Jino / Toshiko
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Yu Jino

23/9/2022, 23:44
3 kwietnia 2036 roku

Odurzający zapach powoli kwitnącej wiśni dominował powietrze. Delikatne, różowe płatki brutalnie oderwane od drzewa i wywiane w nieznane, zwiastowały nie tylko rozpoczynającą się wiosnę, ale i rok szkolny - dla jednych przyjemny okres częstszych spotkań z przyjaciółmi, dla drugich mus stawania naprzeciw ciężkim egzaminom, użerania się ze znienawidzonymi nauczycielami czy też kolegami z nowo wymieszanej klasy. Jino, pomimo naprawdę wielu przeciwskazań - uwielbiała szkołę. Kochała kółka, lekcje, korepetycje, długie przerwy obiadowe spędzone z przyjaciółmi, a najbardziej fakt, że od wczesnego ranka do późnego wieczora przebywała poza domem. Wszelakie dłuższe przerwy dla tej młodej dziewczynki wcale nie kojarzyły się z beztroską, wyjazdami nad morze czy słodyczą topiących się lodów, a z obelgami, krzykami i - cóż - przemocą. Podczas roku szkolnego czy okresu egzaminów nie musiała dawać żadnych wymówek by unikać kontaktu z macochą; mogła bez większych kłótni siedzieć zamknięta w pokoju z nosem w podręczniku i słuchawkami na uszach. Kobieta z którą przyszło jej mieszkać (i którą pod przymusem ojca musiała nazywać matką, co młodej dziewczynie wydawało się lekką przesadą!) mogła jej nienawidzić, ale nie mogła ingerować w jej naukę. Stopnie i osiągnięcia były jedynymi rzeczami, które chroniły Jino. Miała i była w oczach dorosłych jedynie ładną, porcelanową laleczką, której jedynym, życiowym celem było zadowalanie i spełnienie chorych ambicji jej ojca. Jej brat wyłamał się z tego chorego schematu -  dziewczynka nie, bądź nawet nie chciała. Taki układ jej pokrętnie pasował. Niczym przyczajony tygrys, jeszcze nieco zastraszony i wychudzony, wyczekiwała najlepszego momentu na atak by wyrwać się z tej chorej klatki. Dlatego każda minuta spędzona poza domem była dla niej na wagę złota. Niczym zakazany owoc zmuszał Jino do zakładania maski uśmiechu, łapania się każdej okazji by zasmakować normalności, akceptacji i uwagi.
Trzeci dzień początku liceum dobiegł końca, a zegar wskazywał 17:45 gdy Jino opuszczała mury szkoły. Miała za sobą długie lekcje i spotkanie kółka teatralnego by omówić ambitne plany na ten rok. Niebieskooka nie byłaby sobą, gdyby nie zapisała się na milion kółek: teatralne, matematyczne, ogrodnicze, kucharskie... Trochę tego było! Szła jednak sama, ubrana w elegancki mundurek z logiem szkoły na jednej z kieszonek drogie marynarki. Nienawidziła go. Ojciec narzucił jej to liceum w "sugestii od serca" i chociaż kolor mundurka był ładny, a spódniczka z przyjemnego materiału, Jino zdawała sobie sprawę, że nie posłał jej tu dlatego. Na ramieniu miała specjalną torbę, a delikatny, ciepły wiatr rozwiewał luźne kosmyki jej włosów gdy przemierzała ulicę w powolnej drodze do domu. Nie śpieszyło jej się. Wyciągnęła komórkę, od niechcenia przeglądając listę pobranych aplikacji. Pewnie znaczną część drogi spędziłaby wpatrzona w ekran, jednak gdy przechodziła przy jednym z bardziej okazałych sklepów, rzuciła jej się w oczy dziewczyna o jasnych, niebieskich włosach. Również miała na sobie mundurek, ale z zupełnie innej szkoły niż Jino, co zaintrygowało dziewczynkę. Chociaż bardziej fakt, że spojrzenie nieznacznie starszej dziewczyny, było łakomie utkwione w jednej z wystawionych toreb, a ona potrzebowała wymówki by opóźnić powrót do domu i konfrontacje z macochą, która pewnie (znowu) odmówi jej odgrzania obiadu.
— Ładna, prawda? — zagadnęła, ustając obok dziewczyny, uśmiechając się nieznacznie, mając spojrzenie utkwione we wspomnianej torbie. — Podobają mi się te subtelne zdobienia. Motywy kwiatowe są naprawdę przyjemne dla oka, nie sądzisz? — dodała, zerkając na niebieskowłosą z wesołym uśmieszkiem.
Yu Jino
Akiyama Toshiko

17/10/2022, 02:37
 Nie znosiła zimy. Przez kilka miesięcy miała istny obóz przetrwania, chodziła niewyspana, starając się utrzymać w nocy źródło ciepła albo budząc się przez gwiżdżący w szczelinach wiatr. Było znośnie tylko wtedy, kiedy nie leżał śnieg, ale jeśli akurat nie było mrozu, to z kolei dowalało deszczem, a to również nie było miłe doświadczenie dla kogoś, kto rozbijał się po ruinach. Zwykle po prostu zimowała w sierocińcu, ale były to tereny ich ugrupowania, a nie chciała zostawiać taty samego. Ten niby potrafił sobie poradzić, ale najchętniej wciągnęłaby go w szeregi nastoletnich „gangusów”. Martwiła się o niego, choć to raczej powinno działać na odwrót.
 Nadchodziła wiosna, a wraz z nią dłuższe, cieplejsze dni. Mogła powoli pozbywać się warstw ubrań, przestać wyglądać jakby założyła na siebie pół szafy jednocześnie – i to takiej szafy zamieszkałej przez mole, gdzie na dodatek spora część garderoby pochodziła od starszego rodzeństwa. Początek roku szkolnego pozwalał jej jednak wyglądać w miarę normalnie. Z wszystkich ubrań, które posiadała, mundurek był najczystszy, najbardziej zadbany i jako jedyny nie wyglądający jak znoszony czy wywleczony z gardła wyjątkowo zawziętemu psu. Niestety, z racji pochodzenia w szkole patrzono na nią krzywo, więc tak długo, jak przypominała przeciętną uczennicę, tak też nie spotykała się z dręczeniem czy wyśmiewaniem. A przynajmniej nie w tak dużym stopniu, jak gdyby chodziła do szkoły w powyciąganym sweterku i spranej, starej spódnicy.
 Nie udzielała się jakoś wyjątkowo w uczelnianej społeczności. Miała wystarczająco dużo własnych zajęć po lekcjach – praca, którą zarabiała trochę grosza na własne utrzymanie dla odciążenia Jirō, sprawy Kyōken – toteż nie była w stanie jeszcze dobrać do tego dodatkowych lekcji i aktywności. Może poza kółkiem chemicznym, na te zawsze znajdowała czas. Była zdania, że warto poświęcić temu przedmiotowi odrobinę więcej uwagi niż tylko odbębnianie podstawy programowej. Wszystkie te analizy, równania, wiązania, reakcje, eksperymenty… Zdawała sobie sprawę, że można na tym zarobić – zarówno w legalny jak i nielegalny sposób. Interesowały ją też inne zastosowania chemii, jak choćby tworzenie pułapek czy bomb, w tym tych dymnych. Na szczęście nie pakowała się w na tyle niebezpieczne sytuacje, żeby coś takiego było na jej użytek, ale niewątpliwie inni z ugrupowania mogliby skorzystać na jej wiedzy. W końcu mało która sierota z Nanashi decydowała się na edukację w szkole.
 Nie wiedziała nawet co ją skłoniło do zatrzymania się przed sklepową witryną. W pewnym momencie po prostu przystanęła i spojrzała na szybę, a następnie na spoczywającą zaraz za nią na wystawie torbę. Swoją powinna już raczej wymienić – wyglądała na używaną już od wielu lat i Toshiko często bała się, że któregoś dnia dno wreszcie zrezygnuje, wysypując z wnętrza wszystkie książki i zeszyty, które ze sobą nosiła. Prędzej jednak sama spróbowałaby uszyć coś ze znalezionych materiałów niż wydawać pieniądze na coś stworzonego profesjonalnie i pachnącego nowością. Nie mogła sobie pozwolić na takie wydatki i prawdę powiedziawszy, poniekąd nawet nie byłaby w stanie ot tak wyjść z taką nówką na miasto. To nie był jej styl. A i w samej dzielnicy, w której mieszkała, ktoś mógłby na nią napaść dla samego zysku z takiego cacka. Śledziła więc wzrokiem każdy szew, każdą nitkę, która składała się na zdobienia. Byłaby w stanie zrobić sama coś w miarę podobnego, a materiały wyniosłyby kosztowo znacznie mniej niż gotowy produkt. Gorzej tylko, że nie miała dostępu do żadnej maszyny, więc wszystko musiałaby robić ręcznie, igłą.
 – Tak – odpowiedziała cicho i krótko, kiedy obok niej przystanęła inna dziewczyna. Na początku nawet nie odwróciła wzroku w jej stronę. – Chociaż kolory nie do końca mi się podobają. Zbyt krzykliwe jak na mój gust. – Wreszcie odkleiła spojrzenie od przedmiotu, żeby zbadać oblicze odrobinę wyższej od niej postaci. Akiyama nie należała do wyjątkowo rozmownych, a już na pewno nie do ufnych osób, nauczona przez życie, że nawet najmilsza z pozoru persona potrafi zaraz zmienić swoje nastawienie. Tego też spodziewała się w tym przypadku, widząc, jak ubrana jest jasnowłosa. Wyglądała ładnie, jej mundurek wyglądał na znacznie droższy od tego, w który odziana była Toshiko. Domyślała się, że to raczej reprezentantka jakiejś prywatnej uczelni, ewentualnie którejś z tych bardziej prestiżowych państwówek, do których ogrodzenia taka biedota, jak ona, nie śmiałaby się nawet zbliżyć.
Akiyama Toshiko
maj 2038 roku