Pozbawione jakiegokolwiek oświetlenia, ciemne, wilgotne i pełne brudu. Ciągną się pod całym miastem, skręcając, rozwidlając i plącząc niczym setki węży. Niektóre z nich zawaliły się podczas trzęsienia ziemi, inne zalała częściowo woda, przez jeszcze inne przemykają stworzenia o wiele mniej przyjazne od zwykłych szczurów. Do tuneli nie zapuszcza się nikt o zdrowych zmysłach i czystym sumieniu - bywają miejscem nielegalnych wymian, a czasem kryjówką dla uciekających przed prawem. Od lat krążą plotki, że ci, którzy się tu zapuszczą, już nie wracają lub powracają, jednak nie tacy sami, jak wcześniej. Prawdą natomiast jest, że łatwo o zgubienie się w tych czeluściach.
2-5 - postać wpada do zastałej, zatęchłej wody. Teraz ma przemoczone buty i niezbyt przyjemnie pachnie.
6 - postać napotyka bardzo nieprzyjaźnie nastawione yōkai (lub grupę zbirów), które tylko czekało na ofiarę; interwencja MG.
Wszystko jednak zmieniło się gdy pojawiła się dosyć dziwna para. Co tak właściwie robiła tutaj osoba niewidoma, to go zaskoczyło. Z wrażenia zamrugał kilkukrotnie by ponownie spojrzeć na tę dwójkę. Głownie niewidomego Munehirę. Niedopalony papieros wyleciał mu z buzi więc tylko go przygniótł butem. Dalej zapewne stałby tylko zdziwiony gdyby nie to, że mu się oberwało. Biała laska dosyć boleśnie obiła się o jego nogi, lekko syknął pod nosem. - Nie szkodzi, zdarza się.- Jego słowa potraktował niejako niczym przeprosiny, zwyczajnie nie chciał też stwarzać niepotrzebnej sprzeczki i zwracać zbytniej uwagi. Same zaś jego słowa były puste? Pozbawione jakiejkolwiek emocji, Zmierzył ich swoimi dwubarwnymi oczyma, oceniając nastawienie. W zasadzie nie wiedział kim są. Nie znał się na Yurei ani Onryo, więc można powiedzieć, że pakował się w paszczę lwa bez żadnych informacji. Zwyczajnie chciał być w jakikolwiek przydatny, ostatnio jego życie zakrawało o nudę. No nie licząc, że miał teraz Kaia na głowie, to już jednak inna historia. - Sasaki Hotaru - Niedbale się przedstawił, licząc, że uczynią to samo, w końcu już wyszło jak wyszło.
@Yōzei-Genji Madhuvathi @Munehira Aoi
Warui Shin'ya and Munehira Aoi szaleją za tym postem.
— Sasaki Hotaru... — Przemielił ponownie w ustach, zwracając uśmiechniętą twarz ku mężczyźnie, odrywając się ze swoim skupieniem od przyjaciółki, sięgając jednak ku niej dłonią, łapiąc między kciuk i palec wskazujący brzeg kurtki, która na siebie wsunęła, w międzyczasie składając na udzie laskę. Na krótki moment, brwi mężczyzny ściągnęły się nieznacznie. To jedna z tych chwil, kiedy podczas interakcji z inną osobą, Aoi próbował wyłapać również to, co działo się w tle, wokół nich, pochwycić znajomy głos, ruchy ciał, wszystko, co zdać by się mogło choć trochę podejrzanym. Ciężko było jednak ukryć fakt, że był zdecydowanie zbyt pobudzony, aby filtrować wszystko dokładnie. Gdyby nie Raja ze swoim łagodnym podejściem do tamowania ekscytacji — Aoi już dawno przedarłby się przez wszystkich i zniknął w gardle betonu tuneli. — Miło poznać, Panie Sasaki. Niewymowna przyjemność. Doprawdy. Mam nadzieję, że będziesz się świetnie bawił. — Gdyby tylko potrafił skończyć z kpiną, gdyby tylko potrafił trzymać język za zębiskami. — Szczególnie w tych, jakże radosnych okolicznościach, prawda, skarbie? — Lewe ucho nadstawiło się bardziej ku Madhuvathi. — I ja bardzo nie chcę nam zakłócać tej cudownej chwili, ale może pozwólmy sobie... Na nie wiem... wejście już może? — Stanowcze pytanie oparło się na barytonowym głosie, kiedy, głowa skłoniła się nieznacznie, poruszając falą popielatych kosmyków, zaraz to ruszając zamaszystym krokiem przez tłum. Oczywiście, że w pędzie zafascynowania podnoszącą się atmosferą, dłoń Aoiego na moment opadła na ramię @Sasaki Hotaru. — Zapraszam. Ile można stać w miejscu. — Kto wie czy się nie przyda, choćby jako element zabawy, pionek, który będzie dzielnie chronił królową i króla, nie zdając sobie sprawy z tego, że znajduje się na pierwszej linii frontu jako mięso armatnie.
