– Hej, nie chcesz jeszcze zobaczyć tamtego pokoju? – zagadnął swojego młodocianego towarzysza po wyjściu z pomieszczenia oznaczonego cyfrą 2, wskazując głową drzwi naznaczone śladami odbitych dłoni. Mógł tylko zakładać, że imitować to miało krew, bo w jego oczach równie dobrze mogło być to błoto, dżem truskawkowy albo pstrokata farba oznaczająca bawialnię dla dzieciarni gości.
Poprzedni pokój wypełniony zagadkami poszedł im dość sprawnie, jednak nadal nękały go myśli o dzieciaku snującym się tam jak gdyby nigdy nic. Kto wkomponowałby zwyczajnego siedmiolatka w dom strachów, dając mu zadanie wskazywania kolejnej poszlaki, obciążając go całonocnym stróżowaniem gdzieś za kotarą? Im dłużej o tym myślał, tym bardziej odnosił wrażenie, że to potencjalnie niewinne stworzenie było jednym z tych podłych duchów.
– Podobno kto wejdzie w Morze Drzew, już nigdy z niego nie wyjdzie. Wszelka nawigacja przestaje działać, a jeśli pójdzie się za daleko, dorwą cię duchy zmarłych. – Ton, którym to mówił, nie brzmiał jednak jakby był o tym całkowicie przekonany i chciał rzeczywiście nastraszyć młodego. Był w stanie w to uwierzyć z racji swojego zawodu i doświadczenia, ale gdyby yurei przywiązywały się do jednego miejsca, jego praca byłaby o wiele łatwiejsza. „Świeże” dusze samobójców może i utrzymywały się w okolicy lasu przez jakiś czas, ale nawet im znudziłaby się ta samotność i cisza.
– Lepiej nie schodź ze ścieżki. Yurei będą próbowały podstępem ściągnąć cię w swoje łapska.
Zignorował kuszący błysk. Być może znów była to jakaś latarka, ale znajdowała się zbyt daleko od głównego traktu. Jeśli to nie było źródło światła, wrócenie do poprzedniego miejsca byłoby wyjątkowo trudne.
Poprzedni pokój wypełniony zagadkami poszedł im dość sprawnie, jednak nadal nękały go myśli o dzieciaku snującym się tam jak gdyby nigdy nic. Kto wkomponowałby zwyczajnego siedmiolatka w dom strachów, dając mu zadanie wskazywania kolejnej poszlaki, obciążając go całonocnym stróżowaniem gdzieś za kotarą? Im dłużej o tym myślał, tym bardziej odnosił wrażenie, że to potencjalnie niewinne stworzenie było jednym z tych podłych duchów.
– Podobno kto wejdzie w Morze Drzew, już nigdy z niego nie wyjdzie. Wszelka nawigacja przestaje działać, a jeśli pójdzie się za daleko, dorwą cię duchy zmarłych. – Ton, którym to mówił, nie brzmiał jednak jakby był o tym całkowicie przekonany i chciał rzeczywiście nastraszyć młodego. Był w stanie w to uwierzyć z racji swojego zawodu i doświadczenia, ale gdyby yurei przywiązywały się do jednego miejsca, jego praca byłaby o wiele łatwiejsza. „Świeże” dusze samobójców może i utrzymywały się w okolicy lasu przez jakiś czas, ale nawet im znudziłaby się ta samotność i cisza.
– Lepiej nie schodź ze ścieżki. Yurei będą próbowały podstępem ściągnąć cię w swoje łapska.
Zignorował kuszący błysk. Być może znów była to jakaś latarka, ale znajdowała się zbyt daleko od głównego traktu. Jeśli to nie było źródło światła, wrócenie do poprzedniego miejsca byłoby wyjątkowo trudne.
Rzut: sukces (64)
Pomieszczenie czwarte - zmora nastolatka, która zakończyła się jakże szaloną wędrówką po leśnych terenach posiadłości. Nie miał zielonego pojęcia, że opuszczenie budynku było jedną z możliwości. Po krótkiej chwili zastanowienia, przystanął na propozycje mężczyzny. W końcu w ten sposób mógłby nazbierać więcej talonów na kurwy i balony. Zawsze jakaś nagroda, którą od biedy przyjdzie później opchnąć w Internecie. Albo dać rodzeństwu na urodziny jako prezent z prawie odzysku.
- To tylko zwykłe bajki. Takie rzeczy przecież nie istnieją... - zaczął tylko w odpowiedzi względem jakiś kwestii względem mitów, legend i innych cudów. Historyjki o różnego rodzaju stworzeniach z folkloru z pewnością nie były mu obce, ale były tylko tym - bajkami. Fantazją wymyślaną po to, aby straszyć dzieci, czy stworzyć różne historie na rzecz gier i animacji. Miał nawet ochotę ruszyć ponownie za błyszczącym obiektem, jednak mimo wszystko powstrzymał się, uznając że bezpieczniej będzie podążyć za starszą osobą, aniżeli ryzykować powielanie uprzednio popełnionych - być może - błędów.
- To tylko zwykłe bajki. Takie rzeczy przecież nie istnieją... - zaczął tylko w odpowiedzi względem jakiś kwestii względem mitów, legend i innych cudów. Historyjki o różnego rodzaju stworzeniach z folkloru z pewnością nie były mu obce, ale były tylko tym - bajkami. Fantazją wymyślaną po to, aby straszyć dzieci, czy stworzyć różne historie na rzecz gier i animacji. Miał nawet ochotę ruszyć ponownie za błyszczącym obiektem, jednak mimo wszystko powstrzymał się, uznając że bezpieczniej będzie podążyć za starszą osobą, aniżeli ryzykować powielanie uprzednio popełnionych - być może - błędów.
Rzut: porażka (27)
W duchu musiał przyznać, że rodzina Aikiryu poradziła sobie całkiem dobrze z odwzorowaniem atmosfery grozy. Dotychczas sądził, że był świetnie zorientowany w terenie, że nie zgubi się w gąszczu między drzewami, zawsze znajdzie punkt odniesienia i zapamięta trasę. Tymczasem mrok i wszystkie towarzyszące im odgłosy potrafiły skołować, a pojawiające się gdzieś na horyzoncie nieśmiałe błyski wywoływały jakieś poczucie zagubienia mimo pozostawania na, jak sądził, właściwej ścieżce.
– Niektórzy w nie wierzą – odparł wzruszając lekko ramionami i podpierając się nieco laską stanowiącą element jego stroju. Maskę od jakiegoś czasu nosił po prostu przyczepioną do płaszcza. Niewiele było w niej widać, ciężko się oddychało, na dodatek tłumiła dźwięk i podczas rozmów tylko utrudniała komunikację. – Ale ludzie są skłonni uwierzyć w wesołego grubaska wchodzącego kominem i zostawiającego prezenty albo w kolesia, który chodził po wodzie – dodał, odwracając na chwilę głowę w kierunku chłopaka. Ostatnimi czasy spotykał więcej osób, które były zaznajomione ze śmiercią, niż takich, którzy w ogóle o niej nie myśleli. To była naprawdę miła odmiana.
Obrócił twarz w inną stroną, a później jeszcze gdzie indziej, wychwytując narastające szepty. W porównaniu ze skrzypiącym dźwiękiem jakiegoś dogorywającego yurei grającego na starej szafie, to bardziej jeżyło mu włosy na karku. Jakby ktoś ich obserwował. To ścieżka dźwiękowa czy kolejne dziecko umieszczone tu w ramach… ciężko stwierdzić – kary, nagrody czy pracy?
Odruchowo sięgnął do lewego biodra, kiedy znikąd pojawił się wisielec. W ostatniej chwili powstrzymał się jednak przed wyciągnięciem pistoletu, który miał przy sobie przez cały czas. Wypuścił wstrzymane w płucach powietrze.
– Musieli wrzucić niespodziewanego straszaka na prostą drogę. Bingo klisz horrorowych zaliczone – skomentował, obchodząc bulgoczące truchło, jeszcze nieco chwiejące się od naprężonej gwałtownie liny.
– Niektórzy w nie wierzą – odparł wzruszając lekko ramionami i podpierając się nieco laską stanowiącą element jego stroju. Maskę od jakiegoś czasu nosił po prostu przyczepioną do płaszcza. Niewiele było w niej widać, ciężko się oddychało, na dodatek tłumiła dźwięk i podczas rozmów tylko utrudniała komunikację. – Ale ludzie są skłonni uwierzyć w wesołego grubaska wchodzącego kominem i zostawiającego prezenty albo w kolesia, który chodził po wodzie – dodał, odwracając na chwilę głowę w kierunku chłopaka. Ostatnimi czasy spotykał więcej osób, które były zaznajomione ze śmiercią, niż takich, którzy w ogóle o niej nie myśleli. To była naprawdę miła odmiana.
Obrócił twarz w inną stroną, a później jeszcze gdzie indziej, wychwytując narastające szepty. W porównaniu ze skrzypiącym dźwiękiem jakiegoś dogorywającego yurei grającego na starej szafie, to bardziej jeżyło mu włosy na karku. Jakby ktoś ich obserwował. To ścieżka dźwiękowa czy kolejne dziecko umieszczone tu w ramach… ciężko stwierdzić – kary, nagrody czy pracy?
Odruchowo sięgnął do lewego biodra, kiedy znikąd pojawił się wisielec. W ostatniej chwili powstrzymał się jednak przed wyciągnięciem pistoletu, który miał przy sobie przez cały czas. Wypuścił wstrzymane w płucach powietrze.
– Musieli wrzucić niespodziewanego straszaka na prostą drogę. Bingo klisz horrorowych zaliczone – skomentował, obchodząc bulgoczące truchło, jeszcze nieco chwiejące się od naprężonej gwałtownie liny.
Rzut: sukces (52)
Atmosfera powoli dawała mu się we znaki. Wątpliwości stopniowo zalęgały się w myślach nastolatka, który nie miał już pewności, czy pozostanie na ścieżce stanowiło rzeczywiście taki dobry wybór. Owszem, ostatnio nie udało mu się nawet skończyć tego pomieszczenia, jednak przynajmniej gdzieś trafili. Względny mrok i swego rodzaju groza wisząca w powietrzu zdawały się potwierdzać owe powątpienia. Mimo to, kroczył za kimś kto najwyraźniej znał się na tym wszystkim nieco bardziej, aniżeli on sam.
- Tam są jakieś szarfy - rzucił tylko, kiedy jego oczy dostrzegły coś w oddali. W zupełnie innym kierunku, aniżeli ten wskazywany przez wisielca. Kiedy więc udali się w odpowiednią stronę, znaleźli swoje nagrody i mogli udać się w sobie tylko znanym kierunku.
- Tam są jakieś szarfy - rzucił tylko, kiedy jego oczy dostrzegły coś w oddali. W zupełnie innym kierunku, aniżeli ten wskazywany przez wisielca. Kiedy więc udali się w odpowiednią stronę, znaleźli swoje nagrody i mogli udać się w sobie tylko znanym kierunku.
Rzut: wygrana (92)
Fin.
Fin.
maj 2038 roku