Aoi | Alaesha
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Munehira Aoi

Sob 16 Gru - 1:51
01/12/2037
godzina 2:15


   Skomlenie. Bo to razem z nim budzi się ostatnimi czasy noc w noc. Z cichym wyciem w tyle czaszki, które podgryza brzegi wbitego w jej podstawę rdzenia. Liże kręgi szorstkim językiem, który nieprzyjemną, lepką ciepłotą owija się wokół ciała, miażdżąc je w potliwych spazmach. Brakuje mu niczego i wszystkiego. Dojmująca bezcelowość, kiedy przecież cel, ten podstawowy, prawdziwy, wryty w umysł zbyt silnie, aby o nim zapomnieć. Jest jednak coś jeszcze, co spycha w odmęty mroku człowieczeństwo — głód. Ten nie jest wyłącznie fizyczny, po prawdzie, bywa taki skrajnie rzadko. To ten strzęp duszy, którą jest i nie jest zarazem, ciągnie w pustkę nocy, woła i pluje w twarz. Więc i kiedy gniew znieważenia własną bezsilnością i niemocą wbija się szponami w mięśnie, porzuca ciało, które miało pomóc; a teraz, zdaje się betonem spajającym organizm z fundamentem budynku, pod którym tkwi od lat ten prawdziwy Aoi. Kpina. Bo tak to rozumie. Nowe życie, nowa materia, nowe, wszystko sztucznie nowe, gdy w głowie pleśnieje w wilgoci stara nienawiść.
   Nie wie, ile godzin spędza w ruchu. Nie wie przecież, jak wyglądają godziny, nie wie, jak wygląda ruch. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że wskazówki zegarowe przeskakują w minutach, a w sekundach płyną łagodnie. Bo tej płynności i łagodności nigdy nie pojął i nie doznał. Pierwszy jest zapach, po nim dotyk, następnie i słuch. Dźwięk wkrada się ostatni, ale nie przez to, że jest najmniej ważny — to tylko ten zewnętrzny huk codzienności jest mdły, przegrywa ze wrzawą powarkiwań, które leżą niespokojnie na dnie ucha.
   Nie wie, kiedy zapada prawdziwa cisza. Ta związana z zamkniętym mieszkaniem. Ścianami dopasowanymi do czyjejś ograniczonej egzystencji, wpisanej w zalegający na najwyższej półce kurz, pozostawiony w zlewie kubek, na którego brzegu nadal tkwią niewidoczne kobiece usta. Odciśnięte ciepłem ciała wgniecenie na kanapie oraz spokojny oddech unoszący klatkę piersiową w śnieniu głębokim, choć zarazem i czujnym w miękkości łóżka. Między połami kołdry, między puchem poduszek. Nie robił tego od dawna... Zbyt długa przerwa od wślizgiwania się między śnienia nie potęgowała w Munehirze nieporadności, tej w nim brak; ów przerwa wzmagała wyłącznie brutalność, która grała na strunach spaczonej świadomości niczym na najcudowniej brzmiącym instrumencie, którego ryk wznosił się pod samo sklepienie katedry, wprawiając jej uświęcony konstrukt w paraliżujące drgania. Bo i jego dłoń drga, gdy ma kobiece ciało tuż pod wrażliwymi opuszkami palców, ale wie, że nie poczuje jej teraz, tak jak i ona nie poczuje go. Nigdy.
   Pojawia się razem z mrokiem wciskającym się w kąciki oczu boleśnie, pnąc się przez skroń, ku szczytowi czaszki. Ciśnieniem przypominającym wybuch migrenowej gorączki. Mdłością, która zalega na dnie żołądka i piekącą kwasotą żółcią podchodzącą pod gardziel. Nie jest w stanie, ale też i nie chce być częścią czyjegoś snu — ten zagrabia zawsze wyłącznie dla siebie, stając się jego sensem i celem. Zachłannie. Nie znając kształtów, nie znając barw, nie znając rzeczywistości należącej do nich. Dlatego i tumany ciężkiego, czarnego pyłu, niczym kosmiczna mgławica, zatapia scenerię snu Alaeshy. Kęs za kęsem pożerając koloryt sennego marzenia, przykrywając go opiłkami obsydianowego mroku. Za każdym uderzeniem serca, za każdym jego równym skurczem i odpuszczeniem, zabijając to, co wpisane we wspomnienia i między włókna kobiecych tęczówek. Cisza. Ta następuje w gwałtowności podobnej przebitym bębenkom. Bolesna wręcz, bo nieistniejąca w realnościach, a możliwa jedynie w kreacjach yurei. Jemu tylko znana, gdy dziecięce rączki trwały przyklejone do drobnych bladych małżowin, odcinając go od samotności. Nie od krzyków, nie od wrzasków rodziców i kłótni — a od żywej ciszy, na którą dawniej był skazany. Więc i ta martwa cisza, którą nazywa swoją i którą sobie upodobał i ukochał, bardziej zdeformowana, wygięta i karykaturalna.
   Pierwszy warkot; ten wydobywający się z jamy brzusznej, echem, ciężkim, ołowianym tonem pełznie nisko przy ziemi — choć ciężko określić, co jest górą, a co jest dołem, kiedy wszystko zlane w gęstej smolistej ciemności. Zakrzywia się percepcja, poczucie własnego ciała, gdy źrenica nie może zaprzeć się na choćby jednym, marnie i jałowo roziskrzonym detalu. Pustka. Próżnia.



Ostatnio zmieniony przez Munehira Aoi dnia Sro 20 Gru - 0:01, w całości zmieniany 1 raz


Aoi | Alaesha 0YAOCnr
Munehira Aoi

Ejiri Carei and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Itou Alaesha

Nie 17 Gru - 18:13
Dzień był długi i wyczerpujący. Niemniej całkiem dobry. Alaesha spędziła w pracowni dosłownie cały dzień, od świtu do zachodu słońca, ciągnięta wyjątkowym przypływem weny. Choć wena nie do końca określało jej stan. Przez kilkanaście godzin pędzel niemal sam poruszał się po każdym kolejnym płótnie, a ona w ciągu całego dnia zrobiła tylko kilka niewielkich przerw, w których chwytała łyk wody lub drobne przekąski.

Słońce zaczęło kryć się za horyzontem, a w jej pracowni zrobiło się dosyć ciemno i ponuro. W momencie, gdy kolory farb na palecie przestały się zbytnio od siebie różnić, Itou postanowiła skończyć pracę. Była zmęczona i brudna od farby. Nie mając energii na nic więcej, zrzuciła z siebie roboczą bluzę, dres i skarpetki, zostając w luźnym podkoszulku i bieliźnie. Części jej garderoby spoczęły w nieładzie na podłodze – postanowiła zająć się nimi jutro... lub pojutrze. Wyszła miękko z pomieszczenia i po cichu zamknęła za sobą drzwi. Boso przeszła do kuchni, aby na stojąco zjeść coś przy lodówce i nastawić wodę na herbatę. Przegryzając kupne onigiri, oparła się o blat i wyjrzała przez okno. Zachód był wyjątkowo piękny. Horyzont żarzył się u dołu odcieniami wiśni, maliny i czerwonej pomarańczy po to, by przejść w chmury zabarwione na fiolet i w końcu w ciemnoniebieskie sklepienie nieba. Widok był na tyle niezwykły, że postanowiła wejść na piętro domu, by zobaczyć go lepiej. Stojąc z nosem tuż przy szybie tarasu, pożerała wzrokiem to widowisko, starając się odcisnąć je w swoim umyśle jak rozgrzaną do czerwoności pieczęć. Dzięki synestezji, którą z czasem nauczyła się doceniać, smakowite kolory nieba odczuwała całą sobą – na języku, mrowieniem opuszek palców, jako ledwo słyszalną melodię. Niestety, słońce dosyć szybko skryło  się całkowicie za horyzontem, a gwizd czajnika zmusił ją do oderwania wzroku od okna.

Zalała liście jaśminowej herbaty gorącą wodą. Nie umiała pić naparu, gdy był bardzo ciepły, więc miała przed sobą idealny moment na szybki prysznic. W tym czasie herbata wystygnie do idealnego poziomu.

Z przyjemnością zmyła z siebie resztki zmęczenia i zaschniętej farby. Pozostawiając mokre włosy, wciągnęła na siebie piżamę, jednak pozostała boso. Lubiła to uczucie uziemienia, styczności swojej osoby z deskami drewnianej podłogi. Wróciła po herbatę i rozsiadła się wygodnie na kanapie. Pozwoliła myślom swobodnie płynąć przez jej głowę: czekające ją nowe zlecenia, konieczność zrobienia zakupów, wspomnienie Domu Grozy i osób, z którymi wzięła udział w zabawie.

Wciąż było dosyć wcześnie, zaledwie po 20:00, niemniej nie miała już dzisiaj nic do zrobienia. Być może choć raz uda jej się porządnie wyspać. Odłożyła kubek do zlewu i sięgnęła do apteczki po melatoninę. Wiedziała, że zadziała dopiero za około dwie godziny. Wolała mieć jednak pewność, że  za ten czas rzeczywiście zaśnie, a nie będzie przewracać się w nieskończoność na łóżku. Udała się do sypialni na piętrze, po czym wgramoliła pod kołdrę i utonęła w poduszkach. Wyłączyła lampkę i czekała na sen, który o dziwo nadszedł szybciej, niż się spodziewała. Przez chwilę doświadczyła momentu, w którym jednocześnie wiedziała, że zasypia, jak i kroczek po kroczku żegnała swoją świadomość. Odczuwała to za każdym razem jak zjazd po prostej, blaszanej zjeżdżalni — całe jej jestestwo nieuchronnie zsuwało się w miękką i gęstą senną otchłań. Był to moment tak nieuchwytny, że niejednokrotnie, gdy o nim myślała rano, nie wiedziała, czy jest dla niej przyjemny, czy wręcz przeciwnie — całkiem przerażający w odczuciu braku kontroli.

Sny Alaeshy były intensywne, mieniące się intensywną czerwienią zachodu słońca, mnogie w szybko przesuwające się fragmenty jej własnych obrazów. W trakcie śnienia zaczęły docierać do jej ciała pewne wrażenia, które jednak nie miały na tyle siły, by ją wybudzić. Zapach frezji zakręcił się w jej nozdrzach, naturalnie łącząc się z widzianymi pod zamkniętymi powiekami obrazami. Grejpfrut odcisnął się gorzkim smakiem na kubkach smakowych, a aromat morskiej soli osadził suchością na lekko rozsuniętych wargach. Na końcu piżmo, jeden z jej ulubionych zapachów, objawił się jako uczucie szorstkiego materiału pod palcami. Jeszcze o tym nie wiedziała — zauważy to dopiero po przebudzeniu — że w chwilę po pojawieniu się tych zapachów wszelkie kolory z jej snu zaczęły blaknąć, otaczając ją w końcu czernią. Przez chwilę pozostały jedynie frezja, grejpfrut, sól, piżmo, frezja, grejpfrut, sól, piżmo... I cisza, cisza tak obezwładniająca i nienaturalna, którą co chwilę rozrywały tylko krótkie pstryknięcia palcami.

@Munehira Aoi
Itou Alaesha

Munehira Aoi ubóstwia ten post.

Munehira Aoi

Pią 22 Gru - 0:37

   To zabawa. To tylko zabawa. Dziwna, karykaturalna i pokrzywiona; ale nadal zabawa, naznaczona najpiękniejszą i zarazem najszkaradniejszą formą naturalności. Dla jednej wyłącznie strony. Dla tej, która kreuje i która się karmi. Dla tej, która spija odczucia i emocje, najdrobniejsze drgania w sieci układu nerwowego, na długich jej połączeniach; na rozwidleniach pajęczej sieci, w którą wplątała się tłusta mucha. Głupia, nieświadoma, nieuważna. Bo świat, nieważne który, od zawsze kierował się i będzie kierował po swój kres schematem słabszych i silniejszych, drapieżników i ofiar. Nic pomiędzy nic pośrodku. Jesz albo jesteś zjadanym. Trawisz albo jesteś trawionym.
   Przez umysł Aoiego nie niesie się nawet szmer echa ludzkiego pojmowania. Cisza, tak samo głęboka, jak ta, która obejmuje Itou. Wyciszenie nienaturalne, bo przecież pod kopułą czaszki zawsze srebrzy się psie posapywanie, wije się zgrzyt pożółkłych kłów, które w zaciśniętym pysku zdzierają przebarwione szkliwo. Cisza. Obca; nie ta kojąca, z którą człowiek zderza się w ścianach własnego domu, odcięty od zgiełku dnia, zostawiając za progiem brzęczenie przeżyć minionej doby. Cisza podobna bardziej wrażeniu klaustrofobii w zasypanej metrami lepkiej, wilgotnej ziemi trumnie. I kiedy człowiek zaczyna przywykać, kiedy zaczyna zgadzać się na swój los — pierwszy krok, a ten wpisany w szelest miękkiego futra. W oddali, tam, w głębokim mroku, którego nie da się rozciąć źrenicami, zatacza coś okrąg. Szeroki łuk, jak wygłodniały, porzucony przez watahę wilk, który nie ma już nic do stracenia, a każda jego decyzja podejmowana wyłącznie przez żołądek, który z głodu trawi już sam siebie, oblepiając wygięty kręgosłup. Pysk wilgotnieje, gdy język zapiera się na szorstkim, poczerniałym podniebieniu.
   Temperatura rośnie; wrażeniem podobnym do zapartych o żeliwie kaloryfera pleców. Ciemność. Ta trwa niezmiennie, ale zdaje się być namacalna, gęsta, przez kropelki pary uwieszone w jej konstrukcie. Gardziel Munehiry w swojej monstrualno-psiej formie zaciska się bezwolnie, krtań wibruje ni w ludzkim, ni zwierzęcym powarkiwaniu, które mości się na dnie trzewi i rezonuje tak przyjemnie w dźwiękach pierwotności. Kiedy ostatni raz czuł się w ten sposób? Nie pamięta. Nie wie, czy chce pamiętać. Po co psuć tak cudowny moment nieidealnym wspomnieniem, które skalane ludzką fantazją, wypełnia luki kłamstwem. Nie pamięta też, od jak dawna w każdy sen wkracza nie jako ludzka sylwetka, a skundlony pomazaniec. Nie pamięta, od kiedy słodycz fizycznego kontaktu, gdy palce czym prędzej w śnieniu zaciskał na karkach ludzi, zmieniła się w podniecenie polowaniem. Nie widzi, ale czuje — każdym zmysłem o tysiąc kroć bardziej. Kocha to i nienawidzi na równi.
   Poza potliwą zawiesiną, zwierzęcym pomrukiem liżącym niskimi tonami przestrzeń, zdać się może, że bose stopy zamiast na suchej podłodze, zapierają się na mokrej tafli, na szerokich, nieregularnych, płytkich kałużach, kontrastujących w swoich obłościach z szorstką betonową fakturą i jej pumeksową suchością. Ta wyłącznie wąskimi liniami między zimnem zbierającej się w śnieniu stęchłej wody.
   Krok. Kolejny. Kolejna ćwiartka łuku; gdy pysk rozwiera się, żeby nabrać haust powietrza, który świszczy w szczelinach między zębami, kobiecym zapachem wędrując przez podniebienie.



Aoi | Alaesha 0YAOCnr
Munehira Aoi

Itou Alaesha ubóstwia ten post.

Itou Alaesha

Nie 7 Sty - 16:50
Yurei odwiedził ją w godzinie przypadającej na najgłębszą fazę snu. Nie miała więc szans na reakcję, nie wspominając o próbie konfrontacji lub ucieczki. Nie było dla niej w tym momencie ratunku, nawet pomimo tego, że była senkenshą. Niespokojne dłonie i umysł ducha krążyły nad kobiecą sylwetką, jakby w łapczywym oczekiwaniu fazy REM, która pozwoli mu w pełni zawładnąć jej wyobraźnią i odczuciami. Czas działał na jego korzyść. Rozgościł się w nie swoim domu, sypialni i umyśle, właśnie wtedy, gdy ciało Alaeshy nie było w stanie przerwać swojego stanu. Czekał w ciemności, być może wyczuwając elektryczne rozbłyski neuronów. Mózg śpiącej, zmierzający po sennej sinusoidzie, z każdą minutą zbliżał się do pobudzenia ciała do szybszego poruszania gałkami ocznymi. W wypadku koszmaru, który miał na nią zesłać yurei, już niedługo miały pędzić pod powiekami jak oszalałe.

Narastająca zmiana elektrycznych impulsów zaczęła przechodzić w kolejne śnienie, rozbłyskając kolorami wcześniejszej fazy marzeń sennych. Przyjemnego, a jakże już odległego wspomnienia  palety barw, obrazów i krwistego zachodu słońca. Wspomnienia, które było pożerane z każdym kolejnym pstryknięciem palcami.

Alaesha poruszyła się niespokojnie w łóżku, odruchowo przewracając się na bok i rozkopując nogami kołdrę. W obliczu siły, która postanowiła wtargnąć do jej umysłu, była bezbronna. Przynajmniej na razie. Kierowane instynktem ciało kobiety skuliło się – podciągnęła zgięte kolana wyżej i objęła je jednym ramieniem. Fizycznie nie była w stanie zrobić nic więcej. Nie wiedziała też, że cokolwiek zrobić powinna.

Rozpoczęło się.
Umysł Alaeshy zaczął materializować przed nią nowy wymiar kolejnego snu. Nie był to sen świadomy, a senna, alternatywna rzeczywistość. Było to miejsce poza fizyczną przestrzenią i czasem, a jednak mające wszelkie znamiona rzeczywistości - aż do momentu przebudzenia lub zyskania świadomości. Właśnie teraz była najbardziej wystawiona na atak yurei, gdy mogła uwierzyć we wszystko, co tylko zechce jej podsunąć.

Rozległo się ostatnie pstryknięcie i nastała cisza. Głęboka, czarna, niepokojąca. Przestrzeń wokół drobnej sylwetki zaczęła się kurczyć. Choć miała jej jeszcze pod dostatkiem, to w połączeniu z ciemnością, poczuła nieznośną ciasnotę, odciskającą swoje piętno jako mrowienie odsłoniętej skóry ramion. Próbując pozbyć się tego wrażenia, zaczęła je rozcierać, układając w geście przytulenia samej siebie. Siedziała na zimnej, szorstkiej posadzce, oplatając ciało ramionami. Próbowała dostrzec cokolwiek, jednak jej oczy w konwencjonalnym rozumieniu były całkowicie bezużyteczne. Czerń była nie do przebicia. Nie widziała w niej niczego, nawet samej siebie. Podłoże było nieznośnie zimne, jednak otaczające ją powietrze przypominało gęstą, lepką i wilgotną mgłę. Gorąca para osadziła się na skórze i włosach kobiety, pozostawiając ciało zroszone zarówno od skroplonej pary, jak i potu wytwarzanego przez skórę.

Usłyszała ciche posapywanie – nie była tutaj sama. Rosnący niepokój zmusił Alaeshę do ruchu. Wcale go nie chciała i nie była na niego gotowa. Jak miała poruszać się w tej nieprzeniknionej ciemności, gdzie miała iść?
H-halo? – Powiedziała, jednak jej głos głucho ugrzązł w mokrej parze. – Jest tu ktoś? - Dodała głośniej, aby dźwięk mógł dotrzeć dalej.

Wstała na równe nogi, badając pustą przestrzeń rozwartymi ramionami. Zrobiła krok przed siebie i od razu cofnęła stopę. Podłoże przed nią było całkowicie inne od tego, na którym stała. Śliskie, gładkie, chyba po prostu mokre, choć nie miała pewności. Kontrast pomiędzy rozgrzaną skórą a zimnem posadzki wywołał dreszcz, który przebiegł jak błyskawica od szczytu karku, po podeszwy stóp Alaeshy. W pośpiechu zbadała stopami najbliższe otoczenie. Tylko fragmenty chropowatej podłogi były suche i zdawały się wytyczać ścieżkę. – Labirynt? – Pomyślała, jednak dookoła nie było żadnych ścian. Wyciągnęła dłonie przed siebie i zaczęła iść w odwrotnym kierunku od źródła dźwięku – już nie tylko posapywania, ale też krótkiego świstu. Szorstkie podłoże boleśnie wbijało się w bose stopy.

@Munehira Aoi
Itou Alaesha

Munehira Aoi ubóstwia ten post.

Sponsored content
maj 2038 roku