Liceum Hoshizora to szkoła średnia zlokalizowana na wzgórzu, skąd roztacza się widok na całe Fukkatsu. Budynek łączy w sobie tradycyjną architekturę z nowoczesnymi elementami, tworząc harmonijną całość, która odzwierciedla zarówno przeszłość, jak i przyszłość tego miasta. Otoczony pięknym ogrodem w stylu japońskim, pełnym kwitnących wiśni, bambusowych zagajników i starannie przyciętych bonsai zwraca uwagę przechodniów, którzy poprzez zamkniętą bramę starają się dostrzec pojedyncze detale, zwłaszcza na przełomie marca i kwietnia, gdy sakura prószy różem delikatnych płatków.
Hoshizora, choć nie uchodzi za najbardziej prestiżowy przybytek, pełni wciąż ważną rolę w społeczności Fukkatsu. Znane jest jako lokacja stosowna do zdobycia wiedzy, ale także jako ośrodek duchowego rozwoju młodzieży. Uczniowie często uczestniczą w tradycyjnych ceremoniach i festiwalach, które odbywają się na terenie szkoły, wzmacniając też swoją więź z duchami i kami. Tutaj edukacja to coś więcej niż tylko nauka – to także pielęgnowanie i przekazywanie starożytnych tradycji kolejnym pokoleniom. Wśród uczniów i nauczycieli krążą opowieści o tajemniczych zjawiskach, które czasem mają miejsce w szkole, jak pojawienie się duchów dawnych mistrzów czy nagłe objawienia bóstwa, mającego pomóc uczniom w trudnych momentach.
Szczególną renomą Hoshizora cieszy się zwłaszcza o poranku, kiedy mgła jeszcze unosi się nad ziemią. Całość wygląda wtedy niemal jak scena z dawnych legend, a światło przenikające przez liście drzew tworzy wrażenie, że gmach tonie w magicznej aurze.
Saga-Genji Shirane ubóstwia ten post.
Świat mienił się wieloma barwami, chociaż większość z nich przypominała zaledwie delikatną poświatę na bezkresnej czerni, która niczym nocna kurtyna zasłaniała jej widok. Przyzwyczaiła się do braku wzroku, a jednak wciąż podświadomie za nim tęskniła. Chociaż nadzieja umarła lata temu wciąż czekała, jak by rzeczywiście miał nagle powrócić. Cuda jednak się nie zdarzały. Nie bądź naiwna - przypominała sobie siedząc na skórzanym fotelu drogiego samochodu należącego do rodziców. Jednego z wielu. O przyciemnianych szybach, jasnym wnętrzu i czarnym lakierze. Przynajmniej tak mówił pan Satori, jej kierowca. Sama mogła jedynie poczuć pod palcami chłód i fakturę skórzanego fotela; słońce ogrzewające jej twarz przez okno. Dzisiaj musiało być pochmurno, bo promienie ledwie dosięgały jej policzków. Na zewnątrz unosił się delikatny zapach deszczu.
Podróż trwała dobre dwadzieścia pięć minut. Przynajmniej tyle oszacowała na podstawie przesłuchanych piosenek z ulubionej playlisty na Spotify. Ze słuchawkami w uszach była kompletnie skazana na innych. Dlatego pozwalała sobie na nie tylko, gdy była w jakimś bezpiecznym, ustronnym miejscu. Teraz po drodze nie musiała na niczym się skupiać. Oparła głowę wygodniej o zagłowię pozwalając, żeby najnowsza piosenka Stray Kids odgoniła cały chaos myśli związany z pierwszym dniem w szkole. Miała być jedyną niewidomą, co przecież nie powinno jej dziwić. Wszyscy cieszyli się podobno na jej przybycie, za pewne za sprawą sporej donacji ze strony rodziców. Dla dobra szkoły i uczniów oczywiście.
Nuciła piosenkę pod nosem nie przejmując się, że psuła panu Satoriemu idealną ciszę. Jej lewa noga podrygiwała lekko, a palce wystukiwały rytm o nagie kolano. Denerwowała się. Dopiero, gdy się zatrzymali wyciągnęła słuchawki z uszu mamrocząc jakieś podziękowania.
- Pójść z panienką?
- Ktoś powinien po mnie wyjść - odpowiedziała, bo szkoła miała wyznaczyć jakiegoś ucznia do pomocy. Przynajmniej pierwszego dnia miał ją oprowadzić i wytłumaczyć co, gdzie się znajdowało. Potem planowała po prostu uczepić się kogoś z klasy.
Da radę. Nie była przecież ułomna. Tylko niewidoma.
Wychodząc z samochodu ogarnął ją lekki chłód. A jak nie da rady?
O bogowie niedobrze mi - pomyślała przełykając ślinę. Dobrze, że nie zjadła śniadania pewnie zwróciłaby je teraz na chodnik brudząc sobie przy tym czarne skórzane półbuty z Prady, które dostała od mamy na rozpoczęcie szkoły. Miała dobrze wyglądać. Poprawiła krótką spódniczkę szkolnego mundurka, która sięgała jej połowy ud. Biała koszula pasowała do białych, miękkich zakolanówek. Krawat uwierał ją lekko w szyję aż miała ochotę go poluźnić. Zrobiło jej się zimniej za sprawą wiosennego wiatru. Na szczęście zarzuciła na ramiona marynarkę ze śliskiego materiału.
Wzięła głębszy wdech czując wiśnię unoszącą się w powietrzu.
Czy o n też tutaj był?
Czy ją pozna?
Czy będzie chciał ją pamiętać?
Jak teraz wyglądał?
Wciąż grał na skrzypcach?
@Ōgimachi-Genji Nozara
Ubiór: mundurek
Seiwa-Genji Enma, Ōgimachi-Genji Nozara and Fenrys Umbra szaleją za tym postem.
Zniknęła w tłumie, wchłonięta między czarno-białą masę ciał. Zaczynał się zastanawiać czy to nie kwestia nadchodzącego festiwalu. Do Aoi Matsuri zostało raptem kilka dni; młodzież szalała za wszystkim, co wiązało się z zabawą, więc może chodziło też o to? A może...
Kolejną myśl ucięło jak za sprawą ostrza. Poczuł tylko nieoczekiwany ból w barku, po tym cofnął się dla zachowania równowagi. Z płuc wyparło mu z sykiem powietrze, a kiedy uniósł zdezorientowane spojrzenie, dostrzegł Kobayashiego.
Przewodniczący jego klasy miał przetrącone okulary, które natychmiast poprawił wyuczonym ruchem. Jego zwykle dość ulizane pasma sterczały na boki - każdy w inną stronę. Postarał się je ułożyć dłonią, ale palce niepotrzebnie plątały kosmyki i wyglądał przez to jeszcze gorzej.
- Nozara... - Imię wypowiedziane na wydechu jedynie uniosło brew Ōgimachiego, ale Kobayashi nie starał się zbyt wiele wyjaśniać: wybacz, spieszę się - mamrotał, chaotycznie wygładzając koszulę. - Ma dzisiaj przyjechać uczennica z transferu, którą oprowadzę po kampusie. Wyobrażasz sobie, że do Hoshizory ma uczęszczać Saga-Genji?
Coś w gardle Nozary nagle się zacisnęło; nigdy nie mógł przywyknąć do tego nazwiska, choć żył tuż obok jego wydźwięku dzień w dzień. Usługując klanowi miał stałą, choć niezbyt bezpośrednią, styczność z niemal wszystkimi odnogami rodziny. Saga-Genji była jedyną celowo unikaną sekcją. Nawet Seiwa jawiła mu się mniej przerażająco, zniósłby też konfrontację z chyba każdym przedstawicielem Yōzei, ale ilekroć ktoś napominał o drugim szczeblu Minamoto w kolanach czuł żałosną miękkość. Starał się to ukryć za zaciśniętymi zębami i ustawioną na baczność sylwetką, ale jak długo był jeszcze w stanie oszukiwać całe otoczenie? Nawet teraz, choć nie znajdował się w Asakurze, samo brzmienie przyspieszyło bicie serca.
Serca, które nagle zatrzymało się, kiedy Kobayashi ostentacyjnie poprawił marynarkę, będąc już gotów odejść w kierunku, w którym dopiero co biegł. Zdążył jednak wypowiedzieć jedynie: bądź dla niej miły, Nozara, jest niewidoma i... - i tutaj nie było już żadnych słów, bo Ōgimachi poczuł jak cała krew spływa mu do kończyn, jak korpus sam obraca się o sto osiemdziesiąt stopni, a nogi puszczają się biegiem. Gdzieś za plecami rozległ się tylko zaskoczony okrzyk Kobayashiego: EJ! - ale zniknął pod natarczywą falą myśli.
Nie, nie, nie, nie, to niemożliwe, to nie jest realne. Przecież usłyszałby, że przyjeżdża. Poza tym, jaka była szansa, że szanowany ród z wyższych sfer dopuści swoją córkę do uczęszczania na tak zwyczajne lekcje? Hoshizora plasowała gdzieś w połowie rankingu uczelni. Nie była najgorsza, ale bardzo standardowa. Za bardzo, jak na Sagę.
W ustach mu zaschło, kiedy wbił się pomiędzy kilka rozchichotanych dziewcząt. Dotarło do niego przerwane: śliczna, prawda? Ma takie lśniące włosy... - i właśnie wtedy Ją zobaczył. Stała niedaleko bramy, na tle czarnego samochodu, którego lakier odbijał wszystkie majowe kolory jak dyskotekowa kula.
- Przestań się przepychać! - warknął ktoś, kiedy najstarszą metodą na łokieć utorował sobie przejście. Torba, którą dotychczas trzymał, nagle nabrała wagi tonowych klamotów, więc wyślizgnęła mu się ze zgrabiałych palców, wzbijając w górę tuman bladego kurzu tam, gdzie z łoskotem upadła. W tle, ponad zgiełkiem komentarzy na temat nowej osoby, dotarł do niego jeszcze ton Kobayashiego, układający się w głośne: NOZARA, STÓJ!
Ale nie potrafił się zatrzymać, w paru gwałtownych krokach dopadając do...
Objął ją pokracznie, jak ktoś, kto boi się, że złamie suchą gałązkę. Ramiona opadły jednak na szczupłe, dziewczęce barki, policzek przylgnął do skroni, nim głowa nie opadła naprzód, ustami hacząc o wyprasowany kołnierz koszuli. Ścisnął Ją mocno, przyciągając do siebie, ignorując żachnięcia nadciągającego Kobayashiego i chyba trzask zamykanych drzwi od limuzyny (czyżby wysiadł z niego kierowca?). Cokolwiek się działo, nachalna burza, jaka pół poranka wypełniała jego czaszkę, nagle zniknęła. Odetchnął tylko ciężej w materiał jej mundurka, napinając mięśnie, gdy wyczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Chcieli go odciągnąć?
Niedoczekanie.
Seiwa-Genji Enma, Matsumoto Hiroshi, Fenrys Umbra and Saga-Genji Shirane szaleją za tym postem.
Rusz się
Ruszcie się błagam.
Ale mięśnie jak z lodu nie słuchały.
Próbowała zrobić krok w przód, jednak jej drżące ze stresu kolana nie ruszyły się chociażby o milimetr. To był zły pomysł. Co ona sobie myślała? Przekonywała rodziców miesiącami, żeby pozwolili jej pójść do normalnej szkoły. Wszyscy wiedzieli, że to nie mogło wypalić. Nie była jak inni. Nie była zwykłą uczennicą. Nie po nazwisku, nie po wyglądzie. Wyróżniała się nawet, jeśli jedynym czego pragnęła to wtopić się w tłum niczym kameleon uciekający przed drapieżnikami. Tym właśnie była. Zwierzyną wystawioną na oczy wszystkich zebranych. Oceniali ją? Ilu ich było? Stukot kroków odbijał się głośno od betonowego chodnika. Kilkunastu lub kilkudziesięciu. Cała jej nowa klasa, a może jeszcze więcej?
Przełknęła ślinę czując jak zaschło jej w gardle. Chciała tego. Błagała, żeby wysłali ją właśnie do tej szkoły. Była kłamczuchą. Nie chodziło ani o edukację, ani o szkolne życie. Chciała być tam, gdzie on. Blisko, ale nie za blisko. Może wcale sobie tego nie życzył. Minęło tyle czasu. Na pewno jej nie pamiętał. Na pewno wolał zapomnieć. Nie miała mu tego za złe. Na samą myśl o nim robiło jej się słabo. Wjebała się butami w jego życie. Ponownie. Tym razem świadomie i perfidnie. Kłamczuchy kończyły w piekle. Samolubnie wybrała Hoshizorę, bo o n tam chodził.
Chwyciła dłońmi skórzane paski od małego plecaka zwisającego na dole jej pleców, próbując się czegoś przytrzymać. Weź. Się. W. Garść. Przygryzła policzek od środka ociężale robiąc pierwsze dwa kroki. Niepewnie niczym uciekająca łania na nowych leśnych terenach. Obcych i niebezpiecznych. Uniosła wyżej podbródek, wyprostowała się. Byłą Sagą i tak też musiała się zachowywać. Spróbowała zarzucić maskę pewnej siebie, nawet jeśli w środku trzęsła się ze strachu.
Strachu, który tak chorobliwie kochała.
Zatrzymała się nagle słysząc jakieś wrzaski. Coś się stało?
NOZARA STÓJ!
Nozara?
Mój Nozara?
Nie twój idiotko, nie masz do niego prawa - podpowiadał szyderczy głosik w jej głowie. Pęd powietrza, szybkie kroki. Ktoś biegł w jej stronę. Zrobiła odruchowo jeden krok w tył. Otworzyła usta, jak by chciała coś powiedzieć, ale k t o ś do niej dopadł. Wydała z siebie zduszone jęknięcie. Ciało w sekundę odrętwiało. Wszystkie mięśnie się spięły. Strach zacisnął gardło. Co się działo? Nie widziała. Silne ramiona zamknęły ją w potrzasku. Ciepłe, męskie ciało przymuliło ją do siebie. Z początku delikatnie, jak by nie chciało zrobić jej krzywdy, potem mocniej pewniej. Zabrakło jej tchu, zaczęła się lekko trząść, gdy poczuła miękkość chłopięcego policzka na swojej skroni. Zamrugała kilka razy wpatrując się przed siebie. Gdzieś pewnie powyżej jego ramienia gdzieś, gdzie powinien znajdować się tłum gapiów.
- Prze-praszam, to chyba pomyłka - zaczęła przez zaciśnięte gardło. Jej głos wypadł tak niepewnie. Tak słabo.
Wszystko tonęło w atramencie czerni, chociaż miała wrażenie, że wkradła się w nią odrobina jadeitu. Tego zimnego i śliskiego, który tylko ją potrafił rozgrzać. Wzięła większy uspokajający oddech prawie zachłysnęła się znajomym zapachem. Innym niż kiedyś. Mocniejszym, cięższym, męskim. Nie był już przecież dzieckiem. Pachniał czarnym pieprzem, hebanem, ale wciąż pozostała ta nutka fiołków. Z początku ukryta, jednak dostępna tylko dla niej.
Wszystko co uwielbiała najbardziej.
- Nozara? - Szepnęła niepewnie. Jej dłonie w końcu odkleiły się od pasków plecaka. Nie zdawała sobie nawet sprawy jak mocno go ściskała. Powolnym ruchem uniosła drżące palce zaczepiając je na materiale jego marynarki, jak by musiała się przytrzymać. Wzięła kolejny wdech czując, jak nagle zniknęła cała szkoła. Wszyscy uczniowie. Pan Satori wysiadający z samochodu i gniewnym krokiem idący w jej stronę. - Nozara - powtórzyła z wyraźną ulgą. Jej ciało momentalnie się rozluźniło, jak by w końcu była bezpieczna. Chowając nos w zagłębieniu jego szyi pojedyncza łza spłynęła po jej zaróżowionym od emocji policzku. Wolno toczyła się po miękkiej skórze mocząc przy tym zaciśnięte ścięgna przy jego obojczyku.
- Proszę się natychmiast odsunąć - warczał pan Satori gdzieś z prawej strony, podchodząc do nich. Poczuła szarpnięcie. Ktoś próbował ich rozdzielić?
- Wszystko jest w porządku - powiedziała głośniej zaskakując nawet siebie opanowaniem w głosie. - Znamy się z dzieciństwa - tłumaczyła się, bo jak zawsze jej chora potrzeba uszczęśliwienia wszystkich wychodziła na zewnątrz. Nie chciała być porażką. Nie chciała, żeby rodzice się wstydzili. - Nie chcieliśmy robić sceny - dodała, jednak wbrew własnym słowom na moment mocniej zacisnęła dłonie na jego marynarce. Mocniej wtuliła nos w jego skórę zapamiętując utęskniony zapach. W końcu jednak puściła. Dłonie opadły bezwładnie po obu stronach jej ciała. Musiał się odsunąć.
- Noz proszę - szepnęła tak, że tylko o n usłyszał. Wyprostowała się. To chyba tyle, jeśli chodzi o nie rzucanie się w oczy.
Odsuń się.
@Ōgimachi-Genji Nozara
Seiwa-Genji Enma and Ōgimachi-Genji Nozara szaleją za tym postem.
Nie było o niej mowy. Przed oczami buchnęła mu czerwona mgiełka rozdrażnienia. Co oni jej zrobili? Czy były jakieś specyfiki albo dziwne rytuały, które zmieniały pamięć? Nie sądził, by Minamoto się do tego dopuścili, ale z drugiej strony, licho ich wie - robili o wiele gorsze rzeczy. Pod doskonale dobranymi garniturami kryły się ostrza i igły. Podczas gdy wiele z przodujących grup używało pięści jako argumentów, oni korzystali z podbramkowych zamachów, osłony cienia, zakorzenionego głęboko w ich genetyce sprytu. Omijały ich sądy, bo wydawali się prawi i porządni, ale w rzeczywistości ledwo wyrabiali się z upieraniem ubrań z krwi. Nozara wzmocnił więc uchwyt, wtulając twarz w jej ramię, bo jeżeli położyli na niej brudne łapska, zapłacą za to. Nie wiedział jeszcze jak, skoro plątanina ich kontaktów i zszarganych interesów przypominała olbrzymi koci kłębek, którego przerwanie czy jakiekolwiek uszkodzenie, z pewnością zwróciłoby uwagę, ale jeżeli będzie wystarczająco cierpliwy, zacznie odsupływać to nitka po nitce...
Odetchnął, odpychając od siebie wizję wyprostowanych sylwetek Seiwa-Genji. Zniknęły mu spod powiek kolorowe szaty, zdobienia na kimonach, srogie spojrzenia wąskich twarzy. Usłyszał jak wypowiada jego imię; momentalnie się więc rozluźnił, bo jednak się mylił. Właściwie to całkiem logiczne, uzmysłowił sobie. Porwał ją w objęcia bez żadnego wyjaśnienia; nie mogła go ani zobaczyć, ani nawet usłyszeć. Zapach też miał już inny, choć przez dobrane nie tak dawno perfumy przebijał się znajomy aromat powtykany w pasma włosów. Używał tego samego szamponu od lat - zaczął na długo przed tym jak spotkał Shirane pierwszy raz. Jedyna rzecz, której nie mogły zmienić żadne rozkazy i krzywe spojrzenia starszyzny. Żadne ich nieszczęsne, wyssane z palca normatywy, jak ta, w której ktoś każe mu się odsunąć.
Z cudzą ręką na ramieniu miał wrażenie, że zaraz stanie do walki. Głupia wizja, skoro był jedynie szesnastoletnim dzieciakiem przyklejonym do kompletnie zdezorientowanej nowej uczennicy. Z jakiegoś jednak powodu buzowała mu jeszcze w żyłach adrenalina. Był jednocześnie bezsensownie szczęśliwy, zszokowany i zły. Szczęśliwy, bo nie sądził, że jeszcze ją zobaczy - wiedział, że żyła; wiedział, że trzymała się programu nauczania w jednym z ważniackich liceów. Wiedział też jednak, że wszelkie korespondencje, które do niej wysyłał, przepadały bez echa. Wpierw miał pewność, że przydzielono Shirane jakąś ochronę, zadaniem której pozostało selekcjonowanie listów i wywalanie tych nieważnych; w tym jego. Z biegiem czasu zaczynał jednak dopuszczać do siebie myśl, że może, ewentualnie, w drodze nieszczęsnego wyjątku, Shirane po prostu nie chce mu odpowiadać. Czując jak powoli się o niego opiera, przekreślił ten wariant. Po prostu ich nie dostawała. Pewnie nawet nie mogła przeczytać, choć piekielnie długie godziny spędził nad tym, aby przerobić znaki na Braille'a. Choćby odczuwał ulgę, nie miał szans na to, by długo się tym nacieszyć. Bo zdezorientowanie przemieszało się z wkurzeniem. O ile pierwszy stan był całkiem dla niego naturalny, tak drugiego praktycznie nie znał. Gniew zalągł się w trzewiach, wykręcił je jak wyżymaną ścierę, upuszczając krople gorącej żółci. Niesmak miał nawet w ustach, kiedy obracał odrobinę głowę, spod zmierzwionej grzywki łypiąc na kierowcę.
- Nie chcieliśmy robić sceny...
Dobrze, w porządku. Powoli rozluźniał uchwyt. Przestał tak przylegać do jej barków. Nie przyciągał jej już do siebie, jakby próbował zamknąć w klatce stworzonej z własnych ramion. Górujący nad nimi mężczyzna bacznie przyglądał się temu, jak Nozara z ociągnięciem odstępuje na krok.
Noz, proszę...
Był w stanie to dla niej zrobić, choć gdyby nie jej interwencja, być może ośmieszyłby się przed połową szkoły i przynajmniej jednym przedstawicielem personelu służącego klanowi. Szczęście w nieszczęściu, że kierowca zdawał się teraz mniej chętny, aby dalej wtrącać w zaistniałą scenę. Jedno pociągnięcie wzdłuż chłopięcej sylwetki być może utwierdziło go w przekonaniu, że Nozara nie stanowił wielkiego zagrożenia, choć na dnie oczu szofera czaiła się reprymenda. I świadomość, że nie odpuści nikomu, bez względu na to, czy wygląda groźnie, czy nie.
Ōgimachi pochylił głowę w przeprosinach. Nie wydusił z siebie żadnego dźwięku, więc szybko ciszę przeszyły kroki odchodzącego kierowcy (pożegnał się jeszcze z panienką), a potem głos, który już wcześniej mógł zwrócić uwagę.
- Oh, no tak, znacie się? - Kobayashi pojawił się jakby znikąd. Widać było, że wcześniej biegł. Włosy miał znów w nieładzie, krawat mundurka nieco przekrzywiony. W lewej ręce trzymał torbę, którą Nozara rozpoznał. - Upuściłeś.
Wcale nie upuścił, tylko rzucił, by pozbyć się obciążenia. Kiwnął jednak w podzięce, gdy Kobayashi oddał mu szkolny dobytek. W środku znajdował się między innymi notatnik, ale przede wszystkim wyciszona komórka. To w jej poszukiwaniu Nozara rozpiął bagaż.
- Nazywam się Kobayashi Chiba - przedstawieniu towarzyszył lekki uśmiech, którego Shirane nie mogła zobaczyć. Miała jednak pewność, że słowa kierowane są do niej; chłopak musiał stać frontem i w skupieniu się w nią wpatrywać. - Chodzimy do tej samej klasy, jestem przewodniczącym. Poproszono mnie, abym oprowadził cię po kampusie. Słyszałem, że masz pewne... - odchrząknął. - Pewne "problemy". Dlatego nie będę mieć nic przeciwko, jeżeli złapiesz mnie za ramię.
Gdzieś z prawej strony Shirane poczuła jednak dotyk; palce oparły się o jej nadgarstek, wybiły opuszką wskazującego rytm - raz, dwa, trzy.
Nim ich odseparowali, tak dawał o sobie znać.
Jestem tutaj.
Chishiya Yue and Saga-Genji Shirane szaleją za tym postem.
- Widzisz? Pisze co raz rzadziej. Na pewno zapomniał i ruszył dalej. Ty też powinnaś, Shirane.
Tymi słowami deptali jej nadzieje, że Nozara jednak wciąż o niej pamiętał. Teraz trzymając jej wątłe ciało w ramionach żałował, że kiedykolwiek ją poznał? Więc dlaczego czuła w nim tą samą desperację, z którą postawiła cały swój świat do góry nogami, żeby w końcu pozwolili jej iść do tego obesrangeo liceum w centrum? Gdyby się dowiedzieli, że zrobiła to dla jakiegoś miernego (w ich oczach) chłopaka, pewnie już dawno by ją wydziedziczyli. Dlatego musiała stwarzać pozory. Nie było to trudne, bo chodzenie do normalnej szkoły po prostu ją ekscytowało. Było normalnością, której nigdy jeszcze nie zaznała. Bała się i cieszyła jednocześnie. Przyszła tutaj, żeby być normalną nastolatką. Dlatego wdychając jego kojący zapach zabarwiony delikatną nutą fiołków, zacisnęła mocniej powieki hamując nabywające łzy. Tak bardzo pragnęła, żeby jej wybaczył. Błagam nie nienawidź mnie.
- Pogódź się z przeszłością.
Ale jak mogła, skoro przeszłość była tym czym oddychała, co piła i jadła. Ona nie żyła przeszłością. Ona cała nią była.
Nagle stając w samotności poczuła chłód wiosennego wiatru. Drgnęła lekko słysząc kolejny, obcy głos w pobliżu. Z tego wszystkiego przestała wsłuchiwać się w otoczenie. Był to jej największy błąd. Mógł skończyć się naprawdę tragicznie. Wpadnięciem na kogoś, popchnięciem i zepsuciem czegoś. Wejściem na pasy na czerwonym świetle. Przełknęła gulę w gardle, która uformowała się wraz z oddaleniem bezpiecznych ramion Nozary. Stała o własnych siłach przypominając delikatny liść chwiejący się na wietrze. Kogoś tak kruchego, że mógł upaść i roztrzaskać się o betonową płytę chodnikową bez powodu. Była śliczna. Tak okropnie słaba.
Jesteś słaba.
- Saga-Genji Shirane - przedstawiła się miło i wciskając na pełne wargi uprzejmy uśmiech. Ten popisowy, którego używał każdy członek jej fejkowej i dwulicowej rodziny, kiedy chciał się komuś przypodobać. Nie przyszedł jej jednak z trudem, bo w przeciwieństwie do nich wszystko w jej osobie było szczere. Poparzyła w stronę, gdzie wydawało jej się, że stał Kobayashi. Zamiast na chłopaka wpatrywała się gdzieś między nim a Nozarą, w stronę wielkiego drzewa wiśni rosnącego koło chodnika. Skinęła głową słysząc wyjaśnienia chłopaka. - Miło mi cię poznać - dodała zakładając niesforny kosmyk falowanych brązowych włosów za ucho, który od dłuższego czasu łaskotał jej skroń. Policzki wciąż oprószone delikatną czerwienią od natłoku emocji dodawały jej dziewczęcego uroku. Zamrugała powoli, a intensywno-zielone tęczówki wydawały się jaśniejsze w dziennym świetle. Tak piękne, tak cholernie bezużyteczne. Jej uśmiech pogłębił się odrobinę słysząc propozycję chłopaka. Musiała przyznać z ulgą, że się przygotował. Potrzebowała przewodnika. Nie potrafiła jednak zignorować całkowicie ukłucia żalu, że nie został nim Nozara. On. Nie. Jest. Twój. Powinnaś trzymać się od niego z daleka. Dla jego dobra. Dla dobra wszystkich.
Wtedy poczuła dotyk na chłodnej skórze. W sekundę natłok negatywnych myśli zelżał. Wzięła głębszy, uspokajający wdech. Jej ramiona opadły tracąc wcześniejsze spięcie. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak w stresie stała prosto niczym struna. Rozluźniła się jak za machnięciem magicznej różdżki.
Delikatnym, odruchowym gestem przycisnęła wierzch dłoni do jego palca. Tak jak zawsze dając mu do zrozumienia, że
Doceniam.
W końcu jednak zebrała się w sobie, żeby nie dać przewodniczącemu czekać. Wyciągnęła drugą dłoń w jego stronę i przestrzeliła się o jakieś półtora metra w prawo. Chłopak potrzebował dobrej sekundy, żeby ogarnąć sytuację. Zmarszczył brwi, otworzył usta i nagle go olśniło. Komicznie zrobił krok w bok, żeby trafiła na jego ramię. Zacisnęła drobną dłoń na mankiecie jego marynarki.
- Dziękuję. Szybko nauczę się rozkładu szkoły - obiecała nie chcąc przysparzać nikomu kłopotów. Poczuła się nieswojo, gdy Kobayashi przyciągnął ją lekko do siebie. Zignorowała ciężar żołądka wciąż się uśmiechając. Nowi ludzie zawsze stanowili dla niej formę przeszkody, którą musiała pokonać. Wmawiała sobie, że z czasem będzie łatwiej. Chłopak wydawał się miły. Miał przyjemny i radosny głos przypominając ciepłe promienie porannego słońca w letni poranek. Jego marynarka pachniała praniem. Zachowywał się miło i uprzejmie. Nie był nachalny.
Zostaw go w spokoju
Tak. Musieli się teraz pożegnać.
Odwróciła się więc w jego stronę bezbłędnie blokując z nim spojrzenie. Nie mogła jednak zobaczyć wyrazu jego twarzy, gdy wbrew wszystkiemu powiedziała:
- Pójdziesz z nami, Nozara?
@Ōgimachi-Genji Nozara
Chishiya Yue and Ōgimachi-Genji Nozara szaleją za tym postem.
Bo była inna. Wyjątkowa.
Pochodziła z wybitnego domu. Wpajano jej zasady i kulturę, której nie znali pozostali nastolatkowie. Nawet kiedy się przedstawiała, widać było potężną lukę pomiędzy nią a Kobayashim. Chłopak uśmiechał się i był całkiem nawet sympatyczny, ale nie o to chodziło. Był normalny. Miał normalnych rodziców, normalne odruchy i normalne problemy. Uczył się nieźle i tyle wystarczyło, aby został przewodniczącym. Ale ona? Ona musiała być wybitna nawet jako bezfunkcyjna uczennica. Na każdym kroku kazano, by udowadniała swoją wartość. "Masz trzymać głowę wysoko, tak jak wysoki jest twój status". Ōgimachi sam łapał się na tym, że potrafi opuszczać wzrok, kiedy kierowała ku niemu twarz, jakby wstydził się, że jej nie dorównuje nawet tutaj - na kompletnie neutralnym terenie.
Powoli docierało do niego zresztą, jak gwałtownie się zachował. Znajomi z klasy, z którymi i tak nie utrzymywał zażyłych kontaktów, musieli być zaskoczeni. Od pierwszego dnia zajęć zachowywał dystans. Nie alienował się permanentnie, ale nie wychodził też z inicjatywą, a kiedy przestano go zapraszać na wspólne spotkania, po prostu to zaakceptował. Dobrze mu było samemu.
A teraz pojawiła się ona i nie był już o tym taki przekonany. Naraz miał ochotę iść krok za nią, jak cień albo głupi kundel. Wystarczyło tylko tyle, że oparła dłonie o wysunięte ramię Kobayashiego, by zapiekły stare rany. Kiedyś to jego ramienia używała, ale jakie miał prawo do zazdrości? Kobayashi to w porządku gość. Wesoły i rozgarnięty, z okularami w kwadratowej oprawce, które stale poprawiał, a teraz jakby dwa razy częściej, chyba nie wiedząc, co zrobić z rękoma, kiedy dotyka go taka ślicznotka.
To właśnie jej głos wyrwał Nozarę ze stuporu. Kobayashi zawahał się, ale rzucił tylko prędkie:
- Hej, no właśnie. Chodź z nami.
Jakby w ogóle liczyło się teraz jego zdanie.
- Nie, nie. To żaden kłopot - dodał po chwili.
Shirane mogła się domyślić, że w tym czasie Nozara przekazał przewodniczącemu jakąś informację; gdyby wsłuchać się wystarczająco, może nawet wychwyciła tapnięcia palca o ekran komórki i przez mgłę ślepoty dostrzegła ruch nadgarstka unoszącego się pod oblicze Kobayashiego?
- Ah... tak. W porządku, jeżeli jej to nie przeszkadza. Shirane? - Kobayashi pod jej dotykiem zdawał się stężeć, najwidoczniej walcząc pomiędzy rolą dobrego lidera a własnymi zachcianki. Ostatecznie jednak taktycznie odchrząknął, z całą pewnością znów poprawił okulary i wreszcie rzucił poddańcze: Może Nozara cię poprowadzi? Wygląda na to, że tak łatwiej będzie się wam komunikować.
Ostatnie słowo wypowiedział z dziwnym przekąsem, czekając w napięciu na jej decyzję. Tak czy inaczej, przyszło mu w udziale oprowadzenie jej po kampusie, choć już jedynie jako słowny przewodnik. Nozara miał wrażenie, że gdyby się nie pojawił, Kobayashi zrobiłby to lepiej. Wolniej i z większą pasją, a tak jedynie co jakiś czas wspominał, gdzie znajdowali: tu jest główne wejście, tutaj stołówka, jesteśmy teraz na hali sportowej, tędy do szkolnej biblioteki...
Instruował bez cienia angażu, wymachując przy tym rękoma na prawo i lewo, jakby dziewczyna była w stanie pojąć, co jej właściwie próbuje pokazać. Nozarze przyszło na myśl, że Shirane pewnie próbuje skupić się na każdym detalu, zapamiętuje ilość postawionych kroków, stara się wyryć w pamięci model rozkładu szkoły. Nie potrafił się jednak powstrzymać przed wsunięciem palca wskazującego na grzbiet jej dłoni. Na miękkiej, gładkiej skórze wyrysował pierwszy znak; tęskniłem. Zwolnił odrobinę, stracili przez to pół kroku. Kobayashi wspominał coś o wschodnim skrzydle szkoły, jego głos stał się o to pół kroku cichszy. Kolejny znak ułożył się w krótkie: nie wiedziałem... - że tutaj będziesz, że się przenosisz, że znów cię zobaczę, że Kobayashi ma cię oprowadzać, że ktokolwiek ma cię oprowadzać. Znów zwiększył dystans, przypatrując się plecom kolegi.
Chodźmy stąd - napisał na skórze jej dłoni. Mają tu ogród.
Gula w gardle urosła.
Mogła się przecież nie zgodzić.
Nie widzieli się całe lata. Nie odpisała na żaden list, idioto.
Odetchnął, zwracając oczy na jej profil. Wyładniała, ale to na pewno niejedyna cecha, która się u niej zmieniła.
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Szła jednak dzielnie przed siebie nie chcąc być ciężarem, za który uważali ją rodzice. Miała mu tyle do powodzenia. Miała tyle pytań, a jednak wszystkie gdzieś ginęły w zgiełku głosów wypełniających nowe, obce miejsce. Sama tego chciałaś - przypominała sobie co jakiś czas. Strach przegrywał z entuzjazmem. Naprawdę jej na tym zależało. Na odrobinie normalności; na nowych znajomościach i zwykłym szkolnym życiu; na j e g o bliskości.
Wzdrygnęła się lekko, gdy niespodziewanie dotknął jej dłoni. Bardzo łatwo było ją wystraszyć, w końcu nigdy nie spodziewała się nagłego dotyku. Nie cofnęła jednak ręki. Było okey, jeśli robił to Nozara. Nie zdawała sobie sprawy, że zwolniła kroku. Wstrzymywała na sekundy oddech skupiając się na rysowanych dotykiem znakach. Każdy pojedynczy był dla niej tak wyraźny, kiedy pozbawiona jednego zmysłu działała na wyostrzonych pozostałych.
Tęsknił.
Poczucie ulgi prawie zwaliło ją z nóg.
Piękny uśmiech rozpromienił poważną dotychczas buzię w końcu pokazując, że była tylko nastolatką. Pełne usta wygięły się w ten naturalny i jak najbardziej prawdziwy sposób.
- Tęskniłam - odszepnęła niepewna czy ktoś mógł ich podsłuchać. Mówiła tak cicho, że pewnie w ogóle jej nie zrozumiał. Zamilka w pół słowa za bardzo myśląc nad odpowiedzią. Czy przyniosłaby mu tym wstydu? Odruchowo przygryzła dolną wargę tłumiąc kolejny uśmiech. Jak by dzieliła swój pierwszy sekret z przyjacielem. Bo tym właśnie wciąż byli prawda? Przyjaciółmi. Jej policzki przybrały delikatnie truskawkowy odcień z zażenowania, że powiedziała coś takiego na głos. Czy przewodniczący wciąż był gdzieś w pobliżu? Czy to usłyszał? Nagle zaczęła się denerwować. Jego dłoń była większa, bardziej szorstka, a jednak wciąż dotyk wydawał się tak subtelny i delikatny. Na pewno się zmienił. Nie był już tym samym chłopcem, którego wciąż widziała przed oczami, bo nie mogła przecież zobaczyć jego twarzy. Na pewno wydoroślał. Nie byli już dziećmi. Czy miał dziewczynę? Albo chłopaka. O bogowie na samą myśl zrobiło jej się jeszcze bardziej wstyd.
Słowa przewodniczącego wydawały jej się tak odległe, gdy serce wybijało piorunująco szybki rytm.
Chodźmy stąd.
Skojarzyło jej się ze zróbmy coś szalonego, ucieknijmy daleko, tylko we dwoje.
Było to nierozsądne i głupie. Zwłaszcza w pierwszy dzień szkoły. Nie powinna była szukać kłopotów, dlatego z cieniem uśmiechu potaknęła głową.
- Prowadź - szepnęła niemal bezgłośnie, zaciskając dłoń mocniej na jego już-nie-chłopięcym ramieniu. I gdy rzeczywiście ruszył kolejnymi skąpanymi w ciemności korytarzami szkolnymi dotrzymywała mu kroku, bo poszłaby za nim wszędzie.
I dopiero wychodząc na świeże powietrze poczuła się lepiej. Oderchnęła pełną piersią kojąc zszargane nerwy zapachem kwitnących kwiatów.
- Jest tutaj ktoś jeszcze? - zapytała zaciekawiona i jeśli znajdowali sie w ogrodzie sami zdecydowała się puścić jego ramię. Niepewność zalała ją do szpiku kości, gdy samodzielnie wyciągnęła ręce do przodu. Zrobiła pierwszy krok. Potem następny na oślep idąc przed siebie. Badając teren samodzielnie. Ucząc się na błędach, które były częścią procesu. Czuła łagodną trawę pod podeszwami ciężkich butów; przyjemny wiosenny wiatr rozwiewający falowane pukle jej włosów; promienie słońca ogrzewające skórę zaróżowionych policzków. Wyobrażała sobie ogród o pięknych kolorach. Odwróciła się próbując zlokalizować Nozarę (myląc się tylko o jakieś 2/3 metry). Spojrzała na jedno ze starych okien myśląc, że to on.
- Często tu przychodzisz? - Zapytała nagle się stresując. Ile czasu minęło? - Czy ty - czy się gniewasz? - Czy ja też mogę?
Zrobiła niepewne kroki w „jego” stronę wyciągając dłoń przed siebie.
Ōgimachi-Genji Nozara ubóstwia ten post.
Na samą myśl na twarzy Nozary zamajaczył cień uśmiechu; ledwie drgnienie ust, jak nerwowy tik, przemykające wzdłuż warg, nie pociągnął Shirane w jeden z korytarzy, kompletnie zmieniając ich trasę. Kobayashi prędzej czy później zacznie ich szukać. Ale odpuści. Może napiszę do niego wiadomość, może będzie chciał wyjaśnień. Choć raczej nie. Był dobrym przewodniczącym głównie na pokaz. Jak każdy krył za plecami brudy - brak empatii był jednym z sekretów, które skrupulatnie chował. Więcej niż pewne, że wcale nie zależało mu na dopełnieniu swoich obowiązków tak bardzo jak na bliższym poznaniu Shirane.
Tutaj nikogo nie ma - odpowiedział szybkim ruchem opuszek, jednocześnie odpychając od siebie obraz Kobayashiego. Skupił się na dziewczynie; na tym, jak po wyjściu ze szkoły wiatr poruszał jej włosami, wzburzając nieco ogólne ułożenie pasem. Jak słońce przebijało się przez korony górujących nad nimi drzew, kładąc na twarzy koronkowe plamy cieni. Machinalnie zrobił w jej stronę dwa szybkie kroki; chciał ją chwycić, nakierować. Zrezygnował z tego w ostatniej chwili, bo nie mógł jej niańczyć, nie byli już dziećmi. Nie zdziwiłby się nawet, gdyby doglądali ją z odpowiedniego dystansu jacyś przeszkoleni do tego służący Minamoto. Ktoś, kto czuwałby nad jej bezpieczeństwem nawet wtedy, gdy sobie tego nie życzyła. Krzywili się na jego widok? Byli skłonni zdać raport, po którym otrzyma kategoryczny zakaz zbliżania się do niej?
Posłuchałby?
Przesunął się odrobinę na bok, aby wejść jej w drogę. Nie chciał zastanawiać się nad tym do czego zdolny był ród Genji albo Sagi. Może wcale ich tutaj nie było i tracił jedynie czas na bezsensowne zarzucanie się zmartwieniami, kiedy wreszcie miał ją przed sobą. Minęło tyle lat... Obydwoje się zmienili. Po sobie wiedział, jak los bywa przewrotny.
Otworzył usta, ale słowa nie padły. Za każdym razem, kiedy próbował, coś odcinało mu tlen, rozpychało się w krtani, przecinało struny jak cienkie nitki. Cholera, do diabła, szlag. Dlaczego nie mógł jej wszystkiego powiedzieć? Dlaczego nie mógł jej zadać pytań?
Uniósł dłoń, natrafiając palcami na szczupły nadgarstek Shirane, wyciągnięty w przestrzeń, w której go nie było. Nie do końca. Minęłaby się z nim o pół kroku, zmierzając bogowie wiedzą gdzie. Co widziała przez gęstą mgłę swojego kalectwa?
Powoli oparł sobie jej rękę na własnym policzku. Przytaknął. Często tu przychodził; to jasne. Częściej na dach budynku, ale tam jej jeszcze nie zaprowadzi. Przynajmniej dopóki nie nabierze większej wprawy w poruszaniu się po kompleksie. Ogród jednak też był w porządku. Rześki i pachnący pielęgnowanymi tu kwiatami. Pozwalał na złudzenia, że naprawdę są tutaj sami.
Opuścił brodę i ponownie ją uniósł w potwierdzeniu; mogła tu przychodzić kiedy chciała. To nie jego własność. Nic właściwie nie posiadał, bo uczono go, aby nie przywiązywał wagi do przedmiotów, miejsc i ludzi.
Złamał ostatnią z zasad i był tego pewien, gdy oglądał zmiany jakie się u niej pojawiły. Urosła. Nabrała doroślejszych kształtów. Zyskała smuklejsze palce i jej usta wydają się jakby pełniejsze. Odetchnął głębiej.
Gdzie byłaś? Dlaczego się nie odzywałaś? Co tutaj robisz? Rodzice się zgodzili? Co z poprzednią szkołą? Jaka była cena?
Chciał się tego wszystkiego dowiedzieć, ale postawił na coś neutralnego. Na kilka pociągnięć, układających w kompletnie nijakie: Co u ciebie?
Saga-Genji Shirane ubóstwia ten post.