Strona 1 z 2 • 1, 2
Zostawiając Shu w salonie czym prędzej pomknęła do sypialni. Nie spieszyła się jakoś specjalnie, jak zwykle poświęcając czas na dobranie odpowiedniego ubioru. Zwykle widywano ją w bardziej groteskowych strojach, niemniej tym razem poczuła potrzebę ubrania czegoś luźnego i niezobowiązującego, dlatego niespiesznie naciągnęła nieco za duży szary sweter na uprzednio wysuszone ręcznikiem ciało oraz prostą spódniczkę i czarne zakolanówki. Lubiła swoje wymyślne suknie, ale do wspólnej gry i przepychanek na kanapie mogły być ciut niepraktyczne.
– Dobrze więc – klasnęła w dłonie, wchodząc powoli do salonu. – Znalazłam bardzo tematyczną grę, bo kierujemy jakimiś prostaczkami, którym zamarzyło się igrać z siłami, które zdecydowanie ich przerastają. Naszym celem jest zebranie określonej ilości rytualnych przedmiotów i... cóż, przeżycie, bo ściga nas demon i jego podwładni. Możesz spodziewać się wielu jumpscare'ów, ale nie bój się, bo będę tuż obok – Tanecznym krokiem podeszła do sporej wielkości telewizora, rozjaśniając jego ekran pojedynczym kliknięciem na pilocie. Przez chwilę przełączała aplikację, by po kilkunastu sekundach ich oczy spotkała ikonka ładowania opisanej gry.
Czym prędzej umknęła do kuchni, przez jakiś czas buszując po szafkach. Zdecydowanie musiała w końcu wybrać się na większe zakupy i zwerbować pomoc, bo zapasy żywności powoli się wyczerpywały. Już knuła plan jak zatargać swoje dwa ulubione duchy do pomocy.
Postawiła na stoliku przed kanapą czajnik elektryczny pełen parującego wrzątku, dwie miseczki z zupkami instant, dwie pary pałeczek oraz kilka przekąsek w postaci opakowania pocky, jakichś żelków oraz chrupek.
– O czymś zapomniałam?
– Dobrze więc – klasnęła w dłonie, wchodząc powoli do salonu. – Znalazłam bardzo tematyczną grę, bo kierujemy jakimiś prostaczkami, którym zamarzyło się igrać z siłami, które zdecydowanie ich przerastają. Naszym celem jest zebranie określonej ilości rytualnych przedmiotów i... cóż, przeżycie, bo ściga nas demon i jego podwładni. Możesz spodziewać się wielu jumpscare'ów, ale nie bój się, bo będę tuż obok – Tanecznym krokiem podeszła do sporej wielkości telewizora, rozjaśniając jego ekran pojedynczym kliknięciem na pilocie. Przez chwilę przełączała aplikację, by po kilkunastu sekundach ich oczy spotkała ikonka ładowania opisanej gry.
Czym prędzej umknęła do kuchni, przez jakiś czas buszując po szafkach. Zdecydowanie musiała w końcu wybrać się na większe zakupy i zwerbować pomoc, bo zapasy żywności powoli się wyczerpywały. Już knuła plan jak zatargać swoje dwa ulubione duchy do pomocy.
Postawiła na stoliku przed kanapą czajnik elektryczny pełen parującego wrzątku, dwie miseczki z zupkami instant, dwie pary pałeczek oraz kilka przekąsek w postaci opakowania pocky, jakichś żelków oraz chrupek.
– O czymś zapomniałam?
AKTUALNY UBIÓR: przydługi bawełniany sweter i krótka spódniczka w kratę
Nie.
Wiedział.
Co.
Się.
Dzieje.
W jednej chwili wodna nimfa migała mu nagością tuż przed nosem, w następnej potykał się o ciemne jak pożalsięboże stopnie schodów tak długich, że przestał wierzyć w wydostanie się z samego jądra piekła na powierzchnię... aż nagle siedział na kanapie; półnagi, ze złączonymi kolanami i rękoma opartymi o uda jak uczniak, który lada moment wysłucha pouczającej wiązanki. Zbyt późno zdał sobie sprawę, że cały ten czas wstrzymywał oddech; gdy wypuścił powietrze przez zwarte zęby, Shirshu zdążyła wyjść z sypialni - ubrana, co dziwnie Waruiego ucieszyło i rozczarowało jednocześnie - przetańczyć pół salonu, a potem zniknąć w kuchni.
Chłopak zorientował się, że trzyma pada w ręce dopiero wtedy, gdy z pomieszczenia obok rozległo się jakieś dziwne obijanie. Wyrwany ze stuporu podniósł się na równe nogi, robiąc krok naprzód. Huk zderzenia na linii łydka-stół był nieporównywalny z wybuchem, który rozległ się na samym dnie jego duszy. Jakby Black samą propozycją była w stanie roztrzaskać go na drobne kawałki.
- O czymś zapomniałam?
- O mojej biednej, schorowanej psychice. Cholera jasna! - zaklął, wyrzucając ręce w górę jak dyrygent; chude ramiona podniosły się ponad jego głowę, którą potrząsnął z niedowierzaniem. - Szczególnie zapomniałaś o tym, że to nieszczęsna gra horrorowa! Zakładałem, że... no nie wiem... zagramy w "prawda czy wyzwanie". Albo w "nigdy przenigdy". Znasz "nigdy przenigdy"? To świetna zabawa. Lepsza niż... - Wskazał zamaszyście na ekran telewizora; bogowie świadkiem, że jakieś przeraźliwie uciążliwe fatum wisiało nad Shin'yą, skoro na samym środku dzikiej puszczy było prądu pod dostatkiem.
Z jakichś przyczyn zakładał, że w domu Shirshu jedynym źródłem światła i ciepła są świece.
Miał za swoje. Ręka, którą wystrzelił w telewizor, lekko mu drżała.
- Lepsza niż to. Za co ty mnie tak karzesz, przeklęta wiedźmo?
Ale odpuszczał; widać to było w jego spojrzeniu, w sposobie, w jaki układał ciało. Mówił szybko i nieskładnie, ale w czasie ich znajomości wypowiedział w stronę Black setki tysięcy wyrazów - znała pewnie każdą barwę, jaką mógł się posługiwać. W tym tę poddańczą, pełną wątpliwości, ale uległą. Jej lekki sposób bycia sugerował zresztą, że wygrała. I wiedziała o tym od samego początku.
Barki rudowłosego opadły gwałtownie, gdy ponownie westchnął. Spojrzał ukradkiem na pulpit; na olbrzymią czaszkę, w której wnętrzu rozbłyskiwało nienaturalne światło.
- Będę potrzebował dużo alkoholu...
AKTUALNY UBIÓR: spodnie z podwiniętymi do kostek nogawkami, mokre na końcach. Zwilżone parą włosy.
Obserwowała, jak się podnosił i w wielkim oburzeniu unosił ręce nad głowę. Stała tuż obok niego, więc żaden szczegół nie umknął jej uwadze.
– Nigdy przenigdy? – zastanowiła się na głos, wyraźnie zaczynając rozważać tę opcję. Pomyślała o wielu wyzwaniach, które utrzymałyby poziom i które byłyby na równi z grą, która zdobiła ekran telewizora. Mogłaby na przykład kazać mu zejść do piwnicy albo zrobić powolny spacer wokół całego domu, albo przynieść kilka ziół z ogródka, gdy już zrobi się ciemno, gdy zerwie się delikatny wiaterek i gdy nawet odgłos jego własnych kroków stanie się zwodniczy, płatając figle w wyobraźni. – Chyba jednak skuszę się na twoją propozycję. Po przemyśleniu wydaje się ciekawsza, niż początkowo myślałam – Oczy znów jej zabłyszczały, znów w ten niepokojący, w jakiś sposób niebezpieczny sposób. – Lecz nim poleje się krew, chciałabym zjeść, umieram z głodu – Machnęła na koniec ręką, jakby podsumowywała dzisiejszą pogodę. Zaraz jednak ułożyła dłoń na uniesionej ręce rudego chłopaka i powoli opuściła ją w dół, zbliżając się na kolejny krok. Ile mogło teraz dzielić ich twarze? Centymetr? Może pół? Nie licząc różnicy we wzroście, znalazła się naprawdę blisko niego. Gdyby się postarał, mógłby policzyć każdą pojedynczą żyłkę w niebieskiej i brązowej tęczówce jej oczu.
– To bardzo miłe z twojej strony, lecz komplementy zostawmy na później – Klepnęła do delikatnie po policzku. Nie minęło kilka sekund, a już siedziała wygodnie usadowiona na kanapie ze styropianową miseczką ramenu w dłoniach. Pad leżał wygodnie na jej udzie, jakby tylko czekała, aż Warui pójdzie jej śladem i ostatecznie skapituluje.
– Pij ile dusza zapragnie, mój drogi – Wycelowała w niego końcówka pałeczek. – Będziesz łatwiejszy do przekonania, by nakarmić ze mną pająki. Może przypadkiem wyszepczesz mi też jakieś słodkie tajemnice? – Zdanie podsumowała drobnym wykrzywieniem warg w uśmiechu. Moment później pierwsza porcja makaronu wylądowała w ustach czarownicy.
– Nigdy przenigdy? – zastanowiła się na głos, wyraźnie zaczynając rozważać tę opcję. Pomyślała o wielu wyzwaniach, które utrzymałyby poziom i które byłyby na równi z grą, która zdobiła ekran telewizora. Mogłaby na przykład kazać mu zejść do piwnicy albo zrobić powolny spacer wokół całego domu, albo przynieść kilka ziół z ogródka, gdy już zrobi się ciemno, gdy zerwie się delikatny wiaterek i gdy nawet odgłos jego własnych kroków stanie się zwodniczy, płatając figle w wyobraźni. – Chyba jednak skuszę się na twoją propozycję. Po przemyśleniu wydaje się ciekawsza, niż początkowo myślałam – Oczy znów jej zabłyszczały, znów w ten niepokojący, w jakiś sposób niebezpieczny sposób. – Lecz nim poleje się krew, chciałabym zjeść, umieram z głodu – Machnęła na koniec ręką, jakby podsumowywała dzisiejszą pogodę. Zaraz jednak ułożyła dłoń na uniesionej ręce rudego chłopaka i powoli opuściła ją w dół, zbliżając się na kolejny krok. Ile mogło teraz dzielić ich twarze? Centymetr? Może pół? Nie licząc różnicy we wzroście, znalazła się naprawdę blisko niego. Gdyby się postarał, mógłby policzyć każdą pojedynczą żyłkę w niebieskiej i brązowej tęczówce jej oczu.
– To bardzo miłe z twojej strony, lecz komplementy zostawmy na później – Klepnęła do delikatnie po policzku. Nie minęło kilka sekund, a już siedziała wygodnie usadowiona na kanapie ze styropianową miseczką ramenu w dłoniach. Pad leżał wygodnie na jej udzie, jakby tylko czekała, aż Warui pójdzie jej śladem i ostatecznie skapituluje.
– Pij ile dusza zapragnie, mój drogi – Wycelowała w niego końcówka pałeczek. – Będziesz łatwiejszy do przekonania, by nakarmić ze mną pająki. Może przypadkiem wyszepczesz mi też jakieś słodkie tajemnice? – Zdanie podsumowała drobnym wykrzywieniem warg w uśmiechu. Moment później pierwsza porcja makaronu wylądowała w ustach czarownicy.
Odetchnął z nieskrywaną ulgą, ale nie zdążył do końca wypuścić powietrza z płuc, gdy wszystkie mięśnie i tkanki jego organizmu zmroziło; coś było nie tak. Shirshu za szybko się zgodziła. Zbyt łatwo poszło przekonywanie jej, że przeraźliwa do szpiku kości gra na konsolę jest niczym w porównaniu z pierwszą lepszą szkolną zabawą kempingową. Jak mógł być tak naiwny? Źrenice Waruiego nieco się zwęziły, ramiona opadły, dłonie zacisnęły oburącz na trzymanym padzie. Usta lekko się zacisnęły, tworząc bladą niczym blizna kreskę na twarzy. Pierwsze oznaki obaw uformowały się w małej zmarszczce między ściągniętymi brwiami, gdy kobieta nagle postąpiła krok. Dystans między nimi stał się nie do wytrzymania; w Shinyi odezwała się potrzeba natychmiastowej ucieczki, ale zmusił się, by pozostać w miejscu. Nierozumiejącym wzrokiem krążył po jej obliczu, szukając na nim... czegoś, co dałoby mu klarowną odpowiedź.
- Shirshu... - Głos mu odmówił posłuszeństwa; miał zabrzmieć stanowczo i donośnie, a zamiast tego załamał się, zmieniając w lichy szept. Co jej, do diabła, strzeliło do głowy, by tak z nim pogrywać? Oczywiście, znali się jakiś czas, a ich relacja nasycona była dziwnymi, nie do końca pojmowanymi przez społeczeństwo nawykami - ale bądź co bądź powinna zdawać sobie sprawę z tego, że jej obecność oddziaływała na niego w naturalny sposób.
Głupio czuł się już za sam fakt tego, jak reagował, choć Black bawiła się najwidoczniej przednio. Skrzywił się nieco, gdy poklepała go po policzku, ale choć odruch wydawał się trochę upokarzający, to przynajmniej odsunęła się na tyle, by mógł wziąć swobodny wdech. Aż do tego momentu nie zauważył, że przestrzał oddychać; może rzeczywiście w obawie, że gdy to zrobi, pół centymetra, jakie dzieliło ich twarze, zostanie przypadkiem przekroczone.
Sztywnym ruchem odłożył kontroler na stolik; tuż obok nieotwartej paczki żelek. Gdy Hecate usadawiała się na kanapie, przejmując pełne dowodzenie nad zupkami instant, Warui obrócił się, by omieść spojrzeniem salon. Jak przez mgłę pamiętał etap sprzed kilkudziesięciu minut, kiedy podnosił wyżej ramę uchylonego okna i podciągał się na parapecie, by wleźć do domu Black. Oczywiście, mógł skorzystać z drzwi, ale znając wiedźmę, znajdowałaby się w tak głębokich kątach swojej chawiry, że prędzej usłyszałaby zawodzenie duchów z samego dna dziewiątego piekła niż subtelne pukanie Shinyi.
Poza tym wtedy była jeszcze obrażona.
Ale jeszcze zanim postawił nogę w salonie, wiedział gdzie znajdzie Shirshu. W efekcie jego ubrania leżały porozwalane po ziemi, znacząc trasę jaką w pośpiechu pokonywał, jednocześnie leząc i zrzucając z siebie poszczególne części garderoby. Podszedł więc teraz do koszulki, chwytając w palce naderwany gałęzią materiał.
Tkanina przykryła tors akurat w chwili, w której pałeczki dzierżone przez palce rudowłosej wycelowały prosto w niego. Zmarszczył nos, wpatrując się wpierw w nie, a potem podążając wzdłuż nadgarstka, przedramienia, barku i szyi, aż wreszcie nie skrzyżował wzroku z Hecate.
- Pająki, węże i szczury odpadają. I nie mam żadnych tajemnic - uciął prędko temat, przysiadając na kanapie; z bezpieczną rezerwą miejsca. W ręce trafił mu drugi z kubełków z błyskawiczną zupką; ciepło jakie dotarło do dłoni przypominało o tym, jak gorąco i duszno było w łaźni. Musiał się skupić, dlatego skoncentrował myśli na neutralnym gruncie; - Ale miasto ma. Słyszałaś o tych dziwnych historiach z morderstwami młodych mężczyzn?
- Shirshu... - Głos mu odmówił posłuszeństwa; miał zabrzmieć stanowczo i donośnie, a zamiast tego załamał się, zmieniając w lichy szept. Co jej, do diabła, strzeliło do głowy, by tak z nim pogrywać? Oczywiście, znali się jakiś czas, a ich relacja nasycona była dziwnymi, nie do końca pojmowanymi przez społeczeństwo nawykami - ale bądź co bądź powinna zdawać sobie sprawę z tego, że jej obecność oddziaływała na niego w naturalny sposób.
Głupio czuł się już za sam fakt tego, jak reagował, choć Black bawiła się najwidoczniej przednio. Skrzywił się nieco, gdy poklepała go po policzku, ale choć odruch wydawał się trochę upokarzający, to przynajmniej odsunęła się na tyle, by mógł wziąć swobodny wdech. Aż do tego momentu nie zauważył, że przestrzał oddychać; może rzeczywiście w obawie, że gdy to zrobi, pół centymetra, jakie dzieliło ich twarze, zostanie przypadkiem przekroczone.
Sztywnym ruchem odłożył kontroler na stolik; tuż obok nieotwartej paczki żelek. Gdy Hecate usadawiała się na kanapie, przejmując pełne dowodzenie nad zupkami instant, Warui obrócił się, by omieść spojrzeniem salon. Jak przez mgłę pamiętał etap sprzed kilkudziesięciu minut, kiedy podnosił wyżej ramę uchylonego okna i podciągał się na parapecie, by wleźć do domu Black. Oczywiście, mógł skorzystać z drzwi, ale znając wiedźmę, znajdowałaby się w tak głębokich kątach swojej chawiry, że prędzej usłyszałaby zawodzenie duchów z samego dna dziewiątego piekła niż subtelne pukanie Shinyi.
Poza tym wtedy była jeszcze obrażona.
Ale jeszcze zanim postawił nogę w salonie, wiedział gdzie znajdzie Shirshu. W efekcie jego ubrania leżały porozwalane po ziemi, znacząc trasę jaką w pośpiechu pokonywał, jednocześnie leząc i zrzucając z siebie poszczególne części garderoby. Podszedł więc teraz do koszulki, chwytając w palce naderwany gałęzią materiał.
Tkanina przykryła tors akurat w chwili, w której pałeczki dzierżone przez palce rudowłosej wycelowały prosto w niego. Zmarszczył nos, wpatrując się wpierw w nie, a potem podążając wzdłuż nadgarstka, przedramienia, barku i szyi, aż wreszcie nie skrzyżował wzroku z Hecate.
- Pająki, węże i szczury odpadają. I nie mam żadnych tajemnic - uciął prędko temat, przysiadając na kanapie; z bezpieczną rezerwą miejsca. W ręce trafił mu drugi z kubełków z błyskawiczną zupką; ciepło jakie dotarło do dłoni przypominało o tym, jak gorąco i duszno było w łaźni. Musiał się skupić, dlatego skoncentrował myśli na neutralnym gruncie; - Ale miasto ma. Słyszałaś o tych dziwnych historiach z morderstwami młodych mężczyzn?
Wydęła policzki niczym naburmuszone dziecko.
– Zwierzęta nie, tajemnice nie... – zaczęła, mieszając pałeczkami w zupie. – Gdzie więc zabawa? Kończą się nam ciekawe opcje mój drogi przyjacielu. Jak chcesz w to grać bez dreszczyku emocji? – Pytała całkowicie szczerze, jakby nie znała tej normalnej opcji "prawda czy wyzwanie", jakby nie wiedziała, że można to ograniczyć do dość przyziemnych spraw jak wypicie wody z ogórków czy wyznanie kto akurat wpadł ci w oku. Co miałaby powiedzieć? Ostatnio w oko wpadł jej jedynie kurz ze strychu, gdy łapała jednego ze swoich pajęczych uciekinierów. Czy była aż tak odklejona od rzeczywistości? Najwyraźniej.
– Niemniej... Niech będzie. Chcę poznać twoją wersję. Może mnie zaskoczysz – Na sekundę uniosła na niego wzrok znad parującego dania, puszczając mu krótkie oczko. W międzyczasie zajadała makaron w najlepsze. Dopiero teraz żołądek uświadomił kobietę jak głodna była. Część dnia spędziła na próbach zaśnięcia, a gdy te nie przyniosły owoców, przerzuciła się na inne zajęcia – między innymi niedługą przechadzkę lasem przy domu. Chciała pozbierać kilka roślin, sprawdzić jak miały się bagna i ich mieszkańcy.
Ciąg myśli przerwał jej Shin'ya z kluczowym słowem. Brzmienie 'morderstwa' skutecznie oderwało wzrok wiedźmy od ekranu telewizora. A więc jednak miasto wciąż żyło ciekawym życiem. Czasem żałowała, że zamieszkała tak daleko. Ale tylko czasem.
– Ominęły mnie te wieści. Jedyne co tu dociera, to jęki zdesperowanyh dusz i płacz zgubionych dzieci, które nie są świadome, że wyzionęły już ostatnie tchnienie – Moment później obróciła się przodem do rudego. Wpatrywała się w jego lico jak dziecko w nowy odcinek ulubionej kreskówki. Czy to możliwe, by w jej kolorowych oczach zapłonęły gwiazdy jaśniejsze niż te na niebie? – Aczkolwiek brzmi intrygująco. Co wiesz na ten temat?
Nagle zmarszczyła brwi, zamarła w bezruchu. Przez chwilę siedziała tak, jakoby przemieniona w kamień, by moment później obrócić głowę w kierunku ciemnego korytarza prowadzącego na wyższe piętro, dokładnie tam, gdzie przechowywała wszystkie obrazy, Czyżby nagle postanowiły ożyć i zebrać wszystkiego głosy w chór? Pokręciła głową. Nie, to nie to. Posmakowała kolejnej porcji makaronu, by następnie powrócić spojrzeniem do swojego rozmówcy. Niegrzecznym byłoby go teraz zostawić tylko po to, by sprawdzić czy aby na pewno poddasze wciąż stało w jednym kawałku. Prawdopodobnie to i tak tylko to rozszalałe ptaszysko pilnujące, by żadne z pozostałych zwierząt nie opuściło terrarium bądź klatki.
Dla pewności wolała jednak dopytać...
– Nie słyszałeś niczego, prawda?
– Zwierzęta nie, tajemnice nie... – zaczęła, mieszając pałeczkami w zupie. – Gdzie więc zabawa? Kończą się nam ciekawe opcje mój drogi przyjacielu. Jak chcesz w to grać bez dreszczyku emocji? – Pytała całkowicie szczerze, jakby nie znała tej normalnej opcji "prawda czy wyzwanie", jakby nie wiedziała, że można to ograniczyć do dość przyziemnych spraw jak wypicie wody z ogórków czy wyznanie kto akurat wpadł ci w oku. Co miałaby powiedzieć? Ostatnio w oko wpadł jej jedynie kurz ze strychu, gdy łapała jednego ze swoich pajęczych uciekinierów. Czy była aż tak odklejona od rzeczywistości? Najwyraźniej.
– Niemniej... Niech będzie. Chcę poznać twoją wersję. Może mnie zaskoczysz – Na sekundę uniosła na niego wzrok znad parującego dania, puszczając mu krótkie oczko. W międzyczasie zajadała makaron w najlepsze. Dopiero teraz żołądek uświadomił kobietę jak głodna była. Część dnia spędziła na próbach zaśnięcia, a gdy te nie przyniosły owoców, przerzuciła się na inne zajęcia – między innymi niedługą przechadzkę lasem przy domu. Chciała pozbierać kilka roślin, sprawdzić jak miały się bagna i ich mieszkańcy.
Ciąg myśli przerwał jej Shin'ya z kluczowym słowem. Brzmienie 'morderstwa' skutecznie oderwało wzrok wiedźmy od ekranu telewizora. A więc jednak miasto wciąż żyło ciekawym życiem. Czasem żałowała, że zamieszkała tak daleko. Ale tylko czasem.
– Ominęły mnie te wieści. Jedyne co tu dociera, to jęki zdesperowanyh dusz i płacz zgubionych dzieci, które nie są świadome, że wyzionęły już ostatnie tchnienie – Moment później obróciła się przodem do rudego. Wpatrywała się w jego lico jak dziecko w nowy odcinek ulubionej kreskówki. Czy to możliwe, by w jej kolorowych oczach zapłonęły gwiazdy jaśniejsze niż te na niebie? – Aczkolwiek brzmi intrygująco. Co wiesz na ten temat?
Nagle zmarszczyła brwi, zamarła w bezruchu. Przez chwilę siedziała tak, jakoby przemieniona w kamień, by moment później obrócić głowę w kierunku ciemnego korytarza prowadzącego na wyższe piętro, dokładnie tam, gdzie przechowywała wszystkie obrazy, Czyżby nagle postanowiły ożyć i zebrać wszystkiego głosy w chór? Pokręciła głową. Nie, to nie to. Posmakowała kolejnej porcji makaronu, by następnie powrócić spojrzeniem do swojego rozmówcy. Niegrzecznym byłoby go teraz zostawić tylko po to, by sprawdzić czy aby na pewno poddasze wciąż stało w jednym kawałku. Prawdopodobnie to i tak tylko to rozszalałe ptaszysko pilnujące, by żadne z pozostałych zwierząt nie opuściło terrarium bądź klatki.
Dla pewności wolała jednak dopytać...
– Nie słyszałeś niczego, prawda?
Uśmiechnął się na jej słowa, opierając palce na zafoliowanych, jednorazowych pałeczkach. Shirshu przypominała mu mały kamyk ciśnięty w wodę; wydawało się, że coś tak drobnego nie jest w stanie wywołać żadnej reakcji otoczenia, a jednak uderzając w taflę skutecznie ją burzyło. Sam się dziwił pod jak wielkim kątem nadwyrężał swój moralny kręgosłup, gdy tylko wchodził w pole rażenia Black. Bywały chwile, w których puszczały hamulce. Opuszczał gardę, wrzeszczał do ekranu telewizora z mocą kibica sportowego, wciskając klawisze w na pozór bezmyślnie chaotycznej kombinacji - i potem wybuchał triumfalnym śmiechem, od którego koty zaszywające się pod gankiem stroszył sierść i wyginały grzbiety w łuki. Ale wśród tych momentów pojawiały się też takie, jak teraz, gdy powietrze wokół wydawało się tężeć, a on sam łapał się na tym, że czuje się, cholera, nieswojo. Jakby w ogóle musiał jej czymkolwiek imponować.
- Może mnie zaskoczysz.
- Może.
Był wielbicielem rywalizacji, ale nie dziś. Dziś był przede wszystkim zmęczony; chciał się rozłożyć na kanapie, gapić w sufit i nie myśleć o tałatajstwie świata. Chciał oprzeć głowę o szczupłe ramię tej odklejonej od rzeczywistości wiedźmy i wymieniać się opiniami o wychodzących niedługo grach na konsolę - ale wiedział, że Shirshu była na to zbyt pobudzona.
Przełamał pałeczki, zatapiając ich drewniane końcówki w rozmiękłym już makaronie. Normalnie już dawno pochłonąłby danie, wliczając w to plastikowe opakowanie i trzy torby leżących niebezpiecznie w zasięgu ręki żelków, ale - no właśnie - nie dziś. Słuchał za to Hecate, średnio utrzymując jej ponadprzeciętną radość i bezproblemowość. Zwłaszcza, że opowiadała o jękach zdesperowanych dusz i normalni ludzie zbyliby ten tekst chichotem, ale Warui wiedział zbyt dobrze, że to wcale nie były żarty. Zbyt często zdarzało mu się poczuć na własnej skórze wszystkie uroki jej rzekomych dowcipów.
- Co wiesz na ten temat?
Przełknął wciśniętą między wargi porcję makaronu i wzruszył barkami.
- Niewiele. Sprawa ciągnie się na pewno od dobrych trzech miesięcy, ale szczegółów nie ma zbyt wielu. Jedno mnie tylko zastanawia... - Ostatnie słowo wypowiedział dwa razy wolniej, jak ktoś, kto traci energię. Dostrzegł nagły ruch ze strony Shirshu, a kiedy podniósł na nią spojrzenie, na jego twarzy pojawił się lekki grymas. Westchnął zaraz, odkładając prawie nietknięty kubełek na stolik. - Ale to może zaczekać. Słyszałem. Pewnie chcesz to sprawdzić.
- Może mnie zaskoczysz.
- Może.
Był wielbicielem rywalizacji, ale nie dziś. Dziś był przede wszystkim zmęczony; chciał się rozłożyć na kanapie, gapić w sufit i nie myśleć o tałatajstwie świata. Chciał oprzeć głowę o szczupłe ramię tej odklejonej od rzeczywistości wiedźmy i wymieniać się opiniami o wychodzących niedługo grach na konsolę - ale wiedział, że Shirshu była na to zbyt pobudzona.
Przełamał pałeczki, zatapiając ich drewniane końcówki w rozmiękłym już makaronie. Normalnie już dawno pochłonąłby danie, wliczając w to plastikowe opakowanie i trzy torby leżących niebezpiecznie w zasięgu ręki żelków, ale - no właśnie - nie dziś. Słuchał za to Hecate, średnio utrzymując jej ponadprzeciętną radość i bezproblemowość. Zwłaszcza, że opowiadała o jękach zdesperowanych dusz i normalni ludzie zbyliby ten tekst chichotem, ale Warui wiedział zbyt dobrze, że to wcale nie były żarty. Zbyt często zdarzało mu się poczuć na własnej skórze wszystkie uroki jej rzekomych dowcipów.
- Co wiesz na ten temat?
Przełknął wciśniętą między wargi porcję makaronu i wzruszył barkami.
- Niewiele. Sprawa ciągnie się na pewno od dobrych trzech miesięcy, ale szczegółów nie ma zbyt wielu. Jedno mnie tylko zastanawia... - Ostatnie słowo wypowiedział dwa razy wolniej, jak ktoś, kto traci energię. Dostrzegł nagły ruch ze strony Shirshu, a kiedy podniósł na nią spojrzenie, na jego twarzy pojawił się lekki grymas. Westchnął zaraz, odkładając prawie nietknięty kubełek na stolik. - Ale to może zaczekać. Słyszałem. Pewnie chcesz to sprawdzić.
Wydawać by się mogło, że Shirsu w tej całej nierozładowanej energii gdzieś się zgubiła i nie dostrzegała otoczenia, że zgubiła się w swoim świecie duchów, odklejonych od rzeczywistości głosów, czekających na zgotowanie eliksirów i przekleństw, które miała rzucić na hałasujących sąsiadów, których przecież nawet nie miała. A jednak widziała coś poza swoją zszarganą wyobraźnią. Widziała zmęczony wzrok Waru, jego brak entuzjazmu, który zwykle objawiał, gdy byli razem i nieco spowolnione ruchy, jakby mięśnie trafiło najzwyklejsze w świecie zmęczenie. I może tak wlasnie było, a ona podświadomie zmuszała go do utrzymywania własnego tempa, które niejednokrotnie zdawało się być niedoścignione dla wielu, jeśli nie dla wszystkich, którym zdarzyło się wpaść w jej towarzystwo.
– Pewnie chcesz to sprawdzić.
Uśmiechneła się tylko. Znał ją dobrze, czasami miała wrażenie, że aż za dobrze. Kiedy zdążył tak się zagnieździć w jej domu? Sama już nie wiedziała. Wydawało się, jakby zaczęli znajomość jeszcze wczoraj, jakby kilkanaście godzin wstecz spotkali się pod całodobowym sklepem i wspólnie jedli ramen w tę potwornie zimną noc. Od tamtego czasu minęło znacznie więcej i teraz ich dwójka dzieliła między sobą znacznie więcej.
– Mówiłam ci już, że jesteś fantastyczny? – Odłożyła pałeczki i niedojedzoną potrawę na blat stolika, następnie otrzepując krótko spódnicę i podnosząc się z miejsca. Nie śpieszyła się jakoś specjalnie, nie dlatego, że bała się tego, co mogła zostać, bo nie było czego. Mieszkała w tym domu już zbyt długo, by coś w jego wnętrzu czy najbliższych kilometrach miało wprawiać ją w trwogę. Sama była najzwyczajniej w świecie zmęczona. Nieprzespane noce dawały w kość nie tylko pod względem psychicznym, ale i fizycznym; ciało pozbawione odpoczynku powoli wysiadało, zaczynało się buntować. Była w pełni świadoma tego, że nikt nie mógł tak zbyt długo funkcjonować, ale co mogła zrobić. Dotychczas żaden z lekarzy, szamanów czy szemranych typów z wątpliwej jakości tabletkami nie byli w stanie jej pomóc.
– Gdy już dowiemy się kto zakłóca nam spokój, resztę wieczoru spędzimy po twojemu, co ty na to? – zaproponowała, stawiając pierwszy krok na schodach. – Wydajesz się być nie w sosie, Shu. Co cię gryzie? – zagaiła po sekundzie, zerkając na niego przez ramię czujnym wzrokiem. Uśmiechała się delikatnie, jak zawsze, ale i słuchać było powagę w jej głosie. Może poświęcała mu za mało uwagi? Powinna bardziej się nim interesować, w końcu byli przyjaciółmi. Zaraz wyciągnęła też bladą dłoń w jego kierunku.
Kolejne ciemne schody i ciemny korytarz. Nie marnowała czasu na włączanie światła – znała każdy zakamarek tego domostwa na tyle dobrze, by móc swobodnie swobodnie się po nim poruszać nawet w kompletnym mroku. Może właśnie dlatego chciała złapać go za rękę, coby nie uderzył biodrem w żadną szafkę albo nie zgubił się po drodze. A może po prostu lubiła być blisko niego? Odpowiedzi na te pytania miały postać w jej własnym, ciemnym wnętrzu. Nie była też pewna ku któremu pomieszczeniu skierować kroki, bo wcześniejszy hałas ucichł bezpowrotnie. Pozostało więc stawiać na instynkt, toteż ruszyła ku drzwiom prowadzącym do pokoju, w którym pomieszkiwali wszelcy jej podopieczni – ci pierzaści, pełni łusek, co z kilkoma parami odnóży oraz ci całkowicie ich pozbawieni.
Powoli nacisnęła klamkę, niespiesznie wysuwając się do wnętrza.
@Warui Shin'ya Wybacz... Kajam się najniżej jak się da.
– Pewnie chcesz to sprawdzić.
Uśmiechneła się tylko. Znał ją dobrze, czasami miała wrażenie, że aż za dobrze. Kiedy zdążył tak się zagnieździć w jej domu? Sama już nie wiedziała. Wydawało się, jakby zaczęli znajomość jeszcze wczoraj, jakby kilkanaście godzin wstecz spotkali się pod całodobowym sklepem i wspólnie jedli ramen w tę potwornie zimną noc. Od tamtego czasu minęło znacznie więcej i teraz ich dwójka dzieliła między sobą znacznie więcej.
– Mówiłam ci już, że jesteś fantastyczny? – Odłożyła pałeczki i niedojedzoną potrawę na blat stolika, następnie otrzepując krótko spódnicę i podnosząc się z miejsca. Nie śpieszyła się jakoś specjalnie, nie dlatego, że bała się tego, co mogła zostać, bo nie było czego. Mieszkała w tym domu już zbyt długo, by coś w jego wnętrzu czy najbliższych kilometrach miało wprawiać ją w trwogę. Sama była najzwyczajniej w świecie zmęczona. Nieprzespane noce dawały w kość nie tylko pod względem psychicznym, ale i fizycznym; ciało pozbawione odpoczynku powoli wysiadało, zaczynało się buntować. Była w pełni świadoma tego, że nikt nie mógł tak zbyt długo funkcjonować, ale co mogła zrobić. Dotychczas żaden z lekarzy, szamanów czy szemranych typów z wątpliwej jakości tabletkami nie byli w stanie jej pomóc.
– Gdy już dowiemy się kto zakłóca nam spokój, resztę wieczoru spędzimy po twojemu, co ty na to? – zaproponowała, stawiając pierwszy krok na schodach. – Wydajesz się być nie w sosie, Shu. Co cię gryzie? – zagaiła po sekundzie, zerkając na niego przez ramię czujnym wzrokiem. Uśmiechała się delikatnie, jak zawsze, ale i słuchać było powagę w jej głosie. Może poświęcała mu za mało uwagi? Powinna bardziej się nim interesować, w końcu byli przyjaciółmi. Zaraz wyciągnęła też bladą dłoń w jego kierunku.
Kolejne ciemne schody i ciemny korytarz. Nie marnowała czasu na włączanie światła – znała każdy zakamarek tego domostwa na tyle dobrze, by móc swobodnie swobodnie się po nim poruszać nawet w kompletnym mroku. Może właśnie dlatego chciała złapać go za rękę, coby nie uderzył biodrem w żadną szafkę albo nie zgubił się po drodze. A może po prostu lubiła być blisko niego? Odpowiedzi na te pytania miały postać w jej własnym, ciemnym wnętrzu. Nie była też pewna ku któremu pomieszczeniu skierować kroki, bo wcześniejszy hałas ucichł bezpowrotnie. Pozostało więc stawiać na instynkt, toteż ruszyła ku drzwiom prowadzącym do pokoju, w którym pomieszkiwali wszelcy jej podopieczni – ci pierzaści, pełni łusek, co z kilkoma parami odnóży oraz ci całkowicie ich pozbawieni.
Powoli nacisnęła klamkę, niespiesznie wysuwając się do wnętrza.
@Warui Shin'ya Wybacz... Kajam się najniżej jak się da.
Czy mówiła mu, że jest fantastyczny?
- Musiało ci się zapomnieć - przyznał z przekąsem, podnosząc się powoli z kanapy. - Ale wybaczam. Bo jestem fantastyczny.
Bez przekonania. Jeżeli istniały w nim pokłady entuzjazmu, to zagnieździły się wystarczająco głęboko, by nie docierać do tonu głosu. W innych okolicznościach zapewne wykrzesałby z siebie ostatni płomień gry aktorskiej; trochę złośliwości, uśmiechów, szklących się od rozbawienia oczu, ale przy Shirshu opadały części barier; stawał się markotny, zrezygnowany i...
Wydawał się być nie w sosie?
Mętne spojrzenie przemknęło po salonie - jeszcze nie tak dawno wymachiwał rękoma, gestykulując nerwowo w stronę odpalonej horrorowej gry. Za nic w świecie nie chciał dać się namówić na wciągnięcie w ten koszmar. Był wtedy głośny i energiczny. Co go więc ugryzło?
- Nie przejmuj się. - Szorstkie opuszki dotknęły wnętrza jej dłoni, wsunęły się w rękę Black z naturalną swobodą; to był ruch znany od lat, niemal wyuczony na pamięć. Mocny chwyt nastąpił chwilę później; z odrobiną zbyt dużej ilości siły, ze splotem ich palców i kciukiem nasuniętym na jej kciuk. Położył stopę na pierwszym schodku; drewno zaskrzypiało pod jego ciężarem, w porę zakłócając przebieg myśli. - Po prostu prowadź.
Wspinając się po stopniach poczuł z całą stanowczością klimat tego miejsca; posiadłość Black od dawna wprawiało mieszkańców Fukkatsu w słuszne dreszcze, ale choć Warui zdawał sobie sprawę z tego, że chaty nie zamieszkiwała bezduszna wiedźma, jej dom za każdym razem wystawiał tę pewność na próbę. Przez myśl przeszło mu, że nie zapaliła światła; że mógł się tego po niej spodziewać, a jednak mimowolnie do ostatniego momentu wierzył, że usłyszy charakterystyczny dźwięk wciskanego klawisza. Tylko raz, przed zakrętem na półpiętrze, zerknął w dół - w jasny prostokąt obejmujący kadr salonu; bezpieczną strefę, w której zmysły nie były wystawiane na próbę. Zawahał się.
Mógł wrócić.
Kazać jej sprawdzić te upiorne odgłosy samej - w końcu, w porównaniu do niego, czuła się tu tak lekko. A jednak przymknął powieki, nabrał bezgłośnie powietrza do płuc - i ruszył w ślad za Hecate. Nie miało już żadnego znaczenia, czy otworzył oczy, czy trzymał je zamknięte. Wokół panowała gęsta czerń nie do opanowania. Oddał więc prowadzenie dziewczynie, co jakiś tylko czas gwałtowniej chwytając ją za rękę; jakby w następstwie do przypomnienia, że sam nie znał tego miejsca tak dobrze jak ona.
- Sądzisz, że to duchy? - wychrypiał wreszcie, gdy nie mógł dłużej znosić wrażenia, że szli przez całe wieki; droga rozciągała się tym bardziej, im dłużej nie dane mu było korzystać ze wszystkich dostępnych zmysłów. Na końcu języka osiadł gorzki smak żałosnej prośby, by zapaliła światło albo chociaż użyła zapalniczki; był całkiem bliski wypowiedzenia słów, ale dokładnie w tej samej chwili usłyszał dźwięk przeskakującego w drzwiach mechanizmu. Shirshu musiała nacisnąć na klamkę... idealnie wtedy, gdy poczuł, jak uderza stopą o coś twardego*.
Rozległ się oszałamiająco głośny huk i towarzyszące temu szurnięcie przestawianego mebla; a potem łomot, gdy tracąc równowagę popchnął dziewczynę, wrzucając ją na deski - i dalej, gdy drzwi raptownie się uchyliły - do pomieszczenia, na podłogę. Poczuł tylko ostry ból w okolicy kolan i nadgarstka - nadgarstka, który jak wystrzał z pistoletu uderzył
gdzie?
obok jej twarzy?
Gorący oddech padł przed siebie; na jej szyję? policzek?
na ramię?
Zmarszczył brwi, szukając czegokolwiek w mroku, ale oczy dalej były ślepe, nieposłuszne rozkazom, by wyłapać choć drobny fragment oblicza postaci, którą musiał mieć nie dalej jak pięć centymetrów przed sobą.
Coś irytująco rozskrzeczało się po prawej - zwierzę, pewnie jeden z jej kruków, wron.
Może duch, który ich tu sprowadził.
- Przepraszam - słabo; zwięźle. Dźwignął się nieco na obolałej ręce, wolną dłonią szukając miejsca na podłożu, o które mógłby się stabilniej oprzeć. Zamiast tego poczuł ostry kant jej kości, gdy palce dotknęły skrytego pod fałdami sukni biodra, ale zamiast zabrać dłoń - jak przystało - przywarł nią mocniej. - Stała ci się krzywda?
- Musiało ci się zapomnieć - przyznał z przekąsem, podnosząc się powoli z kanapy. - Ale wybaczam. Bo jestem fantastyczny.
Bez przekonania. Jeżeli istniały w nim pokłady entuzjazmu, to zagnieździły się wystarczająco głęboko, by nie docierać do tonu głosu. W innych okolicznościach zapewne wykrzesałby z siebie ostatni płomień gry aktorskiej; trochę złośliwości, uśmiechów, szklących się od rozbawienia oczu, ale przy Shirshu opadały części barier; stawał się markotny, zrezygnowany i...
Wydawał się być nie w sosie?
Mętne spojrzenie przemknęło po salonie - jeszcze nie tak dawno wymachiwał rękoma, gestykulując nerwowo w stronę odpalonej horrorowej gry. Za nic w świecie nie chciał dać się namówić na wciągnięcie w ten koszmar. Był wtedy głośny i energiczny. Co go więc ugryzło?
- Nie przejmuj się. - Szorstkie opuszki dotknęły wnętrza jej dłoni, wsunęły się w rękę Black z naturalną swobodą; to był ruch znany od lat, niemal wyuczony na pamięć. Mocny chwyt nastąpił chwilę później; z odrobiną zbyt dużej ilości siły, ze splotem ich palców i kciukiem nasuniętym na jej kciuk. Położył stopę na pierwszym schodku; drewno zaskrzypiało pod jego ciężarem, w porę zakłócając przebieg myśli. - Po prostu prowadź.
Wspinając się po stopniach poczuł z całą stanowczością klimat tego miejsca; posiadłość Black od dawna wprawiało mieszkańców Fukkatsu w słuszne dreszcze, ale choć Warui zdawał sobie sprawę z tego, że chaty nie zamieszkiwała bezduszna wiedźma, jej dom za każdym razem wystawiał tę pewność na próbę. Przez myśl przeszło mu, że nie zapaliła światła; że mógł się tego po niej spodziewać, a jednak mimowolnie do ostatniego momentu wierzył, że usłyszy charakterystyczny dźwięk wciskanego klawisza. Tylko raz, przed zakrętem na półpiętrze, zerknął w dół - w jasny prostokąt obejmujący kadr salonu; bezpieczną strefę, w której zmysły nie były wystawiane na próbę. Zawahał się.
Mógł wrócić.
Kazać jej sprawdzić te upiorne odgłosy samej - w końcu, w porównaniu do niego, czuła się tu tak lekko. A jednak przymknął powieki, nabrał bezgłośnie powietrza do płuc - i ruszył w ślad za Hecate. Nie miało już żadnego znaczenia, czy otworzył oczy, czy trzymał je zamknięte. Wokół panowała gęsta czerń nie do opanowania. Oddał więc prowadzenie dziewczynie, co jakiś tylko czas gwałtowniej chwytając ją za rękę; jakby w następstwie do przypomnienia, że sam nie znał tego miejsca tak dobrze jak ona.
- Sądzisz, że to duchy? - wychrypiał wreszcie, gdy nie mógł dłużej znosić wrażenia, że szli przez całe wieki; droga rozciągała się tym bardziej, im dłużej nie dane mu było korzystać ze wszystkich dostępnych zmysłów. Na końcu języka osiadł gorzki smak żałosnej prośby, by zapaliła światło albo chociaż użyła zapalniczki; był całkiem bliski wypowiedzenia słów, ale dokładnie w tej samej chwili usłyszał dźwięk przeskakującego w drzwiach mechanizmu. Shirshu musiała nacisnąć na klamkę... idealnie wtedy, gdy poczuł, jak uderza stopą o coś twardego*.
Rozległ się oszałamiająco głośny huk i towarzyszące temu szurnięcie przestawianego mebla; a potem łomot, gdy tracąc równowagę popchnął dziewczynę, wrzucając ją na deski - i dalej, gdy drzwi raptownie się uchyliły - do pomieszczenia, na podłogę. Poczuł tylko ostry ból w okolicy kolan i nadgarstka - nadgarstka, który jak wystrzał z pistoletu uderzył
gdzie?
obok jej twarzy?
Gorący oddech padł przed siebie; na jej szyję? policzek?
na ramię?
Zmarszczył brwi, szukając czegokolwiek w mroku, ale oczy dalej były ślepe, nieposłuszne rozkazom, by wyłapać choć drobny fragment oblicza postaci, którą musiał mieć nie dalej jak pięć centymetrów przed sobą.
Coś irytująco rozskrzeczało się po prawej - zwierzę, pewnie jeden z jej kruków, wron.
Może duch, który ich tu sprowadził.
- Przepraszam - słabo; zwięźle. Dźwignął się nieco na obolałej ręce, wolną dłonią szukając miejsca na podłożu, o które mógłby się stabilniej oprzeć. Zamiast tego poczuł ostry kant jej kości, gdy palce dotknęły skrytego pod fałdami sukni biodra, ale zamiast zabrać dłoń - jak przystało - przywarł nią mocniej. - Stała ci się krzywda?
* psikus - żenada
Hecate Black ubóstwia ten post.
– Nie przejmuj się.
Cmoknęła bezdźwięczne pod nosem. Jak miała się nie przejmować? Nie znali się od wczoraj; spędzili długie miesiące na siedzeniu na kanapie i graniu, na jedzeniu zupek instant na ławce przed całodobowym sklepem, na szukaniu roślin na tych przeklętych bagnach. Oczywiście, że tego nie kupiła. Postanowiła jednak póki co nie kontynuować tematu. Musiała wpierw sprawdzić ten hałas – nie dlatego, że rodził w niej niepokój, bo tak nie było; znała każdy zakątek tego domu lepiej niż własną kieszeń, znała również wiele duchów które przekraczały progi rezydencji w poszukiwaniu zrozumienia, uwagi. Kierowało nią najzwyklejsze w świecie zmartwienie. Miała wiele zwierząt i nie wszystkie miały skrzydła, które uchroniłyby je od upadku. Niektóre nie miały nawet łap...
Nie puściła ręki przyjaciela ani na sekundę, a wyczuwając jego zawahanie delikatnie ściskała palce, jakoby chcąc dodać mu otuchy. Nie zapalała światła z bardzo prostej przyczyny – w gęstym mroku czuła się bezpiecznie. Od zawsze należała do krainy cieni, a ciotka Fiona powtarzała to małej Hecate od najmłodszych lat.
– Sądzisz, że to duchy?
Nie od razu odpowiedziała. Wpierw przemknęła językiem po wargach i wlepiła wzrok w niemal ociekający nocną czernią sufit. Być może budowanie niepokojącego napięcia akurat w takim momencie nie było najlepszym pomysłem, lecz uznała że to coś wartego ryzyka. Niestety los nierzadko rzucał czarownicom kłody pod nogi, więc tym razem Black przeliczyła swoje szczęście.
Nawet nie wiedziała kiedy wylądowała w pokoju na twardych, podłogowych deskach. Wiedziała natomiast, że spotkanie z ziemią zaowocuje w siniak. Sięgnęła dłonią w tył głowy, dotykając miejsca, które zetknęło się z panelami. Ciche syknięcie opuściło usta w tym samym momencie, w którym opuszki dotknęły bolącego miejsca.
– Oh, to zdecydowanie duchy – powiedziała w końcu, przymykając na moment oczy. – A szczególnie jeden... Wybitnie złośliwy rzeźmieszek, wykorzysta każdą okazję do psot. Blady jak trup upiór, sunący mrocznymi korytarzami w najczarniejsze noce. Wykorzystuje każdą okazję by złapać ofiarę i zatopić w niej szpony, długimi kłami wyszarpać połowę gardła. Potworna bestia w ciele urokliwego chłopca. Krążą plotki, że można go spotkać tylko po obfitych ulewach, ale to musi być kłamstwo bo... – Z każdym słowem brzmiała coraz poważniej. Uśmiech stopniowo zanikał z bladej twarzy, a kolorowe ślepia wyłapujące bóg wie skąd odbłyski światła lśniły w tych ciemnościach niczym sam księżyc. – Bo jest właśnie tu! – Podniosła nagle głos, czym prędzej unosząc dłonie do chłopaka i wbijając mu palce między żebra.
Różeśmiała się serdecznie w kolejnej sekundzie.
– Nie przepraszaj, to moja wina. Powinnam była włączyć światło – przyznała, unosząc się delikatnie na łokciach. Ich twarze dzieliło... Ile? Dwa centymetry? Jeden? Z tak bliska mogła obejrzeć każdy szczegół oblicza Shina, wszak oczy od dawna miała przyzwyczajone do ciemności. – Nic mi nie jest, to tylko drobny siniak – Bez cienia zawahania wysunęła długie palce w rudą grzywkę chłopaka, roztrzepując ją na boki nim mógł zareagować.
Dopiero gdy ból z tyłu głowy nieco zelżał wyczuła ciepło, jakie grzało jej bok. W pierwszej chwili pomyślała o gorącu krwi rozlewjącej się po podłodze, ale przecież ubranie nie przemokło, a skóra nie piekła typowym dla rozcięcia bólem. Co więc było przyczyną? Zerkając w dół zauważyła jego dłoń; grunt od razu zniknął spod nóg, bo nie rozumiała reakcji organizmu.
Postanowiła więc zająć myśli czymś innym.
– Po twojej lewej na ścianie będzie włącznik – oznajmiła, czekając aż chłopak dotknie pstryczka i na moment oślepia ich dwójkę. – To pewnie Ivory. Znalazłam ją stosunkowo niedawno. Podejrzewam, że wypadła z gniazda i matka już po nią nie wróciła... Jest wroną, więc całkiem dogaduje się ze Stolasem.
Cmoknęła bezdźwięczne pod nosem. Jak miała się nie przejmować? Nie znali się od wczoraj; spędzili długie miesiące na siedzeniu na kanapie i graniu, na jedzeniu zupek instant na ławce przed całodobowym sklepem, na szukaniu roślin na tych przeklętych bagnach. Oczywiście, że tego nie kupiła. Postanowiła jednak póki co nie kontynuować tematu. Musiała wpierw sprawdzić ten hałas – nie dlatego, że rodził w niej niepokój, bo tak nie było; znała każdy zakątek tego domu lepiej niż własną kieszeń, znała również wiele duchów które przekraczały progi rezydencji w poszukiwaniu zrozumienia, uwagi. Kierowało nią najzwyklejsze w świecie zmartwienie. Miała wiele zwierząt i nie wszystkie miały skrzydła, które uchroniłyby je od upadku. Niektóre nie miały nawet łap...
Nie puściła ręki przyjaciela ani na sekundę, a wyczuwając jego zawahanie delikatnie ściskała palce, jakoby chcąc dodać mu otuchy. Nie zapalała światła z bardzo prostej przyczyny – w gęstym mroku czuła się bezpiecznie. Od zawsze należała do krainy cieni, a ciotka Fiona powtarzała to małej Hecate od najmłodszych lat.
– Sądzisz, że to duchy?
Nie od razu odpowiedziała. Wpierw przemknęła językiem po wargach i wlepiła wzrok w niemal ociekający nocną czernią sufit. Być może budowanie niepokojącego napięcia akurat w takim momencie nie było najlepszym pomysłem, lecz uznała że to coś wartego ryzyka. Niestety los nierzadko rzucał czarownicom kłody pod nogi, więc tym razem Black przeliczyła swoje szczęście.
Nawet nie wiedziała kiedy wylądowała w pokoju na twardych, podłogowych deskach. Wiedziała natomiast, że spotkanie z ziemią zaowocuje w siniak. Sięgnęła dłonią w tył głowy, dotykając miejsca, które zetknęło się z panelami. Ciche syknięcie opuściło usta w tym samym momencie, w którym opuszki dotknęły bolącego miejsca.
– Oh, to zdecydowanie duchy – powiedziała w końcu, przymykając na moment oczy. – A szczególnie jeden... Wybitnie złośliwy rzeźmieszek, wykorzysta każdą okazję do psot. Blady jak trup upiór, sunący mrocznymi korytarzami w najczarniejsze noce. Wykorzystuje każdą okazję by złapać ofiarę i zatopić w niej szpony, długimi kłami wyszarpać połowę gardła. Potworna bestia w ciele urokliwego chłopca. Krążą plotki, że można go spotkać tylko po obfitych ulewach, ale to musi być kłamstwo bo... – Z każdym słowem brzmiała coraz poważniej. Uśmiech stopniowo zanikał z bladej twarzy, a kolorowe ślepia wyłapujące bóg wie skąd odbłyski światła lśniły w tych ciemnościach niczym sam księżyc. – Bo jest właśnie tu! – Podniosła nagle głos, czym prędzej unosząc dłonie do chłopaka i wbijając mu palce między żebra.
Różeśmiała się serdecznie w kolejnej sekundzie.
– Nie przepraszaj, to moja wina. Powinnam była włączyć światło – przyznała, unosząc się delikatnie na łokciach. Ich twarze dzieliło... Ile? Dwa centymetry? Jeden? Z tak bliska mogła obejrzeć każdy szczegół oblicza Shina, wszak oczy od dawna miała przyzwyczajone do ciemności. – Nic mi nie jest, to tylko drobny siniak – Bez cienia zawahania wysunęła długie palce w rudą grzywkę chłopaka, roztrzepując ją na boki nim mógł zareagować.
Dopiero gdy ból z tyłu głowy nieco zelżał wyczuła ciepło, jakie grzało jej bok. W pierwszej chwili pomyślała o gorącu krwi rozlewjącej się po podłodze, ale przecież ubranie nie przemokło, a skóra nie piekła typowym dla rozcięcia bólem. Co więc było przyczyną? Zerkając w dół zauważyła jego dłoń; grunt od razu zniknął spod nóg, bo nie rozumiała reakcji organizmu.
Postanowiła więc zająć myśli czymś innym.
– Po twojej lewej na ścianie będzie włącznik – oznajmiła, czekając aż chłopak dotknie pstryczka i na moment oślepia ich dwójkę. – To pewnie Ivory. Znalazłam ją stosunkowo niedawno. Podejrzewam, że wypadła z gniazda i matka już po nią nie wróciła... Jest wroną, więc całkiem dogaduje się ze Stolasem.
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Strona 1 z 2 • 1, 2
maj 2038 roku