Watanabe Yoshino
23.03.2010 - 23.03.2023
Miejsce urodzenia
Ōwani, AomoriMiejsce zamieszkania
Asakura Grupa
neutralnyStanowisko
-Zawód
-Kolor włosów
Ciemny brązKolor oczu
PiwneWzrost
183Waga
81Znaki szczególne
Guz mózgu.
Brzmiało to jak wyrok, chociaż w istocie nim nie było. Wielokrotne, częste testy i badania wraz z mądrą opinią wszystkich świętych stanowiły, że jest on niegroźny o umiarkowanym przyroście. Nie naciskał jeszcze na żadne istotne partie, jednak umiejscowiony był on tak niefortunnie, że nie sposób było pożegnać się z nim nawet inwazyjnie, nie chcąc dodatkowo narażać zdrowia i życia jego żywiciela. Przyczyna? Nieznana. Obserwować i wrócić, gdy zauważy się cokolwiek niepokojącego. Można śmiało stwierdzić, że Yoshi, jak wołała go rodzina, był martwy jeszcze zanim to ostatecznie stwierdzono. Jego światem rządziły nakazy i zakazy. Bądź spokojny. Nie biegaj, bo upadniesz i uderzysz się w głowę. Ostrożnie! To niebezpieczne, odsuń się. Nie rób tego! Żadnych sportów! Uderzysz się i... umrzesz.
Po prostu umrzesz, zostawiając nas wszystkich w wielkim żalu.
Chował się wraz z bratem u dziadków w niewielkim miasteczku Ōwani, w północnym Aomori. Rodzice ciężko pracowali na utrzymanie synów i umożliwienie im przeprowadzki do miasta. Prawie wegetował, odsuwany od wszelakich rozkoszy lat młodzieńczych. Czuł się jak wyobcowany w tej wąskiej społeczności. Wszyscy byli dla niego bardzo uprzejmi, jednak zza pleców dało się słyszeć szepty. Widziało się smutny wzrok i potakiwanie na niezrozumiałe słowa. Był tym biednym chłopakiem z problemem, którego nie nazywano na głos jak gdyby guzem można było się zarazić. Miejscowi byli przesądni. Wychowani na starych prawidłach nie oszczędzali na pożałowaniu dla losu Yoshino, jednocześnie wykazując się zdumiewająco niskim jak na wiek, w którym żyli zrozumieniem dla jego przypadłości. On nie miał trzeciej ręki. Nie zwalczał sam siebie na poziomie błędu genetycznego. Nie brakowało mu ani oka, ani klepek. Był inteligentnym, młodym chłopcem, który słyszał i rozumiał to, co o nim mówiono. Po prostu coś rosło wraz z nim. Brak otwartości i wyolbrzymianie problemu sprawiło, że czuł się przez to jedynie bardziej i bardziej samotny.
Na półtora miesiąca przed 13 urodzinami Yoshino i Yashiro wreszcie udało się zaoszczędzić na mały, przytulny domek w Asakurze. Obaj bracia cieszyli się na zmianę środowiska, chociaż każdy z innych powodów. Yoshino chciał uciec od protekcjonalności i ograniczeń, Yashiro chciał przestać żyć w cieniu brata, którego uważał za bardziej kochanego. Nie nacieszyli się jednak swoją nową wolnością zbyt długo. Ōwani i Fukkatsu dzieliła nie tylko odległość, ale i gęstość zaludnienia, zabudowa, intensywność życia, czy poziom niebezpieczeństwa, na jakie mieszkańcy byli narażeni. Nie powinni wybiegać na tą drogę szarpiąc się za ubrania.
Zobaczył błysk świateł, usłyszał świst, trzask, wiele krzyków, które dochodziły z każdej strony. Niewinna, braterska sprzeczka, nieuwaga i rozpędzone auto stworzyły kompozycję, jakiej nie powstydziłby się żaden współczesny artysta. Zewsząd spływał na niego chłód – z każdym mrugnięciem, szybkim oddechem obejmował członki, korpus, głowę. Nie widział wtedy niczego, ponieważ świat zalała czerwień jego krwi. Słabym żartem był fakt, że zabijał go nie guz, którego wszyscy całe jego życie tak się obawiali, a przypadkowy, młody człowiek, który właśnie uciekał z powrotem w kierunku slumsów. Krzyczał i płakał, trwożąc się że nie słyszy nigdzie Yashiego. Potem... Potem utuliła go ciemność.
Był martwy dokładnie pięć minut i dwadzieścia dwie sekundy, nim serce wznowiło bieg. Nie pamięta niczego z tego okresu, jednak każda próba zajrzenia za tą zasłonę owocuje głębokim, niewytłumaczalnym, lecz paraliżującym stanem lękowym. Yashiro nie przeżył zderzenia. Główny impet skupił się na jego ciele, ponieważ znalazło się ono pomiędzy bratem, a maską. Dławiąc się krwią miał jeszcze nawoływać Yoshiego, jednak bez odzewu. Zupełnie jakby żaden z nich nie słyszał tego drugiego. Wielka, doprawdy straszna tragedia.
Jeszcze w szpitalu widział swoje zakrwawione, stojące nad łóżkiem oblicze. Dopiero po ok. 6 miesiącach życia z koszmarami skonstatował, że to nie on a Yashiro stoi nad nim w żalu i milczeniu. Bał się zasypiać w nocy i czynił wszystko, by do tego nie dopuścić. Deprawacja ta sprawiła, że stał się drażliwy jak zając wypatrujący jastrzębia, mniej jadł. Denerwował się wszystkim, krzyczał bez widocznej przyczyny i odsuwał od siebie bliskich. Ranił się, chcąc przywrócić sobie utraconą stabilność. Chociaż oficjalnie nic na to nie wskazywało, winił się za śmierć brata, przeżywając wypadek w myślach wciąż od nowa. Znowu odesłano go do Ōwani, jednak oczekiwany spokój nie nadszedł, zaś jego paranoje jedynie się nasiliły. Nie wytrzymał roku, wraz z początkiem zimy uciekając z domu dziadków by po kilku dniach znaleźć się przed drzwiami w Asakurze i tam już zostać. Skończyć z trudem szkołę, podjąć się krótkich prac dorywczych i aż do dnia dzisiejszego żyć z powoli blednącą sylwetką brata, którego krew wciąż nosił na rękach.
Nie nawiązał kontaktu.
Zakrywa uszy na szepty, zamyka oczy by nie widzieć i bardzo powoli daje się doprowadzić do obłędu.
A guz? Wciąż w nim rośnie, jednak nie niepokoi już nikogo, przyćmiony tym co się wydarzyło. Zdążył wpłynąć jedynie na halucynacje węchowe, a chociaż wprowadzają one dodatkowy dyskomfort do życia, nie są problemem naglącym.
Brzmiało to jak wyrok, chociaż w istocie nim nie było. Wielokrotne, częste testy i badania wraz z mądrą opinią wszystkich świętych stanowiły, że jest on niegroźny o umiarkowanym przyroście. Nie naciskał jeszcze na żadne istotne partie, jednak umiejscowiony był on tak niefortunnie, że nie sposób było pożegnać się z nim nawet inwazyjnie, nie chcąc dodatkowo narażać zdrowia i życia jego żywiciela. Przyczyna? Nieznana. Obserwować i wrócić, gdy zauważy się cokolwiek niepokojącego. Można śmiało stwierdzić, że Yoshi, jak wołała go rodzina, był martwy jeszcze zanim to ostatecznie stwierdzono. Jego światem rządziły nakazy i zakazy. Bądź spokojny. Nie biegaj, bo upadniesz i uderzysz się w głowę. Ostrożnie! To niebezpieczne, odsuń się. Nie rób tego! Żadnych sportów! Uderzysz się i... umrzesz.
Po prostu umrzesz, zostawiając nas wszystkich w wielkim żalu.
Chował się wraz z bratem u dziadków w niewielkim miasteczku Ōwani, w północnym Aomori. Rodzice ciężko pracowali na utrzymanie synów i umożliwienie im przeprowadzki do miasta. Prawie wegetował, odsuwany od wszelakich rozkoszy lat młodzieńczych. Czuł się jak wyobcowany w tej wąskiej społeczności. Wszyscy byli dla niego bardzo uprzejmi, jednak zza pleców dało się słyszeć szepty. Widziało się smutny wzrok i potakiwanie na niezrozumiałe słowa. Był tym biednym chłopakiem z problemem, którego nie nazywano na głos jak gdyby guzem można było się zarazić. Miejscowi byli przesądni. Wychowani na starych prawidłach nie oszczędzali na pożałowaniu dla losu Yoshino, jednocześnie wykazując się zdumiewająco niskim jak na wiek, w którym żyli zrozumieniem dla jego przypadłości. On nie miał trzeciej ręki. Nie zwalczał sam siebie na poziomie błędu genetycznego. Nie brakowało mu ani oka, ani klepek. Był inteligentnym, młodym chłopcem, który słyszał i rozumiał to, co o nim mówiono. Po prostu coś rosło wraz z nim. Brak otwartości i wyolbrzymianie problemu sprawiło, że czuł się przez to jedynie bardziej i bardziej samotny.
Na półtora miesiąca przed 13 urodzinami Yoshino i Yashiro wreszcie udało się zaoszczędzić na mały, przytulny domek w Asakurze. Obaj bracia cieszyli się na zmianę środowiska, chociaż każdy z innych powodów. Yoshino chciał uciec od protekcjonalności i ograniczeń, Yashiro chciał przestać żyć w cieniu brata, którego uważał za bardziej kochanego. Nie nacieszyli się jednak swoją nową wolnością zbyt długo. Ōwani i Fukkatsu dzieliła nie tylko odległość, ale i gęstość zaludnienia, zabudowa, intensywność życia, czy poziom niebezpieczeństwa, na jakie mieszkańcy byli narażeni. Nie powinni wybiegać na tą drogę szarpiąc się za ubrania.
☼☼☼
Zobaczył błysk świateł, usłyszał świst, trzask, wiele krzyków, które dochodziły z każdej strony. Niewinna, braterska sprzeczka, nieuwaga i rozpędzone auto stworzyły kompozycję, jakiej nie powstydziłby się żaden współczesny artysta. Zewsząd spływał na niego chłód – z każdym mrugnięciem, szybkim oddechem obejmował członki, korpus, głowę. Nie widział wtedy niczego, ponieważ świat zalała czerwień jego krwi. Słabym żartem był fakt, że zabijał go nie guz, którego wszyscy całe jego życie tak się obawiali, a przypadkowy, młody człowiek, który właśnie uciekał z powrotem w kierunku slumsów. Krzyczał i płakał, trwożąc się że nie słyszy nigdzie Yashiego. Potem... Potem utuliła go ciemność.
Był martwy dokładnie pięć minut i dwadzieścia dwie sekundy, nim serce wznowiło bieg. Nie pamięta niczego z tego okresu, jednak każda próba zajrzenia za tą zasłonę owocuje głębokim, niewytłumaczalnym, lecz paraliżującym stanem lękowym. Yashiro nie przeżył zderzenia. Główny impet skupił się na jego ciele, ponieważ znalazło się ono pomiędzy bratem, a maską. Dławiąc się krwią miał jeszcze nawoływać Yoshiego, jednak bez odzewu. Zupełnie jakby żaden z nich nie słyszał tego drugiego. Wielka, doprawdy straszna tragedia.
☼☼☼
Jeszcze w szpitalu widział swoje zakrwawione, stojące nad łóżkiem oblicze. Dopiero po ok. 6 miesiącach życia z koszmarami skonstatował, że to nie on a Yashiro stoi nad nim w żalu i milczeniu. Bał się zasypiać w nocy i czynił wszystko, by do tego nie dopuścić. Deprawacja ta sprawiła, że stał się drażliwy jak zając wypatrujący jastrzębia, mniej jadł. Denerwował się wszystkim, krzyczał bez widocznej przyczyny i odsuwał od siebie bliskich. Ranił się, chcąc przywrócić sobie utraconą stabilność. Chociaż oficjalnie nic na to nie wskazywało, winił się za śmierć brata, przeżywając wypadek w myślach wciąż od nowa. Znowu odesłano go do Ōwani, jednak oczekiwany spokój nie nadszedł, zaś jego paranoje jedynie się nasiliły. Nie wytrzymał roku, wraz z początkiem zimy uciekając z domu dziadków by po kilku dniach znaleźć się przed drzwiami w Asakurze i tam już zostać. Skończyć z trudem szkołę, podjąć się krótkich prac dorywczych i aż do dnia dzisiejszego żyć z powoli blednącą sylwetką brata, którego krew wciąż nosił na rękach.
Nie nawiązał kontaktu.
Zakrywa uszy na szepty, zamyka oczy by nie widzieć i bardzo powoli daje się doprowadzić do obłędu.
A guz? Wciąż w nim rośnie, jednak nie niepokoi już nikogo, przyćmiony tym co się wydarzyło. Zdążył wpłynąć jedynie na halucynacje węchowe, a chociaż wprowadzają one dodatkowy dyskomfort do życia, nie są problemem naglącym.
Senkensha
Watanabe Yoshino
Keiyaku Suru
-Poziom kontraktu
0Kondycja
Stan fizyczny
W normie.Stan psychiczny
Zły.Umiejętności
Informatyka (200 PF)
podstawowy
Oburęczność (300 PF)
średniozaawansowany
Wysoki próg bólu (200 PF)
podstawowy
Wady
Lęk - yurei
znaczący
Uraza - yurei
niewielki
Wada powonienia - fantosmia
niewielki
Wada wzroku - krótkowzroczność
niewielki
Zaburzenie odżywiania - napady bulimii przeplatane epizodami jadłowstrętu
niewielki
Zaburzenie snu - bezsenność
ciężki
W posiadaniu
Mityczne przedmioty
-Shikigami
-TECHNOLOGIA
-Inne
-Historia zmian
[+] 500 PF na start
[+] 300 PF - wady (3 x wada niewielka)
[−] 700 PF - Karta Postaci
OBECNY STAN PF: 100
Postać sprawdzona przez: Warui.
maj 2038 roku