Teren przed domem
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Hecate Shirshu Black

27/11/2022, 18:19
Teren przed domem


uwu

Hecate Shirshu Black
Hecate Shirshu Black

27/11/2022, 20:13
@Nakajima Haru

27 listopada 2036 roku; godzina 17

 Od samego rana przeczuwała, że coś jest nie tak. Niekomfortowe uczucie z tyłu głowy chodziło za nią krok w krok, wgryzało się w dwie pierwsze kości kręgosłupa bólem tak drażliwym, że po kilku godzinach był już nie do zniesienia. Powieka idącej przez śnieg pokrywający tereny Kinigami drżała niekontrolowanie; tik wzmocniony codziennym niewyspaniem powoli acz skutecznie zmazywał z ust uśmiech, zdzierał ostatni przyjazne nuty z jej oblicza, pozostawiając je równie zimne, co otoczenie w którym akurat przebywała. Zmrużone, dwubarwne ślepia wiedźmy skanowały wszystko dookoła wzrokiem tak przenikliwym, że nawet gdyby ziemię przykrywały wielotonowe warstwy białego puchu, ona byłaby w stanie przejrzeć go na wylot.
 – Oh Stolas, ten dzień doprowadza mnie do szału – westchnęła w końcu, unosząc dłoń do bladego lica. Tknęła palcami zmęczone powieki, przecierając je kolistymi ruchami. Również skronie kuły od piekielnej migreny trawiącej mózg od przeszło godziny, lecz nie mogła nic zrobić. W ręku dzierżyła jedynie wiklinowy koszyk pełen sezonowych ziół i jagód, z których późnym wieczorem planowała zrobić kojącą nerwy herbatę.
 Siedzący na ramieniu wiedźmy kruk zamachał skrzydłami wpierw raz, później drugi i trzeci, jakoby podzielał niezadowolenie właścicielki. Zakrakał wściekle, uciszając tym samym wszelką okoliczną zwierzynę. Na ów gest Black zaśmiała się wdzięcznie, w końcu wyginając kąciki ust w nikłym uśmiechu. Ptasi łeb spotkał się nawet z krótką pieszczotą.
 Znów zakrakał. Tym razem inaczej, w sposób, który zsunął brwi kobiety ku sobie w skonsternowanym wyrazie. Czarny jak smoła dziób odsunął szalik, którym przed wyjściem owijała szyję, odchylił kołnierz ubrania. Po chwili zrozumiała do czego dążył.
 Naszyjnik.
 Uścisk na rączce koszyka wzmocnił się niespodziewanie. Czarownica zgrzytnęła zębami, od razu przyspieszając kroku. Nie była pewna kiedy klucz zniknął z jej szyi, ale podejrzewała, że stało się to gdzieś koło domu, inaczej Stolas już dawno by go znalazł. Jak mogła sobie pozwolić na taką nieuwagę? Jak mogła być tak głupia? Przeklęła pod nosem.
 – Leć – mruknęła zaraz do kruka, któremu nie trzeba było niczego powtarzać; poderwał skrzydła do lotu w ułamek sekundy. Black podejrzała, że jej pupil przycupnie gdzieś na widzianym już w oddali dachu domu i zacznie obserwować okolicę. Może nawet znajdzie naszyjnik przed nią? Miała taką nadzieję.
 Znów przyspieszyła kroku. Widziała już coraz większy zarys domu. Problem w tym, że razem z jego murami pojawiała się również czyjaś sylwetka i nie należała do żadnego z jej duchów. Zwolniła nieco, a długa suknia przestała powiewać na zimowym wietrze, szczypiąc tym samym skórę kobiety. Już teraz mogła powiedzieć, że nie miała pojęcia kim był niespodziewany gość. Postanowiła jednak zachować spokój. Nie dlatego, że się go obawiała. Obawiała się tylko i wyłącznie tego, że mogła już nie znaleźć naszyjnika.
 Musiała zadrzeć nieco głowę, by spojrzeć mu w oczy. Jej własne – dwubarwne ślepia ukrytego w ciele młodej kobiety pomiotu szatana – skanowały obcą twarz z uwagą.
 – Życie ci niemiłe? To niebezpieczne miejsce.
 Jak na potwierdzenie jej słów siedzący na samym szczycie domu wielki, czarny kruk zakrakał złowieszczo.

| ubiór: długa czerwona suknia z czarnymi akcentami, ciemne buty na obcasie, płaszcz z kapturem, szalik
Hecate Shirshu Black

Nakajima Haru ubóstwia ten post.

Nakajima Haru

6/12/2022, 01:53
Z początku nie jest nawet głośne. Zauważalne. Przypomina mrowienie, setki drobnych szpilek wbijających się w płaszczyznę karku. Płytko, nie na tyle intensywnie by móc przebić naskórek, naruszyć tkankę, utoczyć krwi. Osadza się gdzieś w tle, biały szum wobec kakofonii otoczenia, szarość w pstrokaciźnie istnienia. A potem jak choroba, stopniowo roznosi się po ciele. Świstem ciszy w uszach dzwoni, potem perli się na czole i w drżenie dłonie wprawia, język plącze się, a myśli biegną coraz dalej, dalej i dalej. Skóra ciasno kości oplata, wywołując duszności oraz łapczywą potrzebę łapania mroźnego powietrza w płuca. I kiedy rano otwiera oczy, a wiatr nawołuje do niego widmowym śmiechem zza okna, wie, że nadszedł czas. Że musi odejść. Zniknąć na trochę. Pozostawić za sobą zgiełk miasta, dźwięk powiadomień na telefonie upraszających o uwagę, krzyki tłumione pod gruzem. A zaczyna się od pytania. Smukłe palce zatrzymują się kilka centymetrów nad klawiaturą, gubiąc na tym dystansie wszelkie tezy oraz zgromadzone paragrafy usilnie wypychane przez skupiony umysł, kiedy marszczy delikatnie brwi. Co sądzisz o wiedźmach? Nic nie sądzę, chce w pierwszej chwili odpowiedzieć, ale słowa ciążą na języku, nie zamierzają przejść przez wrota warg złączonych w wąską linię, przedrzeć się przez materiał maseczki. Rozpadają się na podniebieniu, topią się, podczas gdy pamięć podsuwa wszelkie możliwe legendy z nimi związane. O O-shiroi-babā, Yama-uba, okrucieństwach Młotu na Czarownice oraz tych nieszczęsnych procesach w Salem. Zna je, wychował się przy nich oraz na wizerunku, jaki ukształtowały o nich media na przestrzeni wieków. I sądzi, że to niezwykle ironiczne, iż mężczyzna prawiący o tym, że doświadcza wizji, uchodzi za światłego proroka, podczas gdy kobieta jest prowadzona od razu na stos. To jego jedyna opinia, a jednak obojętna dotąd czerwień oka jaśnieje, czerń źrenicy skupia się na postaci rozmówcy, tym samym wydając nieme zezwolenie na podzielenie się wiedzą. Mówi, że Kinigami jest przeklęte. Że między starymi pniami drzew spotkać można nie tylko nieokiełznaną ludzką ręką faunę oraz florę, ale również niegodziwego ducha. Paskudną jędzę gotową ciskać urokami w śmiałków, którzy miłość do natury postawili wyżej niźli zwykły rozsądek oraz zwodzić na tereny bagienne tych, co zbłądzili w leśnej głuszy. Brzmi to niemal naiwnie, jak opowiastka szeptana do snu dzieciom, ku przestrodze by zawsze przed zmrokiem do domu wracały. Ale to nie przeszkadza Haru szukać. Więcej informacji, plotek, zaginięć, jakie mogły mieć miejsce w tamtejszej okolicy i przez chwilę zastanawia się, czy nie wspomnieć o tym Kimyou. Czy nie po to założył tę grupę? By odkryć to, co nieodkryte? Zgłębić to, co zostało ukryte? Ale waha się zbyt długo pochylony nad telefonem, a kiedy wiatr zaczyna do niego szeptać, przebijając się ponad: spójrz na mnie, spójrz na mnie, powtarzane za jego plecami w pustce pokoju — rozumie, że to coś, co powinien sprawdzić sam. Że to egoistyczne sądzić, że ktoś porzuci dla niego swoje plany, zmianę w pracy tylko po to, by spędzić niemal dwa dni w puszczy, gdzie temperatury są coraz niższe. Kontakty zapisane w urządzeniu, to nadal nie były TE kontakty, które wybrałby w pierwszej kolejności. Więc wyjeżdża. Nie bez uprzedzenia, nie jest nastolatkiem pchanym emocjami oraz niezrozumiałym buntem, odchodzi rozsądnie, z wiadomością oraz Nessie zostawioną pod dobrą, chociaż trochę siąkającą nosem opieką, nazbyt upartą, żeby chociaż pod zapytanie postawić zdolność do podołania zadaniu pilnowania niespełna miesięcznego kociaka.
I czas nagle się rusza. Ledwie zajrzy do zebranych materiałów, wydrukowanych wypowiedzi z for, śmiesznych komentarzy złośliwie rzucanych to tu to tam o Wiedźmie z Kinigami, a musi wysiadać. Autobus dalej nie pojedzie, do Sāwy musi się dostać pieszo. Pierwszy śnieg chrzęści pod stopami, kiedy zwracając się twarzą ku niebu, po raz pierwszy od wielu dni ma wrażenie, że w końcu może oddychać, że szalejące zmysły odnalazły niezbędne im ukojenie w milczeniu natury. Nie odwraca się ani razu, po prostu idzie przed siebie. Raptem świat ogranicza się do smukłych linii drzew, minut rozciąganych do długości lat, miarowego kroku narzuconego przez znajomy rytm marszu. Jakaś jego część niemal czuje nostalgię do chwil, kiedy okres wakacyjny spędzał w tutejszych okolicach, większość jednak nakazuje skupienie. Zbytnia ufność potrafiła doprowadzić do większych tragedii. I chyba coś w tym jest, bo świat stopniowo przyobleka ciemność, przez którą z trudem może przebić się światło latarki, nawet nie wie, kiedy zbacza ze znanej ścieżki, stopa obsuwa się i chłopak zjeżdża po skarpie, brudząc lewą stronę spodni oraz puchowej kurtki. Nie klnie, wystarczy, że skażony chorobą umysł tworzy w tle echo złośliwego rechotu, nie musi unosić latarki, żeby wiedzieć, iż wyszczerzona w krwawym uśmiechu twarz pochyla się nad nim. Badając teren, ostrożnie, żeby sprawdzić, czy czegoś nie złamał, rękę zatrzymuje na metalowym obiekcie. W zaskoczeniu unosi przedmiot i po potwierdzeniu, trzyma w dłoni klucz. Och. Serce na nowo uderza mocniej w piersi, ledwo osiadłe po gwałtownym zastrzyku adrenaliny, bo. Bo może w końcu coś znalazł, bo może ma przed sobą tajemnicę, bo może to, co wydawało się błędem oraz ryzykiem zaginięcia, stało się tak naprawdę okazją. Tajemnicą, którą mógłby rozwiązać. Zbiera się z ziemi, chłód kąsa odsłonięte fragmenty skóry, ale Nakajima nie zwraca na to uwagi. Musi wrócić na szklak, może w wiosce uda mu się dopytać, gdzie ten kawałek metalu mógłby pasować. Jest tylko mały problem, zamiast drogi do Sāwy, trafia na stary, ponury budynek i zamiast być rozsądnym, brunet wyciąga kamerę. Czasem Blair Witch Project nie jest ci straszny, kiedy twoje życie zamienia się w jebany koszmar. Drzwi nie stawiają oporu, gdzieś we wnętrzu chaty zapewne jest zamek, do którego pasuje klucz i chciałby się do niego dostać, naprawdę, ale wystarczy jedno pojedyncze machnięcie snopem bijącym z latarki, by wiedział, że ktoś tu mieszkał. I to wydaje się złe, nazbyt prosty kręgosłup moralny zabrania mu zagłębienia się, nawet kosztem utracenia świetnego materiału. Chowa kamerę. W momencie, w którym zawiesza na klamce klucz na rzemieniu pospiesznie związanym, słyszy kobiecy głos. Podskakuje, oczy otwierają się szeroko — las nie atakuje go blaskiem, jak miasto. Tutaj nie musi się ukrywać za opaską — a ciało zastyga w bezruchu. Życie ci niemiłe? Pyta go nieznajoma i Haru chce przytaknąć, że tak, nie jest mu miłe od dawna.
Ja...  — niski, zachrypły od ściśniętego gardła głos zacina się na moment — Chciałem oddać zgubę...? — unosi ten nieszczęsny klucz na potwierdzenie, ale głowa odwraca się prędko w stronę najeżonego, ogromnego kruka. Wspaniały, uznaje w oszołomieniu chłopak, którego nie strach właśnie muskał, a głód. Głód wiedzy, potrzeby zrozumienia sytuacji.

psikus: zabrudzenie ubrań.

@Hecate Shirshu Black


here we are
My tongue’s forgotten how
To shape your name
the way it sounds
We’re nothing but myths now
That neither of us believe in
Nakajima Haru

Hecate Shirshu Black ubóstwia ten post.

Hecate Shirshu Black

7/12/2022, 00:26
 Słuchając schrypniętych wyjaśnień młodego chłopaka wiedźma powoli skrzyżowała ręce na piersi. Wypchnięte nieco w bok biodro sugerowało, że słuchała go uważnie, aczkolwiek z delikatnym powątpiewaniem. Ile mógł mieć lat? Był wysoki, to fakt, lecz w tych czasach dzieciaki rosły na wyraz duże, nierzadko przewyższając rodziców. Cień zastanowienia przemknął przez szargany bezsennością umysł; powinna już teraz wdrożyć niezapowiedzianego gościa do grona lawirujących ponad parującymi bagnami sąsiadów? Zaprosić go do środka, pokazać kilka roślin tylko po to, by po kilku sekundach padł na wiekowe deski i dołączył do wielu eksponatów wyłożonych na piwnicznych regałach? Bez wątpienia znalazłaby zastosowanie dla każdej części jego ciała, a i Stolas zyskałby dodatkowy wieczorny kąsek.
Hecate znów przyniosła do domu szczura! – w głowie rozbrzmiał dziecięcy głos skutecznie sprowadzający Shirshu na ziemię. No tak, była teraz w samym środku ciemnego jak sama noc Kinigami. Dokładnie tam, gdzie powinna być.
 Blada, pokryta czernią wijących się tatuaży dłoń tknęła skroni kobiety. Czuła, jak migrena wyciągała ku niej obślizgłe łapska, jak wrzeszczące echo głosów nabiera na mocy i cichnie niemal całkowicie, by po chwili znów rozbrzmieć parodią chóru. Potrzebowała papierosa.
 – Oddać zgubę, tak? – mruknęła z wyraźną wątpliwością zdobiąca głos. Zaraz westchnienie wypłynęło spomiędzy zaciśniętych dotychczas warg. Powoli wyciągnęła dłoń przed siebie, wpierw niespiesznie łapiąc sam klucz między palce. Opuszki przemknęły po zlodowaciałym od śniegu metalu, by po chwili podjechać w górę i wpleść się pod łańcuszek. Wyłuskując naszyjnik z dłoni nieznajomego dotknęła jego skóry, a obserwujący interakcję z góry kruk znów rozpostarł skrzydła, trzepocząc nimi złowrogo. Był wielki nawet jak na swój gatunek – być może poddawano go dobrej opiece, a być może sprzyjały mu warunki panujące w Kinigami.
 Wzrok wiedźmy odbił wtedy na bok. Naszyjnik szybko wylądował z powrotem na jej szyi, tuż pod kołnierzem sukienki. Zaraz wyłowiła z kieszeni płaszcza opakowanie fajek; filtr trafił między wargi, a zapalniczka podpaliła końcówkę. Obserwowała w tym czasie otoczenie, wodziła wzrokiem po mroku między gęsto rosnącymi drzewami, po cieniach pełzających na wierzchu śnieżnych zasp, po ruchomych kształtach umykających w ukrycie.
 – Co tu w ogóle robisz? – zaczęła, barwiąc powietrze szarym dymem tytoniu. – Kinigami to raczej rzadki wybór miejsca na spacer. Nie wspominając już o tym, że w tych godzinach wszystkie stwory zaczynają wychodzić na żer. Tutaj noc cały czas depcze nam po piętach – Delikatnie zmrużone dwubarwne oczy oraz osobliwy uśmiech, który wykrzywił usta wiedźmy sprawiły, że wypowiadane przez nią słowa nabrały nuty groźby, a nie ostrzeżenia. Coś niebezpiecznego, wręcz zwierzęcego błyszczało w tych dziwnych, tak niepasujących do ludzkich oczach. Jeszcze chwilę temu wydawała się dziewczyną równie mocno co on zgubioną w prastarym lesie. Lecz teraz? Teraz w głowie nie było cienia wątpliwości, że pasowała tu jak ostatni puzzel do układanki.
 Zauważyła rosnące w chłopaku zainteresowanie, widziała, jak wbijał wzrok w siedzącego nad nimi Stolasa. Sama rzuciła podopiecznemu krótkie spojrzenie, lecz postanowiła na razie nie wołać go do siebie, chcąc wpierw ocenić z kim miała do czynienia i jaki był powód jego podróży do lasu.
 Im więcej cieni zapadało dookoła, tym więcej par oczu czuła na plecach. Znała duchy Kinigami, była ich sąsiadką już od lat, toteż doskonale wiedziała, że na obcych patrzyły raczej nieprzychylnie. Nie lubiły, gdy zakłócano ich spokój, gdy wkraczano na ich teren. Piekliły się we wnętrzu, rozdzierały twarze do krwi, łamały kości, dziurawiły ubrania i ciała wypełniając ciekawskich trwogą, niepokojem i przerażeniem. Black zdawała sobie sprawę, że kwestią czasu było, aż zainteresują się i tym stojącym przed nią nieznajomym.

@Nakajima Haru



Teren przed domem Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Shirshu Black

Nakajima Haru ubóstwia ten post.

Nakajima Haru

4/1/2023, 12:20
Chłód listopadowej nocy oraz ciemne niebo nad nimi to dostrzegł pierwsze nim czerwień tęczówek przyciągnęła na dobre czerń piór, rozłożyste skrzydła oraz ostrość dziobu. Ile podobnych scen widział? Jak wiele zbliżonych miejsc ofiarowały oglądane przez niego filmy, skąpane w mroku oraz złowrogiej aurze? Gdzie w tle majaczy ponurość opuszczonej chaty, cienie zewsząd wyzierają, a gdziekolwiek nie spojrzy, tam prym wiodła martwica i groza osiadająca w powietrzu, niby materiał kotary oddzielającej jeden akt od drugiego? Nawet kruk idealnie wpasowywał się w całą tę szaradę, imitację zlepków obrazów puszczanych na ekranie z powtarzającą się ścieżką dźwiękową rodem z horrorów, słyszaną praktycznie wszędzie. Nawet suche gałęzie drzew pozbawione liści szumiały złowieszczo, szeptem wiatru niosąc przestrogę wobec każdego kolejnego kroku, jaki mógłby uczynić. A jednak wokół smolistych źrenic to nie strach płonie, a zastanawiające skupienie, swoista skra zaintrygowania nakazująca dostrzec wszelkie odpowiednie kąty oraz snopy znikomego światła, które w pełni ukażą majestat zwierzęcia oraz cały ten leśny krajobraz okalany legendami. W myślach już rozkładał kamery, ustawiał statyw, mocował ciężką latarkę wciąż w dłoni trzymaną, żadnego dreszczu ponad tym przez temperaturę wywoływanym nie odczuwając. Nie był amatorem, swoimi małymi wyprawami zajmował się od lat, natrafiając na wiele nieprzyjemnych sytuacji, często bardziej zaskakujących niż rzeczywiście strasznych, dlaczego więc miałby być wytrącony z równowagi? Tylko zakłopotanie tliło się w smukłych kończynach, ten nazbyt prosty kręgosłup moralny — ramiona wciąż chylą się ku przodowi, pochylone plecy odbierają kilka centymetrów — karcił niezmiennie za naruszenie czyjejś własności, osobistej przestrzeni. I tyle, nic ponadto. Może to pycha wiążąca się z doświadczeniem, a może to zrezygnowanie wobec dalszej egzystencji tłumiło wszystkie te potencjalnie nieprzyjemne warianty osiadłe w podświadomości i jakaś nuta złośliwego rozbawienia drga we wnętrzu młodzieńca, kpiąc oraz wijąc się niezmiennie, że ciężko ulec wpływom złowróżbnych historii i ogólnej podłej atmosfery, kiedy to głowa pozostaje chora, zaś zdradziecki umysł podsuwa miraż osób, których już nigdy nie zdoła ujrzeć. I chyba powinien być wdzięczny, że zamiast kolejnych mar, ukazała mu się kobieta o włosach barwy zakrzepłej krwi, marszcząca kształtny nosek, wzrok natomiast zdobiła pewnością siebie oraz poirytowaniem niczym najeżone kocie. Nosiła się dumnie, niby pani na włościach, we władzy mająca te wszystkie knieje i krzaki i Nakajima sądzi, że też to widział. Że mówił o tym. O przypadkowych spotkaniach nocą, delikatnej kobiecej postaci oraz tych wszystkich czarnych charakterach zaklętych w męski byt, który górując wzrostem oraz wagą, pokonać mógł dystans ich dzielący i unosząc dłoń, ciężką latarką mógłby uderzyć w cienką skroń. Pozbawić ją przytomności, godności, życia. Wszystko się powtarza, acz tego scenariusza nie wprawia w ruch, nie zamierza ziścić go nigdy, zastanawia się tylko, czy reakcja na jego osobę jest z jej strony odpowiednia. Być może tak, być może nie. Normalność dawno opuściła jego codzienność, natomiast ludzkie odruchy od zawsze zdawały się dla niego zagadką. Nie należał do zbyt towarzyskich osób, gubił się więc z łatwością w konwenansach, pomimo uporczywego zaciągania go przez rodzinę na liczne bankiety oraz kolacje charytatywne.
— ... — nie mówi nic, nie potwierdza, nie przytakuje, sądząc, że jasno przekazał swoją intencję, która co prawda w połowie drogi się zmieniła, acz pozostawała równie prawdziwa. Nie marnował słów, podobnie nie marnował gestów, prostując się li jedynie, powracając w pełni do tego swojego metra osiemdziesięciu w znajomej mu ciszy. Niewzruszona postawa nieznajomej też wydawała się intrygująca, w mdłym świetle gwiazd zapragnął uchwycić jej profil na zdjęciu, zatrzymać kosmyki włosów muskane wiatrem i papierosowy dym na moment mącący ładne rysy twarzy. Nadawałoby się to na miniaturę do jego wideo, zapowiadającą opowieść o wiedźmie z Kinigami. Unosi brew na ten wylew słów, zdania plączą się, zamiast przekształcić się w krótkie polecenie opuszczenie posesji. Ha.
— Za zimno na węże, kumy zapadły w sen, to nie jest pora na suzumebachi, a tonbi nie polują nocą — schrypnięty głos raz jeszcze drży w powietrzu, niczym paznokcie co suną po powierzchni tablicy. Jedynym zagrożeniem tak naprawdę był okres zimowy oraz sama noc, gdzie nieopatrznie zbłądzić mógł na bagniste tereny, bądź zagubić się w leśnych przestrzeniach i nie wrócić wcale — Zboczyłem ze ścieżki do Sawy — dodaje, bo chociaż tyle w pokrętny sposób jest jej winien. Nie jest wylewny, nie tłumaczy się nadto, w zasadzie jego osobowość godna głazu, czy kłody drewna uniemożliwia mu większe manewrowanie w sytuacji, w której się znalazł. Zamiast tego unosi palec, kierując go na czającego się na dachu Solasa — Mogę mu zrobić zdjęcie? — pyta, bo nawet jeśli dziś nie zdobędzie żadnego materiału, to chociaż będzie miał post na social media. I zastyga, mięśnie napinają się i jest to jeden, niemal niedostrzegalny sygnał, gdy kątem oka dostrzega ruch nim karmin tęczówek z uporem w Hecate wbije, ignorując ruch po lewej stronie, muśnięcie różowych widmowych kosmyków oraz zakrwawiony, jakże połamany uśmiech zmiażdżonej osoby, która szczerząc poszarpane wargi niczym drapieżne zwierzę, uwagę kierowała prowokacyjnie na Black. Nie reaguje, nie widzi, bo przecież jej nie ma, tak samo jak dwóch pozostałych majaków, które gotowe są podążyć śladem pierwszego.

@Hecate Shirshu Black


here we are
My tongue’s forgotten how
To shape your name
the way it sounds
We’re nothing but myths now
That neither of us believe in
Nakajima Haru

Hecate Shirshu Black ubóstwia ten post.

Hecate Shirshu Black

10/1/2023, 14:53
 Przez moment patrzyła na jarzące czerwienią tęczówki zza zasłony szarego dymu. Mimo iż początkowo wyklęła wszystkich jego przodków, to zaczynał ją intrygować. Wydawał się tak różny od tych wszystkich, który znała z miasta, tak odmienny i niepasujący od realiów, które dla wielu były jedyna alternatywą. Z delikatnie zadartym podbródkiem i kciukiem stukającym o filtr papierosa obserwowała każdy najmniejszy ruch nieznajomego, to, jak wypadał na tle ponurego Kinigami i jak wpasowywał się w jego ciemne odmęty. Nawet Stolas skanujący otoczenia z zadaszenia nie wydawał poirytowanych skrzeków, nie trzepotał skrzydłami z rozdrażnienia; był równie zainteresowany co stojąca u dołu właścicielka, całkiem, jakby byli jednym organizmem w dwóch różnych ciałach.
 Końcówka dopalonej fajki upadła na leśną ścieżkę, po sekundzie przygnieciony podeszwą buta.
 Odezwał się znów, więc wysłuchała go ze spokojem. Nie przerywała i na długo po tym, gdy zamknął usta również ona pozostała w ciszy, skanując go jedynie przenikliwym spojrzeniem dwóch różnobarwnych tęczówek. W końcu niewzruszona mimika pękła, zastąpiona delikatnym, może odrobinę pobłażliwym uśmiechem; ślepia wiedźmy rozweseliły się wyraźnie.
 Płaszcz zatrzepotał złowrogo na wietrze, gdy postąpiła te kilka nielicznych kroków dzielących ją od chłopaka. Blada dłoń spoczęła niespiesznie na okrytym ciemnym materiałem maseczki policzku, a głowa wiedźmy opadła delikatnie na bok.
 – Nie jest natomiast za zimno, by bagienne mokradła pochłonęły ciała nieroztropnych, nie jest za ciemno, by na żer wyszły pozostałe nocne demony, nie jest też za późno, by sam las podłożył nogę tym, którzy swą dumę noszą jak zbroję – przemówiła w końcu, przesuwając ręką tak, że smukłe palce wplotły się w ciemne kosmyki, zaczesując grzywkę chłopaka w tył. – Marny los tych, którzy nie docenili uroku Kinigmai, drogi chłopcze.
 Cofnęła rękę, postąpiła krok w tył. Coś wrzasnęło jej w głowie głosem miliona umęczonych, lecz ani jeden mięsień nie drgnął na nieskalanym złą emocją twarzy. Lata temu przywykła do nieustającej wrzawy, do towarzystwa tych, których nikt łącznie z nią nie miał prawa nigdy dojrzeć.
 – Zboczyłem ze ścieżki do Sawy.
 Skinęła powoli głową, ze ze zrozumieniem i najwyraźniej uznaniem ów wyjaśnienia, bo nie kontynuowała, nie wypytywała go o nic więcej, nie taksowała podejrzliwym spojrzeniem. Jeśli zamierzał kontynuować swą podróż, to nie zdziwiłaby się, gdyby dołączył do grona mieszkańców lasu. Zazwyczaj nie przestrzegała wędrujących, będąc raczej zwolenniczką zaspokajania głodu pradawnych bogów, ale tym razem było inaczej. Coś ją w nim intrygowało, coś nie pozwalało wypuścić na pożarcie przez mrok lasu.
 – Śmiem twierdzić, że musisz odłożyć plany na jutro, gdy zrobi się widno – przemówiła po chwili łagodnie, odbijając wzrokiem ku czerni między drzewami. Wystające między nimi łby i odnóża wiły się nieprzerwanie, czekając tylko aż bariera ginącego za horyzontem słońca pozwoli wystrzelić im naprzód, popatrzeć, powąchać, ocenić. Zbliżała się godzina duchów. – Mam nadzieję, że lubisz herbatę i opowieści przy kominku?
 Zaraz spojrzała w kierunku, w którym wskazywał. Kruk jakoby widząc, że mówiono o nim przekrzywił czarny łeb wpierw na jeden bok, później na drugi. Dziób stuknął ciekawsko o dachówki, a chwilę później ptaszysko zeskoczyło nieco niżej na poręcz balkonu. Black była pod wrażeniem, wszak Stolas rzadko kiedy podchodził do znajomych tak neutralnie. Zazwyczaj trzymał dystans lub skrzeczał wściekle siedząc na ramieniu właścicielki. A teraz? teraz wyglądał jak model gotowy do sesji.
 – To dumny ptak, musisz poczekać na pozwolenie – Postąpiła nawet krok w tył, jakby chcąc zrobić miejsce dla gwiazdy. Jeden ruch dłoni wystarczył, by kruk zeskoczył o kolejny poziom w dół, aż w końcu wylądował na płocie tuż obok chłopaka. Czarne, koralikowate ślepia wpatrywały się nieprzerwanie w czerwone tęczówki nieznajomego; może oceniały nowego gościa Kinigami, może zaglądały w głąb jego duszy, a może miały całkiem inny, nieznany nikomu powód. Hecate ani na chwilę nie spuszczała podopiecznego z oczu, jakby chcąc przedwcześnie zapobiec katastrofie. Ten jednak wydawał się nadwyraz spokojny. Jeszcze chwile obserwował, by moment później delikatnie zatrzepotać skrzydłami i skłonić odrobinę łeb. – Wygląda na to, że je dostałeś. Nazywa się Stolas. Grzeczność wypada, byś i ty się mu przedstawił – Ostatnie słowa kobiety zabarwiło drobne rozbawienie. Spoglądała na ich dwójkę z ubocza, będąc coraz bardziej zaciekawiona osoba nieznajomego.

@Nakajima Haru



Teren przed domem Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Shirshu Black

Nakajima Haru ubóstwia ten post.

Haraedo

1/6/2023, 22:11
ZAKOŃCZENIE WĄTKU

W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
Haraedo
Hecate Shirshu Black

10/12/2023, 13:03
10.12, 2037 roku;
godzina 13:45


  Trzepot skrzydeł i pojedynczy skrzek odwróciły uwagę Black od wlepiania wzroku w wytworzone między drzewami zaspy. Zimno ptasiego dzioba ocierającego się nagle o blady policzek uniósł kąciki ust w łagodnym uśmiechu. Sięgnęła wówczas do kieszeni bluzy, wyłuskując ze środka pojedynczego orzecha; wystarczyło podrzucić go w powietrzę, by dotychczas siedząca na ramieniu wrona wystrzeliła w powietrze, łapiąc zdobycz bez najmniejszego problemu. Przysiadła gdzieś na dachu pokaźnego domu w tle, przykuwając tym samym uwagę dziewczyny. Zwierzę zastukało wpierw twardą skorupką w dachówki, by zaraz przyjrzeć się dokładnie przysmakowi – obracany to w lewo to w prawo łeb był dowodem, że ptak rozmyślał nad rozwiązaniem swojego drobnego problemu. Nie trwało to jednak zbyt długo, bo ledwie kilkanaście sekund później ciskała orzechem o kamienną ścieżkę, idealnie w momencie, w którym Black stawiała krok tylko po to, by podeszwa buta rozłupała twardą łupkę. Parsknęła wówczas śmiechem i pokręciła głową, schylając się do ziemi tylko po to, by pozbierać spomiędzy grudek śniegu smakowite wnętrze. Wrona wylądowała na zaoferowanym nadgarstku w przeciągu byle mrugnięcia, zaraz zajadając przysmak z otwartej dłoni.
  Wiedźma raz jeszcze zerknęła na godzinę w telefonie, kontrolując ile zostało czasu do przybycia weterynarza. Uznając, że zostało kilka dobrych minut wyciągnęła z kieszeni również wymięte, papierowe opakowanie z którego pojedynczym stuknięciem w dno wyłowiła papierosa – filtr wylądował między miękkością warg. I gdy już odpalała końcówkę metalowym zippo, echo buzującego silnika zawróciło jej lico w drugą stronę. Nigdy się nie spóźniał, nawet mimo przeszkód jakimi były kręte ścieżki Kinigami, nierzadko nieprzychylne nawet dla samochodów stricte terenowych. Szary kłąb na moment przesłonił twarz dziewczyny, lecz dym nie był na tyle gęsty, by przesłonić niejedną, a dwie sylwetki trzaskające drzwiami. Jedna z brwi uniosła się nieznacznie do góry w towarzystwie ciekawskiego skrzeku wrony przeskakującej z nadgarstka na ramię.

ubiór;
czarne trampki powyżej kostki;
bez plecaka;

 @Yakushimaru Sanari  



Teren przed domem Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Shirshu Black

Yakushimaru Sanari ubóstwia ten post.

Yakushimaru Sanari

18/12/2023, 01:14
 - Cholera jasna - zaklęła pani Kimura już po raz czternasty podczas tej jazdy samochodem. Mimo że pojazd nie był ani kilkuwiekowy, ani w jakimś specjalnie złym stanie technicznym - nawet miał ładnie zmienione opony na zimowe - z pewnego powodu udawało się im wjechać w każdą możliwą dziurę, a koła ślizgały się na ośnieżonej obficie nawierzchni. Jeśli ktoś by zapytał Sanariego o opinię, ten bez dwóch zdań wskazałby w tej chwili na znikome umiejętności prowadzenia swojej przełożonej jako czynnik sprawczy ciągłego wpierdalania się w sytuacje bliskie wjechania w pobliskie drzewo (któryś było tutaj, mówiąc eufemicznie, od chuja). Czterdziestoparoletnia kobieta uparła się jednak, że to ona będzie prowadzić, bo „nikomu nie daję jeździć swoim samochodem, Sanari, przykro mi”, najwidoczniej nawet jeśli sama zaraz go sobie rozwali. Sani jednak ani myślał zwracać jej uwagę na cokolwiek, wyjątkowo trzymając usta zasznurowane na milion supełków, jako że i tak jego weterynaryjna kariera wisiała na ostatnim włosku i oblanie praktyk z powodu pyskowania byłoby ostatecznym strzałem w kolano.
 Niemniej jednak znów musieli się na moment zatrzymać, bo jedno z kół utknęło w większym wgłębieniu w śniegu. W tej okolicy odśnieżarka musiała bywać zdecydowanie dużo rzadziej niż w mieście, biorąc pod uwagę stan wąskiej uliczki. Jeszcze na obrzeżach Fukkatsu wydawało się, że wcale tak dużo śniegu nie napadało, ale tutaj… tutaj była całkiem inna bajka, a zawiłość drogi wprowadzała dodatkową pikanterię do całości.
 - Spróbuję trochę nas wypchnąć - oznajmił Sanari. Nawet nie czekał na odpowiedź - w końcu to również nie zdarzyło się pierwszy raz. Ubrał zatem czapkę i rękawiczki, zasunął szczelnie kurtkę i wygramolił się na zewnątrz. Lodowaty wiatr w momencie przyciął mu w twarz, lecz nie dał mu się zniechęcić. Musieli przecież jakoś dotrzeć do leśnej chatki, szczególnie że byli już tak blisko (a przynajmniej tak wskazywała im nawigacja; nie wierzył w zapewnienia pani Kimury, że już tam była - a raczej w to, że pamięta drogę). Obejrzał wpierw śnieżną dziurę… i na szczęście nie było tragedii, powinni dać sobie radę. Zerknął, czy czasem inne auto go w międzyczasie nie zabije i potruchtał za samochód. Uniósł rękę, by Kimura w lusterku zauważyła, że jest gotowy, i po pierwszym pomruku auta, zaczął z całych sił - i całym ciałem - napierać na samochód.
 Ruszył faktycznie dopiero za trzecim razem, ale ruszył, więc tylko to się liczyło. Szybkim krokiem wrócił do środka, oddychając nieco ciężej.
 - Ach, Sanari, dzięki, za takie warunki już ja o to zadbam, żebyś u nas zaliczył… - No kurwa raczej. Spróbowałaby mu utrudniać po tych wszystkich przebojach.
 - To bardzo miło z pani strony, dziękuję - odparł jednak, uśmiechając się niewinnie i z pełnią wdzięczności, jednak na tyle powściągliwie, żeby nie wyszło na jaw, że się jej perfidnie podlizuje. Balans.
 Odetchnął z ulgą (w myślach), gdy dotarli wreszcie na miejsce. Kobieta z wielkim wysiłkiem zaparkowała niedaleko budynku i wkrótce mogli wyjść z pojazdu. Sanari nie miał za bardzo czasu na zastanowienie się, czego spodziewa się po „chacie w dziczy”, ale nie stawiałby na cały dwupiętrowy dom. Ogarnął najpierw spojrzeniem cały obszar, by wkrótce pójść w ślady za swoją przełożoną, która już mówiła coś do - jak przypuszczał - właścicielki tego przybytku.
 - Pani Black, dzień dobry, mam nadzieję, że udało się nam przyjechać na czas… - zaczęła i odchrząknęła lekko. Gdy Sani dotarł i stanął obok niej, wskazała na niego dłonią. - To Yakushimaru Sanari, praktykant. Będę mieć na niego oko, gdy będzie zajmował się pani zwierzakiem.
 Blondyn jednak przyglądał się z fascynacją na siedzącą na ramieniu dziewczyny wronę. Wronę! Na ramieniu! Dopiero po chwili odzyskał rezon. - To była pełna wrażeń wycieczka, tak - odparł, czym zasłużył sobie na spojrzenie od swojej mentorki. Ups. Może wcale nic nie odzyskał. Uśmiechnął się na to szybko, uwagę przenosząc na Black. - Sanari, miło mi. - Po czym, nie mogąc wytrzymać: - Czy twoja wrona da się pogłaskać? - i jeszcze, reflektując się - ...znaczy, czy mogę ją pogłaskać?

ubiór + ciemnozielone czapka i rękawiczki; @Hecate Shirshu Black
Yakushimaru Sanari

Hecate Shirshu Black ubóstwia ten post.

Hecate Shirshu Black

3/1/2024, 02:18
  Mocniejszy powiew zimowego wiatru smagnął wystające zza materiału ubrań skrawki skóry. Zaczynała myśleć, że wyjście bez kurtki czy ciepłych spodni mogło nie być najlepszym pomysłem, ale przecież miało to trwać tylko chwilę. Wolna dłoń wylądowała więc w kieszeni bluzy, zgarniając tyle ciepła na ile pozwalało przetrzepane wiatrem ubranie. Wrona znów zakrakała ciekawsko, dziobem stukając zaczepnie w czubek głowy dziewczyny.
  Wydmuchując kolejną chmurę szarego dymu przyjrzała się nadchodzącym sylwetkom i o ile jedna z nich pozostawała znajoma — w końcu schematycznie przyjeżdżała na kontrolę zdrowia zwierząt — tak druga nie przywodziła na myśl nikogo znajomego. Nie wątpiła jednak, że prędzej czy później dostanie odpowiedzi na niezadane pytania, więc milczała, w ciszy spalając fajkę do końca.
  — Praktykant? — mruknęła po uzyskaniu wyjaśnień, bacznie przyglądając się stojącemu naprzeciwko chłopakowi. Ostatecznie wzruszyła tylko ramionami, bo to nie jej szło decydować co weterynarka robiła ze swoimi podopiecznymi. Tak długo jak zwierzęta pozostawały pod dobrą opieką Black nie miała nic przeciwko zmianom. Może właśnie dlatego ramiona drgnęły w bezwiednym geście dla podkreślenia, że nie, nie widziała żadnych przeciwwskazań. — Mam jedynie nadzieję, że został dobrze wyszkolony, bo chciałam, żeby zerknęła pani na więcej niż jednego z moich... Pupili — Delikatnie przymrużone ślepia w połączeniu z osobliwym uśmiechem, jaki niespodziewanie wykwitł na ustach dziewczyny nie mogły być dobrym znakiem, w zasadzie wyglądała, jakby przechodząc tutaj przybyła dwójka podpisała pakt z diabłem — oddali dusze dobrowolnie w momencie zajechania samochodem na teren domu.
  Ptasi łeb przekrzywił się na bok, wpierw w jedną, później w drugą stronę — wrona sprawiała wrażenie jakby nie mogła się zdecydować spod którego kątu najlepiej się obserwowało. Pióra zadrżały też krótko, gdy poprawiała ich ułożenie, zaraz przeskakując z ramienia właścicielki na głowę. Znów zakrakała krótko. Nie bała się, widać to było, tak samo jak fakt, że zżerała ją ciekawość, bo o ile pani doktor nie była widokiem nieznanym, tak towarzyszącego jej osobnika już nie kojarzyła.
  — Hecate Black — przedstawiła się, skinąwszy pokrótce głową; trzymanego między palcami papierosa strzepała ponownie na śnieg. — I zdziwiłabym się, gdyby jazda przez środek lasu zasypanego śniegiem nie była pełna wrażeń. Cenię szczerość — zaśmiała się w końcu, łagodniejąc nieco na licu. Kolejny mocniejszy podmuch sprawił jednak, że cmoknęła niezadowolona; skóra zaczynała ją już szczypać, a coraz obficiej spadające z nieba płatki nie wskazywały, by nagle pogoda miała się poprawić. Dopalona końcówka papierosa wylądowała pod podeszwą buta.
  — Osobiście nie mam nic przeciwko, ale to zależy od niej, nie ode mnie — zaczęła, spoglądając krótko na czarna ptaszysko. Jedno z przedramion uniosło się ku górze, zaoferowane wronie, która chętnie zeskoczyła z głowy dziewczyny. Black natomiast wykorzystując moment postąpiła krok naprzód, dość niespodziewany i niebezpieczny — nie wiedzieć kiedy jej sylwetka znalazła się tak blisko przedstawionego ledwie przed momentem praktykanta; usta zawisły ledwie kilka centymetrów od częściowo skrytego pod czapką ucha. Mógł wówczas zauważyć dwa fakty — kilka orzechów wciskanych bez słów w otwartą dłoń, oraz że prócz charakterystycznego zapachu tytoniu dziewczynie towarzyszyła również woń lasu, ziół i deszczu. Nie minęła sekunda, jak stała znów na swoim miejscu. — Odrobina zachęty z pewnością ją przekona. Nazywa się Ivory.

@Yakushimaru Sanari



Teren przed domem Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Shirshu Black

Yakushimaru Sanari ubóstwia ten post.

Yakushimaru Sanari

17/2/2024, 22:15
 Przełknął niezauważalnie ślinę, gdy do jego uszu dotarło stwierdzenie „dobrze wyszkolony”. W momencie zaczął odczuwać początki stresu spowodowane myślą, że nie podoła - mimo że przecież po to właśnie ma praktyki, by nauczyć się jak najwięcej, no… praktycznych rzeczy. Ze zwierzętami zresztą zawsze był świetny - to po prostu zdawanie egzaminów przychodziło mu z trudnością, gdy trzeba było wbić się w pewien klucz odpowiedzi. Być może nie miał wcale czym się przejmować i pójdzie mu gładko - zwyczajnie trudno było wyrzucić z pamięci słowa jednego z profesorów (mikrobiologii), który lubił pociągać swoich studentów na samo dno, gdy popełnią błąd, w tym szczególnie Sanariego, który już niejednokrotnie usłyszał, że lepiej jak „zmieni studia już teraz i nie kompromituje się dłużej, bo przykro na to patrzeć”. To on zresztą był jednym z powodów, dlaczego w ogóle rozważa poddanie się przy tej ścieżce kariery.
 Tak zafiksował się na tym jednym zdaniu, że nie od razu zauważył, że pani Kimura niemal od razu odpowiedziała dziewczynie, niemalże bez mrugnięcia. - Sanari wciąż się uczy, ale do tej pory bardzo dobrze mu szło „w terenie”. W każdym razie, będę go pilnować, więc niech się pani nie przejmuje. - Co było w zasadzie… zaskakująco miłe z jej strony. Zamrugał kilkakrotnie, niezbyt przyzwyczajony do tak łaskawego traktowania ze strony prowadzących, ale niemniej doceniając słowa otuchy. Przysłuchiwał się dalej. - Domyśliłam się, że nie chodzi o jednego, więc zarezerwowałam dla pani czas do końca dnia… Jak już się rozpędzimy, to pewnie trochę potrwa.
 Aha? W sumie nie do końca został o tym poinformowany… ale dobra. Widząc błysk w oczach Hecate na wzmiankę o swoich zwierzętach (w liczbie bardzo mnogiej najwidoczniej), nie mógł nie być zaintrygowany. Wrona na jej ramieniu oczywiście tylko wzmacniała efekt, jakby może powinni uważać, w co się pakują, ale Sanari tym bardziej przez to chciał zostać. Już na tym etapie chyba by się nie zdziwił, gdyby powiedziała, że oswoiła sarnę albo dzika z otaczającego ich lasu i teraz stworzenie mieszka z nią w domu, a czasem nawet śpi w jej łóżku. Błysnął w jej stronę uśmiechem na pozytywną odpowiedź. Musiał się rozluźnić, bo wcale nie zapowiadało się źle. Kątem oka pochwycił też wzrok swojej przełożonej, która najwidoczniej musiała zauważyć jego entuzjazm, bo, bójcie się boga, mrugnęła do niego. Udawał, że tego nie zauważył, ale wiedział, że kobieta nie da się tak łatwo zwieść.
 Cóż, nieważne. Wrona była teraz zdecydowanie lepszą rozrywką. Cieszył się ze zgody właścicielki; teraz będzie musiał przekonać do siebie jakoś samo zwierzę. Na to najwidoczniej chciała zaradzić sama Hecate, pojawiając się blisko tak nagle, że nie mógł powstrzymać automatycznego wzdrygnięcia. Skąd ta prędkość? - Zachęty? - powtórzył, trochę zdezorientowany, po czym… poczuł wkładane do dłoni orzechy i o nic więcej już nie musiał pytać. A przynajmniej nie w kontekście przekupywania zwierząt jedzeniem - śmiał twierdzić, że często to jedyna sposobność, by sprawić, żeby zrobiły to, czego sobie życzył. - Ivory jak kość słoniowa? - Zaśmiał się krótko, doceniając żartobliwość w nazywaniu czarnej wrony imieniem symbolizującym coś, co słynęło ze swojego jasnego koloru, tak samo jak w nazywaniu doga niemieckiego Tiny.
 No dobrze. Żeby się udało, musiał spróbować. - Mam coś dla ciebie, Ivory - powiedział, podrzucając jeden z przysmaków, spoglądając z ciekawością na ptaka. Zwierzę mierzyło go wzrokiem dość nieufnie, co było jak najbardziej logiczne, jeśli miał je oceniać. Widać było także, że zainteresowało się orzechem, najwidoczniej z miłością rozpieszczone pod względem takich smaczków. Wpierw spróbował wyrzucić go w powietrze nad nich, żeby bardziej wzbudzić zaufanie na odległość. Ptaszyna bez trudu pochwyciła swoją zdobycz, na co uśmiechnął się bez wahania. Gdy jeszcze była w powietrzu i dziobem rozłupywała skorupkę, Sanari wystawił dłoń przed siebie z następnym orzechem z nadzieją, że skusi się na przysmak ponownie, ale że też tym razem spocznie na nadgarstku chłopaka.
 Zdziwił się, gdy ostatecznie się udało. Jeszcze bardziej zaskoczył go całkiem solidny ciężar Ivory, kiedy ta zacisnęła lekko szpony na jego skórze w celu utrzymaniu równowagi. Z jakiegoś powodu wydawało mu się, że będzie ważyć tyle co przysłowiowe piórko. Oczywiście zupełnie bezsensownie; wrony wcale nie były takie małe. Po prostu rzadko widziało się jakąś z tak bliska, by ta informacja osiadła w podświadomości. - Wow - mruknął, przysuwając rękę odrobinę bliżej siebie, by lepiej przyjrzeć się stworzeniu. Gdy Ivory skończyła swój drobny posiłek, pokusił się o delikatne przesunięcie palcem w tą i z powrotem po smukłym łebku, lecz to też było najwidoczniej już za dużo dla niej jak na obcowanie z obcym człowiekiem, bo wzbiła się z powrotem w powietrze. Westchnął z ubolewaniem, lecz nie spodziewał się niczego innego. Spojrzał z powrotem na Hecate. - Nie sądziłem, że faktycznie można oswoić wronę. - Pomimo stosunkowo częstym wspominaniu o tym w różnych książkach fantasy, nie mogło to być takie łatwe, a z pewnością nie było powszechne.
 - Ekhm - wtrąciła pani Kimura po chwili. Prawdę mówiąc, trochę o niej zapomniał, zaabsorbowany kontaktem z nowym zwierzęciem (wroną!!!). Zerknął na nią przepraszająco, nieco speszony. Kobieta jednak nie poświęciła mu już dużo uwagi, a jedynie zwróciła się do Hecate. - Od kogo w takim razie najlepiej będzie zacząć, pani Black?

Yakushimaru Sanari

Hecate Shirshu Black ubóstwia ten post.

Hecate Shirshu Black

19/2/2024, 14:34
  Przechyliła głowę bardziej na bok, przyglądając się chłopakowi z coraz bardziej rosnącym zainteresowaniem. Podczas gdy kolejne smagnięcia wiatru coraz częściej uderzały w odsłonięte fragmenty skóry i wprawiały długie, bo sięgające za biodra włosy w ruch, ona stała nagle zbyt nieruchomo jak na człowieka — przypominała zaletą w kamień postać, niezdolną do jakiegokolwiek ruchu choćby minęło setki tysięcy lat, choćby świat walił się dookoła. A jednak gdyby przyjrzeć się jej uważniej, było się w stanie dostrzec, że w obu kolorowych tęczówkach tańczyły żywe płomienie ekscytacji. Jeszcze chwila a nabrałyby blasku przyćmiewającego jaskrawe neony klubowych znaków. W końcu jednak przełamała klątwę bezruchu krótkim acz zauważalnym skinieniem głowy nie szczędząc sobie przy tym rozciągnięcia ust w szeroki uśmiech. Wyglądało na to, że wyjaśnienia kobiety w pełni jej wystarczały.
  — Cóż, jeśli pani mu ufa, to i ja nie mam zastrzeżeń — odpowiedziała w końcu z jakimś pobrzmiewającym w głosie uznaniem.
  Później nie pozostało jej już nic innego jak obserwacja. Z początku zastanawiała się czy wrona da się namówić na jakąkolwiek interakcję z obcym, w końcu dotychczas nie miała zbyt wiele do czynienia z innymi ludźmi — wiedźma raczej stroniła od zabierania swoich zwierząt poza granice lasu. O ile w Ameryce nietypowi pupile nie byli niczym jakość szczególnie odstającym od norm, tak nie miała pewności co do Japonii, a wolała oszczędzić sobie nieprzyjemności z tym związanych. Mieszkańcy już i tak krzywo na nią patrzyli, nierzadko szepcząc między sobą obelgi jakich w zasadzie nie spodziewała się nawet kiedykolwiek usłyszeć, mogła się więc domyślać jak zareagowaliby na widok obcej wiedźmy której tak nie lubili i to w towarzystwie ciemnego jak sama nocą kruka czy wielkiej bestii niemożliwej do określenia mianem psa — to bydle było wielkie, całe czarne a z oczu ziało mu jak z samego piekła, takie właśnie opisy często słyszała. Okazało się że wszystkie te wewnętrzne refleksje nie miały najmniejszego sensu, bo Ivory wyłapują przysmak w zasięg koralikowatego ślepia wyglądała na wystarczająco przekupioną. Rudowłosa postanowiła nie ingerować już bardziej w pierwsze kroki na drodze ku nowej przyjaźni między ptakiem a młodym praktykantem. Obserwowała raczej biernie, jednocześnie gotowa dodać odpowiednio zainterweniować gdyby cokolwiek miało pójść nie tak. Wszystko wskazywało jednak na to, że i tym razem nie miała się o co martwić, bo ku zaskoczeniu ich obojga czarne ptaszysko postanowiło nie tylko przyjąć orzecha lawirującego w powietrzu ale i przycupnąć na krótką chwilę na wyciągniętej ręce. Black stwierdziła wówczas, że Ivory musiała być bardziej socjalna niż początkowo zakładała. A przynajmniej nie stroniła tak od obcych jak pozostała część zwierzaków mieszkających z wiedźmą.  Kontakt nowopoznanej dwójki nie trwał co prawda długo, bo kilka chwil później zwierzę zniknęło już za budynkiem, prawdopodobnie wlatując przez otwarte okno, niemniej uczucie podziwu wciąż wisiało w powietrzu.
  — Ja też nie — przyznała z jakimś przekornym uśmiechem błąkającym się po ustach. — Kosztowało mnie to dużo cierpliwości i czasu, nie wspominając już o ciężkiej pracy nad zaufaniem, ale jak widzisz, opłaciło się — Z lekkością poruszyła ręką, chcąc tym samym zasygnalizować, że powinni udać się do środka bez zbędnych rozmów tu na zewnątrz, gdzie zimowy wiatr szczupła wściekle skórę; wiedziała doskonale, że powinna była ubrać choć kurtkę, zwyczajnie nie sądziła, że wywiąże się między nimi jakąkolwiek rozmowa. Zwykle pani Kimura wchodziła do środka bez cienia zawahania czy zwłoki. Tym razem jednak miała ze sobą podopiecznego i Black była w stanie zrozumieć, że niektóre rzeczy mogły się zwyczajnie przeciągnąć.
  Znalazłszy się pod drzwiami uchyliła je przed dwójką gości by wpuścić ich przodem. Wskazała im wieszak, gdzie mogli odwiesić kurtki oraz drobną szafeczkę z domowymi kapciami.
  — Myślę że na rozgrzewkę dobrze będzie zacząć od czegoś prostszego. Korytarzem prosto dojdziecie do salonu, tam możecie się rozgościć. Pójdę w tym czasie po szczury i napoje. Kawy, herbaty?

@Yakushimaru Sanari

komtynuacja wątku >>>



Teren przed domem Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Shirshu Black

Satō Kisara and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.

Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku