Drogę do oddalonego od miasta wzgórza już lata temu otoczono młodymi drzewami wiśni. Teraz – po wielu sezonach czekania – liche sadzonki wyrosły na potężne drzewa o rozłożystych koronach; każdej wiosny miliony różowych płatków zasypują całą okolicę. Wzniesiona na końcu wiśniowej drogi kamienna statua nie wyróżnia się niczym na tle innych, dokładnie wyrzeźbionych posążków, które niegdyś wznoszono w całej Japonii. W porównaniu z nimi ta postawiona w tym miejscu przedstawia się raczej biednie, jakby stworzono ją jeszcze zanim człowiek odkrył, czym jest ogień. Kto wie, może tak właśnie było? Nikt w całym mieście nie zna dokładnej historii statuy, krążą jedynie pogłoski...
Mówi się, że ludzi odwiedzających rzeźbę w porę kwitnięcia drzew spotka niebywałe szczęście. Wystarczy rozpalić drobne palenisko umiejscowione tuż przed nią w porę zachodu słońca i pomyśleć życzenie, a dobre duchy sprawujące pieczę nad postawioną wieki temu statuą przyjdą je spełnić.
WYNIKI
1 - sukces, twoje życzenie zostało wysłuchane; otrzymujesz +25 PF;
2-5 - porażka, życzenie nie dotarło do dobrych duchów;
6 - skrajna porażka, twoje życzenie rozzłościło dobre duchy, przez co postanowiły zesłać na ciebie karę. Potrzebna ingerencja MG.
Ledwo przekroczyła próg garnizonu, kiedy okazało się, że musi natychmiast wyruszać. Ktoś znów zaginął w górach - dwa dni temu. Skrzywiła się na tę informację, wiedząc że podobne zwlekanie zgłoszenia mogło się wiązać ze śmiercią - góry, szczególnie o tej porze roku, nie były bezpiecznie. Brak kontaktu od kogoś... ludzie naprawdę byli momentami idiotami. Skrzywiła się, szczerze niezadowolona takim obrotem sprawy...
Zebrała dodatkową amunicję, sól, ale również i manierkę z sake - nigdy nie można było przewidzieć, na jakiego yokai natrafią. I czy w ogóle będzie to yokai. Zwierzęta mogły być dzikie, szczególnie szykując się do zimowania, jeśli nie będąc jeszcze wygłodniałe...
Nie mówiąc o samych warunkach atmosferycznych! Musieli być gotowi na wszystko, nawet jeśli było południe i pogoda pozornie nie powinna stanowić dla nich problemu, wiedziała że w samych górach nie mogli przewidzieć tak naprawdę niczego. Deszczu? A może nawet już śniegu? Skrzywiła się na samą myśl, dopalając jeszcze papierosa. Nie mogła iść sama, wiedziała o tym - choć może jej duma i upartość podpowiadały jej co innego to lata doświadczenia i zdrowy rozsądek kłócił się z tak lekkomyślnym podejściem. Musiała poczekać na przydzielonego jej egzorcystę.
- Dowódca Nakashima - powiedziała nieco zaskoczona, zaraz delikatnie kłaniając się. Znała go - i była nieco... zaniepokojona swoją parą do pracy. Może bardziej zdziwiona? Spodziewała się raczej członka własnego oddziału, jednak wyraźnie nikt jeszcze nie dotarł do garnizonu. Czy sprawa była aż tak nagląca? Prawdopodobnie szli tam po odnalezienie trupów, dokładniej dwóch...
Zastanowiła się czy jeśli natkną się na yokai, dla którego specjalnie zabrała alkohol, czy w ogóle będzie potrzeba jego użytku. Wątpiła, aby Yosuke pozwolił na puszczenie jakiegokolwiek stworzenia żywego - bał się ich, nienawidził bardziej? Nie była pewna, ale wiedziała doskonale, że musiała być ostrożna, aby mężczyzna niepotrzebnie nie naraził ich dwójki, i potencjalnie ocalałych. Nie wiedział, kiedy się wycofywać - kiedy odpuścić, że nie każdy duch zasadzał na niego swoje kły, choć z pewnością ostrożność względem wszelkich yokai była bardziej niż zalecana.
Kierowca, mający podwieźć ich bliżej miejsca akcji, już na nich czekał. Nie kończyła papierosa, depcząc go pod podeszwą oficerskiego buta, zaraz po tym zajmując miejsce z tyłu i zapinając pas. Spojrzała po tym na telefon, na informacje które im obojgu przesłano. Jeden ślad, głośne krzyki, a do tego masywne ślady zębów na niektórej zwierzynie dookoła. Żywiący się mięsem, ale nie tak wielu ludzi go widziało... Właściwie zaginięcie ludzi zdawało się być przypadkowe, nie celowe; zupełnie niepowiązane z panoszącym się w okolicy i lesie yokai, co przecież nie oznaczało, że ci nie mogli przypadkiem paść jego ofiarami.
- Plan akcji? Chcesz skupić się pierw na sprawdzeniu z oddali terenu? Ja korzystam z pistoletu, ty chyba ze snajperki? Jeśli potrzebujesz znaleźć odpowiedniego miejsca... - przejęła inicjatywę, przesuwając wzrokiem po zdjęciach i zatrzymała się przez moment na cielsku ogromnego niedźwiedzia, który leżał gdzieś u podnóża gór, nieopodal ostatniego znanego miejsca pobytu zaginionej pary. Zmarszczyła brwi, widząc tak ogromne szarpane rany na ciele zwierzęcia, które było kilkukrotnie większe od nich samych. Nie było to niczym zaskakującym, kiedy znała się odrobinę na samych yokai, walcząc z nimi od tak wielu lat. Wyciągnęła dłoń z telefonem w stronę Yosuke, chcąc wskazać na zdjęcie. - Mamy szczęście. To może być yamanji, może obejść się bez walki... - zaczęła, unosząc wzrok na mężczyznę. Wiedziała, że mógł się z nią nie zgodzić - a jako dowódcy oddziału, nie mogła się sprzeciwić jeśli ten będzie chciał znaleźć yokai i je zabić. Nie, kiedy ich zadanie się już rozpocznie. Tutaj, w drodze na miejsce, mogła jeszcze wejść w dyskusję. - Priorytetem jest znalezienie zaginionych, powinniśmy się na tym skupić. Tym bardziej, że jeśli mamy do czynienia z ojcem gór, istnieje szansa, że nie są oni ranni... on raczej unika ludzi i siedzib ludzkich... - dodała, chcąc do niego przemówić logiką. I przypomnieniem rozkazu. Nie był całe szczęście w najwyższym oddziale w hierarchii, wciąż miał ludzi nad sobą - nie on wydawał ostateczne rozkazy, nawet jeśli jako Tsunami byli bandą znaną z tworzenia i przestrzegania tylko własnych priorytetów, nie miało się to przecież tak samo w ich szeregach.
- To najbliżej jak was zabiorę - odezwał się w końcu kierowca, wyciągając jeszcze jakąś czarną torbę i rzucając ją w stronę mężczyzny. - Trochę mięsa, jakbyście potrzebowali to tam przekupić. Powodzenia... - rzucił, pozwalając im wyjść ze swojej terenówki.
Eri nawet nie zwlekała z tym, sięgając po swój pistolet w momencie, w którym tylko znalazła się na zewnątrz. Zerknęła w stronę egzorcysty, posyłając mu lekki uśmiech.
- Dawno nas nigdzie razem nie wysłali, co? Zajęty byłeś jako dowódca? - zagaiła, już bardziej swobodnie, chociaż wcale nie przestawała być czujna w terenie, kiedy ruszyła w wybraną przez mężczyznę drogę.
@Nakashima Yosuke
Nie spodziewał się tylko, że los skrzyżuje jego ścieżki z Kitamuro. Mieli tak odmienne podejście w kwestii wszelkich demonów, że zdawali się wręcz do siebie nie pasować jako partnerzy do pracy. Pierwszy oddział Tsunami najczęściej podczas misji pozbywał się wszystkiego, co nie pasowało do świata żywych – nie tylko ze względu na podejście dowódcy, ale też przez pozostałych członków grupy, którzy podzielali zdanie Yosuke. Współpraca z kimś, kto preferował pokojowe nastawienie mogła być co najmniej ciekawa. Zwłaszcza, że w teorii władzę nadal miał Nakashima.
– Eri – powiedział krótko na przywitanie i skinął głową. Ani po minie mężczyzny, ani tym bardziej po jego tonie nie dało się wyczytać żadnych konkretnych uczuć. Maska obojętności, która przylegała do jego twarzy skutecznie zakrywała większość emocji, które odczuwał i mało kiedy okazywał cokolwiek innego niż pozorny chłód.
W drodze, milcząc, zajął się sprawdzaniem prognozy pogody na najbliższe kilka godzin, z uwzględnieniem siły oraz kierunku wiatru, dopiero po tym przejrzał informacje odnośnie ich aktualnego zlecenia. Nie miał ochoty na wyganianie żadnych potworów do dziury, z której wylazły i za główny cel obrał sobie odnalezienie zaginionych, jednak gdyby coś postanowiło się do nich przyczepić, miał przy sobie wystarczająco soli na usypanie kręgu ochronnego i pożyczony różaniec, na wypadek konieczności odprawienia wypędzającej modlitwy. Używanie karabinu snajperskiego w górach było problematyczne – w każdej chwili mógł zerwać się silniejszy wiatr, bez tłumika dźwięk wystrzału niósł się echem na duże odległości, a i teren mógł okazać się niesprzyjający do oddawania czystych strzałów.
– Zawsze na wszelki wypadek mam też pistolet – poinformował. Przynajmniej było jasno, więc istniała raczej niewielka szansa na to, żeby znowu strzelał praktycznie na ślepo. O ile będzie trzeba strzelać i nic mu nagle nie ukradnie całej wizji. Wystarczało, że widział wszystko w przykrych szarościach. – Mogę się rozejrzeć lunetą, zawsze to szansa na znalezienie większej ilości tropów.
Przyjrzał się informacji o samych zaginionych – kiedy ostatni raz ich widziano, gdzie, jak byli ubrani. Chciał oszacować, jakie są szanse, że jeszcze żyją. Zbliżał się grudzień, mróz panował w górach nie tylko nocą, w wyższych partiach mogło już leżeć całkiem sporo śniegu. To był dobry znak dla tropicieli, wszystko co materialne zostawiałoby w nim ślady.
– Bardzo pokojowo nastawiony, sądząc po tych śladach – mruknął sarkastycznie, przyglądając się ciału niedźwiedzia. Kopniesz nie ten kamyk, staniesz nie na tej uschniętej gałęzi i to samo demon zrobi z tobą. Yosuke nie wierzył w podział na dobre i złe yōkai, dla niego każde wynaturzenie stanowiło takie samo zagrożenie – co najwyżej dzieliło się na kategorie, które wywłoki były bardziej mordercze od innych. Nawet takie niepozorne onibi potrafiły obsiąść ofiarę i wyssać ją całkowicie z energii. Albo urocze yūrei pod postacią małej dziewczynki, które własnymi zębami przegryzie ci tętnicę szyjną. Nigdy nie wiadomo.
– Idziemy po wycieczkowiczów i wracamy. Jeśli wejdzie nam w drogę, odeślę to tam, gdzie jego miejsce. – Czyli do zaświatów. Nieważne czy drogą rytuału, czy zabicia tego na miejscu. Nie miał ochoty siedzieć w Yakkari dłużej, niż było to konieczne, głównie przez wzgląd na możliwość załamania pogody. Nie widziało mu się utknąć w tych skalistych pustkowiach podczas nagłej śnieżycy, ani bić się z jakimiś nieczystymi siłami. Ojciec góry czy matka chmury – miał to gdzieś, byleby nie przeszkadzało. A im dłużej patrzył na zwłoki poharatanego zwierzęcia, tym bardziej pogrążał się w podszeptach podświadomości, że przy spotkaniu właściciela tak ostrych pazurów warto by było się go przy okazji, dla bezpieczeństwa, pozbyć.
Podziękował kierowcy i wysiał z pojazdu, zarzucając na plecy torbę ze snajperką, z której wcześniej wyciągnął lunetę. Wolał mieć ją od razu pod ręką, żeby nie marnować czasu na zatrzymywanie się i grzebanie w tobole. Zwłaszcza, że i tak miał drugą rękę zajętą podarowaną torbą na potencjalne przekupstwo. Jak dla niego bez sensu, układy z tymi potworami mogły tylko bardziej utwierdzić je w przekonaniu, że ludzie są na tyle słabi, że muszą sięgać po takie rozwiązania. Opcja awaryjna była jednak zawsze warta wzięcia pod uwagę. Równie dobrze mogli użyć mięsa do odwrócenia uwagi wilków, niedźwiedzi czy innych dzikich zwierząt, które mogły przeciąć im drogę.
– Wiesz, trochę papierkowej roboty, a ostatni miesiąc ścigaliśmy yūrei, który napadał na przejezdnych w Kinigami. Tropienie go było strasznie upierdliwe, prawie nie zostawiał śladów, w dodatku zmieniał pamięć świadków. – Wydawał się być teraz bardziej wyluzowany, kiedy już zostali sami. Nawet zerkając na Eri uniósł delikatnie kąciki ust w górę, co można by było nazwać niewielkim uśmiechem.
Podążając ścieżką, wypatrywał wszelkich charakterystycznych punktów, do których zamierzał się odnosić podczas wędrówki. Chyba jeszcze nigdy nie zgubił się w terenie i nie miał w planach nadrabiania tego „pierwszego razu”. Poza tym, w ten sposób łatwo było też zauważyć wszelkie nieprawidłowości w otoczeniu. Nienaturalnie ułamane gałęzie, zdeptaną roślinność, ślady na ziemi. Musieli czujnie przeczesywać okolicę w poszukiwaniu poszlak dotyczących zaginionych.
– Serio chcesz negocjować z ojcem gór, jeśli byśmy go spotkali? Wystarczy, żeby miał kaprys, a zabije nas samym krzykiem, o ile wcześniej nie połamałby nam kości zębami. Cenię sobie swoje piszczele, wystarczy, że mnie atakuje szafka w mieszkaniu. – Kurduplasty dziad na jednej nodze mógłby od niego dostać kopa w tyłek tak solidnego, że by poleciał kilka metrów – najlepiej w dół zbocza, żeby problem egzorcyzmowania sam się rozwiązał. Na wszelki wypadek wypatrywał też charakterystycznych śladów po jego skokach. Wolał natknąć się na zaginionych, obojętne czy żywych, czy martwych.
to również rozumiała. Aż za dobrze. Ten cholerny strach, który potrafił sparaliżować i zupełnie otumanić umysł.
- Zrozumiano - odpowiedziała krótko, nie chcąc dyskutować czy kłócić się - chociaż młodszy, Nakashima nie był byle wojskowym czy szczęściarzem, który trafił do dowództwa. Był w Tsunami, a choć jego podejście się różniło - wcale nie musiała się z nim zgadzać na tej płaszczyźnie, bo oboje wiedzieli, że yokai, nawet mimo jej własnych przekonań, były niebezpieczne. Nie duchy, nie każde chciały ingerować w świat ludzi, ale tam po drugiej stronie pojawiały się potwory, o których niektórym się nie śniło, a które były gotowe pożreć człowieka na miejscu. - W razie wywiązania się walki moim priorytetem mają być, jeśli znalezieni żywi, wycieczkowicze i transport ich do bazy, czy tylko do bezpiecznego schronienia i pomoc? - dopytała jeszcze, chociaż szczerze wolałaby być w okolicy. Nie bez powodu chodzili w grupach; nie bez powodu ich oddziały liczyły po cztery osoby, jakby drwili śmierci prosto w twarz i wyzywali ją na spotkanie.
- W głuszy? Ach, musiało być upierdliwe... - skrzywiła się, zaraz zastanawiając się nad tym, jak tyczyło się to wiedźmy, która kiedyś jej pomogła. Może powinna się z nią skontaktować czy niczego nie potrzebowała? Chociaż zdawała się doskonale sobie radzić...
- Jeśli następnym razem traficie na kłopoty w Kinigami, koniecznie daj mi znać. Dam wam namiary na kobietę, mieszka tam chociaż nie od tak dawna... - ugryzła się w język zanim powiedziała, że Shirshu wolała towarzystwo yokai od żywych, jakby przypomniała sobie o tym, z kim ma do czynienia. Czego nie wiedział, to nie zawracało jego głowy, prawda? - Zna dość dobrze tereny, mieszka tam w końcu. I widzi umarłych, więc temat nie jest jej obcy, nie tak zupełnie - wyjaśniła, posyłając krótki uśmiechem Yosuke. - Ale papierów do wypełniania ci nie zazdroszczę. Za każdym razem pewnie milion pytań po co, gdzie i dlaczego, a jaki kolor miały kwiatki stokrotek, kiedy przybyliście na miejsce. Naprawdę mam wrażenie, że bałwan nie znający realiów kazał wypełniać te raporty... - stwierdziła, szczerze wątpiąc, że cokolwiek do czynienia miał z tymi wytycznymi sam dowódca Kojiro. Zbyt dobrze wiedział, jakie zamieszanie powstawało, kiedy na polu walki w terenie egzorcyści zajmowali się wszystkim, tylko nie... no właśnie, eliminacją yokai. - Chociaż nie wątpię, że doskonale sobie poradziliście - powiedziała z uśmiechem.
Ale jego pytanie nawet ją zaskoczyło. Nie spodziewała się... chciał na ten temat temat porozmawiać? Przesunęła wzrokiem po okolicy, przyglądając się krzewom i liściom, starając się nasłuchiwać charakterystycznego stąpania, które towarzyszyło dziadowi, kiedy się przemieszczał; szukała śladów pośród mroźnej przyrody. Zima na Yakkuri nie była przyjemna i szczerze się cieszyła, że nie mieszkała już w garnizonie, a na pewno nie na stałe.
- Jeśli zgodzi się na rozmowę, jak najbardziej - powiedziała zupełnie spokojnie i pewna swego. - Nie jest naszym celem, żeby go egzorcyzmować, nie samym w sobie. Celem jest dla nas zapewnienie bezpieczeństwa ludziom na szlaku, prawda? - powiedziała, zatrzymując spojrzenie na momentu na Yosuke. Naprawdę czasem miała wrażenie, że jak na swój wiek, był zbyt spięty - chociaż sama wiedziała doskonale jak trudną wykonywali pracę, oni oboje, gdzie jemu dochodziły obowiązki raportowania i odpowiadania przed białymi mundurami bezpośrednio.
- Widziałeś te zdjęcia? Jeśli są głodni, atakują zwierzęta. Nie ludzi, coś się więc musiało stać... - zawahała się, marszcząc brwi. Nie mieli w końcu wiele poszlak - nie mogła być pewna tego, co mówiła. Znała zachowania stworzeń, ale niekoniecznie ich myśli. - Co jeśli przyczyną ataku nie była chęć ataku, a coś innego? Co jeśli to ludzi naruszyli... coś? Albo coś sprowokowało ludzi do podjęcia działania, które rozzłościło ojca gór? - zapytała, mając nadzieję, że tak podejrzliwy w stronę yokai Nakashima, zrozumie co miała na myśli. Coś tutaj było na rzeczy - coś innego iż chcieliby przyznać. Zawsze istniało ryzyko, że to co teraz widzieli nie było pełną prawdą. - Co jeśli to ktoś inny stanowi zagrożenie dla turystów, a nie ojciec gór? Może on tylko broni swojego terytorium. Jak ci ktoś napierdala po nocy w drzwi, to też masz ochotę mu przyjebać. Może dokładnie to miało miejsce? - dodała, chociaż jeszcze prędko wtrąciła:
- Nie usprawiedliwiam go, tym bardziej jeśli nasi wycieczkowicze nie żyją. Po prostu... co jeśli zagrożenie jest większe i nie leży w nim, a on mógłby nam o czymś opowiedzieć? - mówiąc to, stanęła na jednej z plam śniegu. Powoli zbliżali się do miejsca, gdzie ten już leżał - choć czy w tak grubych warstwach? Mogli poczuć jeszcze zimniejsze powietrze jak zaczynało szczypać ich twarze, a las nieco bardziej ucichł. Skrzyp śniegu pod ich oficerskimi butami był znacznie wyraźniejszy, jakby w pełni wypełniał cichy las - a ich sylwetki w czarno czerwonych mundurach tym bardziej wybijały się na krajobrazie, im dalej ośnieżoną ścieżką zmierzali wgłąb lasu i gór.
@Nakashima Yosuke
W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.