Warsztat samochodowy Kajahary
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Pią 26 Sie - 22:06
Warsztat samochodowy Kajahary


Jeżeli jest lepsze miejsce do naprawy i przeglądu swojego samochodu to na pewno nie mieści się w Fukkatsu. Kajahara założył warsztat w roku 1941, mając zaledwie osiemnaście lat, tuż po tym, jak podczas jednej z bitew został ciężko ranny i zmuszony do powrotu do domu.

Szeroka wiedza, prędkość wykonywanych zadań i rewelacyjne efekty podniosły prestiż jego firmy w kilka następnych lat i choć sam Kajahara Umeki pożegnał się ze światem ponad 40 lat temu, jego warsztat wciąż jest oblegany przez mieszkańców miasta. Na swoje miejsce doskonale wyszkolił syna, który z kolei przekazał spory bagaż doświadczenia jedynej córce - Kajaharze Mii.

Zdawałoby się, że miejsce o tak dobrych predyspozycjach prędko wyewoluuje w korporacyjnego kolosa. Kajahara stawia jednak na rodzinność, co wyjaśnia, dlaczego od lat jedynymi pracownikami są członkowie familii. Mówi się, że liczba personelu to jedyna wada tej firmy i gdyby wreszcie ulegli i poszerzyli swoje wpływy, mogliby stać się gigantem, nawet na arenie międzynarodowej.

Wszelkie próby wykupienia lub poszerzenia wpływów palą się jednak na panewce. Kajahara Mia zbywa natrętów machnięciem usmolonej w smarze ręki. Twierdzi, podobnie jak jej dziadek, że nie chodzi tu tylko o pieniądze. Prawda jest jednak taka, że większa ilość osób, to większa ilość możliwych do przyjęcia zamówień. A fundusze przydałyby się choćby po to, aby wyremontować wnętrze warsztatu albo odnowić niektóre sprzęty.

Haraedo
Hecate Shirshu Black

Sob 25 Lut - 20:18
25 luty 2037 roku;
późne południe


 To nie był dobry dzień na opuszczanie cichego Kinigami i wiedziała to już w momencie w którym przekroczyła próg własnego domu. W głowie jej świszczało od natłoku głosów, skronie pulsowały niemiłosiernie jakby zaraz miały wybuchnąć, każdy mięsień drżał od bólu i wysiłku przy każdym, nawet najbardziej banalnym ruchu. Czy tak wyglądał stan przed chorobą? Opis się zgadzał, właśnie tak opowiadano wszak o stanie przed paskudnym przeziębieniem. Nie mogła jednak odpuścić mimo iż bardzo chciała. Otuliwszy się szczelniej płaszczem szła dalej naprzód, co rusz zmagając się z niemożliwą do odepchnięcia na bok pokusą ucieczki.
To zły pomysł – powtarzał wycieńczony umysł.
 Powiedz mi coś czego nie wiem, pomyślała tylko wyłuskując z kieszeni odzienia zmiętoloną paczkę papierosów. Odpalając jedną z fajek minę miała nietęgą i może właśnie dlatego ludzie idący tą sama ulicą co ona schodzili jej z drogi. Black natomiast nie marnowała spojrzeń ani słów; jedyne czym obdarzała oglądających się za siebie przechodów był wydmuchiwany przez usta szary dym.
 Dasz radę. Wyjdziesz i wyjdziesz, tyle. To nic trudnego.  
 Westchnęła, wolną ręką przemykając po zmęczonym licu. Jakim cudem ktoś, kto już raz umarł mógł czuć się jakby znowu zdychał?
 Przemknęła chłodną dłonią po rozgrzanym karku, od razu reagując na kontakt niekomfortowym syknięciem.
 – Kajahara? – podniosła odrobinę głos, przekraczając próg warsztatu. Rozejrzała sie dookoła, marszcząc odrobinę nos w reakcji na otulający nos zapach benzyny, smaru, metalu i bóg jeden wiedział czego jeszcze. Black chyba nie chciała wiedzieć co właściciel robił w swoim przybytku po zamknięciu. – Mam twoją herbatę. Ale ostrzegam, następnym razem dopiszę ci podwózkę do rachunku. Wiesz ile zajmuje przyjście tu z Kinigami?
Do domu, do domu, do domu.
 W uszach nie przestawało dudnić.
 Wolną ręką poprawiła wiązania kabaretek.
 Dasz. Radę.
 – Cóż, długo – odpowiedziała sama sobie, zaczesując czerwone kosmyki w tył. Znów się rozejrzała, czekając aż Kajahara wyściubi nos z... gdziekolwiek był i cokolwiek tam robił. Chyba nie chciała wiedzieć.

| ubiór: czarna koszulka zakrywająca krótkie spodenki w tym samym kolorze, kabaretki, vansy, płaszcz zarzucony na ramiona

@Shogo Tomomi



Warsztat samochodowy Kajahary Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Shirshu Black
Shogo Tomomi

Sob 25 Lut - 21:24
Prawie wymruczał przekleństwo, przez zaciśnięte na papierosowym filtrze wargi. W obecności jednak kobiety - powstrzymywał się, ograniczając tylko do krótkiego wzruszenia ramion. Nie miał zamiaru zostawiać auta do kolejnego dnia, tylko po to, by zaczekało na powrót Raikatsuji. I chociaż nie podobało mu się kołatanie, prawdopodobnie kolektora, przy wykonywaniu bardziej zamaszystych manewrów, wolał pojawić się następnego dnia i dogadywać szczegóły dokładnie z dziewczyną, której powierzył swoje zaufanie i pieczę, nad jego maleńką, samochodową partnerkę. Niekoniecznie zbrodni. Tylko czasem.
- Będę jutro, Maa'm - potwierdził dosadnie właścicielce warsztatu, pozwalając sobie na odsłonięcie zębów w połowicznym uśmiechu. Papieros, zakołysał się w kąciku, ale wilgoć utrzymała go we właściwej pozycji. Finalnie zaciągnął się dymem, i wysunął żarzący się zwitek, zatrzymując go w dłoni, obleczonej w skórzaną rękawiczkę bez palców - typową dla kierowców. Puścił przodem kobietę, gdy wychodzili z warsztatowego zaplecza, które służyło za swoiste biuro komunikacji. Ze świstkiem potwierdzającym termin realizacji, wsuniętym w kieszeń skórzanej kurtki, zatrzymał się w wyjściu, by dostrzec, a właściwie najpierw usłyszeć obcy głos, prawdopodobnie nowej, petentki warsztatu, wołającej właścicielkę, która wyminęła go, by przywitać nowoprzybyłą.
Nie miał potrzeby zatrzymywać się dłużej, a mimo to, znowu zwolnił, gdy wysunął się z pomieszczenia, w końcu mogąc zlustrować nieznajomą, coś błysnęło w jego ciemnych ślepiach. Tęczówki prześlizgnęły się przez całą postać kobiety, nieco dłużej zatrzymując uwagę przy długich nogach, pokazowo podkreślonych kabaretkami. Ognisty kolor włosów, dopełniał całości i musiał przyznać, że z równą przyjemnością chłonął zastałą scenę.
- Kinigami, to rzeczywiście daleko - odezwał się, nie przejmując w najmniejszym stopniu, że nie on miał być odbiorcą rzuconych w przestrzeń słów - ale mogę cię podrzucić, jak odpiszesz mi od rachunku - przechylił głowę, pozwalając, by w całej powadze wypowiedzianych słów, wkradła się zaczepna iskra, na moment unosząc też lewy kącik ust. Czarne, puszczone luźno włosy wysunęły się zza ucha, gdy męskie źrenice utkwiły - mniej lub bardziej bezczelnie (wg niektórych standardów) dokładnie na tych, malowanych heterochromią, należących do przybyłej wiedźmy.
Zaproszenie - rzucone i otwarte, ale czy przyjęte, zależało od nieznajomej.

| strój - pan po lewej, ale bluzka w białym kolorze, spodnie bez przetarć.

@Hecate Shirshu Black
Shogo Tomomi
Hecate Shirshu Black

Sob 25 Lut - 22:01
 Skrzyżowała ręce na piersi. Ile to trwało? Mogłaby przysiąc, że stała tu już pół dnia, jak nie dłużej. Dopiero też skończyła, a już odczuwała potrzebę kolejnego papierosa; zauważyła to po palcach niecierpliwie bębniących w wytatuowane ramię oraz o podeszwie buta wystukującej tylko sobie znany rytm o brudną podłogę.
 Nie mogła się skupić, nie mogła uspokoić. Dyskomfort związany z przebywaniem w mieście tego dnia wybitnie dawał wiedźmie w kość. Widać to było po rozedrganych nerwowo ślepiach, które co rusz odbijały w przypadkowe miejsca w całym warsztacie. Na niczym nie mogła dłużej utrzymać spojrzenia, bo mięśnie rwały się do ucieczki; pod skórą czuła wręcz palenie, które wiedziała, że ustąpi, jak tylko zniknie z tego przeklętego miejsca.
 Zwykle nie miała aż takich problemów, nie rozumiała więc co dzisiejsza data miała w sobie takiego, że tak różniła się od pozostałych dni.
Dom, dom, dom – krzyczał przeklęty umysł, nie dając dziewczynie nawet minuty spokoju. Czuła, jak serce coraz bardziej kołatało w piersi, jak nieprzerwanie uderzało w żebra w ten najbardziej paskudny sposób, jak cały ten huk biegnie wzdłuż żył, w końcu docierając do wymęczonego brakiem snu umysłu.
 Była pewna, że zaraz wybuchnie jej głowa, że warsztat już za moment przykryje warstwa juchy, płynu mózgowego i jego paskudne fragmenty. Jak ten mały biznes się po tym pozbiera? Nie wiedziała.
 Już stukała palcem w dno opakowania fajek, gdy dotarły do niej głosy – odrobinę przytłumione i jakby zza ściany, ale usłyszała je.
 – Już myślałam, że przygniotło cię jakieś auto – mruknęła, spotykając się spojrzeniem z Kajaharą. Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź zsunęła niewielki plecak z ramienia. Wygrzebanie z niego drobnej, papierowej torby nie trwało dłużej niż pół minuty. Wręczyła podarunek właścicielce warsztatu, w sekundę później odpalając kolejnego papierosa. Tytoń wypełniający ponownie płuca nieco ukoił nerwy, pozwolił złapać głębszy oddech.
 Dasz...
 – Jak zawsze, pij jedną koło 21, nie więcej i nie później – Brzmiała nad wyraz poważnie opowiadając o zaleceniach. Zaraz uniosła wolną dłonią, dość groteskowo przemykając bladymi palcami po policzku kobiety. – Chyba że planujesz odwiedzić las w całkiem nowej odsłonie, wówczas kim jestem, by cię powstrzymywać – Z lekka przymrużone ślepia w połączeniu z ledwie uniesionymi kącikami ust miały w sobie coś niepokojącego, coś marszczącego brwi i napinającego mięśnie. Żyła w zgodzie z plotkami; to, że odznaczała się kultura nie oznaczało, że rzeczywiście nie była przeklętym pomiotem piekła, którym tak często ją nazywano.
 Uśmiech szybko zniknął z ust Black.
 ... radę.
 Dopiero po zakończeniu spraw biznesowych zwróciła czujne ślepia ku mężczyźnie. Z przekrzywioną odrobinę na bok głową zlustrowała go od stóp do głów. Zippo znów pstryknęło, drobnym płomieniem rozświetlając cień, w którym stała Hecate; wielobarwne tęczówki wychwyciły blask, skrząc się w półmroku niczym dwa neonowe znaki.
Chmura szarego dymu przesłoniła jej na moment widok.
 – Pogłoski od zawsze mówiły, że Kinigami przyciąga tych, którzy raz już zatańczyli swoje danse macabre, ale żeby aż tak? – Drobne rozbawienie zabarwiło głos dziewczyny. Oczywiście, że od razu rozpoznała jego wnętrze, wszak nie bez powodu już lata temu stała się medium. – Czemu nie? Tylko mnie nie obwiniaj, gdy las ożyje i postanowi cię zawłaszczyć.
 Czy brzmiała jakby żartowała? Oczywiście. Czy rzeczywiście żartowała? Ciężko było stwierdzić. W przypadku Black głos i spojrzenie nie szły ze sobą w parze – jedno mówiło o jednym, drugie o drugim. Lubiła mieszać, lubiła skrywać podprogowe znaczenia. Swoje zagrywki stosowała na tyle często, by już dawno uznać je za część swojej natury, za test, którym oceniała nie tylko nieznajomych, ale i tych, którzy z jakiegoś powodu postanowili na dłużej przystanąć u jej boku.
 Dopiero Kajahara niosąca w ręku pieniądze oderwała wzrok Hecate od mężczyzny. Wiedźma spojrzała na plik banknotów, nie marnując czasu na ich liczenie; już od dawna wiedziała, że właścicielka warsztatu nie śmiałaby wyskakiwać z tak dziecinnym oszustwem.
 – Widzimy się za trzy tygodnie, Kajahara.
 Jeszcze trochę i mogła zniknąć z tego cholernego miasta. Jedyne co zostało na liście do załatwienia, to kupić papierosy. To nie mogło być aż tak trudne.

