Kariya „Siergiej” Rihito
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Kariya Siergiej Rihito

Sob 12 Lis - 1:24
Kariya „Siergiej” Zhora Rihito
18.01.2003. – 16.01.2036

Miejsce urodzenia
Tokio
Miejsce zamieszkania
Karafuruna Chiku

Grupa
Neutralni
Stanowisko
-
Zawód
Policjant

Kolor włosów
Brunatne, kolor wpadający w czerń
Kolor oczu
Bardzo ciemny odcień brązu
Wzrost
204cm
Waga
103kg

Znaki szczególne/Dodatkowe informacje

- "Siergiej" to pseudonim nadany mu w Kanadzie podczas międzynarodowej wymiany w związku z śledztwem toczącym się w sprawie sutenerstwa, handlu ludźmi i narkotykami. Z powodu zachowania i wyglądu często nazywany był również Rusem.
- Jego imię pisane jest jako 理仁, gdzie 理 to logika, układ, rozum, sprawiedliwość, prawda, z kolei 仁 oznacza człowieczeństwo, cnotę, życzliwość, miłosierdzie, człowieka. Natomiast nazwisko jest zapisywane jako 狩谷, gdzie 狩 znaczy polować, napadać, zbierać, a 谷 rozumie się jako dolina.
- Za młodu, właściwie już od 7-8 roku życia grał bardzo dużo w koszykówkę (na pozycji środkowego, bądź silnego skrzydłowego) i w ręczną jako obrotowy. Już wtedy przeważał wzrostem, a także siłą, jednak największą rozbudowę sylwetki przyniósł mu okres między 19 a 22 rokiem życia.
- Mało kto jest tego świadomy, ale matka nadała mu oprócz japońskiego również rosyjskie imię, w praktyce więc nazywa się Kariya Zhora Rihito.
- Lata służby odcisnęły piętno na jego ciele pod postacią blizn. Rihito w jednostce antyterrorystycznej jako przeważnie najwyższa/najcięższa osoba osłaniał operatorów, bądź tak zwanych wymiataczy za pomocą tarczy balistycznej. Najpierw taranowano drzwi, potem on wkraczał, by zatrzymać pierwszą salwę z kul. Osłaniał również towarzyszy podczas zmian pozycji, natomiast również zdarzało mu się pełnić rolę wymiatacza.
- Podczas pobytu w Kanadzie wielokrotnie brał udział w nielegalnych walkach w klatce, w pewnym momencie stało się to bliskie uzależnieniu. Ograniczona możliwość podobnej metody rozładowania napięcia w Fukkatsu wyraźnie się odbija na jego zachowaniu.
- Największą bliznę ma na prawym przedramieniu, jest to odcisk szczęki z całą pewnością przerośniętego psa.
- Jego ciało nigdy nie zostało odnalezione, stąd też po powrocie do żywych musiał wymyślić historię o tym, jak przeżył. Po odpowiednio długo trwających testach został przywrócony do służby, chociaż z obowiązkiem regularnych wizyt u psychologa ze względu na traumatyczne przeżycia.
- Wytatuowany w wielu miejscach, całkowite czyste miejsca to twarz, szyja, kark, dłonie i stopy.




"So, tell me, little wolf... Do you want to punish these who have wronged you?"


Jesteś impulsywny, Zhora.
Rihito krzywi się delikatnie, obserwując widoki za oknem samochodu i nie odpowiada, nie mając ochotę wchodzić z matką w żadne dyskusje. Jak zwykle wydaje się być zdystansowana, jej niebieskie oczy nie są ani ciepłe, ani chłodne. Niemal zawsze widzi w nich obojętność, ale wie, że dla obcych ma zarezerwowaną całą gamę surowych emocji. Jeszcze godzinę temu pod naciskiem jej spojrzenia dyrektor szkoły zaczął się jąkać w swoich zeznaniach odnośnie bójki, w której brał udział młody Kiriya.
— Dlatego zawsze myślałam, że bliżej ci jednak do ojca – Samochód zatrzymuje się, a mięśnie chłopaka napinają, ciemne ślepia rażą intensywnością, gdy obserwuje z nutą udawanego znudzenia jej ruchy. – Rzadko kiedy się mylę, ale faktycznie mamy ze sobą znacznie więcej wspólnego, niż zakładałam na początku.
Rihito przekrzywia lekko głowę, zastanawiając się, czy powinien się z tego cieszyć, czy nie. Wie, że jego ojciec jest postrzegany przez społeczeństwo za znacznie bardziej przyjaznego. W oczach innych ludzi jest normalny. A jego matka… oh, jego matka. Jest rekinem wpuszczonym do hodowlanych ryb. I tak samo, jak go to irytuje, tak samo mocno chce być do niej w jakiejś części podobny.
—  Gdyby pomyśleć, jak zachowuje się społeczeństwo, to nie bez powodu katolicyzm określił ludzi jako owce. Natomiast niektóre jednostki,  to wilki. Lepsze, a jednocześnie bardziej głodne, pragnące więcej, dzikie. Niebezpieczne.  
— Nadieżda, chcesz mi powiedzieć, że jesteśmy wilkami?
Ma 12 lat, a jest z nią po imieniu, chociaż tylko w prywatnych rozmowach. Nigdy przy ojcu. Teraz w jego głosie słychać lekką kpinę, ale jego matka obdarza go jednym z nielicznych sympatycznych uśmiechów w swoim repertuarze. Z jakiegoś powodu wzdryga się na ten nienaturalny widok.
— Niektóre wilki odstają od swoich i nie chcą pożerać owiec. Stają się ogarami, które strzegą te głupie stada. Chronią je. Prowadzą. Karmią.
Młody Kariya ostentacyjnie wzdycha, nie wiedząc, dokąd to zmierza, ale nagle ton głosu Nadieżdy zmienia się. To rzadkie, ulotne chwile, kiedy wyczuwa w nim pewną trudną do uchwycenia i nazwania emocję, ale zawsze wywołuje to w nim natychmiastową czujność. Instynktowną.
— Masz dwa typy ogarów. Jedne po prostu nie czują głodu i chcą, by owce były bezpieczne. A dla drugich ochrona owiec to tylko droga do osiągnięcia celu. Do pożarcia wilka, Zhora. Gdy wilk zasadza się na owcę, a ginie w szczękach ogara… to jest definicja sprawiedliwości. Jedynej słusznej.


  Już w dzieciństwie Rihito był impulsywny i trudny do opanowania, sprawiał kłopoty nauczycielom i często wdawał się w bójki. A jednocześnie był charyzmatyczny, pełen łobuzerskiego uroku, a także na swój sposób bystry, a przynajmniej jak na fakt, że przeważnie konflikty rozwiązywał przez fizyczną agresję. Trzeba było jednak przyznać, że zawsze zasadzał się na starszych, większych, wszystkich, których sprowadzenie do parteru było trudne. Ojciec starał się ułagodzić jego gorący temperament, natomiast matka głównie wyciągała z tarapatów i obserwowała. Uważnie, choć dość obojętnie.
  Gdy skończył 12 lat wydawało się, że trochę się opanował, ale w praktyce nauczył się po prostu lepiej ukrywać konflikty. Chociaż często zdarzało mu się pomagać słabszym, to nie do końca wynikało to z jego dobroci, a raczej wykorzystywał ich do osiągnięcia własnego celu. Robił to nawet nie do końca świadomie, jednak niewątpliwie nie interesowało go dręczenie tych, którzy nie umieli się obronić. Polował na tych, wobec których inni nawet nie myśleli, że można się sprzeciwić. To też nie było tak, że wychowywał się w patologicznych szkołach, w ogólnym podsumowaniu jego wszystkich awantur nie było aż tak dużo (oh, a przynajmniej nie oficjalnie)... ale wystarczająco, by zdobył reputację zdolnego, acz awanturniczego. Nic nie sprawiało mu natomiast takiej satysfakcji, jak doprowadzanie do białej gorączki tych, których języki cięły jak ostrza, a aktorstwo i intelekt sprawiały, że ciężko było ich złapać na gorącym uczynku. Oh, od takich osób Rihito był specjalistą. I wcale ich nie wyjaśniał słowami. Po co.





"We are all searching for someone whose demons play well with ours"


Nadieżda to rekin wpuszczony w stado bezbronnych ryb. Inni wydają się nie dostrzegać tego w pełni, ale z każdą jej wygraną sprawą Zhora wie, że satysfakcja jego matki rośnie. Tak samo jak głód i pragnienie, by ściągnąć na dno wszystkie wilki, które napatoczą się pod jej buty. Jej relacja z jego ojcem zawsze wydaje się być pełna dziwnego napięcia, nie kłócą się, ale po spojrzeniu matki wie, kiedy jest lepiej, by wyszedł z domu. Chociaż czasem robi jej na złość. Testuje, na ile może sobie pozwolić.
Może dlatego Rihito postanawia wyjechać na studia za granice. Bo chociaż ze swoim ojcem ma dość dobre relacje (są inne, jego łagodne słowa brzmią nienaturalnie i nie zawsze potrafi zrozumieć, co wypala jego syna od środka), to czasem ma wrażenie, że to bywa problemem dla Nadieżdy.
— Kochasz mojego ojca, prawda? — Wspomnianego mężczyzny nie ma aktualnie w domu i o to właśnie chodzi.
— Jeśli chcesz umieścić moje uczucia do niego w tak prostych słowach, Zhora, to tak. Kocham.
— A czy kochasz mnie, Nadieżda?
Milczenie wypełnia powietrze i chyba po raz pierwszy widzi w oczach swojej matki zakłopotanie. Ułamek ludzkich uczuć. A może to tylko złudzenie, bądź gra z jej strony.
— Nie wiem. To jedyna odpowiedź, jaką mogę ci dać.
Nie wiem. Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Rihito waha się, sam nie wie, czy te słowa go ranią, czy są zbyt oczywiste, by mogły istotnie na niego wpłynąć.
— Twój ojciec jest owcą, Zhora. Nadzwyczajną w moich oczach, ale wciąż owcą. A miłość ogara do owcy jest trudna. Skomplikowana. Ogary, które polują na wilki... kochanie swojej własnej przynęty nie jest proste.
Czasem zastanawiał się, czy jego matka ma urojenia, ale w to wątpił. Po prostu widziała świat na swój sposób i miał wrażenie, że to coraz bardziej na niego wpływa. Nie wiedział tylko, czy w tym wszystkim było miejsce na normalność. Słowo "kocham" brzmiało obco, chociaż niejednokrotnie jego ojciec je wypowiadał. On natomiast wciąż nie wiedział, co się za tym kryje.


  Ma 19 lat i świetlaną przyszłość przed sobą. Jest utalentowany sportowo, osiąga porządne wyniki, biegle mówi w trzech językach i jego studia za granicą są już właściwie przyklepane. Coraz łatwiej przymknąć oko na jego nieco niesforny charakter, tym bardziej, że Kariya nigdy nie sprawia już problemów w sposób jawny i oficjalny. Jego karta jest czysta, i przez chwilę Rihito ma wrażenie, że jednak życie może być normalne. Nawet Nadieżda ostatnio wydaje się być mniej zacięta, jakby czas, zadowolenie z wygranych spraw, a także wpływ jego ojca stępił jej kły.
  A przede wszystkim czujność.
  Niecałe pół roku później Rihito czyta raport policyjny na temat awarii instalacji elektrycznej w ich domu. Beznamiętnie przesuwa palcem po kartkach, zapoznając się ze szczegółami. Jego ojciec znajdował się w mieszkaniu, gdy wybuchnął pożar, który obrzydliwie szybko rozprzestrzenił się po wszystkich pomieszczeniach. Nadieżda (chociaż w aktach sprawy widać tylko jej japońskie imię) chwilę później zjawia się przed domem i pomimo protestu sąsiadów wskakuje do płonącego budynku, nie będąc w stanie zostawić swojego męża na pastwę płomieni.
Oboje giną. Jego ojciec od dymu, a matka do samego końca próbowała go wyciągnąć.
Nieszczęśliwy wypadek.
  Szkoda tylko, że w to nie wierzył, a jego wątpliwości podsycał odebrany od matki sms na pół godziny przed wybuchem pożaru. Nienaturalna, irracjonalna treść, która sprawiła, że od razu wiedział, że coś jest nie tak.
  Nadinspektor, przyjaciel jego rodziny (ojca, przede wszystkim ojca, jakby wiedział, kim tak naprawdę jest Nadieżda) obserwuje go uważnie. Wie, że dla jedynego ocalałego to wcale nie jest koniec.
  Zhora ma dziewiętnaście lat, gdy rozpoczyna szkolenie na policjanta. Niespecjalnie interesuje go standardowo pojmowana sprawiedliwość, ale nadinspektor ma plan, który umożliwi mu polowanie na wilki. Nie na "innych ludzi". Nie "łapanie przestępców". Sposób, w jaki matka spoglądała na świat całkowicie się w nim zakorzenił, i niespecjalnie mu to przeszkadzało. Lubił sprowadzać na ziemię tych, którzy czuli się nietykalni.



"Do I get bonus points if I act like I care?"


Trrrrr. Trrrrr. Trrrrrr. Kariya zaciska zęby, ukryty za szeroką i długą tarczą, większość ciężaru sprzętu i własnego ciała przenosząc na nogę zakroczną. Wymiatacze kryją się za nim, czekając na przerwę w salwie, czuje, jak operator  porusza się niecierpliwie. Serce bije szybko, roznosząc adrenalinę po żyłach, organizm pracuje na najwyższych obrotach. Ten stan mu pasuje. Dla większości sytuacje zagrażające życiu są nieprzyjemne, ale on nie może bez tego żyć. Wie, że jest trudnym policjantem, ale jednocześnie zbyt przydatnym w pewnych sytuacjach, by za gorący temperament i lekceważące narażanie własnego życia dostawać coś więcej niż reprymendę i grożenie zawieszeniem.
Ta akcja jest bardzo istotna. Szykowana od dawna pułapka. Ten zły nie ma gdzie uciec. A jednak na koniec akcji mu się to udaje. Wtedy jeszcze nikt nie wie, że Kariya był świadkiem jego ucieczki, tak samo członek gangu nie ma pojęcia, że gdy policjant puszczał go wolno, to na jego twarzy pojawił się rozbawiony uśmiech.



  Dwa lata po wstąpieniu w szeregi policji Rihito zaczął zgodnie z planem odgrywać rolę kreta, a po roku, gdy wszystko się wydało, rozpoczął dwuletnią pracę pod przykrywką. Doprowadziła ona do upadku jednej z większych szajek narkotykowych, a także zdobyciu nowych dowodów w sprawie międzynarodowego handlu ludźmi. Chociaż w praktyce Kariya nigdy tak naprawdę nie działał na szkodę policji, to i tak jego powrót przebiegł w dość nerwowej atmosferze, jako że niewiele osób było wtajemniczonych w całą sprawę. Niespecjalnie się tym przejmował, ale w pewnym momencie nadinspektor zdecydował o jego przeniesieniu. Nie do innego miasta. Do innego kraju. W ramach eksperymentalnej wymiany.
  Pomijając napiętą sytuację głównym powodem był fakt, że Zhora był najlepiej zorientowany w sprawie handlu ludźmi, więc w ten sposób nadinspektor mógł upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. A Rihito przystał na to bez żadnego protestu i w ten właśnie sposób trafił do Kanady.
  Oh tak. Trafił. I po raz pierwszy zrozumiał, jak skomplikowane były uczucia Nadieżdy wobec jego ojca. Odczuł to na własnej skórze, gdy tylko jego oczy po raz pierwszy spoczęły na sztywnych barkach policyjnego negocjatora.
  "Cieszę się, że będziemy ze sobą współpracować, sierżancie Varmus."
  Uczył się podstaw francuskiego przed przyjazdem, a jednak nazwisko mężczyzny wypowiedział tak błędnie, jak tylko potrafił, dodając do tego rosyjski akcent, chociaż normalnie nigdy nie był on słyszalny. Pierwsze lodowate, wypełnione irytacją spojrzenie wystarczyło, by na jego twarz wpłynął leniwy, nieco wyzywający uśmiech.
  To miało być zupełnie inne polowanie, niż dotychczas.



"But I think - if you're gonna kill a buch of people - you might as well have some fun with it"


Rihito patrzy się obojętnie na przywiązanego do krzesła mężczyznę. Podejrzany wygląda tragicznie, i cóż - w większości była to jego zasługa, o czym mogły świadczyć zakrwawione rękawiczki i narzędzia. Minęło trochę czasu, odkąd zajmował się brudną robotą, ale pewne rzeczy są jak jazda na rowerze, a owce próbujące bawić się w wilki wcale nie były takie trudne do złamania.
— Jebany pies... niby taki święty, a jednak jesteś identyczny, jak my — charkot mężczyzny sprawił, że Rus łypnął na niego bez większego zainteresowania. — Jestem ciekawy, jak to wytłumaczysz swoim kolegom. Słyszałem twoją rozmowę. Wiem, że są w drodze, a niespecjalnie dbałeś o zakrywanie twarzy.
Odpowiada mu cisza, gdy Kiriya w spokoju upewnia się, że nie zostawił za sobą żadnych śladów. W jego ruchach jest coś metodycznego, jakby nie po raz pierwszy musiał po sobie sprzątać, co sprawia, że członek gangu zaczyna się robić nerwowy. Zhora niespecjalnie mu się dziwi. Owszem, gliniarze bywali narwani, czy bardziej agresywni, a w emocjach potrafili nadużyć swoich praw. Ale nie do takiego stopnia i z pewnością nie oficjalnie.
— Główna różnica między nami to strona, po jakiej stoimy — odzywa się w końcu Rihito, zdejmując z siebie fartuch, odsłaniając schludny mundur. — A druga to taka, że jestem lepszy, aczkolwiek przyznaję, że twoja wiedza będzie całkiem przydatna.
Szczerzy zęby w drapieżnym uśmiechu i opuszcza przepełnione stęchlizną pomieszczenie. Chudy, ponury mężczyzna już na niego czeka, dłonie ma zaciśnięte wokół glocka, chwyt jest stabilny, chociaż nieco roztrzęsiony. Zhora przez chwilę przygląda mu się w milczeniu, jakby próbował dokonać jakiejś ostatecznej oceny.
— Udało ci się dowiedzieć, gdzie są? — pyta cicho ojciec jednej z porwanych dziewczynek. Ojciec tej dziewczynki, która nie przeżyła.
— Tak. — Serg przekrzywia głowę i przygląda się mężczyźnie uważnie. — Jesteś pewien, że właśnie to chcesz zrobić? Masz ostatnią szansę na wycofanie się.
— Tak.
Rus wzrusza ramionami w geście "jak chcesz", sytuacja jest mu bardzo na rękę, chociaż wobec decyzji mężczyzny odczuwał odrobinę... aprobaty? Uczucie było dość nikłe, więc tylko opiera się plecami o drzwi i wyciąga papierosa, odprowadzając poszkodowanego wzrokiem, gdy ten wchodzi do pomieszczenia. Czeka, słyszy z oddali wycie policyjnych syren. Niedługo po tym padają dwa strzały, więc zgodnie z regulaminem wzywa wsparcie. Zanim jednak wściekły niczym burza Randolph ma okazję wpaść do akcji, piwnica już płonie, a Zhora trzyma w ręce podpalony skrawek papieru z wartościowymi informacjami.


  Kanada mu służyła. Oh, jak bardzo służyła. Pomijając nieco inny, mniej sztywny styl bycia policji, to w dodatku nieustannie polował. Wilki to jedno, ale Varmus... tak. Jego główna obsesja, wokół której krążyło większość jego myśli, i pierwsze tak długie koncentrowanie się na tylko i wyłącznie jednej osobie. Nic tego nie zmieniło, nawet osiągnięcie swojego celu, ten jeden raz, kiedy Rus był otumaniony adrenaliną po walce, a alkohol krążył w ich żyłach w trochę zbyt dużej ilości. Kiedy w końcu wbił zęby w nieszczęsną owcę (a może ogara? nigdy nie potrafił stwierdzić, za kogo uznaje swojego partnera), to jego apetyt tylko wzrósł.
  Tak. W ciągu tych kilku lat wiele zdążyło się zadziać. Wiele spraw zostało zamkniętych, a reputacja Serga wciąż pozostawała taka sama. Trudny, ale przydatny. W pewnych chwilach niezastąpiony, a w innych miało się ochotę urwać mu łeb i zrzucić ciało z klifu.
  Zaczynało robić się stabilnie, gdy otrzymał telefon od jednej z niewielu osób, które uznawał w pewien sposób za bliskie. Nadinspektora z Tokio. To wtedy zupełnym przypadkiem dowiedział się o przeniesieniu Randolpha, chociaż do niego dzwoniono w zupełnie innej sprawie. Więc wiedział. Znacznie szybciej, niż jego partner się tego spodziewał, ale w tę grę mogli grać obydwaj.



