- Mam nadzieję, że zabrałeś parasol? Zresztą, niedługo będziemy kończyć, resztę sprawdzimy jutro rano jeśli możesz się pojawić przed zajęciami - odezwała się nauczycielka, której Nakamura pomagał przez ostatni tydzień w prowadzeniu zajęć, zanim podniosła się od biurka aby przejść się od jednego biurka do drugiego dla rozprostowania nóg. Była o około dziesięć lat starsza od niego - co miało być wyłącznie zaletą w kwestii nauki samego zawodu.
- Tak, zawsze mam przy sobie. I to żaden problem, mogę dokończyć w domu i przynieść sprawdzone - zapewnił, odczuwając powoli zmęczenie. Praktyki w połączeniu z nauką i życiem prywatnym były męczące, ale nie na tyle aby miał sobie pozwolić na zwolnienie tempa pracy. Wiedział, w którym kierunku chciał iść - czym chciał się zająć w przyszłości. Chociaż czuł na swoich plecach wzrok, i to nie tylko dosłowny zmartwionej kobiety, która już zdążyła zapoznać się z reputacją młodego studenta, ale również i ten metaforyczny wysoko postawionych profesorów i nauczycieli. Nie byli zachwyceni, nie byli zadowoleni tym, że za bardzo się angażował.
Słyszał regularnie powtarzane mu słowa o tym, że nie powinien się wychylać przed szereg. Wiedział, że nie powinien tego robić - mieszać się w sprawy, które go nie dotyczyły. A jednak to robił mimowolnie, kiedy widział stan niektórych dzieci przechodzących korytarzami. Dorośli, ci wszyscy nauczyciele którzy siedzieli za biurkiem, nie chcieli tego widzieć? Nie chcieli przyznać, że gdzieś występował problem? Że mogli coś zaradzić na te kilka przypadków, gdyby tylko...
- Dobrze, jeśli czujesz się na siłach skończyć przeglądanie ich prac, chociaż nie jest to przyjemne zajęcie po nocy. Nakamura... - zawahała się, jakby samej gryząc się po chwili w język. - Zbierz już swoje rzeczy. Nie mogę cię tutaj zostawić samego, jesteś wciąż studentem - przypomniała młodemu mężczyźnie, a ten uśmiechnął się krótko, kiwając głową.
Spakował wszystkie swoje rzeczy, zbierając prace które zadeklarował się sprawdzić. Podstawówka, chyba wcześniej nie myślał o tak wczesnej edukacji szkolnej, ale było coś urokliwego w przekazywaniu wiedzy, którą samemu posiadało się od lat. Tak łatwo zapominał o tym, że to co on sam wiedział, nie było dane wiedzieć innym, szczególnie tym najmłodszym. Było łatwo zapomnieć o tym, że wiedza była zdobywana - była czasem przywilejem, a czasem przekleństwem. Nie każdy wiedział. Niektórzy potrafili działać instynktownie, kiedy inni gubili się przy najprostszych zadaniach. Czasem to gubienie, niechęć do odpowiedzi była wskazówką, że problem mógł wcale nie leżeć w umiejętnościach czy wiedzy ucznia - czasem stres wynikał z czegoś zupełnie innego. Nasilające się jąkanie, problemy z wypowiedzią? Brak skupienia, powtarzanie identycznych błędów. Jaka była różnica między zdolnym, a tym mniej zdolnym? Nie mając odpowiednich warunków, każdy mógł mieć problem w dostrzeżeniu, ale i rozwoju swoich mocnych stron.
Dudnienie deszczu było silniej słyszalne im bliżej wyjścia się znajdywał. Zajęcia pozalekcyjne już dobiegły końca, nawet jeszcze sprawdzając prace dosłyszał kilku uczniów wciąż krzątających się po korytarzu, ale zdawało się, że wszyscy już opuścili budynek. Przynajmnije z tych, którzy nie byli pracownikami budynku.
Nie spieszył się, wyciągając z torby parasol jeszcze przed wyjściem ze szkoły, aby zaraz po wyjsciu na deszcz móc go od razu rozłożyć. Obrócił się, sięgając do torby nie mogąc dokładniej złapać za rączkę niewielkiego przedmiotu i przez moment zdawało mu się, że się przewidział. Zaraz jednak strząsnął drobne zaskoczenie malujące się na twarzy, kiedy ruszył w stronę jednego z uczniów klasy, którą pomagał się zajmować przez ostatni tydzień.
W pamięci zaraz zaczął odszukiwać jego nazwisko. Był dość cichy na zajęciach, dobrze ułożony? Dla niektórych z pewnością nie sprawiający kłopotów. W końcu nie przeszkadzał w lekcjach, nie rozmawiał z innymi dziećmi. Ale czy nie to właśnie robiły dzieci? Bawiły się, śmiały...
- Hattori Heizō, prawda? - odezwał się, mimowolnie starając zachować się swój głos na niższym poziomie. Echo, kiedy szkoła była tak pusta, niosło się niemiłosiernie. - Czekasz na rodziców wciąż? Nie zabrałeś dzisiaj parasolki? - dopytał, wskazując zaraz miejsce obok niego, jakby w niemym zapytaniu czy może przysiąść. Zerknął niepewnie po otoczeniu. Nie był pewny czy uczeń uczęszczał na dodatkowe zajęcia, ale nawet jeśli to już dawno powinien być przynajmniej w drodze do domu.
Podniósł wzrok, dostrzegając nauczycielkę, której dzisiaj pomagał. Wyglądała jakby chciała się odezwać - zwrócić uwagę, powiedzieć coś. Wiedział co chciała powiedzieć. Może dlatego tego nie zrobiła, po chwili zawahania po prostu opuszczając szkołę.
Nie mieszaj się, przemknęło mu przez myśl, kiedy po tym znów z delikatnym uśmiechem przesunął wzrok na ucznia. - Minęło już trochę czasu, mam nadzieję, że jadłeś dzisiaj duży obiad? - dopytał, nie wiedząc jak inni mogli się nie mieszać.
@Hattori Heizō
Nie lubił, gdy lekcje dobiegały końca. Nie dlatego, że cenił sobie zdobywanie nowej wiedzy. Chociaż był całkiem pojętnym dzieciakiem – może dlatego, że zbyt wcześnie przyszło mu zrozumieć niektóre rzeczy, które powinny znajdować się poza jego zasięgiem – raczej nie dbał o wysokie stopnie i o zapalczywe zgłaszanie się na lekcjach. Różnił się jednak od swoich głośniejszych rówieśników, których w tym wieku rozpierała energia. Czasami wyglądał tak, jakby w jego drobnym ciele umieszczono wyjątkowo starą duszę, która niechętnie dostosowywała się do zasad tego świata. Właśnie dlatego nie lubił, gdy lekcje dobiegały końca – zawsze musiał wtedy marnować swój czas i czekać. Czekać aż wszyscy się ulotnią, żeby sam też mógł ruszyć samotnie do domu.
Trochę naiwnie wierzył w to, że kogokolwiek w ogóle interesowało to, czy ktoś po niego przyjdzie. Miał siedem lat, więc zakładał, że gdyby pewnego dnia postanowił postąpić inaczej i po prostu wyjść ze szkoły na oczach wszystkich, na pewno spotkałby się z niewygodnymi pytaniami. Ostatnim, czego chciał było wymyślanie kłamliwej historyjki na temat tego, że jego mama powiedziała, że czeka w sklepie za rogiem i poprosiła go, żeby do niej przyszedł. Do tej pory nie zdarzyło mu się skłamać – zwykle wybierał milczenie – dlatego nie znał swoich możliwości w kwestii zatajania prawdy. Z góry zakładał, że szybko zauważono by, że ściemnia.
Mama też nie umiała kłamać.
Dlatego czekał. Znał już dokładnie czas, w którym większość nauczycieli opuszczała szkołę. Musiał wytrzymać jeszcze trochę i w zniecierpliwieniu skubał rękaw bluzy przy jednym z nadgarstków. Pora dnia wcale nie była późna, ale ciężkie chmury sprawiły, że było dzisiaj wyjątkowo ciemno. Nie podobały mu się te ciężkie krople deszczu za oknem. Nie zabrał ze sobą parasola i już czuł nieprzyjemne dreszcze na myśl o całkowicie przemoczonych ubraniach.
