Salem
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Wto 17 Sty - 19:27
Salem


Salem – miasto w Stanach Zjednoczonych, w Hrabstwie Essex (Massachusetts).

To zachowane w starodawnym stylu miasto rolnicze skupiające się również na połowie ryb oraz ulokowane przy porcie rybackim. Wyglądem oraz naturą nie przypomina nowoczesnych, amerykańskich miast; ciągnie za sobą mityczną otoczkę wywołującą u odwiedzających drobny dreszcz niepokoju. Mroczna historia sprawiła, że spowiła je gęsta mgła oraz szarość typowa dla dawnych czasów. Nie brak tu cmentarzy, rozsianych dookoła lasów oraz mieszkańców rzucających obcym spojrzenia spod byka. Ciężko powiedzieć skąd bierze się owe podejście tutejszych wobec turystów. Być może nawiedzeni przeszłością cały czas trzymają rękę na pulsie, a być może postanowili zachować mroczny klimat, zapewniając sobie tym rozgłos i napływ pieniędzy.

Haraedo
Hecate Shirshu Black

Wto 17 Sty - 23:34
17 stycznia 2037 roku;
późne południe

 Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo tęskniła za tym miejscem. Nie za samą Ameryką, bo akurat ta nie miała większego znaczenia, ale za Salem, z którym przecież wiązała całe dzieciństwo i wiele innych spraw. Wyglądanie przez okno samochodu, którym mieli dotrzeć pod dom rodziny Black sprawiło, że milczała przez całą drogę. Obserwowała wszystkie te sklepy, budynki oraz atrakcje, które nie zmieniły się ani odrobinę od czasu, w którym wyjeżdżała do Japonii. Miasto najwyraźniej wciąż trwało przy tym, by utrzymać wszystko w specyficznym, nieco staroświeckim stylu.
 Dopiero po wyjściu z pojazdu nieopodal wielkiego drewnianego domu wyciągnęła ręce nad siebie, naciągając wszystkie zastałe mięśnie. Nie obeszło się również bez drobnego ziewnięcia, które zniknęło za wierzchem dłoni. Zwróciła wzrok wpierw na chatę, później na panoramę miasta, a na końcu na cmentarz który z niewiadomych przyczyn ktoś w przeszłości umiejscowił tuż obok wyglądające jak z horroru posiadłości.
 – Umieram z głodu. Mam nadzieję że ciotka nie przygotowała słynnej potrawki z nieboszczyka – zaśmiała się.
 Z pewnością żartowała.
 A może nie?
 – Choć podejrzewam że wolała zaczekać i zapytać na co mamy ochotę... Co byś zjadł? – Mówiąc spojrzała na Shina przez ramię; posłała mu szeroki, może nieco pokrzepiające uśmiech, jakby nie do końca pewna, czy odnajdywał się w nowym miejscu.
 Nie bawiła się w żadne szukanie klucza po wycieraczką ani używanie dzwonka do drzwi. Po prostu leniwie nacisnęła klamkę i przekroczyła skrzypiący próg, niknąc w mroku tuż za nim. Wewnątrz było chłodno. Znacznie chłodniej niż można było przypuszczać, toteż Shirshu od razu powiodła wzrokiem do kominka w salonie – delikatnie się w nim tliło, toteż pani domu musiała być w pobliżu. Młoda Black zostawiła więc niewielki bagaż przy ścianie i zrzucając płaszcz z ramion skierowała kroki ku stojakowi na drewno. Dwa większe kawałki wylądowały wewnątrz, już po chwili zajmując się ogniem.
 – Szukanie jej jest bez sensu. Pewnie bierze kąpiel albo przeklina sąsiadów... W każdym razie, gdy będzie chciała, to nas znajdzie.
 Ogarnęła długie kosmyki z twarzy i usiadła na dywanie tuż przed kominkiem, najwyraźniej mając w planach nagromadzenie odrobiny ciepła. – Proszę, rozgość się – zachęciła, chowając we wnętrzu dłoni kolejne ziewnięcie.

| ubiór: czarna koszulka na ramiączkach, ciemnozielona koszula zarzucona na ramiona, ciemne rajstopy, trampki ponad kostkę, spodenki


Ostatnio zmieniony przez Hecate Shirshu Black dnia Wto 19 Wrz - 15:14, w całości zmieniany 1 raz



Salem Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Shirshu Black

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Warui Shin'ya

Wto 17 Sty - 23:40
Lot samolotem przeżył jak Dean Winchester w pilotażowym odcinku, głównie trzymając się losowych przedmiotów i zachowując jak zesztywniałe kocię złapane za kark - stał się dziwnie małomówny, rozkojarzony albo wręcz przeciwnie: nagle odpowiadał za szybko i trochę zbyt głośno, wyrwany z letargu napędzanego lękiem graniczącym z paniką. Salem przywitał więc niewiele mniej entuzjastycznie niż sama Hecate - choć z całą pewnością z innych niż ona powodów. Dopiero w samochodzie mógł wyciągnąć nogi, walcząc z ich galaretowatością i chorym wrażeniem, że stawy w kolanach wymieniono na miękką watę. Jak inaczej miałby wytłumaczyć powód, dla którego z każdym krokiem narastała szansa na to, że ciało odmówi posłuszeństwa? Zapadając się więc w siedzenie pojazdu odczuł ulgę; trasa okazała się wystarczająco długa, by puściły nerwy, a on sam odzyskał przynajmniej częściową kontrolę nad umysłem. Umysłem, który zaczął zapełniać się nowymi obrazami i dźwiękami - zwłaszcza obcymi słowami, rozumianymi jedynie piąte przez dziesiąte.
Wysiadając z auta rozumiał jeszcze mniej.
Drewniana chata przypominała obraz wycięty z horroru - stanowiła wypisz wymaluj kalkę pierwszego lepszego nawiedzonego miejsca, omijanego szerokim łukiem przez pobożnych mieszkańców każdej szanującej się wsi.
- Z nieboszczyka? - powtórzył za nią; ale cicho, bardzo cicho, niemal na granicy szeptu, rozbieganym wzrokiem krążąc po otoczeniu, po rosnącym drzewie, które jak strażnik sterczało przy posiadłości, po domostwie, w którym przyjdzie mu żyć przez następne dni, wreszcie po cmentarzu i samej Black - kompletnie niezaskoczonej widokiem makabrycznych kadrów. - Posłuchaj... - zaczął dziwnie nieporadnie, zarzucając pas od torby na ramię, lewą ręką chwytając jej walizkę. - Nie wiedziałem co wziąć dla twojej ciotki... wspominałaś o whisky, ale to mało konkretne, więc kupiłem po jednej z każdego rodzaju i...
Shirshu szła już w stronę domu, a on nieświadomie podążył za nią, trzymając się wystarczająco blisko, by w razie potrzeby móc zdać się na jej doświadczenie i znajomość norm przyjętych przez Salem.
Tak naprawdę nic o tym miejscu nie wiedział; znał oczywiście plotki, jakie krążyły wokół miejscowości, liczne legendy i powiązanie z motywem hurtowego palenia wiedźm na stosach. Były to jednak czubki gór lodowych, sama wierzchnia warstwa rzeczywistej historii. Rzecz jasna, mógł zrobić rozeznanie, zgarnąć dla siebie nieco wiadomości, dokopać się do informacji, które teorią mogły mu pomóc w praktyce. Nie zrobił tego, wpierw zrzucając to na karb braku czasu i przemęczenie, ale ostatecznie nie był przekonany, czy to dobre argumenty.
Może do samego końca wolał wierzyć, że został zaproszony do zwykłego, amerykańskiego mieszkania.
Wchodząc do domu jego wiara uległa natychmiastowej degradacji, miał wrażenie, że przeciska się przez niewidoczną błonę; że opuszcza świat żywych jedynie przekraczając próg, docierając tym samym do czegoś pomiędzy. Nie chodziło dokładnie o zaświaty - raczej o szczelinę między jednym a drugim. Chłodną strefę, w której obydwa światy - ludzi i duchów - ścierają się ze sobą jak puszczone na fale liście.
- Bariera językowa nie będzie wielkim problemem? - Odłożył swój bagaż i dodatkowe toboły Hecate tuż obok rzeczy, które sama odstawiła - pod ścianą. Potem ostrożnie rozejrzał się po wnętrzu, nie do końca wiedząc, na czym powinien zawiesić wzrok. Choć poprosiła, by się rozgościł, trudno mu było zaaklimatyzować się w pomieszczeniu, w którym każdy kąt, każdy mebel i przedmiot przypominał, że ktoś tu mieszkał; ktoś, do kogo to wszystko należało, dla kogo były to prywatne pamiątki i obiekty. Nawet podchodząc bliżej kominka mimowolnie inaczej rozkładał ciężar ciała - tak, aby kroki były jak najcichsze.
Stanął niedaleko Shirshu, koncentrując na niej złote spojrzenie; zapatrzył się w błysk płomieni chwytany przez czerwień jej włosów; w ciepłe barwy kładące się na policzku, nosie, na rzęsach. Choć od zawsze ciągnęła się za nią aura tajemnicy, cień staroświeckich klechd i szeptanek, dopiero tutaj poczuł w pełnej mocy jej charakterystykę. Niemal tak, jakby powracając do Salem, zaczęła na nowo wchłaniać energię tych ziem; emanowała zupełnie innym, silniejszym niż wcześniej światłem. Nim zdążył ugryźć się w język, zachować dla siebie przypadkowe przemyślenia, usłyszał własny głos - nieco rozgoryczony.
- Pasujesz tu.

ubiór + obowiązkowo maseczka;

na dłoniach rękawiczki bez palców


従順な


Warui Shin'ya

Hecate Shirshu Black ubóstwia ten post.

Hecate Shirshu Black

Wto 17 Sty - 23:52
 – ... wspomniałaś o wishy...
 Poczuła zimne prądy na plecach.
 O czarny panie, jeśli masz mnie w swej opiece, niech ta stara wiedźma tego nie usłyszy...
Przezornie rozejrzała się dookoła, sięgając wzrokiem w każdy najmniejszy kąt. Żadne źdźbło ciemnej trawy nie drgnęło niepokojąco, wszystkie cienie pozostały na swoim miejscu, a mary nie powyłaziły z cmentarnej ziemi na której stała posiadłość Blacków.
 Hecate odetchnęła z ulgą. Fiona musiała głęboko spać, lub przypalać baloniki małych dzieci końcówką papierosa. ... po chwili namysłu skłonna była uwierzyć w większe prawdopodobieństwo tego drugiego scenariusza.
 – W takim razie mam nadzieję, że wbrew pozorom masz mocną głowę... – mruknęła bardziej do siebie, niż do niego. Doskonale wiedziała, jak to się skończy. Ciotka schowa podarunek do jednej z szafek, a w zamian wyciągnie najmocniejsze ścierwo jakie tylko wpadnie jej w pomarszczone łapy. Shirshu zaczynała się zastanawiać, czy aby na pewno postąpiła dobrze zabierając tego biednego ducha za próg najgorszych czarownic w całej Ameryce. Fiona z pewnością postanowi zaprezentować mu swoją kolekcję najlepszych alkoholi.
 – Nie powinna być – wzruszyła ramieniem, z którego po chwili zsunął się materiał luźnej koszuli. Cienie rozruszane blaskiem bijącym od kominka przemknęły po bladej skórze pokrytej ciemnymi konturami rozmaitych tatuaży. – W razie czego zawsze masz mnie, pomogę. A gdy będziesz w kropce, to po prostu potakuj. Najgorsze na co możesz się zgodzić to cała noc picia... – Zapomniała jedynie wspomnieć jak ów picie może się dla niego skończyć. Postanowiła jednak póki co zachować ten drobny szczegół, bo może wcale nie będzie tak źle, może ciotka nie zarzuci swojego gościa najbardziej skomplikowanymi słowami jakie świat widział, byleby tylko pomóc mu w wykopaniu pod sobą grobu...
 ... tak, zdecydowanie miał przekichane.
 Zapatrzyła się w nieustanny taniec płomieni. Przypominał jej zimowe dni, które spędzała w tym samym miejscu siedząc między ciotką Fioną i bratem, który wtedy nie pałał do niej jeszcze tak szaleńczą nienawiścią. Po dziś dzień nie rozumiała co tak naprawdę zaszło w dniach ich dzieciństwa. Wychowywali się przecież na tych samych zasadach, uczono ich tych samych prawd i wyzywano od takich samych dziwaków. Niczym się od siebie nie różnili, a jednak rosnąca między jednym a drugim przepaść jedynie się powiększała. Powinna zapytać opiekunkę, gdzie teraz przebywał? Co się z nim stało? Czy zwolnienie z więzienia za dobre sprawowanie wciąż obowiązywało? A może znów władował się w kłopoty i wrócił za zimne pręty? Zmarszczyła nieco brwi, gdy ślad na szyi zapulsował znajomym bólem. Na ziemię ściągnął ją dopiero znajomy głos, na którego dźwięk od razu zwróciła dwubarwne oczy ku przyjacielowi.
 – Ty wyglądasz jak przedszkolak zostawiony przy kasie, gdy matka wróciła po worek pomidorów, ale nie brak ci przy tym uroku – zaśmiała się rozbawiona, klepiąc miejsce obok siebie. – Ale to kwestia czasu. Niewiele dzieli cię od tego świata, martwy chłopcze – Zmrużone delikatnie powieki i mrukliwy ton nadały jej niemal niebezpiecznej aury. Na myśl przywodziła ciemne postacie, które wyciągały ręce naprzód by wciągnąć nieświadomych w swój mrok.
 Gdy usiadł obok, zbliżyła się niebezpiecznie; niby trzymała ręce przy sobie, oplatając nimi przyciągnięte pod pierś kolana, a jednak jednocześnie była tak blisko niego, że czuła bijące od kołnierzyka koszuli perfumy. Podbródek dziewczyny wylądował na ramieniu Shina, a wzrok wbił się w środek jego oczu, niemal w samą duszę.
 – Jesteś gotowy na oglądanie horrorów przy zamawianej pizzy, jedzenie pianek przy ognisku w lesie za domem i opowiadanie strasznych, staroamerykańskich opowieści o duchach, o potworach, demonach, porwaniach i tajemnicach, które nigdy nie zostaną rozwiązane? – Ręce rozplotły się niespiesznie. Jedną z nich wsparła na dywanie za plecami chłopaka, by samej obrócić sylwetkę i znaleźć się jeszcze bliżej niego. Ciepły oddech wiedźmy padał na jego ucho, gdy kontynuowała. – Opowieści o mordercach, którzy ciała takich jak ty przerabiali na posiłki później sprzedawane rodzicom i dzieciom wychodzącym z pobliskiego parku. O młodych i odważnych, którzy przyodziani we własną dumę wychodzili nocą w zakazane lasy, a wabieni odgłosami wołania o pomoc nigdy już nie wrócili...



Salem Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Shirshu Black

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Warui Shin'ya

Nie 26 Lut - 1:41
Cmoknął rozzłoszczony na jej komentarz. - Jak przedszkolak? - powtórzył, tocząc wzrokiem po zmroczniałych ścianach i zakurzonym suficie; po słojach i misach; po pajęczynach i krągłych owadach oplecionych nićmi; po kolorowych tkaninach i odartych do żywego kościach. Wzrok zatrzymał dopiero na czerwieni jej włosów, długich pasmach kosmyków okalających urodziwą twarz. Nazwała go przedszkolakiem. Niedorzeczność. Kręcąc głową, wyrzucił z umysłu podobną wizję - stać go było na więcej. Na scenariusz, w którym prezentował się - raczej jakbym był w obcym kraju w mieszkaniu nawiedzonej kobiety z jej nawiedzoną siostrzenicą przy pełnej świadomości, że jest tu miliard duchów, którym moja obecność może się nie spodobać, ale będą na mnie szczekać po angielsku, więc nawet nie zrozumiem, co im nie odpowiada. Na kogoś takiego mogę wyglądać, półmartwa panienko.
Jego nogi posłusznie poruszyły się jednak, gdy tylko dłoń dziewczyny opadła na miejsce obok siebie. Nie zauważał takich drobnych spraw; tych licznych momentów, w których wykonywała jakiś gest, a on jak zaczarowany podążał niczym uczepiona żyłek marionetka.
Usiadł na dywanie tuż obok; blisko. Trzaskające drwa z kominka przykuły jego uwagę; może dokładnie taką miały rolę. Łatwo było go rozproszyć w otoczeniu takim jak to. Shirshu z pewnością nie była w stanie tego zrozumieć, a on, jak na złość, nie potrafił wytłumaczyć. Podobnie czuł się na cmentarzach i polach dawnych bitew; w sarkofagach i podziemnych kostnicach. Takie miejsca przyciągały jak urokliwa muzyka, ale gdy tylko przekraczał ich granicę, skóra cierpła, uszy zatykały się, w gardle grzęzły słowa - nagle znajdował się pod wodą; w świecie przytłumionym, przebodźcowanym... w melasie, w której grzęzną nieostrożne skorpiony. Dom ciotki Black był dokładnie takim obszarem - słodkim zapachem, intensywnym aż do duszności.
Wciągnął powietrze - gryzące jak tlen spryskany lakierem - akurat, gdy się przysunęła. Gdy smukła dłoń spoczęła za jego plecami, a na ramieniu poczuł znajomy ciężar. Klatka. Nie zdążył odpowiednio zareagować; zanim zrozumiał co się dzieje, obrócił już ku niej twarz. Zniknęły dzielące ich centymetry; nawet szeptane przez Hecate słowa ledwo znajdowały dla siebie przestrzeń.
Mimo przesłania nie potrafił więc skupić się na sensie tego, co mówiła. Jej ton dobiegał zza błoniastej, niewidzialnej bariery; zdania rozmywały się tuż przy uchu, tracąc znaczenie, nie będąc niczym więcej jak oddechem muskającym słuch. Wiedział jedynie tyle, że znów się z nim drażniła.
To trwało zdecydowanie za długo. Stało się normą, a przy każdym następnym razie Shirshu robiła o krok więcej. Sprawdzała go? Badała, na jak wiele może sobie pozwolić, choć już dawno przekroczyła linię? Usta Shina zacisnęły się pod maseczką w grymasie niemożliwym do sprecyzowania; kusiło, aby się odsunąć. Cierpł mu kark - oznaka psychicznej walki. Przeciwstawiał się... ale czemu właściwie? Jej obecności? Zbyt krępującemu kontaktowi?
Zesztywniała sylwetka przypominała mu o nienaturalności tego, co się dzieje, ale dłoń oderwała się od szorstkiego włosia dywanu płynnie; przemknęła niespiesznie ku górze, knykciami muskając po drodze gładką skórę wiedźmy na wysokości gardła; może specjalnie; docierając ostatecznie do czarnej tkaniny zaczepionej o własny nos. Paznokieć podważył materiał, zsunął go na brodę; lekko zaciśnięte wargi rozchyliły się, ukazując biel zębów. Uśmiech, jaki towarzyszył kolejnemu ruchowi, wydawał się niemal zuchwały. Chłopak zamiast w naturalnym dla siebie odruchu przechylić sylwetkę w tył, przekierował ją naprzód.
Męskie perfumy zmieszały się natychmiast z wonią jej ciała; z wszechobecnym aromatem ziół i kwiecia. Atomy ich zapachów wymieszały się ze sobą, tworząc zróżnicowaną mieszankę składników równie skrajnych jak ich dwójka. Złote tęczówki w tym samym czasie zogniskowały uwagę na jej oczach; z uwagą śledząc każdy płomień odbijający się w ich szklanych tarczach. Nawet przypadkowe drgnięcie, nabranie tchu, było teraz w stanie przełamać odległość między nimi. - Nie uważasz, że to za blisko? - Złośliwość okrasiła jego ton, gdy, wbrew słowom, przeniósł wagę na opuszczoną na podłogę dłoń. Ręka znalazła się tuż przy udzie rudowłosej, bok palców przylegał do ciepłej skóry, okrytej jedynie cienkim nylonem rajstop. Oddech padł na wargi i brodę dziewczyny, gorącem wypowiadanych wyrazów: że to trochę przesada, by tak się ze mnie naigrywać?

UŻYCIE MOCY: zatuszowanie blizny.

@Hecate Shirshu Black


従順な


Warui Shin'ya

Hecate Shirshu Black ubóstwia ten post.

Hecate Shirshu Black

Nie 26 Lut - 2:19
 – Jak przedszkolak?
 Wiedziała, że go rozdrażniła, czuła to w jego głosie i widziała w złotych oczach. Taka jednak była ich relacja; Black od samego początku rzucała komentarze tak odstające od norm, jak tylko się dało. Nie byli normalni. A może to po prostu w niej leżał problem? Może on idealnie wpisywał się we wzorce, a ona robiła co mogła, by je wyłamywać nie tylko słowami, ale i gestami? Cokolwiek by to nie było, lubiła patrzeć na sposób w jaki okazywał emocje – na drobne drgnięcia brwi, na delikatne poruszenie kącikiem ust, na zmrużone powieki czy zadarty podbródek, gdy – tak jak teraz – unosił się dumą.
 – Tak długo jak jesteś przy mnie, to żaden z duchów cię nie dotknie. Dokładnie tam samo jak w Kinigami – zaczęła mrukliwie, obserwując każdy ruch rudowłosego z taką dokładnością, jakby właśnie przeprowadzała sekcję żaby na lekcji biologii; była zafascynowana aż po same czubki palców. – Nie odpowiadam za nic, gdy się oddalisz, ale gdy jesteś przy mnie, to nic ci nie grozi – Może poza Fioną Black, chciałoby się rzec, lecz nie zamierzała psuć momentu.
Zaskoczył ją jednak. Jak dotychczas rzadko kusił się na odbicie piłeczki. Zwykle widziała go jako nieco przestraszonego, może trochę przytłoczonego innością młodego chłopaka, który jeszcze nie do końca wiedział, w co się w ogóle pakował przekraczając próg domu w środku lasu. Ale teraz? Coś było nie tak, coś było inaczej. Wydawał jej się inny, dojrzalszy.  Całkiem jakby ujrzała skrawek schowanej pod pazuchą natury, której jak dotąd nie pokazywał.
 Zawsze taki był? Zawsze miał w sobie tę dorosłą odwagę, której zwykle nie dostrzegała poprzez młodzieńcze rumieńce i odwracanie wzroku? Postanowiła sobie w duchu, że powinna go baczniej obserwować. Może wówczas dostrzeże coś, co cały czas umykało w cienie? Skłamałaby mówiąc, że jej w tamtym momencie nie zaintrygował.
 Znów ją zaskoczył. Nie tylko śmiałym uśmiechem, który nagle wychynął zza czarnej maseczki, ale i wszystkim później. Była przygotowana na machanie rękami, na zawstydzenie i głośne słowa, które tak z nim kojarzyła. Co się zmieniło, że nagle głosy zeszły do poufnych szeptów, że jedne ślepia wbijały się w drugie z intensywnością która mogłaby palić skórę. Cienie tańczące na twarzy chłopaka nadawały mu uroku, o jaki go wcześniej nie podejrzewała – może to urok momentu, a może Salem samego w sobie, że teraz wydawał się jej jakiś inny. Nie była pewna, nie wiedziała nawet, czy chciała znać odpowiedź.
 – Hmm? – mruknęła znów, wręcz niewinnie. Ciepło rozlewało się w każdym miejscu, w którym jego dłonie łapały kontakt z odsłoniętą skórą Black. To kominek – powtarzała sobie. Siedzieli tuż obok tańczącego na drewnie ognia, to musiał być on. – Kto powiedział, że się naigrywam?
 Pytanie brzmiało równie błogo co dziecko zastanawiające się czemu śnieg jest zimny a woda mokra – brakowało w nim choćby odrobiny skażenia nieczystością dorosłości.
 Opuściła na moment wzrok, ale tylko po to, by sięgnąć nim powoli odrywanej od uda dłoni. Palce tknęły wpierw odsłonięty nadgarstek yurei, by niespiesznie przesunąć się w górę. Śledziła swoje ruchy, powoli wracając do złotych oczu. Gdzieś po drodze znów zaczęła mówić.
 – Nawiedzone lasy, mroczne historie, duchy zaglądające w każdy kąt, śmierć towarzysząca na każdym kroku – Ręka przemykała już na ramię, marszcząc wpierw materiał ciemnej koszulki, by w końcu – może w akcie odwetu? – tknąć szyję. – To całe moje dzieciństwo. To masa lat spędzonych w murach tego domu i okolicznych miejscach. Sądzisz, że użyłabym tego wszystkiego, by pożartować, Shin?
 Rzadko używała jego imienia, a w zasadzie to nigdy. Gdy jednak w końcu do tego doszło, dłoń Black spoczywała na teraz odkrytym policzku Waru, kciuk, bóg wie kiedy, przemknął po odsłoniętej wardze.
 – Nie zabrałam cię tu, żeby się pośmiać – Znów spoglądała w lśniące tęczówki. Tym razem z odległości tak drobnej, że wręcz nieistniejącej; milimetry dzieliły od siebie ich twarze. – Zabrałam cię tu, żebyś zrozumiał kilka rzeczy, zobaczył je w świetle, w którym ja je widzę.



Salem Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Shirshu Black

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Warui Shin'ya

Pią 17 Mar - 3:14
Mógł z całą ostrością barw, dźwięków i konturów wyobrazić sobie, jak na usta Hecate wpływa łagodny uśmiech zwycięstwa; sięga zaraz przymrużonych subtelnie oczu, gdy dociera do niej, że go złamała. Miała swoje za uszami; lubiła prowokować, doświadczać cudzych klęsk w najbardziej spektakularny sposób. W przeciwnym przypadku nie przetrwoniliby tylu godzin na całonocne maratony gier. Przywykł do jej lekkodusznego stylu bycia i tego, jak w przełomowym momencie nagle wybuchała śmiechem, niszczącym całą magię atmosfery z bezwzględnością upadającej na bruk cienkiej szklanki.
Nie krył więc zaskoczenia, gdy się nie odsunęła się. Na zewnątrz ściągnął wodze emocji, ale wewnątrz coś się zacisnęło, jakby krtań zawęziła się do szerokości ziarna maku, wymuszając na nim wstrzymanie tchu.
Było coś nienaturalnego w ciepłym dotyku dłoni sunącej wzdłuż nadgarstka. W muśnięciach palców wspinających się płynnie długością jego napiętego ramienia. Ciepło kominka tylko podnosiło temperaturę ich oddechów; jej bardziej, gdy wymawiając miękkie głoski kładła słowa na pokraśniałej szyi chłopaka, na uchu czerwieniejącym od niezrozumiałych emocji. Brwi ściągnęły się ku sobie - niespiesznie, jakby potrzebował czasu nawet na to, żeby poczuć zaskoczenie.
Wbrew słowom Black niczego mu nie wyjaśniała; w zamian zostawiała w umyśle większy chaos. Siała spustoszenie do tego stopnia, że nie potrafił poruszyć się jeszcze kilka sekund, zamglonym wzrokiem krążąc po zaciemnionych ścianach.
Dłoń na policzku praktycznie go piekła.
Kiedy więc odchylił ramiona, w miejscu, w którym palce Shirshu jeszcze przed chwilą muskały napiętą szczękę, wdarł się chłód. Czego? Rozczarowania, że nie przekroczył pewnej linii? Wbijając w nią pytające spojrzenie nie mógł odeprzeć wrażenia, że to nie czas ani miejsce. Suchość w ustach tylko uświadomiła go o tym, jak irracjonalny wydawał się nastrój, który odsunięciem zniszczył bezpowrotnie.
- Mówiłem ci, żebyś nie stosowała na mnie swoich wiedźmich sztuczek - oschłość tego stwierdzenia - brutalną irytację, jaka wplątała się w ton - rozluźnił poddańczym westchnięciem. Pokręcił zaraz głową, prostując plecy i dłonią sięgając ponownie do twarzy. Materiał maski trafił na swoje miejsce; przysłonił skrzywienie ust i zmarszczony nos, choć nieciężko domyślić się, że złość prędko zostanie strawiona.
Jakby na samą myśl ulokował wzrok w kominku; rozpalony ogień uświadamiał mu, jak późno już było. Przebyli pół globu, aby przekroczyć próg rodzinnej posiadłości Blacków - i fakt ten nagle naniósł na barki całe skumulowane zmęczenie.
Nie patrzył na nią, gdy podnosił się z ziemi; ani później, gdy otrzepywał ubranie nerwowym, sztywnym ruchem kogoś, kto nie ma pojęcia, co zrobić z rękoma.
- Powinniśmy odpocząć.



従順な


Warui Shin'ya

Hecate Shirshu Black ubóstwia ten post.

Hecate Shirshu Black

Sob 18 Mar - 1:58
 Powiedzieć, że była zaskoczona, to za mało. Nie miała pojęcia co się w zasadzie stało przez ostatnie kilkanaście sekund, niemniej mogła śmiało powiedzieć, że coś było nie tak. Przytknięta dotychczas do policzka dłoń wciąż wisiała w powietrzu, gdy ciepło skóry zniknęło spod opuszów. Black trwała w tym niecodziennym bezruchu jeszcze dłuższą chwilę; nie była w zasadzie ile minęło, ale gdy się otrząsnęła, Shin stał już wyprostowany i patrzył w dał.
 Zmarszczyła wpierw skonfudnowana brwi, by zaraz opuścić rękę. Słyszała co powiedział, słyszała, jak oskarżał ją o stosowanie sztuczek i jak raz w życiu poczuła się urażona, gdy nazwano ją wiedźmą. Chciała móc powiedzieć, że nie wiedziała dlaczego płuca nagle skurczyły się o dwa rozmiary a żołądek zawiązał w supeł, ale przecież wiedziała doskonale. Nie musiał jednak wiedzieć jak duży wpływ na nią wywierał, nie powiedziała mu więc, że już od dawnana nie bawiła się z nim w żadne podchody, że nie bawiła się z nim w czary.
 Zmrużyła nagle kolorowe ślepia i zadarła nieco podbródek, wzrok wbijając w tańczące w kominku płomienie, jakby to właśnie one miały wytłumaczyć co chodziło po głowie Black.
 – Pokażę ci pokój – powiedziała tylko, podnosząc się niespiesznie z dywanu. Poprawiła szybko koszulę, otulając się szczelniej jej materiałem, gdy zabrakło bijącego od kominka ciepła, a chłód ciemnej posiadłości wbił pazury w każdy odsłonięty kawałek skóry.
 Poczekała, aż yurei weźmie potrzebne rzeczy, swoją własną walizkę zostawiając na razie pod ścianą – później po nią wróci. Poprowadziła go schodami na piętro, gdzie od razu skręcili w skąpany w mroku korytarz. Szła na tyle blisko niego by się nie zgubił ani nie wpadł na żadną stojącą pod ścianą szafkę, jednocześnie nie kłopocząc się z włączaniem światła. Nie dała mu również czasu na podziwianie wnętrza, najwyraźniej uznając, że przecież miał na to jeszcze kilka najbliższych dni.
 – Rozgość się – odezwała się w końcu nieco zachrypniętym głosem. Otwierane przed chłopakiem drzwi skrzypnęły nieco – wnętrze oświetlało kilka najwyraźniej przygotowanych przez właścicielkę domu świec o delikatnym, kojącym zapachu jakichś ziół. – Łazienka to drzwi naprzeciwko, a gdybyś czegoś potrzebował to pisz albo podejdź, mój pokój jest na końcu korytarza.
 Posłała mu krótkie i ciężkie do rozszyfrowania spojrzenie; coś kryło się za barwnymi tęczówkami Black. Przez chwilę wyglądała nawet, jakby chciała dodać coś jeszcze, bo usta poruszyły się niemal niewidocznie. Ostatecznie jednak zrezygnowała, zamiast tego wypełniając zaległą między nimi ciszę zmęczonym westchnieniem.
 Widmo prowadzących na kolejne piętro schodów i ulokowanym tam pokojem brata odcisnęło na dziewczynie piętno w postaci narastającej powoli migreny. Akurat tej części odwiedzin Salem chciała bardzo uniknąć.
 Podniesioną nagle dłonią przetarła wpierw całą twarz, później rozmasowała powieki. Potrzebowała papierosa i to w trybie natychmiastowym.
 – Dobranoc.
 Kroki skierowała z powrotem na parter, lecz nie ruszyła ku pozostawionej przy ścianie walizce. Zamiast tego odszukała przeszklome drzwi prowadzące na taras na tyłach domu. Ogród wyglądał na równie nieposkromiony i niebezpieczny jak wtedy, gdy widziała go ostatni raz. Czasami zastanawiała się, czy ciotka celowo utrzymywała go w takim klimacie, czy może po prostu nie do końca potrafiła nad nim zapanować. Black pokręciła tylko głową, dość szybko znajdując sobie miejsce na drewnianym podeście. Jedno kliknięcie zapalniczki później nad głową dziewczyny unosił się już szary obłok tytoniowego dymu.
 – To paskudny nawyk, Hecate – usłyszała nagle, zaraz odwracając głowę w kierunku źródła dźwięku. Z początku nic nie powiedziała, przyglądając się odzianej w czarną suknię sylwetce ciotki. Miała wrażenie, że czas w ogóle nie dotykał tej kobiety – była dokładnie taka, jak przed laty, gdy żegnały się na lotnisku. Mogłaby przysiąc, że nie przybyło jej ani jednej zmarszczki. Zmienił się jedynie kolor cienia, który akurat nałożyła na powieki oraz odcień użytej szminki – ciemna niemal jak sama noc czerwień zdecydowanie podkreślała urok pani domu.
 – To rodzinny nawyk – odpowiedziała w końcu, z łagodnym uśmiechem spoglądając sugestywnie ku tkwiącemu między palcami ciotki papierosowi.
 Odetchnęła z ulgą, nagle znów dziwnie spokojna.

@Warui Shin'ya



Salem Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Shirshu Black

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Warui Shin'ya

Czw 4 Maj - 17:11
Fakt, było niewygodnie - jak zbyt długa jazda samochodem, wpierw całkiem przyjemna, wkrótce powodująca skurcze nierozprostowanych od wielogodzinnej trasy mięśni, otępienie atakowanego monotonią umysłu i rozdrażnienie przez obydwa te powody naraz. Czuł, ze coś w postawie Black się zmieniło; czuł też jak rośnie między nimi dystans o wiele mniej fizyczny niż ten, który powstał na linii Japonia-Stany Zjednoczone, jaki sami byli zmuszeni pokonać. Znalazł się jednak w punkcie bezpieczniejszym niż chwilę wcześniej, gdy smukła dłoń dotykała kolejne fragmenty napiętej nerwowo szczęki. Dlaczego, dlaczego, kurwa, dlaczego? Atakowana pytaniami psychika kurczyła się do ledwie tej jednej myśli, niezdolna rozszerzyć horyzontów, by przynajmniej spróbować zrozumieć sytuację. Wielokrotnie przekraczała pewne strefy, dla przyjaciół zwykle niemożliwe do przełamania. Opierała się o jego ramię, obejmowała w pasie, wsuwała palce we wnętrze jego ręki, niby po to, by wyjąć z jego uchwytu rozgrzany od temperatury jego ciała kontroler. Zwykle były to jednak impulsy - krótkie, niegroźne momenty, w których robiło się dziwnie, ale zaraz rytm przechodził do codziennego. Dziś było inaczej - prywatniej i dłużej, jakby napinali jakąś tkaninę, za moment mogącą rozedrzeć się z makabryczną głośnością. Nie chciał więc na nią patrzeć - wzrok trwale utkwił w drgających płomieniach, nie potrafiąc dojść do wniosku, co mógłby odkryć w spojrzeniu kobiety, gdyby jednak spróbował zerknąć w jej kierunku.
Słowa były więc zbawienne. Dawały pretekst, by się ruszyć, przede wszystkim jednak na ich końcu krył się cel. W pokoju będzie mógł porozkładać szczupły asortyment, który ze sobą przytachał albo wykręcić zmęczeniem. Miała prawo się dziwić? Kiedy chwytał za pasek swojej torby, poczuł ciężar bagażu na ramieniu, a potem obijający się ekwipunek, uderzający o udo z każdym krokiem postawionym na wiekowych schodach, analizował do upadłego tę jedną scenę sprzed kominka.
Nawet gdy uznał, że nie miała znaczenia i równie dobrze można ją wypchnąć poza ramy pamięci, wróciła ze zdwojoną siłą - bo akurat drzwi ze złowieszczym skrzypnięciem zaczęły się uchylać, ukazując wnętrze, a on mimowolnie uniósł oczy na oblicze Hecate, wbrew sobie oceniając emocje, jakie mogło przekazywać. Nie była zła, choć jej ton zdecydowanie się zmienił, a dwubarwność otaczająca źrenice stała się mniej figlarna. Dostrzegł nawet zawahanie - sam zmarszczył na to brwi, tylko lekko, dając jej do zrozumienia, że jeżeli musi coś powiedzieć, niech to zrobi. Nie przyjechał tu po to, aby żarli się do końca pobytu, nie uważał też, by była potrzeba roztrząsania czegoś, co można zbyć wzruszeniem barków. Przez to jednak, jak się zachowywali - obydwoje, bo sam raptownie przecież umilkł, nienaturalnie dojrzewając, nabierając fasonu - zbagatelizowanie nie wchodziła w grę. To wręcz rosło, przeobrażało się w hiperbolizującą obraz zmorę, osiadało na nich ciężkością sprzecznych odruchów sprzed raptem kilku minut - byli wtedy jak niedopasowane elementy, niemogący stworzyć jednej układanki.
Black jednak odpuściła, a on odchrząknął znacząco - bo wcale nie musiała. Cokolwiek miała mu do przekazania, przecież by to przyjął. Może dalej zaciskałby usta, spoglądając na nią błędnym spojrzeniem wypranym z choćby pojedynczego błysku zrozumienia, ale nie przerywałby i jak chłonne tworzywo, zabierał wszystko, co mu przekazano. Odwróciła się jednak na pięcie, umykając, zostawiając za sobą niewyraźne echo dobrej nocy.
- Ty też się wyśpij - rzucił, choć już w przestrzeń, być może zagłuszony dźwiękiem podeszew wybijających rytm kroków na stopniach. Jeszcze moment wpatrywał się w pustkę korytarza, zupełnie zapominając o swoich naturalnych obawach. Miejsca tego kalibru wywoływały w nim gęsią skórę - ramiona pokryła się nią dopiero, gdy zamknął za sobą drzwi, zrzucił przeciążający go powoli pas torby na ziemię i obejrzał się po pomieszczeniu. Chłód, jaki tu panował, wżerał się w kości, a ledwo tlące świeczki wcale odpowiednio nie nastrajały. Domyślał się, że to normalny wystrój dla ciotki Hecate; w jakiś pokrętny sposób pasowało to do zamczystego gmachu, jego surowych ścian pokrytych pajęczynami i odłażącą zewsząd farbą. Nawet stare łóżko, jęczące przy byle poruszeniu, nie mogłoby zostać zastąpione nowoczesną konstrukcją - byłoby wtedy gryzącą się częścią otoczenia.
Siadając na skraju ramy, odetchnął głębiej, dopiero teraz spuszczając z siebie nagromadzone emocje. Gdy przecierał twarz - nieświadomie kopiując ruch samej Black - pod powiekami ponownie stanął mu obraz rudych pasm otoczonych złotą aurą, zapach ziół wymieszanych z lasem i wonią skóry, buchnęło w niego ciepło tamtej chwili; to były ułamki, ale rozciągały się, zaprzeczały standardowi czasu. Tyknięcia oddalonego zegara nie trwały sekundy - były minutami, podczas których powietrze znieruchomiało, oddech uwiązł w gardle, a organizm nie potrzebował mrugania.
- Sczeźnij za te swoje durne wygłupy.
Pomruk stłumiły dłonie, w których ukrył twarz.



従順な


Warui Shin'ya
Hecate Shirshu Black

Czw 4 Maj - 19:37
 Ranek przybył szybciej, niż mogliby się tego spodziewać. Jeśli chodziło o Hecate, to nie było jej nigdzie w zasięgu wzroku ani słuchu. Drzwi do pokoju Black pozostały zamknięte, lecz gdyby tylko przytknięto do ich powierzchni ucho, z wewnątrz nie docierałby nawet najlżejszy odgłos branego przez sen wdechu; panowała tam absolutna cisza. Może wyszła, może jadła śniadanie a może spała tak cicho, że równie dobrze mogła być martwa. Co by to nie było – piętro stało pogrążone we względnym spokoju. Dopiero postąpienie kilku kroków w kierunku schodów ujawniało coraz to kolejne warstwy subtelnych dźwięków – Wpierw była to nieco przytłumiona, lecz z każdym pokonanym metrem wyraźniejsza rozmowa; padające słowa brzmiały jednak inaczej, miały inną formę i wydźwięk, zdecydowanie więc nie były japońskim. Prócz tego do uszu dobiegało również skwierczenie jakiegoś produktu przysmażanego na patelni, gdzieś w tle grało też chyba radio.
 Black siedziała wygodnie przy drewnianym stole z jednym łokciem wspartym na blacie. Ciężar podbródka utrzymywało wnętrze dłoni, zaś wolna ręka leżała bezwiednie oparta o udo. Sylwetkę wiedźmy okalała czerń wybranych ubrań oraz delikatna nuta leśnego zapachu, która nigdy jej nie opuszczała. Nie patrzyła na schody, wzrok i uwagę mając utkwione w czymś zupełnie innym – celem obu była znacznie wyższa od samej Hecate czarnowłosa kobieta; w ręku dzierżyła kuchenne narzędzia, dzięki którym przerzucała coś na patelni, zaś na ladzie tuż obok biodra stała lampka wina o kolorze głębokiej czerwieni.
 Widać było, że musza być ze sobą spokrewnione. Mimo iż nie dzieliły cech łączących matkę z córką, to coś w aurze ich obu nie stawiało żadnych wątpliwości wobec myśli o pokrewieństwie.
 Nagle coś dotychczas schowanego pod krzesłem Hecate zerwało się w górę i pognało w kierunku schodów; ciemna plama okazała się zaskakująco szybko wskakiwać po kolejnych stopniach.
 – Chodź chłopcze, śniadanie gotowe – odezwała się w końcu pani domu, ani na moment nie odwracając od przygotowywanego dania. Młodsza z wiedź jedynie spojrzała przez ramię w niemym oczekiwaniu, nie do końca pewna na ile dobry był angielski Shina.

| outfit: boop

@Warui Shin'ya



Salem Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Shirshu Black

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Warui Shin'ya

Czw 4 Maj - 20:17
Patrzyły na niego pokryte błoną niewyspania źrenice, otoczone powiekami wyglądającymi na podbite; silne pręgi marszczyły skórę dookoła ślepi, nieważne ile razy nie próbowałby rozmasować zarwanej nocy. Twarz obmył lodowatą wodą trzy razy - chciał kolejny, ale liczba jaka by się z tym wiązała, wykrzywiła wargi i zastopowała złączone w koszyczek dłonie tuż przed pochylonym nad zlewem obliczem. Nie. Chlusnęły resztki chłodnych kropel, strząśnięte z rozplecionych palców. Prostując ramiona raz jeszcze spojrzał na swoje odbicie. Zwierciadło obejmowało go jedynie do barków; ciasne wnętrze szkła ukazywało widok całkiem pasujący do całego Salem. Chciałby powiedzieć sam przed sobą, że obrócił w żart całe wczoraj, ale gdy miał to wypowiedzieć, usta ponownie utworzyły pochyłą. Zrezygnował więc rozdrażniony - wkurzony swoim niepotrzebnym rozgrzebywaniem czegoś, co zapewne zdążyło rozejść się po kościach wraz ze snem. Było zresztą dostatecznie późno, aby mógł się spodziewać pobudki lada chwila. Przynajmniej tego by się spodziewał w statystycznym mieszkaniu; zwykle nie chciano, aby goście zmarnowali najsłoneczniejszy etap doby, chrapiąc pod warstwami grubych kołder, bo choć zaatakowała go zmiana czasu i trudy podróży, nie powinien barykadować się w pokoju udając dalszy odpoczynek.
Po jego twarzy i tak widać było, że nie zmrużył oka.
Schodząc po stopniach trzymał dłoń na poręczy; stare drewno niosło wspomnienia wielu niesprecyzowanych wspomnień, gdy pod palcami natrafiał na wybicia, wcięcia i nierówności, być może od jakichś narzędzi, może od wytrąconych przypadkiem z uchwytu przedmiotów, które upadając, odbiły się akurat od barierki.
Sam nie wiedział dlaczego z góry założył, że nie będzie tu telewizji, Internetu czy radia. Może chodziło o czasy, jakie wiązał ze stosami i ogniem wznoszonym po samo niebo, w którym z krzykiem wyduszanym z płuc, ginęły tysiące wiedźm. Dźwięk muzyki wywołał w nim więc naturalne zaskoczenie - odbiło się od zaspanego oblicza, zmyło z przecieranych nachalnie powiek osad zamroczenia. Ta mała nić wiążąca go z cywilizacją zdawała się pokrzepiająca; nie na tyle, by zbiec po reszcie stopni w energicznych podskokach, ale wystarczająco, aby pokonać je bez zawahania.
Prawie.
Cofnął się tylko raz - właściwie chwiejnie przeszedł krok na lewo, biodrem uderzając w ściśniętą mocniej poręcz schodów. Gdy smuga ciemności przemknęła obok niego, w pierwszej reakcji otworzył usta, by zapytać, co to, do licha, było, ale zwarł gębę, gdy milczenie przełamał inny głos.
Cudzy.
Nieznany.
Jasne spojrzenie od razu odszukało kobietę - widział ją pierwszy raz, jeszcze nie do końca pewien jak się zachować. I czy w ogóle jakiekolwiek zachowanie spełniłoby wymagania pani domu. Jeszcze przed opuszczeniem tymczasowego lokum, prześlizgując opuszką po ekranie komórki, przeglądał internetowy tłumacz; nie zapamiętał z niego nic ponad: "good morning" - i to właśnie jedyne co odpowiedział, lekko krzywiąc się w czymś na pozór uśmiechu.
Albo bolesnej świadomości, że poza konfrontacją z ciotką, będzie musiał również zmierzyć się z samą Black.
Podszedł jednak do stołu stosunkowo swobodnie, opierając rękę o krzesło i odsuwając je prawie bezdźwięcznie. Wybrał miejsce obok dziewczyny, od razu zaglądając w profil jej twarzy w skupionej analizie jej dzisiejszego nastroju.

koszulka; dresowe spodnie;
klapki na bosych stopach;
widać, że dopiero wstał;

@Hecate Shirshu Black


従順な


Warui Shin'ya

Hecate Shirshu Black ubóstwia ten post.

Hecate Shirshu Black

Czw 4 Maj - 21:14
 Sama Black nie wyglądała na zbyt zainteresowaną tym, co działo się dookoła. Sprawiała wrażenie raczej kogoś, kto znalazł się w odpowiednim miejscu i po prostu chłonął z niego energię, której wcześniej z jakiegoś powodu brakowało. nawet gdyby z jednej strony coś się paliło i waliło a z drugiej mordowano przypadkowe dziecko, ona siedziałaby równie nieporuszona, z delikatnie przymrużonymi powiekami, gdy twarz oświetlił blask promieni słońca przeciskających się między doniczkami wystawionych na parapetach okien. Raz czy dwa spojrzała tylko ku wiszącym na brązowych sznurach wysuszonym ziołom, czy pnących się w górę łodygach hodowanych przez ciotkę kwiatów.
 – Zaprosiła cię na śniadanie – odezwała się w końcu, nieco wygodniej układając policzek na wnętrzu dłoni. Zaraz przymknęła powieki, wsłuchując się w muzykę wybrzmiewającą z dość podstarzałego modelu radia; czasami sama głowiła się nad tym, jakim cudem Fiona potrafiła utrzymać przy życiu te antyki. – Przygotowała coś, co jest chyba najczęściej pokazywane w telewizji, gdy mowa o amerykańskich śniadaniach. Pancake z bekonem i dodatkiem syropu klonowego, życzę smacznego.
 – Spytaj czego się napije.
 – Równie dobrze możesz sama to zrobić, podesłałam ci podstawy języka, żeby nie być między wami jak papuga.
 – Nie dyskutuj młoda damo.
 – Nie dyskutuję, stara babo.
 – Hecate.
 – Fiona.
 Patrzyły na siebie spojrzeniami pełnymi zawziętości. Żadna nie odpuszczała, a sama bitwa trwałaby pewnie wieki, gdyby starsza z kobiet nie położyła nagle dłoni na kolorowej ścierce, którą wcześniej ścierała mąkę z blatu. Hecate zmarszczyła tylko nos i fuknęła zaraz niczym obrażona kotka, choć w rzeczywistości wcale na złą nie wyglądała. Zamiast tego oparła się z powrotem o krzesło wyraźnie pokonana.
 – Kawy, herbaty, soku pomarańczowego, naparu z ziół oczyszczającego duszę z wszelkich trosk? ... wina? – W końcu obróciła ku niemu twarz, dopiero teraz z bliska przyglądając się wymęczonemu nocą obliczu chłopaka. Widać było, że nie spał. Głębokie cienie oraz zmęczenie, które niemal biło po oczach od patrzenia nie pozostawiały wiele do myślenia. Nie znała jedynie powodu który spędził yurei sen z powiek i jak na razie postanowiła nie zadawać żadnych pytań.
 Tak, była oderwana od rzeczywistości którą znał. Ale była też kobietą, a te łatwo nie zapominają. Ciężko więc było określić nastrój Black. Mogła wyglądać na spokojną i opanowaną, a równie dobrze w kieszeni wbijać igły w skrupulatnie przygotowywaną przez ostatnie godziny laleczkę voodoo.
 Już otwierała usta by coś dodać – przeczucie kazało myśleć, że chciała wrócić do tematu wina i rzucić kąśliwą uwagę – gdy ciemna smuga, która wcześniej przecięła schody z prędkością światła powróciła, wskakując wprost na kolana młodej wiedźmy.
 – No tak, zapomniałabym – mruknęła, w końcu pozwalając kącikom ust na przemodelowanie w delikatny uśmiech. Smukłe palce dziewczyny opadły na kudłaty łeb, mierzwiąc miękką sierść między uszami... – Poznaj... Cóż, jeszcze nie ma imienia, ale ciotka twierdzi, że to spóźniony prezent urodzinowy. Twierdzi, że jest spóźniony tylko i wyłącznie z mojej winy, na szczęście nie ma pojęcia o czym teraz mówię, bo stwierdziła, że Duolingo to brudna magia – kończąc mówić celowo zerknęła ku starszej kobiecie, by ta wiedziała iż stała się tematem rozmowy.
 – Hecate!
 – Mam świadka, uważaj co czynisz, Black.
Siedzący na okrytych kabaretkami udach Hecate szczeniak szczeknął wesoło, najwyraźniej myśląc, że to właśnie dookoła niego lawirowała uwaga zebranej w kuchni trójki. Nie wyglądał na żadną z najbardziej popularnych ras. W ogóle był jakiś dziwny, całkowicie odmienny od psów, które zwykle mijało się na ulicy. Nie posiadał cech typowych dla rasowych championów, nie przypominał również wyciągniętego z otchłani schroniska kundelka. Miał w sobie coś innego, coś dzikiego.
 – Wygląda na Wilczaka, ale ciotka uparcie twierdzi, że to czort nie bez powodu znaleziony w samej głębi rodzinnego lasu. Nie ukrywam, że bardziej podoba mi się jej wersja.

@Warui Shin'ya



Salem Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Shirshu Black

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Warui Shin'ya

Sro 17 Maj - 2:33
Irracjonalna potrzeba ciągłego poprawiania t-shirtu wyglądała jak jakiś nerwowy nawyk. Dłoń, prawie niezauważalnie, a jednak stale i w ciągłym, leniwym rytmie, odrywała się od uda, przesuwała wzdłuż fałd koszulki, rozprostowując je, by opaść ponownie na nogę, a za jakąś chwilę raz jeszcze wsunąć palce między pogniecione części tkaniny. Przypatrywał się przy tym uparcie twarzy Hecate, ignorowany przez nią samą w ponadprzeciętnej skuteczności. Myśl, że miałaby traktować go jak powietrze przez resztę pobytu, wydawała się nie do przełknięcia. Uformowana w kształt rozmiękłej kluchy rozepchała się w krtani, na kilka sekund tamując swobodny przepływ tlenu; zdawało się, że chłopak zbladł, że nawet piegi na jego twarzy, szczęce i szyi nabrały większej wyrazistości, gdy siniał od wstrzymanego tchu. Wypuścił powietrze dopiero, gdy posykiwania z kuchennych rewolucji ciotki Fiony przerwał głos dobrze znany - Hecate brzmiała i zachowywała się jakby nigdy nic i może to jeden z powodów, dla których spięte ramiona Shina nieco opadły.
Zaprosiła cię na śniadanie.
- Aha - przytaknął automatycznie, odrywając wreszcie wzrok od Black i kierując uwagę na starszą kobietę. Spomiędzy podpuchniętych od niewyspania powiek wyzierały złote tarcze wilczych ślepi. - To miło.
Planował dodać coś jeszcze - choćby zaproponować pomoc przy przygotowaniu posiłku, bo to jedyne, wobec czego czuł się profesjonalny; zapewne ku zaskoczeniu wszystkich zgromadzonych. Nie było mu jednak dane się odezwać, bo lada moment pomieszczenie wypełniły sprzeczki i - jak próbował określić - cięte riposty. Angielski przelatywał między jego uszami w formie bełkotliwej, niezrozumiałej mowy, podczas której przeskakiwał od jednej do drugiej atakującej.
Nie przypuszczał, że któraś z nich odpuści, dlatego widok rezygnującej z batalii Hecate wywołał w nim mieszane uczucia, prędko zastąpione musem wyboru. Kawa, herbata, sok pomarańczowy... napar z ziół...
- Może być kawa - uciął natychmiast, odchrząkując znacząco dla rozładowania poddenerwowania w głosie. - Nie trzeba mi nic oczyszczać. Jest okej.
Zdecydowanie nie było, ale szybko zmieniające się tematy główne dawały pewien rodzaj ulgi. Miał pełną świadomość, że nawet jeżeli teraz ledwo wiązał koniec z końcem w rozmowie, wystarczyło parę następnych chwil, aby na tapetę wjechała jakaś nowa kwestia.
Jak choćby psa.
To na nim wylądowało wycofane spojrzenie. Ręka, stale powracająca do pogniecionej koszulki, na stałe spoczęła nad kolanem, nieruchomiejąc podobnie jak znieruchomiały usta. Nie wiedział co powinien powiedzieć, bo jedyne, na co się zdobył, to krzywy uśmiech.
Do diabła, od kiedy miał tak wielki kij w dupie?
Irytowało go powoli, że stale powracał do wczorajszego zdarzenia, choć siedząca obok Black nie wykazywała najmniejszej potrzeby nawiązania do tego, co miało miejsce. Wkurzało, że w towarzystwie jej ciotki nie rozumiał właściwie niczego, bo jeżeli zawieruszyło się w dialogach słowo, które kojarzył, traciło ogólny sens w kontekście kolejnych wyrazów. Wiedział, że powinien spuści z tonu, może nawet poddać atmosferze Salem. Działać podobnie jak działało szczenię na kolanach Hecate - z bezmyślną wiarą, że nic złego nie może się stać, jeżeli dziewczyna jest tuż obok.
- Może ciotka ma rację z czarną magią odnośnie Duolingo - wtoczył się w środek dyskusji, gdy już niemal można było założyć, że nie przełamie bariery i nigdy się nie odezwie. - Sam mogłem się bardziej postarać z rozmówkami. Chociaż - zawahanie drgnęło mu w strunach i musiał przełknąć ślinę, żeby dokończyć myśl. Wydawała się nagle wyjątkowo idiotyczna, jakby tylko szukał powodu, by spędzić z Black czas sam-na-sam. Skretyniałe, ale - mogłabyś mnie podszkolić. Wybiegamy tego furiackiego Leviathana, pokażesz mi okolicę, a ja udowodnię, że mam ambicję większe niż dukanie "dzień dobry".
Bo ile mógł kłamać?
Pocierając burzliwie bok żuchwy, zogniskował koncentrację na starszej Black. Przypatrywał się jej szczupłym ramionom i włosom opadającym na plecy. Na ruch jaki dostrzegał pod warstwami ubrań, gdy mięśnie napinały się podczas chwycenia za rączkę patelni, a potem rozluźniały, gdy rozkładała palce, sięgając po jakiś składnik.
Chłopak przez moment tylko się temu przypatrywał, ale wreszcie, choć nie odrywał spojrzenia od właścicielki domu, słowa skierował do Hecate:
- Jak mogę jej zaoferować pomoc? - Przegryzany w nerwach kraniec języka zapulsował tępym bólem. - Nie będę przecież siedział biernie jak ostatni debil.



従順な


Warui Shin'ya
Hecate Shirshu Black

Czw 18 Maj - 1:28
 – Zamierzasz tak siedzieć i nie pomóc?
 Fuknęła pod nosem, gdy słowa ciotki znów zostały do niej zaadresowane. No tak. błędem było myśleć, że ktoś taki jak Fiona Black pozwoli na taryfę ulgową pod swoim dachem. Co najwyżej dla...
 Kątem oka zerknęła na Shina.
 Ciotka zawsze lubiła młodych i przystojnych. Black tylko czekała na moment, w którym dojdzie do konfrontacji między tą dwójką. Nie zamierzała wówczas w żaden sposób ingerować, wszak już dawno temu ostrzegała chłopaka o nawykach swojej opiekunki. Nie miała natomiast zamiaru odpuścić sobie kilku kąśliwych acz trafnych komentarzy, którymi mogłaby ugodzić w ego zarówno jednego jak o drugiego. Westchnęła jednak cicho, póki co zakopując topór wojenny. Mimo wszystko przyleciała do Salem, bo chciała spędzić czas z tą starą wiedźmą, poczuć klimat dawnych lasów pośród których się wychowała. Może to właśnie nostalgia sprawiła, że gdzieś po drodze oczom umknął stres trafiający ciało siedzącego tuż obok yurei.
 – Nie trzeba mi nic oczyszczać. Jest okej.
 Wzruszyła ramionami.
 – Tylko jej tego nie mów. Założę się że znalazłaby milion argumentów, że jednak trzeba.
 Na moment oderwała ręce od psa; palec wsunął się pod dotychczas trzymaną na nadgarstku gumkę do włosów i zsunął go ze skóry. Dziewczyna zaczęła kolejno zbierać kolejne rozsypane po plecach kosmyki długich włosów, by ostatecznie związać je w nieco chaotycznego, aczkolwiek pasującego do nietuzinkowej urody koka. Siedzący na kolanach szczeniak jedynie wykorzystał tę okazję, by sięgnąć twarzy nowej właścicielki i smagnąć blady policzek ciepłym językiem. Black parsknęła krótkim śmiechem, zaraz tarmosząc czarne futro.
 Gdy Warui w końcu wykaraskał z siebie dłuższe zdanie, młoda czarownica popatrzyła na niego dość zaskoczona – być może nagłym przerwaniem ciszy, a może dość śmiałą propozycją.
 – Jasne – odparła po dłuższej chwili milczenia. – Po śniadaniu weźmiemy go na spacer, a później zabiorę cię do miasta. I tak miałam kupić kilka prezentów. Może nawet sam spróbujesz rozmówić się ze sprzedawcą. Tak długo jak dajesz im pieniądze nie będą zwracać najmniejszej uwagi na to ile błędów zawrzesz w jednym zdaniu – Obiecała przecież pamiątkę Ye Lianowi, Enmie też chciała coś kupić. Jiro to już w ogóle znajdował się na priorytetowej liście osób, którym chciała coś przywieźć, a planowała przywieźć mu tyle smakołyków, by nie zdążył ich w siebie wepchnąć przez jeden wieczór.
 Powoli zsunęła szczeniaka z odzianych w kabaretki nóg, pozwalając mu wznowić szaleńczą bieganinę dookoła kuchni. Chwilę jeszcze obserwowała jag pognał w kierunku przygotowanej wcześniej miseczki z wodą tylko po to, by zacząć kłapać ciecz zębami niemal jak ostatni posiłek w życiu. Musiała przyznać, że był zaskakująco cichy jak na szczeniaka – zero szczekania, warkotów czy wycia. Czyżby Fiona jakimś cudem idealnie dobrała ich charaktery?
 Spojrzała znów na Shina, gdy się odezwał.
 – Pewien przystojny młodzieniec chce ci pomóc.
 – Kim jestem by odmówić?
 Shirshu parsknęła śmiechem.
 – Chodź – skinęła na niego głową, samej również podnosząc się z krzesła. Wiedziała, że ciotka wrzuciłaby jej przeklęty woreczek pod łóżko, gdyby nie wzięła udziału w całym tym małym przedsięwzięciu. Podeszła więc do blatu przy którym urzędowała starsza kobieta, powoli wyciągając z szafek odpowiednio talerze oraz kubki. Zajęła się nakładaniem do stołu, podczas gdy Fiona odłożyła na moment narzędzia, którymi akurat czarowała nad posiłkiem, odwracając się do chłopaka.
 – Młody, silny...– podniosła ręce ściskając ramiona yurei, przemykając palcami po skrytym pod koszulką brzuchu. Pokiwała głową z wyraźnym uznaniem, zaraz obracając go jak partnerkę w tańcu i uderzając otwartą dłonią w pośladek. – Nada się.
Ciociu...
Cisza – przerwała Fiona, zaraz podsuwając w kierunku Shina chochelkę oraz pojemnik z ciastem na pancake'i. – Poradzisz sobie?
 Hecate w tym czasie spojrzała na opiekunkę zdziwiona w moment później aż klaskając z wrażenia. Nie sądziła, że ciotka rzeczywiście znajdzie w sobie na tyle cierpliwości, by rzeczywiście przestudiować choć kilka zwrotów w obcym języku. Podeszła więc tylko bliżej swojego towarzysza niedoli, niespiesznie wspierając podbródek na jego ramieniu, by konspiracyjnym szeptem mruknąć kilka słów:
 – Mrugnij dwa razy jeśli potrzebujesz pomocy – Ciepło oddechu Black owiało odsłonięte ucho. Jak na pstryknięcie bliskość spowodowała powrót obrazów z poprzedniego wieczora i wnętrze dziewczyny na powrót spochmurniało. Utrzymała jednak fason, wycofując się na bezpieczny krok w tył.

@Warui Shin'ya
›› kontynuacja wątku

KONIEC WĄTKU



Salem Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Shirshu Black

Warui Shin'ya, Ye Lian, Hasegawa Jirō and Miyashita Ruuka szaleją za tym postem.

Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku