31.10.2037 r.
Gdy wreszcie zostawił Seiyę w spokoju, z pewnością ku jego uciesze, musiał na chwilę przystanąć w jakimś cichym rogu i pozbierać myśli. Jak zwykle po spotkaniu z nim miał cierpko-słodkie uczucie; niby cieszyły go te wspólne momenty, lecz niemal bez wyjątków pozostawiały wrażenie niedosytu. Nie chcąc zagłębiać się w te myśli, musiał prędko za coś się wziąć. Zaskakująco, zadanie to ułatwiła mu kolejna z jego rodzeństwa, która pojawiła się niemal znienacka w zasięgu wzroku.
- Shizu! - zawołał, uśmiechając się ciepło. Zanim w ogóle udało jej się go zlokalizować, Sanari już zbliżył się na tyle, że sekundy później był w stanie już objąć ją w pasie, a następnie unieść maleństwo na chwilę w prawdziwie ekspresyjnym powitaniu. Mimo że Shizuka z pewnością mogła spuścić mu łomot dzięki bezbłędnej technice, nadal była o tyle niższa, że zawsze chciał zgnieść ją w przypływie czułości.
Gdy wreszcie jej stopy z powrotem dotknęły podłogi, Sanari zdał sobie sprawę z obecności jeszcze jednej osoby, która zdawała się towarzyszyć młodszej.
- Sanari - przedstawił się krótko z błyskiem zębów, po czym ujął rękę Shizuki tak, by zapleść ją sobie wokół zgięcia łokcia. - Porywam siostrę do jednego z pokojów.
I to też zrobił.
- Długo już tu jesteś? - spytał, spoglądając na nią z ukosa, w czasie gdy szli w stronę pokoju numer jeden. - W sumie szkoda, że nie mówiłaś, że się wybierasz, bo bym cię podwiózł.
Wchodząc w półmrok, od razu na policzkach poczuł delikatny materiał… wstążek, chyba, zwisających ze sklepienia. Dźwięk, który dotarł do jego uszu, był całkiem przyjemny - szczególnie gdy miałby przyrównywać go do okropnego odgłosu dzwoniącego telefonu z poprzedniego pokoju. Lekkie ciarki przeszły mu po plecach, kiedy dostrzegł włączony telewizor z ziarnem zamiast normalnego obrazu czegokolwiek sensownego. Jednak nie jemu poświęcił najwięcej uwagi, a na prawą ścianę pomieszczenia, gdzie dostrzegł wiele naderwanych kartek i polaroidowych zdjęć. Fotografie są… niepokojące, a wrażenie to potęguje fakt, że każda jest bardzo rozmazana - przez co nieprzejrzysta.
- Hmm - mruknął pod nosem, po czym, pchnięty przeczuciem, cofnął się trochę w tył. Uśmiechnął się lekko, gdy był w stanie rozpoznać wtedy pattern - układ zdjęć przywodził na myśl strzałkę, a ta z kolei doprowadziła go do… zasłony. Odsunął ją, a wtem ultrafioletowe światło pozwoliło na odczytanie dodatkowej informacji z jednej z fotografii.
- „Kim była dziewczyna ze zdjęcia numer 3?” - przeczytał na głos, by Shizuka także zagłębiła się w zagadkę. Z ciekawości obrócił polaroid na drugą stronę i… bingo. Czytał dalej. - „Sadako Yamamura. Brutalnie zamordowana. W następstwie jej śmierci zrodziła się klątwa w postaci wideokasety.” Więc stąd te wszystkie kasety… i odtwarzacz. - Zerknął w jej stronę. - A ty znalazłaś coś ciekawego?
rzut 1/4: wygrana (57); @Yakushimaru Shizuka
Seiwa-Genji Enma and Yakushimaru Shizuka szaleją za tym postem.
Po przebrnięciu przez czwarty pokój – bo po co zaczynać cokolwiek zgodnie z chronologią czy numeracją – miała ochotę dorwać się do najbliższej tacki drinków. Na uspokojenie i rozluźnienie, oczywiście. Aż do momentu wyjścia z udekorowanego na kształt lasu pokoju czuła się spięta jak nigdy. Klimat, który zagwarantowali gospodarze, był naprawdę gęsty, nie lubiła nie wiedzieć czy coś nie wyskoczy na nią z ciemności. Wyłącznie przez nagłe szarpnięcie towarzyszki nie zdzieliła manekina, który spadł prosto na nie z gałęzi.
– Sani! Heeej! – Wyrzuciła w górę ręce i podreptała do niego drobnymi, ale szybkimi krokami. Zgięła lekko jedną nogę, wyciągając ją w tył, jakby odruchowo szykowała się do lądowania, ale dłonie oparła na ramionach brata, szczerząc się wesoło. Zawsze była łasa na czułości ze strony rodzeństwa, głównie dlatego, że od większości z nich nie dostawała ich wcale.
– Znajdę cię potem, nie szalej za mocno beze mnie – obejrzała się na Reiko z lekko przepraszającą miną. Miała ją oprowadzić i zamierzała być jejzombie cieniem przez większość nocy, ale nie mogła przepuścić okazji, żeby spędzić odrobiny czasu z Sanarim. Odkąd wszyscy rozleźli się po pracy i studiach, rzadko pojawiały się odpowiednie okoliczności na zrobienie Yakushimaru assemble. Owinęła się więc wokół łokcia blondyna, nie zamierzając puszczać przez co najmniej kilka najbliższych chwil.
– Godzinę, może półtorej. Przyjechałam ze współlokatorką. Ale zawsze możesz mnie odwieźć. – Szczypnęła go lekko w boczek wolną ręką. Nie przeszło jej przez myśl, że Sanari też wybiera się na imprezę, choć właściwie mogła spytać. Zdawało jej się, że widziała gdzieś też Młodego, albo po prostu jakiegoś dzieciaka do niego podobnego. Pewnie było ich tu więcej, zawsze robili zagęszczenie stanowiące zagrożenie dla otoczenia. Stężenie Yakusiów na metr kwadratowy przekraczało normy, gdy w jednym miejscu spotykało się ich więcej niż dwoje.
Z ulgą przyjęła łagodne oświetlenie i dźwięki kapiącej wody. Było to o wiele lepsze od gęstej mgły, egipskich ciemności i niepokojących dźwięków kroków dobiegających gdzieś z mroku, przeplatających się z wilczym wyciem, skrzypieniem gałęzi uginających się od sylwetek wisielców skąpanych w czerni czy groźnym pohukiwaniem nieistniejących sów. Na chwilę zawiesiła wzrok na telewizorze, potem zerknęła w kierunku fotografii, którymi zajął się brat. Zainteresowała się rekwizytem na środku – całkiem okazałą studnią. Nie bez powodu musieli umieścić ją w samym centrum. Przesunęła palcami po murku, aż w końcu dotarła do kłódki blokującej wieko.
Spojrzała znowu na ścianę pełną fotografii, słuchając słów Saniego. Kiedy na moment zapadła cisza, znowu mogła wsłuchać się w tło. Dość szybko wyłapała powtarzający się schemat – sądząc po rozmachu, z jakim przygotowano czwarty pokój, raczej nie zdecydowano by się na budżetowe zapętlenie krótkiego dźwięku. Dwie krople i szurnięcie. Kod Morse’a? Kojarzyła w nim tylko sygnał SOS, a na niego to nie brzmiało. Przesunęła bardziej palcami po ciężkim zamknięciu, natrafiając opuszkami na element nie pasujący teksturą do metalowej kłódki. Odczepiła kartkę, przyglądając się jej przez chwilę.
– Chyba wiem jak zajrzeć do środka – oznajmiła odwracając się na moment przez ramię do towarzysza. Przygotowała się mentalnie na możliwość nagłego wyskoczenia czegoś spod pokrywy, tętno przyspieszyło. Zgodnie z przyklejoną do kłódki notatką, ustawiła szyfr na 1 – 1 – 2. Ustąpiła. Ostrożnie uniosła wieko, ale kiedy nic nie zaczęło się drzeć czy na nią rzucać, otworzyła studnię do końca.
– Coś tu jest – stwierdziła, zaglądając do środka, kiedy po paru sekundach nadal nic się nie wydarzyło. – ”Jak umarłam” – przeczytała karteczkę, pochylając się i skupiając wzrok przez dłuższą chwilę. Niby miała soczewki, ale oświetlenie pozostawiało wiele do życzenia. Wyprostowała się, wreszcie dostrzegając kolejne słowa. – ”Najgorsza śmierć to śmierć z rąk rodzica. Na samo dno studni zrzucił mnie własny ojciec. Czy wiesz, że do ostatniego tchnienia drapałam zmurszałe kamienie? Połamałam wszystkie paznokcie i wkrótce już nie wiedziałam czy po nadgarstkach ścieka mi woda, czy krew.” – Zamilkła na chwilę, patrząc na głowę lalki. – Jak myślisz, rodzicom kiedyś przeszło przez myśl, żeby się części z nas pozbyć?
– Sani! Heeej! – Wyrzuciła w górę ręce i podreptała do niego drobnymi, ale szybkimi krokami. Zgięła lekko jedną nogę, wyciągając ją w tył, jakby odruchowo szykowała się do lądowania, ale dłonie oparła na ramionach brata, szczerząc się wesoło. Zawsze była łasa na czułości ze strony rodzeństwa, głównie dlatego, że od większości z nich nie dostawała ich wcale.
– Znajdę cię potem, nie szalej za mocno beze mnie – obejrzała się na Reiko z lekko przepraszającą miną. Miała ją oprowadzić i zamierzała być jej
– Godzinę, może półtorej. Przyjechałam ze współlokatorką. Ale zawsze możesz mnie odwieźć. – Szczypnęła go lekko w boczek wolną ręką. Nie przeszło jej przez myśl, że Sanari też wybiera się na imprezę, choć właściwie mogła spytać. Zdawało jej się, że widziała gdzieś też Młodego, albo po prostu jakiegoś dzieciaka do niego podobnego. Pewnie było ich tu więcej, zawsze robili zagęszczenie stanowiące zagrożenie dla otoczenia. Stężenie Yakusiów na metr kwadratowy przekraczało normy, gdy w jednym miejscu spotykało się ich więcej niż dwoje.
Z ulgą przyjęła łagodne oświetlenie i dźwięki kapiącej wody. Było to o wiele lepsze od gęstej mgły, egipskich ciemności i niepokojących dźwięków kroków dobiegających gdzieś z mroku, przeplatających się z wilczym wyciem, skrzypieniem gałęzi uginających się od sylwetek wisielców skąpanych w czerni czy groźnym pohukiwaniem nieistniejących sów. Na chwilę zawiesiła wzrok na telewizorze, potem zerknęła w kierunku fotografii, którymi zajął się brat. Zainteresowała się rekwizytem na środku – całkiem okazałą studnią. Nie bez powodu musieli umieścić ją w samym centrum. Przesunęła palcami po murku, aż w końcu dotarła do kłódki blokującej wieko.
Spojrzała znowu na ścianę pełną fotografii, słuchając słów Saniego. Kiedy na moment zapadła cisza, znowu mogła wsłuchać się w tło. Dość szybko wyłapała powtarzający się schemat – sądząc po rozmachu, z jakim przygotowano czwarty pokój, raczej nie zdecydowano by się na budżetowe zapętlenie krótkiego dźwięku. Dwie krople i szurnięcie. Kod Morse’a? Kojarzyła w nim tylko sygnał SOS, a na niego to nie brzmiało. Przesunęła bardziej palcami po ciężkim zamknięciu, natrafiając opuszkami na element nie pasujący teksturą do metalowej kłódki. Odczepiła kartkę, przyglądając się jej przez chwilę.
– Chyba wiem jak zajrzeć do środka – oznajmiła odwracając się na moment przez ramię do towarzysza. Przygotowała się mentalnie na możliwość nagłego wyskoczenia czegoś spod pokrywy, tętno przyspieszyło. Zgodnie z przyklejoną do kłódki notatką, ustawiła szyfr na 1 – 1 – 2. Ustąpiła. Ostrożnie uniosła wieko, ale kiedy nic nie zaczęło się drzeć czy na nią rzucać, otworzyła studnię do końca.
– Coś tu jest – stwierdziła, zaglądając do środka, kiedy po paru sekundach nadal nic się nie wydarzyło. – ”Jak umarłam” – przeczytała karteczkę, pochylając się i skupiając wzrok przez dłuższą chwilę. Niby miała soczewki, ale oświetlenie pozostawiało wiele do życzenia. Wyprostowała się, wreszcie dostrzegając kolejne słowa. – ”Najgorsza śmierć to śmierć z rąk rodzica. Na samo dno studni zrzucił mnie własny ojciec. Czy wiesz, że do ostatniego tchnienia drapałam zmurszałe kamienie? Połamałam wszystkie paznokcie i wkrótce już nie wiedziałam czy po nadgarstkach ścieka mi woda, czy krew.” – Zamilkła na chwilę, patrząc na głowę lalki. – Jak myślisz, rodzicom kiedyś przeszło przez myśl, żeby się części z nas pozbyć?
Rzut 2/4 – sukces (52)
@Yakushimaru SanariSatō Kisara and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.
Łatwo było dać ponieść się lekkim, pozytywnym emocjom spowodowanym obecnością Shizuki. Prawdopodobnie to z nią właśnie miał najmniej skomplikowaną relację spośród całego rodzeństwa, przy czym był to zdecydowanie jej plus - bo po prostu ją kochał, i choć mógł akurat to powiedzieć też o reszcie rodziny, tak tutaj to uczucie nie było skalane żadnym innym, które miało moc do zniekształcenia go. Uśmiechnął się szerzej na jej równie ciepłe powitanie.
- To ja w sumie podobnie długo. Przed chwilą byłem z Seiyą w jednym pokoju. Możesz się domyślać, jak chętnie tam ze mną wszedł… Dramatyzował, że go uprowadziłem - skrócił jej wydarzenia sprzed ostatnich pięćdziesięciu minut, przyciągając ją mocno do swojego boku. - Mogę odwieźć, jasne. Współlokatorkę też, jeśli będzie potrzebowała. - Uciekł trochę w bok przed łagodnym, ale nadal łaskoczącym szczypnięciem, mrużąc oczy w żartobliwym ostrzeżeniu, że zaraz może się odwdzięczyć pięknym za nadobne.
Faktycznie choć wystrój tego pokoju nadal miał służyć jako narzędzie wzbudzenia strachu, dźwięki w nim były zdecydowanie przyjemniejsze niż w domu strachów inspirowanym Chakushin ari, gdzie w każdej chwili można było dostać ostrym, piekielnie głośnym dzwonkiem starego telefonu w bębenki uszne i niemal od tego ogłuchnąć. Na szczęście nie zaczęła boleć go głowa po tamtych przeżyciach - przynajmniej na razie - i wolałby, aby tak pozostało. Nic nie psuło tak zabawy jak pulsujące bólem skronie w środku trwającego miłego spotkania.
Choć odkryta przez niego informacja była dość ciekawa, tak niewiele, prawdę mówiąc, wnosiła do rozwiązania zagadki. Tak przynajmniej mu się wydawało. Dlatego gdy Shizuka złamała kod otwierający kłódkę przy wieku studni, ucieszył się i podszedł bliżej. Nie mógł się jednak powstrzymać od lekkiego pstryknięcia ją w czoło i przekomarzającego tonu. - Brawo, mądralo - powiedział, drocząc się z nią trochę. Początkowo nie rozumiał, dlaczego tak umilkła, ale ostatecznie domyślił się, że nasłuchuje otoczenia. - To bardzo cwane ze strony organizatorów, nie? Wystarczyłoby, że ktoś cały czas by ze sobą rozmawiał, a wtedy ta zagadka byłaby prawie niemożliwa do rozwiązania. - Był więc pod wrażeniem, że zwróciła uwagę na coś tak niepozornego.
Spoglądał na nią, jak czytała treść kartki, słuchając uważnie. Skrzywił się nieco na dość szczegółowy opis cierpień kobiety - Sadako? - z opowieści. Pytanie Shizu jednocześnie zdziwiło go i nie; nie spodziewał się go podczas przechodzenia escape roomu, ale to też nie tak, że nigdy się nad tym nie zastanawiał. Była ich przecież cała masa, tego rodzeństwa. Nie dość, że ostatecznie trafili do najgorszej dzielnicy w mieście, tak jeszcze stan psychiczny niemal każdego z nich był godny pożałowania.
Zagryzł wargę. Jego relacja z matką była tak wyboista, że nigdy nie mógł tego wykluczyć. W zasadzie… - Jeśli to się liczy- W sumie nie wiem, może już ci to mówiłem? Mama kiedyś powiedziała mi, że wolałaby, żebym nigdy się nie urodził. Wspomniałem wtedy coś dobrego o Seidze, więc stawiam, że to był powód - odparł, wzdychając. Pół godziny później mówiła mu z kolei, jak to bardzo go kocha - na tym etapie trudno już było brać na poważnie cokolwiek, co miała mu do powiedzenia. - Co do ojca… - Już od lat nie przeszło mu przez gardło słowo „tata”. - To myślę, że jest mu wszystko jedno, czy jesteśmy, czy nas nie ma - odparł z wyczuwalnym mrozem w głosie. Czuł, jak irytacja i głęboko zaszyta uraza powoli wypływają na przód jego umysłu. Pokręcił jednak głową energicznie, nie chcąc bardziej zagłębiać się w tej nienawiści akurat w tym momencie. Skrzyżował wzrok z siostrą, łagodniejąc przez samo przypomnienie sobie, że są tu razem. - A ty jak uważasz? Przeszło im przez myśl, według ciebie?
Tymczasem otoczenie postanowiło przeszkodzić im nieco w rozmowie. Jego wzrok momentalnie wylądował na śnieżącym telewizorze, który wpierw zamrugał kilkakrotnie, a potem zaczął odtwarzać jakieś nagranie. Obraz pokazał im dziewczynę z długimi włosami, z pewnością tą samą, która wylądowała w studni. Zapatrzony w mały ekran, niemal podskoczył, gdy rozbrzmiał telefon.
- Kurwa, naprawdę, znowu ten dźwięk? Nie chcę go słyszeć co najmniej przez następny rok, przysięgam - marudził, aczkolwiek i tak podbiegł do urządzenia, by jak najszybciej przestało dzwonić. Uniósł ciężką słuchawkę, w której rozległo się chrapliwe: „zginiesz za siedem dni”. Westchnął z rozczarowaniem. - Shizu - zawołał - zginiemy za siedem dni, wiesz? Jeju, to takie oklepane… - Nic więcej, niestety, nie dostrzegł.
- To ja w sumie podobnie długo. Przed chwilą byłem z Seiyą w jednym pokoju. Możesz się domyślać, jak chętnie tam ze mną wszedł… Dramatyzował, że go uprowadziłem - skrócił jej wydarzenia sprzed ostatnich pięćdziesięciu minut, przyciągając ją mocno do swojego boku. - Mogę odwieźć, jasne. Współlokatorkę też, jeśli będzie potrzebowała. - Uciekł trochę w bok przed łagodnym, ale nadal łaskoczącym szczypnięciem, mrużąc oczy w żartobliwym ostrzeżeniu, że zaraz może się odwdzięczyć pięknym za nadobne.
Faktycznie choć wystrój tego pokoju nadal miał służyć jako narzędzie wzbudzenia strachu, dźwięki w nim były zdecydowanie przyjemniejsze niż w domu strachów inspirowanym Chakushin ari, gdzie w każdej chwili można było dostać ostrym, piekielnie głośnym dzwonkiem starego telefonu w bębenki uszne i niemal od tego ogłuchnąć. Na szczęście nie zaczęła boleć go głowa po tamtych przeżyciach - przynajmniej na razie - i wolałby, aby tak pozostało. Nic nie psuło tak zabawy jak pulsujące bólem skronie w środku trwającego miłego spotkania.
Choć odkryta przez niego informacja była dość ciekawa, tak niewiele, prawdę mówiąc, wnosiła do rozwiązania zagadki. Tak przynajmniej mu się wydawało. Dlatego gdy Shizuka złamała kod otwierający kłódkę przy wieku studni, ucieszył się i podszedł bliżej. Nie mógł się jednak powstrzymać od lekkiego pstryknięcia ją w czoło i przekomarzającego tonu. - Brawo, mądralo - powiedział, drocząc się z nią trochę. Początkowo nie rozumiał, dlaczego tak umilkła, ale ostatecznie domyślił się, że nasłuchuje otoczenia. - To bardzo cwane ze strony organizatorów, nie? Wystarczyłoby, że ktoś cały czas by ze sobą rozmawiał, a wtedy ta zagadka byłaby prawie niemożliwa do rozwiązania. - Był więc pod wrażeniem, że zwróciła uwagę na coś tak niepozornego.
Spoglądał na nią, jak czytała treść kartki, słuchając uważnie. Skrzywił się nieco na dość szczegółowy opis cierpień kobiety - Sadako? - z opowieści. Pytanie Shizu jednocześnie zdziwiło go i nie; nie spodziewał się go podczas przechodzenia escape roomu, ale to też nie tak, że nigdy się nad tym nie zastanawiał. Była ich przecież cała masa, tego rodzeństwa. Nie dość, że ostatecznie trafili do najgorszej dzielnicy w mieście, tak jeszcze stan psychiczny niemal każdego z nich był godny pożałowania.
Zagryzł wargę. Jego relacja z matką była tak wyboista, że nigdy nie mógł tego wykluczyć. W zasadzie… - Jeśli to się liczy- W sumie nie wiem, może już ci to mówiłem? Mama kiedyś powiedziała mi, że wolałaby, żebym nigdy się nie urodził. Wspomniałem wtedy coś dobrego o Seidze, więc stawiam, że to był powód - odparł, wzdychając. Pół godziny później mówiła mu z kolei, jak to bardzo go kocha - na tym etapie trudno już było brać na poważnie cokolwiek, co miała mu do powiedzenia. - Co do ojca… - Już od lat nie przeszło mu przez gardło słowo „tata”. - To myślę, że jest mu wszystko jedno, czy jesteśmy, czy nas nie ma - odparł z wyczuwalnym mrozem w głosie. Czuł, jak irytacja i głęboko zaszyta uraza powoli wypływają na przód jego umysłu. Pokręcił jednak głową energicznie, nie chcąc bardziej zagłębiać się w tej nienawiści akurat w tym momencie. Skrzyżował wzrok z siostrą, łagodniejąc przez samo przypomnienie sobie, że są tu razem. - A ty jak uważasz? Przeszło im przez myśl, według ciebie?
Tymczasem otoczenie postanowiło przeszkodzić im nieco w rozmowie. Jego wzrok momentalnie wylądował na śnieżącym telewizorze, który wpierw zamrugał kilkakrotnie, a potem zaczął odtwarzać jakieś nagranie. Obraz pokazał im dziewczynę z długimi włosami, z pewnością tą samą, która wylądowała w studni. Zapatrzony w mały ekran, niemal podskoczył, gdy rozbrzmiał telefon.
- Kurwa, naprawdę, znowu ten dźwięk? Nie chcę go słyszeć co najmniej przez następny rok, przysięgam - marudził, aczkolwiek i tak podbiegł do urządzenia, by jak najszybciej przestało dzwonić. Uniósł ciężką słuchawkę, w której rozległo się chrapliwe: „zginiesz za siedem dni”. Westchnął z rozczarowaniem. - Shizu - zawołał - zginiemy za siedem dni, wiesz? Jeju, to takie oklepane… - Nic więcej, niestety, nie dostrzegł.
rzut 3/4: przegrana (8); @Yakushimaru Shizuka
Yakushimaru Seiya gardzi postem aż przykro.
Starała się być przyjazno-neutralna wobec wszystkich z rodzeństwa, może nawet z nastawieniem na dużo troski. Pozostawieni samym sobie musieli sobie jakoś radzić w niezbyt przyjaznym świecie, bez perspektyw na życie w dostatku czy w ogóle z jakąkolwiek godnością. Rodzice też ich nie rozpieszczali, w domu zdarzały się różne dziwne akcje, choć mimo wszystko nadal czuła do nich jakiś szacunek. Żadnego szczególnego przywiązania, dzięki któremu nie miała oporów przed ucieczką z domu do akademika, ale też nie było z jej strony żadnej wrogości i nadal co jakiś czas wracała do nanashiańskiej dziury. Ot, choćby dla sprawdzenia, jak radzi sobie najmłodszy.
– Przynajmniej wszedł, a nie uciekł. To jakiś sukces! – Czasem bywała zbyt optymistycznie nastawiona do świata, momentami nawet zahaczało to o nadmierną naiwność. – My byłyśmy w tym czwartym. Ma odjechany klimat, ale prawie walnęłam manekina jak na nas wyskoczył – zaśmiała się, wspominając nieszczęsnego bulgoczącego wisielca. Skoro jednak krążył tu ich starszy brat, może wypadałoby go porwać do jakiejś zabawy? Wśród tłumów gości czuła się dość nieswojo, już mniej bała się w tych horrorowych mini escape-roomach. – Zapytam czy będzie chciała jechać z nami, jak ją złapię.
Wystawiła język po tym pstryknięciu, robiąc typową minę młodszej siostry, która próbuje być trochę złośliwa. Sanari mógł sobie jednak pozwolić na naruszanie jej strefy komfortu w taki sposób, ktoś inny mógłby już mieć boleśnie wykręconą rękę w ramach nauczki, że się tego kurdupla w czoło nie pstryka.
– Albo jak ktoś ma słaby słuch. W sumie tę kartkę też łatwo byłoby przeoczyć. – Gdyby nie ujęła całej kłódki w dłoń, a jedynie chwyciła za boki, prawdopodobnie nie odkryłaby podpowiedzi oraz jednej z cyfr wymaganych do otwarcia wyjścia z pokoju. Mimo wszystko, nie był to jednak najtrudniejszy z escape roomów, w których była. Niektóre zawierały wyjątkowo wiele punktów zaczepienia oraz fałszywych tropów jak na czas, który przysługiwał ich ukończeniu.
– Woah, o rany. Nie mówiłeś – zmartwiła się. Znajomość tego faktu niewiele jednak zmieniała; nawet gdyby dowiedziała się od razu, rodzicielka nie przejęłaby się smarkatą opinią, a Shizuka sama mogłaby jeszcze oberwać rykoszetem i nieprzychylną opinią na swój temat. Te z kolei dotykały ją wyjątkowo mocno i nie przełożyłoby się to raczej na jej dobre samopoczucie. – Nie zdziwiłabym się, jakby chcieli, ale bez brudzenia sobie rąk. Może dlatego od dzieciństwa jesteśmy tak styrani psychicznie. Czekali aż sami się wykończymy, może nawet nawzajem.
Nastrój dość mocno jej siadł, kiedy o tym pomyślała. Konflikty między nimi wszystkimi potrafiły wybuchnąć z byle powodu, czasem wystarczało, żeby obok leżał jakiś ostry przedmiot i już mogłaby się rozegrać tragedia. Gdyby wpadli wtedy na pomysł robienia patostreamów, mieliby gwarantowaną całkiem niezłą oglądalność. Sięgnęła do kieszonki koszuli i wyciągnęła stamtąd małą piersiówkę. Bez zastanowienia otworzyła ją, pociągnęła łyk whisky kitranej na afterparty w pociągu i wyciągnęła rękę z trunkiem w kierunku brata. Tego się nie dało omawiać na trzeźwo.
– Przeżyłam strzelaninę w szkole, chodzenie po zmroku po Karafurunie i dożyłam wyprowadzenia się z domu rodzinnego. No cóż, od czegoś trzeba w końcu umrzeć, nie? – Klątwa laski wyłażącej ze studni, telewizora czy innej lodówki przynajmniej brzmiała ciekawie. Rzuciła wzrokiem na całą stertę kaset porozwalanych tu i tam. Nie dostrzegała nic interesującego, żadnych dalszych wskazówek, a na wsadzanie każdej po kolei do odtwarzacza nie mieli chyba czasu.
– Przynajmniej wszedł, a nie uciekł. To jakiś sukces! – Czasem bywała zbyt optymistycznie nastawiona do świata, momentami nawet zahaczało to o nadmierną naiwność. – My byłyśmy w tym czwartym. Ma odjechany klimat, ale prawie walnęłam manekina jak na nas wyskoczył – zaśmiała się, wspominając nieszczęsnego bulgoczącego wisielca. Skoro jednak krążył tu ich starszy brat, może wypadałoby go porwać do jakiejś zabawy? Wśród tłumów gości czuła się dość nieswojo, już mniej bała się w tych horrorowych mini escape-roomach. – Zapytam czy będzie chciała jechać z nami, jak ją złapię.
Wystawiła język po tym pstryknięciu, robiąc typową minę młodszej siostry, która próbuje być trochę złośliwa. Sanari mógł sobie jednak pozwolić na naruszanie jej strefy komfortu w taki sposób, ktoś inny mógłby już mieć boleśnie wykręconą rękę w ramach nauczki, że się tego kurdupla w czoło nie pstryka.
– Albo jak ktoś ma słaby słuch. W sumie tę kartkę też łatwo byłoby przeoczyć. – Gdyby nie ujęła całej kłódki w dłoń, a jedynie chwyciła za boki, prawdopodobnie nie odkryłaby podpowiedzi oraz jednej z cyfr wymaganych do otwarcia wyjścia z pokoju. Mimo wszystko, nie był to jednak najtrudniejszy z escape roomów, w których była. Niektóre zawierały wyjątkowo wiele punktów zaczepienia oraz fałszywych tropów jak na czas, który przysługiwał ich ukończeniu.
– Woah, o rany. Nie mówiłeś – zmartwiła się. Znajomość tego faktu niewiele jednak zmieniała; nawet gdyby dowiedziała się od razu, rodzicielka nie przejęłaby się smarkatą opinią, a Shizuka sama mogłaby jeszcze oberwać rykoszetem i nieprzychylną opinią na swój temat. Te z kolei dotykały ją wyjątkowo mocno i nie przełożyłoby się to raczej na jej dobre samopoczucie. – Nie zdziwiłabym się, jakby chcieli, ale bez brudzenia sobie rąk. Może dlatego od dzieciństwa jesteśmy tak styrani psychicznie. Czekali aż sami się wykończymy, może nawet nawzajem.
Nastrój dość mocno jej siadł, kiedy o tym pomyślała. Konflikty między nimi wszystkimi potrafiły wybuchnąć z byle powodu, czasem wystarczało, żeby obok leżał jakiś ostry przedmiot i już mogłaby się rozegrać tragedia. Gdyby wpadli wtedy na pomysł robienia patostreamów, mieliby gwarantowaną całkiem niezłą oglądalność. Sięgnęła do kieszonki koszuli i wyciągnęła stamtąd małą piersiówkę. Bez zastanowienia otworzyła ją, pociągnęła łyk whisky kitranej na afterparty w pociągu i wyciągnęła rękę z trunkiem w kierunku brata. Tego się nie dało omawiać na trzeźwo.
– Przeżyłam strzelaninę w szkole, chodzenie po zmroku po Karafurunie i dożyłam wyprowadzenia się z domu rodzinnego. No cóż, od czegoś trzeba w końcu umrzeć, nie? – Klątwa laski wyłażącej ze studni, telewizora czy innej lodówki przynajmniej brzmiała ciekawie. Rzuciła wzrokiem na całą stertę kaset porozwalanych tu i tam. Nie dostrzegała nic interesującego, żadnych dalszych wskazówek, a na wsadzanie każdej po kolei do odtwarzacza nie mieli chyba czasu.
Rzut 4/4: porażka (12)
@Yakushimaru SanariSatō Kisara and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.
Prychnął śmiechem. - Przynajmniej manekina. Sei prawie rozjebał twarz bogu ducha winnej aktorce, która miała nas przestraszyć. - Do tej pory chciało mu się chichotać na ten widok, chociaż sytuacja szybko mogła wtedy przejść z zabawnej w absolutnie tragiczną. Na szczęście Seiya nikogo ostatecznie nie zabił, a oni mogli ukończyć pokój. Z wodą na ryjach i bez talonów… ale chociaż nie poprzez wyprowadzenie przez ochroniarzy, tak?
Rozglądał się jeszcze chwilę po pomieszczeniu, ale robił to już zdecydowanie na pół gwizdka. Po rozpoczęciu tematu związanego z ich rodzicami jego uwaga konsekwentnie rozmywała się coraz bardziej. Mieszkając wreszcie poza domem, łatwiej było ignorować pewne aspekty czy nawet o nich chwilowo zapomnieć. Sani chciał zapomnieć jak najwięcej mógł; najpiękniej byłoby, gdyby zostały mu w głowie jedynie te pozytywne momenty z ich życia, choć poniekąd zdawał sobie sprawę, że to nie najzdrowsze podejście do sprawy. Z Shizuką przynajmniej mógł o tym porozmawiać, z resztą, niestety, przychodziło mu to ciężej - to znaczy, otworzyć się. Często wydawało mu się, że wymyśla sobie te scenariusze z matką w roli głównej; powiedzenie tego na głos dodało problemowi rzeczywistości, szczególnie że nie próbowała wytknąć mu, że „wydziwiasz, Sani” albo „na pewno przesadzasz”.
- No cóż, to niezbyt wesoły temat, który można wyciągnąć podczas niedzielnego obiadu, prawda? - zakpił gorzko, choć sama wrogość była skierowana ku samemu faktowi, a nie, rzecz jasna, jego siostrze. - Wpadła w rutynę. Raz mówi tak, a innym razem same czułości, przez co ciężko wywnioskować, co naprawdę ma na myśli. - Spojrzał na nią w półmroku, wydychając gwałtownie powietrze z zaskoczenia, gdy usłyszał jej dalsze słowa. - To dopiero teoria! I całkiem dużo mówi o sytuacji, skoro właśnie to przychodzi ci do głowy. Ale wcale się nie dziwię.
Gdy stanął z powrotem przy niej i nagle wyrosła przed nim dłoń dziewczyny z alkoholem, zmierzył ją rozbawionym spojrzeniem.
- Shizuka! - szepnął konspiracyjnie, jakby mówił co najmniej o jakimś wielkim skandalu z udziałem siostry. - A ty skąd to masz? Jeszcze nie możesz pić - kontynuował, dźgając ją wskazującym palcem w mostek. Technicznie - legalnie - faktycznie nie powinna, ale kim był Sanari, żeby prawić jej morały? No, przynajmniej takie na poważnie, bo to, co teraz wyprawiał, dalekie było od faktycznego pouczania młodszej. Musiałby zresztą być wielkim hipokrytą, by ją krytykować, jako że sam w jej wieku pozwalał sobie na takie… wybryki.
- Tobie do umierania jeszcze daleko, jasne? Bo inaczej dostaniesz wpierdol - rzekł z mocą, biorąc od niej w końcu piersiówkę. Zezował ją z wahaniem. - Ech, mogę tylko łyka, jeśli chcemy wrócić stąd moim autem. - Nie z każdym prawem się liczył, ale na pewno nie miał zamiaru nikogo narażać na niebezpieczeństwo swoją głupotą. Wziął wspomniany łyczek, krzywiąc się lekko na gorzkość mało wyrafinowanego trunku. Otarł usta drugą dłonią, w czasie gdy oddawał jej całkiem niepozorny pojemnik z powrotem.
Sekundę później obruszył się gwałtownie i zaklął pod nosem, gdy rozległ się pisk, prawdopodobnie sygnalizujący, że spektakularnie przejebali ten pokój. Może Sanari po prostu nie był do tego stworzony? Żaden dom strachów nie poszedł mu specjalnie dobrze. Ale trudno. Ostatecznie chciał się po prostu dobrze bawić, a dokładnie to dostał. Pospiesznie skierowali się do wyjścia, by wreszcie uwolnić się od okropnego odgłosu.
- Czyli co, teraz wracasz do swojej koleżanki? - spytał, kiedy już odeszli trochę na bok od drzwi pokoju, przy której wciąż tłoczyła się masa ludzi. - Odezwij się, jak będziesz mnie potrzebowała. I musimy się niedługo znowu spotkać! - Jego twarz przeciął szeroki uśmiech, po czym dodał: - Jeszcze nie widziałem cię zgonującej pod stołem. Trzeba to koniecznie zmienić.
Rozglądał się jeszcze chwilę po pomieszczeniu, ale robił to już zdecydowanie na pół gwizdka. Po rozpoczęciu tematu związanego z ich rodzicami jego uwaga konsekwentnie rozmywała się coraz bardziej. Mieszkając wreszcie poza domem, łatwiej było ignorować pewne aspekty czy nawet o nich chwilowo zapomnieć. Sani chciał zapomnieć jak najwięcej mógł; najpiękniej byłoby, gdyby zostały mu w głowie jedynie te pozytywne momenty z ich życia, choć poniekąd zdawał sobie sprawę, że to nie najzdrowsze podejście do sprawy. Z Shizuką przynajmniej mógł o tym porozmawiać, z resztą, niestety, przychodziło mu to ciężej - to znaczy, otworzyć się. Często wydawało mu się, że wymyśla sobie te scenariusze z matką w roli głównej; powiedzenie tego na głos dodało problemowi rzeczywistości, szczególnie że nie próbowała wytknąć mu, że „wydziwiasz, Sani” albo „na pewno przesadzasz”.
- No cóż, to niezbyt wesoły temat, który można wyciągnąć podczas niedzielnego obiadu, prawda? - zakpił gorzko, choć sama wrogość była skierowana ku samemu faktowi, a nie, rzecz jasna, jego siostrze. - Wpadła w rutynę. Raz mówi tak, a innym razem same czułości, przez co ciężko wywnioskować, co naprawdę ma na myśli. - Spojrzał na nią w półmroku, wydychając gwałtownie powietrze z zaskoczenia, gdy usłyszał jej dalsze słowa. - To dopiero teoria! I całkiem dużo mówi o sytuacji, skoro właśnie to przychodzi ci do głowy. Ale wcale się nie dziwię.
Gdy stanął z powrotem przy niej i nagle wyrosła przed nim dłoń dziewczyny z alkoholem, zmierzył ją rozbawionym spojrzeniem.
- Shizuka! - szepnął konspiracyjnie, jakby mówił co najmniej o jakimś wielkim skandalu z udziałem siostry. - A ty skąd to masz? Jeszcze nie możesz pić - kontynuował, dźgając ją wskazującym palcem w mostek. Technicznie - legalnie - faktycznie nie powinna, ale kim był Sanari, żeby prawić jej morały? No, przynajmniej takie na poważnie, bo to, co teraz wyprawiał, dalekie było od faktycznego pouczania młodszej. Musiałby zresztą być wielkim hipokrytą, by ją krytykować, jako że sam w jej wieku pozwalał sobie na takie… wybryki.
- Tobie do umierania jeszcze daleko, jasne? Bo inaczej dostaniesz wpierdol - rzekł z mocą, biorąc od niej w końcu piersiówkę. Zezował ją z wahaniem. - Ech, mogę tylko łyka, jeśli chcemy wrócić stąd moim autem. - Nie z każdym prawem się liczył, ale na pewno nie miał zamiaru nikogo narażać na niebezpieczeństwo swoją głupotą. Wziął wspomniany łyczek, krzywiąc się lekko na gorzkość mało wyrafinowanego trunku. Otarł usta drugą dłonią, w czasie gdy oddawał jej całkiem niepozorny pojemnik z powrotem.
Sekundę później obruszył się gwałtownie i zaklął pod nosem, gdy rozległ się pisk, prawdopodobnie sygnalizujący, że spektakularnie przejebali ten pokój. Może Sanari po prostu nie był do tego stworzony? Żaden dom strachów nie poszedł mu specjalnie dobrze. Ale trudno. Ostatecznie chciał się po prostu dobrze bawić, a dokładnie to dostał. Pospiesznie skierowali się do wyjścia, by wreszcie uwolnić się od okropnego odgłosu.
- Czyli co, teraz wracasz do swojej koleżanki? - spytał, kiedy już odeszli trochę na bok od drzwi pokoju, przy której wciąż tłoczyła się masa ludzi. - Odezwij się, jak będziesz mnie potrzebowała. I musimy się niedługo znowu spotkać! - Jego twarz przeciął szeroki uśmiech, po czym dodał: - Jeszcze nie widziałem cię zgonującej pod stołem. Trzeba to koniecznie zmienić.
Yakushimaru Shizuka ubóstwia ten post.
Parsknęła krótko. Próbowała się powstrzymać, co tylko spotęgowało efekt zabrzmienia jak chrumknięcie małej świnki – od razu wyobraziła sobie obu braci w tej sytuacji. Sei z miną zimnokrwistego mordercy i Sani próbujący nie doprowadzić do rozlewu niewinnej krwi, do tego jakaś biedna dziewczyna, która tylko wykonywała swoją pracę. Znając życie, równie drobna co sama Shizuka. A potem się ludzie dziwili, jak taki kurdupelek jak ona tak dobrze radzi sobie w kopaniu tyłków. Tymczasem wystarczyło po prostu wychowywać się w takiej rodzinie.
– Ech, było mi jednak iść na tę psychologię. Z was samych ściągnęłabym tyle hajsu, że ustawiłabym się na pół życia – podsumowała, krzyżując przez chwilę ręce na piersi. Tak naprawdę to chyba nigdy nie podjęłaby się terapii dla własnej rodzinki. Nawet nie wiedziała czy nie wychodziłoby to poza etykę zawodową, a i tak nikogo by do tego zmusić nie mogła, choćby i przeprowadzała im sesje za darmo. Całe szczęście nie musiała rozważać, jak ciężka byłaby to przeprawa, bo ostatecznie wybrała kierunek, który, jak sądziła, pozwoli jej się wepchnąć w jakieś ciepłe, rządowe stanowisko. Służby bezpieczeństwa chociażby. Albo kiedyś w przyszłości otworzy własną agencję ochroniarską, w której argument siły będzie przeważał nad siłą argumentu. Gadanie z obcymi to nie był jednak jej kawałek chleba.
– Odezwał się święty, co niczego nielegalnego nie zrobił – prychnęła mrużąc lekko oczy. Zaraz jednak uśmiechnęła się jak mała diablica, chcąc zachować sekret o pochodzeniu zawartości piersiówki dla siebie. Mieszkała w akademiku, więc mimo wszystko łatwo było się domyślić, skąd wywodził się alkohol. Od słowa do słowa dało się tam zdobyć wszystko, nawet w świetle prawa będąc jeszcze w nieodpowiednim na niektóre rzeczy wieku. Tu przysługa, tam przysługa i w końcu trafiało się po tej nitce do kłębka.
– Nawiedzę cię po śmierci specjalnie, żebyś mógł mnie przekopać. A teraz chlup w ten głupi dziób, też się nie zamierzam poniewierać do nieprzytomności. Mam jeszcze za dużo godności w sobie na bycie nietrzeźwą. – Nawet nie przepadała za alkoholem. W dotychczasowym życiu miała kilka okazji do spróbowania, głównie za namową rówieśników, którzy w ten czy inny sposób zdobyli coś wyskokowego. Nigdy jeszcze nie miała okazji się upić i póki co nawet nie zamierzała. Wolała zachowywać czujność zamiast oszałamiać się trucizną.
Musiała aż zatkać uszy, kiedy piszczenie oznajmiło, jak bardzo byli lamerscy. O wiele bardziej podobały jej się wszelkie odgłosy kapania czy jeszcze wcześniejsze napięcie przeżywane w lesie – od tego szło dostać natychmiastowej migreny albo ogłuchnąć.
– Spróbuję ją znaleźć. Spytam czy będzie chciała z nami wracać. Następnym razem jak na ciebie wpadnę, wyciągnę cię na parkiet. – Uśmiechnęła się nieco złośliwie, choć w przypadku Saniego to raczej nie była groźba równa obietnicy poćwiartowania żywcem. Seiya pewnie w tym momencie obrałby sobie za cel unikanie jej do końca wieczoru, byleby tylko nie zostać upokorzonym takimi publicznymi wystąpieniami i to jeszcze z – fuj – siostrą. – Może kiedyś dostąpisz zaszczytu ujrzenia tego widoku. Ale raczej w znacznie bardziej kameralnym gronie.
Puściła mu oczko, odwracając się na pięcie w półpiruecie. Teraz miała misję odnalezienia współlokatorki, a nie wiedziała nawet, od jakiego miejsca zacząć.
@Yakushimaru Sanari
– Ech, było mi jednak iść na tę psychologię. Z was samych ściągnęłabym tyle hajsu, że ustawiłabym się na pół życia – podsumowała, krzyżując przez chwilę ręce na piersi. Tak naprawdę to chyba nigdy nie podjęłaby się terapii dla własnej rodzinki. Nawet nie wiedziała czy nie wychodziłoby to poza etykę zawodową, a i tak nikogo by do tego zmusić nie mogła, choćby i przeprowadzała im sesje za darmo. Całe szczęście nie musiała rozważać, jak ciężka byłaby to przeprawa, bo ostatecznie wybrała kierunek, który, jak sądziła, pozwoli jej się wepchnąć w jakieś ciepłe, rządowe stanowisko. Służby bezpieczeństwa chociażby. Albo kiedyś w przyszłości otworzy własną agencję ochroniarską, w której argument siły będzie przeważał nad siłą argumentu. Gadanie z obcymi to nie był jednak jej kawałek chleba.
– Odezwał się święty, co niczego nielegalnego nie zrobił – prychnęła mrużąc lekko oczy. Zaraz jednak uśmiechnęła się jak mała diablica, chcąc zachować sekret o pochodzeniu zawartości piersiówki dla siebie. Mieszkała w akademiku, więc mimo wszystko łatwo było się domyślić, skąd wywodził się alkohol. Od słowa do słowa dało się tam zdobyć wszystko, nawet w świetle prawa będąc jeszcze w nieodpowiednim na niektóre rzeczy wieku. Tu przysługa, tam przysługa i w końcu trafiało się po tej nitce do kłębka.
– Nawiedzę cię po śmierci specjalnie, żebyś mógł mnie przekopać. A teraz chlup w ten głupi dziób, też się nie zamierzam poniewierać do nieprzytomności. Mam jeszcze za dużo godności w sobie na bycie nietrzeźwą. – Nawet nie przepadała za alkoholem. W dotychczasowym życiu miała kilka okazji do spróbowania, głównie za namową rówieśników, którzy w ten czy inny sposób zdobyli coś wyskokowego. Nigdy jeszcze nie miała okazji się upić i póki co nawet nie zamierzała. Wolała zachowywać czujność zamiast oszałamiać się trucizną.
Musiała aż zatkać uszy, kiedy piszczenie oznajmiło, jak bardzo byli lamerscy. O wiele bardziej podobały jej się wszelkie odgłosy kapania czy jeszcze wcześniejsze napięcie przeżywane w lesie – od tego szło dostać natychmiastowej migreny albo ogłuchnąć.
– Spróbuję ją znaleźć. Spytam czy będzie chciała z nami wracać. Następnym razem jak na ciebie wpadnę, wyciągnę cię na parkiet. – Uśmiechnęła się nieco złośliwie, choć w przypadku Saniego to raczej nie była groźba równa obietnicy poćwiartowania żywcem. Seiya pewnie w tym momencie obrałby sobie za cel unikanie jej do końca wieczoru, byleby tylko nie zostać upokorzonym takimi publicznymi wystąpieniami i to jeszcze z – fuj – siostrą. – Może kiedyś dostąpisz zaszczytu ujrzenia tego widoku. Ale raczej w znacznie bardziej kameralnym gronie.
Puściła mu oczko, odwracając się na pięcie w półpiruecie. Teraz miała misję odnalezienia współlokatorki, a nie wiedziała nawet, od jakiego miejsca zacząć.
@Yakushimaru Sanari
| wątek zakończony
Merry Christmas!
Yakushimaru Sanari ubóstwia ten post.
maj 2038 roku