No trudno.
Spojrzał na zawieszony w holu zegar, chociaż jeszcze nie za dobrze znał się na takim ze wskazówkami. Dorośli zawsze tak robili, gdy im się spieszyło i może dzięki temu czas szybciej płynął? Mógł przynajmniej łudzić się, że przy którejś próbie wreszcie opanuje tę zdolność.
„Hattori Heizō, prawda?”
Czarnowłosy chłopak wzdrygnął się gwałtownie, jakby przyłapano go na gorącym uczynku. Bo oto od dobrych trzydziestu minut manifestował to, by wszyscy wreszcie ulotnili się z budynku, żeby on też mógł wyjść. Jeszcze nie do końca znajomy głos wyrwał go z tego zamyślenia, ale przez te parę dni zdążył już skojarzyć pomocnika nauczycielki, który na ten moment stał się nieodłącznym dodatkiem na ich lekcjach. Obrócił głowę na bok i z ukosa spojrzał za siebie, obrzucając mężczyznę nieco smętnym spojrzeniem.
— Czekam, proszę pana — odpowiedział szybko, bo było to pierwsze, co przyszło mu do głowy i nie było kłamstwem. Pytanie o parasolkę jakby w ogóle nie dotarło do jego uszu. Skoro przyznał, że czekał na rodziców, nie potrzebował parasolki – mama ją przyniesie. Nie mógł natomiast zignorować tak oczywistego gestu. Ale zamiast kiwnąć głową, zwrócił twarz z powrotem ku oszklonym drzwiom wyjściowym, na ułamek sekundy wykrzywiając kąciki ust w niezadowoleniu. Tak, żeby praktykant nie był w stanie tego zauważyć.
Psuł jego niezawodny plan działania, kiedy powinien zachowywać się, jak reszta dorosłych i wyjść ze szkoły, by zająć się innymi dorosłymi rzeczami.
Po co te wszystkie pytania? Pisał książkę?
— Jadłem. Nie jestem głodny — wyjaśnił, jakby dodatkowo chciał zapobiec ewentualnej propozycji poczęstunku. Czuł się trochę niekomfortowo, ale po prostu zależało mu, żeby popędzić do domu bez zbędnych świadków.
Idź sobie.
@Nakamura Kyou
Trochę naiwnie wierzył w to, że kogokolwiek w ogóle interesowało to, czy ktoś po niego przyjdzie. Miał siedem lat, więc zakładał, że gdyby pewnego dnia postanowił postąpić inaczej i po prostu wyjść ze szkoły na oczach wszystkich, na pewno spotkałby się z niewygodnymi pytaniami. Ostatnim, czego chciał było wymyślanie kłamliwej historyjki na temat tego, że jego mama powiedziała, że czeka w sklepie za rogiem i poprosiła go, żeby do niej przyszedł. Do tej pory nie zdarzyło mu się skłamać – zwykle wybierał milczenie – dlatego nie znał swoich możliwości w kwestii zatajania prawdy. Z góry zakładał, że szybko zauważono by, że ściemnia.
Mama też nie umiała kłamać.
Dlatego czekał. Znał już dokładnie czas, w którym większość nauczycieli opuszczała szkołę. Musiał wytrzymać jeszcze trochę i w zniecierpliwieniu skubał rękaw bluzy przy jednym z nadgarstków. Pora dnia wcale nie była późna, ale ciężkie chmury sprawiły, że było dzisiaj wyjątkowo ciemno. Nie podobały mu się te ciężkie krople deszczu za oknem. Nie zabrał ze sobą parasola i już czuł nieprzyjemne dreszcze na myśl o całkowicie przemoczonych ubraniach.
No trudno.
Spojrzał na zawieszony w holu zegar, chociaż jeszcze nie za dobrze znał się na takim ze wskazówkami. Dorośli zawsze tak robili, gdy im się spieszyło i może dzięki temu czas szybciej płynął? Mógł przynajmniej łudzić się, że przy którejś próbie wreszcie opanuje tę zdolność.
„Hattori Heizō, prawda?”
Czarnowłosy chłopak wzdrygnął się gwałtownie, jakby przyłapano go na gorącym uczynku. Bo oto od dobrych trzydziestu minut manifestował to, by wszyscy wreszcie ulotnili się z budynku, żeby on też mógł wyjść. Jeszcze nie do końca znajomy głos wyrwał go z tego zamyślenia, ale przez te parę dni zdążył już skojarzyć pomocnika nauczycielki, który na ten moment stał się nieodłącznym dodatkiem na ich lekcjach. Obrócił głowę na bok i z ukosa spojrzał za siebie, obrzucając mężczyznę nieco smętnym spojrzeniem.
— Czekam, proszę pana — odpowiedział szybko, bo było to pierwsze, co przyszło mu do głowy i nie było kłamstwem. Pytanie o parasolkę jakby w ogóle nie dotarło do jego uszu. Skoro przyznał, że czekał na rodziców, nie potrzebował parasolki – mama ją przyniesie. Nie mógł natomiast zignorować tak oczywistego gestu. Ale zamiast kiwnąć głową, zwrócił twarz z powrotem ku oszklonym drzwiom wyjściowym, na ułamek sekundy wykrzywiając kąciki ust w niezadowoleniu. Tak, żeby praktykant nie był w stanie tego zauważyć.
Psuł jego niezawodny plan działania, kiedy powinien zachowywać się, jak reszta dorosłych i wyjść ze szkoły, by zająć się innymi dorosłymi rzeczami.
Po co te wszystkie pytania? Pisał książkę?
— Jadłem. Nie jestem głodny — wyjaśnił, jakby dodatkowo chciał zapobiec ewentualnej propozycji poczęstunku. Czuł się trochę niekomfortowo, ale po prostu zależało mu, żeby popędzić do domu bez zbędnych świadków.
Idź sobie.
@Nakamura Kyou
Przyglądał mu się łagodnie, w głowie wciąż bijąc się z własnymi myślami. Powinien się nie wtrącać, nie zwracać uwagi, a jednak nie mógł w ten sposób postąpić, kiedy siadał w niewielkiej odległości obok ucznia. Nie mógł zostawić go samego w szkole przecież - a droga samotna mogła się skończyć na różne sposoby. Zresztą, jeśli chłopiec nie wyszedł jeszcze z budynku, możliwe że musiał czekać na rodzica, który akurat dzisiaj się spóźniał? A może rzeczywiście kwestią było zapomnienie parasolki z domu? W końcu zdarzało się to - szczególnie kiedy w pośpiechu zbierano swoje rzeczy z mieszkania, aby zjawić się na porannych zajęciach.
- Poczekam z tobą - powiedział spokojnie, kierując wzrok w stronę drzwi. Mógłby przypuszczać, że ktoś niedługo się pojawi na miejscu - odbierze młodego Hattoriego i wszystko skończy się dobrze.
Powinien wstać i skierować się w stronę wyjścia, własnym powrotem. Ale jeśli by wyszedł - kto pomógłby jemu wrócić do domu? On sam był w stanie o siebie zadbać, ale dziecko? One nie powinny musieć o siebie zadbać samotnie. - Mam nadzieję, że coś smacznego? - zagadnął po raz kolejny, chociaż dostrzegał tę niechęć co do jego osoby - a raczej co do jego obecności, co tylko bardziej go niepokoiło, widząc również okoliczności, w których jeden z uczniów czekał na...
Właśnie, na kogo? Na rodziców, opiekuna? Na starsze rodzeństwo? Może miał jakieś, które uczęszczało do szkoły spory kawałek dalej, a które było odpowiedzialne za odebranie go ze szkoły? Lepiej było poczekać i przekonać się samemu, na pewno mógłby spać spokojniej w nocy, wiedząc że nic złego temu chłopcu się nie stało.
Sięgnął do swojej teczki, wyciągając długopis oraz plik papierów, spokojnie przeglądając prace, które zadeklarował się sprawdzić na jutrzejszy dzień. Kątem oka zerknął w stronę ucznia, chcąc się upewnić, że wszystko było w porządku z nim. Zmartwił się - choć może zbędnie? To uczucie niepewności znów go nawiedziło. Przecież wiedział, co należało do jego obowiązków - i czego od niego jako od nauczyciela się oczekiwało. Wiedział, że nie powinien się angażować w ten sposób - a jednak sumienie i chęć pomocy były głośniejsze. Jednak przekonanie, że nie powinien dać się zastraszyć wszystkim słowom i pustym groźbom, było w nim silniejsze. Dlaczego miał zostawić dziecko, które mogło potrzebować kogoś obok? Przecież nie mógł zostawić go samego w tym pustym budynku...
- Dobrze sobie poradziłeś, dzisiaj podczas pracy - odezwał się po dłuższej chwili milczenia, kiedy przeglądał prace, które zdążył już dzisiaj sprawdzić i poddać ocenie. Wyciągnął jedną z nazwiskiem Hattoriego, wyciągając go w jego stronę. - Chciałbyś spojrzeć? Wiem, że dopiero jutro będziemy rozdawać do wglądu... ale nikomu nie powiesz, że już wiedziałeś, jak zostałeś oceniony? - powiedział znów z uśmiechem, stawiając na mały sekret. Wątpił, aby w jakikolwiek sposób dowiedział się od samego chłopca, dlaczego był on tutaj sam tak późno po zajęciach - wątpił, aby był w tej szkole wystarczająco długo, aby mógł zostawić jakikolwiek wpływ na nim, lub którymkolwiek innym uczniu, który mógłby tego potrzebować.
Mógłby. Nie był nawet pewny czy rzeczywiście był powód poważniejszy niż zwykłe zrządzenie losu, że Heizō znalazł się tak późno po zajęciach na szkolnym korytarzu.
- Zawsze tak późno czekasz na rodziców? - zapytał, zanim zdążył zastanowić się czy w ogóle powinien dawać sygnał o swoim zmartwieniu na głos. Zagryzł na moment mocniej zęby, zaraz się uśmiechając w nieco spięty sposób. - Mam nadzieję, że nic się nie stało - dodał prędko, jakby chcąc wyjaśnić swoje pytanie. - Może powinniśmy zadzwonić do twoich rodziców czy wszystko w porządku? - zaproponował prędko, choć może był zbyt pewny, że siedmioletnie dziecko mogło zrozumieć jego obawy, co do tego, że coś było nie w porządku? A może sam zapominał, że dzieci nie były wcale tak głupie jak niektórzy mogliby się spodziewać i widziały znacznie więcej, niż którykolwiek dorosły chciałby przyznać.
@Hattori Heizō
- Poczekam z tobą - powiedział spokojnie, kierując wzrok w stronę drzwi. Mógłby przypuszczać, że ktoś niedługo się pojawi na miejscu - odbierze młodego Hattoriego i wszystko skończy się dobrze.
Powinien wstać i skierować się w stronę wyjścia, własnym powrotem. Ale jeśli by wyszedł - kto pomógłby jemu wrócić do domu? On sam był w stanie o siebie zadbać, ale dziecko? One nie powinny musieć o siebie zadbać samotnie. - Mam nadzieję, że coś smacznego? - zagadnął po raz kolejny, chociaż dostrzegał tę niechęć co do jego osoby - a raczej co do jego obecności, co tylko bardziej go niepokoiło, widząc również okoliczności, w których jeden z uczniów czekał na...
Właśnie, na kogo? Na rodziców, opiekuna? Na starsze rodzeństwo? Może miał jakieś, które uczęszczało do szkoły spory kawałek dalej, a które było odpowiedzialne za odebranie go ze szkoły? Lepiej było poczekać i przekonać się samemu, na pewno mógłby spać spokojniej w nocy, wiedząc że nic złego temu chłopcu się nie stało.
Sięgnął do swojej teczki, wyciągając długopis oraz plik papierów, spokojnie przeglądając prace, które zadeklarował się sprawdzić na jutrzejszy dzień. Kątem oka zerknął w stronę ucznia, chcąc się upewnić, że wszystko było w porządku z nim. Zmartwił się - choć może zbędnie? To uczucie niepewności znów go nawiedziło. Przecież wiedział, co należało do jego obowiązków - i czego od niego jako od nauczyciela się oczekiwało. Wiedział, że nie powinien się angażować w ten sposób - a jednak sumienie i chęć pomocy były głośniejsze. Jednak przekonanie, że nie powinien dać się zastraszyć wszystkim słowom i pustym groźbom, było w nim silniejsze. Dlaczego miał zostawić dziecko, które mogło potrzebować kogoś obok? Przecież nie mógł zostawić go samego w tym pustym budynku...
- Dobrze sobie poradziłeś, dzisiaj podczas pracy - odezwał się po dłuższej chwili milczenia, kiedy przeglądał prace, które zdążył już dzisiaj sprawdzić i poddać ocenie. Wyciągnął jedną z nazwiskiem Hattoriego, wyciągając go w jego stronę. - Chciałbyś spojrzeć? Wiem, że dopiero jutro będziemy rozdawać do wglądu... ale nikomu nie powiesz, że już wiedziałeś, jak zostałeś oceniony? - powiedział znów z uśmiechem, stawiając na mały sekret. Wątpił, aby w jakikolwiek sposób dowiedział się od samego chłopca, dlaczego był on tutaj sam tak późno po zajęciach - wątpił, aby był w tej szkole wystarczająco długo, aby mógł zostawić jakikolwiek wpływ na nim, lub którymkolwiek innym uczniu, który mógłby tego potrzebować.
Mógłby. Nie był nawet pewny czy rzeczywiście był powód poważniejszy niż zwykłe zrządzenie losu, że Heizō znalazł się tak późno po zajęciach na szkolnym korytarzu.
- Zawsze tak późno czekasz na rodziców? - zapytał, zanim zdążył zastanowić się czy w ogóle powinien dawać sygnał o swoim zmartwieniu na głos. Zagryzł na moment mocniej zęby, zaraz się uśmiechając w nieco spięty sposób. - Mam nadzieję, że nic się nie stało - dodał prędko, jakby chcąc wyjaśnić swoje pytanie. - Może powinniśmy zadzwonić do twoich rodziców czy wszystko w porządku? - zaproponował prędko, choć może był zbyt pewny, że siedmioletnie dziecko mogło zrozumieć jego obawy, co do tego, że coś było nie w porządku? A może sam zapominał, że dzieci nie były wcale tak głupie jak niektórzy mogliby się spodziewać i widziały znacznie więcej, niż którykolwiek dorosły chciałby przyznać.
@Hattori Heizō
Drobne dłonie odruchowo zacisnęły się w piąstki, które na całe szczęście skryły się pod nieco przydługimi rękawami bluzy. Tylko w ten sposób Hattori zdusił w sobie chęć do skrzywienia się, gdy zaoferowano mu towarzystwo. Zwykle udawało mu się opuścić szkolny gmach bez większych komplikacji; dorośli mijali go, jakby faktycznie grzecznie czekał na przybycie rodziców. Jeden jedyny raz został zaczepiony przez dozorcę, ale wtedy machnął ręką w stronę bramy, dając znać, że już na niego czekają. Dozorca nie miał już więcej pytań i nie było ważnym, czy mu uwierzył czy może po prostu uznał tę wersję wydarzeń za wygodną. Ważne było to, że się udało.
Teraz nie było tak łatwo.
— Nie trzeba — zaparł się odruchowo. Na język już cisnęły się kolejne słowa, że takie czekanie musi być nudne, że na pewno ma lepsze rzeczy do roboty, że robi się późno i pewnie żona czeka na niego z obiadem, ale jakiekolwiek argumenty, na które wpadał jego dziecięcy umysł, zostały zduszone przez kolejne pytanie nauczyciela. A mówili, że to dzieciaki bywały dociekliwe.
Wbił wzrok w ukryte pod bluzą dłonie, milcząc przez chwilę. Może zastanawiał się, czy w ogóle chciał wdawać się w dyskusję. A może po prostu musiał sobie przypomnieć, co w ogóle podawano na stołówce, choć to nie było takie trudne, biorąc pod uwagę, ile czasu spędził na dłubaniu pałeczkami w talerzu, zanim faktycznie większość dania zniknęła z jego powierzchni.
