Liceum Hoshizora
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Pon 2 Wrz - 20:46
Liceum Hoshizora


Liceum Hoshizora to szkoła średnia zlokalizowana na wzgórzu, skąd roztacza się widok na całe Fukkatsu. Budynek łączy w sobie tradycyjną architekturę z nowoczesnymi elementami, tworząc harmonijną całość, która odzwierciedla zarówno przeszłość, jak i przyszłość tego miasta. Otoczony pięknym ogrodem w stylu japońskim, pełnym kwitnących wiśni, bambusowych zagajników i starannie przyciętych bonsai zwraca uwagę przechodniów, którzy poprzez zamkniętą bramę starają się dostrzec pojedyncze detale, zwłaszcza na przełomie marca i kwietnia, gdy sakura prószy różem delikatnych płatków.

Hoshizora, choć nie uchodzi za najbardziej prestiżowy przybytek, pełni wciąż ważną rolę w społeczności Fukkatsu. Znane jest jako lokacja stosowna do zdobycia wiedzy, ale także jako ośrodek duchowego rozwoju młodzieży. Uczniowie często uczestniczą w tradycyjnych ceremoniach i festiwalach, które odbywają się na terenie szkoły, wzmacniając też swoją więź z duchami i kami. Tutaj edukacja to coś więcej niż tylko nauka – to także pielęgnowanie i przekazywanie starożytnych tradycji kolejnym pokoleniom. Wśród uczniów i nauczycieli krążą opowieści o tajemniczych zjawiskach, które czasem mają miejsce w szkole, jak pojawienie się duchów dawnych mistrzów czy nagłe objawienia bóstwa, mającego pomóc uczniom w trudnych momentach.

Szczególną renomą Hoshizora cieszy się zwłaszcza o poranku, kiedy mgła jeszcze unosi się nad ziemią. Całość wygląda wtedy niemal jak scena z dawnych legend, a światło przenikające przez liście drzew tworzy wrażenie, że gmach tonie w magicznej aurze.

Haraedo

Saga-Genji Shirane ubóstwia ten post.

Saga-Genji Shirane

Pon 2 Wrz - 20:54
02.05.2038.

Świat mienił się wieloma barwami, chociaż większość z nich przypominała zaledwie delikatną poświatę na bezkresnej czerni, która niczym nocna kurtyna zasłaniała jej widok. Przyzwyczaiła się do braku wzroku, a jednak wciąż podświadomie za nim tęskniła. Chociaż nadzieja umarła lata temu wciąż czekała, jak by rzeczywiście miał nagle powrócić. Cuda jednak się nie zdarzały. Nie bądź naiwna - przypominała sobie siedząc na skórzanym fotelu drogiego samochodu należącego do rodziców. Jednego z wielu. O przyciemnianych szybach, jasnym wnętrzu i czarnym lakierze. Przynajmniej tak mówił pan Satori, jej kierowca. Sama mogła jedynie poczuć pod palcami chłód i fakturę skórzanego fotela; słońce ogrzewające jej twarz przez okno. Dzisiaj musiało być pochmurno, bo promienie ledwie dosięgały jej policzków. Na zewnątrz unosił się delikatny zapach deszczu.  

Podróż trwała dobre dwadzieścia pięć minut. Przynajmniej tyle oszacowała na podstawie przesłuchanych piosenek z ulubionej playlisty na Spotify. Ze słuchawkami w uszach była kompletnie skazana na innych. Dlatego pozwalała sobie na nie tylko, gdy była w jakimś bezpiecznym, ustronnym miejscu. Teraz po drodze nie musiała na niczym się skupiać. Oparła głowę wygodniej o zagłowię pozwalając, żeby najnowsza piosenka Stray Kids odgoniła cały chaos myśli związany z pierwszym dniem w szkole. Miała być jedyną niewidomą, co przecież nie powinno jej dziwić. Wszyscy cieszyli się podobno na jej przybycie, za pewne za sprawą sporej donacji ze strony rodziców. Dla dobra szkoły i uczniów oczywiście.

Nuciła piosenkę pod nosem nie przejmując się, że psuła panu Satoriemu idealną ciszę. Jej lewa noga podrygiwała lekko, a palce wystukiwały rytm o nagie kolano. Denerwowała się. Dopiero, gdy się zatrzymali wyciągnęła słuchawki z uszu mamrocząc jakieś podziękowania.

- Pójść z panienką?

- Ktoś powinien po mnie wyjść - odpowiedziała, bo szkoła miała wyznaczyć jakiegoś ucznia do pomocy. Przynajmniej pierwszego dnia miał ją oprowadzić i wytłumaczyć co, gdzie się znajdowało. Potem planowała po prostu uczepić się kogoś z klasy.

Nie dasz rady.
Da radę. Nie była przecież ułomna. Tylko niewidoma.
Wychodząc z samochodu ogarnął ją lekki chłód. A jak nie da rady?

O bogowie niedobrze mi - pomyślała przełykając ślinę. Dobrze, że nie zjadła śniadania pewnie zwróciłaby je teraz na chodnik brudząc sobie przy tym czarne skórzane półbuty z Prady, które dostała od mamy na rozpoczęcie szkoły. Miała dobrze wyglądać. Poprawiła krótką spódniczkę szkolnego mundurka, która sięgała jej połowy ud. Biała koszula pasowała do białych, miękkich zakolanówek. Krawat uwierał ją lekko w szyję aż miała ochotę go poluźnić. Zrobiło jej się zimniej za sprawą wiosennego wiatru. Na szczęście zarzuciła na ramiona marynarkę ze śliskiego materiału.

