Pogoda zdawała się z niego drwić, kiedy stał wpatrując się w nagrobek, na którym znajdywało się jego własne imię. Ile minęło czasu? Jaka była data? Kiedy... kiedy to się stało?
Dopiero dzisiaj, podążając za krokami własnej siostry, ruszył w kierunku cmentarza. Dopiero dzisiaj zorientował się, że w ogóle...
Doglądał jej w szpitalu, podążał za nią kiedy odwiedzali ją bliscy i lekarze. Kilkukrotnie również prasa chciała z nią rozmawiać - ale najbardziej bał się, żeby on nie pojawił się ponownie, chcąc wyrządzić jej krzywdę. Bał się, że to mogłoby się powtórzyć.
Może właśnie dlatego tak silnie przy niej tkwił? Może dlatego...
- ... Nie widziałaś mnie... - szepnął sam do siebie, nie dostrzegając nawet, kiedy jego siostra wraz z rodzicami oddalili się z cmentarza. To był pierwszy raz, kiedy tutaj się zjawili wraz z nią - w innym wypadku, może zorientowałby się wcześniej? Że nie żyje? Chociaż... przecież wiedział o tym? Po prostu to wypierał?
Rozejrzał się znów po otoczeniu. Pogoda była piękna - wciąż ciepło, wciąż tak przyjemnie jak w lecie, ale on tego nie czuł. Nie czuł niczego poza przeszywającym bólem w klatce piersiowej; poza tym szczypaniem na ramionach czy na twarzy. To bolało przez ten cały czas, ale z czasem stawało się coraz bardziej tępe - przyzwyczajał się? Nawet do tego, że jego koszula w niektórych miejscach znacznie ciemniejsza, była przesiąknięta krwią.
Dopiero jakby budził się z pewnego transu. Wszystko dookoła zdawało się być jednocześnie realne, ale i fałszywe - nie mógł niczego dotknąć, niczego poczuć. Wszystko było takie samo, a jednak inne. Każda podmuch wiatru, każdy liść czy przebiegające dziecko, każdy dźwięk odbijał się jakby inaczej - jakby go nie było w tym miejscu. Ale przecież był, przecież widział siebie - a może nawet widział więcej?
Rozejrzał się ponownie, wciąż zbyt onieśmielony, żeby spróbować ruszyć się znad nagrobku, nad którym stał - na którym widniało jego imię i daty, które przecież rozpoznawał.
Dopiero co był czwarty kwietnia - odwiedziła go siostra, jedli kolację i planowali powrót do miasta. To wszystko dopiero miało miejsce, więc dlaczego wspominali o końcu lata? Dlaczego...
Nie wiedział jaka była godzina, ani gdzie powinien pójść. Cofnął się o krok, wciąż czując ten ból. Nie dostrzegał go wcześniej, kiedy podążał za siostrą w szpitalu? Później na komisariacie, w domu. Nie był świadom, co się działo? Dni i nocy? Pamiętał, kiedy wszyscy w domu szli spać - gdzieś na skraju świadomości odnotowywał upływające dnie i noce, ich rozmowy, w których unikali jego tematu. Byli... inni. Smutniejsi, wciąż przygnębieni. Widział to, ale nie mógł niczego zdziałać na ten stan - sam się bał? Sam nie rozumiał, dlaczego nie mógł usiąść z nimi wszystkimi do stołu, do posiłku. Nie mógł im podać niczego, nie mógł dotknąć książki, ani wynieść śmieci. Nie mógł zrobić niczego, co powinien móc zrobić. A oni czasem po prostu... przechodzili przez niego? Nie widzieli, nie dostrzegali?
Nie dostrzegał nawet, kiedy znów postąpił kilka kroków w tył. Nieuważnych, ale nie mógł się o nic potknąć i rozbić łokcia czy kolana. Wszystko przez niego przenikało. Nie dostrzegł w pierwszej chwili, kiedy wpadł na kogoś - kiedy miał na kogoś wpaść, ale znów przez niego przeniknął, a jednak z jego ust wyrwało się krótkie: - Przepraszam.
Podążył znów wzrokiem po otoczeniu. Znał je przecież, wiedział gdzie się znajdywał. Ale wciąż nie był w stanie pojąć, że rzeczywiście to wszystko miało miejsce tu i teraz.
@Seiwa-Genji Enma
Dopiero dzisiaj, podążając za krokami własnej siostry, ruszył w kierunku cmentarza. Dopiero dzisiaj zorientował się, że w ogóle...
Doglądał jej w szpitalu, podążał za nią kiedy odwiedzali ją bliscy i lekarze. Kilkukrotnie również prasa chciała z nią rozmawiać - ale najbardziej bał się, żeby on nie pojawił się ponownie, chcąc wyrządzić jej krzywdę. Bał się, że to mogłoby się powtórzyć.
Może właśnie dlatego tak silnie przy niej tkwił? Może dlatego...
- ... Nie widziałaś mnie... - szepnął sam do siebie, nie dostrzegając nawet, kiedy jego siostra wraz z rodzicami oddalili się z cmentarza. To był pierwszy raz, kiedy tutaj się zjawili wraz z nią - w innym wypadku, może zorientowałby się wcześniej? Że nie żyje? Chociaż... przecież wiedział o tym? Po prostu to wypierał?
Rozejrzał się znów po otoczeniu. Pogoda była piękna - wciąż ciepło, wciąż tak przyjemnie jak w lecie, ale on tego nie czuł. Nie czuł niczego poza przeszywającym bólem w klatce piersiowej; poza tym szczypaniem na ramionach czy na twarzy. To bolało przez ten cały czas, ale z czasem stawało się coraz bardziej tępe - przyzwyczajał się? Nawet do tego, że jego koszula w niektórych miejscach znacznie ciemniejsza, była przesiąknięta krwią.
Dopiero jakby budził się z pewnego transu. Wszystko dookoła zdawało się być jednocześnie realne, ale i fałszywe - nie mógł niczego dotknąć, niczego poczuć. Wszystko było takie samo, a jednak inne. Każda podmuch wiatru, każdy liść czy przebiegające dziecko, każdy dźwięk odbijał się jakby inaczej - jakby go nie było w tym miejscu. Ale przecież był, przecież widział siebie - a może nawet widział więcej?
Rozejrzał się ponownie, wciąż zbyt onieśmielony, żeby spróbować ruszyć się znad nagrobku, nad którym stał - na którym widniało jego imię i daty, które przecież rozpoznawał.
Dopiero co był czwarty kwietnia - odwiedziła go siostra, jedli kolację i planowali powrót do miasta. To wszystko dopiero miało miejsce, więc dlaczego wspominali o końcu lata? Dlaczego...
Nie wiedział jaka była godzina, ani gdzie powinien pójść. Cofnął się o krok, wciąż czując ten ból. Nie dostrzegał go wcześniej, kiedy podążał za siostrą w szpitalu? Później na komisariacie, w domu. Nie był świadom, co się działo? Dni i nocy? Pamiętał, kiedy wszyscy w domu szli spać - gdzieś na skraju świadomości odnotowywał upływające dnie i noce, ich rozmowy, w których unikali jego tematu. Byli... inni. Smutniejsi, wciąż przygnębieni. Widział to, ale nie mógł niczego zdziałać na ten stan - sam się bał? Sam nie rozumiał, dlaczego nie mógł usiąść z nimi wszystkimi do stołu, do posiłku. Nie mógł im podać niczego, nie mógł dotknąć książki, ani wynieść śmieci. Nie mógł zrobić niczego, co powinien móc zrobić. A oni czasem po prostu... przechodzili przez niego? Nie widzieli, nie dostrzegali?
Nie dostrzegał nawet, kiedy znów postąpił kilka kroków w tył. Nieuważnych, ale nie mógł się o nic potknąć i rozbić łokcia czy kolana. Wszystko przez niego przenikało. Nie dostrzegł w pierwszej chwili, kiedy wpadł na kogoś - kiedy miał na kogoś wpaść, ale znów przez niego przeniknął, a jednak z jego ust wyrwało się krótkie: - Przepraszam.
Podążył znów wzrokiem po otoczeniu. Znał je przecież, wiedział gdzie się znajdywał. Ale wciąż nie był w stanie pojąć, że rzeczywiście to wszystko miało miejsce tu i teraz.
@Seiwa-Genji Enma
Od momentu, w którym na jego dziecięce barki spadł ciężar całego klanu, utracił dzieciństwo i swobodę. Praktycznie każdy jego ruch był monitorowany przez kogoś z Minamoto jako "środki zabezpieczające", i choć próbował, naprawdę próbował, zrozumieć motywy jakimi się kierowali, to wciąż był dzieckiem. Dzieckiem, dla którego tak drastyczne zmiany w krótkim czasie były zbyt przytłaczające. Nic więc dziwnego, że przy pierwszej, lepszej okazji dał nogę. Nieważne, że pewnie klan Minamoto właśnie przeczesywał całe miasto wywracając je do góry nogami. Nieważne, że gdy wreszcie go znajdą to poniesie surowe konsekwencje.
