and for the living all is well as you sink further into hell
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Hasegawa Jirō

Pon 3 Paź - 16:02
Las Kinigami, jakoś w grudniu po południu, rok 2035

  Śnieg, mimo że wszechobecny, chyba pierwszy raz w życiu sprawiał Razaro taką frajdę. Jako duch nie odczuwał szczypiącego mrozu, nie przemakały jego niedostosowane do pogody buty, nic nie sypało się za kołnierz ani nie musiał martwić się, że zaraz zachoruje i pewnie umrze gdzieś w rowie za Nanashi, a inni bezdomni pobiją się o to, kto ma zjeść jego zwłoki. I oby tylko zjeść.
  Sunął więc przez nagromadzony obok ścieżki śnieg, specjalnie wybierając największe zaspy, by bez większego trudu się przez nie przedzierać. Obejrzał się za siebie. Szkoda tylko, że jako niematerialny stwór nie zostawiał żadnych śladów. Kocie duszki, które skakały dookoła, również nie były w stanie nadtopić zebranego śniegu. Opuszczenie miasta było doskonałym pomysłem. Po cholerę miał nawiedzać te smutne mury skoro mógł iść gdziekolwiek.
  Jedynym minusem były inne yurei, jak zdążył się zorientować głównie topielcy i wisielcy, snujący się w okolicy. Na szczęście nie musiał nimi przejmować, bo poza rzucanymi mu niezadowolonymi spojrzeniami, jeszcze żaden nie próbował podjąć żadnej interakcji. Mimo to widział w ich ślepiach tę oceniającą nutę, ten wyrzut i wytknięcie. Nie należał do tego miejsca. Wiedzieli to zarówno oni jak i on.
  Minął wystający z jednej z zasp niewielki posążek lisa. Nie był w stanie go odkopać, by stwierdzić czy to kapliczka czy część czegoś większego, ani nawet zrzucić z lisiego łba puchatej czapki, którą utworzył nagromadzony śnieg. Kamienny kitsune sprawiał wrażenie zapomnianego, miał nawet ukruszone uszko. Razaro wiedział, że to znak, że idzie w złym kierunku. Skoro miał znaleźć mieszkającą w tym lesie wiedźmę, musiał kierować się jakimikolwiek śladami ludzkiej egzystencji. Problem polegał na tym, że jeszcze żadnych tu nie widział.
Ej, koty. Patrzcie, to na moją cześć zbudowali – rzucił do kłębków, które natychmiast ruszyły w jego stronę, wystawiając ponad poziom śniegu tylko ogony, jak peryskopy.
  Yurei pogłaskał kamienny pysk posągu, dość podobny kształtem do jego własnej maski. Może jakby się podlizać temu kitsune to wskazałby mu drogę? Kakuriyo działało według dziwnych zasad, ale Razaro podejrzewał, że wystarczyłoby wymówić jakieś zaklęcie, by przywołać lisa. Tylko jak brzmiało zaklęcie?




Hasegawa Jirō
Hecate Black

Wto 22 Lis - 0:15
 Nie była nazbyt przejęta stałe wzbierającymi zaspami, nie sadził jej również śnieg zbierający się na ciemnym kapturze jej okrycia; zimno zdawało się nie szczypać odkrytych mimo szalika policzków kobiety ani gryźć ją po odzianych jedynie w ciemne rajstopy łydek. Nawet siedzący na ramieniu kruk zdawał się niewzruszony, dzielnie towarzysząc właścicielce podczas podróży. Pogoda zdecydowanie im nie sprzyjała, zimno kuło w kości, a wszelkie żywe istoty pokrywały się w ciepłych zakątkach własnych domów. Co więc ona robiła w ten paskudny dzień na dworze, tuż przy przerażającym kinigami?
 – Obiecuję że to już niedaleko Stolas – zapewniła, choć w jej głosie brakowało zmartwienia czy oznak pośpiechu, wydawała się raczej rozbawiona. – Te zioła rosną tylko o tej porze roku, nic nie poradzę, że kochają takie warunki. Poza tym nie uważasz, że klimat lasu wygląda zupełnie inaczej zimą? – zaśmiałam się do kruka, drapiąc go krótko po czarnym łbie, na co zakrakał entuzjastycznie. Najwyraźniej wiedział, że po powrocie czeka na niego obiad w postaci tłustej myszy.
 W wolnej dłoni niosła nieduży, wiklinowy koszyk w którym leżało już kilka jakichś, wydawać by się mogło, przypadkowych liści i gałązek, jakieś korzonki i dwa sloiczki z czymś lejącym i ciemnym wewnątrz. Zaraz poprawiła szalik, rozkładając się na boki, gdy dwukolorowym tęczówkom ukazała się zmizerniała postać w towarzystwie... Kotków?
 Shirshu cmoknęła zafrasowana pod nosem i ruszyła w kierunku snującego się mężczyzny i jego kociątek. Coby go nie wystraszyć, wcześniej uniosła bladą dłoń i pomachała mu przyjaźnie, czemu zawtórował siedzący niemal nieruchomo kruk; rozpostarł skrzydła i zamachał nimi krótko, chyba w formie powitania.
 – Zgubiłeś się? – zapytała w końcu, gdy znalazła się nie więcej niż dwa metry od niego. Widząc kotki z tak bliska od razu przykucnęła w zimnym śniegu i wyciągnęła do nich dłoń. – Cóż za rozkosze stworzenia. Nie jest wam zimno?
Hecate Black
Hasegawa Jirō

Pią 25 Lis - 0:25
  Lisi posążek nie kwapił się do jakiejkolwiek podpowiedzi jak przywołać mieszkającego w nim kitsune, co kłóciło się z wizją Razaro co do charateru lisich yokai. Nie chciał też dopuścić do siebie myśli, że figurka mogła być po prostu opuszczona. Jak zresztą wszystko w tej okolicy.
  Pogłaskał lisa po kamiennym pysku, a później w akcie desperacji zatkał mu dłonią nos.
  Zobaczymy ile tak wytrzymasz, cwaniaku.
  Nie powinien igrać ze światem demonów, nawet jeżeli sam już do niego należał. Jako yurei był na najniższym szczeblu drabiny pokarmowej Kakuriyo. Takie duchy jak on, yokai wciągały nosem na śniadanie i to w ilościach hurtowych. Plan wydawał mu się jednak zabawny. Przynajmniej dopóki kątem oka nie zauważył krwi.
  Wodospad szkarłatnej krwi na białym jak puch śniegu. Ostrzeżenie, którego nie da się zignorować.
  Jak oparzony odskoczył od lisiego posążka, wlepiając przerażone ślepia w demona. Głos uwiązł mu w gardle, mimo że mózg już szukał tysiąca wymówek. Musiała minąć chwila zanim Razaro zorientował się, że wcale nie patrzy na krew, a na rude włosy. Miał szczęście, że stopiona z twarzą wilcza maska ukrywała większość jego emocji, bo nażarłby się wstydu. Przez chwilę przyglądał się dziewczynie z bezpiecznej odległości, próbując uspokoić oddech, albo jego imitację wynikającą jedynie z przyzwyczajenia.
  Zignorował gest przywitania, nie bardzo potrafiąc określić czy był skierowany do niego. Im bliżej podchodziła dziewczyna, tym coraz większą pewność miał, że jednak go widziała.
  – Jesteś kitsune? – wypalił od razu, z wyczuwalną podejrzliwością w zachrypniętym głosie, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że to raczej on przypominał jednego z nich.
  Koty buszując w śniegu nie miały prawa zauważyć wyciągniętej w ich kierunku dłoni, ale na stałe złączone z podświadomością właściciela, korzystały też z jego zmysłów, czy chciał czy nie, nawet jeżeli nie zdawał sobie z tego sprawy. Najgrubsze z kociąt od razu ufnie potoczyło się w kierunku dłoni przeprowadzić inspekcję. Co za sprzedajne bydle.
  – Są tu jakieś domy? – odpowiedział pytaniem na pytanie, nie chcąc bezpośrednio przyznawać do tego, że nie wiedział ani gdzie jest ani gdzie powinien dale iść – Muszę kogoś znaleźć.
  Dał kilka kroków w kierunku nieznajomej, próbując upewnić się, że na pewno nie kołysze się za nią równie rudy co włosy lisi ogon. Ani trochę nie ułatwiła mu zadania kucając w śniegu. Jednak dzięki temu yurei zauważył coś innego. On i koty nie zostawiali w puchu żadnych śladów. Ona tak. Była żywa.
  Również kucnął w śniegu, lądując po chwili na kolanach tak, by zrównać się wysokością z dziewczyną. Jeszcze kawałek bliżej, a swoim psim pyskiem podbiłby jej oko, gdyby tylko duch był w stanie to zrobić.
  – Moje koty, moje stado – powiedział z nieukrywaną dumą w głosie, mimo że aktualnie dymne kłębki były w dość mizernym stanie jak na to, na co było je stać – Ale są głodne. Pomożesz nam?




Hasegawa Jirō
Hecate Black

Pią 25 Lis - 2:05
 – Jesteś Kitsune?
 Popatrzyła na niego nieco szerzej otwartymi oczami, po czym roześmiała się serdecznie. Jeśli spodziewała się jakiegoś pytania, to na pewno nie takiego. Niemniej jednak musiała przyznać że zaskoczenie z jakim się spotkała było zdecydowanie pozytywne. Intrygowali ją ci, którzy odstawali w jakiś sposób od reszty, a stojący przed nią mężczyzna zdecydowanie należał do takiego właśnie grona.
 – A wyglądam na Kitsune? – zapytała, szczerze ciekawa jego odpowiedzi; głosu nie zabarwił ano gram ironii czy sarkazmu, była jak dziecko pytajace rodziców czy może już zacząć pisać list do Mikołaja. – Niestety jednak nie jestem. Choć chciałabym. Miałoby to dużo plusów – zaśmiałam się zaraz, kręcąc głową na boki.
 Gdy jedno z czarnych kociątek podpełzło bliżej ucieszyła się w duchu. Nie było tajemnicą, że wszelkiego rodzaju zwierzęta zagrzewały ciepłe miejsce w sercu wiedźmy, nawet jeśli były zagubionymi w śniegu kłębkami ciemnego dymu. Dla osób trzecich czy tych niezaznajomionych ze światem duchów mogły wydawać się czymś odklejonym od rzeczywistości, może nawet wywołującym strach lecz ona uważała je za urocze. Nie wiedziała skąd ta myśl, ale sądziła, że pasowały do tego mężczyzny, któremu tak wiernie towarzyszyły.
 – Domy? Hmm, pomyślmy... – Mimo iż znała odpowiedź doskonale, to postanowiła nie od razu się nią dzielić. Ciotka powtarzała jej zawsze, by uważać na nieznajomych, wszak to właśnie oni pozbywali się kobiet z rodziny Black od pokoleń. Nawet jeśli stojący przed nią duch wydawał się równie zagubiony co ośmiolatek w supermarkecie, to nierozważnym byłoby podawać mu wszystkie informacje jak na tacy. – Słyszałam o pewnym domu. Podobno to chatka na kurzej łapce! – podsunęła, rzucając mu krótkie acz znaczące spojrzenie. Wciąż trzymaną przy kocim kłębu dłonią delikatnie poruszyła, próbując pogłaskać cieniste zwierzątko za uchem. – Wydaje mi się nawet, że zdarzyło mi się wędrować tamtymi okolicami. Może to właściciela tego domu szukasz?
 Obserwowała jak podłaził bliżej, samej nie ruszając się ani o centymetr. Mimo iż był obcym, to nie czuła się zagrożona. Emanował jakąś taką aurą, którą mogłaby nazwać... Pocieszną. Tak, był pocieszny. Nie była jeszcze stuprocentowo pewna skąd taki wniosek, ale broniłaby tej tezy całymi swoimi siłami.
 – Masz wspaniałe stado. Bardzo pokażne i dumne, można tylko pozazdrościć – Polowała głową z wyraźnym uznaniem, próbując połaskotać najodważniejsze kociątko po czubku łebka. Podobały jej się te stworzonka. Były tak osobliwe, że od razu robiło się jakoś tak cieplej w środku i to nawet mimo wszechobecnego zimna, które szczypało bezlitośnie policzki. – Oczywiście, że pomogę. Mieszkam kawałek stąd, wracałam właśnie żeby zaparzyć herbaty. Czy ty i twoje stado skusicie się na kubeczek i przekąskę? Powinnam mieć coś smacznego, może nawet znajdę biszkopty dla twoich wspaniałych podopiecznych?
 Powoli wyprostowala plecy, podnosząc się z dotychczasowej pozycji. W zachęcającym geście wskazała kierunek, w którym powinni zmierzyć, jeśli chcieli dotrzeć do domu kobiety przed zapadnięciem całkowitej ciemności. Lepiej było nie błąkać się lasem po zapadnięciu mroku. Mogła uważać to miejsce za swój dom i poruszać się po nim bez cienia strachu, lecz nie chciała narażać swojego nowego towarzyszą i jego kociątek na niepotrzebny stres lub spotkanie z jakimś wybitnie niezadowolonym yurei. Albo czymś gorszym.
Hecate Black
Hasegawa Jirō

Wto 29 Lis - 2:33
  Miał zupełnie inne wyobrażenie o spotkaniach z duchami, gdy sam jeszcze żył. Wszystkie filmy uczyły go, że jedyną słuszną reakcją na spotkanie czegokolwiek nadprzyrodzonego jest strach i ucieczka, ale im dłużej przebywał w swojej niematerialnej formie, tym bardziej odkrywał, że działało to w zupełnie inny sposób.
  Większość go po prostu ignorowała, nawet nie zdając sobie sprawy z jego obecności, a ci, którzy go widzieli, wcale przerażeni nie byli. Jakby widzieli już tysiące jemu podobnych. Nie spytał więc dziewczyny czy się go boi. Doskonale widział, że nie.
  – Jesteś ruda – zaczął, a ciemne ślepia ukryte za wilczą maską uważnie otaksowały sylwetkę dziewczyny – Pojawiasz się nagle w miejscu, w którym nie ma nic poza tym posążkiem. Należysz do Kakuriyo.
  Brakowało jej tylko lisich uszu i ogona, choć to nie musiał być żaden wyznacznik. W końcu te szachraje były mistrzami w ukrywaniu się. Z ulgą jednak powitał jej zaprzeczenie. Kiwnął głową, przyjmując jej wyjaśnienie. Nie miał zbyt dobrych wspomnień ze spotkań z yokai. Blizny po ostatniej walce nadal paliły żywym ogniem, podsycane przez zranioną dumę.
  – Właścicielki – poprawił niemal automatycznie – Podobno to wiedźma, więc ten domek na kurzej łapce by pasował.
  W oczach pojawiło się zwątpienie. To określenie domu brzmiało zbyt bajkowo, zbyt groteskowo, by mógł brać je na poważnie. Zastanawiał się czy dziewczyna się z niego nie nabija. On szedł na ślepo za legendą, a ona to wyczuła i postanowiła z niego zadrwić. Przygryzł język, by się nie odezwać.
  Jedno z kociąt nastroszyło się, wyczuwając zmianę nastroju właściciela. Skarcił je syknięciem. Nie po to miał maskę, by koty odkrywały przed obcymi co myślał. O ile ktoś potrafiłby z ich zachowania cokolwiek wyczytać.
  Podniósł się z kolan wraz z dziewczyną, niemal naśladując jej każdy ruch. Z chęcią przyjąłby pomoc, skoro sam przed chwilą o nią, poprosił, ale miał wrażenie, że nie został zrozumiany. Jego intencje albo to, czym był, chyba nie do końca były jasne.
  – Ja...
  Powiódł spojrzeniem we wskazanym mu kierunku. Spodziewał się raczej, że ruszą w drugą stronę, nie w głąb Kinigami. To jakaś pułapka? Zmrużył ślepia. Może dziewczynie nie brakowało jedynie lisiego ogona, ale i piątej klepki.
  – Zdajesz sobie sprawę z tego, że ja nie żyję i zapraszanie mnie na herbatkę trochę mija się z celem?
  Nie przeszło mu przez gardło, że koty również są martwe. Ich stan skupienia, i bez jego słów, jasno wskazywał, że nie dałby by rady nic zjeść.
  Jedno z kociąt pędem ruszyło w stronę dziewczyny, wdrapując się po jej nodze prosto do koszyka, a później próbując wejść jej na ręce. Kłębek dymu nie zostawił za sobą żadnych śladów po pazurkach, przemieniając swoją podróż w coś na kształt lewitowania, będący marną imitacją wspinaczki.
  – Ma na imię Biszkopt. Myśli, że go wołasz – mruknął, gotowy ruszyć za dziewczyną we wcześniej wskazanym przez nią kierunku, nie pokładając jednak w niej większych nadziei.




