Poddasze - Page 3
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Warui Shin'ya

Pią 25 Lis - 0:09
First topic message reminder :

Poddasze


Pierwsza zasada brzmi: nie patrz w stronę zlewu. Jego wnętrze stanowi o wiele makabryczniejsze obrazy niż to, co znajduje się na ścianach i korkowej tablicy - a niemal całą powierzchnię lokum pokrywają wycinki z gazet, wydruki, zdjęcia - stare i całkiem nowe - zapiski na kartkach z zeszytów w linie i kratkę, nabazgrane w pośpiechu imiona, daty i nazwy lokacji naniesione choćby na wydartą brutalnie stronę z jakiejś książki. To wszystko tworzy obsesyjną scenerię kryminologicznego świra - wśród znanych seryjnych morderców, od Eda Geina zaczynając, przez Richarda Chase'a, na Isseiu Sagawie kończąc, pojawia się non stop wzmianka o postaci określonej jako "X". Większość zebranych informacji jest jednak nielogiczną garścią niepasujących do siebie puzzli.
Chaos podkreślają ubrania porozrzucane po podłodze, stare opakowania po żarciu na wynos; mnóstwo przypadkowo upuszczonych i zostawionych przedmiotów. Meble są ewidentnie stare, nieco poniszczone, zadrapane lub poplamione. Parapet największego z okien zwykle okupuje Beton - przepotężny, czarny kot, urodzony po to, by nienawidzić.
Po prawej od wejścia widać niemal całkowicie zabarykadowane przez kartony (pełne rupieci) drzwi prowadzące do klaustrofobicznej kuchni. Pomieszczenie jest jednym z tych, do których człowiek wejdzie, od razu zajmując całą przestrzeń. Nisko wiszące półki, brak piekarnika czy zmywarki, kompaktowy zlew, blat, lodówka parametrów Arthura z False 1/3 przeciętnego gimnazjalisty. Nawet łazienka, będąca pomieszczeniem obok, okazuje się większa. Mieści w sobie podniszczoną, popękaną nieco wannę, ulokowaną pod kafelkową ścianą, ubikację i zlew z krzywo zawieszonym, prostokątnym lustrem.

Warui Shin'ya

Hattori Heizō and Ye Lian szaleją za tym postem.


X

Czw 4 Kwi - 0:08

04.04.2038
około 20:00


Kochaniutki, poczekaj!

Głos seniorki dobiegł Shin'ye w połowie schodów. Z mieszkania rozległ się przytłumiony dźwięk grającego telewizora. Po zakurzonej wylewce zaszurały klapki, w dłoniach zaszeleściła złota torebka, która za grosz nie pasowała do wyłaniającej się zza rogu podstarzałej, zszarzałej twarzy pełnej zmarszczek i ciężkich cieni pod oczami; do wałków zdobiących głowę, ani do kwiecistej, pstrokatej halki narzuconej na ramiona. Bystre spojrzenie zawiesiło się na przemykającym chłopaku. Wtedy też założyła ręce na biodrach, jakby chciała pokazać mu swoje niezadowolenie, iż nie postanowił w pierwszej kolejności zapukać do jej mieszkania, jak — być może — już kilkukrotnie się zarzekał.

Nie sprzedała jednak żadnej reprymendy. Cmoknęła. Twarz w jednej chwili zmiękła, jak na widok wnuczka, na którego nie sposób było się gniewać.

Chodź no tu na chwilę, złotko. Dzisiejszego ranka ktoś się tu kręcił i kazał ci to przekazać. Dobrze wiesz, że z moimi chorymi kolanami nie wejdę nawet na półpiętro. — Matowa torebka na grubych sznurkach w otaczającym żałosnym krajobrazie wygadała jak cud archeologicznego wykopaliska. — Zauważyłam go, jak schodził z góry — zaczęła zagadkowo; zramolałym głosem. — Chyba najpierw musiał być na piętrze. Sprawiał wrażenie — na twarzy pojawił się grymas zatroskanej babinki — podejrzanego. Jakby pomylił dzielnice. Rozglądał się tu trochę strapiony, jakby szukał czegoś konkretnego. Wchodziłam wtedy do klatki. Zapytał mnie, czy widziałam może „chłopaka” mieszkającego na poddaszu i czy wiem, kiedy wróci. Zaskoczył mnie. Zadbany. Blondyn. W beżowym płaszczu. Facet wyglądał, jakby mógł kupić cały ten budynek wraz z fundamentami, a tacy nigdy nie zwiastują niczego dobrego. Podszedł wtedy do mnie i wręczył mi to opakowanie. Poprosił, abym ci je przekazała. Jakby nie dochodziło do niego żadne moje słowo. A potem czmychnął przez główne wejście. Nie zaglądałam do środka, ale mam nadzieję, że nie wkopałeś się w żadne tarapaty, kochanieńki. — Wystawiła przed siebie torebkę z wyraźną rezerwą — I że ten człowiek naprawdę szukał ciebie. Nie chcę mieć na głowie żadnych lichwiarzy.


— zt
 @Warui Shin'ya
X

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Seiwa-Genji Enma

Pon 15 Kwi - 2:14
10.04.2038, godzina 22:42


Ciężkie chmury, które złowrogo gromadziły się nad miastem, wreszcie pękły smagane oślepiającymi błyskami i dudniącymi grzmotami. Większość ludzi kryła się we własnych domach, choć przecież była sobota, środek weekendu. Jedynie sporadyczne sylwetki można było przyuważyć na ulicach, kiedy te przemykały pospiesznie pod zadaszeniami witryn sklepowych. Neonowe blaski odbijały się w coraz to większych kałużach na ulicy, co rusz rozchlapywanymi przez jadące samochody. Zapach deszczu był intensywny, przytłaczający, ale idący drogą chłopak nie był w stanie tego wyczuć.
Od kilku dni zatracił umiejętność wychwytywania jakichkolwiek zapachów, co odbijało się boleśnie na innych zmysłach, które w jego przypadku i tak były wybrakowane. Jego sylwetka była przygarbiona, niemal przygnieciona niewidzialną siłą choroby, która robiła istne spustoszenie w jego organizmie. "Choroby", choć przecież chorobą nie była. Dość szybko zaczął podejrzewać, że jego pogarszający się stan nie jest wynikiem niechcianego wirusa, grzyba czy też bakterii. A skoro nie choroba, tak więc Klątwa.
Klątwy bywały niezwykle uciążliwe. Jak plama niezmywalnego tuszu na skórze, przenikała w głąb warstw tkanki, i pozbycie się jej ocierało o cud. Zwłaszcza wtedy, gdy nie znało się źródła pochodzenia. I nie wiedziało praktycznie nic na jej temat.
Jednakże prawdziwy problem pojawił się w momencie, w którym najprawdopodobniej i Hecate zaczynała odczuwać skutki dziwnego "stanu", który był ściśle powiązany z jej kontraktami. A więc nie Klątwa.
A skoro ani choroba, ani klątwa, więc co?
Nie wiedział.
Był jak ślepe dziecko błądzące wśród mgły, z desperacko wyciągniętymi dłońmi przed sobą, szukając ściany zaczepienia, a zamiast tego napotykał jedynie puste przestrzenie. Enma nie wiedział co się dzieje. Chyba pierwszy raz w życiu odczuwał dezorientacje i przerażenie niewiedzą, która go dotknęła. Nie wiedział gdzie zacząć. Gdzie szukać, o co zahaczyć. Klątwy, przekleństwa, yokai, yurei. Na dobrą sprawę sytuacja mogła dotyczyć każdego podejrzenia, albo żadnego z nich. Wertował książki, pisma i zapisy. Ale niczego nie znalazł. Nic, co mogłoby choć trochę naprowadzić go na odpowiedni tor. Być może gdyby miał dostęp do oryginałów, skrytych głęboko w skarbcu państwa. Albo chociaż ksiąg, które były w posiadaniu jego dziadka.
Ale jego nie mógł prosić o pomoc. Każdego, tylko nie jego. Wciąż mu nie powiedział o kontrakcie, wciąż zwlekał z tą decyzją. Czekał na odpowiedni moment, ale właściwie, kiedy będzie ten "moment?"
Zwolnił kroku, gdy ciałem szarpnął spazm nieoczekiwanego kaszlu. Przechylił się w bok, uderzając ramieniem o szorstką nawierzchnię betonowej ściany sklepu.
