Aoi | Shey - Page 2
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Munehira Aoi

Nie 13 Lis - 23:32
First topic message reminder :

 I nie istniała na świecie siła, która byłaby w stanie go powstrzymać przed wsunięciem swoich palców w czyjś sen. Nie istniał żaden szept, nawet najsłodszy i najdelikatniejszy, najbardziej kuszący, któremu udałoby się zmienić jego zdanie. Potrzebował ich — myśli i wspomnień, strzępków informacji, za którymi mógł podążać dalej. Potrzebował ich lęku i strachu, aby budować się na nowo. Potrzebował. Tak wiele potrzebował... Tak wiele pragnął, tak bardzo chciał, a nadal tkwił w zawieszeniu, które paliło nawet niematerialną formę, rozrywając ją wręcz namacalnie, rozwlekając paskudne ciało po chodnikach.

Pachniesz tak, jak smakują czereśnie. Kwaśnym miąższem i cierpką pestką, na której zagryzają się zęby...

 Nie wiedział, w której części miasta rozpoczął wędrówkę, w której się ocknął z zawieszenia, w jakim trwał. Nie wiedział, kiedy powieka na wyblakłej gałce ocznej zatrzepotała kilkukrotnie, dając mu znać, że wrócił, że wyrwał się z gęstego bagna, wyszarpał swoją świadomość i ponownie przywitał kolejną noc. Tak łagodną, jak każda inna, tak beznamiętną i tak rozszalałą w zwierzęcych instynktach jednocześnie. Wiedział jednak, że to, co poczuł, było cudowne i chciał za tym iść dalej. Wędrować w przeczuciu, że dzisiejsze polowanie ofiaruje mu coś więcej niż tylko spocone czoło i gardłowe pomruki bezsilności.
 Czyim sennym paraliżem będzie dzisiaj? Kto podziękuje mu za przyśpieszone bicie serca i bielejące knykcie, zaciskających się na pościeli palców? Kto wyjęczy przez zaciśnięte gardło kilka przekleństw i próśb o pomoc, która nigdy nie nadejdzie? Głos rozbijający się w sapliwym powietrzu, kropelki śliny zbierające się w kącikach warg, które można zebrać palcem i ponownie złożyć na języku. Dlaczego nadal pozostawał parą... dlaczego nie mógł po prostu, namacalnie, od teraz, już, znów sięgać dłońmi ciał, których pożądał...

Twoje włosy pachną tanim szamponem, sztucznym barwnikiem, smogiem zbieranym z ulic... Ale gdzieś pod tą warstwą smrodu znajduje się miodowy przebłysk, ciepło bijące od skóry.

 Podążał. Łagodnie przesuwając się przez noc, korzystając ze zgiełku i hałasu, ukrywając się pod nim, gdyby jego przeczucia co do śledzonej kobiety, że ta jest senkeshą, okazały się prawdą. Chciał jeszcze poczekać, nim go zobaczy. Chciał nadejść z zaskoczenia, zaatakować niczym zdrajca, wbijając nóż między łopatki. Nie był idiotą i zdawał sobie sprawę, że jeżeli najpierw ukaże się przed jej oczami w formie yurei, a nie nocnego koszmaru, zatraci szansę wyciągnięcia z niej informacji. Nie będzie tak skora do współpracy, odwróci się i zniknie. Zniknie jak wszyscy.
 Nasłuchując kroków — najpierw stuknięć przez bruk, kolejno szurania przez gładką powierzchnię asfaltu i przyśpieszony trucht na wysokich schodach ciągnących się w nieskończoność; podążał. Niestrudzenie. Zatrzymując na moment oddech, kiedy zdawało mu się, że przestrzeń rozbija się zbyt dużą ciszą. Oddech, którego już nie potrzebował, ale tęskne resztki człowieczeństwa, jeszcze wierzyły, że płuca potrzebują tlenu.
 I tak jak wytrwale węszył za jej śladem, będąc jej cieniem przez całą drogę, niczym opiekuńczy omen pilnując jej kroków — czekał, aż krzątając się jeszcze w mieszkaniu, uśnie w końcu zmożona trudami dnia, przytłoczona obowiązkami, zostawiając dla niego otwarte drzwi w sam środek rozedrganych myśli.

@Amakasu Shey


Aoi | Shey - Page 2 0YAOCnr
Munehira Aoi

Amakasu Shey ubóstwia ten post.


Munehira Aoi

Sro 19 Kwi - 4:03
    Chcę cierpieć.
    Prośba, która nie została utkana w proszeniu. Niesie się przez zapleśniałą czaszkę yurei, ryjąc ostro w kłębowisku lepkiej mazi, która osiada na maniakalnym umyśle. Krótkie szarpnięcie za nerwy, które wybudza w nim już nie ludzki odruch, a ten na wskroś zwierzęcy. Jednoczy się w myśli z każdym pojedynczym kłem, który przebił się przez skórę, wypuszczając spod rozerwanej tkanki strugę karmazynowej posoki, te kilka lat wstecz, te kilka wspomnień do tyłu, łapiąc oddech wraz z zaciąganiem się psią śliną i własną juchą. Tak rozkosznie. Tak chcianej krwi. Tak potrzebnej, kiedy w konaniu łkał swoje ostatnie życzenia i nadzieje. Śmiech; on rozbija się jako pierwszy, gdy pod językiem ścieli się rozrzewniony kobiecy głos. Nie musi go prosić. Nikt nie musi go prosić o nic. Nikt nie musi być. Nikt nie musi istnieć. Wystarczy, że będzie On, a wszystko inne zacznie układać się w szaleńczy koszmar, jako projekcja własnych przeżyć.
     I w tej dziwnej łagodności, którą nakreśla żałosność spolegliwości śniącej, Aoi układa się nad ciałem Shey wrażeniem piekielnego gorąca. Nie obrazem, a kolejnym odczuciem, przedzierając się przez ścięgna, łaknąc jej kości.  — Zostań jeszcze ze mną... — Niski, sapliwy warkot spoczywa na zarysie małżowiny, kiedy długi język ociera się w swojej szorstkości o policzek, zlizując z niego skórę, a z jałowej smugi, pod tęczówką Shey tka się powoli widmo smukłości, czarnych ramion zakończonych szponami, które rżną przez mrok podłoża tuż przy jej głowie. Wisi nad nią. Jak demon sennego paraliżu. Karykatura splamiona pełnym kanistrem krwi, która ścieka przez wyszczerzony w szaleńczym uśmiechu pysk. Pysk, który uzbrojony jest w gigantyczne kły, niby to ostre szable, nużone w posoce, nektarze życia, który na wieczność już zabarwił białe futro demonicznego wilczura, który w swojej humanoidalnej, gigantycznej posturze, karmi się lękiem swoich ofiar. Powoli, ale bez rozsądku. W brutalnej zachłanności.
    Puste, sczerniałe oczodoły spozierały w twarz Amakasu, nie widząc jej, nie dostrzegając nawet drobnego ruchu warg czy przesunięcia się jej spojrzenia. Czuł. I chciał, aby ona czuła, kiedy język, niczym różowy, oskórowany z łusek wąż, spłynął bezwładem lepkiego mięśnia na krtań, z gardzieli wypuszczając nie jeden warkot, a symfonie setek bezpańskich skowytów. 

     Zostań jeszcze ze mną albo zdechnij; niczym krwawa łuna tryskająca z rozerwanej aorty, słowa nie wymówione, a wysapane w jaźń, tną tkankę świadomości, a korpus bestii opada w dół, dociskając w suchym zarysie mięśni kobiece ciało w próżnię, niby to w smołę, która zaczyna pochłaniać ją niczym ruchome piaski, łaknąc każdego skrawka jej egzystencji dla siebie. Potrzebował jej. Tak cholernie jej potrzebował.

    Sen zaczyna się rozmywać, powoli pierzchnąć razem z potliwą kałużą na pościeli, wspólnie z gorączką, która rozwiera usta, suchością układając się na podniebieniu. Ma już tak niewiele czasu. Potrzebuje jej.
    Oddech, głęboki, stęchły, ściekający gęstą śliną, która wlewa się w kąciki oczu, znacząc łzawą ścieżkę przez policzki. Bo kiedy język odrywa się od kobiecego obojczyka, syk kończy się w kłach zagłębiających się na gardzieli, miażdżąc ją w trzasku tchawicy. Zgrzyt kośćca, który trze o siebie, ścierając szkliwo zębisk bestii. Krople juhy wędrujące w ciemność, błyszcząc niczym drogocenne szmaragdy. I ten śmiech...

     Śmiech.

     Perlisty śmiech, który w ułamku sekundy tka się w szaleństwie, a powieki gwałtownie unoszą się ku górze.

Koniec snu.



Aoi | Shey - Page 2 0YAOCnr
Munehira Aoi

Amakasu Shey ubóstwia ten post.

maj 2038 roku