włosy, tobie zęby. A skoro o planetach mowa, wszystko kręci się wokół... - Sięgnął do kolejnej kieszeni; tym razem niewielkiej, wszytej po wewnętrznej stronie bluzy, do której musiał sięgnąć, dyskretnie wsuwając palce pod materiał ubrania. Położył dłoń na stole; tuż między...
- GDYBY WYSTAWAŁA CI METKA...
Złote spojrzenie Shinyi padło na dziewczynę; to ta sama, która kilkadziesiąt minut temu proponowała mu kolejną kawę; i jeszcze jedną, i następną i tak do znudzenia. Teraz najwidoczniej szukała pomocy w kimkolwiek, z nim samym włącznie, trzepotała rzęsami i na przemian zaciskała uśmiechnięte wargi i delikatnie je rozchylała - nie wiedząc co powiedzieć. Trzymana za rękę przez Enmę i bombardowana kalibrem jego komplementów wbiła zawstydzony, niepewny wzrok w Waruiego.
Chłopak uśmiechnął się i choć nie mogła dostrzec jego ust, zakrytych ciemnym materiałem maseczki, to kąciki ślepi lekko się przymrużyły.
Nie interweniował.
Niech cierpi.
- T-to ja przyniosę zamówienie za moment...
- Leci na mnie.
- W dół leci też nasza reputacja - podjął Shin'ya, w ogóle nie poważniejąc. Obrócił się do swojego rozmówcy, koncentrując na nim znaczną część uwagi. - No i polecą głowy. Słyszałeś o tym co się dzieje. - Wiedział, że tak; Minamoto mógł wydawać się niespełna rozumu, ale to w gruncie rzeczy okazywało się dobrą przykrywką. Nikt nie podejrzewałby młodego, niesfornego gówniarza o to, że potrafi zapanować nad przepływem informacji w ogromnej metropolii. Yurei odsunął dłoń; spod niej wyłoniło się niewielkie urządzenie. - Zgrałem ci wszystko na pendrive'a, ale informacje są dość niejasne. Doszły mnie jednak słuchy o jakichś dziwnych szeptach w centralnym parku. Brzmi jak sprawa dla nas, więc chciałem to z tobą przegadać. - Skrzyżował ramiona na brzegu stołu, przypatrując się uważnie obliczu Enmy. Cisza między nimi dla osoby z zewnątrz mogła wydawać się niekomfortowa, ale dla nich to naturalny moment; jakby badali swoją przyszłą reakcję. Próbowali czytać w myślach. W końcu jednak Shin zaczerpnął tchu. - Powinieneś mnie tam wysłać, Shura. Sprawdzę się tam.

@Seiwa-Genji Enma


従順な


Warui Shin'ya
Seiwa-Genji Enma

Sob 24 Wrz - 23:21
Nie odpowiedział od razu, ani też nie wyciągnął dłoni po mały nośnik danych. Zdawał się być zupełnie gdzie indziej, a przynajmniej mentalnie. Jego wzrok spoczął na dwóch solniczkach i jednej pieprzniczce, a ramiona lekko opadły.
- Ile razy ci mam powtarzać, że nie jestem twoim właścicielem, Shin. - odpowiedział cicho, niemal melancholijnym tonem, wyciągając palec w stronę szklanych pojemników na przyprawy i zaczął w powietrzu wyliczać, jakby nie mógł się zdecydować którą wybrać.
- Kontrakt kontraktem, zasady zasadami, ale od kiedy masz własne ciało to powinieneś z niego korzystać. Nie musisz mnie pytać o żadną zgodę. Jeżeli gdzieś chcesz iść, to po prostu idź. Jeżeli chcesz coś zrobić, to to zrób. Wiesz, że niektóre yurei po zawarciu kontraktu dążąc do swego celu przeżywały na nowo życie? - uśmiechnął się nagle i pstryknął palcem w solniczkę, która delikatnie zatoczyła się po stole po chwili przewracając.
- Niektórzy nawet się żenili. Co prawda większość przypadków nie miała happy endu.... ale wciąż mogli wykorzystać drugą szansę. - na szklanej powierzchni solniczki pojawiło się wielkie oko, które łypnęło złowrogo na Enmę. Tsukumogami podniosło się niezgrabnie, po czym pogroziło małą, patyczkowatą rączką co wyraźnie rozbawiło ciemnowłosego. Youkai podbiegło do krawędzi stołu i zeskoczyło, znikając gdzieś pod stołami. Dopiero teraz Enma przeniósł swoje spojrzenie na rozmówcę. Jego twarz momentalnie rozjaśniała, kiedy sięgnął po pendrive i spojrzał na niego z zaciekawieniem.
- To mogą być fałszywe poszlaki. Informacja o rzekomo nawiedzonym parku rozeszła się jak świeże bułeczki. A ludzie są bardzo łasi na takie historie. W dzisiejszych czasach, gdzie teoretycznie nie są zmuszeni do codziennej walki o przeżycie szukają tanich wrażeń, żeby poczuć przypływ adrenaliny. Dlatego możliwe, że nie będziesz sam. Miej to na uwadze, jeżeli okaże się, że to nie są tylko plotki. Twoje moce wciąż nie są stabilne, a ciało kruche. Uważaj na siebie. Powodzenia. - podrzucił lekko pendrive'a po czym wstał od stołu i schował go do kieszeni. Nie pożegnał się, nie było takiej potrzeby.
Jednakże Warui mógł przysiąc, że w chwili, gdy Enma wychodził z kawiarni, jego twarz spoważniała, a z zaułku w ślad za chłopakiem pomknął mglisty cień.

zt.


Kawiarnia Oishī Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma
Warui Shin'ya

Nie 25 Wrz - 0:00
Słowa ugrzęzły mu w gardle; chciał powiedzieć, że doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Że nie łączą ich stosunki inne niż te, które narzucał kontrakt. Że to tylko trochę obopólnych korzyści i parę ważnych zasad nie do złamania - a będą wygrani. Ale kiedy Enma zaczął mówić, powietrze w krtani zamieniło się w lepką, rozmiękłą kluchę; rzecz nie do przełknięcia. Zawsze tak reagował; jakby był zły za każdą próbę dogadania się. Bo nie było tu miejsca na wspólną dyskusję. Choć pracowali razem, ich ścieżki nie były ze sobą połączone. Każdy robił co chciał.
Nikt nikogo nie słuchał.
Warui odetchnął powoli przez nos. Pod maską wykrzywił usta; wargi lekko się zacisnęły w niezadowoleniu, a dotychczas rozbiegany wzrok padł nieruchomo na twarz Minamoto. Po wcześniejszym rozbawieniu nie było śladu; zastąpiła je dziwna powaga. Nienaturalna.
- Niektórzy się nawet żenili...
- Wiesz, że nie... - próbował się wtrącić, ale choć Enma nie krzyczał, głos Waruiego i tak zabrzmiał licho i niemal na granicy samego szeptu. Zacisnął palce w pięści, starając się dostrzec w obliczu czarnowłosego jego prawdziwe myśli. Jakim, u licha, cudem zrobiło się nagle tak przygnębiająco? A może mu się wydawało? Może tylko rozsierdził Shurę, bo raz jeszcze pytał go o pozwolenie na przystąpienie do pierwszej lepszej akcji, choć nie był mu nic winny i nie potrzebował jego przytaknięcia?
Sprawdzenie tego, o czym gadano po kątach, to rzeczywiście tylko zweryfikowanie jakiejś tezy. Może się okazać, że za szeptami kryje się coś zupełnie normalnego. Jakieś dzieciaki biegające nocą po parku, bawiące się w rytuały i testy na odwagę. Albo grupa Shingetsu kręcąca się po centrum, tworząca nową falę nieprzyjemnych dreszczy dla niewinnych mieszkańców. Panikowano, bo nie znano siły, która za tym wszystkim stoi - nawet jeżeli ta siła w końcowym efekcie mogła okazać się rozczarowująca.
Shin'ya zakładał jednak, że te informacje zainteresują Enmę. Nie tylko w sumie wzbudzą jego ciekawość, ale zadziałają jak zapalnik; włączą w nim chęć rozwiązania problemu. Bo przecież na tym między innymi polegał ich zawód - na eliminacji nadnaturalnego zagrożenia. Kiedy więc rozległ się dźwięk szurających o ziemię nóżek krzesła brwi Waruiego ściągnęły się ku sobie.
- Powodzenia.
- Ej... - Patrzył jak Minamoto odwraca się i wychodzi. Tak po prostu, jakby temat był zamknięty. - Ej! - Warui poderwał się do pionu, robiąc niezgrabny krok. Uderzył biodrem w stół z głośnym huknięciem, przewracając ostałą solniczkę. Potrafił doskonale ignorować yokai przebywające w ludzkim świecie; w jakiś sposób przyswoił, że demony i bogowie cały czas ingerują w otoczenie.
Ale zignorowanie takiego zachowania Enmy?
Chciał za nim pobiec, ale zatrzymał się wpół kroku, omal nie taranując dziewczyny. Pojawiła się tuż przed nim jakby znikąd. Do piersi przyciskała tacę.
- Proszę pana, trzeba jeszcze uregulować rachunek.
Zaklął paskudnie, klepiąc się po kieszeniach.
Szlag by tego Enmę.

zt


従順な


Warui Shin'ya
Gotō Keita

Sob 12 Lis - 11:58
19 października 2036

  Zimno uderza podwójnie. Na nogach jest od wczesnych godzin porannych; zdaje się, że wstał wraz ze wschodzącym słońcem. Z samego rana mieszkanie opuszczał szybko, w popłochu niemal, jakby wewnątrz czaiło się najprawdziwsze zło. I może to Yuri kryła się w ciemnościach nocy, a może inna postać, dużo od dziewczęcia groźniejsza, zakradła się w przykryte gwiazdami okowy jego mieszkania. Wracając, mróz bije nie tylko od zbliżającej się zimy, ale i jakby od wewnątrz. Stres próbuje schować w pracujących dłoniach, które kładzie na metalu podstawionego wczoraj sprzętu. Zwykły przegląd dla mało zwykłego człowieka. Pod maskę wprowadzał żądane przez klientkę ulepszenia. I żył przez krótką chwilę wizją jej codzienności, gdzie piach tłoczony od kół w górę wpycha się w nozdrza i wtłacza w organizm potrzebną adrenalinę. Fera, długowłosa blondynka o policzkach zawsze przeparzonych słońcem i piegach ciemnych jak małe węgielki, była zawodowym kierowcą rajdowym. On też czuje się jak podczas wyścigu. Jak pojebane gonią go stres i zdenerwowanie. Czasami, gdy nieudolnie odkłada emocje na dalszy plan, to po chwili uderzają intensywniej. Zatrzymuje wtem ciało i patrzy na stary, spóźniający się o parę minut zegarek na prawej ręce. Jeszcze godzina.
  I rzeczywiście godzinę później jest w dzielnicy, w której wszystko — jego pracujące od rana ręce, zmęczona nieprzespaną nocą twarz, sylwetka schowana pod większymi ciuchami — nie pasują. Choć jest na chwilę przed dziewiątą Fukkatsu już zapełnione ludźmi, gdzie większość do pracy a praca ta do nich. Od dawna otwarte piekarnie, sklepy własnościowe, małe straganiki z jeszcze mniejszymi pierdółkami. Zdarzają się jednostki markotniejsze. On, ale na ulicach pojedyncze osoby też odziane w czernie i wypełzłe z Nanashi, by sięgnąć kultury i lepszego życia. Dlaczego wybrał akurat Oishi? Idiotyzm. Choć kawiarenka od zgiełku chroni się przeróżnego rodzaju zielskiem w formie masywnego jej obramowania, to wewnątrz wciąż zbyt ciepło, zbyt domowo w ten sposób, w jaki on domu nigdy nie doświadczył.
  Czuje jak krępują go pierwsze kroki ku wnętrzu lokalu. Nigdy nie przysiadał w Oishi na kawę. To ta wychodziła stąd z nim, dalej, ku kolejnym podpunktom dnia. Czasami chapsnął i lokalny wypiek, ale byłoby to na tyle. A teraz? Teraz jak ten pierdolony kurwa romantyk, na którego w sobie odkrywanie nie miał czasu i chęci, zajmuje miejsce przy pierwszym lepszym wolnym stole.
  Zastanawia się, czy aby na pewno odpowiedni to kąt, bo będzie musiał mówić, wyjaśniać, a słowa te nie każdym uszom się należą. Klnie. Noż do kurwy. Żeby jemu przyszło to, co właśnie przychodzi — tłumaczenie własnych zachowań. A mógł wtedy, przedwczoraj, zamknąć japę, albo pozwolić mu odejść i dać sobie z typem spokój. To właśnie ten plan był pierwszy.
— Coś dla pana?
Co? — Wyrwany z zamyślenia irytuje się nachylającą się ku niemu kelnerką a ta o szerokim uśmiechu i energii, której nie ma prawa mieć o tak wczesnej godzinie; oszustka. — Kawę czarną.
— Tylko tyle?
  Jak nie on upuszcza spod kaptura, który nie wiedzieć kiedy naciągnął na czarne włosy, spojrzenie wkurwione i ewidentnie świadczące o małej chęci na “coś słodkiego”. Dziewczyna odchodzi a za nią ciągnie się długi, nieprzystający pracy w kawiarni warkocz.
  Gdzie skończył? No tak, mógł go zostawić te dwa dni temu z obraźliwym hasłem i pracować dalej, ale męczyło serce coś, czego nazwać nie potrafił. Pomiędzy żebrami malutkie jak ziarnka piasku obijały się, wciąż tam zresztą są, igiełki a przez te oddychał płytko i nierówno. Nie lubił kłótni. Nie takich, które wpijały się głębiej w przeszłość i targały wspomnieniami to w tę, to w tamtą. Od roku ma problemy z ulokowaniem migawek z kiedyś. Czasami zastanawiał, się czy to nie urojenia, w których czuł do Ivara więcej, niż irytację. Bo przysiągłby, że mężczyzna miał zdolności do uspokajania jego myśli i życia, do wprowadzania potrzebnej wtedy monotonii i spokoju, za którymi do dzisiaj tęskni. Bo pomimo poszukiwania przez zeszłe lata rutyny — praca w warsztacie, decyzja o pozostaniu w Nanashi, brak emocjonalnych rollercoasterów — to za chuja nie wie, gdzie w tym wszystkim zgubił równowagę. A może wyjechała wraz z Ivarem, wraz z jego bratem, i pozostawili go wszyscy samemu sobie na zgubę losu i okrucieństwo miasta.
Cholera — mówi cicho w tę kawę przed nim minut temu siedem postawioną i w bólu przygryzanych od wewnątrz ust powraca do wydarzeń rzeczywistych; ręka sięga wargi, opuszkiem dotyka skóry a tam kropla rozmokłej w ślinie krwi.
  Wtem orientuje się z postaci stojącej tuż obok. Góruje nad nim wyprostowana jak struna sylwetka Ivara.
Hej — wita się pospiesznie zlizując z ust niewygodę po ugryzieniu i szybko dodaje: — Nie wiem, co chcesz, więc wziąłem tylko kawę.
Spogląda na stygnący napój i wolniejszym gestem zsuwa kaptur z głowy.
Siadaj.
  Podbródkiem wskazuje miejsce obok, samemu jak ofiara chowająca się przed drapieżnikiem obserwując ruchy Hansena. Grdyka widocznej sunie wzdłuż szyi, gdy przełyka nagromadzoną pod językiem ślinę. Znowu klnie, ale już w pomiędzy tłukącymi się myślami. Nerwowe gesty nasilają się — dłonią przeciera cienką skórę pod oczyma, spogląda za dużą szybę, przy której ulokowano stolik, zakłada nogę na nogę. W impulsywności łączną się sprzeczne emocje mężczyzny. Wpierw wybija się zdenerwowanie, ale tuż pod nim bulgocze uległość i ten rodzaj spolegliwości, który wskazuje na przyjęcie winy w jego dłonie.
  Słyszy, jak Hansen składa zamówienie, jak dużo przyjemniej obchodzi się z tą samą zresztą kelnerką, jak i nawet upuści słowo za dużo. Sam ucieka wzrokiem do otaczających ich ludzi. Tych jest niewielu. Wczesne śniadania na szybko, tuż przed pracą, łapane w biegu przy rozlewanych na stołach kawach. Trzask. Poszła kolejna filiżanka a wraz z nią jego pewność siebie.
Nie będę bawić się w small-talk — mówi na wstępie, bo pomysł przykrywania idei rozmowy idiotycznym zwracaniem uwagi na jakość kawy, na której nota bene znał się tyle co nic, był co najmniej debilny: — Napisałem ci, że zjebałem. Nie powinienem tak reagować i myślę, że poszło to za daleko, ale… Nie wiem, kurwa, Ivar, myślałem o tym, co chcę ci powiedzieć, ale wciąż nic konkretnego nie przychodzi mi do głowy.
  Palce nerwowo dotykają ucha filiżanki, kiedy wzrok z tej upadającej pianki biegnie ku rozmówcy.
Przepraszam. Miałeś rację, że nie zasłużyłeś na tamte słowa.

@Ivar Hansen


Kawiarnia Oishī AjTOsbT
Gotō Keita

Ivar Hansen ubóstwia ten post.

Ivar Hansen

Nie 13 Lis - 3:25
  Odgłosy szeptów, niezwykle upierdliwych i uciążliwych nie dawały mu spać. Może właśnie dlatego miał za sobą nieprzespaną noc, a może to tylko wytwór jego wyobraźni robił mu figle. A może i tylko może to odgłosy duchów nie dawały mu tej nocy spokoju.
Pomóż nam, pomóż.
Potrzebujemy Cię, potrzebujemy Twojej pomocy...

  Słyszał przez nieszczelne ściany motelu, w którym przyszło mu się zatrzymać. Albo w jego pokoju — już sam powoli tracił rachubę. Spał tu drugą noc, mając serdecznie dosyć tego przeklętego miejsca. Przez to wszystko nie wiedział już, ile tabletek zdążył połknąć, byleby nie móc słyszeć tego upierdliwego szumu. Tak, z czasem odgłosy zamieniały się na buczący szum, pełen niewyraźnych i niespójnych słów. Jak grzmienie telewizora zza ściany sąsiada, który zdecydowanie za mocno podkręcił głośność, a Ty zamiast słuchać wypowiadanych zdań z filmu lub innego programu, słyszałeś cholerne przestery, które doprowadzały do bólu głowy. Właśnie tak czuł się Ivar, który skoro świt podniósł się z łóżka tuż po tym jak w nocy połknął o kilka tabletek za dużo, będąc przy tym całkowicie zmulony.
  Może nie powinien brać ich w takiej ilości. Nie znosił jednak tego kiedy one prosiły o pomoc, bo on był tym, który pomocy odmówić nie potrafił. W takiej sytuacji łatwiej było brać otumaniające go leki, które sprawią, że przestanie słyszeć niechciane słowa. Jego rzeczywistość znowu zostanie zakrzywiona, choć tak naprawdę nigdy nie wiedział, czy zdołał ją zobaczyć taką, jaką widzą ją inni. Moralność jednak łapała kiedy w takim stanie musiał pojawić się w przeuroczej kawiarni, w której umówił się z Gotō.
  Uderzający go chłód na chwilę otrzeźwia jego zmysły, choć w dalszym ciągu czuje jakby połowa rzeczy do niego nie docierała. Z tego też powodu postanowił nie jechać swoim motorem, dbając w ten sposób o bezpieczeństwo swoje, jak i innych. Dokuczliwy szum nie chciał go opuścić, jakby przez jego głowę cały czas krzątały nieprzyjemne duchy, pragnące wyłącznie konkretnej i rzeczowej uwagi, a on im tej uwagi nie miał ochoty dawać. Nie im.
  Dopiero po czasie uderza w niego fala różnych emocji, która przebiła się przez stłumioną barierę. Wraz z dłuższym spacerem powoli rozumiał dlaczego mieli spotkać się w Kawiarni Oishi. Z lekkim trudem przypominała mu się ostatnia ich rozmowa, a wraz z nią przyszły nieprzyjemne emocje, które zduszał gdzieś na dnie pustego żołądka. Może tak naprawdę nie słyszał żadnych duchów. Może to jedynie wyrzuty sumienia tego, w jaki sposób skończyła się ich rozmowa. W rzeczywistości nie musiał reagować tak impulsywnie i wychodzić, uciekając od bolesnych słów. Uciekając od niego. W praktyce chciał, aby Keita ochłonął, a obawiał się, że im dłużej byłby w tym warsztacie i niezależnie od tego co mówił, tym gorzej byłoby dla ich relacji. Niby to wiedział i też nie chciał źle. Mimo wszystko obwiniał się, że niezależnie od złożonej sobie obietnic, nie był w stanie przy nim być. Czemu to jest takie trudne? Czemu nie radził sobie z czymś takim i zawsze, ale to zawsze zawalał?
  Zatrzymał się na jednej ławce, czując jak świat zaczął mu się kręcić. Tylko spokojnie — wmawiał sobie, czując jak otaczający go świat w tym momencie go przerastał. Na ulicach było zbyt tłocznie, a dochodzące hałasy zbyt głośne. Nie miewał często czegoś takiego, dlatego przeklinał na siebie, że akurat dziś jego sumienie musiało przypomnieć o tym jak bardzo bywał kiepski w kontaktach społecznych. Zdecydowanie ten dzień nie należał do najlepszych, ale jako niepoprawny optymista nie spisywał tego dnia na straty. W końcu miał się zobaczyć z Keita, prawda? Ten dzień nie mógł być aż taki zły.
  Chwilę zajęło mu nim wrócił do względnego funkcjonowania. Szybko spoglądał na godzinę w telefonie, a widząc godzinę 9:00, wiedział że będzie spóźniony. Niewiele, ponieważ już przemierzał ulice w centrum Fukatsu. Z tego też powodu odpuścił wysyłanie mu wiadomości, w której będzie informować go o ewentualnych opóźnieniu.  
  Reszta spaceru przebiegła mu całkiem nie najgorzej. Nie miał większych problemów z oddychaniem, nie czuł także jak serce chciało uciec z jego klaty piersiowej przez nadmiar stresu. Ten już całkowicie uchował się w żołądku, w jakiś sposób obawiając się tej konfrontacji. Wiedział, że przecież nie ściągał go tutaj gdyby chciał znowu nagadać mu nieodpowiednich głupot, to wciąż miał zasiane ziarenko niepewności, które krzyczało, aby nie łapał za klamkę  od drzwi lokalu. Dobrze, że w niektórych sytuacjach był ponad swoje zdradliwe sumienie.
  W taki też sposób znalazł się w środku, momentalnie odczuwając na sobie różnicę temperatur. Ivar bywał stworzeniem zimnolubnym, więc tutejsza chłodniejsza pogoda nie bywała dla niego jakoś szczególnie upierdliwa. Mimo to lubił szaliki i takie często nosił w porze jesienno-zimowej. Z pewnością przekomicznie to wyglądało kiedy miał rozpięty płaszcz, a wokół szyi zawiązany długi, szary szalik, który teraz odwiązał czując nagły gorąc. Natomiast przymulonym spojrzeniem starał się odszukać stolik, przy którym siedział Gotō. Dostrzegając go z daleka, w najbardziej schowanej części kawiarni, uśmiechnął się kącikiem do siebie, ruszając w tamtym kierunku. Uśmiech ten jednak równie szybko osiadł co pojawił się, więc w chwili kiedy znalazł się nad mężczyzną, był już dla niego niewidoczny. Tak samo jak on, mógł dostrzec twarz nieprzespaną, a spojrzenie przymulone i w pewien sposób nieobecne.
  — Hej — odpowiedział z lekka chrapliwym głosem, siadając naprzeciw niego, co by lepiej rozmawiało się między nimi. Dostrzegając to, że Keita zamówił sobie wyłącznie kawę, uniósł brew do góry, lokując na nim swoje spojrzenie. Jego uwadze nie umknęła rozgryziona warga, z której właśnie sączyła się krew. Składając swoje zamówienie wybrał sugerowany zestaw śniadaniowy, ale nie jeden, a dwa. Do tego poprosił o zwykłą kawę.
Kiedy kelnerka odeszła, w końcu mógł przyjrzeć mu się dokładniej. I widział to — widział jak się stresował, widział to jak walczył. Zapadając w głąb szarych oczu zauważył moment chwilowego uniesienia, który przeinaczył się w coś zupełnie innego. Ivar czekał, dając mu czas na złapanie myśli. Z założonymi rękami na piersi obserwował go, jedynie językiem oblizując spierzchnięte wargi. Choć mógł wyglądać na złego, wcale taki nie był.
  — Szkoda, czasami lubię small-talk — stwierdził, bardziej w żartach aniżeli faktycznie chcąc mu dopiec, chociaż może tak naprawdę powinien ugryźć się w język nim powie to, co mu ślina na język przyjdzie. Prawdą jest, że doceniał ten gest, ponieważ nie zamierzał bawić się z tematem na około. Z drugiej strony sam nie był pewien tego, czy jest gotowy na przyjęcie słów przeprosin od niego. Nigdy nie wiedział, szczególnie jak od niego nie słyszał takich słów.
Przepraszam. Miałeś rację, że nie zasłużyłeś na tamte słowa.
Odetchnął ciężko, palcami rozmasowując sobie skronie jakby w ten sposób chciał pozbyć się irytującego bólu.
Pomóż...
Zagryzł wargę, nie odwracając od niego spojrzenia.
  — Cieszę się, że to przyznałeś — odpowiedział, zabierając dłoń ze skroni, by w zamkniętą pięść ulokować ją na stoliku — Też nie powinienem tak reagować, I guess. Bałem się, że jak dłużej tam z Tobą zostanę, to wszystko rozpierdoli się w drobny mak — zaśmiał się, choć śmiech ten nie był ani przyjemny, ani szczęśliwy. Co miał jednak na myśli, mówiąc, że wszystko się  rozpierdoli? Prawdopodobnie sam tego jeszcze nie wiedział — I nie jestem na Ciebie zły, nie mógłbym być, ale po prostu... to bolało. Nie wiem czemu — dodaje z pewną ciężkością w głosie, tak samo niezrozumiałą co dzisiejszy poranek. Wydawało mu się, że to wszystko sprzed dwóch dni, jak i teraz było jakimś wielkim nieporozumieniem (psikus, wyznanie uczuć).
  — Też chyba miałeś prawo do bycia złym. Przyjechałem bez zapowiedzi, bo myślałem, że ucieszysz się z tego, że po prostu będę, że wróciłem. Może mi już się wszystko pierdoli, Keita — dodaje, czując jak słowa samoistnie opuszczają jego gardło, najwyraźniej będąc zmęczony już ukrywaniem tego, co faktycznie czuł i co faktycznie przeżywał.

@Keita Gotō


Ostatnio zmieniony przez Ivar Hansen dnia Wto 15 Lis - 15:04, w całości zmieniany 1 raz
Ivar Hansen

Gotō Keita ubóstwia ten post.

Gotō Keita

Pon 14 Lis - 23:45
  Kawa ma metaliczny posmak. Jest zimna i przez gardło przedostająca się z niemałą trudnością. Na jego twarzy grymas, jakby rzeczywiście przyszło mu pić na siłę, na siłę też rozmawiać i wywracać emocje, samego siebie, na drugą stronę. Jest zły, jest wkurwiony, jest wszystkim tym, czym być nie chciał. Dawno temu wyzbył się większych uczuć. Wyizolował się jak zwierzę na siłę zamknięte w klatce. Dlatego tak mu teraz niedobrze. Tak źle, bo nie ma gdzie uciec z miotającymi się w głowie myślami. Pamięta, że dawniej wyrzucał je bez pomyślunku — wpierw ku rodzicom, później ku bratu, na samym końcu strzępy buzujących pod sercem przemyśleń sprzedając Ivarowi. Dosłownie. Bo w zamian za zamykane w poduszkę jęki, w zamian za cały ten niepoprawny erotyzm, odkrywał przed nim najbardziej żenujące karty. A teraz? Teraz najbardziej się ich boi. Tych myśli, które osłabiają ducha i ciało; które pozwalają oddać całego siebie w dłonie drugiej osoby. Więc patrząc ku Ivarowi, który w jakimś wciąż rozczuleniu zamawia kawę, dwa śniadania, marszczy brwi w niezrozumieniu. Po głowie jak kauczukowa piłka skaczą wciąż te same pytania. To niemożliwe, że wrócił dla niego, dla niego też zamawia pierdolonego croissanta z czekoladą. Bezcelowe, bo przecież znajomość tę porzucili przeszło sześć lat temu.
Dlaczego to robisz? — wyrywa się nagle i sam połyka własne zdziwienie, bo myśl kącikiem ust, kiedy nie zważał na ciało, wypuściła pokątnie jedno z pytań.
  Kręci głową w niezadowoleniu i nerwowo drapie się po prawym policzku. Kurwa. Już nawet przekleństwa, które powinny wzniecać ogień wkurwienia, balansują na jego granicy. I tak, pojawia się zirytowanie, ale to przeszywane jest i nierównym ściegiem smutku. Podskórnie czuje, po co wrócił. Po spokój miasta, po domknięcie przeszłości. Po niego? Być może. Ale jakim prawem uzurpował sobie tę samą przestrzeń, co kiedyś. Po chuja te szczenięce oczy lokował w jego spojrzeniu.
Dlaczego jeszcze dbasz o naszą relację? — dopowiada już świadomiej; na krześle wychyla się do tyłu i oczy mruży złowrogo, choć miga w nich szczypta realnego niezrozumienia. — Nie rozumiem, czego ode mnie oczekujesz i myślę, że reakcja sprzed dwóch dni mogła być tego skutkiem.
  Milknie a oczy zmierzają ku ludziom przechodzącym obok kawiarni. Palce prawej dłoni wygrywają na stole rytm puszczonej w tle piosenki. Wraz z nią, wraz z głębokim, skrzypiącym jak stare drewno głosem piosenkarza, Keita wzdycha cicho. W mięśniach niczym opiłki żelaza osiada ciężar powrotu Ivara a wraz z nim nachalność związanych z mężczyzną wspomnień. I żeby to jeszcze, do jasnej cholery, chodziło jedynie o seks. Ale wtedy, wtedy, gdy świat się łamał na dwie części — dzieciństwo a dorosłość, to właśnie w tym facecie, w tym kurwa obieżyświacie o oczach jasnych jak latarnie, pokładał całą swą nadzieję. Miał dwadzieścia parę lat i wierzył, że wraz z pierwszą jazdą motocyklem, na długo przed Sawą, znajdzie wolność. W zamian za nią dopadła go śmierć.
 Szkoda, czasami lubię small-talk.
  Mokry język po raz kolejny gładzi naruszoną skórę dolnej wargi. W stresie chłopak prycha rozbawiony i patrzy ku niemu oczami na moment rozczulonymi. O tym mówił, o tej umiejętności rozpuszczania jego zmartwień jednym zdaniem. Uśmiecha się delikatnie i wzrokiem gładzi wypieki, które smukła acz drgająca dłoń kelnerki stawia na chwiejącym się stoliku.
Nie jest tak, że się nie cieszę — odpowiada po chwili zastanowienia, machinalnie dzieląc croissanta na mniejsze części. — Jesteś trochę jak mara z kiedyś. Wiesz, z czasów, kiedy było jednocześnie lepiej niż teraz i gorzej niż teraz.
  Milknie palcem sięgając nadzienia. Położona na języku czekolada rozlewa się przyjemną słodyczą. Wtedy też zawiesza na Ivarze spojrzenie pełne zmęczenia — tego wynikłego nieprzespaną nocą, ale i głębszego, kumulującego się w podbrzuszu długi już czas.
W jakiś niewytłumaczalny sposób jesteś mi wciąż bliski i, kurwa, nie wiem, czy nie teraz najbliższy. — Ostrzegawczo podnosi palec ku górze i w złowrogim rozbawieniu dodaje: — Ale nie dopowiadaj sobie zbyt wiele.
  Nieświadomie połyka namiastkę otrzymanego śniadania, popija go kawą i na nowo kręci głową:
Może nie byłem na ciebie teraz gotowy, nie wiem.
  Wzrusza ramionami.
Swoją drogą, odzywał się do ciebie Yukida? — pyta czując, jak z klatki piersiowej uchodzi powietrze ją uciskające.

@Ivar Hansen


Kawiarnia Oishī AjTOsbT
Gotō Keita

Ivar Hansen ubóstwia ten post.

Ivar Hansen

Wto 15 Lis - 16:55
Ivar właśnie miał okazję poznawać towarzysza od strony, której nie dane mu było doświadczyć całkowicie. Obecny mu grymas świadczył o przelewających się emocjach, z którymi walczył przez cały ten czas. Tak naprawdę Hansen nie miał pojęcia jak bardzo stresowało to mężczyznę, ponieważ nie zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo zmienił się przez ten czas. Zdążył zapamiętać go z goła innego, niechętnego mówiącego o uczuciach czy emocjach samych w sobie, ale te często ulatywały zza zamkniętymi drzwiami jego mieszkania. Mężczyzna wtedy wsłuchiwał się w nie uważanie, dając mu możliwość pozbycia się narastającego napięcia po przez dotyk, który czasami bywał bardziej agresywny, a czasami czulszy i kojący. W zależności od potrzeb, dawał mu to czego potrzebował. Teraz jednak nie mógł tego zrobić, nie w taki sposób. Dlatego czuł jak napięcie między nimi wisiało w powietrzu, a on nie przyszedł tu po to, aby móc sobie to wypominać. Jeżeli nie mógł załagodzić sytuacji sposobem sprzed 6 lat, będzie starał się robić to słowami przeróżnymi, aż znajdzie sposób, by móc do niego dotrzeć. Choć dziś wydawało się to być ciężkim zadaniem, wmawiał sobie, że w życiu miewał trudniejsze rzeczy do pokonania, z którymi jakoś sobie radził. Z tym też sobie jakoś poradzi, prawda?
Dlaczego to robisz?
  Słowa te wybijają go z rytmu. To właśni był ten moment, w którym starał się zrozumieć kotłujące się myśli w głębi umysłu Keita, odsuwając swoje właśnie, te upierdliwe, chętne do podsycania mu nieprawy. Czasami bywało to niezwykle trudne oddzielić je od rzeczywistości, w której chciał po prostu pomóc. Załagodzić sytuację, by nikt, ani nic nie odbierało jego zachowania w negatywnym świetle. Tak jak teraz robił to Gotō, który w pewien sposób czuł się atakowany przez Ivara. Może po prostu był w tym zbyt śmiały i za dużo sobie pozwalał z uwagi na ich trwającą relację. Może nie powinien z tym wszystkim tak bezpośrednio wychodzić?
  Chwilę trwało nim myśli zebrał w odpowiednie słowa. Nie umiał mu odpowiedzieć od razu, ponieważ nie chciał odpowiadać impulsywnie. Poczekał na jego dalszą wypowiedź i to właśnie w niej zagłębił się najbardziej. Mielił ją intensywnie, aż na czole pojawiły mu się drobne zmarszczki. Czekaj. Czy on myślał, że jego wyjazd oznaczał, że go porzucił?
  — Keita, ja nigdy nie chciałem porzucać naszej relacji — skomentował łagodnie, chcąc upewnić się, że te słowa dotrą do czarnych myśli, które głębiły mu się z tyłu głowy. Trudno mu było wyjaśnić do końca, dlaczego nie chciał go stracić w swoim życiu. Jako przyjaciela czy jako partnera? — Dlatego odzywałem się kiedy tylko mogłem. Wyjazd... to było coś, o czym marzyłem całe swoje życie i wiedziałem, że kiedy nadejdzie ten czas, to pojadę w tę podróż. Nienawidziłbym siebie za to gdybym tego nie zrobił — opowiada, myśląc, że jeżeli trochę przybliży mu sytuację, będzie w stanie lepiej to wszystko zrozumieć — Mogłem Cię ze sobą zabrać, zaproponować Ci to. Nie wiem, czy to cokolwiek by zmieniło. Chciałem się zaangażować, ale miałem wrażenie, że nie jesteś na to gotowy i podświadomie chyba sam nie czułem się na to gotowy. Może właśnie dlatego nie pomyślałem o tym, żeby spróbować zabrać Cię ze sobą. Chociaż w to miejsce, które sobie wspólnie upatrzyliśmy— dodaje, pokazując mu, że cały czas pamiętał o tym szczególe (psikus, okazywanie uczuć).
  Nie był pewien swoich słów i to, czy mdłą opowiastką będzie potrafił do niego dotrzeć. Mówił to, co szczerze czuł a mężczyzna, mimo że znał go całe pól roku, mógł zauważyć, że Ivar nie miał tendencji do kłamania. Raczej był prawdomówny — pokusiłby się nawet o stwierdzenie, że bywał szczery do bólu. Tak jak teraz.
  — Nie oczekuję od Ciebie niczego. Może z wyjątkiem zrozumienia, że nie chciałem dla Ciebie źle. Nie zależało mi na tym, aby Ciebie zranić, tylko... — wyznaje, spoglądając na niego i na jego wyraz twarzy, spodziewając się niespodziewanego. Przygryza wargę, czując jak brakuje mu już powoli słów — ...myślałem, że między nami jest wszystko w porządku skoro nie urwałeś kontaktu — dokańcza, prawdopodobnie wyrzucając wszystko, co leżało mu na dnie żołądka. Cały kumulujący się stres, którego dzisiaj nie potrafił zdzierżyć. Czy mężczyzna będzie chciał to zrozumieć czy wszystko, co w tym momencie powiedział zostanie przez niego wyparte?
  Prychnięcie jednak go nieznacznie uspokaja. Dostrzegając rozczulające spojrzenie, uśmiecha się do niego łagodnie, nie mogąc powstrzymać się od okazania mu odrobinę czułości. Nawet w potoku słów, może trochę bolących, a może przywracających myśli na właściwy tor. Ivar nie miał świadomości, że to właśnie w nim pokładał tak wielkie nadzieje. Może gdyby tylko wiedział, potrafiłby łatwiej rozumieć ludzi samych w sobie, wszystko ułożyłoby się zupełnie inaczej. To jednak tylko domysły, na podstawie których nie mógł budować nadchodzącej przyszłości.
  Łapie więc swój wypiek, nie bawiąc się z nim tak jak robił to jego towarzysz. Biorąc go w serwetkę, wgryzł się chrupiące i ciepłe ciasto, odgryzając część bez nadzienia, słuchając o tym, że mimo wszystko jego powrót nie należał do tych niechcianych. Kolejne słowa, które uspokoiły budujący się stres i strach przed całkowitym odrzuceniem. Spotykając jego zmęczone spojrzenie, powoli rozumie jak wiele mógł oznaczać dla niego ten powrót. Czuje się głupio z nawiedzanymi go myślami, ponieważ poczuł jak egoistycznie i samolubnie zachował się względem niego, a przecież nie powinien.  
  — Postaram się, ale wiesz jak lubię brać rzeczy za bardzo do siebie — zaśmiał się, samemu połykając pierwszy kęs śniadania, który wymielił w ustach. Chyba właśnie za tym tęsknił. Jak złowrogo, choć wciąż rozbawiony potrafił przekazać mu informacje, którymi momentalnie potrafił się rozczulić. Pamiętał jak dziś, że to było pierwsze dziwactwo, które w nim ukochał.
  — Kei, ja Ciebie strasznie przepraszam — rzucił, może trochę bardziej już rozluźniony dostrzegając to, jak mężczyzna potrafił to przeinaczyć trochę w ponury humor — Po prostu nie pomyślałem, że to może być dla Ciebie zbyt dużo. Za bardzo skupiłem się na tym żeby zrobić Ci niespodziankę i po prostu nie wiem, nie pomyślałem, że możesz nie być na to gotowy — dodaje, oblizując okruchy z warg, które pozostały po kruchym cieście.
  — Nie, nie mogłem też znaleźć na jego temat nigdzie żadnych informacji — przyznał dosyć smutno, ponieważ trochę liczył, że jeżeli do niego już wróci, będzie miał zalążek tropu, za którym mógłby odszukać Yukidę. Przez sekundę pomyślał, że gdyby nie on, nigdy nie poznałby Kei'a.  

@"Keita Gotō"
Ivar Hansen

Gotō Keita ubóstwia ten post.

Gotō Keita

Pią 18 Lis - 14:02
Nozdrzy uderza zapach świeżo wniesionych na lady ciast. Są te przypominające tortowe, ale i dużo cieńsze, przekładane pasmami owoców w galaretce. Jak na złość, jego i obsługi złość, tłoczyć zaczynają się i ludzie. Niczym za otwarciem magicznej bramki ich ilość zwiększa się do grup i jednostek głośniejszych, chciwszych, spieszących się do z pracy i z pracy, na przerwę i ku biznesowemu spotkaniu. Ekspres z kawą zaczyna brzęczeć i buczeć; już nie przestanie. Keita obraca się, przez bark spogląda ku twarzom poddenerwowanym kolejką. Myśli, że do nich nie pasuje. Wbrew pozorom jego nogi nie niosą ku stałej pracy, innym ludziom, czemukolwiek istotnemu. Jest sam dla siebie i nie w zwyczaju wskakiwanie do kawiarni po czarną na wynos. Nie w smak mu i obgadywanie emocji przy pieprzonym stoliczku w centrum, gdzie za szybą podawane śniadanka za zbyt dużo yenów. Palce bywalców, dłonie opatulane większą czułością niż kochankowie, bo skóra nasiąknięta olejkami, lekkimi jak chmurki kremami, sięgają zgrabnych, małych filiżanek. Patrzy ku swojej dłoni, która od rana trzymająca sprzęty cięższe, niż wszystkie te porcelany razem wzięte. Bruzdy na skórze, w których szczelinach poutykany poranny stres. Wzdycha i wkurwia się na siebie, że w ogóle go dotyka go kontrast otoczenia z nim samym. A mógłby nie, bo jego świat od zawsze rządzi się podziałami na jednych i drugich, choć gdzieś w spektrum balansują osoby pomiędzy — jak pamiętny Ishida, któremu udało się, przy gramie szczęścia i elastyczności, przekroczyć granicę świata biedy i wpełznąć na pierwszy szczebel normalnego życia.
  Keita spogląda ku Ivarowi, ku jego oczom jak spodki szczerym i niemal naiwnym jak te dziecięce. Co takiego jest w tym mężczyźnie, że żyć mu przychodzi z taką łatwością. Podejmowanie decyzji jest kwestią sekund. Wyjedzie, bo tak go woła serce. Wróci, bo ten sam organ pała niezrozumiałą tęsknotą. Zazdrości mu tego. W kurwę zazdrości i nie potrafi tego uczucia porzucić za sobą a mieli je w gardle i w głowie, i wręcz mdłości uderzają o wnętrze żołądka, gdy tak myśli zapętlają się w wielki supeł. Jest skrępowany Ivara otwartością a wie, że i jemu niełatwo było do tej pory. Sześcioletnia podróż to też ucieczka. Myśli zapija kawą.
Zimna — komentuje cicho, jakby chłód naparu nie był spowodowany jego lękliwością i idiotycznym wręcz zdenerwowaniem; wzdryga się, gdy po ramionach skacze niewygoda. — Wiem to wszystko.
  Bezsilność wkrada się w zdawkowe słowa, bo zdaje sobie sprawę z tego, że nie ma racji. Nie powinien wrzucać w Ivara swoich niepewności; jego prostoduszności podkopywać. Ale pod skórą siedzi diabeł, który wciąż upomina się o swoje racje i o wydarzenia, które wydarzyć by się mogły, gdyby tylko mieli okazję. Na wzmiankę o ich miejscu krzywi się delikatnie, lekko zażenowany, po czym uśmiecha szeroko w nagłym rozbawieniu. Jak złapana na haczyk ryba wyrwany zostaje z morza przemyśleń, w które wpadł nie wiedzieć kiedy.
  Kładzie plecy na oparciu krzesła. Śniadanie, prócz wcześniejszego rozczłonkowania wypieku, pozostaje nietknięte.
Nienawidzę tej twojej bezpośredniości.
  Ciało przeczy wrogiej wymowie zdania, bo usta układają się w zadziorny uśmiech a Keita delikatnie kręci głową.
W każdym razie nie musisz się mną już przejmować. Twój powrót uświadomił mi, że od sześciu lat tkwię w tym samym gównie. Yukida szlaja się nie wiedzieć gdzie, ludzie wkoło znikają jak pojebani i tylko ja, jak na jakimś pierdolonym łańcuchu, w tym samym miejscu — mówi spokojnie i wolno, dłonie zawiązując za plecami, na oparciu.
  Między zębami zgrzyta dyskomfort a on patrzy na niego spod wpadającej na powieki grzywki. No tak, nic dziwnego, że go nie znalazł. Jego brat był mistrzem ucieczek od odpowiedzialności i problemów. Keita porusza się na krześle w nagłej fali zdenerwowania, ale nie komentuje. Szczęka tylko mocniej zarysowuje się od spojonych ze sobą zębów. Idiota, kurwa.
Między nami okej? — pyta, by myślami powrócić do celu rozmowy; z klatki piersiowej spływają ostatnie poręcza stresu a on po raz pierwszy od kilku godzin oddycha głębiej, spokojniej. — Zaproszenie na bal nadal aktualne.

@Ivar Hansen
Gotō Keita
Ivar Hansen

Pią 25 Lis - 20:57
  Gwar w kawiarni zaczyna być masywniejszy i głośniejszy. Nie spodziewał się, że na przestrzeni lat ta mała kawiarenka rozrośnie się na tyle, że o tej porze będą tu tłumy ludzi chętni do skorzystania mniej lub bardziej lokalnych przysmaków. Zaczął zastanawiać się, czy wybór kawiarni nie był w pełni podporządkowany pod potrzeby Ivara, choć ten za tłumami nie przepadał i czasami czuł się przy nich niekomfortowo. Spoglądając w głąb szarych oczu zastanawiał się, co tak naprawdę kryje się pod maską irytacji oraz jakie myśli krążą mu koło głowy. Zawiesza na nim chwile wzrok, choć ten odrywa po jakimś czasie, samemu doglądając na pośpieszne sylwetki i roześmiane twarze przy stoliku. Prawdopodobnie nie miał świadomości tego, jak bardzo różnili się od siebie życiem samym w sobie. Choć Ivar balansował na granicy dwóch różnych światów, wiedział, że nie pasował ani do jednego, ani do drugiego. Był zbyt nietypowy, by wpasować się w normalne ramy społeczeństwa, ale na tyle wykształcony i ukierunkowany, aby wyróżniał się tym z tłumu w takich dzielnicach jak Nanashi. Miał cele i marzenia, do których dążył i nie były to pragnienia o chęci mordu na drugim człowieku, a wyrwaniu się gdzieś kawałek dalej oraz zbudowaniu czegoś wielkiego.
  Mimo posiadania wielkich marzeń, niekiedy wciąż bywał naiwny w tym co potrafił robił. Życie nie bywało dla niego łatwe w żadnym stopniu, choć z pewnością od któregoś momentu było łatwiejsze niż dawniej. Piętno blizny wokół szyi przypominało mu o tym za każdym razem kiedy spoglądał w lustro. Chwilami kiedy chciał podrapać się po karku lub ktoś ciekawski zadawał pytania. Mnóstwo pytań, na które Ivar w pełni nie potrafił odpowiedzieć. Może wyzbycie się uczucia przywiązywania sprawiało, że łatwiej mógł podjąć decyzję o wyjedźcie. W dobie Internetu oraz rozwijającej się technologii zawsze istniało prawdopodobieństwo, że kiedyś zawsze będzie mógł wznowić kontakt z tymi, za którymi tęsknił. Szybkie loty powodowały, że zawsze mógł ich odwiedzić, kiedy tylko będzie chciał. Wmawiał to sobie, a mimo to ani razu nie odwiedził osoby przed sobą, która prawdopodobnie była mu tak samo bliska, co on jemu. Nawet jeżeli miał sobie w tym temacie nic nie dopowiadać — wiedział, że tak naprawdę nie miał nikogo innego. Mimo, że w jakimś stopniu tęsknił, wrócił po sześciu latach. Jego mechanizmy wcale nie były tak proste jak wydawać się mogło to na pierwszy rzut oka. Prawdą było, że dopiero uczył się tego, od czego uciekał tak wiele lat.  
  — No wiesz, jak możesz jej nienawidzić — odpowiada, a wraz z tą odpowiedzią na ustach pojawia się uśmiech pełen sarkazmu. Naprawdę cieszy się, że mężczyzna właśnie w taki sposób zareagował na ich rozmowę. Niemniej kolejne słowa wybijają go z krótkiej euforii. Bezsilność w tych okolicznościach była doprawdy irytująca.
  — To chyba za dużo powiedziane, Kei. Przejmować się będę, w końcu jesteś mi bliski — słowa wyrywają się mimowolnie, nie zastanawiając się nad właściwym ich doborem — Zawsze możemy to zmienić — dodaje, choć w jego głośnie nie dało się usłyszeć litości, ani tym bardziej współczucia. Choć było mu go szkoda, z całego serca chciał jedynie pomóc mu wyrwać się z usidlonego miejsca. Jeżeli tylko tę pomoc zechce przyjąć...
  — Jak zjesz to śniadanie to będzie między nami okej — odpowiada, unosząc nieznacznie kącik w cwaniackim uśmiechu. Widział, że nie zjadł nawet okruszka tego, co przyniosła mu kelnerka. Ivar natomiast wgryzł się kolejny raz w już letni wypiek, popijając go zamówioną kawą — To dobrze, bo mam pewien pomysł na strój — przyznaje, jednak poza tym nic więcej na ten temat nie zamierzał mówić. Oblizując się ze słodyczy, dyskretnie spogląda w kierunku łazienek, powracając do niego spojrzeniem.
  — Na chwilę uciekam. Jak wrócę, rogal ma być chociaż trochę tknięty, jasne? — rzuca całkiem poważnie i stanowczo, a kiedy wstaje, pogroził mu jeszcze palcem, by czmychnąć w stronę łazienek, aby załatwić swoją potrzebę.
W łazience natomiast kiedy doczekał się swojej kolei, a także przyszło mu do umycia rąk, w lustrze dostrzegł zarys klauna, od którego przestraszył się, podskakując panicznie w miejscu. Płochliwie odwraca się za siebie i po dokładnym upewnieniu się, nie dostrzega żadnej takiej postaci. Pokręcił na to jedynie głową, uświadamiając sobie, jak bardzo wątpliwy bywał jego umysł. Wychodząc z łazienki z daleka dostrzegł jak Keita stał przy ladzie. Z tego powodu też zmarszczył brwi, a podchodząc do sylwetki, łapie mężczyznę zza ramię.
  — Tak szybko zjadłeś to śniadanie? No i daj spokój, ja zapła- — słowo urywa, ponieważ kiedy tylko sylwetka odwróciła się, jego oczom ukazał mu się zupełnie obcy mu koleś. Ivar na chwilę zaniemówił, by po chwili złapać się za czoło we własnym niedowierzaniu — Przepraszam najmocniej, pomyliłem Pana z kimś — odpowiada, by po tych słowach wzrokiem odszukać właściwą osobę, która cały czas siedziała przy stoliku. Odetchnął cicho. Rzeczywiście zapomniał założyć dziś soczewki, ale żeby aż tak bardzo jego umysł nie wyrabiał? Lepiej niech ten szczegół przemilczy dla siebie (psikus, wystraszenie się oraz pomylenie kumpla/kogoś bliskiego).
  — I jak ciacho? — pyta jakby nigdy nic, z powrotem zajmując swoje miejsce przy stoliku.

@Keita Gotō
Ivar Hansen
Gotō Keita

Pon 28 Lis - 19:39
Patrzy ku jedzeniu i jest mu realnie niedobrze. Opadające na dno emocje kłębią się w niezrozumiałym amoku i choć nieaktualne, to wkurwiające, bo działające w naparstkach swojej wcześniejszej intensywności. Przytakuje tylko, od niechcenia i w widzialnym zmęczeniu, które spowodowane nie porą dnia a wlekącym się od rana stresem. Nieobecny od sześciu lat chłopak — kurwa, sześciu lat! — jawi mu się jak fatamorgana. Niby chciałby ku niej pójść, ale nie do końca istnieje. Żyje Ivarem z czasów, gdzie wszystko było inne, łącznie z nim. Przeżyty czas zmienił go na tyle, że sam siebie nie poznaje. Stąd nie wie, dlaczego tamten tak się upiera. Ewidentnie wrócił ku niemu, bo po pierwsze i najważniejsze, sam to przyznał, po drugie, nie ma tutaj nikogo innego. A przynajmniej tyle wie sam Keita, który nie wnika, bo wnikać nie lubi. Nigdy nie bywał i nie bywa zazdrosny o ludzi, a wręcz przynależność jego znajomych, przyjaciół, kochanków do innych ułatwiała sytuację. Mógł ich zostawić z nadzieją, że pocieszenie znajdą u kogoś innego, że nie na jego barkach spadnie ciężar ich emocji. W przypadku Ivara tak nie było i może dlatego jego obecność, ta relacja sprawiała mu taką trudność. Nie chciał brać za niego odpowiedzialności, nie chciał być dla niego osobą najważniejszą, wyznaczającą tor aktualnych w jego życiu wydarzeń. Wolał pozostać z boku i patrzeć, jak ten buduje nowe relacje i nowy dla siebie świat. Mimo to wie, nie jest przecież debilem, że Ivar oczekuje — może powinien spytać — czegoś więcej. Ale, do kurwy, czego? Nie jest w stanie zaoferować przyjaźni, bo ta przecież rodzi się naturalnie, kształtuje podług wydarzeń teraźniejszych a oni widzą się po raz drugi. Nie będzie to znajomość neutralna, bo zbyt wiele razy miał mężczyznę przy sobie za blisko, by zignorować fakt, że wie o jego najczulszych na ciele punktach. Pierdolenie po kątach? Teraz albo takich relacji unika, albo są jednorazowe, niezobowiązujące, z pewnością nie na stałe. W efekcie nie tworzy głębszych koneksji z ludźmi. Przynajmniej tymi żyjącymi. Majaczy w głowie postać Yuri, która przecież w jego życiu od niedawna, ale mimo wszystko ważna, w jakiś pokrętny sposób istotna, przerażająca, ale i bajkowa. Na pewno nie wymaga opieki, co docenia i ku czemu chętnie zwraca się w najsłabszych chwilach.
  Nie jest w stanie jeść. Nawet ta dziwna, matczyna ze strony Ivara prośba go do tego nie przekonuje, więc prosi o mały kartonik, do którego wrzuca poszarpane jedzenie. Dopija zimną już kawę, płaci, zostawia napiwek, bo docenia branżę usługową; sam nią jest. Wstaje z miejsca zanim mężczyzna wróci, bo i ludzie wokół jak sępy polują na wolny stolik. Wyciąga przed siebie dłonie, by palce spleść ze sobą i w rozciąganych mięśniach znaleźć chwilową przyjemność.
Wziąłem na wynos — odpowiada, gdy jego ramię spotyka się z materiałem zakładanej przez Ivara kurtki. — Swoją drogą, trafiłem na całkiem niezłe zamienniki dla Sawy. Produkowane w centrum, ale po taniości, bo przez znajomego. Myślę, że (…).
I urywający scenę monolog trwa jeszcze chwilę. Uciekając w bezpieczne rejony swojej wiedzy, przekracza próg kawiarni z pokątnym zerkaniem ku mijanym twarzom. W ciele panuje pozorny spokój oraz pytanie, czy aby na pewno zrobił dobrze zapraszając go na ten bal. Ale cóż, będzie co ma być.