@Shogo Tomomi



Warsztat samochodowy Kajahary Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Shirshu Black
Shogo Tomomi

Sob 11 Mar - 16:51
W pamięci miał plan na drugie auto. Konieczność naturalna, jak oddychanie, gdy miało się czasem w pamięci wyczynowość, którą torował sobie zazwyczaj drogę do celu. Nie tylko tę dosłowną, cisnącą warkotem rozgrzanego silnika, A jednak, nawyki z przeszłości sprawiały, że trzymał się niezawodnego, obleczonego w kilka modyfikacji bmw, które nabył jeszcze przed swoją śmiercią. Coś na kształt kotwicy, która trzymała go w pewności, że ta przeszłość rzeczywiście istniała. Nie była wymysłem gorączkowego umysłu. To i pamiętliwa postać yurei z dziurami dymiącymi w piersi, napędzały go w odpowiedzi. To i przyjaciel, którego obecność - dla odmiany - karta przetargową w zmaganiach z jątrzącym wnętrze szaleństwem. Ale to nie dziś. Senność dnia, napływała do płuc jak oddech, a mieszana woń papierosowego dymu i samochodowych aury, wprawiały go w dobry nastrój. Nienależnie od faktu, czy udało mu się sfinalizować sprawę, z jaką przybył. Na wyjściu, dostrzegł okazję, na wielu płaszczyznach realizacji.
Nieznajoma zignorowała jego obecność. Przynajmniej początkowo lub - jak to czynił pewien konkretny typ kobiet - robiła to z pełną świadomością. Myśl ulotna poniosła się do wspomnienia i skojarzenia, które dawno temu otulało jedną konkretną personę, aczkolwiek był to ułamek sekundy i wrażenie rozmyło się, wyraźniej też podkreślając, że miał przed sobą kogoś zupełnie innego. Pasowało mu to. Swoista niedostępność, prowokacyjna czy nie, naginała jego wolę ku łownej naturze. Tej jednak nie ulegał bezmyślnie. Ujmując - jak w wojskowym zleceniu na początek - czystą obserwację, której - nawet nie obdarzony uwagą - wykazywał się z arogancją godną dawnego życia.
Nie pozwolił też, by papieros zgasł bez ostatnie pocałunku z płuc. Dym prześlizgnął się przez gardło, a wydychany, owionął nozdrza, nadając i jego postaci mglistej aury rozmazania. Z naturalną intensywnością ślepi polującego, dzikiego kota, pozostawił utkwione na zajętej rozmową postaci. Wciąż niezrażony. Nie miał do tego powodu. Bez nachalności przysłuchiwał się wymienionym informacjom, odbierając też dla siebie - kilka cennych danych.
- Arogancją byłoby twierdzić, że to Kinigami tak je przyciąga - odbił lekko, czujniej przez kilka sekund zastanawiając się skąd medium - bo skoro wiedziała kim jest, nim być musiała - znało naturę jego aktualnej egzystencji. Pamiętał, że każdy senkensha mógł dostrzec wyrysowany na ciele, imienny kontrakt, ale swój - miał niewidoczny dla wzroku. Nie, jeśli nie pozbawiłoby się go części ubrań. Chyba, że o to chodziło. Zęby błysnęły już w krótkim uśmiechu, gdy odezwała się ponownie - ..to niebezpieczne prowokować kogoś, czyich możliwości się nie zna - żart za żart. Albo i nie-żart. W każdym przecież kryło się ziarno prawdy - nie warto z góry zakładać, kto co lub kogo zawłaszczy - uśmiech zgasł, ale źrenice jaśniały od przeskakujących iskier. To nie tak, że całość nieco bawiła. I pociągała. A jednak.
Kiwnięciem głowy pożegnał właścicielkę przybytku. Ruszył w stronę wyjścia, nie przyglądając się już wymianie pieniężnej. Nie interesowały go kwestie, które go...nie interesowały. Po drodze, już wypalony pet, zdusił pod butem, zwalniając dopiero przy wyjściu z warsztatu i dopiero gdy znalazł się obok auta, oparł się biodrem o maskę pojazdu, zaplótł ramiona przed sobą i zaczekał na towarzyszkę powrotu. Nie przejmował się wizją, jaką mógł wywołać - zarozumialec czy szpaner. Słuchał czasem podobnych komentarzy, wciskając ich znaczenie głęboko w ciemność, gdzie kończyły się plecy. Wystarczyło, że doskonale znał swoje możliwości jeździeckie by nie dać fałszywej skromności dojść do głosu. A gdy sylwetka wiedźmy wychyliła się wejścia, odsunął się od samochodu, gestem zapraszając by podeszła, otwierając przed nią drzwi przy miejscu pasażera. Sam, zajął miejsce za kierownicą chwilę potem, wydychając z siebie oddech ulgi
- Polecam zapiąć pasy  - mrugnął, dając i wargom zakołysać się lekko. Zgarnął włosy, zaczesując za ucho, jedna dłoń zatrzymała się na kierownicy, drugą opuścił na jeszcze nieruchomy drążek.  Zmienił bieg z luzu. Sprzęgło. Gaz. Kluczyk drgnął przekręcony. I odezwał się ku niemu najprzyjemniejsze mruczenie - silnika. A to zapaliło skupioną spokojność - ..to niekonieczność, ale na własną odpowiedzialność - miał brzmieć poważnie, ale w głosie, pomrukiwało coś na kształt zaczepnego wyzwania. Zazwyczaj jednak, pasy szły w ruch, ale mimika podejmowanej decyzji, zazwyczaj dawała ciekawą danę, o nowo poznanej personie. Podobno, najłatwiej o prawdę w ekstremalnych sytuacjach. A co najmniej, nieoczekiwanych.

@Hecate Shirshu Black


Ostatnio zmieniony przez Shogo Tomomi dnia Wto 14 Mar - 17:54, w całości zmieniany 1 raz
Shogo Tomomi
Hecate Shirshu Black

Wto 14 Mar - 13:37
 – Skoro nie Kinigami... – zaczęła, bardzo powoli wyginając kąciki ust w delikatnym, wręcz poufnym uśmiechu. – To co? Rozsiane po lesie trupy, snujące się po bagnach duchy, grasujące po zmroku yokai, czy może rzekomo rzucająca na wszystkich klątwy wiedźma? – Mówiąc przekrzywiła nieco głowę, ani na moment nie zdejmując spojrzenia z mężczyzny o długich włosach. Czy rzucała mu wyzwanie, czy drwiła, czy po prostu wskazywała fakty? Ciężko było powiedzieć.
 Przeniosła ciężar ciała z jednej nogi na druga, przeciwne biodro wybijając odrobinę w bok. Gdyby nie trzymany między palcami papieros, to splotłaby ręce na pierwsi. Zaraz parsknęła śmiechem, przymykając na sekundę oczy.
 – Nie bądź niedorzeczny – mruknęła nisko, niespiesznie rozchylając powieki by zerknąć na niego przenikliwymi ślepiami. – To również niebezpieczne proponować podwózkę nieznajomym, których cel podróży znajduje się w Kinigami, ale najwyraźniej oboje lubimy to, co ryzykowne, nieprawdaż? – Zadziorny błysk w oku, nieco wyżej uniesiony od drugiego kącik ust... nie była pewna skąd chęć do słownych przepychanek, ale wcześniejsze nerwy zaczynały powoli odpuszczać, więc postanowiła zagrać w jego grę.
 Problem w tym, że po pożegnaniu Kajahary musiała odhaczyć jeszcze jedną rzecz. Już po wyjściu z warsztatu od razu skierowała wzrok ku drobnemu sklepikowi tuż obok. Wzięła głębszy wdech – wpierw jeden, później drugi dla pewności –  i ruszyła ku niemu, przy okazji posyłając stojącemu przy samochodzie mężczyźnie krótkie spojrzenie. Cóż, skoro już się zaoferował, to może poczeka jeszcze te pięć minut. Nie była też do końca pewna skąd te dzisiejsze problemy z przebywaniem w mieście. Może to oznaki nieprzespanych ostatnich kilku nocy i związanego z nimi zmęczenia? Prawdopodobnie.
 Po wejściu do drobnego sklepiku od razu podeszła do kasy, czym prędzej wymieniając grzeczności i prosząc o konkretny produkt. Nie zamierzała przebywać na tych terenach dłużej, niż musiała, już i tak za długo to trwało. Wyszła więc stosunkowo szybko, chowając trzy opakowania papierosów do kieszeni zalegającego na ramionach płaszcza.
 Uniosła nieco brew zaskoczona, gdy otworzył przed nią drzwi. Czego jak czego, ale takiego dżentelmeństwa się nie spodziewała. Podziękowała jednak uprzejmym skinieniem głowy i zajęła miejsce na siedzeniu pasażera, pokrótce rozglądając się po wnętrzu samochodu.
 – Oh? Planujesz przyspieszyć po opuszczeniu miasta? Ostrzegam tylko, że tereny lasu są dość nieprzychylne dla samochodów – Wzruszyła ramionami. Nie, żeby jakoś specjalnie sie przejmowała. Po prostu wyglądał jej na kogoś, kto cenił swój pojazd, a Kinigami rzeczywiście pełne było dziur, wystających znikąd korzeni i szpikulcowatych głazów. Byłoby szkoda gdyby nie tak brzydki samochód został pokiereszowany przez nieuwagę.
 – Często zapuszczasz się na środek niczego, żeby podwieźć nieznajomych? – zagaiła, darując sobie zapinanie pasów. Dużo razy jeździli tymi trasami z Jiro nie bawiąc się w bezpieczeństwo, znała więc każdą dziurę, która miała stanąc im na drodze. Zamiast tego usiadła nieco wygodniej, może celowo a może nie zakładając jedną nogę na drugą.

@Shogo Tomomi



Warsztat samochodowy Kajahary Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Shirshu Black

Shogo Tomomi ubóstwia ten post.

Shogo Tomomi

Nie 7 Maj - 17:55
- Wiedźma brzmi dobrze. Dawno nikt nie rzucał na mnie klątwy - odbijał uśmiech spokojniej, arogancja, jak żywe echo, czaiła się w zgłoskach, przyjmowała i rzucone wyzwanie, niby nowo poznaną kochankę. Męskie źrenice snuły niewidzialną opowieść linii, rysując kształt kobiecego lica, sięgając ognia płynących aureolą włosów, czerwienią warg, co kącikiem zachęcały, by ugiąć ich fakturę kciukiem, rozeznać ich miękkość, I pozostawi ślad, który echem dotyku poprosi o więcej. Dlatego obserwował, chłonął szczegóły sylwetki, we własnej spokojności pozwalając wyobraźni, na odsłonięcie więcej, niż mógłby pozwolić sobie w rzeczywistości. Przynajmniej - w tej chwili. Rzucane wzajemnie prowokacje, kładły się jednak przyjemnością bez zbędnej odmowy.
- Wiele można o mnie powiedzieć, ale niedorzeczność nie kwalifikuje się w tym rozdaniu - ciemność jadeitu utkwił dokładnie na spojrzeniu wiedźmy. Kryła się tam drapieżność, przyjemnie zawoalowana groźba, do której - nie mógł się nie uśmiechnąć - Na to wygląda. Lubię niebezpieczne - niemal wzruszył ramieniem, bo i zdanie oplotło się w innej, chłodniejszej tonacji. Nic co oferowała rzeczywistość, nie była w stanie go przerazi. To, co kiedyś mogło - zostało mu odebrane. Jedyna słabość, której wierny był jak wojskowy pies. A niebezpieczeństwo - mniej lub bardziej realne - karmiło go adrenaliną, tłoczyło w krwioobieg życie, wyraźniej przypominając, że mimo cudzego życzenia, jego egzystencja nie skończyła się wraz z kosą Śmierci, dziurawiącą pierś postrzałami. Tkwiła w tym jakaś ironia. Żart, który zrozumieć miał dopiero za jakiś czas, kilka dni, gdy gdy pożerać go zaczną koszmary, a ogień Mirai trawić będzie trzewia. I mimo to, historia Wiedźmy zdążyła mu się obić o uszy. Plotki słyszane w trasie, za kierownicą, w tłumie niespokojnym, co prawdziwość baśni mieszała z głupotą.
Wolał otwarte przestrzenie. Dusił się, gdy zbyt długo zamykano go (lub robił to sam) w nieruchomych ścianach pomieszczeń, które - nie były pojazdem. Oddychał pełniej, odchylając nieznacznie głowę do tyłu, jakby w przywitaniu przyjaciela, niewidocznego dla innych. Wolność pisała się wyraźnie w jego naturę. I z podobnym poczuciem, zakwitły swoja sylwetkę przy aucie, czekając, aż kobieta wróci z wyprawy, uzupełniającej braki tytoniowe.
- Nie - zaśmiał się mimowolnie, krótko, odwracając wzrok w stronę urokliwej pasażerki - zamierzam przyspieszyć już teraz - dotrzymywał słowa. Silnik warknął ulubionym mruczeniem, wolna dłoń powędrowała ku zmianie biegów niemal w tym samym momencie, dociskając pedał gazu, by zbudzić auto do nagłego zrywu, ale nie w prostej linii. Druga ręka przechyliła obręcz kierownicy, by finalnie całe auto obróciło się i dopiero wtedy ruszyło ścieżką asfaltu - Jakoś sobie poradzimy - wymruczał niemal, odchylając się w fotelu luźniej, ale utrzymując pospieszną prędkość.
- Właściwie, to tak, bardzo często - nawet nie wiedziała prawdopodobnie, jak trafnie określiła pełnioną aktualnie profesję - a Ty... - niekoniecznie łatwo było patrzeć na drogę, bez zerkania na siedzącą obok dziewczynę. Kusiła czy nie - wiedziała jak to robić. I robiła to skutecznie. Szczęśliwie dla niego, nie był młokosem, który ulegał każdej zachciance. Zazwyczaj - masz imię, czy powinienem upomnieć się o klątwę najpierw? - mówił tym razem z powagą, która nie pasowała do zaczepnej iskry w śledzącym ją kącie oka.

@Hecate Shirshu Black


You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
Shogo Tomomi
Hecate Shirshu Black

Nie 7 Maj - 19:05
 Siedząc już wygodnie w aucie z jedną nogą założoną na drugiej jedną z rąk przewiesiła przez udo, w drugiej zaś trzymała przed minutami kupioną paczkę papierosów. Zastanawiała się na ile był zauroczony swoim samochodem i na ile mogła sobie pozwolić zajmując już miejsce pasażera. Przechyliła delikatnie głowę na bok, pozwalając kilku luźniejszym pasmom czerwonych włosów na zsunięcie się z ramienia. Spojrzała na końcówki zwijające się lokami na miękkim siedzeniu; nie sądziła, że były już tak długie. Powinna je przyciąć?
 – Śmiało – kąciki ust zadrżały w niemej prowokacji. – Znajdywanie nowych trupów to jedno z moich hobby – Gdy mówiła, patrzyła wyzywająco prosto w oczy mężczyzny, zaś usta jak na rozkaz przyozdobił wyraźny uśmiech. Rozsądek kazał sądzić, że żartowała, wszak kto mógłby mówić poważnie o czymś tak nienormalnym? A jednak mówiła całkowicie poważnie. Nie raz i nie dwa wychodziła na spacery z dala od domu tylko po to, by co rusz natknąć się na mniej lub bardziej rozłożone zwłoki. Kinigami okazało się być świetnym wyborem dla tych, którzy opuszczali własne domostwa ze sznurami w dłoniach czy dla tych, którzy szukali odpowiedniego miejsca na skrycie dowodów zbrodni. Nie zamierzała w to ingerować ani tym bardziej narzekać.
 – To niegrzeczne pytać o czyjeś imię ówcześnie samemu się nie przedstawiając – wytknęła, niby to całkowitym przypadkiem wsuwając palce za materiał zakolanówki, by podciągnąć ją nieco wyżej. Zaraz odwinęła folię z opakowania fajek, wciskając ją niespiesznie w tylną kieszeń spodenek. Po pstryknięciu w denko złapała filtr między wargi. – Hecate Black. Ale wszyscy mówią mi Shirshu, tak jest łatwiej – odpowiedziała po chwili, uznając, że dała mu już wystarczająco dużo czasu na reakcję, toteż w sekundę później końcówka papierosa zapłonęła. Jednocześnie odsunęła nieco szybę przy swoich drzwiach.

@Shogo Tomomi



Warsztat samochodowy Kajahary Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Shirshu Black
Haraedo

Czw 1 Cze - 22:22
ZAKOŃCZENIE WĄTKU

W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
Haraedo
Raikatsuji Shiimaura

Nie 31 Gru - 15:08
19/09/2037r., ok. 2 w nocy;


Nie znajdowała motywów dla swojego postępowania. Naiwność? Od wieków taka nie była. Nie przejmowała się łzami załamanych koleżanek, które ewidentnie prosiły kogokolwiek o odrobinę współczucia i wsparcia, błagające słonymi łzami o atencję i głaskanie po głowie. Nie pozwalała na wywiązanie się rozmowy z rzekomo zagubionym nieznajomym, bo przecież dostrzegała, że za dużo gada i zwodzi. Wychwytywała, zazwyczaj, mnóstwo sygnałów, które biły na alarm i trzymały ją dystansowo. Nauczyła się ironii świata; tego że ludzie nie potrzebowali argumentów, aby być dla siebie podłymi. Wykorzystywanie dla własnych korzyści, aktorska gra kończąca się rabunkiem - wszystko to wydawało się bardziej wiarygodne niż naprawdę dobre intencje.
A jednak bez zawahania sięgnęła po telefon, bez wahania przytaknęła Raikatsujiemu na tekst, że będzie mu wisiała przysługę. Oczywiście, rana na brzuchu obcego mężczyzny była jak najbardziej prawdziwa i choćby chciał nie byłby w stanie udawać, że to jeden z występów - do napadu, do bijatyki, do złodziejstwa. Ale mimo tego naiwnością było zapraszanie go do warsztatu. Choć to publiczne miejsce, jednocześnie sprzedawała o sobie prywatną informację: tutaj pracuję, tu można mnie znaleźć.
Starała się odsunąć od siebie te napływające fale przesadnej ostrożności. Jakby z każdym krokiem niewidzialny palec pstrykał kolejne przyciski kontaktów, rozświetlając lampkę za lampką, wkrótce cały umysł zalewając landrynkową czerwienią alertu. Zgrzytnęły jednak klucze, a ona przepuściła obydwu tylnymi drzwiami.
- Po prawej stronie jest krzesło - zwróciła się do Yuzuhy, palcami wyczuwając kontakt na chropowatej, źle pomalowanej ścianie pomieszczenia. To jeszcze było wąskie; prawdopodobnie przeznaczone dla personelu lub jako składzik. Drugie z drzwi, przeciwległe od wejścia, prawdopodobnie mieściły za sobą sam warsztat. Nie mieli tam jednak dostępu. Opuszka dziewczyny wdusiła klik i słaba, naga żarówka zamigotała, rozganiając mrok z pokoju, w którym się znajdowali.
- Proszę, spróbujcie sobie nie zrobić nawzajem krzywdy. Co ci się stało? - Spojrzenie utkwiona w jasnowłosym piętnowała przede wszystkim kryta spokojem troska; nie mogłaby powiedzieć, że znała go na wylot, ale przynajmniej wystarczająco, aby orientować się w nie zawsze przemyślanych reakcjach Yuzuhy. Po nieznajomym z kolei nie mogła mieć pewności czego się spodziewać. Czy był tak samo niebezpieczny jak ci, którzy go tak urządzili? - U ciebie też będzie mi łatwiej, jeżeli choćby ogólnie zdradzisz co się wydarzyło. - Chciała wiedzieć dlaczego tam był; poznać powód jego nieoczekiwanego objęcia, który jej sprezentował, a raptem moment później odebrał, znacząc wcześniej ocieplone ciałem miejsca chłodem rozczarowanego wzroku.
Ale oczywiście nie zapytała.
Nigdy nie pytała o takie rzeczy.
Wolała się od nich odwrócić; jak teraz, gdy po zamknięciu głównych drzwi ruszyła w kierunku starej szafy. Na najwyższej półce znajdowała się stara apteczka.
Sięgnęła po złożony stołek ze schodkami.

@Sullivan Black, @Raikatsuji Yuzuha

+ Kursywą zapisane zostają zdania wypowiadane w języku angielskim.


She was not fragile
like a flower;

She was fragile like
a b o m b.

Raikatsuji Shiimaura

Hecate Shirshu Black and Raikatsuji Yuzuha szaleją za tym postem.

Raikatsuji Yuzuha

Nie 7 Sty - 1:23
Chęć zrzucenia ciała nieznajomego na zimną podłogę była kusząca, ale perspektywa otrzymania reprymendy od siostry zbyt realna. Bez słowa sprzeciwu poprowadził ciemnowłosego w stronę wskazanego wcześniej krzesła, gdzie pomógł mu usiąść, choć zdecydowanie zapomniał przy tym czym była delikatność. Spojrzał na niego z góry, bez wyrazu i emocji, a jego martwe oczy przypominały światu o tym, jak bardzo potrafił być nieczuły. Mętne spojrzenie leniwie zsunęło się niżej, zahaczając o grdykę mężczyzny, o odkryte obojczyki, aż opadła na niemrawo unoszącą się klatkę piersiową.
Nie zapytał.
Nie poprosił o pozwolenie, gdy niespodziewanie złapał za poły materiału brudnej i przemoczonej od potu oraz krwi koszulki, a następnie szarpnął, odsłaniając fragment brzucha, teraz poplamiony brunatnymi plamami.
- Kłuta? - zapytał, nachylając się bliżej nieznajomego, całą swoją uwagę skupiając na jego ranie. Wyciągnął drugą dłoń w stronę uszkodzonej tkanki i lekko (w jego mniemaniu), naparł na skórę tuż obok rozcięcia z pewnością wywołując falę bólu u mężczyzny. - Cięta. Nie maż się, przeżyjesz. - dodał, doskonale wiedząc, że brunet i tak go nie zrozumie. Niestety, na tym jego medyczna wiedza się kończyła. Pracując jako balsamista, Yuzuha był zmuszony poznać i nabyć pewne umiejętności, w tym zarówno podstawę anatomii ludzkiej, jak i samej medycyny. Potrafił zszywać ciało, nie tylko rany ale i oderwane kończyny. Upychać na miejsce rozszarpane trzewia, wypełniać braki w oczodołach, sklejać połamane kości. Znał się na wielu innych zabiegach, w tym upiększających.
Ale nie był lekarzem.
Z drugiej strony, nie miałby nic przeciwko, aby zabawić się w takowego i poćwiczyć na nieznajomym. Przecież cóż mogło pójść nie tak?
W jego nozdrza uderzył ostry zapach zbliżony do metalu, kiedy myśli powróciły na swoje miejsce. Lepka i ciepła krew naznaczyła swą barwą jego skórę, na co Yuzuha od razu się odsunął o dwa kroki, zrywając jakikolwiek kontrakt fizyczny między nimi. I nie dlatego, że, o zgrozo, przestraszył się czy też nie chciał zadawać więcej bólu ciemnowłosemu. Ale dlatego, że poczuł obrzydzenie.
- Ohyda. - wymruczał wyciągając z kieszeni spodni małą, plastikową buteleczkę z płynem do dezynfekcji. W chwili, w której Maura kierowała się w ich stronę z apteczką, Yuzuha kończył skrupulatnie wycierać dłonie w chusteczki, wcześniej obficie polewając specyfikiem brudne dłonie. Nienawidził brudu. Zarazków. Bakterii. A wrodzony pedantyzm wielokrotnie odciskał swoje piętno w codziennych zajęciach chłopaka.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że dziewczyna zadała mu pytanie zaledwie kilka chwil temu. Odszukał spojrzeniem jej twarz, którą okalała kaskada hebanowych włosów i wzruszył ramionami.
- Zaczepili mnie, to im oddałem. - odparł takim tonem, jakby rzeczywiście nie było problemu. Jakby nie zrobił nic złego. - Nie zaatakowałem pierwszy, jeżeli o to ci chodzi. - bo przecież mieli umowę.
Nie ryzykowałby trafieniem do zakładu psychiatrycznego na oddział zamknięty przez jakiś nic nieznaczących śmieci. On nie zaczynał. Tylko się bronił.
Jak zawsze.


@Raikatsuji Shiimaura  @Sullivan Black



„Strach. Nie ma nic wspanialszego. Uwielbiam na niego patrzeć, uwielbiam wdychać jego zapach.
A już najbardziej lubię go słuchać. Lubię też jego smak.”


Warsztat samochodowy Kajahary 2Ml7
Raikatsuji Yuzuha

Hecate Shirshu Black and Raikatsuji Shiimaura szaleją za tym postem.

Sullivan Black

Pon 29 Sty - 3:12
  — Nie będę się tak do ciebie zwracać. Jakie masz nazwisko?
  Wzruszył tylko ramionami, nie do końca zainteresowany ukrytymi za tym motywami. Czy to kwestia samej Japonii i panującej w niej kultury wobec zwracania się do siebie nawzajem, czy może coś bardziej personalnego, ważnego dla niej samej. Którakolwiek z opcji nie byłaby bardziej prawdopodobna, obie były równie...
  — Nieistotne. Moje nazwisko nie ma żadnego znaczenia. Możemy zostać nieznajomymi, jeśli cię to kręci — odparł, zadzierając jeden z kącików ust ku górze. Jak na osobę w poszarpanym brzuchem która jeszcze przed momentem nie była w stanie iść prosto gdyby nie wsparcie ściany zdecydowanie miał gadane. Nabierało się wrażeni, że nie rezygnował z figlarnego usposobienia nawet w krytycznych momentach. Może nie chciał, może nie potrafił, może w tym leżała jego natura. Sam się nad tym jakoś szczególnie nie zastanawiał, po prostu taki był. Ona rozumiała go bez słów, w końcu byli niemal identyczni.
  Rzucony — przesadzał, oczywiście że tak, ale czasem lubił dramatyzować — na krzesło uniósł to samo rozbawione, pełne błysku spojrzenie na swoje dotychczasowe oparcie, choć zdecydowanie nie mentalne. Przez moment poczuł zaintrygowanie spotkaną dójką. Jedno z nich surowo rzeczowe, bardzo realistyczne, drugie prawie wściekle niezadowolone, zimniejsze niż syberyjskie mrozy; zaśmiałby się pewnie, gdyby nie ostry ból w bebechach i kłucie płuc podczas nabierania głębszego wdechu. Nie drgnął natomiast, gdy stojący naprzeciw chłopak tak bezprecedensowo podwinął mu koszulkę. Wówczas musiał bardzo ze sobą walczyć żeby nie wygiąć pyska w kolejnym zdecydowanie nieodpowiednim do sytuacji uśmiechu, nie rzucić jakimś mało subtelnym komentarzem — i tak by się przecież nie zrozumieli. Przemknął więc tylko językiem po wardze, wraz ze śliną przełykając również cisnące się na usta słowa. Wymsknęło się natomiast syknięcie pełniące rolę komentarza mało delikatnie naciśniętej rany. Nic wtedy nie powiedział, nie czuł potrzeby bezsensownej wymiany odpowiedzi, w końcu żaden z nich i tak nie mógłby sobie dociąć.
  Zwrócił spojrzenie ku dziewczynie.
  — Zwykły pech. Trafiłem w nieodpowiednie miejsce w nieodpowiednim czasie — Dotychczas opierane na kolanie palce trafiły w rozwichrzoną czerń włosów, zaczesując ich część w tył, odsłaniając w głównej mierze lodowy błękit intensywnych ślepi. Przyglądał jej się przez chwilę w tym mdłym świetle warsztatu, jakby zmiana oświetlenia miała sprawić, że może jednak się pomylił, że może jednak była tą, której od początku szukał. Nic się jednak nie zgadzało, ani kolor tęczówek, ani rysy twarzy, faktura włosów, wzrost, zarys sylwetki, wcięcie w talii. Wszystko to znał lepiej niż własną kieszeń, nie było mowy o żadnej pomyłce. Mógł się jedynie łudzić. Może właśnie dlatego zrezygnował z tej swojej bacznej obserwacji wieńcząc milczenie jedynie krótkim westchnieniem. Lód jego własnych oczu zniknął pod przymkniętymi na moment powiekami — adrenalina w końcu umykała z żył, pozostawiając za sobą jedynie wycieńczenie. — Przeżyję, nieznajoma. Nie tak łatwo się mnie pozbyć. To tylko kilka siniaków i rozcięty brzuch.
  Uśmiech szybko powrócił na młody pysk. Ponownie unosił wzrok, znów z tym rozbawionym błyskiem w kąciku oka.

