I am the observer, I'm a witness of life | [Nakamura - Yuri]
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Yuri Chie

Pon 24 Paź - 1:55


I'm not dead and I'm not alive
25.06.2033 rok, Centrum Fukkatsu


Świat się nie zatrzymał. Tu gdzieś rozbrzmiewał śmiech, kiedy jakieś dziecko umyślnie w kałużę skoczyło, tam dalej para kłóciła się zawzięcie, niemal skacząc sobie do gardła, a mimo to byli tak blisko siebie, że zderzali się umyślnie knykciami dłoni. Coś piszczało, coś jeszcze innego zgrzytało, niekończące się wiadomości odbijały się na ekranach telefonów, ktoś robił zdjęcia, czyjaś parasolka wymknęła się właścicielowi i torowała sobie drogę ku wolności, obijając się o budynki oraz słupy. Nawet niebo otworzyło się na pół, płacząc rzewnie nad Fukkatsu, bo świat się przecież nie zatrzymał. Więc dlaczego ona wciąż stała w miejscu? I nie czuje. Nie czuje chłodnych pocałunków kropel deszczu na skórze, oddech wiatru nie muska śnieżnych kosmyków włosów, wilgoć nie zakrada się w materiał misternie zdobionego kostiumu granatowego koloru. Nikt nie zderza się z nią łokciem przypadkowo, nikt nie zwraca uwagi na samotną nastolatkę. Jakby nie istniała. I może tak jest. Błękit spojrzenia nie odnajduje przecież odbicia w sklepowej szybie, nie śledzi znanych sobie rysów. Szafirowe tęczówki patrzą, lecz nie widzą.  Jakie to smutne, ta myśl powinna pojawić się naturalnie w jej głowie, razem z grubym płaszczem rozżalenia nad sobą, którym otuliłaby drobne ciało zawzięcie, rozpaczając nad każdą nawet najlżejszą niedogodnością. Powinna, ale dzień przeplatał się z nocą, noc przechodziła w poranek, dźwięki centrum nie cichły wcale, a ona wciąż niczym grecki posąg, zaklęta w marmur bezruchu stała przed tą samą witryną. Czas mierzyła trzepotem rzęs, dłuższym zamknięciem powiek. Bo kiedy te skrywały pod sobą czerń źrenic, tak nagle rozciągała się przed nią nieskończoność. Poprzekręcana, wypaczona, jakby za mgłą, ledwie echo minionych wydarzeń.
Wszystko płonie. Płonie krew ścinająca się w czerniejących od wewnętrznego żaru żyłach, jakby pod cienką skórą wiły się karmazynowe larwy chcące przebić się na zewnątrz. Pewnie dlatego tak pulsują w wąskich korytach, przyspieszając tętno tak bardzo, że nawet uderzające z paniką o pręty klatki piersiowej serce nie nadąża. Łup, łup, łup. Dudni w uszach uparcie. Pożar raptownie wgryza się w żołądek, do wrzenia doprowadza soki, które parzą przełyk — pierwsza zasada baletu: nie zakrywaj ust dłonią, ratuj włosy — i pożoga przenosi się na organy, skamlące niemo, ściskające się i rozciągające w bólu. Jest gorąco, nie może oddychać, myśli klekoczą i rozbryzgują się niczym cenny wazon o ścianę, wszystko wiruje, ale nie jak w tańcu. Tutaj nie zna kroków, jest tylko sól gnieżdżąca się we łzach i mdły, obrzydliwie słodki aromat róż, aż w końcu całkowita improwizacja roztrzęsionych członków. Próbuje wstać, ale wszystko parzy, parzy, parzy, ujście znajdując pomiędzy spierzchniętymi wargami, gęstą posoką znacząc twarz, łabędzią szyję, materiał kostiumu, wysłużone pointy. Uderzenie z podłożem nie następuje, bo w tym pożarze nie ma grawitacji, pozostaje lekkość końca i ciężar śmiertelności, a także konwulsje. Tak, one też są. Całkiem brzydkie, jeszcze zdąży zauważyć, nim straci przytomność, ciemność rozejdzie się po każdym zakamarku, a powieki uniosą się w końcu, witając raz jeszcze miasto skąpane w porze deszczowej. Czasem, kiedy zamknie oczy na dłużej — wszystko p ł o n i e. Płonie krew ścinająca się w czerniejących od wewnętrznego żaru żyłach, jakby pod cienką skórą wiły się karmazynowe larwy chcące przebić się na zewnątrz... — tak pląsa beztrosko wokół bezwładnego ciała, piruet za piruetem pozbawionym dotąd nieodłącznego zmęczenia napiętych mięśni. Zazwyczaj są to jednak krótkie momenty, zatrzymujące się na chwili, w której resztki alkoholu ulatują z niej niczym para wraz z ostatnim oddechem obumierających płuc. Powinna zostać przy swoim ciele, coś bardziej rozsądnego do niej przemawia. Powinna dalej tańczyć przy ciele, niekoniecznie swoim — coś innego się w niej śmieje, namawiając do kontynuowania danse macabre pod osłoną nocy. I jakaś trzecia część, cichsza, spokojniejsza, płocha niby łania w lesie, nieśmiało pyta i co teraz? Co dalej? Czy istnieje? Czy wciąż jest? Czy melodia trwania nadal gdzieś gra? Po co tkwi tutaj niezmiennie, przed obcym sobie sklepem, wpatrzona w dal, wpadająca w potrzask wspomnień oraz mignięć rzeczywistości opatrzonej pokracznymi postaciami, pełnymi dziwnych kształtów znanych dotąd tylko na kartach baśni i w odcinkach anime? Czy jej zapytania muszą być takie długie i zawiłe? Yuri drga. W końcu. Kucając, buzię chowa w rękach. Bo nie wie, nie wie, nie zna żadnych odpowiedzi, ma tylko świadomość, że parasolki mają oczy, niektóre uśmiechy są zbyt zębate, ludzie jej nie mijają — oni przez nią przechodzą, a kiedy zamknie oczy...wszystko p ł o n i e.

