31.10.2037r.
Wydawać się mogło, że już nic ciekawego jej tego wieczoru nie spotka. Porwanie kogoś do tańca, kilka drinków, przebrnięcie przez cztery pokoje zagadek, które nawet nie podniosły jej tętna. Czuła się znudzona. Bale znacząco różniły się od klubowych potańcówek, muzyka była zupełnie inna, a mimo licznych gości – brakowało tego tłoku, krycia się w tłumie i rzucania sobie znaczących spojrzeń przez pół parkietu. I kiedy już sięgała po następny kieliszek, z torby rozległo się ciche brzęczenie, które wyłapała czystym przyzwyczajeniem. Dźwiękowi daleko było do włączającej się po kryjomu intymnej zabawki, wibracja pochodziła wprost z telefonu.
Zerknęła na wyświetlacz od niechcenia, zastanawiając się czy ktoś w pracy nie ma jakiegoś problemu. Awaria serwera, któraś z aplikacji odmawiająca posłuszeństwa, siedzący po nocy podwładny wreszcie wpadł na pomysł rozwiązania problemu, nad którym głowili się od tygodni. Jej oczom ukazał się jednak nieznany numer i wiadomość przypominająca raczej żart wysyłany pod losowy ciąg cyfr, czekając aż ktoś odpowie i da się złapać w jakiegoś pranka. Przesunęła wzrokiem po obecnych w sali balowej gościach, jakby chciała wyłapać wśród nich kogoś, kto po prostu użyczył sobie jej numeru od kogoś, kogo znała i czy teraz nie stoją gdzieś za filarem, zerkając w oczekiwaniu na jej reakcję. A ta była prosta. Odpisała pierwsze, co przyszło jej na myśl. Dopiero kolejna wiadomość wywołała u niej zaintrygowanie.
Wciąż nie do końca przekonana czy była to propozycja całkiem na serio, niespiesznym krokiem udała się w kierunku wyjścia. Korzystając z lekkiego zamieszania przy drzwiach, zgarnęła jakiś niedostatecznie pilnowany świecznik stanowiący tu bardziej klimatyczną ozdobę niż faktyczne źródło światła i wydostała się na zewnątrz. Nasunęła na głowę głęboki kaptur, pogrążając twarz w jego cieniu, a sama wkrótce zanurzyła się w linię drzew lasku rosnącego na terenie rezydencji.
Księżyc nie dawał tak wiele światła, jak byłby zdolny jeszcze tydzień wstecz, ale z pomocą dzierżonej w lewej ręce świeczki powoli przedzierała się przez poszycie usłane opadłymi liśćmi. Znaczna ich część wciąż jeszcze trzymała się gałęzi, spomiędzy których zerkała połówka jasnego księżyca. Zastanawiała się, jak Zły Wilk miałby się na nią natknąć w takiej ciemnicy, zwłaszcza kiedy kolorem ubrań wtapiała się w otoczenie, ale ostatecznie uznała, że to będzie już jego problem. O ile się zjawi.
Przystanęła wreszcie przy jakiejś przewróconej kłodzie. Odstawiła ostrożnie świecznik, uważając, żeby nie ześliznął się na ziemię – szkoda by było, żeby świeczki zgasły lub wywołały pożar. Podręczną torbę postawiła obok zwalonego drzewa. Obiecała czekanie w samej pelerynce i słowa dotrzymać zamierzała. Pelerynka była na szczęście dość gruba i ciepła, więc chwilę powinna wytrzymać bez sukienki. Sięgnęła do zapięcia na boku i pociągnęła za suwak, pozwalając sięgającej dotychczas kolan kiecce opaść na suche liście. Podniosła materiał i ułożyła go na kłodzie, zapewniając sobie jeszcze dodatkową izolację od chłodu. W końcu chciała tu złapać tylko jeden, konkretny typ wilka. Ujęła świecznik w dłonie i usadowiła się na prowizorycznym siedzisku, poprawiając płaszcz. Dla przypadkowego przechodnia nie powinna rzucać się w oczy – wydawała się być całkiem ubrana. Prawda była jednak zgoła inna. Jedyne, w czym teraz pozostawała pod pelerynką to dolna część bielizny, czarne zakolanówki i buty na niewielkiej platformie. Czarne włosy o fioletowoniebieskim pobłysku opadały lekko kręcącymi się falami na pierś okrytą jedynie ciemnym materiałem wierzchniego okrycia. Opuściła lekko głowę, pozwalając kapturowi opaść jeszcze niżej. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, co tak właściwie do cholery robi ze swoim życiem, ale do głowy wkradła się inna. W końcu był to dzień wszelkich duchów i może uda jej się jakiemuś pomóc przy właściwie zerowym koszcie ze swojej strony.
@Touya Kiryuu
Touya Kiryuu ubóstwia ten post.
Sentymenty były domeną słabych ludzi, ale i największa gnida potrafiła się ugiąć po tak długim czasie spędzonym na wiecznej tułaczce. Gdzieś w tłumie gości, tym razem całkiem namacalnie wpadających yureiowi pod nogi naszło go doznanie, które niechętnie określiłby jako nostalgia. Równie nie przystająca komuś, kto uczucia wyższe i te powszechnie uznawane za pozytywne deptał na proch, zarówno cudze jak i niekiedy własne, uznając je za zbędną słabość. Jednak i jemu zdarzało się wciąż przyłapać, że gdzieś tam pod płaszczykiem bezdusznego chuligana tliły się jeszcze ludzkie odruchy. A tym bardziej wspomnienia.
W całym korowodzie osobistości przewijających mu się przed oczami tego wieczora, zabrakło tej jednej istoty, która ze swoim równie krnąbrnym charakterkiem była zdolna podporządkować sobie tak nieokrzesane zwierzę jak Touya. I gdzieś między jednym drinkiem a drugim, zatęsknił za tą małą dyktatorką sprowadzającą go do parteru na różne sposoby. Zwłaszcza w pewien szczególny, którego nigdy nie miał jej za złe, wręcz przeciwnie. Jednak nie tylko sumienie mu dziś szwankowało, ale i pamięć yureia pozostawała do życzenia. Po tym jak zarekwirował przypadkowy telefon, nawet nie wzbudzając podejrzeń byłego właściciela, chłopak zaszył się w jednym z korytarzy by w porywie chwili wysłać SMS'a jak się spodziewał, do swojej byłej. Odpowiedź jaka przyszła na smartfon brzmiała dokładnie tak, jak zapamiętał ich słowne gierki to też niczego nie podejrzewając a tym bardziej nie przewidując pomyłki, nie mało podekscytowany skierował się do pobliskiego lasku. Przecież przypadkowy adresat najpewniej by go uprzedził o błędzie, w mniej lub bardziej przystojnych słowach, prawda?
Naiwny nie mniej niż zwykle ofiary, z których zwykł się za to naśmiewać, Kiryuu podążał ścieżką prowadzącą w gąszcz drzew, przyświecając sobie nikłą latarką zdobycznego telefonu. Niemalże już zwątpił, czy aby na pewno powinien się spodziewać ciepłego a tym bardziej jasnego powitania, niejako zwolnił kroku, zaciskając rękę na kastecie trzymanym w kieszeni kurtki. Mizuki wiedziała, że jest martwy i raczej nie spodziewała się korespondencji zza grobu, ale do Touyi dotarła ta refleksja zbyt późno.
W lasku rzeczywiście ktoś czekał. Niewielkie źródło światła pozwoliło wychwycić siedzącą sylwetkę, ale już ze sporej odległości yurei wiedział, że ma do czynienia z kobietą. Ewentualnie chłopakiem na tyle drobnej postury, by nie przejmować się ewentualnym mordobiciem. Wciąż jednak mogła to być pułapka zastawiona na anonimowego, napalonego faceta. Tyle, że najpewniej naiwnego a tego o Kiryuu powiedzieć nie było można. Im bliżej podchodził, nawet nie kryjąc się ze swoją obecnością, tym bardziej był pewien, że zakapturzona postać jest kobietą a to już nieźle rokowało na przyszłość.
- Dobry wieczór - Odezwał się niskim, melodyjnym głosem kiedy już znalazł się w zasięgu nie tylko wzroku, ale i słuchu nieznajomej. - A jeśli nie tak całkiem dobry, to wciąż możemy to zmienić. - Uzupełnił, uśmiechając się drapieżnie i z niejaką nonszalancją opierając o najbliższe drzewo. Teraz kiedy już stał tak blisko, mógł względnie otaksować nową towarzyszkę. Płaszcz choć obszerny i zostawiający aż nazbyt wiele męskiej wyobraźni, pozwalał na dobre rokowania nie tak całkiem małym wybrzuszeniem w okolicach biustu. Na wgląd w resztę wdzięków Złej Czarownicy musiał poczekać, milczeniem pozostawiając jej pole do podjęcia decyzji. Istniała przecież szansa, że ona również spodziewała się innego wilka i tego konkretnego zaraz znokautuje całkiem pokaźnym świecznikiem...
@Shirai Asami
W całym korowodzie osobistości przewijających mu się przed oczami tego wieczora, zabrakło tej jednej istoty, która ze swoim równie krnąbrnym charakterkiem była zdolna podporządkować sobie tak nieokrzesane zwierzę jak Touya. I gdzieś między jednym drinkiem a drugim, zatęsknił za tą małą dyktatorką sprowadzającą go do parteru na różne sposoby. Zwłaszcza w pewien szczególny, którego nigdy nie miał jej za złe, wręcz przeciwnie. Jednak nie tylko sumienie mu dziś szwankowało, ale i pamięć yureia pozostawała do życzenia. Po tym jak zarekwirował przypadkowy telefon, nawet nie wzbudzając podejrzeń byłego właściciela, chłopak zaszył się w jednym z korytarzy by w porywie chwili wysłać SMS'a jak się spodziewał, do swojej byłej. Odpowiedź jaka przyszła na smartfon brzmiała dokładnie tak, jak zapamiętał ich słowne gierki to też niczego nie podejrzewając a tym bardziej nie przewidując pomyłki, nie mało podekscytowany skierował się do pobliskiego lasku. Przecież przypadkowy adresat najpewniej by go uprzedził o błędzie, w mniej lub bardziej przystojnych słowach, prawda?
Naiwny nie mniej niż zwykle ofiary, z których zwykł się za to naśmiewać, Kiryuu podążał ścieżką prowadzącą w gąszcz drzew, przyświecając sobie nikłą latarką zdobycznego telefonu. Niemalże już zwątpił, czy aby na pewno powinien się spodziewać ciepłego a tym bardziej jasnego powitania, niejako zwolnił kroku, zaciskając rękę na kastecie trzymanym w kieszeni kurtki. Mizuki wiedziała, że jest martwy i raczej nie spodziewała się korespondencji zza grobu, ale do Touyi dotarła ta refleksja zbyt późno.
W lasku rzeczywiście ktoś czekał. Niewielkie źródło światła pozwoliło wychwycić siedzącą sylwetkę, ale już ze sporej odległości yurei wiedział, że ma do czynienia z kobietą. Ewentualnie chłopakiem na tyle drobnej postury, by nie przejmować się ewentualnym mordobiciem. Wciąż jednak mogła to być pułapka zastawiona na anonimowego, napalonego faceta. Tyle, że najpewniej naiwnego a tego o Kiryuu powiedzieć nie było można. Im bliżej podchodził, nawet nie kryjąc się ze swoją obecnością, tym bardziej był pewien, że zakapturzona postać jest kobietą a to już nieźle rokowało na przyszłość.
- Dobry wieczór - Odezwał się niskim, melodyjnym głosem kiedy już znalazł się w zasięgu nie tylko wzroku, ale i słuchu nieznajomej. - A jeśli nie tak całkiem dobry, to wciąż możemy to zmienić. - Uzupełnił, uśmiechając się drapieżnie i z niejaką nonszalancją opierając o najbliższe drzewo. Teraz kiedy już stał tak blisko, mógł względnie otaksować nową towarzyszkę. Płaszcz choć obszerny i zostawiający aż nazbyt wiele męskiej wyobraźni, pozwalał na dobre rokowania nie tak całkiem małym wybrzuszeniem w okolicach biustu. Na wgląd w resztę wdzięków Złej Czarownicy musiał poczekać, milczeniem pozostawiając jej pole do podjęcia decyzji. Istniała przecież szansa, że ona również spodziewała się innego wilka i tego konkretnego zaraz znokautuje całkiem pokaźnym świecznikiem...
@Shirai Asami
Shirai Asami ubóstwia ten post.
Za mało wstawiona, żeby rozłożyć się na pniaku kompletnie nago, nie dbając o to, kto będzie przechodził przez lasek, jednocześnie wystarczająco, żeby w ogóle pomyśleć o pójściu na te osobliwe spotkanie. Równie dobrze ktoś mógł sobie robić żarty, pomylić numery, być pół kraju dalej. Nuda w połączeniu z brakiem zaspokojenia pewnych potrzeb pozwoliły na odepchnięcie w bok racjonalnego podejścia do sprawy.
Cisza potęgowała napięcie, nakłaniała do refleksji – czy poza nią pośród drzew był ktoś jeszcze? Czy usłyszy coś oprócz swojego nieco przyspieszonego z ekscytacji bicia serca? Gdyby napatoczył się ktoś, komu daleko było do złego wilka, na którego czekała, musiałaby się pewnie porządnie tłumaczyć. Jedynym plusem było zasłonięcie większości twarzy kapturem i chowanie się za świecznikiem, co pomagało w zachowaniu jako takiej anonimowości.
Uniosła głowę, kiedy dotarł do niej dźwięk słów – nie tak ostrych jak by chciała, przytłumionych wadliwym zmysłem, ale wciąż dostatecznie wyraźnych, żeby zwrócić jej uwagę. Złote tęczówki błyszczały złowrogo w mroku kaptura za sprawą naświetlonych soczewek; niektórych sam ten widok mógłby już spłoszyć, ale kiedy przyjrzała się bardziej nieznajomemu, zauważyła elementy świadczące o tożsamości przybysza. Uśmiechnęła się zadziornie, przechylając odrobinę głowę, jakby go oceniała. Był całkiem niebrzydki, wyglądał na młodego, a ona lubiła młodych.
– Przekonamy się, jak dobry może być – zamruczała miękko, przesuwając nieco nogę, niby to przypadkiem pozwalając zawinąć się rąbkowi pelerynki, odsłaniając czarną niczym noc zakolanówkę i kawałek bladego uda. – Jestem zawiedziona, że nikt dziś nie klękał przed moim majestatem. Chyba będzie trzeba rzucić jakąś rytualną klątwę na te wszystkie dobre dusze.
Odchyliła głowę w tył, pozwalając kapturowi ześliznąć się z głowy na plecy. To był raczej ten Wilk, na którego czekała, a jeśli nie – czyjaś strata. Zamierzała go sobie anektować na najbliższy czas, a nie była osobą przyjmującą skargi i reklamacje z takiego powodu. Ostrożnie postawiła świecznik obok. Szkoda było gasić dające miły blask i delikatne ciepło płomyki. Byłoby to marnotrawstwo całkiem dobrego, stopionego wosku, który mógłby być jeszcze użyteczny. Wyciągnęła rękę w kierunku mężczyzny, powoli obróciła nadgarstek, by wnętrze dłoni skierować do góry i kiwnęła do niego powoli palcem, zachęcając, wręcz kusząc do podejścia jeszcze bliżej.
Cisza potęgowała napięcie, nakłaniała do refleksji – czy poza nią pośród drzew był ktoś jeszcze? Czy usłyszy coś oprócz swojego nieco przyspieszonego z ekscytacji bicia serca? Gdyby napatoczył się ktoś, komu daleko było do złego wilka, na którego czekała, musiałaby się pewnie porządnie tłumaczyć. Jedynym plusem było zasłonięcie większości twarzy kapturem i chowanie się za świecznikiem, co pomagało w zachowaniu jako takiej anonimowości.
Uniosła głowę, kiedy dotarł do niej dźwięk słów – nie tak ostrych jak by chciała, przytłumionych wadliwym zmysłem, ale wciąż dostatecznie wyraźnych, żeby zwrócić jej uwagę. Złote tęczówki błyszczały złowrogo w mroku kaptura za sprawą naświetlonych soczewek; niektórych sam ten widok mógłby już spłoszyć, ale kiedy przyjrzała się bardziej nieznajomemu, zauważyła elementy świadczące o tożsamości przybysza. Uśmiechnęła się zadziornie, przechylając odrobinę głowę, jakby go oceniała. Był całkiem niebrzydki, wyglądał na młodego, a ona lubiła młodych.
– Przekonamy się, jak dobry może być – zamruczała miękko, przesuwając nieco nogę, niby to przypadkiem pozwalając zawinąć się rąbkowi pelerynki, odsłaniając czarną niczym noc zakolanówkę i kawałek bladego uda. – Jestem zawiedziona, że nikt dziś nie klękał przed moim majestatem. Chyba będzie trzeba rzucić jakąś rytualną klątwę na te wszystkie dobre dusze.
Odchyliła głowę w tył, pozwalając kapturowi ześliznąć się z głowy na plecy. To był raczej ten Wilk, na którego czekała, a jeśli nie – czyjaś strata. Zamierzała go sobie anektować na najbliższy czas, a nie była osobą przyjmującą skargi i reklamacje z takiego powodu. Ostrożnie postawiła świecznik obok. Szkoda było gasić dające miły blask i delikatne ciepło płomyki. Byłoby to marnotrawstwo całkiem dobrego, stopionego wosku, który mógłby być jeszcze użyteczny. Wyciągnęła rękę w kierunku mężczyzny, powoli obróciła nadgarstek, by wnętrze dłoni skierować do góry i kiwnęła do niego powoli palcem, zachęcając, wręcz kusząc do podejścia jeszcze bliżej.
maj 2038 roku