@Raikatsuji Shiimaura  @Raikatsuji Yuzuha
Sullivan Black

Seiwa-Genji Enma and Raikatsuji Shiimaura szaleją za tym postem.

Raikatsuji Shiimaura

Sro 13 Mar - 14:29
- ... jeżeli cię to kręci.

Szczęknął metal rozkładanego stołka.

- Gdyby mnie kręciło, nie pytałabym o nazwisko.

Nie kontynuowała. Potrafiła, jak zapewne niewielu ludzi na świecie, nie drążyć w bezsensownym uporze każdego tematu. Nie przepadała za zagadkami, których nie byłaby w stanie rozwiązać logiką, ale na obecny moment nie wydawało się to w żaden sposób istotne. Miała jedynie nadzieję, że wspinając się po stopniach i sięgając apteczkę, z równym powodzeniem podniesie poziom przeżywalności nieznajomego.

Nawet jeżeli już wydawał się dupkiem.

I nawet jeżeli nie powinna go oceniać.

- Pytam co się stało - podjęła kwestię z Yuzuhą, kiedy plastikowa skrzyneczka zagrzechotała wraz z opadnięciem ciężkiego obuwa o podłoże. Długie, czarne włosy dziewczyny zsunęły się z ramienia na plecy, zalewając je gęstą falą atramentu, kiedy tylko obróciła się na pięcie przodem do towarzystwa. - Nie dlaczego. Sprawdzę twoje rany zaraz po tym jak zajmę się naszym... - wzrok przerzuciła z brata na Sullivana - słabo współpracującym kolegą.

- Bo tak cię wszystko bawi? - przejście pomiędzy językami wydawało się dla niej rzeczą naturalną, podobnie jak w naturalny dla siebie sposób zignorowała wcześniejszą interwencję Yuzuhy. Powinna, skoro kątem oka to zarejestrowała, upomnieć go, aby nie szarpał rannym i nie próbował wciskać palców w okolice obrażeń. Ale nie miała na to dziś siły. W tyle czaszki wciąż gnieździły się roje niesprecyzowanych pytań, rozsierdzonych ogniem ciekawości. Skąd u niej to zaintrygowanie? Nieznajomy wydawał się bezczelny. Sama jego trywialność w odpowiadaniu, podczas gdy pod krzesłem tworzyła się już niewielka plama krwi, stale poszerzana kolejnymi kapnięciami bezwzględnej czerwieni (praktycznie jedynej barwy w okolicy), niejednemu potrafiłaby spędzić sen z powiek. Już choćby z tego względu powinien figurować jako jednostka do ignorowania. Nie dbał o siebie, więc dlaczego ktoś inny miałby o niego zadbać?

- Pogotowie będzie tu lada moment. - Obróciła głowę w kierunku rodzeństwa. - Będziesz czuwał nad tym, aby przekierować tu ratowników? - I znów do obcego mężczyzny: Przemyję ci teraz ranę i założę opaskę, żeby nie narobić więcej szkód. Postaraj się jak raz współpracować, później nie będziesz już musiał nas oglądać. - Apteczka wylądowała na metalowym zlewie. Stary kran skrzypnął, kiedy Raikatsuji uderzyła grzbietem dłoni o uchwyt, puszczając szum ostrej w ciśnieniu wody. Obmyła dokładnie dłonie, nabierając powolnego, głębszego wdechu. Nie lubiła takich czynności, nie przepadała za widokiem miękkiej, tkliwej tkanki. Byłaby dobrym chirurgiem ze względu na pewność ruchów i brak skrupułów, ale nie zmieniało to faktu, że miała teraz inne, ciekawsze rzeczy do roboty i to na nich wolałaby się skupić.

Strząsnęła z rąk nadmiar wody.

Wcale się tak od nich nie różniła. Jako jedyna niezaangażowana w konflikt panowała, a przynajmniej starała się zapanować, nad sytuacją, jednak co dało jej prawo, by dyrygować Yuzuhą i nieznajomym? Wycierając ostrożnie skórę, przymrużyła powieki. Pod żołądkiem zalęgła się pierwsza irytująca larwa, niespiesznie, ale bez pohamowania, drążąca dziurę. Wymagała od jednego i drugiego, aby wyspowiadali się ze swoich powodów, samej nie dając...

Dość.

Strzyknęły nożyczki. Nawet nie zauważyła, w którym momencie ubrała rękawiczki, kiedy sięgnęła po gazę i odcięła jej kawałek, jednocześnie ucinając natłok myśli.

- Podnieś, proszę, koszulkę. - Poleceniu towarzyszył srebrny wzrok, zsunięty z trzymanego kawałka materiału, koniec końców wlepiony w pobrudzony brzuch. Sama wciąż posiadała zaschnięte pozostałości na własnej skórze; wydawały się rozmazanymi plamami jak z horroru, rozmazy przyciemniły kawałek spodni i część bluzy.

- To środek antyseptyczny na bazie oktenidyny - wyjaśniła, kiedy postawiła krok ku ciemnowłosemu. Tyle tylko potrzebowała, by znaleźć się wystarczająco blisko. Przyklęknęła zaraz na kolano, opierając jeden z łokci na udzie nieznajomego - dla podniesienia poziomu stabilności własnej kończyny. Smukłymi palcami przytrzymała podwiniętą fałdę koszulki; druga dłoń, uzbrojona w nasiąknięty wacik, znalazła się u brzegu rany, aby ją zdezynfekować.

Po tym jedyne, co mogła zdziałać, to spowolnić upływ krwi opatrunkiem, mając nadzieję, że kierowca karetki wciska pedał aż po samą podłogę.

medycyna (24) - sukces;
wykorzystanie przedmiotu do zmiany wyniku;
@Sullivan Black  
@Raikatsuji Yuzuha


She was not fragile
like a flower;

She was fragile like
a b o m b.

Raikatsuji Shiimaura

Hecate Shirshu Black ubóstwia ten post.

Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku