Rzeka, której koniec i początek zdaje się nie istnieć. Zasnuta gęstymi, nieprzepuszczającymi światła oparami brudnej mgły przybiera charakterystyczny klimat złowieszczości i zepsucia. Nie jest w gruncie rzeczy złym miejscem w dosadnym słowa znaczeniu. Stanowi wyłącznie punkt łączeniowy pomiędzy niedawno zmarłą duszą a jej drogą do ponownego odrodzenia się. To właśnie tutaj wysyłani się osądzeni, którym bogowie wskazują jedną z trzech tras: przez most, bród bądź przez odcinek wypełniony kąsającymi wężami. Na podstawie przewinień oraz dobrych uczynków wyznaczana jest konkretna przeprawa.
Sama rzeka nie różni się jednak w swojej wizualnej odsłonie od rzek znanych z ludzkiego świata. Rozlega się tu charakterystyczny szum nurtu i dźwięki pluskania. Nie uświadczy wprawdzie ryb ani roślinności, jednak ci obdarzeni wielkim bagażem wyobraźni mogą dzięki fantazji zmniejszyć rangę Sanzu do zwykłego, choć wyjątkowo nieprzyjemnego pod kątem klimatu i otoczenia, strumienia.
— Takie głodne...
Kolorowe ślepia uniosły się, konfrontując z rozpromienionym obliczem dziewczynki. Hecate nie wierzyła w przypadki, na pewno nie takie mające miejsce więcej niż raz. Nie było jednak czasu na zastanowienia ani podejmowanie jakichkolwiek prób rozmowy, nie teraz, gdy potężna ogrzyca szła nieprzerwanie naprzód, a wskazanie odpowiedniego kierunku najwyraźniej wcale nie było dla niej takie trudne, skoro gdzieś w tle cały czas docierał odgłos łamanych przez nią gałęzi, stawianych kroków. Nic dziwnego, że zamiast pogaduszek z duchem Black wybrała zwiększenie dystansu między sobą a swoim dyszącym w kark katem. Starała się nie rozglądać podczas ucieczki, nie omiatać wzrokiem mijanych duchów. Nie było to jednak łatwe, a wrodzona ciekawość wobec wszystkiego co nadprzyrodzone skutecznie stawała dziewczynie na drodze. Wzrok mimowolnie uciekał na bok, chcąc nie chcąc wyłapując z otoczenia mniejsze lub większe detale — śliski materiał sportowego kompletu, włosy ciasno ściągnięte w koński ogon by nie przeszkadzały podczas treningu. Piłka większa niż pokiereszowane dziecko które obejmowało ją rękoma, wyglądała na jedną z tych nadmuchiwanych, miękkich w dotyku, idealną de letnich zbaw nad wodą czy przy basenie. Ociekające ubrania, wyglądające jak ledwie przed momentem wyjęte z rzeki, chorowita dłoń wsparta na równie pomarszczonej co skóra korze drzewa. Jak mogła zignorować wszystkie te elementy? Wiedziała, że mimowolnie zwalniała, że ciekawość podświadomie zatrzymywała nogi w miejscu, kazała się rozglądać, sprawdzić wszystkie możliwości. Gdy tylko dotarło do niej, że dotychczasowy bieg zwolnił do truchtu od razu potrzasnęła głową; zęby zgrzytnęły o siebie ze złością, to nie był czas na rozkojarzenia.
Przystanęła na chwilę, dłonie wspierając na kolanach. Kilka głębszych wdechów pomogło oczyścić umysł z niepotrzebnych myśli, odrzucić na dalszy plan to co niepotrzebne. Wtedy też do uszu dobiegł szum wody. Bogowie jedni wiedzieli czy należał do drobnego, leśnego potoku, które niejednokrotnie pokonywała spacerując po Kinigami, czy może do czegoś znacznie większego, zwodzącego swą niepozornością. Nie ufała głębokim wodom, w końcu nie potrafiła pływać. Nie zastanawiała się nad tym jednak zbyt długo, bo w kolejnej chwili mogłaby przysiąc, że serce zamarło jej w miejscu; gdyby nie powaga sytuacji, spojrzałaby po sobie chcąc ocenić, czy przypadkiem nie umarła gdzieś po drodze, czy nie zgubiła ciała już kilkanaście metrów wcześniej. Zamiast tego z ust umknęły bluzgi równe jadowi wściekłych, kłębiących się w norach węży.
— Ty mała... — Nie wiedzieć kiedy neonowe ślepia zmrużyły się znacznie. Wypowiadane słowa przemodelowały usta na wzór parodii wściekłego uśmiechu. Czy dało się przekląć duszę, która już przekroczyła bramę zaświatów? Nie była pewna, zamierzała się jednak tego dowiedzieć. Wiedziała doskonale, że idąc w tamtym kierunku mogła ściągnąć Daatsuebę na głowę Kuboty. Musiała jednak sprawdzić, czy ta gówniara nie próbowała wkopać blondwłosej w jeszcze większe bagno.
Jebać — pomyślała z ciężkim westchnieniem, podrywając się zaraz do dalszego biegu, tym razem skręcając w prawo. Tym razem nie odpuściła bacznej obserwacji otoczenia chcąc jak najszybciej zlokalizować jedną z tych, których szukała — albo Kubotę, albo bardzo skorą do żartów dziewczynkę.
@Warui Shin'ya
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
Plener się nie zmienił. Ten sam świst w uszach przy biegu. Identyczne zapachy mokrej ziemi i liści. Chłodne powietrze wdychane przy pracy męczących się płuc. Strumień, delikatnie szumiący w tle, oddalał się z każdym postawionym krokiem. Wkrótce zniknął, kompletnie zdominowany przez ciężar nadciągającej nieuchronnie Datsueby; przez ciśnienie krwi tłukące się w czaszce; i przez szepty umęczonych dusz.
Dusz stale nowych i nowych. Z oczami wlepionymi w górę, jakby dały radę ujrzeć nieosiągalne przecież niebo. Z pomarszczonymi od starości twarzami. Z sylwetkami wyrobionymi setkami godzin na intensywnych treningach. Z połamanymi paznokciami wetkniętymi między szczękające w strachu zęby. Z desperacko objętymi głowami. Przykucniętymi, wtulonymi w szorstkie pnie drzew. Z rozłożonymi jak do objęcia ramionami.
Black mijała byty, które czasami zwracały na nią uwagę. Spoglądały - z zaintrygowaniem, z obojętnością, ze zrozumieniem. Niektóre szeptały coś pod nosem, inne sięgały po nią rękoma. Nigdy jej jednak nie dotknęły. Palce smagały miejsce tuż nad jej ramieniem, obok biodra, zaczepiały się o torbę obijającą się na talii. Trzymane tam jedzenie skutecznie zresztą o sobie przypominało, kiedy z każdą chwilą spędzoną w zaświatach żołądek zaczynał wołać o prowiant. Powoli nieinwazyjne ssanie przemieniało się we wrażenie jakby ostatni posiłek został odhaczony nie dzisiejszego poranka, ale przedwczorajszego.
Nagle glebą wstrząsnęło; huk musiał nastąpić po szczególnie gniewnie postawionej stopie Datsueby. Okoliczne dusze rozpierzchły się, zmyte jak za sprawą wiatru. I tylko dwie iskry zostały, zwracając szczególną uwagę.
Docierała przy tym świadomość, że wokół znajduje się wyłącznie to, co może oferować las. Jest kora i są gałęzie, jest runo, i potok gdzieś w tle. Próżno szukać broni, maszyn, domostw. Aż do tego momentu były też dusze; wymęczone głodem, wykrzywione w wulgarnej złości, gdy mijała ich Black - jeszcze taka energiczna, świeża. Zniknęły, ograniczone do dwóch błękitnych płomieni, rosnących na oczach wiedźmy przy pokonywanym dystansie.
Wkrótce rozmyte kontury zaczęły nabierać konkretów. Wpierw wyszczególniły się krótkie włosy do ucha. Charakterystyczna fryzura nadawała istocie skojarzenia z japońskimi laleczkami Kokeshi. Dzięki ścięciu doskonale widać było usta. Drobne, dziecięce wargi zza których ukazywały się w mówionych głoskach proste, krótkie zęby. Dziewczynka
(jej śmiech rozlegał się jeszcze echem gdzieś w zakamarkach pamięci)
klęczała nad kimś, ujmowała filigranowymi dłońmi cudzą twarz i unosiła ją żałośnie ponad poziom ziemi. Po pulchnych palcach kilkulatki spływały kaskady potarganych włosów, dziwnie obciążonych, jakby przesiąkniętych cieczą. Hecate nawet mimo ciemnej masy zalewającej skroń tej - nabierającej ostrości drugiej - postaci, mimo błota odciśniętego brudem na policzku, pomimo rąk ułożonych na zamkniętych boleśnie szczękach, doskonale wiedziała, przy kim znajduje się młoda, krnąbrna dusza.
, jak jeszcze za życia, tkwiła w pułapce. Pobliskie drzewo obwiązano metalowym łańcuchem - dawniej, w świecie, w którym miało to jeszcze znaczenie, srebrzystym, dziś natomiast mgliście błękitnym. Przez ogniwa przebijały się barwy podłoża i drobne igiełki pobliskiego krzewu. Sięgały one jednak żelaznych szczęk wgryzionych w drżącą łydkę. Nastolatka, z dłońmi ściskającymi ziemię garściami, wpatrywała się w znajdującą tuż przed nią personę. Słuchała jej szeptów jak ktoś, kto słucha warunków umowy.
W porównaniu do innych dusz, zdawało się, nie ucieknie jednak przed gniewem Datsueby.
Jej kajdany miały być wieczne nawet po śmierci.
deadline: 72h;
ilość spóźnień MG: 1 (powyższa luka usprawiedliwiona nieobecnością);
ilość spóźnień uczestnika: 0;
kolejka: 14.
BLACK: niewielkie zadrapanie na prawym nadgarstku; większe uczucie głodu;
Hecate Black ubóstwia ten post.
Wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała się zatrzymać. Choćby po to, by zjeść. Ciężar uderzający w biodro stale przypominał o czekającym posiłku; skłamałaby mówiąc, że nie przemknął jej przez myśl postój. Krótki, zatrzymałaby się tylko żeby wziąć kęsa, jednego, niewielkiego. Tyle by wystarczyło by dać sobie więcej czasu. W żołądku czuła już mrowienie, to charakterystyczne, gdy panująca w nim pustka przyprawiała o chwilowe mdłości. Znała ten stan, wiedziała, że potrwa niedługo, że wystarczy go przeczekać by jeszcze chwilę tak pociągnąć. To nie był dobry moment na postój, mogła wytrzymać.
W końcu, między drzewami zaczęły przebijać się kształty niebędące kolejnym powykrzywianym drzewem, bujnym układem krzaków, rozrzuconymi przypadkowo kamieniami czy przewalonym pniem. Dostrzegła wpierw klęczącą postać, jej krótkie włosy, filigranową sylwetkę, to, jak w dłoniach trzymała czyjąś głowę. Sytuacja wyglądała tak abstrakcyjnie znajomo, że skronie Hecate odezwały się nowym prądem bólu. Naprawdę potrzebowała teraz zapalić.
Kolana same się pod nią ugięły gdy dotarła do celu — opadła tuż przy dwójce, wpatrując się wpierw w twarz Umehary, później w jej nogę zakleszczoną w zębach pułapki. Wszystko się zgadzało poza miejscem, nie byli już w Kinigami którego tereny wiedźma znała i na których czuła znacznie większą pewność niż tu, gdzie wielki potwór deptał jej po piętach z zamiarem roztrzaskania kruchej czaszki własną pięścią.
Westchnęła.
— Czy wiesz co mogę dla niej zrobić? — wzrok podążył wpierw za łańcuchem, z jego nienaturalną, niebieską poświatą. W zasięg oczu wpadł również przytwierdzony do ziemi pień wokół którego owijało się widmo pułapki. Zlustrowała również porwaną od niegdyś metalowych szponów łydkę, ciemne smugi wijące się pod skórze niczym węże w gnieździe. — Jak ją stąd zabrać.
Sama, nie wiedzieć kiedy, zacisnęła dłonie w pięści, mnąc między palcami źdźbła trawy. Zbieżność zdarzeń był jej bardzo nie na rękę. Rozejrzała się znów po otoczeniu, chcąc wyłapać z której strony nadciągała Datsueba, próbując określić jak daleko była i ile jeszcze zostało czasu nim nie pojawi się znów w zasięgu wzroku.
@Warui Shin'ya
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
Spojrzenie Umehary, uniesione mimo lekko opuszczonej głowy, wydawało się spoglądać z dołu z wrogością. Kryło się jednak za ich tarczą coś nieprzytomnego, jakby na lodowate szkło chuchnąć gorącym oddechem. Przebił się przez to tylko tylko drobny, migotliwy błysk, kiedy przekierowała uwagę z twarzy dziewczynki na Black. Zatliła się tam iskra pamięci lub świadomości, jakby kojarzyła tylko drobny detal, może barwę włosów, może to, w jaki sposób poruszała się Hecate. Brwi, lekko zmarszczone, drgnęły. Rozchylone wargi zamknęły się mocniej. Dłonie, z pokruszonymi paznokciami wbite w glebę, ścieśniły chwyt. Nic nie powiedziała. Z pewnością nie mogła, gdy jedynym dźwiękiem, jaki wyrwałby się z krtani, byłby tylko szloch bólu i tępej, rosnącej bezradności.
- Ooh - przeciągłe, udawane zaskoczenie, miało na celu skupienie świateł reflektorów na dziewczynce. Z odpowiednią delikatnością odsunęła dłonie od Umehary. Głowa cierpiącej natychmiast opadła, czoło niemal przylgnęło do pięści, a strąki włosów zasłoniły pobladłe z wysiłku oblicze i brudne od krwi i ziemi zęby, zwarte do zgrzytu.
- W Yomi można skrócić ból - podjęła temat kilkulatka, unosząc się płynnie z klęczek. Nie była wysoka, za to chuda, przez co optycznie wydawała się górować nad Black, kiedy ta padła na kolana tuż obok uwięzionej duszy. - Nie wszyscy w to wierzą, ale ja tak. Wystarczyłoby nadepnąć na pułapkę, pozwolić, by to poszło naturalnym scenariuszem.
Splotła palce za plecami, cofając się o krok, jakby w obawie, że rudowłosa straci nad sobą panowanie i spróbuje wymierzyć jej cios.
- Nie jestem nikim więcej jak tylko zagubioną duszą. Mogłabym tylko... - wydęła drobne usta, w zamyśleniu. - Mogłabym przerwać jej łańcuch, nic więcej. Ale to by kosztowało. Jestem... - przerwa, taktyczna - zmęczona - dokończyła ciszej, przenosząc wzrok na drżące ramiona Umehary. Dało się dostrzec, że nastolatka miała na sobie dokładnie to, co w dniu śmierci.
Sweter w jasno-ciemne paski, identyczny jak ten, który nosiła Kubota.
- Może gdybym nie była taka głodna...
(Pożywimy się - odległy głos Kuboty, wżarty we wspomnienie, sięgnął ucha Hecate - kiedy poczujemy najgorszy głód.)
- ... może wtedy odzyskałabym siły?
(Dawaj więc znać na bieżąco.)
Datsueba krążyła w pobliżu. Przez swoje gabaryty nie widziała dokładnie tego, co znajduje się w lesie. Musiała odgarniać gałęzie, walczyć z gęstymi koronami, aby spoglądać pomiędzy nimi w naturalne ścieżki. Była jednak niedaleko i Black doskonale wiedziała, że zostało niewiele czasu.
- Czy skrócenie męki nie będzie najlepszą opcją?
deadline: 72h;
ilość spóźnień MG: 1;
ilość spóźnień uczestnika: 0;
kolejka: 15.
BLACK: niewielkie zadrapanie na prawym nadgarstku; większe uczucie głodu; rzucasz k100 na wytrzymałość, powodzenie oznacza możliwość dalszego ignorowania głodu, porażka, że w przeciągu 2 tur Blach będzie zmuszona coś zjeść;
nadejście Datsueby: w ciągu dwóch kolejek. 1/2.
— W Yomi można skrócić ból.
Obróciła bardzo powoli głowę. Ślepia mimo iż dotychczas przymrużone, teraz wpatrywały się w dziewczynkę w pełni odsłonięte; lodowy błękit i płynna czekolada wierciły dziurę w dziecięcej czaszkę i gdyby tylko posiadały jakąkolwiek moc, nie pozostawało wątpliwości co do tego, że jeszcze chwila a na miejscu dziecka pozostałaby mokra plama. Nic nie mówiła, gdy drobna dusza kontynuował niezwykle pewny siebie monolog — słychać było mało subtelny nuty arogancji spowijające młody głos.
— Ale to by kosztowało. Jestem... zmęczona.
W dalszym ciągu milczała. Docierały do niej słowa lecz prócz nich stale słyszała jedno i to samo bzyczenie. Rzeczywistość wydawała jej się w tamtym momencie tak rozstrojona, że przez chwilę zaczęła rozważać czy to aby na pewno nie kolejny pokurwiony sen w którym przyszło jej utknąć. Głowa opadła jej delikatnie ku jednemu z ramion. W tym samym czasie uścisk dłoni zelżał, wypuszczając spomiędzy palców pogniecioną trawę. Nim zrobił cokolwiek więcej, niespiesznie otrzepała dłonie o materiał spodenek.
— ... może wtedy odzyskałabym siły?
Dostrzegła to, jak duch wcześniej się cofnął. Może właśnie dlatego teraz, gdy sama podnosiła się do pionu, robiła to z niezwykłą rozwagą, bez pochopnych ruchów mogących wystraszyć dziecko. Wpierw postawiła na ziemi jedną stopę, na kolanie wsparł dłoń podtrzymując ciężar ciała, później druga noga. Nie spieszyła się, mimo iż czas na działanie stalle ubywał.
— Czy skrócenie męki nie będzie najlepszą opcją?
Przytknięcie palców do ust — kciuk i wskazującego — poprzedziło donośne gwizdnięcie, długie i wyraźne. Później postąpiła krok naprzód, tym razem już bez wątpienia górując nad porcelanową dziewczynką. Rude pasma posypały się z ramion, niewykluczone, że kilka z nich połaskotało rozmówczynię Black w rękę, gdy tak pochylała nad nią twarz. Na końcu języka miała wiele cierpkich słów.
— Dostaniesz czego chcesz jak ją uwolnisz albo chociaż zrobisz coś, żebym sama mogła ją stąd zabrać, nie wcześniej — odezwała się w końcu, mrużąc niecierpliwie ślepia. Potrzebowała tu Kuboty — jej wiedzy, siły, jej porywczości. Mimo iż podejrzewała, że młoda jenotka poświęciłby pożywienie dla Umehary bez większego zastanowienia (choć kto wie, mogła się co do niej mylić), sama wolała postawić jakieś warunki.
| Wytrzymałość 91 - 20 = 71, sukces
@Warui Shin'ya
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
Zassane wargi oderwały się od siebie w cmoknięciu.
- Nie ty dyktujesz warunki - przypomniała niewinnie, spoglądając na kobietę z dołu. Gdy ta się uniosła, ponownie przewyższała dziewczynkę w znaczący sposób, jednak młode oblicze nie wydawało się zdjęte strachem. Rzeczywiście napięcie mięśni mogło sugerować lęk, jednak wprawne oko dostrzegało jak bardzo aktorski był to zabieg. Zamglona postać cofnęła się jeszcze o pół kroku, mrużąc nieco skośne oczy i zerkając gdzieś obok Hecate - zapewne w kierunku ciężko oddychającej Umehary. - Zdaje się, że to nie mnie zależy.
Nienaturalnie chaotyczny szelest liści, rozlegający się za plecami Hecate, dawał doskonały wgląd w to, jak blisko jest już Datsueba. Jej gardłowy terkot niósł się po powietrzu elektrycznym drżeniem. Nawet krnąbrna zjawa lekko się wykrzywiła. Utrzymująca się na niej warstwa arogancji nieco popękała, pojawiły się wyrwy, przez które prześwitywała chęć ucieczki. Chwilowo to jeszcze neutralizowała, najwidoczniej skora podjąć pewien rodzaj ryzyka, jeżeli miałoby to przynieść oczekiwane korzyści.
- Zaraz tu będzie - komentarz okraszony słodyczą zaniepokojenia; zmartwieniem kogoś, kto przejmuje się sytuacją.
Zaczerpywała tchu, kiedy zdarzyły się dwie rzeczy równolegle.
Pierwszą były rozstępujące na boki korony drzew. Wplątane w gałęzie olbrzymie łapska Datsueby szarpnęły nimi w dwie przeciwne strony, odsłaniając szkaradny, nabiegły gniewem wyraz pyska demona. Rozbiegane w furii spojrzenie, prawie tak samo ślepe jak większości błądzących tu dusz, choć ze zdecydowanie innego powodu, osiadło gwałtownie na trójce postaci - Umeharze, Black oraz bezimiennej.
Drugą był gwałtowny trzask łamiących się pod krokiem patyków; i zapach wiatru wtargany rychłym ruchem. Hecate ujrzała jak mgła rozrzedza się tam, gdzie zamaszystym ruchem Datsueba rozłożyła ramiona, aby móc spojrzeć co dzieje się pod kłębami zieleni, niefortunnie trafiając wreszcie na swój cel; a zaraz po tym tuż przed nią opadły barwy piasku i kawowego brązu, przeplatające się ze sobą pasami jak na swetrze Umehary.
Ogon uderzył o podłoże, uszy, położone po czaszce, stuliły się mocniej, jakby pragnęły werżnąć w zwierzęcy łeb i scalić się z nim całkowicie. Zjeżone futro na karku muskały podmuchy powietrza. Wezwana Kubota przewyższała Black, rozciągnięta w swojej sylwetce w identyczny sposób, w jaki prezentowała się przed wieloma miesiącami w Kinigami.
Tam jednak ktoś inny był wrogiem, choć także posiadał broń i przewagę, od której młode tanuki zdawało się napinać mięśnie aż do ich dygotu. Nie przypominała jenota, bardziej lisa o długich kończynach. Warkot dobywający się z opuszczonej gardzieli konkurował z tym, który wydawała z siebie ogrzyca.
- Oh! - Ton dziewczynki przebił się swoją trywialną niewinnością przez atmosferę wrogości. Ewidentnie chciała coś jeszcze dodać, być może następną tuszowaną w złośliwości wstawkę. Przeszkodził jej jednak głos Kuboty; nie poruszała szczękami, nie byłaby w stanie tego zrobić w tej formie, jednak brzmiała wyraźnie, nieco tylko bardziej akustycznie.
- Weź stąd Umeharę w bezpieczne miejsce! Dogonię was.
Pięta Datsueby z łomotem opadła na glebę, wstrząsając podłożem, wywołując ciche stęknięcie rannej duszy. Kubota jednocześnie wyrwała się do przodu, skacząc ku wyciąganej ponad łbem łapie uzbrojonej w brutalną pieść.
deadline: 72h;
ilość spóźnień MG: 1;
ilość spóźnień uczestnika: 0;
kolejka: 16.
BLACK: niewielkie zadrapanie na prawym nadgarstku; większe uczucie głodu;
- jeżeli zdecydujesz się oddać prowiant zjawie, przerwie ona łańcuch Umehary, ale Black straci cenne pożywienie;
- możesz rzucać na siłę, jeżeli chcesz unieść Umeharę;
nadejście Datsueby: w ciągu dwóch kolejek. 2/2.
Hecate Black ubóstwia ten post.
Jedno mrugnięcie niestety wystarczyło, by piękne marzenie zniknęło a powróciła rzeczywistość. Dziecko wciąż stało n swoim miejscu, wcale nie szamotało się z bólu z wyrywanymi ręką Black włosami.
— Zaraz tu będzie.
Wiedźma zajrzała prosto w oczy swojej rozmówczyni.
— Niech przychodzi.
Wtedy też rzeczywiście przyszła. Bardzo szybko i widowiskowo. Black częściowo obróciła sylwetkę spoglądając w kierunku nadciągającej ogrzycy. Sytuacja nie wyglądała najlepiej, w zasadzie to pogarszała się z każdą kolejną chwilą. Oprócz niej pojawiła się jednak również Kubota w całej swej zwierzęcej krasie. W chwilach takich jak ta żałowała, że jej stosunki z blondynką pozostawiały wiele do życzenia. Jak wiele by dała, żeby wytarmosić te kosmate uszy, zatopić dłoń w barwionej kolorami lata sierści...
Głos towarzyszki sprowadził ją na ziemię. Zacisnęła wówczas palce na pasku torby, zdejmując ją z ramienia.
— Rozkuj łańcuchy i jest twoja — Ściśnięty materiał tkwił w palach jeszcze moment. Nie mogła oddać go od razu, musiała się upewnić, że gówniara chociaż zacznie robić to, co obiecała. Pakunek wylądował na ziemi chwilę później, kilka metrów za plecami rudowłosej. Nie zwracała już uwagi na dziewczynę, choć postanowiła zapisać jej twarz w pamięci, utkwić ją na najważniejszych kartach by kiedyś, całkiem jak omen za który ją uważali, zaserwować swoją własną zemstę.
— Dasz radę iść? — Dopadła Umehary, delikatnie choć z pośpiechem pomagając ją wpierw podnieść ciało do siadu, później zarzucić sobie na ramię rękę dziewczyny by pomóc jej wstać. Nie dała rady podnieść dziewczęcia lecz zaoferowała wsparcie odpowiednie do własnej siły. Najważniejsze, by jak najbardziej odciążyć zranioną nogę, powtarzała sobie. Ruszyła w kierunku gęstniejącego lasu, nadal uważnie nasłuchując otoczenia.
| Siła 49 - 20 = 29, porażka
@Warui Shin'ya
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
Wystarczyło jedno pstryknięcie palców, aby żelazne szczęki zaskrzypiały, uchylając się o parę milimetrów. Zduszony jęk przetkał gardło Umehary, dziewczyną targnął widoczny dreszcz cierpienia, gdy pociągnęła nogą, wysuwając ją spomiędzy trójkątnych kłów. Paszcza mechanizmu zamknęła się pół sekundy po tym jak zniknęło z jej zasięgu mięsiste ciało.
Dziewczynka odebrała tymczasem torbę, trzymając ją oburącz jak szczeniaka. Uśmiechnęła się, wykonując kilka płynnych kroków w tył. Prawie skakała, a nie szła. - Dziękuję - szept poniósł się wiatrem, wtargnął w ogniste włosy Hecate, zrzucając je z jej twarzy i docierając do odsłoniętego ucha.
Po tym zmora młodej duszy zniknęła, nieomal rozpływając się we mgle. Grube opary wydawały się zresztą nabrać ruchu. Wszystko za sprawą toczonej walki. Każde zamaszyste poruszenie pięścią Datsueby wywoływało szelest liści; każdy skok Kuboty tworzył wiry mlecznego powietrza. Długi ogon przecinał ściany dymu, by zaraz potem zniknąć za jego odbudowaną fasadą. Warkot przeplatał się z posapywaniem. Głuche uderzenia łapą o podłoże rozbrzmiewały chwilę przed tym jak w leśne runo opadały łapy umykającej ogrzycy ofiary.
Kubota musiała sobie jakoś radzić, choć zmysł Hecate wychwycił pojedyncze charknięcie. Znała zapewne podobne komunikaty żyjąc w Kinigami i obcując z tamtejszą fauną. Choć dźwięk cechował się wrogością, mieścił w sobie kilka nut bólu. Oberwała?
Umehara opadła nagle silniej na swoją towarzyszkę. Choć zdawało się to niemożliwym, jej wątłe ciało ważyło tonę, jakby składała się z betonowych brył uformowanych w człowieka. - Nie wiem... ile... - urywane oddechy przeznaczała na słowa; ciche i słabe - dam... - Potknęła się o jeden z wystających korzeni, zakleszczając dotychczas luźno zwisającą dłoń na biodrze Black. - Proszę, zostaw mnie... Kubota... - Nie dokończyła, ale nietrudno domyślić się, co chciała dodać.
... potrzebuje pomocy.
Za plecami rozległ się gniewny wrzask Datsueby. Trzasnęło naruszone uderzeniem drzewo. Na odgłos łamiącego się pnia Umehara wciągnęła gwałtownie tlen i uniosła niego głowę. Pobladła, otoczona niebieskawą poświatą twarz, emanowała zacięciem, kiedy przekierowała oblicze ku rudowłosej.
- Nie możemy jej...
Zostawić, oczywiście. Pytanie tylko: co było lepszą opcją? Wesprzeć Kubotę w nierównej walce czy zawierzyć jej poleceniom wybierając bezpieczne miejsce?
Jakie miałoby być bezpieczne miejsce w lesie?
deadline: 72h;
ilość spóźnień MG: 1;
ilość spóźnień uczestnika: 0;
kolejka: 17.
BLACK: niewielkie zadrapanie na prawym nadgarstku; większe uczucie głodu;
Hecate Black ubóstwia ten post.
Wtedy też do jej uszu dotarł charakterystyczny dźwięk. Nie chciała go słyszeć, doskonale wiedziała co oznaczał, wszak miała z nim do czynienia tylko w Kinigami ale i w lasach otaczających rodzinny dom w Salem. W innych okolicznościach być może, tak jak teraz, krew nie odpłynęłaby z twarzy i kończyn wypchnięta przez zimną świadomość. W miejscu każdym innym niż to mogła temu zaradzić. Teraz jednak? Co mogła zrobić, gdy niebezpieczeństwo dookoła nie pozwalało zareagować. Zareagować na dźwięk zranionego zwierzęcia.
— Nie walcz z nią, głupia, uciekaj — warknęła, mając nadzieję, że Kubota ją usłyszy, że zrozumie zwykle skrupulatnie ukrywane w głosie przejęcie.
Niesienie Umehary dodatkowo obciążonej obrażeniami nie należało do łatwych. Natomiast niesienie Umehary podczas gdy żołądek zaczynał coraz śmielej skręcać się w supeł było już całkowicie inną bajką. Hecate nigdy nie należała do nie wiadomo jak silnych osób, dość szybko zrobiło się jej więc ciężko.
— Nie po to schodziłam do tego przeklętego miejsca, żeby teraz cię zostawiać, ślicznotko — odparła, nie zatrzymując się mimo przeszkód. Szła dalej naprzód, rzucając tylko bardzo obco brzmiące przekleństwo, gdy dziewczę o coś się potknęło. Nie była na nią zła, po prostu goniła ją świadomość czyhającej za plecami Datsueby. — Poza tym nie wybaczyłaby mi tego. Chodźmy, Kubota sobie poradzi. Jest szybsza, zwinniejsza. Lepiej sobie radzi w gęstych lasach, ucieknie — o ile tylko przestanie walczyć, dodała w duchu, postanawiając nie wypowiadać myśli na głos.
Zastanowiła się przez chwilę, nie mogły przecież błądzić wiecznie po omacku. Nie znała jednak miejsca w którym się znalazła, nie posiadała wiedzy na temat ułożenia terenu. Wejście na jakiekolwiek drzewo nie wchodziło w ogóle w grę i to nie tylko ze względu na kondycję nowej towarzyszki. W końcu westchnęła.
— Musimy teraz być bardzo cicho — odezwała się w końcu, zniżając głos do szeptu. — Poszukamy wody, może znajdziemy przy niej również odpowiedzi. I spróbuj się schylić najbardziej jak możesz — Raz tylko, ostatni, spojrzała za plecy. Później szła już tylko naprzód, możliwie jak najbardziej trzymając się linii gęstych krzewów za którymi obie mogły skryć sylwetki. Nasłuchiwała przy okazji odgłosu szumu strumienia i rozglądał się za jakimkolwiek schronieniem, czy to przewalonymi pniami, czy wąwozem czy jaskinią która nie zmieściłaby gabarytów ogrzycy.
@Warui Shin'ya
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
Koniec końców lasy niewiele się od siebie różniły. Miały specyficzne, kategoryzujące je aury, ale wiele czynników, które składały się na ich ogólną definicję, pozostawały niezmienne. Pnie były szorstkie w fakturze, gdy dłoń opierała się o korę, by zachować równowagę przeciążonego ciała. Nad głową szumiały gałęzie. Pod nogami plątały garby korzeni. Były też charakterystyczne odgłosy - świeżego, przesiąkniętego igliwiem wiatru; i nurtu strumienia, choć ewidentnie mniejszego niż ten poprzedni. Były też jaskinie, a najmniej ta jedna, która przebiła się swoją mroczną szarością przez transparentność mgły.
Nie okazała się szczególnie głęboka. Jej gardziel wynosiła raptem kilkanaście metrów, ale pozwalała schować się w chłodnych cieniach. Sklepienie zdawało się wyjątkowo niskie - Black, ze swoim wzrostem, miała za zadanie by uważać, aby nie obić czubkiem głowy o nierówności. Umehara z pewnością również potrzebowałaby koncentracji, gdyby już teraz jej broda nie opadała luźno na obojczyki. Spomiędzy spierzchniętych warg wyrywały się krótkie wdechy i wydechy. Na skroni kroplił się pot. Nie wytwarzała żadnego zapachu, a przynajmniej nie dało się tego zarejestrować. Była jak paradoksalny hologram - przez jej półprzeźroczystą sylwetkę przenikały obrazy, prezentowała się jak słabej jakości wideo, ale posiadała ciężar i ten ciężar był zaskakująco realistyczny dla atakowanej głodem (a może samymi nerwami?) Hecate.
Pieczara zapewniała jednak schronienie przed Datsuebą, której olbrzymie gabaryty nie byłyby w stanie w odpowiednio zręczny sposób dostać się do środka. Wilgotne ściany groty wytwarzały natomiast chłód, z biegiem czasu dający o sobie znać. Umehara więcej się już nie odezwała. Może nie potrzebowała.
Musiało już zmierzchać, choć to dziwne i mało odpowiednie określenie dla miejsca takiego jak to - utkwionego pomiędzy niesprecyzowanymi porami doby. Wydawało się jednak, że jest o pół tonu mroczniej, że mgła straciła swój siwy odcień, nabiegły teraz ciemniejszymi barwami gołębich piór.
Trzask jaki przeciął przejmującą ciszę zdawał się łamać wpół wszystkie dźwięki dookoła. Po nim nastąpił szelest; ktoś wcale nie krył się ze swoją obecnością i bez dwóch zdań kroki cechowała lekkość szczupłej fizjonomii, nie było więc mowy o tym, aby przypasować je Datsuebie.
Wtedy właśnie, jakby na zawołanie, cynk od świata albo przez intuicyjny szturchaniec, Umehara nabrała głębszego wdechu. - Kubota.
- Jestem.
Była.
Z krwią skapującą od łokcia po luźno zwieszoną dłoń.
W potarganych, blond włosach, poprzetykanych piachem i kruchymi, cienkimi jak igły gałązkami.
Z sińcem wykwitającym na policzku jak szybko dojrzewający kwiat.
Z mokrym od wysiłku wzrokiem utkwionym twardo w twarzy Hecate jakby coś jeszcze chciała dodać.
Coś przed tym nim ugięły się pod nią kolana.
deadline: 72h;
ilość spóźnień MG: 1;
ilość spóźnień uczestnika: 0;
kolejka: 18.
BLACK: niewielkie zadrapanie na prawym nadgarstku; większe uczucie głodu; rzucasz k100 na wytrzymałość, powodzenie oznacza możliwość dalszego ignorowania głodu, porażka, że w przeciągu 2 tur Black będzie zmuszona coś zjeść;
Hecate Black ubóstwia ten post.
|
|