Miał wrażenie, że odpływa. Niewidzialne macki anomalii przenikają wgłąb niego, powoli odbierając trzeźwość umysłu. Wyglądał nędznie, jak cień dawnego siebie. Przez ostatnie tygodnie stracił na wadze, a naturalnie jasna skóra wydawała się jeszcze bledsza, niż normalnie. Papierowa, wręcz przezroczysta. Nitki żył o wiele bardziej odznaczały się swą barwą na jego ciele, podkrążone oczy świadczyły o braku snu a zaczerwienione i zaszklone spojówki wyraźnie sugerowały, że był na granicy samego siebie. Lewy bok pulsował i piekł, jakby ktoś wbijał głęboko pazury w jego ciało. Napis yurei szarpał i buntował się, nie pozwalając na głębszy haust powietrza. Wierzchem dłoni starł brunatną smugę spod nosa. Krwawienia stawały się coraz częstsze, niemal jak w zegarku. Czerwone krople mieszały się z ciężkimi kroplami deszczu, a perłowy pot niknął pod ciężarem zmoczonych włosów. Przymknął na moment powieki, i zaczął odliczać. Do dziesięciu, biorąc głębsze wdechy.
Jeszcze kawałek. To niedaleko, zaledwie kilkadziesiąt metrów.
Odepchnął się od ściany, ponownie ruszając przed siebie.
Przecież mógł zadzwonić. Albo chociaż wysłać wiadomość. Jego obecność nie była wymagana, a nawet wskazana. Niemal przez każdą sekundę jego małej podróży myśli Enmy wypełniało poczucie winy dla samego siebie. Karcił się, że postępuje tak idiotycznie. Powinien zostać w domu, zwłaszcza w aktualnym stanie. Jeszcze mógł zawrócić. Odwrócić się na pięcie, i wycofać. Jeszcze miał czas.
Pchnął drzwi do klatki.
Żadna siła go do tego nie zmuszała. Działał pochopnie, to prawda, ale przecież zachowywał jasność umysłu. Nie powinien chować dumy w kieszeń, nie po tym wszystkim, co się wydarzyło. Mieli umowę. Powinien jasno się jej trzymać.
Pierwsze skrzypnięcie drewnianych schodów, gdy mozolnie kierował się ku górze.
To, co teraz robił, było mało praktyczne. Mieli telefon. Swoje numery. Wystarczyło wystukać to jedno zapytanie na ekranie i nacisnąć wyślij. I to wszystko. Po co utrudniać sobie życie? Upokarzać się i wychodzić na desperata.
Uniósł dłoń, by zapukać, ale ręka zawisła nad drewnianą nawierzchnią o zdartej przez czas farbą.
Odetchnął, nagle wymuszając w sobie na tyle siły, by wyprostować sylwetkę. Przeczesał brudnymi palcami od krwi ciemne kosmyki, odgarniając je do tyłu, i ostatni raz przetarł twarz, upewniając się, że nie znajdzie na skórze ani kropli niepotrzebnego zabrudzenia. Jeżeli miał to zrobić, to na pewno nie z ugiętym karkiem. Nawet jeżeli nacisk wywołany był przez skutki choroby. Nie będzie wyglądał na cień samego siebie, nie przed nim.
Ponownie uniósł dłoń, by zapukać.
Jeszcze możesz się wycofać, zawrócić. Ale chcę go zobaczyć. Jeszcze jest czas na ucieczkę. Ale chcę się upewnić, że wszystko z nim dobrze. Może go nie być. Może być w pracy. Albo gdzieś indziej.
Zapukał.
Może faktycznie go nie było, i jakaś jego część, ta głębiej wsunięta, zapewne o to się modliła.
Cisza.
Było późno w nocy. Może faktycznie go nie było. Albo spał.
Ponownie zapukał.
Nic.
Czas na odwrót-
Skrzypnięcie, a potem stłumiony odgłos zbliżających się kroków zrównał się z dźwiękiem bijącego serca chłopaka. Odetchnął. Był gotowy na to spotkanie.
Ale gdy tylko drzwi się uchyliły, spuścił wzrok, unikając jego spojrzenia, próbując skupić całą swą uwagę na odszukaniu dłoni yurei skrytej pod materiałem szorstkiego bandażu. Tak było łatwiej.
- Wiem, że jest późno. Ale jestem tylko na moment. - słaby, oddalony głos bliski szeptowi opuścił gardło ciemnowłosego. - Pokaż dłoń.