Hasegawa Jirō
Hecate Black

Wto 29 Lis - 18:06
 Oczywiście, że się go nie bała. Wyglądał w tym śniegu jak zagubione kocię na środku ulicy. Nie był to jednak jedyny powód; wśród duchów czuła się znacznie swobodniej niż przy ludziach. Nie do końca rozumiała co takiego w sobie miały, ale też nie szukała odpowiedzi na to pytanie. Było jej dobrze tak, jak było.
 – Jesteś ruda.
 Znów się zaśmiała. Jeśli to był jeden z wyznaczników, to może rzeczywiście była Kitsune, tylko jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy. Kolejne argumenty również brzmiały sensownie. Może nawet zaczęłaby się zastanawiać nad porażającą logiką jego oskarżeń, gdyby nie świadomość bycia czarownicą z oplutego przez Boga Salem.
 – Zgadłeś, należę do Kakuriyo, ale nie w roli Kitsune – Miała nadzieję, że tyle wystarczy, by go uspokoić. Wydawał jej się intrygujący, chciała lepiej go poznać, a wystraszenie go na starcie możliwością bycia przeklętym lisem wydawała się nienajlepszym pomysłem.
 Zastanowiła się chwilę nad jego kolejnymi słowami. Opowiedzenie mu o chatce na kurzej łapce mogło brzmieć dość myląco, wszak jej dom wyróżniał się jedynie tym, że stał dumnie w środku Kinigami, lecz poza tym nic nie odróżniało go od domostw na obrzeżach miast czy w ich centrach. Był raczej przytulnym miejscem z wieloma wygodami, które niejednokrotnie udowodniły swoją użyteczność. Służył nie tylko Black, ale i odwiedzającym ją Yurei oraz wielu gatunkom zwierząt, które nazywała swoimi pupilami.
 – Wiedźma powiadasz – zastanowiła się na głos. – Czemu chcesz ją znaleźć? Z tego co mi wiadomo krążą o niej raczej niepochlebne opinie. Nie obawiasz się? – Nie ukrywała, że ciekawił ją powód, dla którego chciał odnaleźć mieszkającą na bagnach czarownicę. Chciała poznać jego intencje przed wpuszczeniem go za swoje progi. Co, jeśli próbował spalić ją na stosie, albo odziać w betonowe buty i wrzucić do jeziora? Ciotka zawsze ostrzegała młodą Hecate przed obcymi i akurat tę radę dziewczynka zawsze brała sobie do serca. Wszak znała historię swojej rodziny aż za dobrze.
 Poprawiła nieco szalik, z wolna idąc we wskazanym wcześniej kierunku.
 – Oczywiście, że zdaję sobie z tego sprawę. To jednak nie przeszkadza byś towarzyszył mi przy kolacji, nieprawdaż? Może będę w stanie odpowiedzieć na kilka pytań odnośnie tej, której szukasz – Miała dodać coś jeszcze, ale widok kotka duszka pełznącego w górę jej ciała skutecznie uwięził słowa na końcu języka. Przez dłuższa chwilę przypatrywała się wspomnianemu Biszkoptowi, w żaden sposób nie przeszkadzając mu w przeprawie. Sama nie wstrzymała spokojnego marszu, głównie dlatego, że wszechobecne grudniowe zimno powoli szczypało skórę, a wysokie drzewa Kinigami coraz bardziej odcinały powoli niknące za horyzontem słońce. Skrzyżowała nieco ręce formując je tak, jak trzymało się w nich zwierzątka, coby cieniste kocię znalazło sobie wygodne miejsce.
 – Wszystkie mają imiona, czy tylko te wybrane? – zapytała po chwili przyglądania się kłębkowi cienia. Przeświadczenie, że trafiła na nad wyraz pociesznego i uroczego ducha coraz bardziej się w niej utwierdzało. – Czuję, że Biszkopcik zdecydowanie będzie moim ulubieńcem – zaśmiała się po chwili, ani na moment nie spuszczając wzroku z kotka. Nie musiała patrzeć przed siebie, żeby wiedzieć gdzie iść, w którym momencie skręcić. Nawet w kompletnej ciemności trafiłaby na odpowiednią ścieżkę, wszak cały ten las traktowała jak swój dom.
Hecate Black
Hasegawa Jirō

Sro 30 Lis - 0:06
  Pozwolił iść jej ścieżką, samemu raczej wybierając zasypane pobocze. Nie przeszkadzał mu śnieg tak długo, dopóki nie oddziaływał na jego niematerialną formę. Ustępstwo na które poszedł nie było czymś, na co zdobyłby się w przeszłości. Teraz jednak nie musiał walczyć o przywództwo nawet na takim polu, bo zwyczajnie nic by tym nie ugrał. Zdążył za to obrzucić krytycznym spojrzeniem strój dziewczyny.
  – Jeżeli zamarzniesz tu na śmieć i zostaniesz duchem, to możemy się zaprzyjaźnić – rzucił, niby nie mając nic złego na myśli, jednak od razu można było wyczuć do czego pije, bo nie był zbyt dobry w ukrywaniu czemu się przygląda.
  Z przyzwyczajenia postawił kołnierz skórzanej kurtki, by jeszcze bardziej osłonić się od nieodczuwalnego zimna i schował dłonie do kieszeni spodni. Gdyby nie maska i fakt, że był martwy, wyglądałoby to jak zwykły spacer. Nie pamiętał kiedy miał okazję z kimś iść. Tak po prostu, bez pośpiechu, bez ukrywania wzajemnej niechęci byle nic nie przeszkodziło wspólnym interesom.
  – Może właśnie dlatego chcę ją znaleźć? Gdybym potrzebował kogoś o nieposzkalowanej opinii szukałbym raczej w świątyni.
  Kolejne pytanie było tym, co przywiodło jego wzrok, błądzący gdzieś przed nimi, z powrotem w kierunku jej twarzy. Nie był pewny czy dobrze zrozumiał. Nie widział powodu dla którego miałby obawiać się żywych, więc dlaczego zapytała? Wiedziała coś, czego on nie wiedział czy po prostu pozwoliła sobie na ten niewinny z pozoru przytyk.
  Odbił gwałtownie ze swojej ścieżki i znalazł się tuż przy jej ramieniu, schylając się nieco, by psi pysk znalazł się na wysokości jej twarzy, tuż przy uchu. Bez ciała nie mógł zagrodzić jej drogi ani dać odczuć, że był silniejszy, by wymusić tym choćby cień respektu.
  – To ona powinna obawiać się mnie – warknął jej prosto do ucha – Tak samo jak wszyscy inni.
  Zrezygnowane przełknięcie śliny, by pozbyć się z głosu tego zachrypniętego warkotu połączyło się z westchnięciem. Być może też zrezygnowanym, a może próbował tylko się uspokoić biorąc głębszy wdech. W tym stanie nie mógł nikogo zastraszyć, dlatego jak najszybciej powinien znaleźć wiedźmę. Wizja kolacji, herbatki i biszkopcików tylko go od tego oddalała, ale chyba nie miał innego wyjścia.
  – Wszystkie mają imiona. To przyjaciele, nie zwierzęta. Biszkopta już znasz – powiedział w końcu, próbując jak gdyby nigdy nic wrócić na tory normalnych tematów, choć w głosie nadal pozostało kilka urażonych nut – Najgrubszy to Kokos, ten to Precel, tu idzie Pistacja, a ta co się stroszy to Lukrecja.
  Wskazał jej po kolei wszystkie kocie kłębki, jakimś cudem bezbłędnie je rozpoznając.
  – Ale Lukrecji nie zaczepiaj, jest pojebana.
  Kot nastroszył się jeszcze bardziej, skradając po ścieżce za nimi jakby próbował zagonić ich jak owce do zagrody.




Hasegawa Jirō
Hecate Black

Czw 1 Gru - 1:56
 Idąc obserwowała rosnące dookoła zaspy. Śnieg był świeży, lepki – idealny do bitwy na śnieżki lub do lepienia odrealnionych potworów, o których tak ubóstwiała czytać w książkach. Może gdyby uformowała z białego Puchu Inugami i przeklęła rzeźbę, to zamieniłaby się w prawdziwe yokai? Brzmiało raczej mało realnie lecz jednocześnie kusiło na tyle, by spróbować.
 – Tylko wtedy? Nie możemy się zaprzyjaźnić bez tego? – zapytała, rzucając mu krótkie, bardziej rozbawione niż urażone spojrzenie – Poza tym jedną śmierć mam już za sobą, więcej nie potrzebuję – Nie wyglądała ani nie brzmiała na zrażoną jego słowami. Przyjęła ją równie normalnie co informację o pogodzie na następny dzień. Wydawać by się mogło, że dla Black nie było ciężkich tematów, że można było poruszać najbardziej niewygodne czy obrzydliwe kwestie, a ona nawet by nie mrugnęła, ze spokojem włączając się w konwersację.
 Poprawiła nieco szalik, jednocześnie uważając, by cienisty kotek ułożony w jej rękach nie upadł na ziemię. Nie było szans, by stała mu się jakakolwiek krzywda, niemniej poczuła jakąś nić sympatii do tych kłębków i nie chciała zranić ich uczuć, nawet jeśli te pochodziły głównie od właściciela.
 – W takim razie śmiem twierdzić, że nie mogłeś wybrać lepiej. Podobno wiedźma cieszy się nietuzinkowymi opiniami i nie widzi problemu w poruszaniu tematów, które innym są nie w smak. Dlatego wielu jej unika – wzruszyła ramionami na sam koniec. Tych, którzy znosili jej dziwactwa mogła policzyć na palcach jednej ręki. Nieszczególnie się tym zresztą przejmowała, wszak grono znajomych preferowała trzymać raczej małe i godne zaufania.
 Zaraz znalazł się ledwie kilka centymetrów przy niej, więc zwróciła ku niemu zaciekawiony wzrok. Nie drgnęła ani nie odskoczyła, po prostu patrzyła na niego dwubarwnymi tęczówkami pełnymi zaintrygowania. Maska w kształcie psiego pyska skradła jej serce; miała słabość do wszelkiego rodzaju zwierząt i wszystkiego, co z nimi związane. Przez chwilę chciała nawet pstryknąć go w jasną mordę, gdyby nie to, że jej palce najzwyczajniej w świecie minąłby się z celem. Szkoda.
 – Oh? A czemuż to wszyscy powinni bać się ciebie, jeśli mogę wiedzieć? – Przekrzywiła głowę odrobinę na bok, przyglądając mu się w sposób, w który drapieżniki zawsze oglądały ofiarę. Coś w tych kolorowych ślepiach migotało dziwnym, wręcz dzikim blaskiem, który nie należał do świata żywych, który w ogóle nie pasował do niczego co ludzkie.
 A później wysłuchała kocich imiona, przemykając spojrzeniem po każdym, którego wskazywał. Uważała, że nadawanie im imion było aż nazbyt urocze. Chciała nawet zaśmiać się pod nosem, ale w porę powstrzymała parsknięcie. Nie chciała w końcu by uznał, że się z niego naśmiewała.
 – Są rozkoszne – powiedziała w końcu, powracając całą uwagą do Biszkopta. Nie trwało to jednak długo, bo po minięciu kolejnego zakrętu dostrzegła w końcu wyraźny zarys domu. Budowlę otaczały drzewa i gęsta, niemal mleczna mgła, które w połączeniu z nieprzyjazną aurą samego domu oraz cieniem nań padający zdecydowanie nie zachęcały do odwiedzin. Po namyśle uznała, że być może ludzie z miasta mieli jakieś nikłe prawo do obaw, choć dla niej samej w tym miejscu nie było absolutnie nic strasznego.
 – Goście przodem, drzwi są otwarte – poinformowała ducha, gdy znaleźli się niemal przy wejściu. Kiwnęła nawet zachęcająco głową, najwyraźniej nie widząc przeszkód w tym, by wszedł do środka jako pierwszy. Uchyliła nawet przed nim drzwi.
Hecate Black
Sponsored content
maj 2038 roku