Ghost Club
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Sob 25 Mar - 14:29
Ghost Club


Klub GHOST to jedno z głośniejszych miejsc w kolorowej dzielnicy Fukkatsu. Mimo swojej dość ironicznej nazwy i mimo że w Karafurunie funkcjonuje od stosunkowo niedawna, a konkurencja wśród innych barów tutaj jest całkiem duża, dość szybko zyskał popularność wśród mieszkańców. Być może ze względu na jego uniwersalny charakter, dzięki któremu każdy znajdzie tu coś dla siebie. Szczególnie zachęcającym aspektem są organizowane wieczory tematyczne – obsługa zajmująca się dekoracjami wnętrz zawsze stara się dopiąć wszystko na ostatni guzik. Wnętrze klubu jest nowoczesne i nie brak tu kolorowych świateł, które potęgują ten klimat każdej nocy. Dla większej wygody w centralnej części wielkiej sali umieszczony został okrągły bar, w którym można zamówić drinki. Dla osób, którym niekoniecznie zależy na interakcji z barmanami lub po prostu nie mają ochoty przeciskać się przez roztańczony tłum, w lożach zamontowano specjalny system elektronicznego składania zamówień. Po uregulowaniu płatności kartą, kelnerzy dostarczają zamówienia pod podany numer stolika. Dla osób, które cenią sobie cichsze otoczenie i mają ochotę na spędzenie czasu ze znajomymi przy drinku czy na zwyczajnej dyskrecji, dostępna jest opcja zamówienia pokoju z wytłumionym dźwiękiem. Lokal cieszy się większym zainteresowaniem wśród bogatszych warstw społecznych, ale w alkoholowym menu, znajdują się też niskobudżetowe pozycje, dzięki czemu w piątkowe i sobotnie wieczory nie brak tu studentów, którzy chcą oderwać się od uczelnianych obowiązków. Choć jest to krzykliwe miejsce, dużą wagę przywiązuje się do kultury zachowania – czujna ochrona sprawuje pieczę nad tym, by nie wszczynano tu niepotrzebnych awantur.

Haraedo
Asami Kai

Wto 28 Mar - 0:42
|20.02

- Haha, nie rób takiej miny. Ostatnio źle się bawiłaś bo byłaś w złym towarzystwie. Cóż, przynajmniej początkowo - mrugnął po tym jak w kilku krokach wyprzedził, zrobił piruet, a potem wyrównał do jej prawego ramienia- Będzie dobrze. Na tygodniu jest spokojnie, to miejsce też stawia na kulturę więc się wszyscy zachowują, a jak nie to lądują poza lokalem. Jest też duże więc nawet jeżeli słyszałaś plotki że to najgłośniejszy bar w okolicy to jest tam na tyle przestrzeni, że są wydzielone sektory. Zresztą przekonasz się - obiecywał uśmiechając się entuzjastycznie, a potem prowadząc ją do wnętrza  klubu. Na początku mogło się wydawać ciasno i klaustrofobicznie, ale po zostawieniu w szatni wierzchnich ubrań można było przejść do głównej sali gdzie wszyscy się bawili. Kai parsknął pod nosem wyobrażając sobie wzrastający poziom paniki Ejiri. Bo tak, wszystko wskazywało na to, że kłamał - basy wprawiały wnętrzności w drżenie, lasery wirowały nad głowami bawiących się ludzi - Chodź... nie zgub się - nachylił się nad jej uchem podnosząc głos i dając pretekst by chwycić dłoń prowadząc ją w głąb tej Krainy Czarów.
Po przejściu przez boczny korytarz i zrobieniu kilku slalomów dźwięki z sali stały się akceptowalnym tłem dla rozmów oraz poruszanych w szkłach kostek lodu. Bar był obsadzony, lecz nie było potrzeby się przepychać. Kai zademonstrował jeden z automatów na uboczu w którym można było wygodnie zamówić sobie drinka bez konieczności przepychania się przez bar. Wybrał taniego podłego drinka - Przyszłość jest dziś, stara kobieto - mruknął żartobliwie cytując klasyka, kiedy pobrał numerek z maszyny. Mogli się rozsiąść na uboczu. Po chwili Kelnerka przebrana za mumię podała im drinki.
- Mają tematyczne wieczory. Może następnym razem się przebierzemy...? - zagadał wesoło, a potem w sumie kontynuował bycie bawidamkiem lekko poruszając tematy życia codziennego - uczelnia, plotki kręcące się po uniwersytecie, praca, historie o duchach dotyczące ich koła zainteresowań. Drinki  pasowały do beztroskiej konwersacji. Dlatego teraz trzymał w ręce trzeciego.

- Chcesz do niego zagadać...? - Kai podniósł wyżej brwi po tym, jak zauważył, że Carei spojrzenie ucieka w ciemny kąt sali. Siedział tam mruk obleczony w eleganckie ubrania. Może to był powiew natchnienia ze strony Carei, lecz z perspektywy Asamiego wyglądało to na zainteresowanie - Spokojnie, spokojnie... Nie musisz się przy mnie wstydzić. Mogę być twoim skrzydłowym - uspokoił ją odczytując jej dziwną minę jako zawstydzenie i deklarując, że pod lepsze skrzydła trafić nie mogła - Jak tak pomyśleć to nie dookoła ciebie za dużo nowych znajomych. Nie powinnaś tak siebie ograniczać inaczej będziesz żałowała. Co prawda nie ma szansy raczej byś poznała kogoś tak wspaniałego jak ja, lecz nie korzystając z okazji tracisz. Jak jesteś ciekawa to po prostu zagadaj. Co może się stać? Co najwyżej się zbłaźnisz - mruknął jakby to było coś tak błahego jak wdepnięcie w kałużę - Żartuję. Ty na pewno się nie zbłaźnisz. - Poprawił się - Idź, idź. Jak pójdziesz i wyciągniesz od niego chociaż imię to pójdę na ten kurs tańca z tobą o którym wspominałaś.

Ubranie: koszula, czarne jeansy, czarne adidaski.
Asami Kai
Sasaki Hotaru

Wto 28 Mar - 1:08
Zazwyczaj nie chodził w takie miejsca, nie miał powodu. Zwyczajnie jak chciał się schlać, robił to na własnym podwórku. Mam na myśli tutaj jego mieszkanie i towarzystwo czarnego kota. Ciężko więc było mu odpowiedzieć co tutaj właściwię robił. Czy za czasów studiów chodził ze znajomymi w takie miejsca? Starał się jakoś wypełniać luki w pamięci z czasu przed całym tym shitem, jaki go spotkał. Nie pamiętał, tak jak wielu innych rzeczy.
W międzyczasie kelner przyniósł mu jego zamówienie, zaś on sam rozejrzał się dookoła. Siedząc tak w ukryciu miał całkiem dobry widok na całą sale, samemu nie zwracając przesadnie uwagi. Ból głowy znowu dał o sobie znać, wyciągnął więc z kieszeni tabletki a po wyciągnięciu jednej, zwyczajnie ją zjadł by popić wodą. Tak wodę też zamówił. Zmierzwił dłonią włosy by zdjąć przepaskę z oka. Po co się tym zamartwiał w takim miejscu. Może właśnie przez nią ten ból?
Dopiero po chwili zorientował się, że jest obserwowany. Jakiś chłopak gadał do dziewczyny, która na niego patrzyła. Z tego wszystkiego uniósł brew. Szybko jednak się zrehabilitował i wsunął bardziej w kąt. Jeszcze tego brakowało by jednak ktoś wciągnął go w ten cały wir szaleństw. Zwyczajnie chciał się tylko schlać, potem zamówić taksówkę i wrócić do domu, w stanie takim, że nie pamiętałby niczego. Gdzie był, co robił i jak wrócił. Potrzebował tego. Schował twarz w dłoniach by nieco potrzeć oczy, z głośnym lecz niesłyszalnym westchnięciem oparł się i przymknął oczy. Liczył tylko, że tamci jednak nie przyjdą.



-Voice-- Voice 2 (Tanjiro)
Ghost Club Jue4p3E
*1*2*3*4*
“What would an ocean be without a monster lurking in the dark? It would be like sleep without dreams.”
Sasaki Hotaru
Ejiri Carei

Pią 31 Mar - 14:19
Powtarzanie, że nie wiedziała co tutaj robiła - byłoby wierutnym kłamstwem. Dała się namówić i hipokryzją byłoby twierdzić, że nie czuła drgającego pod skórą podekscytowania. Co prawda skutecznie, raz za razem gaszonego wypracowanym przez lata niepokojem, ale musiała przyznać, że obecność Kaia koiła wewnętrzną niechęć - ...to niekoniecznie, zawsze chodzi o towarzystwo - zaczęła, chociaż na języku zakołysała się niepewność. Nie wiedziała, co miałaby innego jako powód podać chłopakowi. A bardziej, do czego przyznać się bała. Z westchnieniem, jakby rzeczywiście zbierała odwagę, kiwnęła głową w stronę Kaia. Aurę - jak zawsze wprowadzał taką, że łatwiej było zapomnieć o przeszłości. I znaleźć się dokładnie w zastałej chwili.
Mimo wszystko, trzymała się blisko, nie chcąc, by przyjaciel zniknął jej gdzieś z widoku, a przy jego zwinnej lawiracji, zdawał się czasem być dosłownie wszędzie ze swoim urokiem - Ty mnie nie zgub, lepiej - odezwała się po chwili, przez moment, mimowolnie, wstrzymując oddech, gdy bliskość chłopaka przełamała zwyczajowe jej tabu. Rozluźniła się jednak, to był Kai. Ufała mu. Zaraz potem już bez sprzeciwu dała się poprowadzić w głąb przybytku, przyzwyczają się też do głośności dźwięków i napływu takiej ilości wrażeń, ze przez moment zakręciło jej się w głowie. Ale brakowało chwili, by skupiła się bardziej na wzroku, dostrzegając - już w znajomej, bo artystycznej perspektywie - barwność spostrzeżeń i nawet kilka spojrzeń, które mogłaby uwiecznić na kartkach. Uśmiech wdarł się pewniej na malowane czerwienią wargi, a dłoń mimowolnie powędrowała do niewielkiej torebki, w której mieścił się nieduży szkicownik, uparcie ignorując podszepty, ze w takich miejscach - był to zbędny artefakt. Bynajmniej nie dla niej.
- Kto powiedział, ze chcę iść w przyszłość? - wydęła wargi, ale to uśmiech finalnie zatrzymał się na dłużej, by za przykładem, zamówić sobie kolorowego drinka, nie będąc nawet pewna - jak i czy mocny był - Właściwie... to mogłoby mi się spodobać. I mogłabym cię pomalować odpowiednio - nawet jeśli wiedziała, ze miało w tym być więcej żartobliwości, podejmowane w ten sposób wyzwanie - było dla niej łatwiejsze. Na wielu poziomach.

- C-co? Nie! - drgnęła zaprzeczając automatycznie, czując się, jakby została przyłapana na niecnym uczynku. Rzeczywiście, uchwyciła spojrzeniem samotną sylwetkę, która zdawała się nie do końca pasować do zastałego obrazka z klubu. To jednak, co pociągnęło jej uwagę silniej - to błysk dwukolorowych ślepi. I nie obraziłaby się, mogąc uwiecznić je rysem ołówka, czy farb - Tonietak... - rzuciła na wydechu, bardziej nerwowo, chociaż - zdarzało jej się przecież zagadywać do obiektów jej artystycznych uniesień. Tylko - nie zastanawiała się wtedy nad tym - ...i jakim skrzydłowym? - zaplotła ramiona przed sobą. Tylko, ze prawdopodobniej zawartość wypitego alkoholu (nie tak dużej ilości, ale - tak wiele nie potrzebowała)- Kai... to naprawdę nie o to chodzi - zmarszczyła brwi, mimowolnie zsuwając dłonie, i poprawiając brzeg spódniczki - Może za mało jesteś w pobliżu, żeby zauważyć moich znajomych - tym razem uniosła ramiona, zaplatając je przed sobą. Wróciła jednak spojrzeniem do chłopaka, mrużąc przy tym ciemne ślepia - Obiecujesz? - rzuciła i dokładnie z tą myślą, nie czekając na odpowiedź, wstała i z dziwnym natchnieniem powędrowała w stronę dostrzeżonego wcześniej chłopaka. jej odwaga skończyła się w momencie, w którym stanęła dokładnie naprzeciw nieznajomego. Była pewna, że ciepło rozlało się po policzkach. Drobne palce splotła ze sobą, ale nawet na moment, nie odjęła utkwionych w chłopaku oczu - Mój przyjaciel, chciał wiedzieć, jak mas zna imię - wypaliła w końcu, dopiero wtedy, zerkając w stronę Kaia. Przecież, nie skłamała.

| Ubiór - tylko bluzka jest ciemnobordowa, a spódniczka nieco dłuższa i w czerni.

@Asami Kai @Sasaki Hotaru


Ghost Club 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei
Asami Kai

Pon 3 Kwi - 1:32
Dobrze się bawił. Było widać, że jest w swoim żywiole. Dookoła byli ludzi, w tle słychać było życie, śmiech, stukające się szkła drinków. Entuzjastycznie podchodził do kwestii zabawiania Carei chcąc by przynajmniej na tym klubowym wyjściu dobrze się bawiła. To była jego mała misja na dziś. By przekonać, że nie każde wyjście "na miasto" musi być złe i straszne. Przynajmniej nie te na których jest konkretnie z nim. Nie przeszkadzało mu kompletnie jej małe rysunkowe dziwactwo. Na wspomnienie pomalowania zrobił dystyngowaną pozę francuskiej modelki trzepocząc rzęsami niemo żartując sobie, że w każdej chwili jest gotowy do pozowania.
Tak właściwie nie do końca wiedział co pchnęło go by zaś sprowokować Carei do tego by podeszła do nieznajomego. Wiedział, że nie było to dla niej komfortowe. A jednak brnął w pozowanie głupka i frywolne dopingowanie. Przekonał się nawet w połowie, że to dla żartu, z ciekawości, że będzie to nawet całkiem zabawne show. Brzmiało to mniej zobowiązująco niż kłująca zazdrość i bardziej zdrowo niż chęć odegrania się za wzbudzanie podobnych emocji. Dobrze, że nie spędza z nią więcej czasu. Być może wtedy dostrzegła by, że potrafił być popaprany. Wystraszyłaby się?
- Obiecuję - rzucił wesoło podnosząc w toaście swojego drinka by potem patrzeć, jak z misją zmierza w wyznaczonym kierunku. Nie mógł się nie uśmiechnąć do siebie wyobrażając sobie jej nieporadność. Kiedy zaś odwróciła się wskazując na niego palcem, nie myśląc wiele puścił oczko w stronę przeciwległego stolika i pomachał wolną ręką, której palce kokieteryjnie łaskotały powietrze.
Asami Kai
Sasaki Hotaru