@Nakamura Kyou


I will not have you without the darkness that hides within you.
I will not let you have me without the madness that makes me.
If our demons cannot dance, neither can we.
Yuri Chie
Nakamura Kyou

Pon 24 Paź - 21:55
Powoli jego wzrok przewijał się między jedną a drugą osobą, które mijała kobieta. Obserwował ścieżkę własnej siostry, która w pośpiechu podróżuje przez miasto z futerałem, z odebraną od naprawy wiolonczelą. Widział, że była znacznie ostrożniejsza - dostrzegał, że dojrzewała i podejmowała zupełnie inne decyzje niż kiedy była w szkole. Cieszyło go to, nawet jeśli podejrzewało się, że byłby to naturalny stan rzeczy - z wiekiem wszystko zdaje się inne, na wszystko spogląda się inaczej.
Mimowolnie nasłuchiwał się ludziom dookoła. On sam był ostrożny, wiedząc że przecież pochopność we własnych działaniach wcale nie przyniesie mu porzytku. Musiał być cierpliwy i znaleźć kogoś...
Zawahał się na moment, kiedy nieopodal jego siostry dostrzegł inny kształt. Dziwniejszy? Bardziej ekscentryczny? Ale nie panowało zamieszanie na ulicy. W pierwszej chwili nie zrozumiał, dlaczego nikt nie reagował, a na jego czole mimowolnie pojawiła się bruzda w zamyśleniu i zmartwieniu.
Upewnił się, że jego siostra przekroczyła do końca ulicę bezpiecznie - a po tym skierował krok w kierunku tego niekoniecznie typowego widoku dla centrum Fukkatsu. Inni powinni się obruszyć na tak wyróżniającą się postać - jasne włosy, ciemny strój, który jakby pobłyskiwał? Nikt nie zwracał na nią uwagi; nikt nie zdawał się jej dostrzegać poza nim.
Instynktownie poruszył się za nią, nie martwiąc się tym kto nie był w stanie go dostrzec. Szukał tej przedziwnej bieli - stroju? Sylwetki? Dostrzegł w końcu jej włosy - i skuloną drobną dziewczynę na ziemi. Przerażoną?
Deszcz jej nie dotykał, ludzie nie byli w stanie w żaden sposób na nią wpłynąć - popchnąć, kopnąć, dotknąć. Nie, wróć. To ona nie potrafiła.
Rozejrzał się znów ostrożnie, jakby chcąc się upewnić, że dookoła nic im nie groziło. Nie mógł przecież lekceważyć otoczenia, ale również nie mógł zlekceważyć dziewczyny, która wyraźnie potrzebowała pomocy.
Wbił w nią ciemne spojrzenie, zaraz postępując krok i kolejny w jej stronę. Zdawała się być oszołomiona i przerażona, nie rozumiejąc co miało miejsce.
Powinien się odwrócić i zawrócić? Prawdopodobnie, ale ile mogła mieć lat dziewczyna, przy której właśnie kucał. Nie mogła być wiele starsza od niektórych z uczniów, z którymi miał do czynienia jeśli nie była dokładnie w ich wieku.
Uśmiechnął się, chociaż rana na jego twarzy brzydko się rozwarła. Zapominał o tym, w końcu rzadko kiedy myślał o aparycji, kiedy był martwy. Miał cokolwiek do stracenia? Niekoniecznie. Chociaż może powinien wrócić do swojego własnego zajęcia?
- Powinniśmy zejść z deszczu, bo jeszcze przemokniemy - odezwał się łagodnie, ale i głośno. Wbił wzrok w dziewczynę, nie chcąc pozostawić wątpliwości do kogo się zwracał - jednocześnie prowokując ją do zauważenia sytuacji. Nie mogli przemoknąć, ale chciał aby dostrzegła jego obecność. - No i co jeśli ktoś jednak się o nas potknie? Wyobrażasz sobie o taką nagle pojawiającą się rękę znikąd, potknąć się? - dodał nieco bardziej rozluźnionym i przyjaznym tonem, jasno żartując.

@Yuri Chie


I am the observer, I'm a witness of life | [Nakamura - Yuri] VSPSQK5
Nakamura Kyou
Yuri Chie

Wto 25 Paź - 23:30
Nie ma oddechu, którego głębiej można nabrać w płuca i wypuścić ze świstem. Nie ma też łez, które mogą skrzyć się w kącikach szafirowych oczu, aż w końcu opadną i wilgotną wstęgą znaczyć będą jasną skórę twarzy. Nie ma również serca, co ściska się w panice i żołądka skręcającego się w supełek. Nie ma niczego poza pożarem pod cienkimi powiekami oraz oklaskami w zasnutej mgłą głowie. W jej umyśle tłum nadal wiwatuje, padają przeciągłe westchnienia i okrzyki wobec pełnych gracji pląsach drobnego ciała. Powtarzająca się pętla wspomnień niczym ta jedna piosenka odtwarzana co i raz na aplikacji w telefonie. Bo nie chce wierzyć, że kurtyna pod postacią kropel deszczu zdążyła już opaść na scenę jej życia, pozostawiając dziewczę na pastwę obojętności. Co teraz? Co teraz? Gdzie powinna iść? Co należało zrobić? Wiedziała podświadomie, że coś ją wciąż trzyma, w naiwności wierzyła przez chwilę — przez całą wieczność — iż może to po prostu jakiś sen koszmarny, z którego się zaraz wybudzi. Ale los płatał podłe figle i kiedy zaczęła przenikać, wszelkie nadzieje skruszały. Co dalej? Może jednak faktycznie powinna tańczyć? Niekoniecznie przy zwłokach, bo to dosyć mało malownicze, nie wspominając o higienie (powinna się tym jeszcze martwić?) oraz całej otoczce potencjalnego rozkładu. Tylko żadna wariacja Esmeraldy nie potrafiłaby ugasić płomieni, echa minionych wydarzeń. W normalnych okolicznościach zęby już przygryzałyby smukłe palce, do krwi, do mięsa, w nerwowym geście. Lecz te nie były normalne, stąd mogła tylko buzię w dłoniach schować i skupić się na wyimaginowanym aplauzie, który skutecznie zagłuszał wszystkie inne obawy. A także dźwięki miasta, które żyło, tylko bez niej.
Nie zmieniała swojej pozycji. Ile mogła tak trwać? Godzinę? Dzień? Miesiąc? Nieskończoność? Mięśnie nie napinały się boleśnie, nie sygnalizowały potrzeby wyprostowania sylwetki, mogła więc tak pozostać, dopóki zmysły nie doprowadzą jej do szaleństwa, albo się po prostu nie znudzi. Albo czyiś głos nie przywoła jej z tej studni posępnych wyobrażeń, tak jak teraz. Z początku sądzi, że to kolejny miraż, że upadła tak nisko, iż wodze jej fantazji straciły na smaku oraz pokrętnej nieprzewidywalności. Ale ktoś jest, ktoś mówi, jakby z oddali, jednak Yuri się wybudza. Powoli, stopniowo, łapiąc każde słówko jak rybę w misterną sieć, waży je, smakuje ich ciężar na języku. Byłoby miło, chce odpowiedzieć, tak przemoknąć do suchej nitki. Drżeć wobec lekko kwaśnych łez natury. Chie zachowuje ciszę. Woal rzęs unosi się, błękitne oko wygląda znad ramienia, przyglądając się obcemu mężczyźnie w wyraźnym niezrozumieniu.
—  Och — szepce — Twoja twarz krzyczy czerwienią — zauważa miękko, mając na myśli widoczne rany cięte. I to spostrzeżenie wydaje się dla niej logiczne, przepełnione w jakiś sposób aprobatą, bo oto unosi jasną główkę, ukazując Nakamurze delikatny uśmiech. Byłby on bardzo ładny, gdyby nie krew znacząca wargi, brodę, szyję, aż w końcu pierś oraz materiał kostiumu, sprawiający, że wraz z rozmazanym od płaczu makijażem, wyglądała dosyć makabrycznie.

@Nakamura Kyou


I will not have you without the darkness that hides within you.
I will not let you have me without the madness that makes me.
If our demons cannot dance, neither can we.
Yuri Chie
Nakamura Kyou

Sro 26 Paź - 0:02
Nie naciskał, czekając w ciszy, żeby sama zorientowała się, że zwracał się właśnie do niej. W jakim stanie sam był te... jak wiele czasu minęło? Sam od razu się przemieszczał ślepo za siostrą. Pierw do szpitala, a później z powrotem do Fukkatsu - dzień za dniem, zajmowała mu wiele czasu zanim zorientował się, co tak naprawdę się wydarzyło. Zanim zorientował się, co miało wtedy miejsce.
Odwzajemnił uśmiech, kiedy jasnowłosa w końcu podniosła na niego wzrok i odezwała się cicho. Miała racje - ale czy sama dostrzegała, że nie tylko jego?
Nie myślał już o bólu - jakby się do niego przyzwyczaił i zaakceptował, chociaż często wciąż go odczuwał. Po prostu... był. Często otępiał, ale nie nasilał się. Był równomiernie rozłożony przez cały fragment wieczności, która została przydzielona mu po śmierci. Nie mógł zelżeć, nie mógł się nasilić - może to było pewnego rodzaju zbawienie? Do końca świata czuć tylko jedno...
- To nic - odpowiedział, chcąc aby wiedziała że było to normalne. Może nie dla niej - może jeszcze nie. - Może nawet mamy szczęście? Niektórzy skończyli gorzej od nas - dodał spokojnie, siadając na chodniku i krzyżując nogi. Widziała już kogoś, kto wyglądał niczym potwór? W kim trudno było rozpoznać resztki niegdyjsiego człowieka?
Był ciekaw na ile rozumiała co się działo - na ile dostrzegała to, gdzie się znajduje. Nie powinien w końcu atakować ją tym wszystkim, co sam wiedział i rozumiał. Czas, tego potrzebował wtedy, kiedy to wszystko się wydarzyło. Ile ona miała jeszcze czasu? Ile czasu przesiedziała na tym chodniku? Tak trudno było starać się pilnować jego upływu, wydawał się być nienaturalny. Nie dostrzegało się zmian w samym sobie - tak jak wśród zwierząt. Stojąc i spoglądając na łąkę pełną kwiatów, na motyle czy ptaki, nie myślało się o tym jak krótkie życie jest przypisane roślinom czy stworzeniom. A teraz to ci ludzie, którzy byli poza zasięgiem ich dotyku, byli tymi dziwnymi stworzeniami, których upływ czasu zdawał się zupełnie nie pasować do tego, z którym musieli nauczyć się egzystować.
- Znasz dobrze Fukkatsu? - zapytał, jakby wciąż byli ludźmi - jakby mogli zwiedzać miasta, parki czy kawiarnie. Jednocześnie kierowała nim ciekawość - widział jej strój, czy jej włosy były peruką? Pochodziła stąd, a może gdzieś z kontynentu? Jeśli tak, jak tragiczny musiał być jej los, aby zakończyła życie właśnie tutaj? W centrum miasta gdzieś daleko od jej rodzinnego domu.
Nie zastanawiał się nad tym wcześniej - jakie musiało to być uczucie, utkwić w tym stanie z dala od swoich bliskich. On sam mógł spoglądać na siostrę i jej rodzinę, którą budowała. Starać się... po prostu być.

@Yuri Chie


I am the observer, I'm a witness of life | [Nakamura - Yuri] VSPSQK5
Nakamura Kyou
Yuri Chie

Czw 27 Paź - 2:32
Myśli wymykały się niczym złote rybki w oczku wodnym, gdy są już tak blisko, że tylko cienka tafla wody dzieli dłoń od dotyku okrytego łuską grzbietu, lecz zaraz to płoszą się i w głębiny uciekają by, po chwili wyglądać mogły łakomie z odmętów, oczekując pożywienia. Karmiła je otoczeniem, drobną scenką uchwyconą szafirową tęczówką, zanim wszystko na nowo zaczęło płonąć. Rzucała im na pożarcie wspomnienia, coraz gęstszą mgłą pokryte, aż wreszcie posłała w ich wygłodniałe pyski, przemawiającego do niej nieznajomego. Czerń źrenic, nie większa od główki szpilki śledziła linię cięć, podziwiała odcień purpury zeń wyzierającą, obserwowała smugi siniaków, które nigdy miały się nie zaleczyć. Nakamura był nienaturalnie naturalny w całym tym swoim nieistnieniu, ze swoimi kruczymi włosami oraz łagodnym spojrzeniem, z dotykiem śmierci, którego pozostałości przyszło jej widzieć. I Chie wie, że on nie żyje. Ma tego całkowitą pewność, jak o tym, że niebo jest niebieskie, wschód słońca smakuje truskawkami, a przepowiednia z dziecięcych lat w końcu się ziści. Po prostu jej umysł jeszcze nie przetrawił, że oboje przebywają w tym samym duchowym stanie skupienia. Bo przecież nie była głupia, trochę naiwna, częściej jednak wykazywała się pocieszną ignorancją, ale nawet największe ich pokłady nie mogły wytłumaczyć tego prywatnego piekła, w którym tkwiła. Ani tego, że ktoś bardzo niegrzecznie przez nią przeszedł. Myśli nadal jednak umykały i musiała zmarszczyć delikatnie brwi, paznokcie wbić w przedramiona, jakby to mogło ją w jakiś sposób ocucić.
— Jak? — pyta i dziecinność zakrada się w słodkie tony, kiedy mocniej ramionami oplata kolana, nadal skulona niczym wystraszone kocie — Są bez głowy? — pyta ponownie, tym razem zaintrygowana. Czy przy dekapitacji głowa pozostawała automatycznie obok ciała? Czy była już niezależnym elementem, który potrafił się zgubić korpusowi? Czy została założona liga duchowa, w której podczas gry w piłkę nożną, używa się czyjegoś łba? Kąciki ust drgają, coś w niej się śmieje, jakby wizja ta nie była nic a nic makabryczna, a raczej fascynująca.
Wewnętrzny chichot zamiera, kiedy nieznajomy wypowiada kolejne słowa i dziewczątko zastanawia się unosząc ręce, wzrok całkowicie na nie przenosząc. Czy znała Fukkatsu? Haha. Ha. Dlaczego w ogóle była w mieście? Mruga w zaskoczeniu, nie do końca świadoma, że jej widok mógł wzbudzać czyjąkolwiek ciekawość (jeśli nawet nie ksenofobiczną niechęć). Rosyjska krew w błękitnych liniach żył podkreślała wysokie kości policzkowe na ślicznej buzi i to jej zawdzięczała podwójną powiekę, długi woal rzęs okalający błękitne oczy oraz szlachetny łuk brwi, subtelnie przyciemniany henną. Azjatyckie oraz słowiańskie rysy twarzy zmieszały się ze sobą w idealnych proporcjach, filigranowość sylwetki oraz niski wzrost pozostawiając po japońskiej stronie genów. Całość uświetniały śnieżne kosmyki włosów pasa sięgające, odziedziczone od maminej strony rodziny, które rzeczywiście odznaczały się na tle granatowego kostiumu baletnicy. Może faktycznie dla statystycznego mieszkańca wysp mogła wydawać się wybrykiem.
— Niee-ee — odzywa się w końcu, walcząc wyraźnie o każdy gram skupienia — Niczego nie da się poznać wystarczająco — mówi powoli, szczerze — Sāwa. Miałam tam...miałam...a potem...hmm..  — poddaje się z westchnieniem, decydując się wreszcie zmianę pozycji. Prostuje się, jednak zaraz rozpoczyna balansowanie na piętach — Co tu robisz? co tu robimy, dopytują szafirowe ślepia.

@Nakamura Kyou


I will not have you without the darkness that hides within you.
I will not let you have me without the madness that makes me.
If our demons cannot dance, neither can we.
Yuri Chie
Nakamura Kyou

Czw 27 Paź - 12:41
Umiejętność adaptacji ludzkiej czasem przechodziła jego najśmielsze oczekiwania. Przyzwyczajenie się do tego, co znajdywało się tu i teraz - akceptacja sytuacji, w której się znajdywali. Nie musiał mówić tego na głos, że umarła - że prawdopodobnie zginęła śmiercią tragiczną, bo jaka mogła być naturalna i spokojna, kiedy dziewczynka prezentująca się przed nim była właśnie tym - dzieckiem, małą dziewczynką, która umarła przedwcześnie.
Ale nie musiał tego mówić na głos. Z czasem odpowiedzi na niezadane na głos pytania same przychodziły - on sam nie zorientował się, że zginął, na samym początku. Zajęło to kilka tygodni, gdzieś w momencie w którym jego siostra została wypuszczona ze szpitala i powoli wracała do normalności, w którego go nie było obok.
- Niektórzy - przytaknął, kiwając głową z zastanowieniem. - Inni... mają braki w kończynach. Niektórzy mają wystające kości, innym możesz spojrzeć do wnętrzności... - kontynuował, zaraz odchrząkając. - Nie rób tego oczywiście bez ich zgody, to niekulturalne i niektórzy mogą sobie tego nie życzyć - upomniał z pewnego rodzaju nawyku. W końcu dzieciom trzeba było tłumaczyć często rzeczy, które były dla niego naturalne.
Czy podobne widoki go brzydziły? Przywykł do nich, to było najłatwiejszym określeniem. Choć na początku były wstrząsające - chociaż niektóre makabryczne ślady pozostawione przez śmierć na innych, wciąż powodowały jego dyskomfort i lęk. Nigdy nie był fanem podobnej... estetyki horroru i makabry. Przerażała go.
Ale nie śmierć. Nigdy nie poświęcał jej zbyt wiele myśli - nigdy nie martwił się nią w tak silny sposób. Była obecna i czasem przejawiała się w jego życiu. W końcu wypadki się pojawiały, czasem niektórym śmierciom nie dało się zapobiec - ale nie myślał o niej z przerażeniem, raczej ze smutkiem, że niektóre rzeczy musiały potoczyć się w taki sposób.
Teraz również to odczuwał. Własny ból wymieszany ze smutkiem. To najbardziej bolało, kiedy pozwalał aby jego myśli skierowały się w stronę tamtych wydarzeń - w stronę żalu, że nie mógł zdziałać wcześniej niczego, aby zapobiec temu, co wydarzyło się w kwietniu. Widział przecież i fizyczne, ale i psychiczne cierpienie siostry. Ale nie miał na tyle sił, aby pokazać się jej - aby zaproponować jej kontrakt, aby nawiedzić ją we śnie. Chciał zawierzyć, że sprawiedliwość dosięgnie tamtego mężczyznę, ale...
Nie skomentował jej delikatnego śmiechu, kiedy temat wciąż był tak poważny. Choć może dla nich trywialny? To miała być ich codzienność, obcowanie ze zmarłymi.
Pokiwał głową na jej słowa. Miała problem z mówieniem? A może ze skupieniem? Nie był pewny.
- Mogę cię oprowadzić. Po centrum, po parkach... - zaproponował, chcąc odciążyć jej myśli czymkolwiek innym. Nie mogli niczego dotknąć, nie mogli tak naprawdę wpłynąć na tych co wciąż żyli. Mogli jedynie obserwować - lub nawiedzić ich sen...
- Uczyłem w tamtejszej szkole, piękne miejsce - przyznał kiedy ta wspomniała znajomą wioskę. Podniósł się z kucek, prostując. Nie był wiele wyższy od dziewczynki - może około dziesięciu centymetrów, może nieco mniej. Uśmiechnął do niej delikatnie, kiedy zadała kolejne pytanie.
Co robił? Co mogli robić? Co...
- Rozmawiam z tobą - odpowiedział prosto, wiedząc dobrze, że nie tego dotyczyło pytanie białowłosej. Wiedział, ale jednocześnie łatwiej było odpowiedzieć w ten sposób niż zagłębiać się w sprawy własnej śmierci - zwierzać o siostrze, o mordercy który wciąż chodził na wolności...
A ona sama, skoro tutaj była, posiadała własne zmartwienia, na których powinna się skupić. - Po śmierci niekoniecznie jest się zajętą osobą - przyznał, wciąż z łagodnym uśmiechem. Chociaż z czasem mogła znaleźć powód, który mógł wypełnić jej czas - to, dlaczego... znalazła się w tym stanie.

@Yuri Chie


I am the observer, I'm a witness of life | [Nakamura - Yuri] VSPSQK5
Nakamura Kyou
Yuri Chie

Pią 28 Paź - 18:53
Słowa płynęły spokojnym nurtem, przedzierając się przez stopniowo rzednącą mgłę umysłu. Myśli w postaci złotych rybek zdawały się coraz śmielsze, im dłużej przebywała w pobliżu nieznanego z imienia mężczyzny. Jakby spojrzenie, które na nią kierował, to nieskończenie łagodne oraz cierpliwe, zbyt wyrozumiałe dla jego własnego dobra, nadawało jej realnych kształtów. Uziemiało roztańczone stopy, przytwierdzało duszę do podłoża, przypominając, że grawitacja wciąż działa, nawet jeśli prawa fizyki rozpadały się na jej oczach. Kawałek, po kawałku, pytaniem za pytaniem potwierdzał, że dziewczę wciąż tu było, że istniała, w dosyć niekonwencjonalny sposób, ale istniała. Mętny szafir tęczówek skrył pod sobą trzepot długich rzęs, nim kolor błękitu zalśnił zainteresowaniem, gdy pożar, jaki zsyłały cienkie powieki, cichł wraz z czasem. I śmieje się, chichocze, smukłe paluszki zakrywają zakrwawione usta, kiedy Nakamura wspomina o etykiecie panującej wśród Yūrei i tylko ledwie kilka tonów jest niepotrzebnie wyższych, podszytych swoistą histerią.
Oto czym byli, poszarpani i zmiażdżeni, strawieni przez płomienie oraz oddychający wodą, porozcinani i pożerani przez choroby, na które nikt nie zdołał znaleźć lekarstwa. Wspomnieniem. Echem wydarzeń minionych, najwyraźniej tragicznych, skoro twarz bruneta krzyczała czerwienią, a jej własna nią wymiotowała. Zapomniani w prozie życia, bo przecież świat się nie zatrzymał, kiedy ich pierś opuścił ostatni oddech. Pozostawieni w tyle. Tylko po co? Dlaczego? Musiał być w tym jakiś cel, ingerencja siły wyższej, bo przecież...przecież wszyscy by zwariowali, oszaleli, gdy ten fizyczny wymiar pozostawał głuchy na ich cierpienie, żale, wszelkie skargi. Co było przyczyną, dla której Kyou wciąż pozostawał taki spokojny? Delikatny, a przy tym upominający ją, jakby miał do czynienia z kilkuletnim dzieckiem. Może nim była? Jako duch, ile mogła liczyć dni? Duch. Haha. Ha. Była duchem. Ona. Wschodząca gwiazda baletu, która nigdy miała już nie zajaśnieć na firmamencie najwspanialszych artystów XXI wieku. Ha. Ma ochotę płakać, ma ochotę śmiać się do rozpuku, póki łzy nie wypłyną — przecież nie wypłyną, wiedziała o tym, wiedziała — a spomiędzy warg nie wydobędzie się krzyk rozpaczy. Ale nie robi tego, nie zapadnie się znowu w sobie, otchłań nie pochwyci ją na nowo, kiedy ledwo się z jej pęt wymknęła. Musi się skupić, tak, Yuri musi się skupić, zapanować nad rozbieganą głową, chwycić się rzucanej deski ratunkowej, którą był nauczyciel.
— Chcę... — zaczyna, kiedy proponował oprowadzenie, ale zaraz się krzywi, płynnie po upływie kilku sekund przechodząc w uśmiech — Och...Oooch — dłonie zderzają się ze sobą, w pojedynczym klaśnięciu — Zatańczyć! — informuje go dumna, bo to w końcu chyba ma sens — Kiedy...Zanim...zanim tu byłam...jestem, tańczyłam — wyjaśniła, nie wyjaśniając nic wcale, bo chronologia gubiła się raz po raz — Ale potem zabrali moje ciało? Tańczyłam, a potem go nie było. Chciałabym zatańczyć przy nim po raz ostatni. Wiesz, gdzie mogę je znaleźć? — pyta i coś w jej wnętrzu się skręca, gryzie, telepie i klekocze. Bo to nie jest to, nie tego tak bardzo pragnie, nie to ją tutaj trzyma. Ale na sam początek...na początek wystarczy. Drobnymi kroczkami.
— Jestem Yuri — przedstawia się, unosząc na samiutkie końcówki palców stóp, nim ukłoni się ślicznie, jak przystało na tancerkę — Sensei, jeśli po śmierci nie jest się zajętą osobą, to jak spędza się wieczność? — supełek na języku się rozwiązuje i szczebiot wypełnia powietrze, głośniejszy od deszczu, żywszy od samej natury.

@Nakamura Kyou


I will not have you without the darkness that hides within you.
I will not let you have me without the madness that makes me.
If our demons cannot dance, neither can we.
Yuri Chie

Nakamura Kyou ubóstwia ten post.

Nakamura Kyou

Pią 28 Paź - 19:29
W pewnym sensie cieszył go śmiech dziewczyny - cieszył go fakt, że potrafiła się śmiać. Choć czy nie był to w niektórych przypadkach znak i sygnał, że coś było nie tak? Że coś nie było na właściwym miejscu..? Że jednak trudno było jej poradzić sobie z tym, co miało miejsce dookoła, tu i teraz?
Ale kto był w stanie sobie z tym poradzić? Tak prawdziwie i w pełni?
Kiwnął głową, gotowy do obrania odpowiedniego kierunku - w końcu wiedział jak mogli znaleźć się w odpowiedniej dzielnicy nieopodal parku. Albo i za miastem. Choć na moment na jego twarzy pojawiło się zakłopotanie, kiedy usłyszał o tańczeniu.
- Oh, nie... znaczy, ja nie... - zaczął, jednak prędko urwał, kiedy dziewczynka pośpieszyła z wyjaśnieniami na ten temat, że to ona tańczyła. Na zajęciach? Na scenie? Może na jakimś balu? Jej strój wskazywał na przedstawienie lub podobną sztukę, choć nie do końca był w stanie określić czy był to wysokiej jakości strój, a może z czegoś bardziej budżetowego? Jeśli zginęła w wypadku, podczas wystąpienia, łatwiej można było znaleźć informacje na temat jej ciała.
Zadumał się przez chwilę, marszcząc brwi. Gdzie było jej ciało? Jeśli nie pochodziła stąd, jeśli nie pamiętała... Mogliby znaleźć kogoś, kto byłby na tyle łatwy do zmanipulowania, że mógłby pomóc im znaleźć informacje. Wystarczyło, aby zatańczyła w jego śnie, może człowiek sam, zafascynowany specyficzną postacią, zacząłby szukać informacji na jej temat?
Albo mogliby znaleźć kogoś, kto ich widział - choć ci ludzie nie zawsze byli skorzy do współpracy. Choć gdyby znaleźli kogoś przyzwyczajonego do widoku duchów. W dzielnicy Asakury...
Słysząc znów jej głos, spojrzał na nią nieco zaskoczony, wyrwany z toku własnych myśli. Uśmiechnął się do niej ponownie.
- Miło mi cię poznać, Yuri. Możesz zwracać się do mnie Nakamura - powiedział przesuwając wzrok na tłum. - Możemy zacząć od znalezienia twojego ciała - zaproponował, starając przypomnieć sobie drogę na cmentarz. Mogli ją znaleźć tam - ale jaką mogli mieć pewność?
- Nie martw się, jeśli nie pamiętasz wciąż... To... wróci. Z czasem - zapewnił. Na razie mieli właściwe poszlaki, i wiedzieli czego potrzebowała. Znaleźć swoje ciało? Czy to mógł być jej cel? A może był bardziej skomplikowany?
- To... zależy. Czasem na rozmowie, czasem na obserwacji - powiedział, zaraz odchrząkając. Wysunął dłoń w stronę jednego z ludzi, którzy niewzruszony przeszedł przez nią. - Większość ludzi nas nie dostrzega. Nie możesz też... przesunąć czegoś, zawołać do kogoś... Ale są tacy, którzy nas widzą - wyjaśnił, rozglądając się po ulicy. To było rzadkością, spotkać medium - ale trudno było zaklasyfikować takie spotkania jako szczęśliwe lub niekoniecznie. Trzeba było być ostrożnym...
- Na byciu ostrożnym również. Nie można ufać wszystkiemu co się spotka - powiedział, zastanawiając się czy powinien zdradzać jej wszystko - czy pozostawić kwestie do tego, aby odkryła je sama. One przyjdą do niej w końcu naturalnie, niczym wiedza o której zawsze wiedziała. Nie powinien jej wpajać siłą tego, czego jeszcze nie dostrzegała...
- Yuri, mówisz że tańczyłaś, prawda? Tutaj w Fukkatsu? - dopytał, zastanawiając się czy jeden z cmentarzy w mieście mógł być właściwym punktem, w którym mogli rozpocząć szukanie jej ciała. - Jeśli przypomnisz sobie jakieś szczegóły... to może nam pomóc. Ale jeśli nie, to znajdziemy jakoś twoje ciało. Zaczniemy od cmentarza.

@Yuri Chie


I am the observer, I'm a witness of life | [Nakamura - Yuri] VSPSQK5
Nakamura Kyou
Yuri Chie

Nie 13 Lis - 2:29
Coś pęka. Tam w środku niej, a może na zewnątrz. Ukryte głęboko we wnętrzu, a zarazem długą rysą przecinające powierzchnię jestestwa. Ale tak nie powinno być, nie tak, przecież fizyczność zdążyła się ześlizgnąć z zarysu jej duszy, niby najprzedniejszy materiał prześlicznego kostiumu. Wyobraża sobie, że to chrupnięcie smakujące bąbelkami niepohamowanego histerycznego śmiechu; pachnące paznokciami, wbijającymi się w skórę, metalicznością krwi spływającą po policzkach niczym ronione łzy — przypomina krzyk, co to więźnie w gardle i za nic się wydostać na świat nie może. Przez co męska sylwetka, jakże uważna, tak łagodna, pozostaje głucha na wzbierającą w dziewczęcej piersi rozpacz, na stopniowe pojmowanie sytuacji, na przerażające co dalej, które rozklekotana podświadomość próbuje zamaskować ni to logicznymi, ni to wyssanymi ze zgrabnego paluszka argumentami. Wolała chyba bezruch, nieistnienie, płomienie czające się pod powierzchnią powiek oraz tłumy wiwatujące w jej umyśle, rozdygotane myśli i ciszę ostałą w chaosie miejskiego zgiełku. A zarazem ten marazm gryzł, szarpał nieprzyjemnie, bo coś w środku w niej pęka i łaknie, wyciąga łapczywie koślawe dłonie, głodne, spragnione, nawołujące tęsknie, nawet jeśli Yuri nie jest jeszcze w stanie tego zrozumieć. Ale to nic, wszystko się wyjaśni, rozjaśni niczym niebo w pochmurny dzień i będzie dobrze, pięknie, właściwie. Układanka wspomnień w końcu wślizgnie się na swoje miejsce, jak ulał pasując w puste przestrzenie, a wtedy poprzestawia te puzzle pamięci, wciśnie poszczególne elementy nie tam, gdzie trzeba, tu urwie kawałeczek, tam przyciśnie metaforycznie kartonowy obrazek siłą i wtem zostanie twórcą, kreatorem swej własnej rzeczywistości. Obserwatorem trwania, najstarszym snem, najkrótszym przebudzeniem. Zawieszona między życiem, a śmiercią. Dwoma światami, gdzie balansować będzie na granicy tego, co bezpieczne, a tego, czego tak zachłannie chce w swoim dziecinnym uporze. Umarła Chie, niech żyje Chie!
— Na-ka-mu-ra~san — nuci, rozprowadza nazwisko na języku, miażdży je między białymi ząbkami, nim wargi rozciągną się raz jeszcze w uśmiechu. Była duchem, była martwa, była wszystkim, była niczym. Jak śmiesznie! — Obserwacji — powtarza i szafir tęczówek śmieje się perliście, iskrą lśniąc wokół czerni źrenic. Potrafiła obserwować, była w stanie patrzeć i widzieć, więcej niż ktokolwiek by chciał, więcej niż rzeczywiście miało miejsce. Przypisywała cechy charakteru z łatwością przypinania pinezki do rozciągniętej na tablicy mapy, chłonęła osobowość jak gąbeczka, nabierając poszczególnych manier oraz gestów. Koniec nie brzmiał już tak strasznie, lecz czy oglądanie nawet najbardziej interesującego filmu, bez możliwej ingerencji w zachodzące sytuacje nie brzmiało przeraźliwie nudno? Marszczy nosek niezadowolona, acz zaraz przekręca jasną główkę, przypominając ptaka spozierającego z ciekawością na padlinę, czekającego cierpliwie nim się upewni, że żadna ostatnia konwulsja nie wstrząśnie truchłem — Widzą nas? Słyszą? Mogą dotknąć? — pyta, rączki składając jak do modlitwy. Zauroczona, absolutnie zachwycona, że może byt jej nie był do końca skazany na obojętność, nieustanne przenikanie. Ile bowiem yūrei podobnych Nakamurze mogło nawiedzać Fukkatsu? (Kiedy teraz przypomina sobie ową zagwozdkę, nie może przestać się śmiać, śmiać i śmiać, a jej obroty nigdy nie były przy tym równie perfekcyjne) — Dlaczego nie można ufać? Jesteśmy martwi, nasze wnętrza się topią, czerwie wżerają się w ciała. Gdzie tu ryzyko? — to brzmiało jak tajemnica, mroczny sekret odbierający resztki snu, straszne historie opowiadane przy zgaszonym świetle. Naprawdę powinni się martwić? Unosi jedną brew, lecz skupisko myśli rozlatuje się na wszystkie strony, niczym kolorowe baloniki wypuszczone z ręki, unoszące się hen wysoko.
— Tańczyłam — wzdycha, śliczne tour wykonuje na czubkach palców, nie czując bólu łamanych paznokci, ni napiętych mięśni w łydce nóżki wiodącej — Na scenie, na korytarzach, na ulicy i w domu. Byłam łabędziem, byłam Giselle, wirowałam w Dziadku do Orzechów, byłam przyczyną łez oraz westchnień zachwytu. Studentką i wschodzącą gwiazdą, supernową wybuchającą z siłą setek pękniętych serc — chichocze, knykcie przykładając do warg — Ale nie tańczyłam jeszcze na cmentarzu — przyznaje, smukłe paluszki splatając za plecami. I wie, że to próżny trud, szukać jej nagrobka. Wiotkie ciało najpewniej zostało strawione zarówno przez płomienie trucizny, jak i ogień buchający z pieca krematoryjnego. Coś szeptało, pojedyncze puzzle wyobrażeń, że sprawę być może zamieciono pod dywan, nim ktokolwiek zdążył zgłosić się po jej szczątki. Nie wspomniała o tym głośno, o przeczuciu, ni o tym, że parasol łypie na nią okiem, o szeptach i czerwonej nitce, na której końcu czeka ktoś, kto jest tylko jej. Dziś się przebudziła, dziś miała tańczyć pośród zmarłych i dla zmarłych. I to wystarczyło. Na razie.

zt.


@Nakamura Kyou


I will not have you without the darkness that hides within you.
I will not let you have me without the madness that makes me.
If our demons cannot dance, neither can we.
Yuri Chie
Nakamura Kyou

Wto 22 Lis - 21:57
Obserwował jej powolne przyzwyczajenie się do sytuacji - jej powolne rozumienie tego, co się działo i w jakim była położeniu. Niczym dziecko we mgle. Może dlatego delikatnie uśmiechnął się, skinąwszy głową, kiedy powtórzyła jego nazwisko. Był przyzwyczajony do zwracania się do niego w ten sposób - a jednak po śmierci jakby zupełnie się odzwyczaił. Jakby w tamtej jednej chwili wszystko przestało mieć sens i znaczenie - jakby wszystko co najważniejsze miało się dziać wyłącznie w tej jednej chwili. Nie późno, nie wcześniej, nie prędzej. Po prostu teraz, jakkolwiek długo to teraz by nie miało trwać.
Nie był pewny co mogłoby być celem dziewczynki - ale nie chciał dopytywać i zawracać jej myśli teraz podobnymi rozważaniami. Sama przecież znajdzie to, czego potrzebowała pilnować; co potrzebowała uczynić, żeby w końcu przekroczyć drugą stronę w pełni i nie mieć już żadnego żalu o to, co mogło być, a co nigdy nie zostało jej dane. Czasem były to drobne rzeczy, a jeszcze innym razem coś przeraźliwe smutnego.
Nie chciał pytać, nie teraz aby ją jeszcze bardziej obciążyć.
- Widzą, i słyszą, ale nie mogą dotknąć - odpowiedział spokojnie i cierpliwie, jakby wykładał prawdy życiowe dziecku. Właśnie to robił - choć bardziej prawdy o nieżyciu, które sam zdążył zdobyć podczas własnego niebytu. Nie chciał, aby dziewczynka musiała sama się głowić i błądzić - a może bał się, że gdyby zostawił ją w tym stanie, w jakim ją dostrzegł, tak skuloną i przerażoną, nigdy nie zdołałąby uniknąć losu borei? Może chciał tak naprawdę dać jej szanse, jakakolwiek by ona nie była, na to aby odnalazła swój spokój, wypełniając wszystko to, przez co nie mogła go wciąż zaznać.
- Nie mogą nas dotknąć... - powtórzył nieco ciszej, wahając się na moment. Może powinien jej zdradzić to co wiedział? Chociaż tak na raz to nie był wcale najlepszy plan - to nie był dobry pomysł, aby przytłoczyć jej delikatną po śmierci duszę i pozwolić, żeby cały ciężar sytuacji spadł na nią na raz, jeszcze silniej przygniatając do tego, co mogło jej być ciężko zrozumieć. - Jesteśmy martwi - zgodził się ostrożnie, jakby warzył na języku słowa, o których wspominał. Zaraz jednak się uśmiechnął znów do niej ciepło i przyjaźnie. - Ale jesteśmy. Jesteś tutaj, a ja jestem obok. A może nas nie być, możemy całkiem zniknąć i zapomnieć... A lepiej jest pamiętać, prawda? - powiedział, zaraz po tym przesuwając wzrok za baletnicą, kiedy ta wykonywała kolejny skok. Wyglądała pięknie, niczym zjawa, która pojawiła się znikąd. Czy była utalentowana? Miała przed sobą ogromną karierę? A ta krew, która spływała z jej ust? Wymioty, krwotok? Co dokładnie miało miejsce? Mógł jedynie się domyślać, nie mając odwagi zadać tego pytania. Nie tu i nie teraz.
Ruszył do niej powolnym krokiem. Nie musiał się śpieszyć, mógł iść powoli obok, prowadząc pannę Yuri tam, gdzie mogli znaleźć choć małą wskazówkę odnośnie jej śmierci - odnośnie tego, co dokładnie się stało i dlaczego. Może kwiaty? Może nagrobek pięknie ozdobiony? A może nie mogliby znaleźć niczego? Może nie byliby w stanie, ale nawet jeśli, miał nadzieję, że choć przez krótką chwilę mogłoby to jej pomóc w odnalezieniu się w nieżyciu i niebycie.

| Zt

@Yuri Chie


I am the observer, I'm a witness of life | [Nakamura - Yuri] VSPSQK5
Nakamura Kyou
Sponsored content
maj 2038 roku