Warui Shin'ya, Ejiri Carei and Sasaki Hotaru szaleją za tym postem.
Szept, który kotłował się z tyłu głowy, migotał jej powtarzaną frazą, niby toczoną modlitwą. Bo wiedziała, ze nie powinna ruszać się z mieszkania, że Yosuke miał rację. Podsuwała się na granicę niebezpieczeństwa i nie mogła nawet tłumaczyć się ciekawością, czy rzeczywistą jednak potrzebą - ostrzeżenia znajomych. Stając na przedpolu zebranych, dostrzegła ciemność chroniącą się w zejściu do tuneli. Tam, głębiej, czaić się miało coś zgoła gorszego. I znowu, coś ukłuło ją boleśnie pod żebrami. Zło rodziło się ze zła, z intencji okrutnej, zazdrości, zdrady. Zemsty. Wciągnęła głęboko powietrze, chcąc rozgonić niepokój krążący pod skórą, jak rozrzedzona krew. Miała tu jeszcze dodatkowy cel. Chociaż od dłuższego czasu klubowa cisza jej ciążyła, chciała - zrozumieć. Tym bardziej, że częściej i częściej działo się coś, co - nawet bez jej wyraźnej woli, była wciągana. Być może tym razem, uprzedziła los w rozgrywce. Albo, zagrała kartami już jej podrzuconymi. Mimo to, oszukać bijącego nieco zbyt szybko serca, oszukać nie mogła.
Ruszyła w tłum, chcąc rozeznać i odnaleźć tych kilka znajomych jednostek. Omijała większe zbiegowiska, mniej lub bardziej płynnie omijając rozsypane jak pionki na planszy, sylwetki. Nie czuła się komfortowo w tłumie, łatwiej jej było przemknąć miedzy rozsianymi parami. I chociaż cel jej obecności, klasyfikował się daleko poza klasycznymi upodobaniami, to palce mimowolnie musnęły brzeg torby, w której niezmiennie, jak artefakt, znajdował się szkicownik, gdy kątem oka uchwyciła jasne lico chłopaka o włosach barwy mieniącego się bielą popiołu. Kącik warg uniósł się nieznacznie, niemal czule, do pędzącego natchnienia i opadł, a ona podążyła dalej, pozostawiając za sobą ledwie łagodny ton unoszącej się woni kwiatu wiśni i bzu.