"This holy ground burns my feet"


Zhora oparł głowę o ścianę, czekając na odpowiedni moment, by wkroczyć. Gniew buzował w jego żyłach, niemalże przyćmiewając rozsądek. Najchętniej objawiłby się zgromadzonemu towarzystwu, ale w ten sposób naraziłby Randolpha i zakładniczki na jeszcze większe niebezpieczeństwo i to była jedyna rzecz, która powstrzymywała go od działania.
Woń soli, wodorostów, a także smaru wypełnia jego nozdrza, a lewa ręka, trzymająca zakrwawiony nóż, drga niespokojnie. Wystawioną czujkę zdjął po cichu, nie bawiąc się w półśrodki, dochodząc do wniosku, że wytłumaczy się z tego później. Naruszył pewnie przynajmniej kilka protokołów, ale tym razem jego porywczy charakter wygrał starcie z chłodną kalkulacją.
Miał po prostu ochotę zajebać ich wszystkich (oh Rannie, jesteś wyjątkiem, zawsze jesteś wyjątkiem, ale to pragnienie dotyczy również ciebie), ale to już raczej nie uszłoby mu płazem.
A mówił mu, by się wstrzymał. Żeby chociaż raz go posłuchał. Może i Kariya był trudny, i nadmiernie przeczulony na punkcie negocjatora policyjnego, ale doskonale potrafił wyczuć pułapki. A także kreta w oddziale, bo przecież swój pozna swego. Po to z resztą nadinspektor ściągnął go z Kanady, nie zdając sobie nawet sprawy, o ile ułatwił ogarowi wytropienie swojej owcy.
Swędzi go dłoń, którą trzyma na kaburze pistoletu, gdy słyszy rozpoczynającą się strzelaninę. Wychyla się delikatnie do przodu, by złapać lepszy obraz, żeby zobaczyć, czy z tej pozycji może już zacząć w jakiś sposób działać. I w tym samym momencie jego oko wyłapuje na portowym hangarze sylwetkę z bronią, źrenice rozszerzają się, a ciało działa instynktownie. Chociaż odległość dzieląca go od Randolpha wydaje się zbyt duża, by zdążyć, to jednak Kariya jest dostatecznie szybki. Zmiata negocjatora z nóg, ramieniem odpychając go jak najdalej za najbliższą możliwą osłonę, zatrzymując pierwszą, krótką serię (bo miało być tak prosto, prawda?) swoją klatką piersiową. Przynajmniej dwa pociski przebijają lewe płuco, co mężczyzna ledwo rejestruje, będąc już w drodze do jedynego przeciwnika, którego ma szansę zaatakować z tej odległości (czy agresor z karabinem wycofa się z powodu rabanu? Serg wie, że nie da rady go dopaść, ale słyszy wycie syren w oddali). Jest w stanie wyczuć strach nieznajomego, który sprawia, że zamiast zasłonić się jedną z zakładniczek odpycha ją, by wyciągnąć broń w jego stronę. Głupiec. Powinien wiedzieć, że tego typu zryw ma swoje ograniczenia, nikt daleko nie pobiegnie z podziurawionym korpusem.
Gdzieś w połowie drogi Zhora już wie, że tym razem wyczerpało się jego szczęście (krew w płucach, szmer w oddechu jest tego dowodem), ale nie dba o to. Drugi pocisk muska lewe oko, uszkadzając gałkę oczną, ale nabój trafił po skosie, więc nie był w stanie zmieść go z planszy. Przy trzecim razie nie rejestruje już, gdzie obrywa, chociaż mężczyzna z dachu definitywnie strzelał mu w plecy. Jednak mózg Zhory działa już mechanicznie, jak u psa pasterskiego, który ma już w szczękach kark zbyt odważnego kojota.
Kariya wpada na mężczyznę, ciężarem pchając go do przodu, nóż wbijając w zagłębienie szyi. W pewnym momencie traci grunt pod nogami i upada, lądując w czarnej toni. Jest tego dziwnie świadomy, chociaż jednocześnie niczego już nie czuje.


  Odzyskanie nagle przytomności na plaży było dziwnym uczuciem.  Tym bardziej, że Kariya nic nie czuł, a wspomnienie pocisków przebijających skórę dość wyraźnie odcisnęło się w jego pamięci. Nie było szans, żeby to przeżył, a w cuda i inne bóstwa nigdy nie wierzył. Niepewność, nader obce mu uczucie, wkradło się na moment do jego żył, może dlatego dopiero po chwili mężczyzna zauważył, że krajobraz jest... ciemny. W odcieniach szarości, dostrzeganych tylko jednym, prawym okiem. Policjant podniósł dłoń, dotykając ostrożnie twarzy, zdając sobie nagle sprawę, że coś sączy się z jego lewego oczodołu. Z resztą nie tylko z niego. Krew zmieszana z wodą ciekła z odniesionych ran, ale w dalszym ciągu nie pojawił się żaden ból, dyskomfort, czy ulga.
  Poczucie surrealistycznego oderwania się od rzeczywistości przerwało ciche skomlenie i szuranie łap po piasku. Przed prawym okiem policjanta pojawiła się masywna psia sylwetka. A przynajmniej tak założył po pysku stworzenia, które wzrostem znacznie przerastało go w momencie, gdy siedział na piasku. Czarne futro z rudymi (a może czerwonymi?) przebłyskami odznaczało się na tle wszechobecnej szarości. Ogar zniżył łeb, a następnie ugiął kończyny, by w końcu przewalić się na ziemię z cichym łoskotem, łeb kładąc na jego kolanach. Serg pogładził go odruchowo po boku (nie czując żadnego lęku, czy niepewności), ale im dłużej głaskał stworzenie, tym bardziej futro zdawało się znikać. Potem rozstąpiła się skóra, kości żeber, aż w końcu mógł zobaczyć bijące serce. Chociaż nic z tego nie miało sensu, dłoń mężczyzny dotknęła wilgotnego organu, co przyniosło gwałtowny impuls wszystkich emocji, które zawsze go napędzały i dręczyły przez całe życie.
  Złość, gniew, wściekłość, nienawiść, czerwień głowy i czerwień krwi.
  Ogar warknął, uniósł pysk i kłapnął ostrzegawczo szczęką. Szczęką, która byłaby w stanie przegryźć się na raz przez jego szyję. Zhora cofnął dłoń, czując, jak te dobrze znane mu emocje wycofują się, a przerośnięty pies znowu tylko cicho zaskomlał. Po czym zamilkł, zostawiając mężczyznę samego ze swoimi myślami.
  Nigdy nie wierzył w życie po śmierci. Osądy, kary, czy nagrody. A jednak siedział ewidentnie martwy na plaży z karykaturą psa przy sobie. Nie przypominał sobie, by jakakolwiek religia o tym wspominała. Śpiączka? Bardzo wyraźnie pamiętał, jak mocno oberwał, a ponadto wpadł do morskiej toni.
  "Możemy wrócić."
  Mimowolnie wzdrygnął się, słysząc neutralne szczeknięcie w swojej głowie.
  "Możemy też pójść dalej. Zaprowadzę Cię."
  Ogar podniósł się i wbił spojrzenie ciemnych ślepi w mężczyznę, machając przy tym leniwie ogonem, którym zapewne skutecznie zniszczyłby wszystkie meble w mieszkaniu.
  "Wróć, albo idź. Pójdę z tobą."
  — Co masz na myśli?
  Pies potrząsa łbem, i czeka.
  "Wróć, albo idź. Ty decydujesz, ja podążam."
  Zhora milczał przez chwilę. Wykradziona druga szansa? Żart? Przypadek? Halucynacja? Może wcale nie poszedł na molo. Może to tylko zbyt wyraźny i zbyt długi sen. Ogar jednak, woń jego sierści, a także krwi, jest zbyt wyraźna. Kariya rozgląda się po plaży, jakby próbował dociec, co teraz może zrobić.
  "Wróć. Poluj. Gnaj. Gryź. Pętaj. Zawłaszcz. Idź. Koniec. Spokój. Nieznane."
  Przez krótką chwilę mężczyzna chce odejść. Gdy po raz pierwszy w życiu nie wypełnia go gniew i adrenalina, przez chwilę ma ochotę zostać w tym stanie dłużej. Z czystą głową. Brakiem nieustannego napięcia. Ale patrzy się na ogara i ogar się patrzy na niego i obydwaj wiedzą. Rihito rejestruje tylko psie szczęki zaciskające się z siłą imadła na jego przedramieniu, a następnie czuje szarpnięcie i świat zaczyna się kręcić.
  Czas wracać. Niezależnie od tego, czy to wszystko było halucynacją zmęczonej duszy, czy prawdą.


Ostatnio zmieniony przez Kariya Siergiej Rihito dnia Sro 3 Maj - 19:13, w całości zmieniany 16 razy
Kariya Siergiej Rihito

Randolph Éric Varmus ubóstwia ten post.

Kariya Siergiej Rihito

Nie 20 Lis - 20:46
Yūrei
Kariya Zhora Rihito

Keiyaku Suru
Randolph Éric Varmus
Poziom kontraktu
0

Piekielny ogar. Heruhaundo. ヘルハウンド
Ogar żyje w w cieniu swojego nosiciela i przez większość część czasu pozostaje niematerialny, na tym etapie jego obecność i emocje są wyczuwalne tylko dla Zhory. Może zostać przyzwany przez jego gwizd albo pojawić się samoistnie, jeżeli Kariya traci kontrolę nad własną agresją (nieudany rzut na siłę woli w sytuacjach dużego napięcia). Po wyjściu z jego cienia ogar zdaje się widoczny dla innych yūrei, yōkai i medium, oraz kontraktora Serga, i jest wyczuwalny (jako zagrożenie) dla zwykłych ludzi, jednak nie są w stanie skupić na nim wzroku. Ogar mierzy 1,4m w kłębie, sierść jest czarna z czerwonymi przebłyskami, pysk i pazury jarzą się gorącem, ma masywną, mocną sylwetkę. Towarzyszy mu aura gniewu i nienawiści, mogąca czasem wpływać na słabsze psychicznie jednostki, wywołując w nich strach. Stworzenie pojawia się na dwa posty, podczas których jego nosiciel nie ma nad nim kontroli, atakuje pierwszą wrogą* jednostkę w zasięgu. Na tym poziomie jednak jest zbyt niematerialny, by zadać faktycznie obrażenia, chociaż sposób, w jaki przenika przez sylwetkę jest z całą pewnością nieprzyjemny. Po powrocie do cienia właściciela, może pojawić się ponownie po siedmiu postach.

*jeżeli nie ma dostępnego faktycznie zagrażającego życiu, czy zdrowiu przeciwnika, atakuje osobę wywołującą najwięcej negatywnych emocji w jego nosicielu (wyjątkiem zawsze jest kontraktor, który jest nietykalny).

Cel
Całkowite zawłaszczenie sobie swojego kontraktora, ochrona jego życia za wszelką cenę, zaspokojenie swojego pragnienia odnośnie posiadania jego na własność.

Forma yūrei
Uszkodzony lewy oczodół, z którego cieknie ciemna maź, widoczne rany postrzałowe w obrębie klatki piersiowej. Chociaż nie musi oddychać w tej formie, to przy odruchowej próbie słychać charakterystyczne rzężenie. Ubrania są przemoczone, na ziemię cieknie woda zmieszana z krwią.  


Kondycja

Stan fizyczny
W normie.

Stan psychiczny
W normie.


Umiejętności

- Lingwistyka (ojczysty: japoński, dodatkowe: rosyjski, angielski, francuski) – poziom średniozaawansowany – 300 PF
- Siła fizyczna -  poziom podstawowy – 200 PF
- Walka wręcz – poziom podstawowy – 200PF
- Broń palna – poziom podstawowy – 200PF


Wady

- Obsesja (Randolph Varmus, kontraktor) – poziom ciężki
- Obsesja (polowanie na "wilki") - znaczący
- Uzależnienie (adrenalina, kortyzol) – poziom znaczący  
- Zaburzenia agresywne - poziom znaczący
- Zaburzenie depersonalizacji i derealizacji - poziom niewielki
- Urojenia (kategoryzowanie świata pod owce-ogary-wilki) - poziom niewielki
- Uzależnienie (alkohol) – poziom niewielki
- Uzależnienie (papierosy) – poziom niewielki
- Wada wzroku (postępujące pogarszanie się widzenia w lewym oku*) - poziom niewielki  

*w ostatecznym rozrachunku prowadzące do ślepoty, wynik urazu tuż przed śmiercią, na obecnym etapie udaje się utrzymać w miarę stabilny poziom wady
...


W posiadaniu

Mityczne przedmioty
WYPISZ MITYCZNE PRZEDMIOTY
Shikigami
WYPISZ SHIKIGAMI
Technologia
WYPISZ TECHNOLOGIĘ
Inne
Rewolwer Smith&Wesson kal. 38 Special


Historia zmian

[+] 500 PF na start
[+] 500 PF za dodatkowe wady (2 x wada znacząca, 2 x wada niewielka)
[–] 900 PF - Karta Postaci

OBECNY STAN PF: 100


Postać sprawdzona przez: Heizo.


Kariya „Siergiej” Rihito  EXzJXGi
Kariya Siergiej Rihito
maj 2038 roku