Kiryuu był zbyt egocentrycznym bucem, żeby choć przez moment zastanawiać się, czy chwilowa materializacja wśród żywych to efekt litości bogów czy raczej anomalii światów, na którą siły nadprzyrodzone nie miały wpływu. Niewiele go to obchodziło, póki mógł sobie poużywać jak jeszcze za czasów pełnoprawnego bycia człowiekiem. Jeden dzień i tak był jak kropla w morzu potrzeb, jednak darowanemu ciału w metrykę i przebieg się nie zagląda. Touya był przekonany, że czegokolwiek do północy dokona, tak ilość występków wyzeruje się z braku podejrzanego dnia następnego.
Nigdy nie miał większych planów na ten dzień, w każdym razie nie bardziej ambitnych niż tłuszcza pragnąca gościć się w rezydencji na przedmieściach. Ciężko było winić przeciętnych obywateli za chęć skorzystania z wszelkich dóbr za darmo, uwzględniając w to pokazanie się w towarzystwie, niekiedy całkiem pokaźnego szczebla. Jako tymczasowy bezdomny, bez grosza przy krnąbrnej duszy Kiryuu nie miał za wiele innych, nieco bardziej zionących godnością opcji niż otwarta, publiczna impreza. Yurei szczerze wątpił, że ktoś pamięta jeszcze jego facjatę świętej pamięci, ale odrobinę kamuflażu uznał za konieczną. W porównaniu do niekiedy wybitnie skomplikowanych charakteryzacji pofatygował się zaledwie o wilcze uszka i bluzę z futrzanym wykończeniem. Kilka kradzionych plastrów dobrze maskowało drobne siniaki i otarcia, bo w pierwszej kolejności yurei postanowił sobie przypomnieć jak to było czuć, wdając się w bójkę z jakimś chłystkiem po którym przejął wilczy uniform wątpliwej jakości.
Poza żarciem, za którym wcale aż tak bardzo nie tęsknił, jego uwagę zwróciły inne atrakcje. Pokoje w których rzekomo można było liczyć, iż to tym razem strach przeleci ciebie a nie odwrotnie były głównym celem dzisiejszej destynacji. Wielu myślało podobnie, tworząc kolejki do ponumerowanych pomieszczeń i jeszcze w trakcie oczekiwania umawiając się z nieznajomymi na wspólne przechodzenie zawału za zamkniętymi drzwiami. Kiryuu stojąc gdzieś za chichoczącym dziewczętami wypatrywał ofiary mrużąc przy tym oczy. Było mu wszystko jedno, czy ogłuchnie od cudzych krzyków, czy też może skończy z niedowładem ramienia od palców zaciskających się na nim przez telepiącą się ze strachu osobę towarzyszącą. W zasadzie mógł znieść wszystko pod warunkiem, że będzie to kobieta. Na okładanie się po pyskach z jakimś irytującym przychlastem będzie miał jeszcze trochę czasu nim nastanie świt.
Patrząc na ilość poharatanych i nie pierwszej świeżości przedstawicielek płci dziś wątpliwie pięknej, oczy yureia padły na obtłuczoną, porcelanową laleczkę, która mimo przebrania wydała mu się dziwnie znajoma. Poniekąd przyciągnięty tą myślą, przesunął się bliżej, ignorując oburzone spojrzenie kolejkowicza, który jeszcze chwilę temu był przed nim.
- Jak szukasz kłopotów, to właśnie znalazłaś - Nachylił się ponad ramieniem kobiety, posyłając jej nieco szyderczy, acz szeroki uśmiech, jeśli odważyła się spojrzeć na bezczelnego intruza. Następnie wyminął ją z rękoma nonszalancko wsadzonymi w kieszenie by przekroczyć próg jednego z pomieszczeń.
Ciche parsknięcie robiło mu za towarzysza, kiedy Kiryuu przeszło przez myśl, że oto ciągnie wilka do lasu. Wewnątrz było ponuro, mgła snuła się dookoła wywołując w yureiu nieprzyjemne skojarzenie z felernym Kakuryio. Potoczył wzrokiem po szarfach poruszających się na wietrze niewiadomego pochodzenia, nim jego spojrzenie zawisło na czymś drobnym w przestrzeni. Jakiś obiekt, stworzenie bądź inna anomalia w postaci błysków robiła za upiorną, zwiastującą kłopoty latarnię, do której Touya skierował się jak na pozbawioną instynktu zachowawczego ćmę, a raczej wilka, przystało. Przecież i tak nie umrze drugi raz, co nie?
Niepewny czy to tylko jego własne kroki, czy też ktoś zdecydował mu się jednak towarzyszyć w mrocznym gąszczu, zerknął tylko przez ramię, nie zwalniając kroku.
- Koledzy wzywają - Odezwał się z rozbawieniem, kiedy gdzieś w rzekomej oddali słychać było dość jednoznaczne wycie - Ale jak przyprowadzę jałówkę to raczej się nie obrażą - Niedbale machnął ręką, co najpewniej miało być ponaglającym gestem, nim sam zszedł ze ścieżki podążając za podejrzanym światełkiem. To jednak okazało się ordynarną, mało urokliwą błyskotką na którą splunęłaby nawet sroka.
- Rodzice nie nauczyli, że nie ładnie tak śmiecić w lesie? - Nieco rozczarowany yurei pstryknął palcami w ozdóbkę, wprowadzając ją w ruch wirowy.
Rzut 1/4 - wynik: 38 | porażka
@Ejiri Carei
Nigdy nie miał większych planów na ten dzień, w każdym razie nie bardziej ambitnych niż tłuszcza pragnąca gościć się w rezydencji na przedmieściach. Ciężko było winić przeciętnych obywateli za chęć skorzystania z wszelkich dóbr za darmo, uwzględniając w to pokazanie się w towarzystwie, niekiedy całkiem pokaźnego szczebla. Jako tymczasowy bezdomny, bez grosza przy krnąbrnej duszy Kiryuu nie miał za wiele innych, nieco bardziej zionących godnością opcji niż otwarta, publiczna impreza. Yurei szczerze wątpił, że ktoś pamięta jeszcze jego facjatę świętej pamięci, ale odrobinę kamuflażu uznał za konieczną. W porównaniu do niekiedy wybitnie skomplikowanych charakteryzacji pofatygował się zaledwie o wilcze uszka i bluzę z futrzanym wykończeniem. Kilka kradzionych plastrów dobrze maskowało drobne siniaki i otarcia, bo w pierwszej kolejności yurei postanowił sobie przypomnieć jak to było czuć, wdając się w bójkę z jakimś chłystkiem po którym przejął wilczy uniform wątpliwej jakości.
Poza żarciem, za którym wcale aż tak bardzo nie tęsknił, jego uwagę zwróciły inne atrakcje. Pokoje w których rzekomo można było liczyć, iż to tym razem strach przeleci ciebie a nie odwrotnie były głównym celem dzisiejszej destynacji. Wielu myślało podobnie, tworząc kolejki do ponumerowanych pomieszczeń i jeszcze w trakcie oczekiwania umawiając się z nieznajomymi na wspólne przechodzenie zawału za zamkniętymi drzwiami. Kiryuu stojąc gdzieś za chichoczącym dziewczętami wypatrywał ofiary mrużąc przy tym oczy. Było mu wszystko jedno, czy ogłuchnie od cudzych krzyków, czy też może skończy z niedowładem ramienia od palców zaciskających się na nim przez telepiącą się ze strachu osobę towarzyszącą. W zasadzie mógł znieść wszystko pod warunkiem, że będzie to kobieta. Na okładanie się po pyskach z jakimś irytującym przychlastem będzie miał jeszcze trochę czasu nim nastanie świt.
Patrząc na ilość poharatanych i nie pierwszej świeżości przedstawicielek płci dziś wątpliwie pięknej, oczy yureia padły na obtłuczoną, porcelanową laleczkę, która mimo przebrania wydała mu się dziwnie znajoma. Poniekąd przyciągnięty tą myślą, przesunął się bliżej, ignorując oburzone spojrzenie kolejkowicza, który jeszcze chwilę temu był przed nim.
- Jak szukasz kłopotów, to właśnie znalazłaś - Nachylił się ponad ramieniem kobiety, posyłając jej nieco szyderczy, acz szeroki uśmiech, jeśli odważyła się spojrzeć na bezczelnego intruza. Następnie wyminął ją z rękoma nonszalancko wsadzonymi w kieszenie by przekroczyć próg jednego z pomieszczeń.
Ciche parsknięcie robiło mu za towarzysza, kiedy Kiryuu przeszło przez myśl, że oto ciągnie wilka do lasu. Wewnątrz było ponuro, mgła snuła się dookoła wywołując w yureiu nieprzyjemne skojarzenie z felernym Kakuryio. Potoczył wzrokiem po szarfach poruszających się na wietrze niewiadomego pochodzenia, nim jego spojrzenie zawisło na czymś drobnym w przestrzeni. Jakiś obiekt, stworzenie bądź inna anomalia w postaci błysków robiła za upiorną, zwiastującą kłopoty latarnię, do której Touya skierował się jak na pozbawioną instynktu zachowawczego ćmę, a raczej wilka, przystało. Przecież i tak nie umrze drugi raz, co nie?
Niepewny czy to tylko jego własne kroki, czy też ktoś zdecydował mu się jednak towarzyszyć w mrocznym gąszczu, zerknął tylko przez ramię, nie zwalniając kroku.
- Koledzy wzywają - Odezwał się z rozbawieniem, kiedy gdzieś w rzekomej oddali słychać było dość jednoznaczne wycie - Ale jak przyprowadzę jałówkę to raczej się nie obrażą - Niedbale machnął ręką, co najpewniej miało być ponaglającym gestem, nim sam zszedł ze ścieżki podążając za podejrzanym światełkiem. To jednak okazało się ordynarną, mało urokliwą błyskotką na którą splunęłaby nawet sroka.
- Rodzice nie nauczyli, że nie ładnie tak śmiecić w lesie? - Nieco rozczarowany yurei pstryknął palcami w ozdóbkę, wprowadzając ją w ruch wirowy.
Rzut 1/4 - wynik: 38 | porażka
@Ejiri Carei
Ejiri Carei and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Potrzebowała na chwilę oddechu. Powietrza, które nie zagęszczał tłum, nie wzbierało ciepło, gdy komentarze stawały się zbyt natarczywe. W pokrętny sposób, odpowiedź stanowił Dom Strachów i jeden z pokojów, który dziś z różnych względów ominęła. Tematyka, niekoniecznie - w jakiejkolwiek postaci jej bliska. A mimo to miała świadomość, że gdy przekroczy próg wyznaczonej tajemnicy, nastanie cisza, którą znaczyć mógł tak naprawdę tylko, wezbrany wrażliwością niepokój. Ten, niesiony wspomnieniem. I pamięcią po kontrakcie, które odchorowywała przez ostatnie dwa miesiące. Wspomnienie, jak wiązane w myśli nici, od czasu do czasu wciąż szarpały boleśnie, ale faktem się stało- jej duch zginął. i Nie miała nawet pojęcia, co dokładnie mogło mu się stać.
Otrząsnęła myśli, jak mokre krople po deszczu, skupiając się bardziej na otoczeniu i kolejce, w której przystanęła. Niekoniecznie dobrze czuła się z faktem, że za nią stał chłopak, który zdecydowanie zbyt entuzjastycznie informował dopingujących kolegów obok, że zapewne będzie sparowany z nią. Starała się ignorować ściszone głosy i śmiech, niemal idealnie wpisując się w rolę nieruchomo stojącej, porcelanowej lalki, nie dając nawet krótkim zerknięciem znaku, że słyszała rozmowy. Zajęta za to - niby zaczarowana - obracanym w bladych dłoniach ołówkiem.
Szum za plecami, zgodnie z pierwotnym postanowieniem, zignorowała. Być może dlatego podskoczyła niemal, gdy na ramieniu poczuła obcy dotyk. Z napięciem ramienia, które uniosło się w impulsie, rzeczywiście obróciła się w stronę intruza, krzyżując wzrok w parę ...dziwnie znajomych ślepi. Ale to szeroki uśmiech pełen szyderstwa, zdawał się stać kotwicą w pamięci, która kazała jej utrzymać skupienie źrenic na oddalającej się postaci chłopaka.
Widziała go. Znała. Skądś. Gdzieś.
Nieskładne obrazy, jak szarpane wilczo zdobycze, przemykały przez myśli w upartej próbie nakierowania jej uwagi na... na co? Dłoń, do tej pory zaciskająca się na ostrzu ołówka, rozluźniła się, trącając kryty w kieszeni, nieduży szkicownik. Jakby to tam mogła znaleźć odpowiedź. I tam, miało pojawić się nagłe olśnienie. Ale nie nadeszło nic, a rzucone ku niej wyzwanie, wywołało tylko zdradziecko rozlewający się gorąc na skórze, odbijając wyraźniej, dokładnie na malowanych pęknięciach porcelanowej cery - Nie... - szukam - zamarło na wargach, gdy ktoś delikatnie pociągnął ją do przodu, a ona przekroczyła próg ciemności, która finalnie rozstąpiła się w ponurym półmroku i niepokojącej w swej ciszy - mglistej scenerii. Czy nie na to liczyła kilka chwil wcześniej?
Odetchnęła, czując jak chłód przenika silniej. Zupełnie tak, jakby naprawdę przekroczyła próg lasu. Pod stopami zachrzęściło coś, co przypominało ściółkę. Tylko czerwone szarfy, którymi kołysał - wiatr? zdawały się wyrywać innym skojarzeniem. Jak ścieżką, której znaczenia, nawet nie chciała przeczytać. Szczególnie, gdy obok miała obleczony w ciało, zlepek pytań, które wierciły się pod czaszką, jak szamoczący w klatce koliber - Widać koledzy wołają na stracenie, równe ich własnym... - odezwała się w końcu, mrużąc powieki w niepewności, czy może powinna całkowicie odpuścić interakcję i skupić się na...pobocznym zadaniu? Błysk, podobny temu, za którym podążył czarnowłosy, zdawał się przyciągać migotaniem. Wołaniem. Splotła dłonie mocniej na wciąż trzymanym ołówku, w przypomnieniu o materialności własnej istoty i silniejszej niż zakłopotanie emocji strachu - Stój, proszę. Wróć na ścieżkę. Chyba, że wolisz tu zostać sam - zawołała finalnie, podchodząc bliżej chłopaka i sięgając ramienia, ale go nie dotykając - widać łatwiej zwieść wilka niż taką jałówkę - odsunęła dłoń, wycofując na widoczną miedzy drzewami - drogę. Niekoniecznie podobała jej się wizja wędrówki przez las samobójców, ale wciąż - wolała ją pokonać w towarzystwie, w myślach prychając na błyskotkę i złudne światło, które sprowadzić mogły za dużo wrażeń. W samotności.
- Czy... my się znamy? - ze zdziwieniem usłyszała ton własnego głosu i rozchylone w zaskoczeniu wargi.
| Rzut 2/4- sukces
@Touya Kiryuu
Otrząsnęła myśli, jak mokre krople po deszczu, skupiając się bardziej na otoczeniu i kolejce, w której przystanęła. Niekoniecznie dobrze czuła się z faktem, że za nią stał chłopak, który zdecydowanie zbyt entuzjastycznie informował dopingujących kolegów obok, że zapewne będzie sparowany z nią. Starała się ignorować ściszone głosy i śmiech, niemal idealnie wpisując się w rolę nieruchomo stojącej, porcelanowej lalki, nie dając nawet krótkim zerknięciem znaku, że słyszała rozmowy. Zajęta za to - niby zaczarowana - obracanym w bladych dłoniach ołówkiem.
Szum za plecami, zgodnie z pierwotnym postanowieniem, zignorowała. Być może dlatego podskoczyła niemal, gdy na ramieniu poczuła obcy dotyk. Z napięciem ramienia, które uniosło się w impulsie, rzeczywiście obróciła się w stronę intruza, krzyżując wzrok w parę ...dziwnie znajomych ślepi. Ale to szeroki uśmiech pełen szyderstwa, zdawał się stać kotwicą w pamięci, która kazała jej utrzymać skupienie źrenic na oddalającej się postaci chłopaka.
Widziała go. Znała. Skądś. Gdzieś.
Nieskładne obrazy, jak szarpane wilczo zdobycze, przemykały przez myśli w upartej próbie nakierowania jej uwagi na... na co? Dłoń, do tej pory zaciskająca się na ostrzu ołówka, rozluźniła się, trącając kryty w kieszeni, nieduży szkicownik. Jakby to tam mogła znaleźć odpowiedź. I tam, miało pojawić się nagłe olśnienie. Ale nie nadeszło nic, a rzucone ku niej wyzwanie, wywołało tylko zdradziecko rozlewający się gorąc na skórze, odbijając wyraźniej, dokładnie na malowanych pęknięciach porcelanowej cery - Nie... - szukam - zamarło na wargach, gdy ktoś delikatnie pociągnął ją do przodu, a ona przekroczyła próg ciemności, która finalnie rozstąpiła się w ponurym półmroku i niepokojącej w swej ciszy - mglistej scenerii. Czy nie na to liczyła kilka chwil wcześniej?
Odetchnęła, czując jak chłód przenika silniej. Zupełnie tak, jakby naprawdę przekroczyła próg lasu. Pod stopami zachrzęściło coś, co przypominało ściółkę. Tylko czerwone szarfy, którymi kołysał - wiatr? zdawały się wyrywać innym skojarzeniem. Jak ścieżką, której znaczenia, nawet nie chciała przeczytać. Szczególnie, gdy obok miała obleczony w ciało, zlepek pytań, które wierciły się pod czaszką, jak szamoczący w klatce koliber - Widać koledzy wołają na stracenie, równe ich własnym... - odezwała się w końcu, mrużąc powieki w niepewności, czy może powinna całkowicie odpuścić interakcję i skupić się na...pobocznym zadaniu? Błysk, podobny temu, za którym podążył czarnowłosy, zdawał się przyciągać migotaniem. Wołaniem. Splotła dłonie mocniej na wciąż trzymanym ołówku, w przypomnieniu o materialności własnej istoty i silniejszej niż zakłopotanie emocji strachu - Stój, proszę. Wróć na ścieżkę. Chyba, że wolisz tu zostać sam - zawołała finalnie, podchodząc bliżej chłopaka i sięgając ramienia, ale go nie dotykając - widać łatwiej zwieść wilka niż taką jałówkę - odsunęła dłoń, wycofując na widoczną miedzy drzewami - drogę. Niekoniecznie podobała jej się wizja wędrówki przez las samobójców, ale wciąż - wolała ją pokonać w towarzystwie, w myślach prychając na błyskotkę i złudne światło, które sprowadzić mogły za dużo wrażeń. W samotności.
- Czy... my się znamy? - ze zdziwieniem usłyszała ton własnego głosu i rozchylone w zaskoczeniu wargi.
| Rzut 2/4- sukces
@Touya Kiryuu
Blood beneath the snow
Touya Kiryuu and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Wybory Kiryuu jak zwykle były impulsywne i nieprzemyślane. Od tak ustawił się w najkrótszej kolejce, nigdy nie skory do oczekiwania. Zwłaszcza grzecznie i przed roześmianymi, irytującymi pędrakami. Przyzwyczajony do braku ciała, w zasadzie zapomniał, że mogyłby się przepchnąć ignorując normy społeczne i po prostu wpaść do pokoju jak huragan.
Wtedy najpewniej nie wypatrzyłby porcelanowej laleczki, która nie przypadkowo wpadła mu w oko. Nie wiedzieć czy wiedziony instynktem czy przypadkiem, postanowił zaczepić kobietę, nie przykładając większej wagi do tego, czy zdecyduje się do niego dołączyć. Chętnych pod drzwiami nie brakowało, tak czy inaczej ktoś musiałby zająć drugie, jakże zaszczytne miejsce w tej przygodzie.
Wycofana i cicha nieznajoma nieco zbiła go z tropu, tym bardziej, że yurei liczył na nieco bardziej żywą reakcję na swoje zaczepki. Zadowoliłby się nawet obcesowością i sugestiami dotyczącymi jego braków w kulturze osobistej. Ewentualnym śmiechem na jego żarty wątpliwej jakości również.
Tymczasem kobieta milczała, powodując u niego większy niepokój niż cała inscenizacja. Balansując na granicy światów przez tyle czasu, najróżniejsze widoki zdołały mu patologicznie spowszednieć, to też docenił przez moment scenografię przygotowaną przez właścicieli rezydencji, większość swojej uwagi przenosząc jednak na laleczkę.
Ta wydawała się nie mniej zaintrygowana jego osobą, w ten dziwny, hipnotyczny sposób. Przyglądali się sobie z taką samą niepewnością, jakby każde z nich miało na sumieniu jakiś mroczny sekret. Touyi zajęło dłuższą chwilę by przypasować ten niecodzienny obrazek do posiadanych wspomnień. Bawił się jeszcze przez moment wirującym na sznurku świecidełkiem, kiedy ostatecznie ruszył śladem swojej towarzyszki.
Drgnął zaskoczony słysząc wreszcie wyraźnie jej głos, rzeczywiście całkiem znajomy, nie było to jednak realne spotkanie a jedynie mara nocna, którą co jakiś czas gnębił przyuważoną niegdyś rysowniczkę. Zawsze imponowało mu jak z bojowym nastawieniem niweczy jego scenariusze, walcząc o kontrolę nad snem jak tonący o tlen. I wtedy padło pytanie, niewątpliwie wskazujące na fakt, że i ona w jakiś pokrętny sposób pamięta swojego nocnego oprawcę. Nawet jeśli Kiryuu nigdy nie pokazał jej się w pełnej krasie, to najwyraźniej musiała coś zauważyć. W manierze, a raczej ich braku, tonie głosu. Krzywym, złośliwym uśmiechu. Wszystko jedno, nie mógł sobie odmówić odpowiedzi na tak dociekliwe pytanie.
- Wilki wychodzą na żer nocą... - Odezwał się pozornie nie nawiązując do tematu. Ściszył przy tym głos tak, że niemalże zrównał się z szeptami rozlegającymi się dookoła. Im dalej zagłębiali się w las, tym bardziej wszelkie odgłosy sugerowały, że mieli wokół siebie niezbyt żywe i pozytywnie nastawione towarzystwo. - ...grzeczne dziewczynki powinny wtedy smacznie spać, Carei. - Wyszczerzył się drapieżnie do rysowniczki, niemalże dumny z tej uknutej intrygi, nawet jeśli wynikała z czystego przypadku. Los jednak bywał złośliwy i za Kiryuu nie przepadał, co było wiadomo już od momentu kiedy utopił się w płytkim strumyku. Zbyt pochłonięty robieniem oszołamiającego wrażenia na towarzyszce, zupełnie nie zauważył osuwającego się przed nimi wisielca, równie realistycznego jak pozostałe dekoracje. Nawet jeśli nie waniał rozkładem, przez moment wyglądał jak pełnoprawne, obleśne zwłoki. Yurei odskoczył z głośnym przekleństwem na ustach, czując jak krew zaczyna żywiej krążyć w jego chwilowo zmaterializowanym ciele. Zbyt często widział różne wygłodniałe potwory, czające się na błąkanych umarłych, żeby poniekąd ryzykować i na własnej skórze sprawdzać czy to na pewno aby atrapa.
- Spieprzajmy stąd. - Rzucił na wydechu, chwytając fragment płaszcza Carei i ciągnąc ją za sobą, byle dalej od realistycznego wisielca. Koszmarnie, że dramatyczna atrakcja zafundowała mu natłok wspomnień związanych z błąkającymi się po Kakuryio bestiami.
Rzut 3/4 - (porażka)
@Ejiri Carei
Wtedy najpewniej nie wypatrzyłby porcelanowej laleczki, która nie przypadkowo wpadła mu w oko. Nie wiedzieć czy wiedziony instynktem czy przypadkiem, postanowił zaczepić kobietę, nie przykładając większej wagi do tego, czy zdecyduje się do niego dołączyć. Chętnych pod drzwiami nie brakowało, tak czy inaczej ktoś musiałby zająć drugie, jakże zaszczytne miejsce w tej przygodzie.
Wycofana i cicha nieznajoma nieco zbiła go z tropu, tym bardziej, że yurei liczył na nieco bardziej żywą reakcję na swoje zaczepki. Zadowoliłby się nawet obcesowością i sugestiami dotyczącymi jego braków w kulturze osobistej. Ewentualnym śmiechem na jego żarty wątpliwej jakości również.
Tymczasem kobieta milczała, powodując u niego większy niepokój niż cała inscenizacja. Balansując na granicy światów przez tyle czasu, najróżniejsze widoki zdołały mu patologicznie spowszednieć, to też docenił przez moment scenografię przygotowaną przez właścicieli rezydencji, większość swojej uwagi przenosząc jednak na laleczkę.
Ta wydawała się nie mniej zaintrygowana jego osobą, w ten dziwny, hipnotyczny sposób. Przyglądali się sobie z taką samą niepewnością, jakby każde z nich miało na sumieniu jakiś mroczny sekret. Touyi zajęło dłuższą chwilę by przypasować ten niecodzienny obrazek do posiadanych wspomnień. Bawił się jeszcze przez moment wirującym na sznurku świecidełkiem, kiedy ostatecznie ruszył śladem swojej towarzyszki.
Drgnął zaskoczony słysząc wreszcie wyraźnie jej głos, rzeczywiście całkiem znajomy, nie było to jednak realne spotkanie a jedynie mara nocna, którą co jakiś czas gnębił przyuważoną niegdyś rysowniczkę. Zawsze imponowało mu jak z bojowym nastawieniem niweczy jego scenariusze, walcząc o kontrolę nad snem jak tonący o tlen. I wtedy padło pytanie, niewątpliwie wskazujące na fakt, że i ona w jakiś pokrętny sposób pamięta swojego nocnego oprawcę. Nawet jeśli Kiryuu nigdy nie pokazał jej się w pełnej krasie, to najwyraźniej musiała coś zauważyć. W manierze, a raczej ich braku, tonie głosu. Krzywym, złośliwym uśmiechu. Wszystko jedno, nie mógł sobie odmówić odpowiedzi na tak dociekliwe pytanie.
- Wilki wychodzą na żer nocą... - Odezwał się pozornie nie nawiązując do tematu. Ściszył przy tym głos tak, że niemalże zrównał się z szeptami rozlegającymi się dookoła. Im dalej zagłębiali się w las, tym bardziej wszelkie odgłosy sugerowały, że mieli wokół siebie niezbyt żywe i pozytywnie nastawione towarzystwo. - ...grzeczne dziewczynki powinny wtedy smacznie spać, Carei. - Wyszczerzył się drapieżnie do rysowniczki, niemalże dumny z tej uknutej intrygi, nawet jeśli wynikała z czystego przypadku. Los jednak bywał złośliwy i za Kiryuu nie przepadał, co było wiadomo już od momentu kiedy utopił się w płytkim strumyku. Zbyt pochłonięty robieniem oszołamiającego wrażenia na towarzyszce, zupełnie nie zauważył osuwającego się przed nimi wisielca, równie realistycznego jak pozostałe dekoracje. Nawet jeśli nie waniał rozkładem, przez moment wyglądał jak pełnoprawne, obleśne zwłoki. Yurei odskoczył z głośnym przekleństwem na ustach, czując jak krew zaczyna żywiej krążyć w jego chwilowo zmaterializowanym ciele. Zbyt często widział różne wygłodniałe potwory, czające się na błąkanych umarłych, żeby poniekąd ryzykować i na własnej skórze sprawdzać czy to na pewno aby atrapa.
- Spieprzajmy stąd. - Rzucił na wydechu, chwytając fragment płaszcza Carei i ciągnąc ją za sobą, byle dalej od realistycznego wisielca. Koszmarnie, że dramatyczna atrakcja zafundowała mu natłok wspomnień związanych z błąkającymi się po Kakuryio bestiami.
Rzut 3/4 - (porażka)
@Ejiri Carei
Ejiri Carei and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Wolała nie zastanawiać się nad złośliwością losu, bo ten, zaskakująco często kpił sobie z jej planów i pomysłów. Coś, co miało stanowić dla niej rozrywkę wypłukaną z tłumu, stało się zagadką, która łaskotała myśli, bardziej drażniąc i skupiając uwagę ciemnych źrenic, na tych równie ciemnych, należących do chłopaka. Podejrzliwie, uporczywie, zapominając po drodze o konwenansach, które często powstrzymywały ją przed zabiegami, mogącymi określić ja mianem "bezpośredniej". To natchnienie, kiedy targało jej życiem, wypychało ją ze strefy komfortu. Dokładnie tak, by trafiając na ducha - przyuważona, czy nie - kreśliła spiesznie aparycję pewna, że trącała właśnie czyjąś uwagę. I tylko raz jeden zdarzyło jej się, by ta uwaga była złośliwie bardziej natarczywa. Ale wspomnienie - jak wspomnienie. Oblepione senną wizją i ciężarem powiek, rozmazywało się, częstując skrawkami, z których zapamiętywała przede wszystkim głos i wilcze wręcz warczenie w rozmaitych formach i konstrukcjach. Ale w snach - byłą bardziej sobą. I to, co płynnie roztrącała w sennej mgle, w rzeczywistości przybierało kształt problemu. A ten dziś - miał czarne jak noc włosy, wilcze przebranie i wzrok przepełniony łowczym głodem, takim, który - znowu - już spotkała. Nie tylko jeden raz. Chociaż tłoczony iskrą w tych samych oczach.
Im więcej rozpoznawała, tym bardziej - sceneria schodziła na dalszy plan. A może, nabierała wyrazistości rekwizytów. I malarskiego kunsztu. Kołyszące się na wietrze sylwetki, uczepione drzew, skrzypiące, gnały jej uwagę do źródeł - jakich materiałów użyto? Rozdzielała strach, co - jak echo, kołysało się na uboczu, rozpraszając i zapraszając do gry, którą niechętnie podejmowała, wciąż obdarzając większym zaangażowaniem wilczego towarzysza, który nawet zachowaniem przypominał jej stworzenie, jakiej atrybuty przybierał. I gdyby zastanowiła się dłużej, ktoś z zewnątrz mógłby nawet przypisać jej zainteresowanie - zwykłą kobiecą "ułomnością", gdy dostrzegło się przystojność i czystej arogancji. Naiwnością przecież, mogła podążać za tym jak wskazana jałówka. Ale w jej myśli brakowało fascynacji, wynikającej z instynktów. Była wena. Było uporczywie pragnienie zrozumienia. Rozkojarzenie wytrącało ją z równowagi.
Niemal wydęła czerwień ust, gdy na pytanie, otrzymała znowu wilcze nawiązanie. Chciała nawet zaśmiać się, wyrzucając z siebie nagromadzoną niezręczność. Ale imię, które odbiło się echem od wyjącego między wisielcami wiatru, zatrzymało ją w półkroku. Płaszcz zawirował wokół kostek - To Ty - mówiła bardziej do siebie, czy do chłopaka - nie miało znaczenia, bo złość wpompowała do krwi adrenalinę, którą wcześniej miał wezbrać strach. Zmrużyła oczy - To naprawdę Ty - powtórzyła, już wyraźniej, głośniej, dokładnie w stronę zdecydowanie wyższego od niej chłopaka. Echo wilczego biegu, jej decyzji i nieustannych testów, w jakie wrzucał ją tyle czasu, zdawało się splątać w jedną buzującą emocję - widać nie jestem tak grzeczna - fuknęła, bardziej na oślep w jakimś impulsie, kazał jej zwinąć drobną dłoń w pięść, ale dokładnie wtedy, pomiędzy nim zsunął się... trup. Carei odskoczyła, hamując wrzask we własnym ramieniu. Ale szarpnięcie, wywołało w niej odwrotny efekt, bo artystka niemal wbiła niewielki obcas w ziemię, by zatrzymać się w miejscu. Potknęła się, gubiąc but, ale finalnie pozostając na ścieżce - STÓJ! - krzyknęła - i nim zastanowiła się dwa razy, chwyciła w palce umazany ziemią but i cisnęła go gniewnie w plecy (nie)znajomego. Wystarczająco skutecznie by (miała nadzieję boleśnie), dźgnąć chłopaka. Przez moment siedziała właściwie obok... wisielca, dopiero czując napływające ciarki. odsunęła się gwałtownie, z obrzydzeniem, sięgając wzrokiem wyżej, dostrzegając i czerwone wstążki - Tam jest ścieżka - fuknęła, przestraszona własną reakcją i napływającym - zbyt blisko - szumem zbliżających się kroków - wolę towarzystwo wilków, niż... - umarłych - pomyślała, zbierając się do pionu - i wolałabym mówić ci po imieniu. Chyba, że wolisz, że jakieś ci nadam - skoro już przeszedł na Ty.
| Rzut - sukces koniec fabuły z pokoju czwartego
@Touya Kiryuu
Im więcej rozpoznawała, tym bardziej - sceneria schodziła na dalszy plan. A może, nabierała wyrazistości rekwizytów. I malarskiego kunsztu. Kołyszące się na wietrze sylwetki, uczepione drzew, skrzypiące, gnały jej uwagę do źródeł - jakich materiałów użyto? Rozdzielała strach, co - jak echo, kołysało się na uboczu, rozpraszając i zapraszając do gry, którą niechętnie podejmowała, wciąż obdarzając większym zaangażowaniem wilczego towarzysza, który nawet zachowaniem przypominał jej stworzenie, jakiej atrybuty przybierał. I gdyby zastanowiła się dłużej, ktoś z zewnątrz mógłby nawet przypisać jej zainteresowanie - zwykłą kobiecą "ułomnością", gdy dostrzegło się przystojność i czystej arogancji. Naiwnością przecież, mogła podążać za tym jak wskazana jałówka. Ale w jej myśli brakowało fascynacji, wynikającej z instynktów. Była wena. Było uporczywie pragnienie zrozumienia. Rozkojarzenie wytrącało ją z równowagi.
Niemal wydęła czerwień ust, gdy na pytanie, otrzymała znowu wilcze nawiązanie. Chciała nawet zaśmiać się, wyrzucając z siebie nagromadzoną niezręczność. Ale imię, które odbiło się echem od wyjącego między wisielcami wiatru, zatrzymało ją w półkroku. Płaszcz zawirował wokół kostek - To Ty - mówiła bardziej do siebie, czy do chłopaka - nie miało znaczenia, bo złość wpompowała do krwi adrenalinę, którą wcześniej miał wezbrać strach. Zmrużyła oczy - To naprawdę Ty - powtórzyła, już wyraźniej, głośniej, dokładnie w stronę zdecydowanie wyższego od niej chłopaka. Echo wilczego biegu, jej decyzji i nieustannych testów, w jakie wrzucał ją tyle czasu, zdawało się splątać w jedną buzującą emocję - widać nie jestem tak grzeczna - fuknęła, bardziej na oślep w jakimś impulsie, kazał jej zwinąć drobną dłoń w pięść, ale dokładnie wtedy, pomiędzy nim zsunął się... trup. Carei odskoczyła, hamując wrzask we własnym ramieniu. Ale szarpnięcie, wywołało w niej odwrotny efekt, bo artystka niemal wbiła niewielki obcas w ziemię, by zatrzymać się w miejscu. Potknęła się, gubiąc but, ale finalnie pozostając na ścieżce - STÓJ! - krzyknęła - i nim zastanowiła się dwa razy, chwyciła w palce umazany ziemią but i cisnęła go gniewnie w plecy (nie)znajomego. Wystarczająco skutecznie by (miała nadzieję boleśnie), dźgnąć chłopaka. Przez moment siedziała właściwie obok... wisielca, dopiero czując napływające ciarki. odsunęła się gwałtownie, z obrzydzeniem, sięgając wzrokiem wyżej, dostrzegając i czerwone wstążki - Tam jest ścieżka - fuknęła, przestraszona własną reakcją i napływającym - zbyt blisko - szumem zbliżających się kroków - wolę towarzystwo wilków, niż... - umarłych - pomyślała, zbierając się do pionu - i wolałabym mówić ci po imieniu. Chyba, że wolisz, że jakieś ci nadam - skoro już przeszedł na Ty.
| Rzut - sukces koniec fabuły z pokoju czwartego
@Touya Kiryuu
Blood beneath the snow
Touya Kiryuu and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Niewiele było rozrywek w życiu pośmiertnym, a przynajmniej takich, które zainteresowałyby yureia na dłużej niż pojedyncze mrugnięcie. Klasyczne snucie się za ludźmi, licząc, że któryś przyuważy, bądź usłyszy natrętnego umarlaka było nikłą nadzieją, jeszcze mniejsze było prawdopodobieństwo, że żywy wystraszy się na tyle, żeby wpaść pod auto albo przynajmniej rower. Pojedynczy, urwany krzyk zaskoczenia zaczął go już nużyć rok po śmierci a najpewniej miał przed sobą jeszcze pół wieczności.
Sny powoli również zaczęły być rozczarowujące. Śniący albo przewidywalnie wchodzili w rolę ofiary, w żałosny sposób próbując się wybudzić, ewentualnie okazywali się rokującymi psychopatami, nie dając po sobie poznać, że coś z repertuaru Touyi zrobiło na nich większe wrażenie. A pomiędzy tą bandą przewidywalnych degeneratów była też bardziej świadoma i zawzięta rysowniczka, która z premedytacją bruździła mu w scenariuszu, węsząc tam gdzie nie powinna.
A teraz znowu to robiła.
Z początku Kiryuu nie połączył tej dociekliwości z dziewczęciem nawiedzanym od czasu do czasu w sennych wizjach, ot bezmyślnie uznał, że jego obcesowość mierziła przymusową towarzyszkę niedoli. Być może nie przywykła do grubiaństwa ze strony mężczyzn, ewentualnie kryła się z lękiem przed kundlami. Cokolwiek podkarmiało jej nieufność, równie szczodrze częstowało też ciekawość, bo laleczka nadal dotrzymywała mu towarzystwa. Jej prośba niejako zdradzająca nadmierne pokłady empatii nieco go rozbawiła. Na tyle, by głupie żarty uwzględniające ucieczkę w las porzucić być może na później.
Ciężko było odmówić scenerii grozy, wprost idealnej by swoją ofiarę nocnych koszmarów uświadomić też w spotkaniu na jawie. Kiryuu nie zdążył się ponapawać tą chwilą, tak hojnie podsuniętą mu przez los, by zaraz podłożyć mu także i nogę, czy może raczej wisielca, na którym Touya się malowniczo wyłoży. Nie zdążył zarejestrować tej spontanicznej furii, która ogarnęła rysowniczkę moment przed katastrofą, niwecząc szansę na otrzeźwiający cios w twarz a przynajmniej w klatkę piersiową. Po tak długim snuciu się w niebycie, nawet fizyczny akt przemocy jawił się jako specyficzna przyjemność.
Yurei wytrącony z równowagi, zarówno niespodziewanym, fałszywym trupem na ścieżce, jak i serią wypadków które nastąpiły po nim, zamarł w pół kroku, kiedy coś pacnęło w jego plecy z całkiem pokaźnym impetem. Z marsową miną Touya obrócił się przez ramię, podziwiając błotną monotypię z podeszwy buta. Wciąż pobudzony widokiem wisielca, skonsternowany przeniósł wzrok na gramolącą się z ziemi kobietę.
- I właśnie dlatego jednego próbowałaś znokautować? - Kolejne słowa Carei przywróciły go nieco do rzeczywistości. Usta ponownie wygięły się w kpiącym uśmieszku, kiedy chłopak schował ręce do kieszeni idąc nieśpiesznie we wskazanym kierunku. Cały czas przyglądał się bacznie swojej towarzyszce, która najwyraźniej walczyła z całym korowodem sprzecznych emocji, próbujących ujść na światło dzienne wbrew jej woli. Kiryuu poczekał aż zrówna z nim krok, zastanawiając się nad kolejną odpowiedzią. Ważył ciężar tej tajemnicy, swojej tożsamości, póki co bezpiecznej jako napis na przeciętnym nagrobku. Nie dało się ukryć, że najpewniej uprzykrzył Carei nie tyle życie, co marzenia senne i niewątpliwie kobieta chętnie pozbyłaby się tak natarczywego intruza, cyklicznie utrudniającego jej nocny spoczynek.
Z drugiej strony jego spoczynek, tyle, że wieczny był już na tyle nużący, że Touya gotowy był zaryzykować widmo swojej egzystencji byleby przerwać ten wieczysty marazm.
- Nadać imię? Mi? - Parsknął wreszcie, nieco nachylając się w kierunku rysowniczki, tak, żeby ich oczy znalazły się na tej samej wysokości. - Zamierzasz mnie adoptować jak bezpańskiego kundla, Carei? - Rzucił prowokująco, niejako wciąż licząc, że kobieta w afekcie wymierzy mu policzek.
@Ejiri Carei
Sny powoli również zaczęły być rozczarowujące. Śniący albo przewidywalnie wchodzili w rolę ofiary, w żałosny sposób próbując się wybudzić, ewentualnie okazywali się rokującymi psychopatami, nie dając po sobie poznać, że coś z repertuaru Touyi zrobiło na nich większe wrażenie. A pomiędzy tą bandą przewidywalnych degeneratów była też bardziej świadoma i zawzięta rysowniczka, która z premedytacją bruździła mu w scenariuszu, węsząc tam gdzie nie powinna.
A teraz znowu to robiła.
Z początku Kiryuu nie połączył tej dociekliwości z dziewczęciem nawiedzanym od czasu do czasu w sennych wizjach, ot bezmyślnie uznał, że jego obcesowość mierziła przymusową towarzyszkę niedoli. Być może nie przywykła do grubiaństwa ze strony mężczyzn, ewentualnie kryła się z lękiem przed kundlami. Cokolwiek podkarmiało jej nieufność, równie szczodrze częstowało też ciekawość, bo laleczka nadal dotrzymywała mu towarzystwa. Jej prośba niejako zdradzająca nadmierne pokłady empatii nieco go rozbawiła. Na tyle, by głupie żarty uwzględniające ucieczkę w las porzucić być może na później.
Ciężko było odmówić scenerii grozy, wprost idealnej by swoją ofiarę nocnych koszmarów uświadomić też w spotkaniu na jawie. Kiryuu nie zdążył się ponapawać tą chwilą, tak hojnie podsuniętą mu przez los, by zaraz podłożyć mu także i nogę, czy może raczej wisielca, na którym Touya się malowniczo wyłoży. Nie zdążył zarejestrować tej spontanicznej furii, która ogarnęła rysowniczkę moment przed katastrofą, niwecząc szansę na otrzeźwiający cios w twarz a przynajmniej w klatkę piersiową. Po tak długim snuciu się w niebycie, nawet fizyczny akt przemocy jawił się jako specyficzna przyjemność.
Yurei wytrącony z równowagi, zarówno niespodziewanym, fałszywym trupem na ścieżce, jak i serią wypadków które nastąpiły po nim, zamarł w pół kroku, kiedy coś pacnęło w jego plecy z całkiem pokaźnym impetem. Z marsową miną Touya obrócił się przez ramię, podziwiając błotną monotypię z podeszwy buta. Wciąż pobudzony widokiem wisielca, skonsternowany przeniósł wzrok na gramolącą się z ziemi kobietę.
- I właśnie dlatego jednego próbowałaś znokautować? - Kolejne słowa Carei przywróciły go nieco do rzeczywistości. Usta ponownie wygięły się w kpiącym uśmieszku, kiedy chłopak schował ręce do kieszeni idąc nieśpiesznie we wskazanym kierunku. Cały czas przyglądał się bacznie swojej towarzyszce, która najwyraźniej walczyła z całym korowodem sprzecznych emocji, próbujących ujść na światło dzienne wbrew jej woli. Kiryuu poczekał aż zrówna z nim krok, zastanawiając się nad kolejną odpowiedzią. Ważył ciężar tej tajemnicy, swojej tożsamości, póki co bezpiecznej jako napis na przeciętnym nagrobku. Nie dało się ukryć, że najpewniej uprzykrzył Carei nie tyle życie, co marzenia senne i niewątpliwie kobieta chętnie pozbyłaby się tak natarczywego intruza, cyklicznie utrudniającego jej nocny spoczynek.
Z drugiej strony jego spoczynek, tyle, że wieczny był już na tyle nużący, że Touya gotowy był zaryzykować widmo swojej egzystencji byleby przerwać ten wieczysty marazm.
- Nadać imię? Mi? - Parsknął wreszcie, nieco nachylając się w kierunku rysowniczki, tak, żeby ich oczy znalazły się na tej samej wysokości. - Zamierzasz mnie adoptować jak bezpańskiego kundla, Carei? - Rzucił prowokująco, niejako wciąż licząc, że kobieta w afekcie wymierzy mu policzek.
@Ejiri Carei
Ejiri Carei and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Wymykała się własnym przewidywaniom, od nowa stawiając kroki bezpośredniej konfrontacji. Od nowa też rozpoznawała linie, które kreśliła gdzieś w jednym ze szkicowników, pozostawiając w końcu wyraźną czerń włosów i kpinę, co kołysała wargi w nieustannej pogardzie. Pamiętała w końcu, że to ten uśmiech, chociaż wydawałoby się nie kierowany - wtedy na rysunku - do niej, rozciągał się na całe jestestwo yureia. I sile podobnej skwierczanego pod skórą tsunami, popychał do działania. Być może - powinna była od samego początku wycofać się, zamknąć pod powiekami wiercące się wspomnienie, tym samy pozbawić głodnego atencji ducha - samego. Albo - siebie niebezpiecznego zainteresowania tajemnicy, z której rozwikłaniem, tańczyła nocami.
Złośliwie czy nie, skutecznie wciągał ją za każdym razem w toczoną rozgrywkę scenariuszy, wpychając na ścieżki, którymi - chadzać jednak nie chciała. Wyobraźni mu nie brakowało, od nowa obracając ją w piruecie, niby groteskowym tańcu koszmarów, na których niciach grywała własne melodie i plotła własne historie. W żywym zetknięciu, wydawało się Carei, że znać się mogą lepiej, na poziomie, o którym łatwo nie było o komunikację. Ta zahaczała o przecież o głębię umysłów, różną od toczonych konwenansów. A przynajmniej, to artystka upatrywała ich, błąkając się po wisielczej ścieżce, z upartą manierą wracając wilczą dzikość chłopaka na ścieżkę czerwonych wstążek. I dziwnym trafem ku sobie, wciąż walcząc z szeleszczącym z tyłu głowy, wrzaskliwym alarmie o czającym się niebezpieczeństwie, wcale niezwiązanym ze scenerią ponurego lasu.
Powinna była być nieufna. Artystyczna ciekawość, wiodła na zdradliwe pokuszenie.
Gniew, który tlił się ledwie w koniuszku warg, żarzył się jaśniej i sięgał językami ognia głębiej, rozbudzając adrenalinę we krwi do nagłej żywotności. Pełzł i do frustracji szarpiących się emocji, by w końcu dać im upust ciśniętym gniewnie butem. Odbity od męskich pleców, prawdopodobnie nie robiąc większej różnicy - nikomu - Może wierzyłam w jakiś aport - fuknęła, niezgodnie z drżącym głosem, gdy podnosiła się do pionu, stawiając bosą stopę, na nierównej ziemi. Realność kłującej skórę ściółki, poczuła, ale zignorowała, ściągając i drugi but, jakby kopnięcie miało jej pomóc wyrównać krok. Odnalazła ciśniętą zgubę, zatrzymując parę obuwia w jednym ręku, by z westchnieniem szukających ujścia emocji, znaleźć się obok draniowatego towarzysza.
- Jakoś się do ciebie zarwać będę. A skoro nie chcesz mi w tym pomóc, zdana będę na własną kreatywność... - urwała, dopiero gdy oddech wypowiadanych słów, owiał policzek, a dwa świdrujące brązy źrenic, zetknęły się z jej własnymi. owiał ją nowy zapach. Nie tak obcy, jakby przypuszczała. Gwałtownie wciągnięte powietrze, równało się nagłemu gorącu, jakie wlało na jej język suchość, a policzki zapiekły szkarłatem, szczęśliwie w większości, zapewne ukrytym pod bladością makijażu i malowanych ręcznie pęknięć. Wolna dłoń, z intuicyjną werwą uniosła się niemal na oślep, lądując gdzieś przy męskiej szczęce tylko po to, by odepchnąć od siebie, przy jednoczesnym odwróceniu własnej głowy. Dwa kroki w tył potem, uniosła - na swoje nieszczęście - wzrok ponownie, odsłaniając przy ruchu gardło, jakby oferowała własne wyzwanie - Być może mam słabość do przybłęd - albo drani - ale niewdzięczną, kpiącą z niej myśl pozostawiła bezpiecznie na końcu języka. Daleko poza zasięgiem czujnie bezczelnych ślepi chłopaka.
- I będę nadawała ci nowe imiona, jak tylko się pojawisz w pobliżu - zakończyła bardziej miękko, chociaż ciche, prawie kocie prychnięcie dziewczęcego głosu, umknęło z czerwieniejących warg, na których wciąż błąkało się hamowane zawstydzenie. Pochyliła się, by w końcu podciągnąć nieco granicę długiej spódnicy i naciągnąć na stopy ubłocone botki.
@Touya Kiryuu
Złośliwie czy nie, skutecznie wciągał ją za każdym razem w toczoną rozgrywkę scenariuszy, wpychając na ścieżki, którymi - chadzać jednak nie chciała. Wyobraźni mu nie brakowało, od nowa obracając ją w piruecie, niby groteskowym tańcu koszmarów, na których niciach grywała własne melodie i plotła własne historie. W żywym zetknięciu, wydawało się Carei, że znać się mogą lepiej, na poziomie, o którym łatwo nie było o komunikację. Ta zahaczała o przecież o głębię umysłów, różną od toczonych konwenansów. A przynajmniej, to artystka upatrywała ich, błąkając się po wisielczej ścieżce, z upartą manierą wracając wilczą dzikość chłopaka na ścieżkę czerwonych wstążek. I dziwnym trafem ku sobie, wciąż walcząc z szeleszczącym z tyłu głowy, wrzaskliwym alarmie o czającym się niebezpieczeństwie, wcale niezwiązanym ze scenerią ponurego lasu.
Powinna była być nieufna. Artystyczna ciekawość, wiodła na zdradliwe pokuszenie.
Gniew, który tlił się ledwie w koniuszku warg, żarzył się jaśniej i sięgał językami ognia głębiej, rozbudzając adrenalinę we krwi do nagłej żywotności. Pełzł i do frustracji szarpiących się emocji, by w końcu dać im upust ciśniętym gniewnie butem. Odbity od męskich pleców, prawdopodobnie nie robiąc większej różnicy - nikomu - Może wierzyłam w jakiś aport - fuknęła, niezgodnie z drżącym głosem, gdy podnosiła się do pionu, stawiając bosą stopę, na nierównej ziemi. Realność kłującej skórę ściółki, poczuła, ale zignorowała, ściągając i drugi but, jakby kopnięcie miało jej pomóc wyrównać krok. Odnalazła ciśniętą zgubę, zatrzymując parę obuwia w jednym ręku, by z westchnieniem szukających ujścia emocji, znaleźć się obok draniowatego towarzysza.
- Jakoś się do ciebie zarwać będę. A skoro nie chcesz mi w tym pomóc, zdana będę na własną kreatywność... - urwała, dopiero gdy oddech wypowiadanych słów, owiał policzek, a dwa świdrujące brązy źrenic, zetknęły się z jej własnymi. owiał ją nowy zapach. Nie tak obcy, jakby przypuszczała. Gwałtownie wciągnięte powietrze, równało się nagłemu gorącu, jakie wlało na jej język suchość, a policzki zapiekły szkarłatem, szczęśliwie w większości, zapewne ukrytym pod bladością makijażu i malowanych ręcznie pęknięć. Wolna dłoń, z intuicyjną werwą uniosła się niemal na oślep, lądując gdzieś przy męskiej szczęce tylko po to, by odepchnąć od siebie, przy jednoczesnym odwróceniu własnej głowy. Dwa kroki w tył potem, uniosła - na swoje nieszczęście - wzrok ponownie, odsłaniając przy ruchu gardło, jakby oferowała własne wyzwanie - Być może mam słabość do przybłęd - albo drani - ale niewdzięczną, kpiącą z niej myśl pozostawiła bezpiecznie na końcu języka. Daleko poza zasięgiem czujnie bezczelnych ślepi chłopaka.
- I będę nadawała ci nowe imiona, jak tylko się pojawisz w pobliżu - zakończyła bardziej miękko, chociaż ciche, prawie kocie prychnięcie dziewczęcego głosu, umknęło z czerwieniejących warg, na których wciąż błąkało się hamowane zawstydzenie. Pochyliła się, by w końcu podciągnąć nieco granicę długiej spódnicy i naciągnąć na stopy ubłocone botki.
@Touya Kiryuu
Blood beneath the snow
Touya Kiryuu and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Rola zbłąkanej duszy, której nie brał pod uwagę nawet w najbardziej abstrakcyjnych scenariuszach stanowczo nie była Touyi na rękę. Mierził go i dźgał w jestestwo brak sprawczości pod postacią zjawy, nawet jeśli w zamian dano mu panowanie nad cudzymi marzeniami, czy też raczej koszmarami sennymi. Brak ograniczeń co do mąk jakie był zdolny zadawać śniącym był jednak ledwie żałosnym substytutem realnych, namacalnych emocji, które Kiryuu lubił wzbudzać za życia. Zwłaszcza takich, jakie zwykle spychało się w odmęty świadomości, niejako wstydząc się ich, czy wręcz lękając bo nie były społecznie akceptowalne. Pod tym względem był jak wampir energetyczny, czyniąc sobie ucztę z czyjejś niepoczytalności, czy bezsilności zmieszanej niejednokrotnie z przerażeniem. Nawet jeśli ostatni taki wybryk przypłacił życiem, nadal z utęsknieniem wspominał bycie iskrą zapalną cudzych upadków.
To jak rysowniczka starała się stawić czoła utrapieniom jakie na nią zsyłał nocną porą było niejaką rozrywką, którą nieświadomie mu serwowała, tym samym gwarantując sobie niechciane powroty sennego intruza. W przeciwieństwie do yureia, Carei musiała się teraz bawić niejako gorzej, o czym świadczyło jej narastające rozdrażnienie, emanujące z całej drobnej sylwetki niemalże od momentu kiedy zamknięto ich w tym sfabrykowanym lesie. Chłopak wręcz pożerał towarzyszkę wzrokiem, nie chcąc przeoczyć choćby jednego nerwowego tiku czy prychnięcia, które nie były jak wisienka na torcie a raczej wieniec laurowy godny zwycięzcy. Mimo, że zupełnie nie planował tego spotkania, zachowywał się z taką swobodą i bezczelnością jakby stalkowanie Carei było czymś co czynił z premedytacją.
Kobieta była jednak nie mniej odważna niż we śnie, nadal dotrzymując mu kroku po tylu gorzkich słowach i rzucie butem, jakby wbrew wszystkiemu była pewna, że nic jej ze strony wilka nie grozi. Może i okazywała mu wręcz teatralną niechęć, ale mimo to podtrzymywała konwersację najwyraźniej nie zamierzając go stracić z oczu. Kiryuu szczerze wątpił, że atrapy wisielców przemawiały za potrzebą pozostawania w zasięgu jego wzroku i głosu i nie mógł sobie odmówić małej przyjemności, jaką stanowiło wyprowadzenie z równowagi tej kruchej istoty.
- Zapomniałaś wydać odpowiednią komendę - Zauważył beznamiętnie, zerkając na nią z ukosa a jeden z kącików ust drgnął w powstrzymanym uśmiechu. Odtrącenie przyjął z nietypową dla siebie obojętnością, niejako zdziwiony tym jak delikatnie się z nim obeszła. Większość przedstawicielek płci pięknej nie zawahałaby się zrumienić mu policzka sprawnie wymierzonym ciosem. Na moment Touya potoczył wzrokiem po scenografii, bacząc na ewentualne atrakcje, które mogłyby chcieć zastąpić im drogę. Akurat w tej kwestii nie zamierzał dać się więcej zaskoczyć.
- Zakładam, że "Skarbie" nie przejdzie ci przez usta, więc tak, masz rację, zdam się na ciebie - Przytaknął na jej słowa a w poważny ton głosu wdarła się nuta rozbawienia, która błysnęła także w ciemnych tęczówkach. Mimo, że ręce nadal trzymał w kieszeniach, chłopak odnosił wrażenie, że nieumyślnie poszturchuje Carei swoim zmaterializowanym jestestwem i zarazem zmusza do reakcji, jakich normalnie by się nie podjęła. Nawet jeśli charakteryzacja była niczym zbroja tłamsząca odruchy ciała, niepewność emanującą od rysowniczki dało się wyczuć choćby w drżącym głosie, który zdawał się opuszczać jej krtań samowolnie, wbrew woli właścicielki. Ciekawość pchała ją do działania, nie bacząc na własne bezpieczeństwo a tym bardziej zdrowy rozsądek. Póki co wilkowi wystarczył sam fakt, że miał ją na wyciągnięcie ręki, już samo to mile łechtało jego ego, nie odczuwał potrzeby fizycznego naruszenia jej przestrzeni osobistej w bardziej znacznym stopniu, niż dotychczas. Przynajmniej na razie...
- Och, to wiele w takim razie tłumaczy - Tym razem się już zaśmiał, szczerze i całkiem głośno, nie dbając o ewentualnych intruzów mogących zaatakować zza inscenizacji lasu.
- Raczej nie będziesz miała wielu okazji, nie bywam tu często... - Śmiech zamarł mu na ustach, yurei na moment spoważniał, w myślach odliczając ile mu jeszcze pozostało uciechy na życiowym padole. Limit godzin kurczył się przerażająco wraz z nastaniem wieczoru, co nieco godziło w jego jeszcze chwilę temu szampański humor.
- Ale skoro tu jeszcze jesteśmy, Carei... - Kiryuu zwolnił kroku, zmrużonymi oczyma oglądając pozostałą linię roślinności, zdającą się prowadzić gdzieś w głąb. Nawet nie próbował sobie wyobrażać jakim cudem ktoś dysponował tak wielkim pokojem. Fakt, że rysowniczka chwilowo poświęcała mu nieco mniej uwagi niż dotychczas pchnął go do działania. Jak zwykle impulsywnego, bez przewidywania ewentualnych konsekwencji. Jeden sztuczny trup to za mało, żeby przywrócić mu żwawe krążenie i napływ upragnionej adrenaliny. Być może sprawi to zagniewana kobieta. - ...to zabawmy się, jak zwykle. Ty szukasz. - Dokończył z szerokim uśmiechem, zamaszystym gestem zarzucając jej kaptur na głowę. Jakkolwiek była szybka, chłopak musiał być zwinniejszy, żeby zniknąć jej z oczu między kłębami fałszywej flory.
@Ejiri Carei
To jak rysowniczka starała się stawić czoła utrapieniom jakie na nią zsyłał nocną porą było niejaką rozrywką, którą nieświadomie mu serwowała, tym samym gwarantując sobie niechciane powroty sennego intruza. W przeciwieństwie do yureia, Carei musiała się teraz bawić niejako gorzej, o czym świadczyło jej narastające rozdrażnienie, emanujące z całej drobnej sylwetki niemalże od momentu kiedy zamknięto ich w tym sfabrykowanym lesie. Chłopak wręcz pożerał towarzyszkę wzrokiem, nie chcąc przeoczyć choćby jednego nerwowego tiku czy prychnięcia, które nie były jak wisienka na torcie a raczej wieniec laurowy godny zwycięzcy. Mimo, że zupełnie nie planował tego spotkania, zachowywał się z taką swobodą i bezczelnością jakby stalkowanie Carei było czymś co czynił z premedytacją.
Kobieta była jednak nie mniej odważna niż we śnie, nadal dotrzymując mu kroku po tylu gorzkich słowach i rzucie butem, jakby wbrew wszystkiemu była pewna, że nic jej ze strony wilka nie grozi. Może i okazywała mu wręcz teatralną niechęć, ale mimo to podtrzymywała konwersację najwyraźniej nie zamierzając go stracić z oczu. Kiryuu szczerze wątpił, że atrapy wisielców przemawiały za potrzebą pozostawania w zasięgu jego wzroku i głosu i nie mógł sobie odmówić małej przyjemności, jaką stanowiło wyprowadzenie z równowagi tej kruchej istoty.
- Zapomniałaś wydać odpowiednią komendę - Zauważył beznamiętnie, zerkając na nią z ukosa a jeden z kącików ust drgnął w powstrzymanym uśmiechu. Odtrącenie przyjął z nietypową dla siebie obojętnością, niejako zdziwiony tym jak delikatnie się z nim obeszła. Większość przedstawicielek płci pięknej nie zawahałaby się zrumienić mu policzka sprawnie wymierzonym ciosem. Na moment Touya potoczył wzrokiem po scenografii, bacząc na ewentualne atrakcje, które mogłyby chcieć zastąpić im drogę. Akurat w tej kwestii nie zamierzał dać się więcej zaskoczyć.
- Zakładam, że "Skarbie" nie przejdzie ci przez usta, więc tak, masz rację, zdam się na ciebie - Przytaknął na jej słowa a w poważny ton głosu wdarła się nuta rozbawienia, która błysnęła także w ciemnych tęczówkach. Mimo, że ręce nadal trzymał w kieszeniach, chłopak odnosił wrażenie, że nieumyślnie poszturchuje Carei swoim zmaterializowanym jestestwem i zarazem zmusza do reakcji, jakich normalnie by się nie podjęła. Nawet jeśli charakteryzacja była niczym zbroja tłamsząca odruchy ciała, niepewność emanującą od rysowniczki dało się wyczuć choćby w drżącym głosie, który zdawał się opuszczać jej krtań samowolnie, wbrew woli właścicielki. Ciekawość pchała ją do działania, nie bacząc na własne bezpieczeństwo a tym bardziej zdrowy rozsądek. Póki co wilkowi wystarczył sam fakt, że miał ją na wyciągnięcie ręki, już samo to mile łechtało jego ego, nie odczuwał potrzeby fizycznego naruszenia jej przestrzeni osobistej w bardziej znacznym stopniu, niż dotychczas. Przynajmniej na razie...
- Och, to wiele w takim razie tłumaczy - Tym razem się już zaśmiał, szczerze i całkiem głośno, nie dbając o ewentualnych intruzów mogących zaatakować zza inscenizacji lasu.
- Raczej nie będziesz miała wielu okazji, nie bywam tu często... - Śmiech zamarł mu na ustach, yurei na moment spoważniał, w myślach odliczając ile mu jeszcze pozostało uciechy na życiowym padole. Limit godzin kurczył się przerażająco wraz z nastaniem wieczoru, co nieco godziło w jego jeszcze chwilę temu szampański humor.
- Ale skoro tu jeszcze jesteśmy, Carei... - Kiryuu zwolnił kroku, zmrużonymi oczyma oglądając pozostałą linię roślinności, zdającą się prowadzić gdzieś w głąb. Nawet nie próbował sobie wyobrażać jakim cudem ktoś dysponował tak wielkim pokojem. Fakt, że rysowniczka chwilowo poświęcała mu nieco mniej uwagi niż dotychczas pchnął go do działania. Jak zwykle impulsywnego, bez przewidywania ewentualnych konsekwencji. Jeden sztuczny trup to za mało, żeby przywrócić mu żwawe krążenie i napływ upragnionej adrenaliny. Być może sprawi to zagniewana kobieta. - ...to zabawmy się, jak zwykle. Ty szukasz. - Dokończył z szerokim uśmiechem, zamaszystym gestem zarzucając jej kaptur na głowę. Jakkolwiek była szybka, chłopak musiał być zwinniejszy, żeby zniknąć jej z oczu między kłębami fałszywej flory.
@Ejiri Carei
Ejiri Carei and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Frustracja, zdawała się kleić do jej ciała za każdym razem, gdy pojawiał się ze znamionami butnej zadziorności. A chłopak, którego dziwnym trafem przyszło jej spotkać (i to nie pierwszy raz), mieścił w sobie takie pokłady bezczelności, że wystarczyłoby, by w niej utonęła. Niósł ze sobą iskrą, gdy ona była tak łatwopalna. Nie podobało jej się to. Złość skrzyła się pod powiekami, popychała język do niewybrednych słów, które naturalnie bez problemu trzymała na wodzy. Drażnił ją. I w całej sprzeczności, napędzał ciekawość osiadłą w artystycznej naturze, by wyrwać się z ciszy, jaką otulała się, darząc dystansem próby przełamania. Te z zewnątrz. Tylko natchnienie - do tej pory - wynurzała ją z mroźnej skorupy i wiecznej odmowy. Pociągała wrażliwość w stronę przeciwieństwa. Z jakąś nieuczciwą zakładką w pamięci, wracając do pierwszego razu. I pierwszego spotkania, które wchłonęło strefę komfortu i wydarło jej tchnienie w cudzym kierunku. To wciąż - nie był on. A jednak, znamiona zdradliwej tęsknoty - za czuciem wiodło ją kreślonej - zbyt wyraźnie, pułapce. Tej, rysowanej węglowym brązem źrenic. I wygrywaną na wygiętych wargach kpiną. Ten sam uśmiech - już dziś pamiętała - słał jej gniewnie, wprost ze stronicy szkicownika. A wcześniej, wiedziona artystyczną fascynacją, bez pytania wyrwała obraz, który kazał jej zwolnić kroku niedaleko mostu. I chociaż duch, postać bez imienia jeszcze, znalazł swoje miejsce na kanwie jej egzystencji. Kontynuowanej uparcie w mglistych koszmarach, które jej zsyłał.
Chciałaby móc powiedzieć, że go nie lubiła. Męczył ją, wyrywał spokój, zmuszając myśli do ciągłego biegu. Budziła się zbyt często rozdrażniona krótkością odpoczynku. A mimo to, choćby przyznać się przed nikomu nie mogła - czekała. Na kreację nowych obrazów, na scenerię wyrwaną z kartek, na czerń tuszu i stworzenia wyrwane z artystycznego szału. Nie miała pojęcia skąd czerpał wrażliwość na bodźcie, które tak łatwo wpisywały się w rację natchnienia. A tej uległa łatwiej. Koszmar traktując jak nową przygodę na zajęciach praktycznych ze sztuki. Logika, wiodła ją ku niebezpieczeństwu, ku dusznej zdolności, zdradzie. Naiwność jednak rozpłynęła się dawno temu, wypłukuj ścieżki prowokacji, którymi - czarnowłosy do niej dotarł. Nie rozumiała co prawda, upartej kontynuacji, jaką serwował jej yurei, ale z czasem - to co ją drażniło, była własna niewiedza. tajemnica, którą zabierał ze sobą, karmiąc skrawkami, które, jak kolejne warstwy na obrazie, nakładała, gdy oferował jej nowe narzędzia. Pierwszy jednak raz, cicha, kpiąca z niej strona rozumu - że wszystko było wymysłem umysłu, mogła wypchnąć. Dowód - równie realny co ona sama, miała przed sobą. Lub obok, gdy zbaczał ze ścieżki, łaskocząc rozdrażnię i pociągając gniewny ruch z jej strony. I rzucony w bezsilności but, niejako manifestacja emocji, które szarpały drobnym ciałem.
Ilość mimicznych zmian, jak rzucane w pośpiechu cienie, ścigały się na malowanym obliczu laleczki, jak ją nie raz określano. To, drażniło ją i w nienazwanym dokładnie buncie, powstały rytowane tak wyraźnie pęknięcia. Nie była doskonała. Nie przyjmowała roli porcelanowej zabawki, którą usadzono na sklepowej półce za szklaną szybką z notką nie dotykać. Krucha, delikatna. A jednak - spękana. I kryjąca we wnętrzu piekący żar, którym częstowała wścibskie palce - Może na nią nie zasłużyłeś - chciała zabrzmieć pewniej, głośniej, ale wstyd wpełzł szybciej, pozostawiając na ustach urwane, niemal kocie prychnięcie. Palce zwinęła, zapiekły ją, jak gdyby w niepotrzebnym przypomnieniu, że zbyt często niektórzy, prosili się o siarczystą reakcję. Jakby, było w tym coś naprawdę zabawnego. Wyraz, jakim ją obdarzył, podgrzał oddech i powietrze, zaległe na licach.
- Tylko, jeśli byłaby to obelga - nie chciała dać mu prawa do kolejnej kpiny. A mimo to, z każdego jej zdania wyciągał nowe, drażniące ją skojarzenia. Ile frustracji mieściło się w ciele chłopaka, by z taką łatwością zaglądać pod poły jej słów? - Skarbie - suchość na języku wlała się niemal kaszlnięcie, ale mieszanka i tak rozkołysanych emocji, nie dała jej długiej refleksji, popychając na nową minę. Balansowała na wysokościach, dziwnym trafem, wciąż utrzymując się na zawieszonej paskudnie wysoko linii. Wilczek za to, trącał napiętą strunę i czekał na efekt drgań z wyjątkową... nadzieją? Tę lepką. Jak pajęczyna, którą oplata się potem ofiarę. Musiała pamiętać, by tak jak w tunelach - nie zapomnieć o ogniu - do snów zaglądasz - prawie splotła ramiona przed sobą, gdy przestrzeń rozbiła się o śmiech czarnowłosego. Czuła się się dziwnie naga. Wiedział o niej za dużo - nie masz ciekawszych zajęć? - mruknęła z rozdrażnionym westchnieniem, gdzieś pomiędzy chwyceniem ubrudzonego buta i wsunięciu go na stopę. Być może obcas, który wcześniej trafił kantem między łopatki chło0paka, powinna cisnąć co najmniej w kolano. Korzystając z własnej, nawet jeśli kruchej siły.
Niemal wyczuła w głosie towarzysza zapowiedź czegoś. Uniosła głowę, akurat, gdy zadźwięczało jej imię, a sylwetka yurej, jak cień pognała gdzieś między mroczność scenerii. Bardzo żywej, gdy została sama, a wydech zrosił się mgiełką wokół warg - Przestań, nie rób tak... - urwała, prostując się jak struna. Płaszcz i spódnica zawirowały, gdy obróciła się w miejscu, jak tancerka w piruecie, a dłonie sięgnęły przysłaniającego widok kaptura. Szarpnęła gładkim materiałem, by omieść okolicę czerniącym się w nagłości spojrzeniem. Wstrzymała oddech, zamierając na kilka sekund, próbując wychwycić szelest, różny od tego wisielczego, kołyszącego się między drzewami. Przełknęła ślinę. Dopóki miała przy sobie żywą obecność, rzeczywistość wokół rysowała się scenerią rekwizytów. Gdy odległa mgła wionęła kostki, a mrok uchylił migotliwe wcześniej źródła światła, zrobiło jej się zimo. otoczenie było jednak głuche na jej prośbę, a winowajca, zniknął gdzieś ... gdzie?
Pierwszy krok poza ścieżkę, postawiła wolno, niepewnie. Zagryzła wargi, przyspieszając, gdy gdzieś obok, rozbrzmiało skrzypnięcie. Gniewne rozdrażnię, które wcześniej tak łapczywie nią miotało, ustępowało - Nie zostawiaj mnie samej - odezwała się ciszej w prośbie, której wystosowanie - nie wiedziała do kogo właściwie kieruje. Ominęła niemal łukiem porzucone ciało. We śnie, wystarczyła wyobraźnia, by przekuć jestestwo wokół. Tutaj... pozostawały jej ledwie pytania - ...we snach, przynajmniej zostawiałeś mi wskazówki... - jeszcze jeden krok, tylko po to, by zwolnić i odwrócić się w stronę ścieżki. Ta, wciąż zdawała się lśnić wstęgą czerwieni, wyznaczanej przez kołyszący się łopot, wisielczych wstążek.
@Touya Kiryuu
Chciałaby móc powiedzieć, że go nie lubiła. Męczył ją, wyrywał spokój, zmuszając myśli do ciągłego biegu. Budziła się zbyt często rozdrażniona krótkością odpoczynku. A mimo to, choćby przyznać się przed nikomu nie mogła - czekała. Na kreację nowych obrazów, na scenerię wyrwaną z kartek, na czerń tuszu i stworzenia wyrwane z artystycznego szału. Nie miała pojęcia skąd czerpał wrażliwość na bodźcie, które tak łatwo wpisywały się w rację natchnienia. A tej uległa łatwiej. Koszmar traktując jak nową przygodę na zajęciach praktycznych ze sztuki. Logika, wiodła ją ku niebezpieczeństwu, ku dusznej zdolności, zdradzie. Naiwność jednak rozpłynęła się dawno temu, wypłukuj ścieżki prowokacji, którymi - czarnowłosy do niej dotarł. Nie rozumiała co prawda, upartej kontynuacji, jaką serwował jej yurei, ale z czasem - to co ją drażniło, była własna niewiedza. tajemnica, którą zabierał ze sobą, karmiąc skrawkami, które, jak kolejne warstwy na obrazie, nakładała, gdy oferował jej nowe narzędzia. Pierwszy jednak raz, cicha, kpiąca z niej strona rozumu - że wszystko było wymysłem umysłu, mogła wypchnąć. Dowód - równie realny co ona sama, miała przed sobą. Lub obok, gdy zbaczał ze ścieżki, łaskocząc rozdrażnię i pociągając gniewny ruch z jej strony. I rzucony w bezsilności but, niejako manifestacja emocji, które szarpały drobnym ciałem.
Ilość mimicznych zmian, jak rzucane w pośpiechu cienie, ścigały się na malowanym obliczu laleczki, jak ją nie raz określano. To, drażniło ją i w nienazwanym dokładnie buncie, powstały rytowane tak wyraźnie pęknięcia. Nie była doskonała. Nie przyjmowała roli porcelanowej zabawki, którą usadzono na sklepowej półce za szklaną szybką z notką nie dotykać. Krucha, delikatna. A jednak - spękana. I kryjąca we wnętrzu piekący żar, którym częstowała wścibskie palce - Może na nią nie zasłużyłeś - chciała zabrzmieć pewniej, głośniej, ale wstyd wpełzł szybciej, pozostawiając na ustach urwane, niemal kocie prychnięcie. Palce zwinęła, zapiekły ją, jak gdyby w niepotrzebnym przypomnieniu, że zbyt często niektórzy, prosili się o siarczystą reakcję. Jakby, było w tym coś naprawdę zabawnego. Wyraz, jakim ją obdarzył, podgrzał oddech i powietrze, zaległe na licach.
- Tylko, jeśli byłaby to obelga - nie chciała dać mu prawa do kolejnej kpiny. A mimo to, z każdego jej zdania wyciągał nowe, drażniące ją skojarzenia. Ile frustracji mieściło się w ciele chłopaka, by z taką łatwością zaglądać pod poły jej słów? - Skarbie - suchość na języku wlała się niemal kaszlnięcie, ale mieszanka i tak rozkołysanych emocji, nie dała jej długiej refleksji, popychając na nową minę. Balansowała na wysokościach, dziwnym trafem, wciąż utrzymując się na zawieszonej paskudnie wysoko linii. Wilczek za to, trącał napiętą strunę i czekał na efekt drgań z wyjątkową... nadzieją? Tę lepką. Jak pajęczyna, którą oplata się potem ofiarę. Musiała pamiętać, by tak jak w tunelach - nie zapomnieć o ogniu - do snów zaglądasz - prawie splotła ramiona przed sobą, gdy przestrzeń rozbiła się o śmiech czarnowłosego. Czuła się się dziwnie naga. Wiedział o niej za dużo - nie masz ciekawszych zajęć? - mruknęła z rozdrażnionym westchnieniem, gdzieś pomiędzy chwyceniem ubrudzonego buta i wsunięciu go na stopę. Być może obcas, który wcześniej trafił kantem między łopatki chło0paka, powinna cisnąć co najmniej w kolano. Korzystając z własnej, nawet jeśli kruchej siły.
Niemal wyczuła w głosie towarzysza zapowiedź czegoś. Uniosła głowę, akurat, gdy zadźwięczało jej imię, a sylwetka yurej, jak cień pognała gdzieś między mroczność scenerii. Bardzo żywej, gdy została sama, a wydech zrosił się mgiełką wokół warg - Przestań, nie rób tak... - urwała, prostując się jak struna. Płaszcz i spódnica zawirowały, gdy obróciła się w miejscu, jak tancerka w piruecie, a dłonie sięgnęły przysłaniającego widok kaptura. Szarpnęła gładkim materiałem, by omieść okolicę czerniącym się w nagłości spojrzeniem. Wstrzymała oddech, zamierając na kilka sekund, próbując wychwycić szelest, różny od tego wisielczego, kołyszącego się między drzewami. Przełknęła ślinę. Dopóki miała przy sobie żywą obecność, rzeczywistość wokół rysowała się scenerią rekwizytów. Gdy odległa mgła wionęła kostki, a mrok uchylił migotliwe wcześniej źródła światła, zrobiło jej się zimo. otoczenie było jednak głuche na jej prośbę, a winowajca, zniknął gdzieś ... gdzie?
Pierwszy krok poza ścieżkę, postawiła wolno, niepewnie. Zagryzła wargi, przyspieszając, gdy gdzieś obok, rozbrzmiało skrzypnięcie. Gniewne rozdrażnię, które wcześniej tak łapczywie nią miotało, ustępowało - Nie zostawiaj mnie samej - odezwała się ciszej w prośbie, której wystosowanie - nie wiedziała do kogo właściwie kieruje. Ominęła niemal łukiem porzucone ciało. We śnie, wystarczyła wyobraźnia, by przekuć jestestwo wokół. Tutaj... pozostawały jej ledwie pytania - ...we snach, przynajmniej zostawiałeś mi wskazówki... - jeszcze jeden krok, tylko po to, by zwolnić i odwrócić się w stronę ścieżki. Ta, wciąż zdawała się lśnić wstęgą czerwieni, wyznaczanej przez kołyszący się łopot, wisielczych wstążek.
@Touya Kiryuu
Blood beneath the snow
Touya Kiryuu and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Lepiej było pozostawać znienawidzonym, niż obojętnym a przynajmniej tak pokrętną logiką kierował się Touya. Silna potrzeba atencji, nawet a może zwłaszcza, tej niekoniecznie zdrowej doprowadziła go do upadku, ale najwyraźniej niczego nie nauczyła. Snucie się w zapomnieniu tylko napędzało tę obsesję o potrzebie bycia w centrum uwagi a Carei świadomie bądź nie, poniekąd mu taką gwarantowała. Zarówno w snach, gdzie ścierały się dwa pokrętne umysły w walce o dominacje nad marą, jak i w całkiem przekonującej scenerii lasu, gdzie zamknięto ich skazanych na własne towarzystwo.
Od przekroczenia progu minęło najpewniej kilkanaście minut a rysowniczka zdążyła już dać upust swoim emocjom, czego najwyraźniej się po sobie nie spodziewała. Jeden z dowodów wciąż tkwił na kurtce Kiryuu w postaci mało estetycznego, ubłoconego śladu buta. Bycie realnym utrapieniem po takiej rozłące z namacalnymi śmiertelnikami mile łechtało ego, wprost proporcjonalnie do narastającej frustracji u jego obiektu prześladowań. Nijak nieczuły na te próby utemperowania swojej osoby, niemalże nieme prośby o odrobinę przyzwoitości albo przynajmniej wyjaśnienie tego poniekąd nocnego okrucieństwa, dalej bawił się znakomicie co rusz podejmując szermierkę słowną, na którą laleczka reagowała instynktownie, z namacalną wręcz agresją. Lubił tę dynamikę między ludźmi, konkretnie taką, która prędzej czy później prosiła się o rękoczyny. Gwałtowne, często nieprzewidywalne, acz nie zawsze bolesne. Jakkolwiek Carei postanowiłaby mu się odwdzięczyć za te zniewagi, przyjąłby je z bezczelnym uśmiechem, nawet gdyby próbowała mu go zetrzeć z twarzy swoją drobną piąstką.
- Z ust kobiety nawet wszelka obelga brzmi słodko, także się nie krępuj - Rzucił beztrosko, przyjmując te prychnięcia i oburzony ton jak najlepszy komplement. W przeciwieństwie do Ejiri był pewny siebie i kroczył swobodnie, nie przejmując się prztykami co rusz kierowanymi do jego osoby. Na cokolwiek kobieta miałaby się zdecydować w ramach rewanżu, oboje wiedzieli, że to nieuchronne bo po tak specyficznej znajomości, w której yurei próbował być katem a rysowniczka nie godziła się na rolę ofiary nie mogło być inaczej. Być może przypadkowe spotkanie było jej jedyną szansą na rewanż za te wszystkie nieprzespane noce i karykaturalne scenariusze, nieudolnie próbujące obrzydzić jej artystyczną pasję. Jakkolwiek aktorka miała w poważaniu powierzoną jej rolę i tak bawił się wyśmienicie w przeciwieństwie do nocnych spotkań z tym przewidywalnym robactwem, które potrafiło jedynie chlipać w pościeli modląc się o promienie poranka i nieco spokoju. A jako, że obecnie nie miał zbyt wielu możliwości w przebieraniu między ludźmi, biorąc to co samo mu się napatoczyło na mostek, Carei była jak prezent od okrutnego losu. Sama najpewniej uważała, że ją z kolei pokarało, ale czy Touya o to dbał? Wątpliwe.
- Ja zaglądam... ale ty mnie nie wyganiasz. - Zauważył, naciągając prawdę, która nie była tak oczywista. Oficjalnie nigdy nie usłyszał dobitnego komunikatu, żeby zostawić śniącą w spokoju to też nie do końca skłamał, aczkolwiek ktoś bardziej empatyczny domyśliłby się, że jest raczej uciążliwym i namolnym gościem. Szeroki, leniwy uśmiech dawał do zrozumienia, że zagadka nocnych nękań pozostanie bez obszerniejszych wyjaśnień.
Nie musiał jej fizycznie dotykać, żeby wiedzieć, że laleczka z ostoi spokoju zamienia się w tykającą bombę. Nie bardzo wiedział jeszcze co zastanie, kiedy ta ochronna fasada runie pod naporem emocji, ale tym bardziej ekscytowała go wizja sprowadzenia jej na skraj poczytalności. Był w końcu trupem, nic gorszego już go nie spotka. Może być tylko lepiej, a co mogło być piękniejszego, niż patrzenie na to, jak ktoś stacza się, przeradza w bestię z jego inicjatywy?
Karmiony tą myślą, wypatrywał okazji a ta nadarzyła się nader szybko. Bez zastanowienia skorzystał z możliwości kostiumu Carei i chwilowo pozbawiając ją widoczności po prostu zaszył się w fałszywych zaroślach. Póki co nie odchodził daleko, kontrolnym spojrzeniem badając granice inscenizacji i ewentualną bliskość ścian. Efekty specjalne wciąż szemrały cicho w tle, budując nastrój grozy, który na yureiu przestał już robić wrażenie. Teraz interesowała go tylko kobieta, niczym spłoszona sarna stająca na skraju ścieżki. Jakkolwiek dawała mu do zrozumienia, że jego towarzystwo nie jest jej na rękę, najwyraźniej zmieniła zdanie. Żeby nieco ją zachęcić do podjęcia gry i być może poddania się szaleństwu, które podobnie jak Touya czaiło się gdzieś między drzewami a granica wyznaczonej dróżki zdawała się być nie tyle fizyczna, co symboliczna postanowił w swój pokrętny sposób ulec prośbie. Jakby od niechcenia odwiązał jedną z czerwonych wstęg kołyszących się na wietrze, pozwalając by podmuch poniósł ją zgodnie z pędem powietrza, a potem drugą i trzecią. Zaraz po tym przepchnął się przez okazałe krzaczysko, nie dbając o szelest jaki temu towarzyszył. Zawsze była szansa, że to kolejny wisielec ulegający grawitacji postanowił się przyłączyć do rysowniczki. Wilk tymczasem postanowił zajść ją dookoła, korzystając z ponurego kamuflażu. Z przymrużonymi oczyma wypatrywał skraju płaszcza, który znalazłby się najbliżej w jego zasięgu, niekoniecznie ujawniając jego obecność. A później z pomocą koślawego badyla, z niewygodą wychylając się przez gałęzie Kiryuu szarpnął za tył płaszcza Carei, licząc, że ta wywinie malowniczego koziołka. Sam przy tym o mało nie stracił równowagi, z głośnym parsknięciem chowając się za drzewo.
- No dalej Maleńka, już ustaliliśmy, że nie jestem tresowany! - Odezwał się nieco głośniej, natychmiast zmieniając kryjówkę, żeby nie ułatwiać jej zadania. Od początku wiedział, że z ich dwójki to on się dobrze bawi a jego towarzyszka kiedy go znajdzie prędzej czy później, tym razem boleśnie yureia o tym uświadomi. I właśnie ta wizja napędzała go do działania.
@Ejiri Carei
Od przekroczenia progu minęło najpewniej kilkanaście minut a rysowniczka zdążyła już dać upust swoim emocjom, czego najwyraźniej się po sobie nie spodziewała. Jeden z dowodów wciąż tkwił na kurtce Kiryuu w postaci mało estetycznego, ubłoconego śladu buta. Bycie realnym utrapieniem po takiej rozłące z namacalnymi śmiertelnikami mile łechtało ego, wprost proporcjonalnie do narastającej frustracji u jego obiektu prześladowań. Nijak nieczuły na te próby utemperowania swojej osoby, niemalże nieme prośby o odrobinę przyzwoitości albo przynajmniej wyjaśnienie tego poniekąd nocnego okrucieństwa, dalej bawił się znakomicie co rusz podejmując szermierkę słowną, na którą laleczka reagowała instynktownie, z namacalną wręcz agresją. Lubił tę dynamikę między ludźmi, konkretnie taką, która prędzej czy później prosiła się o rękoczyny. Gwałtowne, często nieprzewidywalne, acz nie zawsze bolesne. Jakkolwiek Carei postanowiłaby mu się odwdzięczyć za te zniewagi, przyjąłby je z bezczelnym uśmiechem, nawet gdyby próbowała mu go zetrzeć z twarzy swoją drobną piąstką.
- Z ust kobiety nawet wszelka obelga brzmi słodko, także się nie krępuj - Rzucił beztrosko, przyjmując te prychnięcia i oburzony ton jak najlepszy komplement. W przeciwieństwie do Ejiri był pewny siebie i kroczył swobodnie, nie przejmując się prztykami co rusz kierowanymi do jego osoby. Na cokolwiek kobieta miałaby się zdecydować w ramach rewanżu, oboje wiedzieli, że to nieuchronne bo po tak specyficznej znajomości, w której yurei próbował być katem a rysowniczka nie godziła się na rolę ofiary nie mogło być inaczej. Być może przypadkowe spotkanie było jej jedyną szansą na rewanż za te wszystkie nieprzespane noce i karykaturalne scenariusze, nieudolnie próbujące obrzydzić jej artystyczną pasję. Jakkolwiek aktorka miała w poważaniu powierzoną jej rolę i tak bawił się wyśmienicie w przeciwieństwie do nocnych spotkań z tym przewidywalnym robactwem, które potrafiło jedynie chlipać w pościeli modląc się o promienie poranka i nieco spokoju. A jako, że obecnie nie miał zbyt wielu możliwości w przebieraniu między ludźmi, biorąc to co samo mu się napatoczyło na mostek, Carei była jak prezent od okrutnego losu. Sama najpewniej uważała, że ją z kolei pokarało, ale czy Touya o to dbał? Wątpliwe.
- Ja zaglądam... ale ty mnie nie wyganiasz. - Zauważył, naciągając prawdę, która nie była tak oczywista. Oficjalnie nigdy nie usłyszał dobitnego komunikatu, żeby zostawić śniącą w spokoju to też nie do końca skłamał, aczkolwiek ktoś bardziej empatyczny domyśliłby się, że jest raczej uciążliwym i namolnym gościem. Szeroki, leniwy uśmiech dawał do zrozumienia, że zagadka nocnych nękań pozostanie bez obszerniejszych wyjaśnień.
Nie musiał jej fizycznie dotykać, żeby wiedzieć, że laleczka z ostoi spokoju zamienia się w tykającą bombę. Nie bardzo wiedział jeszcze co zastanie, kiedy ta ochronna fasada runie pod naporem emocji, ale tym bardziej ekscytowała go wizja sprowadzenia jej na skraj poczytalności. Był w końcu trupem, nic gorszego już go nie spotka. Może być tylko lepiej, a co mogło być piękniejszego, niż patrzenie na to, jak ktoś stacza się, przeradza w bestię z jego inicjatywy?
Karmiony tą myślą, wypatrywał okazji a ta nadarzyła się nader szybko. Bez zastanowienia skorzystał z możliwości kostiumu Carei i chwilowo pozbawiając ją widoczności po prostu zaszył się w fałszywych zaroślach. Póki co nie odchodził daleko, kontrolnym spojrzeniem badając granice inscenizacji i ewentualną bliskość ścian. Efekty specjalne wciąż szemrały cicho w tle, budując nastrój grozy, który na yureiu przestał już robić wrażenie. Teraz interesowała go tylko kobieta, niczym spłoszona sarna stająca na skraju ścieżki. Jakkolwiek dawała mu do zrozumienia, że jego towarzystwo nie jest jej na rękę, najwyraźniej zmieniła zdanie. Żeby nieco ją zachęcić do podjęcia gry i być może poddania się szaleństwu, które podobnie jak Touya czaiło się gdzieś między drzewami a granica wyznaczonej dróżki zdawała się być nie tyle fizyczna, co symboliczna postanowił w swój pokrętny sposób ulec prośbie. Jakby od niechcenia odwiązał jedną z czerwonych wstęg kołyszących się na wietrze, pozwalając by podmuch poniósł ją zgodnie z pędem powietrza, a potem drugą i trzecią. Zaraz po tym przepchnął się przez okazałe krzaczysko, nie dbając o szelest jaki temu towarzyszył. Zawsze była szansa, że to kolejny wisielec ulegający grawitacji postanowił się przyłączyć do rysowniczki. Wilk tymczasem postanowił zajść ją dookoła, korzystając z ponurego kamuflażu. Z przymrużonymi oczyma wypatrywał skraju płaszcza, który znalazłby się najbliżej w jego zasięgu, niekoniecznie ujawniając jego obecność. A później z pomocą koślawego badyla, z niewygodą wychylając się przez gałęzie Kiryuu szarpnął za tył płaszcza Carei, licząc, że ta wywinie malowniczego koziołka. Sam przy tym o mało nie stracił równowagi, z głośnym parsknięciem chowając się za drzewo.
- No dalej Maleńka, już ustaliliśmy, że nie jestem tresowany! - Odezwał się nieco głośniej, natychmiast zmieniając kryjówkę, żeby nie ułatwiać jej zadania. Od początku wiedział, że z ich dwójki to on się dobrze bawi a jego towarzyszka kiedy go znajdzie prędzej czy później, tym razem boleśnie yureia o tym uświadomi. I właśnie ta wizja napędzała go do działania.
@Ejiri Carei
Ejiri Carei and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Nie radziła sobie z sensacją tak otwarcie dedykowanych wrażeń. Ta ponura, bardziej okrutna część szeptała, że przecież sama była temu winna. Sprowokowała siłę, z którą nie powinna była się mierzyć. A mimo to, wychylała się z postawionej wysoko granicy. Tej chłodnej, szczypiącej opuszki, igłami zębów kłującej pierś za każdym razem, gdy natchnienie przeciskało się przez szczeliny, wiązało żyłami zatartych pragnień i ciągnęło za sobą. Dokładnie tam, gdzie niezrozumiałe wciąż wizje - odnajdowały źródło. Odsłaniając na atak, pozwalając, by to co zdążyła ukryć, rozsypało się pod depczące je stopy. Rosła frustracja, ciągnęło jak leśne cienie - wina i jednoczesna, nieodparta prośba, by podążała dalej. Głębiej. Ku autodestrukcji? Czy jednak było w tym coś, co miało Carei uratować?
Rozpraszał ją szyderstwem, rzucana prowokacją. Nie robił sobie wiele z słów, niezależnie podłoża, w jakim je zanurzała. Wciąż jednak, trzymała się wypracowanych nie tak świadomie - zasad. Tak, jak próbował zmusić ją do okazania obrzydzenia, do zatarcia radości, jaką odnajdowała w malowaniu, tak ona, w pokrętnej logice natchnienia, w niesprecyzowanej potrzebie, pociągała go ku sobie. Chciał czy nie - zgadzał się na to. Miał ku temu własne powody, pokrętny cel, którego odkryć jej nie pozwalał, strzegąc zazdrośnie pod przykrywką kpiny. Karmił się emocjami? Uległa mocy? Miała wiedzę na ich temat. Wiedziała, że każdy yurei miał w swoich rękach coś wyjątkowego, coś, co - jak yokai i kami - dawało pewną władzę. Ile nauczyć się jeszcze musiała, by rozpoznać nici magii? Enma już ją ostrzegł. I mimo to, nie potrafiła patrzeć na nadnaturalny świat, jako zagrożenie. Nie - jedyne. Ludzi, niezmiennie bała się bardziej.
Spychana na skraj opanowania - ciskała. Ze słowami przychodziło jej trudniej. Niełatwo przychodziły jej wulgaryzmy, obelgi, o które yurei się dopominał, skończyłyby się na draniu, które zdążyłoby przyprawić chłopaka tylko o większe rozbawienie. Im bardziej ona się denerwowała, tym więcej satysfakcji jaśniało w ciemnych ślepiach ducha. We snach, było jej łatwiej. To, co splotło się bowiem w jej myślach, kreowała wyobraźnią, równając koszmarne zachcianki nieproszonego lokatora jej snów. Teraz - oboje mierzyli się z ograniczeniami. I tym razem też - dawał jej więcej z siebie. Głosem, mimiką, zachowaniem. Nie zasłaniała go senna kreacja. Był żywy, na ile żywy duch potrafił być w tę noc.
- Czyli... się nudzisz - skwitowała kwaśno, zataczając w miejscu krąg, jak w zwolnionej wersji niecodziennego tańca. Czy miał rację? Czy próba zrozumienia, czym kierował się, zaglądając nocą w jej koszmary, nie była wystarczającą próbą przepędzenia? Musiała przyznać, że miał rację. Nigdy nie wykrzyczała mu płaczliwie, by zostawił ją w spokoju. Ale i nie robił w ciągu sennych pomysłów niczego, co wzbudziłoby w niej rzeczywisty niechęć. W egoistycznie zduszonej prawdzie, było w zainteresowaniu coś kuszącego. Coś, czego była tak głodna, jak on sam - uwagi - Mam coś, czego potrzebujesz? - rzuciła w eter, echem wciąż poirytowanej dźwięczności, odbijając się od niewidzialnych ścian sztucznego lasu. A jeśli rzeczywiście miała dość do czegokolwiek (albo gdziekolwiek), podążanie za czystą prowokacją, tylko wiązało gotowe rozwiązania. Zamiast wiec za rzucaną co rusz zaczepną uwagą, przeniosła uwagę na dźwięki. Szelest tego co stanowiło martwą scenerię, a - poruszającą się gdzieś w zaroślach postać. Nim całkiem uspokoiła oddech, nim zgasiła tlącą się iskrę, gotową rozbuchać pod sercem, raz jeszcze szarpnął wrażliwą struną. Boi emocje przeskakiwały, jak płomyk z zapałki, tocząc ogniki na nowej przestrzeni. Nie podobało jej się, że - być może nieświadomie, trafiał tak łatwo w najbardziej grząskie dla niej płaszczyzny.
Czujny wzrok chwycił poruszenie. Wstążki, jak liście, wcześniej ciasno spokojne z pniami drzew, teraz dryfowały na sztucznym powiewie. I tam też prowadziła ścieżka, w głąb, dalej od scenariuszowej pomyłki. Bliżej zastawianej co rusz pułapki na planszy nowej gry.
Słyszała kroki, ale szarpnięcia już nie. Dwa kroki w tył, niemal finalizowane upadkiem, zatrzymała tylko dlatego, że ramię zatoczyło krąg, by zaprzeć się na jednej z gałęzi. Poczuła ból, lekki, niemal niewidoczny, ale piekący. Nikłe rozdarcie przy nadgarstku, dziwnie otrzeźwiało, gdy chwiejnie dostrzegła cieniutką nić pęczniejącego szkarłatu. Ledwie kropla krwi. Przetarła miejsce, zakrywając pod rękawem.
- Nietresowany, a jednak... przywiązany - szepnęła, obracając głowę w stronę, gdzie słyszała echo męskiego głosu - mam nadzieję, że wpadniesz do mnie, jak już przestaną cię bawić wilcze podchody - fuknęła niemal, kręcąc głową, rozsypując włosy, w których zdążyło wpleść kilka gałązek i liści. Nie chciała być sama, nienawidziła poczucia, które rozlewało się pod skórą, jak trucizna - ...a jeśli nie, to na pewno znajdziesz sobie nową owieczkę do zabawy - odrzucony już wcześniej kaptur, poprawiła, by w kilku krokach dotrzeć do ścieżki. Niezależnie od tego - gdzie znajdował się Kiryuu - dygnęła, pochylając głowę, jak dedykowana laleczka kończąca na scenie taniec.
@Touya Kiryuu
Rozpraszał ją szyderstwem, rzucana prowokacją. Nie robił sobie wiele z słów, niezależnie podłoża, w jakim je zanurzała. Wciąż jednak, trzymała się wypracowanych nie tak świadomie - zasad. Tak, jak próbował zmusić ją do okazania obrzydzenia, do zatarcia radości, jaką odnajdowała w malowaniu, tak ona, w pokrętnej logice natchnienia, w niesprecyzowanej potrzebie, pociągała go ku sobie. Chciał czy nie - zgadzał się na to. Miał ku temu własne powody, pokrętny cel, którego odkryć jej nie pozwalał, strzegąc zazdrośnie pod przykrywką kpiny. Karmił się emocjami? Uległa mocy? Miała wiedzę na ich temat. Wiedziała, że każdy yurei miał w swoich rękach coś wyjątkowego, coś, co - jak yokai i kami - dawało pewną władzę. Ile nauczyć się jeszcze musiała, by rozpoznać nici magii? Enma już ją ostrzegł. I mimo to, nie potrafiła patrzeć na nadnaturalny świat, jako zagrożenie. Nie - jedyne. Ludzi, niezmiennie bała się bardziej.
Spychana na skraj opanowania - ciskała. Ze słowami przychodziło jej trudniej. Niełatwo przychodziły jej wulgaryzmy, obelgi, o które yurei się dopominał, skończyłyby się na draniu, które zdążyłoby przyprawić chłopaka tylko o większe rozbawienie. Im bardziej ona się denerwowała, tym więcej satysfakcji jaśniało w ciemnych ślepiach ducha. We snach, było jej łatwiej. To, co splotło się bowiem w jej myślach, kreowała wyobraźnią, równając koszmarne zachcianki nieproszonego lokatora jej snów. Teraz - oboje mierzyli się z ograniczeniami. I tym razem też - dawał jej więcej z siebie. Głosem, mimiką, zachowaniem. Nie zasłaniała go senna kreacja. Był żywy, na ile żywy duch potrafił być w tę noc.
- Czyli... się nudzisz - skwitowała kwaśno, zataczając w miejscu krąg, jak w zwolnionej wersji niecodziennego tańca. Czy miał rację? Czy próba zrozumienia, czym kierował się, zaglądając nocą w jej koszmary, nie była wystarczającą próbą przepędzenia? Musiała przyznać, że miał rację. Nigdy nie wykrzyczała mu płaczliwie, by zostawił ją w spokoju. Ale i nie robił w ciągu sennych pomysłów niczego, co wzbudziłoby w niej rzeczywisty niechęć. W egoistycznie zduszonej prawdzie, było w zainteresowaniu coś kuszącego. Coś, czego była tak głodna, jak on sam - uwagi - Mam coś, czego potrzebujesz? - rzuciła w eter, echem wciąż poirytowanej dźwięczności, odbijając się od niewidzialnych ścian sztucznego lasu. A jeśli rzeczywiście miała dość do czegokolwiek (albo gdziekolwiek), podążanie za czystą prowokacją, tylko wiązało gotowe rozwiązania. Zamiast wiec za rzucaną co rusz zaczepną uwagą, przeniosła uwagę na dźwięki. Szelest tego co stanowiło martwą scenerię, a - poruszającą się gdzieś w zaroślach postać. Nim całkiem uspokoiła oddech, nim zgasiła tlącą się iskrę, gotową rozbuchać pod sercem, raz jeszcze szarpnął wrażliwą struną. Boi emocje przeskakiwały, jak płomyk z zapałki, tocząc ogniki na nowej przestrzeni. Nie podobało jej się, że - być może nieświadomie, trafiał tak łatwo w najbardziej grząskie dla niej płaszczyzny.
Czujny wzrok chwycił poruszenie. Wstążki, jak liście, wcześniej ciasno spokojne z pniami drzew, teraz dryfowały na sztucznym powiewie. I tam też prowadziła ścieżka, w głąb, dalej od scenariuszowej pomyłki. Bliżej zastawianej co rusz pułapki na planszy nowej gry.
Słyszała kroki, ale szarpnięcia już nie. Dwa kroki w tył, niemal finalizowane upadkiem, zatrzymała tylko dlatego, że ramię zatoczyło krąg, by zaprzeć się na jednej z gałęzi. Poczuła ból, lekki, niemal niewidoczny, ale piekący. Nikłe rozdarcie przy nadgarstku, dziwnie otrzeźwiało, gdy chwiejnie dostrzegła cieniutką nić pęczniejącego szkarłatu. Ledwie kropla krwi. Przetarła miejsce, zakrywając pod rękawem.
- Nietresowany, a jednak... przywiązany - szepnęła, obracając głowę w stronę, gdzie słyszała echo męskiego głosu - mam nadzieję, że wpadniesz do mnie, jak już przestaną cię bawić wilcze podchody - fuknęła niemal, kręcąc głową, rozsypując włosy, w których zdążyło wpleść kilka gałązek i liści. Nie chciała być sama, nienawidziła poczucia, które rozlewało się pod skórą, jak trucizna - ...a jeśli nie, to na pewno znajdziesz sobie nową owieczkę do zabawy - odrzucony już wcześniej kaptur, poprawiła, by w kilku krokach dotrzeć do ścieżki. Niezależnie od tego - gdzie znajdował się Kiryuu - dygnęła, pochylając głowę, jak dedykowana laleczka kończąca na scenie taniec.
@Touya Kiryuu
Blood beneath the snow
Touya Kiryuu and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
maj 2038 roku