Pozbawione jakiegokolwiek oświetlenia, ciemne, wilgotne i pełne brudu. Ciągną się pod całym miastem, skręcając, rozwidlając i plącząc niczym setki węży. Niektóre z nich zawaliły się podczas trzęsienia ziemi, inne zalała częściowo woda, przez jeszcze inne przemykają stworzenia o wiele mniej przyjazne od zwykłych szczurów. Do tuneli nie zapuszcza się nikt o zdrowych zmysłach i czystym sumieniu - bywają miejscem nielegalnych wymian, a czasem kryjówką dla uciekających przed prawem. Od lat krążą plotki, że ci, którzy się tu zapuszczą, już nie wracają lub powracają, jednak nie tacy sami, jak wcześniej. Prawdą natomiast jest, że łatwo o zgubienie się w tych czeluściach.
2-5 - postać wpada do zastałej, zatęchłej wody. Teraz ma przemoczone buty i niezbyt przyjemnie pachnie.
6 - postać napotyka bardzo nieprzyjaźnie nastawione yōkai (lub grupę zbirów), które tylko czekało na ofiarę; interwencja MG.
— Shin'ya, o czym ty mówisz? — głos Ye Liana był opanowany; równie precyzyjny co chłodny, zahaczył ostrożnie o każde wypowiadane słowo. Przemycona w tonacje reprymenda trzasnęła w echu gnającym do głębin. Chciał aby zabrzmiała dobitniej, ale nie pozwolił jej na przesadne ujawnienie — zawarł usta, głównie z powodu wpajanej mu od dzieciństwa kurtuazyjności.
— Ejiri. Na pewno wpadnę na Seiwę, ale żeby tam znów pójść, potrzebuję lepszego światła.
Coś mu się stało — niezaprzeczalnie. Miał wrażenie, że cały świat szarpnął do przodu, a on niezmiennie trwał w bezruchu; nic nie mógł na to poradzić. Przyszło mu jedynie przypatrywać się, jak rozkręcony do niewyobrażalnej prędkości zaczyna się niebezpiecznie kołysać i drżeć, jak wysypują się z niego wszystkie zbierane na przestrzeni lat rzeczy, jak giną i zatracają się na wieczność. Całe szczęście, że mrok skrywał słabości, nie chciał, aby ktokolwiek je dostrzegł. Szczupłe palce uniosły obudowę telefonu o parę centymetrów wyżej, a błysk latarki omiótł znajdujące się obok siebie twarze, jakby mężczyzna chciał się upewnić, że zwracają się do niego żywi ludzie, a nie koszmary, którym wynajął pokój w potarganym umyśle.
— a Pan... pójdzie z nami?
Patrzał na dziewczynę w milczeniu, światło zahaczyło o delikatnie spętane ze sobą palce i nie wiedzieć czemu zwrócił na to szczególną uwagę. Nie sądził, aby mógł przekonać ich do odwrotu. Dziewczyna zdawała się pewna, jej stopy same spoczęły na zbrukanej kurzem posadzce.
— Zawróćcie.
Rozległ się szelest ubrań i krok, sugerujący ruch ku ciemnościom.
— Shin'ya.
Spróbował raz jeszcze. Tym razem bardziej uparcie. Chciał zwrócić na siebie jego uwagę, uprzytomnić mu, że to, co robił, było bezmyślne; chciał, aby na niego spojrzał i zrozumiał, że nie znajdują się w domu strachów, że zawieszone nad ich głowami pajęczyny nie są rekwizytami, a w leżącym — chwilowo spacyfikowanym pająku — nie krył się spocony aktor, który marzył o wyjściu z tego absurdalnie monstrualnego kostiumu. Jeszcze chwilę temu, ktoś mógł stracić życie. Czy to nie świadczyło o tym, że nie byli przygotowani? Że jedynie przesuwali się nierozważnie w mrok? Ale zamiast powiedzieć to wszystko, stać było go jedynie na milczenie, zamknął w sobie tysiące słów. Nie powiedział już nic więcej. Po prostu w tamtej chwili — w ostatnim zdolnym do wypowiedzenia słowie — coś w nim pękło i zwyczajnie przyrósł do ziemi, nie mogąc zrobić żadnego kroku. Gdyby nie interwencja Jiro, może i zostałby tam na zawsze.
Trawiony przez wzbudzającą niesmak wściekłość, wydawał się iść sztywnym, szablonowym krokiem, trzymając się ostatnich lin samokontroli. Co jakiś czas błyskał w otaczające ściany, upewniając się, że są bezpieczni, przy czym skrupulatnie ignorował kąśliwe uwagi Jiro — nie mając nawet nastroju ich komentować. Całą drogę powrotną starał się skupić swoje myśli na celu — na wyprowadzeniu Botki; na sposobach mogących przyspieszyć regenerację. Pełen przeklętych obaw spoglądał w kierunku jego oblicza, jakby upewniał się, że wciąż oddycha. Dłoń Ye Liana zebrała zarzucone na czoło pogięte kosmyki włosów i zbadała temperaturę skóry. Chciał się upewnić czy wystąpiła gorączka. Może ta informacja zawęziłaby poszukiwanie rozwiązania.
— On jest tą pomocą?
Mężczyzna przeniósł wzrok na zaparkowany drogi samochód i znajdującego się w pobliżu mężczyznę, który w porównaniu do niego mógł poszczycić się jakąkolwiek klasą. Dotychczas zapomniał, że wartościowy, jasny płaszcz przesiąknięty zapachem wyselekcjonowanych perfum obsiadł sypki spopielony pył, że obkleiły go cienkie nitki pajęczyn, że lewe ramię zdobił ślad po zaschniętej krwi.
— Najwidoczniej — odpowiedział oszczędnie, nie dostrzegając w czekającym nieznajomym przejęcia. Nie było też nikogo, kto miał się zająć poszkodowanym. Zamiast jednak podejmować dalszą kontemplację, pragnął jak najszybciej udzielić chłopakowi pomocy. Szedł razem z Jiro. Mógł odgonić niechciane myśli, ale nie wstyd przed własną prezentacją. Przecież zawsze przejawiał najwyższą elegancję. — Czy mógłbyś otworzyć drzwi? Trzeba go posadzić.
Naprzeciwko wyszła jasna twarz, przypudrowana cienką warstwą kurzu, w której przejrzystością mieniły się jedynie szklane, szare oczy. Zderzenie ich tęczówek zainicjowało delikatne drgnięcie źrenicy; cios, ale i egoistyczne pragnienie, aby nie pozbawiał go tej uwagi.
— Jak na kogoś, kto tak pieczołowicie śledzi bliskich, nie wydaje się pan zmartwiony, Panie Whitelaw.
Dziwne przeczucia nie pozwalały na nieuwagę.
Warui Shin'ya, Hasegawa Jirō, Nagai Blotka Kōji, Ejiri Carei and Vance Whitelaw szaleją za tym postem.
Pilnuj Carei. - Przestroga, po której kiwnął głową; poruszył się daszek czapki, opadając i unosząc, wyłaniając na nowo parę skupionych ślepi.
Shin’ya. - Ostrzeżenie.
Spiął się, zamykając drobną dłoń dziewczyny w szorstkiej klatce własnych palców, przygarniając ją bliżej siebie stanowczym, choć mało agresywnym ruchem człowieka, który potrzebuje niewielkiego dystansu, aby móc kogoś otoczyć protekcją. W głowie dalej jednak rozbrzmiewał chłód tonów, wpływających w umysł jak lodowaty wicher. Początek nawyku był jak niewidzialna nić - każdorazowe powtórzenie czynności wzmacniało ją, dodawało nowe włókna, przemieniało w grubszy i bardziej zwarty odpowiednik, wreszcie w linę grubości pięści, której splotu nie dało się już rozerwać. Całymi latami udawało mu się szlifować nieposłuszeństwo - wobec ciotki i przyszywanego brata, nauczycieli, znajomych z licealnej klasy, wreszcie wobec samego Ye Liana, na którego zwrócił ostrzegawcze spojrzenie, krzyżujące z szarym odpowiednikiem jak przy zwarciu bitewnych mieczy.
- Zawróćcie.
Od telefonicznego światła przymrużyły się napuchnięte zmęczeniem powieki; źrenice wciąż jednak nieruchomo przypatrywały się mężczyźnie; jego ledwo dostrzegalnej przez jaskrawość bieli mrocznej sylwetce. Targało nim paranoiczne rozdarcie - chciał równie silnie chwycić Ye Liana za ramię i odepchnąć od siebie, żeby wreszcie się od niego odwalił, co jednak odpuścić i ulec jego namowie, bo to oznaczałoby wyrwanie się z ciemnego gardła tunelu. Mógłby nabrać haustu orzeźwiającego, nocnego powietrza. Przecież przede wszystkim pragnął dostrzec jasne latarnie i zaskoczone, normalne twarze zgromadzonych wokół nastolatków. Hamowało go wyłącznie poczucie lojalności wobec Hasegawy. Nawet jeżeli nie zbudowali swojej relacji na szczególnie stabilnej glebie i wciąż, dzień za dniem, nadłamywali podłoże mostu, jaki połączył ich światy, irracjonalne przywiązanie i potrzeba dociągnięcia zadania do końca ostatecznie zaważyły na decyzji.
Poza tym nie chciał się tłumaczyć. Nie teraz.
- Przestań zachowywać się jakbym miał dwanaście lat - wycedził w stronę nieruchomego, gwieździstego punktu bieli, rażącego w oczy jak fizyczne igły. - To wkurzające.
Obrzydliwe, pomyślał, w machinalnym odruchu, dzięki któremu poczuł się o wiele spokojniej. Sensowniej było uznać Ye Liana za irytujący element, którego pozbycie wreszcie zrzuci z barków część problemów. Lepiej, że się rozdzielają. Że Hasegawa, w chaotycznej próbie uratowania nieprzytomnego przyjaciela, pociągnął za sobą tą cholerną personifikację przeszłości.
Warui jeszcze moment trzymał wzrok w miejscu, z którego zniknął Ye. Przysłuchiwał się echu postępujących po sobie kroków, odbijanych od ścian tuneli rykoszetem zwielokrotnionych dzięków. Zmarszczył brwi, czego na szczęście nie dało się dostrzec w ciemnej otoczce.
Pozbawieni z Carei dodatkowych źródeł oświetlenia, zostali sami przy coraz gęściejszemu mrokowi.
- Nic ci się nie stanie - zapewnił nagle, silniej ją przy tym chwytając; na ułamek sekundy, w czymś zakrawającym o ułomną próbę dodania otuchy. Przywołał w pamięci natychmiast słowa byłego współpracownika, nie do końca wiedząc, czy niosły w sobie groźbę, czy jednak pełne zaufanie przy powierzeniu kolejnej ważnej dla Jiro jednostki, cokolwiek to jednak było, wykrzesało z Shina resztki jeszcze niezdechłego w agonii dżentelmeństwa.
Koniec końców odetchnął, wyciskając z płuc nadmiar nagromadzonego stresu, i ruszył trasą, którą dopiero co uciekali. Popłoch, jaki temu towarzyszył, nie pozwolił na odpowiednie rozeznanie się w sytuacji. W międzyczasie wyślizgnął znaczoną bliznami dłoń spomiędzy filigranowych paliczków dziewczyny, sięgając zaraz do kieszeni, w której wciąż spoczywał scyzoryk. Zabezpieczona broń nadal była ciepła od jego własnej temperatury, przejętej przez rzecz w chwili walki i zbyt brutalnego ściskania za rękojeść. Dodawała jednak podświadomej otuchy, bo choć wątpliwe, by dało się nią wykonać finalny atak wobec jakiegokolwiek yōkai, była przynajmniej czymkolwiek, co trzymało psychikę w ryzach.
Z drugiej strony poprawił uścisk na podręcznej latarce, której wiązka światła omiatała ściany i drogę. Rozglądał się, świecąc po otoczeniu, szukając nie tylko pozostawionych szczątków gargantuicznego pająka, ale przy okazji czegoś, co naprowadziłoby go na...
- … tego zaginionego chłopaka...
Cudzy głos wyrwał go ze stuporu. Nawet nie zakodował momentu, w którym wysunął na powrót rękę z odmętów bluzy i przygniatającym ciężarem oparł na barku Ejiri. Zsunął objęcie zaraz na jej ramię, dotykiem świadczącym o nerwowej zaborczości, jakby zazdrość trzymała go nawet w chwili, w której niematerialne niebezpieczeństwo mogłoby mu odebrać towarzyszkę.
Ale potem usłyszał...
- Kamiko? - wyrwane spomiędzy ust pytanie prawie go zatrzymało. Stracił pół kroku, ciężko stwierdzić czy uderzony zaskoczeniem, czy zdenerwowaniem. Wahał się krótko, ale i tak nie było czasu na ciągłe zastanawianie nad poprawnością wyborów. Zsuwając więc palce z Ejiri, nie była w żadnym zagrożeniu, wystąpił kawałek do tyłu, aby zmniejszyć odległość do nastoletniej Seiwy. I jej kompanki. Rzucił spojrzeniem przez ramię, słysząc już, jak ich doganiają. - Spotkałaś brata?
Byli o rzut beretem od świecy ochronnej, od której tkanka yūrei nieco się spinała; z pewnością moc przedmiotu nie działała na niego w równym stopniu jak wobec yōkai, ale wciąż wyzwalała podskórne mrowienie. Znajdowali się więc blisko.
Szukając swoją pożalsięboże latarką truchła pająka, jednocześnie nasłuchiwał, czy gdzieś w okolicy nie wyłapie Enmy. Kierował się w tę stronę, musiał być więc w pobliżu. Jakby na samo wspomnienie przyspieszył kroku.
percepcja - wzrok (92) - sukces;
@Seiwa-Genji Enma @Kakita Mari
@Ejiri Carei @Seiwa-Genji Kamiko
Ye Lian, Nagai Blotka Kōji, Ejiri Carei and Kakita Mari szaleją za tym postem.
Zgodnie z prośbą stał z boku i patrzył jak Teke Teke zostaje wypędzona z ich świata. W końcu przyszła pora na pająka, którego głowę położył na ziemii. I już w sumie miał się przymierzać do wygnania gdy pojawiła się przed nim ta jedna chrzaniona przeszkoda, przez co chwilę później wyglądał jakby dostał laga mózgu. - Wyręczyłbyś mnie. Muszę przyznać że bez ciała egzorcyzmuje się wyjątkowo niełatwo. - I tak. Wyglądał na zażenowanego. Tak mógł się nadal na dobre pozbyć tego pająka w pewien sposób, ale zdecydowanie nieprzyjemny. Bo oznaczałoby to, że musiałby chujka w całości pożreć. Przynajmniej tak mówiła Yokaiowa logika. Czekając więc jak Enma uwinie się z pajęczakiem, zaczął się rozglądać po kokonach. W sumie nigdzie nie widzieli tego zaginiętego dzieciaka. Nie zdziwiłby się gdyby pająk zawinął go w kokon żeby mieć go na później.
Rzut na egzorcyzmy: 35
#a2006d
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
@Kakita Mari @Ejiri Carei @Warui Shin'ya
Ezgorcyzmy: 22 - nie wiem czy mogę wygnać pająka bez głowy
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei and Kakita Mari szaleją za tym postem.
Zmęczenie, wpijało się w ramiona, malowała powieki cieniem, ale ciało pewniej zbliżyło się do rudowłosego. Zaskoczona nawet sama sobą, chociaż zakładała ledwie uchwycenie rękawa męskiej kurtki, splotła palce z tymi większymi, silniejszymi, dając się zamknąć w bezpiecznej uwięzi. Na chwilę. Świadoma jeszcze bardziej, napięcia, jakie wzrosło, gdy jasnowłosy odpowiedział. Zawróćcie. Zabolało. Ciepło wlało się na język, ale cień, który zakołysał się w jasności źrenic, dedykowany był już komuś innemu. Warui.
Pociągnięta bliżej, nie zaprotestowała, ale miała wrażenie, że jest ledwie kruchą przeszkodą pomiędzy dwoma, warczącymi na siebie wilkami. Nie rozumiała, co łączyło ich ze sobą, ale powietrze zdawało się drżeć, gdy krzyżowali ze sobą iskrzące złotem i błękitem szarości tęczówki. I nie odezwała się tylko dlatego, że każdy jej wyraz byłoby wtrąceniem niepotrzebnym. Przynajmniej - tu i teraz. I nawet gdy odwrócili się, wnikając w objęcia ciemności, chociaż sylwetki towarzyszy dawno zniknęły za jednym z zakrętów tuneli, czuła na plecach dreszcz, zatrzymujący się dopiero na na cieple zamykającym jej dłoń.
- Wolałabym, żebyś powiedział, że nic nam się nie stanie - odezwała się cicho, z ramieniem wciąć przytkniętym tego męskiego. Uniosła wzrok na krótko, obejmując zarys profilu, zwinięte na szyi kosmki i te wymykające się z uwięzi czapki. Spojrzenie jednak gnało przed wszystkim przed siebie, i do góry, pamiętając, że pajęczyny, chociaż w większości objęte ogniem i spopielone, wciąż mogły nieść ślady... obcej bytności. Rozluźnioną dłoń i pozbawioną ciepła, skuliła, najpierw rozcierając lekko, potem, chowając w rękawie. Dziwnie osamotniona.
Szum głosów wymógł zwolnienie kroku i nagłe spięcie, witając z zaskoczeniem protekcyjny gest. Cofnęła się o krok, dłonią lądując gdzieś przy boku chłopaka, wpijając zaciśnięte paliczki w materiał ubrania. Odetchnęła równie szybko, kierując w stronę nadchodzących - światło latarki. Nie poruszyła się jednak, wbijając paznokcie we wnętrze wolnej ręki.
- On i towarzysze - odezwała się w końcu, przyglądając i drugiej sylwetce. Nie poruszyła się jednak z miejsca - Głowę... wziął jeden z nas - przekręciła profil, zerkając za siebie - zdaje się, że poszedł za... - w głosie zafalował smutek - Twoim bratem - przygryzła wargę - zakładamy, że może... ten yokai jest też przyczyną zaginięcia chłopaka, co pierwszy wszedł do tunelu - sama nie miała wielkiego pojęcia o zwyczajach tych stworzeń. Mogła wnioskować po pajęczej naturze, że ciało wciąż mogła tkwić gdzieś głębiej w leżu. Ale z z konkluzji na tę chwilę - tyle. Ruszyła, za chłopakiem, nie chcąc finalnie - zostać samej w ciemnościach. I chociaż cisnęło jej się na usta by na nią zaczekał, przygryzła tylko wargę, gasząc niezwerbalizowaną prośbę. Nie mogła go opóźniać.
| Rzut na percepcję - wzrok - krytyk pech
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Hasegawa Jirō and Kakita Mari szaleją za tym postem.
- Ah, cóż, oby nikogo nie zdążyła przeciąć - była ciekawa, czy ktoś już ją dopadł. Wydawało jej się, że wszystko jest dla niej ogólnie wielką niewiadomą - …Porwany przez co? - chyba znowu się zamyśliła o jakiejś głupocie i nie do końca zrozumiała wypowiedzi dziewczyny.
Zanim miała zadać kolejne ważne pytania odnośnie potencjalnego przesłyszenia czy też nie, wpadły na dwójkę innych, obcych jej poszukiwaczy przygód. Żywi! Nie ranni! Kamiko ich zna! Jakie szczęście.
- Hej! Kakita Mari! Wszystko dobrze? Cóż, na pewno niedługo będzie. Jak coś to mam, uh, jakieś picie i jedzenie w plecaku. Mi apetyt przeszedł na jakiś tydzień, jak mam być szczera. Właśnie szukamy zaginionego chłopaka, bo chyba się jeszcze nie odnalazł? Czy wy- - zatrzymała się w swoim potoku niepotrzebnych zdań, gdy natrafiła wzrokiem na kolejne zwłoki. Ale nie człowieka. Pająka?...Co to jest.
Znieruchomiała na chwilę, zakrywając usta dłonią, chociaż jej krzyk zaskoczenia i przerażenia był ostatecznie kompletnie niemy. Przerażenie szybko przemieniło się w obrzydzenie, które zafundowało jej odruch wymiotny. Od zwymiotowania po raz drugi jednego dnia powstrzymał ją jedynie pusty żołądek. Aj, dzięki bogom. Co za złe pierwsze wrażenie. Dała sobie chwilę na przystosowanie się do nowego widoku, jak to już robiła w pomieszczeniu ze zwłokami dziewczyny, po czym podeszła bliżej Kamiko. Wdech. Wydech. Nadal nie czuła się komfortowo z obecnością pajęczej paskudy, ale ciekawość tu ją przyprowadziła i także ona ją tutaj będzie trzymać. Zresztą, pająk jest bez łba. Są bezpieczni.
- Wow…to jest…niesamowite - powiedziała, przyglądając się teraz zwłokom gigantycznego pająka. Pierwszy raz widzi coś takiego. I oni tak po prostu go pokonali? Zmaltretowali. Zmiażdżyli? Ah, mimo zniesmaczenia to trochę aż żałowała, że nie była świadkiem tego, co się tutaj działo. Może jak ładnie później zapyta, to jej opowiedzą?
- Hm? Wziął ją sobie?...W sumie ciekawa pamiątka - może by dało się to sprzedać - Chcesz ją odzyskać? - zwróciła się do Kamiko. W sumie i tak wygląda na to, że będzie czas odnaleźć teraz jej brata. I tego od głowy pająka. Oby u nich było wszystko w porządku.
@Seiwa-Genji Kamiko @Warui Shin'ya @Ejiri Carei
rzut na słuch: 39, fail
Warui Shin'ya and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
„Czy mógłbyś otworzyć drzwi?”
— Jak najbardziej — przytaknął, odrywając spojrzenie od bezwiednego ciała Nagaia. Odsunąwszy się na bok, wysunął kluczyki z kieszeni i wcisnął odpowiedni przycisk. Światła awaryjne mignęły, a ich ciepły blask na moment rozlał się po ich skórze i ubraniach; znalazł odbicie w lśniących oczach i zgasł, gdy drzwi z cichym, mechanicznym dźwiękiem uniosły się, dając barczystemu, białowłosemu mężczyźnie pełen dostęp do wnętrza sportowego wozu. Przez chwilę uważnie obserwował, jak sadzał Kōjiego na siedzeniu, jakby ten był niczym więcej, jak szmacianą lalką.
Brzmienie własnego nazwiska zwróciło uwagę Vance’a ku nieznajomemu mężczyźnie. Miał całkowitą pewność, że to właśnie z nim rozmawiał przez telefon i być może byłby w lepszej pozycji, gdyby nadal stali po przeciwnych stronach słuchawek, ale mimo podejrzliwego komentarza, jasnowłosy nie wyglądał na zakłopotanego.
— Nie nazwałbym tego „pieczołowitym śledzeniem”. Jak już mówiłem, zaniepokoiło mnie, że o tak późnej porze nie zastałem mojego przyjaciela w domu. Bardzo często pracuje po nocach. Jak widać, moje złe przeczucia okazały się całkiem słuszne — wyjaśnił, a pomiędzy słowami nawet najdrobniejsze zająknięcie nie znalazło dla siebie miejsca. Nie zastanawiał się zbyt długo nad udzieleniem tej wyjątkowo płynnej odpowiedzi. — Poza tym moje zmartwienie nie przywróci przytomności Kōjiemu, a wam da jedynie powód do dodatkowych zmartwień. Chyba nie chcielibyśmy, żebym wsiadł za kierownicę spanikowany, panie — przeciągnął ostatnią sylabę, obrzucając blondyna znaczącym spojrzeniem. Skoro już przerzucali się nazwiskami, wolał wiedzieć, z kim miał do czynienia. — Rozumiem, że moja reakcja może panów dziwić, ale w zdążyłem zająć się zorganizowaniem odpowiedniej pomocy. Natomiast po tym, co od pana usłyszałem, chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że w tych okolicznościach wizyta w szpitalu mu nie pomoże — ton miał rzeczowy, spokojny. Uśmiech w tej sytuacji nie był wskazany, więc wyraz twarzy komponował się z barwą głosu, która ukoiłaby niejedne nerwy. Bardziej niż niewzruszony, wydawał się raczej wypełniony po brzegi zimną krwią. Ktoś w końcu musiał ją zachować w tak kryzysowej sytuacji. — Nie wspominając już o tym, że nie fatygowałbym się tutaj, gdybym nie miał na uwadze jego bezpieczeństwa. — Oderwał spojrzenie od twarzy mężczyzny, by wymownie przemknąć nim po otoczeniu. Nie dał po sobie poznać, że jest zniesmaczony, ale nie był też zachwycony – nie były to jego klimaty.
Gdy wzrok na nowo zwrócił się ku jasnym tęczówkom, Whitelaw wystawił dłoń spodem do góry w wymownym geście. Chciał zabrać stąd blondyna w komplecie – łącznie z całym jego dobytkiem, który znalazł się w posiadaniu jego znajomych. A może nieznajomych? Każdy z nich wyglądał przecież, jak element z innej układanki. Pomieszane ze sobą puzzle.
— Jest w dobrych rękach — zapewnił, znów z tą dziwnie przyjemną nutą, która otulała każdą sylabę. — Mogę zostawić swój numer, jeśli zależy wam na informacji o jego stanie. — Przecież go nie porywam.
Seiwa-Genji Enma, Ye Lian and Nagai Blotka Kōji szaleją za tym postem.
Droga chwilę trwała, ale nie na tyle długo, by Munehira musiałby się zniecierpliwić samym oczekiwaniem. Podjechał pod podziemne tunele, a raczej kierowca, który nie wiedział, że wkrótce straci u Minoru ten słodki przywilej wożenia go. Jechał tylko z nim, mimo że miał chęć zabrania ze sobą lekarza, który obejrzałby aktualny stan wycieńczonego. Odpuścił to sobie, nie chcąc wprowadzać go w stan większego rozdrażniania skoro rzeczywiście potrzebował kąpieli i jakiegokolwiek spokoju. Sam fakt, że nie wpadł w żaden szał kiedy do niego zadzwonił, pokazywał jak silnie trzymał się na bezresztkowi sił. A kiedy tylko dojadą do apartamentowca, oceni Aoi stan faktyczny i jeżeli zauważy większe obrażenia, zadzwoni, by mógł mu pomóc. Tak jak on wielokrotnie pomagał Yoshidzie w nagłych i trudnych sytuacjach.
Nadszedł już czas. Wysiadł z samochodu, gdy podjechać bardziej nie mogli. Rzucił za sobą, że mają być w kontakcie, gdyby jednak przydałaby mu się pomoc. Wierzył jednak w to, że nie mogło być z nim aż tak źle, ponieważ od pierwszych dni ich spotkania dostrzegł w nim potężną siłę, które byle jaki śmiertelnik nie potrafiłby sobie z nią poradzić.
Z początku patrzył na niego egoistycznie, że ta moc należy się jedynie Yoshidzie. Jak każdy, inny yurei. Jednak on... On okazał się być inny. Ciekawszy. Bliski. Ta bliskość powodowała, że im więcej czasu mijało, tym dłużej zapominał o drugiej części ich umowy. Istotniejsza wydawała się być ta jego, choć on tego jeszcze nie wiedział. Nie potrafił mu tego powiedzieć, ale może za jakiś czas domyśli się, że Minoru zwyczajnie mu odpuścił. Już nie chciał go do czegokolwiek zmuszać. Do bycia z nim w grupie, do wiecznego posłuszeństwa, mimo że bardzo chciał mieć jego duszę na wyłączność, bardzo starał się nie ograniczać wyborów, które podejmował. Dlatego teraz tu był, chodząc po tunelach i zbliżając się z każdym krokiem do sylwetki smukłej i przemoczonej, niektórzy powiedzieliby, że wręcz ohydnej w obecnym stanie. Ale nie dla niego. Dla Yoshidy Aoi zawsze pozostawał piękny nieważne, czy był zalany krwią czy ściekami.
— Tu jesteś — ochrypły głos wydostaje się z jego krtani, gdy koniec końców udało mu się go odnaleźć. W słowach nie było złości, ani rozczarowania. Po prostu był, jak to on, był i trwał przy nim oraz przyzwyczajał go powoli do swojej obecności — Dla mnie nie śmierdzisz — dodał pokrzepiająco, starając się go w jakiś sposób roześmiać. Nie śmierdział, ponieważ niczego nie mógł czuć.
— Mogę? — spytał się, nim zdecydował się go dotknąć. Niezależnie od tego jaki to dotyk będzie, skrócił ich odległość stając z nim twarzą twarz. Na tyle blisko, by mogli zacząć wymieniać się własnymi oddechami, ale Cay nie dotknie go póki mu na to nie pozwoli. Starał się być delikatny, ponieważ dojrzał jak kruchy teraz jest. Mimo tego nie współczuł mu. Mężczyzna mógł odnaleźć w jego oczach troskę i siłę, z którą na co dzień Minoru podążał swoimi krzywymi ścieżkami. Może nie z troską, ale z siłą na pewno.
@Munehira Aoi
Whitelaw. Spojrzenie przesunęło się z oczu nieznajomego nieco wyżej, na jego włosy. Powstrzymał się jednak przed przeczesaniem dłonią swojej własnej sierści, która nawet gdy nie była pokryta tunelowym syfem, przypominała raczej grzbiet wystraszonego szczura niż coś, co można było nazwać fryzurą, na którą właśnie patrzył.
Otwarcie drzwi skwapliwie wykorzystał by skierować swoją uwagę na właściwe tory. Nieufnie powitał otwierające się w jakiś dziwny sposób drzwi, od razu widząc w nich opadającą mu na łeb gilotynę, gdy tylko się do nich zbliży. Z jeszcze większym zaskoczeniem odkrył, że samochód miał tylko dwa miejsca. Drogie auto to i może trzeba było je kupować na metry i na więcej nie wystarczyło, kto wie. Jiro był zbyt biedny, by to zrozumieć.
Usadził Blotkę na fotelu, co wcale nie było takie łatwe jak początkowo zakładał i zapiął mu pasy. Dla pewności jeszcze je poprawił, jak purchlakowi, który w każdej chwili może postanowić, że wypełznie z nich bokiem. Wyglądało solidnie. Rozejrzał się jeszcze szybko po wnętrzu pojazdu, póki miał jeszcze okazję, najpewniej jedyną w życiu.
– Nie podoba mi się zostawienie cię z nim – mruknął do nieprzytomnego przyjaciela, zrzucając to w końcu z siebie, wiedząc, że słowa wypowiedziane do kogokolwiek innego spotkałyby się tylko z eskalacją ewentualnego konfliktu.
Jeszcze tylko jedno, ostatnie i dość ciężkie patnięcie Kluseczki na pożegnanie i Jiro w końcu mógł wrócić do pozostałych i tak mimowolnie oglądając się na pozostawionego przyjaciela.
– Bardzo zależy – powiedział niemal od razu, gdy tylko padła propozycja pozostawienia numeru.
Nawet nie przeszło mu przez myśl silenie się na jakiekolwiek grzeczności, tytułowanie kogokolwiek panem czy poczekanie aż Ye Lian przestanie się tak desperacko wpatrywać w wybawiciela Blotki.
– Mamy jeszcze dwóch łowców duchów do zabrania stamtąd, tak tylko przypominam. Wracamy.
Warui Shin'ya, Ye Lian, Nagai Blotka Kōji and Vance Whitelaw szaleją za tym postem.
Ye Lian próbując wyczytać coś z nieprzytomnego mężczyzny i jego stanu mógł wyciągnąć wniosek, że pozbycie się sprawcy całego zamieszania mogło nieznacznie pomóc w jego obudzeniu się. Większość jednak zależała od samego Blotki, jego woli powrotu do rzeczywistości; bez wątpienia odpoczynek w komfortowych warunkach działać będzie na plus, istniała również szansa, że przemawianie do niego, tak jak do osób pogrążonych w śpiączce, cokolwiek zdziała. Sam Nagai miał chłodną skórę, zesztywniałe mięśnie i spowolnione krążenie. Ogrzanie go na pewno nie zaszkodzi. Jirō zadbał o bezpieczeństwo pogryzionego. Po umieszczeniu go w samochodzie i zapięciu mu pasów, Hasegawa miał pewność, że teraz wszystko już zależy od umiejętności kierowcy. Pozostawała wiara w to, że nie sprzeda Blotki na organy albo w innej branży czarnego rynku. Dłuższa rozmowa mogła się jednak wiązać z niedogonieniem tych, którzy zostali w tunelu. Co, jeśli te ośmionożne bydlę nie było tam samo?
Warui przemierzając z towarzyszkami ciemny tunel w którymś momencie spojrzeniem natknął się na wytarty fragment brudu na ścianie. Mając w pamięci rozmiary pająka, z którym przyszło im się zmierzyć oraz jego zdolność do poruszania się po pionowych powierzchniach, ślad nabierał zupełnie innego wydźwięku. Nie jakby ktoś przypadkiem się otarł o mur, a raczej jakby był ciągnięty tą ścieżką. Potwierdzenie tego objawiło się fragmentem materiału z jakiegoś ubrania sterczącym z torowiska – najwyraźniej kawałek odzieży zahaczył o metal, kiedy ofiara zaczęła być ciągnięta po ziemi. Był to świeży trop prowadzący prosto do leża yōkai.
Kamiko próbowała wygnać pozbawione głowy i kończyn paskudztwo, jednak coś nie działało. A może podziałało, ale po prostu proces nie posiadał efektu wizualnego? Jakby nie patrzeć, pająk przybrał cielesną formę i może właśnie przez to nadal pozostawał fizycznie w świecie żywych, podczas gdy regenerujący się duch został już odesłany tam, gdzie jego miejsce.
Ejiri mogła w pewnym momencie poczuć nadchodzący ból głowy. Narastał stopniowo, czaił się i czekał na właściwy czas do ataku. To mogły być nerwy, które w obliczu niebezpiecznej sytuacji uaktywniły się mocniej, może efekt płaczu, którego fala wstrząsnęła kobietą długie minuty temu, zanim jeszcze śmiałkowie rozeszli się w trzech grupach po pogrążonych w mroku tunelach. A może wina samych ciemności, skupiania wzroku przy tak słabym świetle. Migrena zaatakowała gwałtownie, nie biorąc żadnych jeńców i nie zamierzając stosować taryfy ulgowej.
Niewiele sensownego dało się dosłyszeć w tych warunkach. Rozmowa mogła trochę zagłuszać otoczenie, jednak Kakita była pewna, że niczego ani nikogo więcej tutaj nie było. Tylko ich czwórka, a gdzieś przed nimi jeszcze podobno kolejni członkowie wyprawy.
W końcu Carei, Shin, Kamiko i Mari dotarli do Shiby i Enmy w pajęczym leżu. Pokryte sieciami ściany mogły wzbudzać obrzydzenie, ale większa ilość źródeł światła rozpędzała nieprzyjemny mrok.
____________________
Termin: Chciałabym zakończyć event do końca tego tygodnia. Możecie pisać swobodnie do niedzieli (04.06) i jeśli komuś wejdzie rzut na percepcję to rzucę info na PW albo krótkim postem, co udało się znaleźć.
@Warui Shin'ya @Ye Lian @Hasegawa Jirō @Shiba Ookami @Seiwa-Genji Enma @Seiwa-Genji Kamiko @Ejiri Carei @Kakita Mari
● Hayate
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Hasegawa Jirō and Kakita Mari szaleją za tym postem.
|
|