Tak naprawdę nic nie miało znaczenia.
Cmentarz wybrał przypadkowo. A raczej nie tyle co wybrał, a po prostu trafił tutaj przypadkowo. Nie miał jakiegoś szczególnego planu na to, co dalej. Wiedział jednak jedno - potrzebował tego. Chwili wytchnienia, spokój i samotności. Coś, czego nie chciano mu podarować, bo nawet w nocy słyszał i czuł strażników stojących pod jego drzwiami. Jakby cholera jasna w każdej chwili ktoś chciał go uprowadzić albo zabić.
Przechodził między nagrobkami od czasu do czasu czytając dane niektórych denatów. Wiedział, że nie odnajdzie tutaj żadnego znajomego nazwiska. Każdy członek klanu był pochowany na rodzinnym cmentarzu, a osoby z jego rodziny były poddawane kremacji a następnie składane w kapliczce znajdującej się na terenie posiadłości klanu. Mimo to z dziecięcą ciekawością przyglądał się grobom, próbując zgadnąć ich historie i to, czym zajmowali się ich właściciele za życia.
Ot taka głupiutka zabawa.
Wiatr poruszył gałęziami płaczących wierzb, wprawiając ich podłużne liście w cichy szelest. Enma na moment przymknął oczy pozwalając, aby ciepło odchodzącego lata otuliło jego skórę. Wnet słońce zacznie zachodzić, a on będzie musiał wrócić do domu z podkulonym ogonem. Przynajmniej wyszarpał tych parę godzin wolności. Wsunął palce głęboko w kieszenie spodni i niespiesznym krokiem ruszył, kierując się w stronę bramy, nawet nie zauważając, że ktoś na niego wpadł. Choć bardziej stosowanym byłoby powiedzieć, że "przeleciał" przez niego.
- Nic nie szkodzi. - odpowiedział machinalnie, bardziej przez przyzwyczajenie aniżeli dobre wychowanie, zupełnie zapominając, że duchom nigdy, ale to nigdy nie powinien odpowiedzieć, bo przez to ściągnie na siebie ich niepotrzebną uwagę.
@Nakamura Kyou
Tak naprawdę nic nie miało znaczenia.
Cmentarz wybrał przypadkowo. A raczej nie tyle co wybrał, a po prostu trafił tutaj przypadkowo. Nie miał jakiegoś szczególnego planu na to, co dalej. Wiedział jednak jedno - potrzebował tego. Chwili wytchnienia, spokój i samotności. Coś, czego nie chciano mu podarować, bo nawet w nocy słyszał i czuł strażników stojących pod jego drzwiami. Jakby cholera jasna w każdej chwili ktoś chciał go uprowadzić albo zabić.
Przechodził między nagrobkami od czasu do czasu czytając dane niektórych denatów. Wiedział, że nie odnajdzie tutaj żadnego znajomego nazwiska. Każdy członek klanu był pochowany na rodzinnym cmentarzu, a osoby z jego rodziny były poddawane kremacji a następnie składane w kapliczce znajdującej się na terenie posiadłości klanu. Mimo to z dziecięcą ciekawością przyglądał się grobom, próbując zgadnąć ich historie i to, czym zajmowali się ich właściciele za życia.
Ot taka głupiutka zabawa.
Wiatr poruszył gałęziami płaczących wierzb, wprawiając ich podłużne liście w cichy szelest. Enma na moment przymknął oczy pozwalając, aby ciepło odchodzącego lata otuliło jego skórę. Wnet słońce zacznie zachodzić, a on będzie musiał wrócić do domu z podkulonym ogonem. Przynajmniej wyszarpał tych parę godzin wolności. Wsunął palce głęboko w kieszenie spodni i niespiesznym krokiem ruszył, kierując się w stronę bramy, nawet nie zauważając, że ktoś na niego wpadł. Choć bardziej stosowanym byłoby powiedzieć, że "przeleciał" przez niego.
- Nic nie szkodzi. - odpowiedział machinalnie, bardziej przez przyzwyczajenie aniżeli dobre wychowanie, zupełnie zapominając, że duchom nigdy, ale to nigdy nie powinien odpowiedzieć, bo przez to ściągnie na siebie ich niepotrzebną uwagę.
@Nakamura Kyou
Tak proste słowa jakby w niego uderzyły, kiedy wyciągnął rękę w jego stronę, próbując go złapać za nadgarstek w odruchu zatrzymania. Ale nic się nie stało, nie dotknął go, nie mógł go dotknąć w żaden sposób. Nie mógł na niego wpłynąć, a jednak widział przecież, że on...
To był przypadek? Nie, nie mógł być.
- Widzisz mnie? - zapytał, wbijając w niego niezrozumiałe spojrzenie. W szpitalu dostrzegał inne sylwetki, czasem podobne sobie, ale nigdy nie zwrócił na niego uwagi. Te wspomnienia docierały do niego teraz po czasie, kiedy już nie był w sali szpitalnej, doglądając stanu siostry - zupełnie jakby nie istniało nic wiecej poza celem obserwacji. Świat dookoła go nie dostrzegał, nie istniał. Był tylko ból, były te dziwne sylwetki i... nicość. Niczego więcej. Nie mógł z nikim porozmawiać, nie mógł nikogo dotknąć - nie mógł nawet nikomu pomóc. Nie był w stanie dać znać siostrze, że jest obok i że była bezpieczna. Nie mógł zrobić...
Wykonał krok w kierunku chłopca, wciąż wpatrzony w niego niczym w transie.
- Słyszysz mnie... Słyszysz, prawda? Odpowiedziałeś mi! Słyszałem! - zaraz zawołał, a po chwili rozejrzał się z wyraźną obawą - może nie odpowiedział jemu, może kogoś nie dostrzegł? Jednak nie, nie mogłot tak być - wręcz przeciwnie. Przecież nikogo nie było w bliski otoczeniu, nikt tędy nie przechodził oprócz tego dziecka.
Wrócił wzrokiem do nieznajomego. - Dlaczego... Dlaczego mnie słyszysz? Inni nie słyszą, nie widzą, wszyscy inni... - czego inni nie robią? odbiło się w jego głowie niewypowiedziane pytanie. Inni żyli, nie byli martwi. Tylko on taki był, tylko on tkwił w tym stanie spośród wszystkich, których znał.
Powinien wrócić do domu? Wiedział przecież, że siostra odpoczywała w ich rodzinnym domu - wciąż przerażona, wciąż zmagając się z tym co się wydarzyło i potrzebując pomocy. Powinien być obok niej, nie tutaj na tym cmentarzu. Ale jak miał udzielić jej jakiejkolwiek pomocy? Co jeśli tamten mężczyzna znów się zjawi? Nie mógłby nawet wykonać telefonu, nawet go dotknąć - jedynie sięgnąć i patrzeć jak jego dłoń zdaje się nie dostrzegać przedmiotu, po który sięgał.
- Jaki dzisiaj dzień? - zapytał nagle, orientując się, że nawet nie dostrzegał wcześniej zmian za okien - ile upłynęło czasu już od kwietnia? Tygodnie, a może już miesiące? Nie zauważał jak mijał czas, który przecież już go nie dotyczył - jedyne, co wciąż o sobie dawało znać i trzymało go w przekonaniu, że w pewien sposób istnieje to ten nieszczęsny ból i krew, która czasem wciąż sączyła się po jego koszuli, czasem skapywała na ziemię. To wszystko piekło i bolało, dusiło w pewien sposób, ale im dłużej trwało - tym bardziej głuchło, jakby powoli stawał się niewrażliwy nie nieustający bodziec. A może był jego nową rzeczywistością, którą powoli zaczynał akceptować?
@Seiwa-Genji Enma
To był przypadek? Nie, nie mógł być.
- Widzisz mnie? - zapytał, wbijając w niego niezrozumiałe spojrzenie. W szpitalu dostrzegał inne sylwetki, czasem podobne sobie, ale nigdy nie zwrócił na niego uwagi. Te wspomnienia docierały do niego teraz po czasie, kiedy już nie był w sali szpitalnej, doglądając stanu siostry - zupełnie jakby nie istniało nic wiecej poza celem obserwacji. Świat dookoła go nie dostrzegał, nie istniał. Był tylko ból, były te dziwne sylwetki i... nicość. Niczego więcej. Nie mógł z nikim porozmawiać, nie mógł nikogo dotknąć - nie mógł nawet nikomu pomóc. Nie był w stanie dać znać siostrze, że jest obok i że była bezpieczna. Nie mógł zrobić...
Wykonał krok w kierunku chłopca, wciąż wpatrzony w niego niczym w transie.
- Słyszysz mnie... Słyszysz, prawda? Odpowiedziałeś mi! Słyszałem! - zaraz zawołał, a po chwili rozejrzał się z wyraźną obawą - może nie odpowiedział jemu, może kogoś nie dostrzegł? Jednak nie, nie mogłot tak być - wręcz przeciwnie. Przecież nikogo nie było w bliski otoczeniu, nikt tędy nie przechodził oprócz tego dziecka.
Wrócił wzrokiem do nieznajomego. - Dlaczego... Dlaczego mnie słyszysz? Inni nie słyszą, nie widzą, wszyscy inni... - czego inni nie robią? odbiło się w jego głowie niewypowiedziane pytanie. Inni żyli, nie byli martwi. Tylko on taki był, tylko on tkwił w tym stanie spośród wszystkich, których znał.
Powinien wrócić do domu? Wiedział przecież, że siostra odpoczywała w ich rodzinnym domu - wciąż przerażona, wciąż zmagając się z tym co się wydarzyło i potrzebując pomocy. Powinien być obok niej, nie tutaj na tym cmentarzu. Ale jak miał udzielić jej jakiejkolwiek pomocy? Co jeśli tamten mężczyzna znów się zjawi? Nie mógłby nawet wykonać telefonu, nawet go dotknąć - jedynie sięgnąć i patrzeć jak jego dłoń zdaje się nie dostrzegać przedmiotu, po który sięgał.
- Jaki dzisiaj dzień? - zapytał nagle, orientując się, że nawet nie dostrzegał wcześniej zmian za okien - ile upłynęło czasu już od kwietnia? Tygodnie, a może już miesiące? Nie zauważał jak mijał czas, który przecież już go nie dotyczył - jedyne, co wciąż o sobie dawało znać i trzymało go w przekonaniu, że w pewien sposób istnieje to ten nieszczęsny ból i krew, która czasem wciąż sączyła się po jego koszuli, czasem skapywała na ziemię. To wszystko piekło i bolało, dusiło w pewien sposób, ale im dłużej trwało - tym bardziej głuchło, jakby powoli stawał się niewrażliwy nie nieustający bodziec. A może był jego nową rzeczywistością, którą powoli zaczynał akceptować?
@Seiwa-Genji Enma
Cholera.
Zapomniał się. Cholera jasna, zapomniał się. Nie był... nie był gotowy na kontakt z duchami czy innymi demonami. Bał się ich. Przerażali go. Co prawda dziadek powtarzał mu niemal każdego dnia, że musi w końcu się przełamać, że to jego przeznaczenie i przyszłość, ale on... nie chciał.
Przyspieszył, nawet się nie odwracając. Może znudzi się? Albo zmęczy? Czy duchy w ogóle się męczyły? Nie miał pojęcia, ale wiedział jednak. Jak się zatrzyma, czy nawet obejrzy przez ramię to-
Dłonie drgnęły, kiedy głośne dźwięki wypowiadane przez nieznajomego przeszywały jego umysł muskając wrażliwe uszy. I mimo, że głos nieznajomej istoty przybierał barwę neutralnej, w miarę cichej tonacji, to dla Enmy było niczym głośny krzyk.
Jeszcze trochę, jeszcze parę kroków i wybiegnie z cmentarza. Być może egzystencja ducha była przywiązana do tego przeklętego miejsca i nie będzie w stanie przekroczyć cmentarnej bramy? Ach nadziejo, matko głupców.
Nim jednak Enma zdołał zrobić cokolwiek, jego noga, nie wiedzieć czemu, zahaczyła o najbardziej niedorzeczną rzecz, którą okazał się samotny kamień, jakby tylko czekał na jakiegoś pechowca, by uprzykrzyć mu życie.
Enma wywalił się jak długi, nabijając przy tym solidne dwa, a może nawet i trzy siniaki na delikatnym, dziecięcym ciele.
Jęknął głucho, jednakże bardzo szybko zaczął się zbierać z ziemi, czując narastające zawstydzenie swoim upadkiem.
- No odczep się, co! - warknął spoglądając prosto na ducha. Czerwony rumieniec pokrył blade do tej pory policzki, a w złotych oczach zalśniły ogniki złości oraz irytacji. Podniósł się z ziemi i zaczął otrzepywać zakurzone z piasku ubranie.
- Nikt cię nie widzi bo umarłeś. Jesteś duchem i nie powinno cię tu być! - dodał w przypływie złości zupełnie zapominając o jakichkolwiek pokładach empatii i zrozumienia, nie wspominając już o jego delikatności iście odpowiadającej walcowi drogowemu.
Był zły. Głodny. Przestraszony i obolały. Nienawidził duchów. Nigdy nie prosił się o ten "dar", a teraz od momentu, kiedy wybudził się ze "śpiączki" te nawiedzały go regularnie. Ciągle coś chciały od niego, prosiły, jęczały, płakały... straszyły. Jakby to była jego wina, że te wszystkie umęczone dusze odeszły z tego świata.
- Nie powinno cię tu być... was wszystkich... - dodał ciszej, niepewnie rozglądając się dookoła, jakby w obawie, że ktoś ich dosłyszy. Niestety, nie byli sami na cmentarzu i Enma z pewnością nie miał na myśli rodzin oraz przyjaciół, którzy odwiedzali swoich bliskich.
Tak naprawdę chłopak wiedział, że w tym momencie jest jedyną żywą osobą w tym miejscu.
Na całe szczęście tylko jeden byt go dostrzegł. Póki co.
Uniósł dłoń i przetarł wierzchem dłoni policzek, jakby chciał pozbyć się uporczywego brudu.
- Nie pomogę ci. Jeżeli chcesz czegoś, musisz odnaleźć kogoś innego. - odezwał się po dłuższej chwili milczenia, a następnie odwrócił się na pięcie i bez żadnego słowa pożegnania ruszył w dalszą drogę.
Nie idź za mną. Nie idź za mną. Nie idź za mną!
@Nakamura Kyou
/Wykonane zadania psikus - nabicie siniaka
Zapomniał się. Cholera jasna, zapomniał się. Nie był... nie był gotowy na kontakt z duchami czy innymi demonami. Bał się ich. Przerażali go. Co prawda dziadek powtarzał mu niemal każdego dnia, że musi w końcu się przełamać, że to jego przeznaczenie i przyszłość, ale on... nie chciał.
Przyspieszył, nawet się nie odwracając. Może znudzi się? Albo zmęczy? Czy duchy w ogóle się męczyły? Nie miał pojęcia, ale wiedział jednak. Jak się zatrzyma, czy nawet obejrzy przez ramię to-
Dłonie drgnęły, kiedy głośne dźwięki wypowiadane przez nieznajomego przeszywały jego umysł muskając wrażliwe uszy. I mimo, że głos nieznajomej istoty przybierał barwę neutralnej, w miarę cichej tonacji, to dla Enmy było niczym głośny krzyk.
Jeszcze trochę, jeszcze parę kroków i wybiegnie z cmentarza. Być może egzystencja ducha była przywiązana do tego przeklętego miejsca i nie będzie w stanie przekroczyć cmentarnej bramy? Ach nadziejo, matko głupców.
Nim jednak Enma zdołał zrobić cokolwiek, jego noga, nie wiedzieć czemu, zahaczyła o najbardziej niedorzeczną rzecz, którą okazał się samotny kamień, jakby tylko czekał na jakiegoś pechowca, by uprzykrzyć mu życie.
Enma wywalił się jak długi, nabijając przy tym solidne dwa, a może nawet i trzy siniaki na delikatnym, dziecięcym ciele.
Jęknął głucho, jednakże bardzo szybko zaczął się zbierać z ziemi, czując narastające zawstydzenie swoim upadkiem.
- No odczep się, co! - warknął spoglądając prosto na ducha. Czerwony rumieniec pokrył blade do tej pory policzki, a w złotych oczach zalśniły ogniki złości oraz irytacji. Podniósł się z ziemi i zaczął otrzepywać zakurzone z piasku ubranie.
- Nikt cię nie widzi bo umarłeś. Jesteś duchem i nie powinno cię tu być! - dodał w przypływie złości zupełnie zapominając o jakichkolwiek pokładach empatii i zrozumienia, nie wspominając już o jego delikatności iście odpowiadającej walcowi drogowemu.
Był zły. Głodny. Przestraszony i obolały. Nienawidził duchów. Nigdy nie prosił się o ten "dar", a teraz od momentu, kiedy wybudził się ze "śpiączki" te nawiedzały go regularnie. Ciągle coś chciały od niego, prosiły, jęczały, płakały... straszyły. Jakby to była jego wina, że te wszystkie umęczone dusze odeszły z tego świata.
- Nie powinno cię tu być... was wszystkich... - dodał ciszej, niepewnie rozglądając się dookoła, jakby w obawie, że ktoś ich dosłyszy. Niestety, nie byli sami na cmentarzu i Enma z pewnością nie miał na myśli rodzin oraz przyjaciół, którzy odwiedzali swoich bliskich.
Tak naprawdę chłopak wiedział, że w tym momencie jest jedyną żywą osobą w tym miejscu.
Na całe szczęście tylko jeden byt go dostrzegł. Póki co.
Uniósł dłoń i przetarł wierzchem dłoni policzek, jakby chciał pozbyć się uporczywego brudu.
- Nie pomogę ci. Jeżeli chcesz czegoś, musisz odnaleźć kogoś innego. - odezwał się po dłuższej chwili milczenia, a następnie odwrócił się na pięcie i bez żadnego słowa pożegnania ruszył w dalszą drogę.
Nie idź za mną. Nie idź za mną. Nie idź za mną!
@Nakamura Kyou
/Wykonane zadania psikus - nabicie siniaka
Od razu zmartwił się, widząc jak chłopiec upada. Wręcz natychmiast kucnął przy nim, próbując pomóc mu się podnieść. Zwykły odruch, nawet nie zastanowił się nad tym że jego wygląd mógł go przerażać - nie zorientował się w pierwszej chwili, że przecież nie mógł go nawet dotknąć, żeby pomóc mu podnieść się na nogi. Nie był w stanie, nie mógł... Nie potrafił.
- Wszystko w porządku? Nie zraniłeś się? Po... nie, nie mogę dotknąć... zadrapałeś się? Lepiej to przemyć jeśli tak, niedaleko powinna być woda... - mówił, jakby nagle jego zadanie z dowiedzenia się, co właściwie się z nim stało zupełnie odpłynęło na dalszy plan, a to właśnie nieznajomy chłopiec miał dostać priorytet w uwadze Nakamury.
Spojrzał nieco zaskoczony na niego, kiedy ten zaraz wytknął mu umarcie. Ale nie umarł! To wiedział, choć to była kwestia samego nazewnictwa. Zginął, został zamordowany. Nie umarł tak po prostu...
I tamten człowiek mógł wrócić po jego siostrę.
Rozejrzał się jakby spanikowany, szukając kogoś, zupełnie jakby zapomniał, gdzie ta się znalazła. Wciąż był w szoku, wciąż sytuacja dookoła go przerażała. Co miał zrobić? Jak się zachować? Jak...
... was wszystkich...
Widział to wszystko? Rozejrzał się po innych duszach, po innych zmarłych, uświadamiając sobie dopiero w tej chwili, jak to wszystko wyglądało. Makabryczne ciała, zmiażdżone czaszki, przekrwione ubrania. Jakby w transie, przesunął wzrok na własne dłonie, którymi jeszcze chwilę wcześniej starał się pomóc mu podnieść z ziemi. Były zakrwawione, były na nich cięcia. Pamiętał jak próbował chwycić, jak się ranił... jak próbował wytrącić oprawcy...
- Przepraszam... przepraszam, zapomniałem jak... jak wyglądam. Nie chciałem cię niepokoić! - zaraz powiedział jakby to właśnie był winny chłopcu. Chłopcu! Ile mógł mieć lat? Mógłby być jego uczniem, a on sam na niego naskoczył! Poczuł jeszcze większy wstyd w tej chwili. Przecież to nie on powinien prosić o pomoc, nie w taki sposób! To on miał pomagać, a nie jemu.
Nawet nie zauważył, kiedy sam ruszył za chłopcem, rozglądając się nieco świadomiej po tym, co przecież znał. Wychował się tutaj, w tej dzielnicy. Mieszkał w niej do czasu przeprowadzki, do czasu nowej pracy, do czasu...
- Pomóc? - zapytał jakby zaskoczony, nie do końca rozumiejąc. Był wciąż niczym w transie. Dlaczego nie mógł się skupić? Wszystko wydawało się pojawiać przed nim, żeby zaraz po tym zniknąć i się rozmyć. Nie mógł na dłużej chwycić myśli, kiedy zaraz po niej zjawiała się następna.- Innego? Więcej osób... więcej widzi? Martwych się znaczy... - zapytał znów, jakby to on był teraz dzieckiem, a nie nauczycielem. Nie był zupełnie przyzwyczajony do podobnej zamiany ról, mimochodem i nieświadomie uczepiając się dziecka, które jako jedyne go widziało.
- To straszne! - zawołał nagle jakby zmartwiony, rozglądając się znów wokół siebie, obracając wokół własnej osi, starając się dostrzec inne yurei gdzieś przechodzące obok.
Niczym szczeniak znalazł się zaraz po drugiej stronie swojego ludzkiego towarzysza, chcąc się czemuś jeszcze przyjrzeć. Nowy szyld, w końcu otworzono piekarnię, do której obiecał zabrać siostrę, kiedy przyjedzie podczas przerwy...
Nie mógł już tego zrobić. Nie powinien...
- Widzisz to wszystko..? Dlaczego? Nie powinieneś przecież! To jak potwory na noc... Oh, przepraszam, nie musisz na mnie patrzeć, to nie jest... miły widok chyba... - dodał, wbijając wzrok w ziemię, jak krople krwi kapały z jego ciała. Zostawiał za sobą jej ślad - ale on znikał niedługo po tym. Wszystko znikało, jakby nie mogło po prostu zostać tutaj w tym miejscu...
Podbiegł nagle wyprzedzając chłopca i zatrzymując przy jednym zakręcie.
- Tutaj jest źródło! Zraniłeś się tam..? Jak przewróciłeś..? Pokaż dłoń! Powinieneś obmyć, zakażenia są bardziej niebezpieczne niż same ranki, nie można ich lekceważyć... - mówił zmartwiony, wbijając wzrok w dziecko. Wiedział przecież, że od jednej rany nic się nie działo - a nawet nie wiedział, czy ciemnowłosy cokolwiek sobie zrobił poza obiciem podczas upadku. Ale wolał dmuchać na zimne!
@Seiwa-Genji Enma
- Wszystko w porządku? Nie zraniłeś się? Po... nie, nie mogę dotknąć... zadrapałeś się? Lepiej to przemyć jeśli tak, niedaleko powinna być woda... - mówił, jakby nagle jego zadanie z dowiedzenia się, co właściwie się z nim stało zupełnie odpłynęło na dalszy plan, a to właśnie nieznajomy chłopiec miał dostać priorytet w uwadze Nakamury.
Spojrzał nieco zaskoczony na niego, kiedy ten zaraz wytknął mu umarcie. Ale nie umarł! To wiedział, choć to była kwestia samego nazewnictwa. Zginął, został zamordowany. Nie umarł tak po prostu...
I tamten człowiek mógł wrócić po jego siostrę.
Rozejrzał się jakby spanikowany, szukając kogoś, zupełnie jakby zapomniał, gdzie ta się znalazła. Wciąż był w szoku, wciąż sytuacja dookoła go przerażała. Co miał zrobić? Jak się zachować? Jak...
... was wszystkich...
Widział to wszystko? Rozejrzał się po innych duszach, po innych zmarłych, uświadamiając sobie dopiero w tej chwili, jak to wszystko wyglądało. Makabryczne ciała, zmiażdżone czaszki, przekrwione ubrania. Jakby w transie, przesunął wzrok na własne dłonie, którymi jeszcze chwilę wcześniej starał się pomóc mu podnieść z ziemi. Były zakrwawione, były na nich cięcia. Pamiętał jak próbował chwycić, jak się ranił... jak próbował wytrącić oprawcy...
- Przepraszam... przepraszam, zapomniałem jak... jak wyglądam. Nie chciałem cię niepokoić! - zaraz powiedział jakby to właśnie był winny chłopcu. Chłopcu! Ile mógł mieć lat? Mógłby być jego uczniem, a on sam na niego naskoczył! Poczuł jeszcze większy wstyd w tej chwili. Przecież to nie on powinien prosić o pomoc, nie w taki sposób! To on miał pomagać, a nie jemu.
Nawet nie zauważył, kiedy sam ruszył za chłopcem, rozglądając się nieco świadomiej po tym, co przecież znał. Wychował się tutaj, w tej dzielnicy. Mieszkał w niej do czasu przeprowadzki, do czasu nowej pracy, do czasu...
- Pomóc? - zapytał jakby zaskoczony, nie do końca rozumiejąc. Był wciąż niczym w transie. Dlaczego nie mógł się skupić? Wszystko wydawało się pojawiać przed nim, żeby zaraz po tym zniknąć i się rozmyć. Nie mógł na dłużej chwycić myśli, kiedy zaraz po niej zjawiała się następna.- Innego? Więcej osób... więcej widzi? Martwych się znaczy... - zapytał znów, jakby to on był teraz dzieckiem, a nie nauczycielem. Nie był zupełnie przyzwyczajony do podobnej zamiany ról, mimochodem i nieświadomie uczepiając się dziecka, które jako jedyne go widziało.
- To straszne! - zawołał nagle jakby zmartwiony, rozglądając się znów wokół siebie, obracając wokół własnej osi, starając się dostrzec inne yurei gdzieś przechodzące obok.
Niczym szczeniak znalazł się zaraz po drugiej stronie swojego ludzkiego towarzysza, chcąc się czemuś jeszcze przyjrzeć. Nowy szyld, w końcu otworzono piekarnię, do której obiecał zabrać siostrę, kiedy przyjedzie podczas przerwy...
Nie mógł już tego zrobić. Nie powinien...
- Widzisz to wszystko..? Dlaczego? Nie powinieneś przecież! To jak potwory na noc... Oh, przepraszam, nie musisz na mnie patrzeć, to nie jest... miły widok chyba... - dodał, wbijając wzrok w ziemię, jak krople krwi kapały z jego ciała. Zostawiał za sobą jej ślad - ale on znikał niedługo po tym. Wszystko znikało, jakby nie mogło po prostu zostać tutaj w tym miejscu...
Podbiegł nagle wyprzedzając chłopca i zatrzymując przy jednym zakręcie.
- Tutaj jest źródło! Zraniłeś się tam..? Jak przewróciłeś..? Pokaż dłoń! Powinieneś obmyć, zakażenia są bardziej niebezpieczne niż same ranki, nie można ich lekceważyć... - mówił zmartwiony, wbijając wzrok w dziecko. Wiedział przecież, że od jednej rany nic się nie działo - a nawet nie wiedział, czy ciemnowłosy cokolwiek sobie zrobił poza obiciem podczas upadku. Ale wolał dmuchać na zimne!
@Seiwa-Genji Enma
W tym momencie już wiedział, że nie ma co udawać oraz że przegrał już na samym początku, kiedy los postanowił skrzyżować ich drogi ze sobą. Czy był zły? Możliwe. Ale bardziej na samego siebie, że pozwolił tak łatwo się podejść, z drugiej zaś strony nadal nie przywykł do obecności duchów i demonów. Znaczy się, wiedział o ich istnieniu, został uświadomiony praktycznie od chwili, kiedy jego dziecięcy mózg zaczął funkcjonować na tyle, aby przyswajać podstawowe informacje. Aczkolwiek zaledwie od paru miesięcy był w stanie dostrzec je. I poczuć ich obecność.
- Nic mi nie jest. - rzucił zirytowany, wciąż też zażenowany faktem, że nieznajomy był świadkiem jego haniebnego upadku. No cóż, co się stało, to się nie odstanie. Pozostało mu robienie dobrej miny do złej gry i jak najszybsze oddalenie się od tego miejsca. Słońce lada moment zniknie za horyzontem wpuszczając na niebo swoją kochankę, księżyc, a co jak co, ale przebywanie nocą na cmentarzu należało do najmniej pożądanych rzeczy znajdujących się na liście Enmy.
Chciał coś powiedzieć, ale nie był w stanie przedrzeć się przez ścianę tekstu, jaką nieznajomy zaczął go bombardować. W pewnym momencie chłopiec ścisnął mocniej usta próbując stłamsić w sobie narastający płomień zirytowania. Czy on się nigdy nie zamykał....?
Enma uniósł drobne dłonie i klasnął w nie na tyle głośno, aby tym samym dać do zrozumienia drugiej osobie, żeby chociaż na krótką się zamknęła.
- Za dużo gadasz. - jęknął cierpiętniczo, kiedy wreszcie udało mu się odezwać. Oparł obie dłonie na swoich biodrach i zadarł głowę, przyglądając się uważnie rozmówcy.
- Nie boj się ciebie. - odpowiedział mu, lekko przy tym kręcąc głową jakby chciał tym samym potwierdzić wagę swoich słów.
- Powiedzmy, że... mogę odpowiedzieć na kilka twoich pytań. Ale po kolei, nie wszystko na ra- - zamilkł, odwracając głowę w bok. Zmrużył oczy przyglądając się cieniu, który falował pomiędzy nagrobkami. Aż poczuł, jak wzdłuż kręgosłupa przebiegł mu dreszcz.
- Nie tutaj. Za dużo os.... istot. - dodał po chwili i uniósł dłoń, wskazując w stronę bramy wyjściowej. Nie czekając na jego odpowiedź, odwrócił się na pięcie i ruszył pospiesznym krokiem w stronę wcześniej wskazanego celu. Kiedy już dotarli, zatrzymał się, choć kusiło go, aby przebyć jeszcze parę metrów więcej i przekroczyć bramę. Jednakże nie uczynił tego dochodząc do wniosku, że jego rozmówca być może jest przywiązany do cmentarza i nie będzie mógł ot tak opuścić tej przeklętej ziemi.
- Dobrze, po kolei. Jesteś martwy. Jesteś yurei, duchem. A ja... a ja mogę was widzieć. Zresztą, nie tylko ja... jest kilka takich osób. A przynajmniej ja o nich wiem. I są silniejsi niż ja, ćwiczyli całe życie do tego, aby oczyszczać osoby takie jak ty, pomagać wam przejść na drugą stronę, rozumiesz? - sam do końca nie rozumiał jeszcze całego tego świata, tych duchów, demonów i im podobnych. Dopiero się uczył i poznawał ich świat, bez znaczenia czy tego chciał czy też nie.
- Ale skoro nadal tu jesteś, to coś cię trzyma na ziemi. Coś... nie wiem, jakaś niespełniona obietnica? Zemsta? Zresztą, nieważne - pokręcił głową.
- Ale tutaj jest niebezpieczne. Oni - wskazał głową w stronę cmentarza, który powoli pożerał mrok wieczoru.
-Oni mogą cię dotknąć, skrzywdzić. W sensie, nie ciała, bo go nie masz, ale twoją duszę. Nie możesz tu być, chyba że jesteś przywiązany do tego miejsca... to już gorzej.
@Nakamura Kyou
- Nic mi nie jest. - rzucił zirytowany, wciąż też zażenowany faktem, że nieznajomy był świadkiem jego haniebnego upadku. No cóż, co się stało, to się nie odstanie. Pozostało mu robienie dobrej miny do złej gry i jak najszybsze oddalenie się od tego miejsca. Słońce lada moment zniknie za horyzontem wpuszczając na niebo swoją kochankę, księżyc, a co jak co, ale przebywanie nocą na cmentarzu należało do najmniej pożądanych rzeczy znajdujących się na liście Enmy.
Chciał coś powiedzieć, ale nie był w stanie przedrzeć się przez ścianę tekstu, jaką nieznajomy zaczął go bombardować. W pewnym momencie chłopiec ścisnął mocniej usta próbując stłamsić w sobie narastający płomień zirytowania. Czy on się nigdy nie zamykał....?
Enma uniósł drobne dłonie i klasnął w nie na tyle głośno, aby tym samym dać do zrozumienia drugiej osobie, żeby chociaż na krótką się zamknęła.
- Za dużo gadasz. - jęknął cierpiętniczo, kiedy wreszcie udało mu się odezwać. Oparł obie dłonie na swoich biodrach i zadarł głowę, przyglądając się uważnie rozmówcy.
- Nie boj się ciebie. - odpowiedział mu, lekko przy tym kręcąc głową jakby chciał tym samym potwierdzić wagę swoich słów.
- Powiedzmy, że... mogę odpowiedzieć na kilka twoich pytań. Ale po kolei, nie wszystko na ra- - zamilkł, odwracając głowę w bok. Zmrużył oczy przyglądając się cieniu, który falował pomiędzy nagrobkami. Aż poczuł, jak wzdłuż kręgosłupa przebiegł mu dreszcz.
- Nie tutaj. Za dużo os.... istot. - dodał po chwili i uniósł dłoń, wskazując w stronę bramy wyjściowej. Nie czekając na jego odpowiedź, odwrócił się na pięcie i ruszył pospiesznym krokiem w stronę wcześniej wskazanego celu. Kiedy już dotarli, zatrzymał się, choć kusiło go, aby przebyć jeszcze parę metrów więcej i przekroczyć bramę. Jednakże nie uczynił tego dochodząc do wniosku, że jego rozmówca być może jest przywiązany do cmentarza i nie będzie mógł ot tak opuścić tej przeklętej ziemi.
- Dobrze, po kolei. Jesteś martwy. Jesteś yurei, duchem. A ja... a ja mogę was widzieć. Zresztą, nie tylko ja... jest kilka takich osób. A przynajmniej ja o nich wiem. I są silniejsi niż ja, ćwiczyli całe życie do tego, aby oczyszczać osoby takie jak ty, pomagać wam przejść na drugą stronę, rozumiesz? - sam do końca nie rozumiał jeszcze całego tego świata, tych duchów, demonów i im podobnych. Dopiero się uczył i poznawał ich świat, bez znaczenia czy tego chciał czy też nie.
- Ale skoro nadal tu jesteś, to coś cię trzyma na ziemi. Coś... nie wiem, jakaś niespełniona obietnica? Zemsta? Zresztą, nieważne - pokręcił głową.
- Ale tutaj jest niebezpieczne. Oni - wskazał głową w stronę cmentarza, który powoli pożerał mrok wieczoru.
-Oni mogą cię dotknąć, skrzywdzić. W sensie, nie ciała, bo go nie masz, ale twoją duszę. Nie możesz tu być, chyba że jesteś przywiązany do tego miejsca... to już gorzej.
@Nakamura Kyou
Dzieci często się przewracały - biegając, będąc niezdarnymi i będąc po prostu dziećmi. W ogóle zdawał się nie martwić jego upadkiem, czy może raczej nie wyśmiewać. Nie zwracał uwagi na to wszystko w taki sposób...
- No dobrze... ale jeśli coś zacznie boleć, mów, dobrze? - poprosił, marszcząc brwi, zastanawiając się, jak miałby mu pomóc, jeśli niekoniecznie był jak prowizorycznie nałożyć odpowiedni bandaż - a tym bardziej, że go nie miał. - Nie warto się przeciążać, jeśli to by był uraz jak skręcenie... - dodał z lekkim uśmiechem, jakby to w jakikolwiek sposób miało też wpłynąć i udzielić się Enmie.
Chociaż zazwyczaj był dużo mniej obwity w słowach... dzisiaj pierwsze raz od dawna mógł z kimś porozmawiać. Z kimś, kto go widział - i słyszał. Poza innych duchów, ale z tymi rzadko przystawał na rozmowę, obawiając się, że jego siostra mogłaby nagle zniknąć mu z oczu. A dzisiaj... dzisiaj już zniknęła. A jednak wiedział, gdzie się wybierała - i z kim była. Mogła być bezpieczna przez te kilka godzin, a on mógłby spróbować dowiedzieć czegoś o tym, co powoli coraz bardziej zachodziło do jego świadomości - ale nie było jak jasna i klarowna myśl, którą byłby w stanie pochwycić. Nie rozumiał, nie tak do końca...
Rozejrzał się dookoła, słysząc o zbyt dużej ilości istot. Jak wiele z nich widział? Cmentarz rzeczywiście zdawał się być pełniejszy od niektórych miejsc - niektóre z istot wyglądały bardziej, a inne mniej pokrętnie.
Ruszył za nim od razu, a słysząc jego szybkie tłumaczenie, zawahał się przez chwilę. To, że był duchem, było jasne - ale osoby, które mogły to wszystko widzieć? To brzmiało absurdalnie i niewyobrażalnie. On sam w końcu nie widział niczego takiego za życia, dlaczego więc...
- Dlaczego? Znaczy... dlaczego niektórzy ludzie nas widzą, a inni nie? - zapytał dość cicho, starając się nie podnosić głosu, aby i nie podnosić na ich dwójkę podejrzeń. To zdążył zrozumieć - nie jest dobrze, aby ktoś się zorientował, że rozmawiał... właściwie z kim? Skoro mógł ich widzieć? Kontaktować się z duszami spoza świata? Medium, bo jak to inaczej określić?
Chociaż myśl o przejściu na drugą stronę od razu obudziła w nim nagły sprzeciw - wewnętrzny. Rozejrzał się znów gwałtownie. A kiedy chłopiec zadał kolejne pytania, mówiąc o niespełnionej obietnicy...
Kagune od razu zaszumiało mu w głowie. Musiał chronić Kagune. Co jeśli on wróci? Jeszcze go nie skazano, słyszał rozmowy rodziców na ten temat, których starali się, aby nie dosłyszała jego siostra. Co jeśli wróci? Co jeśli...
- Nie, nie jestem - powiedział na słowa o przywiązaniu. A może był? - Nie jestem do ciała... chyba. Chodziłem... już wcześniej. Po całej Asakurze, po centrum. Nie.. nie zginąłem w Fukkatsu. Chyba, że jeśli tutaj jest moje ciało, to teraz już jestem przywiązany..? - dopytał, marszcząc brwi. Ale wcale się tak nie czuł, chociaż czy w ogóle można było powiedzieć, że to się czuło? Bycie przywiązanym?
- A ciebie? Mogą skrzywdzić ciebie..? - dopytał, skoro przed chwilą poprawił się o tym, że nie mogli skrzywdzić ciała, bo go nie miał - czy gdyby miał, mogliby? - Chcesz stąd wyjść? Jest ich zawsze więcej w nocy... - zawahał się, przypominając sobie te wszystkie idiotyczne historie o tym jak to w górach zawsze trzeba było na czas zmierzchu znajdywać schronienie. Nigdy tego nie podważał, zawsze będąc raczej przezornym i lękliwym człowiekiem - wiedział, że zwierzęta były niebezpiecznie, a w nocy kiedy nie widziało się tak dokładnie ścieżek, można było łatwiej o wypadek. Ale czy to był jedyny powód? Czy jeśli te cienie, te istoty które mogłyby ewentualnie dotknąć ciało... czy to nie one mogłyby się kryć za tymi ostrzeżeniami?
Z pewnością, gdyby był żywy, jego migrena by powróciła. Wszystko wydawało się tak bardzo... abstrakcyjne. I niezrozumiałe. Chciałby móc to podważyć, ale nie był nawet w stanie - brakowało mu wiedzy i informacji, brakowało mu jakiegokolwiek podłoża do tego, żeby zaprzeczyć słowom tak naprawdę dziecka.
@Seiwa-Genji Enma
- No dobrze... ale jeśli coś zacznie boleć, mów, dobrze? - poprosił, marszcząc brwi, zastanawiając się, jak miałby mu pomóc, jeśli niekoniecznie był jak prowizorycznie nałożyć odpowiedni bandaż - a tym bardziej, że go nie miał. - Nie warto się przeciążać, jeśli to by był uraz jak skręcenie... - dodał z lekkim uśmiechem, jakby to w jakikolwiek sposób miało też wpłynąć i udzielić się Enmie.
Chociaż zazwyczaj był dużo mniej obwity w słowach... dzisiaj pierwsze raz od dawna mógł z kimś porozmawiać. Z kimś, kto go widział - i słyszał. Poza innych duchów, ale z tymi rzadko przystawał na rozmowę, obawiając się, że jego siostra mogłaby nagle zniknąć mu z oczu. A dzisiaj... dzisiaj już zniknęła. A jednak wiedział, gdzie się wybierała - i z kim była. Mogła być bezpieczna przez te kilka godzin, a on mógłby spróbować dowiedzieć czegoś o tym, co powoli coraz bardziej zachodziło do jego świadomości - ale nie było jak jasna i klarowna myśl, którą byłby w stanie pochwycić. Nie rozumiał, nie tak do końca...
Rozejrzał się dookoła, słysząc o zbyt dużej ilości istot. Jak wiele z nich widział? Cmentarz rzeczywiście zdawał się być pełniejszy od niektórych miejsc - niektóre z istot wyglądały bardziej, a inne mniej pokrętnie.
Ruszył za nim od razu, a słysząc jego szybkie tłumaczenie, zawahał się przez chwilę. To, że był duchem, było jasne - ale osoby, które mogły to wszystko widzieć? To brzmiało absurdalnie i niewyobrażalnie. On sam w końcu nie widział niczego takiego za życia, dlaczego więc...
- Dlaczego? Znaczy... dlaczego niektórzy ludzie nas widzą, a inni nie? - zapytał dość cicho, starając się nie podnosić głosu, aby i nie podnosić na ich dwójkę podejrzeń. To zdążył zrozumieć - nie jest dobrze, aby ktoś się zorientował, że rozmawiał... właściwie z kim? Skoro mógł ich widzieć? Kontaktować się z duszami spoza świata? Medium, bo jak to inaczej określić?
Chociaż myśl o przejściu na drugą stronę od razu obudziła w nim nagły sprzeciw - wewnętrzny. Rozejrzał się znów gwałtownie. A kiedy chłopiec zadał kolejne pytania, mówiąc o niespełnionej obietnicy...
Kagune od razu zaszumiało mu w głowie. Musiał chronić Kagune. Co jeśli on wróci? Jeszcze go nie skazano, słyszał rozmowy rodziców na ten temat, których starali się, aby nie dosłyszała jego siostra. Co jeśli wróci? Co jeśli...
- Nie, nie jestem - powiedział na słowa o przywiązaniu. A może był? - Nie jestem do ciała... chyba. Chodziłem... już wcześniej. Po całej Asakurze, po centrum. Nie.. nie zginąłem w Fukkatsu. Chyba, że jeśli tutaj jest moje ciało, to teraz już jestem przywiązany..? - dopytał, marszcząc brwi. Ale wcale się tak nie czuł, chociaż czy w ogóle można było powiedzieć, że to się czuło? Bycie przywiązanym?
- A ciebie? Mogą skrzywdzić ciebie..? - dopytał, skoro przed chwilą poprawił się o tym, że nie mogli skrzywdzić ciała, bo go nie miał - czy gdyby miał, mogliby? - Chcesz stąd wyjść? Jest ich zawsze więcej w nocy... - zawahał się, przypominając sobie te wszystkie idiotyczne historie o tym jak to w górach zawsze trzeba było na czas zmierzchu znajdywać schronienie. Nigdy tego nie podważał, zawsze będąc raczej przezornym i lękliwym człowiekiem - wiedział, że zwierzęta były niebezpiecznie, a w nocy kiedy nie widziało się tak dokładnie ścieżek, można było łatwiej o wypadek. Ale czy to był jedyny powód? Czy jeśli te cienie, te istoty które mogłyby ewentualnie dotknąć ciało... czy to nie one mogłyby się kryć za tymi ostrzeżeniami?
Z pewnością, gdyby był żywy, jego migrena by powróciła. Wszystko wydawało się tak bardzo... abstrakcyjne. I niezrozumiałe. Chciałby móc to podważyć, ale nie był nawet w stanie - brakowało mu wiedzy i informacji, brakowało mu jakiegokolwiek podłoża do tego, żeby zaprzeczyć słowom tak naprawdę dziecka.
@Seiwa-Genji Enma
Uniósł dziecięcą, drobną rękę i przetarł jej wierzchem policzek, jakby znajdował się na nim niewidzialny brud, choć w rzeczywistości był to raczej nic nie znaczący, acz wyuczony, mimowolny gest. Troska, jaką nowo poznany mężczyzna obdarzył Enmę była.... dziwna. I krępująca. Jasne, jako dziecko głównego rodu w klanie Minamoto, a od kilku miesięcy jego dziedzic, był od zawsze traktowany ulgowo i z należytą troską. Ale to było zupełnie coś innego. Służba, członkowie klanu, osoby go otaczające - oni wszyscy musieli okazywać mu szacunek, pomimo faktu, że Enma miał zaledwie siedem lat. Gdyby tego nie zrobiliby, w najgorszym wypadku czekałaby ich nawet śmierć. Ale ten tutaj? Nie musiał. Nie znał go. Nie wiedział z kim tak naprawdę ma do czynienia, a mimo to zachowywał się jak starszy brat, jak ktoś, komu zależy. Doznanie to było zaskakująco dziwne i poniekąd krępujące do tego stopnia, że ciemnowłosy przez moment nie wiedział co chce i co przede wszystkim powinien powiedzieć w zaistniałej sytuacji.
Ostatecznie spróbował zignorować swoje własne odczucia i zająć myśli zupełnie czymś innym.
- Nie wiem. - odpowiedział zgodnie z prawdą, kręcąc przy tym głową na boki.
- Mnie niektórzy mogą, ale niektórzy nie. Ty nie możesz, bo jesteś duszą. - wyciągnął dłoń w stronę rozmówcy, a ta przeszła na wylot jego uda.
- Widzisz? Nie mogę cię dotknąć, a ty też mnie nie możesz. Ale mój dziadek może. Dlatego... dlatego nie możesz iść ze mną, bo jak cię zobaczą to... to... to mogą sprawić, że znikniesz. - spuścił lekko głowę na dół, wpatrując się w swoje brudne od ziemi trampki. Nagle kątem oka przyuważył czarne żuka, który powolnie, wręcz leniwie, posuwał się po ziemi, kierując się w stronę trawy. Enma przykucnął przy nim i wyciągnął palec w jego stronę, na co żuk momentalnie się zatrzymał. Chłopak wykorzystał ten moment aby pochwycić znalezisko. Na jego bladych policzkach pojawiły się rumieńce ekscytacji. Spojrzał na nieznajomego i uśmiechnął się szeroko odsłaniając uzębienie, w którym brakowało jedynki.
- Jeszcze nie widziałem tak czarnego! Chcesz?! - wyciągnął dłoń w jego stronę, ale szybko sobie przypomniał, że przecież jego nowy znajomy jest... duchem.
- Och... nie możesz. - powiedział cicho, odsuwając się nieco od niego.
- Nie możesz..... szkoda. - dodał lekko spochmurniały, wciąż trzymając żuka w dłoni.
@Nakamura Kyou
Ostatecznie spróbował zignorować swoje własne odczucia i zająć myśli zupełnie czymś innym.
- Nie wiem. - odpowiedział zgodnie z prawdą, kręcąc przy tym głową na boki.
- Mnie niektórzy mogą, ale niektórzy nie. Ty nie możesz, bo jesteś duszą. - wyciągnął dłoń w stronę rozmówcy, a ta przeszła na wylot jego uda.
- Widzisz? Nie mogę cię dotknąć, a ty też mnie nie możesz. Ale mój dziadek może. Dlatego... dlatego nie możesz iść ze mną, bo jak cię zobaczą to... to... to mogą sprawić, że znikniesz. - spuścił lekko głowę na dół, wpatrując się w swoje brudne od ziemi trampki. Nagle kątem oka przyuważył czarne żuka, który powolnie, wręcz leniwie, posuwał się po ziemi, kierując się w stronę trawy. Enma przykucnął przy nim i wyciągnął palec w jego stronę, na co żuk momentalnie się zatrzymał. Chłopak wykorzystał ten moment aby pochwycić znalezisko. Na jego bladych policzkach pojawiły się rumieńce ekscytacji. Spojrzał na nieznajomego i uśmiechnął się szeroko odsłaniając uzębienie, w którym brakowało jedynki.
- Jeszcze nie widziałem tak czarnego! Chcesz?! - wyciągnął dłoń w jego stronę, ale szybko sobie przypomniał, że przecież jego nowy znajomy jest... duchem.
- Och... nie możesz. - powiedział cicho, odsuwając się nieco od niego.
- Nie możesz..... szkoda. - dodał lekko spochmurniały, wciąż trzymając żuka w dłoni.
@Nakamura Kyou
Nie do końca rozumiał te wszystkie różnice, nawet jeśli powinien - nawet jeśli zdawało się, że to wszystko powinno być dla niego bardziej niż intuicyjne. A jednak czuł się zagubiony jak nigdy; nie pojmując gdzie były granice sytuacji, w której się znalazł. Może to rzeczywiście brak wiary? Może to coś jeszcze innego? Pewnego rodzaju zastanie, brak próby podjęcia wysiłku, aby zrozumieć sytuację. W końcu dopiero dzisiaj po tak długim czasie zorientował się w ogóle, w jakim stanie się znajdywał. Nawet jeśli świadomość, że nie żył, wisiała gdzieś w jego umyśle to nigdy nie wyszła tak gwałtownie w jego myślach jak dzisiaj.
Słysząc ponowną próbę chłopca zapewnienia go, czemu nie mógł za nim iść - spróbował znów uśmiechnąć się łagodnie. Choć przy jego wyglądzie wyglądało to bardziej groteskowo, kiedy rany przy ruchu otwierały się szerzej, a krew powoli ściekała po jego skórze. Zapominał, nie kontrolował tego... Nie potrafił się wciąż przyzwyczaić, nawet jeśli starał się mieć to na uwadze.
- Nie, nie, spokojnie... Nie chcę iść za tobą - zapewnił, czując że chłopiec potrzebuje podobnych słów. Nawet jeśli chciałby dowiedzieć się więcej...przecież nie mógł zrzucać tego na barki dziecka, które choć wiedziało odrobinę więcej, wciąż było dzieckiem.
Widząc jednak jak ten kucnął, spojrzał za tym co chłopca zainteresowało na trawie. Sam nie mógł powstrzymać łagodnego uśmiechu, widząc tę nagłą ekscytację i zainteresowanie żukiem, a widząc jak ten się zawahał i nagle spochmurniał zwykłym faktem, że sam nie mógł go dotknąć, prędko kucnął przy nim.
- Oooo, rzeczywiście tak czarnego jeszcze nie widziałem! - powiedział zaraz, jakby zupełnie ignorując fakt, że nie mógł podnieść żuczka. - Kabutomushi... Podobno im czarniejsze, tym większe urosną, tak słyszałem jak jeszcze sam zbierałem je do domu - powiedział pewny siebie, zaraz kierując dłoń w stronę stworzenia i wskazując na jego pokaźny róg wystający z głowy. - To samiec, możesz poznać po tym... Całkiem ładny okaz, na pewno warty, żeby zabrać do kolekcji. Wydaje mi się, że może nawet jeszcze trochę urosnąć - dodał, bo choć nie będąc pewnym czy chłopiec rzeczywiście zbierał żuki, a może sam próbował stworzyć ich kolekcje jak wiele innych dzieci ku niepocieszeniu matek, to może mógłby podsunąć mu podobne hobby do zainteresowania się? W końcu jeśli cieszył się w taki sposób na samo znalezienie kabutomushi, na pewno będzie zainteresowany szukaniem ich większej ilości.
- Ale wygląda jak prawdziwy wojownik. Mam nadzieję, że masz dla niego odpowiednie miejsce w domu? Chociaż wcale tak dużo nie potrzebują, żeby zdrowo rosnąć. Trochę ziemi, trochę jedzenia i ani się obejrzysz, a na pewno urośnie i będzie niezwyciężony w walkach... - mówił pewny siebie, jakby znał się perfekcyjnie na żukach - choć z pewnością jego zawód sprawił, że wiedział o podobnych stworzeniach, nie mówiąc już o własnym zainteresowaniu za dziecięcych lat w łapaniu i hodowaniu żuków. Przynajmniej do czasu, aż jego matka nie odkryła ukrytej hodowli żuków, nad którą stracił panowanie w kwestii samej ilości rozmnażanych stworzeń.
@Seiwa-Genji Enma
Słysząc ponowną próbę chłopca zapewnienia go, czemu nie mógł za nim iść - spróbował znów uśmiechnąć się łagodnie. Choć przy jego wyglądzie wyglądało to bardziej groteskowo, kiedy rany przy ruchu otwierały się szerzej, a krew powoli ściekała po jego skórze. Zapominał, nie kontrolował tego... Nie potrafił się wciąż przyzwyczaić, nawet jeśli starał się mieć to na uwadze.
- Nie, nie, spokojnie... Nie chcę iść za tobą - zapewnił, czując że chłopiec potrzebuje podobnych słów. Nawet jeśli chciałby dowiedzieć się więcej...przecież nie mógł zrzucać tego na barki dziecka, które choć wiedziało odrobinę więcej, wciąż było dzieckiem.
Widząc jednak jak ten kucnął, spojrzał za tym co chłopca zainteresowało na trawie. Sam nie mógł powstrzymać łagodnego uśmiechu, widząc tę nagłą ekscytację i zainteresowanie żukiem, a widząc jak ten się zawahał i nagle spochmurniał zwykłym faktem, że sam nie mógł go dotknąć, prędko kucnął przy nim.
- Oooo, rzeczywiście tak czarnego jeszcze nie widziałem! - powiedział zaraz, jakby zupełnie ignorując fakt, że nie mógł podnieść żuczka. - Kabutomushi... Podobno im czarniejsze, tym większe urosną, tak słyszałem jak jeszcze sam zbierałem je do domu - powiedział pewny siebie, zaraz kierując dłoń w stronę stworzenia i wskazując na jego pokaźny róg wystający z głowy. - To samiec, możesz poznać po tym... Całkiem ładny okaz, na pewno warty, żeby zabrać do kolekcji. Wydaje mi się, że może nawet jeszcze trochę urosnąć - dodał, bo choć nie będąc pewnym czy chłopiec rzeczywiście zbierał żuki, a może sam próbował stworzyć ich kolekcje jak wiele innych dzieci ku niepocieszeniu matek, to może mógłby podsunąć mu podobne hobby do zainteresowania się? W końcu jeśli cieszył się w taki sposób na samo znalezienie kabutomushi, na pewno będzie zainteresowany szukaniem ich większej ilości.
- Ale wygląda jak prawdziwy wojownik. Mam nadzieję, że masz dla niego odpowiednie miejsce w domu? Chociaż wcale tak dużo nie potrzebują, żeby zdrowo rosnąć. Trochę ziemi, trochę jedzenia i ani się obejrzysz, a na pewno urośnie i będzie niezwyciężony w walkach... - mówił pewny siebie, jakby znał się perfekcyjnie na żukach - choć z pewnością jego zawód sprawił, że wiedział o podobnych stworzeniach, nie mówiąc już o własnym zainteresowaniu za dziecięcych lat w łapaniu i hodowaniu żuków. Przynajmniej do czasu, aż jego matka nie odkryła ukrytej hodowli żuków, nad którą stracił panowanie w kwestii samej ilości rozmnażanych stworzeń.
@Seiwa-Genji Enma
- Kabutomushi.... - powtórzył po duchu, a jego złote oczy rozjaśniły się jeszcze bardziej w zachwycie, które tak bardzo mu brakowało od ponad roku. Drobne palce chłopca ujęły wygodniej małe stworzonko z największym namaszczeniem, jakby znalazł prawdziwy skarb. Z drugiej zaś strony... zapewne i tak właśnie było. Jakby tak się zastanowić, to Enma nigdy nie miał zwierzaka. Ani psa, ani kota, ani nawet chomika czy też rybek. Rodzice zawsze byli na nie zasłaniając się jakimiś głupimi wytłumaczeniami, a teraz... a teraz jedyne istoty, z jakimi chłopiec obcował należały do zupełnie innego świata.
Dlatego też myśl, że być może wreszcie mu się uda, pomimo wszystkich przeciwności, mieć coś tylko swojego, napawało go w pewnym stopniu nieokiełznaną i nieopisaną radością. Obawiał się jednak reakcji dziadka. Od... od tamtej nocy stał się o wiele bardziej surowszy w stosunku do Enmy. Zabraniał mu wiele rzeczy, praktycznie nie wypuszczał z domu, zamykał z duchami i yokai a każdego poranka budził o piątej, żeby zaciągnąć siedmiolatka na mordercze treningi.
Enma zamarł na moment, a blask, który emanował zaledwie parę sekund wcześniej, nagle zniknął, niczym ugaszony dopiero co kiełkujący płomień.
- Ja... - zaczął, unosząc lekko ramiona wyżej, sprawiając teraz wrażenie o wiele mniejszego i drobniejszego, jakby chciał zamknąć się przed cały, otaczającym go światem.
- Nie wiem czy będę mógł go zabrać. Zresztą, nic o nich nie wiem, dziadek nie uczy mnie takich rzeczy. Nie wiem czy miałbym go karmić, w czym trzymać. Nie wiem... - pokręcił lekko głową, a na bladych i chłodnych policzkach zakwitł ledwo zauważalny rumieniec wstydu.
- Ja nie wiem jak się opiekować, em, zwierzętami. - spojrzał w bok czując coraz bardziej narastające zażenowanie. Miał wrażenie, że obnażając pewne rzeczy i sytuacje, jakie mają miejsce u niego w domu, staje się małym zdrajcom i że jego klan dowie się o tym. I doniosą na niego dziadkowi a wtedy....
Nie, nie chciał o tym myśleć.
Powoli się ściemniało, szukali go, musi wnet wracać.
Ale nie chciał. Jeszcze nie.
Nawdychał się wolności, której tak bardzo mu brakowało i teraz nie chciał jej wypuścić, tak samo, jak czarnego żuka, którego odnóża łaskotały wnętrze dłoni, gdy stworzonko próbowało wydostać się na zewnątrz. Przycisnął go bliżej swojej klatki piersiowej i spojrzał na mężczyznę, jakby niemo chciał poprosić go o pomoc.
- Nie wiesz jak go ukryć...? Żeby nikt go nie znalazł?
@Nakamura Kyou
Dlatego też myśl, że być może wreszcie mu się uda, pomimo wszystkich przeciwności, mieć coś tylko swojego, napawało go w pewnym stopniu nieokiełznaną i nieopisaną radością. Obawiał się jednak reakcji dziadka. Od... od tamtej nocy stał się o wiele bardziej surowszy w stosunku do Enmy. Zabraniał mu wiele rzeczy, praktycznie nie wypuszczał z domu, zamykał z duchami i yokai a każdego poranka budził o piątej, żeby zaciągnąć siedmiolatka na mordercze treningi.
Enma zamarł na moment, a blask, który emanował zaledwie parę sekund wcześniej, nagle zniknął, niczym ugaszony dopiero co kiełkujący płomień.
- Ja... - zaczął, unosząc lekko ramiona wyżej, sprawiając teraz wrażenie o wiele mniejszego i drobniejszego, jakby chciał zamknąć się przed cały, otaczającym go światem.
- Nie wiem czy będę mógł go zabrać. Zresztą, nic o nich nie wiem, dziadek nie uczy mnie takich rzeczy. Nie wiem czy miałbym go karmić, w czym trzymać. Nie wiem... - pokręcił lekko głową, a na bladych i chłodnych policzkach zakwitł ledwo zauważalny rumieniec wstydu.
- Ja nie wiem jak się opiekować, em, zwierzętami. - spojrzał w bok czując coraz bardziej narastające zażenowanie. Miał wrażenie, że obnażając pewne rzeczy i sytuacje, jakie mają miejsce u niego w domu, staje się małym zdrajcom i że jego klan dowie się o tym. I doniosą na niego dziadkowi a wtedy....
Nie, nie chciał o tym myśleć.
Powoli się ściemniało, szukali go, musi wnet wracać.
Ale nie chciał. Jeszcze nie.
Nawdychał się wolności, której tak bardzo mu brakowało i teraz nie chciał jej wypuścić, tak samo, jak czarnego żuka, którego odnóża łaskotały wnętrze dłoni, gdy stworzonko próbowało wydostać się na zewnątrz. Przycisnął go bliżej swojej klatki piersiowej i spojrzał na mężczyznę, jakby niemo chciał poprosić go o pomoc.
- Nie wiesz jak go ukryć...? Żeby nikt go nie znalazł?
@Nakamura Kyou
maj 2038 roku