Apartament 104
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Sob 21 Paź - 22:49
Apartament 104


Opis w budowie. 

Haraedo
Chishiya Yue

Sob 4 Lis - 22:53
Droga powrotna do domu dłużyła się, a dwadzieścia minut zdawało się zmienić w dwie godziny. Milczała, spoglądając przez okno taksówki na pogrążone we śnie miasto. Bo i co miała mówić? Strach wciąż tkwił głęboko w niej a nierealność sytuacji, w której znalazła się dosłownie kilkanaście minut wcześniej nadal była uczepiona palcami jej skóry, przemieniając się w ciągłe dreszcze. Chusteczka, którą odnalazła w torebce na nic się zdała, a jedynie pogorszyła stan jej twarzy, rozmazując krzepnącą krew na bladej skórze. Z pomocą przyszła zatem maseczka, którą zawsze miała przy sobie na wypadek styczności z chorymi osobami, odwiedzin w szpitalu czy po prostu mało przyjemnego zapachu, jaki mógłby ulatniać się dookoła. Dzięki cienkiemu materiałowi skryła przed światem siniejące miejsce w okolicy kącika warg jak i zakrwawiony nos. Wyglądała teraz niczym umęczona nocą księżniczka, aniżeli pobita dziewczyna.
Jednakże to właśnie Seiya przykuwał uwagę kierowcy, który co rusz spoglądał nerwowo w lusterko, jakby w obawie, że chłopak lada moment rzuci się na niego wyciągając nóż i krzycząc, by opróżnił kieszenie z kosztowności. Prawdopodobnie gdyby nie obecność Yue, niepełnosprawnej osoby, to mężczyzna nawet nie myślałby, aby wpuścić zakrwawionego, młodego chłopaka do swojego samochodu.
Ostatecznie dotarli pod wskazany adres bez większych problemów. Odetchnęła świeżym, nocnym powietrzem, gdy opuściła pojazd, powoli kierując się w stronę bramy i ogrodzenia, za którym znajdował się wysoki budynek. Ale nadal milczała. Tak samo, kiedy weszli do środka, a potem do windy. Odezwała się dopiero, gdy drzwi jej mieszkania zamknęły się za nimi, a ona odszukała dłonią zapalnik światła.
- Rozgość się, zaraz do ciebie wrócę. - powiedziała cichym, nieco łamiącym się głosem, wjeżdżając w głąb apartamentu. Mieszkanie było utrzymane w jasnej i schludnej kolorystyce, z elementami roślin w niektórych zakamarkach. Jak można było się spodziewać - całość została dostosowana w pełni do osoby niepełnosprawnej. Większość mebli jak stoły czy blaty znajdowały się na wysokości osoby siedzącej, a i półki, skąd można sięgnąć po przedmioty nie znajdowały się jakoś szczególnie wysoko. Nie było też żadnych progów, a drzwi były takiej szerokości, że Yue na wózku bez większego problemu mogła przez nie przejechać.
- Powinny być dobre, chociaż pewnie nieco krótkie. Ale jak podwiniesz, to nie będzie nic widać. - odezwała się do chłopaka, kiedy wróciła do pokoju, a na jej kolanach znajdował się złożony ręcznik oraz szary dres. Yue była mniejsza, i to o wiele od niego, ale akurat ten dres otrzymała w prezencie kiedy była w szpitalu. Szybko się okazało, że był na nią za duży o jakieś dwa rozmiary. No i był neutralny płciowo, więc nie było różnicy czy nosi go facet czy kobieta.
- Weź prysznic, a potem pomogę ci z ranami. - nie patrzyła na niego. Uciekała wzrokiem niczym spłoszona sarna. Nie bała się go, oczywiście że nie. Ale bała się jego osądu. I złości na nią. Poczucie winy zżerało ją od środka, paliło wnętrzności.
Bo to jej wina. I tylko jej.
Palce zacisnęła mocniej na trzymanym materiale, czekając aż Seiya odbierze to od niej.
- Napijesz się czegoś...? Mam kaw-.... mam wódkę. Sake i inne trunki też się znajdą. - uniosła dłoń i wskazała w bok, gdzie za szklaną gablotą znajdowało się kilka, a może i więcej, butelek z alkoholem przeróżnego rodzaju. Większość była zalakowana, nigdy przez nią nie tknięta. Prezenty, które pełniły rolę dekoracyjną. Ale może właśnie przyszła pora, by zrobić z nich większych pożytek, aniżeli łapanie kurzu.

@Yakushimaru Seiya



Apartament 104 Cdedaa46377e321e59e82ff4c9e727a0
Chishiya Yue

Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.

Yakushimaru Seiya

Czw 9 Lis - 20:35
Milczenie było nie do zniesienia, ale było o wiele lepsze niż bluzgi rzucane w obecności taksówkarza. Mężczyzna i tak już zdążył wyrobić sobie o nim złe zdanie, co Yakushimaru mógł stwierdzić po częstotliwości rzucanych mu spojrzeń. Musiał zebrać całą swoją siłę woli, by nie spytać, na co się kurwa tak gapił; powstrzymywała go wyłącznie obecność Yue. Domyślał się, że dziewczyna miała już dość wrażeń na dzisiaj. Przez całą drogę przyglądał się miastu za oknem, skupiając całą swoją uwagę na kolorowych neonach, które co rusz rozlewały się kolorowymi rozbłyskami po jego twarzy, mieszały się z jasnymi punkcikami w jego tęczówkach, sprawiając, że czasem błękit wydawał się bardziej fioletowy, a czasem przybierał znacznie cieplejsze barwy. Nie czuł się komfortowo i gdyby nie to, że wolał osobiście upewnić się, że jasnowłosa bezpiecznie dotrze do swojego mieszkania, nie wsiadłby do taksówki i od razu wróciłby do akademika. Nie był zresztą w krytycznym stanie, a zdarte knykcie jeszcze nikogo nie zabiły. Szczypanie uszkodzonego naskórka drażniło, ale nie było to uczucie, którego nie był w stanie znieść. Od czasu do czasu sam zresztą prowokował te lekkie fale bólu, gdy na przemian prostował i znów zaciskał palce w pięści – w jakimś stopniu odwracało do jego uwagę od kierowcy, który mało dyskretnie zerkał w tylne lusterko.
  Gdy wreszcie znaleźli się przed wieżowcem, Seiya mimowolnie uniósł spojrzenie ku górze, mknąc nim wzdłuż całej wysokości budynku. Mógł się spodziewać, że Chishiya żyła w dużo lepszych warunkach niż te, które znał z własnego doświadczenia. Czarnowłosy nie wyglądał jednak na szczególnie zaskoczonego ani przytłoczonego przepychem dookoła. Jeśli chciał się stąd ulotnić, to tylko dlatego, że czuł, że jego misja została wykonana. Prawie. Gdyby nie dłużąca się cisza, nie przeszedłby nawet przez bramę prowadzącą do wejścia. Okolica wydawała się bezpieczna i na pewno dookoła było całe mnóstwo osób, które znały dziewczynę. Problem leżał jednak w tym, co siedziało jej w głowie, a skoro nie była w stanie nic z siebie wykrztusić ani nawet na niego spojrzeć, musiało być z nią kiepsko. Nie było to żadne odkrywcze stwierdzenie, ale to nie on w tej historii został obsadzony w roli przyszłej ofiary gwałtu. Nie potrafił się nawet domyślić, jak kiepskie było to uczucie, skoro wszystkim, co był w stanie sobie wyobrazić, był jedynie zaślepiający gniew.
  Czy czułby go nadal znajdując się w innym ciele?
  Zaciskając mocno palce na pasku plecaka w zamyśleniu podążał za Yue. Przekroczył próg apartamentu, zanim zdążył się zorientować, że planował tylko ją odprowadzić, ale przecież było jeszcze kilka innych rzeczy do zrobienia – upewnienie się, czy wszystko było dobrze i powtórne sprawdzenie jej stanu, bo może na ciemnej ulicy coś przeoczył.
  „Rozgość się…”
  Rzuciwszy plecak na podłogę w przedsionku, ściągnął buty, jednocześnie zaglądając już w głąb mieszkania. Nie kłamała mówiąc, że wcale nie było tu tak kolorowo. Wszystko wydawało się wręcz przesadnie sterylne – inne od wiecznie towarzyszącego mu bałaganu w niewielkim akademiku.
  — Wystarczy ręcznik. I tak niewiele kurwa na nich widać — stwierdził, wskazując na swoje czarne ubrania. Zresztą, biorąc pod uwagę jego gabaryty, dresy, które były za duże na Chishiyę, byłyby zdecydowanie za małe na niego. — Poza tym nie zostanę długo — uprzedził, choć w gruncie rzeczy wydawało mu się to oczywiste. Do akademika może i miał bliżej spod klubu karaoke, ale po tej fali nieprzyjemnych wrażeń nocny spacer wydawał się kuszącą opcją.
  — Po prostu przygotuj bandaże. Sam sobie kurwa z tym poradzę — rzucił, chwytając za ręcznik, który przerzucił sobie niedbale przez ramię. Jasnowłosa wyglądała już na wystarczająco mocno przybitą, by do całości miał jej jeszcze dokładać widok pozdzieranych rąk. Z takimi pierdołami był w stanie poradzić sobie bez niczyjej pomocy. Prawie zapomniał o tym, że miał cholerne szczęście, że ten kutas nie dosięgnął go nożem. — Wyciągnij kurwa to, czego sama chcesz się napić. Bez różnicy.
  Nie na długo zniknął w łazience. Prysznic, który wziął był raczej symbolicznym opłukaniem się z brudu innych ludzi. Największą uwagę skupił na knykciach i na uspokojeniu się, bo wcześniejsze zdawkowe odpowiedzi dość jasno wskazywały na to, że nie był jeszcze w stanie zebrać się na normalne, luźniejsze odpowiedzi. Ciepła woda sprawiała, że mięśnie przyjemnie się rozluźniły, ale tej nocy nie miał już co liczyć na dobry humor, chyba że alkohol miał podziałać, jak balsam na jego świadomość. Kto wie? Może za niedługo mieli podpici śmiać się z tego zdarzenia?
  Akurat.
  Z łazienki wyszedł w swoich spodniach, które przed założeniem lekko oczyścił wilgotną dłonią. Bluzę miał przewieszoną przez ramię, ale na razie odpuścił sobie zakładania jej na siebie. Trzeba było przyznać, że całkiem szybko zaaklimatyzował się w nowym otoczeniu, skoro podszedłszy do stołu, niedbale przewiesił bluzę przez oparcie krzesła, na które zaraz opadł ciężko, unosząc spojrzenie prosto na twarz Yue.
  — Jak nos? Przyłóż coś zimnego, jeśli już nie krwawi — polecił, wciąż zachowując jakiś mimowolny dystans. Wszystko tylko dlatego, że zdawał sobie sprawę z tego, że ten wściekły płomyk w jego wnętrzu jeszcze nie zgasnął na dobre.

Yakushimaru Seiya

Seiwa-Genji Enma and Chishiya Yue szaleją za tym postem.

Chishiya Yue

Nie 26 Lis - 22:47
Nie zamierzała siłą przetrzymywać chłopaka u siebie w mieszkaniu, chociaż wewnętrznie chciała, aby towarzyszył jej jeszcze przez jakiś czas. To nie tak, że teraz, kiedy była u siebie, wciąż odczuwała przeraźliwe uczucie paniki przed zbirami sprzed kilkudziesięciu minut. Po prostu lubiła towarzystwo Seiyi i czuła się przy nim komfortowo. Nawet, kiedy jego językowi było bliżej do barbarzyńców z pradawnej epoki. Domyślała się jednak, że zapewne chce jak najszybciej znaleźć się u siebie. Żałowała jedynie, że pierwszy raz Seiyi w jej mieszkaniu odbył się w takich okolicznościach. A przecież już tyle razy zapraszała go do siebie. Niestety, za każdym razem coś stawało na drodze. Zajęcia, imprezy, wyjścia ze znajomymi, sesja czy pospolite obijanie komuś gęby.
Skinęła głową na jego słowa, nim ruszył do łazienki. Sama nie zamierzała siedzieć bezczynnie, więc jak tylko drzwi zamknęły się za chłopakiem, podjechała do kanapy, gdzie znajdowała się para kul. Zacisnęła palce na nich i przenosząc cały ciężar na ręce dźwignęła się z wózka. Kule były o wiele wygodniejsze do poruszania się na bardzo małych odległościach, zwłaszcza w jej własnym mieszkaniu, choć niewątpliwie szybciej męczyły dziewczynę. Zajęło jej kilka dłuższych chwil dostanie się do kuchni, gdzie przygotowała wiklinowy koszyk, do którego położyła dwie szklanki, apteczkę, mokrą od wody szmatkę i butelkę prawie nietkniętej whisky. Nie wiedziała jak Seiya, ale ona potrzebowała napić się czegoś mocniejszego.
Koszyk przewiesiła sobie na łokciu i podjęła drogę powrotną do salonu, która zajęła jej drugie tyle, co przybycie do kuchni. W chwili, w której dosłownie zasiadła na krześle przy stole, do pomieszczenia wrócił jej gość.
- Jesteś już, chodź i usi-- na bogów, Seiya! - jęknęła zakrywając sobie oczy (jednak z łatwością można było dostrzec, że zostawiła szpary odpowiedniej wielkości, by móc nadal spoglądać na niego w całej okazałości) - Ja wiem, że masz wysportowane i dobrze zbudowane ciało, na które niejedna poleciała, ale ubierz coś na siebie! W twoim towarzystwie jest dama! - bez znaczenia co zrobił chłopak, Yue westchnęła niemal teatralnie, odkręcając butelkę alkoholu, żeby rozlać go po równo do szklanek. Sięgnęła po swoje naczynie i jednym ciurkiem opróżniła zawartość złotego trunku. Tak, zdecydowanie tego było jej trzeba.
- Nic mi nie będzie. Nie jest złamany, raczej. - odezwała się, unosząc namoczoną wodą szmatkę do nosa. Od dotyku mimo wszystko jej twarz wykrzywił grymas niezadowolenia i bólu, ale stłamsiła go w sobie, nie chcąc przysparzać Seiyi więcej kłopotów. I tak zrobił aż nadto dzisiejszego wieczoru.
- Pomogę ci. Nie martw się, nie brzydzi mnie krew. - wskazała mu miejsce na przeciwko siebie, wyciągając wodę utlenioną i czystą gazę, aby przemyć zdarty naskórek oraz pozostałości krwi. - Jestem wdzięczna za to, co zrobiłeś dzisiaj, ale... - uniosła błękitne spojrzenie wprost na Seiyę w chwili, w której jej palce objęły miękko, lecz stanowczo jedną z jego rąk kiedy polewała wodą utlenioną rany. - Nie powinieneś tak ryzykować, Seiya. Bez względu na wszystko. Wiele razy widziałam cię posiniaczonego i obitego. Od dawna wiem, że mało ci trzeba, żeby mówiły za ciebie twoje ciosy. I wiem też, bez wątpienia, że jesteś silny. Cholernie silny. - odstawiła flakonik i czystą gazą przetarła mokre miejsca, by po chwili sięgnąć po bandaż.
- Ale co by się stało, gdyby trafił cię tym nożem? Albo gdybyś upadł i uderzył głową? - jej ruchy były szybkie, ale precyzyjne, kiedy bandażowała pierwszą z dłoni. Gdy skończyła i zawiązała dwa, białe skrawki ze sobą, bez słowa na ten temat sięgnęła po jego drugą dłoń, by powtórzyć czynność.
- Nie jesteś nieśmiertelny, mimo wszystko. I jestem pewna, że gdyby coś ci się stało, wiele osób- - westchnęła przerywając w połowie nieskończoną myśl, mając wrażenie, że cokolwiek nie powie, to i tak jej słowa uderzą jak groch o ścianę.
- Nie chcę, abyś obiecywał mi złote góry, ale proszę cię, Seiya, następnym razem uważaj bardziej na siebie. Bo nic nie może być ważniejsze od twojego życia, dobrze? - zawiązała bandaż na jego drugiej ręce, po czym podsunęła mu szklankę, dolewając alkoholu i sobie, i jemu.

@Yakushimaru Seiya
Chishiya Yue

Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.

Yakushimaru Seiya

Czw 30 Lis - 14:00
Twarz czarnowłosego, jak zwykle mówiła sama za siebie, a on nawet nie próbował powstrzymać wymownego wywrócenia oczami. Jak na kogoś, kto zajmował się tworzeniem tych wszystkich dziwnych rzeczy, białowłosa była zaskakująco delikatna. Wypuściwszy powietrze ustami, sięgnął po swoją bluzę i naciągnął ją na siebie z powrotem, uważając przy tym, by przy przeciąganiu rękawów przez ręce, nie naruszyć poharatanej od uderzeń skóry.
  — Ale kurwa dramatyzujesz — wymruczał, palcami odgarniając do tyłu wilgotne włosy, których pojedyncze kosmyki przykleiły mu się do czoła. — Lepiej? — dodał po chwili, jakby chciał się upewnić, że dama była zadowolona. Nie sądził, by jego nagi tors był aż takim problemem, skoro w cieplejsze dni często widywało się różnych chłopaków bez górnej części ubioru. Nie pokazał się tu wcześniej topless, próbując jej zaimponować – zresztą był odległy od nastroju do droczenia się czy flirtowania, a jeszcze odleglejszy od dobrego humoru w ogóle. Prysznic mógł nieco ostudzić jego zapał, ale to tylko spowolniło licznik na tykającej bombie zegarowej, która znów mogła wybuchnąć.
  — Nie musi być złamany. Od uderzenia nadal może kurwa spuchnąć — stwierdził, wzruszając ramionami. Domyślał się, że bieganie z widocznie poobijaną twarzą nie było doświadczeniem, które każdy chciał odhaczyć w swoim życiu. O ile siniaki pasowały do jego aparycji, Chishiyi nikt nie posądziłby o zacięty bój podczas ulicznej walki. — Nie chcę. Nie robię tego dlatego, że mnie kurwa martwi twoje obrzydzenie lub jego brak. Robiłem to już tysiące razy i nie po- — urwał nagle, widząc jak namacza gazę wodą utlenioną. Jeśli liczyła, że w tym momencie dobrowolnie wyciągnie ręce w jej stronę, musiała być zaskoczona, gdy opuścił je wzdłuż ciała, ukrywając je pod stołem; poza jej zasięgiem. Uniósł brwi, na wpół zaskoczony, na wpół zrezygnowany, jakby bez słów chciał jej przekazać: ty tak serio? Coś jednak podpowiadało mu, że jego reakcja mogła zostać dwuznacznie zrozumiana, a Yue najwidoczniej wciąż była w szoku po tamtej sytuacji, co mogło przekładać się na podejmowanie złych decyzji. — Odłóż to gówno. — Kiwnął podbródkiem w stronę wody utlenionej. Czy mógł jej mieć za złe? Pewnie nie. Wiele osób popełniało ten kluczowy błąd, a jasnowłosa na pewno nie miała częstych okazji do tego, by zajmować się cudzymi ranami, jeśli w ogóle je miała.
  Odetchnął głębiej, jakby wraz z powietrzem miał wtłoczyć w siebie drobinki cierpliwości, która pozwoliłaby mu trzeźwo spojrzeć na sprawę. Nie chciał pogarszać dnia, który i tak był już dla niej chujowy, ale Seiya był tylko Seiyą – grymas na jego twarzy pewnie już zdążył unieszczęśliwić dziewczynę, która przecież nie chciała źle. Przytknął palce do nasady nosa i rozmasował opuszkami to miejsce, zanim wreszcie, pochylił się nad stołem i wyciągnął ręce na blat.
  — Dobra, kurwa. Lepiej, żebyś wiedziała, co masz robić, zanim kiedyś zrobisz komuś krzywdę. Bandaż — polecił, gdy już – jego zdaniem – dosadnie wyjaśnił jej, że użycie płynnego specyfiku było zbędne. Może to lepiej, że wciąż był tylko studentem, bo w roli wykładowcy byłby kimś, kogo szczerze nienawidziłoby całe grono podopiecznych. — Wystarczy, że umyłem już ręce — dodał po chwili, wlepiając spojrzenie w otarcia, które nie prezentowały się aż tak źle po tym, jak zmył z siebie cudzą krew.
  „Nie powinieneś tak ryzykować, Seiya.”
  Uważnie przypatrywał się jej poczynaniom, jakby w każdej chwili był gotów zwrócić jej uwagę, choć zawiązywanie opatrunku nie było czymś, co wymagało większej filozofii. Teraz jedyną rzeczą, do której mógł się przypierdolić, było prawienie mu morałów, na które było już za późno. Bo podjął już ryzyko – słuszne swoim zdaniem – i czasu nie dało się magicznie cofnąć. Nie mógł odpowiedzieć na to, co by było, gdyby było inaczej, bo dla niego liczyło się to, że wyszedł z tej walki zwycięsko – nawet w trakcie jej trwania nie zastanawiał się nad ostatecznym wynikiem. Jasne, mógł oberwać nożem. Jasne, mógł upaść. Jasne, mogło zdarzyć się jeszcze wiele innych rzeczy, przez które miałby przejebane.
  Ale nie miał.
  — Więc co kurwa twoim zdaniem miałem zrobić? Stać i patrzeć sobie z daleka? — spytał, unosząc wzrok na Chishiyę. W czarnych tęczówkach nakrapianych jasnymi plamkami kryło się wiele wątpliwości – przede wszystkim co do tego, że Yue miała w zanadrzu jakieś lepsze rozwiązanie. — Zajebiście na siebie uważam przez cały czas. Myślę, że to wyjaśnia, dlaczego nadal tu kurwa jestem i dlaczego czterech frajerów zdecydowało się spierdolić, zamiast próbować swoich sił dalej. To, że tam byłem, było jakimś jebanym łutem szczęścia, ale gdyby nie ja, może wstawiłby się za tobą ktoś inny. A może stchórzyłby na widok tego pierdolonego scyzoryka. A może już miałaś jakiś plan, zanim się pojawiłem? — zaciągnął pytająco, jakby faktycznie był ciekaw tego, jak zamierzała poradzić sobie z tą bandą zjebów. Plecy czarnowłosego przylgnęły do oparcia krzesła, gdy wycofywał się, rozmasowując obandażowane już dłonie, jakby sprawdzał, czy opatrunki trzymają się wystarczająco stabilnie.
  Sięgnął po szklankę z trunkiem i wyzerował ją za jednym haustem. Szkło stuknęło cicho o blat stolika.
  — Wiesz, nie mam ochoty bić rekordów w jebanym odwiedzaniu ludzi w szpitalu. Wystarczy, że na praktykach muszę oglądać skrzywioną gębę oddziałowej. Więc kurwa nie myśl o tym za dużo. — Pchnął lekko szklankę po blacie w niemej prośbie dolania mu kolejnej porcji alkoholu. — Jeśli chcesz mi się kurwa odwdzięczyć, to możesz wznieść toast za to, że przynajmniej skończyło się zajebiście — dodał już luźniejszym tonem, wzruszając przy tym ramionami. W końcu obojgu z nich prawie nic się nie stało.

Yakushimaru Seiya

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Chishiya Yue

Czw 14 Gru - 0:16
Krótkotrwałe zaskoczenie, jakie pojawiło się na jej twarzy zostało bardzo szybko wyparte przez determinację. Nie zamierzała odpuścić, bez znaczenia jak bardzo Seiya wzbraniałby się od jej pomocy. Nie straszne były jej jego kurwy, z którymi zdążyła się już nawet zaprzyjaźnić. Czuła, że ma dług do spłacenia względem chłopaka, ale nie powiedziała tego na głos, bo znała jego odpowiedź. Zamierzała go jednak spłacić prędzej czy później. Na swój sposób.
Uniosła lekko oczy, by prześlizgnąć spojrzeniem po jego twarzy, wyłapując ten charakterystyczny dla niego grymas. Usta ugięły się pod naporem narastającego uśmiechu, gdy na powrót skupiła się na jego dłoniach. I choć zdziwienie wypełniło dziewczęce serce, kiedy kazał jej odstawić wodę utlenioną, nigdy nie zakwestionowałaby jego medycznej wiedzy. Seiya mógł wyglądać i zachowywać się grubiańsko, ale Yue wiedziała, że do nauki podchodził wyjątkowo poważnie. I wierzyła, że chłopak zostanie jednym z najlepszych lekarzy. No cóż, pierwszą pacjentkę już miał.
- Gotowe - poinformowała niepotrzebnie, bo przecież widział, że obie ręce zostały otulone świeżym bandażem, ale też z nutą zadowolenia w głosie. Nie szkodzi. Tego typu odruchy towarzyszyły chyba większości. A przynajmniej miała taką nadzieję.
Odgarnęła włosy koloru śniegu do tyłu, słuchając uważnie jego besztania. Bo inaczej tego nazwać nie mogła. Oczywiście, zgadzała się z jego słowami i nie miała nic na swoją obronę. A przynajmniej nie odnalazła w sobie żadnego kontrargumentu, ale nie oznaczało to, że nie mogła martwić się o stan zdrowia ciemnowłosego. Znała go na tyle długo, że zdążyła już poznać jego narwaną stronę charakteru, gotową rzucić się z pięściami na każdego, kto w jego mniemaniu zasłużył. Westchnęła jedynie, poddając się zupełnie. Tak, miał rację. Nie było więcej sensu o tym ani rozmyślać, ani rozmawiać. A na pewno nie w kontekście wyrzutów sumienia czy nagany za jakieś zachowanie. Prawda była taka, że oboje żyli. I nie byli w takim stanie, aby trafić do szpitala. A to był sukces.
- Masz racje. - skinęła głową, sięgając po szklankę i w akompaniamencie toastu, również opróżniła swój trunek. Nie minęło pięć sekund, kiedy ambrozja samego Dionizosa wypełniła szklane naczynia na powrót, gotowe do kolejnego toastu.
- Swoją drogą, dlaczego używanie wody utlenionej jest złe? Nie ma to na celu odkażenia rany? - zapytała, przechylając głowę lekko w bok. Od dzieciaka była uczona, że właśnie ten specyfik powinien znaleźć się w każdej domowej apteczce i był wręcz obowiązkowy przy wszelakich ranach oraz zadrapaniach. A gdy polana rana pieniła to oznaczało, że było dużo zarazków i teraz one giną. Tak przynajmniej słyszała.
- Nie kwestionuje twojej wiedzy, po prostu jestem ciekawa. - dodała po chwili, zdając sobie sprawę, jak mogło to zabrzmieć. Z drugiej strony, wątpiła, aby Seiya jakkolwiek brał jej słowa do siebie. Znali się już na tyle długo, że pewnie wiedział, że kto jak kto, ale Yue na pewno nie zamierzała go niczym urazić. Chyba że w żartach. A to była zupełnie inna kwestia.
Upiła trochę alkoholu mając wrażenie, że z każdym następnym, rozgrzewającym łykiem, w jej głowie zaczyna szumieć, a ciało odczuwa coraz większą dawkę relaksu, tak bardzo potrzebnego po ciężkim dniu pełnym wrażeń. Westchnęła, stukając cicho paznokciami o szklaną ściankę naczynia, nie chcąc, aby Seiya już szedł. Miała ochotę posiedzieć z nim jeszcze chwilę, dla samego towarzystwa, ale nie odważyła się powiedzieć o tym na głos. Nie mogła go zatrzymać. Nie miała do tego prawa. I tak wiele dla niej zrobił dzisiejszego wieczoru. Zapewne to kwestia kilku chwil, kiedy-
- Jadłeś już coś? - zapytała nagle, zdając sobie sprawę, że jej brzuch rozpoczyna śpiew swojego ludu. Na spotkaniu nie zjadła zbyt wiele, przytłoczona nadmierną ilością niepotrzebnych tam ludzi, nie miała zbyt dużego apetytu. Teraz, kiedy adrenalina opadła, nerwy odpuściły a alkohol powoli zaczynał działać, jej organizm zaczął domagać się jedzenia.
- Mam w lodówce trochę jedzenia z dzisiaj, w pojemniku. Chyba że masz ochotę na coś zdecydowanie mniej zdrowego, to możemy coś zamówić.

@Yakushimaru Seiya


Apartament 104 Cdedaa46377e321e59e82ff4c9e727a0
Chishiya Yue

Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.

Yakushimaru Seiya

Wto 26 Gru - 17:07
Chłopak rozłożył lekko ręce w charakterystycznym geście bezradności, jakby to, że miał rację było sprawą, na którą nie mógł nic poradzić. Nie było wątpliwości, że Yakushimaru często wydawało się, że ją miał – zwłaszcza wtedy, gdy chodziło o kwestie cudzego bezpieczeństwa. Nie był najlepszym przykładem kogoś, kto unikał kłopotów, ale za to znajomość konsekwencji miał opanowaną do perfekcji. Trochę nie na miejscu było zakładanie, że był jedyną osobą, która była zdolna stawić tym konsekwencjom czoła, ale zawsze wolał dmuchać na zimne, nawet jeśli w kwestii okazywania troski był raczej chujowy.
  — Może trochę przesadziłem z tym robieniem komuś kurwa krzywdy. W sensie lepiej odpuścić sobie używanie jej, gdy masz do czynienia z większą raną. Woda utleniona nie działa sobie kurwa wybiórczo i jest w stanie rozróżnić zarazki od przydatnych komórek, więc rozpierdala i te, które są odpowiedzialne za gojenie, przez co proces jest spowolniony. Generalnie, jeśli masz okazję skorzystać z wody z mydłem, to w zupełności ci wystarczą. Jasne? — Uniósł brew, choć nie sądził, by w jego sposobie tłumaczenia było coś niejasnego. Jego wykład drastycznie różnił się od książkowych formułek, ale choć nie brzmiał na tyle poważnie, nic w twarzy Seiyi nie wskazywało na to, że wyssał sobie te teorie z palca. Zresztą czemu miałby, skoro jeszcze przed chwilą cofnął przed nią ręce, jak poparzony, na myśl, że mogłaby użyć powszechnie znanego specyfiku? — Teraz możesz szpanować nową wiedzą na dzielni.
  Ujął palcami napełnione alkoholem naczynie i znów jednym haustem opróżnił je do dna. Gdy odkładał szklankę na stół, drugą ręką rozmasował szyję, bo wciąż czuł na niej tępy ból od wcześniejszego podduszenia. Był jednak przekonany, że dwa kolejne kieliszki załagodzą ból na dobre i fizycznie zapomni o tym, że jakakolwiek bójka w ogóle miała miejsce.
  „Jadłeś już coś?”
  Zarzuciwszy łokieć na oparcie krzesła, obejrzał się na kuchnię, ale nie po to, by zasygnalizować jej, że faktycznie był głodny. Jego wzrok skupił się na cyfrowym zegarze na kuchence. Zbliżała się trzecia w nocy, więc nie była to najlepsza pora na zamawianie potężnego posiłku, ale z drugiej strony kolację miał już dawno za sobą i gdyby nie dzisiejsze atrakcje z Chishiyą i bandą frajerów w roli głównej, pewnie leżałby już w swoim łóżku.
  — Niby ojebałbym chińszczyznę, ale skoro już mnie tu zaprosiłaś, może być to, co tam masz — stwierdził, wzruszając ramionami. W gruncie rzeczy było mu wszystko jedno, ale przyszło mu do głowy, że chyba jeszcze nie miał okazji skosztować jej kuchni. Oderwawszy wzrok od aneksu kuchennego, mimowolnie przemknął nim po całej reszcie dość sporego pomieszczenia. Wcześniej nie skupiał się za bardzo na mieszkaniu, w którym się znajdowali. Nie dlatego, że uważał rozglądanie się za coś nie na miejscu – wystarczyło przyjrzeć się czarnowłosemu w tej chwili, by zauważyć, że nie krył się z obserwacją nowego otoczenia – a dlatego, że miał inne rzeczy na głowie. Teraz, gdy był już trochę spokojniejszy, mógł przynajmniej na trzeźwo przypomnieć sobie, że nie kłamała w sprawie tego, że mieszkała w dość neutralnie kolorystycznym miejscu. Dla Seiyi, który żył w bardziej piwnicznych warunkach, było tu za jasno i zapewne zbyt bogato, ale jego twarz nie wyrażała ani niechęci, ani zazdrości, bo koniec końców było to tylko mieszkanie, które niczym nie różniło się od innych mieszkań. Każdy po prostu miał swój gust.
  Coś szczególnego musiało rzucić mu się w oczy, bo nagle zmrużył lekko powieki, usiłując w naturalny sposób wyostrzyć wzrok, gdy na drugim końcu salonu rzuciło mu się w oczy częściowo wypełnione wodą akwarium.
  — Krab? — spytał z lekko pobrzmiewającym w głosie zdziwieniem, bo z tej odległości nie był pewien, czy dobrze zauważył. Ludzie przeważnie trzymali w domu ryby albo żółwie i zapewne ten widok zaskoczyłby go dużo mniej niż widok skorupiaka, który stał na dnie naczynia, przyglądając im się z zza szyby. — Myślałem kurwa, że bliżej ci do właścicielki kota.

Yakushimaru Seiya

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Chishiya Yue

Pią 5 Sty - 21:32
Nie uważała, aby Seiya w jakimkolwiek stopniu przesadził. Przynajmniej nie w tej kwestii. To też nie tak, że była zaślepiona i bezgranicznie ufała każdemu słowu, jakie padało spomiędzy jego warg. Nie była naiwną dziewczynką, ani też głupią bździągwą. Miała swoje racje i swój rozum, z którego potrafiła korzystać. Ale wierzyła, że są kwestie, w których chłopak był o wiele bardziej obeznany od niej. Sfery, które pozostawały dla niej czarną magią i nawet nie próbowała się w nie zagłębiać. Seiya bywał szorstki, ale w tej szorstkości kryła się inteligencja, która momentami fascynowała, ale też wywoływała uczucie pełne podziwu.
Dlatego kiwnęła głową, zadowolona i w pełni ufając jego słowom, wzbogacona o niezwykłą ciekawostką, którą, rzecz jasna, nie omieszka pochwalić się przy pierwszym spotkaniu z ludźmi w pracy. Albo nawet przy rodzinnym zjeździe, jeżeli do takowego dojdzie, choć nie zapowiadało się na to w najbliższej przyszłości.
Pozbierała rzeczy ze stołu, wrzucając je na swoje pierwotne miejsce w apteczce, którą odsunęła na bok, aby nie przeszkadzała. Daleko było jej do pedantyzmu czy podobnego natręctwa związanego z utrzymaniem czystości, ale nawet ona nienawidziła chaosu i walających się dookoła rzeczy. Wszystko, a przynajmniej większość, powinno mieć swoje miejsce.
- Dobrze, zaraz coś podgrzeję. Na chińszczyznę chyba już za późno... - uniosła szczupły nadgarstek lewej dłoni, który oplatał pastelowy pasek zegarka, aby ocenić która jest godzina. Może funkcjonowały jeszcze jakieś całodobowe punkty, ale z doświadczenia wiedziała, że w takich miejscach sprzedawali najczęściej zapychacze i szajs, którego lepiej nie wkładać do ust.
- Ach, obsłuż się sam jak możesz. - machnęła dłonią w stronę butelki z alkoholem, kiedy sięgnęła po kule i podniosła się z krzesła. Miała nadzieję, że nie musi mu mówić, aby czuł się jak u siebie w domu. Po pierwsze, należał do jej nielicznego grona bliskich przyjaciół, a po drugie - był to pierwszy raz, kiedy faktycznie zjawił się u niej. A Yue zamierzała dołożyć wszelkich starań, aby poczuł się jak najbardziej komfortowo.
Z widocznym trudem skierowała się do kuchni, a każdy krok, pokraczny, niemal bezwładny, wyraźnie wywoływał na jej twarzy cień bólu i drżenie mięśni skrytych pod mlecznobiałą skórą. Nie narzekała jednak. Nie marudziła. Nie poddawała się. Droga, którą kroczyła miała jasny cel - by kiedyś ponownie stanąć o własnych siłach. Wiedziała, że już nigdy nie zatańczy, ani nie pobiegnie. Ale przynajmniej istniała spora szansa, że będzie mogła poruszać się bez wózka. Rehabilitacja była długa, mogła trwać nawet kilka lat, a do tego bolesna niczym ostre igły przenikające aż do najgłębszych tkanek jej ciała. Ćwiczyła niemal każdego dnia. Czasami aż do osłabienia, do wymiotów i do startej aż do krwi skóry. Ale warto było. Chciała w to wierzyć, że wszystko to było warte tego, co czekało na nią na końcu.
Z myśli wyrwały ją słowa chłopaka. Pokręciła lekko głową, pozbywając się z umysłu resztek refleksji, gdy wyciągała z lodówki dwa plastikowe pudełka. W jednym znajdował się ryż, w drugim kurczak w sosie curry z warzywami. Niby nic nadzwyczajnego, ale z pewnością treściwe, no i przede wszystkim łatwe do przygotowania. Chishiya nie była mistrzem kulinarnym, i potrawy, które tworzyłam ograniczały się do bardzo małej ilości. Właściwie to, co potrafiła zrobić można było zliczyć na palcach jednej ręki.
- Eustachy. - odpowiedziała, z łatwością operując zagranicznie brzmiącym imieniem, które wydawało się niemożliwe do wypowiedzenia. - Kiedy jeszcze tańczyłam, w naszej grupie był chłopak z Europy. Pochodził z Polski. Był bardzo miły i naprawdę utalentowany, jednakże z powodu choroby matki był zmuszony wrócić do rodzinnego kraju. No i nie mógł zabrać ze sobą kraba, rozumiesz. - odgłos działające mikrofalówki zakłócić ciszę nocną, gdy dziewczyna, teraz już siedząc na krześle, wyciągała dwie miski oraz szykowała dwie pary pałeczek. - Przygarnęłam go tymczasowo, w sumie chyba bez większego zastanowienia. No i został ze mną już na stałe. Tylko uważaj, jest niezwykle wredny i agresywny. - uśmiechnęła się pod nosem, bo jak się nad tym zastanowić, to Eustachy aż namacalnie przypominał jej kogoś, kogo znała.
- Naprawdę? W sumie swego czasu zastanawiałam się nad kotem czy nawet psem przewodnikiem. Ale ostatecznie nie zdecydowałam się na żadne z nich, bo to zbyt dużo obowiązku. A przynajmniej tak sobie tłumaczę. - mikrofalówka wydała z siebie ciche piknięcie informujące, że proces podgrzewania został zakończony. - Z krabem i innymi zwierzętami tego pokroju, wiesz, egzotycznymi, jest o wiele łatwiej. Nie wymagają twojej uwagi. Wystarczy, że je karmisz, zapewnisz dobre warunki i posprzątasz w ich terrariach. I to wszystko. Dają ci poczucie iluzyjnego towarzystwa zagłuszając uczucie samotności, i stanowią również idealną wymówkę. Na przykład jak nie chcesz gdzieś jechać, czy nie chcesz gdzieś być, to mówisz, że nie możesz albo musisz wracać, bo masz zwierzęta. Wygodne. Pomożesz mi? - poprosiła, kiedy do obu misek nałożyła jedzenie. Kiedy chłopak podszedł i zabrał naczynia z jedzeniem, sama przeniosła się do salonu, siadając przy stole. Gdy sięgnęła po pałeczki, dokończyła wcześniej zaczętą myśl: - Ale prawda jest taka, że chyba po prostu boję się wziąć odpowiedzialności za większe stworzenie jak pies czy kot. I łatwiej zwalić winę na moje kalectwo i wmawiać sobie, że nie poradzę sobie, zamiast podjąć to wyzwanie.

@Yakushimaru Seiya


Apartament 104 Cdedaa46377e321e59e82ff4c9e727a0
Chishiya Yue

Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.

Yakushimaru Seiya

Nie 7 Sty - 21:27
Uważał, że po tym, co się dziś odpierdoliło, na nic nie było za późno i pora dnia nie miała tu większego znaczenia. Równie dobrze mógłby uznać, że na picie też było już za późno, a jednak nie trzeba było prosić go dwa razy, by napełnił swoją szklankę kolejną porcją wystawionego na stół alkoholu. Tylko dzięki temu mógł poczuć się w miarę rozluźniony, więc gdy za plecami Chishiyi rozległ się chlupoczący dźwięk napełniania szklanego naczynia, dziewczyna mogła być pewna, że płyn wypełnił je aż po sam brzeg. Yakushimaru wyręczył ją też w napełnieniu jej własnej szklanki, by ta czekała na nią, gdy już upora się z przygotowaniem jedzenia. Pociągając kilka łyków, przyglądał się białowłosej, która być może zupełnie niepotrzebnie utrudniała sobie życie poruszaniem się o kulach. Zresztą dziś było już za późno na dodatkowy wysiłek i na pewno wydarzyło się za dużo, by jeszcze dokładać sobie wrażeń. Czarnowłosemu udało się jednak ugryźć w język, gdy przynajmniej przez moment zdecydował się spojrzeć na świat jej oczami – gdyby wytknął jej, że powinna sobie dzisiaj odpuścić, tylko podkreśliłby jej kalectwo. Wraz z tą myślą trudno było nie wrócić pamięcią do festiwalu, podczas którego dość dobitnie uświadomiła mu, że wolałaby umrzeć. Widok jej drobnego, kuśtykającego ciała z poobijaną twarzą i tak już przywodził skojarzenie z rannym zwierzęciem, ale możliwe, że pokonując odległość od stołu do aneksu kuchennego i docierając tam bez zaliczenia spektakularnej gleby, Yue czuła się niezwyciężona.
  Ale co mógł o tym wiedzieć?
  Może to lepiej, że nie próbował snuć nad tym większych refleksji, bo niczego mu nie ułatwiały. Gdy przełykał kolejną porcję gorzkiego trunku, jednocześnie powstrzymywał się przed tym, by wstać i obwieścić, że sam zajmie się resztą. Zresztą znalazł sobie nowy ciekawy punkt obserwacji.
  „Eustachy.”
  Dla Seiyi z początku brzmiało to, jak fachowa nazwa gatunku zwierzęcia, o którym jeszcze nie słyszał. Mimowolnie zmrużył oczy, pochylając się nad blatem, by przynajmniej częściowo zmniejszyć odległość, która dzieliła go od akwarium. No krab jak chuj, uznał, zanim Yue zdążyła dopowiedzieć dalszą część historii. Uświadomiwszy sobie, że jednak się nie pomylił, przeniósł wzrok z powrotem na białowłosą.
  — Co to kurwa za imię? — spytał mimowolnie. Była to dość spodziewana reakcja, zwłaszcza że osobiście nie miał do czynienia z Polakami. Nie słyszał o ich kulturze i raczej nie miał na ich temat żadnego zdania. — Musiał być nieźle do niego przywiązany. Ktoś inny na jego miejscu pewnie już wyjebałby go na wolność. Nie znam się na krabach i nie wiem, jaka jest ich przeżywalność, ale raczej nikt nie zakładałby, że skorupiak właśnie stracił dom. — Przechylił głowę na bok, wspierając policzek na dłoni. Na skórze czuł nieco chropowaty materiał bandaża. Musiał przyznać nawet przed samym sobą, że pomimo tego, jaką opieką otaczał zwierzęta (choć bynajmniej się do tego nie przyznawał), kraby nie widniały na jego liście ratunkowej. — Luz. Nie zamierzam kurwa pchać się do niego z rękami ani pukać mu w szybkę. Zastanawiałem się tylko, skąd ten dziwny wybór — wyjaśnił, choć poniekąd rozumiał obawy Chishiyi, biorąc pod uwagę to, jak ciekawscy względem zwierząt potrafili być inni ludzie. Mało kto liczył się z komfortem zwierzęcia, gdy chęć potrzymania go na rękach była znacznie silniejsza.
  „Naprawdę?”
  — A dziwisz się? — retoryczne pytanie opuściło usta czarnowłosego, a wzruszenie ramion przypominało teraz milczące usprawiedliwienie. Bo może każdy na jego miejscu tak właśnie by pomyślał. Z drugiej strony ktoś mógłby pomyśleć, że Yakushimaru trzyma u siebie jakiegoś groźnego kundla, choć w praktyce i tak pewnie przerósłby go poziomem własnej agresji. — Zasadniczo, gdybyś miała kurwa psa przewodnika, to on poświęcałby ci większą uwagę. Zresztą jest chyba właśnie po to, żeby uczynić twoje życie łatwiejszym — stwierdził i odłożywszy szklankę, podniósł się od stołu, by spełnić jej prośbę. — No ale czaję koncepcję. To nadal konieczność karmienia, spacerów i zapierdalania po weterynarzach. Lepsze takie podejście niż branie sobie kundla w ciemno. — W kilka kroków znalazł się obok dziewczyny i zgarnął obie miski z blatu, starając się chwycić je tak, żeby się nie poparzyć. Nie musiał zerkać za siebie przez ramię, by zdawać sobie sprawę z kolejnej męczącej wędrówki, którą musiała pokonać Yue – ciche stuknięcia kul o podłogę wystarczająco dobitnie mu o tym przypominały.
  Ułożywszy miski na stole, od razu zajął swoje miejsce i zanim zabrał się za pierwszy kęs jedzenia, dopił resztkę alkoholu. Pochłonięty rozmową jakimś cudem nie wlał w siebie wszystkiego za jednym razem. Przemieszał sos z ryżem i umiejętnie nabrał potrawę pałeczkami, spodziewając się, że odgrzewane jedzenie  nie będzie swojego uroku, który towarzyszył mu przy świeżym przygotowaniu, ale po wlanych w siebie procentach smak nie robił mu większej różnicy. Cały czas miał na uwadze jej ostatnią myśl i kiedy przełknął porcję ryżu, przyjrzał jej się z widocznym na twarzy i w dwubarwnych tęczówkach niezrozumieniem. Bo faktycznie nie rozumiał, dlaczego w ogóle próbowała się usprawiedliwiać albo zwalać winę na swoje kalectwo.
  Nie przepadał za tym słowem.
  — Może kiedyś się zdecydujesz. A może kurwa nie. Możesz po prostu nie lubić sierści w domu albo nie chcesz, żeby kot albo pies rozpierdolił ci meble. Niektórzy wolą futrzaki na odległość, inni nie lubią ich wcale. Ogółem mam wyjebane tak długo, jak żaden zjeb się nad nimi nie znęca.

Yakushimaru Seiya

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Chishiya Yue

Pią 26 Sty - 21:48
Seiya miał rację. Posiadanie zwierzęcia, w tym przypadku psa, było naprawdę sporym obowiązkiem. Weterynarz, spacery, pożywienie, ale również zapewnienie dobrego i ciepłego domu mogło okazać się sporym wyzwaniem. Zwłaszcza dla osoby niepełnosprawnej. Z drugiej zaś strony, specjalnie wytrenowany pies mógł ułatwić życie. Sprawić, że poczucie samotności, głównie wieczorami oraz nocami, mogło zostać rozmyte, nadając takiej osobie jakiś cel, by każdego ranka podnieść się z łóżka. Yue co prawda nadal nie była zdecydowana, nie potrafiła odnaleźć w sobie na tyle odwagi, jeszcze nie, ale z każdym następnym dniem, coraz bardziej skłaniała się ku posiadaniu towarzysza. Kto wie, być może już niebawem podejmie wreszcie decyzje.
- Nigdy nie mieliśmy w domu zwierząt. Matka uważała, że są brudne i śmierdzą, a ojciec twierdził, że nie powinnam zaprzątać sobie głowy takimi, jak to ujmował, dyrdymałami. Jedyny kontakt ze zwierzętami tak na dobrą sprawę miałam z bezdomnymi kotami, które często widywałam na Kocim Molu i w parku. Nawet przez pewien czas zawsze miałam saszetkę z kocim jedzeniem w torebce. - parsknęła pod nosem i odgarnęła długie włosy na plecy, bezwiednie przyglądając się już pustej szklance, gdy umysł zaczął uciekać daleko we wspomnieniach, do czasów, kiedy mogła swobodnie się poruszać, życie miało barwy a ona sama oddychała powietrzem pełna nadziei i szczęścia.
- Ach, i jeździłam konno. Ojciec ma stadninę na obrzeżach Tokio, i często tam bywaliśmy. Można powiedzieć, że miałam nawet swojego konia, chociaż nie było to oficjalne. Ale czułam to tutaj - uniosła dłoń i dotknęła swojej klatki piersiowej, tam, gdzie skrywało się kruche serce - że jest moja. Siwa klacz, Muhai. Ale od wypadku nie miałam już okazji tam bywać, a z tego co mi wiadomo, ojciec ją sprzedał. - tym razem na różowych ustach pojawił się słaby uśmiech z nutą smutku i nostalgii. Nie chciała jednak burzyć swym nastrojem dobrej atmosfery. Już i tak oboje mieli za sobą ciężką noc. Jak na jeden raz - zdecydowanie wystarczyło.
- A ty? - zagadnęła go, a jej twarz na powrót odzyskała utracone kolory - Masz jakieś zwierzę? Albo miałeś? Szczerze powiedziawszy to wyglądasz na kogoś, kto posiadałby dużego psa. Doberman? Rottweiler? Albo ten, jak ta rasa się nazywa... - zaczęła stukać się po skroni, gdy nerwowo przeszukiwała swoje wspomnienia, mając nadzieję, że uda jej się wyłowić zamazane słowo.
W końcu, po dłużących sekundach, odniosła sukces.
- Dog niemiecki! Tak! - pstryknęła palcami w zadowoleniu. I chociaż widok dużego psa u boku chłopaka było tak idealnym połączeniem jak krokiety z barszczem, to zdawała sobie sprawę jak bardzo stereotypowo to brzmiało. Nie mogła jednak oprzeć się takiemu wyobrażeniu. Seiya, chłopak, który gołymi rękami był w stanie wydrzeć z klatki piersiowej wciąż bijące serce i rozgryźć zębami aortę, mimo wszystko pasował do tej wizji. Z drugiej strony coraz częściej widywała wielkich chłopów z małymi psami na smyczy. Albo na rękach.
Mówią, że przeciwieństwa się przyciągają. Być może coś w tym było?
- .... chociaż widzę cię również z kotem. Albo kotami. Tak, w otoczeniu wielu kotów. Prezentują sobą dumę, indywidualność i niestrudzenie. Tak jak ty. Tak, koty zdecydowanie bardziej do ciebie pasują. - uśmiechnęła się do niego, podsuwając mu szklankę, by ponownie rozlał alkohol.

Wątek zakończony

@Yakushimaru Seiya


Apartament 104 Cdedaa46377e321e59e82ff4c9e727a0
Chishiya Yue

Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.

Sponsored content
maj 2038 roku