Wzięła głębszy wdech czując wiśnię unoszącą się w powietrzu.

Czy o n też tutaj był?
Czy ją pozna?
Czy będzie chciał ją pamiętać?
Jak teraz wyglądał?
Wciąż grał na skrzypcach?


@Ōgimachi-Genji Nozara
Ubiór: mundurek


Ostatnio zmieniony przez Saga-Genji Shirane dnia Wto 3 Wrz - 15:21, w całości zmieniany 1 raz
Saga-Genji Shirane

Seiwa-Genji Enma, Ōgimachi-Genji Nozara and Fenrys Umbra szaleją za tym postem.

Ōgimachi-Genji Nozara

Pon 2 Wrz - 22:01
Wszyscy szeptali. Robili to natrętnie, pod nosami i niewyraźnie, z ust do uszu przenosząc jedną plotkę za drugą. Jego słuch tego nie wychwytywał; na pewno nie w odpowiednim natężeniu, choć przecież ubóstwiał każdy dźwięk. Potrafił wyodrębnić jedną nutę z dziesiątek równolegle rozegranych, ale dziś świat zamienił się w gargantuicznych rozmiarów ul i przeświadczenie, że wlazło się w rój rozsierdzonych owadów nie ustępował na krok. Szum mamrotów, westchnień, chichotów, pojedynczych pokrzykiwań, to wszystko zlewało się w pszczelą kakofonię, która jak huragan wtargnęła do głowy, burząc panujący tam wcześniej ład. Jeżeli nawet był ciekaw, o co tyle zamieszania, to nie dał tego po sobie poznać. Szedł pod prąd, prześlizgując się pomiędzy stłoczonymi grupkami zaintrygowanych uczniów. O co ten cały raban? Ktoś przebiegł tuż obok niego, powtarzając jak mantrę: nie wierzę, nie wierzę, nie wierzę! - na krótki moment ściągając uwagę Nozary. Powiódł wzrokiem za niską, czarnowłosą dziewczyną z równoległej klasy. Wystukiwała taki rytm obcasami szkolnych butów, jakby uczyła się jakiegoś taktu. Raz-dwa, raz-dwa-trzy, raz-dwa...

Zniknęła w tłumie, wchłonięta między czarno-białą masę ciał. Zaczynał się zastanawiać czy to nie kwestia nadchodzącego festiwalu. Do Aoi Matsuri zostało raptem kilka dni; młodzież szalała za wszystkim, co wiązało się z zabawą, więc może chodziło też o to? A może...

Kolejną myśl ucięło jak za sprawą ostrza. Poczuł tylko nieoczekiwany ból w barku, po tym cofnął się dla zachowania równowagi. Z płuc wyparło mu z sykiem powietrze, a kiedy uniósł zdezorientowane spojrzenie, dostrzegł Kobayashiego.

Przewodniczący jego klasy miał przetrącone okulary, które natychmiast poprawił wyuczonym ruchem. Jego zwykle dość ulizane pasma sterczały na boki - każdy w inną stronę. Postarał się je ułożyć dłonią, ale palce niepotrzebnie plątały kosmyki i wyglądał przez to jeszcze gorzej.

- Nozara... - Imię wypowiedziane na wydechu jedynie uniosło brew Ōgimachiego, ale Kobayashi nie starał się zbyt wiele wyjaśniać: wybacz, spieszę się - mamrotał, chaotycznie wygładzając koszulę. - Ma dzisiaj przyjechać uczennica z transferu, którą oprowadzę po kampusie. Wyobrażasz sobie, że do Hoshizory ma uczęszczać Saga-Genji?

Coś w gardle Nozary nagle się zacisnęło; nigdy nie mógł przywyknąć do tego nazwiska, choć żył tuż obok jego wydźwięku dzień w dzień. Usługując klanowi miał stałą, choć niezbyt bezpośrednią, styczność z niemal wszystkimi odnogami rodziny. Saga-Genji była jedyną celowo unikaną sekcją. Nawet Seiwa jawiła mu się mniej przerażająco, zniósłby też konfrontację z chyba każdym przedstawicielem Yōzei, ale ilekroć ktoś napominał o drugim szczeblu Minamoto w kolanach czuł żałosną miękkość. Starał się to ukryć za zaciśniętymi zębami i ustawioną na baczność sylwetką, ale jak długo był jeszcze w stanie oszukiwać całe otoczenie? Nawet teraz, choć nie znajdował się w Asakurze, samo brzmienie przyspieszyło bicie serca.

Serca, które nagle zatrzymało się, kiedy Kobayashi ostentacyjnie poprawił marynarkę, będąc już gotów odejść w kierunku, w którym dopiero co biegł. Zdążył jednak wypowiedzieć jedynie: bądź dla niej miły, Nozara, jest niewidoma i... - i tutaj nie było już żadnych słów, bo Ōgimachi poczuł jak cała krew spływa mu do kończyn, jak korpus sam obraca się o sto osiemdziesiąt stopni, a nogi puszczają się biegiem. Gdzieś za plecami rozległ się tylko zaskoczony okrzyk Kobayashiego: EJ! - ale zniknął pod natarczywą falą myśli.

Nie, nie, nie, nie, to niemożliwe, to nie jest realne. Przecież usłyszałby, że przyjeżdża. Poza tym, jaka była szansa, że szanowany ród z wyższych sfer dopuści swoją córkę do uczęszczania na tak zwyczajne lekcje? Hoshizora plasowała gdzieś w połowie rankingu uczelni. Nie była najgorsza, ale bardzo standardowa. Za bardzo, jak na Sagę.

W ustach mu zaschło, kiedy wbił się pomiędzy kilka rozchichotanych dziewcząt. Dotarło do niego przerwane: śliczna, prawda? Ma takie lśniące włosy... - i właśnie wtedy zobaczył. Stała niedaleko bramy, na tle czarnego samochodu, którego lakier odbijał wszystkie majowe kolory jak dyskotekowa kula.

- Przestań się przepychać! - warknął ktoś, kiedy najstarszą metodą na łokieć utorował sobie przejście. Torba, którą dotychczas trzymał, nagle nabrała wagi tonowych klamotów, więc wyślizgnęła mu się ze zgrabiałych palców, wzbijając w górę tuman bladego kurzu tam, gdzie z łoskotem upadła. W tle, ponad zgiełkiem komentarzy na temat nowej osoby, dotarł do niego jeszcze ton Kobayashiego, układający się w głośne: NOZARA, STÓJ!

Ale nie potrafił się zatrzymać, w paru gwałtownych krokach dopadając do...

Shirane...

Objął ją pokracznie, jak ktoś, kto boi się, że złamie suchą gałązkę. Ramiona opadły jednak na szczupłe, dziewczęce barki, policzek przylgnął do skroni, nim głowa nie opadła naprzód, ustami hacząc o wyprasowany kołnierz koszuli. Ścisnął mocno, przyciągając do siebie, ignorując żachnięcia nadciągającego Kobayashiego i chyba trzask zamykanych drzwi od limuzyny (czyżby wysiadł z niego kierowca?). Cokolwiek się działo, nachalna burza, jaka pół poranka wypełniała jego czaszkę, nagle zniknęła. Odetchnął tylko ciężej w materiał jej mundurka, napinając mięśnie, gdy wyczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Chcieli go odciągnąć?

Niedoczekanie.

@Saga-Genji Shirane

ubiór - szkolny mundurek;
Ōgimachi-Genji Nozara

Seiwa-Genji Enma, Matsumoto Hiroshi, Fenrys Umbra and Saga-Genji Shirane szaleją za tym postem.

Saga-Genji Shirane

Wto 3 Wrz - 15:16
Słyszała szumy. Głosy zlewające się w jedną całość. Za daleko, żeby cokolwiek z nich wyczytać; żeby coś zrozumieć. Czy się gapili? Czy wyszli przez główne drzwi, żeby zobaczyć świeże mięsko? Czy było im jej żal? Nienawidziła litości. Nie potrzebowała jej; gardziła nią.  
Rusz się
Ruszcie się błagam.

Ale mięśnie jak z lodu nie słuchały.

Próbowała zrobić krok w przód, jednak jej drżące ze stresu kolana nie ruszyły się chociażby o milimetr. To był zły pomysł. Co ona sobie myślała? Przekonywała rodziców miesiącami, żeby pozwolili jej pójść do normalnej szkoły. Wszyscy wiedzieli, że to nie mogło wypalić. Nie była jak inni. Nie była zwykłą uczennicą. Nie po nazwisku, nie po wyglądzie. Wyróżniała się nawet, jeśli jedynym czego pragnęła to wtopić się w tłum niczym kameleon uciekający przed drapieżnikami. Tym właśnie była. Zwierzyną wystawioną na oczy wszystkich zebranych. Oceniali ją? Ilu ich było? Stukot kroków odbijał się głośno od betonowego chodnika. Kilkunastu lub kilkudziesięciu. Cała jej nowa klasa, a może jeszcze więcej?  

Przełknęła ślinę czując jak zaschło jej w gardle. Chciała tego. Błagała, żeby wysłali ją właśnie do tej szkoły. Była kłamczuchą. Nie chodziło ani o edukację, ani o szkolne życie. Chciała być tam, gdzie on. Blisko, ale nie za blisko. Może wcale sobie tego nie życzył. Minęło tyle czasu. Na pewno jej nie pamiętał. Na pewno wolał zapomnieć. Nie miała mu tego za złe. Na samą myśl o nim robiło jej się słabo. Wjebała się butami w jego życie. Ponownie. Tym razem świadomie i perfidnie. Kłamczuchy kończyły w piekle. Samolubnie wybrała Hoshizorę, bo o n tam chodził.  

Chwyciła dłońmi skórzane paski od małego plecaka zwisającego na dole jej pleców, próbując się czegoś przytrzymać. Weź. Się. W. Garść. Przygryzła policzek od środka ociężale robiąc pierwsze dwa kroki. Niepewnie niczym uciekająca łania na nowych leśnych terenach. Obcych i niebezpiecznych. Uniosła wyżej podbródek, wyprostowała się. Byłą Sagą i tak też musiała się zachowywać. Spróbowała zarzucić maskę pewnej siebie, nawet jeśli w środku trzęsła się ze strachu.  

Strachu, który tak chorobliwie kochała.

Zatrzymała się nagle słysząc jakieś wrzaski. Coś się stało?  
NOZARA STÓJ!
Nozara?
Mój Nozara?

Nie twój idiotko, nie masz do niego prawa - podpowiadał szyderczy głosik w jej głowie. Pęd powietrza, szybkie kroki. Ktoś biegł w jej stronę. Zrobiła odruchowo jeden krok w tył. Otworzyła usta, jak by chciała coś powiedzieć, ale k t o ś do niej dopadł. Wydała z siebie zduszone jęknięcie. Ciało w sekundę odrętwiało. Wszystkie mięśnie się spięły. Strach zacisnął gardło. Co się działo? Nie widziała. Silne ramiona zamknęły ją w potrzasku. Ciepłe, męskie ciało przymuliło ją do siebie. Z początku delikatnie, jak by nie chciało zrobić jej krzywdy, potem mocniej pewniej. Zabrakło jej tchu, zaczęła się lekko trząść, gdy poczuła miękkość chłopięcego policzka na swojej skroni. Zamrugała kilka razy wpatrując się przed siebie. Gdzieś pewnie powyżej jego ramienia gdzieś, gdzie powinien znajdować się tłum gapiów.  

- Prze-praszam, to chyba pomyłka - zaczęła przez zaciśnięte gardło. Jej głos wypadł tak niepewnie. Tak słabo.

Wszystko tonęło w atramencie czerni, chociaż miała wrażenie, że wkradła się w nią odrobina jadeitu. Tego zimnego i śliskiego, który tylko ją potrafił rozgrzać. Wzięła większy uspokajający oddech prawie zachłysnęła się znajomym zapachem. Innym niż kiedyś. Mocniejszym, cięższym, męskim. Nie był już przecież dzieckiem. Pachniał czarnym pieprzem, hebanem, ale wciąż pozostała ta nutka fiołków. Z początku ukryta, jednak dostępna tylko dla niej.  

Wszystko co uwielbiała najbardziej.

- Nozara? - Szepnęła niepewnie. Jej dłonie w końcu odkleiły się od pasków plecaka. Nie zdawała sobie nawet sprawy jak mocno go ściskała. Powolnym ruchem uniosła drżące palce zaczepiając je na materiale jego marynarki, jak by musiała się przytrzymać. Wzięła kolejny wdech czując, jak nagle zniknęła cała szkoła. Wszyscy uczniowie. Pan Satori wysiadający z samochodu i gniewnym krokiem idący w jej stronę. - Nozara - powtórzyła z wyraźną ulgą. Jej ciało momentalnie się rozluźniło, jak by w końcu była bezpieczna. Chowając nos w zagłębieniu jego szyi pojedyncza łza spłynęła po jej zaróżowionym od emocji policzku. Wolno toczyła się po miękkiej skórze mocząc przy tym zaciśnięte ścięgna przy jego obojczyku.

- Proszę się natychmiast odsunąć - warczał pan Satori gdzieś z prawej strony, podchodząc do nich. Poczuła szarpnięcie. Ktoś próbował ich rozdzielić?  

- Wszystko jest w porządku - powiedziała głośniej zaskakując nawet siebie opanowaniem w głosie. - Znamy się z dzieciństwa - tłumaczyła się, bo jak zawsze jej chora potrzeba uszczęśliwienia wszystkich wychodziła na zewnątrz. Nie chciała być porażką. Nie chciała, żeby rodzice się wstydzili. - Nie chcieliśmy robić sceny - dodała, jednak wbrew własnym słowom na moment mocniej zacisnęła dłonie na jego marynarce. Mocniej wtuliła nos w jego skórę zapamiętując utęskniony zapach. W końcu jednak puściła. Dłonie opadły bezwładnie po obu stronach jej ciała. Musiał się odsunąć.

- Noz proszę - szepnęła tak, że tylko o n usłyszał. Wyprostowała się. To chyba tyle, jeśli chodzi o nie rzucanie się w oczy.

Odsuń się.

@Ōgimachi-Genji Nozara
Saga-Genji Shirane

Seiwa-Genji Enma and Ōgimachi-Genji Nozara szaleją za tym postem.

Ōgimachi-Genji Nozara

Sob 7 Wrz - 20:03
Pomyłka?

Nie było o niej mowy. Przed oczami buchnęła mu czerwona mgiełka rozdrażnienia. Co oni jej zrobili? Czy były jakieś specyfiki albo dziwne rytuały, które zmieniały pamięć? Nie sądził, by Minamoto się do tego dopuścili, ale z drugiej strony, licho ich wie - robili o wiele gorsze rzeczy. Pod doskonale dobranymi garniturami kryły się ostrza i igły. Podczas gdy wiele z przodujących grup używało pięści jako argumentów, oni korzystali z podbramkowych zamachów, osłony cienia, zakorzenionego głęboko w ich genetyce sprytu. Omijały ich sądy, bo wydawali się prawi i porządni, ale w rzeczywistości ledwo wyrabiali się z upieraniem ubrań z krwi. Nozara wzmocnił więc uchwyt, wtulając twarz w jej ramię, bo jeżeli położyli na niej brudne łapska, zapłacą za to. Nie wiedział jeszcze jak, skoro plątanina ich kontaktów i zszarganych interesów przypominała olbrzymi koci kłębek, którego przerwanie czy jakiekolwiek uszkodzenie, z pewnością zwróciłoby uwagę, ale jeżeli będzie wystarczająco cierpliwy, zacznie odsupływać to nitka po nitce...

Odetchnął, odpychając od siebie wizję wyprostowanych sylwetek Seiwa-Genji. Zniknęły mu spod powiek kolorowe szaty, zdobienia na kimonach, srogie spojrzenia wąskich twarzy. Usłyszał jak wypowiada jego imię; momentalnie się więc rozluźnił, bo jednak się mylił. Właściwie to całkiem logiczne, uzmysłowił sobie. Porwał ją w objęcia bez żadnego wyjaśnienia; nie mogła go ani zobaczyć, ani nawet usłyszeć. Zapach też miał już inny, choć przez dobrane nie tak dawno perfumy przebijał się znajomy aromat powtykany w pasma włosów. Używał tego samego szamponu od lat - zaczął na długo przed tym jak spotkał Shirane pierwszy raz. Jedyna rzecz, której nie mogły zmienić żadne rozkazy i krzywe spojrzenia starszyzny. Żadne ich nieszczęsne, wyssane z palca normatywy, jak ta, w której ktoś każe mu się odsunąć.

Z cudzą ręką na ramieniu miał wrażenie, że zaraz stanie do walki. Głupia wizja, skoro był jedynie szesnastoletnim dzieciakiem przyklejonym do kompletnie zdezorientowanej nowej uczennicy. Z jakiegoś jednak powodu buzowała mu jeszcze w żyłach adrenalina. Był jednocześnie bezsensownie szczęśliwy, zszokowany i zły. Szczęśliwy, bo nie sądził, że jeszcze ją zobaczy - wiedział, że żyła; wiedział, że trzymała się programu nauczania w jednym z ważniackich liceów. Wiedział też jednak, że wszelkie korespondencje, które do niej wysyłał, przepadały bez echa. Wpierw miał pewność, że przydzielono Shirane jakąś ochronę, zadaniem której pozostało selekcjonowanie listów i wywalanie tych nieważnych; w tym jego. Z biegiem czasu zaczynał jednak dopuszczać do siebie myśl, że może, ewentualnie, w drodze nieszczęsnego wyjątku, Shirane po prostu nie chce mu odpowiadać. Czując jak powoli się o niego opiera, przekreślił ten wariant. Po prostu ich nie dostawała. Pewnie nawet nie mogła przeczytać, choć piekielnie długie godziny spędził nad tym, aby przerobić znaki na Braille'a. Choćby odczuwał ulgę, nie miał szans na to, by długo się tym nacieszyć. Bo zdezorientowanie przemieszało się z wkurzeniem. O ile pierwszy stan był całkiem dla niego naturalny, tak drugiego praktycznie nie znał. Gniew zalągł się w trzewiach, wykręcił je jak wyżymaną ścierę, upuszczając krople gorącej żółci. Niesmak miał nawet w ustach, kiedy obracał odrobinę głowę, spod zmierzwionej grzywki łypiąc na kierowcę.

- Nie chcieliśmy robić sceny...

Dobrze, w porządku. Powoli rozluźniał uchwyt. Przestał tak przylegać do jej barków. Nie przyciągał jej już do siebie, jakby próbował zamknąć w klatce stworzonej z własnych ramion. Górujący nad nimi mężczyzna bacznie przyglądał się temu, jak Nozara z ociągnięciem odstępuje na krok.

Noz, proszę...

Był w stanie to dla niej zrobić, choć gdyby nie jej interwencja, być może ośmieszyłby się przed połową szkoły i przynajmniej jednym przedstawicielem personelu służącego klanowi. Szczęście w nieszczęściu, że kierowca zdawał się teraz mniej chętny, aby dalej wtrącać w zaistniałą scenę. Jedno pociągnięcie wzdłuż chłopięcej sylwetki być może utwierdziło go w przekonaniu, że Nozara nie stanowił wielkiego zagrożenia, choć na dnie oczu szofera czaiła się reprymenda. I świadomość, że nie odpuści nikomu, bez względu na to, czy wygląda groźnie, czy nie.

Ōgimachi pochylił głowę w przeprosinach. Nie wydusił z siebie żadnego dźwięku, więc szybko ciszę przeszyły kroki odchodzącego kierowcy (pożegnał się jeszcze z panienką), a potem głos, który już wcześniej mógł zwrócić uwagę.

- Oh, no tak, znacie się? - Kobayashi pojawił się jakby znikąd. Widać było, że wcześniej biegł. Włosy miał znów w nieładzie, krawat mundurka nieco przekrzywiony. W lewej ręce trzymał torbę, którą Nozara rozpoznał. - Upuściłeś.

Wcale nie upuścił, tylko rzucił, by pozbyć się obciążenia. Kiwnął jednak w podzięce, gdy Kobayashi oddał mu szkolny dobytek. W środku znajdował się między innymi notatnik, ale przede wszystkim wyciszona komórka. To w jej poszukiwaniu Nozara rozpiął bagaż.

- Nazywam się Kobayashi Chiba - przedstawieniu towarzyszył lekki uśmiech, którego Shirane nie mogła zobaczyć. Miała jednak pewność, że słowa kierowane są do niej; chłopak musiał stać frontem i w skupieniu się w nią wpatrywać. - Chodzimy do tej samej klasy, jestem przewodniczącym. Poproszono mnie, abym oprowadził cię po kampusie. Słyszałem, że masz pewne... - odchrząknął. - Pewne "problemy". Dlatego nie będę mieć nic przeciwko, jeżeli złapiesz mnie za ramię.

Gdzieś z prawej strony Shirane poczuła jednak dotyk; palce oparły się o jej nadgarstek, wybiły opuszką wskazującego rytm - raz, dwa, trzy.

Nim ich odseparowali, tak dawał o sobie znać.

Jestem tutaj.

Pamiętała?

Ōgimachi-Genji Nozara

Chishiya Yue and Saga-Genji Shirane szaleją za tym postem.

Saga-Genji Shirane

Sob 7 Wrz - 23:38
Zadrżała czując jak Nozara odsunął się nieznacznie. Nie za daleko, a jednak od razu poczuła brak jego oparcia. Wbrew wcześniejszym słowom miała okropną ochotę poprosić go, żeby jednak został. Jego bliskość działała kojąco. Dawała jej ten spokój, jak by wszystko nagle znalazło się na właściwym miejscu. Jak by nigdy nic się nie zmieniło. Jak by odpisywała na te wszystkie listy, które jej wysyłał. A nie płakała w samotności, gdy rodzice nie widzieli. Przekazywali jej korespondencję jako przypomnienie tego co zrobiła biednemu chłopakowi. Jak by to z jej winy doszło do “incydentu”, o którym nikt nie rozmawiał głośno. Chłopakowi, którego pewnie tamta chwila straumatyzowała do końca życia. Nie buntowała się, bo z natury zawsze podporządkowywała się rodzicom. Mówili, że ich znajomość była toksyczna; że zniszczy biedakowi życie. Musieli mieć rację, byli jej rodzicami. Autorytetem. Wiedzieli lepiej. Nie chciała ich zawieźć, nie chciała więcej sprawiać m u problemów; nie  chciała być większą porażką. Czytała listy, ale nigdy nie pozwolono jej odpisać. Gdy je otrzymywała uśmiechała się tylko z wdzięcznością. Nie miała wątpliwości, że rodzice również je czytali.

- Widzisz? Pisze co raz rzadziej. Na pewno zapomniał i ruszył dalej. Ty też powinnaś, Shirane.

Tymi słowami deptali jej nadzieje, że Nozara jednak wciąż o niej pamiętał. Teraz trzymając jej wątłe ciało w ramionach żałował, że kiedykolwiek ją poznał? Więc dlaczego czuła w nim tą samą desperację, z którą postawiła cały swój świat do góry nogami, żeby w końcu pozwolili jej iść do tego obesrangeo liceum w centrum? Gdyby się dowiedzieli, że zrobiła to dla jakiegoś miernego (w ich oczach) chłopaka, pewnie już dawno by ją wydziedziczyli. Dlatego musiała stwarzać pozory. Nie było to trudne, bo chodzenie do normalnej szkoły po prostu ją ekscytowało. Było normalnością, której nigdy jeszcze nie zaznała. Bała się i cieszyła jednocześnie. Przyszła tutaj, żeby być normalną nastolatką. Dlatego wdychając jego kojący zapach zabarwiony delikatną nutą fiołków, zacisnęła mocniej powieki hamując nabywające łzy. Tak bardzo pragnęła, żeby jej wybaczył. Błagam nie nienawidź mnie.  

- Pogódź się z przeszłością.
Ale jak mogła, skoro przeszłość była tym czym oddychała, co piła i jadła. Ona nie żyła przeszłością. Ona cała nią była.  

Nagle stając w samotności poczuła chłód wiosennego wiatru. Drgnęła lekko słysząc kolejny, obcy głos w pobliżu. Z tego wszystkiego przestała wsłuchiwać się w otoczenie. Był to jej największy błąd. Mógł skończyć się naprawdę tragicznie. Wpadnięciem na kogoś, popchnięciem i zepsuciem czegoś. Wejściem na pasy na czerwonym świetle.  Przełknęła gulę w gardle, która uformowała się wraz z oddaleniem bezpiecznych ramion Nozary. Stała o własnych siłach przypominając delikatny liść chwiejący się na wietrze. Kogoś tak kruchego, że mógł upaść i roztrzaskać się o betonową płytę chodnikową bez powodu. Była śliczna. Tak okropnie słaba.  
Jesteś słaba.

- Saga-Genji Shirane - przedstawiła się miło i wciskając na pełne wargi uprzejmy uśmiech. Ten popisowy, którego używał każdy członek jej fejkowej i dwulicowej rodziny, kiedy chciał się komuś przypodobać. Nie przyszedł jej jednak z trudem, bo w przeciwieństwie do nich wszystko w jej osobie było szczere. Poparzyła w stronę, gdzie wydawało jej się, że stał Kobayashi. Zamiast na chłopaka wpatrywała się gdzieś między nim a Nozarą, w stronę wielkiego drzewa wiśni rosnącego koło chodnika. Skinęła głową słysząc wyjaśnienia chłopaka. - Miło mi cię poznać - dodała zakładając niesforny kosmyk falowanych brązowych włosów za ucho, który od dłuższego czasu łaskotał jej skroń. Policzki wciąż oprószone delikatną czerwienią od natłoku emocji dodawały jej dziewczęcego uroku. Zamrugała powoli, a intensywno-zielone tęczówki wydawały się jaśniejsze w dziennym świetle. Tak piękne, tak cholernie bezużyteczne. Jej uśmiech pogłębił się odrobinę słysząc propozycję chłopaka. Musiała przyznać z ulgą, że się przygotował. Potrzebowała przewodnika. Nie potrafiła jednak zignorować całkowicie ukłucia żalu, że nie został nim Nozara. On. Nie. Jest. Twój. Powinnaś trzymać się od niego z daleka. Dla jego dobra. Dla dobra wszystkich.

Wtedy poczuła dotyk na chłodnej skórze. W sekundę natłok negatywnych myśli zelżał. Wzięła głębszy, uspokajający wdech. Jej ramiona opadły tracąc wcześniejsze spięcie. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak w stresie stała prosto niczym struna. Rozluźniła się jak za machnięciem magicznej różdżki.  

Delikatnym, odruchowym gestem przycisnęła wierzch dłoni do jego palca. Tak jak zawsze dając mu do zrozumienia, że

Doceniam.

W końcu jednak zebrała się w sobie, żeby nie dać przewodniczącemu czekać. Wyciągnęła drugą dłoń w jego stronę i przestrzeliła się o jakieś półtora metra w prawo. Chłopak potrzebował dobrej sekundy, żeby ogarnąć sytuację. Zmarszczył brwi, otworzył usta i nagle go olśniło. Komicznie zrobił krok w bok, żeby trafiła na jego ramię. Zacisnęła drobną dłoń na mankiecie jego marynarki.  

- Dziękuję. Szybko nauczę się rozkładu szkoły - obiecała nie chcąc przysparzać nikomu kłopotów. Poczuła się nieswojo, gdy Kobayashi przyciągnął ją lekko do siebie. Zignorowała ciężar żołądka wciąż się uśmiechając. Nowi ludzie zawsze stanowili dla niej formę przeszkody, którą musiała pokonać. Wmawiała sobie, że z czasem będzie łatwiej. Chłopak wydawał się miły. Miał przyjemny i radosny głos przypominając ciepłe promienie porannego słońca w letni poranek. Jego marynarka pachniała praniem. Zachowywał się miło i uprzejmie. Nie był nachalny. Czy gapił się tak jak inni? Wykonał pierwszy krok w przód tym samym oddalając ją od Nozary. Nie czuła już dotyku jego ciepłych zgrabnych palców. Palców muzyka, artysty. Chciała z nim porozmawiać. Miała mu tyle do powiedzenia. Tyle pytań, tyle niedopowiedzeń..

Zostaw go w spokoju
Tak. Musieli się teraz pożegnać.
Odwróciła się więc w jego stronę bezbłędnie blokując z nim spojrzenie. Nie mogła jednak zobaczyć wyrazu jego twarzy, gdy wbrew wszystkiemu powiedziała:

- Pójdziesz z nami, Nozara?  

@Ōgimachi-Genji Nozara
Saga-Genji Shirane

Chishiya Yue and Ōgimachi-Genji Nozara szaleją za tym postem.

Ōgimachi-Genji Nozara

Wczoraj o 18:40
Gniew, który dotychczas pełgał pod jego czaszką, przypominał teraz ściekającą z dachu farbę. Powoli spływał w dół, zostawiając po sobie tylko lepkie smugi. Nie dało się ich normalnie zignorować, ale przynajmniej nic nie dolewało nowej porcji. Kierowca odjechał z regulaminową prędkością, część gapiów spuściła oczy i oddaliła się do swoich zajęć. Niektórzy zostali, aby jeszcze poplotkować, bo nic tak nie wzbudzało entuzjazmu, jak możliwość przypatrzenia się nowej osobie i skomentowania jej od czubka ułożonej fryzury po podeszwy butów. Gdzieś w tle niektóre szepty szło jakoś zrozumieć. Nozara próbował nie słuchać, ale pewnych rzeczy nie dało się tak po prostu zignorować. Mówili o tym, jaka jest ładna, szkoda, że ślepa... przecież sobie nie poradzi... co tutaj robi ktoś z bogatej rodziny? Próbuje ich upokorzyć czy jak?... Byłoby świetnie, gdyby poznała swoje miejsce, na cholerę się tutaj przepisywała?... Ktoś się roześmiał i nie był to wcale miły śmiech. Pewnie padło coś obleśnego, coś o jej nogach i krótkiej spódniczce, coś o koszuli, którą mogłaby bardziej rozpiąć, zamiast udawać cnotkę. Gdy Nozara przemykał wzrokiem wzdłuż grupek uczniów, nie znalazł tego cwaniaczka; po co zresztą tak zaciskał pięści? Nie był typem awanturnika. W ogóle nie nadawał się do walki i nawet w Minamoto szkolono go na straż. Miał chronić i się podkładać, a nie atakować jako pierwszy. Shirane powodowała w nim jednak mieszane uczucia. Pod żołądkiem wierciło się coś, czego istnienia nigdy nie zarejestrował. Domagało się atencji, wykręcało trzewia. Sprawiało, że zaczynał się denerwować, chociaż nie znał żadnego powodu. Hoshizora nie była niebezpieczna, więc czemu miałaby się taka stać dla Shirane?

Bo była inna. Wyjątkowa.

Pochodziła z wybitnego domu. Wpajano jej zasady i kulturę, której nie znali pozostali nastolatkowie. Nawet kiedy się przedstawiała, widać było potężną lukę pomiędzy nią a Kobayashim. Chłopak uśmiechał się i był całkiem nawet sympatyczny, ale nie o to chodziło. Był normalny. Miał normalnych rodziców, normalne odruchy i normalne problemy. Uczył się nieźle i tyle wystarczyło, aby został przewodniczącym. Ale ona? Ona musiała być wybitna nawet jako bezfunkcyjna uczennica. Na każdym kroku kazano, by udowadniała swoją wartość. "Masz trzymać głowę wysoko, tak jak wysoki jest twój status". Ōgimachi sam łapał się na tym, że potrafi opuszczać wzrok, kiedy kierowała ku niemu twarz, jakby wstydził się, że jej nie dorównuje nawet tutaj - na kompletnie neutralnym terenie.

Powoli docierało do niego zresztą, jak gwałtownie się zachował. Znajomi z klasy, z którymi i tak nie utrzymywał zażyłych kontaktów, musieli być zaskoczeni. Od pierwszego dnia zajęć zachowywał dystans. Nie alienował się permanentnie, ale nie wychodził też z inicjatywą, a kiedy przestano go zapraszać na wspólne spotkania, po prostu to zaakceptował. Dobrze mu było samemu.

A teraz pojawiła się ona i nie był już o tym taki przekonany. Naraz miał ochotę iść krok za nią, jak cień albo głupi kundel. Wystarczyło tylko tyle, że oparła dłonie o wysunięte ramię Kobayashiego, by zapiekły stare rany. Kiedyś to jego ramienia używała, ale jakie miał prawo do zazdrości? Kobayashi to w porządku gość. Wesoły i rozgarnięty, z okularami w kwadratowej oprawce, które stale poprawiał, a teraz jakby dwa razy częściej, chyba nie wiedząc, co zrobić z rękoma, kiedy dotyka go taka ślicznotka.

To właśnie jej głos wyrwał Nozarę ze stuporu. Kobayashi zawahał się, ale rzucił tylko prędkie:

- Hej, no właśnie. Chodź z nami.

Jakby w ogóle liczyło się teraz jego zdanie.

- Nie, nie. To żaden kłopot - dodał po chwili.

Shirane mogła się domyślić, że w tym czasie Nozara przekazał przewodniczącemu jakąś informację; gdyby wsłuchać się wystarczająco, może nawet wychwyciła tapnięcia palca o ekran komórki i przez mgłę ślepoty dostrzegła ruch nadgarstka unoszącego się pod oblicze Kobayashiego?

- Ah... tak. W porządku, jeżeli jej to nie przeszkadza. Shirane? - Kobayashi pod jej dotykiem zdawał się stężeć, najwidoczniej walcząc pomiędzy rolą dobrego lidera a własnymi zachcianki. Ostatecznie jednak taktycznie odchrząknął, z całą pewnością znów poprawił okulary i wreszcie rzucił poddańcze: Może Nozara cię poprowadzi? Wygląda na to, że tak łatwiej będzie się wam komunikować.

Ostatnie słowo wypowiedział z dziwnym przekąsem, czekając w napięciu na jej decyzję. Tak czy inaczej, przyszło mu w udziale oprowadzenie jej po kampusie, choć już jedynie jako słowny przewodnik. Nozara miał wrażenie, że gdyby się nie pojawił, Kobayashi zrobiłby to lepiej. Wolniej i z większą pasją, a tak jedynie co jakiś czas wspominał, gdzie znajdowali: tu jest główne wejście, tutaj stołówka, jesteśmy teraz na hali sportowej, tędy do szkolnej biblioteki...

Instruował bez cienia angażu, wymachując przy tym rękoma na prawo i lewo, jakby dziewczyna była w stanie pojąć, co jej właściwie próbuje pokazać. Nozarze przyszło na myśl, że Shirane pewnie próbuje skupić się na każdym detalu, zapamiętuje ilość postawionych kroków, stara się wyryć w pamięci model rozkładu szkoły. Nie potrafił się jednak powstrzymać przed wsunięciem palca wskazującego na grzbiet jej dłoni. Na miękkiej, gładkiej skórze wyrysował pierwszy znak; tęskniłem. Zwolnił odrobinę, stracili przez to pół kroku. Kobayashi wspominał coś o wschodnim skrzydle szkoły, jego głos stał się o to pół kroku cichszy. Kolejny znak ułożył się w krótkie: nie wiedziałem... - że tutaj będziesz, że się przenosisz, że znów cię zobaczę, że Kobayashi ma cię oprowadzać, że ktokolwiek ma cię oprowadzać. Znów zwiększył dystans, przypatrując się plecom kolegi.

Chodźmy stąd - napisał na skórze jej dłoni. Mają tu ogród.

Gula w gardle urosła.

Mogła się przecież nie zgodzić.

Nie widzieli się całe lata. Nie odpisała na żaden list, idioto.

Odetchnął, zwracając oczy na jej profil. Wyładniała, ale to na pewno niejedyna cecha, która się u niej zmieniła.

Ōgimachi-Genji Nozara

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Sponsored content
maj 2038 roku