— Okonomiyaki — odpowiedział bez roztkliwiania się nad tym, czy danie było smaczne. Pozostawił to do oceny pana Nakamury. To, co smakowało Heizō, niekoniecznie musiało smakować też jemu. Może wspomnienie potrawie, która mu nie odpowiadała, miało skutecznie zniechęcić go do dalszej rozmowy, choć do tej pory nie wyglądało na to, by zniechęcały go nawet te zdawkowe odpowiedzi, którymi go raczył. To nie tak, że brunet koniecznie miał ochotę zachowywać się w niekulturalny sposób, ale rozmawianie nie było jego mocną stroną. Zwłaszcza teraz, gdy niecierpliwość spinała wszystkie mięśnie jego drobnego ciała.
Spięcie nasiliło się, gdy mężczyzna wyciągnął z teczki stos kartek i zaczął sprawdzać je w tak niewygodnym miejscu, jak gdyby nigdy nic. To uświadomiło mu, że prawdopodobnie czekało go długie popołudnie. Przycisnąwszy się bokiem do ściany, raz jeszcze zerknął na wiszący na ścianie zegar, a następnie ku oszklonym drzwiom, jakby liczył na to, że za moment nadejdzie stamtąd jakikolwiek ratunek. Na darmo.
„Dobrze sobie poradziłeś, dzisiaj podczas pracy.”
Pokiwał głową, przyjmując pochwałę do wiadomości. Dało się zauważyć, że nie był jednym z tych uczniów, którzy nadmiernie przejmowali się ocenami i chyba tylko z grzeczności odebrał od pana Kyou kartkę ze swoją pracą, by pobieżnie rzucić na nią okiem. Chociaż niczego na głos nie obiecał, było jasne, że ta tajemnica będzie z nim bezpieczna. Spojrzenie srebrnych oczu prześlizgnęło się po treści, gdy udawał, że zapoznaje się z naniesionymi poprawkami, a gdy dobiegło do dolnego brzegu kartki, zwrócił ją z powrotem.
— Dziękuję — rzucił, uznając to za najbardziej stosowną odpowiedź. Nie był przyzwyczajony do pozalekcyjnych interakcji z nauczycielami i chyba nawet wolał ich mniej dociekliwą i obojętną stronę.
Oczywiście, że tak. Bo kiedy tylko usłyszał ten idiotyczny pomysł z dzwonieniem do rodziców, od razu poczuł nieprzyjemny dreszcz sunący wzdłuż przygarbionego aktualnie kręgosłupa. Całe szczęście, że patrzył teraz przed siebie, nie dając panu Nakamurze dokładnego wglądu na wyraz jego twarzy, gdy przygryzł wargę od wewnątrz, a jego oczy rozszerzyły się jak u przerażonego kota.
— Tak. Pracują i nie mogą wyjść wcześniej — wyjaśnił na jednym tchu, czując jak dosłownie ulatuje z niego całe powietrze. — Nie musi się pan martwić ani czekać razem ze mną. Zawsze przychodzą.
@Nakamura Kyou
Teraz nie było tak łatwo.
— Nie trzeba — zaparł się odruchowo. Na język już cisnęły się kolejne słowa, że takie czekanie musi być nudne, że na pewno ma lepsze rzeczy do roboty, że robi się późno i pewnie żona czeka na niego z obiadem, ale jakiekolwiek argumenty, na które wpadał jego dziecięcy umysł, zostały zduszone przez kolejne pytanie nauczyciela. A mówili, że to dzieciaki bywały dociekliwe.
Wbił wzrok w ukryte pod bluzą dłonie, milcząc przez chwilę. Może zastanawiał się, czy w ogóle chciał wdawać się w dyskusję. A może po prostu musiał sobie przypomnieć, co w ogóle podawano na stołówce, choć to nie było takie trudne, biorąc pod uwagę, ile czasu spędził na dłubaniu pałeczkami w talerzu, zanim faktycznie większość dania zniknęła z jego powierzchni.
— Okonomiyaki — odpowiedział bez roztkliwiania się nad tym, czy danie było smaczne. Pozostawił to do oceny pana Nakamury. To, co smakowało Heizō, niekoniecznie musiało smakować też jemu. Może wspomnienie potrawie, która mu nie odpowiadała, miało skutecznie zniechęcić go do dalszej rozmowy, choć do tej pory nie wyglądało na to, by zniechęcały go nawet te zdawkowe odpowiedzi, którymi go raczył. To nie tak, że brunet koniecznie miał ochotę zachowywać się w niekulturalny sposób, ale rozmawianie nie było jego mocną stroną. Zwłaszcza teraz, gdy niecierpliwość spinała wszystkie mięśnie jego drobnego ciała.
Spięcie nasiliło się, gdy mężczyzna wyciągnął z teczki stos kartek i zaczął sprawdzać je w tak niewygodnym miejscu, jak gdyby nigdy nic. To uświadomiło mu, że prawdopodobnie czekało go długie popołudnie. Przycisnąwszy się bokiem do ściany, raz jeszcze zerknął na wiszący na ścianie zegar, a następnie ku oszklonym drzwiom, jakby liczył na to, że za moment nadejdzie stamtąd jakikolwiek ratunek. Na darmo.
„Dobrze sobie poradziłeś, dzisiaj podczas pracy.”
Pokiwał głową, przyjmując pochwałę do wiadomości. Dało się zauważyć, że nie był jednym z tych uczniów, którzy nadmiernie przejmowali się ocenami i chyba tylko z grzeczności odebrał od pana Kyou kartkę ze swoją pracą, by pobieżnie rzucić na nią okiem. Chociaż niczego na głos nie obiecał, było jasne, że ta tajemnica będzie z nim bezpieczna. Spojrzenie srebrnych oczu prześlizgnęło się po treści, gdy udawał, że zapoznaje się z naniesionymi poprawkami, a gdy dobiegło do dolnego brzegu kartki, zwrócił ją z powrotem.
— Dziękuję — rzucił, uznając to za najbardziej stosowną odpowiedź. Nie był przyzwyczajony do pozalekcyjnych interakcji z nauczycielami i chyba nawet wolał ich mniej dociekliwą i obojętną stronę.
Oczywiście, że tak. Bo kiedy tylko usłyszał ten idiotyczny pomysł z dzwonieniem do rodziców, od razu poczuł nieprzyjemny dreszcz sunący wzdłuż przygarbionego aktualnie kręgosłupa. Całe szczęście, że patrzył teraz przed siebie, nie dając panu Nakamurze dokładnego wglądu na wyraz jego twarzy, gdy przygryzł wargę od wewnątrz, a jego oczy rozszerzyły się jak u przerażonego kota.
— Tak. Pracują i nie mogą wyjść wcześniej — wyjaśnił na jednym tchu, czując jak dosłownie ulatuje z niego całe powietrze. — Nie musi się pan martwić ani czekać razem ze mną. Zawsze przychodzą.
@Nakamura Kyou
Praktycznie wszyscy wyszli z budynku, może jakiś dozorca wciąż się gdzieś krzątał. Ale poza nimi, budynek był pusty. Oczywiście, że Nakamura czuł się w poczuciu obowiązku - a może też nieco się martwił? Zdawkowe odpowiedzi, jakby był zestresowany. Onieśmielał go? Był w końcu asystentem nauczycielki, nie mógł temu się dziwić.
- Oficjalnie wciąż jesteś pod opieką szkoły, więc wypada, żebyś rzeczywiście był pod jej opieką, prawda? - powiedział z uśmiechem. Powrót do domu też nie powinien zająć mu znowu tak wiele czasu - nie ryzykował niczym. No i rzeczywiście miał zajęcie w tym miejscu, nawet jeśli każdy wolałby uzupełniać i sprawdzać podobne papiery wygodnie przy biurku. Torba nie była najwygodniejszym miejscem, ale wystarczyło wyjąć z niej notes w twardej oprawie i poradzić sobie w ten sposób.
Chociaż czy gdyby coś się stało chłopcu po godzinach lekcyjnych, na pewno ktokolwiek zostałby pociągnięty do odpowiedzialności? On by został? Był w końcu tylko studentem na praktykach. Gdyby posłuchał nauczycielki, gdyby rzeczywiście wyszedł z budynku, nikt by nawet nie wpadł na pomysł, że miałby być osobiście odpowiedzialny za Hattoriego.
Zresztą, jak duże prawdopodobieństwo istniało, że mogłoby się coś mu stać tutaj? Na pewno wystarczające, żeby Kyou go nie podejmował.
- Lubisz? Ja chyba nigdy nie przepadałem jakoś bardzo, chociaż często przygotowywałem dla siostry - dopytał spokojnie, zupełnie naturalnie, jakby chcąc wypełnić w jakiś sposób towarzyszącą im ciszę, żeby nie była aż tak uciążliwa. Spokojna konwersacja w końcu nie była niczym złym - a starał się też nie skupiać wzroku na wyraźnie speszonym podopiecznym.
Uśmiechnął się do niego łagodnie, odbierając z powrotem papier.
Długopis na stosie pozostałych prac zdążył się już prześlizgnąć kilka razy, zaznaczając i zostawiając notatki. Sprawdzanie prac z podstawówki nie było w końcu trudne - bardziej czasochłonne i monotonne. Ale był to obowiązek, który wcale nie ciążył mu aż tak silnie. Czuł się dobrze, a wręcz coraz lepiej z każdym dniem praktyk, uzmysławiając sobie, że podejmował dobrą decyzję. Choć jedyne czym się martwił to miejscem zatrudnienia - już samo zdobycie praktyk w Fukkatsu sprawiało mu problemy. Wolał nie wyjeżdżać daleko, jednak przyzwyczajony do bliskości rodziny obok, ale jeśli by musiał...
- Ahhh, rozumiem. Ale to żaden problem, poczekam. Pracują na pewno ciężko, więc nie będę ich niepokoił takim telefonem - zapewnił jakby chciał ukoić jego nerwy, zerkając jednak na chłopca, jak ten wtulił się w ścianę. Był wystraszony? Nagle sam zamiast zdawkowo, odpowiedział tak dużo. Zapewniał go? To próbował zrobić, uspokoić i zapewnić, że nic się nie działo?
A może był już przewrażliwiony? W końcu nie każde drobne sygnały oznaczały, że coś mogło mieć miejsce, a tym bardziej, że musiało to być czymś złym. Chłopiec mógł po prostu z natury być bardziej nieśmiały, nie musiało to mieć przecież związku z niczym innym...
Ale czy chciał brać to ryzyko? Czy mógłby spać w nocy spokojnie, gdyby zaryzykował, że na pewno nic złego się nie działo? Nie miał tej pewności - nie mógłby mieć.
- W najgorszym wypadku, mogę cię odprowadzić do domu, tym bardziej że dzisiaj to szybko chyba nie przestanie padać, a i widoczność na ulicach jest dużo gorsza. Masz coś odblaskowego przy plecaku, mam nadzieję? - zapytał lekkim tonem, znów powoli odwracając wzrok na papiery, chociaż długopis przestał skrobać po kartce. Miał wrażenie, że jego wzrok mógł niepotrzebnie jeszcze peszyć chłopca - a zaraz usłyszeli oboje jak ulewa za szklanymi drzwiami wyłącznie się wzmożyła. Nie zapowiadało się, aby prędko się wszystko skończyło. Ale miał czas, przynajmniej on. Zawsze go miał dla innych, nawet jeśli miało to oznaczać ponownie ucięte godziny snu, to wolał ryzykować tym niż krzywdą, której mógłby zaradzić.
@Hattori Heizō
- Oficjalnie wciąż jesteś pod opieką szkoły, więc wypada, żebyś rzeczywiście był pod jej opieką, prawda? - powiedział z uśmiechem. Powrót do domu też nie powinien zająć mu znowu tak wiele czasu - nie ryzykował niczym. No i rzeczywiście miał zajęcie w tym miejscu, nawet jeśli każdy wolałby uzupełniać i sprawdzać podobne papiery wygodnie przy biurku. Torba nie była najwygodniejszym miejscem, ale wystarczyło wyjąć z niej notes w twardej oprawie i poradzić sobie w ten sposób.
Chociaż czy gdyby coś się stało chłopcu po godzinach lekcyjnych, na pewno ktokolwiek zostałby pociągnięty do odpowiedzialności? On by został? Był w końcu tylko studentem na praktykach. Gdyby posłuchał nauczycielki, gdyby rzeczywiście wyszedł z budynku, nikt by nawet nie wpadł na pomysł, że miałby być osobiście odpowiedzialny za Hattoriego.
Zresztą, jak duże prawdopodobieństwo istniało, że mogłoby się coś mu stać tutaj? Na pewno wystarczające, żeby Kyou go nie podejmował.
- Lubisz? Ja chyba nigdy nie przepadałem jakoś bardzo, chociaż często przygotowywałem dla siostry - dopytał spokojnie, zupełnie naturalnie, jakby chcąc wypełnić w jakiś sposób towarzyszącą im ciszę, żeby nie była aż tak uciążliwa. Spokojna konwersacja w końcu nie była niczym złym - a starał się też nie skupiać wzroku na wyraźnie speszonym podopiecznym.
Uśmiechnął się do niego łagodnie, odbierając z powrotem papier.
Długopis na stosie pozostałych prac zdążył się już prześlizgnąć kilka razy, zaznaczając i zostawiając notatki. Sprawdzanie prac z podstawówki nie było w końcu trudne - bardziej czasochłonne i monotonne. Ale był to obowiązek, który wcale nie ciążył mu aż tak silnie. Czuł się dobrze, a wręcz coraz lepiej z każdym dniem praktyk, uzmysławiając sobie, że podejmował dobrą decyzję. Choć jedyne czym się martwił to miejscem zatrudnienia - już samo zdobycie praktyk w Fukkatsu sprawiało mu problemy. Wolał nie wyjeżdżać daleko, jednak przyzwyczajony do bliskości rodziny obok, ale jeśli by musiał...
- Ahhh, rozumiem. Ale to żaden problem, poczekam. Pracują na pewno ciężko, więc nie będę ich niepokoił takim telefonem - zapewnił jakby chciał ukoić jego nerwy, zerkając jednak na chłopca, jak ten wtulił się w ścianę. Był wystraszony? Nagle sam zamiast zdawkowo, odpowiedział tak dużo. Zapewniał go? To próbował zrobić, uspokoić i zapewnić, że nic się nie działo?
A może był już przewrażliwiony? W końcu nie każde drobne sygnały oznaczały, że coś mogło mieć miejsce, a tym bardziej, że musiało to być czymś złym. Chłopiec mógł po prostu z natury być bardziej nieśmiały, nie musiało to mieć przecież związku z niczym innym...
Ale czy chciał brać to ryzyko? Czy mógłby spać w nocy spokojnie, gdyby zaryzykował, że na pewno nic złego się nie działo? Nie miał tej pewności - nie mógłby mieć.
- W najgorszym wypadku, mogę cię odprowadzić do domu, tym bardziej że dzisiaj to szybko chyba nie przestanie padać, a i widoczność na ulicach jest dużo gorsza. Masz coś odblaskowego przy plecaku, mam nadzieję? - zapytał lekkim tonem, znów powoli odwracając wzrok na papiery, chociaż długopis przestał skrobać po kartce. Miał wrażenie, że jego wzrok mógł niepotrzebnie jeszcze peszyć chłopca - a zaraz usłyszeli oboje jak ulewa za szklanymi drzwiami wyłącznie się wzmożyła. Nie zapowiadało się, aby prędko się wszystko skończyło. Ale miał czas, przynajmniej on. Zawsze go miał dla innych, nawet jeśli miało to oznaczać ponownie ucięte godziny snu, to wolał ryzykować tym niż krzywdą, której mógłby zaradzić.
@Hattori Heizō
— Widać, że jest pan tu nowy — odparł bez zastanowienia. Nie chciał powiedzieć nic złego, a jego ton nie wskazywał na to, że chciał jakkolwiek urazić pana Nakamurę. Wysuwając ten wniosek, zanim w porę zdołał ugryźć się w język, brzmiał raczej tak, jakby stwierdzał najzwyklejszy fakt. Już sama nieobecność innych nauczycieli świadczyła o tym, że mężczyzna za bardzo wychylał się ze swoim zbędnym poczuciem obowiązku. I mówił mu to nawet siedmioletni dzieciak, który był jeszcze za mały na takie spostrzeżenia. Nie powinien przecież aż tak wyraźnie dostrzegać, że dorośli mieli gdzieś, co stanie się z dzieciakami. Przynajmniej większość z nich miała to gdzieś.
— Znaczy- — zaczął, jakby nagle zreflektował się, że nie wypadł za dobrze. Nie żeby szczególnie starał się zdobyć plusa w oczach stażysty – po prostu nie chciał, żeby poczuł się źle ze swoim nieobyciem w nowym miejscu. — Nauczyciele zawsze wracają do domu po pracy. I to normalne, że muszą odpocząć. Wie pan, po tym całym denerwowaniu się na lekcjach — wyjaśnił, dobierając słowa w tak ostrożny sposób, jakby co najmniej stąpał po wilgotnych kamieniach, które wybijały się ponad powierzchnię rwącej rzeki. Jeden niewłaściwy ruch i prąd mógł ponieść go w nieznane, gdzie nie miałby już żadnej kontroli nad sytuacją.
Póki co było bezpiecznie. W miarę. Tylko za nic w świecie nie potrafił się rozluźnić i, gdy przyszło mu odpowiadać na kolejne pytania, niemalże czuł fizyczny ból w szczęce, którą poruszał opornie, by artykułować te wszystkie słowa. Przez to wszystko brzmiał mechanicznie, nawet gdy mówił o jedzeniu.
— Może być. Jest w porządku. — Nie roztkliwiał się nad tym zbytnio. Sądząc po jego minie, która nie zdradzała żadnych konkretnych emocji, nie roztkliwiał się nad niczym, jakby był na to zbyt zmęczony. Po całym dniu w szkole można było mu to wybaczyć; nie wspominając już o tej smętnej pogodzie za oknem. Lubił deszcz, ale ludzie za nim nie przepadali, więc łatwo nabraliby się, gdyby powiedział, że to pogoda zepsuła mu humor.
Miał nadzieję, że nie przyjdzie mu tak skłamać.
Było blisko – pomyślał, powstrzymując pełne ulgi myślenie, gdy pan Kyou jednak zrezygnował z wykonania telefonu do rodziców. Takie akcje nigdy nie kończyły się dobrze, a teraz Heizo przynajmniej miał świadomość tego, że następnym razem będzie musiał ulotnić się szybciej i uciec przed tym troskliwym spojrzeniem, które wszystko psuło.
Za szybko uznał, że wszystko zaczynało układać się po jego myśli. Równie szybko pokręcił też głową, jakby jego ciało samo zadecydowało, że nie przyjmie takiej pomocy. Powoli kończyły mu się opcje, a pan Nakamura miał ich w zanadrzu aż za dużo.
No bez sensu – jęknął do swoich własnych myśli, chwytając w palce pasek plecaka, który ścisnął kurczowo. Był wręcz gotów zerwać się do biegu, ale powstrzymywała go ta resztka samoświadomości, która podpowiadała, że wyglądałoby to co najmniej dziwnie. Poza tym mężczyzna i tak miał dłuższe nogi i szybko by go dogonił.
— Poradzę sobie. Naprawdę — zapewnił, podnosząc plecak tak, by wyeksponować znaczek odblaskowy. Jakby od początku sięgał po niego tylko dlatego, by uspokoić młodego nauczyciela. — Pamiętam drogę do domu.
Jeszcze chwila, a cały jego plan miał legnąć w gruzach. Za późno zdał sobie sprawę, że w jego wersji wydarzeń zaczynają pojawiać się luki, które teraz starał się załatać, myśląc intensywnie nad tym, jak w ogóle może to naprawić. Niedobrze.
@Nakamura Kyou
— Znaczy- — zaczął, jakby nagle zreflektował się, że nie wypadł za dobrze. Nie żeby szczególnie starał się zdobyć plusa w oczach stażysty – po prostu nie chciał, żeby poczuł się źle ze swoim nieobyciem w nowym miejscu. — Nauczyciele zawsze wracają do domu po pracy. I to normalne, że muszą odpocząć. Wie pan, po tym całym denerwowaniu się na lekcjach — wyjaśnił, dobierając słowa w tak ostrożny sposób, jakby co najmniej stąpał po wilgotnych kamieniach, które wybijały się ponad powierzchnię rwącej rzeki. Jeden niewłaściwy ruch i prąd mógł ponieść go w nieznane, gdzie nie miałby już żadnej kontroli nad sytuacją.
Póki co było bezpiecznie. W miarę. Tylko za nic w świecie nie potrafił się rozluźnić i, gdy przyszło mu odpowiadać na kolejne pytania, niemalże czuł fizyczny ból w szczęce, którą poruszał opornie, by artykułować te wszystkie słowa. Przez to wszystko brzmiał mechanicznie, nawet gdy mówił o jedzeniu.
— Może być. Jest w porządku. — Nie roztkliwiał się nad tym zbytnio. Sądząc po jego minie, która nie zdradzała żadnych konkretnych emocji, nie roztkliwiał się nad niczym, jakby był na to zbyt zmęczony. Po całym dniu w szkole można było mu to wybaczyć; nie wspominając już o tej smętnej pogodzie za oknem. Lubił deszcz, ale ludzie za nim nie przepadali, więc łatwo nabraliby się, gdyby powiedział, że to pogoda zepsuła mu humor.
Miał nadzieję, że nie przyjdzie mu tak skłamać.
Było blisko – pomyślał, powstrzymując pełne ulgi myślenie, gdy pan Kyou jednak zrezygnował z wykonania telefonu do rodziców. Takie akcje nigdy nie kończyły się dobrze, a teraz Heizo przynajmniej miał świadomość tego, że następnym razem będzie musiał ulotnić się szybciej i uciec przed tym troskliwym spojrzeniem, które wszystko psuło.
Za szybko uznał, że wszystko zaczynało układać się po jego myśli. Równie szybko pokręcił też głową, jakby jego ciało samo zadecydowało, że nie przyjmie takiej pomocy. Powoli kończyły mu się opcje, a pan Nakamura miał ich w zanadrzu aż za dużo.
No bez sensu – jęknął do swoich własnych myśli, chwytając w palce pasek plecaka, który ścisnął kurczowo. Był wręcz gotów zerwać się do biegu, ale powstrzymywała go ta resztka samoświadomości, która podpowiadała, że wyglądałoby to co najmniej dziwnie. Poza tym mężczyzna i tak miał dłuższe nogi i szybko by go dogonił.
— Poradzę sobie. Naprawdę — zapewnił, podnosząc plecak tak, by wyeksponować znaczek odblaskowy. Jakby od początku sięgał po niego tylko dlatego, by uspokoić młodego nauczyciela. — Pamiętam drogę do domu.
Jeszcze chwila, a cały jego plan miał legnąć w gruzach. Za późno zdał sobie sprawę, że w jego wersji wydarzeń zaczynają pojawiać się luki, które teraz starał się załatać, myśląc intensywnie nad tym, jak w ogóle może to naprawić. Niedobrze.
@Nakamura Kyou
Spojrzał nieco zaskoczony w pierwszej chwili na chłopca. Dzieci miały tendencje do bycia szczerymi - ale nawet nie był zły, rzadko się zgniewał. Zresztą, czy nie miał on racji? Może dlatego jego spojrzenie prędko złagodniało - w końcu nie chciał dawać mu złudnego poczucia, że coś źle zrobił. Wręcz przeciwnie, był... dzieckiem. Obserwował świat, uczył się zasad panujących dookoła niego i w społeczeństwie; dostrzegał, kiedy coś wydawało się inne. Albo nowe, albo odmienne, albo wyróżniające się. Pytaniem jedynie było, co później zrobi w przyszłości z tą umiejętnością. Teraz służyła mu do poznawania świata, do nauki na temat tego co mógł, a czego nie mógł - i może on sam, jako nauczyciel, nieco zaburzał ten naturalny bieg? W końcu prawdopodobnie lepiej by było, gdyby się nie wychylał... i nie pokazywał dzieciom, że niektórzy się wychylali.