Nerwowo, przesunęła opuszki bladych palców o końcówkę plecionego luźno warkocza. Końcówkę zdobił barwiony granatem rzemień, w końcu zwalniając kroku. Stanęła na palcach wyciągając szyję wyżej i minimalnie zwiększając sobie pole widzenia. I to dwie sylwetki pociągnęły jej uwagę niemal natychmiastowo. Odetchnęła z ulgą, drobiąc pospiesznie krokami, by stanąć za plecami jasnowłosej sylwetki brata - Jiro! - wysunęła wskazujący palec, wbijając go delikatnie gdzieś pod żebra chłopaka. Potem, chwytając się ramienia, podciągnęła wyżej, tylko po to, by korzystając z zapewne chwilowej konsternacji, bądź nieuwagi, musnąć ulotnie policzek brata. Wiedziała już, że swoją troskę okazywał w niekonwencjonalny sposób. Zaakceptowała to i podążała na swój równie dziwny sposób - Ja tylko na chwilę. Obiecuję - dodała, zerkając z powagą w stronę stojącego obok Shiby. Jeśli byli obaj... byli bezpieczni. Musieli być. Uśmiechnęła się blado - Mam znajomego... który powiedział mi co to za stworzenie jest tutaj. Teke-teke - mówiła ciszej, nie chcąc unosić głosu ponad szum toczonych wokół rozmów. Palce zsunęła bardziej na rękaw Jiro - Jest... tu ktoś jeszcze, kogo znam? - zadała pytanie bardziej w powietrze, nie oczekując konkretnej odpowiedzi, samej, obracając się na pięcie wokół własnej osi, chcąc, już spokojniej, dojrzeć kogoś więcej. Kogoś być może o krzykliwie ognistej czuprynie lub oczach koloru złota. Co jakiś czas, czuła, jak ktoś szurnął ją ramieniem, przechodząc obok. Jeden z powodów, dla których nie lubiła tłumów.
@Munehira Aoi @Hasegawa Jirō @Shiba Ookami
Ekwipunek: Torba na ramię, a w niej - szkicownik i kilka ołówków, w tym czarny węgielek i kawałek kredy. Tabliczka czekolady, telefon i klucze, klucz francuski, chusteczki i chustka lniana, latarka (z fioletowym światłem), świeca ochronna i amulet z niewyraźnymi znakami.
Ubiór: Czarny, dopasowany półgolf, jasnoniebieskie, jeansowe spodnie, biało-granatowe trampki za kostkę, czarna, dopasowana kurka z kieszeniami. Na ręku cieniutka bransoletka z maleńkim czarnym kotkiem. Włosy splecione w warkocz.
Warui Shin'ya, Hasegawa Jirō and Mae Haneul szaleją za tym postem.
Przybyłych na miejsce było o wiele mniej niż zadeklarowanych, a tych, którzy najpewniej zagłębią się w ciemność tuneli, jeszcze mniej. Wzrok, który powoli przesuwał się po grupkach nastolatków nie miał jednak w sobie nic z niemych wyrzutów czy oskarżeń o tchórzostwo. Jak więzienny reflektor próbował namierzyć ten jeden jedyny niebieski łeb.
Pokręcił przecząco głową, jednym uchem wysłuchując podsumowania Shiby. Wrócił do rzeczywistości przywołany pytaniem.
– Tak, znalazłem jej profil na fejsie. Pisała, że boi się i trzęsie się, bo wie, że zrobimy jej dzisiaj z dupy jesień średniowiecza – rzucił tonem aż ociekającym ironią, zerkając na Shibę – Chociaż patrząc na rysunki, które mają ją przedstawiać to nie zrobimy. Bo tej dupy nie ma.
Poruszył znacząco brwiami, a później najpewniej wyszczerzył kły pod maską, zadowolony z siebie, aż mrużąc ślepia z rozbawieniem. Żartami, które najbardziej go bawiły były jego własne.
Nagłym zaniepokojeniem powitał obecność Carei, uspokojony jednak sposobem w jaki go przywitała. Jak spragniony bliskości pies, który na ten jeden moment zapomniał, że powinien ugryźć każdą rękę, która pojawiłaby się w zasięgu jego wzroku. Korzystając z okazji wspięcia się siostry na palce, objął ją jedną ręką i na moment przytrzymał w miejscu, pochylając się nieco.
– Podobno atakuje tylko facetów, więc wykorzystaj któregoś jako przynętę i wtedy ją zabij – mruknął jej do ucha, nawet nie zastanawiając się nad tym czy byłaby do tego zdolna.
Uwolnił ją tak samo szybko jak zamknął w uścisku, sprowadzając to wszystko do pozorów szybkiego powitania.
– Jeżeli będzie próbowała cię dorwać, krzycz jak najgłośniej. Znajdziemy cię.
@Shiba Ookami @Ejiri Carei
Ekwipunek: telefon, składany nóż, latarka (z niebieskim światłem), kilka papierosów, zapalniczka, świeca ochronna, amulet z niewyraźnymi znakami, tuszkot, baton papita
Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Mae Haneul and Kakita Mari szaleją za tym postem.
Ale to nie tak, że nie traktowała tego na poważnie. Po prostu jej poważnie było trochę inne niż osób ze zdrowym, realistycznym podejściem do życia. Tak też ciekawość i jakieś wewnętrzne poczucie obowiązku zaprowadziło ją prosto pod parszywe tunele, bo przecież jak miała to zostawić w spokoju? Nie pomóc? Tyle ludzi się przecież zainteresowało! Całe cztery tysiące! To ją praktycznie wzruszyło, dało jej błogą nadzieję, że jednak społeczność w trudnych chwilach potrafi zjednać się razem i współpracować, by wspólnie zaradzić problemowi zagrażającemu ich bezpieczeństwu…
No, może wypadło im coś ważnego. Korki na drogach, nie wiadomo. Bo może i dobra z liczb nie była, ale potrafiła odróżnić, czy jest w tłumie tysięcy ludzi, czy w setkach. Lub dziesiątkach. Nieistotne, nie będzie o tym myśleć. Ważne, że ktoś jednak był!
Przepychała się przez stadko roześmianych osób w jej wieku, aż nie usłyszała znajomego jej głosu. Kamiko! O czym mówiła? Onryo? Zainteresowana podsłuchała ten kawałek jej rozmowy, a gdy skończyła mówić podniosła wysoko ręce i zaczęła machać do niej energicznie.
- Kami–no gdzie mi z łapami! - syknęła, gdy jakiś pijaczyna na nią wpadł. Czemu oni…Ah, nie wiedziała, czy dziewczyna ją usłyszała. Wydawało się, że prowadziła jakąś poważną rozmowę, w którą Mari nie chciała się za bardzo wplątywać. Widok Kamiko nie zdziwił jej specjalnie, w końcu wiedziała o jej zaangażowaniu w pomoc innym, więc dziwne, jakby przegapiła taką akcję. Mogła w sumie wcześniej pomyśleć i się odezwać do niej, żeby przyszły razem, ale…w sumie to nie była przekonana, czy Kamiko podzieli jej entuzjazm widząc Mari w tym miejscu. Ah, no nic.
Przeniosła uwagę na trójkę osób, które jak dobrze wyłapała słowa, mają zamiar się już wybrać do tunelu. O, idealnie!
- Hej, hej! Przyłączam się! - podbiegła do nich, dorównując im krokiem - Kakita Mari! W grupie zawsze raźniej i bezpieczniej, prawda? A obawiam się, że plan cztery tysiące versus jeden już poszedł, wziął w łeb - zaśmiała się krótko, rozglądając się ostatni raz po zgromadzonych - Usłyszałam, że to może być sprawka Onryo, a nie człowieka. Jak w tej legendzie.
@Seiwa-Genji Kamiko @Munehira Aoi @Yōzei-Genji Madhuvathi @Sasaki Hotaru
ekwipunek: latarka, butelka pipsi, kilka batoników, markery, włóczka, scyzoryk, zapalniczka + dezodorant
Warui Shin'ya and Munehira Aoi szaleją za tym postem.
- Co się stało z Senchą? - zapytała roztrajkotana, patrząc na niego błyszczącymi oczami wielkości arbuzów. - Byłam pewna, że szedł z nami, jeszcze przed momentem. Dlaczego za nami nie nadążył?
I znów ten ścięty śmiech dziewczyny, znów lekkie wygięcie brwi pod ciemną czapką chłopaka, który próbował nie zareagować na towarzyszkę zbyt niegrzecznie. Uśmiechnął się tylko - oczami, bo usta zakrywał materiał maski - jakby z zakłopotaniem.
Nagle wybuchła bardziej gromkim śmiechem; szczupła dłoń opadła na bark raz jeszcze, dalej z niesłabnącą mocą rakiety spuszczonej z myśliwskiego samolotu F-35. Walczył, by machinalnie nie rozmasować atakowanego, na pewno zbitego do gołego mięsa, skrawka ciała. Powstrzymał się jednak, kiedy wsunęła długi kosmyk włosów za ucho i wstała energicznie z barierki, na której siedzieli. Wtedy przestał się uśmiechać; zapomniał nawet o pulsującym bólu.
- Poszukam go, dobrze? - Tak zrobiła, nie czekając na jego odpowiedź. Wróciła po kilkunastu minutach, z rezygnacją rozkładając ręce na boki. - Niestety, nigdzie nie mogę go znaleźć. Może...
Zatrzymała się, przegryzając wargę; w skupieniu, od którego cierpł mu kark, bo choć wokół było mnóstwo ludzi - dziesiątki łaknących sensacji nastolatków, paru intrygantów, zaniepokojeni rodzice, szukający po grupkach swoich niesfornych pociech - jemu przypadło natrafienie na dziewczynę, której monologu nauczył się już na pamięć.
- Co się stało z Senchą? - zapytała w pełnej nucie zaskoczenia, dotykając dłonią zarumienionego od chłodu policzka.
Ściemniało wieki temu; tak dawno, że przestał czuć niewygodę od siedzenia na metalowym ogrodzeniu.
- Byłam pewna, że szedł z nami.
- Może powinniśmy go poszukać? - podsunął z westchnieniem, w reakcji na plan słysząc jedynie podszyte werwą przytaknięcie. I znów ujrzał ten jej charakterystyczny ruch, który w ciągu ostatnich godzin zdążył zapamiętać w najmniejszych detalach. Szczupłe palce wsuwały się pod pasmo
(ale włosy dziewczyny nie były tak czarne jak włosy dostrzeżonej prędzej Eji; bo przypominały gorzką czekoladę, kiedy pasma Carei na myśl przywodziły turmalin; i to, że zdawał sobie z tego sprawę, było nie na miejscu, bo Ejiri, zarejestrował to, dobiegła do Hasegawy; była w dobrych rękach; w jego rękach była z kolei dziewczyna i palce wsuwane pod pasmo)
by zaraz potem zaciągnąć je za wykolczykowane ucho. Paznokcie miała zielone jak szmaragdy - pasowały do kolczyków jej matki.
- Dziękuję ci - rzuciła starsza kobieta, ściągając rozproszoną uwagę chłopaka; krzyżując z nim spojrzenie. - Bałam się, że znów przepadła. Szuka Senchy.
Kiwanie głową.
- Wiem.
- Cieszę się, że do mnie zadzwoniłeś.
- Zaraz potem padła mi komórka - usprawiedliwił się, dotykając palcami piersi; po wewnętrznej stronie kurtki spoczywał telefon. - Musiała pani błądzić.
- Nie tak bardzo jak ona. - Wskazała przeciskającą się między grupką nastolatków dziewczynę. Jej czarne włosy łapały refleksy od pobliskiego ogniska, jakby same zajęły się płomieniami. - Sencha był jej bliski. Zginął z dziecięcej głupoty, dlatego sytuacje takie jak ta...
- Rozumiem.
- Nie masz chyba zamiaru wejść do środka? - Zwątpienie ściągnęło jej twarz w jeszcze większym zmęczeniu. - Bawić się w sprawiedliwość?
- Oczywiście, że nie.
- Dobry z ciebie chłopak. - Znów ten przyjazny, matczyny uśmiech. - Szczere masz oczy. Całe szczęście, że doglądały Arakidy.
Gdy odeszła, jeszcze jakiś czas przyglądał się wychudzonym plecom; pajęczym palcom obejmującym nadgarstek nieprzerwanie rozgadanego dziewczęcia; choć obie znajdowały się za daleko, po ruchu warg rozpoznał pytanie.
Co się stało z Senchą?
Sam chciałby wiedzieć, ale historia Arakidy - i jej przyjaciela - prędko wyblakła. Na jej miejscu pojawiła się nowa; świeższa. Powietrze ledwo przecisnęło się przez maskę; dotarło do płuc, zwiększyło objętość piersi. Stracił mnóstwo czasu na ledwie córkę kwiaciarki - ale był to winien kobiecie, bo gdy zaciskał palce na żółtych płatkach kwiatów, gdy z czołem przylegającym do grobu zagryzał wargi do krwi, to ona przy nim przyklękła, to jej dłoń znalazła się na jego karku.
Co się stało z Ichiru? - zapytała wtedy, a on rozwarł palce i od tego czasu kwiaty trzymał z delikatnością, o jaką go nie podejrzewano.
Ta sama delikatność nie wyszła jednak poza bukiety dostarczane w ramach pomocy w podrzędnej kwiaciarni Fukkatsu. Ledwie obecność kobiety zniknęła, a już zapomniał, jak raptem kwadrans wstecz zarzekł się, że nie wejdzie do tuneli. Czaszka opustoszała - wymazał się obraz poczciwego oblicza. Został zasłonięty innym, gorszym.
(*) Spojrzenie złote jak jad spoczęło na jasnowłosym mężczyźnie - na dzierżonej przez niego lasce.
Miał kostium.
Wtedy.
Ale, o ile przebranie podchodziło pod element zabawy, szkło w jego palcach było prawdziwe. Łza krwi, jak kropla wytrwanego wina, spłynęła wtedy po szyi...
Dobry z ciebie chłopak - echo, prawie zagłuszone przez chrzęst jego coraz szybszych kroków.
Przywali mu.
Rozjebie jak psa.
Ale gdy wypadł w tłum, gdy uderzył kogoś z barku, gdy torował sobie przejście - wtedy z impetem buchnął w (beż) cudzą sylwetkę. I ten impet, w porównaniu do poprzednich, wywołał ból; trafił w od dwóch godzin wyklepywane miejsce, w ciągle doprawiane siłą ramię.
Syk utknął mu w gardle, ściął wzrokiem przeszkodę.
Chciał i jemu poprzestawiać szczękę, ale gdy dopasował twarz do imienia, wstępne obelgi zblokowały się w krtani. Zamiast ich padło tylko:
- Lazłem mu przyjebać. Mocno, wiesz? - Wściekłość mieszała się z zaskoczeniem, ale za dużo się działo; za tłumnie było. W pięści zamknął materiał sztywnego płaszcza - tuż przy szyi Ye Liana. - Co znowu robisz na mojej drodze? Miałeś siedzieć w domu.
percepcja - słuch (25) - porażka
ekwipunek
skórzana bransoletka z tajemniczym kamieniem
(jednorazowe użycie w celu zmiany negatywnego
wyniku kostki na pozytywny); portfel; klucze;
wyładowana komórka; podręczna latarka (mała);
scyzoryk wielofunkcyjny;
Ye Lian, Munehira Aoi and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Piruet, jak obracany kalejdoskop, rzeczywiście zogniskował wzrok dokładnie na postaci obleczonej w czerń, Warui siedział wyżej, na barierkach. Płomień włosów, mimo nawet osłaniającego kaptura, odznaczał się wyraźniej. Znieruchomiała na moment, śledząc, jak obca, dziewczęca dłoń uderza radośnie o męskie udo. Wargi na krótko rozciągnęły się wąską linią, by w kolejnej, nieco zbyt szybko - nie wiedząc czemu - odwrócić się spłoszona.
- Idę... jeszcze się rozejrzeć - pomachała lekko bratu i stojącemu z nim Shibie, by wyrwać dość prędko, między zebranych. Starała się mimo wszystko usłyszeć, co takiego mówiono na temat czekających w tunelach "atrakcji". Wiedziała, że ktoś z profesji Yosuke, miał się pojawić na miejscu, ale zakładając profesjonalizm, nie byłaby to osoba dzieląca się szeroko posiadanym informacjami. Mimo wszystko - plotki bywały pomocne. Pół na pół.
Nim wychwyciła cokolwiek ważnego, ignorując nieco młodzieżowej kultury, znalazła się przez moment między poruszającym się zbyt raźno zgromadzeniu. Ktoś szarpnął ją za rękę, jakby chciał poprowadzić dalej, ktoś popchnął i nim się zorientowała, leciała jak długa. Intuicyjnie, próbując chwycić się materiału bluzy stojącego akurat w trajektorii lotu - chłopaka - przepraszam! - jęknęła, zakleszczając palce na, starając uratować, przed upadkiem. Dopiero unosząc spojrzenie, do tej pory mierzące nierówne kroki, zrozumiała na czyje spojrzenie trafiła i kogo potraktowała tak gwałtownie swoją obecnością - Enma - rzuciła na wydechu, nadal, jak artefaktu, trzymając się chłopięcej bluzy, dostrzegając w całej niezręczności katem oka, że obok stałą również jego siostra.
@Hasegawa Jirō @Seiwa-Genji Enma
Warui Shin'ya and Hasegawa Jirō szaleją za tym postem.
Czy tu pasował? Nie.
Czy była szansa na to, że jego obecność jakkolwiek będzie przydatna? Raczej nie.
Acz może to ostatnia nagana od Yosuke (wcale nie ostatnia, bo sprzed miesiąca, a po drodze było milion innych, jak zawsze), może odrobina wrodzonej ciekawości albo te irytujące poczucie, że brakuje mu puzzli do układanki sprawiło, że pomimo braku sensownych predyspozycji Kōji zdecydował się tutaj przyjść. W ostateczności wie, jak udzielić pierwszej pomocy, a to koniec końców też się przecież może przydać (chociaż wolałby, żeby nie zaszła taka konieczność). A on po prostu rozpaczliwie potrzebował danych. A te niestety nie chciały się same zebrać.
Czy szybko pożałował swojej decyzji?
Tak.
Wraz z promieniami zachodzącego słońca poczuł nieprzyjemny dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa. Nie przepadał za ciemnością, ale skoro już powiedział a, to należy powiedzieć i b. Chociaż przecież mógłby się wycofać i uznać tę grę za niewartą świeczki... mógłby, prawda?
Jednak oczy wypatrzyły znajomą sylwetkę @Hasegawa Jirō, którego obecność mimo wszystko w pewien sposób go zaskoczyła. Wahał się, czy do niego podejść, ze względu na otaczającego go towarzystwo, ale wzburzona, gniewna sylwetka @Warui Shin'ya sprawiła, że przyśpieszył kroku, zamierzając trzymać się od rudowłosego tak daleko, jak to tylko możliwe, więc nawet nie zerknął w stronę osoby, do której zmierzał. To nie tak, że go nie lubił... albo lubił. Po prostu z jakiegoś powodu w obecności tego yūrei jego pech się zwiększał jeszcze bardziej, a to była ostatnia rzecz, jakiej potrzebował. Ilekroć na niego trafiał, tylekroć wpakowywał się w jeszcze większe kłopoty, niż z reguły, dlatego dla bezpieczeństwa wybrał obecność osoby, która przynajmniej doceniała stawianie mu śniadań. Bądź innych posiłków.
Będąc w dostatecznie bliskiej odległości zamachał niepewnie ręką w stronę Jirō, starając się nie zgubić i nie potrącić przypadkiem żadnego nastolatka. Przy odrobinie szczęścia może też nie wdepnie w żadne ognisko, acz tego już nie mógł być aż tak bardzo pewny...
Ekwipunek: torba przewieszona przez ramię (długopis, zeszyt A4 w kratkę, butelka filtrowanej wody,
opakowanie tabletek uspokajających, opakowanie tabletek przeciwbólowych, latarka,
telefon, wkrętak z wymiennymi końcówkami, woreczek z solą
opatrunek jałowy, bandaż elastyczny, plastry, portfel, klucze)
Ubiór: czarna koszula z podwiniętymi rękawami, brązowa kamizelka zapinana na guziki,
skórzana czarna kurtka, ciemnoczerwona apaszka-bandana,
czarne spodnie i długie sznurowane buty do kolana,
pełno biżuterii (pierścionki i kolczyki)
Warui Shin'ya and Hasegawa Jirō szaleją za tym postem.
- Heh - rzucił tylko pod nosem, kryjąc się gdzieś na uboczu i przyglądając temu, co inni zamierzają zrobić. Nie miał raczej żadnej broni, a tym bardziej pewności, że wszystko potoczy się bezproblemowo. Mimo to, zamierzał chociaż wyciągnąć z tego jakieś informacje. I upewnić się, że nie było w to zaangażowane coś nader nadnaturalne. Dostrzegł też w zbiorowisku ludzi kilka znajomych twarzy, jednak czas i miejsce raczej nie pozwalały na zabawę w plotki i uprzejmości. Poprawił torbę na ramieniu i przystanął obok jednej ze ścian, która wydawała się mniej wilgotna i zapuszczona jak reszta.
Ekwipunek: torba przewieszona przez ramię (2 długopisy, zeszyt A4, dwie półlitrowe butelki wody, cztery puszki z napojami gazowanymi, z sześć wafelków, paczka chipsów, czekolada mleczna, latarka), telefon, klucze do mieszkania, paragon.
Ubiór: mniej więcej avatar. Dodać tylko czarną marynarkę i zabrać parasolkę i kota.
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
- Oi, Kam- - jego słowa utonęły w gardłowym warknięciu, które wyrwało się z niego kiedy poczuł jak coś uderza w niego. I choć nie było to zbyt mocne ani nawet bolesne, to sam fakt, że ktoś go w ogóle dotknął i na dodatek uwiesił się jak kurtka na wieszaku było wystarczająco irytujące.
- Tsk - odwrócił się, jednocześnie łapiąc delikwenta za nadgarstek i szarpnął, tym samym odrywając go do siebie. A raczej ją.
Kiedy jego spojrzenie spoczęło na znajomej twarzy, oczy momentalnie rozszerzyły się pozwalając, aby czyste zaskoczenie zamieniło się z irytowanie.
- Ty... - trwało to jednak zbyt krótko, bo już po chwili jego twarz pociemniało, palce zacisnęły się mocniej w okół rachitycznego nadgarstka, niemal go łamiąc, a usta wygięły w grymasie wyjątkowego niezadowolenia i złości.
- CZY TO JEST JAKIŚ PIEPRZONY ŻART? - krzyknął na tyle głośno, że najbliższe osoby z pewnością go dosłyszały.
Nie wierzył.
No.
Po.
Prostu.
Kurwa.
Nie.
Wypuścił Ejiri z żelaznego uścisku i zrobił dwa kroki w tył, spoglądając to na nią, to na jego siostrę.
- Zabijecie mnie. Obie. Aż tak mnie nienawidzicie? - jęknął, a potem kucnął zrezygnowany chowając czoło w dłoni lewej ręki opartej o kolano.
Dlaczego. Dlaczego i ona tu przylazła? Czy ona w ogóle rozumiała powagę sprawy i niebezpieczeństwo, jakie czyhało w tunelach? Czy też traktowała to jako zabawę?
Dlatego nasze światy tak bardzo różnią się od siebie. Ona nigdy tego nie rozumie. Dlatego musisz trzymać ją na dystans, Enma. Musisz ją chronić.
- Błagam, powiedz, że nie przyszłaś tutaj, aby wejść do tego tunelu, Eji. Powiedz, że przyszłaś tutaj tylko odprowadzić kogoś, albo nie wiem, na spacer. Ale nie po to, aby tam iść. Albo że to marny żart, na który wpadłyście z Kami. Dlaczego muszę martwić się też o ciebie? - zapytał cichym, zrezygnowanym głosem.
@Ejiri Carei @Seiwa-Genji Kamiko
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
|
|