To częste miejsce odwiedzin zarówno miejscowych, jak i turystów. Mieszkańcy tych regionów mogą pochwalić się ogromną popularnością wzniesionego przed laty parku zoologicznego nie tylko ze względu na jego rozległy obszar, ale i nienaganny stan zarówno samej placówki, jak i zwierząt w nim przebywających. Pracownicy dokładają wszelkich starań, by dookoła było czysto i przyjemnie dla oka oraz by stan życia cały czas pobijał nowe rekordy. Nie ma absolutnie żadnych wątpliwości co do tego, że zwierzętom żyje się tu dobrze, a ich wybiegi zostały skonstruowane w taki sposób, by jak najbardziej odwzorowywały naturalne środowiska oraz spełniały wszelkie potrzeby danego gatunku.
Park dysponuje nie tylko najbardziej znanymi przedstawicielami fauny, ale również tymi bardziej egzotycznymi czy znaczniej rzadziej spotykanymi. Część terenu poświęcono nocnym gatunkom, które żyją w ciemnościach, a jeszcze inną gadom i płazom. Nie zabranie również mini zoo pełnego lam, kucyków, kóz oraz innych tego typu żyjątek, które pod warunkiem przestrzegania pewnych zasad można nakarmić lub nawet pogłaskać. Prócz głównych atrakcji nie zabrakło również pomniejszych budynków takich jak sklep z maskotkami czy innymi suwenirami oraz budki z jedzeniem i napojami dla tych, którzy zgłodnieli od wszystkich wrażeń i wspaniałości serwowanych dookoła.
Zerknęła po raz kolejny do lusterka czy na pewno odpowiednio rozłożyła pokład, czy odcień różu jej pasował, czy nie powinna dodać tuszu na swoje rzęsy. Stresowała się, nawet jeśli nie był to pierwszy raz, kiedy spotykała się z kimś, z kim przecież rozmawiała już wielokrotnie! Ale jednak było coś onieśmielającego w pierwszych spotkaniach twarzą w twarz, niezależnie od tego jak wiele razu już miała podobne spotkania.
Chociaż czy to nie miała być randka? Tak sugerował?
Spojrzała znów w telefon, sprawdzając zarówno godzinę, jak i czy nie było nowych powiadomień od niego - ale nie dostrzegła niczego. Pamiętała, że mógł się nieco spóźnić, ale nie miało to znaczenia - przynajmniej nie musieli spędzać czasu w kolejce, kiedy miała bilety w telefonie.
Wychodząc z autobusu poprawiła po raz kolejny rozłożystą sukienkę w odcieniu jasnej pomarańczy. Pod spodem miała również krótkie spodenki, a jej nogi ukryte były pod ciepłymi, bordowymi rajstopami. Czarne botki również dobrze pasowały do jej stroju.
Poprawiła włosy, które układały się w fale. Nie ubierała dzisiaj peruki, wiedząc że w ten sposób łatwiej się rozpoznają na ulicy. Zresztą, miała nadzieję, że już sam jej strój wskazywał na to, kim była i na kogo czekała! Nawet poświęciła się, zamiast kurtki dzisiaj zakładając dwie ciepłe warstwy koszulek i bordowy sweter, ładnie dopełniający się ze spodem sukienki. Torebka zwisała jej z ramienia, a ona co rusz zastanawiała się czy nie powinna schować telefonu - może on zadzwoni? Może wyśle wiadomość? Albo zgubił się po drodze?
Stresowała się, rozglądając co rusz na boki. Mijało pięć, dziesięć, dwadzieścia minut, a ona stała dalej z szerokim uśmiechem, co rusz nerwowo zerkając w ekran telefonu. Nic się w nim nie zmieniało, poza może wyświetlanym czasem, a jej humor był coraz gorszy.
Nie powinna czekać wiecznie tak bez wiadomości, co się działo i co się stało, prawda? Nie powinna być tą, która...
Podnosząc wzrok dostrzegła go. Wpatrywał się w ekran telefonu, jakby nad czymś się zastanawiał. Nie zauważył jej? Możliwe, że czekał już trochę, w końcu mógł nie być pewny czy to było jedyne zoo w mieście! Przecież tutaj nie mieszkał z tego, co wspominał...
Zaraz ruszyła w jego stronę z szerokim uśmiechem. Czy to mógł być on? Była prawie pewna! Nie, żeby wiedziała jak wyglądał, ale w taki sposób stanowczo mogła go sobie wyobrazić - tak, pasował do tego jak pisał i o czym pisał...
Złapał go bez ostrzeżenia za ramię, uwieszając się na nim i od razu ciągnąc w stronę bramek do zoo.
- Ojej, jak się cieszę, że jednak się nie zgubiłeś? Było wszystko dobrze? Martwiłam się, że jednak nie trafisz! Haha... ah... jeśli wolisz, możesz po prostu mówić mi Herene, zamiast Sunny. To... to zależy jak czujesz się lepiej - mówiła, chociaż serce podchodziło jej nieco do gardła, kiedy przechodzili przez barierki do zoo. - Bardzo ci dziękuję, że... że idziemy tutaj razem! Zawsze chciałam iść do zoo... Ale nie miałam okazji i no sam rozumiesz, czasem te zwierzęta... szczególnie te na wybiegach, do których można wejść, wydają się być nieco straszne i agresywne... - kontynuowała znów, zupełnie jakby specjalnie nie dawała dojść chłopakowi do słowa. - Ale na pewno możemy te wybiegi zostawić ewentualnie na później prawda? Oh, gorąca czekolada! Masz ochotę? Albo na kawę? Na pewno możemy wziąć na wynos coś słodkiego, albo później? Chociaż... oh, te kremówki wyglądają całkiem smacznie, spójrz! - zaraz zawołała wesoło, w końcu podnosząc wzrok na swojego rozmówcę. - Oh, przepraszam, że tyle mówię! Po prostu... bardzo się cieszę, że mogliśmy się tutaj spotkać... Może nieco się też stresuję? - zaśmiała się znów, nieco nerwowo wcale nie odsuwając się jednak od chłopaka, którego ramienia się uczepiła, nie wiedząc nawet że jej telefon odebrał wiadomość od internetowego przyjaciela, że ten nie mógł zjawić się na dzisiejszym spotkaniu w zoo, na które byli umówieni.
@Warui Shin'ya
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
- Pewnie, czekam na nią - zakończył, chwilę później wsłuchując się w długie piknięcia będące dowodem przerwanego połączenia. Odsunął urządzenie i spojrzał w pulpit, lekko ściągając brwi, ale nie zdążył na solidnie zastanowić się nad tym, co usłyszał od swojego zleceniodawcy, bo cały tok myślowy został przerwany za sprawą dotyku.
Ojej.
Nawet nie zauważył, w którym dokładnie momencie ruszył z miejsca, przechylony nieco w prawo, z ramieniem otoczonym ciasno dziewczęcymi rękoma. Zza chirurgicznej, czarnej maseczki wydostało się tylko stłumione mruknięcie - jakiś bezsensowny, nieartykułowalny wyraz dźwiękonaśladowczy, wyrwany z krtani bez żadnej kontroli. Zresztą, nie miało żadnego znaczenia co mówił. I czy w ogóle próbował. Sunny zdawała się w ogóle nie zważać na ewentualny udział w dyskusji; ciągnęła swój monolog z równą łatwością, co ciągnęła jego samego w kierunku wejścia do zoo.
- Herene - powtórzył za nią miękko, ale głos i tak odmawiał mu posłuszeństwa; praktycznie szepnął to tuż nad jej uchem, gdzieś między jednym a drugim słowotokiem dziewczyny. Wzrok wbił w jej twarz; w pokraśniałe policzki, w czarny tusz podkreślający rzęsy, w stale poruszające się usta, na których zatrzymał się o jedną niestosowną sekundę za długo. - Wa... - zaczął, ale urwał - to nie był dobry moment na wstrzelenie się ze swoim nazwiskiem, choć patrząc na energiczność jej wypowiedzi, żaden nie będzie odpowiedni.
Gorzej, że Shin nawet nie rejestrował, co się wokół dzieje i najwidoczniej ledwo do niego docierało, że nie miał żadnej kontroli nad sytuacją. Skupił się tylko na próbie zebrania wszystkich wyrzuconych przez nią informacji, jakby cały świat zawęził się do tonu jej głosu, wyłączając wszystkie pozostałe zmysły. Tym sposobem przeszedł przez bramki, wyciągając portfel z kieszeni i przykładając kartę do czytnika, a czterdzieści trzy sekundy później stał z opłaconą kremówką i dwoma kawami w kartonowej podstawce, totalnie zapominając o podstawach, wliczając w te podstawy normalne oddychanie. Zaczerpnął tchu dopiero, gdy padł nerwowy tekst o stresowaniu się.
Odchrząknął z niemniejszym spięciem.
- Nie masz powodu - zapewnił machinalnie, wyciągając dłoń z przysmakiem w jej kierunku. Gdy tylko odebrała słodkość, zamiast zabrać rękę, powiódł knykciami po jej policzku, odgarniając kosmyk blond włosów. - Świetnie ci idzie. Po prostu zróbmy to tak, jak było w planie.
Powoli zaczynał łapać założenia scenariusza i musiał przyznać, że partnerka, którą mu przydzielono, była prawdziwą profesjonalistką. Enma wspominał, że przyśle kogoś, kto zna się na rzeczy. Wprawdzie temat był łatwy i nie wymagał wielkich pokładów doświadczenia, ale Minamoto i tak obawiał się, że wszystko może trafić jasny szlag.
"Ubierz się normalnie, jakoś tak nierzucająco w oczy" - mamrotał między kaszlnięciami, z wyrazem bezwzględnego cierpienia, na pewnym etapie trudno określić, czy spowodowanego gorączką, czy jednak faktem, że posyłał Waruiego bez nadzoru. "Potem przejdź się kilka razy po zoo, sprawdź czy wszystko gra. Może to tylko plotki i tak naprawdę nie ma tam nic niebezpiecznego..."
A może faktycznie trzeba będzie interweniować - i gdyby była taka konieczność, dziewczyna u jego boku miała przemienić się w prawdziwego terminatora. Obserwując jej obecną grę aktorską trudno było uwierzyć, że potrafiła skrzywdzić muchę, ale jak podkreślał Seiwa - trzeba zachować pozory, wiarygodność to filar. Dla niej to pestka, ale ty też się postaraj.
Pod tagiem "pozorów" nie spodziewał się wprawdzie czegoś, co - raz jeszcze odchrząknął taktycznie - tak bardzo będzie przypominać randkę, ale kim był, żeby wycofać się z powierzonego zlecenia? Mogli sami wybrać charakter ich prowizorycznej relacji, a skoro postanowiła odegrać akurat taki wariant...
- Warui - uściślij szybko, na wypadek, gdyby towarzyszka zdążyła i zjeść, i załadować kolejne naboje wyrazów do swojego dyskusyjnego CKM-u. Dłoń okryta rękawiczką wskazała ogromną tablicę przed nimi. - Weźmy ulotkę z mapką, będzie łatwiej poruszać się po tym ogromnym kompleksie. Choć słyszałem, że na start i tak trafiają się wybiegi z mniej egzotycznymi okazami. Budują napięcie.
Ktoś w tle coś powiedział; co na ułamek chwili oderwało wzrok Shina od towarzyszki. Spojrzał w kierunku dwójki nastolatek, które - przyciśnięte do siebie - ukradkiem spoglądały w ich stronę. Wypadali nienaturalnie? Źle odgrywał swoją funkcję? Jakby w obawie przed zdemaskowaniem - yokai mogło czaić się wszędzie; pod każdą postacią, a najważniejszym punktem na liście było to, by wróg nie zorientował się, że wszystko jest szyte grubymi nićmi - chwycił się za brzeg swojego wierzchniego nakrycia.
- Nie jest ci zimno? - pytanie padło nagle; głośniej niż wcześniej; specjalnie, by dotrzeć do uszu zainteresowanych nimi dziewcząt; kątem oka dostrzegał, że cały czas się odwracały; przeklął więc w duchu, ale zaraz lekko dodał to, co i tak wydawało się kwestią czasu:
- Weź moją bluzę.
Tohan Herena ubóstwia ten post.
Uśmiechnęła się do niego, słysząc jego słowa, chociaż ten wzrok od razu powędrował w ziemię, kiedy po odebraniu kawy i słodkości, poczuła dotyk na swoim policzku. Może nieco zawstydzona? Może nieco jej się to podobało? Cóż, rozmawiali wcześniej, że na nic się nie nastawiają, że miała to być niezobowiązująca randka - ale jednak randka. A może po prostu spotkanie? Może oboje chcieli wyjść wspólnie, spędzić miło czas, nie chcąc za bardzo martwić się tym, co tak naprawdę jest między nimi?
Po prostu cieszyć się swoim towarzystwem.
Była pewna, że to miał na myśli mówiąc o planie. Nic dziwnego, że skinęła lekko głową.
- Tak... tak, masz rację - zgodziła się, zabierając powoli do jedzenia kremówki. Stanęli nieco na uboczu, rozglądając po zoo, po tym którą ze ścieżek mogli wybrać...
Chodzące wolno koty, przelatujące gdzieś zwierzęta nad ich głowami. Trochę ją to wszystko niepokoiło, trochę obawiała się otwartych wybiegów, gdzie tylko ogrodzenie, nie osiatkowane ani nie oszklone, dzieliło ją od zwierzęcia. Przecież wiedziała doskonale, że nie działała na nie dobrze - wiedziała, że te ją atakowały, a ona bała się się, że znów coś pójdzie nie tak.
- Warui - powtórzyła za nim z uśmiechem, dopiero teraz dosłyszawszy jego imię. Powędrowała zaraz wzrokiem w stronę tablicy, kiwając delikatnie głową. Ruszyła spokojnie pod mapę, żeby wyjąć jedną z wielu ulotek znajdujących się w rynienkach, zaraz po tym próbując dość prędko odnaleźć ich na mapie - nie było to trudne, skoro wejście było tak wyraźnie zaznaczone. Obróciła się wtedy do chłopaka, zupełnie nie zdając sobie sprawy z jego myśli i jego podejścia - ani tym bardziej faktu, że oboje tkwili w jednej wielce pomyłce.
Za to spojrzała zaskoczona pierw na jego pytanie, a później na zaoferowaną bluzę. Cóż, niekoniecznie zastanawiała się nad tym czy jest jej zimno - chociaż może było to też kwestią, że postarała się ubrać nieco cieplej? Nawet jeśli nie miała pełnej gwarancji, że nie zmarznie później...
Chociaż zawahała się na moment, uśmiechając wciąż na zewnątrz. Może to była sugestia? Nie podobała się mu sukienka, którą wybrała w połączeniu ze swetrem? Może o to chodziło, żeby się zakryła? W końcu nie powiedziałby jej wprost o tym - raczej nie, wątpiła w to. Japończycy potrafili być szczerzy i otwarci, ale przychodziło to z czasem, a dzisiaj mieli zadbać o swój komfort oboje. Może dlatego skinęła lekko głową, przyjmując od niego bluzę.
- Haha... chyba trochę rzeczywiście jest. Chciałam wyglądać ładnie, ale to chyba nie zawsze idzie w parze - powiedziała, starając się mówić lekko i pogodnie. Może to nie o to chodziło? Może rzeczywiście się zmartwił?
Zaraz jednak założyła na siebie bluzę, znajdując się znów po boku chłopaka z kawą w dłoni i mapą w drugiej ręce. Oparła się nieco o niego, o jego bok, zerkając niepewnie, jakby w obawie że każe się jej odsunąć - mimo, że dawała mu jasny sygnał, aby ją objął. A może nie chciał? Może samo to jak dzisiaj wyglądała sprawiało, że tracił chęci na to wyjście? To o to chodziło? O jej wygląd? Spodziewał się kogoś innego? Kogoś ładniejszego? O ciemniejszych włosach, a może w innym kolorze? Dłuższych, krótszych? Zawahała się, wzrokiem spoglądając na mapkę.
- Tutaj możemy iść powoli chyba na tygrysy i lwy... po drodze mają też kangury! Ale to otwarty wybieg, na który można wejść... nie wiem czy powinniśmy wchodzić na te otwarte - przyznała z lekką obawą, widząc również niewielką farmę na mapie, gdzie można było pogłaskać koziołki czy świnki. Może takie zwierzęta by jej nie ugryzły, nie rzuciły, nie zaatakowały? Nie była tego pewna, nie chciała też ryzykować żadnym większym wypadkiem...
A kiedy ruszyli już przed siebie, jej niepewności tylko się nawarstwiały. Czy coś było z nią nie tak? Nie tego oczekiwał? Miał inne wyobrażenie jak ich plan będzie wyglądał? Niepewności w niej narastały, piętrzyły się, przez moment skupiając się jeszcze na kawie i kilku łykach z kubka. Próbowała nie myśleć o tym wszystkim co samo wchodziło do jej głowy - że się wygłupiła, że może powinna przyjść w peruce? Że za bardzo się wyróżniała, że nie mogłaby się nikomu podobać, że dobrała złą sukienkę - że nie powinna w ogóle tak do niego przylegać, bo może to ją skreśliło już na początku?
Tak, skreśliło. Była skreślona. Przeklęta, nie mogła mieć tak łatwo w relacjach z innymi, a tym bardziej w miłości, skoro była niemalże pewna, ze pocałunek jej prawdziwej miłości byłby w stanie zdjąć z niej klątwę! Ale pierw taką miłość trzeba było znaleźć, a choć wierzyła z całego serca, że ta w końcu powinna nadejść, to wciąż bała się, że nie potrafiłaby jej rozpoznać.
Może to to, ile mówiła na raz? A może to, że nie rozmawiali o tym, o czym zawsze rozmawiali? Może powinna naprowadzić rozmowę na ich typowe...
- Och, widziałam swoją drogą, że tutaj też mają kózki takie małe, ale nie wiem czy słyszałeś, kiedyś była sprawa, jeśli dobrze pamiętam to w chińskim zoo, że w pewnym okresie letnim zaczęto znajdywać odcięte głowy kozłów w różnych miejscach w zoo, nadzianych na pale - powiedziała, jednak o tej bardziej drastycznej częsci zaczynając ściszać głos tak, aby nie zwrócić na siebie dookoła aż tak wiele uwagi. - Kozły są jednak bardzo... istotne w Chinach. To było niesamowitym wzburzeniem! Możesz sobie zresztą samemu wyobrazić, jak to w ogóle brzmi, aby ktoś do zoo się włamywał po nocach i takie... takie rzeczy robił. Sprawcy nigdy nie odnaleziono, ale słychać było, że po pewnym czasie właściciel zginął! I okazało się, jak wiele krzywdy zrobił innym i jak ogród źle działał przez to wszystko, jak bardzo oszukiwał i pracowników, i kontrahentów, i inne firmy, które zapewniały im usługi... To wszystko zaczęło wychodzić po tym. Wyszło nawet podejrzenie, nigdy nikt go nie potwierdził, że jeden z pracowników przez te niedopatrzenia, wpadł do wybiegu lwów i został rozszarpany, ale sprawa została zupełnie zamieciona i uciszona, nagrań nie można było znaleźć z tamtego dnia, ale tak samo żadnych świadków. Zupełnie, jakby zoo nie funkcjonowało tamtego dnia, kiedy to wszystko miało miejsce... Kiedy tamten człowiek zaginął... - mówiła, zniżając nieco głos. Często w końcu rozmawiali o sprawach tych rozwiązanych i nie rozwiązanych - często opowiadali sobie o ciekawostkach, które wynaleźli. A teraz mogli zrobić to tutaj twarzą w twarz, idąc ramię w ramię, przystając w końcu przy jednym z pierwszych wybiegów - na którym leniwie leżały lwy.
- Myślisz, że mogłaby to być rzucana klątwa? Odprawiony rytuał przez kogoś bliskiego pracownikowi, a później jego duch wrócił, żeby dokonać zemsty? - zapytała, zerkając znów na Waruiego z uśmiechem, kiedy nagle poczuła jak obok jej nogi dość agresywnie przebiegł jeden z kotów, na co cicho pisnęła i niemalże bardziej wskoczyła na chłopaka, wtulając się w niego z lekkim przestrachem, pilnując też, aby nie wylać na żadne z nich kawy.
- P-przepraszam... - wydukała cicho, czując jak serce jej dudniło w klatce piersiowej jakby chciało jej za moment wyskoczyć. Nie spodziewała się tak nagłego ataku bestii. - T-to... to ten kot... zaskoczył mnie. Przepraszam... potrzebuję chwili... - wydukała, czując jak całe jej ciało spięło się w stresie. Tym razem zwierzę jej nie zaatakowało - ale zawsze istniało takiego ryzyko przecież...
@Warui Shin'ya
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
Zewnętrznie nawet nie drgnął, ale wewnętrznie przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa jakiś zimny impuls; gwałtowny dreszcz bezsprzecznie sprowadził go na ziemię, ściągnął tuż pod nogi towarzyszki, uprzytamniając, jak mogły zabrzmieć wcześniej wypowiedziane słowa. Nie spodziewał się wprawdzie takiej reakcji, ale nie miał nawet czasu zastanowić się nad tym, jak świetną aktorką się okazała.
Wydawała się tak autentyczna w swoich odpowiedziach - w emocjach, jakie zawierał jej głos, w zawahaniu, nim nie przyjęła od niego ubrania, lekko zarzuconego na szczupłe, dziewczęce ramiona, w spojrzeniu, w którym widać było urazę, rozczarowanie, pewnie sobą samą, zakłopotanie - że sam zaczął wierzyć, że faktycznie sprawił jej przykrość. Ta wizja wykrzywiła mu wargi; czarna maseczka tradycyjnie zakrywała nos i usta, jednak wymowne ściągnięcie brwi dało już wyraźny znak o jego niezadowoleniu.
- Bluza niczego nie zmienia - zaprzeczył zbyt dobitnie, nie panując nad twardością wypowiadanych słów; zdawały się ledwo przeciskać przez gardło, raniąc je kanciastością i ostrością. Czuł się jednak tak, jakby żaden wyraz, określenie ani komplement nie były w stanie załagodzić sytuacji, a mimo tego próbował. Pokręcił głową, poprawiając brzeg bluzy, którą na siebie założyła. Materiał rzeczywiście przykrył większość jej odświętnej sukienki, ale za duże ubranie dodawało Herenie jakiegoś niewinnego uroku - może to właśnie był powód, dla którego mężczyźni uwielbiali kobiety w swoich ciuchach, co zwykle wydawało się naciągane, ale teraz nabrało realnego sensu. Warui nawet nie krył się z tym, że gdy wyciągał pasmo blond włosów, zaplątane pod ciężką tkaniną, specjalnie musnął palcami kark dziewczyny. Paznokcie przesunęły się po skórze aż pod linię żuchwy, gdzie dłoń zamarła, przylegając zaraz do policzka Sunny.
Mówiła tak szybko i chaotycznie, że choć chciał się jej wciąć, ostatecznie z tego zrezygnował. Odsunął rękę dopiero, kiedy dziewczyna nieoczekiwanie się do niego przysunęła. Jak na zawołanie oparł nadgarstek o jej ramię, przygarniając ją bliżej siebie; w automatycznym odruchu, wywieranym przez nacisk instynktu. Zajrzał zaraz do trzymanej przez nią mapki z zoo, choć właściwie nie interesowało go, gdzie pójdą.
Zdecydowanie bardziej zainteresowany wydawał się jej następną historią. Ruszyli już w kierunku wybiegu - nawet nie zarejestrował jakiego; nie było to ważne - i podczas tej tej drogi rozglądał się co jakiś czas, taksując przechodniów ukradkowym spojrzeniem. Nastolatki przyglądające się im wcześniej zniknęły w tłumie, a Warui łapał się na tym, że z równą prostotą jego własna uwaga zaczyna wsiąkać w opowieść towarzyszki. Zamiast skupić się na pracy, bardziej analizował to, co mówiła.
- Kozły w Chinach mają jakieś szczególne znaczenie? - podjął, mimowolnie przypominając sobie o pochodzeniu Ye Liana. Twarz mężczyzny szybko jednak zniknęła mu sprzed oczu; wyparł z głowy jego obraz, ten cholerny spokój oblicza i pełne uwagi oczy. Zamiast tego skoncentrował się na Herenie. Stukot obcasów jej butów wybijał miarowy rytm. - Jeżeli to klątwa, to przeszła dalej - zawiesił na moment wzrok, jakby potrzebował pauzy, aby ułożyć sobie to, co chce jej przekazać. Dopiero po chwili nabrał powietrza do płuc; było mu duszno, zbyt duszno, bo czy będąc tak blisko odczuwała zbyt wysoką temperaturę jego ciała? - W naszym zoo, trzy lata temu, była podobna sytuacja. Przy wybiegu z gorylami. Jeden z pracowników, ich opiekun, został brutalnie zamordowany w przeddzień odejścia z pracy. Złożył wypowiedzenie i spotkał się z kategoryczną odmową ze strony pracodawcy, choć, wiadomo, miał prawo zrezygnować z roboty. Ponoć planował przeprowadzić się gdzieś dalej, do innego miasta albo kraju. To była jego ostatnia zmiana w tym zoo. Jego narzeczona twierdziła, że kochał zajmować się swoim rewirem i że zwierzęta też go kochały, ale tyrał tu po czternaście, szesnaście godzin dziennie za marną płacę. Był przemęczony i sponiewierany, więc nic dziwnego, że ostatecznie miał dość. Właściciel zoo nie spodziewał się najwidoczniej, że jego najlepszy, ale też najbardziej wyzyskiwany pracownik zdobędzie się na taki krok, więc z... - kliknął zirytowany językiem - powiedzmy z "szoku" stracił resztki panowania nad sobą. Doszło nawet do szarpaniny, tak twierdziła ofiara podczas rozmowy z narzeczoną, ale nie było to nigdzie zarejestrowane. Kamery niczego nie uwzględniły, a dyrektor ośrodka wszystkiego, oczywiście, się wyparł. Kilka razy zdarzyło się zresztą, że ten pracownik, chyba miał na nazwisko Kimura, niemal otarł się o śmierć. Raz podczas nocnej warty natrafił na otwarty wybieg z nosorożcami, co mogło doprowadzić do tragedii, gdyby w porę tego nie wyłapał. Potem miał moment, gdy w kanapce znalazł pocięte kawałki jakiejś ostrej blachy. Posłużyły jako żyletki i gdyby jadł łapczywiej, skończyłoby się na czymś gorszym niż nieco poharatane podniebienie. Minęły jednak regulaminowe trzy miesiące wypowiedzenia i została mu ostatnia zmiana do odbębnienia. Potem miał się pożegnać na zawsze z nienawistnym szefem i jego wiecznymi przytykami. - Chłopak odchylił nieco głowę, kręcąc nią, jakby sam nie dowierzał w to, co się stało. - Ale znaleziono go nad ranem na wybiegu dla goryli. Zwierzęta biegały dookoła spłoszone. Takie bydle ma w łapie ogromną siłę, jednym ruchem mogły przetrącić facetowi kark, ale ponoć to nie one spowodowały śmierć. Nawet do niego nie podchodziły. Raczej wyglądało, jakby się czymś stresowały, a jednocześnie... jakby to ująć... próbowały odseparować jego ciało. Podejrzewano, że Kimura mógł przypadkiem wpaść do wybiegu. Może się zapatrzył, może potknął i przeleciał przez barierki. Głupie, ale zdarzało się. Ciągle gdzieś się zdarzają takie akcje, nie? Tyle, że wewnątrz klatki znaleziono jakieś blaszane wiadro, którego pracownicy używali do karmienia, więc wychodziło na to, że Kimura musiał być w środku. Pytanie tylko, co przetrąciło mu kark.
Przystanął zaraz obok Hereny, przetaczając wzrokiem po wybiegu dla lwów. Leniwe kociska przechadzały się wzdłuż granicy, pozwalając wiatrowi targać bujnymi grzywami.
- Albo kto to zrobił - uściślił, podsuwając swoje spekulacje. - Trzy dni później zmarł właściciel zoo. Wszyscy byli świadkiem jego śmierci, bo miała miejsce w samym środku dnia, przy gęstych tłumach gapiów. Podobno typ wpadł na wybieg goryli, ale w jakiś nienaturalny sposób.
Końcówka lwiego ogona wyglądała jak pędzel; poruszyła się niespokojnie, zwierzę zatrzymało się i uniosło łeb. Patrzyło prosto na nich; czujnie.
Warui przymrużył powieki.
- Jeden z obecnych gości stwierdził, że to było dziwne. Facet po prostu szedł, a potem nagle jakby coś go pchnęło. Potknął się i - jak mówiłem - takie rzeczy się zdarzają. Goryle go dosłownie zbiły na fresk. Potem było jeszcze parę takich sytuacji. Zoo nawet na jakiś czas zamknięto, próbowano ogarnąć sytuację, znaleźć jakiś powód, dla którego tyle tu śmierci. Bo jeszcze jakaś kobieta w podobny sposób straciła życie. Też oglądała małpy, gadała z przyjaciółką, a potem nagle przechyliła się naprzód i runęła głową w dół, prosto w nagle rozszalałe okazy. Dosłownie ją staranowały. Później wyszło, że pracowała w firmie produkującej trutki na zwierzęta, że wynosiła stamtąd jakieś chore preparaty, handlowała tym na lewo. To było związane z tą akcją z nagłymi zgonami w Nanashi, we wschodniej części. Ponoć tam truli mieszkańców, a ona była w to zamieszana. I tak jeszcze parę osób. Ze trzy chyba, każda miała coś na sumieniu i każda ginęła przy tym wybiegu, wpadając tam w jakiś bezsensowny, nienaturalny sposób. Tylko jedna akcja nie pasowała.
Nagle przerwał; chciał o tym opowiedzieć, bo to pierwszy raz od wieków - od lat - gdy tyle mówił; chrypł aż od tego wszystkiego, czuł jak pod językiem zbiera mu się charakterystyczny suchy posmak znany komuś, kto gadał zbyt długim ciągiem... ale nagle przypatrujący się im lew skoczył gwałtownie.
I rozległ się pisk.
Cichy, ale wystarczający, by ramię otaczające drobniejszą sylwetkę mocniej się na niej oparło. Machinalnie przyciągnął ją do siebie, rękę kładąc uspokajająco na karku. Szurnęło obuwie, gdy zmieniał pozycję; prawie niezauważalnie, ale wystarczająco, by odgrodzić Herenę od widoku niespokojnego kociska, bo tym jednym zrobionym krokiem wsunął się między dziewczynę a lwy.
Potrzebowała chwili, więc tylko odetchnął ze zgodą, gładząc kciukiem bok jej szyi.
- Tuż obok są żyrafy. - Na litość boską, jak trywialnie brzmiała ta informacja. A jednak padła nim zdążył ugryźć się w język; jakby w ogóle przestał panować nad tym co robiło jego ciało, pogrążone w transie odgrywania zleconego scenariusza. - Żyrafy nie skaczą. Chodźmy. Słyszałaś jeszcze jakieś historie, o których dotychczas nie rozmawialiśmy?
WĄTEK ZAKOŃCZONY
Kręcił się w tę i spowrotem koło wejścia z telefonem w ręku, a każda minuta stawała się coraz bardziej irytująca. Nie po to tutaj przyszedł. Myślał, że przyda mu się trochę rozluźnienia po serii paranoicznych jazd z ostatniego czasu. W zamian za to zaczynało go coś strzelać. Na ekranie opatrzonym etui w kolorach holo nagle pojawiło się powiadomienie. Natychmiast wlepił w nie wzrok.
"Hahaha... yikes. Wybacz Naiya, nie udało mi się wyjść z domu. Mam pogrzeb dzisiaj. Sorka, innym razem wpadniemy na miasto."
Mało nie trzasnął mobilną cegiełką o beton.
- Yamada, co to ma być do kurwy burej...?! - Gdy ciśnienie podskoczyło do granic, wiedział już, że nigdy nie wypadną. Nie umawia się z człowiekiem z internetowej aplikacji na drugie spotkanie, tylko po to, żeby przed czasem, a nawet PO CZASIE nie poinformować, że się nie zjawi. Nie mógł tego zrozumieć. Natychmiast poblokował wspomnianą osobę na wszystkich możliwych mediach. Dla niego już nie istniał. Może to drastyczne, nie dbał o to. Ani myślał, że naprawdę stało się coś poważnego. W jego doświadczeniu nigdy nie było. Zwłaszcza, gdy ktoś nawet się nie postarał wymyśleć dobrej wymówki. Jakby, serio, pogrzeb z dnia na dzień? Równie dobrze ten człowiek mógłby mu powiedzieć, że banan zasnął mu na kolanach i dlatego nie może wyjść z domu. Znał te numery. Nie żeby sam czasem nie bywał taki sam.
Niepocieszony postanowił, że to i tak będzie dobry dzień. Chrzanić na tego dzbana siostro. Równie dobrze spędzi go bez eskorty śmiejąc się z małp, że one przynajmniej nie wykręcają się ze spotkań. Zanim jednak zielonowłosy uszedł ledwie połowę swej samotnej wędrówki, z dziecięcą fascynacją coraz bardziej zapominając o całej sprawie, zatrzymał się przy wybiegu dla pand, wspierając się o pobliski murek. Zawiał lekki wiatr, wznoszący w powietrze powolnie spadające, niewielkie liście. Śledził je wzrokiem, miał jakieś dziwne przeczucie, jakby coś próbowały mu wskazać, dlatego podążał za nimi, jak krążą wokół sylwetek otaczających go ludzi.
@Miyashita Ruuka
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
- Wolne? - rzucił tylko z uprzejmości, aby to bezpardonowo przysiąść się z metr dalej przy murku w wybiegu dla pand. Wszystko po to, aby zaraz obok siebie ułożyć większą torbę z paprykowymi chipsami, a następnie odpalić nawet nie na słuchawkach kolejny odcinek Zbuntowanego anioła z jego charakterystycznym utworem. W tym tygodniu może zdąży skończyć argentyński klasyk, nawet jeśli nie będzie to na ekranie telewizora Asami.