Akai Yoru to prestiżowe kasyno, usytuowane w samym centrum dzielnicy Kakufuruna. Aż do godziny osiemnastej nie uświadczy się tutaj żywej duszy, jednak w momencie otwarcia cały lokal "wybucha" feerią barw, wewnątrz rozbrzmiewa muzyka, rozmowy i dźwięk przesuwanych po planszy żetonów, a tłumy zalewają miejsce niesłabnącymi falami. Spróbować swoich sił można nie tylko na wszechobecnych automatach, ale również podczas rozgrywek karcianych czy przy ruletce.
Dominuje tu głównie czerwień, złoto, biel i czerń, a charakterystycznym motywem, jaki stał się warunkiem wejścia na sale, jest założenie maski otrzymywanej przez personel tuż po przekroczeniu progu. Pierwszy krok stawiany jest w niewielkim pomieszczeniu, całkowicie odgrodzonym od strefy hazardowej. Dopiero zgoda na zasłonięcie twarzy umożliwia dalsze przejście i zawitanie w świecie rozrywki i ryzyka. Fakt anonimowości ściągnął w to miejsce rzeszę stałych klientów, których dusza czuje się spokojniejsza, gdy nie można do nich przypisać żadnego imienia czy twarzy. Maski dla gości są białe, kelnerzy, krupierzy i prowadzący przywdziewają zaś czerwone, w odcieniu wina.
Chociaż nic nie sprawiało takiego zastrzyku adrenaliny i zadowolenia, nie wywoływało takiego zastrzyku dopaminy jak dreszczyk emocji związany z obserwacją wyniku gier losowych. Czasem wychodziła stratna, ale czasem przecież wygrywała! Wychodziła na zero, czasem dostawała nieco więcej pieniędzy z tego, co zainwestowała w grę. Przecież nie było niczym złym pojawianie się w takim miejscu i skorzystaniu z jego oferty, póki miała nad tym wszystkim kontrolę. Czasem się zapomniała, tak jak dzisiaj, w budżecie który sobie wytypowała na tę przyjemność, ale wcale nie było to ogromnym problemem!
Chociaż zorientowała się o tym dopiero wychodząc z lokalu. Ubrana w długą do kolan bordową i zwiewną sukienkę, a na niej nałożony ciepły popielaty płaszcz, czarne i eleganckie botki oraz czarne, grube i ciepłe rajstopy. Chociaż to nie strój ją wyróżniał, a upięte w kok blond włosy. Dla wielu mogły wydawać się tylko i wyłącznie peruką, tym bardziej kiedy wokół kręciło się tak wiele specyficznych osób.
Znajdując się przed lokalem, skrzywiła się dostrzegając późną porę na telefonie oraz fakt, że przekroczyła swój budżet - nie mając w zwyczaju zabierać karty do konta bankowego, pozostał jej powrót po nocy ulicami Fukkatsu na pieszo. Akademik nie był w końcu aż tak daleko, a skoro był weekend, również nie musiała się martwić o zaspanie na zajęciach...
Chłodne nocne powietrze mogło jej zrobić tylko dobrze, otrzeźwi nieco umysł, prawda?
Choć im bardziej jej kroki ruszały przed siebie, tym bardziej czuła się niepewnie, czując na sobie od czasu do czasu spojrzenia. Nic dziwnego, że wepchnęła w uszy słuchawki, zaraz włączając muzykę i modląc się, aby bateria w telefonie jej nie zawiodła podczas tego spaceru, choć jej myśli prędko ruszyły w zupełnie inne rejony, dostrzegając jedną z uliczek.
Zawahała się, zaraz łącząc się z wifi i wyszukując kilka fraz kluczy, aby odnaleźć zdjęcia. Pamiętała, że jeden ze studentów Fukkatsu, jedna z ostatnich ofiar - widziała jego zdjęcie w tej okolicy, na tle charakterystycznego banneru ogłaszającego działanie jednego z domów publicznych, choć również pamiętała spekulacje o prawdziwości tego zdjęcia. W końcu co student tak dobrego uniwersytetu miałby robić w tej dzielnicy?
Słysząc drobny hałas dochodzący z uliczki, zerknęła znów w jej stronę, zagryzając wargi. Może powinna to sprawdzić? Może powinna zostawić szefowi sprawę sprawdzenia podobnego miejsca osobiście? Chociaż czy powinien znów się zapuszczać po tym, co miało miejsce?
A jednak jej kroki same ruszyły w kierunku winkla, zza którego chciała zajrzeć tylko na moment, chcąc sprawdzić co się dzieje. Starała się stąpać jak najciszej, choć obcasach w butach wcale nie pomagał w tej kwestii. Na wszelki wypadek również zaczęła nagrywać telefonem to, co widziała przed sobą.
@Amakasu Hayato
Razem z uderzeniem podeszwy ciężkich wojskowych butów, kiedy to ciało opadło z niskiego pierwszego piętra, pierwszy nieśmiały huk zionął o szybę, rozrywając pędem gorącego powietrza szkło, rozsypując je nie tylko po podłodze mieszkania, ale również na przygarbione plecy Hinote; który w przykucnięciu odliczał do kolejnego grzmotu. Pomylił się o sekundę; gdzie popełnił błąd? Rozkojarzył się? Może to po prostu zmęczenie... Agresywnie uderzające o żebra serce, pompowało jednak adrenalinę w gorączkowym tempie, nie pozwalając myślom skupić się na niczym innym niż jaśniejący obraz gryzionego przez język ognia sufitu, który dostrzegał, spoglądając ku oknu przez ramię, śledząc czerwienie i pomarańcze rozkwitające niczym dzikie kwiaty, rozszerzonymi w chorej fascynacji źrenicami, ukrytymi za maską.
Zaaferowany jednoosobowym spektaklem, w jakim grał; zanim wylądował na bruku i przede wszystkim, zanim złapał słuchem pierwszy wybuch, nie zorientował się, że posiada widownię. Kiedy plecy wyprostowały się, a ciało przygotowało do wymarszu z rozgrzewającego się zaułka, odcinające się w nocnej ciemności blond włosy, przecięły drgającą tęczówkę. Los działa w specyficzny sposób i najwyraźniej ten, który przypadł mu w udziale, był pokrętną łajzą. Odetchnąwszy ciężko, z wymalowanym paskudnym uśmiechem kiszącym się pod maską, ruszył w kierunku smugi dziewczęcej sylwetki, mocniej zaciągając luźny kaptur, upewniając się, że niedbale spięte włosy smagające kark nadal pozostają w pełni zakryte. Anonimowość. Pełna. Zawsze.
Jak można było przewidzieć, zaciśnięte w pierwotnym działaniu ciało, potrzebował tylko kilku sekund, aby boleśnie pochwycić blondynkę za ramię, wciągając ją w trzeszczące żarem gardło uliczki, układając ją przed sobą w nerwowym szarpnięciu. Palce zakleszczyły się na delikatnej szczęce, zmuszając spojrzenie do wbicia się w jarzące się żarłocznym światłem okno. Jeżeli ciekawość zmusiła ją do kręcenia jakże urokliwego dokumentu z nim w roli głównej, niech poczuje, że jest jego nierozerwalną częścią tak jak i on. Niech zda sobie sprawę, że mieszkanie nie było puste.
— To Cię tak bardzo interesowało? — Głos płynął łagodnie, zbyt łagodnie; serce rozrywało pierś, ale uwięzione w szponach skupienia gardło, nie pozwalało ekscytacji wybrzmieć między tonami. Niech napięte mięśnie torsu ukrytego pod tkaninami odzienia, instynktownie cięższy oddech, przemawia zamiast słów.
@Tohan Herena
Nie mogła się odezwać. Głos jakby utknął w jej gardle, wpatrując się w płomienie wybuchające z okna - to jak bardzo abstrakcyjnym widokiem były. Nie były realne, nie mogły być, prawda? Czy to był tylko jej sen, tylko i wyłącznie jakaś dziwna i cicha fantazja, a może coś jeszcze innego? Bo przecież nie prawdziwy świat, nawet jeśli wiedziała, że ten potrafił być okrutny. Wiedziała ile śmierci jej klątwa sprowadziła na innych - ale wiedziała też jak wielu ludzi trafiło życia w innych sytuacjach i innych momentach; w takich uliczkach i w takich płomieniach.
A jednak nie zareagowała, kiedy mężczyzna ją złapał i przestawił tam gdzie chciał. Nawet nie pisnęła słowem, nie podejmując jeszcze decyzji czy powinna zdradzać się ze swoją znajomością japońskiego, czy może udawać durną blondynkę zza granicy. Japończycy często bali się obcokrajowców, ale czy to samo mogło się tyczyć...
Właściwie kogo? Jak go nazwać? Podpalacza, przestępcy? Jednocześnie miała i nie miała pewności, że to on był tym który wywołał pożar; pożar od którego nie mogła oderwać wzroku, również przez fakt jego dłoni na swojej szczęce, choć w pierwszej chwili spróbowała to zrobić. Ale nie, stała wpatrzona i sparaliżowana, a do jej świadomości powoli przebijała się informacja o tym, że tam ktoś był.
Spróbowała cofnąć się krok w tył. Co powinna zrobić? Odpowiedzieć mu? Niczego nie mówić, liczyć, że ją puści? Czuła jak stres odbierał jej umiejętności mówienia, jak gardło się jej zaciskało i nawet nie mogła postąpić z powrotem krok w przód, wręcz wpychając się w ciało mężczyzny za sobą. Nie rozumiała, nie wiedziała co miała zrobić poza wpatrywaniem się...
A telefon wciąż nagrywał. Cały płomień, cały dźwięk. Czy gdyby Shii tutaj była, wiedziałaby jak zawiadomić policję? Jak zawiadomić straż pożarną dwoma kliknięciami na oślep w urządzeniu? Ona nie wiedziała, nie miała pojęcia, tym bardziej kiedy jej dłonie drżały. Bała się? To był strach? Ale dlaczego więc się nie odsuwała? Nie potrafiła postąpić ani wprzód, ani w bok. Nie była w stanie spróbować się wyrwać. Wydawało się jej, że delikatnie drży. Ze strachu? Z niezrozumienia i niepewności na to co widziała, na to dlaczego mężczyzna za jej plecami ją trzymał?
Nagrywała... Telefony często były ważnymi dowodami. Co jeśli...
- Podpalacz, wyższy o pół głowy ode mnie, uliczka około dwudziestu metrów od kasyna Akai Yoru, wybuch na pierwszym piętrze, ktoś wydaje się tam być, nie widzę twarzy podpalacza... - zaraz powiedziała na zaciśniętym gardle po duńsku, do komórki z nadzieją, że wszystko się nagrało. Jej drżące dłonie odsunęły telefon od siebie, chcąc zastopować nagranie i wysłać je - do Shii, do Haru, do rodziców lub do kogokolwiek, kto mógłby to zobaczyć i przesłać dalej. Nie miała świadomości, że komunikat na telefonie poinformował ją o braku pamięci na nagranie, z racji czego zostało ono przerwane. Nie mogła go wysłać nie mogła...
Zawahała się, wzrok kierując w dół na tyle, na ile mogła. Dłonie znów jej zadrżały, poczuła jak jej słabną, a telefon zaraz wypada jej z dłoni. Szarpnęła się w odruchu, żeby spróbować go złapać, zanim ten upadnie na ziemię - gdzieś na chodnik się stłucze lub do studzienki kanalizacyjnej.
@Isayama Shūsei
Krótka myśl zaparła się na linii ust skrytych pod maską, wyginając je w perfidny uśmiech. Może już się zatracał, może już paranoja, że jednak ktoś kroczy za nim, depcząc te same ślady, które on pozostawiał na chodnikach, dyszy mu w kark.
Iskrą jednak przez umysł przedarł się nagły pomysł, kiedy ciało dziewczyny szarpnęło się w próbie złapania telefonu. Pomoże jej, bo pomagając jej, pomoże samemu sobie. Więc w płynnym ruchu prawym przedramieniem zacisnął się na jej korpusie jak wąż, krępując ramiona, dociskając jej plecy do swojego torsu, kiedy lewa przegub nurkuje w przestrzeń przed nimi, chwytając komórkę. Jeszcze odblokowana.
— Sprawdźmy coś... — Isayama rzuciwszy pośpiesznym szeptem, ledwie słyszalnym nad trzaskiem płomieni przeżerających się przez meble podpalonego mieszkania, kciukiem przesunął się przez ekran. Wiadomości. Klawiatura, a raczej ikonka w lewym dolnym rogu. Opuszka opadła na tafle rozświetlonej komórki, wysuwając opcje językowe, które trwały w niej jako zapamiętane. Znajome znaki. Rodzime.
Krótki śmiech, gardłowy, niski, obijający się w torsie, przesunął się przez gardło, kiedy źrenica na nowo odnalazła rozbłyskujące czerwienią i namiętną pomarańczą okno. Te intensywne uderzenia serca, które zdradzały paranoików, fascynatów, złoczyńców, którzy karmili się własnymi zbrodniami. Chciał tu zostać, ale nie z nią; zbyt niebezpieczne, zbyt niepewne.
— Z kogo chcesz zrobić kretyna? — Syczące zdanie wspięło się na koniuszek języka, kiedy piwna tęczówka zadrgała nad wiadomościami, nie czytając ich treści, jedynie dostrzegając płynność stawianych znaków. I śmieszyło go to, ale też rozumiał zagranie ze strony blondynki, bo gdyby sam znalazł się w takiej sytuacji, zagrałby podobną kartą. Tak wiele i tak niewiele do stracenia; więc nadgarstek wywinął się i gładkim ruchem schował komórkę dziewczyny w kieszeń spodni, w której obudowa zabrzęczała o metalowe, niewielkie, zapasowe zapalniki elektryczne. Da jej chwilę na dojście do siebie. Potem wypuści. Może wyśledzi. Może zagoni jak zwierzynę w inny kąt, żeby wiedzieć, że ta już nigdy nie utknie z błękitem swoich oczu tonącym w jego płomieniach.
@Tohan Herena
W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.