Mało kto wie o istnieniu tego miejsca, a ci, którzy trafili tu w nocy, nie wracali nigdy więcej. Zresztą, nie bez powodu nazywane jest "Zetsubō no tōri" - ulicą rozpaczy. To zaledwie ciasny tunel wydrążony między starymi, zaniedbanymi budynkami, który pokonać można w raptem kwadrans. Ludzi tu nie widać, a z całą pewnością nie po zmierzchu, gdy nawet światło ulicznych latarń nie jest w stanie rozgonić mroków ze wszystkich zakątków. Trudno stwierdzić, co stanowi najgorszą z cech tych terenów - nienaturalna cisza, jaka ma miejsce za dnia, czy jednak nagły, złowieszczy wybuch płaczu, jaki można wychwycić niedaleko jednego z mieszkań, gdy tylko ostatnie promienie słońca skryją się za horyzontem. Kobiecy szloch spędza sen z powiek sąsiadów każdej nocy. Tutejsi szepczą po kątach o tragicznej śmierci córki państwa Yosuda - malutkiej, czteroletniej Mizuki. Wypadek miał miejsce już ponad dekadę temu, ale pani Yosuda stała się cieniem samej siebie. Niektórzy porównują ją do żywej zjawy, a jeszcze inni utrzymują, że śmierć sięgnęła i po nią, a płacz jest jedynie echem jej umęczonej duszy. Zwłaszcza, że w niedługim czasie po pochowaniu Mizuki, odszedł także Ueno Yosuda - żywiciel rodziny i ukochany mąż pani Yosudy, a trzy miesiące później kobieta pożegnała matkę i siostrę. Fatum zdaje się wisieć nad głową tej familii jak ciężkie, burzowe chmury.
Nazwa yokai: Yonaki babā.
Krótki opis: płacz Yonaki Baby jest zaraźliwy; ci, którzy ją słyszą, nie mogą powstrzymać się od płaczu. Rodziny, które co noc odwiedza baba yonaki, niezmiennie popadają w ruinę.
Niemniej jednak wciąż była tą samą wariatką i lubiła wchodzić tam, gdzie nie powinna, więc dzisiejszym celem było Nanashi, jakże przyjazne miejsce dla mieszczucha, aby się kręcić przez cały dzień. Luiza miała nadzieję odwiedzić jedną z bocznych uliczek wcześniej, tak dla własnego bezpieczeństwa, jednak w pewnym momencie zaczęła się gubić pomiędzy ciasnymi drogami. Gdy już myślała, że kompletnie zgubiła trop, do jej uszu dobiegł ledwie słyszalny płacz.
Tak przynajmniej się jej wydawało.
Idąc za dźwiękiem, Luiza sięgnęła po latarkę skrywającą się w plecaku dla lepszej widoczności, ale przy jednym ze skrętów coś ją oślepiło, a sama uderzyła w coś, a raczej w kogoś.
- Co do cholery-! - Polszczyzna, o dziwo niezbyt kwiecista jak na coś, co ją wystraszyła, wyszła natychmiastowo. - Uch... O, przepraszam! Nie spodziewałam się zderzenia i oślepienia na raz w tak pustym miejscu. Wszystko gra?
@Kaoru Nanami
Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Być może poświęciłaby tej myśli chwilę dłużej, gdyby nie dostrzeżony kątem oka błysk światła, który natychmiast zmusił nogi, aby poszły do przodu. Szybkim krokiem doszła do zakrętu i wpadła na kogoś z impetem.
— Ah! Zut! — Psiakrew! Francuskie przekleństwa jakoś łatwiej wysupływały się z dziewczęcych ust, aniżeli te japońskie. W końcu większość swojego życia spędziła w kraju winem i serem płynącą. Chwyciła się za czoło, którym zaorała w nie wiadomo jaką część ciała nieznajomej, niemniej — zabolało. Unosząc ręce ku głowie, niefortunnie zahaczyła smartfonem o ubranie, upuszczając go na chodnik. Gdzieś w głębi umysłu zarejestrowała obcobrzmiące słowa, ale wpierw przykucnęła do telefonu, którego ekran okazał się pęknięty.
— Bordel de merde... — Cholera jasna..., zamruczała pod nosem. Mimo wszystko telefon był jakkolwiek sprawny, choć rozbicie znacznie utrudniało jego obsługę. Szczęśliwie latarka w aparacie wciąż była uruchomiona, więc skierowała światło nieco niżej, tak żeby tylko mogła zobaczyć dziewczynę.
— Ze mną ok, a z Tobą? W ogóle też słyszałaś ten płacz? — Spojrzała po nieznajomej, do której niezbyt pasowałby dziecięcy szloch. Do tego nie zdawała się smutna, a raczej jakby czegoś szukała, mając w ręku latarkę.
zręczność - 20 - porażka
posiadane przedmioty: fukumame, kuleczki z zamkniętym w środku włosem kitsune
Matsumoto Hiroshi ubóstwia ten post.