The blackbird watches as I walk into the night | Aoi, Żałość |
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Munehira Aoi

Czw 29 Wrz - 18:39
Początek lipca 2033, późny wieczór

To już piąty raz dzisiejszego dnia, kiedy mężczyzna bez pośpiechu schodził betonowymi schodami; nie próbując nawet łapać się metalowej poręczy. Nie miało to przecież sensu. Nic nie miało sensu. Nie była to szczególna nowość w jego życiu, gdyby nie fakt, że tracił rozeznanie coraz mocniej, przez co brak sensu stawał się skrajnie sensowny. Pustka, która zdawała się tak materialna, że można było na niej zakleszczyć palce.
Nie pokonywał trasy spod laboratorium do swojego mieszkania w sposób świadomy. Wszystko stało się tak tragicznie machinalne, że Aoi był praktycznie w stanie poczuć, jak przewraca mu się na drugą stronę żołądek. Znał na pamięć ilość schodków, ich wysokość i szerokość. Stopy układały się na powierzchni w ten sam spokojny sposób, jakby naturalnie odnajdując swój wcześniejszy ślad.
Jeszcze tylko kilka razy... Jeszcze tylko kilka razy... Jeszcze tylko chwila...
- Jushi! No już... To przestaje być zabawne. Wychodź! - Miękki głos, chociaż zmęczony i objęty nieznaczną chrypą od wielogodzinnego (wielo-mięsięcznego) nawoływania, zdawał się ginąć w lepkim powietrzu. Może gdyby nie ten elektryczny szmer maszyn, usłyszałaby jego głos? Nie czuł jej. Nie czuł jej od dawna. Te cholerne automaty.
Sylwetka mężczyzny zatrzymała się u podstawy schodów, jakby nagle ktoś odłączył od niego zasilanie.
Szmer... ten paskudny szmer...
Prawa dłoń bezwiednie powędrowała do ust, na krótki moment przykrywając je skrwawionymi palcami. Uczucie dolnej wargi, a raczej tego, co po niej zostało; zwisającego, luźnego fałdu skóry, już nie szokowało. Tak miało być. Tak było zawsze. Prawda?
Najesz się i wszystko wróci do normy.
Munehira przestał zastanawiać się nad tym, dlaczego już na nikogo nie wpada, dlaczego nie odbija się od ludzi, których nie zauważa, a którzy przez własny pośpiech nie zwracali uwagi, że ten idzie z psem przewodnikiem albo macha na prawo i lewo laską. Może właśnie taka była naturalna kolej rzeczy. Ty nie widzisz ludzi — więc zaczynasz też niknąć dla nich. Znikasz. Chociaż nigdy nie miałeś okazji być zobaczonym.
Cmokanie i kolejne nawoływania płynęły z jego ust monotonnie. Niczym mantra powtarzana setki razy. Gorączkowe krzyki i panika, były słyszalne jedynie początkiem dnia. Z każdą kolejną godziną, im niżej rozścielała się skołtuniona, ciężka noc, siła przebicia malała. Malała też nadzieja, aby razem z ciepłem pierwszych promieni słońca znowu powrócić. Ciepłem, którego nie był w stanie wyczuć. Ciepłem, które docierało do niego jedynie w formie ulotnego zapachu świeżo wyprasowanych koszul ludzi, których mijał w ich drodze do biur. Tanie wody kolońskie, słodkie bułki w dziecięcych rączkach i ten ujmujący zapach zdenerwowania, który wypadał z ich ust przy każdym nerwowym komentarzu w stronę innych przechodniów.
@Miyazaki Żałość Tsukiko


The blackbird watches as I walk into the night | Aoi, Żałość | 0YAOCnr
Munehira Aoi

Warui Shin'ya and Miyazaki Żałość Tsukiko szaleją za tym postem.

Miyazaki Żałość Tsukiko

Nie 2 Paź - 2:32
Brzęknięcie filiżanki odstawianej na spodek sprawiło, że Tsukiko oderwała wzrok od czytanej gazety, i skierowała szare oczy na siedzące naprzeciwko niej medium. Lekko blada twarz senkenshy sprawiła, że zmarszczyła z delikatnym niepokojem brwi.
  — Mówiłam, że powinieneś dzisiaj zostać w domu — powiedziała, wyciągając dłoń do przodu, by palcami dotknąć czoła mężczyzny. — Gorączka jeszcze ci nie zeszła.
  Po tylu latach spojrzenie spode łba już na nią nie działało... a w sumie to nie działało od samego początku ich znajomości. Podobnie jak wykrzywione w wyrazie dezaprobaty usta, czy mieszanina niezadowolenia i oburzeniem w oczach.
— Miałem ominąć nasz zwyczaj stawiania ci śniadania w środę, Tsuki? Ranisz moje serce — mruknął senkensha z przekąsem, pastwiąc się nad swoją bezą z kremem.
  Miyazaki uniosła lewą brew i postukała się palcem w skroń, dobitnie wskazując, co sądzi o tej wypowiedzi. Nie pozwoliłaby sobie na takie zachowanie przy nikim innym, ale medium miało swoje specjalne przywileje, w tym sporadyczne okazje do zobaczenia jej w nieco luźniejszej, swobodniejszej wersji.
  Tego dnia ostatecznie udało jej się wykopać go z powrotem do mieszkania, ignorując jego protesty i marudzenie.  Po zakupieniu leków, zawinięciu go w koc i zostawieniu na straży innego yūrei, bo oczyma wyobraźni widziała, jak ledwo wychodzi z domu, a medium od razu leci na łeb i szyję podjąć się jakiegoś szalonego zadania, mogła finalnie wyjść na miasto. Najwyższy czas było sprawdzić ostatnio zasłyszane plotki o regularnie błąkającym się na konkretnej trasie duchu.
  Katana, której pochwa obklejona była talizmanami rozpraszającymi uwagę, jak zawsze przypięta była do jej lewego boku.  Odkąd dostała ją jakieś trzy lata temu, praktycznie w ogóle się z nią nie rozstawała, co nawet dla niej było zaskakujące. Jednak z demonami i yōkai nie zawsze szło się dogadać za pomocą perswazji, a reagowała iście alergicznie na próby pożarcia jej medium, czy dusz wziętych pod opiekę.
  Bojowanie z upartym senkenshą zajęło jej praktycznie cały dzień, ale po latach nie(życia) niespecjalnie obawiała się ciemności, chociaż niektóre stworzenia robiły się bardziej agresywne, gdy zapadał zmrok. Ona jednak przechodziła przez tłum z naturalną płynnością, niskie obcasy wybijały równy rytm, a wysoki wzrost dawał jej pewną przewagę.
  Jednak najpewniej to naturalna pewność siebie i idealny spokój sprawiały, że rzadko kiedy ktoś zachodził jej drogę. Co jakiś czas szare ślepia zatrzymywały się na dłuższą chwilę w pewnych punktach, ale ogółem nie robiła sobie żadnych przystanków. Stanęła dopiero wtedy, gdy jej oczom ukazała się chodząca połamana dusza. Yūrei.
Cienka linia pomiędzy piękną makabrą a czystym psychotyzmem.
  Przez chwilę po prostu go obserwowała, jakby starając się go wyczuć. Jego emocje. Popęd obsesji, która utrzymała go przy życiu. Kogo woła? Kogo zostawił na tym świecie? Co pragnie zrobić? Powoli wznowiła swój krok, wiedząc, że niedługo pewnie stanie się świadomy jej obecności. Faktu, że ktoś go widzi, słyszy, wyczuwa. Kim jest? Jak długo jest martwy? Czy wie, że już nie żyje?
  — Podejrzewam, że ten wieczór nie jest specjalnie dobry, więc może pominę samo powitanie — odezwała się, będąc już blisko, ale nie na tyle, by naruszyć jego przestrzeń, czy narazić się na nagły skok w jej stronę. — Wydaje mi się, że kogoś pan szuka. Mogę jakoś pomóc?
  Głos miała łagodny, wypełniony spokojem i pewną dozą ciepła. Nie było co zaczynać od wysokiego c, czy komentowania wyglądu, bo śmierć potrafiła być dla niektórych wyjątkowo bezlitosna, a rzadko kiedy miało się na to jakikolwiek wpływ. Nie nastawiała się na nic konkretnego przy tym spotkaniu, bo każdy yūrei był inny i reagował inaczej na obce dusze.

@Munehira Aoi


The blackbird watches as I walk into the night | Aoi, Żałość | Sfq5ql1
Miyazaki Żałość Tsukiko

Munehira Aoi ubóstwia ten post.

Munehira Aoi

Nie 2 Paź - 22:12
- Jushi! DO JASNEJ CHOLERY! - i to ten ostatni krzyk, wypchany siłą przez zaciśnięte gardło, rozrywał wręcz płuca, rozbryzgując się paskudnie w gęstym powietrzu, zanim coś, co było kiedyś ciałem, upadło na kolana. Bezsilność. Taka sama jak ta, którą odczuwał już wcześniej, w dniu, w którym zębiska rozdzielały między sobą kolejne porcje mięsa. Jak komicznie, znajdować się w tym samym miejscu każdego dnia, nie mając świadomości, co tak naprawdę się w nim wydarzyło. Jak zabawnie trwać w zawieszeniu, między życiem a śmiercią, nie wiedząc, że do tej śmierci jakkolwiek doszło. Jak paranoicznie. Jak miło. Jak okropnie żałośnie być pędzonym przez psi warkot, który istnieje już tylko między myślami.
  Słuch potrafił go zawodzić, szczególnie od dłuższego czasu zauważał, że dźwięki nawarstwiają się w inny sposób niż zazwyczaj. Wyłapywał brzdęki i dudnienia, jakich w życiu nie słyszał, a kroki ludzi były jedynie zmorą, jaka potrafiła gładko się przez niego prześlizgnąć i kontynuować swój spacer poza jego ciałem. Jakby nie był już dla nikogo przeszkodą. W krótkim spazmie zmęczenia, mężczyzna ułożył obie dłonie płasko na ziemi, podpierając na drżących ramionach korpus. Narastająca irytacja łączyła się z przerażeniem, którego źródła nie potrafił w sobie zlokalizować. Było czymś, co przylgnęło do niego jak uporczywa plama, skaza na skórze, której nie dało się zmyć nawet żrącym wybielaczem. Wszystko było przykryte lepką breją. Nawet dźwięki kiedyś tak czyste i klarowne. Dopiero ten zapach... Muśnięcie róż, ciętych przez ambergris. Nie, nie ambergirs. Ambroksan.
Słabniesz, bo jesteś głodny... Zaczyna Ci brakować siły... Tlenu, Aoi.
  Krótki haust powietrza ze świstem rozbił się po obnażonych zębach, łaskocząc chropowate podniebienie. Nie był sam. Posmak alkoholu dodawanego do perfum rozścielał się leniwie na podniebieniu. Nie był to jednak zapach, który płynął bezpośrednio od kobiety, która przystanęła nieopodal jego szarpanego emocjonalnymi konwulsjami ciała. Zbliżał się ktoś jeszcze. Zlany tanią podróbką „lepszej marki". Munehira nie mógł ryzykować, że stanie się pośmiewiskiem, że kolejna osoba odnajdzie go w tak żałosnym stanie. Intuicyjnie nadstawił prawe ucho w kierunku schodów, podnosząc się powoli do góry. - Trzy... dwa... jeden... - odliczał nagłos, zwracając twarz w stronę, z której wcześniej udało mu się wyłapać zlepek słów i jakże wielkoduszną ofertę pomocy. Nie mylił się. Zaraz po głośnej „jedynce”, betonowe schody zaczęły odbijać dźwięk płaskiego obcasa męskich butów. Ciężki krok, sapiący oddech, zapewne spowodowane przez nadwagę. Męczące perfumy, jakimi zalewali się mężczyźni w średnim wieku, chcąc pachnieć bardziej męsko, bardziej dominująco. Aoi nie mógł ukryć rozbawienia, zdając sobie sprawę z tego, że chociaż miał rację, nie mógł tego zobaczyć. Krótki śmiech, rozbijający się na dnie gardła, towarzyszył mu, kiedy obie dłonie przykryły pokiereszowaną twarz.
- Nie wiem. Nie wydaje mi się - rozpoczął, wygaszając śmiech, który nadal dźwięczał między słowami. Niby jak mogła mu pomóc, jeżeli Jushi nie reagowała na JEGO wołanie. Uciekła? Ktoś musiał jej coś zrobić, to jedyna możliwość, tak, to jedyna racjonalna możliwość. - Wydaje mi się, że nie, chyba, że... - dodał przeciągle, przenosząc dłonie z twarzy na tylne kieszenie spodni, przeszukując je mozolnym ruchem.
Wiesz, wydaje mi się, że ich kolor można porównać do zapachu jaśminu, Aoi. Jest słodki, ale można go poczuć... taką lekkością w głowie. Coś mniej więcej takiego.
  - Musiałem zostawić telefon w domu, tak, musiałem go tam zostawić - rozgoryczenie lało się z jego ust strumieniami, zmieniając się w niemrawy szept. Jak miał jej powiedzieć, jak wygląda Jushi, jeżeli nie miał przy sobie jej zdjcia? Jak miał ją opisać? Niby jak do jasnej cholery miała mu pomóc, nie wiedząc, jak pachniała jej sierść, jak miękko przelewała się między palcami?

@Miyazaki Żałość Tsukiko


The blackbird watches as I walk into the night | Aoi, Żałość | 0YAOCnr
Munehira Aoi

Miyazaki Żałość Tsukiko ubóstwia ten post.