Pon 3 Kwi - 22:15
Klub był głośny i ludzie w nim jeszcze bardziej, jednak obecnie mu to nie przeszkadzało. Już zaczynał się rozluźniać, nawet wrócił do normalnej pozycji. Baa, nawet zdążył zapomnieć o tamtej dwójce, co go przyuważyła. Kątem oka zobaczył jak zmierzają w jego stronę o dziwo po jakiejś, krótkiej wymianie zdań. Nie chciał wnikać co uzgadniali, chyba lepiej było nie wiedzieć. Nie odrywając od nich oczu aż jęknął w myślach niezadowolony, mleko jednak się rozlało i przyszedł czas na socjalizację. Nie rozumiał, nie chciał rozumieć co ich do niego przyciągnęło.
Spoglądając na czarnowłosą z bliska, widział jak miała czerwone policzki i było to dla niej niekomfortowe. Oczywiście udawał, że tego nie widzi. Co nie byłoby w zasadzie kłamstwem przy obecnym oświetleniu. Nie wnikał czyj był ten pomysł. - Sasaki Hotaru - Przedstawił się, bo w zasadzie to nie była jakaś większa tajemnica. Zapewne, jeśli ktoś oglądał telewizję mógł skojarzyć kim jest chłopak. Jego podobieństwo do ojca było naprawdę spore.
Mimowolnie się skrzywił widząc co Asami odpierdala w tle. Wywrócił tylko oczyma i uniósł brew, patrząc krótko w jego kierunku. Potem znowu na koleżankę. - Zapewne gdyby nie to, co odwala w tle, byłbym w stanie to uwierzyć, że jest nieśmiały i nie miałby odwagi pofatygować się osobiście. - Powiedział i ztaksował dziewczynę spojrzeniem, nie rozumiał co tu się odjaniepawlało, ale szedł z flow. Ciekaw był jej reakcji i to co mu odpowie, bo niejako jej plan został pogrzebany żywcem. - Potrzebujesz czegoś? - Zapytał i chwycił szklankę z drinkiem, cały czas spoglądał na nią, lekko nachalnie, jednak nie jakoś przesadnie, tylko na tyle by ewentualnie ją spłoszyć. co z tego wyjdzie zobaczymy.. Może jednak wstąpi w nią jakaś odwaga. Więc poniekąd jej wyzwanie nadal trwało, nabrało nieco jednak innego wydźwięki. Poklepał miejsce obok siebie, uśmiechnął nonaszlancko kącikiem ust. - Spocznij skoro już się pofatygowałaś.. - Jeśli ta skorzysta to się jeszcze nachyli do jej ucha by powiedzieć. - Zobaczymy, może sam przyjdzie w takim razie.. - Posłał Kaiowi pełne tajemniczości spojrzenie oraz uśmieszek. Wpatrując intensywnie.



-Voice-- Voice 2 (Tanjiro)
Ghost Club Jue4p3E
*1*2*3*4*
“What would an ocean be without a monster lurking in the dark? It would be like sleep without dreams.”
Sasaki Hotaru
Ejiri Carei

Wto 11 Kwi - 19:19
Świadomie, bądź nie - dała się podpuścić. Cichy głosik, ten wciąż wiercący się czujnością, ostrzegał nieustannie. Bo przekraczała granice, które przez wiele lat, pilnowała, budując wokół siebie mur, przez który ciężko było przedrzeć się obcym. Większość, zniechęcało się, nim zdążyło choćby zajrzeć za nadkruszony próg, którego Kai - bardzo często był przyczyną. Rysa rosła, ale nadal nie potrafiła ulokować tego faktu po żadnej ze stron. Niezależnie od dzisiejszych wahań, była w klubie, prowadzona pewnością przyjaciela, z ufnością artysty dając się namówić na interakcję - jak najbardziej świadomą z nieznajomym samotnie ulokowanym w kącie sali. Chcąc nie chcąc, ktoś, kto pojawiał się samotnie w tak nadpobudliwej wrażeniowo miejscówce, musiał się liczyć ze zwiększona uwagą.
Kontrolnie zerkała za siebie, upewniając się, że chłopak nie zrobił głupiej zagrywki i przypadkiem nie ulotnił się, skazując ją na samodzielne obejmowanie konsekwencji podjętych działań. Entuzjazm bijący z twarzy Kaia, w jakiś sposób... nieco dawała do myślenia. Na to jednak czasu Carei nie miała, bo stojąc naprzeciw obranej "konsekwencji", śmiałość wycofała się, zostawiając ją sobie samą. Tym bardziej, ze nieznajomy - bez najmniejszego sprzeciwu, odsłonił personalia - Oh - zamrugała. I co dalej? - Miło mi poznać - dygnęła lekko, dając wargom rozciągnąć się lekko, nieśmiało, potem zamierając na moment w bezruchu - ...odwala w tle? - powtórzyła, obracając się przez ramię - on... tak ma - rozluźniła się na krótko, bo wiercące w jej twarzy spojrzenie już-nie-tak-nieznajomego, zgodnie z intencją, wymusiło niekontrolowany, płochliwy dyg, jakby chciała się cofnąć. Nogi pozostawały jednak nieruchomo w miejscu, jak przewiercone - Nie... to znaczy... chciałam, ale nieważne - obserwowała nieco przytomniej gest chłopięcej dłoni i zaproszenie, by usiadła obok. Zrobiło jej się bardziej gorąco, bo nieco sztywno, ruszyła zatrzymując się tuż przy towarzyszu w jakiś sposób, ściągając uwagę na siebie, obejmując i spojrzenie dwubarwnych tęczówek, w których skrzyła się serwowany jej płomyk zawadiaki. I tego, jak kotwicy uchwyciła się artystka, przeskakując w tryb natchnienia, które czasem zdzierało z niej otoczkę klasycznej nieśmiałości - właściwie, chciałabym mieć Twoje oczy - kąciki warg wygięły się i z satysfakcją, zerwała kontakt, by rzeczywiście usiąść obok.
- Przyjdzie - kiwnęła głowę, w końcu wydychając skumulowane w płucach powietrze - jest mi coś winny - po czym przechyliła głowę w bok i uniosła dłoń z uniesionym kciukiem, w stronę siedzącego w oddali Kaia.

@Sasaki Hotaru  @Asami Kai


Ghost Club 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei
Asami Kai

Sob 15 Kwi - 0:01
Kręcił od niechcenia w drinku słomką zmuszając kostki lodu do leniwego przepychania się w wąskiej, lecz wysokiej szklance. Nie mógł się nie zaśmiać w duchu na widok malowanej przed oczami sceny. Jej ciało reagowało na każdy gest, czy mimikę usztywniając niewielkie ciało, zmuszając do dygotania, niezręcznego zaginania. Podparł głowę na dłoni, pomachał. Płuca zawibrowały śmiechem podłapując wywracające oczy nieznajomego i te pobłażliwie akceptujące rzeczywistość należące do Carei, Mógł niemal słyszeć jej myśli.
Siorbnął przez słomkę drinka. Podniósł przy tym w lekkiej konsternacji brwi wyżej widząc jak mężczyzna pochylił się nad uchem przyjaciółki puszczając mu sugestywne spojrzenie. Kai przekręcił głowę jak pies, który nie do końca rozumiał co słyszał, a w tym konkretnym przypadku - co widział. Przygryzł słomkę obserwując show, które zakończyło się zwycięskim gestem wykonania misji przez Ejiri. Trochę kusiło Kaia by ten sygnał zignorować i poobserwować sobie wszystko z pierwszego rzędu. Gest ze strony nieznajomego z przed chwili sprawił jednak, że nieco stracił na zaufaniu. Podniósł się podchodząc do stolika.
- Heeeeej, to niezdrowe tak przesiadywać samemu w barze więc pomyślałem, że się może zapoznamy, hm? - uśmiechając się entuzjastycznie podszedł, pozwalając sobie usiąść z przetransportowanym przez siebie trunkiem - Brakowało mi jednak nieco śmiałości, szczęśliwie mam taką odważną przyjaciółkę. Skarb nie dziewczyna - nieco teatralnym, ciocinim gestem zakrył usta za wachlarzykiem sklejonych ze sobą palców dłoni. Oczy wygięły się w wesołe półksiężyce - Ejiri, przedstawisz nas sobie? - Zamrugał niewinnie mając zamiar sprawdzić czy wykonała powierzoną jej misję.
Asami Kai
Sasaki Hotaru

Sob 15 Kwi - 12:04
Czarnowłosy z zaciekawieniem obserwował poczynania dziewczyny. Miał wrażenie jakby nie pasowała do tego, miejsca. Czy było ono poprawne czy nie, to już całkiem inna kwestia. Nie mógł jednak całe życie omijać styczności z ludźmi, poniekąd z nimi pracuje. Nie bardzo wiedział co ma myśleć o jej zachowaniu. Zdawało się jakby myślami była w innym miejscu, jednak to je prywatne odczucia, tak? Przechylił więc jednak głowę a jedna z jego brwi się uniosła w geście zdziwienia. Nie chciał też jej do niczego zmuszać. - Mi również bardzo miło poznać. - W porównaniu do jej głosu, jego własny nie był oblepiony w jakiekolwiek emocje. Obserwując kątem oka Kaia oraz dziewczynę, zastanawiał się co tutaj się odjaniepawla. Szybko jednak zrezygnował słysząc słowa, które wypłynęły z ust Carei. Jego mina wyrażała tylko niesamowite zdziwienie. Pierwszy raz usłyszał coś takiego. Chciała mieć jego oczy.- Oh.. Ja. Znaczy . Wątpię, na jego prawie nie widzę, mało użyteczne.. - Odwrócił spojrzenie i delikatnie westchnął, nie widział powodu by ktoś chciał mieć jego oczy, on sam ich nie lubił, za bardzo go wyróżniały, a tego nie lubił. - W zasadzie to czemu ? Co w nich takiego?
Tak było jak powiedziała Carei, przywołała go gestem. Chyba tylko on tutaj czegoś nie wiedział, albo nie był zwyczajnie świadom. Zmawiali się na coś czy ki grzyb. Miał ochotę się schować gdy Kai przybył do stolika, to chyba jednak byłoby niemiłe. Wyszło więc na to, że będzie zmuszony dzielić ten wieczór z nowo poznaną dwójką. Coś nowego w jego nudnym życiu, powinien być wdzięczny za tę kpinę od losu? Chwycił szklankę by wyżłopać swojego drinka do końca, cały czas obserwując dziewczynę i chłopaka. Ze słów Kaia wywnioskował, że dziewczyna nazywa się Ejiri, to całkiem ładne imię. Wzrok przeniósł na chwilę na chłopaka i westchnął, to chyba on był iskrą do tej całej sytuacji, tak mu się zdawało.

@Asami Kai @Ejiri Carei



-Voice-- Voice 2 (Tanjiro)
Ghost Club Jue4p3E
*1*2*3*4*
“What would an ocean be without a monster lurking in the dark? It would be like sleep without dreams.”
Sasaki Hotaru
Ejiri Carei

Nie 23 Kwi - 15:09
Obserwowała i była obserwowana. Czuła łaskoczące linie wzroku tak na swojej twarzy, stojąc naprzeciw już-nie-nieznajomego, jak i błądzące spojrzenie przyjaciela, gdzieś w okolicy jej pleców. W pewien sposób - jednocześnie onieśmielają ją to i dodawało odwagi, kreśląc i kierunek, za którym podążyła.
Dała sobie oddech i ciche prawo, by wpleść w rozmowę osobiste natchnienia. Zapewne, gdyby ktokolwiek powiedział jej to, z czym sama odsłoniła się przed chłopakiem, spłonęłaby wstydem. A mimo to, brnęła w tę artystyczną bezwstydność, nie chcąc przypadkiem wrócić na stronę piekącego onieśmielenia nowością. Nie, kiedy wibrował jej przed oczami cel. Pochyliła się nieznacznie, zapominając o "bezpiecznym" dystansie. Skoro już miała możliwość, chciała przyjrzeć się lepiej
- Nie chodziło mi o użyteczność... - dla niej było to oczywiste, ale spoglądała na otoczenie w kategoriach, niekoniecznie znajomych, lub chcianych przez innych. I czy była w tym ukryta potrzeba, było coś fascynującego w fakcie, że tym razem to nie jej udziałem, było maskowane zakłopotanie. Cecha, którą wśród męskiej populacji, nie tak łatwo było uchwycić. A na pewno nie w zdrowej dawce, bez popadania w skrajność. Przyznawać się nie musiała, ale lubiła męską siłę. Niekoniecznie w tej fizycznej formie.
- ...chodzi mi o ich piękno. Kontrast, odcienie, światło w nich się łamiące... - kontynuowała, akurat, gdy prowodyr zamieszania, pojawił się w zasięgu głosu i - jej uśmiechu, pełnego satysfakcji. Odsunęła się od chłopaka, spoglądając już bezpośrednio na Kaia. Zmrużyła powieki, na komentarz, mając ochotę, niemal tradycyjnie, rzucić w niego ołówkiem, który zwyczajowo, znajdował się gdzieś w zasięgu jej dłoni. Mimo to, lekki uśmiech wrócił, tak, jak błysk ciekawości w ciemnych źrenicach - Nie wiem, co byś  beze mnie zrobił - zapewne dużo więcej zawstydzających ją rzeczy. Przechyliła głowę w stronę przyjaciela - Asami Kai - przeniosła uwagę na drugiego chłopaka - Sasaki Hotaru - potwierdziła, prostując się. Złączyła dłonie na udach, dopiero teraz odbierając pewną niezręczność, siedząc pomiędzy chłopakami. Jakoś za blisko.


Ghost Club 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei
Asami Kai

Nie 30 Kwi - 23:13
Kai czuł się wyjątkowo swobodnie i nieskrępowanie pakując swoją osobę w mniej lub bardziej niecodzienne sytuacje, jak również je tworząc. Śmiało i rezolutnie podszedł do pomysłu żartobliwego poczochrania pod włos Ejiri poprzez popchnięcie jej w kierunku nieznajomego. Impuls, kaprys, a może coś więcej...? Nieważne! Z tą samą śmiałością wymalowaną na twarzy zainstalował swoją osobę przy stoliku mając po lewej stronie dziewczynę, a po prawej nieznajomego. Ręka wyciągnęła się na powitanie w stronę nowo poznanego Sasakiego - A więc Sasa-chan, miło mi cię poznać - usta wygięły się w wesołą, figlarną podkówkę - Lubisz to miejsce? Ten bar? Czy może tu jesteś pierwszy raz? Właściwie dziś pierwszy raz przyprowadziłem tu przyjaciółkę. Ejiri nie za bardzo przepada za klubami i barami. Trochę staram się ją przekonać że miejsce miejscu nie jest równe - cmoknął ustami zerkając na Carei trochę jak matka narzekająca na wybredne dziecko. Nie miał nic złego na myśli. Przy każdej wypowiadanej sylabie pobrzmiewała nuta żartobliwości - Masz jakieś swoje ulubione miejsce w Karafurze? Albo poza? - podpytywał przyjaźnie zarzucając wygodnym tematem na przełamanie przysłowiowych lodów.
Asami Kai
Seiwa-Genji Rainer

Nie 14 Maj - 12:13
Szara, ale usiana celowymi przebarwieniami koszulka ciasno przylega do ciała. Jej rękawy kończą się tuż nad łokciem tylko po to, by mglisty ekran zegarka był bardziej widoczny. Dodatek jest masywny, metalowy, nadający ręce wizualnej ciężkości. Wystaje z kieszeni, w którą wsunął dłoń jeszcze chwilę temu. Mógłby i pchnąć palce dalej, bo wyrwy są długie, szerokie, znaczone jaśniejszym niż czerń dżinsu szwem. Spodnie, choć na górze zespolone z koszulką, bez paska, to ku ziemi ciągną się w delikatnym rozszerzeniu. Rainer przestępuje z nogi na nogę, by ciężar masywnych, ale skrojonych tuż pod kostką butów, zapanował nad spiętym ciałem. Poza wymienionym nie silił się na nic spektakularnego. Jedynie olejek za uchem; za opadającym na ramię poręczem srebra spijającego się w jeden, podłużny kolczyk.
  Wygląda świeżo. Jak zawsze wtedy, gdy bieg kończy szybkim, zimnym prysznicem; gdy chłód wody zabiera czerwonawe od wysiłku wypieki. Tylko oddech niecodzienny. Spłycony. Taki, który pojawia się w starciu z większą ilością ludzi. Dziwne, bo nie boi się tłumów. Tłumy są bezpieczniejsze. Zdają się być płynącą masą, falą. Nawałem, który zaraz mija. Najbardziej niepokoją mniejsze zbiorowiska osób lgnących jak te ćmy do światła, do wodopoju. Bary, puby, dyskoteki, ale też restauracje i mniejsze koncerty. Wszędzie tam, gdzie zebrane twarze da się z pozoru oswoić i poznać, zapamiętać. A on wolałby niczym cień rozproszyć się w ciemności nocy bądź jak sztuczne światło wpaść w jasność dnia. Zniknąć i pozostać niezauważonym. Wzdycha. Z płuc ucieka dyskomfort, by tamże zaraz urósł kolejny. Niepokój niczym ziarenka już na zawsze puszczający korzenie wgłąb ciała, ku sercu. Wydaje się chłopcu, że i żebra wtedy lgną do płuc, uciskają narządy, aż w końcu, właśnie, spłycają oddech.
  Mimo to jest przyzwyczajony do niewygody, a wręcz zaczął nosić ją jak najbliższe ciału odzienie. To właśnie ten zalążek fobii ciągnie jego podbródek wyżej, zawęża powieki a gdy trzeba i pięści puści w świat. Opuszcza więc ramiona. Pilnuje się, by w narzuconej wstrzemięźliwości ciała być pozornie wyluzowanym, ale i odpowiednio zdystansowanym. Szczególnie, gdy kroki puszcza przez drzwi wejściowe do — już teraz — znienawidzonego pubu.
  W środku, choć palarnia oddzielona jest od sali głównej krótkim korytarzem i niby szczelnymi drzwiami, unosi się w powietrzu posmak nikotyny i alkoholu. Czasami tylko, mijając pojedyncze osoby, do nozdrzy dotrze zapach mocniejszej wody kolońskiej bądź ciężkich, kwiatowych perfum. Wieczorowo. Ludzie też inni. Poruszają się płynniej, być może to kwestia procentów, ale też wolniej. Ich codzienna kurtuazyjność przeistacza się w prosty, barowy flirt. Urwane uśmiechy, zatrzymane spojrzenia, szoty kupowane dla osoby siedzącej po drugiej stronie baru.
  Bar w Ghost Clubie. Notorycznie przecierany, błyszczący, okupowany przez na ten moment parę osób. Brak kolejki, chociaż na wysokich, kończonych skórzanym obiciem krzesłach para dziewcząt. Jedna kładzie na drugiej długie, smukłe spojrzenie. Smukłe, bo ciągnie się od dłoni po szyję a kończy na kąciku ust. Jest dobrze zbudowana, lepiej od jej partnerki. Ma włosy do ramion, kolczyk w nosie i tatuaż wypełzający spod luźno puszczonej koszulki. Druga mówi wolno. Jej usta poruszają się wraz z przytaczaną historią, ale nie odpowiadają energii miejsca. Słowa zdają się być intymnymi, prywatnymi. Zaplątane w bladość farbowanych na szarość włosów, gdzie końcówki sięgają biustu. Po chwili zauważa leniwie zapleciony warkoczyk zasunięty za prawe ucho. Jest wiotka i mała. Rainer ściąga narzucony na ciało szeroki, grubo pleciony sweter.
  Choć miejscówka z drinkami oddalona jest od głównej sali, tej tanecznej, to do uszu chłopca docierają mocne basy. Poruszona gwałtownie grdyka świadczy o przełknięciu większego haustu śliny. Rozgląda się. Uderza go nie tyle mnogość, co cielesność tutejszych osób. Ta niespotykana za dnia; utkana raczej z dystansu podczas codzienności Fukkatsu. Zabawne. Powinien czuć się bardziej oswojonym, lecz w pewien sposób tutejsze ciała odrzucają. Są zbyt nachalne, przepite, przepalone i fajkami, i rozbuchanymi wyobrażeniami romansów. Kosmyki rozdzielonej na dwoje grzywki upadają na brwi, gdy podbródek upada ku klatce piersiowej.
  Zna parę osób. Klub swoją renomę zbudował i wśród młodszych pokoleń Minamoto. Drogie drinki, drodzy klienci. Wszystko wpisane w śmiałe uśmiechy dzieciaków z klanu. Widzi nawet dwójkę, dalekich swoich kuzynów, którzy zdaje się, że z rezydencji wynieśli się wraz z nowym rokiem szkolnym. Ich spojrzenia łączą się na parę sekund, gdzie czas tamci poświęcają na stłamszenie zdziwienia, on na pobłażliwe cmoknięcie.
  — Rainer — Mija go szatyn o jasnych, zielonkawych oczach. Jest jego wzrostu, choć szerszy w ramionach. Biolog, ten sam rok, z Erasmusa. Nie pamięta jego imienia, więc tylko kiwa głową i uśmiecha się ni to przyjaźnie, ni wymuszenie. Coś pomiędzy. — No proszę! Szocika? Trzeba wykorzystać twoje wyjście do ludzi.
  Ostatnie słowa akcentuje zbyt mocno, więc i brwi Rainera zwężają się w nieprzyjemnym geście. Gabriel. Ma na imię Gabriel.
  — Dzięki, nie piję, ale… — Palec wbija się w jego klatkę piersiową.
  — Ale jest Ilja. Mówił, że…
  — Daj mi spokój.
  Nie ma czasu. Nie przyszedł tutaj dla szotów, dla ludzi, dla Gabriela czy Ilji. Swoją drogą, nie przyszedłby tutaj dla nikogo innego prócz jednego z barmanów. Mija więc znajomego przy oschłej obojętności. (Może dlatego właśnie za nim nie przepadają. Ludzie. Zawsze gdzieś gna, do celu, bez pokątnych interakcji. Irytujące.) Będąc przy samym barze aura chłopca zmienia się. Wraz z delikatnym rozwarciem ramion, otwiera się klatka piersiowa, tym samym wpuszczając w ciało potrzebne hausty powietrza. Wciąż tego przesiąkniętego innymi ludźmi, ale powietrza. Patrzy ku barmanowi, jednemu, drugiemu, a kiedy wspina się na stołek barowy ukradkiem zerka na tarczę zegarka. Zanim jednak wyniesie z przypadkiem upuszczonego spojrzenia coś większego, poczuje przy sobie jego obecność.
  — Cześć. — Spokojne spojrzenie uniesie się znad nadgarstka. Głos ma pociągły, miękki, jak plastelina rozgrzana na słońcu. Krótki uśmiech niczym kropką przypieczętowany zostaje tym samym dołeczkiem. Heizo. Po żebrach pełznie ciepłe rozczulenie, które w połowie drogi zyskuje swoistą zadziorność. Takie też wpada do oczu, które błyszczą nieprzyzwoitą trzeźwością. Nieprzyzwoitą, bo wie, że każdą z aktualnych myśli przemielił w pełnej świadomości. — O której kończysz?



Ghost Club Vibu4ed
Seiwa-Genji Rainer

Hattori Heizō ubóstwia ten post.

Hattori Heizō

Nie 14 Maj - 16:32
7 maj 2037, około północy.

Nie był to piątkowy ani sobotni wieczór. Wbrew pozorom w klubie było zaskakująco spokojnie, choć głośna muzyka i stale przewijający się przez salę ludzie, to wędrujący z drinkami, to wywijający bezmyślnie na parkiecie, mogli temu zaprzeczać. Nawet przy mniejszym natężeniu bywalców klub niezmiennie zdawał się tętnić życiem, a dudniące basy, które zdawały się wprawiać w ruch nie tylko ludzkie ciała, ale i sam budynek, były jak serce napędzające wszystko, co działo się dookoła. Serce, z którego inni zdawali się czerpać energię, bo było dla imprezowiczów coś magnetyzującego w panującej wewnątrz atmosferze – może fakt, że rozpraszani tysiącami bodźców na jakiś czas zapominali o swoich codziennych zmartwieniach. Choć zdarzali się też tacy, którzy pojawiali się tu, by nad kieliszkiem przepracowywać swoje problemy, ale trudno zrozumieć, jak w całym tym harmidrze ktoś był w stanie się na czymkolwiek skupić. Dopiero gdy zapadła cisza, gdy gasły kolorowe, ruchome światła, ten żywy organizm zapadał w głęboki sen, by kolejnego wieczoru na kilka godzin przebudzić się na nowo.
  Co tutaj robił? Ktoś, kto znał go poza miejscem pracy, mógłby spokojnie przyznać, że nie pasował do tej hucznej atmosfery. Może była to kwestia opanowania, a może tego, że na co dzień nie otaczał się zbyt dużymi grupami ludzi, a jednak stojąc za barem i polerując umyty wcześniej kufel, nie wydawał się jakkolwiek stłamszony ani hałasem, ani stale podchodzącymi do baru ludźmi, ani w ogóle niczym, co mogłoby wywołać dyskomfort u kogoś pozornie niezbyt towarzyskiego. Powiedziałby, że po prostu się przyzwyczaił, choć wcześniej miał okazję pracować w spokojniejszych miejscach. Przez ostatnie miesiące zdążył jednak zapomnieć o tym, że w kawiarni czy w mniejszym pubie było jakoś inaczej, nawet jeśli intensywniejsze dni wysysały z niego większość energii. Miało to też swoje plusy – nie zauważał upływu czasu, który na pewno dałby mu się we znaki, gdyby siedział za biurkiem. Tu przynajmniej coś się działo. Pośród dziesiątek scen odgrywanych z udziałem różnych życiowych aktorów, można było być biernym obserwatorem przelotnych miłostek, przypadkowych konfliktów lub uskuteczniania różnych błędów młodości po pijaku. Zdarzało się, że mimowolnie wyłapywał różne historie, które mniej ostrożni klienci opowiadali sobie nawzajem, siedząc przy ladzie barowej. Przewijający się obok barmani nie robili im różnicy, jakby byli jedynie robotami, których zaprogramowano na podawanie im składanych zamówień – na pewno przepadał za nimi bardziej niż za tymi, którzy szukali pocieszenia u nich pocieszenia albo okazji na przyszłą randkę. Nie potrafił zliczyć, ile razy ktoś zwierzył mu się z zerwania z dziewczyną lub chłopakiem, z rozwodu, z bankructwa czy z beznadziejnej sytuacji w pracy.
  Na szczęście dziś było spokojnie, ale nikt z pracujących nie przyznawał tego na głos, jakby reguła zakazanego słowa dotyczyła każdego miejsca – nie tylko szpitali. Przewiesiwszy sobie ręcznik barmański przez ramię, podstawił wyczyszczone naczynie pod kran do nalewania piwa. Chyba już tylko dla zasady spoglądał na napój lejący się po ściance kufla, bo nie było w nim już ostrożności nowicjusza, który martwił się uronieniem choćby kropli. Chwilę później już stawiał piwo przed nieco przygarbionym studentem ze skwaszoną miną, który nie miał tyle szczęścia, co dwie dziewczyny, które już od jakiegoś czasu okupowały stołki barowe przy ladzie. Były zbyt zajęte sobą, by zauważyć, że już jakiś czas temu opróżniły swoje kieliszki, które jego współpracownik właśnie zgarnął z blatu. Minęli się za barem, gdy Hattori podchodził do niewielkiego ekranu, by sprawdzić kolejne zamówienie, już miał przesunąć po nim palcem, gdy w kątem oka dostrzegł zarys zasiadającej przy barze sylwetki. Może już wtedy podświadomie wiedział, że wygląda znajomo, bo coś tknęło go na tyle, że zatrzymał się z opuszką palca zwieszoną o milimetry nad interaktywnym wyświetlaczem i zwrócił twarz ku chłopakowi.
  — Rainer? — usta ledwo poruszyły się, artykułując imię, które utonęło w głośnych dźwiękach muzyki i w gwarze rozmów, które od czasu do czasu docierały do uszu, gdy goście lokalu próbowali usłyszeć siebie nawzajem. Zaskoczenie rozciągnęło rysy jego twarzy. Było jednym z tych miłych zaskoczeń; nie tych, które pojawiają się, gdy ktoś zostanie przyłapany na gorącym uczynku. Seiwa był ostatnią osobą, którą spodziewał się tu dziś zobaczyć. Nie dziwił mu się zresztą, że przeważnie unikał tego miejsca – nie każdy przepadał za hałasem, przypadkowym ocieraniem się o ludzi we wszechobecnym tłumie i tym zaduchem, który od czasu do czasu był od rozgrzanych tańcem ciał. Potrzebował chwili, by upewnić się, że mu się nie przywidziało, zanim usta wykrzywiły się niby to zdawkowym uśmiechu, ale nawet ten lekki grymas dosięgnął srebrnych tęczówek, topiąc wcześniejsze, zdawałoby się, znużenie w ciepłej wesołości. Miła odmiana.
  Minęła kolejna chwila i już był obok – naprzeciwko niego z rękami wspartymi o wysoki blat. Nie ponaglał go, gdy spoglądał na zegarek, choć teraz sam był ciekaw, którą mieli godzinę, bo gdy znajdowali się po przeciwnych stronach baru odgradzała ich ta niewidzialna bariera profesjonalizmu, który przecież musiał zachować. Ale było to trudne, bo tak jak ludzie odnajdywali swoje ukojenie w klubowej atmosferze, tak Heizo odnajdował własne w obecności Seiwy. Nic dziwnego, że w tym przypadku nawet niecałe pięćdziesiąt centymetrów wydawało się milami, gdy zadowolone spojrzenie znów uchwyciło widok znajomego dołeczka w policzku i rozpoznało prowokacyjną zadziorność. Szlag.
  — Cześć — odpowiedział, przynajmniej pozorując, że to wystarczyło. Ale było mu mało, bo to nie tak powinni się witać. Palec wskazujący w niemym zniecierpliwieniu uderzył o lśniący, czarny blat, po którym raz po raz figlarnie przemykały różnokolorowe światła – te same rozlewały się też po ich ubraniach i skórze; znajdowały też odbicie w lśniących tęczówkach. — Po pierwszej? — przeciągnął ostatnią sylabę, dając mu do zrozumienia, że nie był do końca pewien. — Coś koło tego. Jest środek tygodnia, więc przynajmniej nie wyjdę stąd dopiero nad ranem. Ale dzisiaj to ja zamykam, więc może się trochę przeciągnąć — wyjaśnił, już unosząc brew w pytającym wyrazie. — Nie miałem okazji sprawdzić telefonu. Pisałeś, że przyjdziesz czy to tylko miła niespodzianka? — ze słyszalnym w głosie rozbawieniem, przechylił głowę na bok. Zaraz jednak wyprostował ją, gdy przypomniał sobie o czymś niezwykle ważnym, przez co nawet jego zawieszony na chłopięcej twarzy wzrok stał się dziwnie znaczący. — Czegoś sobie życzysz?

Hattori Heizō

Gotō Keita ubóstwia ten post.

Seiwa-Genji Rainer

Wto 23 Maj - 21:58
Palec jak cyrkiel zatacza kręgi na świeżo przetartym blacie. Na wpół świadomie, na wpół nie, opuszką rozrysowuje pod dłonią dzisiejsze niebo. To samo, które ukradkiem obserwował w trakcie wieczornego treningu. Ciemny błękit w Asakurze wyglądał najładniej. Posiadał matowe wykończenie jak świeżo zagruntowane płótno. Uciekające przed nocą chmury sunęły w pośpiechu. Pokracznie, bo rozwarstwiały się jak za sprawą szybkich podmuchów zmęczonego oddechu. A był zmęczonym. Policzki znaczone głębokimi wypiekami, które pokrywała skromna warstwa potu. Mieniła się w zachodzącym słońcu kolorami rozmiękczonego oranżu, ale nie jemu, a obserwować przychodziło twarz Rainera trenerowi. Mężczyzna urwał ich potyczki wcześniej, bo gdzieś pod skórą (tam, gdzie zazwyczaj ścieli się stoicyzm) wykwitało zaniepokojenie. Serce mruczało, by dać chłopcu spokój, w podzięce za konsekwencję ostatnich treningów — wytchnienie. Nie podejrzewał, że aby dobić mięśnie Rainer pobiegnie. Nie przystało kłócić się z nauczycielami, więc gdy tylko plecy trenera zniknęły w ostatnich iskrach dnia, on wsunął się w opinające skórę, “oddychające” materiały. I pobiegł. Z oddechem wepchniętym głęboko w piersi, głową pustą, jedynie kroki — raz, dwa, trzy i tak w kółko — uderzały o obłe krawędzie czaszki. A teraz jest tutaj. Choć po prysznicu to wciąż dziwnie nieobecny, zmęczony, ale pewny bardziej niż zawsze. Powinien przyjść. Tak samo, jak powinien pojawiać się tutaj każdego wieczora i wzrokiem jak granią miecza sięgać obcych sylwetek. Pilnować, ale z odległości, bo na krótkich dystansach bywał jak ten pies gończy, który nie pomyślawszy zabijał. Wzdycha cicho. Knykcie obdrapane, ale pokryte sporą dawką kremu już nabierają dawnego kolorytu. (Dawnego znaczy, że wypłowiałego z czerwieni obtarć).
  Opuszka zatrzymuje się, by uderzyć w blat po trzykroć. Zastanawia się ze wzrokiem uwieszonym na twarzy Heizo, ustami uchylonymi i oddechem płaskim, nijakim. Pod żebrami wciąż ten sam niepokój, dudniący niczym lecąca w tle muzyka. Albo też dopasowujący się pod nią i rytmem, i brzmieniem. Raz jest więc skoczna, bardziej ciało pieszcząca, za drugim utworem obijająca się o wnętrze w ruchach przypominających kołatanie dzwonu. Odwraca twarz ku zebranej nieopodal grupie. Wychodzą. Ich ciała, tak jak i jego, zmęczone są towarzyskim wyjściem do ludzi. Zawsze mówili to samo; że wychodzą “do ludzi”. Parska cicho, bo myśl zdaje się irracjonalną.
  — Zamykasz klub? — pyta nagle, jakby informacja była najistotniejszą z dosłyszanych. Poniekąd. Wraca ku niemu oczyma pustymi. Tak jak te knykcie wypłowiałymi z większych emocji. Dobrze, że te same światła, kolorowe, zabawne, i po jego białkach pędzą w kocich skokach; tamże grają same ze sobą, bo przecież nie z nim, ale w sposób w jaki matka łączy tło z bohaterami, tak i one jego wklejają w klubowy obrazek. — Nie jest tak, że to właściciele zamykają kluby? — Wzrusza ramionami. Skąd może to wiedzieć? Może jest inaczej, teraz i tutaj. Lukę na odpowiedź zapełnia więc pokręceniem głowy, by wraz z nim strzepnąć z ramion głupio wypuszczone powietrze. Nic przecież nie wie o klubach. O nocnych życiach. O wyjściach. O pijackich wyskokach. I gdzieś w tym wszystkim czuje się dziwnie pominiętym, jakby mu nikt nigdy nie wskazał odpowiednich drzwi. Zawsze te same. Rozsuwane, wysokie, dobrze wykończone a przynależące do rodzinnych włości. Musi się więc wyprowadzić. Wie to, ale myśl tę mieli niczym dziecko jednego cukierka. Skrupulatnie, wolno, aż w końcu po cukrze nic a jedynie posmak na krańcu języka. — Nie pisałem. Pomyślałem, że wpadnę i… W sumie to nie wiem. Spotkałem przed momentem znajomych. Mogę do nich podejść, jeśli będę ci przeszkadzać. Wrócę przed końcem twojej pracy. — Wzrok ucieka do tych samych dziewcząt, które oderwawszy od siebie spojrzenia, wzrok kierują na zatrzymaną przy dłoniach kartę z drinkami. Gdzieś z boku dobiega ostatnie z pytań Hattoriego, na które nie sposób zareagować inaczej niż rozbawionym cmoknięciem. Oswaja się. Jak to zawsze w kontakcie z nowymi miejscami, wpierw otacza je lustrującym spojrzeniem, by zaraz rozrysować ewentualną dla siebie drogę ucieczki. I scenę, bo aktorem, z racji bycia członkiem rodu sztucznego bardziej niż sam teatr Kabuki, jest całkiem niezłym.
  — Mówisz o drinkach, tak? — odpowiada z kącikiem ust uniesionym delikatnie, skromnie, choć w sekundzie przeciętym i jasną poświatą halogenu. Odpowiednia pauza, by raz tylko chytrym spojrzeniem zakraść się w srebrne tęczówki tamtego, tamże osiąść w charakternej figlarności, ale szybko też i uciec. Tak samo, jak zwierzyna, która wpierw nęcąc zapachem, zaraz ginie w chwiejnych zaroślach. I bije się z myślami, bo chłopięca pazerność ma szpony ostrzejsze niż wyuczona wstrzemięźliwość. Szarpie wyobrażenia a gdyby mogła, gdyby jak ten duch na kontrakcie zdobyła ciało, dorwałaby i drugie ciało.
  Wnętrza dłoni zapierają się na blacie, by sylwetka uniosła się do góry, delikatnie, ale celowo, skocznie, królicze uszy zza tych samych zarośli. (Szkoda tylko, że tym razem to wilk w skórze ofiary, który kły szczerzy przy skromnym uśmiechu; tym samym, który współdzieli z resztą stada. Z każdym z Minamoto. Chytry, nęcący, t e a t r a l n y). I może nadpisuje zdziwienie w twarzy Heizo, a być może ono rzeczywiście tam się kuli, ale to nie ma znaczenia, bo gdy mlask przecieranego szkła zgra się z rozbawionym śmiechem, powie:
  — Pograjmy w wyzwania. Ty pierwszy — Przecież o to chodziło. Od początku. O przerzucanie piłeczki. — Pocałuj mnie.



Ghost Club Vibu4ed
Seiwa-Genji Rainer

Hattori Heizō ubóstwia ten post.

Hattori Heizō

Sob 27 Maj - 22:35
Często zauważał u niego to dziwne napięcie, gdy odwiedzali bardziej zatłoczone miejsca. Dziś też, gdy uważny wzrok spoczywał na chłopięcej twarzy – choć na tej raz po raz zmieniało się rozstawienie świateł i cieni – znów dostrzegał ten sam dyskomfort. Nigdy o to nie pytał, jakby wyciągnięcie tego na wierzch miało spłoszyć go jeszcze bardziej, choć przecież doskonale wiedział, że Rainer do płochliwych nie należał. Pomyślał, że wolałby pracować w przyjemniejszym dla niego środowisku, bo może wtedy widywałby go częściej, bo odniósł wrażenie, że ta atmosfera męczyła Seiwę, choć z ich dwójki to on wydawał się bardziej otwarty w stosunku do ludzi. Od niego to wszystko się zaczęło – pierwszy przyszedł, pierwszy zapraszał. Gdyby nie to, nie byliby teraz naprzeciwko siebie. Gdyby nie to, nie czułby się tak źle i dobrze jednocześnie. Źle, bo przecież chciał, żeby czuł się tu swobodnie tak, jak wtedy, gdy byli razem w bardziej odosobnionych miejscach. Dobrze, bo przyjście tu musiało Rainera wiele kosztować, a mimo tego to zrobił. Dla niego. Hattori mógł nadpisywać chłopięce intencje, ale mimo tego cień uśmiechu już błąkał się po ustach; łagodny i dziwnie rozczulony. Pokręcił głową w niemym niedowierzaniu, gdy czarne tęczówki – teraz nieco wycofane – powróciły do niego spojrzeniem, ale to, czemu nie dowierzał pozostało już tylko w jego głowie.
  Kiwnął krótko głową z twierdzącej odpowiedzi, bo tyle wystarczyło, by rozwiać wątpliwości. To normalne, że czarnowłosy mógł tego nie wiedzieć. Gdyby się nad tym zastanowić, miał przed sobą znacznie lepszą przyszłość niż ślęczenie za barem i któregoś dnia te dwa różne światy mogły ich podzielić, ale dzisiaj nie to zaprzątało Hattoriemu głowę. Dzisiaj cieszył się, że byli w tym jednym miejscu, nawet jeśli nie mogli wspólnie usiąść przy barze.
  — To zależy. Niektórym na rękę jest to, że mają komu powierzyć to zadanie i mogą w tym czasie spać spokojnie. Jutro i tak znów tu przychodzę, więc przyniosę klucze z powrotem i zajmie się nimi ktoś inny. Nie powiedziałbym, że to z ich strony kwestia zaufania. Raczej pewność, że nie zrobimy nic głupiego, bo po pierwsze – wiadomo byłoby czyja to wina, a po drugie — mimowolnie wyprostował dwa palce, gdy wyjaśniał mu to z cierpliwym zrozumieniem — wiedzą gdzie mieszkamy — dokończył ze ścielącym się na języku rozbawieniem uwieńczonym bezradnym wzruszeniem ramion. Nawet gdyby zamarzyła mu się przestępcza kariera, zaczynanie od rzucania się na majątek swojego pracodawcy, było raczej kiepskim pomysłem. — Poza tym dobrze mi płacą. Napiwki też są niezłe. Może niedługo gdzieś razem pojedziemy — dodał, luźno dzieląc się swoją propozycją. Nie była jeszcze doprecyzowana, ale wydawało mu się całkiem naturalne, że któregoś dnia powinni spędzić czas poza miastem. Krzyżując ręce na klatce piersiowej, zerknął w stronę dwóch szklanych naczyń wypełnionych monetami i banknotami. Do jednego z nich doklejono małą karteczkę, na której widniał niestarannie napisany przekaz uwieńczony smutną buźką. „Pomużcie, jestem biedny” – drugi barman, Yoshiro, był tak podekscytowany swoim zabawnym pomysłem, że Heizo nie wytknął mu tego błędu. Uznał też, że ludzie zlitują się i dorzucą mu się do korepetycji, ale było to coś, o czym nie zamierzał mówić na głos.
  „Nie pisałem.”
  Spojrzenie na nowo zwróciło się ku chłopięcej twarzy. Wyglądał tak, jakby przed chwilą miał coś jeszcze do dodania, bo usta jeszcze przez chwilę pozostały lekko rozchylone. Szybko jednak zamknęły się, bo nie było to tak ważne, jak trochę niezdarne wyjaśnienia Rainera. Uniósł brwi, jak ktoś, z kogo próbowało się żartować. Bo chyba nie sądził, że teraz od tak go stąd wypuści? Przechyliwszy głowę na bok, usiłował już z samej chłopięcej twarzy wyczytać, na ile miał ochotę siedzieć ze swoimi znajomymi. Nie miał nic przeciwko temu, by spędzał czas z innymi, ale jeśli była to tylko wymówka, by mu nie przeszkadzać-
  — Przeszkadzaj mi — rzucił zaczepnie. Z ustami wykrzywionymi w zadziornym półuśmiechu i spojrzeniem, w którym wyzywający błysk podsycały migające reflektory neonowych świateł, był nieświadomy konsekwencji tego polecenia. Co złego mogło się stać? Zasady nie zabraniały przecież rozmów z klientami. Zaraz jednak krótki śmiech wstrząsnął jego ramionami, zgarniając ze sobą prowokacyjną maskę. — Cieszę się, że przyszedłeś — stwierdził łagodniej, bo przede wszystkim dlatego nie chciał, żeby znikał w tłumie na godzinę. Poza tym wiedział aż za dobrze, jak nachalni potrafili być spici goście – szczególnie, gdy ktoś wpadł im w oko. A Rainer… cóż, na pewno wpisałby się w gust wielu osób.
  „Mówisz o drinkach, tak?”
  Jak za każdym razem patrzył zbyt uważnie, by nie dostrzec tych drobnych zmian. Tych, które zwykle rezerwowane były na wspólne wieczory, a jednak to teraz wydawały się mieć większą moc niż zazwyczaj. Rozumiał dlaczego. Rozumiał też, że ze względu na okoliczności, powinien ignorować te wszystkie subtelne – przynajmniej na razie – zaczepki. Powinien się do nich przyzwyczaić, uodpornić się, ale tak już miał, że przywiązywał się do tych małych bodźców, z których rodziły się wszystkie bezwarunkowe reakcje. Głód. Niecierpliwość. Chciwość. Nikt nie powinien mieć takiej władzy, ale tak już miał, gdy był przywiązany.
  — Tak, tym się tu zajmuję. Mamy bezalkoholowe opcje, jeśli takie wo- — chciał raz jeszcze przybrać ten sam cierpliwie tłumaczący ton, choć teraz ubarwiony nutą rozbawienia, ale głos umilkł, gdy ściągnął brwi, wybity z rytmu tym nagłym zrywem z miejsca. Po chwili widział go jeszcze wyraźniej; ten cholerny, władczy bodziec. Bezpieczniej było się odsunąć, ale było to trudne, gdy ciało, jak magnes, chciało przylgnąć do tego drugiego. Wzór samokontroli – chciałby wierzyć, że to prawda, ale prawie czuł, jak solidne fundamenty silnej woli rozpadają się na drobne kawałki, gdy nowa rozgrywka właśnie się rozpoczęła. Nie była to już gra w kotka i myszkę – w końcu nie było już za czym gonić, gdy zdobycz tkwiła w szponach. Zamiast marzyć o wolności, wygodnie się w nich układała, ale przecież nie można było pozwolić jej zasnąć.
  — A zasady? — spytał, unosząc brew, choć spojrzenie już zsunęło się ku rozciągniętym w rozbawieniu ustom Seiwy. Zasady nie miały znaczenia, ale potrzebował chwili, choć normalnie by się nie zawahał. Nie potrzebował gry w wyzwania, żeby go całować, choć tym razem to faktycznie było wyzwanie. Srebrne tęczówki uciekły spojrzeniem w stronę dwójki dziewczyn przy barze – nadal pochłoniętych lekturą karty drinków. Zaraz zwróciły się ku drugiemu barmanowi, który skupiał się na wymieszaniu ze sobą odpowiednich proporcji.
  Czarnowłosy wypuścił powietrze ustami, a wraz z nim ramiona opadły niżej z bezsilności. Ale była to przyjemna bezsilność w obliczu ducha rywalizacji. Nie mógł przecież przegrać. Kiedy powrócił spojrzeniem do Rainera, nie było w nim już niemocy. Ułożył ręce na blacie, opuszkami palców dosięgając jego rąk, gdy nachylał się nad blatem.
  — Wystarczyło poprosić — z upuszczanymi mrukliwie słowami, które prawie całkowicie zlały się z dudnieniem muzyki, ciepły oddech osiadł na Rainerowych ustach. Po głowie wciąż błąkała się jakaś samotna, rozsądna myśl, ale tym razem nie słuchał, bo kłóciła się z zachcianką, która urosła do rozmiarów, z których ciężarem już sobie nie radził. Pocałunek był jednak krótki; równie zaczepny, co zachowanie Seiwy. Jakby tym razem to on robił mu na złość, gdy język zaledwie otarł się o drugi na tyle, by pozwolić mu przypomnieć sobie o jego smaku. Wyprostował się, z łobuzerskim błyskiem w oczach wpatrując się w czerń tęczówek. — Wybierz drinka. To twoje wyzwanie, zanim będę lepiej przygotowany. Postawię ci go.

Hattori Heizō

Seiwa-Genji Rainer and Bakin Ryoma szaleją za tym postem.

Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku