Furuko / Hayate
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Tahibana Furuko

Sro 21 Wrz - 16:42
Niektórzy mają to szczęście, że pracują na jednym stanowisku i tylko to konkretne wysysa z nich chęci do życia. Pracownicy wysokich biurowców, korposzczury wyssane z własnej osobowości, które zobowiązane do stukania w klawiaturę by przeżyć w następnym miesiącu, siedzą w szklanej klatce jęcząc o zbyt krótką przerwę obiadową, brak przestrzeni do palenia i nadmiar papierkowej roboty. Furuko chciałaby mieć tego typu problemy. Prowadzenie własnego interesu, ogarnianie dostaw, kuchni, dowozów, opat i wypłat dla - aż dwójki! - pracowników i okazjonalne zlecenia, były na dobrej drodze by ją fizycznie wykończyć. Na całe szczęście, ciężki trening pod okiem ojca zahartował kobietę na tyle, że mimo wykończenia, wciąż wracała do pracy z szerokim uśmiechem i wciskała staruszkom gigantyczne miski wypełnione chrupiącymi kurczakami.
Dziś akurat w Kokuryuu była stosunkowo krótko ze względu na fakt otrzymania ciekawego zlecenia - kolejny dłużnik klanu, który w akcie desperacji posunął się do zastawienia najgorszej możliwej rzeczy. Obrzydlistwo. Podobno plotki rozchodzą się naprawdę szybko, czy ci wszyscy kretyni nie zdążyli się nauczyć, że próba sprzedania własnego dziecka, żony, ciotki, czegokolwiek podobnego, było haniebne? Klan Minamoto mógł być brutalny, a jego kary wymyślne i krwawe, ale miał honor. Coś, czego ci ludzie najwyraźniej nie pojmowali. Do swojego mieszkania wróciła bardzo późno. Jej okulary były brudne od kurzu i pyłu, podobnie jak i włosy - ubrania i dłonie miała nieskazitelnie czyste, jedynie jej posępne spojrzenie i zmęczenie na twarzy mogło wskazywać, że zabójstwo było cięższe niż się spodziewała. Szybko obmyła twarz, wytarła ją w nieco zgnity ręcznik i na szybko przeliczyła pieniądze, które z rana ukryła w szafce. Na spokojnie starczy jej do następnego miesiąca, a nawet i dłużej. Nielegalna robota przynajmniej przynosiła zysk; przejęta restauracyjka z duszą - również, ale nie aż takie jak te pare przelanych kropel krwi. Po tym wszystkim ledwo zdjęła wyciągniętą, czarną bluzę, spodnie i okulary, tylko po to by rzucić się na łóżko i westchnąć głośno. Po jakimś czasie udało jej się zasnąć; chociaż podszepty, śmiechy i jęki nie były najsłodsza kołysanką, Furuko przyjęła to co miała i odpłynęła.
Tahibana Furuko
Saga-Genji Hayate

Sro 21 Wrz - 19:20
 Gubił się już w obliczeniach, jaki był dzień tygodnia, miesiąc, który rok. Czasem wydawało mu się, jakby minęło kilka minut, gdy faktycznie upłynęło parę godzin, kiedy indziej sekundy ciągnęły się w nieskończoność. Włóczył się po tym osobliwym niebycie, starając się unikać jakichkolwiek spotkań. Tak, jak w świecie żywych natknąć się można było na jakiegoś żądnego mordu szaleńca, tak w Kakuriyo nie brakowało istot pragnących zatopić swoje… cokolwiek tam mieli w jego duszy. Na pewno był smakowity, w końcu dbał o siebie przed śmiercią, a po niej nie był jakoś mocno naruszony. Wciąż jednak nie podobało mu się przebywanie na granicy – nie miał pod ręką telefonu, który był niemalże jego nieodłączną częścią, brakowało mu kawałka papieru i czegoś do pisania, żeby móc wylać z siebie wszelkie pomysły na nowe utwory, ilekroć widział inne yūrei zalane krwią, miał ochotę krzyczeć albo zemdleć. Możliwe, że obie opcje jednocześnie. I nic nie mógł zrobić ze swoim wyglądem. Oczywiście, że prezentował się z podobnym poziomem wspaniałości jak zawsze, ale na bogów – ile można chodzić w tym samym stroju? Jeszcze na wieczność poplamionym szkarłatem na wysokości klatki piersiowej. Miał ochotę na długą, gorącą kąpiel, na to, żeby ktoś porządnie wyczesał mu włosy. Na powrót do życia i egzystowanie swoim tempem.
 Czy to były zbyt duże wymagania?
 Nie wiedział, kogo mógłby obarczyć ciężarem kontraktu. To musiał być ktoś zaufany, a jednocześnie nie pakujący się co chwila w kłopoty. Jeśli już złapie się Utsushiyo, to nie zamierzał go opuszczać przedwcześnie, nie tym razem. Jego człowiek musiał mieć przed sobą trochę przyszłości, żeby Hayate był w stanie wypełnić swój cel i przygotować się na przekroczenie zaświatów, wreszcie ruszając dalej. Często zapuszczał się w sny, nie tylko tych, którzy byli mu znani. Starał się znaleźć tę perfekcyjną osobę do zawarcia keiyaku suru. W końcu nie mógł się związać z byle kim, miał swoje standardy. Możliwe, że zbyt wygórowane i powinien z nimi odrobinę zejść „na ziemię”, bo inaczej utknie tu na zawsze, aż zapomni kim był. To by było bez wątpienia okropne. Nikt nigdy nie powinien zapomnieć, kim jest, a on już w szczególności!
 Czuł potrzebę porozmawiania z kimś. Tak po prostu, bez natrętnego dręczenia o wyrwanie go z tej beznadziei. Do tego najlepsi byli chyba członkowie klanu, choć nawet im nie ufał w pełni. Wspieranie Tsunami zawsze mogło obrócić się przeciwko niemu – powie jedno słowo za dużo i nagle naślą na niego egzorcystów, niby to w dobrej wierze. Chyba właśnie dlatego nie nawiedził bezpośrednio swojej rodziny, ani tym bardziej Seiwa-Genji. Te lwy chińskie w ich siedzibie zawsze przyprawiały go o dreszcz niepokoju przebiegający po kręgosłupie. Wybór Hayate padł na Furuko czystym przypadkiem. Snucie się zaprowadziło go w okolice jej mieszkania, akurat w momencie, w którym wracała. Starał się nie rzucać w oczy, we śnie przynajmniej miał kontrolę nad tym, co się działo. Jego uwadze nie umknął też fakt, że wydawała się być dość zmęczona, a ewentualny zły sen, który mógłby przyjść do niej naturalnie, udałoby mu się przekuć w coś odprężającego. Za życia miewał złośliwą naturę, ale stosował ją wyłącznie dla własnej rozrywki. Wolał wkradać się do czyjejś głowy jako senne marzenie, zostawiając przyjemne wspomnienia.
 Czekał kolejne minuty, aż wreszcie wyczuł odpowiedni moment. Nie był pewien, gdzie chciał się znaleźć. Miał do wyboru tysiące scenariuszy, w tym skok do zupełnie innego uniwersum. Patrząc na kuzynkę postanowił jednak oddać wodze własnemu postrzelonemu sercu. Zamknął oczy, pozwalając się porwać sennym krainom, dołączając do kobiety. Minęła ledwie chwila, niczym pstryknięcie palcami, a znaleźli się w ogrodzie. Powietrze wypełnił zapach kwitnących wiśni, czasem próbowała się przebić subtelniejsza woń innych kwiatów. Zaczynało zmierzchać, jednak wciąż było dość jasno. Hayate przystanął nad strumieniem, w którym całym stadem gromadziły się barwne koi. Tu wreszcie mógł zadbać o swój wygląd, więc objawił się ubrany w czarno-złote kimono, z całkowicie rozpuszczonymi włosami, z białą maską uśmiechniętego lisa ozdobioną czerwonymi znakami. Odwrócił głowę w stronę Furuko i w milczeniu wyciągnął do niej rękę. Subtelny powiew wiatru poderwał w górę kilka białych pasm spływających z jego głowy aż do bioder.
Saga-Genji Hayate
Tahibana Furuko

Sro 21 Wrz - 20:00
Normalny, zasłużony sen po długim dniu? Na co to komu! Teatrzyk zbłąkanej duszyczki łakomej na utworzenie możliwego keiyaku suru i położenia łapsk na jej niechcianych zdolnościach jako medium? Real shit. Furu nie prosiła się o kontakty z yokai. Sam fakt, że wiedziała o ich istnieniu, jak i o wszystkim co z tym związane, jej wystarczył. Pech chciał, że przez zaćmienie umysłu spowodowane żałobą zrobiła jeden zły krok i skończyła w lodowatej wodzie, prawie stając się częścią tego innego świata. Później się przejechała na nowych zdolnościach bardziej niż na własnej rodzinie, gdy szukając wybaczenia u dawnej przyjaciółki, zyskała jedynie większy ból. Teraz? To wszystko było jej obojętne, a te wszystkie yokai, które się do niej dobijały, starała się spławiać i ignorować. Oczywiście, nie było to takie łatwe jakby chciała. Raz były te miłe, raz okropnie złośliwe i natrętne. Niektóre nawet nachodziły ją w snach z mniej lub bardziej szczerymi intencjami. Sądzą po tym, że zamiast typowej, nudnej czerni, przed jej oczami zaczął tworzyć się zielonkawy obrazek, czekało ją ciekawe spotkanie. Zaczęło się stosunkowo niewinnie. Piękny ogród, drzewa wiśni, jakiś strumyczek i kojąca woń wiśni; gdy kobieta otworzyła szerzej oczy i rozejrzała się po nieznanym sobie miejscu, poczuła mieszaninę ulgi, ale i niepokoju. Nie wyglądało to jak jej przeciętny sen - i chociaż nie mogła pogardzić estetyką - teraz była bardziej niż pewna, że zaraz ujrzy nieznajomą twarz. Cieszyła się jednak tym póki mogła; lepsze to od koszmarów i krwawych sennych wspomnień własnych ofiar. Pochyliła się przy jednej z gałązek wiśni, chwytając ją w palce i przyglądając się drobnym, różowo-białym kwiatom, które jeszcze nie przerodziły się w owoce i raczej nie przerodzą. Gdy poczuła na karku wiatr, który poruszył niechlujnie przyciętymi kosmykami czarnych włosów, drgnęła i odwróciła się, dostrzegając sprawce tego wszystkiego. Przy jeziorku stał chłopak o długich, białych włosach w kimonie i z lisią maską. Ze wszystkich yokai kręcących się w tej okolicy musiała trafić na nieszczęśnika z własnego klanu? Te "rodzinne" maski pozna wszędzie. Sama z dumą nosiła własną przedstawiającą pysk wyszczerzonego złośliwie kota. Uniosła lekko brew, mierząc go z lekka obojętnym spojrzeniem. Po chwili wzruszyła ramionami i podeszła bliżej, siadając tak, że nogi wsunęła prosto w chłodną taflę strumyczka przepełnionego barwnymi koi, które przyjemnie łaskotały gdy przepływały tuż przy jej skórze. Oparła się rękami o trawę i zdmuchnęła z zabliźnionego nosa niesforny kosmyk włosów, odchylając głowę tak, by móc spojrzeć na ciemniejące niebo. Niby nawiedzenie, ale całkiem odprężające - może jednak się wyśpi?
— No, no, masz punkcik za scenerie. — mruknęła, powoli wracając do niego spojrzenie. — Kimono też niczego sobie.
Tahibana Furuko
Saga-Genji Hayate

Sro 21 Wrz - 21:57
 Mógłby nawet i przygwiazdorzyć albo podramatyzować, ale chwilowo wyczerpał siły do użalania się nad sobą i nieszczęsnym losem, w który, bądź co bądź, sam się wpakował. Zachciało mu się robić za bohatera i własną klatą osłaniać drugą osobę, to i zgarnął dwie kulki, które nie były przeznaczone dla niego. Mimo upływu dwóch lat, wciąż nie wiedział, co sądzić na temat strzelca. Nienawidził go, a zarazem trochę współczuł. Mieszały mu się uczucia, a na dobrą sprawę jeszcze nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co trzymało go jak kotwica na granicy, bez możliwości udania się w którąkolwiek stronę. Powodów mogło być wiele, za życia miał mnóstwo marzeń, podążał za licznymi celami.
 – Tak mi mów – zamruczał zadowolony z komplementu i sięgnął do maski, którą zsunął z oblicza, odsłaniając twarz. Był łasy na wszelkie przejawy podziwiania go, prawienie mu słodkich, miłych słówek. Odrobinę próżny i narcystyczny, owszem, ale nadal zachował w sobie dobroć oraz radość, którymi zawsze starał się dzielić z innymi. Tak jak i zaraźliwym uśmiechem, który teraz nie był zakryty lisim pyszczkiem. Poważniał tylko na plakatach i reklamach, ewentualnie w filmach czy podczas koncertów. Żadnego jednak nie dało się już uświadczyć w świecie rzeczywistym, był przeszłością. Niedawną, ale nadal minioną. Hayate właśnie zdał sobie sprawę, jak bardzo brakowało mu ludzi proszących o fotkę czy autograf, tak na środku chodnika, z zaskoczenia. Ale przynajmniej nie miał stalkerów. Chociaż odrobina spokoju po śmierci.
 – Nawet nie wiem czemu ogród. – Rozejrzał się, szukając czegokolwiek charakterystycznego, ale chyba wszystko tu zostało stworzone wyobraźnią. Były jakieś podobieństwa do parków z Asakury, ale na pewno nie któryś z nich. – Ale cieszę się, że pasuje – dodał zerkając w dół. Zaraz usiadł całkiem blisko, również zanurzając bose stopy w wodzie. Całkiem przyjemne uczucie, kolejne na liście brakuje mi tego. Gdyby Tahibana narzekała, pewnie spróbowałby coś zmienić w wystroju snu, ale zamiast się nad tym głowić, mógł zaznać iluzji życia.
 – Jak ci minął dzień? – zagadnął, zgarniając włosy i zaczynając je leniwie zaplatać w warkocz. Nie przywoływał tu mrówek czy innych owadów, które tylko by przeszkadzały, w każdej chwili mógł się też pozbyć trawy, która zaplątałaby się między kosmyki, ale nawet tutaj, w wyimaginowanej krainie, nie potrafił znieść świadomości, że jego duma w postaci białych pasm dotyka ziemi. Coś robić musiał, bo inaczej by go energia rozniosła, a raczej chodziło tu o moment spokoju. Rozkręcenie dzikiej imprezy nie widniało na liście przewidywanych zabaw tej nocy. No, chyba, że Furuko by chciała, ale po przetańczeniu snu do rana mogłaby wstać jeszcze trochę wczorajsza.
Saga-Genji Hayate
Tahibana Furuko

Sro 21 Wrz - 23:09
— Wszystko jest lepsze od koszmarów, nie? — rzuciła, unosząc nieznacznie brew, na słowa nieznajomego. To wszystko było komicznie nierealne; siedzieli sobie przy wyimaginowanym strumyczku, pełnym równie wyimaginowanych ryb, które ocierały się o ich nogi. Wokół rosły drzewa, spadały różowe płatki i panował spokój. Spokój, którego Furu nigdy nie zaznała w realnym życiu. Zawsze coś jej go przerywało - ogromne wymagania jej rodziców, ograniczenia, ciężkie treningi, rozdarcie pomiędzy dwoma światami: klanem a normalnością i Nakano, jej śmierć i ogromne poczucie winy, ba, nawet własna śmierć! Kobieta znajdzie w swoim życiu dosłownie wszystko tylko nie błogi spokój jaki teraz odczuwała w tym nieistniejącym ogródku. Skoro los zesłał jej tak łaskawego yokai to towarzystwa, zamierzała czerpać z tego snu pełnymi garściami. Aż drugo uwierzyć, że był dawnym członkiem jej klanu i nie przyszedł utrudniać jej życia. Miła odmiana. Gdy padło zadziwiająco nijakie pytanie ze strony chłopaka, Tahibana parsknęła cicho, spoglądając na zaplatającego warkocz kuzyna.
— Więc przychodzisz sobie pogadać o pogodzie? Żadnych jęków, skomleń i błagań? Tu mnie zaskoczyłeś. Kolejny plusik. — westchnęła, wbijając spojrzenie w wodę, skupiając go na cielskach karpi, które wciąż tłoczyły się przy zanurzonych w wodzie stopach - zresztą - teraz nie tylko tych jej. Po dłuższej chwili zastanowienia nad tym, jak opisać swój dzisiejszy dzień, wzruszyła lekko ramionami i wróciła spojrzeniem na chłopaka, szybkim ruchem ręki zakładając niesforne kosmyki włosów za prawe ucho i tym samym uwydatniając bliznę na policzku, która przez nań przechodziła. — Całkiem znośnie, bym powiedziała. Oczywiście, ogrom pracy. Kurczaki same się nie przygotują, klienci sami nie obsłużą, cele nie zabiją. — rzuciła to tak lekko, jakby fakt, że zamordowała już ciekawą liczbę ludzi był... normalny i równy reszcie wspomnianych czynności. Kto jak kto, ale członek Minamoto (nawet były) nie powinien być tym jakoś bardzo zgorszony. Ba, każdy inny człowiek który miał odrobinę większy mózg od przeciętnej szyszki, zdawał sobie sprawę z możliwości Minamoto. Poza tym, nikomu nie było bliżej do wszystkiego co związane ze śmiercią, niż samemu yokai. — A jak tam twój, hm? Długo snujesz się po granicy?
Tahibana Furuko
Saga-Genji Hayate

Wto 4 Paź - 1:31
 Skinął lekko głową. Za życia często musiał się zmagać z koszmarami, choć raczej nie wywołanymi przez wyjątkowo złośliwego, uczepionego do niego ducha, a nawracającymi z powodu traumy, której doświadczył będąc nastolatkiem. Nie lubił ich, jak chyba każdy. Trzeba było być naprawdę mocno odklejonym, żeby nie reagować negatywnie na nieprzyjemne obrazy pojawiające się zamiast przyjemnego, kojącego snu. To była jedna z przyczyn, dla których przejmując kontrolę nad otoczeniem, nie sprowadzał na śniącego okropnych obrazów, z których każdy obudziłby się zlany potem i niewyspany.
 – Ach, fakt. Wybacz mi moje maniery… – odezwał się cicho i delikatnie oczyścił gardło. – Aaa, ja biednyyy, bezpański, bezcielesny, uciśniony, zrozpaczonyyy – zajęczał na jednym wdechu, teatralnym gestem przykładając wierzch dłoni do czoła niczym mająca niebawem omdleć dziewica. Zaraz po tym uśmiechnął się do kobiety, powracając do zaplatania długich włosów. Tak, przecież nawiedzenie przez yūrei wiązało się z koniecznością żebrania o pomazanie się wzajemnie krwią. Ciężko było ukrywać, że wolałby jednak istnieć w formie cielesnej zamiast egzystować na samej granicy światów, słaby, bezużyteczny, bez dostępu do wszystkich dobroci, które oferował świat materialny.
 – A gdyby tak wytresować kurczaki, żeby zabijały cele, które najpierw zostaną zmuszone do obsłużenia klientów? – Żarciki się go trzymały. Nie wydawał się być wyjątkowo przejęty faktem, że obok siedziała zabójczyni. W tej chwili i tak nie mogła mu za wiele zrobić, a Hayate doskonale zdawał sobie sprawę z tego, czym zajmuje się całkiem spora część jego rodzinki. Klan tylko z zewnątrz wyglądał na dumnych potomków cesarzy, od środka byli zgnili, zepsuci, a z ich szaf wysypywały się trupy. Istniały wyjątki, ale nieliczne. Łatwiej w Minamoto było spotkać mordercę, lubującego się w torturach zwyrodnialca lub kogoś, kto wszystko ładnie zatuszuje, kręcąc się w kręgach politycznych i medialnych, niż osobę normalną, która kompletnie nic nie ma na sumieniu. Nawet on poniekąd był narzędziem klanowej propagandy.
 – Nic mnie jeszcze nie zjadło, więc chyba mogę to uznać za sukces. – Zawsze miał optymistyczne nastawienie do świata i szukał pozytywów w najdrobniejszych elementach. – A który w sumie mamy rok? – Gubił się już w obliczaniu. Najpierw wydawało mu się, że jest duchem od niedawna, potem nagle myślał, jakby minęła już wieczność. Czas po śmierci zdawał się mijać zupełnie inaczej. Nie wykonywał swoich codziennych rytuałów – wstawania wcześnie rano tylko po to, żeby w spokoju poćwiczyć jogę, przygotować sobie śniadanie i wziąć poranną kąpiel, przeglądania sieci w poszukiwaniu nowinek, zaglądania na media społecznościowe, wrzucenia swojej fotki z jakimś motywacyjnym tekstem dla obserwujących. Teraz jego dzień sprowadzał się do snucia po znanych mu miejscach, przyglądania się z ukrycia bliskim, poszukiwania osoby, z którą spędzi noc w jej umyśle, chcąc uciec od swoich problemów.
Saga-Genji Hayate
Sponsored content
maj 2038 roku