Miyazaki Żałość Tsukiko

Nie 9 Paź - 23:36
Szare oczy wpatrywały się w yūrei z nienaturalnym dla większości ludzi spokojem. Poszarpane ciało, ciągnące się kawałki skóry i krew nie stanowiły przyjemnego widoku, ale nigdy nie oceniała aparycji fizycznej innych dusz. Szukała czegoś więcej. Szukała głębiej, jakby mając nadzieję, że wzrok przeżre się przez niematerialną tkankę i odsłoni sploty emocji, pragnień, potrzeb i obsesji.
  Kim jesteś? Dlaczego tutaj jesteś? Co trzyma Ciebie akurat w tym miejscu? Czy pożądasz władzy? Zemsty? Pieniędzy? Ratunku? Rodziny? Utraconej miłości? Swojego zabójcy? Było nieskończenie wiele możliwości, ale zawsze sprowadzały się one do jednego. Stanowiły cel. Silny, niemalże obsesyjny, napędzany emocjami, nawet, gdy pozornie ktoś zachowywał się obojętnie. Żaden yūrei nie był od tego wolny. Całe ich jestestwo skazane było na słyszenie tego cichego głosu z tyłu głowy, że MUSZĄ coś zrobić.
  Czy on już wiedział? Miała silne podskórne wrażenie, że nie. Śmierć przeważnie była zaskakująca. A nawet, jeśli nie, to wzbudzała tyle emocji, że w pierwszej chwili ciężko było zdać sobie sprawę, że mało kto ciebie widzi. Nikt ci nie odpowiada. Nie zwraca uwagi na to, co robisz, niezależnie od tego, jak głośno wołasz albo jak bardzo się starasz. Dla zmarłych medium potrafiło być to szokiem, a co dopiero dla ludzi, którzy nigdy wcześniej nie mieli pojęcia o zaświatach. Świat nagle wygląda inaczej. Pachnie w inny sposób. Skóra przestaje odczuwać temperaturę, krople deszczu nie sprawiają już takiej przyjemności, ani nie drażnią, gdy wpychają się do oczu.
  Chociaż miała teraz ludzkie ciało, ludzie instynktownie ją mijali. Niepewni wysokiego wzrostu, smukłej sylwetki, aury pewności siebie z charakterystyczną nutą, która nakazywała ostrożność. W pewnym momencie jednak, gdy mijające ją osoby przymknęły oczy, jej sylwetka zniknęła jak płomień zdmuchnięty przez świecę. A przynajmniej rozmyła się dla zdecydowanej większości, gdy zdecydowała się wrócić do formy yūrei. Obcasy ponownie stuknęły o chodnik, wilgoć przykryła włosy i do zwyczajowego zapachu doszła jeszcze ulotna woń deszczu i wilgotnej ziemi. Cmentarnego nagrobka, metalicznej woni krwi, a także żelaza.
  Śmierć pojawiła się w jej zapachu, chociaż na próżno było szukać smrodu rozkładającego się mięsa. Nie gniła przecież za życia.
  Z kolei ruchy nieznajomego wydawały jej się inne. Bardziej mozolne, chociaż wciąż na swój sposób pewne. Jednak dopiero widok jego twarzy sprawił, że zrozumiała. Ciemne brwi zmarszczyły się lekko, gdy trawiła przez chwilę tą informację, bo to jednak sporo zmieniało.
  "Nie wiem. Nie wydaje mi się."
  — Nie zdarza mi się pomagać osobom, którego tego nie potrzebują — powiedziała powoli po kilku sekundach namysu. — Jest jednak już bardzo późno, i istnieje szansa, że pojawią się tutaj nieproszeni goście. Może przynajmniej powie mi pan, kogo trzeba odnaleźć? Może natrafiłam na... Jushi po drodze.
  Wypowiedziała zasłyszane imię, musząc wiedzieć, jaką potencjalnie wywoła reakcję. Informowanie yūrei, że faktycznie nie żyją było mało przyjemnym procesem. Mężczyzna jednak błąkał się już zbyt długo, by mogła (bądź chciała) jakkolwiek to ignorować.
  — Wie pan, jak długo już pan chodzi tą trasą? — Jej głos wciąż był spokojny, uprzejmy, z łagodną nutą, ale krył w sobie też odrobinę trudnego do zrozumienia smutku.
  Nie zwracała teraz uwagi na otoczenie, ufając swojemu instynktowi, a także reputacji, która sprawiała, że słabsze istoty niechętnie próbowały zacząć na nią polować. Co z kolei sprawiło, że zaczęła się zastanawiać, dlaczego żaden yōkai nie zaczął jeszcze ostrzyć kłów na ślepego ducha.

@Munehira Aoi


The blackbird watches as I walk into the night | Aoi, Żałość | Sfq5ql1
Miyazaki Żałość Tsukiko

Munehira Aoi ubóstwia ten post.

Munehira Aoi

Wto 11 Paź - 3:49
Wydaje mi się... wydaje mi się... Ciągle mi się wydaje...
  Strzęp warg ponownie zaczął układać się w znajome słowa. Język zadrgał niepewnie pod ciężarem "wydaje mi się", ale nie wypchnął tego krótkiego zlepku banalności przed zęby. Zawsze wpółotwarta, dziurawa paszcza trzymała w potrzasku zgłoski, nie pozwalając im rozbrzmieć w pełni na złudnej wolności. Nie tym razem. Brzmiał przecież tak bezsilnie, tak żałośnie, a kolejne podkreślenie tego, mogło napiąć jedynie jeszcze mocniej rozedrgane sploty postrzępionej  stabilności, które znajdowały się na granicy pęknięcia. Jedno dodatkowe pociągnięcie, a z trzaskiem wyswobodzą wylegujące się na dnie trzewi Aoi paranoiczne, oślizgłe glizd, które żerowały na miękkiej tkance jego szaleństwa.
  Wydaje mi się, że nie powinnaś tak do mnie mówić.
  Wydaje mi się, że kłamiesz.
  Wydaje mi się, że się mylisz.
  Wydaje mi się, że nic nie czuję.
   Chcąc uniknąć zderzenia z osobami pokonującymi schody, Aoi wyciągnął subtelnie prawe ramię w bok; starając się zejść im z drogi, wykonał dwa niewielkie kroki. Jego poczucie przestrzeni różniło się znacząco od tej, którą posiadały widzące osoby. Na krótkie momenty, takie jak ten, mając świadomość, że ktoś jest blisko i że ktoś nadchodzi, stawał się bezbronny. Och jak szybko racjonalne rozumowanie potrafiło zmienić się w błędne. Świadomość nadal trzymała się w panicznym strachu logiki, śmiesznej tendencji życia. Bo jak inaczej miał wytłumaczyć sobie to, że nadal tutaj był, nadal słyszał swój głos, nadal szarpały nim emocje, kiedy tak naprawdę już od ponad roku nie miał prawa myśleć o sobie jako o człowieku. Życia już nie było. Razem z jego utratą, Munehira przestał być cielesną formą, w której spędził dwadzieścia cztery lata. I nie ważne, jakie byłyby te lata, były jakieś. Zawsze. Nieprzerwanie.
   Sylwetka Aoi wyprostowała się w pełni, zaraz po tym, jak ten starał się z prawdziwym zawzięciem strzepać dłońmi z kolan okruchy nieprzyjemnie nagrzanego od całodniowego słońca betonu. Umysł, chociaż nie odbierał żadnych cielesnych wrażeń, fabrykował je aktywnie w głowie mężczyzny. Beton musiał być szorstki i brudny. Musiał być rozgrzany. Musiał. Nie chciał przecież wyglądać jak strzęp człowieka. Nienaganny wygląd i postawa były czymś, czym zawsze się szczycił. Szerokie ramiona, proste plecy, podbródek subtelnie uniesiony do góry. Pewny siebie i nieświadom swojej żałosnej prezencji.
   - Zdecydowanie nie potrzebuję niczyjej pomocy - odgryzł się od razu cierpko, bez zastanowienia, pozwalając słowom wyślizgiwać się gwałtownie w nocny eter. Nigdy nie potrzebował niczyjej pomocy. Radził sobie świetnie. Zawsze. Bez wyjątku. Jeżeli kobieta myślała, że jej obecność może coś zmienić, może mu w jakikolwiek sposób pomóc, znajdowała się w wielkim błędzie.
  Jushi.
  - Słucham...? - miękkie pytanie uformowało się wręcz na granicy słyszalności, natomiast wzmianka o nieproszonych gościach odbiła się od mężczyzny niczym od ściany. Wystarczyło tylko JEJ imię, aby wszystkie myśli skumulowały się w jeden kłębek, wypełniając cały umysł, rozpychając boleśnie czaszkę.
   Jushi.
  Ucisk na klatce piersiowej zaatakował z podwójną siłą, jakby nagle ktoś kopnął go w tors. Wrażenie wlewającego się gęstego płynu prosto w gardło objęło świadomość Aoi, zagarniając całą jego uwagę. Nie mógł już liczyć na swoją pamięć, bo ta, wraz ze wszystkimi wspomnieniami niknęła w zastraszającym tempie. To, co wydarzyło się przed wbijającymi się długimi kłami w ciało, było mdłą wonią, która zlewała się z zapachem rozgrzanego asfaltu i spoconych ciał. Zamarł w bezruchu, wlepiając tępo pustą taflę tęczówki w miejsce, z którego docierał do niego różany niuans, przeplatany kobiecym, łagodnym głosem, który z każdą kolejną chwilą stawał się coraz bardziej raniący.
  - Nie zostawiła mnie... Została. Nie wiem... Wydaje mi się, że uciekła... - szept praktycznie niesłyszalny dla samego Munehiry, paskudnie nerwowy i nieskładny, prawie w fizycznej formie rozsypywał się na dłonie, które wyciągnął delikatnie przed siebie, jakby chciał się im przyjrzeć, nawet nie zwracając na nie ślepego wejrzenia.
   Wydaje mi się, że nigdy jej nie było.
  - Jushi jest psem. Jushi jest moim psem.
  Nie ruszył się ze swojego miejsca ani o milimetr. Trwał niczym posąg, marszcząc brwi, starając się skoncentrować na sensie słów rozmówczyni. Jak to, jak długo już chodził tą trasą? Klatka piersiowa unosiła się w krótkich, spazmatycznych oddechach, jakby mężczyzna starał się złapać na nowo rytm po sprincie. Jak to... jak długo?
  - Od kilku lat? - rozpoczął zziajanym głosem, czując, że zaczyna dyszeć jak pies, że sapliwość jego własnego brzmienia świdruje wnętrze uszu. - Doskonale znamy tę trasę. Ona nie może być nigdzie indziej... Wracamy do domu zawsze tą samą drogą - z każdym kolejnym oddechem, wrażenie straty i cierpienia, zaciskało gardło Aoi coraz mocniej, szarpiąc jego słowa. Obie dłonie bezwiednie skierowały się ku szyi, brnąc palcami przez mapę rozszarpanej skóry i głębokich ran, brodząc między nimi, jakby te nigdy nie istniały.

@Miyazaki Żałość Tsukiko


The blackbird watches as I walk into the night | Aoi, Żałość | 0YAOCnr
Munehira Aoi
Miyazaki Żałość Tsukiko

Sro 12 Paź - 23:39
Miyazaki drgnęła, gdy nagle usłyszała głośne krakanie po swojej lewej stronie. Zmarszczyła brwi, bezbłędnie kierując karcące spojrzenie na shikigami swojego medium – yōkai złudnie przypominającego kruka. Przez chwilę szare oczy były chłodne, czaiła się w nich nuta ostrzeżenia, ale wystarczyło mrugnięcie, by z powrotem wróciło do nich ciepło i spokój.
  Nieważne, że patrzyła się na krwawy strzęp czyjejś twarzy. Wzrok przesunął się bez nawet odrobiny obrzydzenia po wyzierających spod przerwanej skóry wilgotnych splotach ścięgien i mięśni, pokrytych kurzem i brudem. Brutalna, tragiczna śmierć zawsze wżerała się w duszę, narażając ją na całkowite poddanie się własnym obsesjom. Jakby sam fakt skonania nie był wystarczającym, to bez medium było się skazanym na nieustanne przyglądanie się, bądź czucie swojej nowej, niejednokrotnie pokracznej formy. Fizyczne dolegliwości nie istniały, ale miała wrażenie, że yūrei często cierpiały na ból fantomowy. Nie mieli już kończyn, a jednak nieustannie coś ich drażniło i drapało od środka.
  Spędziła większość swojego życia pomagając tragicznie zmarłym duszom. Zaleczanie ich psychiki było jeszcze trudniejsze, niż praca z żywymi ludźmi. Emocje były silniejsze. Ograniczenia znacznie większe. Tułanie się i uciekanie przed demonami i innymi storami, które chciały pożywić się ich energią. Ona sama również każde użycie katany na yūrei uznawała za porażkę, ale nigdy nie wahała się doprowadzić sprawy do końca. Skoro stwierdziła, że da sobie radę z pomaganiem im, to musiała też znosić konsekwencje tego, że nie każdego można uratować. Po śmierci ta świadomość stała się jeszcze bardziej bolesna. Człowiek zmieni się w mordercę i można go uwięzić. Dusza zmieni się w borei i nie jest już w stanie zawrócić z tej ścieżki.
  Natomiast yurei, które wciąż zachowywały się ludzko… często były najtrudniejsze. Jaźń związana z cielesnością, której już nie było, świadomość przykuta do wspomnień związanych z życiem, całkowicie ignorująca zmiany, które zaszły. To był przykry widok. Nie zmasakrowane ciało, a wibrujące emocje skrzywdzonej istoty.
  „Zdecydowanie nie potrzebuję niczyjej pomocy”.
  Tak. Nikt nigdy jej nie potrzebuje. Czasem tylko ktoś się wiesza na pętli w lesie albo urządza strzelaninę w szkole. Ginie z hukiem albo w ciszy, bez nikogo. Przyznawanie się do jakichkolwiek słabości było czymś, co gatunkowi ludzkiemu przychodziło niezmiernie trudno i nie, żeby stanowiła jakikolwiek wyjątek od tej reguły. Kiedy nie ma się już nic, to czasem tylko duma dzieli stabilny grunt od przepaści.
  — Nie będę temu zaprzeczać, więc może to przeformułuję i zrzucę ciężar na siebie. Ja odczuwam potrzebę, by ci pomóc, panie nieznajomy — Lekko cierpki uśmiech wykrzywił jej wargi, ale Aoi nie mógł tego widzieć. — Jestem Miyazaki Tsukiko i od razu zatrzymam zarzuty, że robię to z litości. Pomaganie to moje hobby, nawet jeśli ktoś tego nie pragnie.
  Pewna doza przekory wkradła się w jej spokojny głos. Jako psychoterapeuta, z czasów, gdy jeszcze żyła, to nigdy nie obrałaby takiej metody. Natomiast śmierć i kontakty z duchami zwiększają nieco elastyczność myślenia. Trzeba dobrze przygotować grunt pod wiadomość, że „przepraszam bardzo, proszę pana, ale jest pan martwy”.
  Słuchając Aoi odruchowo co jakiś czas potakiwała, wiedziona wieloletnim odruchem. Głowa była lekko przekrzywiona na bok, a spojrzenie uważne, co przypominało bycie obserwowanym przez chudego kruka.
  — Czy Jushi to pies przewodnik? Jakiej jest rasy?Aah, to nie będzie łatwe.
  Mozolne pytania. Bezsensowne. Znalezienie żywych, czy martwych ludzi było dostatecznie trudne, a co dopiero zwierząt. Może zmarła razem z nim. A może przeżyła i ktoś ją przygarnął. Może niczym Hachiko długo wracała w te same miejsca, nieustannie nieświadomie mijając się z właścicielem, aż w końcu zabrakło jej siły.
  — A czy pamięta pan, kiedy ostatnio był pan w domu? — To pytanie zawsze było absurdalne dla tych, którzy zatrzymali się na etapie, gdzie ciągle żywi stąpali po ziemi. — Lub kiedy ostatnio widział pan Jushi?
  Czasem trzeba złamać kość, by móc ją nastawić prawidłowo. Proces był bolesny i obarczony ryzykiem, ale yūrei wcale nie miały dla siebie całej wieczności. Mężczyzna i tak miał szczęście, że jeszcze nic nie zdecydowało się na niego zapolować, a wyglądał na perfekcyjną ofiarę... chociaż zawsze mógł trzymać jakieś asy w rękawie. Choćby nieświadomie.
  Głębokie wyparcie, dawka dysocjacji, zapewne szereg zaburzeń poznawczych. Silna obsesja, nieufność, niechęć. Przepis na katastrofę.

@Munehira Aoi


The blackbird watches as I walk into the night | Aoi, Żałość | Sfq5ql1
Miyazaki Żałość Tsukiko
Munehira Aoi

Pon 17 Paź - 22:55
   Resztkami sił próbował utrzymać się tego, co uważał za prawdę. Opuszki palców, które bezwiednie wędrowały między rozerwaną skórą, zatrzymały się na linii szczęki, jakby Aoi wyczuł pod nimi jakieś chorobowe zgrubienie ścielące się na kości. Swoista niepewność, przejęcie i lęk, przecięły jego twarz; odczucia, które wydawało mu się, że zdusił w sobie już lata temu. Kruczy skrzek, który przebił się przez chwilową ciszę, zdawał się docierać do jego uszu okrężną drogą, jakby ów dźwięk nie do końca należał do rzeczywistości, którą nazywał swoją, chociaż już od dawna nią nie była. Chociaż wijąc się w zapomnieniu i izolacji, miewał wątpliwości, czy kiedykolwiek była w jakikolwiek sposób częścią jego egzystencji. Czy tylko lawirował między ludźmi, udając, że należy do ich świata tak jak teraz. Życie i nie-życie Munehiry wcale nie różniły się od siebie tak znacząco, przez co zrozumienie, że to pierwsze jest już jedynie lichym wspomnieniem, za którym nie będzie nawet tęsknił, przychodziło w boleśnie trudny sposób. Chociaż nie chciał żyć, zdecydowanie wolałby nigdy się nie narodzić, niż utracić coś, czego nawet nie chciał, ale czego powinien pragnąć.
   -Jaki jest sens w pomaganiu, jeżeli ktoś nie chce tej pomocy? Zdaje się to być skrajnie...- tak bardzo chciał wycedzić „głupim”, ale zatrzymał się na moment, pozwalając resztką warg znieruchomieć w uśmiechu wypełnionym kpiną - męczącym hobby - obie dłonie oderwały się powoli od twarzy, splatając się na klatce piersiowej, kiedy mężczyzna uświadomił sobie, że kruczy skrzek, tak samo, jak i psi warkot, który co chwilę odzywał się w jego głowie, musi być jedynie omamem związanym ze zmęczeniem, wynikiem kilku nieprzespanych nocy, efektem bezsenności. Racjonalne wyjaśnienie. Naukowe, rozsądne, takie, jakie lubił. Takie, na jakim się wychował i jakiego się wyuczył.
   Analiza własnych słów przychodziła mu z trudem. Od dawna, miał wrażenie od całej wieczności, nie wypluł z siebie nic, co nie byłoby nawoływaniem. Chociaż doskonale pamiętał, że jeszcze dzisiaj wsuwał klucze do tylnej kieszeni spodni, wymieniając kilka grzeczności z ochroniarzem tuż przed swoim wyjściem z laboratorium. To musiało być dzisiaj, bo jakim innym, do jasnej cholery cudem, byłby tutaj teraz, gdyby działo się to wcześniej?
   Nie chce pomocy. 
   Klucze.
   Wystarczyło mu, że miotał się w emocjach, których kontrolowanie pochłaniało resztki energii, jaką posiadał. Kolejne pytania, zdawały mu się jedynie coraz to nowszą formą wysysania drogocennych sił, które były mu teraz skrajnie potrzebne do odnalezienia Jushi. Nie wierzył w to, że obca osoba, faktycznie byłaby w stanie mu teraz pomóc. Żeby kiedykolwiek ktoś obcy był w stanie bezinteresownie zaproponować swoją pomoc. To nie było czymś naturalnym.
- Tak... tak. To mieszaniec labradora i husky, tej wysokości... - rozpoczął z lekką niepewnością i poirytowaniem, starając się rozsądnie rozkładać słowa na całej linii wydechu, aby głos nie załamał się żałośnie gdzieś w połowie. Prawą dłonią przeciął powietrze na wysokości poniżej połowy swojego uda, zaznaczając mniej więcej wysokość kłębu suki. Hiperwentylacja, której widmo wisiało nad mężczyzną jeszcze chwilę temu, zaczęła się wycofywać, ale jego klatka piersiowa nadal nie potrafiła się w pełni uspokoić, unosząc się nieregularnie.
   Nie chciał pomocy, czy jej nie potrzebował? Sam nie był tego pewien. Potrzebował ów nieznajomej kobiety tak samo mocno, jak miał dosyć tej niewygodnej konwersacji, która niczego nie wnosiła. Gdyby zadał pytanie o dzień, godzinę czy nawet pieprzony rok, jej odpowiedź nic by nie zmieniła. Nie ufał jej. Jednak wszystko, co składało się na to dziwne spotkanie, niby z przypadku, zaczynało mu podejrzanie śmierdzieć. Z drugiej strony, pilnowanie dni tygodnia nie miało sensu. Każdy dzień wyglądał tak samo. Nie było istotnym, czy jest czwartek, czy niedziela. Wszystko działo się zgodnie z narzuconym schematem. Od zawsze. Nie, nie pamiętał, jaką aktualnie mieli datę... Nie pamiętał ile godzin temu Jushi wyślizgnęła mu się z dłoni i w jaki sposób to nastąpiło. - Ciemnobrązowe oczy, jasna sierść, chyba z białymi elementami na pysku.
   - Dzisiaj? - niepewność w jego głosie podkreśliła jeszcze mocniej dłoń, która zadrgała najpierw, aby po chwili zacisnąć się w pięść. Tak, jak przez cały czas starał się zachować dystans między sobą a kobietą, tak teraz wykonał dwa niepewne kroki w jej kierunku. - Dzisiaj... - odezwał się ponownie, tym razem pewniej, bardziej stanowczo wypluwając krótkie słowo.
   Która jest godzina. Która jest do kurwy nędzy godzina...
   Stres, zmęczenie psychiczne, wycieńczenie, które zaciskało się na skroniach mężczyzny, napierało z każdą mijającą minutą jedynie silniej. Czuł, że kobieta nieświadomie rozkopuje swoimi pytaniami zakopany grudą lichej ziemi, tlący się pod nią żar, który tylko czekał na, chociaż subtelny powiew wiatru, aby rozpocząć brutalny pożar. - Dzisiaj - ostatnie powtórzenie gryzło niczym dym wciskający się w gardło i kanaliki łzowe, penetrując bezlitośnie zatoki, rwącym bólem przesuwając się do płuc. Aoi nie zdawał sobie sprawy z tego, że świat, w którym teraz przyszło mu istnieć, jest dla niego łaskawy tylko i wyłącznie z jednego powodu — po śmierci zyskał coś, co pozwalało mu przetrwać między wygłodniałymi yokai. Tym, które się na niego zasadzały, po prostu śmierdział, te, na które mógł mieć wpływ, wolały sobie odpuścić, szarpane emocjami, które na nie przenosił. Był jak biologiczna broń, która mieszała paskudnie w głowie. Lęk, zdenerwowanie, rozpacz i żal, które w sobie nosił, były pożywką dla mocy, której stał się nosicielem.
   Jałowa, bladoróżowa smuga, niczym święty nimb przeradzający się w gruby splot plugawego węża, spłynęła łagodnie w sklejone krwią włosy, przesuwając się leniwie przez zmasakrowaną twarz, zakręcając wręcz wisielczą pętlą na bladej szyi.
   Dzisiaj. Dzisiaj... to było dzisiaj.

@Miyazaki Żałość Tsukiko


The blackbird watches as I walk into the night | Aoi, Żałość | 0YAOCnr
Munehira Aoi

Miyazaki Żałość Tsukiko ubóstwia ten post.

Sponsored content
maj 2038 roku