@Warui Shin'ya


Poddasze - Page 3 Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Warui Shin'ya

Czw 2 Maj - 2:27
Słaba, wysłużona nocna lampka oświetlała go od tyłu, roztaczając mdły, białawy poblask dookoła rudych włosów. Lewa dłoń, obandażowana, dotykała drzwi, za które chwycił, aby nieco je uchylić. Nie spodziewał się. Wizyty samej w sobie, ale przede wszystkim tego, który tę wizytę zainicjował. Stał więc w wejściu, przebijając się przez zbyt duży kontrast pomiędzy zaciemnioną klatką schodową a swoim mieszkaniem. Elektryczność w budynku zawsze była wątpliwej jakości i dzisiaj również, kiedy zerwała się ulewa, wszystko trafił szlag. Pozostały urządzenia zasilane bateriami i Shin czasami zazdrościł, że ilekroć jakiś sprzęt przestawał działać, wystarczyło wymienić mu akumulator.

Z ludźmi tak nie było. Kiedy coś się psuło, zwykle psuło się na dobre. Próby zreperowania raz nadłamanego zaufania spełzały na niczym. Nadszarpnięta pewność siebie do końca życia kulała, terroryzowana przez stare obrażenia. Dało wypracować się pewien substytut dawnych fundamentów, ale równie dobrze można porównać to do upuszczonego talerzyka. Przy odrobinie szczęścia kawałki można skleić, odwzorowując pierwotną formę, ale ilekroć naczynie spadnie, będzie traciło następne drobinki, aż za którymś razem uszczerbki staną się zbyt duże. Przez ubytki zacznie przeciekać wszystko, czym w bezowocnych staraniach się je zalewa.

Seiwa miał rację, że było późno, choć trudno określić czy chodzi o porę jako taką, czy jednak naprawienie ich nadwyrężonej relacji. Jeżeli to drugie to co w niego, u licha, tak nagle wstąpiło? Od tygodni praktycznie się ze sobą nie komunikowali; wyzwaniem najcięższego kalibru okazywało się podniesienie komórki i odnalezienie wspólnej korespondencji, jakby zapomnieli, że istnieje coś takiego jak wymiana zdań poprzez głupie smsy (jeżeli już faktycznie aż tak nie mogli znieść swojej fizycznej obecności i marudnych min). Choć koniec końców Warui utwierdzał się w przekonaniu, że nie było w tym niczego dziwnego; nie po akcji z Sawy, nie po tym, jak pojawił się pierwszy zarys szczeliny w dotychczas całkiem nienaruszonej płaszczyźnie. Bywało, że pluł sobie w twarz każdorazowo, gdy wychwytywał swoje oblicze. Denerwowało go, że w przeklętej, wyalienowanej chatce poszczycił się taką szczerością. Jakby kiedykolwiek zależało mu na tym, aby stawiać sprawę jasno. Mydlenie oczu stało się cechą jego drugiej skóry. Wrosło w niego jak doskonale dobrane ubranie. Szyte na miarę, lekkie i elastyczne, nieograniczające ruchów. Wtedy zachował się jednak tak, jakby zamierzał grać w otwarte karty. Być fair play wobec kogoś, na kim w oczywisty sposób mu nie zależało, bo bolało go okłamywanie towarzysza podczas trywialnej gierki. Na poczekaniu zmyślał opowieści o wielowątkowym torze, ale podczas zeszłorocznego listopada bogowie raczą wiedzieć z jakich intencji okazał się zagorzałym miłośnikiem wszelkich prawd. Czuł rozdrażnienie na myśl, że mógł mu wtedy pokazać jakąkolwiek wykreowaną na poczekaniu osobowość, co byłoby zdecydowanie lepsze od tego, na co się ostatecznie zdecydował, ale w idiotycznym przypływie szlachetności pozwolił na nadłamanie zasad, które wyznawał, doprowadzając do obecnej, niewygodnej sytuacji. Pogorszenie ich i tak słabych stosunków jedynie wszystko utrudniało, ale jeżeli rzeczywiście stan relacji był tak tragiczny, jak się wydawało, to co za kwadrans jedenasta robił tu dziedzic wielkiego klanu Minamoto?

Poza tym, że chciał oglądać jego dłoń.

Świeży opatrunek nie był niczym nadzwyczajnym; Shin jak raz dziękował sobie w duchu, że nawykowo zakrywał obrzydliwą bliznę. Nie bez powodu wybrał akurat tę lokalizację na podpis podczas keiyaku suru, podnosząc pewność, że nikt nie zorientuje się o jakimkolwiek pakcie. Jeżeli od lat stosował ten sam sposób, zamykając szramę pod ciasnym materiałem bandaża, to kto domyśliłby się, że mógłby próbować zatuszować coś jeszcze; coś, czego ewidentnie tam wcześniej nie było?

- Jeżeli to twój sposób, aby poprosić mnie o rękę, to robisz to wyjątkowo źle - skwitował nagle, krzywiąc nieco usta; w żartobliwym tonie plątała się ostrożność i choć zastosował ironię, nie obyło się bez przeświadczenia, że nie wie po jak cienkim lodzie stąpa.

Nie spełnił jego prośby.

Zamiast tego palce ześlizgnęły się z drewnianych drzwi i przemknęły po powietrzu, w zapraszającym geście kierując się ku wnętrzu. W środku pomieszczenia było stosunkowo chłodno; wokół walały się tony papierów, dziesiątki wycinków ze starych gazet, wydrukowane, rozpikselowane kartki przedstawiające seryjnych morderców, ich ofiary, miejsca zdarzeń. Gdzieś w tym wszystkim w kącie pokoju leżała Mittsu; łeb miała ułożony pomiędzy długimi łapami, ale choć na pierwszy rzut można było mylnie uznać, że śpi, po uważniejszych oględzinach dostrzegało się błyszczące w słabym świetle ślepia; całą swoją koncentrację wlepiała we właściciela i stojącą tuż obok niego postać.

- Wejdź, wyglądasz fatalnie. Przyniosę ci ręcznik.

Skóra w miejscu nazwiska Seiwy pulsowała tępym bólem, którego nie dało się ignorować. Choć twarz Shin'yi wydawała się normalna (z nieco tylko wycofaną miną, ale można to było usprawiedliwić ich chłodnymi relacjami) oczy lśniły jak w stanie podgorączkowym.

@Seiwa-Genji Enma

ubiór; boso; na lewej dłoni bandaż;


Ostatnio zmieniony przez Warui Shin'ya dnia Pią 10 Maj - 1:46, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : walka z analfabetyzmem.)


従順な


Warui Shin'ya

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Seiwa-Genji Enma

Czw 2 Maj - 22:13
Tępe pulsowanie w skroniach narastało, pogłębiało się z każdym kolejnym, niewygodnym oddechem. Podświadomość uporczywie szeptała, że nie powinno go tu być. Nie był mile widziany i sam podkłada kark pod ostrze kata. Nagle jego ciało zdawało się wyjątkowo ociężałe, jakby przybrało na wadze, jednak nie było to spowodowane ubraniami przesiąkniętymi wodą. Źródło znajdowało się głęboko w nim, mroziło od każdego ruchu, który wykonywał yurei, choć wzrok młodego dziedzica uparcie unikał złota jego tęczówek.
Słysząc jego głos, który tak dobrze znał, choć jednocześnie w pełnej abstrakcji wydawał się tak obcy, zacisnął mocniej szczęki, jakby nie potrafił przegryźć niewidzialnego cukierka. Twardego i gorzkiego, pozostawiający po sobie nieprzyjemnie cierpki posmak na języku, który miał towarzyszyć mu przez kolejne godziny.
- W takim razie wybacz, następnym razem uklęknę na kolano i przygotuję pierścionek o czarnej barwie, takiej samej jak twoje poczucie humoru. - odparł mu niemal machinalnie, jakby był nastrojony na defensywę, ale również ubarwiając swą wypowiedź równą żartobliwością i ironią.
Dopiero po dłużącej się chwili, choć w rzeczywistości nie minęła nawet minuta, odnalazł w sobie na tyle odwagi, by oderwać wzrok od śnieżnobiałego bandażu i unieść spojrzenie wyżej. Najpierw zahaczył o wystające obojczyki, które od połowy tonęły w czerni materiału koszulki, potem o odznaczające się pod jasną skórą jabłko Adama na krtani, aż wreszcie na mocno zarysowanej szczęce i bliźnie w okolicach kącika ust.
- Załatwmy to szybko. Nie przeciągajmy- - słowa utonęły w niebycie, gdy kątem oka dostrzegł zapraszający do środka ruch dłonią.
Wejdź, wyglądasz-

Serce zabiło szybciej z rozdrażnienia. Nie przyszedł tutaj na pogaduszki. Oboje wiedzieli, że na tym etapie wszelakie rozmowy i dyskusje będą brzmieć wymuszenie i sztucznie. Nie widzieli się kilka miesięcy. Nie kontaktowali się ze sobą równie tyle. Powodów mogło być wiele, ale również mogło nie być jakichkolwiek. Żaden z nich nie wyszedł przed szereg. Żaden z nich nie wykazał inicjatywy. Nie było powrotu do tego, co było przed listopadem. A mimo to Enma wielokrotnie przyłapywał się na bezmyślnym spoglądaniu w ekran telefonu. W zamyśleniu wpatrywał się w ten jeden kontakt o nazwie "Warui Shin'ya" w książce telefonicznej. Bezwiednie otwierał okienko wiadomości i zaczynał wystukiwać słowa, ale bardzo szybko dopadała go refleksja i kasował to, co napisał, ze złością wyłączając urządzenie i ciskając nim w kąt, karcąc samego siebie w myślach.
-ci ręcznik.

- Nie. - odpowiedział szybko. Za szybko. Reszta słów utonęła jednak w krtani, gdy wzrok wreszcie podążył za jego spojrzeniem i na krótką chwilę zatrzymał się na oczach Waruia.
Gdzieś za jego plecami rozległ się dźwięk skrzypienia, jakby ktoś stał na schodach pogrążony w ciemności i go obserwował. Drgnął, doskonale zdając sobie sprawę, że ów uczucie zahacza o jego własne wyobrażenie i wyimaginowanie rzeczy, których nie było. Było zbyt późno w nocy, aby ktoś faktycznie krążył po korytarzu o tak nieludzkiej porze. Większość normalnego społeczeństwa była pogrążona we śnie, albo zwyczajnie szykowała się do niego. I tylko szaleńcy (i desperaci) wyściubiali nosy ze swej bezpiecznej przystani, zwłaszcza w tak paskudną pogodę jak dzisiaj.
A jednak istniało małe prawdopodobieństwo, że ktoś mógł ich podsłuchiwać. Rozmowa o keiyaku suru na korytarzu nie była dobrym pomysłem, dlatego też Enma ostatecznie zrobił krok do przodu, przekraczając próg mieszkania na poddaszu.
A przynajmniej tak sobie powtarzał. Tak się usprawiedliwiał oraz nagłą zmianę wcześniejszego postanowienia, że w ogóle nie wejdzie do środka.
Zamknął cicho drzwi za sobą, od razu opierając się o nie plecami jakby chciał stać się jednością z nimi. Nie wiedział co zrobić z dłońmi, a palce mimochodem zacisnęły się mocno na krawędzi mokrych rękawów bluzy, którą miał na sobie. Ostatecznie skrzyżował je na klatce piersiowej, przesuwając wzrokiem po pomieszczeniu, meblach, podłodze, papierach. Wszędzie, byleby nie spoglądać na drugiego mężczyznę, jakby w jakimś nienaturalnym odruchu obawy, że kiedy tylko to zrobi, stanie się coś złego; nieuniknionego.
Pokój, zwłaszcza teraz, kiedy był skąpany w mroku nocy, wydawał mu się zaskakująco obcy, wręcz złowrogi, jakby był tu po raz pierwszy. A przecież doskonale pamiętał poranek, kiedy przebudził się w tym miejscu. Tak samo ich pierwszą, poważną, i, a przynajmniej wtedy tak mu się wydawało (och naiwny!), szczerą rozmowę. Na samo wspomnienie Enma poczuł ścisk w żołądku. Zimny, lodowaty ścisk, który miażdżył go od środka pod ciężarem czegoś, czego nie był w stanie nazwać. Czy już wtedy Shin'ya to wszystko zaplanował? Ten okrutny żart; chęć zabawy jego kosztem i zadrwienia z niego?
Powieki nieco opadły na zaszklone od trawiącej ciało gorączki oczy.
Chyba nie chciał poznać odpowiedzi. Bał się jej.
- Daruj sobie ręcznik. - odpowiedział cicho, szorstkim acz zmęczonym głosem. Zdystansowanym i odległym. - Nie potrzebuję go. I nic mi nie jest. - kłamca - Załatwmy to szybko, bez niepotrzebnego utrudniania. Uwierz mi, chcę równie szybko wyjść stąd i wrócić do domu, co ty położyć się spać. Czy co tam robiłeś. Chcę- słowa zostały przerwane nagłym atakiem kaszlu, który wydawał się wydobywać prosto z płuc. Przywarł wierzchem drżącej dłoni do ust, prawie zginając się w pół. Zamroczyło go na sekundę i choć wydawało się to niemożliwe, plecy wcisnęły się jeszcze mocniej w twardą nawierzchnię drzwi. Napady kaszlu były częstsze i bardziej gwałtowne. Jak tykający zegar, który odliczał czas do nieuchronnego końca. - Muszę zobaczyć twoją dłoń, Warui. Muszę coś potwierdzić, choć mam nadzieję, że się mylę. - kontynuował po chwili zachrypniętym głosem, gdy wreszcie nabrał haustu zbawiennego tlenu niczym tonący wypływający na powierzchnię.
- Czy ostatnio zauważyłeś coś dziwnego odnośnie znaków na dłoni?

@Warui Shin'ya enma


Poddasze - Page 3 Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Warui Shin'ya

Pon 13 Maj - 4:53
Uniósłszy dłonie wzruszył barkami. Ręce zawisły na wysokości obojczyków w obronnym geście, choć równie dobrze mógł tym podkreślić swoje jak chcesz. Na przestrzeni ostatnich miesięcy dość miał żarcia się o każdą pierdołę, dowodzenia racji, szarpania za szarfę, byle przechylić ją na swoją stronę. Rezygnował z równą łatwością z jaką zrobił to dzisiaj. W gruncie rzeczy nie docierali tymi sprzeczkami do sensownych rozwiązań. Utrwalały się natomiast wyrwy drążone w wyjątkowo słabej konstrukcji tworzonej pod fundament ich relacji. Im częściej próbowali sobą dyrygować, tym bardziej się siebie nie słuchali. W efekcie mniej pewnie stała budowla symbolizująca i tak niestabilny kontakt. Stan Seiwy nie wydawał się najlepszym powodem, by odpuścić, ale to wciąż była jego decyzja. Shin'ya dostosował się z wyraźną, sekundową niechęcią. Przez turmalin źrenic przemknął ten charakterystyczny błysk, ciągnący za sobą cienką linię jak spadająca gwiazda; wraz z ruchem głowy zniknął, podobnie jak zniknęły wszystkie względne emocje mogące podkreślić którąkolwiek z myśli rudowłosego. Chłopak jedynie przyglądał się niższej postaci, sondował jego poczynania, wchłaniał to, jak kontrahent próbował zatamować kaszel, jak zachwiał się, mocniej napierając na drzwi. W efekcie brew yurei uniosła się o pół milimetra, lekko marszcząc piegowate czoło; jakby niemo wypowiadał: czyżby? w kontekście zapewnienia, że nic mu nie było.

- Muszę zobaczyć twoją dłoń, Warui.

- Przyszedłeś do mnie wyłącznie po to, aby stawiać warunki?

W gardle cisnęło się westchnienie; rozdrażnione i pełne pretensji. W jego oparach kłębiły się setki stłoczonych pytań. Każde jedno zaplątało się w więzadłach głosowych i przy byle oddechu próbowało wyrwać przez usta. Gdyby nie zaciśnięte do granic przesadności zęby, być może zaatakowałby Seiwę stekiem bełkotliwych niewiadomych, każdorazowo rozpoczętych od sztampowego "dlaczego". Trzymał się jednak wodzy, może nawet z wierzchu zdawał się spokojny. Rozleniwiony po wielogodzinnym analizowaniu historii dawno wytępionych kryminalistów. Z łatwością dało się go zobaczyć zapadniętego w narzutach i poduszkach, z jedną ręką podpierającą policzek, z drugą umieszczoną na podciągniętym kolanie, podtrzymującą jakiś wypełniony paskudnym charakterem pisma papier. Obraz wyobraźni dopełniały przymrużone oczy, w których jawiło się znudzenie i kubek z dawno wygazowanym napojem, ustawiony na rogu stołu. Wiele losowych elementów otoczenia wskazywało na to, że rzeczywiście Warui został wyrwany z czegoś odrobinę ospałego. Niekoniecznie dosłownie obudzony, ale po prostu przerwano mu proces, w którym mógł przez długi czas pozostać ociężałym i bezużytecznym, niemal na granicy relaksacji.

Tymczasem, niczym wyrwany z drzemki, nabierał przytomności. Zamglone wcześniejszym zaskoczeniem ślepia stały się czujniejsze. Zniknęło rozluźnienie mięśni jakie reprezentowało ciało; teraz nawet pod materiałem pogniecionej koszulki dało się wychwycić napięte mięśnie. Pierś mu jakby urosła, wypełniła więcej przestrzeni tkaniny; na zamkniętej w pięści dłoni wyrysowały się korzenie żył. Zamknięte wargi nieco się zacisnęły, kiedy padło to denerwujące:

- Czy ostatnio zauważyłeś coś dziwnego odnośnie znaków na dłoni?

Po którym wypuścił powietrze przez nos; nawet nie kryjąc niezadowolenia.

- Wiesz co jest naprawdę dziwne, Seiwa? - Oczywistość rozgorzała wpierw u dna złotego spojrzenia, zapaliła się jak iskra rzucona na odpowiednio dobrze przygotowaną podpałkę. - To, że przychodzisz do mnie w środku nocy, półżywy, i na domiar złego kłamiesz, w dodatku cholernie marnie, bo przecież mam oczy i całkiem nieźle widzę, że ledwo trzymasz się w pionie. Jeżeli odwiedziłeś mnie tylko po to, aby odwalać tak słabe przedstawienie, to naprawdę nie ma o czym rozmawiać i możesz wracać do domu, do którego tak ci się spieszy, że najwidoczniej zapomniałeś, że o wiele szybsze są jednak połączenia telefoniczne niż twoje rozdygotane nogi. - Już nie było tylko tkliwego płomyka; był pożar, obejmował obręcze tęczówek, migotał nałożony transparentną błoną na rogówki. Shin'ya nieoczekiwanie zmarszczył nos, łapiąc kontakt wzrokowy z senkenshą; próbując przynajmniej, bo miał mu wiele do powiedzenia i jedną z tych rzeczy właśnie mówił przez zęby: - Dobrze zresztą wiesz, gdzie są drzwi, bo bez ich czynnego udziału leżałbyś już przytulony do paneli. - choć jednocześnie starał się ugryźć w język, bo to tylko gwóźdź do deski, którą próbował wzmocnić tę relację, ale drewno było chyba spróchniałe, łamało się pod żelazną igłą, naruszało całą nieszczęsną stabilność.

Nagle uniósł rękę do twarzy, przesunął nią nerwowo po zamkniętych powiekach. Opuszki zamknęły się na nasadzie nosa, kiedy gwałtowniej wciągał tlen. Uspokój się. Po co ta jazda? Czy zawsze musiało tak to się kończyć?

Znając upór Enmy to go usłucha. Gnany wściekłością zignoruje okoliczności i fakt, że prezentował się jakby lada moment miał odciąć się od rzeczywistości po prostu tracąc przytomność, zamaszyście otworzy drzwi i przekroczy próg mieszkania, zbiegając po parę rozklekotanych stopni naraz. Shin'ya, choć wzbierały w nim rozdrażnienie i upartość, wyrzucił z siebie marne: Nie da rady wyjaśnić o co chodzi? Możemy pogadać. - kiedy tylko wreszcie odsłonił zrezygnowane oblicze i parę nierozumiejących zachowania Seiwy ślepi. Osiadł mu cierpki posmak na podniebieniu, szczypało wnętrze jamy ustnej, ale mimo tego dodał poddańcze: proszę - jakby to cokolwiek miało ugrać.



従順な


Warui Shin'ya

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku