Chociaż dzięki całkiem niezłej organizacji w szpitalu Fukkatsu nie ma olbrzymich kolejek ani do rejestracji, ani do gabinetu, zawsze trafi się ta jedna osoba, która przyjdzie godzinę wcześniej od jej ustalonej wizyty. Z recepcją każdy pacjent ma styczność chociaż raz - czy to przez telefon, czy osobiście, nie może zatem jej zabraknąć. Obsługą pacjentów, przyszłych i obecnych, zajmuje się kilkoro doświadczonych recepcjonistów i recepcjonistek, a w tym cieszący się bezkonkurencyjną popularnością Hayashi Himaru, który swoją pracą wyróżnia się na tle współpracowników niezwykłą uczynnością i nieprzeciętną umiejętnością uspokojenia nawet najbardziej rozeźlonego pacjenta.
Niewątpliwie idealnie wpasowywał się w szpitalny krajobraz – narzucony miał na siebie biały fartuch, z szyi zwisał mu stetoskop, a twarz zakrywała chirurgiczna maska. Do dopełnienia aparycji zmęczonego operacją chirurga brakowało mu jedynie jednorazowych rękawiczek. Ale na szczęście nie był chirurgiem i nie miał niebieskiego silikonu na dłoniach. Z jednej z kieszeni na piersi wystawał kawałek długopisu i notes – lubił spisywać swoje obserwacje, zwłaszcza te, które początkowo wolał przez pacjentem ukryć, bo wymagały potwierdzenia. Nie mógł sobie pozwolić na żaden błąd – nie jeśli chodziło o czyjeś zdrowie.
Z gabinetu lekarskiego wyszedł nagle, jakby przypomniał sobie o czymś ważnym – i tak rzeczywiście było, bo przypomniał sobie, że powinien w ciągu kilku najbliższych minut stawić się na rehabilitacji pewnej pacjentki, którą przejmował po innym lekarzu. Przekazane informacje były szczątkowe, bo sytuacja była nagła, ale Nobuo był znany z tego, że zwykle zakasał rękawy i po prostu szedł przed siebie, nawet jeśli miałby iść pod prąd, w przeciwnym kierunku niż reszta. W całym tym pośpiechu udało mu się jedynie chwycić za papierowy kubek do połowy wypełniony rozwodnioną kawą z pobliskiego automatu i zrobił drobny łyk, bo jednak obawiał się tego, że reszta kofeinowego napoju może wylądować na jego bialuteńkim kitlu. Od razu skierował się w stronę windy, którą miał podjechać zaledwie dwa piętra. Wcisnął przycisk, a drzwi niemalże natychmiastowo rozsunęły się przed nim. Ostrożnie wszedł do środka i już miał kliknąć interesujący go numer, ale kątem oka dostrzegł kogoś, kto zmierzał w jego stronę.
Dłoń wysunął przed siebie, żeby czujnik ruchu powstrzymał drzwi przed zamknięciem się. Tak też się stało – metal rozsunął się, a on dostrzegł zbliżającą się pacjentkę w pełni okazałości. Była młodą dziewczyną poruszającą się na wózku. Od razu zdecydował się pomóc jej wejść do środka windy, dlatego najpierw stopą przytrzymał drzwi, a potem zadeklarował swoje chęci przyjaznym gestem dłoni.
— Chętnie pomogę — powiedział nieco zachrypniętym głosem, a wypowiadane przez niego słowa mogły zostać nieco zniekształcone przez ciasno założoną na twarz maskę.
Nie narzucał się, czekał na jej reakcję i zgodę. Z tyłu głowy wciąż jednak miał to, że powinien jak najszybciej stawić się na rehabilitacji swojej nowej podopiecznej, dlatego mógł dawać wrażenie nieco rozkojarzonego, z rozlatanym wzrokiem. Ale sylwetkę miał opanowaną, prostą jak struna. — Które piętro?
Warui Shin'ya and Seiwa-Genji Enma szaleją za tym postem.
Nie poddawała się, mimo tracącej wiary na poprawę. Nie miała już złudzeń i nie karmiła się pustą oraz trywialną iluzją, że będzie dobrze. Ale chciała móc przejść tych kilka marnych kroków o własnych siłach. Móc udać się nad morze, poczuć pod stopami szorstkie drobinki piasku i chłód morskiej wali otulającej jej bladą skórę. Chciała tego wszystkie znów doświadczyć. Będąc niezależną, rzecz jasna.
Ostatni raz spojrzała na wyświetlacz telefonu, upewniając się, że ma jeszcze dziesięć minut do umówionej godziny z lekarzem. Nienawidziła się spóźniać, tak samo, jak osób, które same nie pojawiały się na czas. W jej oczach było to lekceważenie drugiej osoby, jak i brak szacunku do niej. Chishiya wychodziła z założenia, że lepiej zjawić się pół godziny wcześniej, aniżeli dwie minuty po czasie. Zablokowała przyciskiem urządzenie, które wrzuciła do torby na kolanach, a następnie skierowała się korytarzem pokrytym śnieżną bielą w stronę windy.
Szpitale miały to do siebie, że niepełnosprawni nie przykuwali aż tak bardzo spojrzeń, jak na zewnątrz. Zdawać się mogło, że widok poruszającej się na wózku dziewczyny był czymś zaskakująco naturalnym, idealnie dopełniając obecność wszelakiej aparatury, lekarzy w kitlach i pielęgniarek. Jednakże Yue nie mogła powiedzieć, że czuła się tutaj jak ryba w wodzie. Wręcz przeciwnie. Chciała jak najszybciej uciec z miejsca, które niosło ze sobą zbyt wiele bolesnych wspomnień i skojarzeń.
- Hm? - uniosła wzrok na mężczyznę, którego głos wyrwał ją z ponurych myśli i odległego letargu. No tak. Zawsze znajdzie się samozwańczy rycerz w lśniącej zbroi.
- Dziękuję, ale poradzę sobie. - odpowiedziała mu z wyuczoną manierą i chłodem, nakreślając wyraźnie dystans pomiędzy nimi. Chowanie się za maską królowy lodu było łatwe i oszczędzało wiele rozczarowań oraz niepotrzebnych rozmów.
Emocjonalnie uciekała, zresztą, jak zawsze.
- Drugie. - odpowiedź przyszła naturalnie, gdy drobna dłoń unosiła się, by nacisnąć odpowiedni guzik. Nie odwróciła się w stronę mężczyzny, uważając, że ich krótkie spotkanie właśnie dobiegało końca. Fukkatsu było na tyle dużym miastem, że prawdopodobieństwo ich ponownego spotkania było bliskie zeru. Nabrała nieco więcej powietrza, próbując uspokoić rozdygotane serce, gdy myśli coraz bardziej krążyły dookoła nieubłaganej rehabilitacji.
Ale los dzisiejszego dnia postanowił zadrwić, przygotowując jej zupełnie inną "rozrywkę".
Coś szarpnęło, gwałtownie, i mocno, jak uderzająca w budynek fala ruchomych płyt tektonicznych. Trzęsienie ziemi? Przemknęło przez jej umysł, gdy winda stanęła, a światło ostrzegawczo zamigotało. Muzyka w środku ucichła, pozostawiając po sobie jedynie dźwięk szumiącego radio. Teraz nie miała już wyboru, musiała ponownie przewrócić stronę w książce do tyłu, gdyż jej spotkanie z nieznajomym nie miało jeszcze kropki na końcu zdania.
- Myśli pan, że... coś się stało? - jej głos zdawał się zaskakująco słaby, pozbawiony wcześniejszych drobinek lodu, pozostawiający po sobie jedynie echo strachu i niezrozumienia zaistniałą sytuacją.
Ktoś na pewno zaraz się do nich odezwie.
Przyśle pomoc.
I Ich wyciągną, prawda?
Sięgnęła po telefon, aby sprawdzić czy ma zasięg. I ewentualnie zadzwonić po pomoc.
@Sugiyama Nobuo
Warui Shin'ya and Sugiyama Nobuo szaleją za tym postem.
Nawet przez chwilę nie wątpił w to, że dziewczyna da radę wjechać o własnych siłach – chciał jednak zachować się życzliwie, wyraźnie zaznaczając, że w razie jakiejkolwiek potrzeby może na niego liczyć. Nie narzucał się, nie był nachalny, ale w każdej chwili mogła na niego liczyć, jak człowiek w potrzebie na drugiego człowieka.
Obserwował ją kątem oka, nie wypowiadając przy tym żadnych zbytecznych słów. Wiedział już wszystko co chciał wiedzieć. Wiedział też, że dziewczyna da radę. I tyle naprawdę wystarczyło. Żadnych dodatkowych zapewnień nie potrzebował. Nie musiał się o nią martwić. Myślami bardzo szybko powrócił do zaplanowanym zastępstwie zaprzyjaźnionego lekarza, po którym miał przejąć pacjentkę do rehabilitacji. W tamtej chwili był tak mocno skupiony na tym spotkaniu, że nie połączył wyróżniających się na tle całej układanki kropek. Nie przyszło mu do głowy, że dziewczyna na wózku pasowała do opisu podopiecznej, którą miał się zajmować.
Szybko okazało się, że czas na jakiekolwiek rozmyślania dobiegł końca.
Drzwi windy zasunęły się. Maszyna ruszyła. Początkowo nic nie wskazywało na to, by cokolwiek miało zakłócić tę podróż, wszystko wyglądało całkowicie zwyczajnie. Winda zdawała się działać jak zwykle... Prędko okazało się jednak, że to jedynie złudne wrażenie.
Zatrzymała się nagle, bardzo gwałtownie. Nieoczekiwane szarpnięcie mogło wytrącić z równowagi nawet najbardziej skupioną osobę, więc nic dziwnego, że Nobuo odruchowo chwycił dłonią pobliską poręcz, w razie jakby miało się okazać, że to nie koniec turbulencji. Chociaż na pierwszy rzut oka wyglądała to jakby... utknęli. Od razu skierował się w stronę dziewczyny, chcąc sprawdzić czy nic się jej nie stało – mogła się w coś uderzyć albo być po prostu w szoku.
— Winda się nie rusza, stoimy — powiedział od razu, niemalże pewny tego co się wydarzyło. Głos miał gardłowy, mógł zabrzmieć jakby wypowiedzenie tego zdania sprawiło mu duży problem. Palcami prawej dłoni rozmasował nawet szyję, zaczepiając o okolice grdyki. Mógł dawać wrażenie osoby mającej sytuacje pod kontrolą. Nie było po nim widać stresu, a raczej zainteresowanie całą sytuacją. Spojrzeniem przeskoczył po każdym kącie windy. — Nic Ci nie jest? — dopytał, tym razem już z większym, słyszalnym w głosie komfortem.
Natychmiast zwrócił się w stronę panelu z przyciskami poszczególnych pięter. Od razu namierzył guzik alarmowy, na którym ułożył palec wskazujący. Wdusił go kilkukrotnie, czemu towarzyszył charakterystyczny dźwięk. Sygnał pełen nadziei, który oznaczał, że mógł powiadomić odpowiednie osoby, których zadaniem było wysłanie pomocy.
Widząc telefon w dłoni dziewczyny postanowił się odezwać.
— Jestem prawie pewny, że nie ma tu zasięgu. Ściany są naprawdę grube, nie wiem nawet czy ktokolwiek usłyszałby nasze wołanie... Ale nie zaszkodzi spróbować. — Od razu podszedł bliżej rozsuwanych drzwi (wymijając inwalidkę) i uderzył w nie kilka razy zaciśniętą pięścią. Zbliżył do nich twarz, odszukując miejsce, które mogło być najmniej szczelne. — Halo? Winda się zacięła, potrzebujemy pomocy.
Oparł się o pobliską ścianę plecami, napotykając wzrok dziewczyny.
— Wygląda na to, że jesteśmy na siebie skazani. Przynajmniej na jakiś czas, miejmy nadzieję, że pomoc jest w drodze. Miałem się nie spóźnić...
Warui Shin'ya and Chishiya Yue szaleją za tym postem.
Wdech.
Wydech.
Będzie dobrze.
Spojrzenie bezchmurnego nieba spoczęło na mężczyźnie, który podjął próbę komunikacji z ochroną, czy kto tam był odpowiedzialny za bezpieczeństwo osób w windach. Niestety, pomimo rozległej wiedzy, to w tym zakresie była zupełnie zielona.
- Cóż, kto stoi to soi. - odpowiedziała mu chicho, nawet nie zdając sobie sprawy, że drobny żart wyślizgnął się spomiędzy jej ust. Przebywanie w towarzystwie Seyi wyraźnie odciskało na niej swoje piętno i nieświadomie nabawiała się niektórych nawyków chłopaka. Zresztą, jak to mawiają - kto z kim przestaje, takim się staje. Musiała w tym być jakaś kropla prawdy.
Zamilkła, nie chcąc mu przeszkadzać w komunikacji, ale (och jakie zaskoczenie!) odpowiedziała im cisza. Niepokój, chcąc czy też nie, zaczął w niej narastać. I choć za wszelką cenę próbowała utrzymać dobrą minę do złej gry, to była pewna, że jeżeli nie wyjdą z windy w ciągu najbliższych trzydziestu minut - zacznie wariować. Jednak póki co spróbowała zająć umysł i katastroficzne myśli zupełnie czymś innym, odległym. Byleby nie myśleć o windzie jak o klatce i o nich samych jak o chomikach na stracenie.
- Powinni się odezwać... prawda? - niepewność, tak bardzo do niej niepodobna, powoli przeradzała się w napięcie. Bliźniaczą siostrę paniki, choć ta nadal była głęboko skryta, nieśmiało budząca się do życia. Jedynie co bardziej ją przerażało od utknięcia windzie, to sposób, w jaki będą ją wyciągać, jeżeli metalowa trumna na kablach nie ruszy sama. Nie podciągnie się sama, ani nie ustoi na nogach więcej jak zaledwie nic nie znaczących sekund. Chishiya od dnia wypadku nieustannie walczyła o samą siebie, o ten mały skrawek samodzielności i niezależności.
I co?
I wychodzi na to, że znów będzie zależna od kogoś innego.
Chociaż w tym wypadku przełknęłaby w ostateczności dumę i dała sobie pomóc. Nie miałaby wyboru. Nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż bała się tego typu manewrów.
- Nie tylko pan się spóźni. - ponowne westchnięcie, choć tym razem na tyle głośne, że jej rozmówca z pewnością ją dosłyszał. - Mam nadzieję, że nie będzie miał z tego powodu problemów. Mi pewnie wizyta przepadnie. Właściwie... - zerknęła na zegarek oplatający jej rachityczny nadgarstek - Już przepadła. - cień skrzywienia padł na jej twarz.
- Wiedziałam, że ten dzień nie będzie dobry. Wygląda pan na pracownika tego szpitala. Takie awarie zdarzają się często?
@Sugiyama Nobuo
Warui Shin'ya and Sugiyama Nobuo szaleją za tym postem.
Uśmiechnął się nikle, kiedy dosłyszał jej żart. Dobrze, że nawet w trudniejszych chwilach potrafiła znaleźć w sobie choćby jeden, jasny promyk. Bo gdy wszystko wokół wydaje się walić, szczęścia trzeba szukać w tych najmniejszych rzeczach. I zdawać by się mogło, że ona potrafiła je dostrzegać.
Nie zdawał sobie sprawy z tego, że ściany windy są naprawdę grube – praktycznie za każdym razem, gdy używał windy wydawało mu się, że bardzo dobrze słyszy cały gwar dobiegający ze szpitalnych korytarzy. Teraz, kiedy faktycznie potrzebował pomocy odpowiadała mu podejrzana cisza, która wcale nie pasowała do tego miejsca.
— Powinni, tej windy używa się naprawdę często — wyjaśnił najprościej jak potrafił, co powinno chociaż trochę uspokoić dziewczynę. I jego samego, bo wypowiedzenie tego zdania na głos przyniosło mu niespodziewaną ulgę. Przekonał sam siebie, że tak naprawdę nie ma powodów do zmartwieć, bo tak jak myślał – wkrótce ktokolwiek powinien zrozumieć, że coś się stało. Może jakiś lekarz chcący dostać się wraz z pacjentem do gabinetu zabiegowego? Albo pacjent nie będący w stanie samodzielnie pokonać schodów? Opcji było wiele, musieli tylko poczekać aż któraś z nich faktycznie rozwinie się w rzeczywistości.
— Zgadza się, pracuję tu. Nie na pełen etat, ale doskonale wypełniam kadrowe luki, kiedy jest taka potrzeba — odpowiedział, zdobywają się na delikatny uśmiech, który z pewnością nie był zbyt prosty do wychwycenia przez stale obecną na jego twarzy maskę. Ale jeśli akurat mu się przyglądała to musiała dostrzec ten subtelny ruch. — Nigdy wcześniej nie słyszałem o żadnej awarii, więc albo ich nie było, albo zdarzały się podczas moich nieobecności. Ale jakby spojrzeć na to z innej strony... nic nie jest wieczne, więc nawet taka solidna winda prędzej czy później musiała stanąć.
Był spokojny (a nawet jeśli nie był, to nie dawał tego po sobie poznać) kiedy kierował swoje słowa w stronę nieznajomej. Nie chciał jej niepotrzebnie w żaden sposób niepokoić.
— Wiem, że nie tylko ja... Tylko wiesz, bywam tu raz na jakiś czas i zawsze chciałem trzymać jakiś poziom. Zwłaszcza, że miałem teraz przejąć po znajomym lekarzu pacjentkę wymagającą rehabilitacji. I no i właśnie zależało mi na tym, żeby to pierwsze spotkanie było bliskie perfekcji.
Bliskie perfekcji...
Gdyby tylko wiedział.
Warui Shin'ya and Seiwa-Genji Enma szaleją za tym postem.
Ale perspektywa spędzenia kilku godzin w tak małym pomieszczeniu była niekomfortowa. Wgryzała się głęboko pod jej skórę, drażniła i męczyła. Chciała wyjść stąd jak najszybciej, a najwidoczniej na tak optymistyczny scenariusz nie zapowiadało się zbyt szybko.
- W takim razie pozostaje nam mieć nadzieję, że ktoś już zdołał zorientować się o zaistniałym problemie i podjął odpowiednie kroki. - choć słowa, jakie padały z jej ust wydawały się być zabarwione optymizmem, tak ton jakim je wypowiadała był wyjątkowym przeciwieństwem. Miała dziwne wrażenie, że, jak na złość, ochroniarz odpowiedzialny za gapienie się w ekrany telewizorów i pilnowania porządku w szpitalu, wyszedł gdzieś na korytarz czy bogowie wiedzą gdzie. I opuścił swoje stanowisko, a oni teraz bezradnie muszą czekać aż gość porządnie się wypróżni. Czy co on tam robił.
- Rozumiem. - odparła, choć fakt, że mężczyzna nie pracował na pełen etat, a więc jego wiedza z zakresu funkcjonalności szpitala była ograniczona, w żaden sposób jej nie pomógł. Wręcz przeciwnie. Czuła, że są zmuszeni spędzić długie godziny w zamknięciu, nim ktokolwiek z zewnątrz zorientuje się o ich położeniu.
- Może i tak, choć nadal frustrujące, że musiało to przydarzyć się akurat dzisiaj. W tym momencie. - podparł brodę dłonią i spojrzała przed siebie, wprost na drzwi windy, jakby w cichej nadziei, że lada moment coś się wydarzy. Ruszy. Albo chociaż usłyszy dźwięki dochodzące z zewnątrz, świadczące o nadchodzącej pomocy.
- A mogłam zostać w domu. Ależ kusiło rano wykonanie telefonu, aby odwołać wizytę. - uśmiechnęła się krzywo, wręcz gorzko. Teraz będzie pluła sobie w brodę, że ostatecznie tego nie zrobiła. Perspektywa wylegiwania się na narożniku, zawinięcia w ciepły koc i podjadanie przeróżnych smakołyków podczas oglądania jednego z ulubionych seriali na Netflixie wydawała się zaskakująco... kusząca.
- Długo już pan tu pracuje? Czym w ogóle się pan zajmuje? Tylko rehabilitacją? - i chociaż Yue na co dzień nie wydawała się nadpobudliwą dziewczyną, większość myśli wolała trzymać na smyczy i nie pozwalać im na swobodę, tak teraz wolała się odezwać. Na dobrą sprawę nie miała pojęcia z kim trafiła do windy. A złota zasada brzmiała, by nie prowokować niepotrzebnie innych ludzi, bo nigdy nie wiesz na kogo trafisz.
Mimo wszystko odwróciła wzrok, wreszcie zrywając intensywny pojedynek na spojrzenie z metalową kupą, i chcąc czy też nie - zerknęła ku jasnowłosemu. Nie wydawała się niebezpieczny. Pokusiłaby się nawet na stwierdzenie, że prezentował sobą dość łagodną urodę. Z pewnością znalazłby miejsce w jej historiach, które pisała, jako ten grzeczny i poukładany chłopak z sąsiedztwa.
Problem był jednak taki, że seryjni mordercy zazwyczaj uchodzili za miłych i porządnych obywateli. Sąsiedzi ich chwalili. Rodzina ich chwaliła. Przyjaciele ich chwalili.
Bo to taki dobry chłopak był przecież. Zawsze powiedział dzień dobry, pomógł wnieść zakupy na czwarte piętro, ukłonił się. A to, że w ogródku miał zakopanych kilka zwłok? No cóż, każdy miewał jakieś hobby.
Jej rozmówca równie dobrze mógł okazać się parszywym dupkiem, który przez czystą złośliwość mógł zepchnąć ja z wózka i potem nabijać się z niej, obserwując jak dziewczyna usilnie próbuje wdrapać się na niego.
Yue, zdecydowanie za dużo dziwnych historii ostatnio czytasz, skarciła samą siebie w myślach.
- Chyba się jeszcze nie przedstawiłam. Skoro, jak widać, mamy tu jakiś czas razem spędzić, to wypadałoby chociażby poznać swoje imiona. Chishiya Yue.
Proszę, nie bądź chłopakiem z sąsiedztwa o nietypowym hobby.
@Sugiyama Nobuo
Warui Shin'ya and Sugiyama Nobuo szaleją za tym postem.
W odpowiedzi na jej słowa dotyczące tego, że ktoś już na pewno zauważył, że winda nie porusza się skinął jedynie głową, bo był zupełnie tego samego zdania. Jeśli o to chodziło to nie miał co do tego żadnych wątpliwości – pojawienie się jakiejkolwiek pomocy było jedynie kwestią czasu. Dlatego odpuścił też z podejmowaniem się jakichkolwiek działań, które i tak nie przynosiły zamierzonych efektów. Tym razem poddawał się całkowicie świadomie.
Z tyłu głowy wciąż miał świadomość, że czeka go jeszcze spotkanie ze swoją nową pacjentką. Przez chwilę zastanawiał się nawet czy dziewczyna nadal czeka przed drzwiami gabinetu, czy jednak już dawno dała sobie spokój. Z drugiej strony każdy lekarz powie, że godzina wizyty jest jedynie godziną orientacyjną i zawsze trzeba brać pod uwagę to, że wizyty pozostałych pacjentów mogą się wydłużyć... Więc może jeszcze tam była i jak w końcu uda im się wyjść, to jeszcze się z nią spotka. Może.
— No trudno — powiedział spokojnie, bo niby co innego im pozostało? Użalanie się nad swoim losem nie zmieniało zbyt wiele – jedynie podkopywało już i tak zaniżone morale. Tak naprawdę to im więcej o tym myśleli, tym gorzej to na nich oddziaływało – a przynajmniej on tak miał. Nic dziwnego, że próbował skupiać myśli na innych rzeczach. I w planach miał również zajęcie czymś innym jej głowy. Bo wydawała się jakaś nieobecna, gdzieś głęboko w jej oczach skrywał się jakiś chłód albo smutek. Coś, czego nie potrafił nazwać pierwszym, lepszym słowem przychodzącym do głowy. Ale wydawało mu się, że była to znajoma dla niego emocja.
— Nie mogłaś wiedzieć co się stanie — wypowiedzenie na głos tak banalnych słów miało zupełnie inny wydźwięk. Bo niby człowiek wiedział, ale dopiero gdy mówił o tym głośno to faktycznie zaczynał wszystko lepiej rozumieć. Na niektóre rzeczy ludzie nie mają wpływu – coś się po prostu dzieje i trzeba to do siebie przyjąć. Zwalczyć to albo zaakceptować.
Zmrużył ślepia, gdy usłyszał jej pytanie. Od razu przeniósł na nią wcześniej wbity w metalową ścianę windy wzrok. W niebieskich tęczówkach mogła dostrzec tylko spokój – ten sam, który towarzyszył mu od początku ich nieplanowanego spotkania. Uśmiechał się delikatnie, co było widać nawet jeśli połowę jego twarzy zakrywał jasny materiał chirurgicznej maseczki.
— Pracuję w kilku placówkach medycznych. W tym szpitalu mam chyba najmniej godzin... Tak, często jestem tu z doskoku. Głównie jeśli potrzebuję dodatkowego źródła zarobku albo oni potrzebują załatania dziur w brakach kadrowych — odparł bardzo ogólnie, nie wdając się w niepotrzebne, nudne szczegóły. Dziewczyna była prawdopodobnie pacjentką, więc nie musiała (albo nawet nie powinna) wiedzieć o nim wszystkiego. Nobuo wiedział, że nawet jeśli teraz rozmawia z nią jak ze znajomą, to mimo wszystko nie powinni przekraczać granicy na linii lekarz-pacjent. Dlatego był ostrożny.
Nigdy nie był wylewnym człowiekiem, choć w ostatnim czasie zauważył u siebie tendencję to otwierania się przy ludziach, których dobrze nie zna. Rozmowy z nieznajomymi miały to do siebie, że mógł w swój własny sposób zarysować swoją sylwetkę. Nikt nie spoglądał na niego przez pryzmat wydarzeń z przeszłości. Nikt nie pozwalał sobie na bezpośrednie ocenianie i rzucanie nieprzemyślanymi określeniami. Pokazywał tyle ile chciał, tyle na ile potrafił się zdobyć.
„Chishiya Yue.”
Poczuł się jakby w uszach usłyszał znajome dzwonienie.
Yue.
Pierwszy impuls sprawił, że mimowolnie sięgnął do kieszeni, wyjmując ponownie telefon. Machnął palcem po wyświetlaczu kilkukrotnie, z łatwością odnajdując wiadomości, które wymienił ze znajomym po fachu kilka dni wcześniej. Bardzo sprawnie odnalazł w nich dane swojej nowej pacjentki.
Zarechotał głupkowato.
— Jestem takim durniem... — wymamrotał bardziej do siebie niż do niej. — Pani wybaczy, ale to ja jestem nowych rehabilitantem.
Głupio mu się zrobiło, ale natychmiast spoważniał, kreśląc między nimi granicę. To była linia, której nie mógł przekroczyć. To ta pacjentka.
Chishiya Yue ubóstwia ten post.
- Oczywiście. Nikt nie może wiedzieć co się wydarzy, choć sam przyznasz, że czasami mamy dziwne przeczucia, że coś złego się stanie. Kiedy od momentu otworzenia oczu o poranku chodzi za nami uczucie, że akurat ten dzień będzie inny, nie taki, jaki być powinien. Mówią na to szósty zmysł. Wierzysz w to? - zagadnęła, opierając brodę o dłoń, przyglądając mu się z uwagą. Właściwie nie był taki zły, oczywiście jeżeli chodziło o aspekty wizualne. Wysoki, choć niekoniecznie jakoś potężnie zbudowany, o dość przyjemnej aparycji. I zaskakująco ładnych oczach. Idealnie odegrałby rolę w jednej z jej nowelek, które pisała. Wątpiła jednak, że wpisałby się w kategorię topa, a raczej bottoma. Agresywnego bottoma, z mniejszym topem. W sumie.... To nie był taki głupi pomysł. I tak przymierzała się do napisania czegoś nowego. Zakazany romans na szpitalnych korytarzach brzmiał jak coś, co na pewno sprzeda się wśród nastoletniej publiczności. Potrzebowała jeszcze kogoś, kto zainspiruje ją do roli drugiego bohatera, ale na to miała jeszcze czas. Najważniejsze, że pewien zarys zaczął się rodzić w jej głowie.
Jej usta ugięły się w ledwo zauważalnym uśmiechu, którego mężczyzna z pewnością nie mógł dojrzeć. A nawet jeżeli, to na pewno nie powiązałby go z myślami, które w tym momencie wypełniały dziewczęcy umysł.
Z myśli wyrwały ją kolejne jego słowa, która początkowo docierały do niej jak przelana zupa przez gazę. Nie wszystko wychwyciła, a jedynie strzępki informacji zagnieździły się jej głowie i przykuły uwagę. Jakieś kadry, dodatkowe źródła zarobku. No cóż, trudno. Miała tylko nadzieję, że nie zostanie przyłapana na braku skupienia. Bo przecież nie powie mu, że zamiast słuchania jego słów, myślała o nim w połowie rozebranym, rzuconym na blat biurka, o rozsypanych papierach i raportach medycznych i innym mężczyźnie, który go przygniatał.
- R-rozumiem. - odparła pospiesznie, starając się zatuszować swoje rozkojarzenie. Jaka szkoda, że byli zamknięci w tak małym pomieszczeniu, bo bogowie jej świadkiem, że siedziałaby już z wyciągniętym zeszytem i spisywała notatki. Niestety, w aktualnej sytuacji nie mogła ryzykować.
Na powrót zapanowała między nimi cisza, która zaskakująco szybko została przerwana, tym razem przez niego. Początkowo nie rozumiejąc sensu jego słów, przechyliła głowę w bok i spojrzała na niego pytająco, obserwując nagłą zmianę w jego nastawieniu, spiętych mięśniach i powadze na twarzy.
"to ja jestem nowych rehabilitantem"
Ach, to wiele wyjaśniało.
- A to ci sytuacja... - wymruczała pod nosem, odgarniając mlecznobiałe włosy za ucho. - Czyli można uznać, że pierwsze spotkanie mamy za sobą. I jest dość.... niecodzienne. - parsknęła pod nosem, czując jak kamień spada jej z serca. Nie będzie musiała tłumaczyć się ze swojego spóźnienia. A już myślała, że nic dobrego nie wyniknie z tej sytuacji.
- I chyba możemy uznać, że dzisiejsza sesja rehabilitacyjna nie dojdzie jednak do skutku, prawda?
@Sugiyama Nobuo
W wyniku długiej stagnacji jednego z graczy wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.