- Oh, nie denerwuję się na lekcjach. Na błędach się uczymy, prawda? A że czasem jest nieco za głośno czy ktoś się nie posłucha... trochę urok pracy z ludźmi - nie dziećmi. W końcu wiedział, że to nie tylko one rzucają się rozkapryszone w krzyk i płacz - wielu dorosłych wcale nie różniło się niczym od tych najmłodszych w swoim zachowaniu. A zmęczenie, krzyk i łzy wcale w niczym nie pomagały. - Pytanie czy to źle, że widać, że jestem tutaj nowy. Nowe nie zawsze jest złe, albo dobre. Czasem po prostu jest nowe, albo po prostu w porządku - rzucił prostymi słowami, nie chcąc obarczać głowy ośmiolatka tym, dlaczego się tak zachowywał - jakie były powody, jakie sytuacje. Czasem wysłanie sygnału, że po prostu wiedziało się i widziało, kiedy coś było nie w porządku, było wystarczające. A innym razem było za późno. Może nie powinien żyć tak ogromnymi ideałami? W końcu za każdym razem potykał się o własne nogi, kiedy znów spotykał się z kolejną przeszkodą; kolejną ścianą; kolejnym dorosłym, który kazał mu po prostu przestać się martwić tym, co miało miejsce, a co nie było bezpośrednio z nim powiązane.
Zerkał na niego, na jego zdenerwowanie. Nie chciał telefonu do domu - nie chciał być odprowadzonym. Chodziło o kontakt z rodzicami jednak?
Mimochodem zaczął chować kartkówki, które dopiero co sprawdzał - jakby sam się chciał przygotować do przymusu pogoni za chłopcem.
Wszystko dokładnie ułożył na miejsce, poprawił jeszcze kilka rzeczy, zamykając swoją torbę, kiedy znów usłyszał kolejne słowa.
Uśmiechnął się znów, na widok znaczka odblaskowego.
- Często wracasz sam? - zapytał, słysząc jego słowa o tym, że pamiętał drogę. Chociaż to nie było wcale niczym dziwnym - jeśli dziecko nie zmieniało często szkoły, w końcu przecież zapamiętywało, którędy gdzieś trafić. Sam przecież w podstawówce miał miejsca, w których się zjawiał sam - ba, jego rodzice nawet ufali siostrze z samotnymi powrotami z niektórych zajęć dodatkowych, kiedy nie była dużo starsza od Heizō. A jednak wydawało mu się, że coś było bardzo nie tak...
Nie chciał, żeby coś zobaczył? W innym wypadku, dlaczego nie chciał iść do domu, chwilę wcześniej wydając się, że wręcz od razu by chciał tam wyskoczyć? Że zaraz rodzice czy inni opiekunowie się zjawią, że ktoś go odbierze? Jeśli nie telefon do rodziców, jeśli nie odprowadzenie...
Jego torba była spakowana. Zdawało się, że mógłby po prostu wstać i wyjść ze szkoły - ale nawet się na to nie zapowiadało. Ułożył ją na kolanach, jak gdyby nigdy nic.
- Możemy poczekać jeszcze trochę na twoich rodziców, albo możemy zacząć iść. Może spotkamy ich po drodze? - zasugerował. - Masz parasol czy będziesz potrzebował?
@Hattori Heizō
- Oh, nie denerwuję się na lekcjach. Na błędach się uczymy, prawda? A że czasem jest nieco za głośno czy ktoś się nie posłucha... trochę urok pracy z ludźmi - nie dziećmi. W końcu wiedział, że to nie tylko one rzucają się rozkapryszone w krzyk i płacz - wielu dorosłych wcale nie różniło się niczym od tych najmłodszych w swoim zachowaniu. A zmęczenie, krzyk i łzy wcale w niczym nie pomagały. - Pytanie czy to źle, że widać, że jestem tutaj nowy. Nowe nie zawsze jest złe, albo dobre. Czasem po prostu jest nowe, albo po prostu w porządku - rzucił prostymi słowami, nie chcąc obarczać głowy ośmiolatka tym, dlaczego się tak zachowywał - jakie były powody, jakie sytuacje. Czasem wysłanie sygnału, że po prostu wiedziało się i widziało, kiedy coś było nie w porządku, było wystarczające. A innym razem było za późno. Może nie powinien żyć tak ogromnymi ideałami? W końcu za każdym razem potykał się o własne nogi, kiedy znów spotykał się z kolejną przeszkodą; kolejną ścianą; kolejnym dorosłym, który kazał mu po prostu przestać się martwić tym, co miało miejsce, a co nie było bezpośrednio z nim powiązane.
Zerkał na niego, na jego zdenerwowanie. Nie chciał telefonu do domu - nie chciał być odprowadzonym. Chodziło o kontakt z rodzicami jednak?
Mimochodem zaczął chować kartkówki, które dopiero co sprawdzał - jakby sam się chciał przygotować do przymusu pogoni za chłopcem.
Wszystko dokładnie ułożył na miejsce, poprawił jeszcze kilka rzeczy, zamykając swoją torbę, kiedy znów usłyszał kolejne słowa.
Uśmiechnął się znów, na widok znaczka odblaskowego.
- Często wracasz sam? - zapytał, słysząc jego słowa o tym, że pamiętał drogę. Chociaż to nie było wcale niczym dziwnym - jeśli dziecko nie zmieniało często szkoły, w końcu przecież zapamiętywało, którędy gdzieś trafić. Sam przecież w podstawówce miał miejsca, w których się zjawiał sam - ba, jego rodzice nawet ufali siostrze z samotnymi powrotami z niektórych zajęć dodatkowych, kiedy nie była dużo starsza od Heizō. A jednak wydawało mu się, że coś było bardzo nie tak...
Nie chciał, żeby coś zobaczył? W innym wypadku, dlaczego nie chciał iść do domu, chwilę wcześniej wydając się, że wręcz od razu by chciał tam wyskoczyć? Że zaraz rodzice czy inni opiekunowie się zjawią, że ktoś go odbierze? Jeśli nie telefon do rodziców, jeśli nie odprowadzenie...
Jego torba była spakowana. Zdawało się, że mógłby po prostu wstać i wyjść ze szkoły - ale nawet się na to nie zapowiadało. Ułożył ją na kolanach, jak gdyby nigdy nic.
- Możemy poczekać jeszcze trochę na twoich rodziców, albo możemy zacząć iść. Może spotkamy ich po drodze? - zasugerował. - Masz parasol czy będziesz potrzebował?
@Hattori Heizō
Był rozczarowany – samym sobą, a nie postawą nauczyciela. Świadomy tego, że kończyły mu się argumenty, przygryzł dolną wargę od wewnątrz i pokiwał ledwo widocznie głową w rozumiejącym, ale też nieco poddańczym geście. Był dzieckiem i nie rozumiał jeszcze, że pan Nakamura mógł właśnie nawijać mu makaron na uszy. Właściwie nie znał jeszcze za dobrze samej definicji nawijania makaronu na uszy i nie przemyślał, jak może bronić się przed odbitymi argumentami. Splótłszy ze sobą palce obu dłoni i zacisnąwszy je mocno, zrozumiał, że nie ma pojęcia, jak jeszcze miałby zniechęcić stażystę do dotrzymywania mu towarzystwa. Widocznie niechcianego. Jasne, mógł zacząć krzyczeć, że chce zostać sam, poudawać, że dzieje mu się krzywda, ale nie chciał sprawiać mężczyźnie większych kłopotów. Jakby się nad tym zastanowić, niczego złego nie robił – po prostu nie był świadomy tego, że nauczyciele nie powinni aż tak wściubiać nos w nieswoje sprawy.
— Nie mówię, że źle — zaczął niepewnie, by jakoś zatrzeć oznaki niezręczności, jaką odczuwał. Niedobrze, że pan Kyou tak to odebrał – w jego młodym umyśle od razu zrodziła się nieprzyjemna wizja odmiennego traktowania na lekcjach; ciągłego wyrywania do odpowiedzi i zmuszenia go do siedzenia w pierwszej ławce. Miał przesrane. Babcia mówiła, że nie powinno się tak mówić, ale jej samej często wymykało się właśnie to określenie, gdy ktoś zaszedł jej za skórę. Mówiła to z taką mocą, że nic dziwnego, że to właśnie po to słowo sięgnął myślami w pierwszej kolejności. — Po prostu zachowuje się pan… in-inaczej — dodał, choć podświadomie czuł, że zamiast uratować sytuację, wypadł jeszcze gorzej.
No trudno.
Na próżno chciał pokrzepić się tym, że jest mu to obojętne, bo przez cały czas Hattori sumiennie dbał o to, by pozostawać w cieniu. To jasne, że chciał, żeby wszystko nadal było na swoim miejscu, ale ciemnowłosy musiał się go uczepić. A teraz Heizo, na przekór swoim własnym pokrzepieniom, obrócił lekko głowę w bok, by dosięgnąć nauczyciela kątem spojrzenia i sprawdzić, czy ten przypadkiem nie czuł się urażony. Niezadowoleni ludzie zawsze krzywili się przynajmniej odrobinę – zazwyczaj mieli tę śmieszną pojedynczą zmarszczkę między brwiami, czasem rozszerzały im się nozdrza, jakby szykowali się do wciągnięcia cię nosem na śniadanie. Wiedział też, że niektórym purpurowiały twarze. Kiedy jednak srebrne tęczówki, w których czaiła się jakaś niewyjaśniona lękliwość, natrafiły na twarz mężczyzny, nie zauważył żadnej z tych oznak.
Trochę mu ulżyło.
Ale tylko na chwilę, bo przecież już zaraz musiał palnąć kolejną głupotę.
„Często wracasz sam?”
Odruchowo zaprzeczył ruchem głowy, bo tylko nie mówiąc, był w stanie skłamać tak płynnie. Zacisnął mocniej zęby, milcząc jeszcze chwilę, bo może nie wszystko było jeszcze stracone.
— Po prostu szybko zapamiętuję. Wie pan, to nie tak daleko i zwykle chodzimy pieszo, więc wiem, jak tam dotrzeć — wyjaśnił, starając się wypowiadać słowa spokojnie i powoli, ale nie na tyle, by dać po sobie poznać, że musiał długo się nad nimi zastanawiać. Już wtedy dokładał pierwszą cegiełkę do przyszłego nawyku.
W jasnych oczach pojawił się słaby błysk nadziei, gdy zdawkowo przesunął wzrokiem po skórzanej torbie. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że drgnął niespokojnie, szykując się na jakąś większą zmianę, która nie nastąpiła. Pan Kyou wcale nie zamierzał go opuszczać, jak czarnowłosy z początku założył. Mało tego – nadal upierał się przy tym, że odprowadzi go do domu, a chłopcu wciąż się to nie podobało. Podświadomie wyczuwał nadciągające kłopoty, choć przecież wcale nie musiało dojść do konfrontacji. Skąd brało się to dziwne przekonanie, że coś pójdzie nie tak?
Ze zniecierpliwieniem spojrzał na zawieszony na ścianie zegar, a zaraz potem na zewnątrz. Ciemne chmury nad miastem i ulewny deszcz sprawiały, że miało się nieprzyjemne poczucie, że zaraz się ściemni. Sam też zaczynał się obawiać, że jeśli posiedzi tutaj jeszcze dłużej, w końcu będzie bał się wrócić.
— Mówiłem już, że nie musi pan mnie nigdzie odprowadzać — rzucił, chwytając za pasek plecaka. Choć jego ton był zdecydowany, gdy podniósł się na równe nogi, zarzucając sobie torbę na ramię, wyglądał tak, jakby mimo wszystko czekał na pozwolenie, że może już sobie iść. — Lubię deszcz. Nie potrzebuję parasola.
— Nie mówię, że źle — zaczął niepewnie, by jakoś zatrzeć oznaki niezręczności, jaką odczuwał. Niedobrze, że pan Kyou tak to odebrał – w jego młodym umyśle od razu zrodziła się nieprzyjemna wizja odmiennego traktowania na lekcjach; ciągłego wyrywania do odpowiedzi i zmuszenia go do siedzenia w pierwszej ławce. Miał przesrane. Babcia mówiła, że nie powinno się tak mówić, ale jej samej często wymykało się właśnie to określenie, gdy ktoś zaszedł jej za skórę. Mówiła to z taką mocą, że nic dziwnego, że to właśnie po to słowo sięgnął myślami w pierwszej kolejności. — Po prostu zachowuje się pan… in-inaczej — dodał, choć podświadomie czuł, że zamiast uratować sytuację, wypadł jeszcze gorzej.
No trudno.
Na próżno chciał pokrzepić się tym, że jest mu to obojętne, bo przez cały czas Hattori sumiennie dbał o to, by pozostawać w cieniu. To jasne, że chciał, żeby wszystko nadal było na swoim miejscu, ale ciemnowłosy musiał się go uczepić. A teraz Heizo, na przekór swoim własnym pokrzepieniom, obrócił lekko głowę w bok, by dosięgnąć nauczyciela kątem spojrzenia i sprawdzić, czy ten przypadkiem nie czuł się urażony. Niezadowoleni ludzie zawsze krzywili się przynajmniej odrobinę – zazwyczaj mieli tę śmieszną pojedynczą zmarszczkę między brwiami, czasem rozszerzały im się nozdrza, jakby szykowali się do wciągnięcia cię nosem na śniadanie. Wiedział też, że niektórym purpurowiały twarze. Kiedy jednak srebrne tęczówki, w których czaiła się jakaś niewyjaśniona lękliwość, natrafiły na twarz mężczyzny, nie zauważył żadnej z tych oznak.
Trochę mu ulżyło.
Ale tylko na chwilę, bo przecież już zaraz musiał palnąć kolejną głupotę.
„Często wracasz sam?”
Odruchowo zaprzeczył ruchem głowy, bo tylko nie mówiąc, był w stanie skłamać tak płynnie. Zacisnął mocniej zęby, milcząc jeszcze chwilę, bo może nie wszystko było jeszcze stracone.
— Po prostu szybko zapamiętuję. Wie pan, to nie tak daleko i zwykle chodzimy pieszo, więc wiem, jak tam dotrzeć — wyjaśnił, starając się wypowiadać słowa spokojnie i powoli, ale nie na tyle, by dać po sobie poznać, że musiał długo się nad nimi zastanawiać. Już wtedy dokładał pierwszą cegiełkę do przyszłego nawyku.
W jasnych oczach pojawił się słaby błysk nadziei, gdy zdawkowo przesunął wzrokiem po skórzanej torbie. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że drgnął niespokojnie, szykując się na jakąś większą zmianę, która nie nastąpiła. Pan Kyou wcale nie zamierzał go opuszczać, jak czarnowłosy z początku założył. Mało tego – nadal upierał się przy tym, że odprowadzi go do domu, a chłopcu wciąż się to nie podobało. Podświadomie wyczuwał nadciągające kłopoty, choć przecież wcale nie musiało dojść do konfrontacji. Skąd brało się to dziwne przekonanie, że coś pójdzie nie tak?
Ze zniecierpliwieniem spojrzał na zawieszony na ścianie zegar, a zaraz potem na zewnątrz. Ciemne chmury nad miastem i ulewny deszcz sprawiały, że miało się nieprzyjemne poczucie, że zaraz się ściemni. Sam też zaczynał się obawiać, że jeśli posiedzi tutaj jeszcze dłużej, w końcu będzie bał się wrócić.
— Mówiłem już, że nie musi pan mnie nigdzie odprowadzać — rzucił, chwytając za pasek plecaka. Choć jego ton był zdecydowany, gdy podniósł się na równe nogi, zarzucając sobie torbę na ramię, wyglądał tak, jakby mimo wszystko czekał na pozwolenie, że może już sobie iść. — Lubię deszcz. Nie potrzebuję parasola.
maj 2038 roku