Pomost samobójców
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Sob 3 Wrz - 14:57
Pomost samobójców


W Nanashi życie jest ciężkie. Trafiają tu biedni, schorowani, bezdomni. Zmysł powonienia drażni fetor niemytych tygodniami ciał, oczy odwracają się od obdartych, wielokrotnie łatanych ubrań, a gardło ściska się na historie tragedii, spotykanych przez mieszkańców slumsów. Czasami psychika nie wytrzymuje - wtedy idzie się tu, na pomost samobójców.

To dziesięciometrowa platforma, wybudowana w roku 2003, gdy rząd Fukkatsu planował reformę Bezimiennego Miasta. Plany spaliły się jednak na panewce. W południowej warstwie Nanashi powstała placówka wojskowa, wspomagana przez oddział medyczny. Miało to na celu zneutralizowanie przestępczości oraz zapewnienie lokalnym mieszkańcom opieki zdrowotnej - bezskutecznie. W ciągu następnych piętnastu lat projekt upadł. Zabrakło finansów i ochotników. Baza opustoszała, prędko splądrowana i zajęta przez tutejszych, zaś metalowy pomost stał się punktem schadzek wszystkich tych, dla których życie okazało się zbyt ciężkie. Pierwszą z najgłośniejszych spraw związanych z pomostem samobójców była śmierć szesnastoletniej sieroty, Kiyamoto Yui. Istnieje spekulacja, że była to bezpośrednia rodzina obecnego lidera Kyoken - Ryujina. Dziewczyna rzuciła się z pomostu, w deszczową noc 19 listopada 2019 roku. Niektórzy zarzekali się, że był to niefortunny wypadek. Zima w tamtym czasie była sroga, ulice śliskie. Pomost znajduje się dwadzieścia trzy metry nad poziomem ulicy, a nastolatkę często określano jako "niesforną" i "energiczną", co miało rzekomo wpływ na jej niebezpieczne pomysły. Nie zmienia to jednak faktu, że po incydencie z Kiyamoto Yui, wielu jeszcze znalazło się na samym krańcu pomostu, by wykonać ostateczny krok. Samobójcy zostawiają po sobie po parze butów, podobnie jak zrobiła to Yui, które po dziś dzień leżą w różnych punktach tej metalowej powierzchni.

Z czasem pojawiły się też legendy. Zwłaszcza jedna z nich przetrwała próbę czasu i przekazywana jest wśród miejscowych z ust do ust. Mówi się, że ci, którzy w deszczową noc przyjdą na pomost, aby popełnić samobójstwo, zostaną w ostatnim momencie schwytani za nadgarstek przez zimne palce podobne do pajęczych odnóży. Na ich karku pojawi się lodowaty oddech wraz z prośbą: "Nie rób tego". Jeżeli taka osoba wycofa się i nie skoczy, jej życie zostanie odmienione dzięki boskiej pomocy. Musi jednak zostawić swoje buty na pomoście, w ramach symbolu "zakończenia poprzedniego życia".
Jeżeli natomiast, w deszczową noc, pojawi się ktoś, kto nie myślał o samobójstwie, ale kto podejdzie na sam koniec platformy, aby spojrzeć w dół, poczuje na swoich plecach mocne pchnięcie kościstych rąk, których siła zepchnie go z pomostu.

Haraedo
Tohan Herena

Sob 12 Lis - 0:08
28.10.2036

Miała wrażenie przez cały czas, że wygląda zbyt dobrze, jak na miejsce do którego szli, mimo wszystkich prób jakie podjęła. Poświęcenie starych dresów, które jeszcze w ciągu dnia ubrudziła i nieco potargała. Nie chciała jednak niszczyć swojego płaszcze, decydując się ubrać już wyciągnięty, ciemny sweter na siebie - a pod nim kilka warstwa koszulek, aby na pewno nie zmarznąć. Sprawdziła czy telefon miał pełną baterię oraz czy zapasowy powerbank również był załadowany - jeszcze dwukrotnie upewniła się, że miała wystarczająco gotówki. Spakowała również dwie butelki z wodą oraz dwa onigiri zakupione jeszcze w kafeterii. Nie ubierała żadnej biżuterii, nie chciała brać żadnych kart kredytowych, szczerze obawiając się zapuszczać do dzielnicy, do której się wybierali. Tym bardziej tak po zmroku - chociaż może tym bardziej uda im się przemknąć niezauważonymi?
Poprawiła swoją krótką, czarną perukę, upewniając się że zakrywa ona wszystkie ewentualnie wystające blond kosmyki. Nie wstydziła się swojego pochodzenia - ale stanowczo nie chciała dzisiaj zwracać na siebie aż tak uwagi.
Widząc Haru, uśmiechnęła się do niego. Nie czekała tak długo przed wejściem do uniwersytetu, na którym wspólnie studiowali. Wystarczyło tylko spędzić czas i drogę do dzielnicy, do której każdy jej powtarzał już od pierwszych dni przebywania w Fukkatsu, aby się nie zapuszczała. Wiedziała, że nie powinna - ale wiedziała przecież też jakie były priorytety dla Nakajimy. Rozumiała je, przecież sama cieszyła się czytając pozytywny odbiór pod filmikami, do których również przyczyniała się podczas tworzenia. Chociaż dotychczas długo zajmowała się wyłącznie tłumaczeniami. Nie była kimś, kto chodził w takie miejsca - nie przynajmniej samej z siebie. Może trochę ze strachu, może z przezorności? W końcu łatwiej było być bezpiecznym za ekranem monitora i zajmować się tłumaczeniami niż znajdywać się gdzieś dalej...
A jednak byli w drodze, w ciszy przemieszczając się transportem publicznym. Zerknęła na swoje odbicie co jakiś czas, czując się dziwnie bez chociażby podkładu - ale nawet nie mówiła o tym, że Haru miał rację co do worów. Powstrzymywała się od narzekania na nie, wiedząc zresztą, że mogło to tylko wpłynąć na ich korzyść, szczególnie do miejsca, do którego się udawali..
- Byłeś tam kiedyś? - zapytała, kiedy mieli już prostą drogę do miejsca, o którym ktoś podesłał informacje. Było już ciemno, a uliczki w przeciwieństwie do tych bliżej centrum, praktycznie nie były oświetlone. Starała się nie rozglądać na boki, bardziej nasłuchując tego czy coś podejrzanego nie działo się dookoła - wolała też nie zdradzać się z rozmowami, idąc prosto zapamiętaną przez siebie drogą na mapach w sieci. Chociaż czy mogli mieć pewność, że te były aktualne? W tym miejscu było to całkiem wątpliwe...
- To tutaj - szepnęła w końcu, ciągnąc nieco Haru za rękaw i ukradkiem wskazując miejsce, o którym wcześniej czytali. Sięgnęła po telefon, zerkając na to jak dróżka wyglądała w samej kamerze. - Chcesz nagrywać też? Będzie można wybrać lepsze ujęcia... - dopytała, nieco niezadowolona, ze pogoda sugerowała wkrótce deszcz. Miała nadzieję, że uda im się chociaż ruszyć w drogę powrotną, zanim by się rozpadało. Spędzenie nocy, jeszcze w deszcz w Nanashi nie było jej marzeniem.
- Znalazłam kilka danych ofiar, które podobno wybrały to miejsce, ale sama dzielnica... to często wygląda jakby wszyscy chcieli zapomnieć o tym miejscu, że w ogóle istnieje - powiedziała z cichym westchnięciem, nie mogąc się dziwić po tym, co dostrzegała po drodze na miejsce - ale wciąż nie uznawała tego za w porządku. To miejsce wymagało pomocy, nie ignorowania... - Miejsce ostatniej rozpaczy... - dodała ciszej, kucając, aby złapać nieco lepsze ujęcie na drogę, którą szli. Starała się robić tyle, ile mogła, chociaż w jej trzęsących się dłoniach telefon wcale nie zdawał się najlepiej.
Zerknęła na Haru z wymalowanym zmartwieniem.
- Jak się czujesz..?

@Nakajima Haru
Tohan Herena
Nakajima Haru

Sob 12 Lis - 3:50
Zbyt ciasna. Ta jego skóra co oplata jego ciało i boleśnie ściska kości. Wywołując poczucie klaustrofobicznego potrzasku oraz urywanego, zbyt płytkiego oddechu, ledwo dobywającego się ze ściśniętego gardła. I otoczenie z początku szumi, dźwiękiem dobiegającym z przegrzanego silnika laptopa, łopatami wiatraka wirującymi nad jego głową w stałym tempie, jazgotem Karafuruna Chiku w całej swej najgorszej, nocnej odsłonie. Następnie powoli zaczyna tracić na ostrości, dwoi się i troi, znajomy zarys mebli porusza się, drga i dygocze, by zaraz do czerwieni tęczówek, wkraść się miały jasne iskry całkowicie odbierające zdolność widzenia czegokolwiek, ponad to co spanikowany umysł zdążył zarejestrować. Nanashi. Na. Na. Shi. Shi, jak śmierć, jak liczba cztery, ich też było czworo i jakaś część — zbyt duża, by mógł przyznać się przed samym sobą — szepce, że tyle powinno pozostać pod gruzami. Telefon wyślizguje się z dłoni, upada z głuchym tąpnięciem, wyświetlaczem wprost na panele, lecz złośliwość rzeczy martwych jest dziś po jego stronie, skrywa pod sobą przeklęte litery, przesłaną w dobrej wierze wiadomość, bo wie, wie, że nie każdy próbuje wbić ostrą szpilę poczucia winy w jego bok, nie każdy lubuje się w widoku, jak dławi się własną skruchą. Ale szum przekształca się w głośne buczenie, ono z kolei w krzyk i nie wie, czy to on w końcu otworzył usta dotąd zaciśnięte boleśnie w wąską linię, czy to zza okna jakiś przechodzień postanawia wyrzucić z siebie wszelkie emocje, tak bliskie tym, które odczuwa ciemnowłosy. Zimny oddech jesiennego wiatru przywraca mu zmysły, nie ma pojęcia, ile klęczał, z dłońmi szeroko rozstawionymi na podłodze, ani czy krople widniejące tuż obok smukłych palców to łzy, pot gęsto perlący się na czole, przyciskający czarne kosmyki do skroni, czy też to krew z przygryzionej w którymś momencie wargi. Napięte mięśnie wyją, nogi mrowią, a on może tylko czuć ulgę, że zdążył odpisać Tohan, nim atak paniki sięgnął po niego swymi szponami, zakleszczając go w swoim lodowatym uścisku. Świta, poranek mrozem zakrada się do skąpanego w półmroku pokoju, witając go senną ciszą dzielnicy, która jak on zdaje się nie zasypiać wcale. A jednak milczenie, jak wata otula wymęczoną sylwetkę, która ledwo jest w stanie doczłapać się do futonu nim w skotłowanej pościeli pozwoli, by ciemność zabrała ze sobą wszystkie czarne myśli oraz słowa wciąż jarzące się na ekranie rozładowanego telefonu. Przebudzenie nie jest łatwiejsze, ale jest znośne. Ma w sobie jakąś rutynę, stały rytuał pozwalający na zachowanie spokoju, zanim uruchomi smartfon i nad kubkiem parującej kawy, będzie mógł odczytać nowe wiadomości. Już nie tak przewrażliwiony, nie tak połamany i kruchy.  Nie tak żałosny. Nie ma dziś zajęć, ale i tak musi wstać wcześniej, pobiegać — od biegania będzie ci lepiej skarbie, mówi pani Nakajima, zapewniając syna, że czasem, żeby nie być smutnym, wystarczy po prostu nie być smutnym — zebrać materiały, odpowiedzieć na komentarze pod ostatnim zamieszczonym wideo, zadzwonić. To ostatnie jest najważniejsze, z ręcznikiem szorującym mokre włosy, przyciska telefon do ucha, spojrzeniem przebiegając po nagryzmolonym skrypcie. Odbiera i chłopak przez chwilę zastanawia się, czy to nie jest błąd, że przecież może zadzwonić do własnego ojca po informacje, do Randolph'a — tylko w ich spojrzeniu widzi siebie, zbyt młodego, niedojrzałego, popsutego, dziecko godne pożałowania, przez co chwyta się ostatniej szansy.
— Porucznik Higata? Tak, tak, tu Haru — podtrzymując urządzenie ramieniem, otwiera lodówkę, wzrok pada na nieotwartą butelkę sake stanowczo zbyt długo, nim wyciągnie karton soku pomarańczowego — Nie, nie, ja nie do ojca. Tak, wszystko...w porządku. Już lepiej. Wyszedłem ze szpitala — ile go kosztuje, żeby ostatnia zgłoska się nie załamała? Zbyt wiele, napój wylewa się ze szklanki plamą, która zamiast ożywczego pomarańczowego kolorytu, nabiera karmazynowych barw — Tak, niedługo zamierzam wpaść. Wiem, że wszyscy tęsknią za wyścigami na krzesłach obrotowych. Dlaczego dzwonię? Ja...  — nie mógł tego przeciągać, rozmawiał do cholery z policjantem, jasne, że wyczuł, że z sympatii się z nim nie kontaktował, tylko znali się od lat i od tylu porucznik dzielił się z nim kilkoma smaczkami, które mógł przemycić niezauważenie na swój kanał — Chodzi o te plotki. Morderstwa. Ja wiem, Higata-san, ja wiem, że mam się od tego trzymać z daleka. Ale jestem studentem na Fukkatsu, to trochę ciężkie. Pasuje też wiekowo pod profil...jeśli w ogóle jakiś profil i...mam znajomych panie H., jeszcze ich mam i nie mogę...nie mogę, dobrze?niebieski, czerwony, biały, niebieski, czerwony, białyGdybyś mógł powiedzieć mi więcej, jak zginęli, czy mieli coś charakterystycznego, na co mam zwracać uwagę? Wie pan przecież, że nic nie powiem, a z ojcem jest, jak jest po...po wypadku — kiedy tak słucha, połyka wszystkie tabletki za jednym razem, czekając, aż niepokój odejdzie, ból promieniujący od twarzy zniknie, a wszelkie uczucia ucichną. Czegokolwiek się dowiedział, odbiło się to nijak na jego rysach.
Obojętność nie opuszcza go nawet wtedy, kiedy nadchodzi godzina spotkania, kiedy widzi postać Hereny nie tak idealnej, jak zawsze starała się prezentować. I łagodnieje nieznacznie, ledwo jej głową kiwając na powitanie, nim ruszą w drogę. Milczą, jest to jednak dobre milczenie, znajome, pozwalające rozluźnić się chociaż trochę, nim do świadomości dotrze, dokąd tak naprawdę zmierzają.
— Tak — lśni na wyświetlaczu telefonu, który podsuwa w stronę dziewczęcia, w odpowiedzi na jej pytanie. Wokół jest zbyt wiele osób, aby mógł się odezwać, Nakajima nigdy nie czuł się komfortowo w tłumach, teraz to się tylko nasiliło. Jak wielki musi być dyskomfort, nim przeistoczy się on w agorafobię? Musi to sprawdzić, później. Czy był w Nanashi? Wiedziała, że tak, czasem zbyt często i ta pewność, swoista brawura zakończyła się tym, czym się zakończyła. Próbuje się nie zadręczać, nie teraz mając towarzystwo, mruży lekko oko — prawe jak zwykle bezpiecznie kryje się za opaską — po czym wciska w rękę dziewczyny zapakowaną w folię ciemną maseczkę, wskazując by, jak i on zakryła swoją twarz. Im mniej osób jest w stanie dostrzec kobiece rysy, tym lepiej, a nigdy nie wiadomo, kto się tutaj kręcił. Zastyga, dopiero kiedy zauważa pomost. Jak łatwo można...
Z plecaka wyciąga kamerę, nie jest najnowocześniejsza (nie jest taka sama, jak ta, którą miał ze sobą wtedy), jednak obraz daje czystszy, stabilniejszy, dotąd nie musiał się o to martwić, dotąd to nie Tohan pojawiała się z nim w takich miejscach. Ale czasy się zmieniają, ludzie najwyraźniej również.
— Brzmi, jak dobry tytuł na nasz film — mówi, a niski, wibrujący głos przecina gęstą atmosferę niby najostrzejszy z noży — Odsuń się na dwa kroki, nie podchodź do mostu — dodaje, kierując na nią obiektyw. Zostanie wycięta, nie musi nawet jej o tym uprzedzać, jego edytorzy znali się na robocie, jednak musiał dostosować oświetlenie oraz całą inną masę parametrów, które być może nawet nie istniały, lecz to mu w niczym nie przeszkadzało — Zacznij mówić o ofiarach, muszę sprawdzić, czy dobrze łapie dźwięk — nie otwierał tego ustrojstwa może od roku, ale to wciąż lepsze, niż ich telefony. Bardziej profesjonalne, a Zombie musiał być profesjonalistą, musiał wziąć się w garść. Zamiera na ułamek sekundy, nim czerwień tęczówki sięgnie niebieskich oczu.
— Żyjęa kurwa wolałbym nie. Ale tego nie mówi, takich rzeczy nigdy się nie mówi, nie głośno, nie tym, których to obchodzi — Skąd akurat to miejsce? Fani podsyłają masę artykułów — teraz to on pyta, przecież też przegląda komentarze. Bogowie, większość z nich dotyczy cholernej dzielnicy, w której zdecydował się zamieszkać, bo mniej boli egzystowanie na niej, niż w bezpiecznych ścianach Akademika.

@Tohan Herena
Nakajima Haru
Tohan Herena

Sob 12 Lis - 14:27
Zupełnie niezrażona wiadomościom na telefonie, skinęła głową. Zupełnie jakby potrzebowała zapewnienia z jego strony - mimo, że wiedziała przecież, że tak. Wiedziała, gdzie to miało miejsce i wiedziała mniej więcej, gdzie chodzili. Czasem sama szukała informacji na temat tych miejsc, czasem sama szukała plotek rozchodzących się poza granice Japonii, aby ewentualnie je zdementować czy sprawdzić - a jednak potrzebowała tego zapewnienia, stresując się dzielnicą, o której tak dużo słuchali oni wszyscy; dzielnicą, w której znów mogło się stać coś złego.
To była jej wina wtedy - ale może była nadzieja? Haru... on nie zginął, prawda? Nie mógł wtedy, coś na pewno się stało! Wiedziała, że gdyby to była w pełni jej wina, to on również wtedy by...
Tak jak wszyscy inni przed nimi...
Założyła maskę podaną przez Nakajimę, wiedząc doskonale, że tak było bezpieczniej. Powinna się nie wyróżniać - w końcu tego nauczyła się bardzo prędko.
- Myślisz, że powinnam kupić krótszą perukę? Taką... z całkiem krótkimi włosami? - szepnęła do niego, poprawiając nieco maskę na twarzy tak, aby na pewno dobrze ją zakrywała. Jeśli mieli częściej zapuszczać się w podobne miejsca, stanowczo powinni zadbać o bezpieczeństwo swoje. Zastanowiła się również nad zamówieniem kilku urządzeń śledzących lokalizacje, może przydałyby się im na wszelki wypadek - gdyby jednak coś złego się stało, gdyby znów miało mieć miejsce...
Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak inaczej Haru mógł zobaczyć otaczające ich budynki i ulice - cały świat, który nagle mógł być bardziej przerażający niż to, co ona sama w tej chwili widziała. Obraz nędzy i rozpaczy, koniec miasta, który zdawał się być końcem świata. Kolorowe dzielnice i neony tutaj nie istniały, nie istniała głośna muzyka i radosne gwary dobiegające z każdego końca. Było tutaj jeszcze bardziej przytłaczająco niż w dzielnicy portowej; jeszcze cięższy zapach unosił się w powietrzu, jeszcze trudniej było oddychać przez cały ciężar atmosfery.
To był koniec - jeden z najgorszych, z których można było sobie wyobrazić. Stąd już nie było ucieczki, czuła się jakby krążyli po dziwnym pudle, zamknięci z brakiem możliwości ucieczki - a w którym z każdej strony mogło coś im grozić, nawet jeśli na pierwszy rzut oka byli sami i bezpieczni.
- Und wenn du lange in einen Abgrund blickst, blickt der Abgrund auch in dich hinein...  - zaczęła po niemiecku, odchrząkając nieco. Wiedziała, że brzmiała inaczej, kiedy podejmowała się mówienia w językach germańskich, tym bardziej kiedy Haru niekoniecznie mógł ją zrozumieć. A tym bardziej, kiedy posługiwała się wciąż mniej znanym jej niemieckim.  - Kiedy patrzysz w Otchłań, ona spojrzy na ciebie - dodała już pewniej, tłumacząc i rzeczywiście cofając się na dwa kroki w tył, czując ten dziwny ucisk w żołądku na myśl o tym, co te ofiary mogły przeżywać, spoglądając w to miejsce. Co czuły? O czym myślały? Czy miały odrobinę nadziei? Czy nadzieja była zakazana w tym miejscu? Tak jak jej jasne włosy, które musiała przykryć. Lubiła fakt, że się wyróżnia - lubiła to, że dla wielu zdawała się być promykiem radości, nawet kiedy zupełnie nie czuła się w ten sposób; kiedy myślała o tym, że przynosiła jedynie śmierć i nieszczęście każdemu, do kogo się zbliżyła. Może stąd wybierała takie pseudonimy w sieci? Jakby chciała udowodnić za wszelką cenę, że jest inna? Że nie była przeklęta?
- Nie mamy dokładnych informacji na temat ilości tych ofiar, tak jak nie mamy informacji jak wielu ludzi znajduje się w tej dzielnicy. Czasem dostajemy informacje o tym, że osoby zamieszkujące lepsze dzielnice miasta, po tym jak zaginęli, są odnajdywani tutaj - mówiła powoli, starając się nie podnosić za bardzo głosu wciąż w obawie, jakby ktoś miał ich tutaj posłyszeć i przyjść. Zerknęła w stronę Haru, czekając na sygnał czy dźwięk dobrze łapie, i żeby wszystko dobrze skalibrował. - Często okazuje się, że ofiary cierpiały na ciężką depresję, miały problemy finansowe i osobiste czy nie mogły pogodzić się z wyrokiem, który usłyszeli o przewlekłej chorobie - kontynuowała, chociaż jej gardło stanowczo się zaciskało. Mówiła sztywnie, nie mając profesjonalizmu, ani przyzwyczajenia Zombiego. Nie potrafiła zachować się naturalnie, intuicyjnie palce kierując do rękawów swetra, nieco za nie skubiąc.
Podniosła się jednak z kucek, kiedy to już Haru zaczął mówić i opowiadać. Nie chciała się wtrącać, jeśli nie zada jej żadnego pytania. Nie czuła się nigdy gwiazdą, nie chciała być w centrum uwagi. Ostrożnie więc wycofała się z kadru, nie przerywając jednak swoich ujęć, chociaż część z nich była zupełnie źle skadrowana.
Przesunęła wzrokiem po miejscu, dostrzegając nieco rozrzucone prawdopodobnie przez wiatr, już starsze pary butów. Ścisnęło jej znów serce na ten widok, intuicyjnie próbując odnaleźć wzrok Haru czy z nim wszystko było w porządku. Nie rozmawiali o tym, co się wydarzyło - a ona nie pytała, czując jak bardzo ten temat ciążył im obojgu.
Mogli usłyszeć jak powoli od metalowej budowy odbijają się krople deszczu.
- Ostrożnie... - szepnęła, jakby w obawie że kamera może wychwycić jej głos, kiedy widziała jak chłopak kręci się dookoła. Nagrywanie oraz mówienie przecież wymagało ogromnego skupienia, a ktoś musiał również myśleć o ich bezpieczeństwie, prawda?
Odłożyła swój plecak na ziemię, aby jej nie zawadzał. Była wręcz gotowa rzucić się do wciągania Haru, gdyby jego kroki były niepewnie lub gdyby się poślizgnął. W końcu wiedziała, że byłaby w stanie go wciągnąć - na pewno by próbowała.  Obserwowała jak stawiał każdy z kroków, w myślach starając się uspokoić. W końcu na pewno wszystko będzie dobrze, wszystko powinno być w porządku...

@Nakajima Haru
Tohan Herena
Nakajima Haru

Sob 17 Gru - 21:07
To wpisywało się w naturę ludzką, nawet jeśli ta składała się z tak wielu złożonych czynników, iż nie sposób było jej określić w sposób wystarczająco jednoznaczny. Zarówno potrzeba wsparcia, niemal lgnięcia na czyimś ramieniu w celu zdobycia, chociażby namiastki poczucia bezpieczeństwa; jak i łaknienie zapewnień, że cienie pląsające w kąciku oka są jedynie zakrzywieniem światła — to było równie człowiecze, co obowiązek ochrony tych, których nasze ego uznaje za słabszych. A mimo to pamięta, jak smukłe palce mocniej zaciskają się na trzymanym telefonie, jak brwi marszczą się niemal gniewnie i iskra buntu rozpala splątany w supeł żołądek, kiedy porucznik Higata nakazuje mu przestać przejmować się tym, co go nie dotyczy oraz skupić się na dochodzeniu do siebie. Świadomość, że mężczyzna robi to dla jego własnego dobra, nie pomaga. Tak samo, jak nie pomaga łagodne spojrzenie kierowane w stronę Tohan, graniczące niebezpiecznie z gęstą lepkością poczucia winy za to, że w ogóle zdecydowała się na przyjęcie na siebie roli researchera — trzy krzesła w jego wyobraźni zajęte są przez ciężkość pustki — i raz po raz musi sobie przypominać, że sama z własnej woli chciała pójść sprawdzić legendy dotyczące pomostu, nawet jeśli nie zgodziłby się jej towarzyszyć. Mocniej zakleszcza na tym pamięć w momencie, w którym dziewczyna kurczy się, maleje pomimo wysokiego wzrostu, a ze szczupłego ciała umyka cała brawura dotąd osiadająca podekscytowanymi błyskami w błękicie spojrzenia. I Haru rozumie. Nanashi niczym złośliwa narośl wpija się w ulice Fukkatsu, wydziela dla siebie dzielnice, pochłaniając zeń wszelką żywotność oraz koloryt, pozostawiając li jedynie szarość, marazm oraz smród. Jest zgnilizną na zdrowym organizmie, swoistym odpadem, z którego ci, którym los nie był przychylny, nie są w stanie umknąć i chociaż próbują stać się częścią dumnego japońskiego społeczeństwa, tak nigdy nie mogą otrząsnąć się do końca z widma swojego pochodzenia. Jakby Nanashi nie było li miejscem na mapie, a czymś, co wchodzi pod skórę, truje płynącą w żyłach krew, zagnieżdża się w samym szpiku kostnym. Echo tego mogą doświadczyć z chwilą przekroczenia niewidzialnej granicy, posępność budynków, powybijane okna oraz mnogość graffiti ścieli się przed ich wzrokiem niby czerwony dywan zachęcający do podążenia w głąb zawiłych zakamarków. Kusi rozpadem, przytłaczającą rezygnacją, a zarazem słodyczą wolności. Jakby obdrapane, znaczone pleśnią oraz starością ściany zewsząd szeptały, że skoro i tak nie ma się nic do stracenia, dlaczego więc nie sięgnąć po wszystko, co dotąd zdawało się niedostępne? Nawet jeśli ceną za ową łapczywość miałoby być życie, swoje, innych. Nie jest dziwnym, że nikt nie chce pamiętać o tej ziemi przez Bogów porzuconej. Tak mu się wydaje, acz nie dzieli się swoim spostrzeżeniem, zachowując niemal stoicką neutralność, zobojętnienie, które przychodzi mu o wiele łatwiej, odkąd dwa razy dziennie trzy tabletki przełykane jednocześnie podrażniają mu gardło. Odkąd ignoruje nieistniejący gruzowy pył zatykający nos oraz usta, krzyk wciąż obolałych członków ledwo do formy powracających.
— Pytasz się, ponieważ naprawdę zależy ci na anonimowości, czy też dlatego, że w głowie masz już kilka stylizacji pasujących do tego wyglądu? — odzywa się równie cicho, przemilczając fakt, że z daleka być może mogła przypominać ledwie wyrośniętego chłopca, tak miękkość chodu, zbyt drobne ułożenie stóp w momencie ostrożnego stąpania, gwałtowność nawet nie do końca świadomej gestykulacji, aż nadto zdradzało jej płeć. Nie zamierzał jej jednak tego wytykać, ani też podważać sposobu, w jaki ze wszystkich sił się kamuflowała, porzucając te swoje ukochane żółcie oraz pomarańcze, bo nie dość, że doceniał jej wysiłek, to jeszcze nie miał ochoty na wysłuchiwanie wykładu blondynki gotowej podważyć każde wypowiedziane przez niego zdanie swoim niekończącym się potokiem słów, przez który zwykle się wyłączał, w efekcie potakując jedynie bezmyślnie. Teraz jednak wyszarpywał z otępiałego umysłu całe skupienie, koncentrując się na ostrości obrazu oraz czystości dźwięku, gdy spełniała jego prośbę i chociaż szorstkość języka wywoływała mimowolny podziw, jak i zadowolenie z powagi, jaką wybrzmiewał ton głosu studentki, tak tłumaczenie zmusiło brwi do lekkiego zmarszczenia się.
— Nie uważasz, że ten cytat jest tak często powtarzany w książkach, filmach oraz serialach, że stracił na swojej wartości, przez co wydaje się nad wyraz tandetny? — zadaje pytanie mimowolnie, poprawiając przy tym jasność obrazu. Osobiście nienawidził Nietzschego właśnie przez lekkość, z jaką używano tego cholernego powiedzenia, za to, że przeistoczyło się w coś pospolitego, co byle drobnostkę jest w stanie określić rzekomą otchłanią, a przecież wystarczy, że Nakajima zamknie na chwilę zmęczone powieki, by wszechogarniająca ciemność odkryła się przed nim w całym swym mrocznym majestacie. Prostując się, złożył w duchu przysięgę, że w żadnym swoim wideo tego nie użyje, a każdy komentarz — a będą ich setki, jeśli nawet nie tysiące, pojawiające się z czystej przekory widzów, jeśli przypadkiem zdradzi się im ze swoją niechęcią — będzie usilnie ignorować. Kiedy zamilkła, płynnie wkroczył na jej miejsce, nie liczyło się to, co mówił, choć starał się opowiadać z szacunkiem oraz rozsądnym przemilczeniem najbardziej drastycznych kwestii, to co się liczyło, to gesty, odpowiednia mowa ciała sugerująca pewność oraz spokój. Dźwięk można było wyciąć i nałożyć na nowo, co na pewno nastąpi — noszenie maski raz jeszcze okazywało się wyjątkowo komfortowe, przez ucięcie górnej połowy twarzy oraz stosownej odległości, nikt nie mógłby ocenić czy w tej chwili rzeczywiście mówi, czy też po prostu milczy. Po wstępie, odpowiednich ujęciach z oddali, podnosi kamerę i kieruje ją na liczne — zbyt liczne, mamrocze coś na skraju świadomości, co dreszczem po kręgosłupie przebiega — buty pozostawione przez ofiary swojego własnego umysłu. Stopy szurają po podłożu, wiatr świszczy w uszach i kiedy karmin spojrzenia kieruje się na koniec pomostu, zastanawia się przez moment, czy odległość między ziemią była dostatecznie duża, by spadając, ci co targnęli się na własny żywot, mogli odczuć ulgę, że całe to cierpienie zostawiają za sobą. Serce uderza mocniej o pręty klatki piersiowej, wybijając nie rytm dyktowany lękiem, a tęsknotą. Za ciszą, niebytem, zanurzeniem się w miękkość czerni kłębiącą się pod platformą.
 Słyszałaś o tutejszej legendzie deszczowych nocy? — odzywa się, drgając, jakby wybudził się właśnie z transu, czerwone tęczówki odnajdują Herenę by zaraz mogły prędko opaść na ziemię. Każdy nerw sztywnieje, nogi stają się jednością z metalem, a żółć do podniebienia żrąco przypomina o swoim smaku. Myśli w panice odmierzają czas od ostatniego podania leków, chociaż wie, że ich działanie wciąż powinno go obejmować. A mimo to widzi, widzi, jak zza studentki wygląda zupełnie inna postać, znacznie bledsza, o równie hebanowych włosach i powykręcanych w makabryczny sposób kończynach. Stara się oddychać ze świstem zaciśniętych zębów, dłonie trzęsą się przez kilka sekund, nie mogąc sięgnąć jedna drugiej, żeby niczym w niemej mantrze mógł policzyć ilość palców. Może to sen, może to tylko sen. Niech to będzie sen.

@Tohan Herena

Pomost samobójców OFYT8mg


here we are
My tongue’s forgotten how
To shape your name
the way it sounds
We’re nothing but myths now
That neither of us believe in
Nakajima Haru
Tohan Herena

Sob 24 Gru - 20:40
Powtarzała sobie w duchu, że to w końcu nic takiego - że co się mogło stać najgorszego, że przecież ulice Japonii zawsze były bezpieczne i tak się przecież na nich czuła, bezpiecznie. Tak jak w rodzinnej Kopenhadze, nigdy nie bała się wychodzić po nocy na miasto, krążyć gdzieś po ciemnych uliczkach oświetlonych jedynie pojedynczymi latarenkami. Ale tutaj ich brakowało, im dalej szli tymi ulicami, ciemnymi i pustymi, śmierdzącymi i tak innymi. Stresowała się, bała się, ale to było ludzkie - to były emocje, które powinny jej towarzyszyć. Ostrzegały, świadczyły o tym, że na czymś jej zależało - świadczyły, że bała się stracić czegoś, że była ostrożna. Może bardziej by się martwiła, gdyby tego w sobie nie miała? Tego lęku przed nieznanym, przed innym - przed czymś czego powinna się bać. Nie powinna podchodzić bezkrytycznie do świata dookoła, bo w końcu sama powinna wiedzieć jak bardzo niebezpieczny on był, nawet jeśli sama nie doświadczyła tego bezpośrednio. Śmiechy czy odtrącenie od rówieśników - śmierć bliskich. To ją krzywdziło, ale nigdy w ten fizyczny i dotkliwy sposób - nigdy tak, aby znalazła się w szpitalu, nigdy tak aby ktoś musiał martwić się o nią, a ona nawet nie wiedziała czy tym razem Haru w jakiś magiczny sposób niczym wielki bohater przezwyciężył jej klątwę, czy jednak może to ona sprawiła w jakiś sposób, że nic się mu nie stało? Może w jakiś sposób przełamała klątwę? A może gdyby... może gdyby była tam na miejscu, może nic by się nie stało? Dlaczego ta myśl tak uciążliwie się jej trzymała? Że mogła, jak raz, pierwszy i jedyny raz w życiu wręcz była tego pewna, że mogłaby w jakiś sposób temu wszystkiemu zaradzić? Nie miała dwóch lat - nie była już dzieckiem, które tylko mogło patrzeć, ale wciąż bała się działać w jakikolwiek sposób.
Może dlatego dzisiaj chciała się zjawić w Nanashi? Może powinna zacząć... działać? W jakikolwiek sposób, w jakikolwiek...
- Pewnie wymyślę kilka stylizacji... ale chyba bardziej na anonimowości. Chociaż pewnie mnie zdradza głos... Też jestem przyzwyczajona do chodzenia na obcasie, to też pewnie widać... - stwierdziła miękko, z lekkim wyrzutem chociaż wcale nie kierowanym do niego, a do samej siebie. Nie wiedziała jak coś udawać, jak się wtopić w tłum tak, żeby nie było jej widać. Była czystą przeciwnością tego, wulkanem energii, który potrafił skakać wszędzie i interesować się najmniejszym elementem mijanej architektury - trajkotała, biegała dookoła, pozwalała aby cała energia z niej uchodziła. Ale tak naprawdę czy to dawało cokolwiek..?
- Chyba po prostu mam dość wiecznego siedzenia... poza tym. No wiesz... tylko w komputerze - przyznała cicho, nie będąc samej do końca pewną czy żałowała, że wszystko poznawała głównie z tekstów. Nie miała wiele doświadczeń takich, które sama zdobyła - których sama by dotknęła, sama poznała i się nauczyła. Wręcz przeciwnie, dużo częściej poznawała świat przez cudze doświadczenia.
- Możliwe, ja go lubię - stwierdziła z lekkim uśmiechem. - Może dlatego, że go znam? Chociaż czy to nie znaczy, że trafia do ludzi, jeśli jest wszędzie używany? Nawet jeśli do końca go nie rozumieją to jednak w pewien sposób z nimi rezonuje... - przyznała, samej w końcu widząc w nim coś innego - coś, czego samej nie doświadczyła. Nie tak do końca, nie tak w pełni. Może sama sobie zaprzeczała? Może tylko kłamała przed sobą, że nie rozumiała niektórych myśli, niektórych znaczeń?
- Chociaż pewnie Nietzsche by go nie lubił. To częste, że autorzy nie lubią swoich najbardziej popularnych i znanych dzieł... - stwierdziła spokojnie, pamiętając jak wiele dzieł które jej sprawiały przyjemność w zapoznawaniu się, było znienawidzonych przez twórców. Seriale, książki, czasem komiksy - każdy miał własne gusta, własne upodobania. A czy twórcy nie mieli często nienawiści do tego, co tworzyli? Myśli, że przecież mogli nad czymś popracować dłużej? Włożyć w to więcej sił, sprawić, aby było lepsze?
Słuchała go spokojnie, zerkając co rusz na to co wskazywał. Może czasem magia znikała, kiedy poznawało się proces twórczy filmików - ale wciąż lubiła go słuchać, lubiła oglądać ten proces, a później i efekt końcowy. Słuchała go z lekkim uśmiechem, chociaż widok tych butów - uderzał ją. To było coś, co zawsze uznawała za zbyt silne dowód o ciężkości decyzji, symbolikę pozostawienia wszystkiego, co ciążyło i odejścia na odpoczynek. Tak jak zdejmowało się buty przed wejściem do domu, czy oni wszyscy znajdywali ukojenie w tym jaką decyzję podejmowali? Nie ciążyła im? A może to oni czuli, że pierwszy raz w życiu nie są ciężarem?
Czuła jak serce jej łomocze na te myśli, które były jej tak obce - bardziej blisko było jej do smutku, do poczucia winy, ale nigdy do tego silnego pragnienia śmierci czy po prostu zniknięcia; do pustki, do niemocy którą odczuwali inni. Spotykała się z rzeczami, które ją przerastały i przerażały, ale i tak zawsze parła do przodu jak uparty osioł, nie chcący się poddać. I zawsze z uśmiechem.
Chociaż to może cała depresyjna atmosfera tego miejsca tak na nią działała? Nie była pewna już sama...
- Jeśli zjawisz się tutaj w deszczową noc, w celu zakończenia swojego życia... coś cię zatrzyma, nie pozwoli na to, jakby mówiło że przyjdzie czas, że będzie jeszcze lepiej... - odpowiedziała wręcz od razu na pytanie Nakajimy, nie zwlekając. Zawsze tak robiła, nawet gdyby nie zapytał jej bezpośrednio - nawet gdyby rzucił to pytanie gdzieś w zamyśleniu. Jej odruchem było odpowiadanie na pytania, dzielenie się informacjami. - Ale jeśli trzymasz się życia, coś jakby w zawiści zepchnie cię w przepaść... - dodała, wbijając wzrok znów w podest, na którym coraz to silniej odbijały się krople deszczu. Naciągnęła mocniej kaptur, nieświadoma sylwetki za swoimi plecami - nieświadoma cieni, które mógł dostrzec Haru. Uśmiechnęła się do niego ciepło i pogodnie, jakby chciała dodać mu otuchy w tym momencie. Potrzebował tego? Zapewnienia, że będzie w porządku? Może nieco odwagi? Przychodziły momenty, że każdy w końcu się bał - ale w tym nie było nic złego, że się bał! Chociaż pewnie i tak znosił to wszystko lepiej niż ona...
Podniosła na niego wzrok, a im dłużej się mu przyglądała, tym bardziej czuła, że coś było nie tak. Zmartwienie od razu pojawiło się na jej twarzy, im dłużej na niego patrzyła. Coś było nie tak? Coś się stało? Nie powinni tutaj przychodzić?
- Hej... wszystko okej, szefie? - zapytała chcąc brzmieć pogodnie, choć przebił się przez jej głos cień zmartwienia. Wyprostowała się na nogach, otrzepując lekko kolana z niewidzialnego kurzu. Ruszyła krok w jego stronę, wyciągając do niego dłoń, jakby w zaproszeniu, żeby podszedł do niej bliżej. Posłała mu kolejny, ciepły uśmiech. Chciała go zapewnić nim, że wszystko było w porządku, nie mając najmniejszego pojęcia o sylwetce czającej się za jej plecami, jakby czekającej na jej kolejny ruch - aby tylko znalazła się bliżej krawędzi. - Proszę, bądź ostrożny, zaczyna być ślisko... - dodała, czekając z wyciągniętą dłonią, jakby samej nie chcąc podchodzić bliżej - bo wiedziała, że i on by się martwił, a nie chciała mu tego dokładać; nie teraz, kiedy wyraźnie coś go uderzyło, a czego sama nie dostrzegała. Nie widziała w końcu jasnych powykręcanych dłoni, które układały się za jej plecami, gotowe do jej zepchnięcia na śliskiej krawędzi, gdyby znalazła się tylko jeszcze odrobinę bliżej.

@Nakajima Haru


Pomost samobójców Dq3ChDC
Tohan Herena
Haraedo

Czw 1 Cze - 22:15
ZAKOŃCZENIE WĄTKU

W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
Haraedo
Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku