Szpital, 26.02.2037
– G-gdzie ja jestem? – wyjęczała po cichu, rozglądając się dookoła. Po bokach jej łóżka wisiały białe zasłony, a przed sobą widziała drzwi otwarte na jakiś korytarz. Głowa Alaeshy była niezwykle ciężka, a ciało sztywne i obolałe. Nie docierało do niej, co się wydarzyło, ani dlaczego była w tym miejscu. Zresztą – co to w ogóle za miejsce? Wsparła się na łokciu, ignorując pulsujący ból w skroniach. Do jej łóżka podeszła kobieta, która ewidentnie do niej mówiła, jednak Itou nie była w stanie niczego zrozumieć. Pomimo że widziała ruch jej ust, jedyne co do niej docierało, to intensywnie fiołkowe smugi kręcące się wokół jej warg, ulatujące w górę i rozpływające się w powietrzu. Wpierw uśmiechnięta buzia kobiety zmieniła wyraz na zaniepokojony.
– Gdzie jestem? – z trudem wymówiła pytanie, a słowa zostawiły w ustach nieoczekiwany... smak pomarańczy. Kurwa, co się dzieje?! Odbiło się echem w jej głowie, po czym straciła przytomność.
Odzyskała świadomość później w ciągu dnia – spostrzegła to po świetle wpadającym do pomieszczenia. Przynajmniej miała nadzieję, że by to ten sam dzień. Tym razem zasłony były rozsunięte, a do jej łóżka podszedł mężczyzna w fartuchu.
– Dzień dobry. Jestem Pani lekarzem prowadzącym. Przeżyła Pani udar. – Tym razem rozumiała wypowiadane słowa, jednak miała nieodparte wrażenie, że mężczyzna brzmiał jak kontrabas. W głowie słyszała szum przypominający ten radiowy, a jej zmysły przeskakiwały i próbowały dostroić się do odpowiedniej częstotliwości. Wysłuchała reszty wywodu lekarza, nie mówiąc jednak o swoich dziwnych odczuciach. Po chwili została sama na sali.
Miała udar. Jej serce stanęło. Musieli ją reanimować. Była w szpitalu. Jej zmysły zwariowały.
Jednak to inna myśl nie dawała jej spokoju i była jak przeszywający dźwięk paznokcia przesuwanego po tablicy. Ostatnie, co pamiętała, to to... cholera, co to było? Duch? Nie przyśniło jej się to? Patrzyła tępo przed siebie. Niewidzącym wzrokiem zauważyła rozmazaną sylwetkę siadającą na jednym ze szpitalnych krzesełek. Zamrugała kilkukrotnie, odzyskując ostrość widzenia. Naprzeciwko wejścia do jej sali, w zasadzie naprzeciwko jej łóżka, siedział mężczyzna. Opierał łokcie o własne kolana, głowę miał spuszczoną, a długie włosy przysłaniały mu twarz. Nie umiała powiedzieć w jaki sposób, ale ewidentnie „coś” odróżniało go od otoczenia. Z nie do końca znanego jej powodu, czekała, aż uniesie twarz. W końcu doczekała się. Jego jasne oczy zetknęły się z jej spojrzeniem.
– Mam do Ciebie prośbę. – powiedziała do niego, mając nadzieję, że usłyszał.
@Satō Kisara
Ye Lian and Satō Kisara szaleją za tym postem.
Patrzył otępiałym wzrokiem prosto w ciemne oczy Hiny, jego współpracowniczki. Choć słyszał, że coś mówiła, trudno mu było skupić się na znaczeniu wypowiadanych zdań. Ton i melodyjność jej głosu wędrowała w jego umyśle, ale dawał im się jedynie obejść z boku. Wkrótce uciekł spojrzeniem na szybę oddzielającą ich, stojących w korytarzu, od pacjentki leżącej nieruchomo w szpitalnym łóżku, która dzisiejszego dnia przyjechała w karetce i trafiła prosto na oddział intensywnej terapii. Zanim w ogóle zorientował się, że kobieta przestała mówić, złapała go za dłoń, której palcami maltretował rękaw swojego białego kitla.
- Kisara. Kisara - zawołała z naciskiem. Wreszcie udało mu się skorelować na niej swoją uwagę - ale z wielkim wysiłkiem. - Idź do domu. To za wcześnie, żebyś pracował, serio. - Jej minęła zaczęła transformować z łagodnej i pełnej troski w zaciętą, w miarę jak Satou zaczął się krzywić. - Kisara, mówię poważnie. Jesteś bardzo rozkojarzony i to nic dziwnego. Przecież sam tydzień temu leżałeś tu jak ona. To naprawdę będzie nieodpowiedzialne, żebyś próbował zajmować się kimkolwiek innym niż sobą w takim stanie.
Dobrze wiedział, oczywiście, że ma rację. W żaden sposób ostatnio nie był dla nikogo przydatny; aż dziwne, że przełożony przymusowo nie wysłał go na zwolnienie. Być może prezentował się naprawdę żałośnie i to na tyle, że nie chciał pozbawiać go zajęcia odwracającego uwagę od jego problemów. Powędrował jeszcze raz oczyma na leżącą na szkłem kobietę, jakby coś go tam przyciągało.
- Okej - odparł po chwili ciszy, wzdychając ciężko. Całe jego ciało buntowało się przed tym, by wrócić do pustego mieszkania. Nie mógł przecież przesiadywać non stop u Ye Liana - mężczyzna zrobił dla niego już wystarczająco dużo przez ostatnie tygodnie. Ale w zasadzie… niekoniecznie musiał sobie iść, a zwyczajnie przestać pracować… prawda? - Chyba po prostu przy niej posiedzę. Jeszcze nie wiadomo, do kogo się odezwać w jej sprawie, nie? Nie chcę, żeby była całkiem sama, gdy się obudzi. - Bo na szczęście jej stan został na tyle unormowany, że nie powinna mieć z tym kłopotów. Zanim jednak jej ciało dostatecznie odpocznie, może minąć trochę czasu.
Hina zerknęła na niego podejrzliwie, ale ostatecznie tylko kiwnęła głową i nie powiedziała nic więcej. Po krótkim uścisku zostawiła go samego, a po tym nie marnował już czasu i po cichu, jakby - absurdalnie - nie chcąc jej budzić, wszedł do szpitalnej sali.
Dziwne było nawet dla niego, ile czasu spędzał czasu przy łóżku Alaeshy. Była dla niego nieznajomą - choć im dłużej się jej przyglądał - a miał ku temu wiele okazji - iskierka rozpoznania tliła się w jego oczach, jakby jednak gdzieś już się spotkali. Jeszcze nie mógł wskazać dokładnego etapu życia, kiedy mogło się to wydarzyć, ale coraz trudniej było myśleć o niej jak o całkiem obcej mu osobie. Trzeciego dnia jej pobytu znalazł wśród rzeczy kobiety szkicownik, tym samym mogąc poznać trochę więcej jej sposobu patrzenia na świat, dostrzegania detali, może zainteresowań. Ostatni rysunek przyciągał szczególną uwagę, bo przedstawiał istotę, której nie potrafił nawet do końca nazwać, a która jednocześnie wyzwalała w nim dziwne uczucie. Ostatnio przecież… sporadycznie dostrzegał coś i kogoś, co zgoła nie pasowało do reszty, do rzeczywistości. Gdy palcami sunął delikatnie po kreskach grafitu, miał podobne wrażenie.
Itou jednak wciąż się nie budziła, lecz Kisara był wyjątkowo cierpliwy, jak zwykle wobec swoich pacjentów - choć tym razem dziewczyna nie do końca nim była. Nie prowadził jej sprawy, lecz jemu zostało ostatecznie powierzone drobne, ale ważne zadania, jak choćby zmiana kroplówek - „skoro i tak ciągle tu siedzisz”, jak to określiła jedna z pielęgniarek. Zgadzał się z nią w stu procentach. Poza tym, opiekowanie się kimś zapełniało ziejącą w Kisarze dziurę powstałą wpierw po śmierci brata, a potem po własnym… incydencie. Dalej kwestia ta wydawała się delikatna jak poraniona tkanka i krucha jak porcelana - zdecydowanie od niej uciekał, póki co. Bał się, że zbyt długie dywagacje przywrócą chęć do zniknięcia z tego świata.
…tym razem zapewne zadbałby o to, by mu się powiodło.
Gdy dotarła do niego informacja, że Alaesha się obudziła, pojechał akurat na chwilę do domu. Miał zamiar wstąpić jedynie po to, by się umyć i złapać trochę ciuchów na przebranie. Od jej przybycia do szpitala minął już prawie tydzień i spodziewano się, że obudzi się lada chwila. Chciał być gotowy zostać na noc - i tym samym sposobem przegapił moment, na który czekał. Przekazano mu informację, że jej przytomność była tylko mignięciem. Tak czy siak, poczuł nieprzyjemną pustkę w żołądku na tą wieść. Zebrał się jak najszybciej był w stanie i wrócił do szpitala.
Minęło parę godzin, zanim ponownie otworzyła oczy. Teraz już zaczynał się niecierpliwić - ale była to głównie kwestia tego, że ominęła go, jego zdaniem, ważna sytuacja. Siedział na zewnątrz, bo jeszcze chwilę temu rozmawiał z Hiną. Właśnie miał się podnosić z niewygodnego krzesła, spojrzał na Alaeshę, spodziewając się ujrzeć ją śpiącą… gdy napotkał na jej piwne, całkiem przytomne spojrzenie.
Poderwał się wręcz i szybkim krokiem do niej wrócił. Głos, jaki wydobył się z jej gardła, był taki słaby, lecz na szczęście Kisara był w stanie rozróżnić wypowiadane przez nią słowa. Bez zastanowienia usiadł na brzegu łóżka, ściągając brwi w konsternacji.
- Co ci potrzeba? - spytał w odpowiedzi. Zagryzł policzek od środka, a potem, nie mogąc się powstrzymać: - Jak się czujesz? Rozpoznajesz miejsce, w którym jesteś?
- Kisara. Kisara - zawołała z naciskiem. Wreszcie udało mu się skorelować na niej swoją uwagę - ale z wielkim wysiłkiem. - Idź do domu. To za wcześnie, żebyś pracował, serio. - Jej minęła zaczęła transformować z łagodnej i pełnej troski w zaciętą, w miarę jak Satou zaczął się krzywić. - Kisara, mówię poważnie. Jesteś bardzo rozkojarzony i to nic dziwnego. Przecież sam tydzień temu leżałeś tu jak ona. To naprawdę będzie nieodpowiedzialne, żebyś próbował zajmować się kimkolwiek innym niż sobą w takim stanie.
Dobrze wiedział, oczywiście, że ma rację. W żaden sposób ostatnio nie był dla nikogo przydatny; aż dziwne, że przełożony przymusowo nie wysłał go na zwolnienie. Być może prezentował się naprawdę żałośnie i to na tyle, że nie chciał pozbawiać go zajęcia odwracającego uwagę od jego problemów. Powędrował jeszcze raz oczyma na leżącą na szkłem kobietę, jakby coś go tam przyciągało.
- Okej - odparł po chwili ciszy, wzdychając ciężko. Całe jego ciało buntowało się przed tym, by wrócić do pustego mieszkania. Nie mógł przecież przesiadywać non stop u Ye Liana - mężczyzna zrobił dla niego już wystarczająco dużo przez ostatnie tygodnie. Ale w zasadzie… niekoniecznie musiał sobie iść, a zwyczajnie przestać pracować… prawda? - Chyba po prostu przy niej posiedzę. Jeszcze nie wiadomo, do kogo się odezwać w jej sprawie, nie? Nie chcę, żeby była całkiem sama, gdy się obudzi. - Bo na szczęście jej stan został na tyle unormowany, że nie powinna mieć z tym kłopotów. Zanim jednak jej ciało dostatecznie odpocznie, może minąć trochę czasu.
Hina zerknęła na niego podejrzliwie, ale ostatecznie tylko kiwnęła głową i nie powiedziała nic więcej. Po krótkim uścisku zostawiła go samego, a po tym nie marnował już czasu i po cichu, jakby - absurdalnie - nie chcąc jej budzić, wszedł do szpitalnej sali.
Dziwne było nawet dla niego, ile czasu spędzał czasu przy łóżku Alaeshy. Była dla niego nieznajomą - choć im dłużej się jej przyglądał - a miał ku temu wiele okazji - iskierka rozpoznania tliła się w jego oczach, jakby jednak gdzieś już się spotkali. Jeszcze nie mógł wskazać dokładnego etapu życia, kiedy mogło się to wydarzyć, ale coraz trudniej było myśleć o niej jak o całkiem obcej mu osobie. Trzeciego dnia jej pobytu znalazł wśród rzeczy kobiety szkicownik, tym samym mogąc poznać trochę więcej jej sposobu patrzenia na świat, dostrzegania detali, może zainteresowań. Ostatni rysunek przyciągał szczególną uwagę, bo przedstawiał istotę, której nie potrafił nawet do końca nazwać, a która jednocześnie wyzwalała w nim dziwne uczucie. Ostatnio przecież… sporadycznie dostrzegał coś i kogoś, co zgoła nie pasowało do reszty, do rzeczywistości. Gdy palcami sunął delikatnie po kreskach grafitu, miał podobne wrażenie.
Itou jednak wciąż się nie budziła, lecz Kisara był wyjątkowo cierpliwy, jak zwykle wobec swoich pacjentów - choć tym razem dziewczyna nie do końca nim była. Nie prowadził jej sprawy, lecz jemu zostało ostatecznie powierzone drobne, ale ważne zadania, jak choćby zmiana kroplówek - „skoro i tak ciągle tu siedzisz”, jak to określiła jedna z pielęgniarek. Zgadzał się z nią w stu procentach. Poza tym, opiekowanie się kimś zapełniało ziejącą w Kisarze dziurę powstałą wpierw po śmierci brata, a potem po własnym… incydencie. Dalej kwestia ta wydawała się delikatna jak poraniona tkanka i krucha jak porcelana - zdecydowanie od niej uciekał, póki co. Bał się, że zbyt długie dywagacje przywrócą chęć do zniknięcia z tego świata.
…tym razem zapewne zadbałby o to, by mu się powiodło.
Gdy dotarła do niego informacja, że Alaesha się obudziła, pojechał akurat na chwilę do domu. Miał zamiar wstąpić jedynie po to, by się umyć i złapać trochę ciuchów na przebranie. Od jej przybycia do szpitala minął już prawie tydzień i spodziewano się, że obudzi się lada chwila. Chciał być gotowy zostać na noc - i tym samym sposobem przegapił moment, na który czekał. Przekazano mu informację, że jej przytomność była tylko mignięciem. Tak czy siak, poczuł nieprzyjemną pustkę w żołądku na tą wieść. Zebrał się jak najszybciej był w stanie i wrócił do szpitala.
Minęło parę godzin, zanim ponownie otworzyła oczy. Teraz już zaczynał się niecierpliwić - ale była to głównie kwestia tego, że ominęła go, jego zdaniem, ważna sytuacja. Siedział na zewnątrz, bo jeszcze chwilę temu rozmawiał z Hiną. Właśnie miał się podnosić z niewygodnego krzesła, spojrzał na Alaeshę, spodziewając się ujrzeć ją śpiącą… gdy napotkał na jej piwne, całkiem przytomne spojrzenie.
Poderwał się wręcz i szybkim krokiem do niej wrócił. Głos, jaki wydobył się z jej gardła, był taki słaby, lecz na szczęście Kisara był w stanie rozróżnić wypowiadane przez nią słowa. Bez zastanowienia usiadł na brzegu łóżka, ściągając brwi w konsternacji.
- Co ci potrzeba? - spytał w odpowiedzi. Zagryzł policzek od środka, a potem, nie mogąc się powstrzymać: - Jak się czujesz? Rozpoznajesz miejsce, w którym jesteś?
WAS IT JUST A DREAM?
AM I IN TOO DEEP?
Ye Lian and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Umysł Alaeshy przeżywał szarżę przytłaczających emocji, której jednak trudno było doszukiwać się w widoku osłabionego ciała. Zauważyć mogłoby ją tylko wprawne oko, które zwróciłoby uwagę na lekko trzęsące się dłonie i blade policzki. Tymczasem w szpitalnym pokoju nie było nikogo. Jedynym ratunkiem kobiety był mężczyzna siedzący przed drzwiami. Wbiła spojrzenie w jego twarz, omijając co chwilę wzrokiem innych — pacjentów, lekarzy, pielęgniarki i gości — przemierzających korytarz. Ich sylwetki wydobywały się z nicości tylko po to, by pojawić się na ułamek sekundy i zniknąć. Tak, jakby świat poza jej „oknem”, a w zasadzie „drzwiami na świat”, nie istniał, a cały ten teatrzyk odbywał się tylko dla Alaeshy.
Ich spojrzenia w końcu się spotkały. Jej zdeterminowane i jego nieco zaskoczone. Rozbłysk emocji poderwał myśli Alaeshy z letargu oczekiwania. Udało się! Miała jego uwagę! Potrzebowała tej uwagi jak powietrza. Koniecznie potrzebowała kogoś, kto pomoże rozwikłać zagadkę, czy nie oszalała.
Mężczyzna zerwał się z krzesła zaskakująco szybko i w zaledwie w kilku krokach dopadł jej łóżka. Przekraczając próg, roztoczył wokół siebie błękitną aurę, która zajęła większość pokoju. Była absolutnie piękna i Alaesha musiała zmusić się do zignorowania swoich popsutych zmysłów. Pozwoliła sobie jedynie na omiecenie aury wzrokiem i ponownie skupiła uwagę na twarzy długowłosego, który siedział już na brzegu łóżka.
Na jego twarzy malowały się różne emocje, które były nie do końca zrozumiałe dla Itou. Wydawał się zmartwiony, ale też w jakiś sposób ożywiony. Nie spodziewała się wzbudzić takich uczyć w osobie, którą widziała po raz pierwszy. Choć, musiała przyznać, że w tym momencie wydał się dziwnie znajomy. Może jej pamięć również się popsuła, a mężczyzna siedzący obok jest jej przyjacielem lub kimś z rodziny? Nie, ta myśl była absurdalna. Pamiętała, jak się nazywa, gdzie mieszka, jaką ukończyła szkołę i że... już nie ma rodziny, ani specjalnie wielu przyjaciół. Niemniej delikatne rysy i szczupła sylwetka kogoś jej przypominały. Musiała jednak zostawić te rozważania na później.
Głos niebieskookiego był przyjemny i kojący — jak chłodna dłoń przytknięta do rozgrzanego gorączką czoła. Wzbudzał zaufanie, a sam właściciel śpiewnego głosu tak bardzo starał się być pomocny... Na krótką chwilę zawiesiła swoją misję, aby odpowiedzieć na pełne troski pytania rozmówcy.
— Jak się czuję? — Nie wiedzieć czemu, nie spodziewała się takiego pytania, choć brzmiało ono całkiem naturalnie w szpitalu. Być może zaskoczyło ją ono, ponieważ sama jeszcze się nad tym nie zastanawiała.— Czuję się... chyba nieźle. Oczywiście jak na kogoś, kto ledwo przeżył. — Spróbowała się blado uśmiechnąć. — Trochę mi się kręci w głowie i widzę rzeczy, których nie ma, ale poza tym wszystko ok. — Natychmiast pożałowała swoich słów — przecież wcale nie chciała tego powiedzieć! Szybko odpowiedziała na kolejne pytanie, mając nadzieję, że nieznajomy zignoruje lub nie zauważy tego, co powiedziała. — Tak, wiem, gdzie jestem. To szpital, a ja... ja przeszłam udar. — Dokończyła zdanie z dużo większym wahaniem, niż by chciała, i nieprzyjemnym uczuciem ściśniętego gardła.
— Posłuchaj, mam prośbę i zrazem pytanie do Ciebie. Czy wiesz, gdzie są moje rzeczy? Czy w ogóle są tutaj rzeczy, które miałam ze sobą przed wypadkiem? — Mówiła do niego bez pardonu, nie bacząc na grzecznościowe zwroty. Odnalazła wzrokiem dłoń mężczyzny, która leżała obok niej na prześcieradle. Chwyciła za nią i następnie spojrzała mu z determinacją w oczy. — Muszę, naprawdę muszę przejrzeć mój szkicownik — taki duży zeszyt z czarną, skórzaną okładką. Wiesz, gdzie może być?
@Satō Kisara
Ich spojrzenia w końcu się spotkały. Jej zdeterminowane i jego nieco zaskoczone. Rozbłysk emocji poderwał myśli Alaeshy z letargu oczekiwania. Udało się! Miała jego uwagę! Potrzebowała tej uwagi jak powietrza. Koniecznie potrzebowała kogoś, kto pomoże rozwikłać zagadkę, czy nie oszalała.
Mężczyzna zerwał się z krzesła zaskakująco szybko i w zaledwie w kilku krokach dopadł jej łóżka. Przekraczając próg, roztoczył wokół siebie błękitną aurę, która zajęła większość pokoju. Była absolutnie piękna i Alaesha musiała zmusić się do zignorowania swoich popsutych zmysłów. Pozwoliła sobie jedynie na omiecenie aury wzrokiem i ponownie skupiła uwagę na twarzy długowłosego, który siedział już na brzegu łóżka.
Na jego twarzy malowały się różne emocje, które były nie do końca zrozumiałe dla Itou. Wydawał się zmartwiony, ale też w jakiś sposób ożywiony. Nie spodziewała się wzbudzić takich uczyć w osobie, którą widziała po raz pierwszy. Choć, musiała przyznać, że w tym momencie wydał się dziwnie znajomy. Może jej pamięć również się popsuła, a mężczyzna siedzący obok jest jej przyjacielem lub kimś z rodziny? Nie, ta myśl była absurdalna. Pamiętała, jak się nazywa, gdzie mieszka, jaką ukończyła szkołę i że... już nie ma rodziny, ani specjalnie wielu przyjaciół. Niemniej delikatne rysy i szczupła sylwetka kogoś jej przypominały. Musiała jednak zostawić te rozważania na później.
Głos niebieskookiego był przyjemny i kojący — jak chłodna dłoń przytknięta do rozgrzanego gorączką czoła. Wzbudzał zaufanie, a sam właściciel śpiewnego głosu tak bardzo starał się być pomocny... Na krótką chwilę zawiesiła swoją misję, aby odpowiedzieć na pełne troski pytania rozmówcy.
— Jak się czuję? — Nie wiedzieć czemu, nie spodziewała się takiego pytania, choć brzmiało ono całkiem naturalnie w szpitalu. Być może zaskoczyło ją ono, ponieważ sama jeszcze się nad tym nie zastanawiała.— Czuję się... chyba nieźle. Oczywiście jak na kogoś, kto ledwo przeżył. — Spróbowała się blado uśmiechnąć. — Trochę mi się kręci w głowie i widzę rzeczy, których nie ma, ale poza tym wszystko ok. — Natychmiast pożałowała swoich słów — przecież wcale nie chciała tego powiedzieć! Szybko odpowiedziała na kolejne pytanie, mając nadzieję, że nieznajomy zignoruje lub nie zauważy tego, co powiedziała. — Tak, wiem, gdzie jestem. To szpital, a ja... ja przeszłam udar. — Dokończyła zdanie z dużo większym wahaniem, niż by chciała, i nieprzyjemnym uczuciem ściśniętego gardła.
— Posłuchaj, mam prośbę i zrazem pytanie do Ciebie. Czy wiesz, gdzie są moje rzeczy? Czy w ogóle są tutaj rzeczy, które miałam ze sobą przed wypadkiem? — Mówiła do niego bez pardonu, nie bacząc na grzecznościowe zwroty. Odnalazła wzrokiem dłoń mężczyzny, która leżała obok niej na prześcieradle. Chwyciła za nią i następnie spojrzała mu z determinacją w oczy. — Muszę, naprawdę muszę przejrzeć mój szkicownik — taki duży zeszyt z czarną, skórzaną okładką. Wiesz, gdzie może być?
@Satō Kisara
Satō Kisara and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.
Przyglądał się Alaeshy równie uważnie, co ona jemu. Nadal jej twarz wyglądała bardzo blado - ale czego innego można spodziewać się po osobie, która ledwo co się obudziła po takim czasie w stanie śpiączki. U siebie z kolei czuł powoli roztaczające się czerwienią po jego policzkach ciepło, spowodowane lekkim wstydem. Pod wpływem emocji przybiegł tu tak szybko - choć wiedział przecież, że dla Itou był prawdopodobnie zupełnie obcą osobą. Choć nie ignorował całkiem odczucia, że być może już kiedyś się spotkali, tak za nim nie mógł mieć pewności, że ona odnosi podobne wrażenie. Najgorszą opcją byłoby, gdyby pomyślała o nim jak o jakimś stalkerze, który do tej pory obserwował ją, gdy spała. Zagryzł wargi pod wpływem nerwów, zmuszając się jednocześnie na razie o tym nie myśleć i poświęcić jej pełnię uwagi, na którą przecież zasługiwała po tak ciężkiej walce o życie.
- Och, mogę sobie to wyobrazić - odparł, uśmiechając się. Mógł nawet nie tyle co sobie wyobrazić, a przywołać własne wspomnienia sprzed kilku tygodni, jak się czuł niedługo po powrocie do rzeczywistości. - Tak jest, to szpital. I przeszłaś udar. Na szczęście twój stan się ciągle poprawia. - Wyprostował zdrętwiałe od ciągłego siedzenia ramiona. - Normalnie też tutaj pracuję… choć nie w tej chwili. Jestem na… urlopie, powiedzmy. - Również mógł zachować to dla siebie albo chociaż skończyć na fakcie, że tu pracował. Może nie wyszedłby wtedy na takiego… dziwaka. Coś innego jednak zwróciło jego uwagę bardziej niż użalanie się nad sobą. - Rzeczy, których nie ma? Możesz rozwinąć?
Nawet nie marzyła, że mogłoby to być coś podobnego do tego, co Kisara widywała od czasu do czasu przez ostatni miesiąc. Bardziej zaczęła obawiać się powikłań, które mogłyby pojawić się u Alaeshy po śpiączce, jak u każdego innego pacjenta. Nie pierwszy raz widziałaby u obudzonych urojenia, zaraz obok głębokiego niepokoju i utraty wszelkiej orientacji w czasie. Prawdopodobnie dobrym pomysłem będzie zawołanie za jakiś czas neurologa i resztę zespołu, który zajmował się kobietą.
Na jej następne pytanie skinął wpierw głową. - Tak, są tam - doprecyzował, wskazując dłonią szafkę z kilkoma szufladami nieopodal łóżka. - Niestety nie wiem, czy z miejsca wypadku wzięto wszystkie twoje rzeczy, ale część tu jest… - Przerwał jednak, gdy dziewczyna chwyciła go niespodziewanie za dłoń. Odruchowo ścisnął ją kojąco, pozwalając jej skończyć. - ...i w tym twój szkicownik.
Łagodnie położyła jej dłoń z powrotem na kołdrze, by następnie wstać i podejść do wspomnianej szafki. Nie zapytała nawet, czy potrzebuje go teraz; jej pilny ton zdecydowanie wskazywał na to, że najlepiej, gdyby dostała zeszyt jak najszybciej się dało. Szybko odszukała skórzaną okładkę i po chwili już wyciągała szkicownik w stronę Alaeshy.
- Proszę - powiedziała. Następnie, z nieco zakłopotanym uśmiechem dodała: - Myślę, że powinnaś wiedzieć. Przeglądałam go. Przepraszam, że bez twojej wiedzy. Bardzo ładnie rysujesz.
- Och, mogę sobie to wyobrazić - odparł, uśmiechając się. Mógł nawet nie tyle co sobie wyobrazić, a przywołać własne wspomnienia sprzed kilku tygodni, jak się czuł niedługo po powrocie do rzeczywistości. - Tak jest, to szpital. I przeszłaś udar. Na szczęście twój stan się ciągle poprawia. - Wyprostował zdrętwiałe od ciągłego siedzenia ramiona. - Normalnie też tutaj pracuję… choć nie w tej chwili. Jestem na… urlopie, powiedzmy. - Również mógł zachować to dla siebie albo chociaż skończyć na fakcie, że tu pracował. Może nie wyszedłby wtedy na takiego… dziwaka. Coś innego jednak zwróciło jego uwagę bardziej niż użalanie się nad sobą. - Rzeczy, których nie ma? Możesz rozwinąć?
Nawet nie marzyła, że mogłoby to być coś podobnego do tego, co Kisara widywała od czasu do czasu przez ostatni miesiąc. Bardziej zaczęła obawiać się powikłań, które mogłyby pojawić się u Alaeshy po śpiączce, jak u każdego innego pacjenta. Nie pierwszy raz widziałaby u obudzonych urojenia, zaraz obok głębokiego niepokoju i utraty wszelkiej orientacji w czasie. Prawdopodobnie dobrym pomysłem będzie zawołanie za jakiś czas neurologa i resztę zespołu, który zajmował się kobietą.
Na jej następne pytanie skinął wpierw głową. - Tak, są tam - doprecyzował, wskazując dłonią szafkę z kilkoma szufladami nieopodal łóżka. - Niestety nie wiem, czy z miejsca wypadku wzięto wszystkie twoje rzeczy, ale część tu jest… - Przerwał jednak, gdy dziewczyna chwyciła go niespodziewanie za dłoń. Odruchowo ścisnął ją kojąco, pozwalając jej skończyć. - ...i w tym twój szkicownik.
Łagodnie położyła jej dłoń z powrotem na kołdrze, by następnie wstać i podejść do wspomnianej szafki. Nie zapytała nawet, czy potrzebuje go teraz; jej pilny ton zdecydowanie wskazywał na to, że najlepiej, gdyby dostała zeszyt jak najszybciej się dało. Szybko odszukała skórzaną okładkę i po chwili już wyciągała szkicownik w stronę Alaeshy.
- Proszę - powiedziała. Następnie, z nieco zakłopotanym uśmiechem dodała: - Myślę, że powinnaś wiedzieć. Przeglądałam go. Przepraszam, że bez twojej wiedzy. Bardzo ładnie rysujesz.
WAS IT JUST A DREAM?
AM I IN TOO DEEP?
Yōzei-Genji Setsurō and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
— Wiesz, to moja pierwsza śmierć kliniczna, więc może trochę dramatyzuję. Przy kolejnej już powinno być łatwiej, nie? — Gdyby nie czuła się tak słabo, to z pewnością w tym momencie pokój wypełniłby jej śmiech. Nie bagatelizowała swojego stanu — gdyby tak było, to próbowałaby wstać z łóżka, albo wypisać się do domu. Życie jednak nauczyło Itou, że czasem lepiej obśmiać trudności, niż się pod nimi złamać. W końcu przeżyła każdą najtrudniejszą sytuację w swoim życiu. Nawet własną śmierć.
Cieszyła się, że w tym momencie nie jest sama, bo o dziwo, obecność niespodziewanego i troskliwego gościa była dla niej kojąca. Odczuwała ją zupełnie inaczej od beznamiętnego i czysto zawodowego towarzystwa innych pracowników szpitala. Alaeshy kręciło się w głowie, a sens wypowiadanych słów trafiał do niej z opóźnieniem. Nie pomagały w ich zrozumieniu przeciążone zmysły, które wciąż wybijały fałszywe dźwięki. Była jednak w stanie odróżnić to, co z pewnością było rzeczywiste, od jej imaginacji. Choć czy te wizje nie były równie prawdziwe co łóżko, słowa i siedząca obok osoba? Dla niej były.
— Jesteś lekarzem? — Obrzuciła spojrzeniem biały, acz rozpięty kitel. — Skoro masz urlop, to co tutaj robisz? Założę się, że jest masa ciekawszych rzeczy niż ja... Przynajmniej w tym stanie. — Spróbowała puścić żartobliwe oczko, niemniej mogło jej to wyjść odrobinę zbyt powoli. Być może również mrugnęła dwoma oczami naraz. Niemniej jeśli towarzysząca jej postać, wybawiciel od samotnego leżenia w szpitalnym łóżku, uśmiechnie się z tego powodu, to jej cel zostanie osiągnięty. Nie chciała, aby miał taką zatroskaną minę — trudno jej było przyjmować troskę, nawet w momencie, gdy ledwo uszła z życiem.
Nieznajomy, ponieważ w trakcie ich krótkiej rozmowy wciąż nie padło żadne imię, niestety nie dał się zwieść jej wesołemu tonowi i szybkiej zmianie tematu. Przez chwilę myślała gorączkowo. — Cholera, podłożyłam się. Jak z tego wybrnąć? Nie chcę, żeby mnie wziął za nienormalną, nie zwariowałam przecież... Wiem o tym. Muszę tylko... tylko zobaczyć dowód. — Wiedziała, że jeśli zobaczy rysunek w szkicowniku, to będzie znaczyło, że ma rację. Jeszcze nie wiedziała, na czym ta racja miałaby polegać, jednak miałaby ją. Gorzej, jeśli jednak w notesie nie będzie żadnego rysunku. Być może to, co zobaczyła, to jedynie majaki, a ona w tym momencie powinna wyspowiadać się przed tym człowiekiem ze wszystkich swoich dolegliwości. Może ma poważne uszkodzenie mózgu, a ona to właśnie ignoruje? Zagryzła mocno policzek od środka i wzięła się w garść — niemal dosłownie, ponieważ dłońmi ścisnęła poły sztywnej, szpitalnej kołdry. Postanowiła, że teraz nie odpowie na postawione jej pytanie.
— Wszystko Ci wyjaśnię, obiecuję. Tylko najpierw muszę zajrzeć do mojego notesu, dobrze? — Powiedziała cokolwiek, byleby nie musieć się teraz tłumaczyć. Choć gdyby była ze sobą zupełnie szczera, to również nie miałaby na to teraz siły.
Z początku słowa niebieskookiego ją zlękły. — Czyżby mój notatnik przepadł? — Szybko ją jednak uspokoił, zarówno słowami, jak i ciepłem dłoni. Nie trwało to jednak długo i kojący dotyk został zastąpiony przez wykrochmaloną pościel. W głowie Alaeshy uczucie to jednocześnie zaskrzypiało niczym paznokieć przesuwany po tablicy. Jednak tego właśnie chciała, już za moment zobaczy, czy ma rację. Bicie serca Itou zdecydowanie przyspieszyło, a powieki rozwarły się szerzej w oczekiwaniu. Szczupła sylwetka z lekkością podążyła do wspomnianej szafki, wyciągając z niej jej torbę. Pod jego palcami mignęła czarna, skórzana okładka. Idąc z powrotem w jej stronę, usłyszała jednak coś, co na chwilę odciągnęło napięte zmysły od zeszytu.
— Przeglądałam go... — Usłyszała żeński zaimek i przekrzywiła głowę w bok w lekkim zdziwieniu. Może jej się przesłyszało? Była przekonana, że na jej łóżku siedzi mężczyzna, być może nawet w podobnym wieku. Może jego uroda była delikatna, jednak postura i sama intuicja jasno podpowiadała Itou mężczyznę. Chociaż ta jego aura... Była nie tylko przytłaczająco piękna, ale też wyjątkowa. Tak przynajmniej się jej zdawało. W żaden sposób nie przypominała tych, które widziała wcześniej u pielęgniarki i poprzedniego lekarza. Zaczęła odpływać myślami i zastanawiać, w jakim stopniu wygląd aury może być kwestią indywidualną. Coraz trudniej było jej utrzymać uwagę, czego z pewnością nie mógł nie zauważyć jej gość.
Spróbowała ułożyć się nieco wyżej na poduszce. Nie było to łatwe, ponieważ doskwierał jej ból głowy, a serce waliło jak oszalałe, nie mogąc znieść jednocześnie dodatkowego wysiłku, jak i gorejącego w niej strachu. Wyciągnęła wyraźnie drżące dłonie po wystawiony w jej kierunku szkicownik. Wyglądał on zupełnie normalnie, tak samo, jak wtedy. Mimo wszystko otworzyła kilka pierwszych stron, upewniając się, czy to na pewno jej własność. Mając już pewność, przewertowała go do ostatniej zarysowanej strony. Choć spodziewała się tego, to jakiś zduszony dźwięk zablokował jej gardło, a jej oczy zaszły łzami. Przywarła obie dłonie do ust, całkowicie je zasłaniają. Na chwilę zupełnie zapomniała, że nie jest tutaj sama i dopiero po chwili przyszła do niej myśl, że zachowuje się co najmniej nietypowo. Spojrzała niepewnie na osobę siedzącą na jej łóżku, przez co jednak łzy w jej oczach wezbrały. Obraz uległ całkowitemu zamazaniu, więc nie miała wyjścia. Zamrugała, a dwie długie ścieżki naznaczyły kobiece policzki.
Spojrzała ponownie na kartkę szkicownika. Widniała na niej eteryczna postać. Niby człowiek, jednak w wyraźnie zmienionej formie. Sam rysunek o niczym nie świadczył dla osoby postronnej — mógł to być po prostu intrygujący szkic. Niemniej dla Alaeshy znaczył wszystko — to się wydarzyło.
Odjęła dłonie od ust i przetarła nimi zaczerwienione policzki. Nie widziała co powiedzieć, jednak jakiś wyjaśnienie należało się jej rozmówcy. Czy mogła mu zaufać? Biło od niego tyle ciepła i oferował jej tak dużo uwagi — dlaczego? Spojrzała ponownie w niebieskie oczy, których mocne spojrzenie było onieśmielające. Poczuła, że niezależnie od efektu, chce powiedzieć to właśnie jemu. Zrozumie albo ją wyleczy, prawda?
— J-ja, zobaczyłam ducha. Chyba. Wtedy, przed... — Nie dokończyła. Podciągnęła kolana do klatki piersiowej, pozwalając otwartemu szkicownikowi zjechać w dół łóżka, bliżej siedzącego. Tym razem użyła swoich dłoni do zasłonięcia oczu, ponieważ, choć jej słowa były prawdziwe, wypowiedziane na głos brzmiały... tak niedorzecznie.
@Satō Kisara
Cieszyła się, że w tym momencie nie jest sama, bo o dziwo, obecność niespodziewanego i troskliwego gościa była dla niej kojąca. Odczuwała ją zupełnie inaczej od beznamiętnego i czysto zawodowego towarzystwa innych pracowników szpitala. Alaeshy kręciło się w głowie, a sens wypowiadanych słów trafiał do niej z opóźnieniem. Nie pomagały w ich zrozumieniu przeciążone zmysły, które wciąż wybijały fałszywe dźwięki. Była jednak w stanie odróżnić to, co z pewnością było rzeczywiste, od jej imaginacji. Choć czy te wizje nie były równie prawdziwe co łóżko, słowa i siedząca obok osoba? Dla niej były.
— Jesteś lekarzem? — Obrzuciła spojrzeniem biały, acz rozpięty kitel. — Skoro masz urlop, to co tutaj robisz? Założę się, że jest masa ciekawszych rzeczy niż ja... Przynajmniej w tym stanie. — Spróbowała puścić żartobliwe oczko, niemniej mogło jej to wyjść odrobinę zbyt powoli. Być może również mrugnęła dwoma oczami naraz. Niemniej jeśli towarzysząca jej postać, wybawiciel od samotnego leżenia w szpitalnym łóżku, uśmiechnie się z tego powodu, to jej cel zostanie osiągnięty. Nie chciała, aby miał taką zatroskaną minę — trudno jej było przyjmować troskę, nawet w momencie, gdy ledwo uszła z życiem.
Nieznajomy, ponieważ w trakcie ich krótkiej rozmowy wciąż nie padło żadne imię, niestety nie dał się zwieść jej wesołemu tonowi i szybkiej zmianie tematu. Przez chwilę myślała gorączkowo. — Cholera, podłożyłam się. Jak z tego wybrnąć? Nie chcę, żeby mnie wziął za nienormalną, nie zwariowałam przecież... Wiem o tym. Muszę tylko... tylko zobaczyć dowód. — Wiedziała, że jeśli zobaczy rysunek w szkicowniku, to będzie znaczyło, że ma rację. Jeszcze nie wiedziała, na czym ta racja miałaby polegać, jednak miałaby ją. Gorzej, jeśli jednak w notesie nie będzie żadnego rysunku. Być może to, co zobaczyła, to jedynie majaki, a ona w tym momencie powinna wyspowiadać się przed tym człowiekiem ze wszystkich swoich dolegliwości. Może ma poważne uszkodzenie mózgu, a ona to właśnie ignoruje? Zagryzła mocno policzek od środka i wzięła się w garść — niemal dosłownie, ponieważ dłońmi ścisnęła poły sztywnej, szpitalnej kołdry. Postanowiła, że teraz nie odpowie na postawione jej pytanie.
— Wszystko Ci wyjaśnię, obiecuję. Tylko najpierw muszę zajrzeć do mojego notesu, dobrze? — Powiedziała cokolwiek, byleby nie musieć się teraz tłumaczyć. Choć gdyby była ze sobą zupełnie szczera, to również nie miałaby na to teraz siły.
Z początku słowa niebieskookiego ją zlękły. — Czyżby mój notatnik przepadł? — Szybko ją jednak uspokoił, zarówno słowami, jak i ciepłem dłoni. Nie trwało to jednak długo i kojący dotyk został zastąpiony przez wykrochmaloną pościel. W głowie Alaeshy uczucie to jednocześnie zaskrzypiało niczym paznokieć przesuwany po tablicy. Jednak tego właśnie chciała, już za moment zobaczy, czy ma rację. Bicie serca Itou zdecydowanie przyspieszyło, a powieki rozwarły się szerzej w oczekiwaniu. Szczupła sylwetka z lekkością podążyła do wspomnianej szafki, wyciągając z niej jej torbę. Pod jego palcami mignęła czarna, skórzana okładka. Idąc z powrotem w jej stronę, usłyszała jednak coś, co na chwilę odciągnęło napięte zmysły od zeszytu.
— Przeglądałam go... — Usłyszała żeński zaimek i przekrzywiła głowę w bok w lekkim zdziwieniu. Może jej się przesłyszało? Była przekonana, że na jej łóżku siedzi mężczyzna, być może nawet w podobnym wieku. Może jego uroda była delikatna, jednak postura i sama intuicja jasno podpowiadała Itou mężczyznę. Chociaż ta jego aura... Była nie tylko przytłaczająco piękna, ale też wyjątkowa. Tak przynajmniej się jej zdawało. W żaden sposób nie przypominała tych, które widziała wcześniej u pielęgniarki i poprzedniego lekarza. Zaczęła odpływać myślami i zastanawiać, w jakim stopniu wygląd aury może być kwestią indywidualną. Coraz trudniej było jej utrzymać uwagę, czego z pewnością nie mógł nie zauważyć jej gość.
Spróbowała ułożyć się nieco wyżej na poduszce. Nie było to łatwe, ponieważ doskwierał jej ból głowy, a serce waliło jak oszalałe, nie mogąc znieść jednocześnie dodatkowego wysiłku, jak i gorejącego w niej strachu. Wyciągnęła wyraźnie drżące dłonie po wystawiony w jej kierunku szkicownik. Wyglądał on zupełnie normalnie, tak samo, jak wtedy. Mimo wszystko otworzyła kilka pierwszych stron, upewniając się, czy to na pewno jej własność. Mając już pewność, przewertowała go do ostatniej zarysowanej strony. Choć spodziewała się tego, to jakiś zduszony dźwięk zablokował jej gardło, a jej oczy zaszły łzami. Przywarła obie dłonie do ust, całkowicie je zasłaniają. Na chwilę zupełnie zapomniała, że nie jest tutaj sama i dopiero po chwili przyszła do niej myśl, że zachowuje się co najmniej nietypowo. Spojrzała niepewnie na osobę siedzącą na jej łóżku, przez co jednak łzy w jej oczach wezbrały. Obraz uległ całkowitemu zamazaniu, więc nie miała wyjścia. Zamrugała, a dwie długie ścieżki naznaczyły kobiece policzki.
Spojrzała ponownie na kartkę szkicownika. Widniała na niej eteryczna postać. Niby człowiek, jednak w wyraźnie zmienionej formie. Sam rysunek o niczym nie świadczył dla osoby postronnej — mógł to być po prostu intrygujący szkic. Niemniej dla Alaeshy znaczył wszystko — to się wydarzyło.
Odjęła dłonie od ust i przetarła nimi zaczerwienione policzki. Nie widziała co powiedzieć, jednak jakiś wyjaśnienie należało się jej rozmówcy. Czy mogła mu zaufać? Biło od niego tyle ciepła i oferował jej tak dużo uwagi — dlaczego? Spojrzała ponownie w niebieskie oczy, których mocne spojrzenie było onieśmielające. Poczuła, że niezależnie od efektu, chce powiedzieć to właśnie jemu. Zrozumie albo ją wyleczy, prawda?
— J-ja, zobaczyłam ducha. Chyba. Wtedy, przed... — Nie dokończyła. Podciągnęła kolana do klatki piersiowej, pozwalając otwartemu szkicownikowi zjechać w dół łóżka, bliżej siedzącego. Tym razem użyła swoich dłoni do zasłonięcia oczu, ponieważ, choć jej słowa były prawdziwe, wypowiedziane na głos brzmiały... tak niedorzecznie.
@Satō Kisara
Satō Kisara and Yōzei-Genji Setsurō szaleją za tym postem.
Parsknął niekontrolowanym śmiechem - z pewnością podszytym nerwami - gdy tylko usłyszał jej słowa. - Jakiej kolejnej, Itou? Miejmy nadzieję, że to była pierwsza i ostatnia, a nie! Dość umierania. - Gdyby był trochę mniej zestresowany lub ogólnie bliżej z kobietą, pstryknął by ją żartobliwie. Zdawał sobie sprawę, że pewnie nie mówiła do końca poważnie, ale nadal miał w pamięci przede wszystkim jej nieprzytomne, trwające w bezruchu ciało, co skutecznie temperowało jego wesołość o solidną szczyptę. - Ach, przepraszam, zwracam się do ciebie po nazwisku, a ty nie masz pojęcia, kim w zasadzie jestem. Satou Kisara. Mów mi po imieniu. - Uśmiechnął się lekko. - To znaczy, tylko jeśli masz na to ochotę - dodał.
Prawdę mówiąc pacjenci wybudzający się ze śpiączki lub po narkozie często stawali się jej ulubionymi, a to dlatego, że ich zmysły, jak i koordynacja ruchowa, dopiero zaczynały się stabilizować, przez co zdarzało im się robić naprawdę śmieszne rzeczy. Tym razem było podobnie w przypadku Alaeshy, która… rzeczywiście mrugnęła dwoma oczami naraz, i to w tak wolny sposób, że nie można było pomylić gestu z żadnym innym - próbowała mrugnąć do niej zalotnie. Kisarze udało się utrzymać kolejny wybuch śmiechu za zębami, ale należy wspomnieć, że wcale nie był to bagatelny wyczyn.
Pomasowała swój kark w zakłopotaniu. Wytłumaczenie się Alaeshy, dlaczego tkwiła jak jakiś podejrzany typ przy jej łóżku, zamiast korzystać z „urlopu”, wydawało jej się teraz wyjątkowo trudne. Jako że, mimo wszystko, próbowała iść przez życie, brnąc przez nie nieustraszenie, zdecydowała się na wyjawienie brzydkiej prawdy. - To nie taki… zwykły urlop. Parę tygodni temu też leżałem jeszcze w szpitalnym łóżku. Po… ech, po próbie samobójczej. - Umilkła na kilka sekund, mocno zaciskając palce wokół nadgarstka drugiej ręki, dopóki nie zauważyła z lekką irytacją, że znowu to robi. - Czuwanie przy tobie w zasadzie mi pomogło, prawdę mówiąc. Nie myśleć ciągle o tym… - a przede wszystkim o tym, że ciągle poniekąd żałował, że skończyło się na próbie. - Miałem też powód, by wyjść z domu, a to też jakiś plus. Tak myślę. Moi współpracownicy cieszą się z kolei, że nie próbuję się przepracowywać dla zapomnienia. Same plusy, naprawdę.
Obserwował, gdy na twarzy rozmówczyni przemknął istny wachlarz emocji - ale nie pośpieszał jej. Wiedział, że musiało być trudno obudzić się na nowo w świecie, którego nie spodziewało się ujrzeć ponownie. Wiedział, że powód ich śmierci zasadniczo się różnił, ale efekt końcowy pozostawał ten sam: wyrwali się z jej uścisku w ostatnim, kluczowym momencie. Nie oczekiwał nawet, że „wszystko mu wyjaśni”, nawet jeżeli tak się zarzekała. Ostatecznie nic nie był jej winien, a on nie miał w zwyczaju na siłę wyciągać z ludzi informacji, których nie chcą mu dobrowolnie przekazać. Już nie. Czekał więc także cierpliwie, aż przeglądnie swój szkicownik. Czyżby było w nim coś aż tak znaczącego? Być może rysowała w nim zaraz przed utratą przytomności?
Gdy się podniosła, przycisnął parę przycisków z boku jej łóżka. Oparcie w kilka sekund podniosło się na tyle, by mogła komfortowo usiąść i nie musiała podpierać się o własnych siłach, których miała tak niewiele. Po tym dał jej chwilę dla siebie i skierował się w stronę okien. Zwinął zupełnie do tej pory do połowy zasłaniające szyby rolety, pozwalając zimowemu, zachodzącemu słońcu przedostać się w głąb pomieszczenia. Spoglądał w zamyśleniu w dół budynku do momentu, w którym usłyszał zduszony szloch - w poza tym cichym pomieszczeniu jednak bardzo, bardzo wyraźny.
- Ojej - szepnął do siebie, czując głębokie współczucie wobec dziewczyny. Podszedł do niej z powrotem i usiadł obok, oferując przynajmniej swoją obecność. Nie mógł dać jej zrozumienia - przynajmniej nie od razu; nie, kiedy jeszcze nie znał źródła jej smutku. Spoglądał na nią, emanując tyle spokoju, ile był w stanie - na pewno przyda się jej stabilna postać dla pocieszenia, mimo że sam nie do końca wierzył, że jest odpowiednią osobą, kiedy i on znajdował się na krawędzi wytrzymałości.
- Ducha? - powtórzyła po niej wolno, jednocześnie zdziwiona i nie, czując wewnętrznie… słuszność tego przypuszczenia. Mimo tego, jak niedorzecznie brzmiało. Po prostu… od kiedy umarł i obudził się na nowo, coś się bezpowrotnie zmieniło. Odmawiał stwierdzenia, że było inaczej. To ciągłe wrażenie dodatkowej obecności, szczególnie tutaj, w szpitalu, gdzie przecież… zmarło tyle ludzi… Dotknął ją ponownie dla pokrzepienia, tym razem ściskając jej kolano poprzez białą pościel. Miał nadzieję, że nie uzyska zupełnie przeciwnej reakcji ze strony kobiety. Wciągnął swoje nogi bardziej na łóżko, przybliżając się. - Hej, wszystko w porządku. Możesz mi opowiedzieć, jeśli chcesz. Nikt cię tu nie wyśmieje. Co się stało?
Prawdę mówiąc pacjenci wybudzający się ze śpiączki lub po narkozie często stawali się jej ulubionymi, a to dlatego, że ich zmysły, jak i koordynacja ruchowa, dopiero zaczynały się stabilizować, przez co zdarzało im się robić naprawdę śmieszne rzeczy. Tym razem było podobnie w przypadku Alaeshy, która… rzeczywiście mrugnęła dwoma oczami naraz, i to w tak wolny sposób, że nie można było pomylić gestu z żadnym innym - próbowała mrugnąć do niej zalotnie. Kisarze udało się utrzymać kolejny wybuch śmiechu za zębami, ale należy wspomnieć, że wcale nie był to bagatelny wyczyn.
Pomasowała swój kark w zakłopotaniu. Wytłumaczenie się Alaeshy, dlaczego tkwiła jak jakiś podejrzany typ przy jej łóżku, zamiast korzystać z „urlopu”, wydawało jej się teraz wyjątkowo trudne. Jako że, mimo wszystko, próbowała iść przez życie, brnąc przez nie nieustraszenie, zdecydowała się na wyjawienie brzydkiej prawdy. - To nie taki… zwykły urlop. Parę tygodni temu też leżałem jeszcze w szpitalnym łóżku. Po… ech, po próbie samobójczej. - Umilkła na kilka sekund, mocno zaciskając palce wokół nadgarstka drugiej ręki, dopóki nie zauważyła z lekką irytacją, że znowu to robi. - Czuwanie przy tobie w zasadzie mi pomogło, prawdę mówiąc. Nie myśleć ciągle o tym… - a przede wszystkim o tym, że ciągle poniekąd żałował, że skończyło się na próbie. - Miałem też powód, by wyjść z domu, a to też jakiś plus. Tak myślę. Moi współpracownicy cieszą się z kolei, że nie próbuję się przepracowywać dla zapomnienia. Same plusy, naprawdę.
Obserwował, gdy na twarzy rozmówczyni przemknął istny wachlarz emocji - ale nie pośpieszał jej. Wiedział, że musiało być trudno obudzić się na nowo w świecie, którego nie spodziewało się ujrzeć ponownie. Wiedział, że powód ich śmierci zasadniczo się różnił, ale efekt końcowy pozostawał ten sam: wyrwali się z jej uścisku w ostatnim, kluczowym momencie. Nie oczekiwał nawet, że „wszystko mu wyjaśni”, nawet jeżeli tak się zarzekała. Ostatecznie nic nie był jej winien, a on nie miał w zwyczaju na siłę wyciągać z ludzi informacji, których nie chcą mu dobrowolnie przekazać. Już nie. Czekał więc także cierpliwie, aż przeglądnie swój szkicownik. Czyżby było w nim coś aż tak znaczącego? Być może rysowała w nim zaraz przed utratą przytomności?
Gdy się podniosła, przycisnął parę przycisków z boku jej łóżka. Oparcie w kilka sekund podniosło się na tyle, by mogła komfortowo usiąść i nie musiała podpierać się o własnych siłach, których miała tak niewiele. Po tym dał jej chwilę dla siebie i skierował się w stronę okien. Zwinął zupełnie do tej pory do połowy zasłaniające szyby rolety, pozwalając zimowemu, zachodzącemu słońcu przedostać się w głąb pomieszczenia. Spoglądał w zamyśleniu w dół budynku do momentu, w którym usłyszał zduszony szloch - w poza tym cichym pomieszczeniu jednak bardzo, bardzo wyraźny.
- Ojej - szepnął do siebie, czując głębokie współczucie wobec dziewczyny. Podszedł do niej z powrotem i usiadł obok, oferując przynajmniej swoją obecność. Nie mógł dać jej zrozumienia - przynajmniej nie od razu; nie, kiedy jeszcze nie znał źródła jej smutku. Spoglądał na nią, emanując tyle spokoju, ile był w stanie - na pewno przyda się jej stabilna postać dla pocieszenia, mimo że sam nie do końca wierzył, że jest odpowiednią osobą, kiedy i on znajdował się na krawędzi wytrzymałości.
- Ducha? - powtórzyła po niej wolno, jednocześnie zdziwiona i nie, czując wewnętrznie… słuszność tego przypuszczenia. Mimo tego, jak niedorzecznie brzmiało. Po prostu… od kiedy umarł i obudził się na nowo, coś się bezpowrotnie zmieniło. Odmawiał stwierdzenia, że było inaczej. To ciągłe wrażenie dodatkowej obecności, szczególnie tutaj, w szpitalu, gdzie przecież… zmarło tyle ludzi… Dotknął ją ponownie dla pokrzepienia, tym razem ściskając jej kolano poprzez białą pościel. Miał nadzieję, że nie uzyska zupełnie przeciwnej reakcji ze strony kobiety. Wciągnął swoje nogi bardziej na łóżko, przybliżając się. - Hej, wszystko w porządku. Możesz mi opowiedzieć, jeśli chcesz. Nikt cię tu nie wyśmieje. Co się stało?
WAS IT JUST A DREAM?
AM I IN TOO DEEP?
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Ucieszyło ją, że w tej sytuacji udało jej się nieco rozśmieszyć Kisarę. Oczywiście, nie widziało jej się po raz kolejny umierać, jednak czemu miałaby z tego nie zażartować? Gdyby nie jej poczucie humoru, to w swoim życiu nie miałaby zbyt wielu powodów do radości. Wolała stwarzać okazje do uśmiechu, aniżeli płaczu. Przynajmniej do momentu, gdy nie był on konieczny lub nie była w stanie go pohamować.
— Też bym chciała, żeby to była pierwsza i ostatnia. — Roześmiała się, unosząc w rozbawieniu zewnętrzne kąciki oczu. — Ale to niemożliwe. Akurat jako lekarz powinieneś zdawać sobie z tego sprawę! — Itou uśmiechnęła się ciepło, nieco pobłażliwie. Cóż, prędzej czy później śmierć dopadnie każdego. Miała nadzieję, że w jej wypadku będzie to zdecydowanie później. Aczkolwiek jej żarty w tym momencie pomogły, choć odrobinę, rozluźnić atmosferę. Na tyle, że niebieskooki przedstawił się i na dodatek kazał nazywać się Kisarą.
— Po imieniu? — Lekko otworzyła oczy w zdziwieniu, by już w chwilę potem ponownie wyrazić nimi uśmiech. — Jasne, Kisaro. Ja również wolę, gdy ludzie zwracają się do mnie po imieniu, więc mów mi Alaesha. — Mrugnięcie zdecydowanie jej nie wyszło, niemniej ponownie zauważyła rozbawienie w wyrazie twarzy Kisary. Rozbawianie młodego lekarza sprawiało jej przewrotną przyjemność. Alaesha powinna być w tym momencie wymagającą opieki pacjentką — którą zresztą była — jednak jej nietypowe zachowanie zaburzało typową relację pacjenta i lekarza. Odniosła wrażenie, że prywatnie również mogłaby polubić mężczyznę, mogąc się z nim droczyć i żartować z bardziej przyziemnych spraw.
Ponownie przemknęło jej przez myśl, czy z pewnością ma do czynienia z lekarzem, a nie lekarką, jednak wspierający ją w niedoli towarzysz ponownie zaczął używać męskich zaimków. Pewnie umysł wcześniej spłatał jej figla, jak i wiele innych figli, których doświadczała od momentu pobudki.
Wyznanie Kisary zaskoczyło ją. Nie spodziewała się takiej szczerości od nowo poznanej osoby. W Japonii, gdzie niemal wszyscy ukrywali swoje prawdziwe uczucia, było to niezwykle rzadkie. W pierwszym odruchu chciała go pocieszyć, chwycić choćby za rękę, jednak obie były poza jej zasięgiem. Satou ze zmieszaną miną zaciskał palce wokół własnego nadgarstka w geście mającym przynieść mu chyba choć trochę ukojenia.
Sama Itou dysponowała całym wachlarzem podobnych nerwowych zachowań, z czego w tym momencie dobitniej zdała sobie sprawę. Tym samym poczuła, że oboje mają ze sobą wiele wspólnego. Ogólna nerwowość, poczucie humoru, ale też szczerość i niedawna walka o życie. Z tą różnicą, że Itou nie targała się samodzielnie na te własne. Choć... robiła to pośrednio, zajeżdżając się do upadłego pracą i obowiązkami. Wiedząc, że nie musi tego robić. Czy w takim razie to też nie jest jakaś forma próby samobójczej? Prawdopodobnie sama doprowadziła się na skraj wycieńczenia, co stało się przyczyną udaru. W tym momencie jeszcze nie wiedziała, że wypadek pozwoli jej przewartościować swoje życie. Teraz jednak miała okazję porozmawiać z kimś wyjątkowym i to nie tylko pod względem aury.
Trudno było Alaeshy skomentować prawdę, którą dzielił się z nią Kisara. Musiało nie być mu łatwo. Ani teraz, ani wcześniej. W końcu nikt nie chce kończyć ze swoim życiem bez powodu. Jeśli spróbuje go pocieszyć, to może przyjmie to ciepło, ale może też pomyśli, że go ocenia lub jest jej go żal. Na wszelki wypadek wolała niepotrzebnie nie wzruszać wciąż zadziwiająco spokojnej tafli wody, którą był w tym momencie Satou.
— Cieszę się, że mogłam pomóc. — Uśmiechnęła się, jednak szukała spojrzenia jego niebieskich oczu. Chciała mu pokazać, że rozumie, a przynajmniej chce go zrozumieć, choć jej słowa ponownie wpadają w ton żartu. Dała mu tym samy furtkę, aby nie musiał żałować, że się przed kimś zwierzył — gdyby nie chciał zagłębiać się w bolesny temat.
— A jeszcze bardziej się cieszę, że w takim razie nade mną czuwałeś. Dziękuję. — Po informacji o próbie samobójczej chyba nic nie mogło zaskoczyć jej bardziej. Dlatego informację o tym, że młody lekarz spędził sporo czasu przy jej łóżku, przyjęła z całkowitym spokojem. W zasadzie zrobiło jej się z tego powodu całkiem miło. W szpitalach nie było lekko o dobrą opiekę, a tutaj miała jej pod dostatkiem, nawet o tym nie wiedząc. Nawet na nią nie zasłużywszy. Jeśli w jakikolwiek sposób mogli sobie pomóc w tych trudnych dla nich dniach, to była z tego powodu szczęśliwa.
Nie miała wyrzutów sumienia, mówiąc to małe białe kłamstwo, że wszystko mu wyjaśni. Nie spodziewała się jednak, że już za chwilę rzeczywiście to zrobi, bo cała prawda opuści ją z mocą wodospadu. Zarówno tego wyrażonego w emocjach, jak i rzeczywistej wilgoci płynącej obficie spod jej powiek. Zauważyła miły gest ze strony Kisary — wciśnięcie kilku guzików przy łóżku pozwoliło Alaeshy usadowić się zdecydowanie wygodniej. Zrobił to tak zręcznie i naturalnie. Widać było, że to jego naturalne środowisko, w którym doskonale się odnajdywał. Niemniej jej całe ciało wyło od środka w przestrachu tego, co zobaczy, lub nie, w swoim szkicowniku.
W wyniku wybuchu płaczu Alaeshy lekarz przybliżył się do niej. Jego obecność była jednocześnie zawstydzająca — w końcu mówiła teraz co najmniej od rzeczy — ale również kojąca. Naprawdę nie chciałaby być w tym momencie sama i przeżywać tego wszystkiego, nawet jeżeli byłyby to tylko zwidy. Alaesha poczuła nagły przypływ osłabienia, jakby gorączki palącej nie tylko jej głowę, ale i całe wnętrze. Niespodziewanie oparła czoło o ramię Kisary.
— P-przepraszam, trochę mi słabo... — Zreflektowała się po chwili, łapiąc wpierw kilka urwanych oddechów. Nie była w stanie mu dokładnie wyjaśnić tego, co się z nią stało w wyniku wypadku, ani tego, co widziała. Sama jeszcze wszystkiego nie rozumiała. Jednak potrzebowała o tym porozmawiać. Nawet jeśli jej nie zrozumie.
— Ostatnie co pamiętam to, że przed całkowitą utratą przytomności zobaczyłam... istotę. Zdążyłam zrobić ten szkic. — Mówiła cały czas opierając głowę o szczupłe ramię ubrane w biały kitel. — Brzmię jak wariatka... Czy ja oszalałam? Jestem chora? — Powiedz, że nie, proszę, powiedz, że nie!
@Satō Kisara
— Też bym chciała, żeby to była pierwsza i ostatnia. — Roześmiała się, unosząc w rozbawieniu zewnętrzne kąciki oczu. — Ale to niemożliwe. Akurat jako lekarz powinieneś zdawać sobie z tego sprawę! — Itou uśmiechnęła się ciepło, nieco pobłażliwie. Cóż, prędzej czy później śmierć dopadnie każdego. Miała nadzieję, że w jej wypadku będzie to zdecydowanie później. Aczkolwiek jej żarty w tym momencie pomogły, choć odrobinę, rozluźnić atmosferę. Na tyle, że niebieskooki przedstawił się i na dodatek kazał nazywać się Kisarą.
— Po imieniu? — Lekko otworzyła oczy w zdziwieniu, by już w chwilę potem ponownie wyrazić nimi uśmiech. — Jasne, Kisaro. Ja również wolę, gdy ludzie zwracają się do mnie po imieniu, więc mów mi Alaesha. — Mrugnięcie zdecydowanie jej nie wyszło, niemniej ponownie zauważyła rozbawienie w wyrazie twarzy Kisary. Rozbawianie młodego lekarza sprawiało jej przewrotną przyjemność. Alaesha powinna być w tym momencie wymagającą opieki pacjentką — którą zresztą była — jednak jej nietypowe zachowanie zaburzało typową relację pacjenta i lekarza. Odniosła wrażenie, że prywatnie również mogłaby polubić mężczyznę, mogąc się z nim droczyć i żartować z bardziej przyziemnych spraw.
Ponownie przemknęło jej przez myśl, czy z pewnością ma do czynienia z lekarzem, a nie lekarką, jednak wspierający ją w niedoli towarzysz ponownie zaczął używać męskich zaimków. Pewnie umysł wcześniej spłatał jej figla, jak i wiele innych figli, których doświadczała od momentu pobudki.
Wyznanie Kisary zaskoczyło ją. Nie spodziewała się takiej szczerości od nowo poznanej osoby. W Japonii, gdzie niemal wszyscy ukrywali swoje prawdziwe uczucia, było to niezwykle rzadkie. W pierwszym odruchu chciała go pocieszyć, chwycić choćby za rękę, jednak obie były poza jej zasięgiem. Satou ze zmieszaną miną zaciskał palce wokół własnego nadgarstka w geście mającym przynieść mu chyba choć trochę ukojenia.
Sama Itou dysponowała całym wachlarzem podobnych nerwowych zachowań, z czego w tym momencie dobitniej zdała sobie sprawę. Tym samym poczuła, że oboje mają ze sobą wiele wspólnego. Ogólna nerwowość, poczucie humoru, ale też szczerość i niedawna walka o życie. Z tą różnicą, że Itou nie targała się samodzielnie na te własne. Choć... robiła to pośrednio, zajeżdżając się do upadłego pracą i obowiązkami. Wiedząc, że nie musi tego robić. Czy w takim razie to też nie jest jakaś forma próby samobójczej? Prawdopodobnie sama doprowadziła się na skraj wycieńczenia, co stało się przyczyną udaru. W tym momencie jeszcze nie wiedziała, że wypadek pozwoli jej przewartościować swoje życie. Teraz jednak miała okazję porozmawiać z kimś wyjątkowym i to nie tylko pod względem aury.
Trudno było Alaeshy skomentować prawdę, którą dzielił się z nią Kisara. Musiało nie być mu łatwo. Ani teraz, ani wcześniej. W końcu nikt nie chce kończyć ze swoim życiem bez powodu. Jeśli spróbuje go pocieszyć, to może przyjmie to ciepło, ale może też pomyśli, że go ocenia lub jest jej go żal. Na wszelki wypadek wolała niepotrzebnie nie wzruszać wciąż zadziwiająco spokojnej tafli wody, którą był w tym momencie Satou.
— Cieszę się, że mogłam pomóc. — Uśmiechnęła się, jednak szukała spojrzenia jego niebieskich oczu. Chciała mu pokazać, że rozumie, a przynajmniej chce go zrozumieć, choć jej słowa ponownie wpadają w ton żartu. Dała mu tym samy furtkę, aby nie musiał żałować, że się przed kimś zwierzył — gdyby nie chciał zagłębiać się w bolesny temat.
— A jeszcze bardziej się cieszę, że w takim razie nade mną czuwałeś. Dziękuję. — Po informacji o próbie samobójczej chyba nic nie mogło zaskoczyć jej bardziej. Dlatego informację o tym, że młody lekarz spędził sporo czasu przy jej łóżku, przyjęła z całkowitym spokojem. W zasadzie zrobiło jej się z tego powodu całkiem miło. W szpitalach nie było lekko o dobrą opiekę, a tutaj miała jej pod dostatkiem, nawet o tym nie wiedząc. Nawet na nią nie zasłużywszy. Jeśli w jakikolwiek sposób mogli sobie pomóc w tych trudnych dla nich dniach, to była z tego powodu szczęśliwa.
Nie miała wyrzutów sumienia, mówiąc to małe białe kłamstwo, że wszystko mu wyjaśni. Nie spodziewała się jednak, że już za chwilę rzeczywiście to zrobi, bo cała prawda opuści ją z mocą wodospadu. Zarówno tego wyrażonego w emocjach, jak i rzeczywistej wilgoci płynącej obficie spod jej powiek. Zauważyła miły gest ze strony Kisary — wciśnięcie kilku guzików przy łóżku pozwoliło Alaeshy usadowić się zdecydowanie wygodniej. Zrobił to tak zręcznie i naturalnie. Widać było, że to jego naturalne środowisko, w którym doskonale się odnajdywał. Niemniej jej całe ciało wyło od środka w przestrachu tego, co zobaczy, lub nie, w swoim szkicowniku.
W wyniku wybuchu płaczu Alaeshy lekarz przybliżył się do niej. Jego obecność była jednocześnie zawstydzająca — w końcu mówiła teraz co najmniej od rzeczy — ale również kojąca. Naprawdę nie chciałaby być w tym momencie sama i przeżywać tego wszystkiego, nawet jeżeli byłyby to tylko zwidy. Alaesha poczuła nagły przypływ osłabienia, jakby gorączki palącej nie tylko jej głowę, ale i całe wnętrze. Niespodziewanie oparła czoło o ramię Kisary.
— P-przepraszam, trochę mi słabo... — Zreflektowała się po chwili, łapiąc wpierw kilka urwanych oddechów. Nie była w stanie mu dokładnie wyjaśnić tego, co się z nią stało w wyniku wypadku, ani tego, co widziała. Sama jeszcze wszystkiego nie rozumiała. Jednak potrzebowała o tym porozmawiać. Nawet jeśli jej nie zrozumie.
— Ostatnie co pamiętam to, że przed całkowitą utratą przytomności zobaczyłam... istotę. Zdążyłam zrobić ten szkic. — Mówiła cały czas opierając głowę o szczupłe ramię ubrane w biały kitel. — Brzmię jak wariatka... Czy ja oszalałam? Jestem chora? — Powiedz, że nie, proszę, powiedz, że nie!
@Satō Kisara
Matsumoto Hiroshi ubóstwia ten post.
maj 2038 roku