Amaterasu jinja - Page 2
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Sob 3 Gru - 20:43
First topic message reminder :

Amaterasu jinja


Najwyżej położona świątynia w całym Fukkatsu - choć jej teren nie jest największym, ani nie otaczają go najpiękniej zadbane ogrody, ze wzgórza można dostrzec z łatwością większość dzielnic jak i wieżowców znajdujących się w samym mieście. Istnieją mieszane opinie na temat tego czy świątynia czcząca najważniejszą boginię w shintō powinna przedstawiać się tak skromie - jednak wielu starszych wizytujących uważa, że właśnie bliskość do nieba i wysokość położenia miejsca kultu, idealnie pasuje do bogini panującej na Wysokiej Równinie Niebios.
Spostrzegawczy łatwo się orientują, że dzielnica Nanashi nie jest widoczna ze wzgórza, jakby miał być to sygnał, że bogowie nie spoglądają tak nisko na tych, których życie w tak nowoczesnej metropolii jest dalekie od elegancji i wierzeń.
Przy wejściu można znaleźć zarówno fontannę z zapewnionymi hishaku do nabrania wody i późniejszego obmycia dłoni, oraz ust - a także, choć już nieco głębiej, skrzynie na datki przy których można złożyć swoje krótkie modły.
Świątynia jest głównie popularna wśród starszych mieszkańców Asakury, choć przez wzgląd na jej trudniejszy dostęp, nie cieszy się tłumami. Wielu decyduje się raz w roku wejść po stromych schodach, mijając kilka dawno zapomnianych już kamieni iwakura, jako sposób oczyszczenia i przywitania lub pożegnania się z upływającym, kolejnym rokiem.

Haraedo

Itou Alaesha

Pią 25 Sie - 10:05
Dzień był gorący. Wręcz upalny. Czyli taki, jak lubiła najbardziej.
Gdy widziała słoneczną pogodę, nie była w stanie usiedzieć w żadnym budynku – choćby to był najpiękniejszy pałac. Musiała wyjść i poczuć żar na własnej skórze. Założyła na ramię torbę, zamknęła pracownię i poszła przed siebie.

To nie tak, że upał jej nie męczył. Gorąco sprawiało, że lekko kręciło jej się w głowie i od czasu do czasu musiała skryć się w cieniu. Jednocześnie po całym dniu na dworze skóra intensywnie swędziała od pyłków. W ciepłe dni alergia bardziej dawała jej się we znaki. Jednak od czego są leki! Nie będzie ograniczała sobie przyjemności, która wprowadza ją w dobry humor i spokojny nastrój. Nigdy nie rozumiała, dlaczego jej głowa tak bardzo pragnie przebywać na zewnątrz, na co ciało potem reaguje wysypką. Czy ciało i umysł nie powinny chcieć tego samego? W końcu są częścią tego samego organizmu.

Pogrążona w swoich myślach pozwoliła sobie iść, gdzie ją nogi poniosą. Mijając zagajnik karłowatych drzewek, trafiła na zapomnianą ścieżkę. – Hmm, jeszcze mnie tutaj nie było! – Pomyślała, czując przepływający przez ciało dreszczyk odkrywcy. Jako że lubiła chodzić pieszo, nie spodziewała się, że Asakura jeszcze ukrywa przed nią jakieś tajemnice.

Po chwili spaceru ścieżka ukazała niewielką polanę, prześwit między drzewami. Polana to zbyt wiele powiedziane - raczej była to przestrzeń otoczona wyższymi drzewami, gdzie ściółkę gęsto porastały dziko rosnące rośliny i krzaki. Słońce przenikało przez liście, dając perfekcyjny efekt delikatnego migotania. Było tu tutaj zdecydowanie chłodniej niż na uliczkach Asakury. Siadając na ławeczce pod zniszczoną altanką, otarła pot z czoła. Altana była w dużej mierze pokryta bluszczem i pomyślała, że koniecznie chce na swoim tarasie stworzyć ścianę z bluszczu. Kucnęła, szukając między liśćmi gałązki, którą mogłaby wyrwać z korzeniami. Tak, żeby nie uszkodzić reszty. Znalazła młody pęd, dopiero pnący się w górę. – Będziesz piął się po mojej pracowni, co Ty na to? Mam nadzieję, że Ci się tam spodoba. – Powiedziała jak gdyby nigdy nic do roślinki, owijając korzenie w mokrą chusteczkę i chowając ją do swojej torby, pozwalając kilku liściom wyglądać ciekawie na zewnątrz.

Wyciągnęła z torby niewielkie płótno i malutkie pudełko akwarelek. Nie miała sztalugi, więc usiadła na podłodze, kładąc płótno na ławce i opierając je o ścianę altany. Zaczęła malować, próbując ująć migotanie światła, które ją tak urzekło. Z zadowolenia cicho pomrukiwała kilka tonów melodii, która utknęła jej w głowie. Nie było to oczywiście nic specjalnego. Wiedziała, że nie umie śpiewać, przynajmniej nie jakoś pięknie. Niemniej lubiła to robić. Gorzej było z zapamiętaniem słów piosenek, dlatego momenty, których nie pamiętała, uzupełniała o losowe słowa. Najczęściej wciskając je na siłę do rytmu.

Usłyszała szmer, jednak nie chciało jej się odrywać od płótna. Jeśli to jakiś człowiek, to albo przejdzie dalej, albo ona szybko się stąd zabierze. Lubiła przebywać sama ze sobą, o co niestety w mieście jest niezwykle trudno. Poczuła za sobą obecność oraz zapach męskich perfum zmieszany z dymem papierosowym. Zapach ten był dla większości ludzi niezbyt miły, choć akurat jej przynosił garść ciekawych wspomnień.

- Ach, naprawdę, ktoś jest aż tak ciekawski i nietaktowny, aby mi przeszkadzać? – Westchnęła w głębi poirytowana.

- Panienka często tak w ekstremalnych warunkach pracuje? – Usłyszała głos powyżej swojego ramienia. Był lekko ochrypły, szelmowski. Zadziwiająco przyjemny. Zdziwiło ją jednak to, że jej ciało nawet nie drgnęło. Zazwyczaj od tak nagłego dźwięku podskoczyłoby w przestrachu, a przynajmniej jej ręka stworzyłaby piękną plamę na obrazie. Jednak nic takiego się nie stało, była opanowana, wręcz zesztywniała. Coś innego było w tym człowieku, albo w tej sytuacji? A może rzeczywiście nie chciała zepsuć obrazu. Nieważne.

Nie odwracając się do nieproszonego gościa, odpowiedziała zdawkowo i szorstko – Najwyraźniej.
Liczyła, że zniechęcony odejdzie. Większość mężczyzn szybko traciła zainteresowanie pogaduszkami, gdy okazywało się, że pod okryciem z dziewczęcego wyglądu, kryje się kobieta o własnym zdaniu. Jednak nic takiego się nie wydarzyło, jegomość stał, jak stał. Stwierdziła, że z dalszego malowania już nic nie będzie. Odwróciła się do mężczyzny, dalej siedząc na podłodze. Nie wyglądał, jakby miał jej zrobić krzywdę. Po jego twarzy błąkał się grymas – próbował zachować neutralną minę, ale jego usta co chwilę drgały w opanowaniu uśmieszku, a w oczach hasały wesołe ogniki.

- Skoro już przerwałeś moją pracę, to może chociaż poczęstujesz mnie papierosem? - Spojrzał na nią lekko zdziwiony – nie miał już w ręku papierosa ani widocznej paczki.

- Śmierdzisz dymem, łatwo się domyślić, że palisz. – Odpowiedziała na jego pytające spojrzenie i wyciągnęła przed siebie dłoń w oczekiwaniu.


@Shogo Tomomi
Itou Alaesha

Shogo Tomomi ubóstwia ten post.

Shogo Tomomi

Czw 14 Wrz - 23:14
Nagrzany słonecznym światłem filar, niemal parzył, gdy przesunął nagim przedramieniem i zwiniętym rękawem koszuli. Było wystarczająco ciepło,  by odczuwać nieprzyjemną zmianę po wyjściu z klimatyzowanego auta, ale w pokrętny sposób, lubił narażać się na "niewygodę". Skojarzenie ciągnęło do przeszłości, do wielokrotnie nieprzychylnych warunków, gdy podróżował z misji na misję wojskową.  I chociaż, dzisiejsza wyprawa nie miała w sobie wiele z dawnych naleciałości, to opuszczona ścieżka do równie opuszczonych kapliczek, ścigała się z ciekawością, być może zakorzenioną nie tytule natury Shogo, a - tej nadnaturalnej, wpasowanej w ducha yurei. Upatrywał tajemnic, zamkniętych przed oczami śmiertelnych. Zazwyczaj tych mniej spostrzegawczych. I uraczonych życiowym szczęściem, nie doświadczając zimnego dotyku śmierci. Na wyrwanej czasowi ścieżce, nie spotkał innego ducha, żadnego śpiącego yokai, czyhającej na bezbronnych bestię, a... artystkę.  Jeśli rozumiał dobrze, ta czyhała raczej na otaczającą ją wszędzie naturę i  pnący się bluszcz, którego zakręcone listki wyglądały spod poły torby. Było w tym widoku coś urokliwego, oderwanego od zwyczajowych obrazów i pośpiechu, jaki znaczył zmęczone twarze przechodniów, które dostrzegał przez szybę auta. Nieznajoma, wyrywała się z ciasnoty szarości, jak rozkwitający kwiat. A może, po prostu przypisywał jej wartości, za jakimi tęsknił? Zamknięte wraz z jej śmiercią?
Widok był o tyle zaskakujący, że ciężko było mu powstrzymać się przed zaczepką, łaskocząc język powstrzymanymi dłużej słowami. Niewystarczająco, by przerwać pomysł i popchnąć go w drugą stronę, pozostawiając przypadkowi tylko ironiczne westchnienie.
- Ależ proszę nie przerywać. Zawsze mogę być tym ekstremalnym warunkiem - doprecyzował nieco bezczelnie, gdy tylko smukłe palce odsunęły się od barwnej palety i słodki głos, potwierdził przypuszczenia. Uśmiech nie zgasł, wręcz odwrotnie, poszerzył się, gdy dziewczyn - kobieta najwyraźniej, uraczyła go uważnym spojrzeniem. Nie tak łatwo było spotkać kogoś, kto potrafił znieść bezpośredni kontakt - z jego własnym wzrokiem. Pobudzała go pewność, z jaką traktowała jego obecność, dla wielu zapewne zbyt arogancką. Nie przejmował się cudzą opinią, dopóki nie zależała od tego wykonywana akurat misja. A te, werbował samodzielnie, tak przez pełnioną profesję, jak i cel, który ścigał go   przez materialną formę świata. A ile zdążył zrobić? Nieznajoma, przynajmniej na krótko, mogła przegonić wiercące ukłucie goryczy, wołające zapewne dopóty - dopóki nie sięgnie zemsty. Najwidoczniej, to nie był dzień na to. Na pewno nie bezpośrednio.
Rozmywający się chmurny cień humoru - przeskoczył, na tej zawadiacki, bardziej ludzki - poczęstuję - zgodził się bez wahania, wysuwając paczkę z kieszeni. Sięgnął po jeden z dwóch ostatnich zwitków tytoniu, po czym chwycił między wargi, by końcówką zapalniczki, rozjarzyć żar. Zaciągnął się raz, krótko, i dopiero wtedy oderwał papieros od ust i podsunął kobiecie, obserwując reakcję - rozumiem, że panna też chce śmierdzieć dymem - w źrenicach błyskało rozbawienie, które już całkiem przegoniło wcześniejszą plątaninę myślnych cieni. Pasowało mu to, początkując rozluźnienie, które skonfrontował wraz z oparciem pleców o drewniany filar, chowając głowę w błogi chłód. I nim zastanowił się głębiej, zsunął ciało niżej, równając z wciąż siedzącą na ziemi kobietą. Przechylił głowę na bok, zbierając ze skroni kilka czarnych, wilgotnych pasm, natarczywie wysuwających się ze spięcia. Miał lepszy widok z aktualnej pozycji, a nieznajoma, wydawała się być całkowicie oporna na podszepty niebezpieczeństw, przed którymi przestrzegano kobiety.
- Opowiedz mi coś, skoro już mnie tu zaprosiłaś - poprosił lekko, beztrosko niemal, zupełnie tak, jakby znali się od dawna i widzieli po prostu po dłuższej przerwie. Zignorował wszelkie konwenanse, każące nieznajomym zachować pewną spójność doświadczeń i wyznania tożsamości. Uniósł ramię, by podłożyć zwiniętą dłoń pod głowę, przytrzymując kark, gdy wygodniej się ułożył, nie spuszczając jednak swojej towarzyszki - co chcesz - dodał, zaraz mrużąc zaczepnie ciemne ślepia, ścigając się z tym piwnym, błyszczącymi zielenią za każdym razem, gdy krzyżowali ich tarcze. Była piękna, to musiał przyznać - podoba mi się Twój głos - zaznaczył, jakby była to jedyna przyczyna, dla której tu przyszedł. Nic więcej.

@Itou Alaesha


You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
Shogo Tomomi

Warui Shin'ya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Itou Alaesha

Sob 7 Paź - 20:50
Czekała na obiecanego papierosa z wysuniętą przed siebie dłonią. Mężczyzna niespiesznie wyciągnął paczkę, po czym jeden z dwóch pozostałych zwitków włożył do swoich ust.
- Czyżby chciał mi dać prztyczka w nos za impertynencję i poczęstuje mnie dopiero drugim papierosem? - Przemknęła jej myśl, jednak po chwili przekonała się o jej nietrafności.

Czarnowłosy przypalił tytoń i lekko się zaciągnął. Następnie delikatnie obrócił papieros w smukłych palcach, kierując go filtrem w jej stronę. Oho ho! Był to zupełnie inny wymiar bezczelności, którego się zupełnie nie spodziewała.

Patrząc na papierosa, przez jej głowę przesunęła się burza myśli. To było oczywiste, że nie wypadało dzielić się papierosem z obcym mężczyzną. W zasadzie z nikim nie wypadało. Chciała grać w pokera, operując na blefie, kiedy on miał w dłoni cały kolor. Miał nad nią przewagę. Odmówi – rozczaruje samą siebie, że nie podjęła wyzwania. Przyjmie – zgodzi się na zasady jego gry. Jako kobieta niejednokrotnie czuła się w ten sposób, próbując trzymać dumnie głowę nad powierzchnią męskiego świata. W ciągu swojego życia nie odkryła uniwersalnego rozwiązania dla takich sytuacji, licząc się z tym, że każda z decyzji pozostawi w niej fałszywy ton.

W trakcie oczekiwania nieznajomy kucnął naprzeciwko Alaeshy. Jego twarz skryła się w miękkim cieniu, dzięki czemu mogła mu się lepiej przyjrzeć. Był ewidentnie po 30-stce. Na smukłych policzkach mężczyzny bawił przekorny uśmiech, jednak widniało też zmęczenie. Nie takie z jednej nocy, a raczej dawny ból, który całkowicie wyostrzył rysy. Przechylił głowę w bok, a jego luźno spięte włosy zsunęły się po twarzy i ramieniu. Poprawiając je, nie wyglądaj jak triumfujący facet, a raczej jak ciekawski chłopak. W tym momencie gonitwa jej myśli zupełnie się rozpierzchła. Nie bała się go. Ten człowiek z natury nie był groźny. Chyba że postanowi takim być...
- Rozumiem, że panna też chce śmierdzieć dymem? - Zapytał.
- Wszystko mi jedno. – Odpowiedziała z przekąsem, podsumowując nie tylko sytuację, ale również swój wewnętrzny monolog.
- Aha, i „panna” ma na imię Alaesha. - Dodała, ponieważ niezwykle drażnił ją ten nienaturalnie ugrzeczniony, a jednocześnie lekceważący ton.

Z lekkim rumieńcem na twarzy, którego raczej nie było widać ze względu na już i tak gorącą pogodę, przytknęła papierosa do swoich warg. Zaciągnęła się dymem i delikatnie przymknęła oczy. Była wystarczająco speszona bliską obecnością twarzą w twarz z nieznajomym i potrzebowała, choć sekundy, pobycia wewnątrz siebie. Mężczyzna jakby to wyczuł i miękko przesunął się w bok, wygodnie układając ramię pod głową i opierając się o filar. Widziała, że się rozluźnił, jakby właśnie postanowił zrobić sobie przerwę od swojego życia i wygodnie umościł się w jej własnym. Wyglądał niemal niewinnie, co zarówno pasowało, jak i nie współgrało z jego zaczepnymi tekstami. Przez głowę znowu przeszła jej myśl – Jak nic chłopak.

- „Zaprosiłam” to trochę zbyt wiele powiedziane. Ale niech Ci będzie. - Umilkła, zaciągając się ponownie i myśląc, o czym mogłaby opowiedzieć mężczyźnie. Niestety, w mózgu zastała jedynie dzwoniącą pustkę i ani jednego ciekawego tematu. Potrafiła mówić godzinami, ale nie wtedy, gdy ktoś tego się po niej spodziewał.

- A ja myślałam, że skoro do mnie podszedłeś, to masz mi właśnie coś ciekawego do powiedzenia... - Udała smutek i rozczarowanie. - To co, żadnych ciekawostek? Nie sprzedajesz czegoś, albo nie chcesz mnie namówić do głosowania na swoją partię? A może masz zamiar porozmawiać ze mną o Zbawicielu i wciągnąć do sekty? To jak, hmm?

- Podoba mi się Twój głos. - Odpowiedział jak gdyby nigdy nic. Na to na razie nie wiedziała, co odpowiedzieć i nie miała pojęcia, dokąd ta rozmowa zmierza.

@Shogo Tomomi
Itou Alaesha

Warui Shin'ya and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Itou Alaesha

Sob 11 Lis - 16:34
Przygotowałam małe DLC do poprzedniego posta. Na zachętę do odpisu. Amaterasu jinja - Page 2 1529589974 @Ejiri Carei

~~~~~
Cisza między nimi przedłużała się. Mężczyzna zachowywał się tak, jakby wcale nie poczuwał się do współuczestniczenia w rozmowie, a milczenie miało być zabawnym sposobem na wyciśnięcie z niej chociaż jeszcze paru słów. Alaesha wciąż siedziała na rozgrzanym betonie altanki, trzymając w ręku lekko tlącego się papierosa. Wzięła go ponownie do ust i zaciągnęła się – tym razem mocniej. W jej głowie świat delikatnie zawirował, ponieważ na co dzień wcale nie paliła. Rozejrzała się dookoła i w zasadzie wszystko było takie samo, jak jeszcze przed jego przyjściem. Było cudownie gorąco i pięknie.

Nieznajomy wydawał się być najbardziej zrelaksowaną osobą na świecie, przy czym jego spokój udzielił się również Itou. Poczuła, jak niezmiernie nudne są konwenanse, których wciąż się jeszcze trzymała. Oraz że wcale ich nie chce, ani nie potrzebuje. Od czasu „przejścia” niezwykle rzadko czuła strach przed czymkolwiek. Na innego senkenshę mogłoby to wywołać odmienny skutek: chęć kurczowego przyciskania do siebie ponownie zdobytego życia. Natomiast ona od tego czasu czuła się wolna. Jedynie nie zawsze wiedziała, jak żyją prawdziwie wolni ludzie i musiała się tego sama uczyć.

Poczuła przemożną chęć zagrania w tę grę, poudawania, że znają się od zawsze. A nawet więcej – chciała sprawić, aby to uczucie przez moment wydawało się najszczerszą prawdą. Przysunęła się do niego plecami i położyła głowę na jego ramieniu. Paliła dalej papierosa, przyglądając się wysokim drzewom i płynącymi powyżej chmurom.
- Uwielbiam taką pogodę. Dni takie jak te są dla mnie kwintesencją szczęścia i relaksu, wiesz? W ogóle to całkiem zabawne, ale wypadło mi z głowy, jak masz na imię.
Itou Alaesha

Ejiri Carei and Arihyoshi Hotaru szaleją za tym postem.

Shogo Tomomi

Wto 2 Sty - 23:44
Lubił prowokować. I nie próbował nawet udawać, że mogło być w jego wykonaniu inaczej. Wpisaną miał wręcz w naturę potrzebę, by poddawać nieznajomych (i znajomych) nieoczywistością zachowań. Była to broń obusieczna, bo tak prędko, jak potrafił wybić z cichości własnych myśli - obcych, tak - sam wkraczał na nowy tor prawdy. Ta, wybijała się wyraźniej, mówiąc - o rozmówcach więcej, niż chciałoby się przyznać. Nieoczekiwane zachowania, pytania i gesty, rysowały w końcu pękniecie, rysę na szkle maski, którą na co dzień wkładało się na twarz. A Shogo - znowu - lubił zaglądać pod ich krawędzie, podważać sklejone ze skórą faktury, kryjące chowane tajemnice. Gra, której zalążek wpoił mu ojciec - nieświadomie. Arkana doszlifował najpierw wojsku, potem...z nią. Dziwną tradycje kontynuował bez skrupułów, z czasem zapominając, że było w tym cokolwiek z premedytacji. Bo i zaskoczenie reakcją, łaskotało uśmiech, co na co dzień kleił się do warg, rozmywając cienie błąkających żałośnie wspomnień. Być może za to, taka była już natura yurei.
Papieros, jak artefakt, przeniósł się z ust do ust. Jego ścieżkę śledził bez wstydu, leniwie pauzując wędrówkę dokładnie na czerwieniejących, kobiecych wargach. patrzył z przyjemnością, jak zaciągała się dymem, a ten ten ulatuje potem z ust, rozsiewając srebrną mgłę wokół czerni półdługich włosów. Przez pryzmat oddechowej mgły, naprawdę przypominała wyrwane z zaświatów bóstwo, nieświadome nawet zagrożenia, jakie przypełzło. A jednocześnie, rozbrajającą stanowczością przyjmując i wpuszczając do swego świata drażniącą obecność. Kto na kogo zakładał pułapkę właściwie? - Wiele w tobie ładnego - niezrażony milczeniem, ani brakiem wyraźnej reakcji, kontynuował spostrzeżenia, gdy - tak od niechcenia, pojawiło się imię. A więc, podejmowała grę. Niejako wplecioną między słowa, zaistniałą w momencie, gdy przekroczył próg małego królestwa, w którym artystka malarsko odcięła się od świata, zanurzając się w otaczającym ją natchnieniu. A kradnąc spojrzeniem ułamek kolorów, zaścielających odłożone płótno, zakładał, ze nie wliczała ewentualności portretowych. Przynajmniej nie dziś.
Nienaturalny wręcz spokój opadł na ramiona, oczyścił myśli, gdy z westchnieniem ulgi opadł niżej. Wsparta na filarze skroń zbierała ciepło nagrzanego drewna, jednocześnie, chłodząc w zastałym w altanie cieniu. I jeśli początkowo przypisywał aurę miejscu, tak czas i obecność obok, wskazywała na artystkę, z nienachalną projekcja przypominając, że była w tym po prostu kobieca natura. Zbyt często współcześnie zgniatana w ramach postępowości świata. Odpoczywał więc nie dlatego, że dał ciału schronienie prze parzącym gorącem, ale przez towarzystwo już nie tak nieznajomej, która zachować musiała w sobie tak rzadką w spotkaniu - naturę. Była urzekająca.
- Do zaoferowania wcale nie muszą być tylko słowa, Ala - odpowiedział lekko, z jakimś błyskiem, co toczył się w źrenicach, jak rozjarzony oddechem płomyk na rozpalonym jadeitem drwach. Mógłby przysiąc nawet, że znał kolor kawy, co drżał w oczach towarzyszki, że spotkał tę jasność tańczących na licach cieni - za każdym razem, gdy przechylała głowę, czy też ważyła na języku słowa. A chociaż odwrócił finalnie wzrok od kobiecej sylwetki, poddając się rozluźnieniu, ruch i przyjemny ciężar na ramieniu, bardziej niż wyraźnie zaznaczył, co właściwie wywołał i jakim efekt raczyła go rzeczywistość, ubrana w śliczne ciało Alaeshy.
Przymknął powieki, poddając ciężkość dnia zyskanej chwili oddechu. Przechylił nawet głowę bardziej, by lekko oprzeć linię szczęki i brody o czubek kobiecej głowy. Uderzyła go mieszanka świeżych woni kwiatów i... czegoś cięższego. Farby przypomniał sobie, nie otwierając oczu, ale wsuwając wygodnie ramię pod kobiecy bark, by znalazła pełniejszą wygodę - O tym mi jeszcze nie mówiłaś - głos wibrował, bo słowa nie musiał byc głośne. Wystarczyła bliskość, gdy dźwięki odbijały się miękko o płatek kobiecego ucha - ...i przyznam, że tą kwintesencją cieszyłbym się razem z Tobą - była przecież blisko. Bliżej, niż spodziewać się mógłby jeszcze chwilę wcześniej.
- Jeśli ci przypomnę - uchylił jedno oko, w teatralnym oburzeniu spoglądając na kobietę i mierząc się z intrygującym ciepłem jej źrenicy - nigdy więcej nie będziesz mogła zapomnieć - podkreślił wyraz, przechylając się odrobine bliżej jasnego policzka. Wciąż jednak wystarczająco daleko, by mogła odsunąć się lub - nawet zdzielić go w podobnym oburzeniu - Tomomi. Shogo Tomomi - szepnął, rosząc wilgocią oddechu blady policzek, po czym, odsunął się taktownie, jak gdyby nigdy nic, wracając do przyjętej wcześniej pozycji - najlepiej, jakbyś zapisała. Na przykład w telefonie - dodał od niechcenia, wysuwając gdzieś z kieszeni swój własny. I podsuwając chłód plastyku pod smukłe palce Alaeshy.

@Itou Alaesha


You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
Shogo Tomomi

Itou Alaesha ubóstwia ten post.

Itou Alaesha

Nie 7 Sty - 22:22
Czarnowłosy siedział oparty o filar, przyglądając się jej ciekawie przez dłuższą chwilę, nim przerwał milczenie. Z jego ust popłynął kolejny komplement, przez co poczuła obawę, czy oby nieznajomy zbytnio do niej nie „przywiązał”. Z tego względu odpowiedziała nieco obcesowo, jednocześnie zostawiając, na wszelki wypadek, furtkę do dalszej rozmowy.
Dziękuję. Wiem. Mam w domu lustro. W Tobie również. – Wystrzeliła słowami jak z karabinu, ściągając brwi w kpiącym uśmiechu. Niemniej zaczęła mu się przyglądać i w głębi ducha przyznała, że mężczyzna rzeczywiście był niczego sobie. Wesołe ogniki w jasnych oczach i szelmowski uśmiech przydawały młodzieńczego charakteru rysom dojrzałego mężczyzny.

Nieznajomy rzucił jeszcze jedno zdanie, zrywając wszelkie konwenanse i zwracając się do niej zdrobnieniem. Widać nie zamierzał pozostać dłużny po jej równie niekonwencjonalnym przywitaniu. Alaesha nie kwapiła się do odpowiedzi, więc i on przymknął oczy w rozluźnieniu. Wykorzystała tę sytuację, aby jeszcze lepiej się mu przyjrzeć. Omiotła wzrokiem ciężkie buty, długie nogi, dostrzegalną pod koszulą klatkę piersiową, kończąc swoją wędrówkę na odsłoniętej szyi i mocno zarysowanej szczęce. Ze swoich oględzin mogła wysnuć dwa wnioski – był ubrany trochę za grubo jak na żar lejący się z nieba i to, że... spodobał się jej.

Uwagę Alaeshy przykuła blizna ciągnąca się przez prawy policzek. Itou nie znała historii nieznajomego, więc nie wiedziała, jak się jej nabawił. Niemniej była zdania, że za powstawanie blizn najczęściej odpowiadały trywialne, nieszczęśliwe wypadki. Nawet jeśli otrzymał ją w szemranych okolicznościach, to za jej powstanie powinno się winić oprawcę, a nie osobę z zabliźnioną skórą. Dla niektórych taka blizna mogła być szpecąca, jednak Alaeshy wydała się naturalnym elementem „jego”. Znamię było jak złote kintsugi, które w piękny sposób naprawiło „potłuczony” policzek, nadając właścicielowi charakteru i ukazując jego finalną formę.

Atmosfera zdecydowanie rozluźniła się, a długowłosy jegomość jednak nie miał zamiaru być nachalny. W Alaeshę jakby wstąpił jakiś psotny yokai, przez którego podszepty podjęła się gry z nieznajomym. Zakładała, że chwilę poflirtują, a potem każde pójdzie w swoją stronę. Oparła się więc o jego ramię i słowa w końcu zaczęły z niej płynąć. Zaciągnęła się papierosem, po czym trzymając go w dwóch palcach, podstawiła go pod wolną dłoń towarzysza. Nie miała zamiaru być speszoną dziewczynką i była ciekawa jego reakcji. Nie spodziewała się jednak, że bliskość mężczyzny okaże się tak przyjemna i... czuła. Jego głos drgał w okolicach ucha, zaskakując miękkością kontrastującą z wcześniej przedstawioną zadziornością.

Mówisz, że mógłbyś rozkoszować się tym razem ze mną? A czy ledwie przed chwilą nie mówiłeś, że maluję w ekstremalnych warunkach? Nie wydaje mi się, abyś aż tak bardzo lubił upały. – Uśmiechnęła się pod nosem, zadowolona ze swojego kontrargumentu. Co jak co, jeśli chciał z nią grać, to musiał się wysilić.

Oparcie brody o jej głowę było kolejnym zaskoczeniem, co jednak Alaesha uznała za niezwykle urocze. Efekt ten dodatkowo spotęgowało podsunięcie ramienia, dzięki czemu usiadła zdecydowanie wygodniej. Byli naprawdę blisko siebie, mógł wykonać jakikolwiek inny, niekoniecznie tak subtelny gest. Mimo że niewątpliwie starał się ją speszyć i skokietować słowami, to gesty wskazywały, że mógł mieć coś więcej do zaoferowania. Siedziała niemal wtulona w zupełnie obcego mężczyznę. Było w tym jednak coś zgoła innego od gwałtownej bliskości, i przyjemności, jakiej zdarzało jej się zaznać pod wpływem chwili z mniej i bardziej znajomymi jej ludźmi. Tą drobną grą podarowali sobie namiastkę intymności i czułości. Odczucia zarezerwowane dla osób, które długo na nie pracowały, oni dali sobie zupełnie za darmo. Wręcz „na zeszyt” z niezasłużonym z żadnej strony kredytem zaufania.

Shogo. Tomomi. Ach, tak. Wątpię, żebym mogła zapomnieć... – Niespiesznie zważyła słowa na języku, wypowiadając po raz pierwszy jego nazwisko. – ... po takim wyjątkowym spotkaniu. – Dodała ciszej, unosząc kącik ust w filuternym uśmiechu, który jednocześnie stanowił część ich gry, jak i nieco łamał jej zasady. Sposób czarnowłosego na poznanie jej numeru telefonu był tak samo pomysłowy, co zabawny. Alaesha potrafiła docenić jedno i drugie, traktując je jako dwie strony medalu kreatywności. W końcu czy mogło być dla artystki coś bardziej urzekającego niż swobodna inwencja twórcza? Tym samym zachowała powagę, nie pozwalając sobie na wybuch śmiechu. Ponownie wczuła się w rolę, do której scenariusz była zmuszona pisać na bieżąco.

Przecież już masz mój numer. Zaraz go znajdę i Ci pokażę. – Wzięła telefon z jego ręki, siadając obok, tak, żeby nie widział ekranu. Zręcznie wpisała numer, podpisując go nazwiskiem i imieniem.
Spójrz, Shogo, był tutaj cały czas. – Oddała mu telefon, pokazując zapisany kontakt. W kontraście do poufałości mężczyzny Itou specjalnie zdecydowała się na zwrócenie się do niego nazwiskiem. Zazwyczaj to ona była osobą skracająca dystans, jednak w tym wypadku czuła, że podtrzymanie go w tym aspekcie, będzie bardziej ekscytujące. Zmieniając pozycję, mogła przyjrzeć się jego reakcji. W tym momencie słońce przesuwające się po niebie przebiło się przez gałęzie, spadając kaskadą na sylwetkę Tomomiego. Na ten widok ściągnęła brwi w skupieniu i obrzuciła go szybkim spojrzeniem. – Nie ruszaj się! – Rzuciła rozkazująco. Sięgnęła po swoją torbę, wyciągając ciało do przodu w klęczkach. Delikatnie zasłoniła wetknięty do środka bluszczyk, wyciągając szkicownik oprawiony w czarną skórę i miękki ołówek. Czy szkice należało robić twardszym ołówkiem? Owszem. A czy Alaesha miała to gdzieś? Jak najbardziej. Przy czym często jej szkice często stawały się pełnymi rysunkami. Otworzyła szkicownik mniej więcej w połowie, wertując zamazane kartki. Podsunęła się do Shogo, po czym szybkimi ruchami nakreśliła jego sylwetkę i zaznaczyła kąt i ścieżkę padającego światła. Co chwilę zerkała na swojego modela, to wracała do kartki papieru. Nie zauważyła nawet, że oparła o jego udo swój lewy piszczel, a prawą stopę wetknęła gdzieś pod jego ugięte kolano. Obiektywnie było to całkiem zabawne – w rzeczywistości wcale nie musiała przy nim niczego odgrywać, żeby zachowywać się tak, jakby się znali.

Okay, wystarczy. Resztę mogę dorysować z pamięci. – Zamknęła notatnik, wychodząc z chwilowego skupienia.

@Shogo Tomomi
Itou Alaesha

Shogo Tomomi ubóstwia ten post.

Shogo Tomomi

Sob 3 Lut - 22:26
Czas przepływał między pałacami, ale nie starał się go zatrzymywać. Pozwalał jego tchnieniu swobodnie go mijać, jakby w przeświadczeniu. że naprawdę - pierwszy raz od dawna - było mu to potrzebne. Wierzgający przy piersi przeświadczenie, o ściganym go celu, zdawało się uciszyć, zatrzymane gdzieś pomiędzy senną aurą altany, albo uwięzione w slocie wijących się roślin. Na chwilę, na teraz - był wolny. I karmił się jej silą, jak wygłodniały pies. Chciał zatrzymać jej fragment na dłużej. Ten, mieniący się iskrą ciekawości, płynący przez kobiece źrenice, której ze słowa na słowo, podsycała jego tchnienie - Dziękuję wiem. Widzę to w Twoich oczach - nic, wiło się bez siły, a zaczepnie oparte na wargach wyrazy, przemknęły jak odbicie żywej prowokacji. Tej tkanej przy użyciu pełnych warg i kobiecej natury.
Myśli płynnie zbierały się na języku, jak poranna rosa na kłosach trawy. Nie starał się nawet sięgać po tajniki flirtu, a ten, wibrował energią, pozbawioną woli, ale wijąc się miedzy dwiema sylwetkami, jak omiatających ich powiew wiatru. Nienachalny, orzeźwiający, wypełniający pustkę zalegającą czasem między powinnością a pragnieniem. Rozluźnienie pięło się wyżej, zrywając więzy przy barkach, opuszczając ramiona, gdy głowa wsparła się o chłód filaru. Byłby zasnął. Niewiele brakowało, by poddał się płynącej chwili, zgiął kark pod jarzmem gorąca - nie tylko tlącego wokół powietrza - ale i tego migoczącego zaczepną iskrą, przeskakującą miedzy - wydawać by się mogło - nieznajomych. Nic jednak co prawda miała do powiedzenia na temat ich relacji, nie przebiło skali gry, w jakiej płynnie wzięła udział para wsparta o siebie w opuszczonej altanie. Byc może - opuszczonej tylko przez ludzką pamięć. Miejsca przecież były zależne od bóstw. Podobno. Co obserwowało ich dzisiaj? I ta myśl, drżała sygnałem czujności. tej nabytej w wojsku, gotowej do rozbudzenia, gdy tylko alarm zagrzmi szeptem zbierającego się gdzieś w okolicy niebezpieczeństwa. Ślepia, chociaż powieką zamkniętą, odgradzały się od czujnego spojrzenia, wciąż drgały, oddając wodze prowadzenia pozostałym zmysłom. Nawet jeśli kobieca obecność, silniej obejmowała kolejne aspekty postrzegania rzeczywistości. Dotykiem, czuciem bliskości wspartej o jego ramię. Zapachem splecionych woni. Drganiem głosu, zbyt blisko, by umknęło skupieniu.
Wiedział, że mu się przyglądała. Znajome łaskotanie na karku, niemal fizyczne liźnięcia wzroku, ścigającego linię jego profilu. Kąciki ust uniosły się znacząco, ale milczeniem oddał nagły impuls pod okiem, dokładnie w miejscu nierównej blizny. Chwytał tchnienie oddechu i wypuszczaj chmury tytoniu. Ulotny dotyk przy dłoni pozwolił mu przejąć zwitek papierosa, by wsunąć go między wargi. Od niechcenia obrócił go, przygryzające końcówkę i dopiero wtedy chłonąc w płuca dawkę nałogu.
- Ekstremum ma różne wymiary. I płaszczyzny. A gorąc jest moją domeną - odpowiedział zdawkowo, bardziej odlegle, nie oczekując, że lakoniczność zniechęci  kobietę to wycofania. Wystarczająco wiele symboli wplatali między tok rozmowy, by byli w stanie rozumieć ich pełnię. I tak, jak nie znał jeszcze ekstremum źródeł swojej towarzyszki, tak - dzielić się nie mógł tajemnicą wciśniętą w jego jestestwo. To, obleczona skórą yurei. Tutaj, teraz, na moment - zatrzymaną w nieoczekiwanym ujęciu dwóch losów.
Nie spodziewał się, jak łatwo przyjdzie mu zerwać z maską, której tarczę przywdziewał na co dzień. Jej spękane linie forsował wolą, a jednak, wbrew ciężkim postanowieniom, nawykom, parciu natury - odsłaniał część, tak długo ukrytą. Bo przecież zarezerwowaną do tej pory tylko dla niej. Naturalnym mu się zdawała oferowana i przyjęta czułość. Znamiona pozbawione intensywnej, głodnej wręcz zadry gwałtownego pożądania. Chociaż, tliły się instynkty, krążyły łagodnie. Czekając na zaproszenie. Nie dziś. Nie? Papieros zakołysał się na wardze.
- Mam taką nadzieję. Inaczej byłoby mi przykro - podkreślił w odpowiedzi ostatnie słowo, ale znowu, kołysała się w niej nieuchwytna iskra zaczepności. Tej i tak pełno było między wymianą płynącą z ust do ust. Wysunął tytoniowy zwitek, przechwytując w lewą dłoń - I kiedyś mogłabyś żałować - ciszej, bliżej ucha, odsuwając się, by podsunąć papieros ku dziewczynie. Sam, kończyć go przecież nie miał zamiaru. Wolna dłoń wysunęła telefon, który zakołysał się w placach artystki. Z niejaką ciekawością uniósł brew, potem uchylił powiekę, zerkając na zwycięstwo czarnowłosej. Prawdopodobnie nie miała pojęcia, jak wiele uroku rozsypywała swoim uśmiechem i czułą wręcz, ale szczera filuternością - Rzeczywiście - zapamiętał imię. Zapamiętał nazwiskom błyskające światłem na wyświetlanym ekranie telefonu.  Wyróżniało się - pozbawione zwyczajowej maniery nadawanych przydomków, czy czystych zapisów numerów - klientów. I gdyby tylko Alaesha miała dostęp do spisu, mogłaby dostrzec jak nikła była lista rzeczywistych kontaktów.
Do wołanego nazwiska, był przyzwyczajony. To imię stanowiło wyjątek. I chociaż to ona pierwszy skrócił dystans, umknął mu moment, który przepłynął z imienia do nazwiska, byc może nawet, dając mu nowe narzędzie do rozumienia - swojej aktualnej bohaterki dnia. O tym, że nią była - nie dałby sobie zmienić i nie wierzył, ze cokolwiek miało to zmienić. Być może za to pojawić się w dniach mogła częściej. Myśl kusząca, zatoczyła w umyśle dziwny galop i zatrzymała się gwałtownie, jak hamowane na zakręcie auto.
Nie ruszaj się!
Słowa, jak komenda w wojsku, wyrwała go z rozluźnienia, w wyrobionym przez lata musztry nawyku, prostując sylwetkę w gotowości - do odzewu. I walki. Uchylone powieki, odsłoniły jednak przyczynę rzuconego wyzwania. Alarm opadł na ramiona, ale jadeit spojrzenia, czujnie lawirujący po sylwetce, odkrył zupełnie inny poziom wskazanego zagrożenia. A gdy artystka sięgnęła po szkicownik wróciła bliżej - podsunął się - na krótko - zaglądając ku kobiecej twarzy - Nie poddam się bez walki - rzucił tylko, odsłaniając przy tym biel zębów i niemal wilczy uśmiech, tak różny od tych serwowanych do tej pory. Tych o kropli łobuzerstwa. Lekkoduch zniknął, jak przegoniona senność, ale tak, jak przywołana baczność się pojawiła, tak rozpłynęła pod artystycznym skupieniem. Ciało ponownie wsparło się barkiem o filar, ale oczy pozostawił wpatrzone w siedzą naprzeciw dziewczyną. Bezczelności był sposób, w jaki omiótł kobiecy profil, linię odsłoniętej szyi, zarys kości obojczykowych.  Skupił i na zgrabnych nogach, wspartych o jego bliskość. Nie przeszkadzał mu dotyk. Lgnął zazwyczaj, a jednak pozostawiał go na poziomie zetknięcia, które łączyło - ale nie spajało. Nie w sensie, który poznał na wiele rożnych sposobów. Finalnie, wzrok opadł na smukłości paliczków, które tak płynnie tańczyły na bieli kartki, wyciągając grafitem ołówka postać - jego własną. To - była nowość.
- Z pamięci - powtórzył, wyrwany z obserwacji, gdy usłyszał klaśniecie szkicownika - co z nim potem zrobisz? - zdążył zapytać, gdy odsunięty telefon - zawibrował. Nie musiał sprawdzać by wiedzieć, że klient skończył interesy w świątyni - Chcę go zobaczyć. Następnym razem, jak się spotkamy - zakomunikował, zwinnie wymykając się z ujęcia i podnosząc do pionu. Nim jednak powiedział więcej, przeciągnął się i pochylił, wysuwając rękę przed siebie, oferując wsparcie.
- Do zobaczenia - rzucił zerkając za siebie i mrugając okiem w życzliwym rozbawieniu, gdy w końcu wsunął na nos okulary, które - gdzieś wcześniej musiały zsunąć się z włosów. Nie tłumaczył się, pozostawiając za sobą altanę i niezwykła artystkę.
Wiedział, że czekało ich więcej.

@Itou Alaesha


You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
Shogo Tomomi

Itou Alaesha ubóstwia ten post.

Itou Alaesha

Czw 8 Lut - 17:02
Och, jakiż on był pewny siebie. Aż za bardzo! Alaesha zastanawiała się, ile było z tego rzeczywistego niewzruszonego poczucia własnej wartości, a ile gry, przykrywającej inne aspekty jego osoby, którymi być może niezwykły był się dzielić. Niemniej, wraz z tokiem rozmowy mężczyzna zaczął się rozluźniać i też bardziej z nią rozmawiać niż flirtować. Choć Alaesha z przyjemnością przyjmowała obie formy kontaktu, nawet jeśli na niektóre stwierdzenia miała ochotę przewrócić w rozbawieniu oczami. Mimo wszystko swoje reakcje ograniczała jedynie do lekko kpiących uśmieszków i wysoko uniesionej do góry brwi — w końcu dopiero się poznali, a ona chciała zobaczyć, na co go stać. 
Cóż, ja też lubię, jak jest gorąco. — Odpowiedziała zdawkowo. Nie nadała swoim słowom żadnego konkretnego znaczenia, dając mu możliwość wyboru interpretacji. 

Podobała jej się ta chwila zaufania pomiędzy nimi jako dwojgiem nieznajomych. Już dawno nie poznała takiej osoby, z którą rozmowa po prostu by płynęła, szczególnie bez ani jednej kropli alkoholu. Choć niewątpliwie korzystali z jednej używki — nikotynowego zwitka — przenoszonego z ręki do ręki i z ust do ust. Papieros, choć sam w sobie nie mógł mieć zbyt wielkiego wpływu na ich zachowanie, może poza lekkim zawrotem głowy u Alaeshy, odgrywał rolę narzędzia. Narzędzia do badania i przesuwania granic, służącego w tym wypadku również do nawiązywania więzi. Spod przymrużonych powiek obserwowała jak wsuwa filtr między wargi, wpierw przygryzając go. Reakcją kobiety na ten całkiem ładny obrazek, było lekkie przygryzienie własnej wargi. Shogo zaciągnął się, po czym wypuścił prosty i gładki strumień dymu — widać było, że ma w tym wprawę i pali często — po czym podsunął narzędzie z powrotem ku dziewczynie. Wzięła papierosa z jego dłoni, przypadkowo muskając jego palce. Uchwyciła zwitek ponownie i spojrzała prosto w zielone oczy. 
Mówisz, że byłoby Ci przykro, gdyby przypadkowa dziewczyna zapomniała jak się nazywasz? Hmm ciekawe. — Zaciągnęła się. — A jeszcze bardziej ciekawi mnie... — Wypuściła kłębek dymu z ust. — ... czy byłbyś w stanie sprawić, żebym tego rzeczywiście pożałowała. — Uniosła tylko jeden kącik ust obserwując wyraz twarzy Shogo, gdzie przewrotny uśmieszek nie zdradzał niczego konkretnego.

Błysk promieni słonecznych spomiędzy listowia wzbudził w niej impuls inspiracji, któremu nie mogła się powstrzymać. Mężczyzna trochę spiął się pod jej nagłym wykrzyknieniem, z czego zdała sobie z tego sprawę dopiero po chwili. W zasadzie rzeczywiście mogło chodzić o jakiegoś węża lub pająka. Na szczęście Shogo szybko zrozumiał jej intencję, a napięcie opadło z jego ramion. To, co jednak jej się nie spodobało, to to, że się ruszył.
Nie ruszaj się... — Powtórzyła, przegryzając głoski w ustach. - ...proszę. — Dokańczając jednak zdanie w sposób mało przypominający prośbę i wskazując gestem dłoni, żeby wrócił do wcześniejszej pozycji. W tym momencie wena odgrywała pierwsze skrzypce, a on, na ten krótki moment, został jedynie jej ucieleśnieniem, muzą, z której mogła zaczerpnąć. 
Rysunek sprawiał jej ogromną przyjemność i całkowicie się w nim zatraciła. Mężczyzna siedział spokojnie, a ona mogła bezkarnie obrzucać jego sylwetkę spojrzeniem — w imieniu sztuki oczywiście. 
Co z nim zrobię? Dokończę, a potem zostanie w moim szkicowniku. Albo odprawię nad nim jakieś czary i spalę — jeszcze nie postanowiłam. — Roześmiała się, podając absurdalną odpowiedź. Cóż mogła zrobić z rysunkiem? Aczkolwiek pytanie mężczyzny, który prześwietlał ją swoim zielonym spojrzeniem, wzbudziło w niej przewrotną chęć namalowania również jego obrazu. Nie zdążyła jednak tej myśli pochwycić w pełni, ponieważ przerwał ją wibrujący telefon.
Skoro chcesz zobaczyć mój szkic, to nici z palenia... No trudno. — Powiedziała, udając niezadowoloną minę, choć w ostatnie słowa wkradło się odrobinę smutku — dźwięk telefonu oznaczał koniec spotkania. 
W zasadzie nie miała jeszcze ochoty wstawać, ale przyjęła wyciągniętą dłoń. 
Do zobaczenia. — Powiedziała cicho, patrząc jak zakłada okulary przeciwsłoneczne. Zniknął za gęstwiną roślin tak szybko, jak się pojawił. Okolice altanki wciąż były zupełnie spokojne, a lekki wiatr szumiał w liściach wysokich drzew. Nawet nie wiedziała jak długo trwała ta nietypowa wizyta — kilka minut, a może godzinę? Zupełnie straciła poczucie czasu. Opadła z powrotem na ziemię i zerknęła na swój wciąż otwarty szkicownik. Gdyby nie namacalny dowód, prosty rysunek, mogłaby stwierdzić, że jej się to tylko przyśniło. Jednak trudno byłoby jej rysować przez sen, prawda? Przejechała opuszkami palców po zarysie sylwetki, nagle się rumieniąc. Choć ich spotkanie z definicji było napiętnowane bezwstydem, to teraz chcąc odtworzyć resztę szkicu, będzie musiała szczegółowo wracać do każdej części jego ciała, próbując ją sobie przypomnieć. 

Rozejrzała się ponownie dookoła, jakby automatycznie próbując odnaleźć brakującą obecność, której jednak nie znalazła. Porzucone płócienko leżało w tym samym miejscu, a akwarelki zupełnie wyschły. Nie miała już serca do tamtego obrazka. Zamknęła szkicownik, na jego wierzchu ułożyła ołówek, a sama położyła się na rozgrzanym betonie altanki. Podłożyła ramiona pod głowę, podobnie jak będący tu jeszcze przed chwilą mężczyzna. Promienie popołudniowego słońca przedzierały się przez listowie, migocząc tym razem na twarzy Alaeshy. Zamknęła oczy, próbując odtworzyć w głowie fragmenty spotkania. Wtem, gdy poczuła się już niemal błogo, otworzyła szeroko oczy. 
Ups! — Wyrwało się z ust Alaeshy, ponieważ zdała sobie nagle sprawę z tego, że nie wzięła od niego numeru telefonu.
W takim razie kolejny ruch pozostaje po jego stronie. — Mruknęła do siebie i przeciągnęła się. Z jakiego powodu miałaby zajmować się przyszłością, na którą nie ma wpływu, gdy słońce tak przyjemnie przygrzewa?
@Shogo Tomomi


KONIEC WĄTKU ♥
Itou Alaesha

Ejiri Carei ubóstwia ten post.

Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku