Wychodząc z kina wciąż trzymała na wpół pusty kubeł z popcornem. Co jakiś czas wpychała pojedyncze kulki popcornu do ust, przeżuwając powoli, jak by z trudem. Większość kubełka pozwoliła mu zjeść nie z dobroci serca, ale z problemów żywieniowych. Jedzenie od dziecka sprawiało jej problem. Każdy miał jednak swoje własne demony i chociaż właśnie skończyli oglądać jeden z halloweenowych horrorów, nie zamierzała wyżalać się z własnych traum. Film był okey. Żadne z nich nie wyglądało na wystraszone w przeciwieństwie do pary zakochanych, która obściskiwała się przez całe reklamy, a potem praktycznie sikała w majtki przy pierwszej strasznej scenie. Bawiła się całkiem dobrze. Zwłaszcza oglądając to przedstawienie krzyków przed sobą. Shogo nie był uciążliwym towarzystwem. Wręcz przeciwnie. Kontakt z nim wydawał jej się wyjątkowo łatwy. Nie zniechęcał się jej specyficznym sposobem bycia. Kino nie należało do idealnych miejsc na rozmowę, a jednak ona wciąż się kleiła. Idąc chodnikiem do następnego miejsca widziała zazdrosne spojrzenia innych dziewczyn co było dla niej całkiem zabawne. Ten czas wydawał jej się tak nierealny. Pełen normalności, w przeciwieństwie do reszty jej życia, a nawet nie był to koniec ich wspólnego wieczoru.
Stojąc przed drzwiami prowadzącymi do pierwszego upiornego pomieszczenia wyglądała na skrajnie znudzoną. Jej puste spojrzenie jak zwykle nie wyrażało zbyt wiele. W przeciwieństwie do kolorowych ubrań w stylu Harley Quinn, za którą ro zdecydowała się dzisiaj przebrać. Białe włosy zostały upięte w dwa kucyki i ich końcówki pofarbowane na czerwono i niebiesko. Robota Ejiri, bo kogo innego. Makijaż odrobinę rozmazany pasujący do strupka na jej łuku brwiowym, który chyba jednak był całkiem prawdziwy.
- Jeśli zaczniesz płakać to cię tam zostawię - powiedziała nagle śmiertelnie poważnie, chociaż w słabym świetle jarzeniówki mógł zobaczyć cień uśmiechu wyginający jej pełne usta. Pchnęła drzwi wchodząc do środka.
Zaduch, połączony z czarnymi materiałami zawierającymi jej pole widzenia, kręcił ją w nosie. Rozejrzała się prześlizgując wzrokiem po mdłym ekranie. Podeszła do ściany pełen fotografii oglądając coraz to bardziej makabryczne zdjęcia.
- Całkiem się postarali - rzuciła oddalając się o krok. Nagle zobaczyła formę w jaką ułożyły się przyklejone zdjęcia. Ruszając za poszlaką przeczytała niewielki napis i fotografię nr trzy. - Sadako Yamamura - prychnęła zdając sobie sprawę czego mogli się spodziewać.
Rzut: 86 sukces klik
@Shogo Tomomi
Stojąc przed drzwiami prowadzącymi do pierwszego upiornego pomieszczenia wyglądała na skrajnie znudzoną. Jej puste spojrzenie jak zwykle nie wyrażało zbyt wiele. W przeciwieństwie do kolorowych ubrań w stylu Harley Quinn, za którą ro zdecydowała się dzisiaj przebrać. Białe włosy zostały upięte w dwa kucyki i ich końcówki pofarbowane na czerwono i niebiesko. Robota Ejiri, bo kogo innego. Makijaż odrobinę rozmazany pasujący do strupka na jej łuku brwiowym, który chyba jednak był całkiem prawdziwy.
- Jeśli zaczniesz płakać to cię tam zostawię - powiedziała nagle śmiertelnie poważnie, chociaż w słabym świetle jarzeniówki mógł zobaczyć cień uśmiechu wyginający jej pełne usta. Pchnęła drzwi wchodząc do środka.
Zaduch, połączony z czarnymi materiałami zawierającymi jej pole widzenia, kręcił ją w nosie. Rozejrzała się prześlizgując wzrokiem po mdłym ekranie. Podeszła do ściany pełen fotografii oglądając coraz to bardziej makabryczne zdjęcia.
- Całkiem się postarali - rzuciła oddalając się o krok. Nagle zobaczyła formę w jaką ułożyły się przyklejone zdjęcia. Ruszając za poszlaką przeczytała niewielki napis i fotografię nr trzy. - Sadako Yamamura - prychnęła zdając sobie sprawę czego mogli się spodziewać.
Rzut: 86 sukces klik
@Shogo Tomomi
Raikatsuji Shiimaura ubóstwia ten post.
Nie mógł oprzeć się pokusie, by nieco czujniej przyglądać się mijanym sylwetkom z tymi najbardziej realistycznymi przebraniami. Niekoniecznie kierowała nim chęć zachwytu nad precyzją wykonanych outfitów (a może częściowo doceniającą starania), a czysta, wewnętrzna (i duszna) płaszczyzna, spotkania yurei, które wciąż snuły się pogrążone w poszukiwaniu kontraktu. Towarzystwo, na które się zdecydował na sam początek, miało jednak przyjemną tendencję, do odwracania uwagi od spraw, które w dalekosiężnych konsekwencjach, popychały go do działania ściśle określonego z jego własnym celem. Ale nawet ulotna jak wydychane powietrze z ust powietrze - chwila, bez drgającego pod (trupią?) skórą nacisku, było zbawienne. Upuszczało napięcia z mięśni i kierowało myśli na tory beztroski, rzucanej mu jak oddech, gdy zbyt długo pływał w mętnej wodzie wspomnień.
Szedł dosłownie poł kroku za swoją uroczą przyjaciółką, przegryzając leniwie kulki popcornu, które trzymał w garści, a które wcześniej zwinął z kubła, niesionego w drobnych dłoniach dziewczyny. Nie do końca pamiętał o czym wieścił wyświetlany na ekranie horror, mimowolnie zastanawiając się, co mogło go właściwie jeszcze przerażać. Słabość jaka miał - została mu odebrana. I chyba tylko nie wywiązanie się z postanowienia zemsty, dałoby mu powód... nie tu.
Spojrzał na jasne, w spięte w dwa kucyki jasne włosy, które mimowolnie, niosły skojarzenie z postacią, o której nie wspominał właściwie nigdy. Sam przedstawiał bardziej obraz wampira w białej, sznurowanej koszuli, zarzuconym na ramiona, półdługim kaftanie, czarnych skórzanych spodniach i długich, jeździeckich butach. Ale krew zamiast z kącika warg, płynęła malowanym rozcięciem wzdłuż szyi, odsłoniętej, gdy czerń włosów została upięta wyżej, odsłaniając dodatkowe blizny na skroni.
Trwał w zawieszeniu, korzystając z sympatii, jak wywiązała się między nimi. Każde zdawało się być na swój sposób pokręcona w postrzeganiu rzeczywistości. Przy sobie, odnajdowali przystań, taką co dawała energię, żeby pójść dalej, nigdy, nie zatrzymywała na stałe. To sprawiało, że zawieszone w przód, jadeitowo zielone ślepia, nie próbowały nawet wiązać spojrzeń, które ciągnęło się za nimi od czasu do czasu. Czy to, gryzące go w kark, ostre cienie męskiego wzroku, czy też płynne i lepkie uśmiechy kobiet. Nie po to tu był. Łowy i pracę zostawił czatujące przed wejściem do rezydencji. A noc była jeszcze długo.
Mrużył oczy gdy przekroczyli próg jednego z pierwszych pokojów, bo ciemność, która ich zalała, miała prawdopodobnie być wymowna - Płakać będę ze śmiechu, jak Ty będziesz zwiewać. Nie martw się Śliczna, nie będę cię winił za ucieczkę, jestem wyrozumiały - odpowiedział ze spokojem i równą powadze, jaką zaprezentowała Shey. Szedł niby jej cień, wklejony w wojskowe nawyki, gdy wykonywał misje na froncie. I chociaż nic, co w ciemności słyszał, wojną nazwać by nie mógł, czujność migotała łaskawie, śledząc dziewczęcy gest, gdy przeglądała zdjęcia na jednej ze ścian. Sam za to, chwytał szmery. Szuranie i charakterystyczny, bo i nielubiany łoskot kapiącego kranu. Być może i nie kranu, ale padające co jakiś czas krople, siedziały go irytacją. Na tyle silnie, że je wszystkie liczył, a te - zdał sobie sprawę, tworzyły sekwencję.
- Skoro Sadako... - powtórzył za dziewczyną, to znajdziemy i studnię - podążył w głąb, odnajdując i właściwy im cel. Tak jak i mechanizm z kłódką, w której znalazł się odkryty kod, a wieko studni - zostało otwarte - Tylko nie skacz, bo będę musiał lecieć za Tobą - i chociaż spojrzenie sondowało malowane - bardzo zdolnie - wnętrze ostatniej wędrówki zmarłej, to jasnowłosa mogła usłyszeć w tonie krótką kpinę.
- Nie powiem, pomysłowe rozwiązania - dodał już bardziej skupiony na zadaniu, by dodrzeć do wyciągniętej ze środka karteczki Jak umarłam? - przeczytał, podając znalezisko dziewczynie - pytanie, które można zadawać duchom - zażartował, ale w tonacji - żartu brakowało. Mimo wszystko, klątwy nie brały się z znikąd. A brutalna śmierć, zawsze niosła za sobą cień, czasem, odkrywany po latach. Tym większy, gdy dotyczyła najbliższych.
| Rzut - sukces
@Amakasu Shey
Szedł dosłownie poł kroku za swoją uroczą przyjaciółką, przegryzając leniwie kulki popcornu, które trzymał w garści, a które wcześniej zwinął z kubła, niesionego w drobnych dłoniach dziewczyny. Nie do końca pamiętał o czym wieścił wyświetlany na ekranie horror, mimowolnie zastanawiając się, co mogło go właściwie jeszcze przerażać. Słabość jaka miał - została mu odebrana. I chyba tylko nie wywiązanie się z postanowienia zemsty, dałoby mu powód... nie tu.
Spojrzał na jasne, w spięte w dwa kucyki jasne włosy, które mimowolnie, niosły skojarzenie z postacią, o której nie wspominał właściwie nigdy. Sam przedstawiał bardziej obraz wampira w białej, sznurowanej koszuli, zarzuconym na ramiona, półdługim kaftanie, czarnych skórzanych spodniach i długich, jeździeckich butach. Ale krew zamiast z kącika warg, płynęła malowanym rozcięciem wzdłuż szyi, odsłoniętej, gdy czerń włosów została upięta wyżej, odsłaniając dodatkowe blizny na skroni.
Trwał w zawieszeniu, korzystając z sympatii, jak wywiązała się między nimi. Każde zdawało się być na swój sposób pokręcona w postrzeganiu rzeczywistości. Przy sobie, odnajdowali przystań, taką co dawała energię, żeby pójść dalej, nigdy, nie zatrzymywała na stałe. To sprawiało, że zawieszone w przód, jadeitowo zielone ślepia, nie próbowały nawet wiązać spojrzeń, które ciągnęło się za nimi od czasu do czasu. Czy to, gryzące go w kark, ostre cienie męskiego wzroku, czy też płynne i lepkie uśmiechy kobiet. Nie po to tu był. Łowy i pracę zostawił czatujące przed wejściem do rezydencji. A noc była jeszcze długo.
Mrużył oczy gdy przekroczyli próg jednego z pierwszych pokojów, bo ciemność, która ich zalała, miała prawdopodobnie być wymowna - Płakać będę ze śmiechu, jak Ty będziesz zwiewać. Nie martw się Śliczna, nie będę cię winił za ucieczkę, jestem wyrozumiały - odpowiedział ze spokojem i równą powadze, jaką zaprezentowała Shey. Szedł niby jej cień, wklejony w wojskowe nawyki, gdy wykonywał misje na froncie. I chociaż nic, co w ciemności słyszał, wojną nazwać by nie mógł, czujność migotała łaskawie, śledząc dziewczęcy gest, gdy przeglądała zdjęcia na jednej ze ścian. Sam za to, chwytał szmery. Szuranie i charakterystyczny, bo i nielubiany łoskot kapiącego kranu. Być może i nie kranu, ale padające co jakiś czas krople, siedziały go irytacją. Na tyle silnie, że je wszystkie liczył, a te - zdał sobie sprawę, tworzyły sekwencję.
- Skoro Sadako... - powtórzył za dziewczyną, to znajdziemy i studnię - podążył w głąb, odnajdując i właściwy im cel. Tak jak i mechanizm z kłódką, w której znalazł się odkryty kod, a wieko studni - zostało otwarte - Tylko nie skacz, bo będę musiał lecieć za Tobą - i chociaż spojrzenie sondowało malowane - bardzo zdolnie - wnętrze ostatniej wędrówki zmarłej, to jasnowłosa mogła usłyszeć w tonie krótką kpinę.
- Nie powiem, pomysłowe rozwiązania - dodał już bardziej skupiony na zadaniu, by dodrzeć do wyciągniętej ze środka karteczki Jak umarłam? - przeczytał, podając znalezisko dziewczynie - pytanie, które można zadawać duchom - zażartował, ale w tonacji - żartu brakowało. Mimo wszystko, klątwy nie brały się z znikąd. A brutalna śmierć, zawsze niosła za sobą cień, czasem, odkrywany po latach. Tym większy, gdy dotyczyła najbliższych.
| Rzut - sukces
@Amakasu Shey
You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
but you do decide who owns who.
Amakasu Shey and Raikatsuji Shiimaura szaleją za tym postem.
Mając przy sobie tak świetnie przebranego wampira wyglądała przy nim jak jego ofiara. Pajęczyna bladych blizn wystawała spod krótkiego croptopu ciągnąc się dalej w te osłonięte ubraniem rejony. Zastanawiała się czy wybrał takie przebranie świadomie czy całkowicie przypadkiem. Jeśli to pierwsze żart wydał jej się mega śmieszny. Nie roztrząsała przeszłości. Wręcz przeciwnie. Nigdy się z nią nie kryła. W końcu to przez nią wyrosła na kogoś tak popapranego. Czasami zastanawiała się czemu ludzie dobrowolnie się z nią spotykali. Czemu Sho zdecydował się zabrać ją do kina, czemu Carei pomagała jej ogarnąć kostium. Przypominała pasożyta. Nieuleczaną chorobę, która wysysała z nich życie nie dając niczego w zamian. Bez perspektyw na poprawę. Bez chęci i motywacji. A oni wciąż zachowywali się jak by tego nie widzieli. Ignorowali tę trupią część jej charakteru. Tak pustego i obojętnego, bo śmierć bliskich i krzywdy przeszłości nie pozostawiły w niej zbyt wiele życia. A jednak właśnie w takich momentach, gdy niczym zwyczajna para młodych ludzi. Jedna z wielu przed nimi. Wybrali się na halloweenowe zabawy, czuła się normalna. Bardziej ludzka. Dawała sobie szansę na tą ulotną, a jednak tak cholernie ważną, chwilę swobody i po prostu przyjemności.
Wchodząc do pomieszczenia spojrzała na niego przelotnie. Prychnęła na „ślicznotkę” wystawiając w jego stronę perfidnie środkowy palec. Blade światło rodem z horrorów oświetliło jednak niewielki uśmiech, delikatne uniesienie kącików ust. Oczywiście, że ją rozbawił. Nie musiał się specjalnie starać. Taki już był. Jeśli nonszalancja miałaby ludzie imię na pewno podpisywałaby się Shogo T.
Podeszła za nim do studni nachylając się lekko. Atrapa? Może jednak nie. Wszystko w pomieszczeniu wyglądało wyjątkowo prawdziwie. Dekoracje przypominały te wyjęte z filmu. Słysząc jego słowa uśmiechnęła się kpiąco blokując z nim spojrzenie.
- Może cię wepchnę i zobaczymy jak długo będziesz leciał? - odparła patetycznie ruszając w głąb pomieszczenia. Bez większego zainteresowania przyglądała się kolejnym halloweenowymi dekoracjom w końcu podchodząc do telefonu. Zerkając na kabel podeszła do niego bliżej chwytając za słuchawkę. Szmer nieprzyjemnie drażnił bębenki. Zginiesz za siedem dni. Czyżby? - Skoczysz za mną wszędzie, Sho?
Wtedy zauważyła pudło schowane gdzieś z tyłu z początku trochę go zignorowała myśląc, że nie należał do wystawy w pokoju. W końcu jednak przykucnęła przy nim otwierając wieczko. Wertowała po kolei każdą z rzeczy. W końcu rzuciła jej się w oczy liczba siedem. Znowu. Przeczytała napis: - Zginęli po siedmiu dniach. 6.10.
Rzut sukces. Link dodam później.
Wchodząc do pomieszczenia spojrzała na niego przelotnie. Prychnęła na „ślicznotkę” wystawiając w jego stronę perfidnie środkowy palec. Blade światło rodem z horrorów oświetliło jednak niewielki uśmiech, delikatne uniesienie kącików ust. Oczywiście, że ją rozbawił. Nie musiał się specjalnie starać. Taki już był. Jeśli nonszalancja miałaby ludzie imię na pewno podpisywałaby się Shogo T.
Podeszła za nim do studni nachylając się lekko. Atrapa? Może jednak nie. Wszystko w pomieszczeniu wyglądało wyjątkowo prawdziwie. Dekoracje przypominały te wyjęte z filmu. Słysząc jego słowa uśmiechnęła się kpiąco blokując z nim spojrzenie.
- Może cię wepchnę i zobaczymy jak długo będziesz leciał? - odparła patetycznie ruszając w głąb pomieszczenia. Bez większego zainteresowania przyglądała się kolejnym halloweenowymi dekoracjom w końcu podchodząc do telefonu. Zerkając na kabel podeszła do niego bliżej chwytając za słuchawkę. Szmer nieprzyjemnie drażnił bębenki. Zginiesz za siedem dni. Czyżby? - Skoczysz za mną wszędzie, Sho?
Wtedy zauważyła pudło schowane gdzieś z tyłu z początku trochę go zignorowała myśląc, że nie należał do wystawy w pokoju. W końcu jednak przykucnęła przy nim otwierając wieczko. Wertowała po kolei każdą z rzeczy. W końcu rzuciła jej się w oczy liczba siedem. Znowu. Przeczytała napis: - Zginęli po siedmiu dniach. 6.10.
Rzut sukces. Link dodam później.
Raikatsuji Shiimaura and Shogo Tomomi szaleją za tym postem.
Oderwanie się od rzeczywistości, która gniotła ich jestestwa - było odświeżające. Szczególnie, gdy za towarzystwo miało się kogoś, kto te perspektywę doskonale rozumiał. Nawet - jeśli niepełną prawdy o towarzystwie, jakie krążyło wokół. Ile wśród nich czaiło sie podobnym do Shogo? Trupom obleczonym w ciało? Ile wśród nich było tych, wciąż szukających, korzystając ledwie z darowanego od bogów dnia, gdzie odzyskiwało się ciało. I nawet jeśli nie zdążył do tej pory porozmawiać z Shey - o tym, jak i czy wiedziała więcej, nie przejmował się, korzystając - być może z nieświadomego prezentu, jaki swoją obecnością mu pomagała.
Zmrużył jedno oko, gdy dziewczęce prychniecie rozległo się w ciemni - Nieładne tak do starszych... - zaśmiał się już nawet nie hamując rozbawienia, która prawdopodobnie, mogłoby zabrzmieć dla innych dość przerażająca. Szczególnie, biorąc pod uwagę okoliczności i klątwę, która podobno wisiała w powietrzu.
Zdecydował się jednak nie kpić, dając szansę scenerii i zagadce, na poprowadzenie jego myśli dalej. Tym bardziej, ze do tej pory, trafiały im się odpowiedzi, niemal intuicyjnie. Gdzieś kołysało mu się stwierdzenie, że swój do swego lgnął, ale myśli pozostawił już dla siebie. Oparł ramiona na brzegu studni, przelotnie zerkając na jasnowłosą Harley - Najpierw musiałabyś zdać test siłowy - odpowiedział spokojnie, raczej nie obawiając się, że tak łatwo byłoby wepchnąć te ponad 80 kilo jego wagi, w rozwartą paszczę studni i tonących dnie całkiem realnych rekwizytów.
- Zazwyczaj raźniej skacze się w towarzystwie - skwitował pytanie, pochylając się nad kasetami i powoli przekładając kolejne, by znaleźć w końcu - tę właściwą. Wyświetlona liczba 4 miała być dopełnieniem brakujących cyfr i kodu, który odblokowywał przejście. Ostatniej dodanej cyfrze, towarzyszył przeciągły pisk. Uchylone drzwi poprowadziły ich do nowego pokoju, już pozbawionego niepokojącej aury. Prawie - pani pierwszeństwo - wsunął rękę na plecy Shey, zachęcając ją, by wyciągnęła przyszykowany podarek, a samej organizatorce, posłał zaczepny uśmiech
- Do zobaczenia - szept puszczony za nim, i w sunięta do kieszeni karteczka, mogła odpowiadać coś przyjemnego - Jestem zajęty.
| Rzut - sukces koniec fabuły z pokoju pierwszego
@Amakasu Shey
Zmrużył jedno oko, gdy dziewczęce prychniecie rozległo się w ciemni - Nieładne tak do starszych... - zaśmiał się już nawet nie hamując rozbawienia, która prawdopodobnie, mogłoby zabrzmieć dla innych dość przerażająca. Szczególnie, biorąc pod uwagę okoliczności i klątwę, która podobno wisiała w powietrzu.
Zdecydował się jednak nie kpić, dając szansę scenerii i zagadce, na poprowadzenie jego myśli dalej. Tym bardziej, ze do tej pory, trafiały im się odpowiedzi, niemal intuicyjnie. Gdzieś kołysało mu się stwierdzenie, że swój do swego lgnął, ale myśli pozostawił już dla siebie. Oparł ramiona na brzegu studni, przelotnie zerkając na jasnowłosą Harley - Najpierw musiałabyś zdać test siłowy - odpowiedział spokojnie, raczej nie obawiając się, że tak łatwo byłoby wepchnąć te ponad 80 kilo jego wagi, w rozwartą paszczę studni i tonących dnie całkiem realnych rekwizytów.
- Zazwyczaj raźniej skacze się w towarzystwie - skwitował pytanie, pochylając się nad kasetami i powoli przekładając kolejne, by znaleźć w końcu - tę właściwą. Wyświetlona liczba 4 miała być dopełnieniem brakujących cyfr i kodu, który odblokowywał przejście. Ostatniej dodanej cyfrze, towarzyszył przeciągły pisk. Uchylone drzwi poprowadziły ich do nowego pokoju, już pozbawionego niepokojącej aury. Prawie - pani pierwszeństwo - wsunął rękę na plecy Shey, zachęcając ją, by wyciągnęła przyszykowany podarek, a samej organizatorce, posłał zaczepny uśmiech
- Do zobaczenia - szept puszczony za nim, i w sunięta do kieszeni karteczka, mogła odpowiadać coś przyjemnego - Jestem zajęty.
| Rzut - sukces koniec fabuły z pokoju pierwszego
@Amakasu Shey
You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
but you do decide who owns who.
maj 2038 roku