zt/obaj

@Ivar Hansen


Kawiarnia Oishī AjTOsbT
Gotō Keita
Asami Kai

Pią 16 Gru - 11:18
27.11

Och, właściwie zapomniał o tym, że Haru nie było dziś w mieście. Dochodziła północ, kiedy zdał sobie z tego sprawę patrząc w okno czatu na komórce. Wiedział, że gdyby napisał to nie stanowiłoby to problemu, lecz nie chciał się zawracać sobą głowy bardziej niż było to konieczne. To chyba tak muszą czuć dzieci, kiedy rodzice biorą zasłużone wakacje. Uśmiechnął się do swoich myśli. Wzdrygnął się zaraz z chłodu. Siedząc na ławce poprawił kaptur i zaczął dzwonić do Lianhua. Nie powinien jeszcze spać. Sygnały przeciągały się niebezpiecznie, lecz ostatecznie odebrał.
- Hej, sora że o tej porze ale jakby trochę utknąłem w Fukka. Jestem teraz w centrum, siedzę na przeciwko kawiarni Oishi, byłbyś wstanie mnie zawinąć...? - prośba była prosta i przeważnie raz w tygodniu się powielała. Odbiorca musiał więc być przyzwyczajony, a nawet odbierać to już jako cześć pewnej rutyny. Kai ustalił jeszcze szczegóły, a potem rozłączył się i czekał. Głos był trochę rozleniwiony z powodu kilku nadmiarowych piw, które postanowił w siebie wchłonąć. Przez to zaś nie miał pieniędzy na autobus czy metro. Może gdyby był bardziej odpowiedzialny to by nie musiał tak polegać na innych no ale nie był.
Asami Kai
Huo Lianhua

Czw 22 Gru - 0:13
Nie powinien jeszcze spać, co nie oznaczało, że się do tego snu nie szykował. Ledwo zdążył zmyć z siebie brudy po dniu pracy, a jego telefon zaczął dzwonić. Lianhua westchnął ciężko, wznosząc oczy ku sufitowi. Stał tak chwilę, podejrzewając o co mogło chodzić. Dopiero po dłuższej chwili zmotywował się do ruszenia tyłka i sięgnięcia po urządzenie. Nie pofatygował się nawet z patrzeniem na ekran, klikając słuchawkę oznaczającą odebranie połączenia. Miał szczęście, że jego współlokator pofatygował się pokazać mu proste triki na obsługiwanie tego diabelskiego tworu.

Głos owego współlokatora rozległ się tuż przy jego uchu. Młody mężczyzna zmrużył oczy i przycisnął mocniej głośnik do siebie; jego słuch nie był najlepszy, dlatego nawet w zupełnej ciszy musiał się bardzo skupić, by mimo okazjonalnych trzasków oraz dźwięków miasta od strony Kai'a zrozumieć jego słowa. Musiał upewnić się nawet, że dobrze zrozumiał i gdzie mniej więcej była ta cała kawiarnia. Kojarzył ją z nazwy, ale tego brakowało, by zbłądził i stanął przed koniecznością używania telefonu więcej niż to było konieczne. Był na to zwyczajnie zbyt zmęczony.

Może i miał zbyt dobre serce, ale z drugiej strony nie lubił zostawiać ludzi na lodzie. Czułby się z tym po prostu źle. Ubrał się szybko i nałożył skórzaną kurtkę wraz z rękawiczkami, a na koniec nasunął buty. W blaszanym, poniszczonym garażu silnik Baobao ledwie zdążył ostygnąć. Lianhua poklepał ją po baku, uśmiechając się łagodnie.
- Cześć, piękna. Jeszcze nie czas na sen, ktoś dznowu potrzebuje taksó'ki - mruknął pod nosem, wyciągając z bagażnika gogle.

Wyprowadził motocykl z garażu i ruszył w drogę, skupiony na otoczeniu. Jako że nie był w stanie czytać, zawsze musiał koncentrować się na obserwowaniu otoczenia i szukaniu znajomych, charakterystycznych punktów. Cud, że zdołał zaliczyć niepraktyczną część prawa jazdy; sposób w jaki to osiągnął pozostał między nim a bogiem. Lub bogami. Lianhua nigdy nie był szczególnie wierzący. Miał ważniejsze sprawy na głowie, jak przetrwanie od wypłaty do wypłaty.

Droga do centrum była stosunkowo spokojna przez późną porę, ale przez to również dość nudna. Wreszcie jednak wypatrzył znajomą kawiarnię, dlatego szybko znalazł najbliższe miejsce parkingowe po drugiej stronie od niej. Rozprostował nogi i wszedł na chodnik, szybko odnajdując wzrokiem swój cel. Lianhua nasunął gogle na czoło i podszedł do Kai'a. Z kieszeni wyciągnął nieco bardziej sfatygowane osłony na oczy i rzucił je w jego kierunku, nie przejmując się tym czy je złapie. Były na tyle wytrzymałe, że trzeba by więcej do zniszczenia ich, a i pasażer nie potrzebował idealnej widoczności.
- Następnym 'adzem dzaczne pobie'ać opłaty dza prze'ódz - rzucił żartobliwie, wkładając dłonie do kieszeni kurtki. - Jeszcze czegoś potrzebujemy czy można u'atsać do domu? - Potrząsnął kieszenią z portfelem i wyciągnął usta w krótkim uśmiechu.

Z całą pewnością jakieś sklepy powinny być jeszcze otwarte, gdyby jego współlokator czegoś potrzebował na już. Zawsze mógł oddać pieniądze w późniejszym terminie. Ponadto, skoro już ty byli, można byłoby przy okazji dokupić to, co się powoli kończyło w domu i może od razu ogarnąć jedzenie długoterminowe dla innych mieszkańców Nanashi(nie łudził się, że był w stanie z własnych pieniędzy wiele zrobić, ale w tych warunkach nawet najdrobniejsza pomoc się liczyła). Idąc z kimś na zakupy Lianhua nie musiał rzucać praktycznie losowej sumy pieniędzy i liczyć na to, że kasjer nie pomyli się z wydaniem reszty. Braki w edukacji były upierdliwe, choć takie sytuacje wciąż nie motywowały go do powrotu do szkoły. Dawał radę? Dawał. Na tym etapie dużo praktyczniej było pogodzić się ze swoimi ograniczeniami i pracować wokół nich. Nie miał czasu na naukę, gdy pieniędzy było zawsze za mało.
Huo Lianhua
Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku